- Opowiadanie: gypsyking92 - STARUCHA

STARUCHA

Cześć! Mam na imię Mar­cin i to co znaj­dzie­cie po­ni­żej, jest moim pierw­szym opo­wia­da­niem pu­bli­ko­wa­nym na forum Nowej Fan­ta­sty­ki jak i przed szer­szym gro­nem w ogóle. Mimo, iż jest to mój de­biut, nie boję się...ba! – nawet ocze­ku­ję kon­struk­tyw­nej kry­ty­ki i mam na­dzie­ję na Waszą pomoc w roz­wi­ja­niu swo­je­go warsz­ta­tu.

Tym­cza­sem, za­pra­szam Was do lek­tu­ry :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

STARUCHA

 – Mia­łem sen.

 – Opo­wiedz mi.

 Po­pa­trzył na nią zmę­czo­nym wzro­kiem, w jej oczach wi­dział tylko pust­kę. Wy­da­wa­ło się, że każdy mię­sień na jej twa­rzy jest na­pię­ty, jakby cze­ka­ła na coś nie­unik­nio­ne­go, coś co miało spaść na nich w każ­dej chwi­li.

 – Póź­niej – po­wie­dział i wy­szedł z domu.

 Od­pro­wa­dzi­ła go wzro­kiem i przez chwi­lę, wpa­try­wa­ła się w ścia­nę lasu w któ­rej znik­nął. Jak zwy­kle, tym co ude­rzy­ło ją naj­bar­dziej była cisza. Czuła ją całą sobą, ob­le­pia­ją­cą całe ciało, peł­za­ją­cą po karku i za­ty­ka­ją­cą uszy.

 Spoj­rza­ła w niebo. Miało kolor stali, zresz­tą nie pa­mię­ta­ła żeby ostat­nio było inne. Brud­ne chmu­ry wi­sia­ły na ich domem, nawet się nie po­ru­sza­jąc. Bez­wietrz­na cisza.

 Oni już nie wrócą, to nic nie zmie­ni – usły­sza­ła cichy głos, jakby ktoś szep­tał jej do ucha. Po­wo­li się od­wró­ci­ła i we­szła z po­wro­tem do sieni. Sta­ru­cha jak zwy­kle sie­dzia­ła w sta­rym fo­te­lu, przy­kry­ta ko­ca­mi po samą szyję. Reszt­ki si­wych wło­sów, blade, pra­wie ślepe oczy i wy­su­szo­na twarz. Ko­bie­ta wzdry­gnę­ła się na jej widok. 

 Po po­łu­dniu ze­rwał się wiatr i za­czął padać deszcz. Cięż­kie kro­ple ude­rza­ły o okna, wy­gry­wa­jąc ko­ją­cą dla uszu me­lo­dię. Uciecz­ka z głu­chej ciszy, chwi­la wy­tchnie­nia.

Zofia sie­dzia­ła w kuch­ni, przed kub­kiem zim­nej her­ba­ty. Nie wy­pi­ła ani kro­pli. Wpa­trzo­na w po­go­dę za oknem, wpa­dła w swo­isty trans, myśli gdzieś ule­cia­ły, wzrok i słuch sku­pi­ły się na desz­czu, który mimo, iż za szybą, wy­płu­ki­wał mrok gnież­dżą­cy się w jej gło­wie. Za­tra­cić się w tym sta­nie, za­sty­gnąć ni­czym posąg i trwać w wiecz­no­ści, roz­pa­da­jąc się pod wpły­wem czasu i prze­paść w nie­by­cie. 

Nagle, po­czu­ła, że coś z niej ule­cia­ło. Przez uła­mek se­kun­dy miała wra­że­nie, że usły­sza­ła śpiew pta­ków, prze­bi­ja­ją­cy się przez deszcz.

 – Kim je­steś? – rzu­ci­ła w kie­run­ku fo­te­la, od­wra­ca­jąc głowę. Sta­ru­cha pa­trzy­ła się pro­sto w jej oczy. Za oknem ro­bi­ło się coraz ci­szej, aż nagle ostat­nie kro­ple wy­lą­do­wa­ły z de­li­kat­nym stu­ko­tem i na­sta­ła cisza. 

 Wzrok sta­ru­chy był nie­mal na­ma­cal­ny i po­mi­mo, iż nawet nie wy­ko­na­ła naj­drob­niej­sze­go ruchu, się­gnę­ła ku Zofii, du­sząc w za­rod­ku ten lichy ochłap na­dziei, który nie wia­do­mo skąd, po­ja­wił się nagle w jej sercu. Cia­łem ko­bie­ty prze­szedł dreszcz, a w jej wnę­trze znowu wkradł się cień. W tym mo­men­cie, Zofia wsta­ła i wy­szła z chaty, nawet nie ocie­ra­jąc łzy, która wła­śnie spły­nę­ła jej po po­licz­ku. 

 Praca na po­dwó­rzu była cięż­ka, ale sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca. Zmę­czo­ne ciało było ulgą dla umy­słu, który był wy­cień­czo­ny przez cały czas. Obo­wiąz­ki do­mo­we wy­ko­ny­wa­ła z wy­jąt­ko­wą sta­ran­no­ścią, nie wie­dzia­ła dla­cze­go i po co, jed­nak ro­bi­ła to. Wie­dzia­ła, że musi. Nigdy jed­nak, nie pa­mię­ta­ła co do­kład­nie ro­bi­ła.

 Kiedy szła w kie­run­ku skła­du drew­na, zo­ba­czy­ła dzie­ci ba­wią­ce się przy le­śnej ścież­ce. Jak przez mgłę, wy­da­wa­ło jej się, że to syn i córka, są­sia­dów, któ­rzy miesz­ka­li po dru­giej stro­nie lasu. 

 – Dzień dobry! – krzyk­nę­ła dziew­czyn­ka.

 Zofia przez chwi­lę miała chęć pod­biec do nich, chwy­cić w ra­mio­na i przy­tu­lić. Potem zła­pać każde za rękę i uciec, nie ważne gdzie. Przed sie­bie, jak naj­da­lej stąd. Myśl ta, jed­nak tak szyb­ko ule­cia­ła, jak szyb­ko się po­ja­wi­ła. 

 Dzie­ci po­de­szły do ogro­dze­nia, wpa­tru­jąc się w ko­bie­tę. Wy­da­wa­ła się młoda, ale wy­glą­da­ła okrop­nie staro. Za­pad­nię­te po­licz­ki, po­skle­ja­ne włosy i te oczy. Tak smut­nych oczu nigdy nie wi­dzie­li. Wpa­tru­jąc się w nie, po­czu­li się dziw­nie i nie­swo­jo, jakby miały ich po­chło­nąć, ni­czym mrocz­ne stud­nie bez dna. 

 – Idź­cie stąd – po­wie­dzia­ła cicho, po czym od­wró­ci­ła się i ru­szy­ła przez po­dwó­rze. Dzie­ci spoj­rza­ły po sobie i ucie­kły w las. 

 Wra­ca­jąc, rzu­ci­ła okiem na ścież­kę, przez se­kun­dę znowu miała ocho­tę rzu­cić się za tymi dzie­cia­ka­mi, po­biec razem z nimi. Ale ta chęć prze­szła, kiedy po­czu­ła na swoim karku du­szą­cy od­dech sto­ją­ce­go za nią domu.

 Wie­czo­rem, kiedy za­szło słoń­ce, usły­sza­ła kroki przed domem i unio­sła głowę na­słu­chu­jąc. Drzwi się otwo­rzy­ły i sta­nął w nich Marek. Był bar­dzo spię­ty, kątem oka spoj­rzał na sta­ru­chę, po czym udał się do ła­zien­ki. 

 Stał przed brud­nym lu­strem i przy­glą­dał się rdza­wym za­cie­kom. Pró­bo­wał od­krę­cić kran, ale ten uro­nił za­le­d­wie kro­plę. Oparł się o zlew. Myśli po­ja­wia­ły się i ucie­ka­ły z jego głowy, miał wra­że­nie, że jego skro­nie zaraz eks­plo­du­ją. Uniósł głowę i spoj­rzał na swoją twarz, nie po­zna­wał sie­bie. Kogo w za­sa­dzie miał po­zna­wać? Nie wie­dział kim był kie­dyś i co gor­sza, nie wie­dział kim jest teraz. 

 Nie był w sta­nie stwier­dzić, ile czasu spę­dził przed lu­strem, ale w końcu się ock­nął i wy­szedł z ła­zien­ki. W dro­dze do sy­pial­ni, kątem oka zaj­rzał do kuch­ni. Sie­dzia­ła tam, jak za­wsze. A teraz pa­trzy­ła pro­sto na niego. 

 Kiedy wszedł do sy­pial­ni, Zofia sie­dzia­ła na łóżku. Słaby blask lampy naf­to­wej oświe­tlał po­miesz­cze­nie. 

 – Gdzie byłeś? 

 – Nie pa­mię­tam – od­po­wie­dział i usiadł obok niej. 

 Nie do­ty­ka­li się, nie przy­tu­la­li. Zofia i Marek, przy­kur­cze­ni, wpa­trze­ni w za­grzy­bio­ną ścia­nę. Każde z osob­na, uwię­zio­ne w swo­jej wła­snej klat­ce, za­gu­bio­ne w swo­jej wła­snej gło­wie, ale pod­da­ne temu sa­me­mu de­mo­no­wi. 

 Noce były naj­gor­sze. Nie pa­mię­ta­li kiedy ostat­nio spali, cho­ciaż za­sy­pia­li co noc. Nie chcie­li, jed­nak tego pa­mię­tać. To wła­śnie po za­cho­dzie słoń­ca przy­cho­dził mrok, któ­re­go nie ro­zu­mie­li i który de­fi­nio­wał ich życie za dnia. 

 – Boję się – wy­szep­ta­ła Zofia, a po chwi­li do­da­ła – Opo­wiesz mi? Twój sen.

 Marek wstał i zga­sił lampę. Ciem­ność jaka ich ogar­nę­ła, spo­wo­do­wa­ła, że z ust Zofii ule­ciał niemy krzyk. Ła­pa­ła łap­czy­wie po­wie­trze, jakby się du­si­ła. Po chwi­li osu­nę­ła się na łóżko i pod­wi­nę­ła nogi do brody.

– Boję się – wy­szep­ta­ła po­now­nie.

 – Ja też – Marek po­ło­żył się obok, jego cięż­ki od­dech sta­wiał wy­raź­ne stem­ple w gę­stej jak smoła nocy.

 Sen był dla nich czymś w ro­dza­ju tor­tu­ry, nie wie­dzie­li dla­cze­go, ale to wła­śnie we śnie ogar­niał ich naj­więk­szy strach. Skraj­nie zmę­cze­ni, jed­nak za wszel­ką cenę sta­ra­li się nie za­sy­piać. 

 A kiedy już któ­reś za­mknę­ło oczy, po­grą­ża­jąc się we śnie, za­wsze była tam ona. Sta­ru­cha, rzad­ko się od­zy­wa­ła, rzad­ko coś ro­bi­ła, prze­waż­nie wbi­ja­ła w nich tylko swój wzrok. I było to wy­star­cza­ją­ce, macki sza­leń­stwa owi­ja­ły się wokół nich, du­sząc i od­bie­ra­jąc rozum.

 Ile to trwa­ło? Czy tak było od za­wsze?

 Zda­wa­ło im się, że wie­dzie­li gdzie miesz­ka­ją, gdzieś w pod­świa­do­mo­ści wie­dzie­li, że nie­da­le­ko jest mia­sto. Może miesz­ka­li tam lu­dzie. Może ich życie wy­glą­da­ło ina­czej. Zda­wa­ło im się, że oni sami kie­dyś wie­dli inny żywot. Może byli szczę­śli­wi? Ale czym jest szczę­ście? A może nie ist­nie­je nic ta­kie­go, może nie ma in­nych ludzi. Nie ma szczę­ścia, jest tylko ciem­ny las, ich chata i sta­ru­cha w fo­te­lu. Każda myśl i uczu­cie inne niż strach, ula­ty­wa­ły z ich głowy, jakby nie­po­żą­da­ne przez wła­sny rozum, który łak­nął tylko grozy i bez­na­dziei. 

 Zofia prze­bu­dzi­ła się. Była zlana zim­nym potem, a przed ocza­mi miała jesz­cze prze­ra­ża­ją­cą twarz sta­ru­chy, która na­wie­dzi­ła ją we śnie. Wy­czu­ła, że le­żą­cy obok Marek drży i skom­li. Od­wró­ci­ła się i zo­ba­czy­ła, że trzy­ma się za głowę i pła­cze. 

 Po chwi­li wstał z łóżka i po­wol­nym kro­kiem ru­szył do drzwi. 

 – Marek? – wy­szep­ta­ła, ale on jej nie słu­chał. Po­wo­li je otwo­rzył i spoj­rzał w kie­run­ku kuch­ni. Zofia do­strze­gła ją kątem oka, ale tym razem sta­ru­cha nie sie­dzia­ła w fo­te­lu. Stała wy­pro­sto­wa­na tuż pod ich drzwia­mi i pa­trzy­ła na Marka.

 – Je­stem już na­je­dzo­na – po­wie­dzia­ła, skrze­czą­cym gło­sem. Nie mieli po­ję­cia, co to ozna­cza, jed­nak dla oboj­ga, nie wia­do­mo dla­cze­go, za­brzmia­ło to jak wyrok. 

Marek wy­szedł z sy­pial­ni i za­mknął za sobą drzwi.

 Zofia po­wo­li ze­szła z łóżka i padła na pod­ło­gę, nie miała sił wstać. W jej gło­wie ko­tło­wa­ło się coś czego nie po­tra­fi­ła na­zwać. Jakby dzika be­stia wal­czy­ła z jej czasz­ką, aby się z niej w końcu wy­rwać. 

Prze­szła na czwo­ra­kach pod drzwi, a potem się o nie opar­ła. Po­czu­ła, że z jej nosa wy­pły­wa stróż­ka krwi. Po­czu­ła jej me­ta­licz­ny smak, kiedy ta spły­nę­ła na usta.

Od kiedy Marek wy­szedł z po­ko­ju mi­nę­ło kilka minut, jed­nak ona nie była w sta­nie od­czuć upły­wa­ją­ce­go czasu, wy­da­wa­ło się jej, że jest po­grą­żo­na w ab­so­lut­nej nocy, że ten stan bę­dzie trwał wiecz­ność.

 W pew­nym mo­men­cie, usły­sza­ła do­bie­ga­ją­cy z kuch­ni trzask, a potem drugi, gło­śniej­szy. Ock­nę­ła się i przy­ło­ży­ła ucho do drzwi, zza któ­rych do­cho­dzi­ło okrop­ne rzę­że­nie, prze­pla­ta­ne pla­ska­ją­cy­mi ude­rze­nia­mi i ciche, prze­ry­wa­ne jęki. Serce po­de­szło jej do gar­dła, za­czę­ła się cofać w kie­run­ku łóżka. Kiedy już się na nie wczoł­ga­ła, na­kry­ła się cała kocem i cze­ka­ła. Czuła prze­ra­że­nie, które wy­pły­wa­ło z niej wraz z potem. Śmier­dzia­ło roz­ko­pa­ną zie­mią i zgni­łym mię­sem.

 Nie­dłu­go póź­niej, usły­sza­ła skrzy­pie­nie otwie­ra­nych drzwi.

 – To był mój sen – głos Marka była inny, przy­głu­szo­ny. 

 Kiedy Zofia zsu­nę­ła z głowy koc, zo­ba­czy­ła go, ską­pa­ne­go w krwi. W ciem­no­ści wy­róż­nia­ły się je­dy­nie biał­ka jego oczu, two­rząc ma­ka­brycz­ną maskę na jego twa­rzy. Stał tak i pa­trzył się na nią, już nic wię­cej nie mó­wiąc, a ona pa­trzy­ła na niego, zbyt prze­ra­żo­na by wy­ko­nać ja­ki­kol­wiek ruch, by co­kol­wiek po­wie­dzieć.

 W tym mo­men­cie, w po­ko­ju na­stał pół­mrok, naj­wi­docz­niej za­czę­ło wscho­dzić słoń­ce. Do­pie­ro teraz za­uwa­ży­ła co trzy­ma w ręku. Była to głowa sta­ru­chy.

 Trzy­mał ją za włosy, zle­pio­ne krwią. Z jej roz­szar­pa­ne­go karku, ka­pa­ła ciem­na ciecz. Po raz pierw­szy w życiu Zofia wi­dzia­ła, żeby jej oczy były za­mknię­te i od­czu­ła ulgę. Po jej po­licz­ku po­pły­nę­ła łza, a potem nagle wy­bu­chła nie­kon­tro­lo­wa­nym pła­czem, krzy­cza­ła i biła pię­ścia­mi w ma­te­rac. Po chwi­li zdała sobie spra­wę, że się śmie­je. Czuła, że coś z niej ze­szło, że zrzu­ci­ła jakiś cię­żar i wtedy spoj­rza­ła po­now­nie na Marka.

 I zro­zu­mia­ła.

 Zro­zu­mia­ła, że on pa­mię­ta i ona w tym mo­men­cie też sobie przy­po­mnia­ła. Wszyst­ko. I wtedy, pękło jej serce. 

 

***

 

 

 – Pójdę tam i po­roz­ma­wiam z tym fa­ce­tem. Dzie­cia­ki mówią, że prze­sia­du­je w lesie. Po pro­stu sie­dzi na ja­kimś pnia­ku i ca­ły­mi dnia­mi gapi się w jeden punkt w ziemi. 

 – Nie uwa­żasz, że dzie­cia­ki prze­sa­dza­ją?

 – Nie wiem, Kasia mówi, że pod­glą­da­li go od kilku dni i że się go boją, nie mogą się swo­bod­nie bawić. Roz­ma­wia­łem z mle­cza­rzem, po­dob­no miesz­ka z żoną i dzieć­mi po dru­giej stro­nie lasu. Po­ga­dam z nim i tyle. Może dzie­cia­ki fak­tycz­nie prze­sa­dza­ją, ale wole się upew­nić, że to nie­groź­ny typ. Poza tym to i tak nasi naj­bliż­si są­sie­dzi. Prze­pro­wa­dzi­li­śmy się tu mie­siąc temu, może już naj­wyż­sza pora, żeby ich po­znać. 

 – Masz rację, ale wiesz, że nasze dzie­cia­ki mają bujną wy­obraź­nie. W każ­dym razie, jeśli wy­da­dzą ci się w po­rząd­ku to może ich za­pro­si­my do nas na ko­la­cję. Mó­wi­łeś, że mają dzie­ci, a na tej wsi bę­dzie cięż­ko o ko­le­żeń­stwo dla Antka i Kasi.

 – Do­brze, pójdę naj­pierw do lasu, może go tam spo­tkam, a jeśli nie, to pod­sko­czę do ich domu. Po­sta­ram się to szyb­ko za­ła­twić i zaraz wra­cam.

 

***

 

 

 Zna­le­zie­nie miej­sca o jakim mó­wi­ły dzie­ci, nie za­ję­ło mu zbyt wiele czasu. Wy­raź­nie wspo­mi­na­ły o prze­wró­co­nej so­śnie, na któ­rej rze­ko­mo prze­sia­dy­wał ich są­siad, miesz­ka­ją­cy za lasem. Zresz­tą, ich słowa się po­twier­dzi­ły, kiedy zna­lazł ślady mę­skich butów. Jego uwagę zwró­ci­ła dość mocno roz­ko­pa­na zie­mia, na któ­rej leżał zdep­ta­ny goź­dzik. Ro­zej­rzał się jesz­cze przez chwi­lę, ale ni­cze­go wię­cej nie za­uwa­żył. Nic tu po mnie, po­my­ślał i skie­ro­wał się ku le­śnej ścież­ce.

 Pierw­szym, co rzu­ci­ło mu się w oczy, było znisz­czo­ne ogro­dze­nie. Po­ła­ma­ne, po­ra­sta­ją­ce mchem szta­che­ty nie były dobrą wi­zy­tów­ką. Potem uj­rzał dom, który pre­zen­to­wał się jesz­cze go­rzej. Po­my­ślał, że ta ru­de­ra na­da­je się tylko do roz­biór­ki. 

 Wszedł na po­se­sję i ro­zej­rzał się. Nie wie­dział dla­cze­go, ale prze­szedł go dreszcz. Wszyst­ko było za­ro­śnię­te i za­nie­dba­ne, w po­rów­na­niu do ich pe­dan­tycz­nie utrzy­ma­ne­go domu ro­bi­ło to bar­dzo nie­przy­jem­ne wra­że­nie. Poza tym uno­sił się tam dziw­ny za­pach. 

 Spoj­rzał na dom i po­czuł nie­po­kój. Nie po­tra­fił stwier­dzić dla­cze­go, ale jakoś nie uśmie­cha­ło mu się pod­cho­dzić do drzwi wej­ścio­wych. Po­krę­cił się jesz­cze chwi­lę po obej­ściu, mając na­dzie­ję, że któ­ryś z do­mow­ni­ków za­uwa­ży go przez okno i wyj­dzie mu na przy­wi­ta­nie. 

 Nic się jed­nak nie wy­da­rzy­ło, a ko­lej­ną rze­czą, przez którą włos zje­żył mu się na gło­wie była kom­plet­na cisza. Zdał sobie spra­wę, że mimo iż dom znaj­du­je się tuż przy lesie, nie sły­szy żad­nych pta­ków.

 – Sła­wek, ty idio­to, bądź męż­czy­zną – mruk­nął do sie­bie i uśmiech­nął się pod nosem. 

 Ru­szył w kie­run­ku domu, ale kątem oka zo­ba­czył, że otwar­te są drzwi od ga­ra­żu, więc po­sta­no­wił naj­pierw spraw­dzić tam. 

 Widok jaki uj­rzał, zo­stał w jego pa­mię­ci do końca życia, ale nie zda­wał sobie spra­wy, że to co miał zo­ba­czyć za chwi­lę spra­wi, że już nigdy nie bę­dzie takim samym czło­wie­kiem.

 Kiedy już ode­rwał wzrok od otwar­tych oczu wi­siel­ca, który wy­da­wał się pa­trzeć pro­sto na niego, zła­pał się za kie­szeń i uświa­do­mił sobie, że nie ma przy sobie te­le­fo­nu. Ru­szył bie­giem w kie­run­ku domu.

 – Halo! Jest tu ktoś?! – krzy­czał, a kiedy do­biegł do drzwi i za­pu­kał mocno, te otwo­rzy­ły się na oścież. W pa­ni­ce wszedł do środ­ka. W całym domu po­roz­rzu­ca­ne były dzie­cię­ce ubran­ka i za­baw­ki. Zaj­rzał do kuch­ni, ale ni­ko­go tam nie było, więc ru­szył w stro­nę lekko uchy­lo­nych drzwi do sy­pial­ni. 

 – Prze­pra­szam, jest tu…

 Jego buty, za­nu­rzy­ły się w wiel­kiej ka­łu­ży krwi, któ­rej źró­dło znaj­do­wa­ło się na środ­ku po­ko­ju. Zo­ba­czył klę­czą­cą na ko­la­nach ko­bie­tę, białą jak śnieg, któ­rej oczy były otwar­te tak samo, jak oczy wi­siel­ca i tak samo jak jego oczy, mar­twe. Obok leżał ku­chen­ny nóż. 

Naj­strasz­niej­sza, była wła­śnie poza w ja­kiej za­sty­gła. Ma­ka­brycz­ny posąg, wy­da­wał się cier­pie­niem w czy­stej, zma­te­ria­li­zo­wa­nej po­sta­ci. A jego uko­ro­no­wa­niem, oka­za­ły się dwa ma­leń­kie bu­ci­ki, trzy­ma­ne przez dło­nie po­ma­lo­wa­ne za­sty­głą krwią, która wy­la­ła się z po­cię­tych głę­bo­ki­mi ra­na­mi przed­ra­mion. 

 

 

***

 

 

Karol był w wy­śmie­ni­tym hu­mo­rze. Wra­cał wła­śnie ze spo­tka­nia służ­bo­we­go, na któ­rym do­wie­dział się, że do­stał długo wy­cze­ki­wa­ny awans. Teraz te pa­choł­ki z dzia­łu mar­ke­tin­gu, będą mogli mu na­sko­czyć. Jesz­cze kilka lat i znaj­dzie się na samym szczy­cie. Tak, z pew­no­ścią życie ukła­da­ło się po jego myśli.

Spoj­rzał na sie­dze­nie pa­sa­że­ra. Kupił wino i kwia­ty dla swo­jej żony. Wino wy­pi­je nie­ste­ty sam, bo San­dra była w ósmym mie­sią­cu ciąży.

Na do­da­tek, jesz­cze ta po­se­sja, którą nie­daw­no ku­pi­li. Co praw­da, znaj­do­wa­ła się tam praw­dzi­wa ru­de­ra, po­dob­no nie­za­miesz­ka­na od ponad dwu­dzie­stu lat, ale te­re­ny na któ­rych stała były prze­pięk­ne. Ku­pi­li ją w eks­tra cenie i zbu­rzy­li ruiny, które się tam znaj­do­wa­ły, po czym wy­bu­do­wa­li nowy dom. 

 Po całym życiu spę­dzo­nym w mie­ście, chcie­li wresz­cie od­po­cząć od tego ca­łe­go zgieł­ku, ha­ła­su i wiecz­ne­go pędu jakim cha­rak­te­ry­zo­wał się ich do­tych­cza­so­wy byt. To miej­sce, wy­da­wa­ło im się ide­al­ne.

Otwo­rzył bramę i wje­chał do ga­ra­żu, który stał tu już przed tym jak ku­pi­li tę dział­kę, ale nie był w złym sta­nie, więc go tylko wy­re­mon­to­wał i tro­chę po­więk­szył. Wy­cią­gnął wino i kwia­ty i ru­szył w kie­run­ku drzwi. Idąc przez po­dwó­rze, rzu­cił okiem na pięk­ny ogród, o który trosz­czy­ła się jego żona. Z pew­no­ścią miała rękę do kwia­tów, a on lubił pa­trzeć jak się nimi zaj­mu­je.

Zanim na­ci­snął na klam­kę, drzwi otwo­rzy­ły się i sta­nę­ła w nich San­dra. Uśmie­cha­ła się sze­ro­ko, ale było w tym uśmie­chu coś dziw­ne­go. Wy­da­wał mu się wy­mu­szo­ny, jakby same usta wy­gi­na­ły się w łuk, pod­czas gdy oczy po­zo­sta­wa­ły puste. Po­czuł ukłu­cie nie­po­ko­ju.

– Mamy go­ścia – po­wie­dzia­ła i po­pro­wa­dzi­ła go do sa­lo­nu.

Spoj­rzał na nią po­now­nie, ale uśmiech znik­nął z jej twa­rzy. Pa­trzy­ła na niego, ale wy­glą­da­ła jakby go nie po­zna­wa­ła. Trzy­ma­ła ręce na brzu­chu, jakby chcia­ła przed czymś chro­nić ich nie­na­ro­dzo­ne dziec­ko. Była prze­ra­żo­na.

– San­dra? – za­py­tał i do­pie­ro teraz zo­ba­czył po­stać sie­dzą­cą na fo­te­lu. Po kilku se­kun­dach wpa­try­wa­nia się w oczy sta­rej ko­bie­ty, kwia­ty wy­pa­dły mu z ręki, a wino roz­trza­ska­ło się o pod­ło­gę. W jego gło­wie po­ja­wi­ło się coś mrocz­ne­go, nie­na­zwa­ne­go, coś co wy­wo­ła­ło pa­ra­li­żu­ją­cy strach, który ści­snął go jak ima­dło. 

– Sta­ru­cha mówi, że jest głod­na – po­wie­dzia­ła cicho San­dra, a z jej oczu po­pły­nę­ły łzy. 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Opo­wia­da­nie wy­ma­ga wielu po­pra­wek, prze­cin­ków bra­ku­je nade wszyst­ko w miej­scach przed wy­ra­że­nia­mi, za­wie­ra­ją­cy­mi słowo “który”, do­strze­głam rów­nież wy­ra­zy bez po­praw­nych liter na ich koń­cach (jest E za­miast Ę); wy­stę­pu­ją także po­wtó­rze­nia. 

Myślę, że na spo­koj­nie mo­żesz prze­czy­tać sobie raz jesz­cze cały tekst i bez pro­ble­mu wy­chwy­cisz więk­szość spraw tech­nicz­nych. Ja tak robię, bo do po­praw­nej pi­sow­ni mi jesz­cze bar­dzo da­le­ko. :)

 

Za to treść! WOW! Bio­rąc pod uwagę Twój wiek oraz de­biut pi­sar­ski, gra­tu­lu­ję ser­decz­nie! Świet­ny po­mysł, do­sko­na­ła groza, zna­ko­mi­ty hor­ror! :)

Wiele opi­sów – nad­zwy­czaj pla­stycz­nych. Ty­tu­ło­wą po­stać można sobie bez pro­ble­mu stwo­rzyć w my­ślach – za­dba­łeś o to. :)

Wy­obra­zi­łam sobie na­krę­co­ny na tej pod­sta­wie na­praw­dę wy­bit­ny film grozy/dresz­czo­wiec. :)

Po­zdra­wiam. ;)

Pe­cu­nia non olet

Dzień do­be­rek. Wy­czu­łem hor­ror, więc wbi­jam, a jak!

 

Brud­ne chmu­ry wi­sia­ły na ich domem, nawet się nie po­ru­sza­jąc.

→ nad 

 

– To był mój sen(.)głos Marka była inny, przy­głu­szo­ny. 

→ Kropa po “sen” i “głos” z dużej.

 

W ciem­no­ści wy­róż­nia­ły się je­dy­nie biał­ka jego oczu, two­rząc ma­ka­brycz­ną maskę na jego twa­rzy.

→ Tro­chę po­wtó­rzeń to­wa­rzy­szy tek­sto­wi, tutaj przy­kład. 

 

Naj­strasz­niej­sza, była wła­śnie poza w ja­kiej za­sty­gła.

→ Usu­nął­bym prze­ci­nek, ale przede wszyst­kim słowo “wła­śnie”. Źle to brzmi. 

 

No to tak – nie sku­pia­łem się zbyt­nio na kwe­stiach tech­nicz­nych, gdyż przy hor­ro­rach bar­dziej wsią­kam w treść ;) Ale… czy­ta­ło się nieco cięż­ka­wo – fak­tycz­nie prze­cin­ki cza­sem zo­sta­ją umiesz­czo­ne mocno nie­traf­nie i szyki co po­nie­któ­rych zdań rów­nież wy­bi­ja­ły mnie z rytmu. 

Spoj­rzał na dom i po­czuł nie­po­kój. Nie po­tra­fił stwier­dzić dla­cze­go, ale jakoś nie uśmie­cha­ło mu się pod­cho­dzić do drzwi wej­ścio­wych.

→ Po­czuł nie­po­kój/Nie uśmie­cha­ło mu się pod­cho­dzić do drzwi – mało to hor­ro­ro­we ;) 

 

Co do hor­ro­ru – tro­chę słabo. Zbyt­nio nie po­czu­łem kli­ma­tu i ogól­nie po prze­czy­ta­niu Two­je­go tek­stu nie do końca ro­zu­miem po­sta­ci Sta­ru­chy. Toż to jakaś po­stać z sen­ne­go kosz­ma­ru ala Fred­dy Kru­eger? No tak to ode­bra­łem, zresz­tą motyw z kosz­ma­ra­mi to może nie­zbyt ory­gi­nal­ny po­mysł, ale no jak coś jest do­brze ogra­ne to może za­im­po­no­wać. W tym przy­pad­ku jed­nak nie za­im­po­no­wa­ło. Może cze­goś nie za­ła­pa­łem? Może. 

Tak więc w prze­ci­wień­stwie do ko­men­ta­tor­ki po­wy­żej, nie po­czu­łem grozy. Co praw­da jest dziw­nie od sa­me­go po­cząt­ku, ale na sło­wie “dziw­ne” bym skoń­czył. 

Tak więc pod­su­mo­wu­jąc – mnie nie prze­ko­na­ło ani tre­ścią, ani formą, jed­nak mogę mo­ty­wo­wać do dal­szej pracy, bo wia­do­mo, że to po­cząt­ki są naj­trud­niej­sze ;) 

Po­zdro! 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Cześć Wam!

 

bruce, bar­dzo Ci dzię­ku­ję za ten ko­men­tarz! Jest bar­dzo bu­du­ją­cy i bar­dzo się cie­szę, że ci się po­do­ba­ło :)

Co do błę­dów, to oczy­wi­ście mam świa­do­mość, że je po­peł­niam i bar­dzo dzię­ku­ję za wy­tknię­cie ich, bo to z pew­no­ścią po­mo­że mi w dal­szym pi­sa­niu. Wy­da­je mi się, że im wię­cej razy spraw­dzam swoje tek­sty pod tym kątem, tym wię­cej ta­kich pro­stych błę­dów mi umyka. 

 

Ne­ar­De­ath, Tobie rów­nież dzię­ku­ję, za bar­dzo war­to­ścio­wy ko­men­tarz! Jeśli cho­dzi o błędy tech­nicz­ne, to tak jak na­pi­sa­łem wyżej, muszę się bar­dziej skon­cen­tro­wać przy pi­sa­niu i póź­niej­szych po­praw­kach tek­stu. 

Jeśli cho­dzi zaś o fa­bu­łę, to tro­chę szko­da, że Ci nie przy­pa­dło do gustu, ale w pełni Cię ro­zu­miem :) Mimo to, cie­szę się jed­nak, że uzna­łeś opo­wia­da­nie za “dziw­ne”, bo to był jeden z ele­men­tów na któ­rym mi za­le­ża­ło. Co do po­sta­ci Sta­ru­chy, to nie chcia­łem jej de­fi­nio­wać w jasny spo­sób, tylko zo­sta­wić tro­chę miej­sca na in­ter­pre­ta­cje, gdyż wy­da­je mi się, że wy­obraź­nia czy­tel­ni­ka pod­po­wie mu za­wsze to czego su­biek­tyw­nie się oba­wia naj­bar­dziej i dla mnie to chyba naj­waż­niej­sza część do­bre­go hor­ro­ru(boimy się nie­zna­ne­go). Jeśli miał­bym przed­sta­wić swoją in­ter­pre­ta­cję, to dla mnie Sta­ru­cha jest de­mo­nem, który po­przez opę­ta­nie żywi się prze­ra­że­niem i cier­pie­niem miesz­kań­ców owego te­re­nu. 

 

Jesz­cze raz ser­decz­nie dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze i liczę, że ktoś jesz­cze bę­dzie chęt­ny do wy­ra­że­nia swo­je­go zda­nia :) 

No tro­chę su­ro­wy ten ko­men­tarz mi wy­szedł, ale bez zło­śli­wo­ści i wszyst­ko w celu by ko­lej­ne tek­sty były lep­sze. Hor­ro­ry to ja lekko mó­wiąc lubię, więc faj­nie, że od nich de­biu­tu­jesz ;) Cie­kaw je­stem co dalej Ci wyj­dzie, bo po­mi­mo za­rzu­tów po­ten­cjał jest. Ta hi­sto­ria mi nie po­de­szła, ale przy­szłe? Kto wie? Zga­dzam się jak naj­bar­dziej jed­nak z po­dej­ściem do hor­ro­ru, że naj­bar­dziej boimy się nie­zna­ne­go – to dobry kie­ru­nek. Tak samo do­brym kie­run­kiem jest gdy tekst nie jest wła­śnie jed­no­znacz­ny – pole do in­ter­pre­ta­cji, nie­ja­sno­ści, ta­jem­ni­cy – tutaj pró­bo­wa­łeś tak wła­śnie za­grać. Jest to za­pew­ne lep­sze niż hi­sto­ryj­ki o po­twor­ku, który na końcu zeżre swoją ofia­rę i tyle z hi­sto­rii. 

https://www.fantastyka.pl/loza/17

Tu lin­ku­ję po­rad­nik do­ty­czą­cy be­to­wa­nia – ta­kiej po­mo­cy dla au­to­ra po­le­ga­ją­cej na do­szli­fo­wa­niu tek­stu przez in­nych użyt­kow­ni­ków z forum zanim tekst ujrzy świa­tło dzien­ne. Je­steś nowy więc wrzu­cam. Jak­byś miał ko­lej­ny hor­ror to mo­żesz li­czyć na mnie i wy­słać za­pro­sze­nie :) 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Cześć i czo­łem.

Pierw­sze, o czym po­my­śla­łam przy czy­ta­niu, to chaos. Wszyst­ko przed­sta­wio­ne jest tro­chę cha­otycz­nie wła­śnie i nie­szcze­gó­ło­wo. Po­sta­ci, które się po­ja­wia­ją, cza­sem są opi­sa­ne bar­dziej, cza­sem mniej szcze­gó­ło­wo. Tak na­praw­dę naj­lep­szy był ostat­ni frag­ment – krót­ko, ale w miarę sub­tel­nie przed­sta­wio­na po­stać i jego part­ner­ka. Wcze­śniej na­to­miast przej­ścia mię­dzy po­sta­cia­mi, z per­spek­ty­wy któ­rych był przed­sta­wia­ny świat były zbyt nagłe, cięż­ko było się zo­rien­to­wać, kogo wła­ści­wie teraz ob­ser­wu­je­my.

Myślę, że tekst mógł­by być spo­koj­nie dłuż­szy, by­ło­by wtedy miej­sce, żeby roz­wi­nąć po­sta­ci i dać czy­tel­ni­ko­wi po­czu­cie, że przed­sta­wio­ne wy­da­rze­nia rze­czy­wi­ście ro­ze­gra­ły się w ja­kimś dłuż­szym okre­sie czasu. Przy­da­ło­by się też dodać tro­chę duszy nie­któ­rym po­sta­ciom, żeby le­piej móc wczuć się w ich emo­cje i strach.

Sam po­mysł bar­dzo mi się spodo­bał, mimo iż nie prze­pa­dam za ta­ki­mi “dziw­ny­mi” hor­ro­ra­mi, za­bra­kło tylko tej war­stwy “tech­nicz­nej”, że się tak wy­ra­żę. Gdyby tekst był bar­dziej szcze­gó­ło­wy w nie­któ­rych miej­scach, to kli­mat byłby jesz­cze le­piej wy­czu­wal­ny. Ca­łość przy­po­mi­na mi tro­chę “Ciem­no, pra­wie noc”, tam też było lekko nie­pre­cy­zyj­nie i cha­otycz­nie miej­sca­mi.

Przy­znam szcze­rze, mia­łam po­dob­nie jak Ne­ar­De­ath przy sko­ja­rze­niach, “Kosz­mar z ulicy…” rze­czy­wi­ście mi­mo­wol­nie przy­po­mi­nał mi się jeśli cho­dzi o spra­wę snów. :) Zwłasz­cza, że po raz pierw­szy spo­tka­łam się z tym hor­ro­rem jesz­cze w LO, jako kil­ku­na­sto­lat­ka, kiedy ko­le­dzy z klasy przy­nie­śli nam go na ka­se­cie do obej­rze­nia na lek­cji wy­cho­waw­czej z oka­zji Dnia Ko­biet. :) Oglą­da­nie oczy­wi­ście “tro­chę” się prze­cią­gnę­ło. :))

Po­mysł na za­bi­ja­nie pod­czas snu jest świet­ny.

Fakt, tro­chę tu rze­czy jest nie­do­po­wie­dzia­nych, lecz mam tę manię, że sobie w wy­obraź­ni sporo przy czy­ta­niu wy­obra­żam/do­po­wia­dam/do­pi­su­ję. :)

Sam po­mysł na tę Sta­ru­chę uwa­żam za wręcz do­sko­na­ły. Tro­chę, jak Licho ze Sło­wiańsz­czy­zny – sie­dzi upar­cie w domu i “wadzi” jego miesz­kań­com. :)

Gyp­sy­kin­g92, wy­pi­sa­łam pewne tech­nicz­ne spra­wy, aby samej spoj­rzeć na to z per­spek­ty­wy czy­tel­ni­ka, bo co do po­praw­no­ści w pi­sa­niu, mnie też ta kwe­stia do­ty­czy. By­naj­mniej nie piszę re­we­la­cyj­nie. :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

Cześć, gyp­sy­kin­g92!

O uster­kach nie będę się roz­pi­sy­wać, gdyż moi przed­mów­cy już to zro­bi­li. ;) Jed­nak mimo tych uste­rek oraz tego, że za hor­ro­ra­mi nie prze­pa­dam (nudzą mnie :P), to Twój tekst nawet mnie za­in­te­re­so­wał. ;) Po­stać Sta­ru­chy na­praw­dę cie­ka­wa. Wspo­mnia­łeś w ko­men­ta­rzu, że zo­sta­wi­łeś jej po­stać do in­ter­pre­ta­cji. Myślę, że to jest na plus! Ja aku­rat do­my­śli­łam się, że Sta­ru­cha karmi się ich cier­pie­niem, itp. I jest to taka po­stać, że nie trze­ba jej nadto opi­sy­wać, bo chyba każdy czuje o co cho­dzi. ;)

Po­zdra­wiam! :)

 

Cześć!

Dzię­ku­ję jesz­cze raz za wszyst­kie ko­men­ta­rze! Je­stem za­do­wo­lo­ny z od­bio­ru mo­je­go tek­stu, bo mimo, że jesz­cze mam przed sobą sporo pracy(szcze­gól­nie pod wzglę­dem tech­nicz­nym), to chyba opo­wia­da­nie tra­gicz­ne nie jest i to mnie cie­szy i mo­ty­wu­je do dal­sze­go pi­sa­nia :) 

Wszyst­kie Wasze uwagi biorę sobie do serca i po­sta­ram się je prze­kuć w jesz­cze lep­sze tek­sty.

 

Po­zdra­wiam ;)

 Z pew­no­ścią był tu jakiś po­mysł, ale dość długo trwa­ło, nim z opi­sa­nych sy­tu­acji za­czę­ło się wy­ła­niać coś zro­zu­mia­łe­go. Ow­szem, oso­bli­wa sta­ru­cha in­try­gu­je i od po­cząt­ku wy­da­je się po­dej­rza­nym in­dy­wi­du­um, jed­nak nic nie wska­zu­je na ja­ką­kol­wiek jej ak­tyw­ność, więc za­cho­wa­nie oboj­ga miesz­kań­ców domu było dla mnie mało zro­zu­mia­łe i po­dej­rze­wa­łam ich ra­czej o głę­bo­ką de­pre­sję, może nawet o cho­ro­bę psy­chicz­ną. I do­pie­ro kiedy Zofia zo­ba­czy­ła ba­wią­ce się dzie­ci są­sia­dów zza lasu, coś mnie tknę­ło. Ale co z tego, kiedy potem wy­da­rze­nia po­to­czy­ły się w taki spo­sób, że sy­tu­acja na nowo ule­gła za­mą­ce­niu i do końca w za­sa­dzie nic się nie wy­kla­ro­wa­ło. Skoń­czyw­szy lek­tu­rę nadal nie wiem kim była sta­ru­cha, nie wiem też, co się stało z dzieć­mi Zofii i Marka.

Ro­zu­miem tylko, że miej­sce, gdzie stał roz­wa­la­ją­cy się dom, w miej­scu któ­re­go nowi wła­ści­cie­le wy­bu­do­wa­li nowy, było na­wie­dzo­ne.

Wy­ko­na­nie, co stwier­dzam z praw­dzi­wą przy­kro­ścią, po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia. Mam na­dzie­ję, że Twoje przy­szłe opo­wia­da­nia będą cie­ka­we, do­pra­co­wa­ne i na­pi­sa­ne zde­cy­do­wa­nie le­piej. ;)

 

Po­pa­trzył na nią zmę­czo­nym wzro­kiem, w jej oczach wi­dział tylko pust­kę. Wy­da­wa­ło się, że każdy mię­sień na jej twa­rzy… ―> Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Czuła ją całą sobą, ob­le­pia­ją­cą całe ciało… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Oni już nie wrócą, to nic nie zmie­ni – usły­sza­ła cichy głos… ―> Brak pół­pau­zy roz­po­czy­na­ją­cej wy­po­wiedź. Skoro usły­sza­ła, to ktoś to po­wie­dział, a skoro po­wie­dział, zda­nie po­win­no być za­pi­sa­ne jako dia­log. Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Zofia sie­dzia­ła w kuch­ni, przed kub­kiem zim­nej her­ba­ty. ―> Wy­da­je mi się, że ra­czej: Zofia sie­dzia­ła w kuch­ni, a przed nią stał kub­ek zim­nej her­ba­ty.

 

Sta­ru­cha pa­trzy­ła się pro­sto w jej oczy. ―> Sta­ru­cha pa­trzy­ła pro­sto w jej oczy.

 

Cia­łem ko­bie­ty prze­szedł dreszcz… ―> Cia­ło ko­bie­ty prze­szył dreszcz… Lub: Cia­łem ko­bie­ty wstrzą­snął dreszcz

 

Praca na po­dwó­rzu była cięż­ka, ale sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca. Zmę­czo­ne ciało było ulgą dla umy­słu, który był wy­cień­czo­ny… ―> Lekka by­ło­za.

 

Potem zła­pać każde za rękę i uciec, nie ważne gdzie. ―> Potem zła­pać każde za rękę i uciec, nie­waż­ne dokąd.

 

Dzie­ci po­de­szły do ogro­dze­nia […] Tak smut­nych oczu nigdy nie wi­dzie­li. Wpa­tru­jąc się w nie, po­czu­li się dziw­nie… ―> Pi­szesz o dzie­ciach, a te są ro­dza­ju ni­ja­kie­go, więc: Tak smut­nych oczu nigdy nie wi­działy. Wpa­tru­jąc się w nie, po­czu­ły się dziw­nie

 

Oparł się o zlew. ―> Skoro jest w ła­zien­ce, to: Oparł się o umy­wal­kę.

Zlew mon­tu­je się w kuch­ni.

 

ucie­ka­ły z jego głowy, miał wra­że­nie, że jego skro­nie zaraz eks­plo­du­ją. Uniósł głowę i spoj­rzał na swoją twarz, nie po­zna­wał sie­bie. ―> Nad­miar za­im­ków.

 

Ła­pa­ła łap­czy­wie po­wie­trze… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Ła­pa­ła chci­wie po­wie­trze

 

Po chwi­li osu­nę­ła się na łóżko i pod­wi­nę­ła nogi do brody. ―> Można pod­wi­nąć nogi pod pupę i usiąść na nich, ale nijak nie wiem, jak można pod­wi­nąć nogi do brody.

Pro­po­nu­ję: Po chwi­li osu­nę­ła się na łóżko i pod­cią­gnę­ła ko­la­na do brody.

 

prze­waż­nie wbi­ja­ła w nich tylko swój wzrok. ―> Zbęd­ny za­imek – czy mogła wbi­jać cudzy wzrok?

 

Po­czu­ła, że z jej nosa wy­pły­wa stróż­ka krwi. ―> Czy na pewno z nosa wy­pły­wa­ła ko­bie­ta pil­nu­ją­ca krwi?

Sprawdź, jaka jest róż­ni­ca mię­dzy stróż­kąstruż­ką.

 

za­czę­ła się cofać w kie­run­ku łóżka. Kiedy już się na nie wczoł­ga­ła, na­kry­ła się cała… ―> Lekka się­ko­za.

 

– To był mój sen – głos Marka była inny, przy­głu­szo­ny. ―> Li­te­rów­ka.

 

zo­ba­czy­ła go, ską­pa­ne­go w krwi. W ciem­no­ści wy­róż­nia­ły się je­dy­nie biał­ka jego oczu, two­rząc ma­ka­brycz­ną maskę na jego twa­rzy. Stał tak i pa­trzył się na nią, już nic wię­cej nie mó­wiąc, a ona pa­trzy­ła na niego… ―> Nad­miar za­im­ków.

 

Stał tak i pa­trzył się na nią―> Stał tak i pa­trzył na nią

 

potem nagle wy­bu­chła nie­kon­tro­lo­wa­nym pła­czem… ―> …potem nagle wy­bu­chnęła nie­kon­tro­lo­wa­nym pła­czem

 

ale wole się upew­nić… ―> Li­te­rów­ka.

 

dzie­cia­ki mają bujną wy­obraź­nie. ―> Li­te­rów­ka.

 

a na tej wsi bę­dzie cięż­ko o ko­le­żeń­stwo dla Antka i Kasi. ―> …a na tej wsi bę­dzie trud­no o ko­le­żeń­stwo dla Antka i Kasi.

 

Zna­le­zie­nie miej­sca o jakim mó­wi­ły dzie­ci… ―> Zna­le­zie­nie miej­sca,któ­rym mó­wi­ły dzie­ci

 

Zanim na­ci­snął na klam­kę… ―> Zanim na­ci­snął klam­kę

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy, do­pie­ro teraz zda­łem sobie spra­wę, jak wiele jesz­cze mi bra­ku­je do pi­sa­nia faj­nych tek­stów. Szcze­rze mó­wiąc, byłem bar­dzo za­do­wo­lo­ny z mo­je­go opo­wia­da­nia, ale po twoim ko­men­ta­rzu… WOW, serio. Re­we­la­cyj­nie wy­punk­to­wa­łaś moją pracę, na­praw­dę je­stem pod wra­że­niem. 

Teraz widzę, że dało się to zro­bić o wiele le­piej. Wiel­kie dzię­ki za te lek­cję, bo tro­chę mi to otwo­rzy­ło oczy na pewne błędy, któ­rych szcze­rze mó­wiąc, nie byłem wcze­śniej świa­dom.

 

Po­zdra­wiam :)

Gyp­sy­kin­gu, jest mi nie­zmier­nie miło, że ko­men­tarz i ła­pan­kę uzna­łeś za wiel­ce przy­dat­ne.

Su­ge­ru­ję, abyś nie ogra­ni­czał się tylko do pi­sa­nia, za­cznij też czy­tać i ko­men­to­wać opo­wia­da­nia in­nych, bo w ten spo­sób także mo­żesz po­pra­wić wła­sny warsz­tat, zdo­być czy­tel­ni­ków. In­ny­mi słowy – na tym por­ta­lu warto być ak­tyw­nym.

Ne­ar­De­ath już pod­rzu­cił Ci wątek o be­to­wa­niu, a ja go­rą­co na­ma­wiam abyś zaj­rzał tutaj: Por­tal dla żół­to­dzio­bów.

Po­wo­dze­nia w dal­szej pracy twór­czej. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć, fajny nick, ko­ja­rzy mi się z pew­nym ze­spo­łem.

Czy­ta­jąc Twoje opo­wia­da­nie, po­czu­łam kli­mat grozy. Po­do­bał mi się też spo­sób opi­sy­wa­nia od­czuć bo­ha­ter­ki. Ca­łość wy­da­je się tro­chę roz­my­ta, jak z sen­ne­go kosz­ma­ru. Nie wiem, czy to było za­mie­rzo­ne.

Z rze­czy do po­pra­wie­nia: prze­cin­ki nieco sza­le­ją, ale opo­wia­da­nie do­brze się czy­ta­ło. Pra­wie ca­łość hi­sto­rii oglą­da­my ocza­mi Zofii, we frag­men­cie z dzieć­mi wkra­dła się nie­ści­słość, bo na mo­ment nar­ra­cja prze­cho­dzi wła­śnie na dzie­ci i to one widzą bo­ha­ter­kę.

Jest tu kli­mat grozy, masz zwłasz­cza pe­wien ta­lent do wy­bo­ru cie­ka­we­go spoj­rze­nia na po­ten­cjal­ne mo­men­ty mo­gą­ce bu­dzić grozę. To de­fi­ni­tyw­nie na plus.

Tro­chę jed­nak pod­ko­pu­je to wybór mo­ty­wu kosz­ma­ru/snu – te bo­wiem czę­sto nie sta­no­wią za­gro­że­nia dla sa­me­go śnią­ce­go, co po­wo­du­je po­trze­bę moc­niej­sze­go pod­bi­cia na­pię­cia, by czy­tel­nik się prze­jął.

Tech­nicz­nie tekst wy­ma­ga sporo po­pra­wek, o któ­rych wspo­mnie­li inni. Ode mnie przy­dat­ne linki:

Dia­lo­gi – mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dia­lo­gi – kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Pod­sta­wo­we po­ra­dy por­ta­lo­we Se­le­ne: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o be­to­wa­niu au­tor­stwa Psy­cho­Fi­sha: Betuj bliź­nie­go swego jak sie­bie sa­me­go

Temat, gdzie można pytać się o pro­ble­my ję­zy­ko­we:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szu­kać spe­cja­li­stów do “ri­ser­czu” na wy­bra­ny temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Po­rad­nik łow­ców ko­men­ta­rzy au­tor­stwa Fin­kli, czyli co robić, by być ko­men­to­wa­nym i przez to zbie­rać duży więk­szy “fe­ed­back”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Po­rad­nik Is­san­de­ra, jak do­stać się do Bi­blio­te­ki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funk­cjo­no­wa­nia por­ta­lu i tu­tej­szych oby­cza­jów au­tor­stwa Dra­ka­iny:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Jest jakiś po­mysł na hor­ror, ale wy­ko­na­nie nie po­zwo­li­ło mu wy­brzmieć.

Nic to, nie od razu Kra­ków zbu­do­wa­no, tre­nuj dalej.

Też zro­zu­mia­łam, że sta­ru­cha ży­wi­ła się cier­pie­niem. A coby mieć pew­ność, że nie bę­dzie głod­na, sama je wy­wo­ły­wa­ła. I też nie bar­dzo wiem, co stało się z dzieć­mi. Są­sie­dzi wy­da­ją się są­dzić, że ja­kieś były.

Na por­ta­lu ocze­ku­je­my na ogół, że wska­za­ne błędy zo­sta­ną po­pra­wio­ne, żeby na­stęp­ni czy­tel­ni­cy do­sta­li lep­szy tekst.

Czyli edy­tuj i po­pra­wiaj.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka