- Opowiadanie: Andyql - Brzoza

Brzoza

Nieco drew­nia­ny szort o po­krę­co­nej re­la­cji mię­dzy­ga­tun­ko­wej. Dia­log nie­za­wie­ra­ją­cy dia­lo­gów. Morał:  Uwa­żaj, kogo przy­tu­lasz!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Brzoza

 

 As­fal­to­wa, wąska wstę­ga ury­wa­ła się na samym szczy­cie wzgó­rza, nie­opo­dal opusz­czo­ne­go domu. Dalej, po­mię­dzy rzę­da­mi bla­do­brą­zo­wych pió­ro­pu­szy ku­ku­ry­dzy, pro­wa­dzi­ła już tylko polna, wio­dą­ca dosyć stro­mo w dół droga. Wy­star­czył nawet nie­wiel­ki deszcz, by po obu stro­nach gli­nia­stej, po­ro­śnię­tej lichą trawą na­wierzch­ni, two­rzy­ły się głę­bo­kie roz­pa­dli­ny, toteż sze­ro­ka ścież­ka stop­nio­wo za­pa­da­ła się, prze­cho­dząc w głę­bo­ki na parę me­trów wąwóz.

 Jeź­dzi­ły tu cza­sa­mi tylko trak­to­ry, może jakiś quad od biedy dałby sobie radę, ale na tym za­du­piu nie spo­ty­ka­ło się qu­adów.

 

Mało ludzi, puste domy, sarny, ba­żan­ty. Spo­kój. I wła­sna droga do­ni­kąd. Sze­ścio­ki­lo­me­tro­wa Au­to­stra­da Wol­no­ści za free.

 

Pol­ska To­ska­nia. Po­ni­dzie. Miło mi.

 

Co wie­czór wspi­na­łem się tam­tę­dy na górę, żeby na go­dzi­nę spu­ścić swoje psy i myśli ze smy­czy. Psy wra­ca­ły zzia­ja­ne i szczę­śli­we, a myśli za­le­ga­ły gdzieś w po­lach. Tworzyliśmy cho­ler­nie dobry układ – ide­al­ne to­wa­rzy­stwo przy­jaź­ni psio-ludz­kiej, czyn­ne od osiem­na­stej. W dni powszednie, nie­dzie­lę i świę­ta też.

Ptaki śpie­wa­ły, albo lał deszcz i mimo, że zwy­kle cho­dzi­li­śmy tą sama trasą, nigdy nie było tak samo. Słoń­ce ope­ro­wa­ło świa­tłem i za­rzą­dza­ło całą tą sce­no­gra­fią nie­mal w boski spo­sób – pięć mi­liar­dów lat do­świad­cze­nia w bran­ży, jakby nie było. Śnie­gi, pierw­sza trawa i zaraz po­ziom­ki, wzrost i upa­dek rze­pa­ku i ku­ku­ry­dzy. No i wą­wo­zy – za każ­dym razem inne: ciche, sze­lesz­czą­ce, spo­wi­te mgłą. Po­ezja.

 

No i ta brzo­za.

 

Wy­obraź­cie sobie małą li­te­rę L, naj­le­piej taką pi­sa­ną w dzie­cię­cej ćwi­cze­niów­ce z ze­rów­ki, bo tro­chę była krzy­wa. Nie cze­piam się, wia­do­mo, w przy­ro­dzie ide­al­ne są tylko ko­bie­ty, zresz­tą ten po­krę­co­ny pień do­da­wał jej cha­rak­te­ru. Od razu było widać, że na po­cząt­ku nie miała łatwo – tro­chę wbrew swo­jej na­tu­rze mu­sia­ła naj­pierw ro­snąć po­zio­mo – boski plan ulo­ko­wał ją po­środ­ku ścia­ny wą­wo­zu, jakiś metr ponad drogą. Ale od­bi­ła się i za­pu­ści­ła ko­rze­nie na dobre. A może na złe, bo im bar­dziej rosła, tym sta­wa­ła się cięż­sza, zwięk­sza­jąc praw­do­po­do­bień­stwo swo­je­go upad­ku.

 Jeśli za­sta­na­wia­łeś się wła­śnie, czy jakiś buk przy­jął­by za­kład o to, ile lat prze­trwa brzo­za, i po jakim kur­sie, to czym prę­dzej po­szu­kaj te­ra­pii. Jeśli nie, czy­taj dalej. Dzię­ki.

 

Po ja­kimś cza­sie bez­wied­nie za­czę­li­śmy się do­ty­kać. Chyba ona spro­wo­ko­wa­ła pierw­szy kon­takt, za­cze­pia­jąc mnie zwi­sa­ją­cy­mi nisko ga­łę­zia­mi. Psy aku­rat po­sta­no­wi­ły coś tam sobie wy­wą­chać i wtedy pierw­szy raz na­ru­szy­li­śmy jej pry­wat­ność. Potem ośmie­lo­ny, za każ­dym razem, kiedy tylko tam sze­dłem, kle­pa­łem jej pień – taki mój nawyk z dłu­gich week­en­do­wych bie­gów, pod­czas któ­rych za­wsze przy­bi­jam piąt­kę z ta­bli­cą z nazwą mi­ja­nej miej­sco­wo­ści.

Jak stem­pel. Tu byłem.

No i nie trze­ba się nawet za­trzy­mać. Bla­cha brzę­cza­ła jak sym­fo­nicz­ny gong, a ja wy­obra­ża­łem sobie, że budzę miej­sco­wych do życia. Bum w Szysz­czy­cach, bum w Wo­li­cy, bum w Dzie­wię­czy­cach. A teraz w brzo­zę.

 

Szyb­ko zro­zu­mia­łem, że takie lek­ce­wa­żą­ce klep­nię­cie w wy­smu­kły pień, nie jest naj­lep­szym, co można by zro­bić. To że­nu­ją­co mało. Jakby spo­tkać czło­wie­ka i całą gamę moż­li­wych in­te­rak­cji ogra­ni­czyć do za­le­d­wie jed­ne­go do­ty­ku. Okej, by­wa­ją lu­dzie, z któ­ry­mi nawet taki kon­takt to za dużo. Ale brzo­za była ważna, to­wa­rzy­szy­ła na­szym spa­ce­rom i w końcu, za­wsze można zro­bić wię­cej, niż tylko pójść w swoją stro­nę.

Za­czą­łem przy­kła­dać dłoń do jej spę­ka­nej, po­ro­wa­tej kory. A potem obie. Ależ była cie­pła! Nawet kiedy wszę­dzie był taki ziąb, że nie chcia­ło się wyj­mo­wać rąk z kie­sze­ni. Psy la­ta­ły, a ja przez chwi­lę trzy­ma­łem dło­nie na jej zgrab­nym pniu, coraz chęt­niej – to było na­praw­dę przy­jem­ne do­zna­nie. Jakby drze­wo było pod lek­kim na­pię­ciem – wy­raź­nie czu­łem de­li­kat­ne mro­wie­nie i przy­pływ ener­gii, która po­zo­sta­wa­ła ze mną, kiedy sze­dłem dalej.

Cza­sa­mi obej­mu­jąc ją, zbli­ża­łem do pnia czoło – żaden wstyd, w końcu i tak nikt tego nie wi­dział. I mia­łem wra­że­nie, że czy­tam w jej my­ślach. Ta­kich pro­stych brzo­zo­wych emo­cjach: do­brze cię znowu wi­dzieć, zo­stań tro­chę, tak mało ludzi mnie do­ty­ka… I chyba pró­bo­wa­ła mi dzię­ko­wać, dzie­ląc się tą swoją dziw­ną ener­gią. Bo nagle zro­bi­łem się jakiś inny.

Czu­łem się silny jak nigdy. Katar? Mo­głem sobie co naj­wy­żej wy­go­oglo­wać i o nim po­czy­tać. No i przede wszyst­kim, mia­łem wra­że­nie, że z każ­dym do­tknię­ciem drze­wa, mój umysł osią­gał coraz wyż­szy po­ziom. Przy­kła­dy?

Wie­cie, ile jest sześć ty­się­cy osiem­set czter­dzie­ści dwa razy… ile chce­cie? Bo ja bym wie­dział. Nie, żeby wstą­pi­ły we mnie ja­kieś su­per­mo­ce, ale róż­ni­ca była za­uwa­żal­na. Lek­cje an­giel­skie­go, które wcze­śniej trak­to­wa­łem jak nocne zmory, teraz wcho­dzi­ły mi do łba w parę minut. No ra­czej nie da się tego uza­sad­nić zwy­czaj­nym do­tle­nie­niem pod­czas spa­ce­rów, co nie?

 

Spo­ty­ka­li­śmy się z nią re­gu­lar­nie. To dalej były spa­ce­ry z psami, a ja nie spę­dza­łem paru go­dzin dzien­nie wpa­trzo­ny w brzo­zę. Na­praw­dę mi nie od­bi­ło. Zmie­ni­ło się o tyle, że za­czę­li­śmy wię­cej roz­ma­wiać, kiedy za­uwa­ży­łem, że brzo­za naj­wy­raź­niej ro­zu­mie wszyst­ko, co do niej mówię, mało tego, świet­nie wy­ko­rzy­stu­je nowo po­zna­ne słowa w na­szym kon­tak­cie. Jej myśli sta­wa­ły się coraz bar­dziej zło­żo­ne i abs­trak­cyj­ne. Za­ska­ku­ją­co szyb­ko się uczy­ła.

I po­sia­da­ła swo­iste po­czu­cie hu­mo­ru – kie­dyś, pod­cho­dząc z psami, za­uwa­ży­łem, że frag­ment pnia nie­na­tu­ral­nie świe­cił w słoń­cu. A co zro­bi­ła ta małpa? Na korze po­ja­wi­ły się ma­leń­kie kro­pel­ki ży­wi­cy, do­kład­nie wokół każ­de­go z pal­ców moich dłoni, w miej­scach, w któ­rych za­wsze przy­kła­da­łem je do pnia. Dwa świe­cą­ce w słoń­cu kon­tu­ry dłoni. Wy­obra­ża­cie sobie? W śre­dnio­wie­czu jak nic zo­stał­bym klien­tem Świę­tej In­kwi­zy­cji. Swoją drogą, jest w ogóle taka świę­ta? Bo imię chyba nie przy­ję­ło się w chrze­ści­jań­skim ka­len­da­rzu. Za­py­tam brzo­zy.

 

Po­wo­li zda­wa­łem sobie spra­wę, że to może być coś wię­cej niż tylko drze­wo. Bo oczy­wi­ście pró­bo­wa­łem do­ty­kać in­nych – ro­śnie w tych wą­wo­zach sporo jej sióstr, ale z żadną nie udało się na­wią­zać kon­tak­tu. Ot, zwy­czaj­ny bia­ło-sza­ro-czar­ny pień, nawet przy­jem­ny w do­ty­ku, ale nic ponad to. Kom­bi­no­wa­łem z so­sna­mi, dę­ba­mi czy bu­ka­mi. Inna kora, ten sam sku­tek. Zero po­łą­cze­nia.

 

Potem przy­szła je­sień i moja brzo­za wy­raź­nie spu­ści­ła z tonu. Prze­kaz rwał się, jakby miała kło­po­ty z kon­cen­tra­cją. Albo nie chcia­ła już ze mną gadać. Nawet się gry­złem, czy może zro­bi­łem coś nie tak. Uspo­ko­iłem się do­pie­ro, kiedy wy­tłu­ma­czy­ła, że po pro­stu za­sy­pia, ale mam za­glą­dać i bę­dzie jej miło, śpią­cej kró­lew­nie jed­nej! I rze­czy­wi­ście, za­pa­dła w jakiś le­targ. Przy­cho­dzi­łem, a jakże, tu­li­łem w naj­więk­sze mrozy, kiedy nawet psom nie chcia­ło się wy­ściu­bić nosa za drzwi. No cóż, tro­chę mi bra­ko­wa­ło tych na­szych roz­mów.

 

Jakoś tak, w Dzień Ko­biet (Przy­pa­dek? Jeśli tak, to chyba nie­sąd­nik – czyli przy­pa­dek od­po­wia­da­ją­cy na py­ta­nie: przy­pa­dek?) znowu to po­czu­łem. Moja brzo­za wró­ci­ła. Z każ­dym zie­lo­nym list­kiem od­zy­ski­wa­ła formę i roz­ga­da­ła się, jakby za­mie­rza­ła nad­ro­bić stra­co­ny czas.

Mia­łem wra­że­nie, że nagle po­tra­fi ze mną roz­ma­wiać o wszyst­kim i o wszyst­kim wie, ani tro­chę nie przy­po­mi­na­ła sie­bie sprzed paru mie­się­cy. Zmia­na była na tyle ude­rza­ją­ca, że za­py­ta­łem ją o to wprost. A ona kom­plet­nie zi­gno­ro­wa­ła py­ta­nie. Nawet gdy je po­wtó­rzy­łem. To była nowa sy­tu­acja.

Co mo­głem zro­bić? Przyjść z sie­kie­rą? No nie. Po­sta­no­wi­łem po­ka­zać, że mnie roz­cza­ro­wa­ła. Zmie­nić na kilka dni trasę spa­ce­rów, mu­sia­ła to za­uwa­żyć i prze­my­śleć swoje po­stę­po­wa­nia. Mie­li­śmy dokąd cho­dzić, psy chyba nawet ucie­szy­ła ta nie­ocze­ki­wa­na zmia­na.

Wy­trzy­ma­łem dwa dni. Bo potem przy­śni­ła mi się szka­tuł­ka pełna zło­tych monet, ukry­ta pod jed­nym z wy­sta­ją­cych so­sno­wych ko­rze­ni w wą­wo­zie. Był na tyle cha­rak­te­ry­stycz­ny, że kiedy się prze­bu­dzi­łem, do­sko­na­le pa­mię­ta­łem, która to sosna i gdzie mam szu­kać.

Była so­bo­ta, i tak nie chcia­ło mi się spać. Za­bra­łem psy i nie­wiel­ką sa­per­kę.

Droga pro­wa­dzi­ła obok brzo­zy. Wła­ści­wie nie gnie­wa­łem się na nią aż tak, żeby nie móc po­ga­dać przez chwi­lę, zwłasz­cza, że pew­nie za­mie­rza­ła prze­pro­sić.

Czule po­gła­dzi­łem jej pień, jak­bym chciał prze­ka­zać, że okej, kry­zy­sy się zda­rza­ją, ale je­stem i będę z nią bez prze­rwy. Za­drża­ła, po­czu­łem to wy­raź­nie, zanim zbli­ży­łem do niej czoło.

 

Kiedy się ock­ną­łem, do­cho­dzi­ła trzy­na­sta. To była długa roz­mo­wa, ale wie­dzia­łem wszyst­ko.

 

Brzo­za opo­wie­dzia­ła o mnie innym drze­wom, mi­lio­nom drzew. Po pro­stu uzna­ła, że nie po­win­na być sa­mo­lub­na w sy­tu­acji ma­so­we­go drze­wo­bój­stwa bez­kar­nie pu­sto­szą­ce­go pla­ne­tę. A jej sze­fo­wie – Wy­so­ki Drze­wo­stan, za­pro­po­no­wa­li współ­pra­cę.

Złoto zna­le­zio­ne w szka­tuł­ce miało po­zwo­lić mi rzu­cić do­tych­cza­so­wą pracę i za­pew­nić środ­ki do walki. Czy się wa­ha­łem lub mo­głem od­mó­wić? Nie wiem, nawet jeśli wy­pra­li mi mózg, to nie bar­dziej niż te­le­wi­zyj­ne re­la­cje po­ka­zu­ją­ce bez­li­to­sne wy­cin­ki prak­tycz­nie na całej Ziemi. Wczo­raj byłem u nas w lesie. Pra­wie każde drze­wo ozna­ko­wa­no fos­fo­ry­zu­ją­cą, po­ma­rań­czo­wą krop­ką. Nie­któ­re były jesz­cze cał­kiem małe, a ktoś bez­dusz­ny wydał na nie wyrok bez prawa do ape­la­cji. A prze­cież ży­je­my razem od ty­siąc­le­ci.

 

Dla­te­go jeśli usły­szy­cie o ja­kimś wiel­kim po­ża­rze w Dy­rek­cji Lasów Pań­stwo­wych, albo wy­bu­chach w fa­bry­kach ha­rve­ste­rów, nie my­śl­cie o mnie źle.

O nas.

 

Brzo­za mó­wi­ła, że jest nas coraz wię­cej. Wy­ko­rze­ni­my zło.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry Andyql, fajnie się czytało. Stworzyłeś bardzo osobisty klimat tym opowiadaniem aż dziwnie się poczułem czytając. Mam skojarzenia z ambitniejszym sf takim jak "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" a z literatury to może trochę Lem np. "Solaris"

,

 

aż dziwnie się poczułem czytając.

Fakt, niemal się otarłem o dendrofilię. :) Ale skoro, jak piszesz, udało się w opowiadaniu stworzyć klimat, to było warto. Dziękuję Ci bardzo!

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Hej, do dendrofili można też dorzucić eko terroryzm;). Sam chyba nie jestem jakiś strasznie eko, nie śmiecę, no to już chyba coś :). Ale opowiadanie podobało mi się, przyjemny klimat, czuć w nim naturę i intymność, czy coś w tym stylu ;). Ładne opisy no i ciekawe przejście do fantastyki. Tak, bardzo ciekawy tekst, klikam i pozdrawiam :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Andyql!

 

Intrygujący króciaki Ci wyszedł. Niewiele mogę napisać o fabule, ponieważ dość mocno zeszła na dalszy plan, ustępując pola klimatowi. I właśnie w klimacie dostrzegam największą siłę tekstu. Jest nostalgicznie, nawet bardzo. Dopadła mnie melancholia i już się chyba dzisiaj nie otrząsnę;P

 

Poza tym, szort jest bardzo ładnie napisany. 

 

Kliknę;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bar­dja­skier,

 

to miało być moralne zadośćuczynienie wobec startującego właśnie sezonu palenia w kominku :/

 

ce­za­ry­_ce­za­ry,

 

przepraszam za niezamierzony atak melancholii.

 

I dziękuję za miłe słowa!

 

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

przepraszam za niezamierzony atak melancholii

"Niezamierzony"? ;) Dobra, dobra ;) Szczęśliwie to taka pozytywna melancholia ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

 

Szczęśliwie to taka pozytywna melancholia ;)

Znaczy, melanżcholia!

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Z jednej strony niewiele się tu dzieje, a jednocześnie bardzo wiarygodnie potrafiłeś przekazać więź łączącą bohatera z brzozą, że o aspekcie ekologicznym nie wspomnę. I pieski mogły wybiegać się przy okazji… ;)

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym, aby Brzoza trafiła do Biblioteki.

 

polna, opa­da­ją­ca dosyć stro­mo w dół droga. → Masło maślane – czy droga mogła opadać w górę?

Proponuję: …polna, wiodąca dosyć stro­mo w dół droga.

 

ide­al­ne to­wa­rzy­stwo przy­jaź­ni psio – ludz­kiej… → …ide­al­ne to­wa­rzy­stwo przy­jaź­ni psio-ludz­kiej

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

Cza­sa­mi obej­mu­jąc ją, zbli­ża­łem do pnia swoje czoło… → Zbędny zaimek.

 

Nie, żeby to były ja­kieś su­per­mo­ce, ale róż­ni­ca była za­uwa­żal­na. Lek­cje an­giel­skie­go, które wcze­śniej były jak… → Lekka byłoza.

Proponuję: Nie, żeby wstąpiły we mnie ja­kieś su­per­mo­ce, ale róż­ni­ca była za­uwa­żal­na. Lek­cje an­giel­skie­go, które wcze­śniej traktowałem jak

 

frag­ment pnia nie­na­tu­ral­nie świe­cił się w słoń­cu. → A może wystarczy: …frag­ment pnia nie­na­tu­ral­nie świe­cił w słoń­cu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

re­gu­la­to­rzy,

 

bardzo dziękuję za uwagi, już się poprawiam.

 

Z jednej strony niewiele się tu dzieje…

Taki był plan. Popracować nad ociepleniem klimatu.

 

… chciałabym, aby Brzoza trafiła do Biblioteki.

Ech, przyjdzie Tarnina i z Brzozy polecą wióry :)

 

 

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Bardzo proszę, miło mi, że mogła się przydać. :)

 

Ech, przyjdzie Tarnina i z Brzozy polecą wióry :)

To wielce prawdopodobna wizja, ale, Andyql, zaklinam Cię na wszystko, znieś to po męsku i nie rób krzywdy Tarninie! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

re­gu­la­to­rzy,

 

… i nie rób krzywdy Tarninie! :)

A co ja mogę Jej zrobić? Co najwyżej zmienić tytuł szorta na nazwę pewnego kłującego krzaka? I nieco rozbudować wątek fascynacji bohatera jej gałązkami? :)

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Tak działa miłość;)

Niesamowita historia, taka szalona i osobista.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

,

 

Tak działa miłość;)

I szort, i miłość to fikcja :)

Ale jeśli historia Ci się spodobała, przytulę każdą brzozę w okolicy. Dziękuję!

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Co ta brzoza w sobie miała, że tak facetem zawładnęła? Fajnie opisana rodząca się więź. Na początku nieśmiało z czasem coraz odważniej i doszło do tego, że bohater zaczął sobie wkręcać, że brzoza odwzajemnia jego zainteresowanie, poświęcony czas, obdarowując energią, która dodawała skrzydeł. Więź pomiędzy nimi była tak silna, że kiedy zobaczył, ilu jej podobnych czeka na kontakt z piłą, postanowił działać. Ciekawi mnie, czy pieniądze załatwią sprawę i czy brzoza usytuowana na grząskim terenie, doczeka widoku znikającej z jej pobratymców farby i radości na twarzy bohatera? Pozdrawiam. :)

Ty­gry­si­ca,

 

dziękuję za wnikliwą analizę “dzieła”. :) O los drzew byłbym spokojny, nikomu się nie będzie chciało łazić z piłą w dzikie chaszcze. Chyba. O bohatera też nie warto się martwić. Napisany. Dalej niech sobie radzi sam. Dziękuję za przeczytanie i postaram się dziś wreszcie złapać dyliżans.

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Bez analizy. Podobało się. Przydałoby się więcej tak zakręconych. Dobrze, że wybrałeś brzozę na bohaterkę. Urodą i znanym oddziaływaniem pasuje. Klik.

Ko­ala­75,

 

Wielkie dzięki za klik. A brzozy są ok.

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Fajna historia. Dobrze się czytało. Przesłanie też OK.

 

Klikam. Pozdrawiam!

AP,

 

dziękuję bardzo za kliknięcie, jeszcze bardziej się cieszę, że podoba Ci się eko – przesłanie szorta!

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Witam. 

Podobał mi się główny bohater biegający z psami. Jakoś z powodu tej czynności od razu go polubiłem i mocniej zaintrygował. Ciekawie też łączysz fabułę z aspektem ekologicznym. Dobry szort. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pi­sarz,

 

miło mi podwójnie – bohater szorta pożyczył psy i spacery od autora. ;) Dziękuję i pozdrawiam.

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Podobała mi się rodząca między nimi więź, tak powolutku, etapami. Na początku napisałeś o prawdopodobieństwie upadku brzozy i cały czas miałam to z tyłu głowy podświadomie czekając na jakieś trrrach. A tu nic, zmyłka.

Nova,

 więź chyba tak ma, że najpierw kiełkuje i z czasem się rozwija. Albo i nie. Facet, który podchodzi i zupełnie nagle tuli się do pierwszy raz widzianej kobiety/ osoby, może się liczyć z otrzymaniem ciosu w szczękę. Choć uderzenie “z liścia” bardziej pasuje do tej historii.

 

Przytulanie obcego drzewa też wydaje się dziwne – jakby tulenie własnego takim nie było. Pewnie istnieje jakaś gałąź nauki zajmująca się takimi przypadkami, nie wiem.

 

A brzoza ma się dobrze, stoi jak dąb. Wczoraj widziałem.

 

Dziękuję Ci bardzo za przeczytanie i komentarz!

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Nie do końca się zgadzam że więź to zawsze etapami. Czasem jest trrrrach i miłość od pierwszego wejrzenia a czasem coś jest a potem nagle trrrrach i zdechło. Z naciskiem na trrach.

Nova,

 

Czasem jest trrrrach i miłość od pierwszego wejrzenia a czasem coś jest a potem nagle trrrrach i zdechło. Z naciskiem na trrach.

Wtedy to jest trrachedia. :) Nagłe zauroczenie, burza uczuć. Albo hormonów. Ale czy więź?

 

Według mnie, więź występuje wtedy, kiedy ktoś nieustannie siedzi Ci w głowie. Możecie się nie widzieć klika lat, a kiedy rozmawiacie/piszecie ze sobą, wydaje się, że widzieliście się wczoraj i rozumiecie bez słów. Tak to widzę. Z naciskiem na: Według mnie.

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Andyqlu

Klimat bardzo mi bliski (na dodatek wychowałem się na Ponidziu). Styl lekki i z pazurkiem, jakoś przez kontrast dobrze się zgrywa, a klasyczni w końcu Entowie, traktowanie innych istot czy nadmierna eksploatacja lasów to nie są lekkie tematy. Dobrze je poruszać, dziękuję za ten tekst.

Do mnie, moja puento..!

aeoth,

 

dziękuję za Twój komentarz. Wychowałem się na dalekiej Północy i pewnie brak jodu w powietrzu Ponidzia sprawia, że gadam z drzewami. :) Najlepszego!

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Nowa Fantastyka