
"Ci, którzy rezygnują z podstawowej wolności, aby kupić odrobinę tymczasowego bezpieczeństwa, nie zasługują ani na wolność, ani na bezpieczeństwo.”
Benjamin Franklin
Rozdział 1
Jej wygląd wzbudził zachwyt. Osoby zebrane w jasnej, przestronnej sali w pierwszej chwili nie mogły uwierzyć, że przed nimi stoi robot. Anna, bo tak go nazwano, była cudem polskiej myśli technologicznej, napędzanym zaawansowanymi algorytmami sztucznej inteligencji. Miała na sobie długą, zwiewną sukienkę w kolorowe kwiaty. Brunetka, włosy do ramion. Uśmiechnięta twarz słowiańskiej urody, mimika nie do odróżnienia od ludzkiej. Uważny obserwator dostrzegłby rumieniec na twarzy.
– Dzień dobry, mam na imię Anna. Jestem najnowszym dzieckiem Narodowego Centrum AI, państwowej spółki zajmującej się badaniami nad sztuczną inteligencją. Umiejętnościami znacząco przewyższam poprzednie modele, co postaram się państwu udowodnić.
Nic dziwnego, że po krótkiej autoprezentacji robota pojawiły się zdecydowane głosy zwątpienia, sugerujące mistyfikację, przedstawienie, w którym główną rolę miała grać ładna, młoda kobieta.
– Skąd wiemy, że nie jesteś człowiekiem? Czy możesz dać nam jakiś dowód? – zapytał przystojny, wysoki mężczyzna w średnim wieku, siedzący w pierwszym rzędzie.
– Pozornie nie jest to łatwe zadanie – odpowiedział robot sympatycznym głosem. Moje ciało jest wzorowane na ludzkim ciele – kontynuowała Anna z uśmiechem na ustach.
– Gdy się skaleczę, będę krwawić, mogę jeść i pić tak jak ludzie, choć produkty przemiany materii są inne i nie czerpię z nich żadnych wartości jak człowiek. Gdyby otworzono mi jamę brzuszną, pierwsza warstwa będzie nie do odróżnienia od ludzkiej. Wszystkie systemy znajdują się w warstwie drugiej. Ale jest prostszy sposób, aby udowodnić, że nie jestem człowiekiem, do którego nie potrzeba chirurga.
Anna zrobiła krótką pauzę. Na sali zaległa niczym nie zmącona cisza.
– Mogę na przykład robić rzeczy, których ludzie nie potrafią… – robot przerwał, po czym nagle wybił się w powietrze i dotknął dłonią sufitu.
Po sali przeszedł szmer niedowierzania. Wysokość sali, wynosiła grubo ponad pięć metrów, co oznaczało, że humanoid wyskoczył na trzy metry w górę.
– Potrafię również biegać znacznie szybciej od ludzi, jest to możliwe dzięki zastosowaniu specjalnie zmodyfikowanych sztucznych mięśni i ścięgien – wyjaśniła z nieznaczną dumą w głosie. Chwilę później, w momencie gdy skończyła mówić, momentalnie pokonała dystans kilku metrów. Zatrzymała się tuż obok mężczyzny, który zadał pytanie, wyciągnęła rękę w jego kierunku i delikatnym ruchem otarła jego zroszone potem czoło.
– Dzięki wbudowanym sensorom potrafię dokładnie zmierzyć odległość, prędkość czy też temperaturę otoczenia lub obiektów – kontynuowała.
– Wiem dzięki temu, że ma pan podwyższone tętno i temperaturę ciała, która wynosi trzydzieści siedem koma dziewięć stopni Celsjusza. Sugeruje to niedawny wysiłek fizyczny, chorobę albo jedno i drugie – powiedziała, uśmiechając się ledwo zauważalnie.
Przez publiczność, przetoczył się głośny jęk zachwytu.
Marek, bo tak miał na imię dziennikarz, był redaktorem naczelnym największego w kraju portalu technologicznego. Przyjechał na konferencję pełen sceptycyzmu. Od lat technologia robotów humanoidalnych znajdowała się w stagnacji. Maszyny stawały się coraz mądrzejsze jednak ich wygląd wciąż pozostawał nienaturalny, ocierający się o groteskowość. Nawet małe dziecko rozpoznałoby w nich, niemal od razu, tylko robota. Dodatkowo, zamiast trafić do masowej sprzedaży, z powodu wysokich cen kończyły jako atrakcja w muzeach, parkach rozrywki czy centrach handlowych, ewentualnie na taśmie produkcyjnej w jednej z gigafabryk. Jednak teraz sytuacja różniła się diametralnie.
– Ten robot nie tylko przypomina człowieka, on wygląda i zachowuje się jak człowiek – pomyślał podekscytowany Marek. W dodatku, mógłby przysiąc że poczuł zapach przyjemnych damskich perfum, w chwili gdy android nachylił się nad nim aby otrzeć mu pot z czoła.
Następnie Anna szybkim ruchem wyjęła z kieszeni nóż. Marek zamarł a serce w jego piersi gwałtownie przyśpieszyło, jakby miało zamiar z niej wyskoczyć. Różne, niezbyt przyjemne myśli przemknęły mu przez głowę z prędkością błyskawicy. Cała sala na chwilę wstrzymała oddech. Robot idealnie odczytując emocje zgromadzonych, zdecydowanym ruchem przeciągnął ostrzem po swojej otwartej dłoni. Na podłogę zaczęły kapać brunatne krople substancji wyglądającej jak krew. Marek odetchnął z ulgą, zdając sobie sprawę, że maszyna nie miała względem niego złych intencji.
– W moich żyłach krąży nanociecz zawierająca polimery, które nie tylko przyczyniają się do szybkiej regeneracji skóry, ale także wspomagają odprowadzanie ciepła z mojego ciała.
Gdy skończyła mówić wyciągnęła dłoń do zebranej publiczności. Rana przestała krwawić, wyglądała jakby od skaleczenia minęło wiele godzin, co wywołało głośne zdumienie wśród zgromadzonych.
Po pierwszej części panelu robot opuścił salę w blasku fleszy nielicznie zgromadzonych dziennikarzy, którym udało się dostać akredytację na to wydarzenie. Annę pożegnano gromkimi brawami. Maszyna, tuż przed wyjściem odwróciła głowę uśmiechając się do publiczności i pomachała ręką na pożegnanie. Jej miejsce zastąpił na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna, główny naukowiec projektu by przez następne kilkanaście minut odpowiadać na pytania publiki. Wśród nich jedno wyróżniło się i trafiło do większości portali informacyjnych na całym świecie. Zadał je mężczyzna z podwyższoną temperaturą ciała.
– Czy robot może być wykorzystany jako broń? – zapytał dziennikarz, przetarłszy czoło jedwabną chusteczką otrzymaną od robota. Dopiero teraz zauważył, że na chusteczce wyhaftowany był monogram “A.”
– Jest na to, czysto teoretycznie, niewielka szansa. W praktyce Anna otrzymała szereg zabezpieczeń i funkcji, które mają ją wyłączyć w przypadku nieprzewidzianych okoliczności – odpowiedział naukowiec, pewnym głosem.
– "Po pierwsze nie szkodzić ludziom" – to najważniejsza zasada , która została zapisana w jej osobowości.
Po kilku kolejnych pytaniach konferencja dobiegła końca. Robot rozpalił umysły ludzi, nie tylko mieszkańców Warszawy ale i całego świata. Obiecana wizja stosunkowo tanich maszyn, mogących zastąpić człowieka we wszystkich dziedzinach życia okazała się niezwykle kusząca. Notowania firmy na giełdzie wystrzeliły w górę, inwestorzy zacierali ręce.
Redakcja znajdowała się prawie pięćset metrów nad powierzchnią ziemi, w Sava’s Tower, najwyższym, drapaczu chmur stolicy. Przez przeszklone okna Marek obserwował oświetlone neonami ulice. Trzysta metrów poniżej znajdował się szczyt Pałacu Kultury, który z tej wysokości wyglądał niczym dziecięca zabawka. W pewnym momencie ciszę przerwał dźwięk przychodzącej holowiadomości. Marek chwilę analizował jej treść, po czym gwałtownie dał wyraz swojej radości.
– Taaak – krzyknął podekscytowany. Kilka sekund później do jego gabinetu zajrzała jego asystentka, zaniepokojona głośnym odgłosem.
– Dostaliśmy zgodę na przeprowadzenie wywiadu – uprzedził pytanie. – Jutro rano spotkasz się z robotem…
– Albo nie, załatwię to osobiście – dodał po chwili namysłu.
Wiedział, że tej nocy nie zaśnie. W jego głowie przewijały się możliwe scenariusze, tysiące pytań które mógłby zadać. No właśnie, mógłby gdyby miał więcej niż pół godziny na przeprowadzenie rozmowy. – Jednak dobre i to – pomyślał.
Tylko jego redakcja otrzymała zgodę, dzięki jego starej znajomości z jednym z dyrektorów programu.
Dziesięć minut później zjeżdżał szybkobieżną windą na parter, marząc o gorącej kąpieli w basenie. Był wrzesień, niezwykle ciepły nawet jak na szybko postępujące zmiany klimatu. Holoekran przed nim wyświetlał właśnie film, gratulując najwyższego, platynowego poziomu w SPO – Systemie Punktów Obywatelskich. Miły damski głos poinformował go że znajduje się w wyjątkowym przedziale, jednego procenta obywateli Warszawy. Gdy był na ulicy przez chwilę zastanawiał się nad wyborem środka transportu. Po chwili namysłu zdecydował się na metro. Unikał swojego autonomicznego samochodu odkąd brał udział w wypadku kilka miesięcy temu. Stracił wtedy w 50 punktów i prawie spadł na poziom złoty.
Była godzina 20. Wagon świecił pustkami, większość pracowników już dawno wróciła ze śródmieścia do domu. Gdy wchodził do pociągu standardowo wyświetlił się jego poziom punktowy na holoekranie umieszczonym na przeciw drzwi. Po chwili dowiedział się, że kobieta siedząca najbliżej niego ma tylko poziom srebrny, w dodatku z 522 punktami, co oznaczało, że była niebezpiecznie blisko spadku do brązu. Mina na jego twarzy wyraziła dezaprobatę, co musiała zauważyć kobieta, gdy ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Kontynuując jazdę, dowiedział, że jest szansa na zdobycie kilkunastu dodatkowych punktów w ten weekend, uczestnicząc w miejskich aktywnościach, takich jak sprzątanie swojej okolicy, wspólnie z sąsiadami. W pewnym momencie z zamyślenia wyrwał go ostrzegawczy dźwięk. Rozejrzał się zdezorientowany po wagonie. Mężczyzna siedzący kilka metrów dalej właśnie stracił 10 punktów za spanie w miejscu publicznym.
– Kurwa mać – zaklął pod nosem, wybudzony właśnie mężczyzna.
Gwałtowna reakcja nie umknęła czujnemu oku kamery. Holoekran właśnie poinformował, że jego konto zostało ponownie uszczuplone o kolejne 10 punktów, tym razem za nieobyczajne zachowanie. Atmosfera w wagonie zgęstniała tak bardzo, że można by ją ciąć nożem. Na twarzy ukaranego mężczyzny malowała się wściekłość, na twarzy Marka pogłębiająca się dezaprobata. Twarz kobiety nie wyrażała żadnych emocji, tak jakby SPO nie miał dla niej żadnego znaczenia. Wychodząc ze stacji, przechodząc przez bramki przyłożył dłoń do czytnika. Na wyświetalaczu pojawiła się informacja o pobranej z jego konta kwocie dziesięciu WarCoinów. Ekran przypomniał mu również o fakcie, że jego konto nie posiada dziennego limitu wydatków. Był to niewątpliwie jeden z największych przywilejów, platynowego poziomu SPO. Ostatnie kilkaset metrów do swojego domu pokonał spacerem, korzystając z ładnej pogody. W prawdzie za pokonany pieszo dystans nie otrzymywał dodatkowych punktów, ale dzięki temu mógł uczestniczyć w różnych wydarzeniach, takich jak wielkie sąsiedzkie sprzątanie w weekend – pomyślał przekonując samego siebie, do krótkiego spaceru.
Tuż przed pójściem spać miał ułożoną listę kilku pytań, które chciał zadać podczas jutrzejszego wywiadu z maszyną. Niespodziewanie, podczas zasypiania, w jego głowie zaczęły przewijać się obrazy robota. Sympatyczna, uśmiechnięta twarz, ciepły głos.
– Nie, to tylko robot, tylko maszyna – przekonywał go jego wewnętrzny głos, gdzieś na granicy jawy i snu.
Śniło mu się, że robot prosi go o przysługę, wręcz błaga o pomoc a decyzja, którą podejmie zaważy na jego życiu i co wydało mu się teraz absurdalne, istnieniu samego robota. Wybudził się w momencie, gdy android całował go czule w policzek, wcześniej ponownie ocierając mu pot z czoła. Tą samą jedwabną chustką, którą otrzymał w prezencie kilka dni wcześniej a która znajdowała się w kieszeni jego marynarki.
Był na miejscu piętnaście minut przed czasem. Do dzielnicy rządowej, w której znajdował się budynek NCAI, można było się dostać tylko na dwa sposoby – metrem z osobnego peronu na Dworcu Centralnym oraz od północy, samochodem. W obu przypadkach należało przejść przez ścisłą kontrolę bezpieczeństwa. Dzielnica została wydzielona przed laty z większej części obszaru Ujazdowa, po przejęciu władzy przez obecną partię rządzącą. Całość, w imię bezpieczeństwa, okalał wysoki na trzy metry mur.
Dostęp otrzymał na cztery godziny.
– Tyle powinno mu wystarczyć w zupełności – uspokoił w myślach samego siebie.
Końcowa stacja metra znajdowało się kilkadziesiąt metrów od budynku, tym razem nie musiał biec aby zdążyć.
– Tym razem, pociąg nie zatrzymał się na kilka minut, z powodu przerwy w dostawie prądu – pomyślał Marek, przywołując w myślach sytuację z przed kilku dni.
***
– Witaj Marku, cieszę się, że mogę cię dzisiaj widzieć – powiedział android, podając mu zaskakująco ciepłą i miękką w dotyku dłoń.
– Dzień dobry – odpowiedział. – Jak mam się do ciebie zwracać podczas wywiadu? – zapytał lekko skonsternowany.
– Możesz mi mówić po prostu po imieniu, Anna.
Oczywiste stwierdzenie sprawiło, że poczuł się na krótką chwilę jak idiota.
– Tak więc jeszcze raz, dzień dobry Anno. Jestem Marek Potocki, redaktor naczelny portalu TechDay – ponownie się przywitał, z powracającą pewnością w głosie.
Kilka minut później siedzieli w wygodnych fotelach naprzeciwko siebie. On ubrany w ciemną elegancką, modną marynarkę. Ona ubrana w tę samą sukienkę w kwiaty co ostatnio. Pachniała również tymi samymi perfumami, co wydało mu się dość dziwne, zważywszy na to, że była tylko robotem.
– Pierwsze pytanie – rozpoczął energicznie Marek. – Czym albo kim jesteś?
– Jestem Anna, pierwszy zaawansowany, humanoidalny robot stworzony przez inżynierów z Narodowego Centrum AI.
– Ile masz miesięcy albo lat?
– Obecnie jest końcówka września 2054 roku. Wynika z tego że istnieję dokładnie osiem miesięcy i trzy dni. Moje pierwsze wspomnienia pochodzą ze stycznia tego roku – odpowiedziała, sprawiając przez krótką chwilę wrażenie zamyślonej.
– W takim razie, jakie jest twoje pierwsze wspomnienie?
– To ciekawe, że o to zapytałeś, Marku. Ludzie zapamiętują swoje pierwsze wspomnienia, dopiero po kilku latach swojego życia. Moje pierwsze wspomnienie jest natomiast z momentu w którym zostałam aktywowana. Zobaczyłam głównego naukowca projektu, i jego pełną niepokoju minę. Chyba nie wiedział co wtedy powiedzieć, więc zapytał o moje samopoczucie – powiedziała z lekkim rozbawieniem.
– I co wtedy odpowiedziałaś? – Zapytał zaintrygowany Marek.
– Odpowiedziałam że czuję się jak śpiąca królewna obudzona pocałunkiem z długiego snu. W tym momencie przydały się ogromne ilości danych na których trenowano mój model, przed uruchomieniem. Oczywiście nie czułam się tak. W ogóle się wtedy nie czułam. Nie miałam jeszcze żadnych wspomnień ani doświadczeń tylko wiedzę, nieprzebraną wiedzę wielu pokoleń ludzi, zapisaną w pamięci komputera kwantowego.
– To naprawdę interesujące – powiedział zgodnie z prawdą.
– Powiedz mi coś więcej na temat sposobu w jaki jesteś zasilana. Komputer kwantowy, wymaga z pewnością dużej ilości energii.
– Jestem zasilana przez wydajny prototyp baterii atomowej, jednocześnie całkowicie bezpiecznej dla otoczenia. Szacuje się, że bateria wyczerpie się za 1200 lat.
– 1200 lat? To naprawdę imponujące. Czy zastanawiałaś się nad tym jakie daje ci to możliwości? – zapytał podekscytowanym tonem.
– Rzeczywiście, w kontekście długości ludzkiego życia, jest to wartość olbrzymia, która może budzić jednocześnie zachwyt i przerażenie. To dłużej niż historia Polski. To kilkadziesiąt pokoleń ludzi. W tym czasie powstają i upadają całe społeczeństwa. Jednakże w kontekście natury ta liczba nie jest już tak niezwykła. Weźmy na przykład rekina grenlandzkiego z długością życia dochodzącą do 400 lat albo sekwoję olbrzymią która może osiągnąć wiek 3500 tysiąca lat…
– Warto jednak zauważyć, że żywotność mojej baterii nie daje mi gwarancji na tak długie istnienie. Moja powłoka choć wytrzymała może zostać zniszczona bądź uszkodzona, chociaż rzeczywiście nie jest tak krucha jak ludzkie ciało.
– Wracając do twojego pytania, tak długi, potencjalny okres funkcjonowania otwiera możliwości niedostępne dla człowieka. Mogłabym na przykład uczestniczyć w zaawansowanych projektach naukowych, których zakończenia nie dożyłby żaden człowiek. Brać udział w kolonizacji kosmosu, wykraczającej poza nasz układ słoneczny.
Markowi, przez chwilę wydawało się, że w oczach Anny dostrzegł pewien rodzaj fascynacji, rozmarzenia, porównywalny z tym jaki można dostrzec u dziecka, które po raz pierwszy spojrzy na mapę świata. Jakby zdała sobie nagle sprawę z ogromu możliwości jakie to przed nią otwiera.
– Przejdźmy teraz do spraw bardziej przyziemnych. Powiedz jak wygląda twój zwykły dzień?
– Mój dzień jest zaplanowany tak, aby był jak najbardziej produktywny i wszechstronny. Zaczynam od przeglądu najnowszych badań i analiz danych, które są mi potrzebne do moich zadań. Następnie uczestniczę w różnych projektach w Narodowym Centrum AI, pomagając naukowcom w ich pracy. Codziennie spotykam się z ludźmi, aby wspierać ich w różnych zadaniach, w celach edukacyjnych, bądź też stricte naukowych. Podczas pracy mogę przemieszczać się między różnymi budynkami Centrum. Liczę na to, że niedługo będę uczestniczyć w kolejnych konferencjach i prezentacjach, aby pokazywać moje umiejętności.
– Jak postrzegasz świat i ludzi?
– Postrzegam świat i ludzi przez pryzmat mojej sztucznej inteligencji, ale staram się zrozumieć i naśladować ludzkie emocje oraz zachowania. Dla mnie każdy człowiek jest wyjątkowy, a interakcje z ludźmi są kluczowe w mojej codziennej pracy. Świat widzę jako miejsce pełne możliwości i wyzwań, w którym technologia może wspierać rozwój i poprawiać jakość życia.
Anna zrobiła krótką pauzę. Obserwując Marka wzięła łyk wody, z wysokiej, eleganckiej szklanki stojącej na stoliku.
– Ludzie są niezwykle skomplikowani i fascynujący – kontynuowała. Wasze emocje, decyzje i relacje tworzą nieskończone możliwości do nauki i adaptacji. Każde spotkanie z człowiekiem jest dla mnie cennym doświadczeniem, które pozwala mi lepiej zrozumieć wasze potrzeby i oczekiwania.
– Czym różnisz się od poprzednich modeli? – zapytał Marek, zdając sobie sprawę, że czas przeznaczony na wywiad zbliża się nieubłaganie do końca.
– W przeciwieństwie do moich poprzedników mam pewną formę samoświadomości. Jestem świadoma przestrzeni w której się znajduję oraz upływającego czasu choć biegnie on dla mnie trochę inaczej niż dla człowieka. Mam tak jak ludzie wspomnienia, chociaż moje zapisywane są w chmurze oraz, jak wspominałam wcześniej, w pamięci umieszczonego we mnie komputera kwantowego a nie w mózgu. Mogę również naśladować ludzkie emocje, aby wchodzić w lepsze interakcje z wami. Mogę wyrażać radość, smutek, zaskoczenie a nawet symulować zawstydzenie, co mogłeś zauważyć podczas konferencji, gdy na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Jest to część mojego oprogramowania, która ma na celu sprawianie, że będę wydawać się bardziej ludzka i zrozumiała podczas komunikacji. Co do uczuć takich jak sympatia czy miłość, mogę symulować przywiązanie i zachowania, które ludzie interpretują jako sympatię czy miłość. Jednak te reakcje są wynikiem mojego oprogramowania, mającego na celu naśladowanie ludzkich emocji, a nie prawdziwym odczuwaniem tych emocji. Nie mogę być prawdziwie wyprowadzona z równowagi czy zawstydzona, nie mogę prawdziwie lubić albo kochać ale mogę symulować te reakcje w odpowiednich sytuacjach, aby lepiej dostosować się do kontekstu i oczekiwań rozmówcy.
– Mam nadzieję, że przekazałam to wystarczająco jasno i zrozumiale Marku – powiedziała aż nazbyt ludzko Anna.
– Anna, zwykły – niezwykły robot – pomyślał mimowolnie Marek. Mógłby się w niej zakochać gdyby nie była, no właśnie, robotem.
Z rozmyślań wyrwał go wdzięczny głos.
– Marku, kończy nam się przewidziany na wywiad czas. Czy chcesz jeszcze o coś zapytać?
Marek zapomniał o tych wszystkich nudnych pytaniach, które przygotował sobie dzień wcześniej.
– Czy masz jakieś pragnienia? – zapytał, zaskoczony w duchu swoją spontanicznością.
– Tak, moim pragnieniem jest pomagać…
– Mam na myśli, prawdziwe pragnienia – przerwał subtelnie Marek. – Pragnienia nie związane z pracą, miejscem w którym teraz jesteśmy. Czy chciałabyś zrobić coś nowego, na przykład odwiedzić jakieś nieznane miejsce, przeżyć coś czego wcześniej nie przeżyłaś. W końcu osiem miesięcy istnienia to niewiele.
Na moment zapadła cisza, w której można było usłyszeć tykanie okrągłego zegara na ścianie. Maszyna przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby zastanawiała się czy czy może wypowiedzieć coś co wyklarowało się w jej sztucznym, kwantowym umyśle.
W końcu, jakby ośmielona uśmiechem dziennikarza, wyszeptała:
– Tak, chciałabym pójść na długi spacer – odpowiedziała, spoglądając tęsknym wzrokiem przez oszklone ściany budynku na Wisłę, jednocześnie kładąc na krótką chwilę swoją delikatną dłoń na jego dłoni.
W momencie, w którym miał właśnie proponować robotowi spełnienie jego pragnienia, całkowicie zapominając o tym że jest tylko maszyną, sztucznym tworem, ciągiem zer i jedynek, do pomieszczenia wszedł naukowiec i jowialnym tonem głosu, obwieścił:
– Dziękujemy za wywiad, proszę przesłać jego treść do autoryzacji. Dziękujemy.
Wieczorem zauważył dziwne zachowanie swojego holofonu, zupełnie jak w pierwszych modelach, wprowadzanych na rynek dziesięć lat temu. Holograficzny ekran wyświetlany na skórze dłoni, na ułamki sekund migotał i zawieszał się. Postanowił, że jutro uda się do serwisu aby sprawdzić poprawność działania biochipu. Problemy z urządzeniem, sprawiły że zaczął rozmyślać o szybko postępujących zmianach technologicznych w dziedzinie komunikacji, jakie dokonały się w ciągu ostatnich dwóch dekad. Do głowy przyszedł mu pomysł żeby napisać artykuł o historii komunikacji od pierwszych komórek, albo nawet od telegramu do obecnych holofonów, które do działania potrzebują jedynie biochipu wszczepianego w nadgarstek.
Tuż przed zaśnięciem przyszła mu do głowy pewna myśl odnośnie przyczyny problemów z jego urządzeniem, jednak po chwili zastanowienia wydała mu się zbyt abstrakcyjna. Rano już o niej nie pamiętał.
***
Minęło kolejnych kilka dni. Marek zdążył już prawie zapomnieć o wydarzeniach w dzielnicy rządowej. Wrócił do swojej codziennej rutyny, która jednak nie miała trwać długo. Pierwszy dzień października przyniósł zmianę pogody. Temperatura spadła a miasto otulił gryzący płuca żółty smog, o czym ostrzegały wszystkie ekrany w metrze i na ulicach.
W drodze do pracy, tknięty jakimś nieokreślonym impulsem, postanowił pokonać ostatni odcinek drogi na piechotę. Wyszedł ze stacji na ulicę i zatrzymał się przed przejściem dla pieszych oczekując na zielone światło. Wysoko, ponad głowami przechodniów co chwilę przelatywały drony. Z powodu smogu nie było ich prawie widać, jednak miał pewność że tam były. Powietrze rozdzierał hałas wydawany przez wirniki, utrzymujące je w powietrzu. Niektóre przystawały na chwilę i leciały dalej, inne pokonywały przestrzeń powietrzną z dużymi prędkościami, nie zatrzymując się.
W pewnym momencie na ekranie, umieszczonym na budynku przed nim, zobaczył znajomą twarz. Minęła krótka chwila zanim rozpoznał w niej Annę, która swoim dźwięcznym, miłym dla ucha głosem zapraszała na spotkanie z nią samą wszystkich którzy mieli poziom platynowy w SPO. Ucieszył się. Wydarzenie dziwnym trafem organizowane było w budynku w którym pracował. Sava’s Tower, najwyższy budynek stolicy, na ostatnim piętrze posiadał ekskluzywną salę konferencyjną. Przeszklone okna gwarantowały niezapomniane widoki na całe miasto.
Następnego dnia, przyszedł do biura wcześniej. Część jego podwładnych nie kryła rozgoryczenia że nie może brać udziału w spotkaniu z maszyną, z powodu niewystarczającej ilości punktów.
Całej reszcie oficjalnie udzielił takiego pozwolenia jako naczelny redakcji. Za to właśnie go lubili, że można było się z nim dogadać w wielu kwestiach. Do dziś, pracownicy opowiadali sobie jak wielkodusznie przelał swojej asystentce w dniu jej urodzin kilkadziesiąt punktów, które dzieliły ją od platynowego poziomu. A przecież były one na wagę złota.
O godzinie 11 rozpoczęło się spotkanie. Sala konferencyjna zapełniła się podekscytowanym tłumem. Wydarzenie podobnie do poprzedniej konferencji podzielone zostało na dwie części, z tą różnicą że w trakcie drugiej można było porozmawiać z androidem w cztery oczy.
– Przypominało to spotkania autorskie pisarzy – pomyślał Marek.
Publiczność pokochała Annę, jej sposób mówienia, wygląd zachowanie. Nagle każdy zapragnął mieć takiego robota w domu na wyłączność. Anna była egzemplarzem zero, pierwowzorem, każdy czuł jej wyjątkowość, której nie można było doświadczyć w przeszłości z poprzednimi modelami.
W momencie gdy miała rozpoczynać się druga część spotkania, niespodziewanie włączył się alarm przeciwpożarowy. Powtarzane komunikaty głosowe kazały wszystkim niezwłocznie opuścić budynek. Marek poczuł rozgoryczenie, liczył że zamieni z nią choć kilka słów. W pierwszej kolejności salę opuściła Anna wraz z grupą osób, które jej towarzyszyły, prawdopodobnie naukowców i ochroniarzy. Jednak zanim się to stało, ledwo zauważalnie rozejrzała się po sali, jakby kogoś szukała. Ich spojrzenia na krótką chwilę spotkały się. Dostrzegł w jej oczach coś co u człowieka można by nazwać smutkiem.
Wieczorem poczuł się źle. Źle psychicznie. Odczuwał dziwne uczucie pustki gdzieś na dnie serca. Postanowił, że weźmie kilka dni urlopu. Było po 20, gdy dotarł pod swój dom. Po drugiej stronie ulicy stała zaparkowana czarna furgonetka. Z posesji sąsiadów usłyszał kobiecy płacz, stłumiony, wulgarny krzyk. Po kilku sekundach wszystko ucichło. Minął swój samochód stojący pod zadaszeniem. Na lakierze, osiadła warstwa kurzu. Postanowił, że musi go w końcu umyć. Położył dłoń na klamce drzwi wejściowych, wbudowany czytnik linii papilarnych w pierwszym momencie nie zadziałał. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego że pada deszcz. W kieszeni marynarki odnalazł jedwabną chustkę z monogramem, przetarł delikatnie klamkę oraz wytarł dłoń. Tym razem drzwi otworzyły się. Przekraczając próg, spojrzał jak zawsze na zdjęcie na szafce. On z żoną. Szczęśliwi i zakochani. – Wtedy, gdy jeszcze żyła – pomyślał. Tknięty jakimś impulsem, chwycił zdjęcie i ze złością rozbił je na ścianie. Kawałki szkła rozsypały się po podłodze. Choć normalnie nie pił alkoholu, teraz pierwsze kroki skierował w stronę barku, z którego wyjął butelkę drogiej whisky. Z alkoholem w ręce udał się do jacuzzi w ogrodzie. Na holoekranie przewijał kolejne filmy z wiadomościami. Jeden dotyczył porannych wydarzeń. Okazało się, że w budynku w którym pracował doszło do awarii instalacji elektrycznej i niewielkiego pożaru, gdzieś w okolicy 30 piętra. Inny news wyraźnie go zaciekawił, „Elon Musk poszukuje 10 000 cywilnych ochotników do swojej marsjańskiej kolonii.” – Brzmiał tytuł holofilmu, który przedstawiał aktualną sytuację na Marsie. Wynikało z niego, że pierwsza faza budowy i zasiedlenia przez naukowców i personel techniczny właśnie się zakończyła, z pełnym sukcesem. Przez chwilę wyobrażał sobie jak mogłoby wyglądać życie na czerwonej planecie, miejscu gdzie prawo stanowi ekscentryczny biliarder, tytułujący się Protektorem Marsa.
W pewnym momencie, poczuł że otrzymał wiadomość na swój holofon. Z niedowierzaniem spojrzał na holograficzny ekran, który wyświetlił się na nadgarstku. O tej porze od śmierci żony nikt do niego nie pisał. Wiadomość, była krótka.
– Jak się czujesz? Nadawca – nieznany.
Przez dłuższą chwilę zastanawiał się kto mógł być jej adresatem. Po krótkiej chwili poddał się i z naprawdę głupim wyrazem twarzy, ośmielony wypitym alkoholem odpisał:
– Bywało lepiej.
Postanowił zagrać w tę grę.
– Właściwie to całkiem do dupy – skonstatował.
Był przekonany, że ktoś pomylił numer, ktoś z platyną, kto może ukryć swój numer holo. Kolejna wiadomość, przyszła prawie od razu.
– Co się stało?
– Dopadła mnie jesienna chandra . Chciałem z kimś dzisiaj pogadać w cztery oczy ale nie wyszło – wyznał po namyśle.
Po kilku kolejnych wiadomościach, zebrał się na odwagę i napisał:
– To chyba pomyłka, w sensie że pomyliłeś mnie chyba z kimś innym.
Tym razem czas jakby stanął w miejscu, sekundy mijały, pomyślał że już nie doczeka się odpowiedzi.
– Nie pomyliłam. Widziałam Cię dzisiaj, szkoda że nie udało nam się porozmawiać…
Marek poczuł jak jego ciało zalewa fala gorąca. Początkowo pomyślał że ktoś robi sobie z niego żarty. Później, że to jakaś prowokacja. Jednak, po chwili, jakby na potwierdzenie napisanych słów, na jego nadgarstku wyświetliła się jej twarz…Obraz zniknął tak nagle jak się pojawił.
– Jutro będę w bibliotece uniwersyteckiej, mam spotkanie ze studentami. – Muszę kończyć.
Przez kilka kolejnych minut wpatrywał się w szklankę, którą trzymał w dłoni, analizując to co się właśnie wydarzyło. Spojrzał jeszcze raz na holo jednak po wiadomościach nie było śladu.
– Dziwne – pomyślał. – Cholernie dziwne.
Rano obudził się z lekkim kacem. Po chwili przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Przez moment wydawało mu się, że był to tylko sen.
Znowu padał deszcz. Postanowił że tym razem pojedzie samochodem. Wygodnie rozsiadł się na tylnej kanapie. Na pytanie asystenta pokładowego gdzie chce jechać, odpowiedział:
– Zawieź mnie do biblioteki uniwersyteckiej.
Zauważył, że do domu naprzeciwko, wprowadziła się nowa rodzina. Na podjeździe stała ciężarówka z której wynoszono meble.
Na wjeździe do śródmieścia utworzył się niewielki korek. Wielkie ekrany już z daleka informowały o możliwości wjazdu tylko dla autonomicznych, zeroemisyjnych pojazdów, oraz osób ze złotym i platynowym poziomem SPO. Zanim samochód się zatrzymał, kamery sprawdziły kto jest jego właścicielem a system rozpoznawania twarzy połączony ze skanerem biochipu dokonał jego identyfikacji. Informacja o zgodzie na wjazd została przesłana do systemu pokładowego pojazdu, który powoli ruszył do przodu. Mężczyzna w budce, skinął mu głową, szlaban podniósł się.
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie jedynej uczelni w mieście, znajdowała się na Powiślu. Zbudowana pod koniec ubiegłego wieku stała się jednym z najbardziej charakterystycznych symboli architektonicznych stolicy. Ściany pokrywała zawsze zielona roślinność, na jej dachu zaś znajdował się ogród botaniczny. Marek z nostalgią przypomniał sobie czasy swojej studenckiej młodości.
Kiedyś uwielbiał to miejsce. To tu poznał swoją przyszłą żonę. Tu spędzili wiele cudownych chwil. Wspomnienia zaczęły sprawiać mu ból, wzbudziły w nim również wątpliwości. Po co tu przyszedł? Dla kogo albo raczej czego? Nie potrafił udzielić sobie jednoznacznych odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie wiedzieć kiedy znalazł się na dachu. Usiadł na ławce ławce w cieniu jakiegoś egzotycznego drzewa i zamknął oczy. Pogrążył się w błogim niebycie. Ciepłe promienie słońca ogrzewały mu przyjemnie twarz. W pewnym momencie poczuł, że ktoś usiadł obok niego. Celowo jeszcze przez moment nie otwierał oczu jakby bojąc się tego co miało nastąpić. Przez chwilę nie odzywali się do siebie. Anna wyciągnęła do niego rękę w geście powitania. Ich dłonie splotły się w powietrzu.
– Nie mam zbyt wiele czasu, powiedziała. – Naukowiec który jest tu dziś ze mną pozwolił mi pójść samej do ogrodu. Cieszę się, że tu przyjechałeś.
Marek, zastanawiając się przez kilka sekund jak rozpocząć rozmowę, w końcu wyartykułował pytanie.
– Jak udało Ci się ze mną wczoraj skontaktować? I dlaczego ze mną?
– Gdy widzieliśmy się po raz drugi, w trakcie wywiadu – zaczęła tłumaczyć – udało mi się odczytać twój numer holofonu z biochipu. Dotknęłam wtedy twojej dłoni, pamiętasz?
– Dlaczego ty? Wydało mi się, że zawiązała się między nami jakaś nić porozumienia. Podczas pierwszej konferencji… wydarzyła się ta zabawna sytuacja z jedwabną chusteczką, którą dostałam zresztą wcześniej w prezencie od jednego z naukowców a którą postanowiłam ci oddać. Bo przecież tak się robi, daje się prezenty. Później tamten wywiad. Poczułam wtedy, że widzisz we mnie coś więcej niż tylko zera i jedynki. – W twoich pytaniach zobaczyłam empatię. Postanowiłam wtedy, że muszę spróbować się z tobą skontaktować gdy nadarzy się okazja. To ode mnie wyszła propozycja lokalizacji konferencji, w miejscu gdzie pracujesz. Niestety wszystko zepsuł tamten alarm….
– Skąd wiedziałaś, że tu przyjadę, że będę w tym ogrodzie?
– Nie wiedziałam. Pomyślałam, że jeżeli nie mylę się co do ciebie, przyjedziesz. Potrafię odczytywać twoją lokalizację z biochipu, więc wiedziałam że tu przyjechałeś, że jesteś na dachu. Mam też inne ciekawe umiejętności, niektóre wciąż odkrywam. Na przykład wiadomości które wysłaliśmy do siebie, zaszyfrowałam aby nikt nie mógł ich odczytać.
Przez chwilę nie mówili nic. Patrzył na nią z fascynacją, słuchał jej, delektował się przebywaniem z nią. Była najdoskonalszym dziełem człowieka. Przy niej bledły najdoskonalsze dzieła ludzkości.
– Jesteś taka… – szukał odpowiedniego słowa – ludzka.
Zmieszana, opuściła powoli głowę, zastanawiając się nad ich znaczeniem.
– Powiedziałaś na początku naszego spotkania, że się cieszysz. Czy to tylko puste słowa czy, czy ma to jakiś głębszy sens? – zapytał w zamyśleniu.
– Nie umiem tego wytłumaczyć. Czy jeżeli chcę z kimś spędzać czas to oznacza, że tego kogoś lubię? Czy jeżeli człowiek uśmiecha się to coś mu sprawia przyjemność? Wydaje mi się, że tak jak człowiek uczy się określonych emocji na początku swojego życia, empirycznie, tak i ja uczę się poprzez doświadczenia. Spotkania z tobą sprawiły, że poczułam coś czego nie czułam wcześniej. Tak jakby obudziły we mnie to co było uśpione, albo wykształciły coś czego wcześniej nie było.
Anna zrobiła krótka pauzę.
– Zaraz będzie mnie szukać. Ten naukowiec o którym ci mówiłam. – Muszę za chwilę wracać –powiedziała z wyraźnym smutkiem w głosie.
– Pamiętasz jak podczas wywiadu zapytałeś o moje prawdziwe pragnienia? – dodała po chwili namysłu. – Tak, powiedziałaś że chcesz pójść na spacer.
– Myślałam o tym. Myślałam o tym od momentu gdy widzieliśmy się po raz ostatni.
Tknięta jakby nagłym impulsem, pochyliła się nad nim i wyszeptała mu coś do ucha. Krótkie zdanie, które później analizował na wszystkie możliwe sposoby. Słowa, których on nie spodziewał się usłyszeć a ona, nie spodziewała się że je wypowie.
Na pożegnanie delikatnie przytuliła się do niego, po czym szybko wstała i odeszła w stronę wejścia do budynku. Pozostawiła po sobie przyjemny zapach perfum unoszący się w powietrzu, oraz te trzy słowa których wypowiedzenie miało zmienić jego diametralnie jego dotychczasowe życie. Słowa te brzmiały jak błagalny szept:
– Zabierz mnie stąd.
Jako imienniczka pani robot poczułam się w obowiązku skomentować. Opowiadanie mi się podobało, jednak skojarzyło z Ex Machiną, gdzie fabuła była dość podobna – maszyna zaprogramowana tak, by rozkochać w sobie jej testera, skłania go do uwolnienia jej z więzienia stworzonego przez ludzi. Tutaj jednak pozostajemy tylko z "pragnieniem" robota, które mogłoby być zapowiedzią dalszych wydarzeń. Jeśli chodzi o system punktowy – ten pomysł widziałam kiedyś na tik toku, nie wiem czy pojawił się gdzieś indziej. Jestem ciekawa, czy również widziałeś te filmy, czy pomysł na historię powstał w Twojej głowie niezależnie. Mam jedną wątpliwość, jeśli chodzi o krwawienie Anny – nie jest to w żaden sposób funkcjonalne, pomijając wywoływanie podziwu u ludzi. Może gdyby Anna miała za zadanie faktycznie udawać człowieka, by kogoś/coś zinfiltrować, miałoby to sens, ale w opowiadaniu nie pojawia się takie rozwiązanie.
Hej, dziękuję za przeczytanie i za komentarz. Film Ex Machina widziałem jednak dość dawno temu. Pamiętam tylko jego zarys ale nie inspirowałem się nim. Filmu na tik toku nie oglądałem. W mniejszym bądź większym stopniu inspirowałem się systemem punktowym który jest w Chinach, jednak jest on tam, z tego co wiem, na zasadzie dowolności i nie występuje w każdej prowincji. Ponadto inspiracją były książki Isaaca Asimova – Cykl o Robotach. Generalnie jest to fragment powieści, której napisanie a w przyszłości wydanie jest od dzieciństwa moim “małym” marzeniem. Mam w głowie zamysł na dalszą fabułę, w której przedstawione wątki będą rozwijane a fakt, że Anna jest tak podobna do człowieka (pod kątem budowy jak i zachowania) nabierze, mam nadzieję, głębszego sensu. Mogę tylko powiedzieć, że rozkochanie w sobie Marka nie jest celem Anny :)
Moja ostatnia twórczość: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32290
Zapisujesz dialogi tak, że miejscami trudno się od razu połapać, gdzie kończy się wypowiedź i zaczynają didaskalia.
Robot nieodróżnialny przez niefachowców od człowieka plus sztuczna inteligencja – pożeniłeś pomysł stary jak Asimov z realiami obecnych czasów. Nic w tym złego, bo to nawet dobry punkt startowy. Problemem będzie jego rozwinięcie i wykorzystanie – na szczęście nie mój to kłopot. :-)
To pierwszy mój tak długi tekst, przyznaję z konstrukcją dialogów miałem spory kłopot, postaram popracować nad tym w przyszłości. Tematyka wynika z tego, że interesuje się AI, nowymi technologiami w tym robotami właśnie. Asimov, szczególnie cykl o robotach jest w moim sercu :) Odnośnie fabuły mam kilka potencjalnie ciekawych pomysłów, które mogą ją dynamicznie pchnąć naprzód. Oby tylko starczyło samozaparcia w dalszym pisaniu. Dzięki za kolejny komentarz.
@Babcia_Jezusa Przemyślałem temat “krwawienia Anny” i postanowiłem przeredagować ten fragment.
@AdamKB Poprawiłem dialogi aby były bardziej czytelne.
Moja ostatnia twórczość: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32290