- Opowiadanie: Edward Pitowski - Deus Vapor Machina

Deus Vapor Machina

Hasło: “Ko­le­żeń­ska wi­zy­ta z za­świa­tów”

Bilet: Je­sień, 6:00

Więk­szość na­zwisk jest po­ży­czo­na z opo­wia­dań Gra­biń­skie­go.

To pra­wie na pewno nie jest hor­ror, ale zo­sta­wiam ga­tu­nek na wszel­ki wy­pa­dek jakby ktoś się przez przy­pa­dek prze­stra­szył.

 

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla ko­le­jo­wej grupy be­tu­ją­cej: Am­bush, Bar­dja­skier, Ce­za­ry­_ce­za­ry, Jol­kaK, Skry­ty. Ślę ukło­ny w Waszą stro­nę :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Deus Vapor Machina

Cze­ka­my.

Jest piąta pięć­dzie­siąt osiem, je­sień do­pa­dła prze­strzeń i serca. Wsta­je słoń­ce, ale dla nas nie ma na­dziei. Je­ste­śmy osob­no, ale jed­nak razem, po­łą­cze­ni biedą, stra­chem, prze­ra­że­niem.

Od razu ich roz­po­zna­ję.

Prze­gra­ne twa­rze, zu­ży­te życie, oczy go­to­we na wszyst­ko.

Wszy­scy chce­my coś zmie­nić, od cze­goś uciec. Nie ma tu ni­ko­go nor­mal­ne­go ani szczę­śli­we­go, ni­ko­go nie­win­ne­go. Tylko garst­ka ludzi sko­rych po­rzu­cić wszyst­ko i wszyst­kich, ska­czą­cych w prze­paść.

Bi­le­ty wrę­cza za­ma­sko­wa­na ko­bie­ta, żon­glu­ją­ca zmie­nia­ją­cy­mi się zda­nia­mi. Szep­cze przy tym słowa, któ­rych nie po­tra­fię zro­zu­mieć.

Jak każdy z nas.

Ufamy jed­nak jej wy­ro­kom. Chce­my, aby ktoś de­cy­do­wał o na­szej przy­szło­ści, bo nasze wy­bo­ry były za­wsze naj­gor­sze z naj­głup­szych. Wynik rzutu był dla nas bez zna­cze­nia, ważne, że tym razem nie my rzu­ca­my ko­ść­mi.

Cze­ka­my, bo Deus Vapor Ma­chi­na nie ma roz­kła­du. Bo­skiej ma­szy­ny pa­ro­wej wy­glą­dać można na do­wol­nej sta­cji. Cza­sem trwa to go­dzi­nę, cza­sem dzień, cza­sem kilka ty­go­dni. W pa­lą­cym słoń­cu, w zim­nym wie­trze, w okrut­nych stru­gach desz­czu. Może to trwać tak długo, że stra­cisz na­dzie­ję.

W końcu, gdy we­wnętrz­na roz­pacz jest nie do znie­sie­nia, po­ja­wia się, nad­jeż­dża­jąc nie­śpiesz­nie zza za­krę­tu. Nikt nie wy­sia­da, bo to za­wsze droga w jedną stro­nę. Wsia­da­ją ci, któ­rzy nie mają in­ne­go wyj­ścia, bo wszyst­kie inne po­my­sły na życie zo­sta­ły wy­czer­pa­ne, prze­gra­ne, za­prze­pasz­czo­ne.

Jak­by­śmy mu­sie­li go wy­mo­dlić, jakby po­ja­wiał się, gdy już, uto­pie­ni w roz­pa­czy, do­ty­ka­li­śmy czar­ne­go dna, jak­by­śmy po­wo­ła­li go do życia naszą bez­na­dzie­ją, wspól­ną nie­do­lą, so­li­dar­nym krzy­kiem w prze­strzeń.

Więc nagle stoi przed nami jak cała wiecz­ność, jakby za­wsze tu był. Wiel­ki, nie­skoń­cze­nie długi, o ma­je­sta­tycz­nej lo­ko­mo­ty­wie i wszyst­kich wa­go­nach świa­ta. Ko­lo­ro­wy i czar­no-bia­ły, za­dba­ny i zu­peł­nie zde­ze­lo­wa­ny, kwa­dra­to­wy i owal­ny.

Taki, jaki chcesz, jakim go sobie ma­lo­wa­łeś w gło­wie od dawna.

Po­ciąg nad po­cią­ga­mi, Deus Vapor Ma­chi­na.

Jest szó­sta rano i wiem, że zaraz od­je­dzie. Przez mo­ment za­sta­na­wiam się nad wszyst­kim, co za sobą zo­sta­wię.

Wszyst­kie grze­chy, wszyst­kich ludzi, wszyst­kie za­sa­dy.

Myślę o tym bez sen­ty­men­tu i wsia­dam do po­cią­gu.

– Bacz­ność sy­gnał! – wrzesz­czy kon­duk­tor na ze­wnątrz, a potem pod­no­si dłoń i ru­sza­my.

 

*

 

Sto­imy, stło­cze­ni jeden obok dru­gie­go.

Pa­trzę na twa­rze pa­sa­że­rów. Ko­bie­ty, męż­czyź­ni, cza­sem całe ro­dzi­ny, wszy­scy prze­ra­że­ni chyba bar­dziej niż ja. Sły­szę ruch tło­ków, kra­jo­braz za oknem się po­ru­sza.

Nagle coś za­ciem­nia widok, wnę­trze wa­go­nu zdaje się po­kry­wać czar­nym szro­nem. Wcho­dzi czło­wiek-nie­czło­wiek, mały, ra­chi­tycz­ny, a jed­nak wszy­scy wiemy, że drze­mie w nim wiel­ka moc. Cy­ka­da prze­raź­li­wie brzę­czy, szcze­kacz­ka, którą ma u pasa, szumi w dziw­nym, nie­zna­nym ję­zy­ku.

Kon­duk­tor ma na imię Grot, jak głosi pla­kiet­ka przy­pię­ta w jego kla­pie. Za­czy­na spraw­dzać bi­le­ty, szu­kam swo­je­go, ale nie mogę zna­leźć. Go­rącz­ko­wo prze­szu­ku­ję kie­sze­nie, ale nic tam nie ma.

Muszę ucie­kać!

Prze­ci­skam się po­mię­dzy pa­sa­że­ra­mi, są jak żywy ocean stra­chu i pa­syw­no­ści. Nie chcą się prze­su­nąć ani mnie prze­pu­ścić. Ma­szy­na się roz­pę­dza, je­dzie coraz szyb­ciej i szyb­ciej, to ostat­ni mo­ment, żeby wy­sko­czyć, potem nie bę­dzie od­wro­tu.

Nagle ktoś łapie mnie mocno za rękę. To drob­na dziew­czy­na o ład­nej twa­rzy i zim­nych, mar­twych oczach. Ubra­na w strój ko­le­ja­rza, na gło­wie czap­ka, w ręku ko­lo­ro­wy lizak.

– Już nie ma uciecz­ki, już za późno – mówi.

Pa­trzę na nią, czu­jąc jak gula prze­ra­że­nia ro­śnie w gar­dle. Wy­ry­wam się, choć wiem, że ma rację.

Se­kun­dę póź­niej wy­ra­sta przede mną kon­duk­tor Grot. Chcę mu po­wie­dzieć, że nie mam bi­le­tu, niech mnie wy­rzu­ci, póki jesz­cze można, mogę się nawet zabić, po­ła­mać, ale muszę stąd wyjść.

On sięga bez słowa pod moją spło­wia­łą ma­ry­nar­kę i wy­cią­ga bilet, na któ­rym jest to samo zda­nie, które prze­ka­za­ła mi żon­glu­ją­ca ko­bie­ta. Gdy je widzi, uśmie­cha się do mnie zę­ba­mi tak bia­ły­mi, że muszą być sztucz­ne.

Nim zwró­ci mi bilet, prze­gry­za go dłu­gim kłem. Potem kle­pie po twa­rzy cie­płą, mokrą dło­nią i po­ka­zu­je, bym sta­nął w dłu­giej linii, z in­ny­mi no­wy­mi pa­sa­że­ra­mi.

Nie mam chyba wy­bo­ru, więc to robię.

 

*

 

Tło­czy­my się w ko­lej­ce i choć nikt jej nie or­ga­ni­zu­je, usta­wia­my się jedno za dru­gim, jakby pro­wa­dzi­ła nas nie­wi­dzial­na siła. Co kil­ka­na­ście se­kund robię krok do przo­du. Spo­koj­nie, po­wo­li i me­to­dycz­nie, jak każdy z nas.

W końcu wcho­dzi­my do prze­dzia­łu na czole cugu, ca­łe­go ude­ko­ro­wa­ne­go uro­czy­sty­mi bia­ły­mi ob­ru­sa­mi i czar­ny­mi ró­ża­mi. Do nosa pcha się ostry za­pach ka­dzi­dła wy­mie­sza­ny z dymem. Z dru­giej stro­ny wa­go­nu widzę wnę­trze brycz­ki i oso­bli­wy oł­tarz. To pul­pit ste­row­ni­czy lo­ko­mo­ty­wy, nad któ­rym gó­ru­je mi­nia­tu­ra na­sze­go po­cią­gu, jeż­dżą­ce­go w kółko po nie­wi­dzial­nych to­rach.

Krok za kro­kiem zbli­żam się do miej­sca, gdzie od­święt­nie ubra­ny kie­row­nik po­cią­gu robi coś z każ­dym pa­sa­że­rem, który wła­śnie wszedł do środ­ka.

Gdy w końcu staję przed nim, za­uwa­żam, że strój kie­row­ni­ka sta­no­wi po­łą­cze­nie ko­le­jo­we­go mun­du­ru i szat ka­pła­na ja­kiejś nie­zna­nej re­li­gii. Ale dalej nie­wie­le mi to mówi.

Po­da­je mały li­stek wę­glo­wy, czar­ną ho­stię, którą przyj­mu­ję i czuję, jak roz­pły­wa się na ję­zy­ku, jak osia­da na pod­nie­bie­niu. Mam wra­że­nie, że barwi jamę ustną i zęby na czar­no, ale boję się spraw­dzić.

Kie­row­nik-ka­płan wy­cią­ga małą, złotą oli­wiar­kę i na­ka­zu­je wy­su­nąć język. Gdy to robię, z ole­jar­ki spły­wa na niego złota kro­pla oleju, który roz­le­wa się po ciele cie­płem, drże­niem, dy­go­tem.

Wsta­ję, kie­row­nik pa­trzy na mnie dziw­nie. Kiwam mu głową, nie re­agu­je, więc wra­cam, czu­jąc, że coś się zmie­ni­ło. Może na ze­wnątrz, może we mnie, może w nas wszyst­kich.

A gdy pa­trzę na smugę zmie­nia­ją­ce­go się kra­jo­bra­zu za oknem, wiem, że fak­tycz­nie nie ma już stąd uciecz­ki.

 

*

 

Coś się zmie­ni­ło i jakoś po­łą­czy­li­śmy się z boską ma­szy­ną. Może przy­ję­li­śmy jej frag­ment i je­ste­śmy w tym wszyst­kim razem? Pa­trzy­łem po lu­dziach, ale głów­nie za okno, na zni­ka­ją­cy za nami świat.

Droga hip­no­ty­zo­wa­ła, wkra­da­ła się do mózgu, snu­jąc nie­stwo­rzo­ne hi­sto­rie o po­tę­dze, sza­leń­stwie i mi­ło­ści. Gdy pa­trzy­łem na umy­ka­ją­ce ki­lo­me­try, mo­głem uwie­rzyć w co­kol­wiek, w każdą we­wnętrz­ną i ze­wnętrz­ną prze­mia­nę, w każdą naj­bar­dziej nie­do­rzecz­ną trans­for­ma­cję.

Cug jakby roz­pę­dzał się do gra­nic nie­skoń­czo­no­ści. Czy jesz­cze je­chał po to­rach, czy już fru­nął w po­wie­trzu, wzno­szo­ny ofia­rą, ma­rze­niem, prze­kleń­stwem?

Zer­k­ną­łem na resz­tę pa­sa­że­rów i mia­łem wra­że­nie, że też się gapią, za­cza­ro­wa­ni nie­wia­ry­god­nym pędem. Chyba, tak jak ja, od dawna ma­rzy­li o zmia­nie, uciecz­ce, o tym, że zo­sta­wią cały prze­klę­ty świat i wszyst­kie grze­chy da­le­ko za sobą.

Ten pęd, ta po­trze­ba cią­gło­ści po­zo­sta­wa­ła głę­bo­ko w każ­dym z nas. Cel był nie­waż­ny. Byle je­chać, je­chać jak naj­da­lej, jak naj­szyb­ciej.

Jak naj­dłu­żej.

 

*

 

Sie­dzi­my w wiel­kim, otwar­tym wa­go­nie, chyba wszy­scy, któ­rzy wsie­dli na kilku ostat­nich sta­cjach. Czas się dłuży, więc nawet taki in­tro­wer­tyk jak ja znaj­du­je part­ne­ra do roz­mo­wy.

Za­przy­jaź­niam się z Ha­szy­co­wą, która opo­wia­da o swo­jej pasji, ma­lo­wa­niu i ry­so­wa­niu. Potem od­naj­du­ję się w ciszy z męż­czy­zną o na­zwi­sku Sto­gryn. Mil­czy­my długo i god­nie, nie mó­wi­my pra­wie nic, cza­sem tylko gest albo pół­słów­ko bu­du­je naszą re­la­cję.

Zdaje się bo­wiem, że ma miej­sce jakaś forma jed­no­myśl­no­ści, jak­by­śmy byli tacy sami i mieli w gło­wach po­dob­ne rze­czy. Wszy­scy je­ste­śmy prze­cież tacy sami.

Roz­wa­ża­nia prze­ry­wa nagły po­stój po­cią­gu. Pa­trzę na ze­wnątrz i orien­tu­ję się, że nie znam tego miej­sca.

Że nie znam tej pla­ne­ty.

Za oknem ró­żo­we niebo i czar­na jak kawa zie­mia. Wszę­dzie pełno ży­wych drzew, śpie­wa­ją­cych swoje sny o pięk­nie i do­bro­ci. Bie­ga­ją po nich małe gry­zo­nie przy­po­mi­na­ją­ce wie­wiór­ki. Skądś wiem, że te stwo­rzon­ka po­że­ra­ją pie­śni, za­mie­nia­jąc je w wiecz­ny ruch, który z kolei na­pę­dza las do snu i śpie­wu.

Skądś wiem, że to ide­al­na sym­bio­za.

Na końcu wa­go­nu wsta­je matka z dzieć­mi. Wie, że to ich sta­cja, a gdy wy­sia­da­ją, na­stę­pu­je me­ta­mor­fo­za i cała ro­dzi­na za­mie­nia się w małe ssa­ko­po­dob­ne stwo­rze­nia. Bie­gną szyb­ko, zni­ka­ją w gąsz­czu liści i pie­śni. Naj­mniej­sze stwo­rzon­ko oglą­da się jesz­cze na nas, a potem zjada pio­sen­kę i rusza bły­ska­wicz­nie przed sie­bie.

Po­ciąg rusza dalej, po­zo­sta­wia­jąc nas wszyst­kich w osłu­pie­niu.

 

*

 

Na ko­lej­nej sta­cji Julia, za­lęk­nio­na dziew­czy­na, wy­sia­da i za­mie­nia się w wiel­ki, cią­gną­cy się po ho­ry­zont or­ga­nizm. Gdy tylko wy­peł­nia sobą więk­szość prze­strze­ni, ob­la­tu­je ją stado żół­tych pta­ków, że­ru­ją­cych na nie­skoń­czo­nym ciele. Po­że­ra­ją ją łap­czy­wie, a ona, nie wiem skąd, ale wiem o tym na pewno, nigdy nie była tak szczę­śli­wa i speł­nio­na jak teraz, gdy jej drob­ne czę­ści wy­peł­nia­ją brzu­chy żar­łocz­nych pta­ków.

Jarek, facet, który miał naj­bar­dziej prze­ra­żo­ne oczy z nas wszyst­kich, wy­sia­da w miej­scu, gdzie duchy tań­czą do me­lo­dii za­śpie­wu sza­lo­ne­go boga, ni­czym trawa fa­lu­ją­ca z po­dmu­chem let­nie­go wia­tru. Męż­czy­zna mo­men­tal­nie traci ciało na rzecz wiecz­nej po­wło­ki. Tań­czy w rytm pie­śni obłą­ka­ne­go bó­stwa i wi­dzi­my, jak jego nie-twarz roz­świe­tla sze­ro­ki uśmiech.

Wszy­scy wy­chy­la­my się przez okno. To być może naj­pięk­niej­sze, co w życiu wi­dzie­li­śmy. Ci lu­dzie, choć prze­mie­nie­ni, choć sta­ją­cy się czymś zu­peł­nie poza wła­snym po­strze­ga­niem, zdają się speł­nie­ni i szczę­śli­wi.

Wiemy o tym, bo wie o tym po­ciąg. Jakby dzie­lił się z nami swoją świa­do­mo­ścią i myślą, wła­sną re­flek­sją.

Pra­wie na pewno tak robi.

W mojej gło­wie, w na­szych gło­wach ro­śnie jedno wiel­kie py­ta­nie: co się sta­nie ze mną? Gdzie ja wy­lą­du­ję? W co się prze­mie­nię?

Kim będę?

 

*

 

Jed­nak są też mo­men­ty, które prze­peł­nia­ją nasze serca trwo­gą, bo mamy i bez­na­dziej­ne przy­pad­ki. Lu­dzie, któ­rzy wsie­dli do po­cią­gu, ale nie od­mie­nią swego losu, nie znaj­dą swo­jej sta­cji. Nie ma dla nich żad­ne­go miej­sca, żad­nej zmia­ny, żad­ne­go od­ku­pie­nia.

Po tych przy­cho­dzi kon­duk­tor Grot. W rę­kach ma ko­lo­ro­wy lizak ma­szy­ni­sty z na­pi­sa­mi, które są jed­no­cze­śnie zna­jo­me i zu­peł­nie obce. Pod­cho­dzi do mło­dej ko­bie­ty o imie­niu Sta­cha. Ona stara się pa­trzeć wszę­dzie, tylko nie na niego.

– Wstań, dziec­ko – mówi kon­tro­ler, uno­sząc pal­cem jej pod­bró­dek, tak by na niego spoj­rza­ła. – Po­pro­szę bilet.

– Nie mam, zgu­bi­łam. Za­po­mnia­łam. – Sta­cha kręci głową, udaje, że cze­goś szuka. Grot sięga do kie­sze­ni jej kurty i wy­cią­ga bilet. Czyta, co jest na nim na­pi­sa­ne, nie uśmie­cha się, kiwa głową.

Potem wy­cią­ga przed nią lizak, który za­czy­na pul­so­wać czer­wie­nią, coraz bar­dziej i bar­dziej, za­le­wa­jąc cały prze­dział stro­bo­sko­po­wym kar­ma­zy­no­wym świa­tłem. Bilet Sta­chy roz­pły­wa się w szkar­łat­nej po­świa­cie, a ona sama opada z sił. Jej ciało wy­da­je się bez­wład­ne, jakby ktoś od­ciął jej nitki, na któ­rych wi­sia­ła ni­czym ma­rio­net­ka.

Kon­duk­tor bie­rze jej dłoń i cią­gnie za sobą. Ro­bi­my im miej­sce, two­rząc ludz­ki szpa­ler, gdy idą, cisza jest wręcz ogłu­sza­ją­ca, jakby ktoś ukradł wszyst­kie dźwię­ki z całej prze­strze­ni.

Nie wia­do­mo, czy mil­czy­my ze stra­chu, czy sza­cun­ku.

W końcu kon­tro­ler znika nam z oczu i wiemy, że wi­dzie­li­śmy Sta­chę po raz ostat­ni.

 

*

 

Za­trzy­mu­je­my się na ko­lej­nych przy­stan­kach, które usu­wa­ją z głowy przy­kre wspo­mnie­nia, uka­zu­jąc ko­lej­ne prze­mia­ny i me­ta­mor­fo­zy. I choć te są cał­kiem zwy­czaj­ne, wy­da­ją się jesz­cze bar­dziej nie­zwy­kłe.

Sto­gryn, mój cichy kom­pan, wy­sia­da w małym mia­stecz­ku, gdzie przy­gar­nia go ro­dzi­na mil­czą­cych szwa­czek. Jego nie­zgrab­ne palce są wy­jąt­ko­wo zręcz­ne. Wi­dzi­my przez okno, jak ko­bie­ty bez słowa go ak­cep­tu­ją, a on wresz­cie, w wiecz­nym spo­ko­ju, szyje naj­zwy­klej­sze ubra­nia na świe­cie, czer­piąc z tego nie­wy­po­wie­dzia­ną przy­jem­ność.

Ma­cham mu, cie­szę się, że od­na­lazł szczę­ście, choć ro­śnie we mnie coś dziw­ne­go, jakiś robak żrący wnętrz­no­ści jak osza­la­ły pa­so­żyt. Wiem, że to za­zdrość, za­wiść, że jemu się udało, a mnie jesz­cze nie. I choć życzę mu do­brze, to uczu­cie zo­sta­je we mnie i jakaś cząst­ka jest prze­ko­na­na, że Sto­gryn, wy­sia­da­jąc sam, w jakiś spo­sób mnie zdra­dził.

Je­dzie­my dalej.

 

*

 

Potem znowu przy­cho­dzi Grot. Za­uwa­żam, że ma­te­ria­li­zu­je się, ni­czym zjawa albo duch. Wy­cho­dzi po ka­wał­ku, z su­fi­tu głowa, ze ścian ręce, z pod­ło­gi nogi. Gość z za­świa­tów, ko­le­ga z in­ne­go wy­mia­ru.

Pod­cho­dzi do Szy­go­nio­wej, sta­rej, po­marsz­czo­nej ko­bie­ty, która jeź­dzi po­cią­giem od lat, nie­zdol­na od­na­leźć celu i wy­siąść na żad­nej sta­cji.

– Nie, pro­szę – błaga. – Może na ko­lej­nym przy­stan­ku się uda.

– Pró­bo­wa­li­śmy – tłu­ma­czy kon­duk­tor. – Pró­bo­wa­łaś. To ko­niec. Po­pro­szę bi­le­cik.

Szy­go­nio­wa kręci głową, po­chy­la się, a potem od­py­cha kon­duk­to­ra, Grot się prze­wra­ca, klnie. Ona ucie­ka, bo znowu bez­wied­nie ro­bi­my szpa­ler i ma wolną drogę. Bie­gnie, to jej ostat­nia po­dróż, ale jesz­cze przez mo­ment jest wolna, jesz­cze przez chwi­lę kon­duk­tor nie po­cią­gnie jej w wiecz­ną ot­chłań.

Pod­sta­wiam jej nogę i prze­wra­ca się jak długa.

Chwy­tam ją za rękę i ści­skam z ca­łych sił. Wy­ry­wa się, ale nie ma ze mną szans. Kon­duk­tor otrze­pu­je się, pod­cho­dzi, bie­rze jej to­reb­kę. Grze­bie w niej, wy­cią­ga bilet, po­ka­zu­je lizak.

Przez mo­ment zni­ka­my i po­ja­wia­my się w stro­bo­sko­po­wym szkar­ła­cie, pły­ną­cym od na­rzę­dzia.

– Nie ma już dla pani na­dziei i to też jest ja­kieś oczysz­cze­nie, wol­ność – szep­czę cicho do Szy­go­nio­wej i widzę, jak łza spły­wa jej po po­licz­ku. Kon­duk­tor pa­trzy na mnie i z uzna­niem kiwa głową. Potem przej­mu­je dłoń ko­bie­ty, która teraz idzie za nim po­słusz­nie.

Czuję się dziw­nie, do­brze, w jakiś spo­sób czy­sto. Może dla­te­go, że Grot po­pa­trzył na mnie ła­ska­wym okiem? A może dla­te­go, że bar­dzo się cie­szę, że to nie mnie teraz pro­wa­dzi gdzieś w nie­zna­ne?

Bo w gło­wie po­ja­wia się scena. Ko­buch bie­rze lizak, z któ­re­go wy­su­wa­ją się ma­lut­kie ostrza i ude­rza nim w głowę Szy­go­nio­wą. Raz, drugi, trze­ci, aż ko­bie­ta roz­pa­da się na ty­siąc ka­wał­ków w ka­łu­ży krwi. Nie wiem skąd, ale je­stem prze­ko­na­ny, że na­rzę­dzie ma­szy­ni­sty jest cięż­kie i twar­de jak obuch młot­ka.

Scena pul­su­je w gło­wie, ry­su­je się przed ocza­mi, a ja mam wra­że­nie, że coś się we mnie zmie­ni­ło już na za­wsze.

 

*

 

W nocy budzi mnie ła­god­ny dotyk.

To Grot. Kła­dzie palec na ustach i ru­chem głowy każe mi iść za sobą.

Wsta­ję, idę naj­ci­szej, jak po­tra­fię. La­wi­ru­ję po­mię­dzy śpią­cy­mi współ­pa­sa­że­ra­mi, sta­ra­jąc się ni­ko­go nie obu­dzić. W końcu wcho­dzi­my w prze­strzeń mię­dzy prze­dzia­ła­mi, za­su­wam za sobą drzwi i z wy­cze­ki­wa­niem pa­trzę na kon­duk­to­ra.

Mówi coś do mnie szep­tem, wy­cią­ga lizak, chyba chce mi coś po­ka­zać. Nie do końca ro­zu­miem, o co mu cho­dzi.

– Bi­le­ci­ki pro­szę – po­wta­rza.

– Co? Oba­wiam się, że nie ro­zu­miem.

– Chyba ro­zu­miesz.

– Ale jak to? My­śla­łem, że jest mię­dzy nami jakaś spe­cjal­na więź. Ja­kieś po­ro­zu­mie­nie. Że może…

– To źle my­śla­łeś. Droga nie­któ­rych jest jasna już od po­cząt­ku. Ni­g­dzie nie znaj­dziesz miej­sca, żaden świat cię nie przyj­mie.

Kręcę głową, ale po­słusz­nie za­czy­nam szu­kać po kie­sze­niach bi­le­tu.

Gdy to robię, na li­za­ku Grota udaje mi się w końcu od­czy­tać jakiś napis. Brzmi: „Ko­le­ga z za­świa­tów, na któ­re­go za­wsze mo­żesz li­czyć”. I nagle wszyst­ko łączy się w chorą, ale wła­ści­wą ukła­dan­kę, jakby ktoś za­pa­lił mi w gło­wie bar­dzo złą, ale jasną ża­rów­kę.

Je­stem prze­cież sil­niej­szy niż Szy­go­nio­wa.

Z ca­łych sił ude­rzam kon­duk­to­ra w głowę. Robię to nie­umie­jęt­nie, ale sku­tecz­nie. Prze­wra­ca się, wsta­je, chce mnie ści­gać, ale ja nie ucie­kam. Trzy­ma lizak jak nóż, ale wy­da­je się za­gu­bio­ny. Może nigdy wcze­śniej nikt, nikt tak silny, jak ja, mu się nie po­sta­wił?

Zaraz się jed­nak uśmie­cha. Kopie mnie w ko­la­no, ude­rza li­za­kiem na odlew, po­pra­wia lewym sier­po­wym. Po­my­li­łem się, jest za silny, za­bi­je mnie, albo uni­ce­stwi, za mo­ment prze­pad­nę i mnie nie bę­dzie. Ko­lej­ny cios w brzuch i padam na pod­ło­gę. Kon­duk­tor pod­no­si na­rzę­dzie do osta­tecz­ne­go ciosu, a ja dło­nią za­sła­niam głowę.

Jed­nak nie umie­ram.

Przez przy­pa­dek Grot za­ha­cza o ścia­nę li­za­kiem, który wy­pa­da mu z dłoni. Pod­no­szę przed­miot, na któ­re­go owal­nej czę­ści mo­men­tal­nie wy­ra­sta­ją ha­czy­ko­wa­te ostrza. Tnę nim kon­duk­to­ra w nogę, prze­ci­nam klat­kę pier­sio­wą. Ude­rzam w twarz i brzuch, a gdy się zwija, po­pra­wiam ko­la­nem w głowę.

Grot upada nie­przy­tom­ny. Z nosa leje się krew, może ma wstrzą­śnie­nie mózgu, ale na pewno od­dy­cha. Ze szcze­kacz­ki sły­chać jakiś szum, ktoś go wzywa w nie­zro­zu­mia­łym ję­zy­ku.

– Co ja zro­bi­łem? – szep­czę. – Co ja naj­lep­sze­go zro­bi­łem?

Trzy­mam w dłoni ko­lo­ro­wy lizak i stoję z nim nad bez­bron­nym cia­łem. Przez mo­ment mam w gło­wie pa­nicz­ny mę­tlik, ale nagle coś zdaje się go roz­wią­zy­wać albo roz­ci­nać.

Może to lizak?

Z pier­si Grota za­czy­na wy­snu­wać się jakaś ulot­na nić. Na okrą­głej czę­ści ko­lo­ro­we­go li­za­ka znowu wy­ra­sta­ją małe, ha­czy­ko­wa­te ostrza. Prze­ci­nam nimi smugę wy­pły­wa­ją­cą z kon­duk­to­ra, bo wy­da­je się to naj­nor­mal­niej­szą spra­wą na świe­cie.

Prze­trzą­sam ubra­nie Grota, bo to musi gdzieś być. Szu­kam i szu­kam, tracę na­dzie­ję, ale w końcu jest. Jego bilet, bo też ma, jak każdy w tym po­cią­gu. Prze­kre­ślam jego imię i wy­pi­su­ję dłu­go­pi­sem swoje.

Po chwi­li wy­glą­da, jakby moje na­zwi­sko było tam od za­wsze.

To wy­ma­ga­ją­ce pre­cy­zji za­da­nie zaj­mu­je całą moją uwagę i nie widzę nawet, jak ciało Grota za­czy­na zni­kać, po­wo­li wcho­dząc w struk­tu­rę po­cią­gu, umac­nia­jąc jego astral­ną bu­do­wę.

Spo­glą­dam na swoje od­bi­cie w szy­bie i orien­tu­ję się, że mam na sobie ubra­nie kon­tro­le­ra. Do twa­rzy mi w nim, na pewno bar­dziej niż jemu.

Ważę w dłoni ko­lo­ro­wy lizak. Fak­tycz­nie jest cięż­ki, pre­cy­zyj­nie wy­wa­żo­ny, mocny. Ide­al­ne na­rzę­dzie dla ide­al­ne­go czło­wie­ka.

– Chcesz być moim nowym ko­le­gą? – pyta nagle przed­miot, a mnie to wcale nie dziwi.

– Jasne, że chcę – od­po­wia­dam. – To bę­dzie po­czą­tek pięk­nej przy­jaź­ni.

A potem lizak za­bie­ra mnie na prze­jażdż­kę do swo­je­go we­wnętrz­ne­go im­pe­rium.

 

*

 

Wszyst­ko tutaj jest inne.

To jakaś forma za­świa­tów, nad­prze­strzeń, czwar­ty wy­miar, co­kol­wiek. To w sumie bez zna­cze­nia, gdzie tak na­praw­dę je­stem.

Naj­waż­niej­sze, że karty zo­sta­ły od­kry­te, a praw­da ujaw­nio­na. Bo teraz widzę, że wszyst­ko się po­ru­sza, po­dró­żu­je wokół po­cią­gu, który jest nie­ru­cho­my. To cen­tral­ny punkt świa­ta, wokół któ­re­go ob­ra­ca się rze­czy­wi­stość, to tu dzie­je się cała magia.

Wspa­nia­le być w domu no­we­go ko­le­gi, to praw­dzi­wy za­szczyt i przy­wi­lej.

Lizak mówi, a gdy to robi, coś w ro­dza­ju ust po­ru­sza się na jego okrą­głej czę­ści.

– To moja misja – skrze­czy. – Zo­sta­łem po­wo­ła­ny zni­kąd, z mroku, z ciem­no­ści, z gwiazd, by od­sy­łać ludzi w pięk­no ni­co­ści. Bo le­piej być mar­twym i ko­rzy­stać w pełni z nie­by­tu, niż miesz­kać w żywej, bez­ce­lo­wej masie.

– Teraz to nasza misja. – Uśmie­cham się do niego. Może z Gro­tem wią­za­ła go jakaś forma obo­wiąz­ko­wo­ści, w końcu był na­rzę­dziem i po­trze­bo­wał wła­ści­cie­la, ale wiem, że nas po­łą­czy coś in­ne­go.

Wspól­na pasja.

– I to nas umoc­ni – szep­cze lizak. – Spra­wi, że bę­dzie­my nie­po­ko­na­ni. Grot był słaby, ty je­steś silny, mo­car­ny, okrut­ny. Razem mo­że­my wszyst­ko. Razem bę­dzie­my robić wspa­nia­łe, okrop­ne, nie­skoń­czo­ne rze­czy. Jeśli tylko się od­wa­żysz i mi za­ufasz.

– Oczy­wi­ście, że ci za­ufam – od­po­wia­dam i pa­trzę na niego z po­dzi­wem.

 

*

 

Cze­kam i nie­cier­pli­wię się, cho­dząc po prze­dzia­łach.

Teraz widzę linie prze­zna­cze­nia wy­do­by­wa­ją­ce się z ludzi. Jedne słabe, wątłe i nie­ja­sne, te do­pie­ro się two­rzą. Inne mocne i kla­row­ne, zwia­stu­ją­ce, że dany pa­sa­żer wy­sią­dzie już nie­dłu­go i znaj­dzie swoją przy­szłość.

– Tych nie wolno nam ru­szać – tłu­ma­czy lizak, a ja kiwam głową, bo je­stem pil­nym i do­brym uczniem. Chcę do­stać piąt­kę, może nawet z plu­sem. Po pro­stu szu­kam swo­jej ko­lej­nej ofia­ry, bo chcę wy­ko­nać pracę. Prze­cież nie ma w tym nic złego.

– Masz rację, ale pa­mię­taj o za­sa­dach – su­ge­ru­je lizak, jakby czy­tał mi w my­ślach. No tak, mo­że­my za­brać tylko tych, któ­rzy nie mają przy­szło­ści.

Roz­my­ślam o tym wszyst­kim jako nie do końca ma­te­rial­ny obiekt. Ra­czej peł­znę po ścia­nach i su­fi­cie, płynę, prze­ni­ka­jąc cza­sa­mi przez in­nych pa­sa­że­rów.

Czuję się wspa­nia­le, choć jest tro­chę nudno. Na szczę­ście w końcu mam swo­je­go de­li­kwen­ta. Młody męż­czy­zna, Zdań­ski, wsiadł do po­cią­gu nie­daw­no, ale jego smuga jest słaba i wątła, nie pro­wa­dzi do­ni­kąd.

Ma­te­ria­li­zu­ję się kilka me­trów od niego. Chcę, by po­czuł, że nad­cho­dzę, by wszy­scy to po­czu­li. Lu­dzie orien­tu­ją się, że jest nowy kon­duk­tor, inny niż Grot, może mają na­dzie­ję, że będę ła­god­niej­szy.

Ale bar­dzo się mylą.

– Bi­le­ci­ki do kon­tro­li – mówię do Zdań­skie­go. On kręci głową, jest na tyle zo­rien­to­wa­ny, że wie, co to zna­czy. Sięga do kie­sze­ni ma­ry­nar­ki, ale wy­szar­pu­je z niej mo­tyl­ko­wy nóż, który wy­cią­ga w moją stro­nę.

– Dla­te­go nie ma dla cie­bie przy­szło­ści – tłu­ma­czę mu. – Bo nie po­zby­łeś się prze­szło­ści. Chcia­łeś za­cho­wać jej skra­wek dla sie­bie. A to tak nie dzia­ła.

Macha nożem, ale łapię ostrze w ha­czy­ki wy­ra­sta­ją­ce z li­za­ka i łamię metal. Zdań­ski wy­pusz­cza ze­psu­tą broń z rąk. Przy­sta­wiam mu lizak do pod­bród­ka, lekko ra­niąc skórę.

– Bi­le­ci­ki – syczę. – Do kon­tro­li.

Prosi o li­tość i szan­sę, ale ja tylko kręcę głową. Gdy nic nie robi, się­gam do we­wnętrz­nej kie­sze­ni jego ma­ry­nar­ki i wy­cią­gam kar­to­nik. Stro­bo­sko­po­wa czer­wień za­mie­nia bilet w ni­cość.

Nikt mnie nie po­wstrzy­mu­je, nie­któ­rzy pa­trzą chyba nawet z wdzięcz­no­ścią.

Zdań­ski już się nie rzuca i nie wal­czy. Kładę mu dłoń na ra­mie­niu i po­py­cham przed sie­bie. Idzie­my, wszy­scy robią nam miej­sce. Po­do­ba mi się mie­sza­ni­na lęku i po­dzi­wu, osia­da­ją­ca w oczach pa­sa­że­rów na mój widok.

W końcu do­cho­dzi­my z chło­pa­kiem do pu­ste­go prze­dzia­łu. Pa­trzę mu głę­bo­ko w oczy, prze­ci­na­jąc sła­biut­ką smugę prze­zna­cze­nia, która pro­wa­dzi do­ni­kąd. Otwie­ra usta, jakby bar­dzo się zdzi­wił, potem pada na zie­mię, za­mie­nia­jąc się w nie­bie­ska­wą mgieł­kę. Jego esen­cja ży­cio­wa lą­du­je na su­fi­cie po­cią­gu i ma­szy­na ją wchła­nia, jakby po­trze­bo­wa­ła jej, by utwar­dzić ścia­ny.

Prze­no­szę się w za­świa­ty, roz­pły­wam w prze­dzia­le, pa­trzę z kilku róż­nych per­spek­tyw. Błę­kit­na po­świa­ta lśni siłą, gdy mości się w try­bach cugu i to jest bar­dzo pięk­ny widok.

Uśmiech nie scho­dzi z mej astral­nej twa­rzy.

 

*

 

Potem znowu się za­trzy­mu­je­my.

Świta, sa­mot­na ko­bie­ta, wy­cho­dzi jako zu­peł­nie inny czło­wiek. Wita ją wiel­ka ro­dzi­na, dzie­ci, matka i oj­ciec. W końcu wy­so­ki i przy­stoj­ny mąż ca­łu­je ją długo i mocno. Świta uśmie­cha się do nich, potem do nas. Macha na po­że­gna­nie, gdy od­jeż­dża­my.

Cyryl Joszt, męż­czy­zna w bar­dzo dro­gim gar­ni­tu­rze, wsta­je, pewny swego losu. Wy­sia­da i wie, co ma robić. Ścią­ga gar­ni­tur, wy­rzu­ca cały do­by­tek, roz­bie­ra się do naga. Pod­no­si z ziemi ubra­nie: ku­char­ski cze­pek, białe buty i far­tuch.

– Wresz­cie od­pocz­nę – mówi gło­śno. – Od sie­bie sa­me­go.

Gruby, za­ro­śnię­ty ku­charz pod­cho­dzi, wrzesz­czy na niego i każe wra­cać do ro­bo­ty. Joszt wcho­dzi do ob­le­śnej, przy­droż­nej knaj­py i przez okno wi­dzi­my, jak za­czy­na szo­ro­wać za­schnię­te gary. Na jego twa­rzy wy­ra­sta wiel­ki uśmiech.

Ale żeby nie było tak nor­mal­nie.

Leon Boroń, za­tro­ska­ny męż­czy­zna, za­mie­nia się w ka­ra­lu­cha. Biega po izbie, wolny od prze­szło­ści i wszyst­kich trosk, które nie miesz­czą się już w małej, owa­dziej gło­wie. Nie ma tam prze­strze­ni na wstyd, lęk i me­lan­cho­lię. Za­le­wa go wspa­nia­łe prze­świad­cze­nie pro­ste­go i jed­no­staj­ne­go celu.

Je­dzie­my dalej, a ja czuję, jak za­ci­skam nie­ist­nie­ją­ce w za­świa­tach zęby i pię­ści. Jak ro­śnie we mnie coś ostre­go i kłu­ją­ce­go od środ­ka.

Bo wcale mi się nie po­do­ba że oni tak po pro­stu wy­sia­da­ją z po­cią­gu.

I wiem, że muszę coś z tym zro­bić.

 

*

 

I wła­śnie dziś jest ten dzień.

Nie­ist­nie­nie jest zbyt pięk­ne, by ob­da­ro­wy­wać nim tylko bez­na­dziej­ne przy­pad­ki. Każdy na nie za­słu­gu­je, każdy po­wi­nien do­stać szan­sę. Dla­te­go dziś wie­czo­rem płynę po pod­ło­dze, ścia­nach, su­fi­cie, szu­ka­jąc ofia­ry.

W końcu mam.

To Józef K, po­waż­ny typ, z głową pełną dzi­wactw. Gdy ma­te­ria­li­zu­ję się przed nim, prosi o łaskę, nie chce umie­rać. Mówi, że prze­czu­wa, że nie­ba­wem spo­tka go coś wy­jąt­ko­we­go i ma rację. Wiem, bo po­ciąg to wie, wy­zna­czył już dla niego przy­szłość.

Józef bę­dzie ma­la­rzem po­ko­jo­wym i to wy­peł­ni jego serce wiel­ką na­dzie­ją. Wresz­cie, po la­tach two­rze­nia nie­ist­nie­ją­cych cy­fro­wych ob­ra­zów, które przy­pła­cił próbą sa­mo­bój­czą, bę­dzie za­ma­lo­wy­wał wiel­kie po­wierzch­nie, w małym, nie­koń­czą­cym się mia­stecz­ku, zy­sku­jąc sym­pa­tię wszyst­kich ludzi.

Ale ja mam dla niego lep­szą przy­szłość. Nisz­czę jego bi­le­ci­ki i tnę smugę prze­zna­cze­nia. Pa­trzę z uśmie­chem, jak jego ciało znika i roz­my­wa się w po­cią­gu.

To było do­praw­dy wy­bor­ne, więc chcę jesz­cze i de­cy­du­ję się ukró­cić ko­lej­ną przy­szłość.

Pada na fał­szu­ją­cą diwę ope­ro­wą, któ­rej nikt nie kocha. Ma otrzy­mać speł­nie­nie w świe­cie peł­nym głu­chych istot, które po­tra­fią od­czy­tać je­dy­nie pasję i mi­łość do wy­ko­ny­wa­ne­go za­wo­du.

W końcu mo­gła­by robić to, co kocha, i być po­dzi­wia­na.

Za­miast tego leży na ziemi i znika. Jej bi­le­cik roz­pły­wa się, smuga prze­zna­cze­nia jest prze­cię­ta. Gdy jej dusza blak­nie, w wa­go­nach sły­chać wycie tak gło­śne, że czuje się je w nosie, po­ja­wia przed oczy­ma. Nikt nie śpie­wał tak wspa­nia­le, jak ona, roz­my­ta na szy­bie, wdep­ta­na w pod­ło­gę, fa­lu­ją­ca na ścia­nie.

Czuję bło­gość.

Orien­tu­ję się, że ży­wo­ty, które miały pięk­ną przy­szłość, prze­ry­wać jest naj­sło­dziej. Mam wra­że­nie, jak­bym wła­śnie zjadł naj­lep­sze ciast­ko na świe­cie. Eu­fo­ria za­le­wa mi mózg i serce.

I już wiem, że za­wsze bę­dzie mi mało.

 

*

 

Prze­ci­nam coraz wię­cej świe­tli­stych przy­szło­ści i po­ciąg orien­tu­je się, że coś się zmie­nia.

Trzę­sie się, drga, ledwo wy­ra­bia na za­krę­tach. Z ko­mi­na lo­ko­mo­ty­wy leci naj­czar­niej­szy dym, jaki wi­dzia­łem. Pa­sa­że­ro­wie trzy­ma­ją się mocno, pa­trząc po sobie, jakby prze­czu­wa­li, co może się stać.

A ja od­naj­du­ję moją przy­ja­ciół­kę Ha­szy­co­wą, która cią­gle marzy o ma­lo­wa­niu. Widzę bar­dzo wy­raź­nie jasną nitkę jej prze­zna­cze­nia, która z każ­dym ki­lo­me­trem robi się coraz moc­niej­sza.

– To tylko ja – mówię, po­ja­wia­jąc się przed nią. Przez chwi­lę mnie nie po­zna­je, a gdy pa­trzę w szybę, orien­tu­ję się czemu. Mam na sobie ubra­nie kon­duk­to­ra, a twarz zdaje się spły­wać po czasz­ce.

– Muszę cię o coś po­pro­sić – stwier­dzam. – Nic się nie bój.

Kiwa głową, idzie za mną, wier­na, ufna, dobra Ha­szy­co­wa. Gdy je­ste­śmy już z boku, mówię do niej:

– Bi­le­ci­ki do kon­tro­li.

Marsz­czy czoło, ale zaraz wy­cią­ga kar­ne­cik. Pa­trzę jej w oczy, uśmie­cham się, a stro­bo­sko­po­wym świa­tłem li­za­ka spra­wiam, że kar­to­nik mo­men­tal­nie znika.

– Ale prze­cież ty… – za­czy­na. – Roz­ma­wia­li­śmy. Znasz mnie. Wiesz, prze­czu­wasz, jak ja, że ja już zaraz, że jesz­cze może sta­cja, dwie i zna­la­zła­bym…

– Wiem.

Zbie­ra się jej na płacz, ale wy­cie­ra łzy. Pa­trzy na mnie z po­gar­dą i zło­ścią.

– Nie ma więk­szej pod­ło­ści niż za­brać komuś przy­szłość – mówi jesz­cze, gdy prze­ci­nam ostrym li­za­kiem jej nić prze­zna­cze­nia. Jej ciało znika, mo­men­tal­nie wta­pia­jąc się w struk­tu­rę po­cią­gu.

Nie zdą­ży­łem jej od­po­wie­dzieć, że prze­cież nie ma więk­szej na­gro­dy niż za­brać komuś przy­szłość. Prze­cież teraz, w jed­no­ści z ma­szy­ną, już nie mogą po­peł­nić błędu.

Wszyst­ko jest im wy­ba­czo­ne, bo nic już nie ma zna­cze­nia.

To wiel­ka nie­wy­po­wie­dzia­na ulga, gdy nie muszą już cią­gnąć okrop­nych myśli w gło­wie, cię­ża­ru w sercu, wy­rzu­tów w pier­si.

Roz­pły­wam się, wcho­dząc w po­ziom astral­ny. Płynę wzdłuż ma­szy­ny, wi­dząc ru­chli­wą struk­tu­rę po­cią­gu, która wije się ty­sią­cem ode­bra­nych ist­nień i prze­zna­czeń, przy­wo­dząc na myśl wiecz­nie po­ru­sza­ją­ce się ro­ba­ki.

Bo każda ode­bra­na przy­szłość bu­du­je moją armię. Gwar­dię przy­ja­ciół, skry­tych na po­wierzch­ni szyby, wkle­pa­nych w ta­pi­cer­kę fo­te­la, roz­pro­szo­nych w po­wie­trzu.

Je­ste­śmy wszę­dzie i ni­g­dzie.

Je­ste­śmy wszyst­kim i ni­czym.

Woj­sko nie­umar­łych i nie­ży­wych, wiel­kich ma­łych nie­ist­nień.

I wkrót­ce wszy­scy będą mi po­trzeb­ni.

 

*

 

Deus Vapor Ma­chi­na na­praw­dę nic nie ro­zu­mie i za­czy­na mnie to iry­to­wać.

– To musi się skoń­czyć – mówi kie­row­nik-ka­płan po­cią­gu. Ura­to­wa­łem wła­śnie ko­lej­ną ofia­rę, od­sy­ła­jąc ją w ni­cość, a on za­wra­ca mi głowę. – Wiemy, co ro­bisz. To jest bar­dzo złe. Nie taka przy­świe­ca nam idea, nie takie są za­sa­dy.

– Bi­le­ci­ki do kon­tro­li – od­po­wia­dam, zmę­czo­ny jego na­rze­ka­niem.

– To tak nie dzia­ła.

– Teraz ja usta­lam, jak to dzia­ła.

– Nie masz ta­kiej mocy. Nikt nie ma.

– Zo­ba­czy­my.

Kie­row­nik ude­rza mnie, raz, drugi, jest o wiele sil­niej­szy niż Grot. Otwie­ra drzwi po­cią­gu, łapie mnie za frak. Je­stem oszo­ło­mio­ny, zgię­ty, prze­gra­ny. Z kie­sze­ni wy­pa­da mi lizak.

– Po­mo­cy! – krzy­czę do niego.

– Czy na pewno tego chce­my? – pyta na­rzę­dzie.

– Ja na pewno.

Lizak za­czy­na uja­dać jak pies, wy­su­wa ha­czy­ki. Za­czy­na się ob­ra­cać wokół wła­snej osi, prze­ci­na­jąc but kier­po­cia i jego dwa palce. Kie­row­nik mnie pusz­cza, od­ska­ku­je, łapie się za ranę. Teraz moja kolej. Drzwi są już otwar­te, chwy­tam go za koł­nierz i z ca­łych sił wy­py­cham na ze­wnątrz.

Dyszę, ledwo mogę zła­pać od­dech. Krew bu­zu­je w skro­niach, pod­no­szę lizak, uśmie­cham się do niego, a on robi to samo. Wpada mi do głowy po­mysł.

Roz­pły­wam się i ru­szam na czoło po­cią­gu. Kilka myśli póź­niej chcę wejść do lo­ko­mo­ty­wy, która, je­stem tego pe­wien, po­ru­sza się na opa­rach na­szych nie­do­li, po­że­ra nasze po­raż­ki i prze­gra­ne życia.

Tak pędzi do przo­du.

Jed­nak wej­ście do lo­ko­mo­ty­wy jest szczel­nie za­mknię­te. Szar­pię drzwi, nie mogę tam wpły­nąć nawet w for­mie astral­nej. Nie po­tra­fię prze­nik­nąć w żaden spo­sób. Klnę cicho w za­świa­tach i w bez­cza­sie.

I nagle zdaję sobie spra­wę z cze­goś bar­dzo waż­ne­go. Orien­tu­ję się, że po­ciąg za­wra­ca i że pierw­szy raz w hi­sto­rii je­dzie­my z po­wro­tem.

 

*

 

Wra­ca­my, więc przez okno widzę tych, któ­rych zo­sta­wi­li­śmy za sobą.

Leon Boroń, peł­za­ją­cy ra­do­śnie jako ka­ra­luch. Cyryl Joszt, świe­żo upie­czo­ny kuch­cik. Świta ob­da­ro­wa­na nową ro­dzi­ną. Mi­ja­my ich, a oni gapią się na po­ciąg, bo nigdy nie wi­dzie­li, aby po­dró­żo­wał w tę stro­nę.

To nie­na­tu­ral­ne i dziw­ne. To pra­wie jak świę­to­kradz­two, jak bluź­nier­stwo, jak za­prze­cze­nie idei.

Deus Vapor Ma­chi­na za­wsze po­dró­żo­wa­ła w jed­nym kie­run­ku, a teraz za­wra­ca, bo chce się mnie po­zbyć. Zmie­ni­ła re­gu­ły gry z mo­je­go po­wo­du.

To miłe i prze­ra­ża­ją­ce za­ra­zem.

Ob­ser­wu­ję przez okno mi­ja­ne świa­ty i widzę zna­jo­mą twarz. To Jarek, facet, któ­re­go zo­sta­wi­li­śmy, gdy tań­czył z uśmie­chem do pie­śni obłą­ka­ne­go bó­stwa. Teraz sie­dzi z pod­ku­lo­ny­mi no­ga­mi i twa­rzą skry­tą w dło­niach pod wy­gię­tą nie­na­tu­ral­nie skałą. Jego ciało drży, jakby pła­kał.

Czuję jego ból i smu­tek, wy­rzu­ty su­mie­nia.

Może, jak po­wie­dzie­li mą­drzej­si, wszę­dzie za­bie­rasz swoje pie­kło ze sobą? Mo­żesz zmie­nić sie­bie i oto­cze­nie, ale czar­na dziu­ra drą­żą­ca cię od środ­ka nigdy zu­peł­nie nie znika. Jeśli roz­pa­dłeś się na mi­lion ka­wał­ków, to żadne miej­sce i czas już cię wię­cej nie złożą.

Do głowy wpada smut­na myśl, że może oni wszy­scy tak skoń­czą, w któ­rymś mo­men­cie. Coś spie­przą, gdzieś się wy­wa­lą, coś po­to­czy się zu­peł­nie ina­czej, niżby chcie­li. Świat pod­ło­ży im nogę.

Życie, jakby nie było wspa­nia­łe, jest jed­nak naj­okrut­niej­szą ze zna­nych prak­tyk.

Co in­ne­go nie­byt. Bo nie­ist­nie­nie ła­ska­we jest, nie za­zdro­ści, nie pa­mię­ta złego. Wszyst­ko znie­sie, wszyst­ko prze­trzy­ma, jest sta­bil­ne i wiecz­ne.

Nie uzna­je pła­czu, bo jak cię nie ma, to nie uro­nisz żad­nej łzy.

To oczy­wi­ste, co muszę teraz zro­bić. W swo­jej astral­nej for­mie wy­chy­lam się z po­cią­gu i się­gam do pła­czą­ce­go Jarka. Nie jest to łatwe, bo po­ciąg pędzi, a ja z każ­dym me­trem robię się cień­szy, ale jed­nak, w końcu, je­stem rap­tem metr od dy­go­czą­ce­go po­wi­do­ku męż­czy­zny.

– Życie do kon­tro­li – mówię, ma­te­ria­li­zu­jąc się przed nim, bo proś­ba o bi­le­ty by­ła­by nie na miej­scu.

On mruga, wy­cie­ra łzy z ja­śnie­ją­cej twa­rzy. Kręci głową, nie ro­zu­mie, ale w sumie wcale nie musi ro­zu­mieć, bo widzę jego prze­zna­cze­nie jasno i wy­raź­nie. Wy­cho­dzi z klat­ki pier­sio­wej i pędzi w nie­zna­ne. Jest mocne i świe­cą­ce.

Wy­cią­gam lizak z ha­czy­ko­wa­ty­mi ostrza­mi i za­czy­nam ciąć, ale od razu widzę, że nie bę­dzie łatwo. Smuga jego przy­szło­ści jest twar­da ni­czym badyl, nie­spe­cjal­nie to idzie.

– Nie damy rady – ma­ru­dzi moje ko­lo­ro­we na­rzę­dzie.

– Mu­si­my. Dla niego. On tego po­trze­bu­je.

– Zo­staw mnie, pro­szę, to tylko chwi­lo­wy spa­dek formy. Tu jest mi do­brze i… – za­czy­na Jarek, ale ja wiem le­piej, czego po­trze­bu­je. Biorę się do ro­bo­ty ze zdwo­jo­ną siłą. Lizak wzmac­nia ostrza i w końcu się udaje. Prze­zna­cze­nie Jarka jest prze­cię­te, forma ma­te­rial­na za­czy­na się roz­pły­wać.

Łapię jego astral­ne reszt­ki i po­py­cham z ca­łych sił w stro­nę pę­dzą­ce­go po­cią­gu. Widzę, jak Jarek wpada przez okno i roz­pły­wa się w struk­tu­rze ma­chi­ny.

Uśmie­cham się, bo już wiem, co robić.

 

*

 

Gdyby Deus Vapor Ma­chi­na to prze­wi­dzia­ła, wcale by nie za­wra­ca­ła po­cią­gu.

Sku­piam się na wy­ry­wa­niu ludzi z ich świa­tów, jed­ne­go po dru­gim. Nawet jeśli są jaśni i uśmiech­nię­ci, to wszy­scy wiemy prze­cież, jak skoń­czą.

Nie ma żad­nej na­dziei w ist­nie­niu, ono za­wsze koń­czy się tra­gicz­nie.

Staję przed Sto­gry­nem, z wy­cią­gnię­tym ję­zy­kiem sku­pio­nym na szy­ciu. Wy­da­je się za­do­wo­lo­ny, spo­koj­ny, ale to prze­cież tylko po­zo­ry. Po­ja­wiam się przed nim, on mnie widzi i za­pa­la pa­pie­ro­sa. Nic nie mówi, tylko pa­trzy na mnie z po­gar­dą. Przy­naj­mniej ma dość ho­no­ru, by się nie rzu­cać i nie wal­czyć.

Tuż przed od­cię­ciem smugi prze­zna­cze­nia splu­wa mi w twarz, ale ja tylko kręcę głową. W końcu ciach i go nie ma, po­ciąg go wchła­nia i za­sy­sa, wkle­pu­jąc w struk­tu­rę su­fi­tu. Prze­cie­ram czoło, uśmie­cham się do sa­me­go sie­bie, jak po do­brze wy­ko­na­nym za­da­niu.

Wra­cam też po Bo­ro­nia, Josz­tę i Świtę, bo nie mogą tak bez­sen­sow­nie trwać w ist­nie­niu.

Je­stem ich ko­le­gą z za­świa­tów, przy­ja­cie­lem, naj­lep­szym, co ich spo­tka­ło.

Czy tego chcą, czy nie.

Wra­cam do ma­szy­ny i czuję, że coś się zmie­nia. Po­ciąg sku­pia wolę i mo­bi­li­zu­je wszyst­kich ży­ją­cych po­dróż­nych ni­czym wiel­ki sta­lo­wy or­ga­nizm swoje prze­ciw­cia­ła. To już oczy­wi­ste, że to ja je­stem ra­kiem to­czą­cym or­ga­nizm, więc wy­sy­ła ich wszyst­kich na mnie.

Nie wie­dzą, jakim je­stem do­brym kom­pa­nem.

Skra­plam się, tę­że­ję, nie mogę uciec w wy­miar astral­ny. To po­ciąg robi to wszyst­ko, to on wrzu­ca mnie w rze­czy­wi­stość, a potem na­ka­zu­je każ­de­mu mnie ata­ko­wać. Pa­sa­że­ro­wie za­mie­nia­ją się w so­ki­stów. Męż­czyź­ni, ko­bie­ty i dzie­ci, wszy­scy słu­cha­ją bo­skiej ma­szy­ny pa­ro­wej i spada na mnie grad cio­sów. Prze­ista­cza­ją się w wilki ko­le­jo­we, w złych ludzi, któ­rzy chcą zbu­rzyć nowy po­rzą­dek rze­czy. Po­py­cha­ją mnie, ude­rza­ją, a gdy upad­nę, kopią. Wrzesz­czą na mnie i wy­zy­wa­ją od sza­ta­nów, de­mo­nów, po­two­rów. Ból jest okrop­ny, zaraz ze­mdle­ję.

– Już nigdy nie za­bie­rzesz ni­ko­mu przy­szło­ści – krzy­czy jakaś ko­bie­ta w stro­ju so­ki­sty i wbija mi nóż w serce. Stal jest zimna i ostra, czuję ją do­kład­nie. Mam mrocz­ki przed ocza­mi, tłum od­stę­pu­je, staje krę­giem wokół mnie.

Pa­trzą na ro­sną­cą ka­łu­żę krwi, pa­trzą, jak gasnę. Już zaraz, mo­ment i wcale mnie nie bę­dzie.

Za­po­mi­na­ją, że nie można zabić cze­goś, co od dawna jest mar­twe. Może mar­twe już się uro­dzi­ło, a teraz, w nie­ist­nie­niu, po raz pierw­szy żyje i trium­fu­je.

Wsta­ję w za­świa­tach, uśmie­cham się okrop­nie i uka­zu­ję się im wszyst­kim jako upior­ny duch. Lśnię bla­skiem, trium­fu­ję nie­by­tem, re­cho­czę im wszyst­kim w twarz. Za­czy­na­ją przede mną ucie­kać.

Wska­zów­ka ha­sle­ra za­czy­na wi­ro­wać jak sza­lo­na, su­ge­ru­jąc, że osią­ga­my za­wrot­ną pręd­kość.

– Prze­rżnę­li­śmy se­ma­for! – wrzesz­czy jeden z so­ki­stów. Inny do­ska­ku­je do ręcz­ne­go ha­mul­ca i po­cią­ga, ale nic to nie daje. Ktoś dmie z ca­łych sił w gwiz­dek.

– Prze­cież koła się nie ob­ra­ca­ją – wtó­ru­je im trze­ci. – Je­dzie­my na suwa. Je­dzie­my na suwa!

Krzy­ki robią swoje i po chwi­li wszy­scy pa­ni­ku­ją. Bar­dzo do­brze, bo jest przed czym ucie­kać. Każde życie, które wy­sła­łem w nie­byt, jest teraz mną, wiel­kim astral­nym po­two­rem. Razem za­bie­ra­my im przy­szłość, bo to takie pięk­ne i wspa­nia­łe, od­sy­łać ich w nie­byt.

Wcho­dzę w struk­tu­rę po­cią­gu i roz­pę­dzam go do nie­przy­tom­no­ści. Ma­szy­na jesz­cze nigdy nie je­cha­ła tak szyb­ko, le­ci­my nie­mal, pły­nie­my w prze­stwo­rzach. Lo­ko­mo­ty­wa zdaje się prze­obra­żać w smoka szyb­ko­ści, de­mo­na pędu, me­ta­lo­we­go bożka ruchu, któ­rym prze­cież jest.

Przej­mu­ję nad nim kon­tro­lę. Teraz to ja je­stem Deus Vapor Ma­chi­na, ja je­stem ko­le­jo­wym pie­kłem, nie­bem i czyść­cem.

Pły­nie­my po to­rach mych myśli, za­ha­cza­jąc o wszyst­kie świa­ty jed­no­cze­śnie. Roz­le­wa­my się po całym wszech­świe­cie. Wcho­dzi­my pod po­wie­ki, wkra­da­my się w sny i ma­rze­nia, po­że­ra­my przy­szłość. Maj­stru­je­my przy my­ślach, tkamy wiel­kie lęki. Po­py­cha­my tam, gdzie wcale nikt nie chce iść.

Je­ste­śmy tu i tam, wszę­dzie i ni­g­dzie, za­wsze i wcale. Je­ste­śmy Deus Vapor Ma­chi­na i już nic tego nie zmie­ni!

Koniec

Komentarze

Cześć, Edwar­dzie

 

Wra­cam z ko­men­ta­rzem po­be­to­wym. Piszę z te­le­fo­nu, więc bę­dzie krót­ko i na temat ;)

 

Hi­sto­ria nie­sa­mo­wi­ta, a do tego do­sko­na­le na­pi­sa­na. Prze­mia­na nar­ra­to­ra, z za­gu­bio­ne­go pa­sa­że­ra przez kon­duk­to­ra do… esen­cji Deus vapor ma­chi­na, zo­sta­ła przez Cie­bie po­pro­wa­dzo­na re­we­la­cyj­nie. 

 

No i ogól­nie kon­cep­cja sa­me­go po­cią­gu to mi­strzo­stwo ;)

 

Po­zdra­wiam, kli­kam i no­mi­nu­ję do piór­ka;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Prze­czy­ta­łem. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. :)

Cześć Ce­za­ry­_ce­za­ry

 

Dzię­ki pięk­ne za klika i no­mi­na­cje. No i ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia za betę, która zna­czą­co uspraw­ni­ła tekst.

 

Witam Misiu

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie!

 

Po­zdra­wiam!

Hej, ode mnie na pewno kli­czek :). Dla mnie weird jest tym ga­tun­kiem, który śred­nio prze­ma­wia. Ale do­ce­niam po­mysł, który jak na weird jest zro­zu­mia­ły i mi się po­do­bał :) Resz­tę znasz z ko­men­ta­rza be­to­we­go. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie i po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

BAR­DZO MI SIĘ PO­DO­BA­ŁO! 

Bar­dzo.

Po­my­sło­we, świet­nie na­pi­sa­ne, bar­dzo ory­gi­nal­ne.

Po­cząt­ko­wo za­sta­na­wia­łem się czy to za­świa­ty, czy ra­czej me­ta­fo­ra, ale kon­cep­cja me­ta­fo­ry szyb­ko znik­nę­ła (choć oczy­wi­ście można jej po­szu­ki­wać głę­biej).

Nie ma w tym grozy (jak za­zna­cza­łeś na wstę­pie), ale wcią­ga od razu i trzy­ma do sa­me­go końca. Pięk­ny popis wy­obraź­ni.

 

Dro­biazg:

“W końcu kon­tro­ler znika nam z oczu i wiemy, że wi­dzie­li­śmy Sta­chę po raz ostat­ni w życiu.” – Ob­ciął­bym “w życiu”. Prze­ga­da­ne. “Po raz ostat­ni” jest wy­star­cza­ją­co do­bit­ne. Moc­niej­sze.

 

Li­te­rów­ki:

Prze­ci­nam coraz wię­cej świe­tli­stych przy­szło­ści i po­ciąg orien­tu się, że coś się zmie­nia.

Skra­plam się, tężeje

Ból jest okrop­ny, zaraz ze­mdleje.

 

Po­zdra­wiam i gra­tu­lu­ję.

Moje po­wie­ści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Hej Bar­dzie

 

Dzię­ki pięk­ne za ko­men­tarz i klika. Twoje wska­zów­ki z bety rów­nież zna­czą­co uspraw­ni­ły opo­wia­da­nie!

 

Hej Mar­ci­nie Mak­sy­mi­lia­nie

 

Cie­szę się bar­dzo , że się po­do­ba­ło :) Twoje wska­zów­ki i po­praw­ki na­nio­słem!

 

Dzię­ki i po­zdra­wiam!

Cześć Edward,

 

No cóż… bar­dzo dobre opo­wia­da­nie, świet­na kon­cep­cja i wy­ko­na­nie. Po­do­ba­ło mi się od sa­me­go po­cząt­ku do końca, kli­mat grozy i Gra­biń­ski też od­czu­wal­ny, nie tylko w za­po­ży­czo­nych na­zwi­skach (mimo, że to weird fic­tion).

Kunsz­tow­nym ję­zy­kiem, peł­nym me­ta­for, ko­le­jo­wych smacz­ków, za­ser­wo­wa­łeś barw­ną opo­wieść o ostat­niej po­dró­ży dla ludzi po­zba­wio­nych na­dziei. 

Cie­ka­wa prze­mia­na głów­ne­go bo­ha­te­ra, nie prze­szka­dza mi nawet to, że w sumie dość szyb­ko z prze­stra­szo­ne­go pa­sa­że­ra stał się kon­duk­to­rem wy­da­ją­cym wy­ro­ki, a potem de­mo­nicz­ną skła­do­wą ma­szy­ny. 

Do­my­ślam się też, że na­praw­dę dużo czasu po­świę­ci­łeś na to opo­wia­da­nie, aby tak zręcz­nie i bar­wie zo­bra­zo­wać ko­lej­ne po­my­sły na ko­lej­nych pa­sa­że­rów. Fajną ro­bo­tę robi nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa i czas te­raź­niej­szy.

Nie wiem czy prze­czy­tam wszyst­kie opo­wia­da­nia w kon­kur­sie (ze wzglę­du na dużą licz­bę zgło­szeń), ale Twoje zo­sta­nie w pa­mię­ci na dłu­żej i na pewno bę­dzie w TOPie w moim pry­wat­nym ran­kin­gu. 

 

Gra­tu­lu­ję i po­zdra­wiam!

Bar­dzo ład­nie na­pi­sa­ne. Po­etyc­ka po­dróż z prze­mia­ną bo­ha­te­ra. Dziw­ny świat, czy też za­świa­ty, od­nie­sie­nia re­li­gij­ne, ob­ra­zo­bur­cze. Do tego roz­wa­ża­nia fi­lo­zo­ficz­no-ko­smo­lo­gicz­ne.

 

Kli­kam. Po­zdra­wiam.

Za­po­mnia­łem jesz­cze. Po­do­bał mi się obraz kon­duk­to­ra ka­su­ją­ce­go bilet kłem. Eks­tra.

I uwa­żam, że to Józef K zde­cy­do­wa­nie po­wi­nien się prze­mie­nić w ka­ra­lu­cha! XD

Moje po­wie­ści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

W sumie po tym opo­wia­da­niu mo­żesz już po­my­śleć o sek­cie.

Kwe­stie tego co po życiu masz już prze­ana­li­zo­wa­ną;)

 

Po­do­ba­ła mi się nie tylko kon­cep­cja spraw­dza­nia bi­le­tów i kon­se­kwen­cji ich braku, ale też nie­ocze­ki­wa­na zmia­na miejsc. To nowe za­koń­cze­nie super. Wła­śnie ono na­tchnę­ło mnie myślą o nowej re­li­gii;)

Bar­dzo ładne po­sta­cie, udało Ci się stwo­rzyć ga­li­ma­tias, rów­no­cze­śnie spraw­nie pro­wa­dząc akcję. Mi za­zwy­czaj wy­cho­dzi to pierw­sze;)

 

Edit:

 

A po­nie­waż udaję się na urlop, więc zgła­szam iż piór­ko­wo będą na TAK.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej JPol­sky

 

Dzię­ku­ję za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz. Faj­nie, że od­na­la­złeś tam Gra­biń­skie­go i do­ce­ni­łeś po­my­sły. Cie­szę się, że nie prze­szka­dza­ła Ci czas te­raź­niej­szy, bo wiem, że nie­któ­rym się to nie po­do­ba.

 

Witam AP

 

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz, dobre słowo i klika :)

 

Mar­ci­nie­_Mak­sy­mi­lia­nie

Faj­nie, że kieł się po­do­bał.

No tym razem po­sta­no­wi­łem dać moż­li­wość prze­mie­nie­nia się w ka­ra­lu­cha komu in­ne­mu :)

 

Ahoj Am­bush

 

W sumie po tym opo­wia­da­niu mo­żesz już po­my­śleć o sek­cie.

Cały czas o niej myślę :P

Dzię­ki wiel­kie za ko­men­tarz, klika i oczy­wi­ście za wkład be­to­wy :)

 

Po­zdra­wiam!

Wra­że­nia pod­czas lek­tu­ry nie były dobre o.o.

Czu­łem w po­wie­trzu jakąś cięż­ką at­mos­fe­rę, nie­po­kój, coś było zde­cy­do­wa­nie nie tak. Po ja­kimś cza­sie usły­sza­łem zgrzyt po­cią­gu.

 

Pi­sa­łem już coś o tym opku na becie, ale jesz­cze tutaj do­rzu­cę opi­nię. Za­chwy­ci­ły mnie me­ta­fo­ry (wow!). Poza tym fa­bu­ła to dru­gie wow. Czyta się bar­dzo do­brze, mia­łem chęć jesz­cze jed­nej stro­ny. Ogól­nie opo­wia­da­nie jest po­my­sło­we (Józef K hehe).

 

No co tu wię­cej mówić. Kli­kam i no­mi­nu­ję!

Kto wie? >;

Pięk­ny tekst, który czyta się z ro­sną­cą przy­jem­no­ścią. Roz­pę­dza się, ni­czym po­ciąg, by w kul­mi­na­cji za­brzmieć hor­ro­rem, który nas wszyst­kich czeka, przez tą pie­kiel­ną ma­szy­nę! Ja tam się do­pa­trzy­łam hor­ro­ru, ta­kie­go apo­ka­lip­tycz­ne­go! :) 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie! :) 

 

Hej Skry­ty

 

Dzię­ki bar­dzo za tak przy­chyl­ną opi­nię.

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia za betę, klika i no­mi­na­cję :)

 

Witaj Jol­kaK

 

Fajne pod­su­mo­wa­nie zro­bi­łaś tego tek­stu :)

Dzię­ku­ję Ci pięk­nie za betę i dobre słowo!

 

Po­zdra­wiam!

Edwar­dzie, ale “życie” się nie plu­ra­li­zu­je sad Przy­bę­dę. Może nie­ba­wem, a może bawem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oho, pi­sa­łeś, że nie wiesz, czym jest weird fic­tion, a tu widzę, że ten ga­tu­nek wy­cho­dzi Ci świet­nie! Bar­dzo ład­nie prze­pla­tasz dziw­ność z re­al­ny­mi pro­ble­ma­mi. Dawno żaden tekst tak mnie nie skło­nił do re­flek­sji. Było tu na­pi­sa­ne sporo mą­drych rze­czy, a zwłasz­cza:

Życie, jakby nie było wspa­nia­łe, jest jed­nak naj­okrut­niej­szą ze zna­nych prak­tyk.

Po­do­ba­ły mi się ob­ra­zy ma­lo­wa­ne za szy­ba­mi Deus vapor ma­chi­ny, bar­dzo wy­ra­zi­ste i opi­sa­ne w taki spo­sób, że od razu sta­wa­ły przed ocza­mi. O dziwo jedna ze scen mnie nawet roz­ba­wi­ła, kiedy okrut­ny kon­duk­tor pod­cho­dzi do jed­ne­go z pa­sa­że­rów i prosi go o bilet, a tam­ten błaga o li­tość, bo brzmia­ło tro­chę, jak­byś w hor­ro­ro­wy spo­sób pisał o jeź­dzie na gapę i kon­tro­li bi­le­tów ;) Po­ży­cza­nie imion i na­zwisk od Gra­biń­skie­go (i nie tylko) wy­da­ło mi się tu nie­po­trzeb­ne i nieco mi za­wa­dza­ły, ale ogó­łem tekst mi się bar­dzo po­do­bał. Masz wspa­nia­łą wy­obraź­nię i oby tak dalej!

Hej Tar­ni­no

 

Super! To cze­kam cier­pli­wie :)

 

Cześć So­na­to

 

Bar­dzo miło mi czy­tać taki ko­men­tarz. Naj­bar­dziej cie­szy mnie, że tekst skło­nił do re­flek­sji. Ro­zu­miem też że te imio­na mogły być nie do końca tra­fio­ne, ale faj­nie, że mimo to tekst jest w po­rząd­ku :)

Dzię­ku­ję Ci bar­dzo za dobre słowa.

 

Po­zdra­wiam! 

Cześć, Edwar­dzie!

 

W kon­kur­so­wych tek­stach po­ciąg, w któ­rym dzie­ją się dziw­ne rze­czy wy­stę­pu­je dość gęsto, ale Ty pod kątem “dziw­no­ści”, czy wręcz ab­sur­dal­no­ści jeń­ców nie bra­łeś. Do tego tekst roz­wi­jał się dość wolno przez co tro­chę za­czę­ło mnie to nużyć.

Na­to­miast od mo­men­tu, gdy zo­ba­czy­łem, w którą stro­nę zmie­rza bo­ha­ter, czy­ta­łem z już tylko ro­sną­cym za­in­te­re­so­wa­niem. Bar­dzo cie­ka­wie po­pro­wa­dzo­na prze­mia­na, do tego umo­ty­wo­wa­na, z od­po­wied­nio roz­sta­wio­ny­mi zwia­stu­na­mi gdzieś po dro­dze.

No i po­sze­dłeś krok dalej niż się spo­dzie­wa­łem – aż po samą Deus Vapor Ma­chi­nę. My­śla­łem, że skoń­czysz na samym kon­duk­to­rze.

 

Po­zdrów­ka i po­wo­dze­nia w kro­ku­sie!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Cześć Kro­ku­sie

 

No fak­tycz­nie nie biorę jeń­ców jeśli cho­dzi o dziw­ność i ab­sur­dal­ność :). Ro­zu­miem że tekst się mógł dłu­żyć bo wstęp jest nieco roz­wle­czo­ny jak na mnie, ale przed betą było jesz­cze go­rzej :). Faj­nie, że potem się to jakoś roz­krę­ca i jest ak­cep­to­wal­nie.

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz.

 

Po­zdra­wiam!

Fajne opo­wia­da­nie. Naj­bar­dziej po­do­ba­ła mi się kre­acja bo­ha­te­ra i jego prze­obra­że­nie w an­ty­bo­ha­te­ra. Duże plusy rów­nież za Grota, wizje świa­tów, kli­mat. Na minus – dość jed­no­staj­ne tempo. Za­koń­cze­nie bez­piecz­ne, choć nieco mnie za­ska­ku­je, że taka moc dała się okieł­znać jed­nej duszy, któ­rej po­mysł na uzy­ska­nie wła­dzy był, cóż, dość kla­sycz­ny. Wy­da­wać by się mogło, że po­ja­wi się wię­cej sil­nych chło­pa­ków i dziew­czyn chęt­nych spró­bo­wać się z kon­duk­to­rem ;)

Też za­ska­ku­ją­ce, że w fi­na­ło­wym star­ciu żaden z pa­sa­że­rów nie zro­bił z głów­nym bo­ha­te­rem to, co ten zro­bił z Gro­tem. Tym bar­dziej, że pa­sa­że­ro­wie mieli po swo­jej stro­nie świa­do­mość po­cią­gu. Czy może cze­goś nie zro­zu­mia­łem?

 

In­ter­punk­cja szwan­ku­je – sam nie je­stem asem (bli­żej mi do szóst­ki, maks. sió­dem­ki ^^), więc wy­no­to­wa­łem tylko część (+ parę in­nych rze­czy):

W końcu wcho­dzi­my do prze­dzia­łu na czole cugu, ca­łe­go upstrzo­ne­go w białe ser­wat­ki → nie wiem, czy to błąd, czy nie ro­zu­miem. Cho­dzi­ło o biał­ko ser­wat­ko­we? Ser­wet­ki?

Pa­trzę na nią, czu­jąc jak gula prze­ra­że­nia(-,) ro­śnie w gar­dle

Czas się dłuży więc nawet taki in­tro­wer­tyk jak ja(-,) znaj­du­je part­ne­ra do roz­mo­wy.

Sto­gryn, mój mil­czą­cy kom­pan wy­sia­da w małym mia­stecz­ku, gdzie przy­gar­nia go ro­dzi­na mil­czą­cych szwa­czek. → po­wtó­rze­nie

Wy­cho­dzi ze ścian po ka­wał­ku, z su­fi­tu głowa, ze ścian ręce, z pod­ło­gi nogi. → te pierw­sze ścia­ny robią ba­ła­gan. Ja bym pew­nie zo­sta­wił samo wy­cho­dzi po ka­wał­ku i pół­pau­za, ale są na pewno inne, lep­sze opcje :)

– Nie(+,) pro­szę – błaga ona. – Może na ko­lej­nym przy­stan­ku się uda.

Po­my­li­łem się, jest za silny za­bi­je mnie, albo uni­ce­stwi, za mo­ment prze­pad­nę i mnie nie bę­dzie. → tu się coś chyba roz­je­cha­ło

Cze­kam i nie­cier­pli­wię się, cho­dząc po prze­dzia­łach. Teraz widzę linie prze­zna­cze­nia wy­cho­dzą­ce z ludzi. → po­wtó­rze­nie, ale takie lek­kie w sumie

Ścią­ga gar­ni­tur, wy­rzu­ca cały do­by­tek, roz­bie­ra (+się) do naga.

Orien­tu­ję się, że życia, które miały pięk­ną przy­szłość, prze­ry­wać jest naj­sło­dziej. → Tar­ni­na wspo­mi­na­ła o nie­plu­ra­li­zu­ją­cych ży­ciach… Póź­niej jest jesz­cze raz w licz­bie mno­giej (”żyć”). Jeśli zo­sta­wi­łeś, bo bun­tu­jesz się prze­ciw tej za­sa­dzie, to sza­nu­ję – iry­tu­ją­ca moim zda­niem

Orien­tu­ję się, że po­ciąg za­wra­ca i że pierw­szy raz w hi­sto­rii(-,) je­dzie­my z po­wro­tem.

Coś spie­przą, gdzieś się wy­wa­lą, coś po­to­czy się(-,) zu­peł­nie ina­czej niżby chcie­li

Kręci głowa, nie ro­zu­mie, ale w sumie wcale nie musi ro­zu­mieć, → li­te­rów­ka

Tuż przed prze­cię­ciem smugi prze­zna­cze­nia(-,) splu­wa mi w twarz, ale ja tylko kręcę głową.

 

Tyle ode mnie. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Świet­ny tekst. Nie­zwy­kle gęsta at­mos­fe­ra, jest dziw­nie, ale wszyst­ko jest bar­dzo na­ma­cal­ne. Po­dob­nie jak Mar­cin_Mak­sy­mi­lian, szyb­ko od­rzu­ci­łem kon­cept me­ta­fo­ry, przez tę na­ma­cal­ność wła­śnie, ale też nie­ko­niecz­nie sądzę, że musi to być wer­sja za­świa­tów. Skła­niam się ra­czej ku wizji ja­kie­goś nar­ko­tycz­ne­go wy­mia­ru, wspól­nej płasz­czyź­nie świa­do­mo­ści, a jesz­cze bar­dziej do prze­ko­na­nia, że nie ma się co nad tym roz­wo­dzić. Od po­cząt­ku do końca utrzy­mu­jesz spe­cy­ficz­ny kli­mat, pewne mo­men­ty są może bar­dziej gro­te­sko­we od in­nych, ale pa­su­ją co ca­ło­ści. Choć po­ru­sza­my się w nie­zna­nym świe­cie, to na­pi­sa­łeś to tak spraw­nie, że czy­tel­nik in­stynk­tow­nie czuje, gdy coś jest nie tak. 

 

No i muszę za­py­tać, czy była tu jakaś in­spi­ra­cja Disco Ely­sium? Język opo­wia­da­nia, bar­dzo kunsz­tow­ny, mocno przy­wo­dzi na myśl ten, jakim po­słu­gu­ją się umie­jęt­no­ści w DE, a uży­cie sfor­mu­ło­wa­nia “we­wnętrz­ne im­pe­rium” w sce­nie, gdy ożywa lizak… To już mu­siał­by być nie­sa­mo­wi­ty przy­pa­dek.

 

Po­zdra­wiam!

Hej Co­unt­Pri­ma­gen

 

Dzię­ki wiel­kie za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz! Cie­szę się, że tekst jest fajny choć ro­zu­miem, że może być nie po­zba­wio­ny wad.

Też za­ska­ku­ją­ce, że w fi­na­ło­wym star­ciu żaden z pa­sa­że­rów nie zro­bił z głów­nym bo­ha­te­rem to, co ten zro­bił z Gro­tem. Tym bar­dziej, że pa­sa­że­ro­wie mieli po swo­jej stro­nie świa­do­mość po­cią­gu. Czy może cze­goś nie zro­zu­mia­łem?

Bo­ha­ter był tak po­tęż­ny no bo w jakiś spo­sób był wy­jąt­ko­wy i moc­niej­szy np. od Grota. Przy­naj­mniej tak mu po­wie­dział lizak :). Świa­do­mość po­cią­gu była po stro­nie pa­sa­że­rów, ale za to bo­ha­ter pod­po­rząd­ko­wał sobie za­bra­ne dusze. Tak to sobie przy­naj­mniej wy­my­śli­łem choć może nie uar­gu­men­to­wa­łem tego za do­brze :)

Dzię­ki za po­praw­ki, wszyst­kie na­nio­słem!

 

Witaj Re­inee

 

Cie­szę się, że tekst jest w po­rząd­ku. Po­do­ba mi się bar­dzo Twoja in­ter­pre­ta­cja i nar­ko­tycz­na wer­sja za­świa­tów, to zresz­tą byłby świet­ny punkt wyj­ścia do opo­wia­da­nia :)

uży­cie sfor­mu­ło­wa­nia “we­wnętrz­ne im­pe­rium” w sce­nie, gdy ożywa lizak… To już mu­siał­by być nie­sa­mo­wi­ty przy­pa­dek.

No i brawo, zdo­by­wasz myśl do schow­ka myśli :) Co praw­da DE nie było in­spi­ra­cją dla opo­wia­da­nia (przy­naj­mniej świa­do­me­go, bo co mi się obija po gło­wie sa­mo­ist­nie to inna spra­wa), jed­nak to sfor­mu­ło­wa­nie fak­tycz­nie jest in­spi­ro­wa­ne grą czy też formą spe­cy­ficz­ne­go easter ega :)

 

Dzię­ki pięk­ne za ko­men­tarz!

 

Po­zdra­wiam!

Nawet jeśli to nie jest stric­te hor­ror, na­pię­cia w hi­sto­rii nie bra­ku­je. Nie­po­kój to­wa­rzy­szył mi od po­cząt­ku i zanim zdą­ży­łam za­cząć na­rze­kać na czas te­raź­niej­szy, zu­peł­nie wsiąk­nę­łam w opo­wia­da­nie. Bar­dzo mi się po­do­ba ta tur­pi­stycz­na sen­ność, nie­mal jak u Schul­za.

 

No i muszę za­py­tać, czy była tu jakaś in­spi­ra­cja Disco Ely­sium?

Też o tym po­my­śla­łam. Wła­ści­wie, gdyby w któ­rejś sce­nie wszedł Harry i przy­po­mniał, że on tu jest pra­wem, uśmiech­nę­ła­bym się tylko i na­tych­miast to za­ak­cep­to­wa­ła. ;-)

„‬Czło­wiek, który po­tra­fi dru­zgo­tać ilu­zje jest za­ra­zem be­stią i po­wo­dzią. Ilu­zje są tym dla duszy, czym at­mos­fe­ra dla pla­ne­ty." - V. Woolf

Edwar­dzie, wy­ka­za­łeś się sza­lo­ną wy­obraź­nią, opi­su­jąc za­rów­no samą jazdę, jak i wy­bra­nych pa­sa­że­rów, że o bo­ha­te­rze do­zna­ją­cym nie­wia­ry­god­nych prze­obra­żeń nie wspo­mnę. Hor­ro­ru, jak na mój gust, zna­la­złam tu w sam raz.

Opo­wia­da­nie, choć mocno przy­gnę­bia­ją­ce – jak wszyst­ko, co trak­tu­je o spra­wach osta­tecz­nych – czy­ta­ło się świet­nie i z pew­no­ścią nie­pręd­ko o nim za­po­mnę.

Mam na­dzie­ję, że po­pra­wisz uster­ki, bo choć nie mam już po co cho­dzić do kli­kar­ni, to pra­gnę­ła­bym od­wie­dzić no­mi­no­wal­nię. :)

 

Prze­gra­ne twa­rze, zu­ży­te życia… → Życie nie ma licz­by mno­giej.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zycie;20113.html

 

– Już nie ma uciecz­ki, już za późno – mówi. Pa­trzę na nią, czu­jąc jak gula prze­ra­że­nia ro­śnie w gar­dle. Wy­ry­wam się, choć wiem, że ma rację. ->Nar­ra­cji nie za­pi­su­je­my z di­da­ska­lia­mi. Winno być:

– Już nie ma uciecz­ki, już za późno – mówi.

Pa­trzę na nią, czu­jąc jak gula prze­ra­że­nia ro­śnie w gar­dle. Wy­ry­wam się, choć wiem, że ma rację.

 

Prze­gry­za bilet dłu­gim kłem i mi go zwra­ca. → Czy oba za­im­ki as ko­niecz­ne?

Pro­po­nu­ję: Prze­gry­za bilet dłu­gim kłem i zwra­ca/ od­da­je mi.

 

ca­łe­go ude­ko­ro­wa­ne w białe ob­ru­sy, uro­czy­ste czar­ne róże. → …ca­łe­go ude­ko­ro­wa­nego bia­ły­mi ob­ru­sa­mi, uro­czy­sty­mi czar­ny­mi ró­ża­mi.

De­ko­ru­je­my czymś, np. or­de­rem, nie w coś, np. w order.

 

je­ste­śmy w tym wszyst­kim razem? Pa­trzy­łem po lu­dziach, ale przede wszyst­kim za okno… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Gdy tylko wy­peł­nia sobą prze­strzeń, ob­la­tu­je stado żół­tych pta­ków, że­ru­ją­cych na jej nie­skoń­czo­nym ciele. Po­że­ra­ją łap­czy­wie, a ona… → Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

że jemu się udało, a mi jesz­cze nie. → …że jemu się udało, a mnie jesz­cze nie.…

 

że Sto­gryn, wy­cho­dząc sa­me­mu… → …że Sto­gryn, wy­cho­dząc sa­m

 

…pod­no­szę lizak, uśmie­cham się do niego, a on od­da­je ten gest. → Gesty wy­ko­nu­je się rę­ka­mi. Uśmiech nie jest ge­stem.

 

Szar­pię za drzwi… → Szar­pię drzwi/ klam­kę

 

Sku­piam się na wy­ry­wa­niu ludzi z ich świa­tów, jeden po dru­gim. → Pi­szesz o lu­dziach, więc: Sku­piam się na wy­ry­wa­niu ludzi z ich świa­tów, jed­ne­go po dru­gim.

 

To już oczy­wi­ste, że to ja je­stem ra­kiem to­czą­cym cho­ro­bę… → Rak jest cho­ro­bą, rak toczy cho­ro­bą or­ga­nizm. Rak nie toczy cho­ro­by.

 

ro­biąc wokół mnie okrąg.

Pa­trzą na ro­sną­cą wokół ka­łu­żę… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Każde z żyć, które wy­sła­łem w nie­byt… → Życie nie ma licz­by mno­giej.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej Rossa!

 

Dzię­ki za opi­nię i prze­czy­ta­nie. Faj­nie, że nie­po­kój to­wa­rzy­szył i że nawet dzię­ki niemu udało się prze­łknąć czas te­raź­niej­szy :) Wiem, że nie­któ­rych on draż­ni.

Wła­ści­wie, gdyby w któ­rejś sce­nie wszedł Harry i przy­po­mniał, że on tu jest pra­wem, uśmiech­nę­ła­bym się tylko i na­tych­miast to za­ak­cep­to­wa­ła. ;-)

A to cie­ka­we, że też masz takie sko­ja­rze­nie. Ale jak tam się cho­ciaż ocie­ram o DE to ra­czej dobre wie­ści :)

 

Witam Reg!

 

Bar­dzo mnie cie­szy, że spodo­ba­ły Ci się po­my­sły i prze­mia­na bo­ha­te­ra, a nawet że hor­ro­ru było tyle co trze­ba. Jest mi nie­zmier­nie miło, że choć opo­wia­da­nie jest przy­gnę­bia­ją­co to do­brze się czy­ta­ło i za­pad­nie w pa­mięć :)

Jak zwy­kle kła­niam się nisko za wska­za­nie uste­rek, które już po­pra­wi­łem :)

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia za opi­nię i do­ce­nie­nie opo­wia­da­nia po­ten­cjal­ną no­mi­na­cją!

 

Po­zdra­wiam!

Edwar­dzie, jak zwy­kle bar­dzo się cie­sze, że mo­głam się przy­dać. :)

No­mi­na­cja stała się fak­tem! :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję pięk­nie Reg za no­mi­na­cję.

Twoje uwagi są jak zwy­kle nie­oce­nio­ne! :)

Bar­dzo pro­szę, Edwar­dzie. I pięk­nie dzię­ku­ję, za tak dobre o mnie mnie­ma­nie. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

A gdy pa­trzę za smugę zmie­nia­ją­ce­go się kra­jo­bra­zu za oknem wiem, że fak­tycz­nie nie ma już stąd uciecz­ki.

Chyba bra­ku­je prze­cin­ka przed “wiem”.

Sie­dzi­my w wiel­kim otwar­tym wa­go­nie, chyba wszy­scy, któ­rzy wsie­dli na kilku ostat­nich sta­cjach. Czas się dłuży więc nawet taki in­tro­wer­tyk jak ja znaj­du­je part­ne­ra do roz­mo­wy.

Tu chyba przed “więc” 

 Wi­dzi­my przez okno jak ko­bie­ty bez słowa go ak­cep­tu­ją,

Tutaj przed “jak”

Pa­trzę mu głę­bo­ko w oczy, prze­ci­na­jąc sła­biut­ką smugę prze­zna­cze­nia, która ni­g­dzie nie pro­wa­dzi. Wy­ba­łu­sza oczy,

Tu po­wtó­rze­nie. Chyba nie­ce­lo­we? 

 Coś spie­przą, gdzieś się wy­wa­lą, coś po­to­czy się zu­peł­nie ina­czej niżby chcie­li.

Tu chyba też bra­ku­je prze­cin­ka.

 

Mocny tekst, wy­wo­łu­ją­cy sporo emo­cji. Na po­cząt­ku tro­chę trud­no było mi z ja­kie­goś po­wo­du przy­zwy­cza­ić się do stylu, ale póź­niej przy­padł do gustu i pły­ną­łem przez opo­wia­da­nie. 

Nie­zły po­mysł za­rów­no na po­ciąg, jak i na głów­ne­go bo­ha­te­ra. Te dwie rze­czy świet­nie się łączą. Bo po­stać stwo­rzy­łeś nie­ty­po­wą i ob­ser­wo­wa­nie z jej per­spek­ty­wy dzie­ją­cych się wy­da­rzeń wy­pa­dło in­te­re­su­ją­co, a po­ciąg z wła­sną świa­do­mo­ścią w pe­wien spo­sób de­cy­du­ją­cy o przy­szło­ści ludzi, to też coś cie­ka­we­go. 

Sło­wem, kawał do­bre­go czy­ta­dła. 

Po­zdra­wiam.

 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Hej Młody Pi­sa­rzu

 

Cie­szę się, że mimo trud­ne­go po­cząt­ku potem to jakoś po­szło i opo­wia­da­nie oka­za­ło się zja­dli­we :)

 

Pięk­ne dzię­ki za ko­men­tarz i wska­za­nie uste­rek, które już po­pra­wi­łem.

 

Po­zdra­wiam!

je­sień do­pa­dła prze­strzeń i serca

Serca, może. Ale prze­strzeń? W jaki spo­sób je­sień "do­pa­da" prze­strzeń? Co ta­kie­go może jej zro­bić?

Prze­gra­ne twa­rze, zu­ży­te życie, oczy go­to­we na wszyst­ko.

Mmmm… an­tro­po­mor­fi­za­cja twa­rzy i oczu tro­chę mnie śmie­szy…

Nie ma tu ni­ko­go nor­mal­ne­go

A, to na Fan­ta­stów? XD

ska­czą­cych w prze­paść w nie­zna­ne

Idiom: ska­czą­cych w prze­paść. To "nie­zna­ne" du­blu­je sens i tylko ba­ła­ga­ni.

żon­glu­ją­ca zmie­nia­ją­cy­mi się zda­nia­mi.

… ?

Szep­cze przy tym sen­ten­cję, któ­rej nie po­tra­fię zro­zu­mieć.

Hmmmm…

Tak jak każdy z nas.

Tak, jak każdy z nas.

Wie­rzy­my jed­nak w nią i te wy­ro­ki.

To zna­czy? Ufamy jej?

wy­bo­ry, były

Co to za prze­ci­nek? Pac­nij go stąd.

Deus vapor ma­chi­na

Hmm. Nie wiem, czy każ­de­go wy­ra­zu nazwy wła­snej nie na­le­ża­ło­by pisać du­ży­mi li­te­ra­mi: https://sjp.pwn.pl/zasady/18-A-Wielka-litera-piszemy;629375.html Zresz­tą sama kon­struk­cja budzi moje wąt­pli­wo­ści – ła­ci­na jest ję­zy­kiem flek­syj­nym. Zda­niem in­ter­ne­tów sil­nik pa­ro­wy to "ma­chi­na va­po­ra­ria" ( https://la.wikipedia.org/wiki/Machina_vaporaria ) co brzmi w miarę sen­sow­nie, ale po­szu­kaj kogoś, kto się tego uczył mniej dawno, niż pół życia temu ;) W każ­dym razie je­że­li ośrod­kiem grupy no­mi­nal­nej ma być "ma­chi­na", to "vapor" i "deus" muszą być od­mie­nio­ne (albo mu­sisz użyć wy­wie­dzio­nych z nich przy­miot­ni­ków w od­po­wied­nich for­mach).

w okrut­nych stru­gach desz­czu.

W jaki spo­sób deszcz jest okrut­ny?

Nikt nie wy­sia­da, bo to za­wsze droga w jedną stro­nę.

Hmmmm.

Wcho­dzą do niej ci, któ­rzy nie mieli in­ne­go wyj­ścia,

Może pro­ściej: Wsia­da­ją ci, któ­rzy nie mają in­ne­go wyj­ścia.

już uto­pie­ni w roz­pa­czy do­ty­ka­li­śmy

Wtrą­ce­nie: już, uto­pie­ni w roz­pa­czy, do­ty­ka­li­śmy.

gę­ste­go dna

Mmmm, ro­zu­miem muł, ro­zu­miem wo­do­ro­sty i bez­tle­no­wą stre­fę przy­den­ną – ale nie od­pły­wasz tro­chę?

ma­je­sta­tycz­nej lo­ko­mo­ty­wie

Co jest ma­je­sta­tycz­ne­go w lo­ko­mo­ty­wie i czy nie le­piej by­ło­by to po­ka­zać?

o ma­je­sta­tycz­nej lo­ko­mo­ty­wie i wszyst­kich wa­go­nach świa­ta.

Może być po­ciąg o wielu wa­go­nach, ale o wszyst­kich – nie bar­dzo.

kwa­dra­to­wy i owal­ny

Ro­zu­miem, że po­ciąg wy­kra­cza poza lo­gi­kę, ale dla­cze­go jest fi­gu­rą pła­ską?

Taki jaki chcesz, ja­kie­go ma­lo­wa­łeś sobie

Taki, jaki chcesz, jakim go sobie ma­lo­wa­łeś.

Przez mo­ment za­sta­na­wiam się, nad wszyst­kim co za sobą zo­sta­wiam

Rym, prze­su­nię­ty prze­ci­nek: Przez mo­ment za­sta­na­wiam się nad wszyst­kim, co za sobą zo­sta­wię.

wcho­dzę do ma­szy­ny

Wsia­dam do po­cią­gu.

Sto­imy stło­cze­ni jeden obok dru­gie­go.

Sto­imy, stło­cze­ni jeden obok dru­gie­go. Albo: Sto­imy stło­cze­ni, jeden obok dru­gie­go. Może też być: Sto­imy, stło­cze­ni, jeden obok dru­gie­go. Róż­ni­ce są sub­tel­ne, ale są.

Sły­szę ospa­ły ruch tło­ków

Hmm.

coś za­ciem­nia wizję

Wizję?

wnę­trze wa­go­nu zdaje się ogar­niać czar­ny mróz po­kry­wa­ją­cy całą po­wierzch­nię

… wut? Naj­lep­sze, co umiem wy­my­ślić: wnę­trze wa­go­nu zdaje się po­kry­wać czar­nym szro­nem.

jak oznaj­mia pla­kiet­ka na jego pier­si.

Bar­dziej głosi, ale wyj­dzie rym.

nie po­tra­fię zna­leźć

Nie mogę zna­leźć. "Mogę" i "po­tra­fię" to nie do końca to samo.

są jak żywy ocean stra­chu i pa­syw­no­ści

… wut.

żeby stąd wy­sko­czyć

"Stąd" zbęd­ne.

łapie mnie mocno za dłoń

Za rękę.

mała dziew­czy­na

My­lą­ce trosz­kę. Le­piej: drob­na.

Pa­trzę na nią, czu­jąc jak gula prze­ra­że­nia ro­śnie w gar­dle.

Hmmmm.

Chcę po­wie­dzieć mu

Chcę mu po­wie­dzieć.

bilet, na któ­rym jest to samo zda­nie, które prze­ka­za­ła mi żon­glu­ją­ca ko­bie­ta

Tro­chę źle to brzmi (cze­kam na resz­tę fan­ta­stów :D).

sta­nął w dłu­giej linii, którą two­rzą nowo przy­by­li po­dró­żu­ją­cy.

Może: sta­nął w dłu­giej linii, z in­ny­mi no­wy­mi pa­sa­że­ra­mi.

choć nikt jej nie or­ga­ni­zu­je, usta­wia­my się jedno za dru­gim, jakby pro­wa­dzi­ła nas nie­wi­dzial­na siła

Nad­na­tu­ral­ność ko­lej­ki (ogon­ka, nie po­cią­gu) szar­pie moim za­wie­sze­niem nie­wia­ry.

bia­ły­mi ob­ru­sa­mi, uro­czy­sty­mi czar­ny­mi ró­ża­mi

Ob­ru­sy nie są ró­ża­mi.

mi­nia­tu­ra na­sze­go po­cią­gu, jeż­dżą­ce­go w kółko po nie­wi­dzial­nych to­rach

To mi­nia­tu­ra jeź­dzi w kółko, czy po­ciąg?

kie­row­nik po­cią­gu w od­święt­nym stro­ju

Le­piej się par­su­je: od­święt­nie ubra­ny kie­row­nik po­cią­gu.

Gdy w końcu do­cho­dzę przed kier­po­cia, za­uwa­żam, że to fak­tycz­nie spe­cjal­ny strój, po­łą­cze­nie ubra­nia ko­le­jo­we­go urzęd­ni­ka i ka­pła­na ja­kiejś nie­zna­nej re­li­gii.

Hmmmmmmmm. Gdy w końcu staję przed nim, za­uwa­żam, że strój kie­row­ni­ka sta­no­wi po­łą­cze­nie ko­le­jo­we­go mun­du­ru i szat ka­pła­na ja­kiejś nie­zna­nej re­li­gii. Ale dalej nie­wie­le mi to mówi.

Po­da­je mały li­stek wę­glo­wy

… w sumie czar­na msza pa­su­je do tego po­cią­gu.

barwi jamę ustną i zęby

To nie re­kla­ma pasty. Wy­star­czy: barwi zęby.

Gdy to robię, spły­wa na niego złota kro­pla oleju

Hmmmmmmmm. Co tu jest pod­mio­tem?

, jakby niósł w sobie wiel­ki ła­du­nek mocy.

Za­ufaj czy­tel­ni­ko­wi i wy­tnij to.

pa­trzy na mnie dziw­nym wzro­kiem

Pa­trzy na mnie dziw­nie. Po­ra­da "nie nad­uży­waj przy­słów­ków" nie ozna­cza, że przy­słów­ki są be – ozna­cza, że trze­ba po­ka­zy­wać, nie za­pew­niać.

pa­trzę za smugę zmie­nia­ją­ce­go się kra­jo­bra­zu za oknem

…?

Może przy­ję­li­śmy jej frag­ment i je­ste­śmy w tym wszyst­kim razem?

Hmm. Tro­chę to oczy­wi­ste.

Zda­wa­ło się, że cug roz­pę­dzał się do gra­nic nie­skoń­czo­no­ści.

C.t., nad­miar "się": Cug jakby roz­pę­dzał się do gra­nic nie­skoń­czo­no­ści.

uno­sił się w po­wie­trzu wzno­szo­ny

Po­wtó­rze­nie: fru­nął w po­wie­trzu, wzno­szo­ny.

mia­łem wra­że­nie, że też gapią się za­cza­ro­wa­ni nie­wia­ry­god­nym pędem

Mia­łem wra­że­nie, że też się gapią, za­cza­ro­wa­ni nie­wia­ry­god­nym pędem.

Chyba tak jak ja, od dawna ma­rzy­li o zmia­nie

Chyba, tak, jak ja, od dawna ma­rzy­li o zmia­nie.

ta po­trze­ba cią­gło­ści po­zo­sta­wa­ła głę­bo­ko w każ­dym z nas

…?

nawet taki in­tro­wer­tyk jak ja

Nawet taki in­tro­wer­tyk, jak ja.

od­naj­du­ję się w ciszy z męż­czy­zną

Hmm.

Zdaje się bo­wiem, że ma miej­sce jakaś forma jed­no­myśl­no­ści

Hmmmmmmmm.

Roz­wa­ża­nie prze­ry­wa nagłe za­trzy­ma­nie po­cią­gu.

Rym: Roz­wa­ża­nia prze­ry­wa nagłe za­trzy­ma­nie się po­cią­gu.

Pa­trzę na ze­wnątrz i orien­tu­ję się, że to nie jest żadne ze zna­nych mi miejsc.

Nie po pol­sku: Pa­trzę na ze­wnątrz i orien­tu­ję się, że to nie znam tego miej­sca.

Że to nawet nie jest znana mi pla­ne­ta.

Że nie znam tej pla­ne­ty.

Ho­ry­zont jest gęsty

Jak, u licha cięż­kie­go, linia (ho­ry­zon­tu) może być gęsta?

Bie­ga­ją po nich małe gry­zo­nie przy­po­mi­na­ją­ce wie­wiór­ki.

I bo­ha­ter to widzi, cho­ciaż są na ho­ry­zon­cie? (Swoją drogą, ładna pla­ne­ta.)

Matka z dzieć­mi z końca wa­go­nu wsta­je.

Ja­śniej: Na końcu wa­go­nu wsta­je matka z dzieć­mi.

gdy wy­cho­dzą, na­stę­pu­je me­ta­mor­fo­za i cała ro­dzi­na za­mie­nia się w małe ssa­ko­po­dob­ne stwo­rze­nia

Gdy wy­sia­da­ją. Mógł­byś opi­sać tę me­ta­mor­fo­zę.

Bie­gną szyb­ko, zni­ka­jąc w gąsz­czu

Imie­słów nie ozna­cza przy­czy­ny, tylko jed­no­cze­sność: Bie­gną szyb­ko, zni­ka­ją w gąsz­czu.

, po­zo­sta­wia­jąc nas wszyst­kich w osłu­pie­niu.

Dla­cze­go?

Na ko­lej­nej sta­cji, Julia

Tu bez prze­cin­ka.

wy­cho­dzi i za­mie­nia się w wiel­ki cią­gną­cy się po ho­ry­zont or­ga­nizm

Wy­sia­da i za­mie­nia się w wiel­ki, cią­gną­cy się po ho­ry­zont or­ga­nizm. Czyli co?

Gdy tylko wy­peł­nia sobą prze­strzeń, ob­la­tu­je ją stado żół­tych pta­ków

Ale całą prze­strzeń?

nie wiem skąd, ale je­stem o tym prze­ko­na­ny

Fra­ze­olo­gia: nie wiem skąd, ale wiem o tym na pewno.

jej drob­ne czę­ści

Mmmmm…

miał naj­bar­dziej prze­ra­żo­ne oczy z nas wszyst­kich

An­tro­po­mor­fi­zu­jesz oczy.

pod wpły­wem za­śpie­wu

Może: Do me­lo­dii za­śpie­wu? Po­ru­sza­ne za­śpie­wem?

trawa nie­sio­na let­nim wia­trem

Jeśli coś jest nie­sio­ne wia­trem, to leci na wie­trze, a trawa tylko fa­lu­je.

traci ciało na rzecz wiecz­nej po­wło­ki

To zna­czy, że od­da­je ciało tej po­wło­ce… https://wsjp.pl/haslo/podglad/46465/na-rzecz

Tań­czy do pie­śni

Tań­czy w rytm pie­śni.

wi­dzi­my jak jego nie-twarz, roz­świe­tla

Prze­cin­ki: wi­dzi­my, jak jego nie-twarz roz­świe­tla.

To być może naj­pięk­niej­sza rzecz, jaką wi­dzie­li­śmy.

An­gli­cyzm: To być może naj­pięk­niej­sze, co w życiu wi­dzie­li­śmy.

Wiemy to, bo wie to po­ciąg.

Wiemy o tym, bo wie o tym po­ciąg.

Co sta­nie się ze mną?

Co się sta­nie ze mną?

Jed­nak są też mo­men­ty, które prze­peł­nia­ją nasze serca trwo­gą, bo są tu też bez­na­dziej­ne przy­pad­ki.

Hmm. Jed­nak są też mo­men­ty, które prze­peł­nia­ją nasze serca trwo­gą, bo mamy i bez­na­dziej­ne przy­pad­ki.

któ­rzy we­szli do po­cią­gu

Wsie­dli.

uno­sząc pal­cem jej pod­bró­dek, tak by na niego spoj­rza­ła.

Hmmm.

Grot sięga dło­nią do kie­sze­ni

A czym innym ma się­gać?

stro­bo­sko­po­wym, kar­ma­zy­no­wym świa­tłem

Prze­ci­nek zbęd­ny.

a ona sama opada z sił

Opa­da­nie z sił to ra­czej stop­nio­wy pro­ces.

nitki, na któ­rych po­ru­sza­ła się ni­czym ma­rio­net­ka

Może: nitki, na któ­rych wi­sia­ła ni­czym ma­rio­net­ka?

Kon­duk­tor bie­rze jej dłoń i cią­gnie za sobą.

To brzmi tak, jakby jej urwał rękę…

Nie wia­do­mo czy mil­czy­my

Nie wia­do­mo, czy mil­czy­my.

przy­stan­kach, które usu­wa­ją z głowy przy­kre wspo­mnie­nia

Mmmm…

I choć te są cał­kiem zwy­czaj­ne, wy­da­ją się jesz­cze bar­dziej nie­zwy­kłe.

Zwy­czaj­ne?

Sto­gryn, mój cichy kom­pan wy­sia­da

Wtrą­ce­nie: Sto­gryn, mój cichy kom­pan, wy­sia­da.

Ma­cham mu dło­nią

Wy­star­czy: Ma­cham mu.

wy­cho­dząc sam

Wy­sia­da­jąc. Ze środ­ka trans­por­tu za­wsze się wy­sia­da.

Za­uwa­żam, że ma­te­ria­li­zu­je się, ni­czym jakaś zjawa, albo duch.

 Za­uwa­żam, że ma­te­ria­li­zu­je się, ni­czym zjawa albo duch.

jeź­dzi po­dob­no po­cią­giem od lat

Ali­te­ra­cja: jeź­dzi po­dob­no od lat.

nie po­tra­fiąc zna­leźć celu i wy­siąść, na któ­rej­kol­wiek ze sta­cji.

Nie­zdol­na od­na­leźć celu i wy­siąść na żad­nej sta­cji.

jesz­cze na chwi­lę

Przez chwi­lę.

Chwy­tam ją za dłoń

Za rękę.

pod­cho­dzi do niej, bie­rze jej to­reb­kę

"Niej" można wy­ciąć.

w stro­bo­sko­po­wym szkar­ła­cie, pły­ną­cym od na­rzę­dzia.

"Pły­ną­cym" zu­peł­nie roz­wa­la mi tu obraz.

kiwa mi głową z uzna­niem

Z uzna­niem kiwa głową.

to nie mnie gdzieś teraz pro­wa­dzi w nie­zna­ne?

To nie mnie teraz pro­wa­dzi, gdzieś w nie­zna­ne?

Nie wia­do­mo skąd wiem

Nie wia­do­mo, skąd, wiem.

de­li­kat­ny dotyk.

Mógł­by być ła­god­ny?

Przy­kła­da palec wska­zu­ją­cy do ust, na­ka­zu­jąc, bym za­cho­wał ciszę. Głową po­ka­zu­je, abym po­szedł za nim.

Nie kom­bi­nuj: Kła­dzie palec na ustach i ru­chem głowy każe mi iść za sobą.

Wsta­ję, idę naj­ci­szej jak to moż­li­we.

Wsta­ję, idę naj­ci­szej, jak mogę.

prze­cho­dzi­my do prze­strze­ni mię­dzy prze­dzia­ła­mi

Ali­te­ra­cja.

pa­trzę z wy­cze­ki­wa­niem

Szyk: z wy­cze­ki­wa­niem pa­trzę.

Ude­rzam z ca­łych sił kon­duk­to­ra w głowę.

Szyk: Z ca­łych sił ude­rzam kon­duk­to­ra w głowę.

Może nigdy wcze­śniej nikt, tak mocny jak ja, mu się nie po­sta­wił?

Może nigdy wcze­śniej nikt, nikt tak mocny, jak ja, mu się nie po­sta­wił?

Ko­lej­ny cios w brzuch po­wa­la na pod­ło­gę.

Ko­lej­ny cios w brzuch i padam na pod­ło­gę.

ja za­sła­niam dło­nią głowę

Co Ty z tymi dłoń­mi?: ja dło­nią za­sła­niam głowę.

Pod­no­szę przed­miot, na któ­re­go owal­nej czę­ści mo­men­tal­nie wy­ra­sta­ją ha­czy­ko­wa­te ostrza.

Hmmmmm.

gdy zwija się

Gdy się zwija.

Przez mo­ment mam w gło­wie pa­nicz­ny mę­tlik, ale nagle coś zdaje się go roz­wią­zy­wać albo roz­ci­nać.

Po­mie­sza­ne me­ta­fo­ry – chaos nie jest wę­złem.

Z pier­si Grota za­czy­na wy­pły­wać jakaś ulot­na nić.

Po­mie­sza­ne me­ta­fo­ry – nici nie wy­pły­wa­ją. Ale mo­gła­by się wy­snu­wać.

Prze­ci­nam nimi smugę wy­pły­wa­ją­cą z kon­duk­to­ra, bo wy­da­je się to naj­nor­mal­niej­szą spra­wą na świe­cie.

Hmmmmmm.

Jego bilet, bo też ma jakiś

Jego bilet, bo też ma

wpi­su­je

Li­te­rów­ka.

Po chwi­li wy­da­je się, jakby moje na­zwi­sko było tam od za­wsze.

Po chwi­li wy­glą­da, jakby moje na­zwi­sko było tam od za­wsze.

To pre­cy­zyj­ne za­da­nie od­wra­ca moją uwagę

To wy­ma­ga­ją­ce pre­cy­zji za­da­nie zaj­mu­je całą moją uwagę.

po­wo­li wcho­dząc w struk­tu­rę po­cią­gu

Hmm?

pyta nagle przed­miot, co z nie­ja­snych przy­czyn, wcale mnie nie dziwi.

Ufaj czy­tel­ni­ko­wi: pyta nagle przed­miot, a mnie to wcale nie dziwi.

z ciem­no­ści, z gwiazd, by od­sy­łać ludzi w pięk­no ni­co­ści

Rym.

Bo le­piej być mar­twym i ko­rzy­stać w pełni z nie­by­tu, niż miesz­kać w żywej, bez­ce­lo­wej masie.

To prze­czy wszyst­kie­mu, co dotąd zro­zu­mia­łam z tek­stu…

Może z Gro­tem wią­za­ła go jakaś forma obo­wiąz­ko­wo­ści

…? https://sjp.pwn.pl/szukaj/obowi%C4%85zkowo%C5%9B%C4%87.html

jakby czy­tał moje myśli

Jakby czy­tał mi w my­ślach.

Roz­my­ślam o tym wszyst­kim jako nie do końca ma­te­rial­ny obiekt.

Obiek­ty ma­te­rial­ne i tak nie myślą.

mam swo­je­go de­li­kwen­ta

Mmmm…

wsiadł nie­daw­no do po­cią­gu

Szyk: wsiadł do po­cią­gu nie­daw­no.

jest jakiś nowy kon­duk­tor

"Jakiś" można wy­ciąć.

ra­niąc lekko skórę

Le­piej: lekko ra­niąc skórę.

Po­do­ba mi się mie­sza­ni­na lęku i po­dzi­wu, osia­da­ją­ca w oczach pa­sa­że­rów na mój widok.

… "osia­da­ją­ca"?

która ni­g­dzie nie pro­wa­dzi

Do­ni­kąd.

potem pada na zie­mię, za­mie­nia­jąc się w nie­bie­ska­wą mgieł­kę

Hmm. Naraz?

Uśmiech nie scho­dzi z mej astral­nej twa­rzy.

Hmmm.

wsta­je pewny swego losu

Wsta­je, pewny swego losu.

Na jego twa­rzy zdaje się wy­kwi­tać wiel­ki uśmiech.

Hmm. Zdaje się?

Biega po izbie wolny

Biega po izbie, wolny.

Za­le­wa go wspa­nia­łe uczu­cie pro­ste­go i jed­no­staj­ne­go im­pe­ra­ty­wu.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/imperatyw.html ? Po­mi­ja­jąc wszyst­ko, to nie uczu­cie…

wcale nie po­do­ba mi się

Szyk: wcale mi się nie po­do­ba.

wy­cho­dzą z po­cią­gu

Wy­sia­da­ją.

Nie­ist­nie­nie jest zbyt pięk­ne by ob­da­ro­wy­wać

Nie­ist­nie­nie jest zbyt pięk­ne, by ob­da­ro­wy­wać.

każdy wi­nien do­stać szan­sę

Po­wi­nien.

prosi mnie o łaskę

"Mnie" można ska­so­wać, chyba że chcesz pod­kre­ślić, że Józef prosi nar­ra­to­ra.

Wiem to, bo po­ciąg to wie

Wiem, bo po­ciąg wie.

two­rze­nia nie­ist­nie­ją­cych cy­fro­wych ob­ra­zów

…?

więc chcę jesz­cze i de­cy­du­ję się ukró­cić jesz­cze jedną przy­szłość.

Dwa razy "jesz­cze".

Tra­fia na fał­szu­ją­cą diwę ope­ro­wą

Idiom: (los) pada na fał­szu­ją­cą…

które po­tra­fią od­czy­tać je­dy­nie pasję

Hmmm?

W końcu mo­gła­by robić to, co kocha i być po­dzi­wia­na.

Wtrą­ce­nie: W końcu mo­gła­by robić to, co kocha, i być po­dzi­wia­na.

smuga prze­zna­cze­nia jest ukró­co­na

Prze­cię­ta chyba?

Gdy jej dusza blak­nie w wa­go­nach sły­chać wycie

Chyba: Gdy jej dusza blak­nie, w wa­go­nach sły­chać wycie.

prze­ry­wać jest naj­sło­dziej

Szyk: naj­sło­dziej jest prze­ry­wać.

po­ciąg orien­tu­je się, że coś się zmie­nia.

Hmm.

wy­raź­nie jej jasną nitkę prze­zna­cze­nia

Le­piej: wy­raź­nie jasną nitkę jej prze­zna­cze­nia.

twarz zdaje się spły­wać po czasz­ce

Yyy…

prze­czu­wasz jak ja

Prze­czu­wasz, jak ja.

Jej ciało znika, mo­men­tal­nie wni­ka­jąc w struk­tu­rę po­cią­gu.

Może: Jej ciało znika, mo­men­tal­nie wta­pia się w struk­tu­rę po­cią­gu.

Prze­cież tutaj, w jed­no­ści z ma­szy­ną, już nie mogą po­peł­nić błędu.

Może: teraz?

Roz­pły­wam się, wcho­dząc w po­ziom astral­ny.

Hmmm.

wiecz­nie ru­sza­ją­ce się ro­ba­ki.

Po­ru­sza­ją­ce.

od­po­wia­dam mu

"Mu" można wy­ciąć.

łapie mnie za fraki

Za frak.

– Czy na pewno tego chce­my? – pyta na­rzę­dzie.

O, nie, nawet w za­świa­tach pro­duk­cja Mi­cro­so­ftu XD

Za­czy­na ob­ra­cać się

Za­czy­na się ob­ra­cać.

wy­py­cham z ca­łych sił na ze­wnątrz

Szyk: z ca­łych sił wy­py­cham na ze­wnątrz.

po­ru­sza się na opa­rach na­szych nie­do­li, po­że­ra nasze po­raż­ki i prze­gra­ne życia.

Po­ru­sza się na to­rach, a Tobie chyba idzie o pa­li­wo.

I nagle zdaję sobie spra­wę z bar­dzo waż­nej rze­czy.

An­gli­cyzm: I nagle zdaję sobie spra­wę z cze­goś bar­dzo waż­ne­go.

tych, któ­rych po­zo­sta­wi­li­śmy.

Le­piej: tych, któ­rych zo­sta­wi­li­śmy za sobą.

aby po­dró­żo­wał w tę stro­nę

Żeby. "Żeby" i "aby" to nie do końca to samo.

To miłe i prze­ra­ża­ją­ce za­ra­zem.

Hmm.

Teraz sie­dzi sku­lo­ny pod wy­gię­tą nie­na­tu­ral­nie skałą z pod­ku­lo­ny­mi no­ga­mi i twa­rzą skry­tą w dło­niach.

Od kiedy skały mają nogi?

Jego ciało drga, jakby pła­kał.

Może: drży.

to żadne miej­sce i czas już cię wię­cej nie złożą.

Mmm, to nie miej­sce i czas skła­da­ją, chyba.

Życie, jakby nie było wspa­nia­łe, jest jed­nak naj­okrut­niej­szą ze zna­nych prak­tyk.

… co to jest "prak­ty­ka"? https://wsjp.pl/haslo/podglad/4774/praktyka

Nie uzna­je pła­czu, bo jak cię nie ma, to nie uro­nisz żad­nej łzy.

A wiesz, co jest naj­smut­niej­sze? Że lu­dzie, któ­rzy po­win­ni ten tekst prze­czy­tać, nawet, jeśli prze­czy­ta­ją, to nie zo­ba­czą w nim sie­bie. Nie dla­te­go, że coś jest nie tak z tek­stem, tylko z nimi.

To oczy­wi­ste co muszę teraz zro­bić.

To oczy­wi­ste, co muszę teraz zro­bić.

ja z każ­dym me­trem robię się coraz cień­szy

"Coraz" nie wsta­wia­my do tej kon­struk­cji, bo nic nie wnosi.

wy­cie­ra łzy ze swej ja­śnie­ją­cej twa­rzy.

A z czy­jej twa­rzy ma wy­cie­rać?

Jego smuga przy­szło­ści jest twar­da, ni­czym badyl, nie­spe­cjal­nie to idzie.

Smuga jego przy­szło­ści jest twar­da ni­czym badyl, nie­spe­cjal­nie to idzie.

Prze­zna­cze­nie Jarka jest prze­cię­te

Hmm.

wiem co robić

Wiem, co robić.

Nawet jeśli są jaśni i uśmiech­nię­ci, to wszy­scy wiemy prze­cież, jak skoń­czą.

Hmmm.

sku­pio­nym na szy­ciu z wy­cią­gnię­tym ję­zy­kiem

Szyk: z wy­cią­gnię­tym ję­zy­kiem sku­pio­nym na szy­ciu.

ma wy­star­cza­ją­co dużo ho­no­ru

Ma dość ho­no­ru; albo: ma tyle ho­no­ru.

przed prze­cię­ciem

Ali­te­ra­cja.

za­sy­sa, wkle­pu­jąc

Naraz?

jak po do­brze wy­ko­na­nym za­da­niu.

An­gli­cyzm. On prze­cież uważa, że wła­śnie do­brze wy­ko­nał za­da­nie.

nie mogą trwać tak bez­sen­sow­nie w ist­nie­niu.

A nie przy­pad­kiem: nie mogą tak bez­sen­sow­nie trwać w ist­nie­niu.

naj­lep­szym co ich spo­tka­ło.

Naj­lep­szym, co ich spo­tka­ło.

ra­kiem to­czą­cym cho­ro­bą or­ga­nizm

Wy­bierz jedno: ra­kiem to­czą­cym or­ga­nizm; albo: cho­ro­bą to­czą­cą or­ga­nizm.

Nie wie­dzą jakim do­brym je­stem kom­pa­nem.

Nie wie­dzą, jakim je­stem do­brym kom­pa­nem; albo: Nie wie­dzą, jak dobry ze mnie kom­pan.

potem na­ka­zu­je każ­de­mu mnie ata­ko­wać

Hmmm.

Męż­czyź­ni, ko­bie­ty i dzie­ci wszy­scy słu­cha­ją

Męż­czyź­ni, ko­bie­ty i dzie­ci, wszy­scy słu­cha­ją. Tutaj prze­ci­nek jest po­trzeb­ny, bo pod­mio­tem są "wszy­scy", a "męż­czyź­ni, ko­bie­ty i dzie­ci" to do­okre­śle­nie.

Stal jest chłod­na i ostra

Tylko chłod­na? Nie zimna?

tłum od­pusz­cza, ro­biąc wokół mnie okrąg.

Osła­biasz efekt ko­lo­kwia­li­zmem: tłum od­stę­pu­je, staje krę­giem wokół mnie.

Za­po­mi­na­ją jed­nak o tym, że nie można zabić cze­goś

Nad­miar słów osła­bia efekt: Za­po­mi­na­ją, że nie można zabić cze­goś.

Może mar­twe było już od uro­dze­nia, a teraz, w nie­ist­nie­niu, pierw­szy raz żyje i trium­fu­je.

Może mar­twe już się uro­dzi­ło, a teraz, w nie­ist­nie­niu, po raz pierw­szy żyje i trium­fu­je.

upior­ny duch

Hmm.

Wska­zów­ka ha­sle­ra za­czy­na ob­ra­cać się jak sza­lo­na, su­ge­ru­jąc, że osią­ga­my ja­kieś za­wrot­ne pręd­ko­ści.

Wzmoc­ni­ła­bym tro­chę: Wska­zów­ka ha­sle­ra za­czy­na wi­ro­wać jak sza­lo­na, su­ge­ru­jąc, że osią­ga­my za­wrot­ną pręd­kość.

– Prze­cież koła się nie ob­ra­ca­ją – wtó­ru­je trze­ci.

Wtó­ru­je im trze­ci.

Krzy­ki robią swoje i za chwi­lę wszy­scy pa­ni­ku­ją.

Ko­lo­kwia­li­zmy psują efekt: Krzy­ki robią swoje i po chwi­li wszy­scy pa­ni­ku­ją.

Każde życie, które wy­sła­łem w nie­byt, jest teraz mną, two­rząc wiel­kie­go astral­ne­go po­two­ra.

Mmm. Może: Każde życie, które wy­sła­łem w nie­byt, jest teraz mną, wiel­kim astral­nym po­two­rem.

Wcho­dzę w struk­tu­rę po­cią­gu

Mam dzi­siaj spóź­nio­ny re­fleks, ale ta "struk­tu­ra" zde­cy­do­wa­nie da­ła­by się za­stą­pić czymś lep­szym. W całym tek­ście.

le­ci­my nie­mal, pły­nie­my w prze­stwo­rzach

Hmmm.

to­rach mych myśli

Hmmm.

Maj­stru­je­my przy my­ślach, tkamy wiel­kie lęki. Po­py­cha­my tam, gdzie wcale nikt nie chce iść.

Do­brze wie­dzieć, kogo za to winić…

 

Łuuu… Dobre. Od­jaz­do­we jak re­gio­nal­ny z Prusz­cza, nie­wy­po­le­ro­wa­ne tu i ów­dzie, ale z at­mos­fe­rą i cenną myślą. Dobre.

W sumie po tym opo­wia­da­niu mo­żesz już po­my­śleć o sek­cie.

XD

pi­sa­łeś, że nie wiesz, czym jest weird fic­tion, a tu widzę, że ten ga­tu­nek wy­cho­dzi Ci świet­nie!

Nie trze­ba wie­dzieć, czym coś jest, żeby to zro­bić ;)

jak­byś w hor­ro­ro­wy spo­sób pisał o jeź­dzie na gapę i kon­tro­li bi­le­tów ;)

No, bo oni wszy­scy tro­chę na gapę w życiu, nie? :D

Wy­da­wać by się mogło, że po­ja­wi się wię­cej sil­nych chło­pa­ków i dziew­czyn chęt­nych spró­bo­wać się z kon­duk­to­rem ;)

Może się jesz­cze po­ja­wią… ;)

Przy­naj­mniej tak mu po­wie­dział lizak :).

Coś mi się zdaje, że ten lizak nie­ko­niecz­nie musi słu­chać roz­ka­zów po­cią­gu.

Opo­wia­da­nie, choć mocno przy­gnę­bia­ją­ce – jak wszyst­ko, co trak­tu­je o spra­wach osta­tecz­nych

Spra­wy osta­tecz­ne – przy­gnę­bia­ją­ce? Bez prze­sa­dy ("Liść, dzie­ło Nig­gle'a").

Życie nie ma licz­by mno­giej.

I nie ono jedno. Życie, ry­zy­ko, po­li­ty­ka i po­dob­ne abs­trak­ty plu­ra­li­zu­ją się w an­gielsz­czyź­nie (czemu? Nie wiem, ale tak jest), choć to nie­lo­gicz­ne. Kal­ko­wa­nie tego na nasz język uwa­żam za prze­jaw le­ni­stwa tłu­ma­czy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na ko­lej­nej sta­cji, Julia, dziew­czy­na o prze­ra­żo­nych oczach

Jarek, facet, który miał naj­bar­dziej prze­ra­żo­ne oczy z nas wszyst­kich,

Sporo tych prze­ra­żo­nych oczu ;)

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Hej Tar­ni­no

O kur­cze! Dzię­ki pięk­ne za tak wy­czer­pu­ją­cą ana­li­zę tek­stu. Do po­pra­wek przy­sią­dę jak tylko znaj­dę tro­chę wię­cej czasu.

Na razie kła­niam się nisko i ślicz­nie dzię­ku­ję! :)

 

Cześć Anet

Dzię­ku­ję i Tobie za wi­zy­tę i prze­czy­ta­nie. Cie­szę się, że sym­pa­tycz­ne i po­sta­ram się zmniej­szyć nie­ba­wem ilość prze­ra­żo­nych oczu :)

 

Po­zdra­wiam!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tekst robi wra­że­nie.

In­te­re­su­ją­ca prze­mia­na głów­ne­go bo­ha­te­ra. Z jed­nej stro­ny pierw­szy krok jest wy­raź­ny, a jed­nak za­cho­wu­jesz stop­nio­wość.

Świa­to­twór­stwo prima sort. I to nie­je­den raz.

Taki psy­cho­pa­tycz­ny bóg jest prze­ra­ża­ją­cy. Ale z dru­giej stro­ny… Które z bóstw było za­wsze miłe? Nawet bo­gi­nie mi­ło­ści po­tra­fi­ły za­cho­wy­wać się jak wred­ne suki.

Jakiś czas za­sta­na­wia­łam się, co jest me­ta­fo­rą czego, co jakim sym­bo­lem. W końcu prze­sta­łam i dałam się po­rwać tek­sto­wi. I nie ża­łu­ję.

Będę na TAK, czyli.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej! 

Po­czą­tek ko­ja­rzy mi się z pio­sen­ką „High Hopes” Pink Floy­dów, głów­nie przez samą me­lo­dię, jakoś by mi pa­so­wa­ła tutaj. Ale to takie luźne sko­ja­rze­nie, poza tym wstęp bar­dzo mi się po­do­ba. 

 

w jego kla­pie

w sen­sie stam­tąd wy­sta­je, czy miała być przy­pię­ta na kla­pie? 

 

w całej twa­rzy

Hm, w twa­rzy? Może na pod­nie­bie­niu albo jakoś ina­czej to ubrać w słowa? 

 

Czuć tutaj ducha obłęd­ni, ale ja tam lubię takie kli­ma­ty. Je­dy­nie co to mam wra­że­nie ta­kich po­szat­ko­wa­nych sce­nek, które nie do końca łączą się w ca­łość. Jakby ktoś na­grał kilka ujęć i po­łą­czył, ale na razie nie mon­to­wał w sen­sow­ną ca­łość. Może też tak ma być, albo mi coś umyka, choć z dru­giej stro­ny ję­zy­ko­wo czyta się bar­dzo do­brze. 

 

ma­szy­ni­sty z ja­ki­miś na­pi­sa­mi

Po­trzeb­ne „ja­ki­miś”? 

 

Mniej wię­cej w po­ło­wie fa­bu­ła sta­bi­li­zu­je się, ob­ra­zy są mniej sza­lo­ne, moc­niej osa­dzo­ne w świe­cie, który two­rzysz. Grot staje się nie­od­łącz­nym ele­men­tem ukła­dan­ki, bo­ha­ter pa­trzy na prze­mia­ny in­nych, sam nie jest pewny swo­je­go losu. Można gdy­bać: czy­ściec? Droga przez za­świa­ty? Po­ciąg na innej pla­ne­cie? Wcią­gnę­łam się. 

 

Za­bi­cie Grota i roz­mo­wa z li­za­kiem – masz takie fajne, sza­lo­ne po­my­sły, które są dziw­ne, ale jed­no­cze­śnie osa­dzo­ne w fa­bu­le, jakby to wszyst­ko było tam normą. ;) 

 

Na plus, że bo­ha­ter też myśli chwi­lę, gdzie jest – czy­ściec, czwar­ty wy­miar, w sumie nie­waż­ne. I do­brze to ob­ra­zu­je jego na­tu­rę i ła­ma­nie zasad plus czer­pa­nie sa­dy­stycz­nej przy­jem­no­ści z cier­pie­nia, w „Black Mir­ror” był po­dob­ny motyw, też faj­nie po­ka­za­ny. 

 

Tro­chę prze­szka­dza­ła mi tu prze­wi­dy­wal­ność: bo­ha­ter stał się ma­nia­kiem prze­ry­wa­nia prze­zna­cze­nia, rósł w siłę, aż stał się wszech­moc­nym bo­giem. Może przy­pa­dek, ale kiedy za­czął po­zwa­lać sobie na coraz wię­cej, czu­łam, że roz­wią­za­nia mogą być wła­śnie takie: ktoś go po­ko­na/sta­nie się bo­giem/wy­ko­lei po­ciąg. Więc żadne by mnie nie za­sko­czy­ło i tu tak samo. Tro­chę też je­stem anty przy czy­ta­niu su­per­bo­ha­te­rów, więc nie bierz tego za wiel­ki za­rzut, po pro­stu dość czę­sto wy­wra­cam ocza­mi, kiedy bo­ha­ter ze zwy­kłej po­sta­ci staje się nie­mal bo­giem. Ta­kich fil­mów/opo­wia­dań było sporo. 

 

Ale oczy­wi­ście czy­ta­ło się bar­dzo do­brze, przy takim stylu cięż­ko, żeby było ina­czej. 

 

Po­zdra­wiam, 

Anan­ke

 

Hej Tar­ni­no

 

Mel­du­ję, że do­ko­na­łem pierw­sze­go etapu po­pra­wek i tekst na pewno na tym dużo zy­skał.

Co do tych, któ­rych nie wpro­wa­dzi­łem będę się za­sta­na­wiał na co je za­mie­nić i jak to uspraw­nić.

Dzię­ki jesz­cze raz ser­decz­nie za pomoc, cie­szę się, że uzna­łaś opo­wia­da­nie za dobre :)

 

No, bo oni wszy­scy tro­chę na gapę w życiu, nie? :D

Ano :)

 

Cześć Fin­klo

 

Faj­nie, że tekst robi wra­że­nie. Ano wia­do­mo bo­go­wie dosyć czę­sto nie są za fajni. Z dru­giej stro­ny jakby czło­wiek miał tyle wła­dzy co oni, to czy fak­tycz­nie były w sta­nie za­cho­wy­wać się mo­ral­nie?

Super, że dałaś się po­rwać tek­sto­wi :)

Będę na TAK, czyli.

Bar­dzo się cie­szę!

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie tek­stu i ko­men­tarz :)

 

Witaj Anan­ke

 

Cie­szę się, że cho­ciaż otar­łem się o taki fajny utwór PF :)

To na pewno są scen­ki, zresz­tą ja wła­ści­wie piszę bar­dziej fil­mo­wo, niż pi­sar­sko. W gło­wie mam film, ob­ra­zy, scen­ki i je opo­wia­dam :) Myślę, że nic Ci nie umyka to ra­czej ja nie do­wio­złem :)

Ro­zu­miem, że prze­wi­dy­wal­ność może się nie po­do­bać, a już zo­sta­nie przez bo­ha­te­ra bo­giem (lub jakąś jego formą) to jakiś tam kla­syk :)

Faj­nie że cho­ciaż przez chwi­lę się wcią­gnę­łaś i że styl Ci od­po­wia­dał.

Uwagi uwzględ­ni­łem.

Dzię­ki pięk­ne za po­zo­sta­wie­nie swo­jej opi­nii :)

 

Po­zdra­wiam!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

zresz­tą ja wła­ści­wie piszę bar­dziej fil­mo­wo, niż pi­sar­sko

Opisy masz takie, że nie za­wsze mogę się zgo­dzić. :) W sen­sie – bar­dzo dobre, nie suche jak na film (sce­na­riusz). ;)

 

a już zo­sta­nie przez bo­ha­te­ra bo­giem

Tro­chę tego było, więc to pew­nie kwe­stia zmę­cze­nia ta­ki­mi roz­wią­za­nia­mi.

 

Faj­nie że cho­ciaż przez chwi­lę się wcią­gnę­łaś i że styl Ci od­po­wia­dał.

Twój styl to mi bar­dzo od­po­wia­da, także cie­szę się, że bra­łeś udział w kon­kur­sie. ;)

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

Opisy masz takie, że nie za­wsze mogę się zgo­dzić. :) W sen­sie – bar­dzo dobre, nie suche jak na film (sce­na­riusz). ;)

 

Dzię­ki i cie­szę się bar­dzo, że styl Ci od­po­wia­da.

Po­zdra­wiam rów­nież :)

Na wiel­ki plus – po­do­ba mi się two­rzo­ny świat. Jest wierd, ale za­ra­zem kapkę zna­jo­my, ba­lan­su­ją­cy na nie­zro­zu­mia­łym dla mnie. Lubię takie uczu­cie.

Tempo i pro­wa­dze­nie bo­ha­te­ra też de­fi­ni­tyw­nie na plus.

Ję­zy­ko­wo też czy­ta­ło się miło.

Ogó­łem: kon­cert fa­jer­wer­kow na plus :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Hej No­Whe­re­Man

Dzię­ki wiel­kie za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz :)

Cie­szę się, że kilka rze­czy jest na plus, a szcze­gól­nie kon­cert fa­jer­wer­ków :)

Po­zdra­wiam!

No, to jest weird pełną gębą, wy­da­je mi się, że świet­nie czu­jesz ten ga­tu­nek. To nie tak, że w tym tek­ście jest sporo dziw­no­ści, on sam jest jedną wiel­ką dziw­no­ścią i chyba o to cho­dzi. Co ważne – Twoja wizja, mimo wszyst­ko, jest kla­row­na i spój­na, co dla mnie (choć może nie dla wszyst­kich) sta­no­wi wiel­ką za­le­tę. Sta­cje, na któ­rych wy­sia­da­li po­dróż­ni, prze­mia­na głów­ne­go bo­ha­te­ra, mor­der­czy lizak, na­tu­ra sa­me­go po­cią­gu – każdy z tych mo­ty­wów mi się po­do­bał, skła­da się to wszyst­ko na bar­dzo udany tekst.

Po­zdra­wiam!

Hej Ada­mie

Dzię­ki wiel­kie za ko­men­tarz i prze­czy­ta­nie.

Cie­szę się, że mimo du­że­go stę­że­nia we­ir­du jakoś to wszyst­ko za­gra­ło i tekst uzna­łeś za udany :)

Po­zdra­wiam! 

Siema!

 

Ufamy jed­nak w jej wy­ro­ki.

Ufamy jed­nak jej wy­ro­kom?

 

Prze­gry­za bilet dłu­gim kłem i zwra­ca mi. Potem kle­pie po twa­rzy cie­płą, mokrą dło­nią i po­ka­zu­je, bym sta­nął w dłu­giej linii, z in­ny­mi no­wy­mi pa­sa­że­ra­mi.

Brzyd­ko to brzmi, Edwar­dzie. Może le­piej w taki deseń: Nim zwra­ca mi bilet, prze­gry­za go dłu­gim kłem. Po­myśl nad tym :)

 

W końcu wcho­dzi­my do prze­dzia­łu na czole cugu

Cho­pie, po ślon­sku mi tu by­dziesz szpre­choł? ;)

 

Po­da­je mały li­stek wę­glo­wy, czar­ną ho­stię, którą przyj­mu­ję do ust. Czuję, jak roz­pły­wa się na ję­zy­ku, jak osia­da na pod­nie­bie­niu. Mam wra­że­nie, że barwi jamę ustną i zęby na czar­no, ale boję się spraw­dzić.

Usu­nął­bym po­gru­bio­ne, bo z dal­szej czę­ści wy­ni­ka jak i gdzie ją przyj­mu­je, a poza tym krzy­wo to brzmi.

 

Kie­row­nik-ka­płan wy­cią­ga małą, złotą oli­wiar­kę i na­ka­zu­je wy­cią­gnąć język. Gdy to robię, z ole­jar­ki spły­wa na niego złota kro­pla oleju, który roz­cho­dzi się po ciele cie­płem, drże­niem, dy­go­tem.

Po­wtó­rze­nie – dru­gie zmie­nił­bym na “wy­su­nąć”. Pod­kre­ślo­ne: roz­le­wa się?

 

A gdy pa­trzę za smugę zmie­nia­ją­ce­go się kra­jo­bra­zu za oknem, wiem, że fak­tycz­nie nie ma już stąd uciecz­ki.

A nie “na”?

 

Roz­wa­ża­nia prze­ry­wa nagłe za­trzy­ma­nie się po­cią­gu. Pa­trzę na ze­wnątrz i orien­tu­ję się, że to nie znam tego miej­sca.

Może “po­stój”? No i jedno słowo za dużo się wkra­dło do dru­gie­go zda­nia.

 

Jarek, facet, któ­re­mu strach wy­ba­łu­szał oczy z nas wszyst­kich, wy­sia­da w miej­scu, gdzie duchy tań­czą do me­lo­dii za­śpie­wu sza­lo­ne­go boga, ni­czym trawa fa­lu­ją­ca z po­dmu­chem let­nie­go wia­tru.

Cyba bra­ku­je w tym zda­niu ja­kie­goś słowa…

 

Nie wia­do­mo, skąd, wiem, że na­rzę­dzie ma­szy­ni­sty jest cięż­kie i twar­de jak obuch młot­ka.

Coś z tym zda­niem jest nie teges.

 

Za­le­wa go wspa­nia­ła pro­ste­go i jed­no­staj­ne­go im­pe­ra­ty­wu.

W tym też.

 

– Prze­rżnę­li­śmy se­ma­for! – wrzesz­czy jeden z so­ki­stów. Inny do­ska­ku­je do ręcz­ne­go ha­mul­ca i po­cią­ga z ca­łych sił, ale nic to nie daje. Ktoś dmie z ca­łych sił w gwiz­dek.

Brzyd­ko to wy­glą­da.

 

Z opi­nią przyj­dę póź­niej :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Hej Outta

 

Dzię­ki ser­decz­ne za prze­czy­ta­nie i su­ge­stie. Wszyst­ko po­pra­wi­łem :)

 

Cho­pie, po ślon­sku mi tu by­dziesz szpre­choł? ;)

Hehe No trud­no zo­sta­wiam tego cuga :)

 

Z opi­nią przyj­dę póź­niej :)

Super. To cze­kam :)

 

Po­zdra­wiam!

Może le­piej w taki deseń: Nim zwra­ca mi bilet, prze­gry­za go dłu­gim kłem.

Jak już, to "nim zwró­ci".

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Chyba fak­tycz­nie jest le­piej. Dzię­ki pięk­ne Tar­ni­no!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To była nie­zwy­kła prze­jażdż­ka po­cią­giem. Za­cznę od tego, że uwiel­biam tek­sty na­pi­sa­ne w cza­sie te­raź­niej­szym, uwa­żam, że do nie­któ­rych ga­tun­ków pa­su­je to ide­al­nie. Do tego krót­kie sceny, co spra­wia­ło, że nie­mal czu­łam ten pęd po­cią­gu. Gdy za­czę­łam czy­tać, to opo­wia­da­nie wcią­gnę­ło mnie bez resz­ty. Jed­no­cze­śnie za­sta­na­wia­łam się, w któ­rym kie­run­ku to wszyst­ko skrę­ci. Grupa stra­ceń­ców bez przy­szło­ści, cze­ka­ją­ca na po­ciąg do lep­sze­go świa­ta, dziw­ny po­ciąg, który nie ma roz­kła­du, to jest coś, co od razy przy­ku­wa uwagę. Nie prze­szka­dza­ło mi, że nie znam bo­ha­te­ra, nie wiem, na czym na­praw­dę po­le­ga­ła jego po­raż­ka i co do­pro­wa­dzi­ło go do po­cią­gu.

Lubię sobie cza­sem, a wła­ści­wie za­wsze, po­ana­li­zo­wać, więc za­sta­na­wiam się, co kie­ro­wa­ło Julią, że jej szczę­śli­wy świat aku­rat tak wy­glą­dał. Do­szłam do wnio­sku, że mogła pra­gnąć czuć się po­trzeb­na, wręcz nie­zbęd­na. Pa­trząc z dy­stan­su, jest to ma­ka­brycz­ne, ptaki roz­dzio­bu­ją­ce ciało, a jed­nak ona jest szczę­śli­wa. Nieco mniej po­waż­nie, to może ana­lo­gicz­nie jak, nie­speł­nio­na diwa, Julia była nie­do­ce­nio­ną ku­char­ką. I takie rze­czy dzia­ły się w mojej gło­wie, gdy czy­ta­łam ;)

Przez mo­ment my­śla­łam, że cała hi­sto­ria bę­dzie tylko opi­sem ko­lej­nych sta­cji, aż bo­ha­ter do­trze do celu, ależ się po­my­li­łam. On nie tylko nie do­tarł do celu, ale za­wład­nął po­cią­giem. I tu mam lekki nie­do­syt, bo dla mnie żądza bo­ha­te­ra, żeby prze­ci­nać nici z przy­szło­ścią, po­ja­wi­ła się zbyt nagle, tak jakby nie zdą­żył się roz­sma­ko­wać w ich prze­ci­na­niu, nie zdą­żył za­uwa­żyć, że te słabe nici już mu nie wy­star­cza­ją. Oczy­wi­ście moja pierw­sza myśl jest taka, że to lizak stał za wszyst­kim, że za­bi­cie Grota było mu na rękę (albo na to, co mają li­za­ki, nóżkę, trzo­nek), może po­mógł bo­ha­te­ro­wi prze­jąć wła­dzę, wy­czuł w nim od­po­wied­nie cechy, co zresz­tą mów wprost. Poza tym po­wie­dział, że nie wolno prze­ci­nać moc­nych nici, ale gdy bo­ha­ter to robi, to jakoś lizak nie pro­te­stu­je. No to przy­pad­ko­we za­ha­cze­nie o ścia­nę, gdy wy­padł z ręki Grota, taki po­dej­rza­nie szczę­śli­wy traf. To zde­cy­do­wa­nie zły lizak był.

Za­koń­cze­nie jest otwar­te i chyba był to naj­lep­szy wybór, bo al­ter­na­ty­wą mo­gło­by być za­trzy­ma­nie bo­ha­te­ra albo znisz­cze­nie świa­ta, skoro po­ciąg był w cen­trum rze­czy­wi­sto­ści. Przy­szła mi też do głowy inna myśl. Może tak na­praw­dę bo­ha­ter wy­siadł, tylko tego nie za­uwa­żył i to, co się wy­da­rzy­ło było jego peł­nią szczę­ścia. Prze­cież tego pra­gnął, dało mu to ra­dość.

Dzię­ku­ję, Edwar­dzie, za to opo­wia­da­nie, było wspa­nia­łe :)

Hej Ir­mi­no

 

Dzię­ku­ję Ci pięk­nie za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz.

Cie­szy mnie bar­dzo Twoja opi­nia i bar­dzo cie­ka­wie czy­tać Twoje in­ter­pre­ta­cje oraz to co dzia­ło się w Two­jej gło­wie pod­czas czy­ta­nia :)

In­te­re­su­ją­ce roz­wa­ża­nia nad na­tu­rą li­za­ka :). Fak­tycz­nie mo­głem nie do końca do­brze umo­ty­wo­wać prze­ci­na­nie nici, ale super że za­koń­cze­nie było w po­rząd­ku (po­do­ba mi się też Twoja jego in­ter­pre­ta­cja :))

 

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie!

 

Po­zdra­wiam!

Cześć!

W Two­ich tek­stach za­wsze spo­dzie­wam się do­brze wy­wa­żo­nej mie­szan­ki abs­trak­cji z po­wa­gą i tutaj rów­nież z tym mamy do czy­nie­nia. Wy­cho­dzisz z kon­cep­tu ra­czej smut­ne­go – ludzi, któ­rzy nie zna­leź­li swo­je­go miej­sca – żeby prze­pro­wa­dzić czy­tel­ni­ka przez rząd szczę­śli­wych za­koń­czeń – od­naj­dy­wa­nia sie­bie w nie­spo­dzie­wa­nych świa­tach – a osta­tecz­nie i tak za­ser­wo­wać mu ma­ka­brę. Ja tam nie wiem, czy to nie hor­ror. Może nie taki o du­chach, ale mamy po­two­ry i złych ludzi, zja­wi­ska nad­przy­ro­dzo­ne i jakiś nie­po­kój. Hor­ror psy­cho­lo­gicz­ny jak zna­lazł.

Czy­ta­ło się Twój tekst bar­dzo do­brze, nie­zmien­nie po­zaz­drasz­czam zdol­no­ści za­ba­wy ję­zy­kiem i wszyst­kich ład­nych ob­raz­ków – wie­wió­rek krad­ną­cych pie­śni czy ludzi tań­czą­cych do me­lo­dii sza­lo­ne­go boga. Nawet zwy­czaj­ność, jak mycie garów czy szy­cie, brzmi tu cał­kiem po­etyc­ko.

Je­dy­ne do czego mo­gła­bym się de­li­kat­nie przy­cze­pić, to to, że prze­mia­na bo­ha­te­ra jest tu jak naj­bar­dziej płyn­na, ale zgrzy­ta­ła swoją do­słow­no­ścią na eta­pie bójki z po­przed­nim kon­duk­to­rem. Potem jed­nak wszyst­ko zgra­ło się z na­stro­jem tek­stu. Na­ma­lo­wa­łeś fajny kon­trast po­mię­dzy tym, co mi­stycz­ne a tym, co w pełni rze­czy­wi­ste. Jak na przy­kład lu­dzie.

Bar­dzo udane opo­wia­da­nie i jak naj­bar­dziej je­stem piór­ko­wo na TAK.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Cześć Verus

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i opi­nię.

Fak­tycz­nie chyba można to od­czy­tać jako hor­ror psy­cho­lo­gicz­ny więc to traf­na kla­sy­fi­ka­cja :)

Cie­szę się, że tekst się czy­ta­ło do­brze i że ob­raz­ki się po­do­ba­ły :)

Ro­zu­miem zgrzyt, że może to jest zbyt do­słow­ne, ale chyba nie byłem w sta­nie wy­my­ślić nic lep­sze­go.

Super, że mimo to uzna­łaś opo­wia­da­nie za udane i że piór­ko­wo je­steś na TAK :)

 

Po­zdra­wiam!

Ech, w ogóle nie ro­zu­miem sensu ist­nie­nia grozy i hor­ro­rów. Po cho­le­rę nam to? Jak­by­śmy, kur­cze, nie mieli dość re­al­nych pro­ble­mów, mu­si­my się jesz­cze do­bi­jać grozą w li­te­ra­tu­rze. W tego typu tek­stach bo­ha­ter traci wpływ na co­kol­wiek, bo świa­tem rzą­dzą siły bę­dą­ce poza zdol­no­ścią jego poj­mo­wa­nia czy moż­li­wo­ścią prze­ciw­sta­wie­nia się. Jest tylko li­ściem mio­ta­nym przez wiatr. Je­dy­ne, co może zro­bić to – jak w tym wy­pad­ku – opo­wie­dzieć się po ciem­nej stro­nie mocy, ale czy to jest zwy­cię­stwo?

Dobra, ru­szy­ło mnie, po­mio­ta­łeś mną tro­chę i wcale mi się to nie po­do­ba­ło. Ale opko jest do­brze na­pi­sa­ne (choć zdro­wo prze­sa­dzi­łeś z przy­miot­ni­ka­mi), hi­sto­ria ma sens i na swój po­kręt­ny spo­sób wcią­ga, a bo­ha­ter jest wia­ry­god­ny. I w za­sa­dzie fakt, że nie prze­pa­dam za ga­tun­kiem, w piór­ko­wym gło­so­wa­niu dzia­ła na Twoją ko­rzyść, bo nie chcia­ła­bym, żeby moje su­biek­tyw­ne pre­fe­ren­cje miały de­cy­du­ją­cy głos.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Cześć!

 

Nie wiem, czy jest to hor­ror, ale weird – imho – zde­cy­do­wa­nie (a ja, kur­cze, jakoś lubię te we­ir­dy) i jest to naj­moc­niej­szy punkt ca­ło­ści. Nie oce­niasz, nie tłu­ma­czysz, po­ka­zu­jesz. Tłum ludzi na za­krę­cie, cze­ka­ją­cych na po­ciąg, który za­bie­rze ich do… w drogę, w ja­kimś celu. Taki nowy po­czą­tek, na który wszy­scy liczą, zmia­na, ma­ją­ca przy­nieść ra­dość, pokój ducha czy inne zba­wie­nie. I bo­ha­ter, o któ­rym z po­cząt­ku nie­wie­le można po­wie­dzieć, bo też ni­czym szcze­gól­nym się ponad współ­pa­sa­że­rów nie wy­róż­nia.

Po­ka­zu­je po­dróż ocza­mi czło­wie­ka, który po­zna­je ten nowy świat i uczy się pa­nu­ją­cych zasad. Jest cie­kaw, tro­chę za­zdro­ści, nieco się boi, że sam ni­g­dzie nie za­grzej miej­sca. On czasu do czas po­ja­wia się wzbu­dza­ją­cy grozę kon­duk­tor, uzbro­jo­ny w lizak, który na­wią­zu­je ja­kie­goś ro­dza­ju kon­takt z bo­ha­te­rem. A póź­niej za­czy­na się pod­bój: naj­pierw kon­duk­tor, potem ko­lej­ni pa­sa­że­ro­wie, w końcu sam kie­row­nik. Nie tłu­ma­czysz, wciąż tylko po­ka­zu­jesz, po­zo­sta­wia­jąc od­biór czy­tel­ni­ko­wi i tu przy­znam mam wiele tro­pów, tro­chę też bra­ku­je mi in­te­rak­cji z ta­jem­ni­czym li­za­kiem, bo to taki tro­chę bo­skie na­rzę­dzie, wszech­wład­na enig­ma. Wa­chlarz in­ter­pre­ta­cji tro­chę się to zmie­nia w samej koń­ców­ce, kiedy bo­ha­ter czę­ścio­wo dzie­li się swoim za­my­słem, kon­cep­cją. Nie je­stem pe­wien, czy to wy­szło, jak po­win­no, ale kli­mat ruchu (po­cią­gu) peł­nią­ce­go rolę sza­lo­ne­go, nie­okieł­zna­ne­go bó­stwa wy­brzmie­wa i zo­stał bar­dzo przy­stęp­nie (jak na weird, jeśli można to tak na­zwać) na­pi­sa­ny.

Piór­ko­wo będę na TAK, jest kli­mat, jest dziw­nie, ruch i dzia­ła­nie lśnią nad oł­ta­rzem.

 

2P dla Cie­bie: Po­zdra­wiam i Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Utwór nie był naj­ła­twiej­szy w lek­tu­rze, ale wra­że­nie zro­bił, po­nie­kąd wy­ła­nia się w pa­mię­ci z mgły licz­nych hi­sto­rii ko­le­jo­wych. Po pierw­sze, hi­sto­ria jest cie­ka­wa w sen­sie fa­bu­lar­nym, opo­wie­dzia­na ma­low­ni­czo, gdzie­nie­gdzie wręcz po­etyc­ki­mi fra­za­mi. Po dru­gie, jako ale­go­ria: śle­dzi­my drogę bo­ha­te­ra od czło­wie­ka, który ko­lek­cjo­no­wał nie­po­wo­dze­nia ży­cio­we i ża­ło­śnie nad­ska­ki­wał kon­duk­to­ro­wi, po­przez zdo­by­cie po­zy­cji da­ją­cej wła­dzę nie­mal przy­pad­kiem, w od­ru­cho­wej walce o byt, aż w tym miej­scu wy­kształ­ca dzi­wacz­ne, nie­bez­piecz­ne prze­ko­na­nia i krzyw­dzi ota­cza­ją­cych go ludzi. Wy­da­je się, że po­dob­ną drogę prze­by­ło w rze­czy­wi­sto­ści wiele nie­sław­nych po­sta­ci. Tekst byłby nawet lep­szy, gdyby udało Ci się prze­ko­nu­ją­co po­ka­zać to for­mu­ło­wa­nie po­glą­dów, jako że od po­cząt­ku było widać, iż bo­ha­ter nie ma kwa­li­fi­ka­cji mo­ral­nych do do­bre­go spra­wo­wa­nia wła­dzy, ale nic nie wska­zy­wa­ło, aby mu­siał ko­niecz­nie zo­stać dok­try­ne­rem my­ślą­cym w ka­te­go­riach wręcz re­li­gij­nych. Lizak opo­wia­da­ją­cy o pięk­nie ni­co­ści tłu­ma­czy to w war­stwie fa­bu­ły, ale ra­czej nie w war­stwie ale­go­rii. Zna­ko­mi­tym za­bie­giem był (moim zda­niem) po­wrót po­cią­gu: przed­sta­wie­nie nisz­cze­nia losów po­sta­ci, o któ­rych my­śle­li­śmy, że od­na­la­zły szczę­ście, po­zwa­la czy­tel­ni­ko­wi znacz­nie do­bit­niej od­czuć opi­sy­wa­ne zło.

Gdzie ja wy­lą­du­je?

Ogo­nek ze­żar­ło.

Prze­kre­ślam jego imię i wy­pi­su­je dłu­go­pi­sem swoje.

I tutaj.

Świta, sa­mot­na ko­bie­ta, wy­cho­dzi jako zu­peł­nie inny czło­wiek.

Bar­dzo dobry przy­kład, dla­cze­go wtrą­ce­nia na­le­ży do­my­kać z obu stron. Tutaj brak prze­cin­ka zmie­nia zna­cze­nie, zda­nie w po­da­nej przez Cie­bie for­mie wy­ma­ga zin­ter­pre­to­wa­nia “świta” jako cza­sow­ni­ka. Było to tym bar­dziej my­lą­ce, że prze­cież masz w tek­ście sporo ta­kich na­tu­ral­nie wple­cio­nych opi­sów oto­cze­nia. Mocno się zdzi­wi­łem, od­kry­wa­jąc kilka li­ni­jek dalej, że to jed­nak imię bo­ha­ter­ki.

Leon Boroń, za­tro­ska­ny męż­czy­zna, za­mie­nia się w ka­ra­lu­cha.

Jak po­przed­nio.

 

Przy­krym dy­so­nan­sem było dla mnie kilka przy­pad­ko­wych fraz slan­gu ko­le­jar­skie­go (kier­poć, prze­rżnę­li­śmy se­ma­for, je­dzie­my na suwa), sprzecz­nych z uży­wa­nym w całym opo­wia­da­niu re­je­strem pol­sz­czy­zny, ale zdaję sobie spra­wę, że wy­ni­kło to z za­ło­żeń kon­kur­su.

Je­stem zda­nia, że utwór za­słu­gu­je na piór­ko.

Po­zdra­wiam śli­ma­czo!

Hej Irko

 

Ech, w ogóle nie ro­zu­miem sensu ist­nie­nia grozy i hor­ro­rów

Jest teo­ria, że po­dob­no dzię­ki nim le­piej można sobie ra­dzić ze stre­sem i lę­kiem, ale nie wiem na ile jest to praw­da.

Dobra, ru­szy­ło mnie, po­mio­ta­łeś mną tro­chę i wcale mi się to nie po­do­ba­ło.

No to cie­szę się, że ru­szy­ło, ale zde­cy­do­wa­nie mniej, że jed­nak Ci się to nie po­do­ba­ło.

 

I w za­sa­dzie fakt, że nie prze­pa­dam za ga­tun­kiem, w piór­ko­wym gło­so­wa­niu dzia­ła na Twoją ko­rzyść, bo nie chcia­ła­bym, żeby moje su­biek­tyw­ne pre­fe­ren­cje miały de­cy­du­ją­cy głos.

Bar­dzo do­ce­niam takie obiek­tyw­ne po­dej­ście. Ale zro­zu­miem też oczy­wi­ście jeśli nie dasz głosu na TAK bo to nie Twoja bajka i kli­mat/ga­tu­nek się nie po­do­ba.

 

Faj­nie, że uzna­łaś opo­wia­da­nie za do­brze na­pi­sa­ne.

Dzię­ku­je ser­decz­nie za ko­men­tarz i prze­czy­ta­nie!

 

Cześć Kra­rze

 

Dzię­ki wiel­kie!

No to cze­kam na ko­men­tarz :)

Ja chyba też lu­bi­łem we­ir­dy nawet jak nie wie­dzia­łem kie­dyś, że je czy­tam :)

 

Witam Śli­ma­ku

 

Bar­dzo się cie­szę, że utwór zro­bił wra­że­nie i że hi­sto­ria jest cie­ka­wa. Z pew­no­ścią mógł­bym uspraw­nić tekst po­ka­za­niem le­piej jak for­mu­łu­ją się po­glą­dy. Mogę się tłu­ma­czyć li­mi­tem, ale to ra­czej moja nie­udol­ność w tym ele­men­cie, by le­piej to na­kre­ślić.

Faj­nie, że do­ce­ni­łeś za to po­wrót po­cią­gu i to co dzie­je się póź­niej.

Fak­tycz­nie nie­do­mknię­te wtrą­ce­nie może utrud­niać czy­ta­nie szcze­gól­nie gdy na­zwi­sko może zmy­lić czy­tel­ni­ka co do tre­ści. Po­pra­wi­łem to wraz z resz­tą wska­za­nych błę­dów, za które ser­decz­nie dzię­ku­ję.

I może slang ko­le­jo­wy fak­tycz­nie nie był takim do­brym po­my­słem. Oczy­wi­ście kon­kurs o nim wspo­mi­nał, ale jego być może nie­zbyt udane uży­cie jest tylko i wy­łącz­nie moją winą.

Je­stem zda­nia, że utwór za­słu­gu­je na piór­ko.

Bar­dzo się cie­szę.

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i roz­bu­do­wa­ną opi­nię.

 

Po­zdra­wiam!

Bar­dzo dobry tekst. Fa­bu­ła wcią­ga od po­cząt­ku i nie pusz­cza do sa­me­go końca (może ostat­nie dwa aka­pi­ty tro­chę mi nie pa­su­ją – nie do końca lubię, kiedy skala wy­da­rzeń tak eks­plo­du­je). Bar­dzo cie­ka­wy bo­ha­ter. Po­my­sło­wość i wy­obraź­nia na nie­sa­mo­wi­tym po­zio­mie. 

Cześć, je­stem w końcu, kilka dni po lek­tu­rze :)

 

Tro­chę będę chwa­lil, a tro­chę też po­na­rze­kam ;)

Za­cznę może od po­my­słu po­cią­gu, który zbie­ra ludzi, szu­ka­ją­cych swo­je­go miej­sca, po­nie­waż życie nie szczę­dzi­ło im razów. I nie jest to po­mysł świe­ży, bo już nie raz się z czymś po­dob­nym spo­tka­łem, ale tutaj ro­bo­tę robi fakt, że to nie cel jest ważny, ale sam pro­ces ruchu i przy­sta­wa­nia na ko­lej­nych sta­cjach w dro­dze do­ni­kąd, do końca/po­cząt­ku bez końca i po­cząt­ku. Bar­dzo lubię w opo­wia­da­niach za­bieg, który po­zwa­la mi ob­ser­wo­wać etapy ja­kie­goś pro­ce­su, po­zwa­la­ją­ce po­ka­zać bo­gac­two wy­obraź­ni au­to­ra – z tego po­wo­du lubię wa­ria­cje mul­ti­ver­sal­ne ma­rve­la, tak przy oka­zji – a jed­no­cze­śnie kie­ro­wać mnie ku koń­co­wi, ja­kiejś kon­klu­zji. I to zna­la­złem u Cie­bie w tych przy­stan­kach, na któ­rych na po­szcze­gól­nych ludzi cze­ka­ją ich wy­ma­rzo­ne świa­ty. I tak mnie pro­wa­dzi­łeś po wy­da­rze­niach, po po­sto­jach, po­ka­zy­wa­łeś też przy oka­zji re­alia jazdy tym po­cią­giem, a potem – kiedy my­śla­łem nad tym, jaką sta­cję za­fun­du­jesz bo­ha­te­ro­wi – wpro­wa­dzi­łeś motyw, mó­wią­cy mi, że Grot przy­co­dzi po ja­kimś cza­sie po tych, dla któ­rych nie ma wy­ma­rzo­ne­go miej­sca. Pod­bi­łeś staw­kę, i to było dobre.

A teraz ma­ru­dze­nie: a potem pro­ta­go­ni­sta za­bi­ja Grota, przej­mu­je lizak i za­czy­na mu coraz bar­dziej odpie*dalać – do tego stop­nia, że staje się ja­kimś po­krę­co­nym apo­sto­łem pust­ki, który sprze­ci­wia się temu, co jesz­cze przed chwi­lą na­pa­wa­ło go bo­go­boj­nym za­chwy­tem. Za szyb­ko, za mocno. Nic wcze­śniej nie wska­zy­wa­ło na fakt, że gość to so­cjo­pa­ta, skłon­ny po uzy­ska­niu wła­dzy pójść ścież­ką cho­rej dyk­ta­tu­ry, czer­pią­cej ra­dość z nisz­cze­nia wszyt­skie­go, nawet tego co już zna­la­zło swoje miej­sce, zo­sta­ło w tyle. To byłby bar­dzo udany motyw, gdy­byś moc­niej pod­bu­do­wał pro­ta­go­ni­stę, albo od po­cząt­ku uka­zał go, jako po­stać w któ­rej jest wiele gnie­wu i pre­ten­sji. Zbyt gwał­tow­nie prze­pro­wa­dzi­łeś bo­ha­te­ra z ja­snej na ciem­ną stro­nę mocy.

Za­koń­cze­nie jest w po­rząd­ku, do­sta­tecz­nie mocne, ale bez prze­sa­dy, co jest dużym plu­sem, bo uwa­żam, że w tek­stach, w któ­rych bo­ha­ter w nar­ra­cji pierw­szo­oso­bo­wej eg­zal­tu­je się po­przez dumne stwier­dze­nia o samym sobie, łatwo można wpaść w patos lub/oraz śmiesz­ność. Unik­ną­łeś tego, czego Ci gra­tu­lu­ję :)

Ogól­nie cie­ka­we opo­wia­da­nie, myślę, że do­sta­niesz za nie piór­ko :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

PS. Jesz­cze od­no­śnie Gra­biń­skie­go – in­spi­ra­cje widać, jest tutaj to uwiel­bie­nie ruchu, są imio­na za­po­ży­czo­ne z tek­stów Gra­biń­skie­go, ale jest też weird i jakaś zbyt­nia do­słow­ność w ma­lo­wa­nych wi­zjach. Na szczę­ście nie je­stem ju­ro­rem w tym kon­kur­sie i to nie moja spra­wa :) Po­wo­dze­nia, Edwar­dzie, myślę, że masz spore szan­se na po­dium :)

Known some call is air am

Hej Zyg­fry­dzie

 

Cie­szę się, że tekst uzna­łeś za dobry i że fa­bu­ła wcią­gnę­ła :) Nie je­steś pierw­szy, który wspo­mi­na o za­koń­cze­niu, więc ro­zu­miem, że może nie być do końca sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca. Faj­nie, że do­ce­ni­łeś po­my­sło­wość :).

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz.

 

Cześć Outta

 

No tak ten motyw z ludź­mi szu­ka­ją­cy­mi swo­je­go miej­sca na pewno nie jest no­wa­tor­ski, ale faj­nie, że jakoś udało mi się go tro­chę od­świe­żyć kil­ko­ma no­wy­mi po­my­sła­mi i wpleść tam też jakiś cel, który do cze­goś tą hi­sto­rię pro­wa­dził.

Faj­nie, że za­sko­czy­łem Cię Gro­tem :)

Ro­zu­miem ten za­rzut, że tro­chę za szyb­ko po­ja­wia się ta prze­mia­na. W pier­wot­nej wer­sji tek­stu (przede wszyst­kim tej, którą mia­łem w gło­wie) bo­ha­ter miał być ja­kimś kry­mi­na­li­stą, który ucie­ka przed swoją prze­szło­ścią. Ale po­rzu­ci­łem ten po­mysł, a może pewne rze­czy z tego ory­gi­na­łu zo­sta­ły w gło­wie i tak to po­szło. No nic, może na­stęp­nym razem bę­dzie le­piej, albo cho­ciaż znaj­dę lep­sze wy­tłu­ma­cze­nie :)

Cie­szę się, że koń­ców­ka jest w po­rząd­ku :)

 

Co do Gra­biń­skie­go to fak­tycz­nie mogło mi się to udać w spo­sób umiar­ko­wa­ny. No ale stwier­dzi­łem, że po pro­stu spró­bu­ję się nim za­in­spi­ro­wać i na­pi­sać to po swo­je­mu :)

 

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz.

 

Po­zdra­wiam!

W pier­wot­nej wer­sji tek­stu (przede wszyst­kim tej, którą mia­łem w gło­wie) bo­ha­ter miał być ja­kimś kry­mi­na­li­stą, który ucie­ka przed swoją prze­szło­ścią.

No i to by­ło­by do­sta­tecz­ne pod­bu­do­wa­nie po­sta­ci – tak myślę :)

 

Po­zdro

Q

Known some call is air am

Outta

 

No pew­nie tak. Nie­mniej jed­nak ostat­nio za dużo u mnie było tych ludzi o so­cjo­pa­tycz­nych za­pę­dach/prze­szło­ści i chcia­łem ina­czej. Ale chyba wy­szło jak zwy­kle :)

 

Żon­gler

 

Witam Sza­now­ną Ju­ror­kę :)

 

Po­zdra­wiam!

U mnie pry­wat­nie to jest pol­skie opo­wia­da­nie roku, jak na razie. Za­gra­ło wszyst­ko: po­mysł, na­strój, po­sta­cie, do­sto­so­wa­nie nar­ra­cji do kon­cep­tu opo­wia­da­nia. Limit wy­ko­rzy­sta­ny ide­al­nie, jest wszyst­ko, co po­win­no być, i nic w nad­mia­rze. Brawo. 

ninedin.home.blog

Hej Ni­ne­din

Dzię­ku­ję pięk­nie za te słowa i wy­róż­nie­nie sre­brem.

Je­stem za­szczy­co­ny!

Po­zdra­wiam ser­decz­nie! 

Coś się po­psu­ło…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, nijak nie widać tego, co wsta­wił Ma­Skrol. Ani w ro­bo­cie nie wi­dzia­łam, ani w domu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No fak­tycz­nie dziw­nie to wy­glą­da.

Ko­men­tarz naj­wi­docz­niej się wy­ko­le­ił, że po­zwo­lę sobie na taki su­char :)

 

EDIT: Co nie zmie­nia faktu, że witam ser­decz­nie Ma­Skro­la i dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie tek­stu :)

Wiem, że nie widać, ale za­sad­ni­czo po­do­ba mi się to zwi­chro­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści i cał­kiem tutaj pa­su­je. Bar­dziej, niż to co pla­no­wa­łem wsta­wić :P

Nie wiem, co wy tam ro­bi­cie, oby­wa­te­le, ale pro­szę tak dwu­znacz­nie nie psuć por­ta­lu, bo zaraz plot­ki ja­kieś się po­ja­wią…

 

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

No, my też nie wiemy, ale coś zro­bi­li­śmy. Coś na miarę na­szych moż­li­wo­ści.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Edwar­dzie.

Prze­czy­ta­łem do mo­men­tu, kiedy głów­ny bo­ha­ter sam zmie­nił się w kon­duk­to­ra, do­kład­nie ja­kieś dwa, trzy aka­pi­ty dalej. Póź­niej po­rzu­ci­łem lek­tu­rę, choć sam się sobie dzi­wię, bo bar­dzo lubię me­ta­fo­rycz­ne tek­sty.

Być może me­ta­for jest tutaj zbyt dużo, być może dla­te­go, że ko­lej­ne zda­rze­nia i świa­ty, choć bar­dzo po­my­sło­we i ob­ra­zo­we, pro­wa­dzi­ły do­ni­kąd. Nie wi­dzia­łem brze­gu. Nie do­czy­ta­łem jed­nak, więc może jakiś jest, ale coś w głębi mówi mi, że nie. Czuję, że pły­ną­łeś tak, pły­ną­łeś i ni­g­dzie nie do­pły­ną­łeś. A ja lubię jakiś ko­niec, nawet jeśli jest otwar­ty.

Ale faj­nie było na­cie­szyć oko Two­imi po­my­sła­mi. Wy­obraź­nię masz, to trze­ba do­ce­nić. :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

 

Cześć, Edwar­dzie!

Świet­nie na­pi­sa­ny tekst. Jak już wsia­dłam do tego po­cią­gu to nawet nie za­uwa­ży­łam kiedy do­je­cha­łam do końca, mimo, że to zu­peł­nie nie moje kli­ma­ty. Bar­dzo płyn­nie i przy­jem­nie mi się czy­ta­ło. Je­dy­na rzecz, która mi tro­chę nie pa­so­wa­ła to ten ka­wa­łek (w któ­rym na­wia­sem mó­wiąc “bo” wy­da­je się zu­peł­nie nie­po­trzeb­ne):

 

Bo teraz widzę, że wszyst­ko się po­ru­sza, po­dró­żu­je wokół po­cią­gu, który jest nie­ru­cho­my. To cen­tral­ny punkt świa­ta, wokół któ­re­go ob­ra­ca się rze­czy­wi­stość, to tu dzie­je się cała magia.

Od tego mo­men­tu za­czę­łam sobie ten świat wła­śnie tak wy­obra­żać, że po­ciąg stoi a świat się po­ru­sza. Nawet na po­cząt­ku mi to pa­so­wa­ło, ale w miarę po­stę­pu opo­wia­da­nia, coraz mniej, a na końcu jak po­ciąg za­czął się roz­pę­dzać “do nie­przy­tom­no­ści” to już w ogóle. Wiem, że to było tylko takie od­czu­cie bo­ha­te­ra i na pewno nie za­le­ża­ło tego od­bie­rać do­słow­nie, ale le­piej by mi się czy­ta­ło bez su­ge­stii, że po­ciąg był nie­ru­cho­my.

 

 

Po­nie­waż coś tam się znam na stro­nach, pew­nie bar­dziej niż na opo­wia­da­niach ;-) To dla cie­ka­wych, wy­ja­śniam praw­do­po­dob­ny powód dziw­ne­go for­ma­to­wa­nia ko­men­ta­rza Ma­Skro­la. Po­dej­rze­wam, że przy wrzu­ca­niu ob­raz­ka do­rzu­cił przy­pad­ko­wo frag­ment kodu html, który zo­stał zin­ter­pre­to­wa­ny przez stro­nę. Coś ta­kie­go po­win­no być za­blo­ko­wa­ne i zwy­kle świad­czy o więk­szej lub mniej­szej luce w za­bez­pie­cze­niach. Można by spraw­dzić jak duża jest dziu­ra, ale nie będę tego ro­bi­ła, bo do­pie­ro tu przy­szłam i nie chcę od razu do­stać bana ;-)

Hej Dar­co­nie,

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. Zdaję sobie spra­wę, że wrzu­ci­łem tam sporo i mogło się zda­wać, że zmie­rza to do­ni­kąd. Na po­cie­sze­nie po­wiem Ci, że przed betą było tego jesz­cze wię­cej :)

Cie­szę się, że choć spodo­ba­ło Ci się kilka po­my­słów :)

Miło mi, że mnie od­wie­dzi­łeś.

 

Cześć Iyumi

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. Cie­szę się, że tekst się po­do­bał. 

Od tego mo­men­tu za­czę­łam sobie ten świat wła­śnie tak wy­obra­żać, że po­ciąg stoi a świat się po­ru­sza.

Tak masz rację, że to jedna z in­ter­pre­ta­cji bo­ha­te­ra. Czy jest praw­dzi­wa to wia­do­mo rzecz względ­na bo tam się dużo dziw­nych rze­czy dzia­ło :)

Po­dej­rze­wam, że przy wrzu­ca­niu ob­raz­ka do­rzu­cił przy­pad­ko­wo frag­ment kodu html, który zo­stał zin­ter­pre­to­wa­ny przez stro­nę.

Tutaj może na­pi­sać do ad­mi­ni­stra­to­rów stro­ny, któ­rzy są wy­mie­nie­ni w tym linku. Pew­nie nie da się z tym nic zro­bić i pew­nie o tym wie­dzą. Ale za­wsze to in­for­ma­cja prze­ka­za­na wła­ści­wym oso­bom :)

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/31375

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Świet­nie się to czy­ta­ło.

Od­nio­słem wra­że­nie, że prze­kaz mówił, że za­wsze znaj­dzie się więk­szy i gor­szy skur­wy… niż sam dia­beł, to tylko kwe­stia czasu. Ale dla­cze­go na ziemi, to pew­nie przez tą wolną wolę?

Hej Mi­cha­le

 

Dzię­ku­ję za opi­nię. Cie­szę się, że do­brze się czy­ta­ło :)

 

Po­zdra­wiam!

Gyd myr­ning,

 

Jak się tłu­ma­czy tytuł na pol­ski? Bóg pa­ru­ją­cy ma­szy­ną? Bóg ma­szy­ny pa­ro­wej?

 

Tak, jak każdy z nas.

→ Tak jak każdy z nas.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Przecinek-przed-jak;16291.html

A naj­le­piej usu­nąć taka:

Jak każdy z nas.

 

Bacz­ność sy­gnał! – wrzesz­czy kon­duk­tor

Hę? Czemu bacz­ność? Nigdy nie sły­sza­łam, żeby kon­duk­tor tak wołał.

 

 

Chyba, tak, jak ja, od dawna ma­rzy­li o zmia­nie

→ Chyba, tak jak ja, od dawna ma­rzy­li o zmia­nie

 

Cho­ciaż ja bym w ogóle prze­kształ­ci­ła ten frag­ment:

→ Wy­glą­da­li, jakby od dawna ma­rzy­li o zmia­nie, uciecz­ce, o tym, że zo­sta­wią cały prze­klę­ty świat i wszyst­kie grze­chy da­le­ko za sobą. Ja też o tym ma­rzy­łem.

 

Sie­dzi­my w wiel­kim otwar­tym wa­go­nie

→ Sie­dzi­my w wiel­kim, otwar­tym wa­go­nie

 

więc nawet taki in­tro­wer­tyk, jak ja

→ więc nawet taki in­tro­wer­tyk jak ja

Ech. Jeśli jak pełni funk­cję po­rów­naw­czą, to nie sta­wia­my przed nim prze­cin­ka.

 

Naj­mniej­sze stwo­rzon­ko oglą­da się jesz­cze na nas, a potem zjada pio­sen­kę i rusza bły­ska­wicz­nie przed sie­bie.

Hm. Mam bujną wy­obraź­nię, ale i tak nie po­tra­fię sobie wy­obra­zić zja­da­nia pio­sen­ki. Pio­sen­ka jest abs­trak­cyj­na, nie­wi­docz­na, nie można wi­dzieć, jak ktoś ją zjada. No chyba że jest spi­sa­na na pa­pie­rze.

 

W mojej gło­wie, w na­szych gło­wach ro­śnie jedno wiel­kie py­ta­nie.

→ W mojej gło­wie, w na­szych gło­wach, ro­śnie jedno wiel­kie py­ta­nie: co się sta­nie ze mną?

 

Lu­dzie, któ­rzy wsie­dli do po­cią­gu, ale nie od­mie­nią swego losu, nie znaj­dą swo­jej sta­cji.

Czyli oni mają od­mie­nić swój los pod­czas jazdy po­cią­giem? W jaki spo­sób?

 

sta­rej po­marsz­czo­nej ko­bie­ty

→ sta­rej, po­marsz­czo­nej ko­bie­ty

 

– Nie, pro­szę – błaga ona.

Po co ona? Do­słow­nie przed chwi­lą o niej pi­sa­łeś, za­imek jest zbęd­ny.

 

że to nie mnie teraz pro­wa­dzi, gdzieś w nie­zna­ne?

→ że to nie mnie teraz pro­wa­dzi gdzieś w nie­zna­ne?

 

Wsta­ję, idę naj­ci­szej, jak mogę.

→ Wsta­ję, idę naj­ci­szej, jak po­tra­fię.

Jakoś le­piej mi pa­su­je po­tra­fię za­miast mogę.

 

jakby ktoś za­pa­lił mi w gło­wie bar­dzo złą, ale jasną ża­rów­kę

W jakim sen­sie złą?

Złą – nie­wła­ści­wą czy złą – zło­wro­gą?

 

Może nigdy wcze­śniej nikt, nikt tak mocny, jak ja, mu się nie po­sta­wił?

→ Może nigdy wcze­śniej nikt tak silny jak ja mu się nie po­sta­wił?

 

Jego bilet, bo też ma, tak samo, jak każdy w tym po­cią­gu.

 

Świta, sa­mot­na ko­bie­ta, wy­cho­dzi jako zu­peł­nie inny czło­wiek.

Dla­cze­go aku­rat takie imię? Nie wie­dzia­łam, czy cho­dzi o imię, czy o to, że słoń­ce świta.

 

Ale żeby nie było tak nor­mal­nie.

Nie ro­zu­miem, co zna­czy i czemu ma słu­żyć to wtrą­ce­nie.

 

Bo wcale mi się nie po­do­ba , że

Zbęd­na spa­cja.

 

To Józef K, po­waż­ny typ

Czyż­by na­wią­za­nie do “Pro­ce­su”?

 

Ale nie, nie­ste­ty, ja mam dla niego lep­szą przy­szłość.

→ Ale ja mam dla niego lep­szą przy­szłość.

 

że to ja je­stem  ra­kiem

Zbęd­na spa­cja.

 

 

No i skoń­czo­ne.

Za­cznę od py­ta­nia: co Ty bie­rzesz? I czemu tylko pół? smiley

Nie dziwi mnie, że opo­wia­da­nie zo­sta­ło wy­róż­nio­ne, warsz­ta­to­wo jest pro­fe­ska. Może akcja nie pę­dzi­ła sza­lo­na jak po­ciąg, ale nie za­wsze musi. Mimo że sama fa­bu­ła mnie nie urze­kła, nie mogę stwier­dzić, że opo­wia­da­nie jest złe. Jest na­praw­dę do­brze na­pi­sa­ne, a to, że nie do końca mnie prze­ko­na­ło, nie jest Twoją winą, po pro­stu nie tra­fi­ło do końca w mój gust. Le­piej nie dało się tego na­pi­sać, tak mi się wy­da­je. I przy­znam, że przed­sta­wio­ny przez Cie­bie kon­cept za­świa­tów jest bar­dzo cie­ka­wy.

Gra­tu­lu­ję za­szczyt­nych wy­róż­nień i im­po­nu­ją­ce­go warsz­ta­tu heart

Bez sztu­ki można prze­żyć, ale nie można żyć

Hej Hol­ly­Hell

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny, ko­men­tarz i po­praw­ki.

Więk­szość zmian wpro­wa­dzi­łem, kilka zo­sta­wi­łem. 

 

Jak się tłu­ma­czy tytuł na pol­ski? Bóg pa­ru­ją­cy ma­szy­ną? Bóg ma­szy­ny pa­ro­wej?

Myślę że Boska Ma­szy­na Pa­ro­wa :)

 

Świta to za­po­ży­czo­ne na­zwi­sko z opo­wia­dań Gra­biń­skie­go acz­kol­wiek chyba fak­tycz­nie jest nieco my­lą­ce. Józef K to na­wią­za­nie do Kafki w ogóle, ale też do pierw­szej od­sło­ny kon­kur­su, która była pod jego egidą :)

 

No cóż fak­tycz­nie fa­bu­ła jest re­la­tyw­nie szcząt­ko­wa. To ra­czej eks­plo­ra­cja świa­ta i pro­ces ja­kiejś tam prze­mia­ny lub od­no­wy po­przez nią. Ro­zu­miem, że mogło nie siąść. Faj­nie że oce­ni­łaś tekst jako do­brze na­pi­sa­ny.

Po­zdra­wiam i pięk­ne dzię­ki raz jesz­cze!

Myślę że Boska Ma­szy­na Pa­ro­wa :)

Chciał­byś XD Ję­zy­ki flek­syj­ne nie­mod­ne ostat­nio wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka