
– Kocham ogniska.
Wyciągnęłam ręce w stronę wesołych płomieni. Mało rzeczy mnie tak cieszyło jak ogniska. Rozgrzewające i rozpraszające ciemność płomienie, hipnotyzujące swoim tańcem. Boże, jakie to jest piękne! To chyba najpiękniejsza rzecz na świecie. A najpiękniejszą istotą dla mnie był Erkki. Nadal jest.
– Ja też – odpowiedział wtedy, odgarniając popiół patykiem.
Zawsze z trudnością odrywałam wzrok od ognia, a gdy już mi się to udawało, wznosiłam oczy ku niebu. Nad naszą doliną zawsze było usiane gwiazdami, ponieważ w okolicy brakowało domów, nawet ulic, nie licząc wąskich i rzadkich dróżek. Dzięki temu mogliśmy podziwiać piękne, gwieździste niebo.
Gdy teraz tak wspominam, dochodzę do wniosku, że wtedy wszystko mnie cieszyło. To były najpiękniejsze lata.
I w obawie przed utratą szczęścia popełniłam największe głupstwo w życiu.
Pewnego razu wybraliśmy się do przyjaciół, którzy mieszkali po drugiej stronie stawu, w uroczym domku z wieżyczką. Uwielbiałam się przeglądać w tafli wody i zawsze musiałam przy niej przystanąć. Nachylałam się, podziwiając swoje odbicie. A było wtedy co podziwiać – nieskromnie mówiąc. Miałam długie, gęste i złote włosy oraz czarne oczy, które wiecznie błyszczały. Mogłam pochwalić się szczupłą sylwetką, jak na naszą rasę, i cerą białą jak śnieg. Po prostu kwitłam. Erkki twierdził, że zawsze taka byłam, ale ja nie mam wątpliwości, że zaczęłam pięknieć dopiero gdy go poznałam.
– No, chodź już – ponaglał mnie rozbawiony. – Pamiętasz, co się stało z Narcyzem?
Odchodziłam od brzegu, gdy zobaczyliśmy przechodzącą obok panią Tove – przyjaciółkę mojej babci. Przykro się patrzyło, jak nieubłagany czas odbiera jej siły: staruszce nawet chodzenie sprawiało trudność. Mimo wszystko twarz pani Tove zdobił dziarski uśmiech.
– Dzień dobry, Erkki, dzień dobry, Arja! – krzyknęła do nas przyjaźnie.
Odkrzyknęliśmy powitanie i odprowadzaliśmy ją wzrokiem.
Dopiero po dłuższej chwili ocknęliśmy się z zamyślenia i ruszyliśmy.
– Starość to straszna rzecz. – Mój ukochany przerwał milczenie. – Wszystko staje się trudniejsze, każdy krok boli, pamięć szwankuje… No i człowiek staje się pomarszczony, jak pozbawiony soków owoc… Po prostu brzydki. Przeraża mnie to.
Uczucie niepokoju ukłuło mnie w piersi. Nic nie odpowiedziałam. Chcąc poprowadzić myśli na inne tory, wpatrywałam się w piękno jeziora. Odbicie popołudniowego słońca migotało ślicznie w wodzie, przypominając kryształki. Pomyślałam, że to jezioro zawsze będzie piękne, i słońce też.
Ale ja nie. Ja się kiedyś zestarzeję.
– A ciebie starość nie przeraża? – zagadywał uporczywie Erkki.
Przystanęłam. Mój ukochany obejrzał się za mną i również zatrzymał.
– Co się dzieje? – zapytał, powoli podchodząc.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam zła na niego, że poruszył ten temat. Jeszcze przed chwilą byłam najszczęśliwszą istotą na świecie. A teraz…
– Będziesz mnie kochał, jak będę stara? – Moje usta wyrzuciły te słowa szybciej, niż mózg zdążył pomyśleć.
Uśmiechnął się nieco protekcjonalnie.
– Oczywiście, że tak.
Odpowiedź była prawidłowa, ale ton głosu już nie. Powiedział to stylem ucznia, który nie jest przekonany co do słuszności tezy.
Mimo wszystko odpuściłam. Nie chciałam go drażnić – po kłótni potrafił zniknąć na cały dzień; szwendał się wtedy nie wiadomo gdzie i grał na tej swojej harmonijce.
– To dobrze – powiedziałam tylko i ruszyłam zdecydowanym krokiem. Chciałam jak najszybciej znaleźć się u przyjaciół, popijać kawę i nie myśleć o tej przeklętej starości.
Niestety nie udało się. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy u Namina i Naminy, nie potrafiłam się skupić. Poza tym odniosłam wrażenie, że Erkki zbyt często zagadywał Naminę, zbyt często na nią patrzył. To absurdalne, ale przy całej sympatii do niej, denerwowało mnie to, że jest aż dziesięć lat ode mnie młodsza. To nie była jej wina, teraz wiem, że problem tkwił we mnie. Ja po prostu nie mogłam pogodzić się z tym, że staję się coraz starsza i że istnieją młodsi ode mnie…
W nocy nie mogłam spać. Mózg podsuwał mi setki scenariuszy, w których Erkki odchodzi, gdy tylko zauważa u mnie pierwszą zmarszczkę. A ja nie mogłam bez niego żyć.
I nadal nie mogę.
W naszym kraju znajduje się wiele urokliwych miejsc, które owiane są jakąś szczególną tajemnicą i legendą.
Kiedyś podczas biwakowania dowiedziałam się o jednej z nich; o Jeziorze Młodości znajdującym się w samym sercu lasu.
– Jezioro Młodości, jak sama nazwa mówi, odmładza każdego, kto zanurzy się w jego wodach – opowiadał nasz opiekun. Był już słusznego wieku, siwe włosy sterczały mu po obu stronach głowy, a w dłoni trzymał lupę, z którą nigdy się nie rozstawał. – Jednak niełatwo jest je odnaleźć. W zasadzie udało się to tylko nielicznym.
Podniosłam rękę, jak uczennica w szkole.
– A panu udało się je odnaleźć?
Zaśmiał się.
– A czy wyglądam ci na takiego, który odnalazł Jezioro Młodości?
Wszystkie dzieci wybuchnęły śmiechem, a mnie oblał rumieniec wstydu.
Siedzieliśmy wokół ogniska na skraju lasu, którego głęboka czerń zaczęła mnie hipnotyzować. Myślałam o śmierci, której okropnie się bałam. O tym, że jest nieuchronna i że kiedyś po mnie przyjdzie. Postanowiłam sobie, że jak już będę stara, to zrobię wszystko, by odnaleźć Jezioro i odsunąć od siebie kostuchę.
Następne słowa starca sprawiły, że oderwałam się i wzrokiem i myślami od lasu.
– Ukryte Jezioro nie jest jedyną przeszkodą – kontynuował nasz opiekun, którego najwyraźniej cieszyły błyszczące z ciekawości oczy dzieci. – Nawet jeśli ktoś je odnajdzie, musi jakoś poradzić sobie z duchami.
Jedna dziewczynka, Asta, głośno prychnęła.
– Moja mama mówi, że duchów nie ma – powiedziała tym swoim zarozumiałym tonem, którego nie cierpiałam. – I że nie powinniśmy się bać duchów, tylko żywych ludzi.
– Czy twoja mama kiedyś poszukiwała Jeziora Młodości? – zapytał starzec.
– Nie. Moja mama go nie potrzebuje. Jest piękna i zawsze będzie piękna.
Tym razem ja miałam ochotę prychnąć. Najwidoczniej rodzice nie przeprowadzili z nią jeszcze traumatycznej rozmowy o śmierci.
Opiekun kiwnął głową, ale widziałam, że lekko się uśmiechał.
– Twoja mama mądrze mówi – powiedział powoli – ale ja znam kogoś, kto próbował to Jezioro odnaleźć. I się jej udało.
Dzieci prawie podskoczyły z ekscytacji.
– Kto to taki? Znamy ją? Jest z naszej wioski?
Starzec zrobił uspokajający gest.
– Tak, jest z naszej wioski. To pani Tove.
Zmarszczyłam brwi. Przecież pani Tove już wtedy była staruszką. Musiało to chyba być bardzo, bardzo dawno temu.
– Pani Tove odnalazła Jezioro – kontynuował starzec. – Ale nie mogła poradzić sobie ze strzegącymi go duchami.
Rozległ się pomruk zdumienia.
– Ale te duchy muszą być straszne! – pisnął Olaf, mój sąsiad z wioski. – Jak one wyglądają? I co zrobiły pani Tove?
Opiekun pokręcił głową.
– Nigdy nikomu nie opowiadała szczegółów. Prawdę mówiąc, niewielu wierzy w tę historię. Uchodzi raczej za wiejską legendę.
Podczas gdy starzec wyjaśniał niektórym dzieciom, co znaczy legenda, ja znów pozwoliłam się hipnotyzować czerni lasu. Moja bujna wyobraźnia wyczarowała małe, białe postacie błąkające się pod drzewami.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach, więc zbliżyłam się do ogniska.
Wspomnienie o biwaku wróciło do mnie następnego dnia po tym, jak w drodze do przyjaciół spotkaliśmy panią Tove. Wrócił też strach przed śmiercią, nie tylko przed starością.
W przypływie refleksji obserwowałam odbicie w lustrze. Niedługo miałam skończyć trzydzieści pięć lat. Wzdychałam głośno, rozpaczliwie szukając na skórze potwierdzenia, że jeszcze się nie starzeję. Niestety. Znalazłam tylko zaprzeczenie.
Zmarszczki przy kącikach ust. Dla innych z pewnością byłyby niezauważalne, ale ja wpadłam w panikę.
Pani Tove. Ma wiele lat za sobą, tak wiele, że… nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze wśród nas.
Musiałam z nią porozmawiać.
Upiekłam szarlotkę i nazbierałam jagód, bo nie chciałam przychodzić z pustymi rękami. Choć nigdy wcześniej nie odwiedzałam pani Tove, wiedziałam, gdzie mieszka. Jako dzieciaki straszyliśmy się wzajemnie jej domem, żywcem wyjętym z koszmaru. Była to mała, drewniana chatka z rozpadającymi się okiennicami, sczerniałymi dachówkami, którą gęsto oplatał bluszcz. Robiliśmy wtedy zawody, kto podejdzie do niej najbliżej. Pamiętam Olafa przechwalającego się, że nawet zapuka do drzwi. Oczywiście stchórzył.
Tego dnia ja wygrałam zawody, choć nikt już o nich nie pamiętał i nikogo wokół nie było. Z koszykiem w ręce zapukałam do chatki.
Długo czekałam na odpowiedź. Wreszcie w drzwiach ukazała się staruszka. Jej twarz zdradzała zdziwienie.
– Dzień dobry, pani Tove – powiedziałam szybko, wykorzystując moment osłupienia. – Przyniosłam pani ciasto. – Pokazałam koszyk i uśmiechnęłam się nerwowo.
Pani Tove uniosła brew.
– To bardzo miłe, moje dziecko. – Zaprosiła mnie do środka z lekkim wahaniem. – Wybacz, nie spodziewałam się gości. Mam tu straszny bałagan.
Gdy przekraczałam próg domu, czułam na sobie badawczy wzrok staruszki. Szybko o nim zapomniałam, bo moją uwagę przykuło wnętrze chatki.
Właścicielka najwyraźniej miała słabość do roślin, bo były dosłownie wszędzie. Stały pod ścianami, na parapetach, zwisały z sufitu, niektóre nawet przedostawały się z ogrodu przez okna. Na niemal każdym blacie leżały książki o żółtych kartkach i oprawach ze skóry. Między nimi znalazło się miejsce dla wszędobylskich świeczek i lamp naftowych. To wszystko nadawało mrocznego, ale jednocześnie przytulnego klimatu.
Gdy wpatrywałam się w tę scenerię z otwartymi ustami, pani Tove zaparzała herbatę. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero szelest książek, które staruszka przesunęła, by zrobić miejsce dla filiżanek.
Usiadła przy stole, uniosła napar do ust, podmuchała. Uśmiechnęła się, ale z jej spojrzenia wyczytałam zniecierpliwienie.
Przysiadłam się i z zakłopotania wpatrywałam w olbrzymią monsterę, której liście tworzyły nad panią Tove coś w rodzaju parasola. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę.
– Ładnie tu u pani – bąknęłam.
– Dziękuję.
Zastukałam palcami o blat.
– Podobno odkryła pani kiedyś Jezioro Młodości – wydusiłam.
Staruszka przestała studzić herbatę. Powoli odstawiła filiżankę na stół. Przez sekundę w jej oczach mignęło zakłopotanie, ale po chwili znów się uśmiechnęła.
– Ludzie lubią plotki i legendy – odrzekła. – Ta historia jest i jednym i drugim.
– Ale w każdej legendzie jest ziarno prawdy.
Pokiwała jakby od niechcenia głową.
– Więc co w tej historii jest ziarnem prawdy? – dopytywałam.
Uśmiech zszedł jej z twarzy. Zmarszczyła brwi.
– A czemu właściwie tak dopytujesz? – Zabrzmiała nieco ostrzej. – Przypuśćmy, że Jezioro Młodości naprawdę istnieje: przecież jesteś młoda, więc czemu miałabyś go potrzebować?
Zamilkłam, zastanawiając się nad ważnym powodem.
– Chodzi o tego młodzieńca w fikuśnym kapeluszu? – zapytała. – Erkki, tak?
Przytaknęłam.
– Posłuchaj uważnie, moje dziecko. – Pochyliła się ku mnie. – Jeśli ukochany nie może znieść myśli, że się zestarzejesz, to nie jest wart twojej uwagi i czasu. Lepiej od razu daj sobie z nim spokój.
Coś mocno uderzyło o blat, zabolała mnie ręka. Po chwili dotarło do mnie, że to ja ze złości walnęłam pięścią w stół.
– Przepraszam – wybełkotałam, masując dłoń. – Ale nie może tak pani mówić… Ja kocham Erkkiego…
– Tak, ale będziesz kochała jeszcze wielu innych. Nie poświęcaj się dla kogoś, kto sam by się nie poświęcił dla ciebie…
– Nie będę kochała nikogo innego! I Erkki poświęciłby się dla mnie!
– Cóż, myślę, że ty go znasz lepiej niż ja. Skoro jest zdolny do poświęcenia się, tym bardziej zniesie twoje zmarszczki.
Zawierciłam się na krześle.
– Dlaczego nie chce mi pani nic powiedzieć o Jeziorze Młodości?
– Bo to bardzo niebezpieczny i głupi pomysł. Jest ogromne ryzyko, że nie osiągniesz tego, co będziesz chciała, a jednocześnie wszystko stracisz.
– Czyli Jezioro istnieje.
– Jezioro istnieje. – Niechętnie przytaknęła.
– Więc co stoi na przeszkodzie?
Pani Tove westchnęła głośno. Rozejrzała się po pokoju, jakby oczekiwała wsparcia od roślin. Znowu się ku mnie nachyliła i powiedziała już nieco łagodniejszym tonem:
– Moje drogie dziecko… Myślałaś, że jak przyniesiesz mi ciastko i parę jagód, to wyjawię ci coś, czego nigdy wcześniej nikomu nie mówiłam?
Milczałam.
– I masz rację. – Powiedziała nieoczekiwanie. – Męczy mnie ta tajemnica, zżera od środka. I tak niedługo pożegnam się z tym światem. Jesteś dorosła, a do tego wyraźnie zdeterminowana. Jeśli chcesz ryzykować, ryzykuj. To twoje życie i twoja decyzja.
Zamrugałam szybko, nie dowierzając.
– To… powie mi pani?
– Powiem ci wszystko, co widziałam i wiem. A co z tym zrobisz, to już twoja sprawa. Tylko jeśli coś pójdzie nie tak, nie możesz mnie obwiniać i o tej rozmowie nie możesz nikomu powiedzieć. Zgoda?
Przytaknęłam nazbyt ochoczo.
I faktycznie dotrzymałam obietnicy, nikomu o tej rozmowie nigdy nie wspomniałam.
Bo nie miałam jak.
Po rozmowie ze staruszką nie mogłam zasnąć. Nie chcąc zbudzić Erkkiego, opuściłam łóżko i przeszłam do salonu.
Rozpaliłam ogień w kominku. Zazwyczaj rozpraszał ciemność wraz z moimi rozterkami, ale wtedy nie pomógł. Siedziałam przed nim skulona, obejmując rękami kolana.
Musiałam to przyznać: opowieść pani Tove mnie przestraszyła. Zastanawiałam się, czy zamiast od razu podejmować tak duże ryzyko, może warto najpierw porozmawiać z Erkkim.
Przy śniadaniu czytał gazetę, a ja zastanawiałam się, jak znowu zacząć rozmowę o starości. Padał deszcz. W kominku nadal wesoło trzaskał ogień, szyby chroniły nas przed zimnym wiatrem, obok siedział mój ukochany.
Trzymając w dłoniach kubek z ciepłą herbatą, zapragnęłam, by ten moment trwał wiecznie.
– Chciałabym, żeby było już tak zawsze – zagaiłam.
– Hmm? – mruknął Erkki, nie odrywając wzroku od gazety.
– Chciałabym się zestarzeć z tobą.
Powoli odkładał gazetę na stół, nadal się w nią wpatrując. Zapadła straszna cisza. Przez chwilę żałowałam tych słów.
– Kocham cię – powiedział ostrożnie. – Ale ja nie chciałbym się zestarzeć. Starość mnie przeraża, mówiłem ci.
– Wiem, ale…
– Nie zestarzejemy się.
– Co?
– Po prostu: nie zestarzejemy się. Ja tak mówię i tak będzie.
Wypowiedział to naiwne życzenie, ale oczy pozostały poważne. Wtedy go nie rozumiałam.
Gotowałam obiad, zahipnotyzowana przez płomień tlący się w palenisku. Z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi.
Odłożyłam łyżkę i powolnym krokiem, jakby bojąc się odkryć straszną prawdę, ruszyłam w stronę holu.
Wyszedł. Tak po prostu.
Rzuciłam się do drzwi, otworzyłam je i rozejrzałam się dokoła. Padało tak obficie, że widziałam jedynie szarość strug deszczu.
– Erkki!
Burza zagłuszała moje rozpaczliwe wołanie. Złowrogo zagrzmiała i ostrzegawczo błysnęła.
Naturalnie wszędzie go szukałam: u naszych przyjaciół, sąsiadów, nawet u pani Tove.
Wróciłam do naszego domu zdruzgotana. Deszcz coraz agresywniej bębnił o szyby. Myśli przesiąknięte paranoją zaczęły malować przerażające obrazy: Erkki mnie nienawidzi, chce się rozstać albo już to zrobił, ktoś go napadł, gdzieś się potknął, rozbił sobie głowę, poszedł do jakiejś dziewczyny…
Poszedł do jakiejś dziewczyny? Do młodszej dziewczyny. Która nie ma jeszcze zmarszczek…
Namina…
Podeszłam do kominka, szukając ratunku w wesołych płomieniach. Ale znów zawiodły. Skuliłam się, objęłam kolana. Zapłakałam.
Nie, Erkki nie zrobiłby tego. Nie zdradziłby mnie nigdy, a na pewno nie dlatego, że wspomniałam o wspólnej starości. Z pewnością potrzebuje spokoju, musi trochę powędrować… Uporządkuje myśli i wróci.
Zagrzmiało potężnie. Wzdrygnęłam się, spojrzałam przez okno – wiatr coraz wścieklej uderzał kroplami deszczu o szyby i dach, jakby chciał dostać się do środka.
Drżałam z niepokoju o Erkkiego. Gdzie on teraz jest?
Moje ciało przesiąknął strach, nie mogłam się ruszać. Zamknęłam oczy, próbując zasnąć. Leżałam na łóżku ze złożonymi rękami pod poduszką. Za oknami nadal szalała burza i zdawało mi się, że coraz rozpaczliwiej próbuje wtargnąć do domu.
Nagle coś skapnęło na mój policzek. Otworzyłam oczy, serce uderzyło mocno w żebra. Pomyślałam, że burzy udało się do mnie dotrzeć i dach przecieka.
Obudził mnie własny krzyk. Zerwałam się z łóżka i w rezultacie spadłam na podłogę. Erkki złapał mnie wpół.
– Śnił ci się koszmar? – zapytał, patrząc na mnie z czułością.
Erkki! Erkki wrócił! Byłam szczęśliwa, lecz po chwili przypomniały mi się wewnętrzne tortury, które przeżywałam.
Spojrzałam w okna. Po burzy nie było śladu, zastąpił ją piękny, słoneczny dzień.
– Gdzie byłeś? – rzuciłam z jadem w głosie.
– Wiesz, jak to ja… – powiedział, podnosząc mnie z podłogi. – Czasem muszę wyjść, się powłóczyć…
– W środku huraganu??
– To nie był huragan, nie przesadzajmy – powiedział spokojnym głosem, który w takich sytuacjach doprowadzał mnie do szaleństwa. – Herbaty?
Nie czekając na moją odpowiedź, poszedł nastawić imbryk.
Odprowadzałam go przez chwilę wściekłym spojrzeniem. Nagle poczułam coś chłodnego i wilgotnego na policzku. Starłam to i przyjrzałam się ręce. Przezroczysty płyn, jak woda.
Spojrzałam w górę, ale dach nie przeciekał.
Wcześniej Erkki zawsze mi opowiadał, gdzie się podziewał. Kochał spacerować i podróżować, tak jak ja kocham ogniska i rozpalony kominek. Bywał w wielu dziwnych miejscach, lubił o nich opowiadać. Jednak po ostatniej nieoczekiwanej wędrówce nie usłyszałam o niej nic.
Wielokrotnie go zagadywałam, ale na próżno. Próbowałam wszystkiego: przymilałam się, milczałam, potem znowu przymilałam, by na końcu się wściec. Pytałam nawet naszego przyjaciela Namina, czy wie, gdzie podczas ostatniej burzy podziewał się Erkki. Twierdził, że nie ma pojęcia, że Erkki o niczym mu nie powiedział, ale nie chciałam w to wierzyć. Przekonanie, że Erkki spędził ten czas, wpatrując się w Naminę, zapuszczało coraz głębsze korzenie w mojej głowie.
Zazdrość tak mnie zaślepiła, że popełniałam jedną głupotę za drugą. Każdy kolejny mój czyn był tragiczniejszy w skutkach od poprzedniego.
W dwa dni po okropnej burzy pojawiła się u nas Namina. Erkki otworzył drzwi. Nastawiłam uszy jak kot.
Jak oni chichotali! Rozmawiali długo. Za długo. W końcu Erkki wszedł do kuchni z koszem w ręce i błyskiem radości w oczach.
– Co wam tak wesoło było? – Nie mogłam się powstrzymać.
– Namina przyniosła mi ciasto jagodowe – odpowiedział, stawiając koszyk na stole. – A śmialiśmy się, bo opowiadała jak na spotkaniu z panem Jansem… – przerwał i zmarszczył brwi. – A właściwie czemu ja ci się tłumaczę?
– Bo tylko winny się tłumaczy?
Pokręcił głową.
– Dziwna ostatnio jesteś. Na pewno dobrze się czujesz?
– Czemu tylko tobie przyniosła ciasto?
Nie odpowiedział od razu. Im dłużej zwlekał, tym mocniej zaciskałam zęby z wściekłości.
– Zostało jej po wizycie pana Jansa, a ty przecież nie lubisz jagód. – Wzruszył ramionami. – Wszyscy o tym wiedzą.
– Szkoda, że nie wszyscy wiedzą o rzeczach najistotniejszych – burknęłam.
– Co masz na myśli?
Przyjrzałam mu się. Zazwyczaj był opanowany i spokojny, ale wtedy miał zmarszczone brwi, a w jego oczach widziałam iskierki gniewu.
– Nic – odpowiedziałam przestraszona miną, której jeszcze nigdy u niego nie widziałam.
Nastała przytłaczająca cisza. Erkki zamaszyście odsunął od siebie ciasto.
– Idę się przejść – powiedział bardzo cicho. Poszedł w stronę wyjścia.
– Oczywiście, że tak! Ciągle gdzieś łazisz, nie wiadomo gdzie, to jest twoja odpowiedź na wszystko, zamiast porozmawiać…!
Przerwało mi trzaśnięcie drzwiami.
Wtedy myślałam, że nie można być bardziej zrozpaczoną. Odniosłam wrażenie, że moje ciało opustoszało, a dom zaczęła spowijać ciemność, choć lampy nadal świeciły. Klatkę piersiową przebił mi sztylet.
I znowu pojawiła się ta myśl, która ciągle wracała, jak uporczywa mucha: że Erkki poszedł się spotkać z Naminą.
Rozpacz ustąpiła złości – starłam szybko łzy z policzków i powzięłam decyzję. Erkki musi być mój. Tylko mój. Muszę się odmłodzić; tak wypięknieję, że Namina będzie wyglądała przy mnie jak starucha.
Zdjęłam płaszcz z wieszaka, wrzuciłam do torby bochen chleba i manierkę wody, a wychodząc, wzięłam jeszcze lampę.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak głupia byłam i jak bardzo będę żałować tej wyprawy.
Tego dnia mrok zapadł nad naszą doliną wcześniej niż zwykle, bo ciemne chmury nadal groziły deszczem. Mimo że zawsze bałam się mroku, wtedy o nim nie myślałam. Drogę zastępował mi obraz Erkkiego i Naminy. Och, jak ja jej wtedy nienawidziłam!
Chciałam jak najprędzej zaszyć się w lesie; ukryć się przed ludzkim wzrokiem i poszukać rośliny potrzebnej do odnalezienia jeziora.
Pani Tove kilkakrotnie powtarzała trzy rzeczy, których nie mogłam zapomnieć.
Po pierwsze: nie odnajdę Jeziora bez pomocy duszków, jego strażników. Aby je ujrzeć, muszę znaleźć ziele lulka czarnego. Po spożyciu niewielkiej ilości powinnam zobaczyć duszki, jednak nikt nie może dać mi takiej gwarancji. Zamiast duszków mogę spostrzec też inne, przerażające rzeczy. Albo duchy zaatakują mnie, zamiast pomóc. Tak było właśnie w przypadku pani Tove.
Po drugie: nawet jeśli uda mi się odmłodzić, efekty nie będą zauważalne od razu, lecz po kilku dniach. Choć pani Tove sama nie mogła potwierdzić, czy to faktycznie prawda.
Po trzecie: z Jeziora Młodości można skorzystać tylko raz. Ponowne ochlapanie się jego wodami może przynieść okropne skutki, łącznie z bolesną i powolną śmiercią.
Gdy wreszcie las otulił mnie gęstymi drzewami, nie czułam strachu. Wręcz przeciwnie, odnosiłam wrażenie, że ktoś nade mną czuwał.
Przystanęłam, by zapalić lampę naftową. Jak na złość znów lunął deszcz. W końcu udało mi się rozproszyć ciemność i podniosłam lampę na wysokość oczu, wypatrując ziela.
Długo szłam, nie mając pojęcia, gdzie jestem. Przeszło mi przez głowę, że jeśli się zgubię, to umrę tutaj z głodu, ale zaraz tę myśl przegoniła inna: że nie ma takiej możliwości, muszę odnaleźć ziele, a potem Jezioro. Muszę się odmłodzić, wrócić do doliny i Erkki już zawsze będzie tylko mój.
Otaczała mnie już kompletna ciemność, przez którą ledwo przebijało się światło lampy, gdy zmęczenie dawało mi się we znaki. Przysiadłam na jakimś mokrym, spróchniałym pniu, wyjęłam chleb z torby i posiliłam się nieco.
Wpatrywałam się w światełko lampy naftowej. Ogienek podskakiwał radośnie i dodawał mi otuchy. W tym płomieniu widziałam twarz Erkkiego. Niemal słyszałam jego okrzyk zachwytu: “Jakaś ty piękna, Arjo!”.
Uśmiechnęłam się do tych mrzonek i w tej samej chwili zastygłam. Ujrzałam charakterystyczny, bladożółty kwiat z czarnym środkiem. Podniosłam lampę i ostrożnie zbliżyłam do krzewu. Bez wątpienia był to lulek czarny.
Urwałam jedno nasionko. Pani Tove przestrzegała mnie, bym absolutnie nie brała więcej, nawet jeśli nie odczuję żadnej zmiany. Wpatrywałam się w czarną kulkę i długo obracałam ją w palcach. Wtedy obleciał mnie strach. Granica między młodością a śmiercią była bardzo cienka.
Westchnęłam bardzo głęboko. Nieokreślony ciężar uciskał ramiona i piersi. Przypomniałam sobie roześmianego Erkkiego po odwiedzinach Naminy. Ten błysk w oczach… taki sam jak na początku naszej znajomości.
Rozgryzłam szybko nasionko w obawie, że się wycofam. Przeżuwałam je powoli i dokładnie. Musiało zadziałać, skoro nie powinnam brać następnego.
Moje życzenie spełniło się bardzo szybko.
Las nagle pojaśniał, wszędobylskie światło raziło mnie w oczy. Każdy krzew, drzewo, nawet liść stał się wyraźny. Zieleń otaczającej mnie roślinności była tak soczysta, że aż mnie onieśmielała. Błogość rozlała się po całym ciele.
W nogach pojawiła się nadwyżka energii. Musiałam biec. Biec, ile tchu.
Biegłam coraz szybciej, nawet zmęczenie nie mogło mnie dogonić. Rośliny uśmiechały się do mnie i machały gałązkami. W pewnym momencie zza krzewu wyłonił się łoś. Zwierzę o śnieżnobiałej, błyszczącej sierści i wielkich, złotych rogach schyliło głowę, bym mogła na nie wejść. Rozpędziłam się jeszcze bardziej i z łatwością wbiegłam na rogi, a on wtedy wyrzucił mnie w powietrze. Serce podskoczyło mi do gardła, bo wzleciałam tak wysoko, że widziałam czubki drzew. Gdy opadałam, zrobiło mi się niedobrze. Gałęzie błyskawicznie mijały mi przed oczami. Na szczęście wylądowałam na bardzo grubym i miękkim mchu. Zaśmiałam się głośno z ulgi, a sosny i świerki śmiały się razem ze mną.
Nagle zamarłam. Pomiędzy drzewami mignęło coś białego. Nie było wysokie i nie przemieszczało się szybko, a jednak mnie przestraszyło. Las znów spowiła ciemność i skradła uśmiechy kwiatom.
Jedyne światło emanowało od tego białego czegoś. Zgubiłam lampę, czułam się bezbronna. Na ramionach poczułam krople deszczu. W uszy brutalnie uderzył grzmot i zawodzenie burzy.
Coraz więcej białych punkcików migało między drzewami. Stawały się coraz większe i niepokoiły mnie. Zakręciło mi się w głowie, w ustach miałam piasek.
Białe postaci wypełzały zza drzew. Początkowo nieśmiało, jakby to one się mnie bały. Po chwili podchodziły już śmielej i mogłam im się przyjrzeć. Z bliska wyglądały bardziej zabawnie niż strasznie. Niskie i smukłe żyjątka, o wielkich oczach i długich, cienkich odnóżach wyrastających po bokach. Bujały się rytmicznie, jakby słyszały muzykę graną tylko dla nich.
Wzdrygnęłam się, gdy znów zahuczała burza. Białe postaci otaczało światło.
I wtedy do mnie dotarło: to te duszki. Duszki wskażą mi drogę! Ale jak je poprosić? A jeśli wcale nie chcą mi pomóc, tylko przegonić, jak panią Tove?
Od razu zareagowały, jakby czytały w moich myślach, co znów wprawiło mnie w przerażenie. Zgromadziły się pod mchem, na którym siedziałam, i podniosły mnie, tworząc coś na wzór dziwacznej lektyki. Od emocji nadal kręciło mi się w głowie, dręczyły mnie mdłości.
Podróż nie trwała długo, a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Duszki w pewnym momencie rozproszyły się i wyszły spod prowizorycznej lektyki. Gromadziły się w jednym miejscu, aż zaczęły tworzyć coś, co przypominało… słup? Kolumnę?
Burza trzaskała w nie gromami, ale nie czyniła im krzywdy. Wręcz przeciwnie: odnosiłam wrażenie, że błyskawice dodają duszkom energii.
Nagle wokół nich zaczęła tworzyć się kałuża. Rosła bardzo szybko: z kałuży przeistoczyła się w staw, a ze stawu w jezioro.
Zdumienie otworzyło mi usta. Więc to tak! Jezioro tworzą te duszki… Nie istnieje cały czas, schowane pod krzewami.
Białe postaci rozpraszały się i znikały za drzewami. Zostawiły mnie samą z Jeziorem.
Zbliżałam się do niego powoli, wątpiąc w jego rzeczywistą naturę. Zamierzałam zanurzyć w nim tylko rękę, bo według opowieści pani Tove, nie trzeba było wchodzić do Jeziora całkowicie – wystarczyło nawet kilka kropel.
Ale ja bałam się, że kilka kropel nie wystarczy. Łapczywie opłukałam sobie całą twarz.
Zamiast orzeźwienia poczułam rwący ból. Jakby ktoś szarpał mi skórę na twarzy. Pomyślałam, że to może być efekt uboczny lulka. Ból gwałtownie się rozprzestrzeniał; z twarzy przeszedł na klatkę piersiową, ręce i nogi. Tysiące igiełek wbijało się i rozszarpywało moje ciało.
Jednak nie to było najgorsze. Moja skóra ciemniała, a ciało nadmuchiwało się jak balon.
Pragnęłam wydostać się z tego koszmaru. Modliłam się, by lulek przestał działać. Potem pamiętam już tylko, że zawyłam jak zwierzę złapane we wnyki i ogarnęła mnie całkowita ciemność.
Obudziło mnie słońce przebijające się przez gałęzie drzew, które utworzyło na mchu wzorzysty dywan z plam cieni i światła. Brzozy szumiały kojąco, śpiew ptaków namawiał do wstania i rozpoczęcia wspaniałego dnia.
Ból minął i poczułam ogromną ulgę. Ale nie na długo.
Bo wtedy ujrzałam swoją rękę, która właściwie nie wyglądała jak ręka. Nienaturalnie długie i czarne palce bardziej przypominały dziwaczną płetwę. Poruszyłam nimi. Tak, to była moja ręka. I nie, to nie był sen.
Chciałam krzyknąć, ale z mojego wnętrza wydobyło się tylko jakieś okropne buczenie. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk. To ja go z siebie wydałam?
Myśląc, że już nie można być bardziej przerażoną, spojrzałam w dół. Myliłam się. Moje ciało wyglądało jak wielki balon, na który ktoś narzucił fioletowe prześcieradło.
Musiałam sprawdzić, co stało się z moją twarzą. Z trudem wstałam, dźwigając wielkie cielsko. Nie miałam stóp, po prostu sunęłam po ziemi, jak duch.
Krzyczałam ze strachu, a krzyk ten tylko pogłębiał moje przerażenie, bo nie przypominał ludzkiego krzyku, ani nawet zwierzęcego. Nie przypominało właściwie niczego znanego.
Nie pamiętam, ile czasu mi zajęło wyjście z lasu. Gdy w końcu się to udało, ujrzałam znajome miejsce: jezioro leżące między moim domem a charakterystyczną chatką z wieżyczką moich przyjaciół, Naminy i Namina.
Sunęłam szybko w stronę wody, z nieznośnym ciężarem w piersiach, płytko oddychając. Ujrzałam swoje odbicie i zastygłam.
Wpatrywał się we mnie jakiś ohydny potwór. Wielka, fioletowa szkarada z ogromnym, szerokim nochalem i szeregiem drobnych zębów.
Zawyłam z rozpaczy, ale znów wydobyło się ze mnie przerażające buczenie.
Chciałam zniknąć, po prostu umrzeć.
W tym samym momencie jezioro zamarzło. Trawę wokół mnie przeszył lód. Obejrzałam się.
Za mną ciągnęła się ścieżka z lodu.
Dziś już wiem: los pokarał mnie za pychę. Za brak zaufania i zazdrość.
Próbowałam to wszystko naprawić. Zachodziłam do domu pani Tove, ale jej nie zastałam.
Erkki wyniósł się z naszego domu. Zamieszkałam w lesie, by nie straszyć byłych przyjaciół i sąsiadów.
Jednak pewnego dnia, stojąc na brzegu lasu, ujrzałam charakterystyczny ciemnozielony kapelusz i płaszcz. Erkki zmierzał do chatki Namina i Naminy. Serce zabiło mi mocniej. Chciałam z nim porozmawiać. Nie wiedziałam, jak to zrobić, skoro nie mogłam już mówić, ale… po prostu musiałam spróbować.
Zbliżałam się do chatki naszych niegdyś wspólnych przyjaciół. Pogoda drastycznie się zmieniła: niebo spowiły ciemne chmury, zasłaniając słońce, natychmiast zaczął padać śnieg, a ziemia zamarzać.
Stanęłam przed werandą chatki. Każda sekunda zmieniała się w minutę. Jednocześnie pragnęłam wrócić do lasu i pozostać przed chatką.
Nagle otworzyły się drzwi i zobaczyłam całą rodzinę. W ich oczach ujrzałam nienawiść i strach. Erkki stał za nimi.
Ojciec Naminy mierzył do mnie ze strzelby.
– Odejdź stąd! – krzyknął stanowczym, aczkolwiek drżącym głosem. – Nie chcemy cię tutaj!
Nie dziwiłam mu się, ale nie chciałam odejść. Musiałam jakoś dotrzeć do Erkkiego.
Zobaczyłam w jego oczach coś, co dawało mi nadzieję.
Rozpoznał mnie.
Nie mam wątpliwości: jako jedyny nie patrzył na mnie z pogardą i obrzydzeniem, tylko ze współczuciem. Na jego twarzy malował się bezgraniczny smutek.
Nawet nie zauważyłam, że przysunęłam się bliżej werandy. Chciałam być bliżej Erkkiego.
Głowę rodziny ogarnęła desperacja – przeładował strzelbę. Mój ukochany w ostatniej chwili go powstrzymał.
– Nie musimy robić jej krzywdy – powiedział spokojnym głosem, którego tak bardzo mi brakowało. – Sama odejdzie.
Wszechobecny lód przedostał się do serca. Wzrok Erkkiego był jednak stanowczy i nie mogłam odmówić jego prośbie.
Odwróciłam się bardzo powoli, nie dowierzając, że to naprawdę koniec. Wróciłam do lasu, który jako jedyny mnie akceptował. W dolinie natychmiast wyszło słońce i zima przeminęła.
Nigdy nie pogodzę się z tą sytuacją. Dokądkolwiek nie pójdę, ogarnia mnie lód i chłód. Nie mogę być z moim ukochanym i muszę ukrywać się głęboko w lesie. I jak na ironię, nic nie wskazuje na to, bym się starzała.
Wielokrotnie wypatrywałam Erkkiego, ale na próżno. Po prostu zniknął.
Pewnego razu odważyłam się wyjść z lasu, by chociaż chwilę pobyć nad jeziorem i powspominać czasy, gdy byłam piękna i mieszkałam z Erkkim. Moją uwagę przykuło wtedy coś nietypowego. Na drugim brzegu jeziora zobaczyłam zielony namiot. Erkki miał taki.
Natychmiast posunęłam się w jego stronę. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zajrzeć do środka.
Intuicja mnie nie zwiodła. W środku leżał list.
Arjo,
nawet nie wiem, jak zacząć ten list. Rozpacz nadal rozdziera mi duszę i nie mogę przeboleć tego, co zrobiłaś ze sobą… i z nami.
Pamiętasz te burzowe dni, gdy nie było mnie w domu? Wyruszyłem wtedy do Jeziora Młodości. Już dawno wiedziałem, jak się tam dostać, bo też od dawna myślałem o odmłodzeniu się, o wiele wcześniej od Ciebie. Chciałem, byśmy byli jak najdłużej młodzi, byśmy byli szczęśliwi. Gdy wróciłem, spałaś, a ja zrosiłem Ci twarz wodą z tego Jeziora. Kilka dni później mieliśmy obserwować efekt tej magii. Nie powiedziałem Ci o tym, bo użycie wody z Jeziora nakazuje milczenie, a skutków niedotrzymania obietnicy lepiej nie doznawać.
Niestety nie wiem, co w Ciebie wstąpiło, ale zaczęłaś mnie podejrzewać o zdradę, czego Ci nigdy nie wybaczę. Zawsze byłem Ci wierny.
Mimo wszystko nigdy nie życzyłem i nadal nie życzę Ci źle. Bardzo Ci współczuję i chciałbym Ci pomóc, ale nie wiem jak.
Wyruszyłem w daleką podróż. Muszę dojść do siebie, potrzebuję spokoju. Muszę to poukładać w głowie, choć raczej nigdy mi się to nie uda.
Erkki
Zatrzymałam list. To jedyne, co mi po nim zostało.
Umieram z tęsknoty. Nadal go kocham i nic tego nie zmieni. Mam nadzieję, że jego uczucie do mnie całkowicie nie zgasło, chociaż… jak można kochać tak przerażającego potwora?
Któregoś dnia obserwowałam dom moich byłych przyjaciół ze skraju lasu. Zobaczyłam radosną, białą kulkę z ogonem w postaci Namina. Biegł przez łąkę, krzycząc: “Włóczykij wrócił!”
Więc teraz Erkki jest Włóczykijem. Uśmiechnęłam się smutno. Pasuje do niego jak ulał. Nikt nie włóczył się tyle, co Erkki.
Ujrzałam ukochanego podążającego za Naminem. Śmiał się. Mimo silnego wiatru spiczasty kapelusz nadal trzymał się na jego głowie.
Wszedł za podskakującym przyjacielem do środka chatki. Zamknęły się drzwi, a po chwili z komina na wieżyczce uszedł dym.
Wpatrywałam się cały dzień w domek, mając nadzieję, że znów ujrzę Erkkiego. Niestety nikt nie wyszedł.
Może znów powinnam podejść i spróbować?
Boże, jakie to jest piękne!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Nie pasuje mi jedno :
Jest ogromna szansa, że nie osiągniesz tego, co będziesz chciała, a jednocześnie wszystko stracisz.
Według mnie, szansa to nadzieja na coś pozytywnego. Ja bym napisał: Istnieje ryzyko, że nie osiągniesz tego…”
Ale to tylko nieśmiała sugestia.
Czytam dalej.
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Hahahahaha!
Wiem, że to smutna historia, ale nie mogę!
Hahahahaha!
Świetnie to zrobiłaś!
Co prawda ta historia w ogóle nie pasuje mi do przedstawionej w niej postaci (i trochę do tego, że jej ewidentnym wybrańcem był potem ten mały Namin, nie Włóczykij), ale pomysł bardzo fajny.
Drobne zgrzyty: – Ukryte Jezioro nie jest jedyną przeszkodą – dla mnie to zdanie brzmi, jakby jezioro było przeszkodą. A chodzi o trudność w jego odnalezieniu. Może (?)
– Niedostępność Jeziora nie jest jedyną przeszkodą…
Jako dzieciaki straszyliśmy się wzajemnie jej domem, żywcem wyjętego z koszmaru. – wyjętym
Ze smoczym pozdrowieniem;) (i klikiem do biblioteki)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Hej Andyql,
Jest ogromna szansa, że nie osiągniesz tego, co będziesz chciała, a jednocześnie wszystko stracisz.
Według mnie, szansa to nadzieja na coś pozytywnego. Ja bym napisał: Istnieje ryzyko, że nie osiągniesz tego…”
Masz rację, coś mi tam nie grało i teraz wiem, co.
Cześć Marcin_Maksymilian,
Hahahahaha!
Wiem, że to smutna historia, ale nie mogę!
Hahahahaha!
yyyy
Świetnie to zrobiłaś!
Ok, dziękuję…? :P
Co prawda ta historia w ogóle nie pasuje mi do przedstawionej w niej postaci (i trochę do tego, że jej ewidentnym wybrańcem był potem ten mały Namin, nie Włóczykij)
Moment, moment, czemu wywnioskowałeś, że Arja wybrała Namina? Nigdzie o tym nie wspominałam! Tylko Włóczykij!
Ze smoczym pozdrowieniem;) (i klikiem do biblioteki)
Bardzo dziękuję, poprawki wprowadzone!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
HollyHell91
Przepraszam za ten śmiech, ale po prostu wyobraziłem sobie postać, o której mówisz w tych wszystkich sytuacjach w swoim obecnym (tradycyjnym kształcie) i bardzo mnie to rozbawiło. Choć może nie powinno, ale nic nie poradzę.
Co do tego, że pokochała Namina, to mówię o dalszej części tej historii, w sensie o historii oryginalnej (on jej przynosił lampę, by mogła się ogrzać, co oczywiście się nie udawało, ale potem przychodziła nie dla lampy, a dla niego). Nie chcę podawać tytułów książek, bo będzie spojler. Chociaż Włóczykij i tak już wszystko zdradza;)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Buka? Smutne. Bardzo prawdziwe, jeżeli zabrać elementy fantastyki. Właściwie jeden – przemianę, bo efekty rozgryzienia ziarenka można traktować jak stany ponarkotyczne. Czytało się dobrze i polecam ze względu na przesłanie zawarte w opowieści. :)
HollyHell91, Koala75 – właśnie mnie naszło, że jeszcze bardziej by mnie to opowiadanie poruszyło, gdyby nie zaszła przemiana fizyczna. Tylko klątwa samotności i odczuwania wiecznego zimna. Gdyby Włóczykij kochał bukę taką, jaką była… ha… to chyba temat na inne opowiadanie ;)
[Tym bardziej, że w tym motyw przemiany jest bardzo fajny i właśnie w tym momencie domyśliłem się o kogo chodzi.]
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Marcin_Maksymilian,
Przepraszam za ten śmiech, ale po prostu wyobraziłem sobie postać, o której mówisz w tych wszystkich sytuacjach w swoim obecnym (tradycyjnym kształcie) i bardzo mnie to rozbawiło. Choć może nie powinno, ale nic nie poradzę.
Nie przepraszaj, po prostu się zdziwiłam ;p musiałeś szybko się zorientować o kogo chodzi, skoro tak zareagowałeś.
Co do tego, że pokochała Namina, to mówię o dalszej części tej historii, w sensie o historii oryginalnej (on jej przynosił lampę, by mogła się ogrzać, co oczywiście się nie udawało, ale potem przychodziła nie dla lampy, a dla niego). Nie chcę podawać tytułów książek, bo będzie spojler.
O kurczę, to nawet nie znałam tego motywu :o ale cii, może nie wszyscy wiedzą…
właśnie mnie naszło, że jeszcze bardziej by mnie to opowiadanie poruszyło, gdyby nie zaszła przemiana fizyczna.
Widzisz, każdego rusza co innego :) przemiana była niezbędna, bo bez niej opowiadanie by nie zaistniało.
Koala75,
bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że zauważyłeś przesłanie :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Nigdy nie lubiłam Buki, ale teraz dopiero zrozumiałam, że to postać tragiczna. Chyba znajdę sobie jakiś odcinek Muminków i obejrzę pod kątem świeżo nabytej wiedzy.
Nova,
polecam spojrzeć na Bukę z innej perspektywy :) to jest jak najbardziej tragiczna postać. Pragnie ciepła i towarzystwa. Trzeba jej współczuć, a nie się jej bać.
Ja już się z nią zaprzyjaźniłam :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
HollyHell91 – tak, jak pisałem zorientowałem się w momencie jej przemiany. Po dotarciu do końca zastanawiałem się nawet czy nie lepiej byłoby nie podawać imienia Włóczykija, a jedynie go zasugerować, bo wtedy opowiadanie byłoby bardziej tajemnicze. Ale równocześnie nie miałoby takiego uroku dla tych, którzy przegapili Bukę.
Podzielam Twoje spojrzenie na Bukę. Jej pierwsze pojawienia w książkach przedstawiają ją zdecydowanie jako potwora, ale od kiedy zaczyna się ta subtelna relacja z Muminkiem, staje się oczywiste, że to postać tragiczna. Tak jak piszesz – pragnie ciepła i towarzystwa. A może nawet marznie, bo nie doświadcza ciepła niczyjej przyjaźni. Chłód tęsknoty i samotności… bardzo ładnie to oddałaś.
Nova – no właśnie! Nikt nie lubi Buki:). Nie wiem, nie pamiętam, czy w filmach można dostrzec tragiczną odsłonę tej postaci i czy da się ją na ich podstawie polubić.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Ujrzałam swoje odbicie i zastygłam.
Wpatrywał się we mnie jakiś ohydny potwór. Wielka, fioletowa szkarada z ogromnym, szerokim nochalem i szeregiem drobnych zębów.
W tym momencie pomyślałem sobie: Buka? Niemożliwe!
Jako wielki miłośnik opowiadań z Doliny Muminków jestem bardzo usatysfakcjonowany ;) Przede wszystkim udało Ci się uchwycić i oddać ten magiczny, skandynawski klimat. A sama Buka… niewątpliwie jest postacią tragiczną i pomimo łatki straszaka dla niegrzecznych dzieci, w oryginalnych tekstach babci Tove (Jansson) ta jej tragiczna samotność wyraźnie wybrzmiewa. Dlatego bardzo fajnie, bez ingerowania w oryginalną postać udało Ci się jej wątek rozwinąć.
Marcin_Maksymilian,
Ale równocześnie nie miałoby takiego uroku dla tych, którzy przegapili Bukę.
Tak, ale bardziej też chodziło mi o to, by czytelnicy zorientowali się, że Erkki to Włóczykij.
Podzielam Twoje spojrzenie na Bukę. Jej pierwsze pojawienia w książkach przedstawiają ją zdecydowanie jako potwora, ale od kiedy zaczyna się ta subtelna relacja z Muminkiem, staje się oczywiste, że to postać tragiczna.
Muszę dotrzeć do wątku szczególnej relacji Buki z Muminkiem, bo nie miałam o niej pojęcia.
Chłód tęsknoty i samotności… bardzo ładnie to oddałaś.
Dziękuję, właśnie w taki sposób chciałam wytłumaczyć, dlaczego Buka roztacza wokół siebie chłód i przynosi zimę.
Sajmon15,
W tym momencie pomyślałem sobie: Buka? Niemożliwe!
A jednak :)
Jako wielki miłośnik opowiadań z Doliny Muminków jestem bardzo usatysfakcjonowany ;)
To ogromny komplement, ponieważ nie znam uniwersum Muminków tak dobrze, jak myślałam :P
A sama Buka… niewątpliwie jest postacią tragiczną i pomimo łatki straszaka dla niegrzecznych dzieci, w oryginalnych tekstach babci Tove (Jansson) ta jej tragiczna samotność wyraźnie wybrzmiewa. Dlatego bardzo fajnie, bez ingerowania w oryginalną postać udało Ci się jej wątek rozwinąć.
Bardzo się cieszę i bardzo dziękuję, pozdrawiam Cię serdecznie :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Moje doświadczenia z Buką z pewnością niczym się nie wyróżniają na tle historii z dzieciństwa większości. Za dzieciaka okropnie bałem się tej postaci, (choć chyba wciąż nie tak bardzo jak Lodowej Pani z polskich Muminków, przy którym to odcinku dosłownie zasłaniałem oczy ze strachu) teraz odbieram ją jako postać tragiczną, samotną i poszukującą przyjaciół.
Samo opowiadanie bardzo mi się podobało. Dobrze napisane, ciekawe. Wciągnęło mnie, mimo dość niespiesznego tempa. Nawet klimat Muminków udało się tu uchwycić.
Swoją drogą jak już jesteśmy przy kwestii zabawy kanonem Muminów to odcinek o Lodowej Pani można by zmienić w niezły horror ;P
Pozdrawiam i klikam do biblioteki!
Witaj Stormie,
Moje doświadczenia z Buką z pewnością niczym się nie wyróżniają na tle historii z dzieciństwa większości. Za dzieciaka okropnie bałem się tej postaci,
Jejku, ja też! Gdy przychodziła Buka, chowałam się za fotelem.
choć chyba wciąż nie tak bardzo jak Lodowej Pani z polskich Muminków, przy którym to odcinku dosłownie zasłaniałem oczy ze strachu
Jak wygląda Lodowa Pani? Próbowałam znaleźć w internecie ale bez skutku.
Polskie Muminki? Jest coś takiego? Gdzie to można obejrzeć?
Kurde, zaciekawiłeś mnie, chcę zobaczyć Lodową Panią!
Samo opowiadanie bardzo mi się podobało. Dobrze napisane, ciekawe. Wciągnęło mnie, mimo dość niespiesznego tempa. Nawet klimat Muminków udało się tu uchwycić.
Bardzo dziękuję!
Swoją drogą jak już jesteśmy przy kwestii zabawy kanonem Muminów to odcinek o Lodowej Pani można by zmienić w niezły horror ;P
To nie jest głupi pomysł.
Pozdrawiam i klikam do biblioteki!
Dziękować i również pozdrawiać!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Chodziło mi o polski serial lalkowy z 1977 pt. ”Opowiadania Muminków” powstały w studiu Se-ma-for (tym od m.in.: „Reksia” czy „Bolka i Lolka”). Odcinek o Lodowej Pani jest dwudziestym odcinkiem serialu. Mam go jeszcze na VCD, a raczej jedynie pudełko, bo dawno temu zgubiłem płytę.
Sama Pani wyglądała tak:
Właśnie znalazłam później na jutube fragment z Lodową Panią :) tutaj na screenie nie wygląda strasznie, ale w jednej sekundzie faktycznie była straszna i jeszcze do tego ta dziwna muzyczka :O
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Sama Buka nie nie przerażała, ale klimat zwiastujący jej nadejście już trochę tak (ta groza, którą wszyscy odczuwali). Za to bałem się Hatifnatów XD
HollyHell91 – “bardziej też chodziło mi o to, by czytelnicy zorientowali się, że Erkki to Włóczykij”. – racja, podanie imienia jest najczytelniejsze w takim przypadku.
Co do Muminka i Buki to nie dam sobie ręki uciąć, ale ta ich przyjaźń rozwijała się chyba w książce “Tatuś Muminka i morze”, kiedy się wyprowadzili z Doliny, a Buka poszła za nimi.
Storm – ja ogólnie znam Muminki bardziej z książek (choć jakieś odcinki też widziałem) i dzięki za tę Lodową Panią, nie miałem pojęcia o jej istnieniu.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Holly, Marcin_Maksymilian Jeszcze jeden komentarz w stylu "nie znałem, -am Lodowej Pani i zacznę myśleć, że była jedynie moim koszmarem dzieciństwa ;)
Storm – napisz opowiadanie o tym, jak bohater ma taki koszmar po filmowej traumie z dzieciństwa, a potem się okazuje, że film nie istnieje ;)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Jeszcze jeden komentarz w stylu "nie znałem, -am Lodowej Pani i zacznę myśleć, że była jedynie moim koszmarem dzieciństwa ;)
https://moomin.fandom.com/pl/wiki/Lodowa_Pani
Storm – napisz opowiadanie o tym, jak bohater ma taki koszmar po filmowej traumie z dzieciństwa, a potem się okazuje, że film nie istnieje ;)
O, to by było dobre :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
No, tak coś wyglądało na Muminki. Imię Tove mnie naprowadziło. I informacja, że bohaterka jest szczupła, jak na tę rasę.
Piszecie, że postać tragiczna. No, niby tak. Ale na początku dziewucha mnie wkurzyła swoją głupotą. Trzydziestopięcioletnia kobieta powinna mieć swój rozum, a nie przejmować się pierwszą zmarszczką jak nastolatka pryszczem. Sama na siebie sprowadziła tę katastrofę, to nie tragedia Antygony, w której nie ma dobrej opcji. No właśnie – jak już wkurzyła, to trudno mi jej współczuć.
Chłopak niewiele lepszy, ale przynajmniej nie myślał tylko o sobie. I powiedzieć to nic nie mógł, ale list napisać – i owszem?
Napisane ładnie.
Babska logika rządzi!
Cześć Finkla,
Piszecie, że postać tragiczna. No, niby tak. Ale na początku dziewucha mnie wkurzyła swoją głupotą. Trzydziestopięcioletnia kobieta powinna mieć swój rozum, a nie przejmować się pierwszą zmarszczką jak nastolatka pryszczem.
Oj, kochana. Masz rację, ale znam ludzi, którzy są jeszcze starsi i jeszcze głupsi :P
No właśnie – jak już wkurzyła, to trudno mi jej współczuć.
To jest jak najbardziej logiczne. Chociaż w tym opowiadaniu bardziej mi chodziło o wytłumaczenie, dlaczego Buka jest Buką, a nie o współczucie głupiutkiej dziewczynie.
Chłopak niewiele lepszy, ale przynajmniej nie myślał tylko o sobie. I powiedzieć to nic nie mógł, ale list napisać – i owszem?
Gdy pisał list, sprawa już się przedawniła :) a nie wspomniałam o tym? Shoot, to muszę nad tym pomyśleć.
Napisane ładnie.
A dziękuję.
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Finklo, zgoda! Ja się użalałem trochę nad Buką oryginalną. Bohaterka, moim zdaniem, dostała to, na co zasługiwała ;)
HollyHell91 – “Chociaż w tym opowiadaniu bardziej mi chodziło o wytłumaczenie, dlaczego Buka jest Buką, a nie o współczucie głupiutkiej dziewczynie”. – Właśnie fajnie wyszła Ci obsesja i kara za głupie decyzje.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Przychodzę z bety. Trochę spóźniony, bo nie zauważyłem, że wstawiłaś tekst, ale jestem :))
Podobało mi się. Wina i kara ładnie się zgrała z obsesją głównej bohaterki. Muminki chyba słabo znam, bo nie załapałem, że to o nich. Poza tym super tekst.
Pozdrawiam :p
Kto wie? >;
Ech, choć powiał wiatr z Doliny Muminków i przyniósł niezłą historię o wydumanym problemie trapiącym piękną Arję, to muszę wyznać, że pewnie już nigdy nie pojmę tych, którzy zamiast cieszyć się tym co dobre i radosne dzisiaj, trwożą się ewentualną przyszłością, na którą raczej i tak nie mają wpływu.
A Buki zawsze było mi żal.
– Jednak nie łatwo jest je odnaleźć. → – Jednak niełatwo jest je odnaleźć.
Wszystkie dzieci wybuchły śmiechem… → Wszystkie dzieci wybuchnęły śmiechem…
http://okiem-filolozki.blogspot.com/2013/06/zniko-czy-znikneo-wybucho-czy-wybuchneo.html
Siedzieliśmy wokół ogniska u podnóża lasu… → Obawiam się, że las nie ma podnóża.
Proponuję: Siedzieliśmy wokół ogniska na skraju lasu…
…powiedziała tym swoim zarozumiałym tonem… → Czy zaimki są konieczne? Czy mogła powiedzieć coś tonem tamtym i cudzym?
Wzdychałam głośno, rozpaczliwie szukając na swojej skórze potwierdzenia… → Zbędny zaimek.
Powoli odłożyła filiżankę na stół… → Powoli odstawiła filiżankę na stół…
Z odłożonej filiżanki wylałaby się cała zawartość.
Rozglądnęła się po pokoju… → Rozejrzała się po pokoju…
Moje powieki zamrugały szybko z niedowierzania. → Czy zaimek jest konieczny?
Proponuję: Zamrugałam szybko, nie dowierzając.
Odstawiłam łyżkę… → Odłożyłam łyżkę…
Czy naprawdę umiała postawić łyżkę???
…otworzyłam je i rozglądnęłam się dokoła. → …otworzyłam je i rozejrzałam się dokoła.
…burza uderzała kroplami deszczu coraz wścieklej o szyby i dach, jakby chciała dostać się do środka. → Burza nie pada, więc nie może o nic uderzać kroplami.
Proponuję: …wiatr coraz wścieklej uderzał kroplami deszczu o szyby i dach, jakby chciał dostać się do środka.
…powiedział tym swoim spokojnym głosem… → Czy zaimki są konieczne?
…odpowiedział, kładąc koszyk na stole. → …odpowiedział, stawiając koszyk na stole.
Z położonego koszyka wysypałaby się jego zawartość.
Tego dnia ciemność zapadła nad naszą doliną wcześniej niż zwykle, bo ciemne chmury… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Tego dnia mrok zapadł nad naszą doliną wcześniej niż zwykle, bo ciemne chmury…
Chciałam jak najprędzej zaszyć się w Lesie… → Dlaczego wielka litera?
Gdy opadałam w dół, zrobiło mi się niedobrze. → Masło maślane – czy mogła opadać w górę?
Gałęzie błyskawicznie mijały mi przed oczami. → Błyskawicznie może komuś mijać czas, ale nie gałęzie.
Proponuję: Błyskawicznie mijałam gałęzie.
Na moje ramiona spadły krople deszczu. → Zbędny zaimek.
W uszy brutalnie uderzył grzmot i zawodzenie burzy. → Burza nie zawodzi; zawodzić może towarzyszący jej wiatr/ wicher.
Burza trzaskała w nie gromami, ale nie czyniła im krzywdy. Wręcz przeciwnie: odnosiłam wrażenie, że błyskawice dodają im energii. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
…pewnego dnia ujrzałam z ujścia lasu… → Lasy nie mają ujścia.
Proponuję: …pewnego dnia, stojąc na brzegu lasu, ujrzałam…
…charakterystyczny ciemno-zielony kapelusz… → …charakterystyczny ciemnozielony kapelusz…
…powiedział tym swoim spokojnym głosem… → Czy zaimki są konieczne?
Lód otaczający mnie zewsząd przedostał się do mojego serca. → Czy oba zaimki są konieczne?
Gdziekolwiek nie pójdę… → Dokądkolwiek nie pójdę…
…obserwowałam dom moich byłych przyjaciół z ujścia lasu. → Lasy nie mają ujścia.
Proponuję: …obserwowałam dom moich byłych przyjaciół ze skraju lasu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Marcin_Maksymilian,
Właśnie fajnie wyszła Ci obsesja i kara za głupie decyzje.
Dziękuję :)
skryty,
Podobało mi się. Wina i kara ładnie się zgrała z obsesją głównej bohaterki. Muminki chyba słabo znam, bo nie załapałem, że to o nich. Poza tym super tekst.
Dziękuję Tobie również za komentarz, a przede wszystkim za betę :)
regulatorzy,
ach, jak dobrze, że jesteś :) już się zaczynałam niecierpliwić i strach ogarnął moje serce, że nie odwiedzisz mnie :o
Ech, choć powiał wiatr z Doliny Muminków i przyniósł niezłą historię o wydumanym problemie trapiącym piękną Arję
Uu, dziękuję.
to muszę wyznać, że pewnie już nigdy nie pojmę tych, którzy zamiast cieszyć się tym co dobre i radosne dzisiaj, trwożą się ewentualną przyszłością, na którą raczej i tak nie mają wpływu.
A Buki zawsze było mi żal.
Prawda?
Wszystkie dzieci wybuchły śmiechem… → Wszystkie dzieci wybuchnęły śmiechem…
http://okiem-filolozki.blogspot.com/2013/06/zniko-czy-znikneo-wybucho-czy-wybuchneo.html
O, nie wiedziałam, że odmiana zależy od istot żywych i przedmiotów…
Proponuję: Siedzieliśmy wokół ogniska na skraju lasu…
Właśnie tego słowa mi brakowało.
…powiedziała tym swoim zarozumiałym tonem… → Czy zaimki są konieczne? Czy mogła powiedzieć coś tonem tamtym i cudzym?
Nie, ale używanie zaimków miało podkreślić zirytowanie opowiadającej, więc według mnie tutaj jest konieczne.
Przykłady:
→ Wyjdź z psem na spacer.
→ Wyjdź z tym swoim psem na spacer.
I dzięki temu już możemy sobie wyobrazić pogardliwy/zirytowany ton lub odczucia mówiącego, mam rację?
Powoli odłożyła filiżankę na stół… → Powoli odstawiła filiżankę na stół…
Z odłożonej filiżanki wylałaby się cała zawartość.
Ach tak, już nawet mi zwracałaś kiedyś na to uwagę, czy to była Tarnina, już nie pamiętam…
Rozglądnęła się po pokoju… → Rozejrzała się po pokoju…
A tu czemu nie może być rozglądnęła?
Odstawiłam łyżkę… → Odłożyłam łyżkę…
Czy naprawdę umiała postawić łyżkę???
…powiedział tym swoim spokojnym głosem… → Czy zaimki są konieczne?
Nie, tutaj akurat nie.
Chciałam jak najprędzej zaszyć się w Lesie… → Dlaczego wielka litera?
Ach, bo wcześniej chciałam nadać nazwę lasowi, a potem stwierdziłam, że to w sumie niepotrzebne i potem wszystkie lasy zmniejszyłam, a ten musiałam przeoczyć.
Gdy opadałam w dół, zrobiło mi się niedobrze. → Masło maślane – czy mogła opadać w górę?
No, nie mogła :P
Gałęzie błyskawicznie mijały mi przed oczami. → Błyskawicznie może komuś mijać czas, ale nie gałęzie.
A tego nie rozumiem. Kto zdecydował, że czas może mijać, a gałęzie nie?
A słowo migały byłoby poprawne w tym kontekście?
Lód otaczający mnie zewsząd przedostał się do mojego serca. → Czy oba zaimki są konieczne?
Zmieniłam na: Wszechobecny lód przedostał się do mojego serca.
Lepiej?
Dziękuję za wyłapanie błędów!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Dziękuję za wyłapanie błędów!
Bardzo proszę, Holly. Jak zwykle miło mi, że mogłam się przydać. :)
ach, jak dobrze, że jesteś :) już się zaczynałam niecierpliwić i strach ogarnął moje serce, że nie odwiedzisz mnie :o
Holly, skoro włączyłam opowiadanie do kolejki, możesz mieć pewność, że się zjawię. Zważ, że w ostatnim czasie pojawiło się mnóstwo dość długich tekstów konkursowych, że o opowiadaniach, które dodano w dni moich dyżurów nie wspomnę. A żeby było sprawiedliwie, staram się zachować kolejność czytania, choć czasami, dla odprężenia, skuszę się na coś spoza kolejki – przeważnie jest to krótki i lekki tekścik.
I dzięki temu już możemy sobie wyobrazić pogardliwy/zirytowany ton lub odczucia mówiącego, mam rację?
Tak, Holly, teraz rozumiem Twoje podejście do sprawy. I tak, masz rację. :)
A tu czemu nie może być rozglądnęła?
Albowiem wyrażenie to, choć nie jest błędem, uważa się za potocyzm, a tych, o ile nie jest to uzasadnione treścią opowieści, staramy się unikać.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Rozgladnac-sie;20523.html
A tego nie rozumiem. Kto zdecydował, że czas może mijać, a gałęzie nie?
Bo czas mija/ płynie nieubłaganie i nie przestanie mijać/ płunąć nigdy, a gałęzie, choć bywa, że porusza je wiatr, są unieruchomione na drzewie.
Może nas minąć mknący samochód, ale pojazd zaparkowany na poboczu nie minie nikogo i niczego.
Ktoś, kto spada na ziemię może mijać gałęzie drzew, ale gałęzie nie będą mijać mu przed oczami, bo w tym przypadku przesuwa się spadający, a gałęzie niezmiennie tkwią w miejscu.
Zmieniłam na: Wszechobecny lód przedostał się do mojego serca.
Lepiej?
Może nieco lepiej, ale zaimek pozostał, a przecież wiadomo, o czyim sercu jest mowa.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy,
dziękuję za wyjaśnienia!
Zmieniłam na: Wszechobecny lód przedostał się do mojego serca.
Lepiej?
Może nieco lepiej, ale zaimek pozostał, a przecież wiadomo, o czyim sercu jest mowa.
Hm, no właśnie nie wiem, bo w tamtej scenie trochę osób jest… Z drugiej strony nie można wątpić w inteligencję czytelnika… więc tak, usunę zaimek :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Holly, decyzja należy do Ciebie, choć cieszę się, że bierzesz pod uwagę różne warianty. Jestem pewna, że wybierzesz najlepszy. :)
Powodzenia!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej
Na początku trochę się gubiłem w jakim wieku jest bohaterka. Czy jest dzieckiem czy ma trzydzieści pięć lat, ale to jakoś mi bardzo nie przeszkadzało.
Myślałem, że to będzie historia o tym jak nieśmiertelność jednak wcale nie jest taka fajna bo ludzie, których kochamy umierają, a tu mnie pozytywnie zaskoczyłaś. Fajny twist przy końcówce, podobała mi się też przemiana i wtedy faktycznie byłem zainteresowany co się stało.
Druga fajna sprawa to geneza muminków. Co prawda załapałem to dopiero na koniec ale załapałem.
Może to nie do końca mój klimat ale czytało się fajnie :)
zaczęłam pięknieć
Dziwnie zabrzmiało mi słowo pięknieć :)
Zawierciłam się na krześle.
To zawiercenie też mnie trochę zdziwiło. To nie jest niepoprawne chyba, ale jakoś mi nie pasowało do końca.
Moje powieki zamrugały szybko z niedowierzania.
Może prościej?
Zamrugałam z niedowierzaniem
Deszcz coraz agresywniej bębnił o szyby.
Czy deszcze może agresywniej bębnić? Może po prostu mocniej?
Każdy kolejny mój
Może
Każdy mój kolejny
Pozdrawiam!
Edwardzie,
Na początku trochę się gubiłem w jakim wieku jest bohaterka. Czy jest dzieckiem czy ma trzydzieści pięć lat, ale to jakoś mi bardzo nie przeszkadzało.
Wiek jest określony tutaj:
W przypływie refleksji obserwowałam odbicie w lustrze. Niedługo miałam skończyć trzydzieści pięć lat.
Myślałem, że to będzie historia o tym jak nieśmiertelność jednak wcale nie jest taka fajna bo ludzie, których kochamy umierają, a tu mnie pozytywnie zaskoczyłaś.
Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć :)
Może to nie do końca mój klimat ale czytało się fajnie :)
To też jakiś plus :)
Dziękuję za uwagi, przeczytanie i komentarz!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Bardzo klimatyczne :) Choć przez chwilę zastanawiałem się jakby zadziałało gdybym nie miał tych wszystkich scen z Muminków przed oczami. W każdym razie dobrze spędzone 33 tys. znaków, dzięki :)
Zasłużona biblioteka.
grzelulukas,
Bardzo klimatyczne :)
Choć przez chwilę zastanawiałem się jakby zadziałało gdybym nie miał tych wszystkich scen z Muminków przed oczami.
To znaczy, że jeszcze przed transformacją Buki domyśliłeś się, że chodzi o Muminki?
W każdym razie dobrze spędzone 33 tys. znaków, dzięki :)
Ależ nie ma za co!
Zasłużona biblioteka.
Dziękuję!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
To znaczy, że jeszcze przed transformacją Buki domyśliłeś się, że chodzi o Muminki?
Mało precyzyjnie się wyraziłem, chodziło o końcówkę. Bo domyśliłem się nie jakoś specjalnie szybko, opis hatifnatów (chyba tak się to poprawnie zapisuje) był już dla mnie przesądzający. Przy scenie ze strzelbą to już miałem przed oczami ten odcinek: https://www.youtube.com/watch?v=QeRodAoZLGk
Nie, żebym tak dobrze to pamiętał z dzieciństwa, po prostu dzieciaki są fanami muminków i przede wszystkim buki, no i ten odcinek był wiele razy męczony swojego czasu xD