- Opowiadanie: Iyumi - Przeklęta wieża

Przeklęta wieża

Witam wszyst­kich! To moje pierw­sze opo­wia­da­nie, mam na­dzie­ję, że nie ostat­nie :-). Bar­dzo do­ce­nię wszel­kie uwagi i su­ge­stie.

 

Opo­wia­da­nie jest o gno­mach. Szko­da, że nie mają swo­je­go tagu w be­stia­riu­szu.

 

Go­rą­co dzię­ku­ję wszyst­kim be­tu­ją­cym! Nie ma wąt­pli­wo­ści, że bez Was ten tekst byłby znacz­nie gor­szy.

Typ: fan­ta­sty­ka przy­go­do­wa

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Przeklęta wieża

Ar­nold brnął przez śnieg. Nogi mu się śli­zga­ły, stopy za­pa­da­ły. Robił dwa kroki w przód i zjeż­dżał pół kroku w tył. Wspi­nał się jed­nak nie­stru­dze­nie, by do­trzeć na swoje sta­no­wi­sko ob­ser­wa­cyj­ne.

Ge­rald, któ­re­go ty­go­dnio­wa warta do­bie­ga­ła końca, na pewno wy­pa­try­wał go z nie­cier­pli­wo­ścią. Jeśli zmien­nik nie doj­dzie na czas, war­tow­nik bę­dzie mu­siał zo­stać na po­ste­run­ku do na­stęp­ne­go dnia, po­wrót po zmro­ku byłby zbyt ry­zy­kow­ny.

Ar­nold szedł więc wy­trwa­le, cho­ciaż miał wra­że­nie, że po­ru­sza się w miej­scu. Spoj­rzał ku górze i zo­ba­czył prze­klę­tą wieżę. “Już nie­da­le­ko” – po­my­ślał.

Sta­nął i pa­trzył. Wieża ze­ga­ro­wa była praw­dzi­wym dzie­łem sztu­ki. Pięk­na, mi­ster­na ro­bo­ta. Wska­zów­ka po­ru­szy­ła się nie­znacz­nie. Ar­nold gapił się na zegar. Tyk. Znowu ruch. Tyk, tyk, tyk. Nie mógł ode­rwać oczu od tar­czy. Zegar po­ka­zy­wał go­dzi­nę pierw­szą. Do tej pory za­wsze wska­zy­wał dwu­na­stą. Nigdy nie dzia­łał.

 

***

 

– Ser­del­ki, per­del­ki! Psia­kość! – Mała gnom­ka roz­tar­ła zmar­z­nię­te palce. Chwy­ci­ła klucz i do­krę­ci­ła śrubę. Przyj­rza­ła się me­cha­ni­zmo­wi i do­ło­ży­ła ko­lej­ną zę­bat­kę.

– Po­win­ni­śmy to robić nocą – burk­nął jej to­wa­rzysz. – Takie są za­sa­dy.

– Nie będę sobie od­mra­żać tyłka dla zasad.

– Mo­gła­byś po­cze­kać do wio­sny – za­su­ge­ro­wał gnom.

– Po co mia­ła­bym cze­kać do wio­sny, skoro mogę to zro­bić teraz?

– Far­ray! Dwie­ście lat ko­pa­łaś pie­przo­ny tunel, żeby się do­stać do wieży, a nie mo­żesz po­cze­kać jesz­cze kilku mie­się­cy, żeby to zro­bić zgod­nie z re­gu­ła­mi?

– Nikt cię tu nie za­pra­szał, Zix!

– Do za­kła­da­nia ła­dun­ków wy­bu­cho­wych po­trze­ba dwóch gno­mów. Czy ty w ogóle masz świa­do­mość zasad za­bez­pie­cza­nia no­wych punk­tów ob­ser­wa­cyj­nych?

Far­ray prze­wró­ci­ła ocza­mi.

– Dzi­siaj nie będę za­kła­da­ła ła­dun­ków wy­bu­cho­wych – od­par­ła. – Mam inne plany.

– Nie bę­dziesz za­kła­da­ła ła­dun­ków?! To trze­ba zro­bić od razu po uru­cho­mie­niu ze­ga­ra! – Zix był wście­kły. Nic nie wy­glą­da­ło jak na­le­ży. Nic. Far­ray ro­bi­ła, co chcia­ła. Po­win­na stra­cić li­cen­cję, wy­le­cieć z gil­dii!

Gnom­ka skoń­czy­ła z ze­ga­rem i za­czę­ła wier­cić w ścia­nie. Zix aż pod­sko­czył.

– Nie! Nie! Nie! Nie można do­ko­ny­wać żad­nych zmian wi­docz­nych z ze­wnątrz! – Ode­pchnął jej rękę i za­sło­nił dziu­rę wła­snym cia­łem. – Nie po­zwo­lę! – krzyk­nął.

Far­ray pa­trzy­ła na niego przez dłuż­szą chwi­lę, po czym wes­tchnę­ła i zde­cy­do­wa­ła się zmie­nić ton. Nie miała ocho­ty ne­go­cjo­wać ani się tłu­ma­czyć, ale zro­zu­mia­ła, że upo­rem nic nie osią­gnie, a mu­sia­ła jakoś się do­ga­dać z Zixem. W końcu też był gno­mem, na pewno dało się prze­mó­wić do jego wro­dzo­nej cie­ka­wo­ści i skłon­no­ści do ry­zy­ka w imię nauki.

– Ta wieża jest tak stara, że na pewno nikt nie pa­mię­ta, jak do­kład­nie wy­glą­da­. To góry, po­środ­ku ni­cze­go, je­stem prze­ko­na­na, że w po­bli­żu nie ma żywej duszy. Po­myśl, za­wsze pa­trzy­my przez tar­czę ze­ga­ra w jedną stro­nę, a w po­zo­sta­łe tylko przez małe rury ob­ser­wa­cyj­ne. Prze­cież przez te wą­skie lu­ne­ty onyks widać!

– I co? Zro­bi­my sobie okna? Wspa­nia­ły po­mysł! Bę­dzie­my mogli przez nie ma­chać do ludzi! Po set­kach lat do­wie­dzą się, że nie ma żad­nych du­chów wież, które chro­nią ich wio­ski. To tylko małe gnomy zro­bi­ły ich w trąb­kę wieki temu i wy­ko­rzy­stu­ją do ro­bie­nia dla sie­bie po­ste­run­ków ob­ser­wa­cyj­nych! Całe dzie­dzic­two wiel­kie­go Cyr­ko­niu­sza pój­dzie na marne! – krzyk­nął Zix.

– Cyr­ko­niusz na pewno byłby ze mnie dumny! Nie po to za­ła­twił nam wy­god­ne i bez­piecz­ne miej­sca do ka­ta­lo­go­wa­nia po­wierzch­ni, że­by­śmy ko­rzy­sta­li z nich spo­ra­dycz­nie i dalej sie­dzie­li w na­szych mia­stach pod zie­mią. Pa­mię­tasz, jak Oli­wi­na zna­la­zła nowy ka­mień w ko­pal­niach Pe­tra­xu? Lu­strin? – spy­ta­ła Far­ray.

– Ten, który z jed­nej stro­ny był prze­źro­czy­sty, a z dru­giej brą­zo­wy?

– Tak! Wła­śnie ten! Dużo z nim eks­pe­ry­men­to­wa­łam i po­patrz, co udało mi się zro­bić! – Rzu­ci­ła się do wiel­kie­go worka, wy­sy­pa­ła masę róż­nych ka­mie­ni, nie­któ­re wy­glą­da­ły bar­dzo in­te­re­su­ją­co. W końcu z dumą po­ka­za­ła mu płytę, która z jed­nej stro­ny przy­po­mi­na­ła ka­wa­łek muru, nawet miała wy­żło­bie­nia, jakby była zro­bio­na z ce­gieł, a z dru­giej była nie­wi­dzial­na. – Mam takie trzy – po­wie­dzia­ła. – Umiesz­czę je w otwo­rach i ja będę wszyst­ko wi­dzia­ła, a z ze­wnątrz bę­dzie wy­glą­da­ło jak zwy­kły mur. Nic nie bę­dzie widać. Mu­sisz przy­znać, że ge­nial­ne!

„Fak­tycz­nie dość ge­nial­ne” – po­my­ślał Zix, ale po­wie­dział:

– A kolor nie jest tro­chę inny niż mur wieży?

– Ha! – Far­ray wy­cią­gnę­ła wia­dro z farbą w ko­lo­rze płyty. – Po­my­śla­łam o wszyst­kim!

Jej to­wa­rzysz zła­pał się za głowę.

– Czyli wyj­dziesz na ze­wnątrz i bę­dziesz ma­lo­wa­ła ścia­nę, żeby pa­so­wa­ła do ko­lo­ru ka­mie­nia? Do­brze ro­zu­miem? Je­steś sza­lo­na! Prze­cież na pewno ktoś cię zo­ba­czy! To naj­bar­dziej po­rą­ba­ny po­mysł, jaki sły­sza­łem w życiu!

– Ty to za­wsze wi­dzisz tunel w po­ło­wie za­sy­pa­ny! Wła­śnie dla­te­go robię to w środ­ku zimy! Jest taki mróz, że na pewno nikt się tu nie za­pusz­cza.

Gnom się za­sta­no­wił. Był wście­kły, ale też tro­chę za­in­try­go­wa­ny. Poza tym znał Far­ray od stu­le­ci, wie­dział, że i tak po­sta­wi na swoim. Wziął kilka głę­bo­kich od­de­chów.

– To do­praw­dy nie­sa­mo­wi­te, jak wiele ener­gii po­świę­casz ba­da­niom po­wierzch­ni. Wia­do­mo, ist­nie­je, więc trze­ba ją ska­ta­lo­go­wać i pro­wa­dzić re­gu­lar­ne in­spek­cje, trze­ba mieć oko na ludzi. Jed­nak gdy­byś bar­dziej za­an­ga­żo­wa­ła się w wy­na­laz­ki pod zie­mią, z pew­no­ścią zo­sta­ło­by to do­ce­nio­ne w znacz­nie więk­szym stop­niu – wes­tchnął. – Na okna mu­sisz mieć zgodę gil­dii. Ry­zy­ko jest za duże. To nie jest coś, o czym mo­że­my sami de­cy­do­wać.

– To wszyst­ko prze­dłu­ży! Zanim gil­dia się zbie­rze i za­de­cy­du­je, bę­dzie wio­sna. Zegar dzia­ła, lu­dzie mogą za­cząć się osie­dlać. Wtedy już nic nie bę­dzie się dało zro­bić!

– Trze­ba było o tym po­my­śleć wcze­śniej, zanim uru­cho­mi­łaś zegar – od­parł nie­wzru­szo­ny. 

Far­ray za­gry­zła wargę. Za­ję­ła się naj­pierw mon­to­wa­niem me­cha­ni­zmu ze­ga­ro­we­go, bo od tego na­le­ża­ło za­cząć. Zix uparł się, że bę­dzie jej to­wa­rzy­szył, a ze wzglę­du na jego po­sza­no­wa­nie zasad, chcia­ła spra­wiać wra­że­nie, że wszyst­ko ro­bi­ła jak na­le­ży. Nawet roz­wa­ża­ła za­ło­że­nie ła­dun­ków wy­bu­cho­wych od razu po uru­cho­mie­niu in­sta­la­cji, byle mieć go z głowy. Oba­wia­ła się jed­nak, że wier­ce­nie otwo­rów okien­nych może przy­pad­ko­wo wy­wo­łać eks­plo­zję. Wszak wieża po­win­na być tak uzbro­jo­na, żeby przy pró­bie wej­ścia do środ­ka na­stą­pi­ła jej cał­ko­wi­ta ani­hi­la­cja, za­cie­ra­jąc wszel­kie ślady byt­no­ści gno­mów.

 

***

 

Ar­nold gnał w dół, sta­wiał dłu­gie kroki i śli­zgał się na śnie­gu. Pę­dził jak la­wi­na. Gdy do­bie­gał do osady, usły­szał dzwo­ny bi­ją­ce na alarm. Pod­biegł do niego Star­szy wio­ski.

– Co się stało? Grozi nam nie­bez­pie­czeń­stwo? – spy­tał.

– Co? Nie! Nie! – krzyk­nął Ar­nold. – Duch! Duch za­sie­dlił prze­klę­tą wieżę! Zegar dzia­ła!

Star­szy za­nie­mó­wił. Po chwi­li jed­nak otrzą­snął się z szoku.

– Co z Ge­ral­dem? Mia­łeś go zmie­nić! To wspa­nia­ła wia­do­mość, ale prze­cież nie za­cznie­my bu­do­wy nowej wio­ski w środ­ku zimy!

Ar­nold zmie­szał się. Za­po­mniał o Ge­ral­dzie.

– No… – jęk­nął. Czuł się głu­pio. Tak się pod­eks­cy­to­wał, że za­po­mniał o swoim za­da­niu. – To idę go zmie­nić – wy­sa­pał, cho­ciaż w tym mo­men­cie uświa­do­mił sobie, jak bar­dzo był zmę­czo­ny.

Star­szy ob­ró­cił się w kie­run­ku bu­dyn­ku alar­mo­we­go i uniósł skrzy­żo­wa­ne ręce nad głowę. Dźwięk dzwo­nów ustał. Męż­czy­zna po­ło­żył dłoń na ra­mie­niu ob­ser­wa­to­ra.

– Ar­nol­dzie, jest już za późno. Dzia­ła­ją­ca wieża to wiel­kie wy­da­rze­nie. Cze­ka­li­śmy na ten mo­ment od po­ko­leń, a nasi przod­ko­wie wło­ży­li mnó­stwo pracy w bu­do­wę. To wspa­nia­łe wie­ści, więc ro­zu­miem, że chcia­łeś nas o tym po­in­for­mo­wać jak naj­szyb­ciej. Teraz od­pocz­nij. Pój­dziesz z sa­me­go rana. Ge­rald na pewno po­cze­ka do jutra.

 

***

 

Dzie­się­cio­ro gno­mów tło­czy­ło się na naj­wyż­szym po­zio­mie wieży. Oglą­da­li ścia­ny i zegar.

– Nie­zwy­kłe, jaki stąd jest widok – po­wie­dzia­ła z za­chwy­tem Ce­le­sty­na.

– A po­myśl sobie, jak bę­dzie wy­god­nie w pełni pa­trzeć przez wszyst­kie ścia­ny! – Far­ray była pełna en­tu­zja­zmu.

– Już do­sta­łaś zgodę na ten eks­pe­ry­ment, nie mu­sisz nas dalej prze­ko­ny­wać – przy­po­mniał Re­zy­nit, prze­wod­ni­czą­cy gil­dii.

– Cho­ciaż za­wdzię­czasz ją głów­nie Ja­spi­so­wi. Był za­chwy­co­ny, że udało ci się samej wy­ko­pać ten tunel. Ewi­dent­nie uznał, że na­le­żą ci się za to wszel­kie przy­wi­le­je – burk­nął An­ty­mon.

– Mó­wisz tak, bo lata temu sam otrzy­ma­łeś to za­da­nie i wró­ci­łeś z in­for­ma­cją, że nie opła­ca się tego robić i nikt przy zdro­wych zmy­słach nie weź­mie się za takie bez­sen­sow­ne ko­pa­nie! – za­śmia­ła się Ce­le­sty­na.

– Pod­trzy­mu­ję moją opi­nię. – An­ty­mon spoj­rzał nie­chęt­nie na Far­ray. Nie wy­glą­dał na roz­ba­wio­ne­go. – W ogóle dla­cze­go Ja­spis się tu nie po­ja­wił? Nie po­wi­nien sam nad­zo­ro­wać tego sza­leń­stwa, skoro tak ocho­czo je po­parł?

– Po­ja­wił się pro­blem z tu­ne­la­mi pod mia­stem nad je­zio­rem, chyba za­czę­ły prze­cie­kać. Poza tym, jest od­po­wie­dzial­ny za ko­pa­czy, a nie za wieże, więc robi to, co do po­wi­nien – od­po­wie­dział Zix, który lubił, kiedy gnomy su­mien­nie wy­peł­nia­ły swoje obo­wiąz­ki.

– Za­czy­na się ściem­niać. Mogę już za­czy­nać? Na­praw­dę wszy­scy bę­dzie­cie tu stać i się gapić? W takim tłoku na pewno ktoś wy­pad­nie, jak tylko po­ja­wi się pierw­sza dziu­ra. – Far­ray nie mogła się do­cze­kać aż przy­stą­pi do pracy.

– Nie. Po­cze­ka­my, aż zrobi się cał­kiem ciem­no. Tak jak zo­sta­ło usta­lo­ne – od­parł Zix, bar­dzo za­do­wo­lo­ny, że teraz ma całą ko­mi­sję po swo­jej stro­nie.

– Chyba nie wy­obra­żasz sobie, że teraz ktoś sobie pój­dzie? – za­śmiał się inny gnom. – Zgło­si­li­śmy się do nad­zo­ru i prze­szli­śmy taki kawał, żeby zo­ba­czyć na wła­sne oczy nowe uspraw­nie­nie.

Gdy ostat­nie pro­mie­nie znik­nę­ły za ho­ry­zon­tem, Far­ray roz­po­czę­ła wier­ce­nie. Wszy­scy sta­ra­li się po­ma­gać. Naj­wi­docz­niej skoro już tam byli, uzna­li, że rów­nie do­brze mogą się przy­dać. O świ­cie, gdy ro­bo­ta była skoń­czo­na, razem po­dzi­wia­li widok przez ka­mien­ne okna. Stali za­chwy­ce­ni, jak małe dzie­ci, które do­sta­ły nową za­baw­kę. Cho­ciaż każde z nich miało już setki lat, to wy­na­laz­ki i od­kry­cia nie­zmien­nie ich fa­scy­no­wa­ły.

– To co, wra­ca­my do na­szych cie­płych tu­ne­li? – spy­tał po ja­kimś cza­sie Re­zy­nit. – In­sta­la­cję mo­że­my uznać za suk­ces, teraz będę ocze­ki­wał re­gu­lar­nych spra­woz­dań. – Spoj­rzał zna­czą­co na Far­ray.

– Ja jesz­cze zo­sta­nę na za­ło­że­nie ła­dun­ków. – Gnom po jego lewej ziew­nął prze­cią­gle, ale jego głos za­brzmiał zde­cy­do­wa­nie.

– Chcesz to robić teraz, Zix?! – Far­ray była zmę­czo­na i zmar­z­nię­ta. Miała na­dzie­ję, że zaj­mie się tym jutro.

– Oczy­wi­ście, na­le­ża­ło to zro­bić zaraz po uru­cho­mie­niu ze­ga­ra, mie­siąc temu! Za­bie­raj się do ro­bo­ty.

– Skoro mogło po­cze­kać mie­siąc, to może po­cze­kać jesz­cze jeden dzień. Trze­ba to zro­bić po­rząd­nie, więc le­piej być wy­po­czę­tym. – Re­zy­nit sta­nął po stro­nie Far­ray. – Nie­mniej ocze­ku­ję, że do­pil­nu­jesz, żeby zo­sta­ło to wy­ko­na­ne jak na­le­ży.

Na twa­rzy Zixa po­ja­wił się gry­mas, jed­nak gnom nie śmiał prze­ciw­sta­wić się prze­wod­ni­czą­ce­mu. Kiedy po­zo­sta­li opu­ści­li bu­dy­nek, wśli­zgnął się pod koce, zaraz obok uspo­ka­ja­ją­co po­stu­ku­ją­cych zę­ba­tek, i na­tych­miast za­snął.

Na­stęp­ne­go dnia dwa gnomy za­bra­ły się do mon­tażu. Bu­dy­nek był więk­szy niż za­zwy­czaj, więc na­le­ża­ło wszyst­ko do­kład­nie prze­li­czyć i bar­dzo pre­cy­zyj­nie roz­mie­ścić. Do­pie­ro, gdy upew­ni­li się kilka razy, że ła­du­nki o od­po­wied­nich mo­cach, znaj­du­ją się we wła­ści­wych miej­scach, Zix po­że­gnał się i znik­nął w tu­ne­lu.

Wcze­śniej za­pew­nił, że bę­dzie re­gu­lar­nie kon­tro­lo­wał , czy nic nie zo­sta­ło zmie­nio­ne, ani w uzbro­je­niu, ani w ścia­nach, ani nawet w tar­czy ze­ga­ro­wej. Far­ray za­pew­ni­ła, że żad­nych mo­dy­fi­ka­cji w wy­mie­nio­nych miej­scach nie pla­nu­je.

Od­cze­ka­ła kilka go­dzin, aby się upew­nić, że nie wróci i przy­stą­pi­ła do ro­bie­nia dziu­ry w dachu. Za­pla­no­wa­ła sobie zro­bie­nie tu jesz­cze ob­ser­wa­to­rium.

Miała na­dzie­ję, że z dołu dach nie bę­dzie do­brze wi­docz­ny, ale nie mogła tego udo­wod­nić. Wo­la­ła pro­sić o wy­ba­cze­nie niż o po­zwo­le­nie. Nie lu­bi­ła tych nie­koń­czą­cych się debat i tłu­ma­czeń, zresz­tą chcia­ła prze­cież wy­sta­wiać te­le­skop tylko w nocy i przy do­brej po­go­dzie, więc ry­zy­ko było nie­wiel­kie. Skon­stru­owa­ła jesz­cze klapę do za­my­ka­nia otwo­ru w dachu, przy­twier­dzi­ła ją i z dumą uzna­ła, że wieża w końcu jest go­to­wa.

 

***

 

Miesz­kań­cy wio­ski jesz­cze nigdy nie cze­ka­li na po­czą­tek wio­sny tak nie­cier­pli­wie. Gdy tylko śnieg stop­niał, wy­ru­szy­li w góry, żeby zbu­do­wać nową osadę. Miała być wy­so­ko, na te­re­nach ide­al­nych do wy­pa­su owiec. Nie­da­le­ko było też kilka rów­nin, do­brych do upra­wy zbóż.

Osada zo­sta­ła za­pla­no­wa­na już dawno temu, w miej­scu, które miało być bez­piecz­ne i łatwe do obro­ny. Ich przod­ko­wie zro­bi­li wszyst­ko jak na­le­ży. Wieża była nie­zwy­kle wy­so­ka i oka­za­ła. Wy­jąt­ko­wo się po­sta­ra­no, żeby duch na­wie­dził ją jak naj­szyb­ciej i żeby zegar za­czął dzia­łać.

Nie­ste­ty, lata mi­ja­ły, a nic się nie dzia­ło. W końcu uzna­no, że miej­sce musi być prze­klę­te. Gdy na­dzie­ja już dawno umar­ła, zda­rzył się cud. Zegar ru­szył.

– Jakie szczę­ście nas spo­tka­ło! Po tylu la­tach duch w końcu za­miesz­kał w na­szej wieży! – Ar­nold był na­praw­dę pod­eks­cy­to­wa­ny.

– Tak, fak­tycz­nie do­brze się zło­ży­ło. Ostat­nio tylu zbó­jów się tu plą­cze, że nawet za­czę­ły po­ja­wiać się głosy, żeby prze­nieść osadę po­mi­mo braku dzia­ła­ją­ce­go ze­ga­ra – od­parł Ge­rald.

– Na­praw­dę? Rozum im od­ję­ło?! Już pró­bo­wa­no za­kła­dać mia­sta bez świę­te­go bu­dyn­ku albo z nie­dzia­ła­ją­cym. I co? Albo dzie­ci prze­sta­wa­ły się ro­dzić, albo krowy dawać mleko. Kilka razy po­dob­no nawet całe osady się za­pa­dły! – Ar­nol­do­wi nie mie­ści­ło się w gło­wie, że ktoś mógł­by o czymś takim po­my­śleć.

– Wiem. Wszy­scy wie­dzą, ale lu­dzie są zmę­cze­ni cią­głym cho­wa­niem się po la­sach. Nie­któ­rzy byli go­to­wi pod­jąć ry­zy­ko.

– Co za głup­cy! Prze­cież wieki temu, wiel­ki mę­drzec dał nam do­kład­ne in­struk­cje, jak za­kła­dać osady. Ile on nam wie­dzy prze­ka­zał! A te wszyst­kie wy­na­laz­ki! Jak choć­by młoc­kar­nia. Bez niej pew­nie do dzi­siaj, całe zimy wa­li­li­by­śmy w zboże ce­pa­mi! I jesz­cze…

– Ar­nol­dzie, li­to­ści! – prze­rwał mu Ge­rald. – Każdy to wie! Jeśli chcesz znać moje zda­nie, to mam wąt­pli­wo­ści, czy do­brze ro­bi­my, prze­no­sząc się wła­śnie tam. Pa­trzy­łem na tę wieżę od lat i po­wiem ci, że coś się w niej zmie­ni­ło. Zaraz po bu­do­wie zo­sta­ła ozdo­bio­na ko­lo­ro­wy­mi wzo­ra­mi. Dawno wy­bla­kły, ale jak po­de­szło się wy­star­cza­ją­co bli­sko, to widać było jesz­cze zarys. Teraz znik­nął. Może rów­nież wy­blakł, a może ktoś go za­ma­lo­wał? A jeśli tak, to po co?

 

***

 

Far­ray ob­ser­wo­wa­ła gwiaz­dy i na­no­si­ła po­praw­ki na mapę nieba, gdy nagle kątem oka do­strze­gła czer­wo­ną plam­kę na ho­ry­zon­cie. Wy­cią­gnę­ła lu­ne­tę i przyj­rza­ła się do­kład­niej. Ze zdzi­wie­niem stwier­dzi­ła, że to ogni­sko, a wokół niego sie­dzia­ło pięć gór­skich trol­li.

– Co do pio­ru­na? – wy­szep­ta­ła do sie­bie. Na szczę­ście wieża to był maj­stersz­tyk nie tylko na ze­wnątrz. Wy­re­gu­lo­wa­ła swój am­pli­fi­ka­tor dźwię­ków i skie­ro­wa­ła tubę w stro­nę ogni­ska.

– Złoto być w ładna wieża, tak po­wie­dzieć ka­rzeł – mówił jeden z in­tru­zów. – Wieża nie wy­buch­nąć, ze­psu­ta być. My mu­sieć gnać, zo­ba­czyć nas, to złoto scho­wać.

– My zjeść i iść, nie dojść dziś. Za da­le­ko być – od­po­wie­dział mu to­wa­rzysz.

„Jakie złoto, do ze­psu­tej zę­bat­ki?” – po­my­śla­ła Far­ray. „Jaki ka­rzeł? Nie­moż­li­we! Ktoś na­słał trol­le na moją wieżę!”

Ro­zej­rza­ła się wokół i za­czę­ła się za­sta­na­wiać, co mo­gła­by zro­bić. Czuła, że musi ura­to­wać swoje ob­ser­wa­to­rium. Nie­ste­ty jej opcje wy­da­wa­ły się ogra­ni­czo­ne.

– „Zgod­nie z re­gu­ła­mi po­win­naś opu­ścić wieżę w sy­tu­acji za­gro­że­nia. Wy­buch­nie i na­uczy nie­gno­my, żeby w przy­szło­ści żad­nej nie do­ty­kać” – usły­sza­ła w gło­wie głos Zixa.

W isto­cie, ła­dun­ki były ide­al­nie za­ło­żo­ne, nic nie zo­sta­nie z wieży, jeśli ktoś wyj­mie cho­ciaż jedną cegłę. Do­szła jed­nak do wnio­sku, że nie po to la­ta­mi prze­ko­py­wa­ła się przez złoża ko­run­du i skały mag­mo­we, nie po to zu­ży­ła tyle dia­men­to­wych wier­teł, żeby teraz po­zwo­lić kilku trol­lom znisz­czyć jej fan­ta­stycz­ną sie­dzi­bę.

Jej wzrok padł na okrą­gły ka­mień, który leżał w kącie. Zna­la­zła go lata temu, ale nigdy nie miała oka­zji do­brze zba­dać. No­si­ła go ze sobą, w na­dziei, że kie­dyś po­ja­wi się od­po­wied­ni mo­ment na eks­pe­ry­men­ty. Ostat­nio, kiedy za dnia przy­pad­kiem wy­padł jej z worka, za­uwa­ży­ła, że w jakiś spo­sób po­chła­nia pro­mie­nie i po zmro­ku de­li­kat­nie świe­ci. Na­zwa­ła go ka­mień sło­necz­ny.

„Ile świa­tła mógł­by zma­ga­zy­no­wać?” – za­sta­no­wi­ła się.

Na­stęp­ne­go dnia rano usta­wi­ła te­le­skop na słoń­ce i pod­ło­ży­ła pod niego ka­mień. Miała pewne obawy, że może dojść do za­płonu. By­ła­by wiel­ka szko­da, gdyby się zwę­glił. Przez te wszyst­kie lata ko­pa­nia tu­ne­li, zna­la­zła taki tylko jeden, mógł być nie­zwy­kle rzad­ki. Ka­mień jed­nak wy­da­wał się nie przej­mo­wać pa­da­ją­cą na niego wiąz­ką świa­tła i tylko po­ły­ski­wał ta­jem­ni­czo.

Przez cały dzień prze­sta­wia­ła te­le­skop zgod­nie z ru­chem słoń­ca, żeby ka­mień zła­pał jak naj­wię­cej pro­mie­ni. W mię­dzy­cza­sie przy­go­to­wa­ła me­ta­lo­wą tubę i po­ma­lo­wa­ła ją na czar­no. Na końcu za­mon­to­wa­ła so­czew­kę sku­pia­ją­cą. Wzię­ła miskę ob­sy­dia­no­wą. Była tak wy­po­le­ro­wa­na, że zo­ba­czy­ła w niej swoje od­bi­cie. Zna­la­zła me­ta­lo­we pręty, wy­gię­ła je przy po­mo­cy ima­dła i na próbę przy­mo­co­wa­ła miskę do tuby. Po kilku po­praw­kach trzy­ma­ła się nie­źle. Gdy słoń­ce za­czę­ło za­cho­dzić, Far­ray była już go­to­wa.

 

***

 

Wie­śnia­cy z prze­stra­chem pa­trzy­li na wieżę ze­ga­ro­wą. Świe­ci­ła! Snop świa­tła wy­strze­lił w górę zaraz po zmro­ku, do­dat­ko­wo na każ­dej ścia­nie po­ja­wi­ło się świe­cą­ce koło.

„Co to może zna­czyć?” – za­sta­na­wiał się Ar­nold. Czy wieża wzy­wa­ła po­mo­cy? A może chcia­ła ich przed czymś ostrzec?

Dzwo­ny biły na alarm.

– Lu­dzie, od­suń­cie się od wieży! Za­bierz­cie naj­cen­niej­sze rze­czy i scho­waj­cie się w gro­cie w lesie! – Grzmiał głos Star­sze­go. – Wieża może w każ­dej chwi­li wy­buch­nąć!

Wszy­scy w pa­ni­ce pa­ko­wa­li do­by­tek i ucie­ka­li. Ar­nold rów­nież wrzu­cił do ple­ca­ka rze­czy, które uznał za naj­bar­dziej przy­dat­ne, ale za­miast do lasu po­dą­żył w kie­run­ku sta­re­go punk­tu ob­ser­wa­cyj­ne­go.

Wie­dział, że wieże mogą wy­bu­chać, tak mó­wi­ły le­gen­dy. Po­dob­no przy wy­bu­chu mogły po­chło­nąć całe mia­sto, ale nigdy nic ta­kie­go nie wi­dział. Wieża, któ­rej się nie nie­po­ko­iło, po­ka­zy­wa­ła go­dzi­nę i ota­cza­ła osadę ochron­ną aurą. Nic wię­cej. Nie sły­szał, żeby kie­dyś jakaś świe­ci­ła. Gdyby jed­nak miała wy­buch­nąć, to bar­dzo chciał­by to zo­ba­czyć, to mu­sia­ło­by być coś spek­ta­ku­lar­ne­go, co mógł­by wspo­mi­nać do końca swo­ich dni.

– Posuń się! Co tak sto­isz jak widły w gnoju! – Głos Ge­ral­da wy­rwał Ar­nol­da z za­my­śle­nia. Po­pa­trzył w dół i zo­ba­czył, że za nim na dra­bi­nie stoi jesz­cze kilka osób.

– Co wy tu ro­bi­cie? Star­szy kazał iść do groty! – krzyk­nął do nich.

– A ty, to niby w gro­cie? Tyle lat ga­pi­li­śmy się na nudne wzgó­rza i pola, a teraz mamy prze­ga­pić naj­cie­kaw­szą akcję? – od­parł Ge­rald.

Wdra­pa­li się do budki ob­ser­wa­cyj­nej. Stło­czy­li się przy oknach, drżąc z eks­cy­ta­cji. Wtedy wieża, jakby nie wy­trzy­mu­jąc tak wiel­kie­go na­pię­cia, zga­sła. Spoj­rze­li po sobie z roz­cza­ro­wa­niem.

 

***

 

Far­ray sły­sza­ła dzwo­ny alar­mo­we i w pa­ni­ce przy­kry­wa­ła ka­mień wszyst­kim co wpa­dło jej w ręce: mi­sa­mi, ko­ca­mi, nawet wy­sy­pa­ła na wierzch worek zę­ba­tek. W końcu bryła znik­nę­ła pod całym tym sto­sem, zo­sta­ła tylko ledwo wi­docz­na po­świa­ta.

– Ja pu­cu­ję, jak mnie za to nie wy­wa­lą z gil­dii, to je­stem nie­znisz­czal­na – za­chi­cho­ta­ła ner­wo­wo.

Potem rzu­ci­ła się do okna z lu­ne­tą i za­czę­ła wy­pa­try­wać trol­li. Po kilku go­dzi­nach, kiedy dzwo­ny już dawno uci­chły, zo­ba­czy­ła jak scho­dzą po zbo­czu. Wpeł­zła ze swoją rurą pod ster­tę, wło­ży­ła ka­mień do miski i wszyst­ko z po­wro­tem zmon­to­wa­ła. Za­kry­ła so­czew­kę kocem i po­wo­li po­de­szła do okna. Nie chcia­ła wy­cią­gać ka­mie­nia przed­wcze­śnie, żeby nie­chcą­cy nie ostrzec prze­ciw­ni­ków. Gdy trol­le zbli­ża­ły się do gra­ni­cy wio­ski, od­blo­ko­wa­ła płytę bę­dą­cą oknem i prze­su­nę­ła ją w bok. Na­stęp­nie szyb­kim ru­chem po­cią­gnę­ła koc i skie­ro­wa­ła tubę w ich kie­run­ku.

– Mio­tacz słoń­ca dla was, głu­po­le! – krzyk­nę­ła.

Zgod­nie z jej na­dzie­ja­mi, pierw­szy z na­past­ni­ków za­mie­nił się w ka­mień. Szyb­ko prze­su­nę­ła pro­mień na dru­gie­go i rów­nież znie­ru­cho­miał. Po­zo­sta­li, gdy to zo­ba­czy­li, ru­szy­li w stro­nę po­bli­skich bu­dyn­ków, aby szu­kać schro­nie­nia.

My­śla­ła, że za­czną ucie­kać, ale chyba ra­cjo­nal­na ocena sy­tu­acji była po­wy­żej ich moż­li­wo­ści umy­sło­wych. Mu­snę­ła świa­tłem nogi trze­cie­go, ale wpeł­zną za po­bli­ską sto­do­łę, zanim do­rwa­ła go ca­łe­go. Nie mogła cze­kać, aż wyj­dzie, bo gdzieś cza­iło się jesz­cze dwóch.

Od­blo­ko­wa­ła po­zo­sta­łe okna i bie­ga­ła po­mię­dzy nimi, żeby na­mie­rzyć resz­tę trol­li. Zo­ba­czy­ła jak jeden zbli­ża się do wieży od lewej, więc szyb­ko skie­ro­wa­ła mio­tacz w jego stro­nę. Wtedy po­czu­ła po­tęż­ne ude­rze­nie, cały bu­dy­nek się za­trząsł. Broń wy­pa­dła jej z rąk. Jeden mu­siał do­biec. Za­mknę­ła oczy. Za późno na uciecz­kę. Na pewno zaraz cześć murów zo­sta­nie uszko­dzo­na i roz­pocz­nie się se­kwen­cja wy­bu­chów, które zmio­tą cały bu­dy­nek z po­wierzch­ni ziemi. Usły­sza­ła gło­śny huk na dole. Jesz­cze moc­niej za­ci­snę­ła oczy.

“Było warto, byłam wspa­nia­ła i ro­bi­łam wspa­nia­łe rze­czy. Je­stem le­gen­dą” – po­my­śla­ła. Usły­sza­ła wrza­ski. Ro­zej­rza­ła się nie­przy­tom­nym wzro­kiem. Nie na­stą­pi­ło wię­cej wy­bu­chów.

– Nie­moż­li­we – wy­szep­ta­ła. – Wszyst­ko było zro­bio­ne per­fek­cyj­nie, dla­cze­go ła­dun­ki za­wio­dły?

Wyj­rza­ła przez dziu­rę w murze i zo­ba­czy­ła, że banda wie­śnia­ków dźga wi­dła­mi ol­brzy­mie­go trol­la sto­ją­ce­go u pod­sta­wy wieży. Nie wi­dzia­ła żad­nej wyrwy, ale lu­dzie prze­gry­wa­li. Wła­śnie jeden zo­stał wy­rzu­co­ny w po­wie­trze i pla­snął o zie­mię. Skrzy­wi­ła się.

Pod­nio­sła mio­tacz, wy­sta­wi­ła go przez szpa­rę i oświe­tli­ła trol­la. Gdy za­stygł, za­mie­nio­ny w głaz, zbie­gła na dół. Była pewna, że wcze­śniej sły­sza­ła wy­buch, mu­sia­ła to zba­dać. Ła­dun­ki były jed­nak nie­tknię­te. Wieża była cała. Far­ray stała przez chwi­lę i ana­li­zo­wa­ła sy­tu­ację. Potem ze­szła do tu­ne­lu i po­twier­dzi­ła swoje przy­pusz­cze­nia. Ktoś wy­sa­dził przej­ście.

Zo­sta­ła uwię­zio­na. Cała akcja mu­sia­ła być za­pla­no­wa­na. Nie cho­dzi­ło tylko o roz­wa­le­nie wieży, ale rów­nież o zli­kwi­do­wa­nie jej. Far­ray po­czu­ła mie­sza­ni­nę za­sko­cze­nia i prze­ra­że­nia. Nie miała po­ję­cia, kto mógł­by chcieć jej śmier­ci, prze­cież była tak po­ży­tecz­ną gnom­ką. Nie­ustra­sze­nie dą­ży­ła do no­wych od­kryć i prze­pro­wa­dza­ła eks­pe­ry­men­ty, o któ­rych innym się nawet nie śniło.

Zre­zy­gno­wa­na we­szła z po­wro­tem na naj­wyż­szy po­dest. Po­za­my­ka­ła wszyst­kie otwo­ry, po­now­nie scho­wa­ła mio­tacz pod ster­tę koców, a potem ru­nę­ła na sam jej szczyt. Była wy­czer­pa­na i nagle zro­bi­ło jej się wszyst­ko jedno. Miała wra­że­nie, że już raz dzi­siaj umar­ła, co jesz­cze gor­sze­go mogło się stać…

 

***

 

O po­ran­ku cała wio­ska ze­bra­ła się na dzie­dziń­cu. Wszy­scy żywo dys­ku­to­wa­li o wy­da­rze­niach ze­szłej nocy.

– Ta wieża jest prze­klę­ta! Mu­si­my stąd ucie­kać póki jesz­cze ży­je­my! – krzy­czał bro­dacz.

– Ja tam nie myślę, że jest prze­klę­ta. Sądzę, że coś dziw­ne­go w niej za­miesz­ka­ło. Może być też, że ten duch, który ją na­wie­dził, po pro­stu ma nie­rów­no pod strze­chą. – Ge­rald po­wtó­rzył, po raz ko­lej­ny, swoją teo­rię.

– Wieża nas ostrze­gła, a póź­niej nas bro­ni­ła. Duch chro­ni nas naj­le­piej jak po­tra­fi i ufam, że bę­dzie nas za­wsze chro­nił. Ni­g­dzie się stąd nie ru­szam – po­wie­dzia­ła star­sza ko­bie­ta i z uwiel­bie­niem spoj­rza­ła w stro­nę ze­ga­ra.

– Ja mówię, co wiem! Tu nigdy nie było trol­li. Wcze­śniej zma­ga­li­śmy się tylko ze zło­dzie­ja­mi i zbó­ja­mi. Trol­le przy­szły znisz­czyć bu­dow­lę. Może to wła­śnie świe­cą­ca wieża je przy­cią­gnę­ła? – Rufus, ob­ser­wa­tor, pró­bo­wał prze­krzy­czeć głosy po­par­cia dla sta­rusz­ki. – Johan pra­wie przy­pła­cił ży­ciem nocny atak!

– Gdyby Johan sie­dział w gro­cie, nic by mu nie było! Nikt wam nie kazał się bić, wieża ura­to­wa­ła­by naszą osadę bez wa­szej po­mo­cy! – od­krzyk­nął ktoś z tłumu.

– Spo­kój! Spo­kój! – Star­szy uniósł ręce, żeby uspo­ko­ić zgro­ma­dze­nie. – Nie wy­cią­gaj­my po­chop­nych wnio­sków. Mu­si­my być czuj­ni, ale to mógł być jed­no­ra­zo­wy atak. Wy­zna­czy­my war­tow­ni­ków, któ­rzy w nocy będą ob­ser­wo­wać wieżę i oko­li­cę, oraz ostrze­gać nas przed nie­bez­pie­czeń­stwem.

 

***

 

Gdy Far­ray się obu­dzi­ła, za­padł już zmrok. Ze­szła na dół, żeby prze­ana­li­zo­wać sy­tu­ację. Tunel był za­sy­pa­ny, pełen du­żych, cięż­kich gła­zów. Zde­cy­do­wa­ła, że to nic, z czym nie mo­gła­by sobie po­ra­dzić, i wzię­ła się do ro­bo­ty.

Ro­bi­ła prze­rwy tylko na je­dze­nie i spa­nie, ale po trzech ty­go­dniach za­pa­sy po­ży­wie­nia za­czę­ły się koń­czyć, a dalej nie wi­dzia­ła nawet prze­świ­tu świad­czą­ce­go, że zbli­ża się do końca za­wa­li­ska. Mu­sia­ła wy­my­ślić in­ny plan.

Mogła roz­bro­ić wieżę i zro­bić dziu­rę w murze, ale ry­zy­ko de­kon­spi­ra­cji było zbyt wiel­kie. Po­trze­bo­wa­ła cze­goś in­ne­go. Wdra­pa­ła się na plat­for­mę ob­ser­wa­cyj­ną i ro­zej­rza­ła wokół. Od­sło­ni­ła dziu­rę okien­ną i przyj­rza­ła się ścia­nie. Nie­ste­ty, nie nada­wa­ła się do wspi­nacz­ki, była zbyt gład­ka.

Far­ray po­pa­trzy­ła w dół i oce­ni­ła, że jedna z lin, które po­sia­da­ła, po­win­na być wy­star­cza­ją­co długa, żeby się­gnąć pod­sta­wy bu­dyn­ku. Może mo­gła­by zejść, ukraść tro­chę je­dze­nia od wie­śnia­ków i wró­cić nie­zau­wa­żo­na. „Tylko co, jakby ktoś zna­lazł taką linę?” – za­da­ła sobie py­ta­nie i zde­cy­do­wa­ła się po­rzu­cić ten po­mysł. Przy­po­mnia­ła sobie, że czy­ta­ła kie­dyś no­tat­ki pew­nej gnom­ki, która ba­da­ła skoki w prze­paść. Dało się to zro­bić i prze­żyć.

– Co tam było na­pi­sa­ne? – szep­nę­ła. – Naj­le­piej spaść na coś, co za­mor­ty­zu­je upa­dek, jak drze­wo czy ster­ta ga­łę­zi. Hmm… Myśl! Myśl! – Spoj­rza­ła na ster­tę koców, pod któ­ry­mi kie­dyś ukry­ty był mio­tacz. Tak! Zrzu­ci te koce, a potem sko­czy na nie pła­sko! Tylko co jak się po­ła­mie albo za­bi­je? Wie­śnia­ki nie po­win­ni jej zna­leźć zaraz pod murem, mo­gli­by na­brać po­dej­rzeń. Miała gdzieś jesz­cze jedną małą bombę ręcz­ną. Tak! Sko­czy z od­blo­ko­wa­ną bombą! Jak prze­ży­je to zdąży ją za­blo­ko­wać, w prze­ciw­nym razie na­stą­pi wy­buch i wszyst­ko zo­sta­nie za­la­ne kwa­sem! Cóż za ge­nial­ny po­mysł! – Far­ray po­gra­tu­lo­wa­ła sobie w my­ślach.

Po­nie­waż aku­rat była noc, zde­cy­do­wa­ła się przy­stą­pić do re­ali­za­cji planu na­tych­miast, zanim wkrad­ną się wąt­pli­wo­ści. Spoj­rza­ła na zegar, była druga w nocy. Go­dzi­na ide­al­na. Wy­ku­ła w murze małe wgłę­bie­nia na stopy, żeby móc do­mknąć właz okien­ny z ze­wnątrz. Scho­wa­ła dłuto do kie­sze­ni. Wzię­ła ple­cak z reszt­ka­mi je­dze­nia i za­ło­ży­ła kilka warstw ubrań. Do­kład­nie ro­zej­rza­ła się po oko­li­cy, a na­stęp­nie spu­ści­ła wszyst­kie koce na linie, żeby unik­nąć ha­ła­su.

Wy­śli­zgnę­ła się przez otwór i przy­war­ła do ścia­ny, na­stęp­nie ostroż­nie za­su­nę­ła płytę i ru­nę­ła z kra­wę­dzi, ści­ska­jąc w jed­nej ręce bombę. Gdy upa­dła, na chwi­lę ją za­mro­czy­ło, po­czu­ła ból w całym ciele. Za­mru­ga­ła kilka razy. Miała wra­że­nie, że nie może się po­ru­szyć. Wtedy przy­po­mnia­ła sobie o bom­bie, którą przy­ci­ska­ła do pier­si, i ze­rwa­ła się, żeby ją za­blo­ko­wać.

„Uff. Mało bra­ko­wa­ło” – po­my­śla­ła. Była cała obo­la­ła, ale nic nie spra­wia­ło wra­że­nia po­ła­ma­ne­go. Wło­ży­ła bombę do ple­ca­ka. Ob­wią­za­ła liną koce i za­czę­ła cią­gnąć je za sobą. Wy­da­wa­ło jej się, że szu­ra­nie koców i jej wła­sne stę­ka­nie obu­dzi całą osadę. Miała jed­nak świa­do­mość, że zwle­ka­nie tylko zwięk­szy praw­do­po­do­bień­stwo, że zo­sta­nie na­kry­ta.

Udało jej się jakoś do­wlec do gra­ni­cy wio­ski. Czuła się, jakby bro­dzi­ła w bło­cie. Zmę­cze­nie, po ty­go­dniach ko­pa­nia, i kości, obo­la­łe od upad­ku, da­wa­ły o sobie znać. Kiedy zde­cy­do­wa­ła, że ode­szła wy­star­cza­ją­co da­le­ko, scho­wa­ła się za wiel­kim gła­zem i padła z wy­czer­pa­nia. Wy­da­wa­ło jej się, że za­mknę­ła oczy tylko na chwi­lę. Nagle po­czu­ła, że coś ją ści­ska. Wiel­ki troll trzy­mał ją w gar­ści.

– Gdzie złoto? Ty kła­mać, że wieża ze­psu­ta i pełna złota! – krzyk­nął.

„No zginę w końcu przez tę prze­klę­tą wieżę” – Far­ray wes­tchnę­ła w my­ślach.

– Złoto jest w wieży. Wy­star­czy iść i wziąć – po­wie­dzia­ła w na­dziei, że troll nie stra­cił do końca wiary w to, co na­opo­wia­dał mu gnom, z któ­rym zo­sta­ła po­my­lo­na.

– Ja wziąć złoto, a cie­bie zabić. Przez cie­bie zgi­nąć moi bra­cia! Ty pójść ze mną do wieża – od­parł i za­czął czoł­gać się w stro­nę osady. Do­pie­ro wtedy gnom­ka za­uwa­ży­ła, że jego nogi są za­koń­czo­ne ki­ku­ta­mi roz­łu­pa­nej skały. Mu­siał je roz­wa­lić, żeby mniej utrud­nia­ły po­ru­sza­nie.

„Co za dureń. Dla­cze­go głu­pek nie uciekł, tylko dalej myśli o zło­cie. Cóż za de­ter­mi­na­cja. Przy­naj­mniej zginę szyb­ką śmier­cią, jak wieża wy­buch­nie. Razem z tym ga­mo­niem”. – Le­d­wie zdą­ży­ła po­my­śleć, a na trol­la wsko­czył czło­wiek z wi­dła­mi, wrzesz­cząc jak opę­ta­ny. Otwo­rzy­ła sze­ro­ko oczy.

„O ja pu­cu­ję, ko­lej­ny baran z ży­cze­niem śmier­ci” – prze­mknę­ło jej przez głowę. Kolos strą­cił chło­pa­ka bez pro­ble­mu, ale szczę­śli­wie roz­pro­szył się na tyle, że wy­pu­ścił Far­ray. Ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, szyb­ko wy­ję­ła bombę z ple­ca­ka, od­blo­ko­wa­ła i rzu­ci­ła trol­lo­wi.

– Masz! Łap złoto! – krzyk­nę­ła i za­czę­ła się cofać. Troll za­ci­snął mocno palce na zdo­by­czy. A po dłuż­szej chwi­li re­flek­sji, po­sta­no­wił się przyj­rzeć swo­je­mu skar­bo­wi. W tym mo­men­cie na­stą­pi­ła eks­plo­zja, która roz­sa­dzi­ła mu głowę. Padł mar­twy. Do gnom­ki pod­biegł czło­wiek.

– Za­bi­li­śmy trol­la! Za­bi­li­śmy trol­la! – krzyk­nął z en­tu­zja­zmem. – Czy ty je­steś du­chem wieży? Nie wy­glą­dasz na ducha! Jed­nak wi­dzia­łem jak wy­pa­dłaś przez dziu­rę! Kim je­steś? Ja na­zy­wam się Ar­nold.

Dużo myśli prze­pły­nę­ło Far­ray przez głowę. Ura­to­wał jej życie, ale wi­dział zde­cy­do­wa­nie za dużo. Po­czu­ła się przy­tło­czo­na nad­mia­rem emo­cji. Przy­su­nę­ła się do niego i wbiła mu dłuto w serce.

– Prze­pra­szam – szep­nę­ła.

Po­je­dyn­cza łza spły­nę­ła jej po po­licz­ku, kiedy pa­trzy­ła jak jego oczy gasną, zanim zdą­żył zro­zu­mieć, co się dzie­je. Ostat­nio zro­bi­ła dużo rze­czy, które mogły na­ra­zić ta­jem­ni­cę wież, ale pusz­cze­nie w świat czło­wie­ka, który znał praw­dę, by­ło­by nie­wy­ba­czal­nym błę­dem.

Ro­zej­rza­ła się wokół, wzię­ła mały głaz i za­czę­ła nim walić w ciało. Mu­sia­ło wy­glą­dać na zmiaż­dżo­ne przez trol­la. Zo­sta­wi­ła koce przy zwło­kach, za­rzu­ci­ła ple­cak na ramię i ru­szy­ła w dół zbo­cza.

 

Epi­log

 

Far­ray wśli­zgnę­ła się do tu­ne­lu i ku swo­je­mu za­sko­cze­niu spo­tka­ła Zixa.

– Ty ży­jesz? – zdzi­wił się. Po chwi­li jed­nak się zre­flek­to­wał i krzyk­nął: – Ży­jesz!

– Ocze­ki­wa­łeś, że po­win­nam nie żyć? – Gnom­ka po­pa­trzy­ła na niego po­dejrz­li­wie.

– Nie. No może tro­chę. Twoja wieża wy­bu­chła!

– Kto ci tak po­wie­dział?

– No An­ty­mon! Nawet za­bez­pie­czył przej­ście, wy­sa­dził tunel, sam wi­dzia­łem.

– I wszy­scy, tak po pro­stu, uwie­rzy­li mu na słowo?

– Prze­cież to prawa ręka Re­zy­ni­ta, wi­ce­prze­wod­ni­czą­cy gil­dii, dla­cze­go miał­by kła­mać? W tej kwe­stii, to w ogóle wbrew za­sa­dom! Ma nie­ska­zi­tel­ną re­pu­ta­cję, nikt nie pod­wa­ża jego zda­nia. – Zix za­sta­no­wił się. – No może z wy­jąt­kiem cie­bie. Czy to zna­czy, że wieża stoi? – Przyj­rzał się jej uważ­nie. – Co tam się wy­da­rzy­ło? Czy ta plama na twoim płasz­czu to krew?

Koniec

Komentarze

Cześć, Lyumi! Ja także mam na­dzie­ję, że nie bę­dzie to Twoje ostat­nie opo­wia­da­nie.

Czy­ta­ło się cał­kiem przy­jem­nie mimo pew­nych po­tknięć, ory­gi­nal­ny po­mysł na hi­sto­rię, wy­ra­zi­sta bo­ha­ter­ka, cie­ka­we za­ba­wy sło­wem w po­wie­dzon­kach. Spodo­ba­ło mi się za­koń­cze­nie, bo wy­da­wa­ło mi się, że zmie­rzasz w stro­nę cał­kiem prze­wi­dy­wal­ne­go fi­na­łu z od­kry­ciem ta­jem­ni­cy gno­mów i har­mo­nij­nym współ­ży­ciem spo­łecz­no­ści, a to wy­da­je się i bar­dziej za­ska­ku­ją­ce, i wia­ry­god­ne. Kilka in­nych szcze­gó­łów chyba jed­nak było go­rzej do­gra­nych. Na przy­kład za­bra­kło mi wy­raź­niej­szej wska­zów­ki, że Far­ray ma w gil­dii za­cie­kłe­go wroga i coś jej może za­gro­zić. Za­wa­le­nie tu­ne­lu spada na nas z za­sko­cze­nia, a dało się dużo moc­niej zbu­do­wać na­pię­cie, gdy­by­śmy już wcze­śniej wie­dzie­li, że ktoś knuje prze­ciw­ko bo­ha­ter­ce, gdy ona po­zo­sta­wa­ła­by nie­świa­do­ma. Po­dob­nie mam wra­że­nie, że coś zgrzyt­nę­ło fa­bu­lar­nie z jej po­wro­tem do tu­ne­lu… Je­że­li do­brze ro­zu­miem, “ru­szy­ła w dół zbo­cza”, aby zna­leźć w końcu inne wej­ście do kra­iny gno­mów, znane jej może z map, jakąś opusz­czo­ną ko­pal­nię? Tylko czemu w takim razie nie wzię­ła wcze­śniej pod uwagę ta­kie­go roz­wią­za­nia, tylko przez trzy ty­go­dnie wal­czy­ła z bez­na­dziej­nie za­gru­zo­wa­nym tu­ne­lem wieży? Znów da­ło­by się to wcze­śniej mocno po­ka­zać, że wieża jest dla gno­mów śle­pym za­uł­kiem, miej­scem nie­po­ko­ją­co cia­snym i opre­syj­nym, wła­śnie jakby dla nas szyb ko­pal­nia­ny lub ja­ski­nia; że za­pew­ne mają bar­dzo silne tabu kul­tu­ro­we przed prze­miesz­cza­niem się na po­wierzch­ni. I wresz­cie: dla­cze­go lu­dzie za­wsze bu­du­ją osady wokół dzia­ła­ją­cych wież? Aby zwy­czaj utrzy­my­wał się tak sil­nie, po­win­ny pły­nąć z tego ja­kieś re­al­ne ko­rzy­ści, a tym­cza­sem z tek­stu nie wy­ni­ka, ja­ko­by obec­ność gno­mów w wieży tak na­praw­dę w czym­kol­wiek im po­ma­ga­ła.

Ja­kość ję­zy­ko­wa, zwłasz­cza in­ter­punk­cyj­na, wy­ma­ga jesz­cze wielu szli­fów. Spró­bu­ję podać choć kilka przy­kła­dów błę­dów, które szcze­gól­nie rzu­ca­ły się w oczy.

Brak wy­dzie­la­nia zdań pod­rzęd­nych (lub ich rów­no­waż­ni­ków) prze­cin­ka­mi:

– Far­ray! Dwie­ście lat ko­pa­łaś pie­przo­ny tunel, żeby do­stać się do wieży, a nie mo­żesz po­cze­kać jesz­cze kilku mie­się­cy, żeby zro­bić to jak na­le­ży?

Tutaj także dziw­ny przy­pad­ko­wy rym “wieży – na­le­ży”. Inny przy­kład ze zda­nia­mi pod­rzęd­ny­mi (za­zna­czam, że tego jest dużo w tek­ście do po­pra­wy):

By­ła­by wiel­ka szko­da, gdyby się zwę­glił, nie wia­do­mo, czy uda jej się jesz­cze kie­dyś taki zna­leźć.

Bra­ku­je prze­cin­ków przed wo­ła­cza­mi, na przy­kład:

– Nikt cię tu nie za­pra­szał, Zix!

Pi­sa­nie za­im­ków dru­giej osoby od wiel­kiej li­te­ry (co na­le­ży robić tylko w li­stach):

Czy ty w ogóle masz świa­do­mość zasad za­bez­pie­cza­nia no­wych punk­tów ob­ser­wa­cyj­nych?

Tu nie do­mknę­łaś cu­dzy­sło­wu:

„Tak! Zrzu­ci te koce, a potem sko­czy na nie pła­sko! Tylko co jak się po­ła­mie albo za­bi­je? Wie­śnia­ki nie po­win­ni jej zna­leźć zaraz pod murem, mo­gli­by na­brać po­dej­rzeń. Miała gdzieś jesz­cze jedną małą bombę ręcz­ną. Tak! Sko­czy z od­blo­ko­wa­ną bombą! Jak prze­ży­je to zdąży ją za­blo­ko­wać, w prze­ciw­nym razie na­stą­pi wy­buch i wszyst­ko zo­sta­nie za­la­ne kwa­sem! Cóż za ge­nial­ny po­mysł! – Far­ray po­gra­tu­lo­wa­ła sobie w my­ślach.

Tak jak zo­sta­ło usta­lo­ne. – od­parł Zix

Je­że­li cza­sow­nik opi­su­je czyn­ność wer­bal­ną, to nie sta­wia­my przed nim krop­ki za­my­ka­ją­cej kwe­stię dia­lo­go­wą.

Przy­po­mnia­ło mi się jesz­cze, że na po­cząt­ku tek­stu mocno zmy­li­ły mnie te zda­nia:

Ge­rald, któ­re­go ty­go­dnio­wa warta do­bie­ga­ła końca, na pewno wy­pa­try­wał go z nie­cier­pli­wo­ścią. Jeśli zmien­nik nie doj­dzie na czas, war­tow­nik opu­ści swój po­ste­ru­nek i nikt nie ostrze­że mia­sta, gdyby zbli­ża­ło się nie­bez­pie­czeń­stwo.

Nor­mal­nie spo­dzie­wał­bym się, że war­tow­nik bę­dzie jed­nak ocze­ki­wał na przy­by­cie zmien­ni­ka do skut­ku, a przy­naj­mniej tak długo, jak może tam po­zo­stać bez na­ra­ża­nia się na nie­bez­pie­czeń­stwo (wy­czer­pa­nie za­pa­sów). Warta miej­ska w spo­łecz­no­ści przed­in­du­strial­nej to tro­chę po­waż­niej­sza spra­wa niż praca przy biur­ku, którą można wy­ko­ny­wać od dzie­wią­tej do pią­tej i iść do domu bez zwa­ża­nia na co­kol­wiek. Po tym zda­niu uzna­łem, że Ge­rald i Ar­nold nie są ludź­mi lub przy­naj­mniej na­le­żą do zu­peł­nie obcej kul­tu­ry, o prio­ry­te­tach bar­dzo od­mien­nych od na­szych; dalej w tek­ście nic na to nie wska­zu­je.

 

Jesz­cze w spra­wie przed­mo­wy…

Opo­wia­da­nie jest o gno­mach, może jak się spodo­ba, to wy­wal­czy­my dla nich tag w be­stia­riu­szu ;-).

Nie wy­wal­czy­my, bo sys­tem tagów, jak i cały kod stro­ny, jest obec­nie nie do ru­sze­nia – tam są w grze ja­kieś dziw­ne kwe­stie praw­no­au­tor­skie. Lin­ku­ję wspa­nia­ły po­rad­nik Dra­ka­iny – tu aku­rat pa­ra­graf 13/22, ale w ogóle mnó­stwo wie­dzy o dzia­ła­niu Por­ta­lu. Przy oka­zji upew­nij się, że wsta­wi­łaś frag­ment re­pre­zen­ta­cyj­ny, bo je­że­li bez niego tra­fisz do Bi­blio­te­ki, Twój tekst nie zo­sta­nie wy­eks­po­no­wa­ny na stro­nie głów­nej i wtedy już nikt na to nic nie po­ra­dzi.

Po­zdra­wiam śli­ma­czo!

Cześć, lyumi. Jeśli to Twoje pierw­sze opo­wia­da­nie, to je­stem pod wra­że­niem. Nie je­stem mi­ło­śni­kiem fan­ta­sy, ale czy­ta­łem z uśmie­chem na twa­rzy, i przy­znam, że po­lu­bi­łem prze­kor­ną Far­ray; prze­ko­na­łaś mnie do niej i co naj­istot­niej­sze – prze­nio­słaś w świat swo­jej opo­wie­ści. Koń­ców­ka za­ska­ku­ją­ca i ma­ka­brycz­na (w końcu Far­ray zro­bi­ła z ko­le­sia krwi­sty pla­cek). Za­sta­na­wia­łem się o o co cho­dzi w zwro­cie (ja pu­cu­ję), to za­pew­ne ro­dzaj drob­ne­go prze­ryw­ni­ka, jak coś w ro­dza­ju: ja pier­ni­czek. Świet­nie pro­wa­dzisz nar­ra­cję, bu­du­jesz bo­ha­te­rów, a dia­lo­gi są na­tu­ral­ne. Nic nie zgrzy­ta, nic nie skwier­czy, jest pięk­nie. Stwier­dzam bez wa­ha­nia, że jest to bar­dzo dobre opo­wia­da­nie. Gra­tu­lu­ję! Udaję się do kli­kar­ni oddać głos. Po­zdra­wiam.

Hej, a mi się rzu­ci­ła w oko taka rzecz: >„Co to może zna­czyć?” – za­sta­na­wiał się Ar­nold. „Czy wieża wzy­wa­ła po­mo­cy? A może chcia­ła ich przed czymś ostrzec?”< – o ile w tym pierw­szym cu­dzy­sło­wie mamy fak­tycz­nie zda­nie, które można uznać bez­po­śred­nio za myśl bo­ha­te­ra, o tyle w dru­gim już te "myśli" przed­sta­wia nar­ra­tor, więc cu­dzy­słów jest nie­po­trzeb­ny. Co in­ne­go, gdyby tam było "Czy wieża WZYWA po­mo­cy? A może CHCE NAS przed czymś ostrzec?" – wtedy cu­dzy­słów byłby uza­sad­nio­ny. Po­dob­nie ma się sy­tu­acja we frag­men­cie, na który Śli­mak Za­gła­dy zwró­cił uwagę, że cu­dzy­słów jest nie­do­mknię­ty – ja bym ra­czej w ogóle z niego zre­zy­gno­wa­ła przy obec­nej for­mie. No ale dość tego bia­do­le­nia :) Mimo pew­nych nie­do­cią­gnięć, opo­wia­da­nie jest cał­kiem spraw­nie na­pi­sa­ne, a po­mysł ory­gi­nal­ny. Przy­zna­ję, że mnie wcią­gnę­ło, czy­ta­ło się cał­kiem przy­jem­nie :) No i, jak już zo­sta­ło wspo­mnia­ne wyżej, nie­spo­dzie­wa­ne za­koń­cze­nie bar­dzo na plus :)

Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go

Hej

 

“Jeśli zmien­nik nie doj­dzie na czas, war­tow­nik opu­ści swój po­ste­ru­nek i nikt nie ostrze­że mia­sta, gdyby zbli­ża­ło się nie­bez­pie­czeń­stwo”. – na­praw­dę nie po­cze­ka na zmien­ni­ka, tylko jak skoń­czy się jego warta po pro­stu pój­dzie?

 

– Mam takie trzy – po­wie­dzia­ła. – Umiesz­czę je w otwo­rach i ja będę wszyst­ko wi­dzia­ła, a z ze­wnątrz bę­dzie wy­glą­da­ło jak zwy­kły mur. Nic nie bę­dzie widać. Mu­sisz przy­znać, że ge­nial­ne!

„Fak­tycz­nie dość ge­nial­ne” – po­my­ślał Zix, ale po­wie­dział: – A kolor nie jest tro­chę inny niż mur wieży?

– Ha! – Far­ray wy­cią­gnę­ła wia­dro z farbą w ko­lo­rze płyty. – Po­my­śla­łam o wszyst­kim!

Jej to­wa­rzysz zła­pał się za głowę.

– Czyli wyj­dziesz na ze­wnątrz i bę­dziesz ma­lo­wa­ła ścia­nę? Do­brze ro­zu­miem? Je­steś sza­lo­na! Prze­cież na pewno ktoś Cię zo­ba­czy! To naj­bar­dziej po­rą­ba­ny po­mysł jaki sły­sza­łem w życiu!” – czemu nie mogła po­ma­lo­wać we­wnątrz i umie­ścić już po­ma­lo­wa­ne?

 

“– Co? Nie! Nie! – krzyk­nął Ar­nold. – Duch! Duch za­sie­dlił prze­klę­tą wieżę! Zegar dzia­ła!” – Skoro dwu­krot­nie pada “Nie!”, to bar­dziej “krzy­czał”.

 

Do­brze jest kon­tro­lo­wać czy nie ma za gę­stej “się­ko­zy”. Masz mo­ment, gdzie słowo “się” wy­stę­pu­je pię­cio­krot­nie na krót­kim od­cin­ku.

“Tro­chę się oba­wia­ła, że może się za­pa­lić. By­ła­by wiel­ka szko­da gdyby się zwę­glił, nie wia­do­mo czy uda jej się jesz­cze kie­dyś taki zna­leźć. Ka­mień jed­nak wy­da­wał się nie przej­mo­wać”.

 

Tak samo mo­żesz ciąć zbęd­ne nad­sło­wie, które i tak wy­ni­ka z kon­tek­stu.

Trzy przy­kła­dy:

“Wszy­scy w pa­ni­ce pa­ko­wa­li swój do­by­tek i ucie­ka­li”. – “swój” można usu­nąć.

“Ze­szła na dół, żeby prze­ana­li­zo­wać swoją sy­tu­ację”. – “swoją” do ciach­nię­cia.

“Po­nie­waż aku­rat była noc, zde­cy­do­wa­ła się przy­stą­pić do re­ali­za­cji swo­je­go planu na­tych­miast, zanim wkrad­ną się wąt­pli­wo­ści.” – Ty już wiesz co tu ciach­nąć.

 

“Była uwię­zio­na. Cała akcja mu­sia­ła być za­pla­no­wa­na. Nie cho­dzi­ło tylko o roz­wa­le­nie wieży, ale rów­nież o zli­kwi­do­wa­nie jej. Far­ray była prze­ra­żo­na. Nie miała po­ję­cia, kto mógł­by chcieć jej śmier­ci, prze­cież była tak po­ży­tecz­ną gnom­ką”. 4x była. Dość dużo.

 

No dobra. 

Faj­nie, że opo­wia­da­nie nie po­to­czy­ło się utar­ty­mi sche­ma­ta­mi i nie do­pro­wa­dzi­ło do wiel­kiej asy­mi­la­cyj­nej idyl­li na końcu. Bar­dzo udana walka z trol­la­mi, ale…

Ale naj­więk­sze wra­że­nie na mnie zro­bi­ło to, że bo­ha­ter­ka za­bi­ła tego nie­win­ne­go czło­wie­ka. Tro­chę to gma­twa jej cha­rak­ter. I do­brze.

Dużo tym w moich oczach zy­ska­ła.

 

 

 

 

Cześć, Śli­ma­ku! Bar­dzo mi miło, że wpa­dłeś i dzię­ku­ję za ob­szer­ny ko­men­tarz. Zdaję sobie spra­wę z moich bra­ków w za­kre­sie in­ter­punk­cji i pra­cu­ję nad tym, ale wy­glą­da, że jesz­cze długa droga przede mną. Po­pra­wi­łam błędy, które wy­pi­sa­łeś. Przej­rza­łam tekst i do­da­łam jesz­cze kilka prze­cin­ków, mam na­dzie­ję, że jest le­piej.

 

Na przy­kład za­bra­kło mi wy­raź­niej­szej wska­zów­ki, że Far­ray ma w gil­dii za­cie­kłe­go wroga i coś jej może za­gro­zić.

Za­mysł był taki, że An­ty­mon chciał za wszel­ką cenę mieć rację. Far­ray pod­wa­ży­ła jego pro­fe­sjo­nal­ną opi­nię (w kwe­stii opła­cal­no­ści przy­łą­cze­nia wieży do sieci tu­ne­li). W związ­ku z tym po­sta­no­wił po­ka­zać innym gno­mom, że po­peł­ni­ła błąd (bo tyle lat ko­pa­ła a wieża i tak wy­bu­chła), a do tego przy­pła­ci­ła swoją po­mył­kę ży­ciem. Dałam de­li­kat­ną su­ge­stię w dia­lo­gu gno­mów, że mu się to nie spodo­ba­ło, ale nie chcia­łam su­ge­ro­wać za bar­dzo, żeby za­koń­cze­nie było za­sko­cze­niem.

Far­ray pod­słu­cha­ła też roz­mo­wę trol­li z któ­rej wy­ni­ka­ło, że jakiś ka­rzeł na­słał je na wieżę. Li­czy­łam tutaj, że czy­tel­nik się do­my­śli, że ka­rzeł to w rze­czy­wi­sto­ści gnom.

Masz rację, że dało się le­piej zbu­do­wać na­pię­cie. Cho­ciaż ja aku­rat w opo­wia­da­niach lubię wie­dzieć tyle co bo­ha­ter, więc na­pi­sa­łam tro­chę pod swój gust. W przy­szło­ści spró­bu­ję to le­piej zrów­no­wa­żyć.

 

Je­że­li do­brze ro­zu­miem, “ru­szy­ła w dół zbo­cza”, aby zna­leźć w końcu inne wej­ście do kra­iny gno­mów, znane jej może z map, jakąś opusz­czo­ną ko­pal­nię? Tylko czemu w takim razie nie wzię­ła wcze­śniej pod uwagę ta­kie­go roz­wią­za­nia, tylko przez trzy ty­go­dnie wal­czy­ła z bez­na­dziej­nie za­gru­zo­wa­nym tu­ne­lem wieży?

 

Tak, do­brze ro­zu­miesz. W jed­nej wer­sji tek­stu była nawet wzmian­ka (która osta­tecz­nie wy­le­cia­ła) o nie­le­gal­nym wyj­ściu ewa­ku­acyj­nym (na wy­pa­dek za­wa­łu), które sobie zro­bi­ła wcze­śniej i tutaj użyła.

Od­no­śnie do ko­pa­nia trzy ty­go­dnie, to za­ło­ży­łam, że jak za­czy­na­ła pracę to nie wie­dzia­ła ile to po­trwa i my­śla­ła, że szyb­ko sobie po­ra­dzi. Li­czy­łam, że ten frag­ment: “Zde­cy­do­wa­ła, że to nic z czym nie mo­gła­by sobie po­ra­dzić i wzię­ła się do ro­bo­ty.” to za­su­ge­ru­je. Wy­da­je mi się, że ska­ka­nie z wy­so­kiej wieży, z bombą w ręce, brzmi ra­czej jak osta­tecz­ność, a nie jak dobra al­ter­na­ty­wa.

Ro­zu­miem, że nie ode­bra­łeś tego w ten spo­sób. Twoje su­ge­stie, jak to można było zro­bić le­piej, są bar­dzo dobre, po­sta­ram się w przy­szło­ści le­piej uza­sad­niać tego typu kwe­stie.

 

I wresz­cie: dla­cze­go lu­dzie za­wsze bu­du­ją osady wokół dzia­ła­ją­cych wież? Aby zwy­czaj utrzy­my­wał się tak sil­nie, po­win­ny pły­nąć z tego ja­kieś re­al­ne ko­rzy­ści, a tym­cza­sem z tek­stu nie wy­ni­ka, ja­ko­by obec­ność gno­mów w wieży tak na­praw­dę w czym­kol­wiek im po­ma­ga­ła.

Fak­tycz­nie tak jest, obec­ność gno­mów w wie­żach w ni­czym nie po­ma­ga. No może poza ze­ga­rem, który po­zwa­la le­piej mie­rzyć czas, ale to nie­wiel­ka ko­rzyść. Za­ło­że­nie było takie, że wra­że­nie jakie zro­bił na nich wiel­ki mę­drzec (gnom Cyr­ko­niusz) było na tyle duże, że wie­rzy­li, że tak wła­śnie na­le­ży robić, bo ina­czej taka osada bę­dzie pe­cho­wa/złe duchy mogą ją na­wie­dzać. Sta­ra­łam się też za­su­ge­ro­wać w roz­mo­wie Ar­nol­da z Ge­ral­dem, że cza­sem takie wio­ski się za­pa­da­ły. W za­my­śle gnomy się pod nie pod­ko­py­wa­ły i ro­bi­ły za­wa­ły, żeby zwięk­szać po­czu­cie, że różne nie­szczę­ścia mogą się przy­tra­fiać taki osa­dom.

Tutaj na pewno le­piej można było roz­wi­nąć ten wątek, ale nie chcia­łam, żeby opis me­cha­ni­zmów dzia­ła­ją­cych świa­tem zdo­mi­no­wał to opo­wia­da­nie. Wy­da­je mi się, że wstęp byłby wtedy strasz­nie roz­wle­czo­ny. Opo­wia­da­nie miało być o ko­bie­cie (no po­wiedz­my, że po­sta­ci żeń­skiej) i wy­na­laz­ku, dla­te­go sta­ra­łam się, żeby to wła­śnie sta­no­wi­ło cen­trum tego tek­stu.

Druga spra­wa to limit, do 30 ty­się­cy zna­ków, nie wiem czy po­tra­fi­ła­bym to wszyst­ko opi­sać i się zmie­ścić. Teraz się tro­chę za­sta­na­wiam czy to był dobry po­mysł, żeby pisać opo­wia­da­nie na kon­kurs, osa­dzo­ne w świe­cie, który ist­nie­je w mojej gło­wie od dawna. Jest to jed­nak spore wy­zwa­nie, żeby wy­kre­ować świat wia­ry­god­nie przy za­cho­wa­niu li­mi­tu zna­ków.

 

Nor­mal­nie spo­dzie­wał­bym się, że war­tow­nik bę­dzie jed­nak ocze­ki­wał na przy­by­cie zmien­ni­ka do skut­ku, a przy­naj­mniej tak długo, jak może tam po­zo­stać bez na­ra­ża­nia się na nie­bez­pie­czeń­stwo (wy­czer­pa­nie za­pa­sów).

Masz ab­so­lut­ną rację, nie po­my­śla­łam o tym. Zmie­ni­łam tro­chę ten frag­ment, mam na­dzie­ję, że teraz wy­da­je się bar­dziej sen­sow­ny.

 

Nie wy­wal­czy­my, bo sys­tem tagów, jak i cały kod stro­ny, jest obec­nie nie do ru­sze­nia – tam są w grze ja­kieś dziw­ne kwe­stie praw­no­au­tor­skie.

Dzię­ku­ję za in­for­ma­cję, zmie­ni­łam w takim razie ten frag­ment przed­mo­wy. My­śla­łam, że tagi to jest coś co jest za­rzą­dza­ne z pa­ne­lu ad­mi­ni­stra­to­ra. Czę­sto też takie rze­czy są trzy­ma­ne w ba­zach da­nych, wtedy nawet jeśli kod byłby nie do ru­sze­nia, to dalej można by to edy­to­wać/do­da­wać bez­po­śred­nio na bazie da­nych.

W nie­któ­rych przy­pad­kach, chyba za­leż­nych od umowy, kod jest chro­nio­ny jako wła­sność in­te­lek­tu­al­na, dla­te­go też pro­gra­mi­ści są cza­sem pro­sze­ni o pod­pi­sa­nie oświad­cze­nia o zrze­cze­niu się praw au­tor­skich. Pew­nie o coś ta­kie­go tutaj cho­dzi.

Po­rad­nik po­sta­ram się prze­czy­tać w wol­nej chwi­li, dzię­ku­ję za pod­lin­ko­wa­nie. Już go kie­dyś prze­glą­da­łam, ale ra­czej po­bież­nie.

 

Strasz­nie się roz­pi­sa­łam. Mam na­dzie­ję, że udało mi się w miarę wy­ja­śnić mój za­mysł. Zdaję sobie spra­wę, że tego typu wy­ja­śnie­nia, w naj­lep­szych tek­stach, nie są po­trzeb­ne.

 

 

Cześć, He­sket! Bar­dzo się cie­szę, że opo­wia­da­nie Ci się po­do­ba­ło i dzię­ku­ję za klika :)

 

Jeśli to Twoje pierw­sze opo­wia­da­nie, to je­stem pod wra­że­niem.

Miło mi :) Do­sta­łam dużo cen­nych uwag od be­tu­ją­cych, myślę, że to po czę­ści ich za­słu­ga.

 

Za­sta­na­wia­łem się o o co cho­dzi w zwro­cie (ja pu­cu­ję), to za­pew­ne ro­dzaj drob­ne­go prze­ryw­ni­ka, jak coś w ro­dza­ju: ja pier­ni­czek.

Do­kład­nie tak, jakoś mi tam pa­so­wał zwrot w stylu “ja pier­ni­czę”, ale wszyst­kie, które mi przy­cho­dzi­ły do głowy, nie pa­so­wa­ły do gnom­ki, więc wy­my­śli­łam jej wła­sną od­zyw­kę. Nie je­stem przy­wią­za­na do “pu­cu­ję”, więc jeśli masz lep­szy po­mysł to chęt­nie przyj­mę :)

 

 

Hej, NaNa! Dzię­ku­ję Ci za ko­men­tarz, cie­szę się, że Cię wcią­gnę­ło :) To chyba jedna z lep­szych rze­czy jakie można usły­szeć. Usu­nę­łam cu­dzy­sło­wie. Będę wal­czy­ła, żeby w ko­lej­nych opo­wia­da­niach, nie­do­cią­gnięć było coraz mniej! :)

 

 

Hej, Ca­nu­las! Miło mi, że po­do­ba­ła Ci się walka z trol­la­mi i za­bój­stwo bied­ne­go Ar­nol­da ;-) Chcia­łam, żeby jego losy i Far­ray na końcu się po­łą­czy­ły, ale stwier­dzi­łam, że żeby za­cho­wać spój­ność to nie­ste­ty chło­pak nie może wyjść z tego żywy.

 

na­praw­dę nie po­cze­ka na zmien­ni­ka, tylko jak skoń­czy się jego warta po pro­stu pój­dzie?

Masz rację, nie prze­my­śla­łam tego. Zmie­ni­łam tro­chę ten frag­ment, myślę, że jest teraz bar­dziej wia­ry­god­ny.

 

czemu nie mogła po­ma­lo­wać we­wnątrz i umie­ścić już po­ma­lo­wa­ne?

Bo ona nie ma­lo­wa­ła ka­mie­ni, tylko ścia­nę wieży na ze­wnątrz, żeby się nie rzu­ca­ło w oczy, że ka­mie­nie mają tro­chę inny kolor. Ka­mie­nie miały swoje okre­ślo­ne wła­ści­wo­ści, ale gdyby zo­sta­ły za­ma­lo­wa­ne, to by je utra­ci­ły.

Może nie jest to wy­star­cza­ją­co jasno na­pi­sa­ne w tek­ście, po­my­ślę nad jakąś zmia­ną, żeby nie było wąt­pli­wo­ści.

 

Skoro dwu­krot­nie pada “Nie!”, to bar­dziej “krzy­czał”.

Krzy­czał ko­ja­rzy mi się z takim bar­dziej “Nie­eeeeeeee!” i jakoś mi mniej pa­su­je.

 

Wszyst­kie po­zo­sta­łe su­ge­stie uwzględ­ni­łam, po­win­ny już być po­pra­wio­ne.

 

 

Dzię­ku­ję jesz­cze raz wszyst­kim i po­zdra­wiam!

 

Wy­da­je mi się, że ska­ka­nie z wy­so­kiej wieży, z bombą w ręce, brzmi ra­czej jak osta­tecz­ność, a nie jak dobra al­ter­na­ty­wa.

Wy­da­je mi się, że tak, brzmi ra­czej sa­mo­bój­czo, nawet je­że­li gnomy muszą mieć niż­szą od ludz­kiej pręd­kość gra­nicz­ną (po­zo­sta­wi­łaś to w do­my­śle, ale chyba da się od­gad­nąć). Bar­dziej wia­ry­god­ny byłby pew­nie zjazd na linie – mając linę o dwu­krot­nej dłu­go­ści zjaz­du, można ją za­wią­zać tak, aby na dole uwol­nić i za­brać ze sobą. Przy oka­zji zwró­ci­łem uwagę:

„Tylko co, jakby ktoś zna­lazł taką linę?”

Ostrze­ga­łem, że tych nie­wy­dzie­lo­nych zdań pod­rzęd­nych jest jesz­cze bar­dzo dużo w tek­ście.

Wtedy przy­po­mnia­ła sobie o bom­bie, którą przy­ci­ska­ła do pier­si, i ze­rwa­ła się, żeby ją za­blo­ko­wać.

A to tro­chę wyż­szy po­ziom wie­dzy – zda­nia wtrą­co­ne wy­dzie­la­my prze­cin­ka­mi z obu stron, nawet przed “i” (ten błąd po­peł­nia od czasu do czasu pra­wie każdy, nawet fi­lo­lo­dzy i wy­bit­ni pi­sa­rze).

My­śla­łam, że tagi to jest coś co jest za­rzą­dza­ne z pa­ne­lu ad­mi­ni­stra­to­ra. Czę­sto też takie rze­czy są trzy­ma­ne w ba­zach da­nych, wtedy nawet jeśli kod byłby nie do ru­sze­nia, to dalej można by to edy­to­wać/do­da­wać bez­po­śred­nio na bazie da­nych.

W nie­któ­rych przy­pad­kach, chyba za­leż­nych od umowy, kod jest chro­nio­ny jako wła­sność in­te­lek­tu­al­na, dla­te­go też pro­gra­mi­ści są cza­sem pro­sze­ni o pod­pi­sa­nie oświad­cze­nia o zrze­cze­niu się praw au­tor­skich. Pew­nie o coś ta­kie­go tutaj cho­dzi.

Widzę, że znasz się le­piej ode mnie co naj­mniej na pro­jek­to­wa­niu stron in­ter­ne­to­wych, a może i ogó­łem na in­for­ma­ty­ce, skoro od razu po­my­śla­łaś o tym wszyst­kim. Nie­mniej wła­śnie tak jest i też się dzi­wi­łem, że tagi są bez­po­śred­nio wszy­te w kod. Przy­naj­mniej tego ro­dza­ju po­gło­ski sły­sza­łem od star­szych sta­żem użyt­kow­ni­ków (bo ofi­cjal­ne­go wy­ja­śnie­nia chyba żad­ne­go nie było), że autor stro­ny uciekł do Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej, zanim dali mu do pod­pi­su takie oświad­cze­nie pod groź­bą po­szczu­cia te­zau­ru­sa­mi.

Cześć, Lyumi!

 

Za­cznę od tego, co zro­bi­ło na mnie naj­lep­sze wra­że­nie, czyli nie­zwy­kle swo­bod­ne­go pióra, któ­rym się po­słu­gu­jesz. Opo­wie­dzia­łaś hi­sto­rię z taką lek­ko­ścią, że aż je­stem pod wra­że­niem (a prze­cież nie wszy­scy prze­ży­li…)

 

Bar­dzo faj­nie na­kre­śli­łaś po­stać Far­ray. Jest cha­rak­te­ry­stycz­na, ma swoje zda­nie i naj­wy­raź­niej dla dobra spra­wy jest go­to­wa zabić. Tylko bied­ne­go Ar­nol­da szko­da…

 

Set­ting świa­ta z gno­ma­mi kłam­czusz­ka­mi i gil­dią też bar­dzo fajny i dość świe­ży.

 

Na­to­miast nie do końca za­gra­ły mi po­sta­ci dru­go­pla­no­we. Jest ich od za­trzę­sie­nia, nie­szcze­gól­nie mają oso­bo­wo­ści i mam wra­że­nie, że służą wy­łącz­nie za tło. Tro­chę jak re­kwi­zy­ty. W kon­se­kwen­cji szyb­ko prze­sta­łem za­uwa­żać kto jest kim i ko­lej­ne imio­na mi się zle­wa­ły (no może Zix się tro­chę wy­róż­nia.

 

Jed­nak w ogól­nym roz­ra­chun­ku ba­wi­łem się do­brze przyj­rzeć lek­tu­rze, więc chęt­nie klik­nę do bi­blio­te­ki. Pisz dalej! ;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Śli­ma­ku

Wy­da­je mi się, że tak, brzmi ra­czej sa­mo­bój­czo, nawet je­że­li gnomy muszą mieć niż­szą od ludz­kiej pręd­kość gra­nicz­ną (po­zo­sta­wi­łaś to w do­my­śle, ale chyba da się od­gad­nąć). Bar­dziej wia­ry­god­ny byłby pew­nie zjazd na linie – mając linę o dwu­krot­nej dłu­go­ści zjaz­du, można ją za­wią­zać tak, aby na dole uwol­nić i za­brać ze sobą.

Fak­tycz­nie brzmi nieco sa­mo­bój­czo, ale można zna­leźć w In­ter­ne­cie dużo wska­zó­wek, jak to naj­le­piej zro­bić. Są też nie­złe hi­sto­rie ludzi, któ­rzy spa­dli z dużej wy­so­ko­ści i prze­ży­li. Na przy­kład Alan Magee, pilot, który prze­żył upa­dek z 6700 m. Dla­te­go wy­da­je mi się, że to pa­su­je do, nieco sza­lo­nej, gnom­ki. Szcze­gól­nie, że za­bez­pie­czy­ła się na wy­pa­dek śmier­ci. Po­mysł z po­dwój­ną liną jest nie­zły, może gdy­bym o tym po­my­śla­ła, to bym go wy­ko­rzy­sta­ła.

 

Dzię­ku­ję za ko­lej­ną po­pra­wę błę­dów. Przej­rza­łam tekst jesz­cze raz i wy­da­je mi się, że teraz do­da­łam na­praw­dę dużo prze­cin­ków. Mam na­dzie­ję, że już nie bra­ku­je ich tak wiele (a może wcale ;-)).

 

Widzę, że znasz się le­piej ode mnie co naj­mniej na pro­jek­to­wa­niu stron in­ter­ne­to­wych, a może i ogó­łem na in­for­ma­ty­ce, skoro od razu po­my­śla­łaś o tym wszyst­kim. Nie­mniej wła­śnie tak jest i też się dzi­wi­łem, że tagi są bez­po­śred­nio wszy­te w kod. Przy­naj­mniej tego ro­dza­ju po­gło­ski sły­sza­łem od star­szych sta­żem użyt­kow­ni­ków (bo ofi­cjal­ne­go wy­ja­śnie­nia chyba żad­ne­go nie było), że autor stro­ny uciekł do Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej, zanim dali mu do pod­pi­su takie oświad­cze­nie pod groź­bą po­szczu­cia te­zau­ru­sa­mi.

Nie wiem jak na pro­jek­to­wa­niu stron, ale o pro­gra­mo­wa­niu coś tam wiem, re­gu­lar­nie pod­pi­su­ję tego typu oświad­cze­nia, cho­ciaż w tro­chę innym celu.

Szko­da, że tak to się po­to­czy­ło.

 

 

Cześć, Ce­za­ry! Bar­dzo dzię­ku­ję za miłą opi­nię i za klika. Cie­szę się, że spodo­ba­ła Ci się głów­na bo­ha­ter­ka.

 

Na­to­miast nie do końca za­gra­ły mi po­sta­ci dru­go­pla­no­we. Jest ich od za­trzę­sie­nia, nie­szcze­gól­nie mają oso­bo­wo­ści i mam wra­że­nie, że służą wy­łącz­nie za tło. Tro­chę jak re­kwi­zy­ty. W kon­se­kwen­cji szyb­ko prze­sta­łem za­uwa­żać kto jest kim i ko­lej­ne imio­na mi się zle­wa­ły (no może Zix się tro­chę wy­róż­nia.

Tak jest, w więk­szo­ści zo­sta­ły za­pla­no­wa­ne jako tło, ale myślę, że to bar­dzo cenna uwaga. W ko­lej­nych opo­wia­da­niach po­sta­ram się po­pra­wić w tym aspek­cie.

 

Hej Lyumi! 

 

Wpa­dam po becie. Tek­ścik bar­dzo fajny. Spodo­bał mi się świat, który wy­my­śli­łaś (gnomy i gil­dia <3). Czy­ta­jąc do­brze się ba­wi­łem, dla­te­go kli­kam. 

Po­zdra­wiam! 

Kto wie? >;

 

Prze­czy­ta­łam heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Lyumi, spodo­ba­ło mi się. Z za­in­te­re­so­wa­niem śle­dzi­łem przy­go­dy nie­sfor­nej wy­na­laz­czy­ni. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. :)

Po­be­to­wo wpa­dam.

Bar­dzo fajne opo­wia­da­nie, tro­chę baj­ko­we, odro­bi­nę strasz­ne. Ład­nie użyte imio­na, pla­stycz­ne opisy i cie­ka­wy kli­mat.

Czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cie­ka­wa i za­baw­na hi­sto­ria. Baj­ko­wa w kli­ma­cie po­mi­mo kilku bru­tal­nych mo­men­tów. W od­bio­rze lekka i przy­jem­na. Po­do­ba­ło mi się.

Hej, Skry­ty! Cie­szę się, że wy­kre­owa­ny świat Ci się spodo­bał. Dzię­ku­ję za klika :).

 

Witaj, Tar­ni­no :). Miło, że wpa­dłaś.

 

Koalo, faj­nie, że się spodo­ba­ło :). Dzię­ku­ję!

 

Am­bush, dzię­ku­ję za miłe słowa i za klika :).

 

Czeke, cie­szę się, że hi­sto­ria przy­pa­dła Ci do gustu. Mia­łam na­dzie­ję, że wyj­dzie lekka, mimo śmier­ci Ar­nol­da, faj­nie, że tak ją ode­bra­łeś :).

 

Hej :)

 

Roz­ma­wia­li­śmy tro­chę na becie więc bę­dzie krót­ko. 

 

Może nieco po­wo­li się roz­krę­ca­ło, ale potem była to cał­kiem przy­jem­na przy­go­da, w któ­rej bo­ha­ter­ka mogła się wy­ka­zać.

Ję­zy­ko­wo jest w po­rząd­ku i myślę, że im wię­cej tu bę­dziesz pisać tym bę­dzie le­piej :)

Ogól­nie myślę, że jak na de­biut to jest do­brze:)

 

Do­bi­jam do bi­blio­te­ki.

 

Po­zdra­wiam i po­wo­dze­nia!

Cześć!

Jak na pierw­szy tekst, jest bar­dzo do­brze. :) Naj­bar­dziej po­do­ba mi się świa­to­twór­stwo – kult ota­cza­ją­cy wieże ze­ga­ro­we, a przede wszyst­kim kul­tu­ra gno­mów, ze spe­cy­ficz­ny­mi imio­na­mi i tak dalej. I, cóż, ja też ocze­ki­wa­łem in­ne­go za­koń­cze­nia. Tylko że to wła­śnie za­koń­cze­nie jest naj­słab­szą czę­ścią, bo wy­da­je się ja­kieś ucię­te. OK, za­po­bie­gła de­kon­spi­ra­cji, wró­ci­ła i… co dalej? Nie po­wie­dzia­ła ni­ko­mu, co zro­bił An­ty­mon, nie pró­bo­wa­ła się nawet ze­mścić czy coś?

Z rze­czy po­mniej­szych – wie­śnia­cy uży­wa­ją słów typu ,,ak­tyw­ny”, ,,ko­rzyst­ny”. Lu­dzie, któ­rzy wie­rzą w mi­stycz­ne wła­ści­wo­ści ze­ga­rów, znają takie okre­śle­nia? 

A, i zna­la­złem jeden zje­dzo­ny ogo­nek:

Gdy upa­dła, na chwi­le ją za­mro­czy­ło, po­czu­ła ból w całym ciele.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hej, Edwar­dzie!

 

Dzię­ku­ję za po­zy­tyw­ną opi­nię i za klika do bi­blio­te­ki :). Sta­ra­łam się po­pra­wić wszyst­kie rze­czy, które wy­da­ły Ci się nie­ja­sne przy becie, mam na­dzie­ję, że jakoś mi to wy­szło :).

 

Cześć, SNDWLKR!

 

Dzię­ku­ję Ci za ko­men­tarz i wszyst­kie uwagi. Miło mi, że spodo­bał Ci się wy­kre­owa­ny świat :).

Fak­tycz­nie można było po­cią­gnąć opo­wia­da­nie dalej, ale wy­da­je mi się, że mo­gła­by wyjść z tego osob­na hi­sto­ria ;-). Mia­łam na­dzie­ję, że ten dia­log na końcu tro­chę su­ge­ru­je, że w dal­szej roz­mo­wie, Far­ray po­wie­dzia­ła­by Zi­xo­wi, co się do­kład­nie wy­da­rzy­ło. Z tym za­koń­cze­niem (epi­lo­giem) ogól­nie mia­łam duży pro­blem. Spę­dzi­łam nad nim sporo czasu, na­pi­sa­łam kilka wer­sji, ta i tak była naj­lep­sza. Mam na­dzie­ję, że w ko­lej­nych opo­wia­da­niach pój­dzie mi le­piej.

Za­mie­ni­łam słowa “ak­tyw­ny” i “ko­rzyst­ny” na bar­dziej pa­su­ją­ce i do­da­łam ogo­nek :).

 

Iyumi

Jak na pierw­szy tekst to fak­tycz­nie lek­kie pióro. Język i humor dość przy­stęp­ne, cie­ka­wy świat. Po­do­ba mi się zwłasz­cza, że lu­dzie z wio­sek po­strze­ga­ją wieże za coś zu­peł­nie in­ne­go niż gnomy, czę­sto w życiu wy­stę­pu­je taka róż­ni­ca per­spek­tyw. Naj­bar­dziej mnie za­uro­czy­ło pa­trze­nie przez Far­ray w niebo i ma­po­wa­nie gwiazd, to pięk­nie ujęta tę­sk­no­ta tej wy­jąt­ko­wej miesz­kan­ki pod­zie­mi za czymś tak róż­nym od lasu sta­lak­ty­tów ster­czą­ce­go z su­fi­tu prze­cięt­nej ja­ski­ni.

In­try­ga nie­zła – mię­dzy wy­na­laz­ki, gil­dię, ukry­wa­nie się przed wszyst­ki­mi na ze­wnątrz wieży wplo­tłaś zdra­dę i w końcu we­tknię­cie dłuta w nie­win­ne serce. Po­zor­nie po­tul­ny świat nagle spada na głowę jak źle ostę­plo­wa­ny tunel.

No i ten mio­tacz słoń­ca, maj­stersz­tyk! ;-)

 

Do mnie, moja pu­en­to..!

Aeoth

Dzię­ku­ję za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz! Cie­szę się, że mio­tacz Ci się spodo­bał :).

Muszę przy­znać, że je­stem pod wra­że­niem Two­jej in­ter­pre­ta­cji, na­praw­dę ład­nie na­pi­sa­ne. Ja my­śla­łam tro­chę po­dob­nie, ale na pewno nie po­tra­fi­ła­bym tego tak do­brze ubrać w słowa. Mam na­dzie­ję, że kie­dyś będę mogła prze­czy­tać Twój tekst :).

 

Nie za ma co! Mam kilka po­my­słów już, nie­dłu­go coś wrzu­cę. Oby czy­ta­ło się rów­nie do­brze. ^^

Do mnie, moja pu­en­to..!

Po­wo­dze­nia w pi­sa­niu! :)

Fajna hi­sto­ria, ale oba­wiam się, że nie do końca po­ję­łam za­leż­no­ści mię­dzy wieżą, miesz­kań­ca­mi wio­ski i gno­ma­mi. Ro­zu­miem, że ist­nia­ła stara prze­po­wied­nia, do któ­rej wio­sko­wi przy­wią­zy­wa­li duże zna­cze­nie, ale umknął mi powód, dla któ­re­go Far­ray pro­wa­dzi­ła prace w bu­dow­li.

Czy­ta­ło się nie­źle, a by­ło­by jesz­cze le­piej, gdyby wy­ko­na­nie nie po­zo­sta­wia­ło tak wiele do ży­cze­nia.

 

aby do­trzeć na swoje sta­no­wi­sko ob­ser­wa­cyj­ne. → Czy za­imek jest ko­niecz­ny?

Miej­sca­mi nad­uży­wasz za­im­ków.

 

cho­ciaż wy­da­wa­ło mu się, że po­ru­sza się w miej­scu. → A może: …cho­ciaż miał wra­że­nie, że po­ru­sza się w miej­scu.

 

Skie­ro­wał oczy ku górze i zo­ba­czył prze­klę­tą wieżę. → A może zwy­czaj­nie: Spoj­rzał ku górze i zo­ba­czył prze­klę­tą wieżę.

 

wy­ko­rzy­stu­ją do ro­bie­nia dla sie­bie po­ste­run­ków mo­ni­to­ro­wa­nia! → Nie wy­da­je mi się, aby mo­ni­to­ro­wa­nie było wła­ści­wym okre­śle­niem w tym tek­ście.

Pro­po­nu­ję: …wy­ko­rzy­stu­ją do ro­bie­nia dla sie­bie po­ste­run­ków ob­ser­wa­cyj­nych!

 

– Tak! Do­kład­nie ten! → – Tak! Wła­śnie ten!

Do­kład­nie! – Po­rad­nia ję­zy­ko­wa PWN

 

Prze­cież na pewno ktoś Cię zo­ba­czy!Prze­cież na pewno ktoś cię zo­ba­czy!

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie.

 

Far­ray za­gry­zła zęby.Far­ray za­ci­snę­ła zęby.

Można za­gryźć wargę, ale nie można za­gryźć zębów.

 

Tak się pod­eks­cy­to­wał, że za­po­mniał o swoim za­da­niu. → Czy za­imek jest ko­niecz­ny?

 

Na­stęp­ne­go dnia dwa gnomy za­bra­ły się za mon­taż.Na­stęp­ne­go dnia dwa gnomy za­bra­ły się do mon­ta­żu.

http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html

 

na­le­ża­ło wszyst­ko do­kład­nie prze­li­czyć i roz­mie­ścić z naj­wyż­szą pre­cy­zją. → Na czym po­le­ga wy­so­kość ore­cy­zji?

Pro­po­nu­ję: …wszyst­ko do­kład­nie prze­li­czyć i roz­mie­ścić z naj­więk­sza pre­cy­zją.

 

że każdy ła­du­nek jest we wła­ści­wym miej­scu i po­sia­da od­po­wied­nią moc… → Czy ła­du­nek może co­kol­wiek po­sia­dać?

Pro­po­nu­ję: …że każdy ła­du­nek o od­po­wied­niej mocy jest we wła­ści­wym miej­scu

 

Ostat­nio tylu zbó­jów się tu pląta… → Ostat­nio tylu zbó­jów się tu plą­cze

 

choć­by młoc­kar­nia. Bez niej pew­nie do dzi­siaj, całe zimy roz­bi­ja­li­by­śmy ziar­no ce­pa­mi! → Ani cep, ani młoc­kar­nia nie roz­bi­ja­ją zia­ren; one je wy­łu­sku­ją z kło­sów.

Pro­po­nu­ję w dru­gim zda­niu: Bez niej pew­nie do dzi­siaj, całe zimy wy­łu­ski­wa­li­by­śmy ziar­no ce­pa­mi!

 

„Zgod­nie z re­gu­ła­mi po­win­naś opu­ścić wieżę w sy­tu­acji za­gro­że­nia. Wy­buch­nie i na­uczy nie­gno­my, żeby w przy­szło­ści żad­nej nie do­ty­kać” – usły­sza­ła w gło­wie głos Zixa. – Zgod­nie z re­gu­ła­mi po­win­naś opu­ścić wieżę w sy­tu­acji za­gro­że­nia. Wy­buch­nie i na­uczy nie­gno­my, żeby w przy­szło­ści żad­nej nie do­ty­kać – usły­sza­ła w gło­wie głos Zixa.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać głosy w gło­wie.

 

mamy prze­ga­pić naj­cie­kaw­szą akcję? – od­padł Ge­rald. → Li­te­rów­ka.

 

– Ja pu­cu­ję, jak mnie za to nie wy­wa­lą z gil­dii, to je­stem nie­znisz­czal­na. Za­chi­cho­ta­ła ner­wo­wo. → – Ja pu­cu­ję, jak mnie za to nie wy­wa­lą z gil­dii, to je­stem nie­znisz­czal­na – za­chi­cho­ta­ła ner­wo­wo.

Chi­chot jest od­gło­sem pasz­czo­wym.

 

– Było warto, byłam wspa­nia­ła i ro­bi­łam wspa­nia­łe rze­czy. Je­stem le­gen­dą – po­my­śla­ła. → Źle za­pi­sa­ne my­śle­nie.

 

scho­wa­ła mio­tacz po­now­nie pod ster­tę koców… → …po­now­nie scho­wa­ła mio­tacz pod ster­tę koców

 

Może to wła­śnie to świa­tło je przy­cią­gnę­ło? → Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku.

 

Bu­dow­la była wy­so­ka, ale nie skan­da­licz­nie. → Na czy po­le­ga skan­da­licz­ność wy­so­ko­ści bu­dow­li?

 

za­su­nę­ła płytę i ru­nę­ła w dół… → Masło ma­śla­ne – czy mogła runąć w górę?

 

Razem z tym ga­mo­niem.”Razem z tym ga­mo­niem”.

Krop­kę sta­wia­my po za­mknię­ciu cu­dzy­sło­wu.

 

Czy Ty je­steś du­chem wieży?Czy ty je­steś du­chem wieży?

 

Po­czu­ła się przy­tło­czo­na od nad­mia­ru emo­cji.Po­czu­ła się przy­tło­czo­na nad­mia­rem emo­cji.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz i bar­dzo do­ce­niam ko­rek­tę błę­dów. Więk­szość po­pra­wi­łam, nie wszyst­kie tak jak su­ge­ro­wa­łaś, bo w nie­któ­rych przy­pad­kach bar­dziej mi pa­so­wa­ło inne sfor­mu­ło­wa­nie albo wy­szło­by po­wtó­rze­nie.

 

Fajna hi­sto­ria, ale oba­wiam się, że nie do końca po­ję­łam za­leż­no­ści mię­dzy wieżą, miesz­kań­ca­mi wio­ski i gno­ma­mi. Ro­zu­miem, że ist­nia­ła stara prze­po­wied­nia, do któ­rej wio­sko­wi przy­wią­zy­wa­li duże zna­cze­nie, ale umknął mi powód, dla któ­re­go Far­ray pro­wa­dzi­ła prace w bu­dow­li.

Cie­szę się, że hi­sto­ria Ci się spodo­ba­ła. To nie była prze­po­wied­nia, na­zwa­ła­bym to ra­czej za­bo­bo­nem. Gnomy miesz­ka­ły pod zie­mią, ale były stwo­rze­nia­mi cie­kaw­ski­mi, prze­pro­wa­dza­ły dużo eks­pe­ry­men­tów, a oprócz tego uwa­ża­ły, że wszyst­ko za­słu­gu­je na uwagę i wy­ma­ga zba­da­nia oraz udo­ku­men­to­wa­nia. Dla­te­go uży­wa­ły wież jako punk­tów, z któ­rych mogły ob­ser­wo­wać po­wierzch­nię, na przy­kład pod wzglę­dem róż­no­rod­no­ści ro­ślin­no­ści albo ukształ­to­wa­nia te­re­nu. Na tej pod­sta­wie mogły two­rzyć mapy, może za­pi­sy­wać zmia­ny po­go­dy albo pór roku. Wieże po­zwa­la­ły im także mo­ni­to­ro­wać ruchy ludzi oraz ich pod­słu­chi­wać w razie po­trze­by.

Jeśli cho­dzi o samą Far­ray to ob­ser­wo­wa­ła ruchy gwiazd i ro­bi­ła mapę nieba.

 

aby do­trzeć na swoje sta­no­wi­sko ob­ser­wa­cyj­ne. → Czy za­imek jest ko­niecz­ny?

Może nie jest ab­so­lut­nie nie­zbęd­ny, ale wy­da­je mi się, że po­pra­wia czy­tel­ność tek­stu. Dzię­ki niemu od razu wia­do­mo, że Ar­nold idzie tam, aby prze­jąć wartę, a nie na przy­kład po­in­for­mo­wać kogoś o roz­ka­zach albo po pro­stu się ogrzać.

 

Tak się pod­eks­cy­to­wał, że za­po­mniał o swoim za­da­niu. → Czy za­imek jest ko­niecz­ny?

Po­dob­nie jak wyżej. Pod­kre­śla, że to było jego (Ar­nol­da) zda­nie, a nie ja­kieś ogól­ne za­da­nie, które współ­dzie­li­li wszy­scy.

 

 – Zgod­nie z re­gu­ła­mi po­win­naś opu­ścić wieżę w sy­tu­acji za­gro­że­nia. Wy­buch­nie i na­uczy nie­gno­my, żeby w przy­szło­ści żad­nej nie do­ty­kać – usły­sza­ła w gło­wie głos Zixa.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać głosy w gło­wie.

Dzię­ku­ję za linka. Wy­da­je mi się, że zgod­nie z nim, po­win­nam za­pi­sać głosy w gło­wie jako po­łą­cze­nie myśli i dia­lo­gów. Dla­te­go do­da­łam jesz­cze cu­dzy­słów, bo tak za­pi­sy­wa­łam myśli w całym tek­ście.

 

za­su­nę­ła płytę i ru­nę­ła w dół… → Masło ma­śla­ne – czy mogła runąć w górę?

Nie można runąć w górę, ale wy­da­je mi się, że można runąć jako prze­wró­cić się (czyli hmmm… po łuku? :D).

W słow­ni­ku ję­zy­ka pol­skie­go “runąć w dół” jest po­da­ne jako po­praw­ne po­łą­cze­nie. Zo­bacz po­łą­cze­nia i pierw­szy cytat tutaj: https://wsjp.pl/haslo/podglad/21814/runac/4953715/spasc

 

Po­zdra­wiam i jesz­cze raz dzię­ku­ję za po­pra­wę błę­dów :).

 

Bar­dzo pro­szę, Iyumi. Miło mi, że mo­głam się przy­dać. I dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia. :)

Dodam, że moje uwagi to tylko su­ge­stie i pro­po­zy­cje. To jest Twoje opo­wia­da­nie i wy­łącz­nie od Cie­bie za­le­ży, ja­ki­mi sło­wa­mi bę­dzie na­pi­sa­ne.

 

W słow­ni­ku ję­zy­ka pol­skie­go “runąć w dół” jest po­da­ne jako po­praw­ne po­łą­cze­nie.

Nie­praw­da. Rze­czo­ny słow­nik de­fi­niu­je, że „runąć to bez­wład­nie spaść z dużej wy­so­ko­ści“. Na­tmiast ru­nię­cie w dół, nadal będę twier­dzić, jest ma­słem ma­śla­nym, nie­za­leż­nie od tego, w ja­kich przy­kła­dach ten zwrot bę­dzie cy­to­wa­ny.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nie­praw­da. Rze­czo­ny słow­nik de­fi­niu­je, że „runąć to bez­wład­nie spaść z dużej wy­so­ko­ści“. Na­to­miast ru­nię­cie w dół, nadal będę twier­dzić, jest ma­słem ma­śla­nym, nie­za­leż­nie od tego, w ja­kich przy­kła­dach ten zwrot bę­dzie cy­to­wa­ny.

Ro­zu­miem dla­cze­go tak uwa­żasz i zga­dzam się, że tro­chę tak jest. Mimo wszyst­ko, jakoś le­piej mi brzmi w tam­tym miej­scu “ru­nę­ła w dół” niż samo “ru­nę­ła”. W słow­ni­ku jest przy­kład po­łą­cze­nia “runąć na zie­mię; w dół”, więc za­kła­dam, że jest to do­pusz­czal­ne i zo­sta­wię :).

 

Chcia­ła­bym jed­no­cze­śnie pod­kre­ślić, że bar­dzo sobie cenię wszyst­kie Twoje uwagi. Uwa­żam, że bar­dziej świa­do­me uży­wa­nie wy­ra­zów i zwra­ca­nie więk­szej uwagi na błędy sty­li­stycz­ne, to jest wła­śnie coś, dzię­ki czemu two­rzy się lep­sze tek­sty :).

 

 

Fajne. Gra­tu­lu­ję uda­ne­go de­biu­tu.

Mimo wszyst­ko, jakoś le­piej mi brzmi w tam­tym miej­scu “ru­nę­ła w dół” niż samo “ru­nę­ła”. W słow­ni­ku jest przy­kład po­łą­cze­nia “runąć na zie­mię; w dół”, więc za­kła­dam, że jest to do­pusz­czal­ne i zo­sta­wię :).

Nie ro­zu­miem Two­je­go uporu, Iyumi, nie poj­mu­ję, jak we­dług Cie­bie może le­piej brzmieć sfor­mu­ło­wa­nie, które nie jest po­praw­ne. :(

Dodam jesz­cze, że ru­nię­cie w dół brzmi rów­nie fa­tal­nie, jak inny czę­sto po­wta­rza­ny ple­onazm: cofać się do tyłu. Ale jak już wspo­mnia­łam – to Twoje opo­wia­da­nie…

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wy­śli­zgnę­ła się przez otwór i przy­war­ła do ścia­ny, na­stęp­nie ostroż­nie za­su­nę­ła płytę i ru­nę­ła w dół, ści­ska­jąc w jed­nej ręce bombę.

Jesz­cze jeden za­gu­bio­ny prze­ci­nek… A gdyby na­pi­sać “ru­nę­ła z góry”? “W dół” mnie oso­bi­ście nie razi, ale istot­nie może być od­czy­ta­ne jako ple­onazm, a Reg ma lep­sze od mo­je­go wy­czu­cie ta­kich fraz. “Z góry” na pewno jest w po­rząd­ku, było cho­ciaż­by u Tu­wi­ma:

I “rota pli!”, i runął z góry

deszcz oło­wia­ny, ale złoty,

bo salwą bla­sków try­sło z luf.

Je­ka­te­ry­no­bur­skie zuchy,

trzy­dzie­sty siód­my pułk pie­cho­ty…

Przy oka­zji, Au­tor­ko, do­pie­ro się po­ła­pa­łem, że Ty je­steś Iyumi (przez wiel­kie “i”, a nie małe “L”). Tro­chę się zdzi­wi­łem, bo tamto wy­da­wa­ło mi się zwią­za­ne sło­wo­twór­czo ze świa­tłem, a to się z ni­czym nie ko­ja­rzy, ale prze­pra­szam za po­mył­kę!

Zacne opo­wia­da­nie, z cie­ka­wą, ale też nie­jed­no­znacz­ną bo­ha­ter­ką, pod­ziem­ną in­try­gą i nie­ba­nal­nym świa­to­twór­stwem. Ję­zy­ko­wo wy­ma­ga szli­fów, ale ogól­nie czyta się płyn­nie i przy­jem­nie. Do­ce­niam smacz­ki typu “tunel do po­ło­wy za­sy­pa­ny”.

 

Chcia­łem zwró­cić uwagę na:

– Nieco przy­cięż­ki ze wzglę­du na dłu­gość dia­log w dru­gim aka­pi­cie

– Nieco uboż­szy opis świa­ta ludzi, bo czy­tel­nik nie do końca ro­zu­mie, czemu lgną do wież, ale nie mają od­wa­gi ich sfor­so­wać, choć­by nawet wbrew na­ka­zom, żeby je ob­ra­bo­wać

– Czę­sto mia­łem wra­że­nie nad­mia­ru krót­kich zdań, nie­któ­re ustę­py wy­da­wa­ły mi się nieco uboż­sze pod wzglę­dem słow­nic­twa

– Dość zdaw­ko­wy opis wieży, tutaj można było wpro­wa­dzić jakiś cwan­cyk ar­chi­tek­to­nicz­ny

– Bo­ha­ter­ka dość bru­tal­nie za­bi­ja czło­wie­ka, za to życz­li­wie od­no­si się do Zixa, któ­re­go miała prawo po­dej­rze­wać o pomoc w za­ma­chu na jej pro­jekt

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nova, cie­szę się, że opo­wia­da­nie przy­pa­dło Ci do gustu :). Dzię­ku­ję!

 

Re­gu­la­to­rzy

Nie ro­zu­miem Two­je­go uporu, Iyumi, nie poj­mu­ję, jak we­dług Cie­bie może le­piej brzmieć sfor­mu­ło­wa­nie, które nie jest po­praw­ne. :(

Dodam jesz­cze, że ru­nię­cie w dół brzmi rów­nie fa­tal­nie, jak inny czę­sto po­wta­rza­ny ple­onazm: cofać się do tyłu.

Wła­śnie nie je­stem prze­ko­na­na, że jest nie­po­praw­ne, skoro w słow­ni­ku, przy­go­to­wa­nym przez In­sty­tut Ję­zy­ka Pol­skie­go Pol­skiej Aka­de­mii Nauk, po­da­ją “runąć w dół” jako przy­kład uży­cia słowa “runąć”.

Moim zda­niem spra­wa nie jest taka oczy­wi­sta jak z co­fa­niem, bo co­fa­nie jest bar­dzo jed­no­znacz­ne. Na­to­miast słowo “runąć” ma wiele zna­czeń. W tym słow­ni­ku, o któ­rym wspo­mnia­łam, jest ich pięć (https://wsjp.pl/haslo/podglad/21814/runac). Bu­dow­la może runąć czyli za­wa­lić się, ktoś może “runąć jak długi” czyli prze­wró­cić się, “runąć na wroga” czyli w sumie ruch w przód (co nam daje drugi kie­ru­nek, w któ­rym można runąć, oprócz tego w dół), no i można “runąć w prze­paść” czyli spaść. Dla­te­go wy­da­je mi się, że kon­tekst jest ważny. Nawet jeśli “runąć w dół”, po­sia­da nad­mia­ro­wą in­for­ma­cję, to uści­śla, ponad wszel­ką wąt­pli­wość, o jakie zna­cze­nie słowa cho­dzi, a to z kolei spra­wia, że tekst płyn­niej się czyta. Dla­te­go uwa­żam, że może to być kwe­stia gustu. Jed­nej oso­bie zwrot może prze­szka­dzać, bo bę­dzie uwa­ża­ła, że to ple­onazm. A komuś in­ne­mu doda kon­tekst i uła­twi wy­obra­że­nie sobie sceny.

Dzię­ki su­ge­stii Śli­ma­ka Za­gła­dy, po­my­śla­łam jesz­cze o innym zwro­cie, który też mi w miarę pa­su­je: “ru­nę­ła z kra­wę­dzi”. Mam na­dzie­ję, że to wer­sja, która jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca dla nas obu :).

 

Śli­ma­ku

Jesz­cze jeden za­gu­bio­ny prze­ci­nek…

Ech… :( Mam na­dzie­ję, że kie­dyś roz­miesz­cza­nie prze­cin­ków bę­dzie dla mnie bar­dziej in­tu­icyj­ne.

 

A gdyby na­pi­sać “ru­nę­ła z góry”?

Dzię­ku­ję za su­ge­stię. “Z góry” nie cał­kiem mi pa­so­wa­ło, ale myślę, że może “z kra­wę­dzi” bę­dzie dobre. Je­stem wdzięcz­na za pomoc :).

 

Przy oka­zji, Au­tor­ko, do­pie­ro się po­ła­pa­łem, że Ty je­steś Iyumi (przez wiel­kie “i”, a nie małe “L”). Tro­chę się zdzi­wi­łem, bo tamto wy­da­wa­ło mi się zwią­za­ne sło­wo­twór­czo ze świa­tłem, a to się z ni­czym nie ko­ja­rzy, ale prze­pra­szam za po­mył­kę!

Nie szko­dzi, to nie jest moje praw­dzi­we imię, więc nie je­stem do niego przy­wią­za­na ;-). Sko­ja­rze­nie ze świa­tłem mi się po­do­ba, szko­da, że sama na coś ta­kie­go nie wpa­dłam.

Ten login to nie był mój pierw­szy wybór. Zanim się zo­rien­to­wa­łam, że nie da się za­ło­żyć konta na gma­ila, to już trzy inne po­my­sły zmar­no­wa­łam. Kilka in­nych było za­ję­tych, więc mu­sia­łam im­pro­wi­zo­wać.

 

Gre­asy­Smo­oth

Dzię­ku­ję za po­zy­tyw­ną opi­nię i wszyst­kie uwagi, po­sta­ram się je uwzględ­nić przy pi­sa­niu ko­lej­nych tek­stów.

 

– Nieco przy­cięż­ki ze wzglę­du na dłu­gość dia­log w dru­gim aka­pi­cie

Sta­ra­łam się wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ka w me­cha­ni­zmy dzia­ła­ją­ce świa­tem i dodać tro­chę hi­sto­rii, a przy tym unik­nąć su­chych opi­sów. Widzę, że nie wy­szło mi to naj­le­piej, na­stęp­nym razem spró­bu­ję to jakoś daw­ko­wać w tek­ście.

 

– Nieco uboż­szy opis świa­ta ludzi, bo czy­tel­nik nie do końca ro­zu­mie, czemu lgną do wież, ale nie mają od­wa­gi ich sfor­so­wać, choć­by nawet wbrew na­ka­zom, żeby je ob­ra­bo­wać

Oba­wia­łam się, że prze­kro­czę limit zna­ków w kon­kur­sie i w związ­ku z tym opis świa­ta ludzi ogra­ni­czy­łam do mi­ni­mum, ale zdaję sobie spra­wę, że w związ­ku z tym wy­szedł zbyt ubogi i może tro­chę nie­zro­zu­mia­ły.

Lu­dzie sami bu­du­ją te wieże, więc wie­dzą, że nic do zra­bo­wa­nia w nich nie ma. Wie­dzą też, że jak się przy nich maj­stru­je to wy­bu­cha­ją. Wła­ści­wie nie ma po­wo­du, żeby je ru­szać.

 

– Czę­sto mia­łem wra­że­nie nad­mia­ru krót­kich zdań, nie­któ­re ustę­py wy­da­wa­ły mi się nieco uboż­sze pod wzglę­dem słow­nic­twa

Moim pro­ble­mem za­wsze były zbyt dłu­gie i zło­żo­ne zda­nia, dla­te­go zwy­kle sta­ram się je skra­cać. Chyba tym razem prze­sa­dzi­łam w drugą stro­nę :(.

 

– Bo­ha­ter­ka dość bru­tal­nie za­bi­ja czło­wie­ka, za to życz­li­wie od­no­si się do Zixa, któ­re­go miała prawo po­dej­rze­wać o pomoc w za­ma­chu na jej pro­jekt

Far­ray nie za­bi­ła czło­wie­ka dla­te­go, że była agre­syw­na i mor­der­stwo nie sta­no­wi­ło dla niej pro­ble­mu. Ona go za­bi­ła dla­te­go, bo chcia­ła być od­po­wie­dzial­na i uzna­ła to za ko­niecz­ne, aby utrzy­mać ta­jem­ni­cę na temat wież i gno­mów. Gnomy nie ży­wi­ły szcze­gól­nej sym­pa­tii do ludzi, wy­ko­rzy­sty­wa­ły ich tylko. Za­uważ, że lu­dzie byli, w po­rów­na­niu z gno­ma­mi, sto­sun­ko­wo pry­mi­tyw­ni. Poza tym gnomy żyły setki lat, lu­dzie kil­ka­dzie­siąt, z jej per­spek­ty­wy, on i tak by już długo nie pożył ;-).

Far­ray była skłon­na do ry­zy­ka i może cza­sem lek­ko­myśl­na, ale wy­ni­ka­ło to z tego, że była żądna wie­dzy. Oszczę­dze­nie czło­wie­ka nie da­ło­by jej wiel­kich ko­rzy­ści, poza bra­kiem wy­rzu­tów su­mie­nia, a te mo­gły­by być więk­sze, gdyby po­zo­sta­wi­ła go przy życiu. Na­ra­zi­ła­by wtedy inne gnomy i ich ba­da­nia.

Na­to­miast Zix był jej ko­le­gą i do­brze go znała. Mogła przy­pusz­czać, że on chciał się jej po­zbyć, ale nie miała na to żad­nych kon­kret­nych do­wo­dów. Wy­da­je mi się, że nie była dla niego szcze­gól­nie życz­li­wa, ra­czej neu­tral­na.

 

Moje uwagi są tylko uwa­ga­mi, to jest spra­wa­mi, które zwró­ci­ły moją uwagę pod­czas czy­ta­nia, ale nie mogę nawet po­wie­dzieć, że to błędy, albo coś, nad czym mu­sisz ko­niecz­nie pra­co­wać :) Ale dzię­ku­ję za szcze­gó­ło­we od­nie­sie­nie się. 

 

Co do ostat­nie­go – ro­zu­miem Twoją ar­gu­men­ta­cję na po­zio­mie świa­to­twór­czym, ale nie do końca na po­zio­mie psy­cho­lo­gicz­nym. Jed­nak za­bra­kło mi ja­kie­goś ele­men­tu typu, że bie­rze głę­bo­ki wdech i mówi sobie, no sama ro­zu­miesz, on musi umrzeć i potem ma wy­rzu­ty su­mie­nia. Jed­nak to nagłe wbi­cie tego dłuta ude­rza mnie jako nie­spój­ne z po­sta­cią.

 

Z kolei spo­dzie­wał­bym się, że po tej sy­tu­acji ona bę­dzie nieco pa­ra­no­icz­na, nawet spo­ty­ka­jąc kogoś, kogo zna. On kwe­stio­no­wał jej de­cy­zję, więc tym bar­dziej mógł pomóc za­sta­wić na nią pu­łap­kę.

 

Ale to może ja, nie je­stem za­wo­do­wym kry­ty­kiem ani re­dak­to­rem :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Wła­śnie nie je­stem prze­ko­na­na, że jest nie­po­praw­ne, skoro w słow­ni­ku, przy­go­to­wa­nym przez In­sty­tut Ję­zy­ka Pol­skie­go Pol­skiej Aka­de­mii Nauk, po­da­ją “runąć w dół” jako przy­kład uży­cia słowa “runąć”.

Iyumi, cy­ta­ty po­da­ne w słow­ni­ku nie za­wsze są przy­kła­da­mi po­praw­nie uży­tych słów/ wy­ra­żeń, a tylko cy­ta­ta­mi ilu­stru­ją­cy­mi uży­cie da­nych słów/ zwro­tów. Nie jest to rów­no­znacz­ne z tym, że skoro pewni au­to­rzy, kie­dyś tak je na­pi­sa­li, zro­bi­li to cał­kiem po­praw­nie.

 

Moim zda­niem spra­wa nie jest taka oczy­wi­sta jak z co­fa­niem, bo co­fa­nie jest bar­dzo jed­no­znacz­ne. Na­to­miast słowo “runąć” ma wiele zna­czeń. W tym słow­ni­ku, o któ­rym wspo­mnia­łam, jest ich pięć…

Słowo runąć jest rów­nie jed­no­znacz­ne jak cofać. Nie można runąć do góry, tak jak nie można cofać do przo­du.

Ow­szem, słowa runąć uży­wa­my w róż­nych oko­licz­no­ściach: mó­wi­my „wy­sa­dzo­no stary bu­dy­nek, który runął”, „w cza­sie burzy ru­nę­ło wiele drzew”, „od skały ode­rwał się wiel­ki ka­mień i runął na drogę”, „Adaś po­cią­gnął obrus i cała za­sta­wa ru­nę­ła na pod­ło­gę” – opi­su­jąc różne wy­da­rze­nia, za każ­dym razem mó­wi­my o czymś co za­wa­li­ło się/ spa­dło/ prze­wró­ci­ło się/ ru­nę­ło. I nic w tych przy­kła­dach nie zwa­li­ło się do góry, nie spa­dło do góry, nie prze­wró­ci­ło się do góry, nie ru­nę­ło do góry.

A słowo cofać nie jest, jak twier­dzisz „bar­dzo jed­no­znacz­ne” – bo można cofać po­jazd, można cofać się w roz­wo­ju, można cof­nąć dane komuś słowo, można cof­nąć obiet­ni­cę, można wy­co­fać się z ja­kie­goś przed­się­wzię­cia – i o żad­nej z tych oko­licz­no­ści nie po­wiesz, że coś po­su­nę­ło się do przo­du. Bo cofać do przo­durunąć w dół to ple­ona­zmy, po­pu­lar­ne masło ma­śla­ne, czyli słowa, które mówią to samo.

 

…“runąć na wroga” czyli w sumie ruch w przód (co nam daje drugi kie­ru­nek, w któ­rym można runąć…

Runąć na wroga to nie ruch w przód. Ru­nię­cie na wroga to nagłe i nie­spo­dzie­wa­nie spad­nię­cie na niego wiel­ką siłą i do­ko­na­nie po­gro­mu, roz­bi­cie w puch, po­ko­na­nie. Tak jak la­wi­na, która zmia­ta wszyst­ko na swej dro­dze, sunie przed sie­bie, ale spada z góry i po­su­wa się w dół.

 

Nawet jeśli “runąć w dół”, po­sia­da nad­mia­ro­wą in­for­ma­cję, to uści­śla, ponad wszel­ką wąt­pli­wość, o jakie zna­cze­nie słowa cho­dzi, a to z kolei spra­wia, że tekst płyn­niej się czyta. Dla­te­go uwa­żam, że może to być kwe­stia gustu. Jed­nej oso­bie zwrot może prze­szka­dzać, bo bę­dzie uwa­ża­ła, że to ple­onazm. A komuś in­ne­mu doda kon­tekst i uła­twi wy­obra­że­nie sobie sceny.

Nie­praw­da, taki zwrot ni­cze­go nie uści­śla, bo tu nie ma żad­nych wąt­pli­wo­ści – nie można runąć w górę. W Twoim opo­wia­da­niu Far­ray stoi na szczy­cie wieży, więc skoro pi­szesz, że ru­nę­ła, to czy­tel­nik chyba nie jest aż tak nie­roz­gar­nię­ty, by po­my­śleć, że po­le­cia­ła gdzieś w bok albo w górę.

I nie, ple­ona­zmy nie są kwe­stią gustu i przy­naj­mniej w moim przy­pad­ku ni­cze­go nie uspraw­nia­ją. Nie czy­tam płyn­niej zdań, w któ­rych autor, jak dzia­dek kro­wie na gra­ni­cy, do­po­wia­da czy­tel­ni­ko­wi, że coś ru­nę­ło w dół. Po­wta­rzam – czy­tel­nik nie jest „gupi”.

 

Iyumi, liczę się z tym, że nie zdo­łam Cię prze­ko­nać, więc za­koń­czę tra­dy­cyj­nie: To Twoje opo­wia­da­nie…

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cie­szę się, że wpro­wa­dzi­łaś po­praw­ki z bety, bo to na­praw­dę dało dużo i opo­wia­da­nie, które było dobre, stało się jesz­cze lep­sze.

Tekst bar­dzo przy­padł mi do gustu. Czy­ta­ło się płyn­nie i z za­in­te­re­so­wa­niem. Je­dy­ne, na co mógł­bym na­rze­kać, to że chęt­nie do­wie­dział­bym się wię­cej o świe­cie przed­sta­wio­nym.

Świet­ny de­biut! Cze­kam na wię­cej Two­ich prac.

XXI cen­tu­ry is a fuc­king fa­ilu­re!

Gre­asy­Smo­oth

Moje uwagi są tylko uwa­ga­mi, to jest spra­wa­mi, które zwró­ci­ły moją uwagę pod­czas czy­ta­nia, ale nie mogę nawet po­wie­dzieć, że to błędy, albo coś, nad czym mu­sisz ko­niecz­nie pra­co­wać :)

Zdaję sobie z tego spra­wę, ale uwa­żam, że takie uwagi są cenne i to, w jaki spo­sób czy­tel­nik ode­brał tekst, jest istot­ne. Dla­te­go cie­szę się, że wy­pi­sa­łeś mi rze­czy, co do któ­rych mia­łeś wąt­pli­wo­ści, bo to daje mi szan­sę na po­pra­wę w tych aspek­tach i lep­szy od­biór moich tek­stów w przy­szło­ści :).

 

Co do ostat­nie­go – ro­zu­miem Twoją ar­gu­men­ta­cję na po­zio­mie świa­to­twór­czym, ale nie do końca na po­zio­mie psy­cho­lo­gicz­nym. Jed­nak za­bra­kło mi ja­kie­goś ele­men­tu typu, że bie­rze głę­bo­ki wdech i mówi sobie, no sama ro­zu­miesz, on musi umrzeć i potem ma wy­rzu­ty su­mie­nia. Jed­nak to nagłe wbi­cie tego dłuta ude­rza mnie jako nie­spój­ne z po­sta­cią.

Ro­zu­miem o co Ci cho­dzi, myślę, że może mo­głam le­piej po­ka­zać jej stan emo­cjo­nal­ny.

Jeśli cho­dzi o ten głę­bo­ki wdech to mia­łam na­dzie­ję, że po­dob­ne wra­że­nie da ten frag­ment: “Dużo myśli prze­pły­nę­ło Far­ray przez głowę. Ura­to­wał jej życie, ale wi­dział zde­cy­do­wa­nie za dużo. Po­czu­ła się przy­tło­czo­na nad­mia­rem emo­cji.”. No i potem jesz­cze po­je­dyn­cza łza spły­wa jej po po­licz­ku i prze­ko­nu­je sie­bie, że nie­wy­ba­czal­nym błę­dem by­ło­by zo­sta­wie­nie czło­wie­ka przy życiu. Nawet my­śla­łam, żeby dalej to kon­ty­nu­ować i jesz­cze wspo­mnieć o tym do Zixa, ale nie mia­łam po­my­słu jak to zro­bić na­tu­ral­nie i nie chcia­łam też zbyt­nio prze­dłu­żać koń­ców­ki.

 

Z kolei spo­dzie­wał­bym się, że po tej sy­tu­acji ona bę­dzie nieco pa­ra­no­icz­na, nawet spo­ty­ka­jąc kogoś, kogo zna. On kwe­stio­no­wał jej de­cy­zję, więc tym bar­dziej mógł pomóc za­sta­wić na nią pu­łap­kę.

Tak, fak­tycz­nie, mo­gło­by tak być. Moje wy­obra­że­nie o gno­mach, w tym opo­wia­da­niu, było takie, że były spryt­ne i mogły być pod­stęp­ne, ale nie mor­do­wa­ły się tak bez­po­śred­nio.

 

Re­gu­la­to­rzy

Chcia­łam za­uwa­żyć, że jedna z de­fi­ni­cji słowa "runąć" brzmi "gwał­tow­nie z wiel­ką siłą ru­szyć w ja­kimś kie­run­ku", jakiś kie­ru­nek to może być na przy­kład przód, tył, bok. Od­no­sze­nie się wy­łącz­nie do ru­nię­cia w górę, spro­wa­dza me­ry­to­rycz­ną dys­ku­sję do ab­sur­du.

 

Zga­dzam się, że dal­sza dys­ku­sja nie ma sensu. Widać, że masz bar­dzo mocną opi­nię na ten temat.

Ja o Tobie nic nie wiem, a po­da­ne prze­ze mnie źró­dło, jest dzie­łem ję­zy­ko­znaw­ców z In­sty­tu­tu Ję­zy­ka Pol­skie­go Pol­skiej Aka­de­mii Nauk, dla­te­go, jest dla mnie bar­dziej wia­ry­god­ne. Trud­no mi uwie­rzyć, że ję­zy­ko­znaw­cy po­da­li­by "runąć w dół" jako przy­kła­do­we po­łą­cze­nie z in­ny­mi wy­ra­za­mi, a na­stęp­nie cytat z książ­ki “21:37" Ma­riu­sza Czu­ba­ja: “Męż­czy­zna wspiął się na ba­rier­kę, roz­ło­żył ręce i runął w dół. Krzy­ki ob­ser­wa­to­rów za­głu­szy­ły od­głos upad­ku.“ jako przy­kła­do­we uży­cie, gdyby uzna­wa­li to za błąd ję­zy­ko­wy. Oczy­wi­ście ję­zy­ko­znaw­cy też mogą się mylić. Dla­te­go, gdy­byś dys­po­no­wa­ła ja­ki­miś ma­te­ria­ła­mi na­uko­wy­mi, na po­par­cie swo­jej tezy, to można by się za­sta­na­wiać, które źró­dła są bar­dziej wia­ry­god­ne. W prze­ciw­nym razie dal­sza dys­ku­sja nie ma sensu, bo opie­rasz się tylko na Two­jej opi­nii, którą wy­da­jesz się przed­sta­wiać jako fakt. Zwrot może Ci się nie po­do­bać i może Cię razić, ale to tro­chę mało, żeby uznać go, je­dy­nie na tej pod­sta­wie, za błęd­ny.

 

Ja je­stem na­praw­dę otwar­ta na su­ge­stie. Zdaję sobie spra­wę, że po­peł­niam dużo błę­dów i pró­bu­ję nad nimi pra­co­wać. Nawet zmie­ni­łam to "ru­nę­ła w dół" na "ru­nę­ła z kra­wę­dzi", ale nie uwa­żam, że po­win­no się uzna­wać coś za błąd ję­zy­ko­wy, tylko na pod­sta­wie czy­jejś opi­nii. Szcze­gól­nie, jeśli wy­da­je się, że ję­zy­ko­znaw­cy się z tym nie zga­dza­ją. Chęt­nie zmie­nię zda­nie, jeśli je­steś w sta­nie od­nieść się do ja­kichś wia­ry­god­nych źró­deł albo opi­nii eks­per­tów.

 

Caern

Cie­szę się, że wpa­dłeś i je­steś za­do­wo­lo­ny z po­pra­wek :). Muszę po­wie­dzieć, że byłam na­praw­dę za­chwy­co­na całym pro­ce­sem be­to­wa­nia. Nie wie­dzia­łam czego się spo­dzie­wać i czy ktoś się zgło­si, żeby przej­rzeć mój tekst. Osta­tecz­nie mia­łam aż czte­rech be­tu­ją­cych i moje wra­że­nie było takie, że każdy spoj­rzał na to opo­wia­da­nie z tro­chę innej stro­ny i dzię­ki temu wiele rze­czy udało się do­pra­co­wać :).

 

Chęt­nie zmie­nię zda­nie, jeśli je­steś w sta­nie od­nieść się do ja­kichś wia­ry­god­nych źró­deł albo opi­nii eks­per­tów.

Iyumi, stra­ci­łam cały zapał i już mi się nie chce. Mogę tylko ży­czyć Ci owoc­nej współ­pra­cy z ję­zy­ko­znaw­ca­mi z In­sty­tu­tu Ję­zy­ka Pol­skie­go Pol­skiej Aka­de­mii Nauk.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

To może do­rzu­cę coś od sie­bie, bo aku­rat pro­blem mnie za­cie­ka­wił i zro­bi­łem mały prze­gląd źró­deł.

Po pierw­sze: oka­zu­je się, że w Kwia­tach pol­skich oło­wia­ny deszcz “plu­nął z roty”, czyli to w ogóle nie jest na temat, zbyt nie­do­kład­nie za­pa­mię­ta­łem ten cytat z Tu­wi­ma.

Nie udało mi się zna­leźć opi­nii ję­zy­ko­znaw­czej, która od­no­si­ła­by się do frazy “runąć w dół” – ani w ode­rwa­niu, ani nawet na li­ście ple­ona­zmów. Nie zna­czy to oczy­wi­ście, że takie źró­dło ni­g­dzie nie ist­nie­je, ale nie by­ło­by to szcze­gól­nie dziw­ne. Osta­tecz­nie licz­ba moż­li­wych ko­lo­ka­cji w pol­sz­czyź­nie to co naj­mniej setki mi­liar­dów (ostroż­nie sza­cu­ję z dołu) i nie da się omó­wić wszyst­kich. Za­le­ży czę­sto od in­dy­wi­du­al­nych umie­jęt­no­ści au­to­ra, jakie frazy uzna za godne wy­ko­rzy­sta­nia, a jakie od­rzu­ci; i ta­ki­mi umie­jęt­no­ścia­mi sta­ra­my się ze sobą dzie­lić, co chyba jest cie­kaw­sze niż po­wie­la­nie tre­ści łatwo do­stęp­nych w źró­dłach.

Przy­pad­ków uży­cia “runąć w dół” zna­la­złem nie­wie­le, ale tro­chę jed­nak tak, w tym przy­naj­mniej jedno u au­to­ra uzna­nej marki – Mi­cha­ła Cho­ro­mań­skie­go:

Wi­dział ponad sobą to­wa­rzy­sza, który zro­bił nie­pra­wi­dło­wy chwyt, na­tknął się na wy­pu­kłą ścia­nę, ścia­na od­py­cha­ła go w pierś, i to­wa­rzysz bez­sku­tecz­nie przez trzy mi­nu­ty usi­ło­wał pod­cią­gnąć się na rę­kach. Potem bar­dzo po­wo­li, ze wznie­sio­ny­mi rę­ka­mi, od­padł od ścia­ny i runął w dół.

Wy­glą­da mi na to, że fraza ta wy­stę­pu­je głów­nie, może wy­łącz­nie, w kon­tek­ście wspi­nacz­ki (bo tu­ry­sta czy ta­ter­nik może runąć w miej­scu, “jak długi”, po­tknąć się po pro­stu i prze­wró­cić, co na­le­ży od­róż­niać od upad­ku i lotu) oraz lot­nic­twa (bo sa­mo­lot może runąć na­przód, ewen­tu­al­nie na wroga – je­że­li my­śli­wiec). Ra­czej bym jej uni­kał, po­nie­waż gdy cza­sow­nik “runąć” po­trze­bu­je do­po­wie­dze­nia, zwy­kle łatwo to zro­bić w spo­sób nie­bu­dzą­cy po­dej­rzeń o ple­onazm i bo­gat­szy zna­cze­nio­wo: runąć w prze­paść, w ot­chłań, za kimś, przez mgłę, klnąc pod nosem, bez krzy­ku, bez na­dziei ra­tun­ku, jak głaz, głową w dół, ob­ra­ca­jąc się w po­wie­trzu, ze wzdy­ma­ją­cą się su­kien­ką… Rów­nież Twoje “z kra­wę­dzi” po­do­ba mi się zde­cy­do­wa­nie bar­dziej niż pier­wot­na wer­sja.

Też wy­da­je mi się in­te­re­su­ją­ce, czy fraza jest błęd­na, czy nie. Faj­nie, że udało Ci się zna­leźć wię­cej in­for­ma­cji na ten temat. Spró­bu­ję jesz­cze zadać py­ta­nie w Po­rad­ni Ję­zy­ko­wej PWN. Widzę, że obec­nie limit porad jest wy­czer­pa­ny. Nie wiem jak czę­sto się od­świe­ża, ale jeśli kie­dyś mi się uda, to dam znać.

 

Na temat ple­ona­zmów ogól­nie, jesz­cze zna­la­złam w po­rad­ni wy­po­wiedź prof. Mi­ro­sła­wa Bańko (źró­dło https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/jeszcze-o-pleonazmach;13540.html):

Nie je­stem wdzięcz­nym roz­mów­cą, jeśli cho­dzi o kry­ty­kę ple­ona­zmów i tau­to­lo­gii. Licz­ne moje wy­po­wie­dzi na ich temat, opu­bli­ko­wa­ne w po­rad­ni, świad­czą o tym, że tro­pie­nie kon­struk­cji ple­ona­stycz­nych i tau­to­lo­gicz­nych uwa­żam za ro­dzaj ma­łost­ko­wo­ści, wy­ni­ka­ją­cej z prze­ce­nia­nia czyn­ni­ków lo­gicz­nych w ję­zy­ku. Wy­strze­gać się trze­ba kla­sycz­nych ple­ona­zmów, ta­kich jak cof­nąć się do tyłu lub wró­cić z po­wro­tem. Licz­ne inne przy­kła­dy du­blo­wa­nia sen­sów można apro­bo­wać czy to dla­te­go, że służą eks­pre­sji, czy też po pro­stu ze wzglę­du na zwy­czaj ję­zy­ko­wy.

 

Zga­dzam się jed­nak, że może być bez­piecz­niej frazy nie uży­wać. Nawet jeśli nie jest błęd­na, ale u nie­któ­rych budzi wąt­pli­wo­ści, to może wpły­nąć na od­biór tek­stu. A szko­da, żeby komuś czy­ta­ło się go­rzej przez taki dro­biazg.

 

Zde­cy­do­wa­nie lubię roz­bie­rać takie za­gad­nie­nia, wy­czu­wam więc tutaj pewną wspól­no­tę myśli! Po­da­na wy­po­wiedź moim zda­niem wpi­su­je się w szer­szy nurt tego, że gra­ni­ca mię­dzy uchy­bie­nia­mi ję­zy­ko­wy­mi a środ­ka­mi sty­li­stycz­ny­mi jest płyn­na, czy w innym uję­ciu – uchy­bie­nie świa­do­mie wpro­wa­dzo­ne staje się na­rzę­dziem sty­li­stycz­nym. To do­ty­czy nie tylko ple­ona­zmów czy tau­to­lo­gii, ale też choć­by zeugm, a ana­ko­lu­tów to już nie­ja­ko z de­fi­ni­cji. Na­tu­ral­nie na au­to­rze spo­czy­wa wtedy pełna od­po­wie­dzial­ność za to, żeby czy­tel­nik mógł do­strzec ce­lo­wość dzia­ła­nia. Nie wska­zy­wa­łem tego wcze­śniej, nie chcąc się nad­mier­nie roz­pi­sy­wać, ale za­uważ, że wła­śnie taki cha­rak­ter ma przy­to­czo­ny prze­ze mnie frag­ment z Cho­ro­mań­skie­go. Uwa­żam, że pi­sarz świa­do­mie oparł jego kon­struk­cję na po­wtó­rze­niach i ple­ona­zmach – praw­do­po­dob­nie pró­bu­jąc od­zwier­cie­dlić owym “du­blo­wa­niem sen­sów” to, jak nie­za­tar­cie opi­sy­wa­ny obraz utrwa­lił się w gło­wie bo­ha­te­ra:

Wi­dział ponad sobą to­wa­rzy­sza, który zro­bił nie­pra­wi­dło­wy chwyt, na­tknął się na wy­pu­kłą ścia­nę, ścia­na od­py­cha­ła go w pierś, i to­wa­rzysz bez­sku­tecz­nie przez trzy mi­nu­ty usi­ło­wał pod­cią­gnąć się na rę­kach. Potem bar­dzo po­wo­li, ze wznie­sio­ny­mi rę­ka­mi, od­padł od ścia­nyrunął w dół.

W każ­dym razie zwy­kle po­le­ca­na ko­lej­ność roz­wo­ju jest taka, aby naj­pierw opa­no­wać pra­wi­dła, a potem, zbli­ża­jąc się do wy­bit­no­ści, do­pie­ro pró­bo­wać je świa­do­mie na­ru­szać w okre­ślo­nych ce­lach. Za­pew­ne osoby cie­szą­ce się wy­jąt­ko­wą in­tu­icją ję­zy­ko­wą mogą czę­ścio­wo prze­sko­czyć ten etap.

Nawet jeśli nie jest błęd­na, ale u nie­któ­rych budzi wąt­pli­wo­ści, to może wpły­nąć na od­biór tek­stu. A szko­da, żeby komuś czy­ta­ło się go­rzej przez taki dro­biazg.

Do­kład­nie! Teraz mi to jesz­cze przy­po­mnij, kiedy będę za­wzię­cie bro­nił ja­kiejś ory­gi­nal­nej kon­struk­cji we wła­snym opo­wia­da­niu…

Zde­cy­do­wa­nie lubię roz­bie­rać takie za­gad­nie­nia, wy­czu­wam więc tutaj pewną wspól­no­tę myśli!

:) Chcia­ła­bym, żeby tak było! Po­ru­sza­ne przez Cie­bie te­ma­ty są dla mnie in­te­re­su­ją­ce, ale nie­ste­ty, dużo mi jesz­cze bra­ku­je, żeby być w sta­nie dys­ku­to­wać na Twoim po­zio­mie. Ja je­stem na eta­pie po­zna­wa­nia zasad in­ter­punk­cji ;-).

Wy­da­je mi się, że u mnie to bar­dziej kwe­stia tego, że nie lubię nie­pew­no­ści i pod­cho­dzę do pro­ble­mów ma­te­ma­tycz­nie. Pa­trzę na do­wo­dy i lubię, jak wynik jest jed­no­znacz­ny :). Oczy­wi­ście w li­te­ra­tu­rze to wszyst­ko nie jest takie pro­ste, bo dużo rze­czy jest płyn­nych, do­pusz­czal­ne jest na­ru­sza­nie pew­nych zasad, żeby osią­gnąć okre­ślo­ne cele. Tak jak na­pi­sa­łeś. To wszyst­ko wy­da­je mi się fa­scy­nu­ją­ce, ale nie jest dla mnie takie zu­peł­nie na­tu­ral­ne.

 

Na­wią­zu­jąc jesz­cze do ru­nię­cia w dół. Będąc na stro­nie PWN, w celu przej­rze­nia po­rad­ni, na­tknę­łam się na Kor­pus Ję­zy­ka Pol­skie­go PWN (https://sjp.pwn.pl/korpus). O któ­rym sami piszą, mię­dzy in­ny­mi:

Nasz kor­pus tek­stów pol­skich to frag­ment słow­ni­ko­wej kuch­ni, czyli au­ten­tycz­ny ma­te­riał ję­zy­ko­wy, na któ­re­go pod­sta­wie opi­su­je­my zna­cze­nia słów i kon­struk­cji. Po­je­dyn­cze zda­nia z tek­stów kor­pu­su za­miesz­cza­my w słow­ni­kach jako przy­kła­dy ilu­stru­ją­ce zna­cze­nia.

Dla każ­de­go słowa po­da­ją “au­ten­tycz­ne przy­kła­dy uży­cia w pi­śmie i mowie“. Za­kła­dam, że skoro na pod­sta­wie tych ma­te­ria­łów opi­su­ją zna­cze­nie słów i kon­struk­cji, to jed­nak nie po­da­ją tam błęd­ne­go uży­cia słów. W przy­kła­dach dla słowa “runąć”, fraza “runąć w dół” wy­stę­pu­je 22 razy. Oto kilka z nich (wię­cej tutaj https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/run%C4%85%C4%87;1.html):

… Upadł trze­cie­go dnia, noga ob­su­nę­ła się po ścia­nie le­śne­go jaru, runął w dół.

Wpadł twa­rzą w błoto, za­le­ga­ją­ce dno dołu. Wstał…

… wię­cej w po­ło­wie mostu ostry skręt kie­row­ni­cą. Wóz zła­mał ba­rie­rę; runął w dół. Do­pie­ro po dłu­giej chwi­li zja­wi­ły się w tym…

… tłu­mem na­past­ni­ków na Wieży Św. Mi­ko­ła­ja, aż uległ prze­mo­cy i runął z wy­so­ko­ści w dół, na błoto przy­ko­ściel­nej ulicy. Wspo­mniał, jak…

… na bilon jak sęp na pa­dli­nę, wy­grze­bał dwie pięć­dzie­się­cio­gro­szów­ki i runął w dół po scho­dach. Po­bla­dły nieco i wy­trą­co­ny z rytmu…

… atra­men­to­we niebo jak gdyby się roz­war­ło i po­to­ki żół­to­sza­rej wody ru­nę­ły w dół. Już w ciągu se­kun­dy ulice po­kry­ły się spie­nio­ny­mi…

 

Nie świad­czy to jesz­cze o tym, że fraza nie jest ple­ona­zmem, ale są też przy­kła­dy ru­nię­cia w innym kie­run­ku:

… tego nie zmie­ni. Chyba że krew twoja…

Penge Afra sko­czył. Runął w bok, ku to­po­ro­wi. Li­czył pew­nie, że za­my­ślo­ny i roz­ga­da­ny…

… krok. Pałka za­czę­ła opa­dać wprost na wy­cią­gnię­tą rękę. Doron syk­nął, runął w bok, prze­tur­lał się po tra­wie. Wstał, ale żoł­nierz już…

… cię­ża­rem jest na końcu ba­gne­tu, uchwy­cił chwi­lę spo­sob­ną, odbił i runął na­przód. Ka­ra­bin mógł­by prze­wlec przez czło­wie­ka przy takim wy­pa­dzie.

Mo­to­wił­ło…

… Ży­we­go!

Bali się. Jego śmierć to śmierć bana. Jego życie… Runął do przo­du. Od­ciął wy­cią­ga­ją­cą się ku niemu dłoń, kop­nia­kiem od­rzu­cił…

… ho-ho­nie!… Sło­nio­cy! Sło­nio­cy!

– Sło­nio­cy!!! – ryk­nął nagle okrop­nie.

Za­wró­cił i runął przed sie­bie w pa­nicz­nej uciecz­ce, krzy­cząc prze­raź­li­wie:

– Sło­nio­cy!!! Sło­nio­cy!!!…

Cudem…

Pod­su­mo­wu­jąc, zna­leź­li­śmy kilka źró­deł, które su­ge­ru­ją, że uży­wa­nie frazy “runąć w dół” nie jest błę­dem, być może fraza nie jest nawet ple­ona­zmem (a we­dług pro­fe­so­ra Bańko nawet gdyby była, to nie­ko­niecz­nie czy­ni­ło­by ją błęd­ną).

 

Do­kład­nie! Teraz mi to jesz­cze przy­po­mnij, kiedy będę za­wzię­cie bro­nił ja­kiejś ory­gi­nal­nej kon­struk­cji we wła­snym opo­wia­da­niu…

Mi się bar­dzo spodo­ba­ło, jak ktoś na­pi­sał pod ko­men­ta­rzem do swo­je­go opo­wia­da­nia, że czy­tel­nik ma za­wsze rację. Po­my­śla­łam sobie wtedy, że też będę sta­ra­ła się my­śleć w ten spo­sób :).

Wy­da­je mi się, że u mnie to bar­dziej kwe­stia tego, że nie lubię nie­pew­no­ści i pod­cho­dzę do pro­ble­mów ma­te­ma­tycz­nie. Pa­trzę na do­wo­dy i lubię jak wynik jest jed­no­znacz­ny :).

Mam tak samo! Cho­ciaż – może się zdzi­wisz – bar­dziej mi to prze­szka­dza w in­for­ma­ty­ce niż w fi­lo­lo­gii. Tutaj mam pełną in­for­ma­cję, wy­ra­biam sobie opi­nię na pod­sta­wie źró­deł pier­wot­nych i wtór­nych, a w pro­gra­mo­wa­niu czy ob­słu­dze kom­pu­te­ra roz­wią­za­nie za­le­ży czę­sto od wi­dzi­mi­się au­to­ra śro­do­wi­ska lub sys­te­mu ope­ra­cyj­ne­go, które może nie być ni­g­dzie opi­sa­ne. W do­dat­ku dużo czę­ściej błęd­ny ruch może do­pro­wa­dzić do nie­prze­wi­dy­wal­nych i nie­od­wra­cal­nych skut­ków. (A może także grasz w sza­chy?)

Dla każ­de­go słowa po­da­ją “au­ten­tycz­ne przy­kła­dy uży­cia w pi­śmie i mowie“. Za­kła­dam, że skoro na pod­sta­wie tych ma­te­ria­łów opi­su­ją zna­cze­nie słów i kon­struk­cji, to jed­nak nie po­da­ją tam błęd­ne­go uży­cia słów.

O ile się orien­tu­ję, taki kor­pus ję­zy­ko­wy to po pro­stu zbiór sczy­ta­nych ma­szy­no­wo tek­stów na bar­dzo róż­nym po­zio­mie, któ­rych naj­pew­niej nikt nie we­ry­fi­ko­wał po­now­nie pod kątem po­praw­no­ści (by­ła­by to praca gar­gan­tu­icz­na). Do­pie­ro kiedy dany zwrot jest rze­czy­wi­ście wy­ko­rzy­sta­ny jako przy­kład w słow­ni­ku, to po­win­no zna­czyć, że przy­naj­mniej jeden z au­to­rów tego słow­ni­ka nie uznał go za ra­żą­cy błąd. A też nie­ko­niecz­nie, że jest dobry sty­li­stycz­nie i po­le­ca­ny do użyt­ku w każ­dym kon­tek­ście.

Sam też ko­rzy­sta­łem w po­szu­ki­wa­niach “ru­nię­cia” z Kor­pu­su PWN (oraz z do­mo­wej bi­blio­tecz­ki, jest także coś ta­kie­go jak Na­ro­do­wy Kor­pus Ję­zy­ka Pol­skie­go – wy­da­je mi się mniej przy­jem­ny w ob­słu­dze, ale bo­gat­szy w przy­kła­dy). Jed­nak, jak wi­dzia­łaś, w pracy z kor­pu­sem sta­ram się mocno zwra­cać uwagę na klasę cy­to­wa­ne­go au­to­ra i kon­tekst, w jakim używa ba­da­nej frazy.

Nie zna­leź­li­śmy żad­ne­go źró­dła, które su­ge­ro­wa­ło­by, że uży­wa­nie frazy jest błę­dem.

To praw­da. Jak już pi­sa­łem, wiele zwro­tów, dla któ­rych nie da się wska­zać źró­dła uzna­ją­ce­go ich za błąd, nie jest by­naj­mniej god­nych po­le­ce­nia. Jed­nak­że co do ple­ona­zmu spra­wa jest moim zda­niem jasna, bo mo­że­my pra­co­wać z de­fi­ni­cją – ple­onazm wy­stę­pu­je w przy­pad­ku nad­mia­ro­wo­ści zna­cze­nia, która po­ja­wia się wtedy, gdy z kon­tek­stu do­sta­tecz­nie wy­ni­ka, że “runąć” jest użyte w sen­sie gwał­tow­ne­go po­ru­sze­nia w dół (a nie w do­wol­nym kie­run­ku). We­dług mo­je­go ro­zu­mie­nia “runąć (po­ga­lo­po­wać) w dół po scho­dach” nie two­rzy ple­ona­zmu, a “runąć (zwa­lić się) w dół ze scho­dów” i ow­szem.

W wy­po­wie­dzi prof. Bańki pod­kre­ślał­bym jed­nak “można apro­bo­wać”, to nijak nie brzmi jak za­chę­ta do uży­wa­nia ple­ona­zmów. Moje zda­nie na temat gra­ni­cy mię­dzy środ­kiem a uchy­bie­niem sty­li­stycz­nym sta­ra­łem się sze­rzej na­kre­ślić po­przed­nio.

Zga­dzam się ze wszyst­kim co na­pi­sa­łeś. Dzi­siaj prze­czy­ta­łam jesz­cze raz mój wczo­raj­szy ko­men­tarz i nawet, zanim zdą­ży­łeś na­pi­sać swój, tro­chę go zmie­ni­łam i usu­nę­łam to zda­nie, że nie zna­leź­li­śmy źró­dła, które po­twier­dza błąd. Stwier­dzi­łam, że nic nie wnosi. Chcia­łam tylko pod­su­mo­wać to, co udało nam się zna­leźć w tym te­ma­cie. Moją in­ten­cją nie było też za­chę­ca­nie do uży­wa­nia frazy, tylko za­zna­cze­nie, że by­ła­bym ostroż­na z na­zy­wa­niem jej błę­dem.

Ja także był­bym ostroż­ny – od po­cząt­ku pi­sa­łem, że ten zwrot mnie aku­rat nie razi, tylko że u mnie to praw­do­po­dob­nie na­le­cia­łość z Wo­ła­nia w gó­rach Mi­cha­ła Ja­gieł­ły, który po­słu­gi­wał się nim wie­lo­krot­nie. Zgo­dzi­li­śmy się chyba, że Twoje sfor­mu­ło­wa­nie da się le­piej roz­wią­zać, a myślę, że dys­ku­sja była zaj­mu­ją­ca i sam się przy oka­zji cze­goś na­uczy­łem.

Py­ta­łem jesz­cze o sza­chy, to oczy­wi­ście strzał na ślepo, ale tak jakoś Twoje po­dej­ście pa­so­wa­ło­by mi do sza­chist­ki.

Py­ta­łem jesz­cze o sza­chy, to oczy­wi­ście strzał na ślepo, ale tak jakoś Twoje po­dej­ście pa­so­wa­ło­by mi do sza­chist­ki.

Prze­pra­szam, umknę­ło mi to py­ta­nie. Po­tra­fię grać w sza­chy, ale nie gram.

Je­stem pro­gra­mist­ką i pro­gra­mu­ję w ję­zy­ku sil­nie ty­po­wa­nym. Mogę po­wie­dzieć, że język, któ­rym po­słu­gu­ję się na co dzień, ma bar­dzo do­brze okre­ślo­ne re­gu­ły i nie ma w nim miej­sca na tego typu wąt­pli­wo­ści ;-).

Nie ma za co prze­pra­szać. Ja także nieco pro­gra­mu­ję – cho­ciaż nie okre­ślam się “pro­gra­mi­stą”, nie chciał­bym, żeby było to moje głów­ne za­ję­cie, przy­naj­mniej do­ce­lo­wo. I na okrą­gło mam pro­ble­my typu “na­pi­sa­łem po­praw­ny kod, ale pro­gram nie dzia­ła, bo nie stwo­rzy­łem ja­kie­goś obiek­tu w for­mu­la­rzu okien­ko­wym, który w ogóle nie wia­do­mo, jak się na­zy­wa i gdzie zna­leźć” albo “Gi­thub wy­świe­tla jakiś nie­zro­zu­mia­ły ko­mu­ni­kat i nie wiem, co klik­nąć, żeby nie ze­żarł efek­tów mojej pracy z ostat­nich dwóch ty­go­dni”. We­dług moich do­świad­czeń jest w tym bar­dzo mało lo­gicz­ne­go roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, a bar­dzo dużo bez­myśl­ne­go ko­pio­wa­nia roz­wią­zań i zga­dy­wa­nia, co miał na myśli po­przed­nik; może tylko pe­cho­wo tra­fia­łem.

To za­le­ży od tego w jakim ję­zy­ku pro­gra­mu­jesz i z ja­kich bi­blio­tek ko­rzy­stasz. W ję­zy­kach kom­pi­lo­wa­nych ta­kich jak java, c# czy c++ zwy­kle widać błędy wcze­śniej, w trak­cie pi­sa­nia (kom­pi­lo­wa­nia) kodu, na­to­miast w ję­zy­kach in­ter­pre­to­wa­nych, ta­kich jak na przy­kład ja­va­script, do­pie­ro w trak­cie dzia­ła­nia pro­gra­mu. Ist­nie­ją też na­rzę­dzia wspo­ma­ga­ją­ce, które pod­kre­śla­ją po­ten­cjal­ne błędy już trak­cie pi­sa­nia.

Nie­któ­re plat­for­my pro­gra­mi­stycz­ne (fra­me­wor­ki) dzia­ła­ją na za­sa­dzie kon­wen­cji na­zew­ni­czej, to zna­czy, że nie widać bez­po­śred­nie­go związ­ku po­mię­dzy ele­men­ta­mi, ale bi­blio­te­ki ocze­ku­ją, że bę­dziesz na­zy­wał pola/me­to­dy klasy w okre­ślo­ny spo­sób, żeby zo­sta­ły zin­ter­pre­to­wa­ne/użyte w okre­ślo­ny spo­sób. Może to wy­glą­dać, jakby trze­ba było zgad­nąć co po­przed­nik/autor bi­blio­te­ki miał na myśli, bo trze­ba znać te kon­wen­cje, żeby być w sta­nie na­pi­sać dzia­ła­ją­cy kod. Takie kon­wen­cje można jed­nak spraw­dzić i wtedy wszyst­ko na­bie­ra sensu.

Kie­dyś po­le­ci­ła­bym Ci szu­ka­nie w in­ter­ne­cie, szcze­gól­nie na stac­ko­ver­flow, bo bar­dzo rzad­ko się zda­rza, żeby pro­ble­mu, który masz, nie miał już ktoś przed Tobą i zwy­kle wy­star­czy wie­dzieć jak szu­kać. Na­to­miast obec­nie po­le­cam Ci czat AI, to na­praw­dę po­tęż­ne na­rzę­dzie. Samo na­pi­sze Ci przy­kła­do­wy kod, jeśli na­pi­szesz mu czego szu­kasz, nie za­wsze jest to kod dzia­ła­ją­cy w 100% albo opty­mal­ny, ale po­zwo­li Ci zo­ba­czyć, o co mniej wię­cej cho­dzi. Mo­żesz mu też wkle­ić frag­men­ty swo­je­go kodu i opi­sać pro­blem, i bar­dzo czę­sto jest w sta­nie za­su­ge­ro­wać roz­wią­za­nie.

 

Tro­chę się roz­pi­sa­łam, pew­nie to wszyst­ko wiesz, ale cięż­ko mi się do­nieść do Two­ich pro­ble­mów bez po­zna­nia szer­sze­go kon­tek­stu. Dla mnie pro­gra­mo­wa­nie jest lo­gicz­ne i przy­znam szcze­rze, że mi się nie zda­rza­ją opi­sa­ne przez Cie­bie sy­tu­acje. Może to wy­ni­kać z tego, że ja pro­gra­mu­ję od na­praw­dę wielu lat, stu­dio­wa­łam in­for­ma­ty­kę i nawet w li­ceum byłam w kla­sie o pro­fi­lu in­for­ma­tycz­nym, dla­te­go nie­któ­re rze­czy mogą mi się wy­da­wać oczy­wi­ste, po­nie­waż wi­dzia­łam je wiele razy i wiem, czego mogę się spo­dzie­wać.

 

Dzię­ku­ję! Rze­czy­wi­ście ra­czej to wszyst­ko wiem, ale to na­praw­dę bar­dzo miłe z Two­jej stro­ny, że sta­rasz się pomóc i coś pod­po­wie­dzieć mimo braku szcze­gó­ło­wych in­for­ma­cji. W każ­dym razie rów­nież mam po­rząd­ne przy­go­to­wa­nie z nauk ści­słych. Pro­gra­mo­wa­nie w typie Olim­pia­dy czy Co­de­for­ces – “wy­myśl i za­im­ple­men­tuj al­go­rytm roz­wią­zu­ją­cy dany pro­blem” – zwy­kle jest dla mnie lo­gicz­ne i sto­sun­ko­wo łatwe. Wobec tego my­śla­łem, że praca pro­gra­mi­sty ma szan­se mi od­po­wia­dać.

Jed­nak re­alia, z któ­ry­mi ze­tkną­łem się w fir­mach, wy­glą­da­ją ra­czej tak: “dodaj nowy pa­ra­metr słow­ni­ko­wy opi­su­ją­cy typ ja­kie­goś obiek­tu, przy czym hi­sto­rycz­ne po­wią­za­nia w pro­gra­mie spra­wia­ją, że wy­ma­ga to stwo­rze­nia kilku no­wych pli­ków (klas) i ob­szer­nych zmian w kil­ku­dzie­się­ciu in­nych w czte­rech mo­du­łach, oczy­wi­ście ni­g­dzie nie ma żad­nej tłu­ma­czą­cej to do­ku­men­ta­cji”. Nie sądzę, aby Stac­ko­ver­flow lub czat AI mógł tutaj co­kol­wiek pomóc. Co wię­cej, takie rze­czy jak do­da­wa­nie przy­ci­sków czy two­rze­nie po­wią­zań mię­dzy mo­du­ła­mi nie dają się zro­bić w czy­stym ko­dzie, trze­ba szu­kać tych opcji w menu śro­do­wi­ska, a to jest dla mnie nie­in­tu­icyj­ne, bar­dzo szyb­ko za­po­mi­nam, gdzie co jest.

Jak już wspo­mnia­łem, może po pro­stu pe­cho­wo tra­fiam?

Myślę, że tro­chę pe­cho­wo, ale spo­dzie­wam się rów­nież, że tego typu sy­tu­acje zda­rza­ją się w wielu fir­mach. Czę­sto już po ofer­cie pracy widać, że tak to może wy­glą­dać. Warto na re­kru­ta­cji spy­tać, czy mają dużo “le­ga­cy codu” (po pol­sku to chyba kod za­sta­ny, ale wy­da­je mi się, że czę­ściej używa się an­giel­skiej nazwy). Jeśli w pierw­szym od­ru­chu spusz­cza­ją wzrok albo pa­trzą na sie­bie po­ro­zu­mie­waw­czo (w przy­pad­ku więk­szej licz­by osób), to mo­żesz ocze­ki­wać, że tak, i że praca z nim nie na­le­ży do naj­ła­twiej­szych ;-). Czę­sto też, ktoś Ci po pro­stu uczci­wie powie, jak to wy­glą­da.

Ja od kilku lat pra­cu­ję w e-com­mer­ce, więc aku­rat tego typu pro­ble­mów nie mam, ale wiem o czym mó­wisz. Pra­co­wa­łam kie­dyś z apli­ka­cja­mi okien­ko­wy­mi i bar­dzo za­sta­nym kodem, cho­ciaż chyba nie było aż tak źle jak u Cie­bie.

Moim zda­niem jest mało firm w któ­rych praca po­le­ga głów­nie na wy­my­śla­niu i im­ple­men­to­wa­niu al­go­ryt­mów. Ja wiem o jed­nej, która czę­sto jest pierw­szym wy­bo­rem dla osób, które lubią al­go­ryt­my i wy­zwa­nia w stylu po­ty­czek al­go­ryt­micz­nych. Nie­ste­ty cięż­ko jest się tam do­stać. Pew­nie wiesz o któ­rej fir­mie mówię, więc nie będę pu­blicz­nie wcho­dzi­ła w szcze­gó­ły.

A z cie­ka­wo­ści, w jakim ję­zy­ku pro­gra­mu­jesz?

 

Dzię­ki! Cóż, zdaję sobie obec­nie spra­wę, że trud­no zna­leźć pracę pro­gra­mi­stycz­ną sku­pio­ną na al­go­ryt­mi­ce. Dla­te­go na­pi­sa­łem, że w prak­ty­ce in­for­ma­ty­ka jest dla mnie dużo mniej lo­gicz­no-ma­te­ma­tycz­na niż po­praw­ność ję­zy­ko­wa, co potem za­czę­li­śmy pre­cy­zo­wać.

Może rze­czy­wi­ście le­piej przejść z tą dys­ku­sją na priv, je­że­li chce­my ją kon­ty­nu­ować. Po pierw­sze, jak pi­szesz, po to, aby nie epa­to­wać pu­blicz­nie na­zwa­mi firm, a po dru­gie – od­bie­gli­śmy już cał­kiem da­le­ko od te­ma­tu opo­wia­da­nia.

Dla­te­go na­pi­sa­łem, że w prak­ty­ce in­for­ma­ty­ka jest dla mnie dużo mniej lo­gicz­no-ma­te­ma­tycz­na niż po­praw­ność ję­zy­ko­wa, co potem za­czę­li­śmy pre­cy­zo­wać.

Ro­zu­miem, chyba moje za­an­ga­żo­wa­nie w dal­szą roz­mo­wę wy­nik­nę­ło z tego, że jakoś wy­da­ło mi się smut­ne, że Twoje do­świad­cze­nia są wła­śnie takie. Ja bar­dzo lubię pro­gra­mo­wać i uwa­żam, że ję­zy­ki pro­gra­mo­wa­nia, w więk­szo­ści przy­pad­ków, mają bar­dzo do­brze spre­cy­zo­wa­ne re­gu­ły. Wy­da­je mi się, że znacz­nie le­piej niż ję­zy­ki na­tu­ral­ne, bo nie po­zwa­la­ją na tyle swo­bo­dy. Nawet jeśli w ję­zy­kach pro­gra­mo­wa­nia jest jakaś do­wol­ność, to czę­sto ist­nie­ją kon­wen­cje, które tę do­wol­ność ogra­ni­cza­ją. Jak cho­ciaż­by spo­sób na­zy­wa­nia zmien­nych, klas czy metod. Niby mo­żesz wszyst­kie na­zy­wać z wiel­kiej li­te­ry, ale kon­wen­cja mówi Ci, jak po­wi­nie­neś to zro­bić i nikt (roz­sąd­ny) się z tym nie sprze­cza.

Pro­ble­my, które tu opi­su­jesz (oprócz tego z Gi­thu­bem), wy­ni­ka­ją z ar­chi­tek­tu­ry sys­te­mu. Na tym po­zio­mie pro­gra­mo­wa­nie jest trud­ne i bar­dzo łatwo jest to zro­bić źle. A jeśli zo­sta­nie to zro­bio­ne źle, to fak­tycz­nie może ozna­czać, że dal­sze roz­sze­rza­nie sys­te­mu bę­dzie żmud­ne i nie­przy­jem­ne. Jed­nak moim zda­niem, nie wy­ni­ka to z tego, że in­for­ma­ty­ka jest nie­lo­gicz­na, cho­ciaż może się tak wy­da­wać, a z tego, że wielu pro­gra­mi­stom bra­ku­je kom­pe­ten­cji do wy­ko­na­nia za­da­nia, które zo­sta­ło im po­wie­rzo­ne. Po­dej­mu­ją de­cy­zje, które potem cięż­ko jest zmie­nić i wy­ma­ga­ło­by to zbyt dużo czasu, więc zły kod się na­war­stwia. W efek­cie każda ko­lej­na zmia­na wy­ma­ga coraz wię­cej czasu, aż do­cho­dzi się do mo­men­tu, w któ­rym sys­te­mu prak­tycz­nie nie da się dalej roz­sze­rzać.

 

To tyle ode mnie. Jeśli po­trze­bu­jesz wię­cej rad, o które nie pro­si­łeś, to po­le­cam się :D. Cza­sem chyba tro­chę nad­gor­li­wie pod­cho­dzę do te­ma­tu ;-).

 

Nie ma pro­ble­mu, prze­cież szcze­re rady za­wsze się przy­da­dzą, a z nad­gor­li­wym po­dej­ściem do róż­nych te­ma­tów to chyba do­bra­li­śmy się w korcu maku! Je­że­li się za­sta­no­wię, w dużej mie­rze spro­wa­dza się to do tego, że nie można uczci­wie po­rów­nać hobby i ko­mer­cji. Gdy­bym ogra­ni­czył swoje za­an­ga­żo­wa­nie w in­for­ma­ty­kę do pi­sa­nia dla roz­ryw­ki im­ple­men­ta­cji al­go­ryt­mów i sy­mu­la­cji, a zajął się choć­by do­ryw­czo pro­fe­sjo­nal­ną re­dak­cją tek­stów, to bar­dzo moż­li­we, że to pierw­sze wy­da­wa­ło­by mi się przy­jem­niej­sze i bar­dziej lo­gicz­ne. (Oczy­wi­ście nie sta­wiam tu znaku rów­no­ści, ale zgo­dzi­my się pew­nie, że ko­re­la­cja jest dla nas oboj­ga spora).

Za­uważ jed­nak, że nie piszę tylko o ję­zy­kach pro­gra­mo­wa­nia – które rze­czy­wi­ście na ogół mają do­brze spre­cy­zo­wa­ne re­gu­ły i w ode­rwa­niu od nie­prze­wi­dy­wal­no­ści za­sta­ne­go już kodu za­cho­wu­ją się lo­gicz­nie. Cho­dzi mi także, może przede wszyst­kim, o nie­lo­gicz­ność czy nie­prze­wi­dy­wal­ność ob­słu­gi kom­pu­te­ra i opro­gra­mo­wa­nia, która w ogóle nie ma ana­lo­gii w spra­wach ję­zy­ko­wych. Je­że­li źle po­sta­wię prze­ci­nek lub prze­krę­cę zwią­zek fra­ze­olo­gicz­ny, to co naj­wy­żej ktoś mi wska­że błąd i łatwo za­pa­mię­tam na przy­szłość; je­że­li kom­pu­ter bez żad­nej czy­tel­nej przy­czy­ny nagle prze­sta­nie wi­dzieć gniaz­do sie­cio­we lub nie­pro­szo­ny wy­ko­na “Di­scard chan­ges” przy zmia­nie ga­łę­zi, to mam po­waż­ny pro­blem.

Skoro nie pro­te­sto­wa­łaś prze­ciw wia­do­mo­ści pry­wat­nej, do­pi­su­ję taką drogą kilka szcze­gó­łów, któ­rych może nie chce­my lub nie po­win­ni­śmy oma­wiać na forum.

KO­MEN­TARZ W PRE­ZEN­CIE

 

Hej! 

 

Fak­tycz­nie dość ge­nial­ne” – po­my­ślał Zix, ale po­wie­dział: – A kolor nie jest tro­chę inny niż mur wieży?

Od nowej. 

 

Faj­nie, że mamy gnomy, ich dia­lo­gi są uro­czo opi­sa­ne. Bar­dzo do­brze Ci te dia­lo­gi wy­szły, choć sam po­czą­tek to cał­kiem sporo dia­lo­gów. 

 

Mio­tacz słoń­ca dla was głu­po­le

Prze­ci­nek przed „głu­po­le”.

 

się w ka­mień. Szyb­ko prze­su­nę­ła pro­mień na dru­gie­go i jego rów­nież udało jej się do­rwać. Po­zo­sta­li, gdy to zo­ba­czy­li, roz­bie­gli się na boki.

Spo­dzie­wa­ła się, że za­czną ucie­kać, ale chyba my­śle­li za wolno, żeby do­szła do nich peł­nia sy­tu­acji. Mu­snę­ła świa­tłem nogi trze­cie­go, ale udało mu się wpeł­znąć za bu­dy­nek. Nie mogła cze­kać, aż wyj­dzie, bo gdzieś cza­iło się jesz­cze dwóch po­zo­sta­łych.

Mała się­ko­za. 

 

że zbli­ża się do końca za­wa­łu. 

Za­wa­łu? 

 

Mu­sia­ła po­szu­kać in­ne­go planu.

Może wy­my­ślić inny plan? 

 

Poza tym dość szyb­ko opi­sa­ne te trzy ty­go­dnie, w jed­nym zda­niu nie zbu­du­je­my emo­cji. 

 

Bu­dow­la była wy­so­ka, ale miała chyba wy­star­cza­ją­co długą linę. Może mo­gła­by zejść, ukraść

Pod­mio­tem jest bu­dow­la, więc w na­stęp­nym zda­niu wy­glą­da tak, jakby ta bu­dow­la mogła zejść i kraść. 

 

Hm, tro­chę dziw­ne to my­śle­nie Far­ray o tym, żeby lu­dzie jej nie za­uwa­ży­li, skoro 3 ty­go­dnie była poza wszyst­kim, sa­mot­na i zmę­czo­na. 

 

Przy­su­nę­ła się do niego i wbiła mu dłuto w serce.

O, nie spo­dzie­wa­łam się tego. Koń­ców­ka bar­dzo cie­ka­wa, gorz­ka. 

 

Na plus na pewno motyw gno­mów i uka­za­nie życia z ich per­spek­ty­wy. Lu­dzie jako głów­ni bo­ha­te­ro­wie cza­sa­mi mnie nudzą, więc lubię takie za­bie­gi. Je­dy­nie szko­da, że mało mie­li­śmy tych re­la­cji na linii gno­my-trol­le. Na pewno roz­bu­do­wa­nie tego nada­ło­by głębi. Ale i tak fajne opo­wia­da­nie. :) 

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, 

Anan­ke

Hej, Anan­ke!

 

Dzię­ku­ję za miły pre­zent :). Wszyst­kie po­praw­ki wpro­wa­dzi­łam, z tą się­ko­zą za­wsze mam naj­więk­szy pro­blem, ale jakoś dałam radę. Faj­nie, że gnomy Ci się spodo­ba­ły i miło mi, że do­ce­ni­łaś dia­lo­gi :).

Po­zo­sta­łe su­ge­stie, na temat bu­do­wa­nia na­pię­cia i do­da­wa­nia głębi, będę miała na uwa­dze przy pi­sa­niu ko­lej­nych tek­stów.

 

Hm, tro­chę dziw­ne to my­śle­nie Far­ray o tym, żeby lu­dzie jej nie za­uwa­ży­li, skoro 3 ty­go­dnie była poza wszyst­kim, sa­mot­na i zmę­czo­na. 

Utrzy­ma­nie ta­jem­ni­cy wież było bar­dzo istot­ną kwe­stią dla gno­mów. Były go­to­we za­ry­zy­ko­wać życie, żeby ją utrzy­mać. Mia­łam na­dzie­ję, że o tym tro­chę świad­czy fakt, że de­cy­do­wa­ły się uzbra­jać wieże w taki spo­sób, żeby za­gwa­ran­to­wać ich cał­ko­wi­te znisz­cze­nie przy pró­bie do­sta­nia się kogoś z ze­wnątrz. Przez to praca w nich za­wsze sta­no­wi­ła ry­zy­ko śmier­ci. Nawet jeśli Far­ray nie chcia­ła się cał­ko­wi­cie po­świę­cać dla spra­wy, to jed­nak miała głę­bo­ko za­ko­rze­nio­ne, że po­win­na za wszel­ką cenę chro­nić ta­jem­ni­cę. A przy­naj­mniej taki był mój za­mysł.

 

O, nie spo­dzie­wa­łam się tego. Koń­ców­ka bar­dzo cie­ka­wa, gorz­ka. 

Za­kła­dam, że gorz­ka koń­ców­ka na plus, skoro w pro­fi­lu za­de­kla­ro­wa­łaś, że takie lu­bisz :).

 

Rów­nież po­zdra­wiam ser­decz­nie!

 

Utrzy­ma­nie ta­jem­ni­cy wież było bar­dzo istot­ną kwe­stią dla gno­mów. Były go­to­we za­ry­zy­ko­wać życie, żeby ją utrzy­mać.

No to tak, ale przez to, że nie ma ta­kie­go na­ci­sku na to, czemu in­for­ma­cje o ta­jem­ni­czy wież są tak istot­ne, no to inne rze­czy są tro­chę mniej wy­raź­ne. ;)

 

Za­kła­dam, że gorz­ka koń­ców­ka na plus, skoro w pro­fi­lu za­de­kla­ro­wa­łaś, że takie lu­bisz :).

Tak, tak, taka gorz­ka koń­ców­ka bar­dzo mi się po­do­ba­ła. ;) I mimo wszyst­ko byłam za­sko­czo­na, bo nie my­śla­łam, że bo­ha­ter­ka tak za­re­agu­je, a ja lubię być za­ska­ki­wa­na. :)

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

No to tak, ale przez to, że nie ma ta­kie­go na­ci­sku na to, czemu in­for­ma­cje o ta­jem­ni­czy wież są tak istot­ne, no to inne rze­czy są tro­chę mniej wy­raź­ne. ;)

Masz rację. Chyba za bar­dzo się sku­pi­łam na tym, żeby opo­wia­da­nie pa­so­wa­ło do kon­kur­su i żeby jego cen­trum sta­no­wił wy­na­la­zek. Wy­da­je mi się, że przez to sam opis świa­ta zszedł tro­chę na dal­szy plan. Na­stęp­nym razem muszę jakoś le­piej to zba­lan­so­wać.

 

Tak, tak, taka gorz­ka koń­ców­ka bar­dzo mi się po­do­ba­ła. ;) I mimo wszyst­ko byłam za­sko­czo­na, bo nie my­śla­łam, że bo­ha­ter­ka tak za­re­agu­je, a ja lubię być za­ska­ki­wa­na. :)

Cie­szę się, że przy­pa­dła Ci do gustu :).

 

Po­zdra­wiam,

Iyumi

 

Au­tor­ka za­de­kla­ro­wa­ła jako ga­tu­nek fan­ta­sty­kę przy­go­do­wą.

Wy­na­la­zek: ka­mień prze­pusz­cza­ją­cy świa­tło tylko w jedną stro­nę; mio­tacz an­ty­trol­lo­wy

 

No, i wła­śnie dla­te­go warto usta­na­wiać na­gro­dy dla de­biu­tan­tów :D

 

Rzad­ko na­tra­fiam na tak spój­ną fa­bu­łę, a tym bar­dziej w pierw­szym opo­wia­da­niu. Nie chcę Cię tutaj roz­pu­ścić po­chwa­ła­mi, żebyś nie spo­czę­ła na lau­rach, ale wszyst­ko tutaj ma swoje miej­sce, za­sko­cze­nia są za­ska­ku­ją­ce, ale nie bez­sen­sow­ne, a świat nie wy­da­je się cia­sny. Mo­ty­wa­cje bo­ha­te­rów mo­gły­by może być ciut­kę kon­kret­niej­sze, ale są to lu­dzie (albo nie­lu­dzie) sym­pa­tycz­ni, któ­rym można ki­bi­co­wać (Ar­nold! Dla­cze­go wy­zio­ną­łeś, mój druhu? XD Serio, zro­bi­ło mi się trosz­kę smut­no, po­lu­bi­łam Ar­nol­da).

 

Świa­to­twór­czość dys­kret­na, choć obie­cu­ją­ca – gnomy wpraw­dzie dość kla­sycz­ne, za to ze­ga­ry ory­gi­nal­ne i wska­zu­ją­ce na bo­ga­tą hi­sto­rię. Far­ray jest za­rad­ną i twór­czą pro­ta­go­nist­ką, a jej wy­na­laz­ki kształ­tu­ją fa­bu­łę.

 

Mam kilka drob­nych za­strze­żeń: Ar­nold by się nie wy­wró­cił, dra­łu­jąc tak w dół śli­skie­go zbo­cza? I – nie je­stem geo­gra­fem, ale – rów­ni­ny w gó­rach?

 

Skąd Far­ray wy­snu­wa wnio­sek, że ka­mień sło­necz­ny może się zwę­glić? Do tego mu­siał­by za­wie­rać, cóż – pier­wiast­ko­wy wę­giel, a tego Far­ray nie wie, skoro zna­la­zła tylko jeden taki ka­mień i chyba nie pod­da­ła go ana­li­zie che­micz­nej, a tylko ob­ser­wo­wa­ła, jak po­chła­nia (i od­da­je) świa­tło (swoją drogą, można było to trosz­kę roz­wi­nąć).

 

“Bu­dy­nek był więk­szy niż za­zwy­czaj, więc na­le­ża­ło wszyst­ko do­kład­nie prze­li­czyć i roz­mie­ścić z naj­wyż­szą pre­cy­zją.” Po pierw­sze – niż co za­zwy­czaj? Niż więk­szość bu­dyn­ków, które gnomy przy­go­to­wy­wa­ły do wy­sa­dze­nia? Po dru­gie, dla­cze­go w więk­szym bu­dyn­ku trze­ba więk­szej pre­cy­zji w pra­cach pi­ro­tech­nicz­nych? A przy oka­zji: ła­du­nek nie może po­sia­dać mocy, bo po­sia­da się ma­ją­tek (albo umie­jęt­ność) – może być od­po­wied­niej mocy, albo mieć od­po­wied­nią moc; poza tym – jak roz­róż­nić ła­dun­ki, jeśli nie po mocy? Tj. jeśli ła­dun­ki A i B mają równą moc, to co za róż­ni­ca, w które miej­sce który trafi? A mio­tacz był ukry­ty “kie­dyś” – czyli już nie jest? To gdzie jest?

 

Kim jest “bro­dacz” ze sceny na dzie­dziń­cu? Nie przy­po­mi­nam sobie, żebyś o nim wcze­śniej pi­sa­ła, a to wy­raź­nie ety­kiet­ka za­stę­pu­ją­ca imię; poza tym dzie­dzi­niec musi być w (albo przy) ja­kimś bu­dyn­ku: https://wsjp.pl/haslo/podglad/26301/dziedziniec – czy wieża ma dzie­dzi­niec?

 

Bomba. Bomba wy­bu­cha, jasne – ale po co w niej jesz­cze kwas? I co się w sumie dzie­je z tym kwa­sem po wy­bu­chu? A skoro troll trzy­ma bombę w ła­pach, to dla­cze­go traci głowę?

 

Kiedy wie­śnia­cy "pa­ku­ją się w pa­ni­ce" (swoją drogą, nie brzmi to za ład­nie) – kiedy zdą­ży­li się roz­pa­ko­wać, skoro do­pie­ro co przy­szli? Ar­nold też ma czas po­my­śleć, czego po­trze­bu­je – a po­dob­no się spie­szy.

 

Język jasny, nie­po­zba­wio­ny błę­dów, ale w sumie po­rząd­ny, me­ta­fo­ry nie gryzą w oczy. Co można po­pra­wić?

 

Po pierw­sze, za­im­ki oso­bo­we pi­sze­my dużą li­te­rą w li­stach – to kwe­stia uprzej­mo­ści. W dia­lo­gach – nigdy. Kiedy przy­ta­cza­my słowa jako słowa i nazwy jako nazwy (tzw. su­po­zy­cja ma­te­rial­na), trze­ba je dać w cu­dzy­słów.

Bra­ku­je prze­cin­ków przed wo­ła­cza­mi i w zda­niach pod­rzęd­nie zło­żo­nych, za to nigdy nie po­win­no się wsta­wiać prze­cin­ków mię­dzy słowo i jego okre­śle­nie (p. tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850).

En­kli­ty­ki, np. “się” nie po­win­ny tra­fiać na miej­sca ak­cen­to­wa­ne w zda­niu, uwa­żaj też na rymy i ali­te­ra­cje – zwra­ca­ją na sie­bie uwagę i wy­trą­ca­ją z za­wie­sze­nia nie­wia­ry. Skoro o tym mowa, “uspo­ka­ja­ją­co po­stu­ku­ją­cych” samo po­stu­ku­je – nie wiem, czy o to Ci cho­dzi­ło, bo rzuca się w oczy. Jest tro­chę po­wtó­rzeń, które można by wy­eli­mi­no­wać.

 

Pa­mię­taj, że szyk też nie­sie in­for­ma­cję, np. “Do gnom­ki pod­biegł czło­wiek.” – tutaj z szyku wy­ni­ka, że jakiś cał­kiem nowy czło­wiek pod­biegł do gnom­ki, a to chyba ten sam, który ją ura­to­wał, nie? Na po­zio­mie sa­mych przy­da­wek szyk też się liczy – nie “miska ob­sy­dia­no­wa” – a ra­czej ob­sy­dia­no­wa miska, bo ma­te­riał nie sta­no­wi o mi­sko­wo­ści, a brzmi to strasz­nie fa­cho­wo i nie pa­su­je do za­baw­ne­go opo­wia­da­nia (p. tu: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Szyk-przydawki-okreslajacej-diament;22996.html).

Tutaj: “Ob­wią­za­ła liną koce i za­czę­ła cią­gnąć je za sobą.” szyk się po­plą­tał. Za­czy­na­nia, tak w ogóle, le­piej uni­kać (rzad­ko jest po­trzeb­ne): Ob­wią­za­ła koce liną i po­cią­gnę­ła je za sobą.

 

Raz i drugi uciekł Ci w zda­niu pod­miot, np. tu: “Dźwięk dzwo­nów ustał. Po­ło­żył dłoń na ra­mie­niu ob­ser­wa­to­ra.” To zna­czy – dru­gie zda­nie ma pod­miot do­myśl­ny, a ostat­nim, co mo­gło­by tym pod­mio­tem być, jest dźwięk. W re­zul­ta­cie wy­cho­dzi na to, że dźwięk po­ło­żył dłoń. Tak samo, tylko w zda­niu zło­żo­nym, po­ro­bi­ło się tutaj: “Na twa­rzy Zixa po­ja­wił się gry­mas, jed­nak nie śmiał prze­ciw­sta­wić się prze­wod­ni­czą­ce­mu.”

 

Zbóje się plą­czą, nie plą­ta­ją. Kraść można komuś, nie od kogoś.

 

Tutaj: “Dzie­sięć gno­mów tło­czy­ło się na naj­wyż­szym po­zio­mie wieży. Oglą­da­li ścia­ny i zegar.” mamy brak zgody w związ­ku (gra­ma­tycz­nym). Jeśli oglą­da­li, to było ich dzie­się­cio­ro (bo re­pre­zen­tu­ją obie płci), ale jeśli dzie­sięć, to oglą­da­ły; ro­dzaj (gra­ma­tycz­ny) gno­mów może być mę­sko­ży­wot­ny (gno­mo­wie) albo nie (gnomy), p. tu: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/elfy-i-elfowie;742.htmlhttps://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/skrzat;1626.html – obie formy są po­praw­ne, ale trze­ba wy­brać jedną i kon­se­kwent­nie się jej trzy­mać.

 

Imie­słów przy­słów­ko­wy współ­cze­sny ozna­cza jed­no­cze­sność, a nie przy­czy­nę (takie uży­cie to kalka z an­giel­skie­go): “Wszak wieża po­win­na być tak uzbro­jo­na, żeby przy pró­bie wej­ścia do środ­ka na­stą­pi­ła jej cał­ko­wi­ta ani­hi­la­cja, za­cie­ra­jąc wszel­kie ślady byt­no­ści gno­mów.” (over­kill tro­chę :D) – po­win­no być: żeby przy pró­bie wej­ścia do środ­ka znik­nę­ła z po­wierzch­ni ziemi, razem ze wszel­ki­mi śla­da­mi byt­no­ści gno­mów. A swoją drogą, uzbro­je­nie bu­dyn­ku to trosz­kę co in­ne­go.

 

Ta fraza jest co­kol­wiek sztyw­na, nie­na­tu­ral­na: “a ze wzglę­du na jego po­sza­no­wa­nie zasad, chcia­ła spra­wiać wra­że­nie, że wszyst­ko ro­bi­ła jak na­le­ży.” ale przede wszyst­kim: w zda­niach tego typu nie co­fa­my się w cza­sie (con­se­cu­tio tem­po­rum jest za­sa­dą gra­ma­ty­ki an­giel­skiej, ale nie pol­skiej): spra­wiać wra­że­nie, że wszyst­ko robi, jak na­le­ży. Także ta fraza: “po­wie­dzia­ła w na­dziei, że troll nie stra­cił do końca wiary w to, co na­opo­wia­dał mu gnom, z któ­rym zo­sta­ła po­my­lo­na” jest mocno po­plą­ta­na, czę­ścio­wo z winy stro­ny bier­nej: po­wie­dzia­ła w na­dziei, że troll cią­gle wie­rzy w to, co na­opo­wia­dał mu gnom, z któ­rym ją teraz mylił.

 

Błę­dem ka­te­go­rial­nym jest: “Ak­tyw­na wieża to wiel­kie wy­da­rze­nie” – wieża to nie wy­da­rze­nie. Jej uak­tyw­nie­nie się, tak, ale sama wieża to bu­dy­nek. Po­dob­nie płyta nie jest oknem, a tylko je wy­peł­nia – spo­koj­nie mo­żesz na­pi­sać “płytę okien­ną” (jak szybę). Za błąd ka­te­go­rial­ny można też uznać: “za­brzmiał zde­cy­do­wa­nie” – zde­cy­do­wa­nie (i w ogóle jak­kol­wiek) może brzmieć tylko jakiś dźwięk, np. głos – osoba nie.

 

Trosz­kę mnie uwie­ra fraza “wy­da­wa­ło mu się, że po­ru­sza się w miej­scu” ale nie do końca wiem, dla­cze­go. Nie wiem też, dla­cze­go Far­ray “zde­cy­do­wa­ła się zmie­nić ton” – zmie­nić ton można w roz­mo­wie, a ona nic aku­rat nie mó­wi­ła. Może cho­dzi­ło Ci o idiom “spu­ścić z tonu” (https://wsjp.pl/haslo/podglad/43831/ktos-spuszcza-z-tonu).

 

Opi­su­jesz nie­źle, ale miej­sca­mi wy­glą­da to tak, jak­byś nie ufała czy­tel­ni­ko­wi – nie ma sensu tłu­ma­czyć, co bo­ha­ter zro­bił, zaraz po tym, jak to zro­bił, ani na­zy­wać jego emo­cji. Na przy­kład: “Far­ray po­czu­ła mie­sza­ni­nę za­sko­cze­nia i prze­ra­że­nia” nie mówi nic, za to jej roz­wa­ża­nia potem – cał­kiem dużo. Pisze się z em­pa­tii. Jak naj­bar­dziej po­staw się w sy­tu­acji bo­ha­ter­ki, ale zanim za­czniesz to ana­li­zo­wać, po­myśl, czy warto (czę­sto nie warto). Skup się na tym, jakie to jest wra­że­nie i jak wtedy czło­wiek do sie­bie mówi w my­ślach. Kiedy po­trze­bu­jesz prze­ka­zać czy­tel­ni­ko­wi jakąś in­for­ma­cję i chcesz to zro­bić dia­lo­giem, le­piej, żeby nie był to dia­log w stylu “jak wiesz, przy­ja­cie­lu” (https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859), bo to wy­trą­ca z za­wie­sze­nia nie­wia­ry.

 

W dy­na­micz­nych sce­nach warto się­gnąć po krót­sze, szyb­sze okre­śle­nia, np. “szyb­kim ru­chem po­cią­gnę­ła” jest po­wol­niej­sze od “szarp­nę­ła” – dłu­gie są do uczuć i fi­lo­zo­fo­wa­nia. W ogóle nie ma sensu sztucz­nie prze­dłu­żać fraz, np. za­zna­cza­jąc, że bo­ha­ter­ka roz­glą­da­ła się "nie­przy­tom­nym wzro­kiem" – “ro­zej­rza­ła się nie­przy­tom­nie” prze­ka­zu­je tyle samo in­for­ma­cji, w końcu – jak się ro­zej­rzeć czym innym?

 

Dobór słów i styl. Po pierw­sze, uwa­żaj na ko­no­ta­cje słów – Ar­nold, który po­dą­ża, jest zu­peł­nie innym Ar­nol­dem od tego, który np. gna. Dia­lo­gi masz tro­chę za okrą­głe, mało na­tu­ral­ne (nie wszę­dzie, ale czę­sto) – spró­buj je czy­tać na głos (to po­ma­ga). Na przy­kład – bez pro­ble­mu wie­rzę, że Zix jest for­ma­li­stą, prze­mą­drzal­cem, nu­dzia­rzem i tak dalej, ale: “Czy ty w ogóle masz świa­do­mość zasad za­bez­pie­cza­nia no­wych punk­tów ob­ser­wa­cyj­nych?” to już prze­sa­da. Za­sa­dy można zwy­czaj­nie znać, a “masz świa­do­mość” to pa­sku­da rodem z te­le­wi­zji (gdzie wszy­scy usi­łu­ją wy­glą­dać na trzy razy mą­drzej­szych, niż są, ale i tak im nie wy­cho­dzi).

 

“Aby” jest jed­nak na­ce­cho­wa­ne – w tek­ście bez ar­cha­iza­cji le­piej wy­glą­da zwy­kłe “żeby”.

 

W ogóle tra­fi­ło się parę sfor­mu­ło­wań nijak nie­pa­su­ją­cych do świa­ta fan­ta­sy (no, clock­pun­ka, ale za­wsze): “mo­ni­to­ro­wa­nie”, “pod­eks­cy­to­wał”, “bez­po­śred­nio”, “spek­ta­ku­lar­ny”, “osoba”, “akcja” czy to “mieć świa­do­mość”, bar­dzo wy­so­kie i for­mal­ne w tonie – tak mówią urzęd­ni­cy, nie bo­ha­te­ro­wie fan­ta­sy, zwłasz­cza, jeśli dalej w tym samym zda­niu po­ja­wia się ko­lo­kwial­ne “na­kryć” (kogoś na czymś). Co w świe­cie fan­ta­sy robi “ży­cze­nie śmier­ci” – po­ję­cie wpro­wa­dzo­ne przez Freu­da?

 

Ta fraza jest ogól­nie mało zgrab­na: “że nawet za­czę­ły po­ja­wiać się głosy, żeby prze­nieść osadę po­mi­mo braku dzia­ła­ją­ce­go ze­ga­ra” – brzmi tak, jakby Ge­rald cy­to­wał dzien­nik te­le­wi­zyj­ny albo pod­ręcz­nik hi­sto­rii, który za dwie­ście lat o nich na­pi­szą. Zresz­tą je­że­li “po­ja­wia­ły się głosy”, to zna­czy, że lu­dzie o tym mó­wi­li, czyli po­win­ni wie­dzieć (przy­naj­mniej sły­szeć).

 

Sy­no­ni­my wy­ma­ga­ją uwagi: “jed­nak” nie za­wsze może za­stą­pić “ale”, “do­dat­ko­wo” to nie to samo, co "poza tym", a “szczę­śli­wie” też nie za­wsze za­stę­pu­je “na szczę­ście”.

 

Czeka się na wio­snę, nie na jej roz­po­czę­cie – bo kto ją roz­po­czy­na? Sama przy­cho­dzi (https://wsjp.pl/haslo/podglad/92135/rozpoczecie). Nie bar­dzo można “ka­ta­lo­go­wać” po­wierzch­nię (ziemi, jak ro­zu­miem: https://wsjp.pl/haslo/podglad/100320/katalogowac), choć przy­zna­ję, że nie je­stem pewna, jak jed­nym sło­wem okre­ślić za­da­nie gno­miej służ­by geo­de­zyj­nej, żeby to pa­so­wa­ło w tym zda­niu.

 

“Od­parł” to tyle, co “od­po­wie­dział” – skoro Re­zy­nit nie zo­stał o nic za­py­ta­ny, trud­no, żeby od­po­wia­dał (“od­parł” su­ge­ru­je ra­czej szer­mier­kę słow­ną). “Zde­cy­do­wać” to po­sta­no­wić, a nie stwier­dzić jakiś fakt czy usta­lić opi­nię. Plan można wy­my­ślić, zro­bić, ale nie zna­leźć – można zna­leźć wyj­ście. Jak wy­so­kość wieży może być “skan­da­licz­na”?

 

Jak się “an­ga­żo­wać w wy­na­laz­ki”? Można się nimi zająć, ale an­ga­żo­wać? A “sie­dzi­ba” to miej­sce, gdzie się miesz­ka – Far­ray miesz­ka w wieży? I – stale o tym trą­bię – “de­li­kat­nie” to nie to samo, co słabo, nie­znacz­nie, lekko. Zda­nie w sen­sie opi­nia – to nie to samo, co twier­dze­nie faktu.

 

Co to zna­czy “pa­trzeć w pełni”? Bo chyba nie cho­dzi o peł­nię księ­ży­ca, a nic lep­sze­go nie przy­cho­dzi mi do głowy. I co to jest “peł­nia sy­tu­acji”?

 

Tra­fi­ło się parę an­gli­cy­zmów: “po­środ­ku ni­cze­go” jest an­giel­skim okre­śle­niem zu­peł­ne­go od­lu­dzia (czy od­gno­mia). Nie “do­kład­nie” ten ka­mień, tylko wła­śnie ten ka­mień. “Nie­ste­ty jej opcje wy­da­wa­ły się ogra­ni­czo­ne.” – nie­ste­ty, nie miała wielu moż­li­wo­ści dzia­ła­nia. An­gli­cy­zmem jest też “mu­siał” w sen­sie “naj­wy­raź­niej tak było” (“Jeden mu­siał do­biec.”). “Zgod­nie z jej na­dzie­ja­mi” nie za bar­dzo jest po pol­sku. “Czuła się jakby bro­dzi­ła w bło­cie.” – czuła się tak, jakby. “Jego oczy gasną” to an­gli­cyzm – my zwy­kle pi­sze­my: oczy mu gasną.

 

“Ocze­ki­wa­łeś, że po­win­nam nie żyć?” – dwa grzy­by w barszcz – je­że­li coś po­win­no być, to się tego ocze­ku­je, ale po prze­ło­że­niu na an­giel­ski… też nie jest sty­li­stycz­ne. Nie wiem, co tu się stało.

 

I to by było na tyle ;) mam na­dzie­ję, że mogę li­czyć na część drugą :)

 

Jeśli jesz­cze nie masz dość błę­dów, plik z nimi wszyst­ki­mi chęt­nie przy­ślę na po­da­ny przez Cie­bie (pri­vem!) adres e-ma­il. Po­pro­szę też adres, na który ma przyjść ta na­ma­cal­na na­gro­da.

 

A, i jesz­cze w kwe­stii ru­nię­cia w dół – ple­onazm można jak naj­bar­dziej za­sto­so­wać, na przy­kład jako pod­kre­śle­nie. Żaden śro­dek sty­li­stycz­ny jako taki nie jest błę­dem – błę­dem staje się wtedy, kiedy nie pa­su­je do oto­cze­nia. Poza tym, o ile do­słow­nie nie można runąć ina­czej, tylko w dół, to słowo ma też zna­cze­nia me­ta­fo­rycz­ne, na przy­kład "runąć na wroga" nie ozna­cza, że na niego spa­da­my z góry (nie do­ty­czy orłów i spa­do­chro­nia­rzy), ale przy­wo­łu­je obraz la­wi­ny lub cze­goś w tym ro­dza­ju. Kiedy runie czyjś spo­kój, przy­wo­łu­je­my me­ta­fo­rę wa­lą­ce­go się bu­dyn­ku. I tak dalej. Żaden słow­nik nie za­stą­pi prze­my­śle­nia kon­kret­ne­go przy­pad­ku, i dzię­ki za to El­be­reth Gil­tho­niel.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bar­dzo dzię­ku­ję za wszyst­kie uwagi. Część błę­dów już jest po­pra­wio­na, dzię­ki uprzej­mo­ści in­nych użyt­kow­ni­ków :). Przej­rzę plik z uwa­ga­mi i wpro­wa­dzę po­zo­sta­łe po­praw­ki. Po­sta­ram się do tego przy­siąść w stycz­niu, po wszyst­kich świę­tach, ale pew­nie zaj­mie mi to tro­chę czasu ;-).

 

Cie­szę się, że fa­bu­ła przy­pa­dła Ci do gustu. Mam na­dzie­ję, że przy ko­lej­nych moich opo­wia­da­niach rów­nież znaj­dziesz chwi­lę, żeby prze­czy­tać i sko­men­to­wać :). Widzę, że warto ce­lo­wać w Twoje kon­kur­sy, taka ob­szer­na ana­li­za fa­bu­ły i błę­dów jest na­gro­dą samą w sobie :).

Cie­szę się :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przy­jem­nie się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Miło mi :)

 

Nowa Fantastyka