- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Kopia zapasowa

Kopia zapasowa

Ponoć brakuje zgłoszeń w kategorii „fantastyka gadżetowa”, więc postanowiłem się z nią zmierzyć. Zresztą krótka forma odpowiada mi też dlatego, że od dawna nie próbowałem niczego pisać w konwencji science fiction, do tego jeszcze narracja pierwszoosobowa – ciekaw jestem, jak wyjdzie. Zapraszam do lektury i z góry dziękuję za wszelkie komentarze!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kopia zapasowa

Jeszcze z klasy licealnej mam kilka oryginalnych znajomości. Ot, na przykład taki Franio, zeszłoroczny wicemistrz świata w akrobacjach na plecaku antygrawitacyjnym. Albo Józek – z tym akurat jest gorsza sprawa. Przezwaliśmy go Dianogą, bo ma przykry zwyczaj przyczajać się w kontenerach ze śmieciami i wciągać swoje ofiary do środka. Nie o tym jednak chciałem opowiedzieć.

Za każdym razem, kiedy jadę w góry, staram się w Krakowie odwiedzić Martę. Marta od zawsze ma duże ambicje:

– Zobaczycie, chłopaki, jeszcze odkryję lub wynajdę coś takiego, że wam oko zbieleje – mówiła.

Nie wiem, czy ktoś oprócz mnie docenił, że rozróżniała te dwa pojęcia:

– Dziewczyno, co jeszcze można wielkiego wynaleźć w świecie zaniedbywalnego starzenia się, czystej energii i podróży kosmicznych?

– Zobaczycie…

– Lepszą szkołę niż Bismarck – podsunął scenicznym szeptem Dianoga.

 

Po drugim roku studiów Marta otrzymała jakieś nadzwyczajne stypendium i wyleciała na Mimasa, żeby badać powstawanie wad wrodzonych kośćca w warunkach mikrograwitacji. Później eksperymentowała z totipotencjalną zupą tkankową, aż w końcu wynajęła suterenę przy Rynku Kleparskim i otworzyła pracownię backupu zwierząt domowych. Teraz to krzyk mody, bo sprawdza się lepiej niż klonowanie: wiadomo, jak to jest, hodujesz kotka znów od zarodka i zwykle uzyskasz podobny fenotyp, ale zachowanie o tyle, o ile. A tu z zupy tkankowej od razu wraca twój dawny pupil. Wprawdzie jedna czy dwie wielkie firmy oferują już taką usługę taniej, ale Marta ponoć osiąga wyjątkową dokładność behawioralną.

Dwa tygodnie temu nie zdziwiłem się zatem, że muszę poczekać pół godziny pod drzwiami, aż koleżanka upora się z kopią zapasową Mruczusia pewnej celebrytki. Od razu też zauważyłem z uznaniem, że nawet w tych amorficznych spodniach i opiętym srebrnym sweterku wygląda lepiej od słynnej gwiazdy hologier. Powiedziałem to, kiedy mogliśmy się swobodnie przywitać.

– Jesteś rozkosznie staroświecki, Romku! To takie dziewiętnastowieczne, komplementować kobietę za wygląd.

– Za to ty jesteś postępowa za nas dwoje – odpowiedziałem, po czym dodałem z głupia frant, czy raczej w nagłym olśnieniu:

– A jak twoje prace nad backupem człowieka?

– Nic takiego nie… Czekaj, ty nie powtarzasz plotek, sam się domyśliłeś, prawda?

– Tak. Są już zaawansowane?

– Interesuje cię to?

– Pewnie! Jako przełom naukowy, a poza tym… jadę z Helą w Tatry, nigdy nie wiesz, co się zdarzy w górach.

Marta ledwo zauważalnie wzruszyła ramionami:

– Tej twojej Heli to nigdy nie lubiłam, fałszywa taka. A moje prace… Wiesz, dlaczego skopiowanie człowieka tą metodą jest jak dotąd uważane za niemożliwe?

– Czytałem artykuły, możesz zwięźle przypomnieć.

– Zarys sprowadza się do pełnego skanu organizmu i zaprogramowania zupy tkankowej, aby odwzorowała możliwie drobne struktury anatomiczne. U psa lub kota to często wystarcza, żeby nikt nie zauważył różnicy, w każdym razie dokładne upakowanie hepatocytów w miąższu wątroby nas nie obchodzi, raczej rzecz w tym, że odtworzenie wymiarów poszczególnych części mózgu niewiele gwarantuje. Przewaga mojej techniki polega na tym, że w pewnym sensie łączę to z klonowaniem. Z przemysłowej zupy tkankowej edytuję nawet kilkadziesiąt tysięcy genów pod kątem konkretnego zwierzęcia, gdy konkurencja rusza ich najwyżej kilkaset, a czasami wcale. Naturalnie, takie podejście nie zadziała u człowieka. Może uzyskałabym kogoś o podobnej osobowości, trudnego do odróżnienia w tym sensie nawet dla rodziny, ale nie ma co marzyć o zachowaniu wspomnień czy przeniesieniu świadomości.

– Jak w takim razie pracujesz nad problemem? – Nachyliłem się nad stołem, Marta umiała budować napięcie.

– Zdałam sobie sprawę, że chociaż dokładność skanowania zaczyna już pozwalać na rekonstrukcję mózgu neuron po neuronie, to nam nic nie da, jeżeli nie potrafimy odtworzyć siatki połączeń i progów aktywacji. Dlatego musiałam szukać możliwych postępów w tym kierunku. Najpierw nawiązałam kontakt z takim zespołem badawczym z São Paulo, który właśnie rozwinął przyrząd pozwalający odczytywać na bieżąco bardzo niewielkie ładunki elektryczne i zapisywać na serwerze wyniki pomiarów. Potem połączyliśmy to z pracami mało znanej firmy biomedycznej z Genewy, która pracuje nad lekiem przywracającym pamięć. Okazało się, że ich środek zmusza mózg do odświeżenia we śnie wszelkich ścieżek neuronalnych, nawet już bardzo zatartych, co w połączeniu z takim zapisem jest idealne do moich celów. Algorytm rekonstruujący na tej podstawie połączenia aksonów i dendrytów pisałam już właściwie sama, pomagało mi tu w sekrecie parę osób z Jagiellonki.

– Czyli rozumiem, że to już teoretycznie działa?

– Tak, zdecydowanie!

– A powiedz mi taką rzecz. – Zawahałem się przez chwilę. – Przecież my nie rozumiemy natury świadomości. Skąd możesz wiedzieć, że naprawdę odtworzysz daną osobę, odnowisz jej subiektywne doświadczenie? Że to nie będzie nowy byt, zachowujący tylko pamięć i charakter poprzednika?

Marta splotła i rozplotła dłonie, przeszła parę kroków.

– Pomijając dokładność rekonstrukcji, bo to kwestia techniczna, byłoby niemądrze przypuszczać, że moja machineria ma jakieś magiczne cechy, które wpływają na świadomość bardziej niż inne manipulacje materią. Powiedzmy, wezmę gościa, uśpię na mur i przewiozę na Mimasa, poddając ekstremalnym przeciążeniom; albo rozmontuję tu, na miejscu, na części podstawowe i złożę znów z molekuł. Dlaczego ten, który obudzi się na Mimasie, miałby zachować świadomość oryginału, a ten na Ziemi nie?

– Ależ w takim razie mogłabyś mieć dwóch gości, którzy niezależnie kontynuują subiektywne doświadczenie tamtego…

– A dlaczego nie?

Otwierałem oczy coraz szerzej.

– Pomijając już implikacje filozoficzne, istnieje coś takiego jak kwantowy zakaz kopiowania – zauważyłem. – Jeżeli świadomość ma naturę kwantową, zdwojenie jej po prostu nie jest możliwe, naruszałoby prawa fundamentalne.

– Oczywiście moja teoria zakłada, że odzyskanie struktury mózgu jest wystarczające. – Ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową, a może jednak pokręciła? – Nie przypuszczasz chyba, że świadomość jest zapisana w nietrwałych ładunkach elektrycznych czy wręcz spinach kwarków. Atak epileptyczny burzy to wszystko, może zresztą uszkodzić samą architekturę, przepalić niektóre synapsy. A przecież nikt poważny nie postuluje, żeby kasował bieg subiektywnego doświadczenia, niszczył samą istotę osoby.

– Nie, niby nie…

– Zresztą mogę ci powiedzieć, że na pewno nie czuję, jakby coś mi się urwało, jakbym miała wspomnienia obcej osoby. To po prostu wrażenie jak po doskonale przespanej nocy.

– Żartujesz! – Marta nie wyglądała, jakby żartowała. – Ty to testowałaś na sobie?!

– A widzisz, mówisz „testowałaś na sobie”, a nie „popełniłaś samobójstwo”. Przekonałam cię jednak!

– Powiedz jeszcze, jak to rozumiesz, gdyby w świadomości było przecież coś wymykającego się poznaniu fizycznemu, gdyby istniała dusza i raj?

– Konkretnie o tym to pogadaj z jakimś synkretystą chrześcijańsko-buddyjskim, są ludzie bardzo pomysłowo łączący koncepcje raju i reinkarnacji. Co do mnie, wymyśliłam taką teorię, że jeśli świadomość ma aspekt niematerialny, to może przerywa jej bieg skrajny dysonans poznawczy między pamięcią a realiami. Dlatego u mnie kładziesz się do komory urządzenia właśnie z pełną świadomością, że może obudzisz się za godzinkę, a może po nieco dłuższym czasie; nie odczuwasz wielkiego zaskoczenia i wszystko jest w porządku.

– Nie do końca mnie to przekonuje – westchnąłem – brzmi jak próba oszukania mechanizmu, którego nawet nie rozumiemy.

– Jak nie, to nie. Nie muszę ci robić kopii zapasowej przed wyprawą w góry, nie narzucam się z prezentem.

Pożegnaliśmy się bardzo serdecznie.

 

Po kilku dniach ponownie zajrzałem do Marty. Uniosła wzrok znad monitora:

– Nie spodziewałam się ciebie tak szybko.

– Hela zrobiła mnie w bambuko. Powiedziała, że jednak nie dołączy do mnie w Zakopanem, bo wypadł jej jakiś pilny projekt w pracy. – Machnąłem ręką. – W dodatku boleśnie podkręciłem kostkę pod Ornakiem. To postanowiłem wcześniej wrócić.

– Jestem na ciebie bardzo zła, Romku. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak zła. – Ton głosu wydawał mi się raczej smutny niż zły, ale kto by się znał na kobiecych emocjach?

– Co takiego się stało? – zapytałem pospiesznie.

– Ty jej opowiadałeś o naszej rozmowie?

– Heli? Oczywiście; wiesz, że nie mamy przed sobą tajemnic.

Marta popatrzyła na mnie uważnie.

– Miałam ją tu przedwczoraj z jakimś gachem. Domagali się, żebym zrobiła im za darmo kopie zapasowe przed wyjazdem w góry, bo inaczej sprzedadzą moją historię mediom. Jeżeli nie wierzysz, mogę ci pokazać nagrania z monitoringu.

Poczułem się, jakby świat strzelił mi prosto w twarz.

– O rety… I co, zgodziłaś się?

– W pierwszej chwili miałam chęć wyrzucić szantażystów za drzwi, ale uznałam, że lepiej na razie ustąpić. To nie jest sprawa na dłuższą metę, już wkrótce powinnam mieć dostatecznie dużo danych, żeby upublicznić badania.

Musiałem wyglądać na całkiem przybitego, bo Marta podniosła się zza biurka:

– Czekaj, zrobię ci herbatę.

Po paru chwilach usiedliśmy razem na zapleczu, z pękatych kubków buchała para.

– Rozumiem, że masz wielkie pretensje – szepnąłem rozpaczliwie.

– Bez przesady. Powinieneś wiedzieć, że swoimi sekretami dzielisz się, z kim tylko chcesz, a co do cudzych trzymasz gębę na kłódkę. Nie zamierzam przecież uprawiać obwiniania ofiar, widzę, że ona ciebie także skrzywdziła. Na niej chciałabym się odegrać, a ciebie to raczej pocieszyć. – Pociągnęła kilka łyczków herbaty. – Zrobić ci ten backup?

– Chyba nie ma sensu – odpowiedziałem ze spuszczoną głową – teraz nie zamierzam się na nic narażać, może przed następnym wypadem w góry?

– Albo wiesz co, mam lepszy pomysł! – Marta uśmiechnęła się złowieszczo. – Jeżeli chcesz, przygotuję ci piracką kopię Heli.

Koniec

Komentarze

Bardzo wiarygodne. Spójne. Jako laik, wierzę Ci na słowo.

Trochę mnie zastanawia iloraz IQ tej pary, co to szantażem chciała wymusić uspanie i stworzenie kopii. Wielce to rozsądne. No ale sam zamysł ciekawy. 

 

Intrygujące i przerażające opowiadanie.

Biorąc pod uwagę, że kopiuje również zachowanie i charakter, To ja bym Helki nie kopiowała.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Canulasie, bardzo dziękuję za pierwszy komentarz! Świetnie, że Twoim zdaniem wyszło spójnie i wiarygodnie. To mnie mocno blokuje przy pisaniu SF, że oczekuję od siebie pełnej rzetelności merytorycznej, a trzeba głębokiej wiedzy, żeby na przykład wizja nowego wynalazku trzymała się pionu. Dlatego wolę uciekać w fantasy, mimo że całkiem nieźle orientuję się w naukach ścisłych. Zresztą i tu nie wątpię, że jeśli natrafię na prawdziwego eksperta w którejś z przywołanych dziedzin, to znajdzie jakieś słabości fabuły.

Co do tej pary, trochę brakowało miejsca (w limicie i w logice opowieści), żeby to szerzej opisać. Przypuszczałem, że łatwo się domyślić, iż kładli się do urządzenia jedno po drugim, a nie razem. Mieli nadzieję, że jeśli jednemu przydarzy się wypadek górski, to drugie tam wróci i zażąda odtworzenia partnera z backupu.

 

Ambush, cieszę się, że odebrałaś opowiadanie w taki sposób, zdecydowanie odpowiada to mojemu zamysłowi. Co do Helki, Marta wyraźnie mówi o “odegraniu się”, obawiam się więc, że tej pirackiej kopii nie czeka dobry los (jeżeli oczywiście Romek przystanie na jej propozycję).

 

SF-erdeczne pozdrowienia!

Cześć, Ślimaku.

 

Myślę, że jak najbardziej podołałeś tekstowi SF. Nawet, jak część z opisywanych przez Ciebie zagadnień niewiele mówi, to nie ma się ochoty nic googlać, bo czytając ma się silne wrażenie, że wiesz, o czym piszesz.

I ja Ci uwierzyłem. Właśnie za tę wiarygodność, dobry warsztat i ciekawą koncepcję daję klika, bo już za całość, jeśli chodzi o treść, już bym się zastanawiał.

Większa część tekstu to dialog, w którym Marta przedstawia naukowe to i owo, i w pewnym momencie, mimo że opowiadanie jest krótkie, zaczęło mnie to powoli nużyć. Może dałoby się inaczej opowiedzieć tę historię, niż wrzucać wszystkie wyjaśnienia w zasadzie do jednego dialogu? A może i nie, jednak dzielę się odczuciami.

Tak czy siak, tekst wart uwagi i szacun za stworzenie mocnej wiarygodności na tematy, o których piszesz.

Pozdrawiam.

No tak, widzisz. Ja nawet nie wiem, że są jakieś limity, obostrzenia. Widzę opko, czytam opko, ale oczywiście ich (powiedzmy) lekkomyślność nie jest jakaś mega. 

Ogólnie zgadzam się z Ambush, że to trochę creepy pomysł.

Kłaniam się

Bardzo mi miło, że mogę, nawet muszę, napisać: czytajta i uczta sie, jak pisać science fiction.

Cieszy mnie, że poruszyłeś kwestię dróg przewodzenia i wysokości – oraz samej obecności – mikropotencjałów w elementach tkanki odtwarzanego (rekonstruowanego? okrężną drogą kopiowanego?) mózgu, on bowiem jest tu kluczem w przypadku zwłaszcza człowieka, chociaż i na poziomie kota, psa i papużki też, bo mają jakąś tam swoją indywidualną, osobniczą psychikę. Podejrzewam, że mamy na ten akurat temat poglądy co najmniej bliskie, jeśli nie takie same.

Co do samego tekstu – poza technikaliami – to też na odpowiednim poziomie. Niby nic się nie dzieje wielkiego, spotkanie starych znajomych i gadu gadu, aż tu proszę, “Helunia ma coś za uszami”, Martunia zapowiada danie jej łupnia, i z tego wszystkiego wyłania się podejrzenie, że narrator z kopia zapasową Marty… a nie, chyba za dalekosię w profecjach zapedziłem. :-)

Dzięki za ciekawą lekturę (szkoda, że niedługą) i pozdrawiam

Jak miło widzieć tak szybko nadciągające komentarze!

 

Cześć, Realucu.

Cieszę się, że Twoim zdaniem podołałem i uzyskałem wiarygodność. Jak już wspomniałem, mocno mi na tym zależało, aby na pierwszy, a nawet drugi rzut oka wszystko wyglądało naukowo i przekonująco – inaczej chyba nie byłoby sensu pisać science fiction.

Chętnie zgodzę się z Tobą, że ten dialog przeciąża kompozycyjnie opowiadanie. Jeżeli dobrze zrozumiałem zamysł Jurorki, kategoria “fantastyka gadżetowa” jest dość ambitnym wyzwaniem warsztatowym, ponieważ chodzi właśnie o stworzenie tekstu składającego się głównie z opisu odkrycia lub wynalazku. Oczywiście absolutnie nie wykluczam, że ktoś potrafi to lepiej rozwiązać.

Dziękuję za zajmujący komentarz i pozdrawiam.

 

Canulasie, opowiadanko było pisane pod konkretny konkurs (nazwa konkursu, na który wysłano tekst, jest widoczna na granatowo pod tytułem na liście opowiadań). Naturalnie jednak masz rację, że tekst można i nawet należy rozpatrywać w oderwaniu od tego, wymogi konkursu nie są żadnym usprawiedliwieniem dla ewentualnych wad kompozycyjnych.

Ogólnie zgadzam się z Tobą i Ambush, że to trochę creepy pomysł, zresztą w ostatniej scenie starałem się zasugerować nową warstwę tego creepy

 

AdamieKB, kłaniam się z sugestywnym ślimaczym plaśnięciem!

Bardzo dziękuję i doceniam Twoje komplementy, ale to moja pierwsza (trochę) poważniejsza próba napisania science fiction, więc na pewno mogę jeszcze mnóstwo poprawić.

Także wydaje mi się, że zapatrywania na techniczną stronę zagadnienia możemy mieć bardzo zbliżone. Marta zresztą nie ukrywa, że to, co robi ze zwierzętami domowymi (bez pełnej rekonstrukcji architektury mózgu i nawet bez pełnego odtworzenia genomu), nie jest prawdziwym przywróceniem “pacjenta” do życia, lecz tylko dobrą iluzją. Dlatego starałem się pokazać, że w świecie przedstawionym przejście od tego do kopiowania ludzi jest niespodziewanym i zapewne budzącym kontrowersje wynalazkiem.

Twoje podejrzenia co do dalszego biegu wypadków mogą być jak najbardziej uzasadnione.

Co do długości lektury, akurat tutaj ta krótka forma opisana w założeniach konkursu zainspirowała mnie, wydała się ciekawym wyzwaniem.

Pozdrawiam serdecznie!

Witaj.

Doskonały pomysł i przedni humor, jak zawsze w Twoim opowiadaniu/szorcie. :) Wynalazek niezwykle intrygujący, podobnie jak postać samej wynalazczyni. :)

Zdrada niewieścia jest znana od stuleci, zatem nic dziwnego, że pojawiła się nawet w tekście tak urozmaiconym arcyciekawymi naukowymi terminami. :)

Kliczek, trzymam kciuki, powodzenia. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj, bruce!

Bardzo dziękuję za tak miły i budzący pozytywne emocje komentarz. Zawsze umiesz się w moich tekstach dopatrzeć więcej dobrych stron, niż sam bym dostrzegł.

Zdrada męska również jest nieźle znana i uważałem, aby tekst wypadł w miarę sprawiedliwie pod względem przedstawienia płci – ostatecznie gdyby ten nowy partner Heli miał dość dużo przyzwoitości, to wybiłby jej ten pomysł z głowy zamiast radośnie współdziałać w szantażu.

Dobrze wiedzieć, że Twoim zdaniem nieliczne zresztą terminy naukowe przede wszystkim “urozmaicają” tekst, a nie pogarszają jego czytelność.

Pozdrawiam serdecznie!

Ślimaku, science fiction w ujęciu gadżetowym, imo, przednie. Tylko uczyć się tak pisać. W dodatku tekst z inteligentnym humorem. Czegóż więcej trzeba? Odpowiedź nasuwa się jedna, wysłać do Biblioteki za całokształt. Klik i powodzenia w konkursie. :)

P.S. Mając kopię Helki, może Romek dowolnie ‘odegrać’ się na oryginale. :)

Koalo, to wspaniale, że Twoim zdaniem realizacja konkursowego problemu ujęcia gadżetowego powiodła się, a humor wypadł inteligentnie. To zawsze można ocenić dopiero w testach na żywych czytelnikach. Bardzo dziękuję za dokliknięcie do Biblioteki i życzenia powodzenia!

To ja bardzo dziękuję; pozdrowienia!heart 

Pecunia non olet

bruce, nieustająco pozdrawiam i wysuwam czułki w stronę serduszka!

 

Koalo, właśnie znalazłem Twoje postscriptum. Oczywiście, taki był zamysł!

I tutaj pojawia się kwestia filozoficzna – wprawdzie odgrywałby się na Helce, na tej samej osobie, która go zdradziła, ale jednocześnie oryginalna Helka żyje sobie spokojnie osobno i nic o tym nie wie… A z jej perspektywy (tej Helki, która się kładzie do urządzenia) to również ładna ruletka w przypadku zdwojenia – może obudzi się planowo i wyruszy z “gachem” w góry, a może jej subiektywne doświadczenie będzie kontynuowane na łasce i niełasce ludzi, których próbowała zdradzić. Kiedy Romek to przemyśli, to chyba już nie będzie chciał własnej kopii zapasowej?… Miałem nadzieję, że te wszystkie wnioski będą dość czytelnie zarysowane w tekście.

Cześć, Ślimak Zagłady. O kwantowej naturze świadomości Penrose coś wspominał, ale nie zagłębiałem się w temat. Odnośnie Twojego opowiadania, to zrobiłeś to wybornie. Bardzo wiarygodne dialogi, co mi się podoba. Treściwie i na temat – doceniam, ponieważ osobiście mam tendencję do rozwlekania. Udaję się do klikarni, ponieważ inaczej być nie może. Pozdrawiam.

Cześć, Heskecie!

Trzeba przyznać, że w opowiadaniu też nie zagłębiam się w temat kwantowej natury świadomości, bohaterka skupiona na swojej idei odsuwa go dość pospiesznie. Dobrze, że dialogi wiarygodne, skoro tekst składa się głównie z nich. Wymogi tej podkategorii konkursu niewątpliwie stanowią ćwiczenie na zwięzłość i trzymanie się tematu. Skoro odczułeś imperatyw udania się do klikarni, naturalnie nie zamierzam z tym dyskutować.

Pozdrawiam!

Ślimaku

Dobre opko, science się skleiło i gładko się tę historię czyta – klasyczny język sf, powściągliwy ale też barwny. Kojarzy mi się ze starszymi polskimi tekstami. Akcja nie przesadnie wartka ale zdarzenia połączyłeś zręcznie i jak na tę ilość znaków efekt interesujący. Ogółem znak jakości Ś widzę ;-)

edyta: Swoją drogą niejasno poczułem, że świadomość istnieje tu wyłącznie lub głównie w mózgu, z czym sie totalnie nie zgadzam, ale to inna para dendrytów…

Do mnie, moja puento..!

Aeothu, dziękuję za wizytę i ciekawy komentarz!

Super, że Twoim zdaniem i czyta się gładko, i część naukowa wygląda spójnie – te rzeczy zawsze trudno połączyć. Sformułowanie “znak jakości Ś” muszę sobie zapamiętać! Skojarzenie ze starszymi polskimi tekstami może nie być od rzeczy, skoro swoją przygodę z SF zaczynałem kiedyś tam od Broszkiewicza, potem był oczywiście Lem…

Co do istnienia świadomości, trudno mi dyskutować z odczuciami czytelnika, na pewno jest to cenna wskazówka co do odbioru tekstu. Miałem jednak na uwadze, żeby narrator wykazał pewne wątpliwości i choć trochę polemizował z nieposkromionym optymizmem wynalazczyni.

Dało się odczuć, że ona z tych nieposkromionych. Ale też to nie było żadne wytknięcie nieścisłości, temat jest tak niezmierzony jak niejasny. Z mojej strony uwaga niezobowiązująca do niczego, bo oparta na doświadczeniach i przemyśleniach – nie mam na nic dowodu ani argumentu. Troszkę może prowokuję tym świadomość do drgnięcia, może da się wyczuć wreszcie ;-)

Do mnie, moja puento..!

Jasne, nie czuję się do niczego zobowiązany. Wydawało mi się dość istotnym motywem opowiadania, że bohaterowie pomimo ogromnego postępu technicznego pozostają w mroku co do natury świadomości i tak naprawdę zgadują. Z drugiej strony liczyłem się z tym – i Twoja uwaga to potwierdza – że konstrukcja tekstu, skupienie na szczegółach kontrowersyjnego wynalazku, będzie mocno sugerować tę czysto fizyczną interpretację.

bohaterowie pomimo ogromnego postępu technicznego pozostają w mroku co do natury świadomości

Tak, wątpliwości rozkosznie staroświackiego Romka to wyraźnie zaznaczają, lecz reszta tekstu, jak sam mówisz, przeważa. Zresztą tak jest najczęściej w realnym świecie, ewentualne wahanie jednostki jest miażdżone przez rynkowo-naukową machinę – lubię ten moment w Jurassic Parku kiedy postać Jeffa Goldbluma mówi "Your scientists were so preoccupied with whether or not they could, they didn't stop to think if they should."

Ale chyba odbiegam od sedna. Mam nadzieję, że nauka otworzy się na inne drogi poznania niż te, których kurczowo trzyma się od tak dawna. Bez tego świadomość raczej pozostanie tajemnicą.

Do mnie, moja puento..!

Zresztą tak jest najczęściej w realnym świecie, ewentualne wahanie jednostki jest miażdżone przez rynkowo-naukową machinę

O, właśnie! To ewidentnie jest w tekście, chociaż przy obmyślaniu fabuły skupiałem się na innych kwestiach. Bardzo dobrze, że na podstawie ogólnej znajomości świata wyszła mi taka dodatkowa warstwa przesłania. A cytat świetnie dobrany, nie przyszedł mi wcześniej na myśl, ale zdecydowanie tu pasuje!

Mam nadzieję, że nauka otworzy się na inne drogi poznania niż te, których kurczowo trzyma się od tak dawna. Bez tego świadomość raczej pozostanie tajemnicą.

Mogę przyjąć prawdopodobieństwo, że do rozpoznania natury świadomości byłby potrzebny istotny postęp (czy wręcz przełom) w metodzie naukowej, która przecież nie jest ustalonym raz na zawsze algorytmem, ale też nie mam pojęcia, jak mógłby on wyglądać bez otwarcia wrót dla niepewnych wnioskowań i szarlatanerii. Nawet gdybym miał jakieś koncepcje w tym kierunku, z pewnością byłby to zbyt ambitny temat dla tak krótkiego i lekkiego w sumie opowiadania.

Cześć!

 

SF i to z aspiracjami na hard, jak widzę (choć biologia to nie mój konik i można mnie łatwo zrobić w konia). Całokształt przekonuje, kupuję. Jest przyjemnie, wręcz swojsko, przy tym merytoryczne, niby całkiem poważnie, jednak te wstawki o górach i wyjeździe robią robotę, broniąc przed skręceniem w ślepy zaułek śmiertelnej powagi. Opis wynalazku okazały, wraz z podbudową zajmuje lwią część tekstu, jednak rozdzieliłeś go umiejętnie, przez co jest łatwo przyswajalny i nie męczy. Wątek obyczajowy nieźle go równoważy, wzbogacając całość.

Naprawdę udany szorcik.

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecam do biblio!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć!

 

Są pewne aspiracje na “hard”, chociaż uczciwość każe zaznaczyć, że ponad połowę roboty wykonuje tutaj ta programowalna zupa tkankowa, którą zdecydowanie nie dysponujemy w naszym świecie i nawet możliwy mechanizm działania nie jest specjalnie przybliżony. Zdarzają się przecież i prace naukowe tego rodzaju: “jeżeli taka a taka hipoteza jest prawdziwa, to na tej podstawie moglibyśmy…”. Jeżeli zrobiłem Cię w konia, to raczej razem z sobą samym – starałem się o rzetelność merytoryczną, ale ekspert w którejś z wykorzystanych dziedzin na pewno wskazałby słabe punkty – zresztą zdaje się, że ktoś już wyżej podejrzewał, iż być może Marta zbyt lekko odrzuca kwantową naturę świadomości.

Reszta Twojego komentarza sprowadza się do tego, że opowiadanko jest udane i dobrze zrównoważone, co zawsze stanowi miłą informację. Przyciągnęło mnie do tej odnogi konkursu wyzwanie techniczne, jakim jest gładkie ułożenie krótkiego tekstu skupionego na opisie technicznym wynalazku.

 

Dziękuję za 3P i nawzajem serdecznie pozdrawiam!

Gyd myrning,

 

Przezwaliśmy go Dianogą, bo ma przykry zwyczaj przyczajać się w kontenerach ze śmieciami i wciągać swoje ofiary do środka.

Hahahha ;p

 

– Miałam ją tu przedwczoraj z jakimś gachem. Domagali się, żebym zrobiła im za darmo kopie zapasowe przed wyjazdem w góry, bo inaczej sprzedadzą moją historię mediom. Jeżeli nie wierzysz, mogę ci pokazać nagrania z monitoringu.

– O rety… I co, zgodziłaś się?

Dziwne, że się nie przejął zdradą żony. Mało naturalna reakcja. A jeśli sam ją zdradzał, albo po prostu przestał ją kochać, należałoby o tym napomknąć wcześniej.

 

Opowiadanie wydaje mi się urwane. Padła propozycja, nie znamy na nią odpowiedzi. Nikt nic nie odpowiedział, nie zrobił żadnego gestu, nie podszedł do komputera. Wiadomo, nie zawsze musimy podawać konkluzję na tacy, ale powinniśmy zostawić czytelnikowi przynajmniej kostkę Rubika. Niech się nad nią głowi, zastanawia i przekręca kostki, nie musimy podawać rozwiązania. Ale ta kostka musi być, tutaj jej nie widzę.

 

Uważam też, że opowiadanie jest zbyt przegadane. Nie jest to oczywiście błąd: niektórzy wolą więcej dialogów, inni opisów, a jeszcze inni preferują listy lub monologi. Wydaje mi się, że gdyby przedłużyć opowiadanie i równomiernie rozłożyć rewelacyjne nowinki ze świata nauki, opko wybrzmiałoby lepiej. W pewnym momencie poczułam się przytłoczona tymi informacjami.

 

Tak czy siak, życzę powodzenia w konkursie i oczywiście wszystkiego dobrego smiley

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Gyten Mürgen, Holly!

Bardzo dziękuję za wizytę i bogaty w przemyślenia komentarz.

Opowiadanie wydaje mi się urwane (…) zostawić czytelnikowi przynajmniej kostkę Rubika.

Nie zamierzam lekko odrzucać tej uwagi, słabe kompozycyjnie i niesatysfakcjonujące zakończenia są moim stałym problemem, więc pewnie masz sporo racji. Chodziło mi tu jednak o co innego, dla mnie to mało istotne, czy Romek tym razem przystanie na propozycję Marty. Liczyłem na to, że czytelnik zastanowi się nad ogólniejszym wnioskiem: iż istnienie takiego zapisu, matrycy cyfrowej umożliwiającej odtworzenie bytu, pozostawia zapisanego pod wielkim ryzykiem ze strony zapisującego czy kogokolwiek, kto uzyska dostęp do danych. Patrząc z perspektywy takiej zwielokrotnianej osoby, może będziesz miała szczęście i obudzisz się jako zadowolona klientka, ale prędzej jako jedna z 1273 kopii sprzedanych handlarzom ludźmi na jakimś księżycu Urana…

przedłużyć opowiadanie i równomiernie rozłożyć

Jak już wspominałem, przyciągnęło mnie tutaj wyzwanie techniczne związane z konkretną kategorią konkursową (tekst do 10 000 znaków skoncentrowany na opisie wynalazku), ale chętnie przyznaję, że opowiadanie powinno być analizowane w oderwaniu od tego, trzymanie się takich wymogów nie kasuje stwierdzonych wad kompozycyjnych.

Dziwne, że się nie przejął zdradą żony. Mało naturalna reakcja.

On miał się mocno przejąć (“Musiałem wyglądać na bardzo przybitego”): jeżeli to wcale nie wybrzmiewa, to źle, to problem z moim warsztatem literackim. Poza tym chyba nigdzie nie sugeruję, że Hela jest jego żoną (raczej niż partnerką czy dziewczyną).

 

Raz jeszcze dziękuję i również składam serdeczne przedświąteczne życzenia!

 

Hej! Tam wyżej problem wklejania z komórki, nie mogę tego usunąć. 

 

… czekaj, ty nie

A nie dużą? Bo to drugie zdanie, tamto urwane. 

 

Wiesz, dlaczego

Ten przecinek oddziela mi wiesz od dlaczego. I mam wrażenie, jakby w tym zdaniu ona zadawała takie ogólne pytanie, a nie pytała o coś bohatera. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Coś jak:

Wiesz, dlaczego ja tu jestem? – Czyli bohater tak sobie marudzi, przyszedł zmęczony do pracy i pyta dlaczego on tu musi być, ale wie, czemu, po prostu wzdycha, pyta retorycznie. 

Wiesz dlaczego ja tu jestem? – Bohater nie wie, czemu tu jest i pyta. 

 

Skąd możesz wiedzieć, że naprawdę odtworzysz daną osobę, odnowisz jej subiektywne doświadczenie? Że to nie będzie nowy byt, zachowujący tylko pamięć i charakter poprzednika?

Dobre pytania. To jest tak fascynujące zagadnienie, że przychodzą mi do głowy wszelkie odcinki „Black Mirror”. 

Za to tłumaczenie jest trochę jak z Diuny, tzn. nie sam pomysł, a sposób tłumaczenia i ogólnie tam przywracali do życia pewnego bohatera. ;) 

 

Samo opowiadanie jest w stylu trochę takiej gawędy, tzn. dość luźnych opisów, zdań, a dialogi to w dużej mierze sprawozdania, tłumaczenia). Dzięki temu czytało się z jednej strony przyjemnie (narracja), z drugiej zrozumiale (tłumaczenia). Ale zabrakło mi tutaj odrobiny szaleństwa, czegoś, co mnie zaszokuje. Bo sama kopia zapasowa bohaterki była dla mnie przewidywalna i czekałam na to, co to wywoła. A w sumie nic się nie wydarzyło. 

 

Opowiadanie to dla mnie taka dyskusja na ciekawe tematy, dodatkowo doprawiona osobami, które mają z tym coś wspólnego – Marta tego dokonała, a główny bohater poznaje taką osobę. Ale szkoda, że nie mieliśmy więcej w tym temacie, bo to naprawdę świetny motyw. I teraz wypadałoby czekać na część drugą – thriller sf, szantażyści kontra Marta. :) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej, trochę dużo tego naukowego gadania, ale Tarninie na pewno się spodoba ;). No ale warto było przebrnąć bo końcówka wyszła całkiem zabawnie :). Mi by się przydała kopia żony, nie wiem jak by działała piracka kopia ale mogę podjąć to ryzyko :). Klikam i pozdrawiam :)Edit : A nie, nie klikam bo już jest naklikane. Ale tak się zastanawiam czy gadżetem jest tu wynalazek Marty, czy kopia zapasowa Heli ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

 

Przeczytałam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Ananke!

A nie dużą? Bo to drugie zdanie, tamto urwane.

A rzeczywiście, masz rację. Wstawiłem tutaj małą literę całkiem intuicyjnie, nie zastanawiając się nad poprawnością – chyba chciałem w ten sposób zaznaczyć pośpiech w wypowiedzi, że bohaterka nie zawiesza głosu po urwaniu zdania, tylko od razu je połyka i przechodzi do następnego. Oczywiście zasady pisowni polskiej nie dopuszczają takiego różnicowania intonacji, jest to użycie pozasystemowe, może zupełnie błędne. Dla jasności trzeba by zorientować się jeszcze, jak pisali takie konstrukcje wybitni autorzy (na pewno widziałem analogiczne rozwiązania u Prusa, ale to już historia języka). Skoro w jakiś sposób uderzyło Cię to miejsce, bez problemu poprawię na wielką literę.

Ten przecinek oddziela mi wiesz od dlaczego. I mam wrażenie, jakby w tym zdaniu ona zadawała takie ogólne pytanie, a nie pytała o coś bohatera. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Coś jak:

Wiesz, dlaczego ja tu jestem? – Czyli bohater tak sobie marudzi, przyszedł zmęczony do pracy i pyta dlaczego on tu musi być, ale wie, czemu, po prostu wzdycha, pyta retorycznie. 

Wiesz dlaczego ja tu jestem? – Bohater nie wie, czemu tu jest i pyta.

Wymyśliłaś tutaj bardzo ciekawą koncepcję interpunkcyjną, potencjalnie wartościowe rozróżnienie, tylko że ono nie znajduje poparcia w znanych mi źródłach. Według reguł przecinek przed takim zaimkiem opuszcza się tylko wtedy, gdy pozostaje on samotny na końcu wypowiedzenia (np. https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/nie-wiem-kiedy-nie-wiem-gdzie-).

Ale zabrakło mi tutaj odrobiny szaleństwa, czegoś, co mnie zaszokuje. Bo sama kopia zapasowa bohaterki była dla mnie przewidywalna i czekałam na to, co to wywoła. A w sumie nic się nie wydarzyło. (…) Ale szkoda, że nie mieliśmy więcej w tym temacie, bo to naprawdę świetny motyw. I teraz wypadałoby czekać na część drugą – thriller sf, szantażyści kontra Marta. :)

Usiłowałem zmieścić tutaj takie finałowe mocne uderzenie, ale rozumiem, że dla Ciebie to niedostatecznie zagrało. Spodziewałem się, że na odbiorcy ta obserwacja zrobi spore wrażenie, iż skoro bohaterowie mają cyfrową matrycę, zapis Heli, to mogą teraz do woli tworzyć kopie fizyczne kontynuujące jej świadomość i bawić się, odgrywać się na niej. Zastanawiam się, czego zabrakło, aby uzyskać tę “odrobinę szaleństwa”.

Oprócz tego naturalnie cieszę się, że opowiadanie okazało się dla Ciebie ciekawe, przyjemne i zrozumiałe. Przypuszczam, że inspiracje uniwersami Diuny i Black Mirror mogą pobrzmiewać gdzieś w tle, chociaż nie posądzałbym się o zbliżony poziom twórczy. Bardzo dziękuję za jak zawsze wartościowy i przenikliwy komentarz, wymagający wiele uwagi przy odpisywaniu!

Pozdrawiam,

Ślimak

 

Hej, Bardzie!

Nie pisałem opowiadania umyślnie pod gusta jurorki, silnie mnie natomiast zainspirowały obmyślone przez nią założenia konkursu, związek jest zatem niewątpliwy. Nie bardzo oczekiwałem, że zakończenie kogoś rozbawi, ale i taką reakcję zdecydowanie warto poznać! Ty jak Ty, pytanie raczej, czy Twoja lepsza połówka byłaby gotowa podjąć to ryzyko. W myśl założeń konkursu gadżetem jest oczywiście wynalazek Marty, ale w potocznym rozumieniu słowa “gadżet” można się zastanawiać.

Pięknie dziękuję za wizytę i komentarz!

 

Hej, Tarnino!

Naprawdę miło wiedzieć, że przeczytałaś. Przesłodkie i kapitalnie ukryte uszka – coś mi się zdaje, że ta postać świetnie rozumiałaby moją alergię na koty!

Podszedłeś rzetelnie do tego rodzaju fantastyki. Tak jak to opisała Tarnina, powołując się na Asimova, mamy bohaterkę, która wynalazła technologię do robienia kopii zapasowych zwierząt oraz ludzi i wyjaśniła mniej więcej jak działa. Poruszyłeś wiele aspektów technicznych związanych z tym wynalazkiem. Pomysł jest wyjątkowo często eksploatowany, dlatego wydaje mi się, że fajnie byłoby go rozwinąć w jakąś oryginalną fantastykę przygodową lub poruszyć konsekwencje socjologiczne takiego wynalazku.

Wyjątkowo niewiarygodne wydaje mi się testowanie na sobie takiej technologii. Bo przecież słowa:

– Zresztą mogę ci powiedzieć, że na pewno nie czuję, jakby coś mi się urwało, jakbym miała wspomnienia obcej osoby. To po prostu wrażenie jak po doskonale przespanej nocy.

niczego nie dowodzą i Marta musiała sobie z tego zdawać sprawę. I jak to miałoby wyglądać? Stworzenie kopii i jednoczesne unicestwienie oryginału? 

Dziękuję za korzystną ocenę realizacji założeń tego specyficznego podgatunku fantastyki – naturalnie czekam z zainteresowaniem także na opinię Organizatorki. To celna uwaga, że ta kategoria konkursu jest lepiej dopasowana do całkiem niezwykłych pomysłów, gdy te nieźle już znane dałoby się wykorzystać w dłuższych formach, dających szerokie pole dla dodatkowej oryginalności. Wydawałoby mi się wprawdzie, że tutaj dość nietypowo połączyłem niektóre wątki, ale zawsze jeszcze może mi brakować oczytania, żeby przeczuć sztampę.

Miało być (i chyba jest) istotnym motywem opowiadania, że przy całym postępie technicznym nauka świata przedstawionego pozostaje raczej bezradna co do natury świadomości. Wtedy test na sobie wydaje mi się wiarygodny, byłby wyrazem tej bezradności i zarazem nieposkromionej ciekawości badawczej Marty, która za wszelką cenę chce spróbować przekonać się choćby subiektywnie, czy jej metoda naprawdę działa.

I jak to miałoby wyglądać? Stworzenie kopii i jednoczesne unicestwienie oryginału?

Nie opisałem tego ze względu na limit znaków i ryzyko przejścia w fantastykę socjologiczną. Może właśnie tak, ale raczej wynalazczyni chciałaby spotkać się ze sobą w dwóch wersjach, porozmawiać i przeprowadzić wszelkie testy dające bodaj cień szansy na ustalenie, czy któraś jest “prawdziwsza”. Potem oczywiście, nie chcąc żyć skopiowane, musiałyby się jednej pozbyć – bohaterka potrzebowałaby dużo determinacji i zaufania do samej siebie. Bądź co bądź z tekstu dostatecznie wynika, że unicestwienie oryginału faktycznie zaszło (Marta wyraźnie stwierdza, iż gdyby Romek nie zaufał jej metodzie, to powinien powiedzieć, że popełniła samobójstwo).

W sumie trafnie wyczułeś wątek, co do którego sam zdawałem sobie sprawę, że słabo mieści się w przyjętym planie fabuły i może wymagać pewnego zawieszenia niewiary ze strony Czytelnika Uważnego. Odpisywanie na Twoje komentarze stanowi bardzo miłą przygodę intelektualną!

Bardzo dobrze się czytało, pomysł ciekawy i przekonująco przedstawiony. W zasadzie tekst jest domknięty, nie pozostawił niedosytu, ale myślę, że chętnie bym też przeczytała coś dłuższego z opisem wynalazku "w akcji" i możliwych konsekwencji jego zastosowania na szerszą skalę :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Wydawałoby mi się wprawdzie, że tutaj dość nietypowo połączyłem niektóre wątki

Zgadzam się z tym. Chociażby to, że rzadko mamy do czynienia z tego typu historiami osadzonymi w swojskich klimatach. Do tego bardzo solidnie potraktowałeś warstwę naukową i mocno pochyliłeś się nad kwestią świadomości. Wydawało się, że akurat to Marta potraktowała z lekceważeniem, ale Twoje wyjaśnienie dotyczące testu na sobie trochę to tłumaczy.

Tak swoją drogą, jakiś czas temu również napisałem opowiadanie na temat kopii zapasowej, choć podszedłem do tego z innej strony. W większym stopniu skupiłem się na konsekwencjach wykorzystania wynalazku.

Świetny s-f. Literacko niech ocenią fachowcy – dla mnie może być. Drobna uwaga – właśnie dlatego, że jest tak dobry background science, nieco razi każdy zgrzyt. Backup psa czy kota jest idealny pod każdym względem, a z człowiekiem nie całkiem, bo nie udaje się z pamięcią i świadomością. Tylko, że kot czy pies pozbawiony pamięci to już zupełnie nie to samo stworzenie. Tak samo jak człowiek. Co do świadomości nie mamy calkowitej jasności, ale wiele badań (oraz moje osobiste obserwacje) sugeruje, że przynajmniej niektóre zwierzęta ( w tym np. sroki) ją posiadają. Ale i tak opowiadanie jest super.

Bardzo dziękuję za kolejne komentarze!

 

NaNa:

To fantastycznie, że dobrze Ci się czytało i w sumie dostrzegasz same zalety. Często zdarza mi się nie domykać wątków i pozostawiać niedosyt, więc pod tym względem szczególnie mnie cieszy Twoje zdanie. Chociaż wygląda na to, że niektórzy czytelnicy jednak nie byli w pełni usatysfakcjonowani zakończeniem. Na razie nie planuję rozwijać tego świata, ale miło wiedzieć, że w Twojej opinii ma potencjał!

 

AP:

W każdym razie nie jest dobrze, kiedy tekst nie broni się sam i wymaga dodatkowych wyjaśnień autorskich. Jak już wcześniej pisałem, w szczególności finał opowiadania miał musnąć kwestię wprawdzie nie nową, ale dość rzadką w tego typu historiach – że dysponując zapisem osoby, mógłbyś ją odtworzyć i sprawić jej różne przykrości (w sensie: jednemu lub więcej z rozgałęzień jej subiektywnego doświadczenia).

A to Twoje opowiadanie, o którym wspominasz, zamieściłeś tu na portalu?

 

SPW:

Dziękuję, bardzo przyjemnie przeczytać, że uważasz opowiadanie za świetne! Słusznie poruszasz kwestię pamięci u zwierząt, miała być szerzej opisana, ale przydusił mnie limit znaków (co rzecz jasna nie jest wybitnym usprawiedliwieniem). W każdym razie już na początku tekstu możemy wywnioskować z informacji Romka, że kopiowanie zwierząt domowych wciąż jest rodzajem iluzji, ale lepszej niż klonowanie, a metody Marty są skuteczniejsze niż konkurencji. Być może wcześniejsze eksperymenty nad jak najwierniejszym odzwierciedleniem budowy mózgu pozwalały jej już czasami odzyskiwać jakieś ślady wcześniejszych doświadczeń, choćby na tyle, żeby pies czy kot od razu czuł się bezpiecznie przy właścicielu. Pewnie tekst zyskałby, gdyby dopisać ze dwa zdania w tym sensie.

dość rzadką w tego typu historiach – że dysponując zapisem osoby, mógłbyś ją odtworzyć i sprawić jej różne przykrości (w sensie: jednemu lub więcej z rozgałęzień jej subiektywnego doświadczenia).

Tak, to też zauważyłem. I że do tej kwestii podszedłeś z humorem.

A to Twoje opowiadanie, o którym wspominasz, zamieściłeś tu na portalu?

Opowiadanie Sto lat, sto lat jest w antologii Obcość.

 

Dzięki, spróbuję kiedyś zajrzeć (na pewno nie w najbliższych dniach, na razie moim priorytetem czytelniczym jest dokończenie ocen piórkowych za listopad).

chyba chciałem w ten sposób zaznaczyć pośpiech w wypowiedzi, że bohaterka nie zawiesza głosu po urwaniu zdania, tylko od razu je połyka i przechodzi do następnego.

Ciekawa interpretacja, choć ja wielokropki odczytuję zazwyczaj jako takie urywane kwestie, kiedy ktoś coś mówi, plącze się, bardziej: No, ten… jak on tam…

A zawieszenie głosu zazwyczaj upatruję przy postawieniu dodatkowego pytajnika.

No, ten… jak on tam… Pamiętasz…?

Ale to gdzieś tam moje przyzwyczajenie przy czytaniu/pisaniu, może bardziej przy czytaniu, chyba nie każdy tak drobiazgowo analizuje wielokropki. :)

 

Dla jasności trzeba by zorientować się jeszcze, jak pisali takie konstrukcje wybitni autorzy (na pewno widziałem analogiczne rozwiązania u Prusa, ale to już historia języka).

Obecnie trudno podać wybitnego, polskiego pisarza nadążającego za wszystkimi zmianami w naszym języku.

 

Wymyśliłaś tutaj bardzo ciekawą koncepcję interpunkcyjną, potencjalnie wartościowe rozróżnienie, tylko że ono nie znajduje poparcia w znanych mi źródłach.

Masz rację, choć nie mogę znaleźć konstrukcji “Wiesz, dlaczego”, w której to wiesz łączy się z dlaczego i mam wrażenie, że tutaj nie powinniśmy ich rozdzielać, bo w takim zdaniu przecinek tworzy zupełnie inny wydźwięk zdania. ;) Ale to tylko moje wrażenie. ;) Kojarzy mi się to z tymi wyjątkami:

Kto wie co by się wtedy z nim stało. (= Nikt nie wie, co by się wtedy z nim stało),

ale: Kto wie, co by się wtedy z nim stało? (= Który z was wie, co by się wtedy z nim stało?),

Nie wiadomo kiedy zrobiła się z niej kolubryna. (= Niepostrzeżenie zrobiła się z niej kolubryna),

ale: Nie wiadomo, kiedy zrobiła się z niej kolubryna. (= Nie jest jasne, kiedy zrobiła się z niej kolubryna).

Źródło

Dopóki nie uznają tego za wyjątek, oczywiście przecinek zostaje. ;)

 

Usiłowałem zmieścić tutaj takie finałowe mocne uderzenie, ale rozumiem, że dla Ciebie to niedostatecznie zagrało. Spodziewałem się, że na odbiorcy ta obserwacja zrobi spore wrażenie, iż skoro bohaterowie mają cyfrową matrycę, zapis Heli, to mogą teraz do woli tworzyć kopie fizyczne kontynuujące jej świadomość i bawić się, odgrywać się na niej. Zastanawiam się, czego zabrakło, aby uzyskać tę “odrobinę szaleństwa”.

Hm, ale bohaterowie są dość dobrymi, spokojnymi ludźmi (przynajmniej tak wynika ze sceny). Trudno mi wyobrazić sobie, że specjalnie odgrywają się na niej w okrutny sposób, albo wymyślają dziwny, pokręcony żart. Chyba tego mi zabrakło – bohaterów, którzy mając dostęp do takiej technologii, mogliby mnie przerazić tym, do czego są zdolni. ;)

 

Przypuszczam, że inspiracje uniwersami Diuny i Black Mirror mogą pobrzmiewać gdzieś w tle, chociaż nie posądzałbym się o zbliżony poziom twórczy.

Na pewno napisałeś ciekawiej niż autor w późniejszych tomach Diuny. Mnie te ostatnie tomy trochę wymęczyły. ;)

 

wymagający wiele uwagi przy odpisywaniu!

I nawzajem. :) Ale zawsze można się czegoś nauczyć. :)

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Obecnie trudno podać wybitnego, polskiego pisarza nadążającego za wszystkimi zmianami w naszym języku.

Całkowicie się zgadzam – ale jeżeli weźmiesz kilku dobrych pisarzy, niekoniecznie nawet zupełnie współczesnych, coś już można wywnioskować. Broniłem tak niedawno jakiejś konstrukcji, formalnie uważanej za błędną: wykazałem jej występowanie u Andrzejewskiego, Bahdaja, Worcella i Sapkowskiego oraz istnienie analogii do konstrukcji poprawnych, uznając na tej podstawie, że to reguły języka są w danym przypadku niekompletne.

Masz rację, choć nie mogę znaleźć konstrukcji “Wiesz, dlaczego”, w której to wiesz łączy się z dlaczego i mam wrażenie, że tutaj nie powinniśmy ich rozdzielać, bo w takim zdaniu przecinek tworzy zupełnie inny wydźwięk zdania.

Jeżeli dobrze rozumiem, chodzi Ci o to, że to “Wiesz” oddzielone przecinkiem mogłoby zostać odczytane jako pełniące funkcję fatyczną? Dla mnie to byłaby dość nieintuicyjna interpretacja, kontekst też jej raczej nie sugeruje. Przytoczone przez Ciebie wyjątki nie budzą natomiast wątpliwości, tam różnice znaczeniowe są bardzo istotne.

Hm, ale bohaterowie są dość dobrymi, spokojnymi ludźmi (przynajmniej tak wynika ze sceny). Trudno mi wyobrazić sobie, że specjalnie odgrywają się na niej w okrutny sposób, albo wymyślają dziwny, pokręcony żart. Chyba tego mi zabrakło – bohaterów, którzy mając dostęp do takiej technologii, mogliby mnie przerazić tym, do czego są zdolni. ;)

Dziękuję, to bardzo cenna uwaga konstrukcyjna! W jakimś stopniu może przeczuwałem problem, ale nie uzmysłowiłem go sobie w całości i aż dotąd nie zdawałem sobie sprawy, że tego właśnie mogło zabraknąć.

Zresztą nie chciałem pisać postaci kryształowych moralnie. Romkowi (a chyba obojgu) nie przeszkadza kumplowanie się z osobnikiem wciągającym innych do kontenerów śmietnikowych. Marta miała być badaczką idącą do celu po trupach, w szczególności oszukującą bogatych właścicieli, że naprawdę przywraca ich pupili do życia. Wydawało mi się wiarygodne, że zrobiliby Heli w rewanżu coś paskudnego. Dopiero dzięki Tobie widzę, że wtopiłem te wątki zbyt głęboko w tło, a bohaterowie wyszli na “dobrych, spokojnych ludzi”.

Mnie te ostatnie tomy trochę wymęczyły. ;)

Wiesz (sic!), tu mam przewagę, bo czytałem tylko te wcześniejsze tomy.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ślimak

że ponad połowę roboty wykonuje tutaj ta programowalna zupa tkankowa, którą zdecydowanie nie dysponujemy w naszym świecie

jasne, ale zacnie ją opakowałeś, jednocześnie sensownie wykorzystując w fabule. Kopie zapasowe ludzi, ile to wyzwań jeszcze ludzkość czeka, nim Słońce się wypali ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

nim Słońce się wypali ;-)

Kiedy opanujemy podróże kosmiczne na większą skalę, wypalenie się Słońca przestanie być istotnym ogranicznikiem. A dopóki nie opanujemy, to coś mi się zdaje, że mamy śmiesznie krótki w porównaniu ze skalą czasową tych przemian okres półtrwania jako gatunek, przynajmniej przy obecnym poziomie głupoty. Coś zresztą czuję, że właśnie do tego zastrzeżenia odnosił się Twój przymrużony uśmieszek…

Broniłem tak niedawno jakiejś konstrukcji, formalnie uważanej za błędną: wykazałem jej występowanie u Andrzejewskiego, Bahdaja, Worcella i Sapkowskiego oraz istnienie analogii do konstrukcji poprawnych, uznając na tej podstawie, że to reguły języka są w danym przypadku niekompletne.

A co to była za konstrukcja? Ciekawa jestem. :)

 

Jeżeli dobrze rozumiem, chodzi Ci o to, że to “Wiesz” oddzielone przecinkiem mogłoby zostać odczytane jako pełniące funkcję fatyczną?

Nie, chodzi o coś innego. :) Trudno to wyjaśnić słowem pisanym, na żywo nie byłoby żadnego problemu. ;) Ale to i tak tylko moje luźne przemyślenia, bo jak dalej pisałeś – nie ma to poparcia w źródłach. ;) Spróbuję jeszcze raz przekazać moją myśl w odniesieniu do opowiadania.

 

Wiesz, dlaczego skopiowanie człowieka tą metodą jest jak dotąd uważane za niemożliwe?

To wiesz mogłoby nie istnieć, jest oddzielone, więc bohaterka pyta dlaczego skopiowanie człowieka tą metodą jest uważane za niemożliwe, czemu tak musi być, nie czeka na odpowiedź, po takim pytaniu mogłaby dalej kontynuować swoje słowa i mielibyśmy np.

Wiesz, dlaczego skopiowanie człowieka tą metodą jest dotąd uważane za niemożliwe? Nie rozumiem, skąd w ludziach tak mało wiary.

Wiesz dlaczego skopiowanie człowieka tą metodą jest jak dotąd uważane za niemożliwe?

Bohaterka zadaje konkretne pytanie – czy druga osoba wie, dlaczego kopiowanie człowieka tą metodą jest niemożliwe. Tutaj bohaterka czeka na odpowiedź.

 

Ale powtarzam – to moje luźne przemyślenia, być może wywołane tym, że ludzie nadużywają słów takich jak “wiesz”, “no wiesz”, które w mowie potocznej nie spełniają swojej funkcji, tworzą ozdobniki albo “kaleczniki”, jak nazywam wrzucanie przekleństw do zdań w ramach “przecinków”. ;)

Spójrzmy na to zdanie z malutkim dodatkiem:

No wiesz, dlaczego skopiowanie człowieka tą metodą jest jak dotąd uważane za niemożliwe?

 

Dziękuję, to bardzo cenna uwaga konstrukcyjna! W jakimś stopniu może przeczuwałem problem, ale nie uzmysłowiłem go sobie w całości i aż dotąd nie zdawałem sobie sprawy, że tego właśnie mogło zabraknąć.

To chyba tak zawsze jest, że potrzebujemy potwierdzenia tego, co przeczuwamy. :)

 

Marta miała być badaczką idącą do celu po trupach, w szczególności oszukującą bogatych właścicieli, że naprawdę przywraca ich pupili do życia. Wydawało mi się wiarygodne, że zrobiliby Heli w rewanżu coś paskudnego. Dopiero dzięki Tobie widzę, że wtopiłem te wątki zbyt głęboko w tło, a bohaterowie wyszli na “dobrych, spokojnych ludzi”.

O, no właśnie, tego zabrakło. A Marta, która przywraca pupili do życia – nawet, jeśli tego nie robi, to daje nadzieję i nie każdy pozna, że to nie jego zwierzak. Albo uzna, że jest trochę inny, potrzebuje czasu, ale tak czy siak będzie czuł radość, że ma zwierzaczka przy sobie, a nie zakopanego pod ziemią. Więc przy zwierzętach trochę trudniej o moralne potępienie, co innego z ludźmi. ;)

A coś paskudnego – czyli co? No skoro nic nie przychodzi od razu do głowy to czytelnik (przynajmniej ja) nie uwierzy w to tak od razu. ;)

 

Wiesz (sic!), tu mam przewagę, bo czytałem tylko te wcześniejsze tomy.

Ja sześć przeczytałam, ale niestety poziom różny.

A co to była za konstrukcja? Ciekawa jestem. :)

Chwilę mi zajęło, żeby sobie przypomnieć. “Konstrukcja” to trochę duże słowo, bo chodziło o dopuszczalność zapisu od małej litery, po myślniku dialogowym, synekdochy ogarniającej verbum dicendi (konkretnie, zdaje się, na przykładzie “chciał wiedzieć”).

Nie, chodzi o coś innego. :) Trudno to wyjaśnić słowem pisanym, na żywo nie byłoby żadnego problemu. (…) To wiesz mogłoby nie istnieć, jest oddzielone, (…) ludzie nadużywają słów takich jak “wiesz”, “no wiesz”, które w mowie potocznej nie spełniają swojej funkcji, tworzą ozdobniki albo “kaleczniki”

Wciąż mam wrażenie, że chodzi Ci właśnie o funkcję fatyczną, “zorientowaną na nawiązanie lub podtrzymanie kontaktu pomiędzy rozmówcami”. Jak słusznie zauważasz, sens można rozróżnić według rozwoju dialogu: widzimy tutaj, że bohaterka czeka na odpowiedź, więc “wiesz” musiało być użyte w swojej regularnej funkcji, nie powstaje niejednoznaczność. W innym razie Twoja propozycja mogłaby być uzasadniona nawet bez konkretnego wyjątku, wciąż przecież istnieje nadrzędna reguła interpunkcyjna o swobodzie użycia lub opuszczenia przecinka w razie potrzeby uniknięcia dwuznaczności. A określenie “kalecznik” prześliczne!

A coś paskudnego – czyli co? No skoro nic nie przychodzi od razu do głowy to czytelnik (przynajmniej ja) nie uwierzy w to tak od razu. ;)

Jasne.

Ślimaku Szanowny, sorry za czepialstwo. Mam "cuś z głową" na tle zwierzaków, bo nadal większość z nas nie widzi, że w sferze emocji są one niemal takie same jak my. I rzecz nie tylko w przywiązaniu do "właściciela" (jak można być właścicielem inteligentnej istoty ? – mój pies należy do rodziny).

WSzPSPW, nie odbieram tego jako czepialstwa. Szanuję ludzi, którzy wierzą w głębszy kontakt emocjonalny ze zwierzętami, ale dla mnie to obca sfera pojęć, na ogół widzę w tym projekcję własnych niezaspokojonych potrzeb. Być może to zresztą wyraz moich ograniczeń, ostatecznie w kontaktach międzyludzkich także opieram się głównie na komunikacji werbalnej, bardzo słabo czytam mowę ciała. Przy tym na koty jestem silnie uczulony, a psy o wiele zbyt często reagują na mój widok agresją. Dopóki nie potrafisz mi zagwarantować, że już nigdy nie usłyszę “nie mam pojęcia, co się stało, dotychczas nikogo nie ugryzł”, to Twoje zapewnienia o równości emocjonalnej mogę przyjąć co najwyżej z wyrozumiałą rezerwą.

W kontekście fabuły opowiadania nie budzi dla mnie wątpliwości, że zwierzęta do pracowni backupu przyprowadzają właściciele, a nie opiekunowie czy członkowie rodziny.

Rozumiem Cię doskonale, Ślimaku, uwielbiam wprawdzie zwierzęta, szczególnie koty, zawsze miałam ich pełen dom, potem znowu miałam psy ze schronisk (mam do teraz, zajmuję się tylko ja), lecz niestety jestem uczulona na sierść i kotów, i psów, nabawiłam się już po latach astmy, przy mojej alergii na dosłownie wszystko to spory problem, zatem – miłość obecnie tylko na odległość, bez zbytniej przesady.

Pozdrawiam. smiley

Pecunia non olet

Bardzo dziękuję za ten wpis, bruce, Twoje pokłady wrażliwości i zrozumienia są naprawdę wyjątkowe. Rzadko spotyka się miłośników zwierząt, którzy umieją postawić się w położeniu osób niezdolnych do nawiązania tej międzygatunkowej nici porozumienia (czy nawet wątpiących w jej rzeczywiste istnienie). Pomijam kwestię alergii, bo tu chyba mamy znaczną wspólnotę doświadczeń. I oczywiście zgadzam się z Tobą, że kiedy ktoś pragnie podjąć się opieki nad zwierzęciem, wzięcie go ze schroniska jest znacznie lepszym wyborem niż wspieranie hodowli rasowych.

Pozdrawiam!

Pełna zgoda. Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hej,

Bardzo przyjemne opowiadanie. Kwestia działania wynalazku jest dokładnie opisana za pomocą dialogów i wyszło to naturalnie, a cała narracja jest płynna i dobrze się czyta. Zakończenie pozostawia z pytaniem, czy bohater zdecyduje się na utworzenie kopi Heli. Spiracona wersja czyjejś osobowości brzmi bardzo ciekawie, więc z chęcią bym przeczytał o dalszych wydarzeniach.

Pozdrawiam :)

bo chodziło o dopuszczalność zapisu od małej litery, po myślniku dialogowym, synekdochy ogarniającej verbum dicendi (konkretnie, zdaje się, na przykładzie “chciał wiedzieć”).

Aa, no to też ciekawe zagadnienie. ;)

 

W innym razie Twoja propozycja mogłaby być uzasadniona nawet bez konkretnego wyjątku, wciąż przecież istnieje nadrzędna reguła interpunkcyjna o swobodzie użycia lub opuszczenia przecinka w razie potrzeby uniknięcia dwuznaczności.

No ja wiem, że są takie reguły, więc tak ogólnie pomarudziłam, może kiedyś to zmienią. :)

Hej, pnzrdiv!

Dziękuję za podzielenie się wrażeniami, sprawienie odbiorcy przyjemności zawsze przynosi satysfakcję. Dobrze, że w Twoim przekonaniu wykorzystanie dialogów wydaje się płynne i naturalne, bo obawiałem się, że opowiadanie będzie nimi mocno przeładowane. Też nie jestem pewien, czy pozostawienie czytelnika z tym pytaniem było trafną decyzją, pilnie śledzę i analizuję komentarze między innymi pod tym kątem.

Pozdrawiam!

 

Ananke:

Aa, no to też ciekawe zagadnienie. ;)

Tak teraz patrzę, że podałem je w okropnie formalnym stylu, aż wygląda na popis własną znajomością terminologii, ale też miałem problem, jak inaczej dobrać słowa, żeby nie wyszło z kolei “takie coś zastępujące takie coś”.

Ślimaku, wszystko zrozumiałam, także spokojnie, nie ma co się przejmować. :D

Bardzo ciekawy tekst, jestem pod wrażeniem opisu wynalazku. Wygląda, że naprawdę dobrze to przemyślałeś i wyszło wiarygodnie. Opowiadanie podobało mi się też pod względem językowym, chciałabym potrafić pisać w taki sposób, czytałam z przyjemnością :).

Co do samej treści, to ja mam zawsze mieszane uczucia, jeśli chodzi o kopiowanie/odtwarzanie ludzi. Wydaje mi się, że organizm to organizm, więc jeśli zostaje zniszczony, to umiera. Dlatego moim zdaniem, nieważne, że odtworzysz go z kopii zapasowej idealnie i będzie nie do odróżnienia. To jest coś, co jest przydatne dla ludzi wokół, tych którzy zostali, ale dla oryginalnego organizmu, to nie ma znaczenia, bo już nie istnieje.

To, że Marta zabiła siebie, żeby przetestować swój wynalazek ma trochę sensu, bo naukowcy czasem poświęcają się w imię nauki. Chociaż wydaje się, że rozsądniej byłoby po prostu stworzyć kopię, nie musiałaby unicestwiać oryginalnej siebie.

Natomiast to, że proponuje Romkowi kopię zapasową jako prezent, dla mnie już ma mniej sensu. W moim odczuciu, to nie byłby prezent dla niego, tylko dla innych, pewnie głównie jego partnerki Heli.

Końcówka o stworzeniu pirackiej kopii Heli jest interesująca, bo faktycznie odegrałby się na oryginalnej partnerce. Mógłby zacząć życie z kopią, a tamtą zostawić. Tylko, że jeśli zostałaby odtworzona idealnie, to znowu skończyłby tak samo. No chyba, że w grę wchodzą jakieś modyfikacje. Natomiast jeśli miałby dostać piracką kopię, żeby się nad nią znęcać, to już wskazuje na jakieś skłonności psychopatyczne.

Takie są moje odczucia, ale zawsze mam podobne, po obejrzeniu motywu odtwarzania ludzi w filmie science fiction. Nie przepadam za tym gatunkiem, więc na pewno nie jestem Twoim docelowym odbiorcą ;-).

Pozdrawiam serdecznie!

 

Bardzo ciekawy i motywujący komentarz! Warstwa językowa rzeczywiście przychodziła mi zawsze naturalnie, większe trudności mam z konstrukcją fabuł, a chyba jeszcze większe z wiarygodnością emocji postaci, nie umiem się w nie wczuwać.

Wydaje mi się, że organizm to organizm, więc jeśli zostaje zniszczony, to umiera. Dlatego moim zdaniem, nieważne, że odtworzysz go z kopii zapasowej idealnie i będzie nie do odróżnienia. To jest coś, co jest przydatne dla ludzi wokół, tych którzy zostali, ale dla oryginalnego organizmu, to nie ma znaczenia, bo już nie istnieje.

Oczywiście można sądzić, że idealne fizyczne odtworzenie organizmu nie przywraca subiektywnego doświadczenia osoby, która w nim istniała, a co najwyżej uruchamia nową o identycznych cechach. Jest to pogląd uprawniony, chyba wręcz przeważający wśród filozofów. Jednocześnie stanowi wyraz wiary w niematerialność (lub przynajmniej nielokalność?) świadomości. Marta podaje pewne argumenty za stanowiskiem przeciwnym, może dla niektórych przekonujące, może powierzchowne.

Chociaż wydaje się, że rozsądniej byłoby po prostu stworzyć kopię, nie musiałaby unicestwiać oryginalnej siebie.

Istnienie w dwóch egzemplarzach wiązałoby się z całym szeregiem nowych problemów. Zresztą nie wiemy, co nią kierowało, może i tak mało się troszczyła o życie (szczególnie wiedząc, że swoim czynem nie zrani bliskich).

Natomiast to, że proponuje Romkowi kopię zapasową jako prezent, dla mnie już ma mniej sensu. W moim odczuciu, to nie byłby prezent dla niego, tylko dla innych, pewnie głównie jego partnerki Heli.

Skoro stanowisko Marty jest takie, że odtworzenie organizmu z kopii przywraca perspektywę osobniczą, to według niej jak najbardziej byłby to prezent dla Romka.

Końcówka o stworzeniu pirackiej kopii Heli jest interesująca, bo faktycznie odegrałby się na oryginalnej partnerce. Mógłby zacząć życie z kopią, a tamtą zostawić. Tylko, że jeśli zostałaby odtworzona idealnie, to znowu skończyłby tak samo.

Zauważ przynajmniej, że “nowej” Heli byłoby dużo trudniej z nim zerwać, bo nie miałaby majątku, dokumentów, legalnego wykształcenia…

Natomiast jeśli miałby dostać piracką kopię, żeby się nad nią znęcać, to już wskazuje na jakieś skłonności psychopatyczne.

Umyślnie chciałem pozostawić tę możliwość otwartą (rzecz jasna można dyskutować, na ile to trafna decyzja artystyczna). W każdym razie nie chodziło mi o skłonności biednego Romka, tylko o zwrócenie uwagi czytelnika także na szersze zagrożenia związane z tego rodzaju technologią.

Nie przepadam za tym gatunkiem, więc na pewno nie jestem Twoim docelowym odbiorcą ;-).

Tak ogólnie to może właśnie jesteś: bardzo ostrożnie zabieram się za sci-fi, bo mam od siebie zbyt wygórowane oczekiwania w zakresie rzetelności naukowej. Na pewno masz więc duże szanse, że następnym razem naskrobię jakieś smakowite fantasy.

Również serdecznie pozdrawiam!

Jednocześnie stanowi wyraz wiary w niematerialność (lub przynajmniej nielokalność?) świadomości. Marta podaje pewne argumenty za stanowiskiem przeciwnym, może dla niektórych przekonujące, może powierzchowne.

Wydaje mi się, że właśnie stanowi wyraz wiary w materialności świadomości. Świadomość, zgodnie z definicją z Wikipedii (może są jakieś lepsze), to stan psychiczny czyli, dla mnie, jest to coś, za co odpowiada mózg, a więc, gdyby dokładnie skopiować wszystko to, co się w nim znajduje, można by stworzyć drugą osobę z dokładnie taką samą świadomością. Wtedy kopii powinno się wydawać, że jej życie jest kontynuacją oryginału. Tylko, że jeśli obok mnie stanie osoba, której się wydaje, że jest mną, i że wszystkie wydarzenia w moim życiu przytrafiły się jej, to dalej, jeśli ja umrę, to dla mnie, jako organizmu, to będzie koniec. Ja nie będę żyła dalej, tylko moja identyczna kopia, która będzie przekonana, że jest mną i dla innych będzie nierozróżnialna. Może źle to wszystko rozumiem, ale takie jest moje wyobrażenie na ten temat.

 

Zauważ przynajmniej, że “nowej” Heli byłoby dużo trudniej z nim zerwać, bo nie miałaby majątku, dokumentów, legalnego wykształcenia…

Ale czy na pewno? Przecież byłaby nierozróżnialna od starej Heli. Pewnie nawet trudno byłoby jej uwierzyć, że jest kopią. W takim razie miałaby dostęp do majątku Heli, bo znałaby wszystkie hasła do kont i wiedziałaby gdzie trzyma pieniądze. Wiedziałaby też gdzie są dokumenty. Może dowód oryginalna Hela mogłaby mieć przy sobie, ale kopia na pewno z łatwością mogłaby sobie wyrobić nowy. Dyplomu ukończenia studiów nikt raczej nie nosi przy sobie, więc wiedziałaby gdzie jest i mogła sobie po prostu wziąć. A jeśli nie, to przecież fizycznie i psychicznie byłaby jak Hela, więc każdy by jej uwierzył, że nią jest, więc pewnie udałoby jej się też wyrobić wszystkie papiery. Dopiero gdyby wyszło na jaw, że są dwie Hele, zaczęłyby się problemy, ale oryginalnej Heli mogłyby być trudno udowodnić, że jest tą prawdziwą.

 

Może źle się wyraziłam w moim ostatnim komentarzu. Uważam, że fakt, że jestem nieprzekonana, co do tego, że odtwarzanie ludzi z kopii zapasowej sprawia, że oryginał kontynuuje życie, w niczym nie umniejsza wynalazku Marty. Pomyślałam, że podzielę się moją opinią na ten temat, ale proszę potraktuj ją jako ciekawostkę. Widziałam kilka filmów, które traktują kopiowanie ludzi w podobny sposób co Ty. “Altered Carbon” jest pierwszym, który przychodzi mi do głowy. Dlatego sądzę, że może jestem odosobniona z moim przekonaniem, a przynajmniej na pewno istnieje dużo ludzi, którzy traktują świadomość w podobny sposób jak przedstawiłeś w opowiadaniu.

Nie chciałabym abyś odebrał moją wypowiedź jako krytykę Twojego tekstu, bo uważam, że jest dobry i interesujący. To, jakie są konsekwencje odtwarzania z kopii zapasowej, tak naprawdę niewiele zmienia i nawet w opowiadaniu jest przedstawione jako przypuszczenie, a nie jako fakt.

 

Na pewno masz więc duże szanse, że następnym razem naskrobię jakieś smakowite fantasy.

Chętnie przeczytam :).

 

w niczym nie umniejsza wynalazku Marty. Pomyślałam, że podzielę się moją opinią na ten temat, ale proszę potraktuj ją jako ciekawostkę. Widziałam kilka filmów, które traktują kopiowanie ludzi w podobny sposób co Ty.

Iyumi, ta Marta nie jest mną. Wykreowałem bohaterkę mającą stanowcze odpowiedzi na pytania, z którymi ja dopiero się mierzę i może nieco skłaniam ku jej poglądom. Ich kwestionowania nie odbieram jako przykrości czy tym bardziej ataku osobistego, lecz jako bardzo ciekawą i pożądaną dyskusję.

Wydaje mi się, że właśnie stanowi wyraz wiary w materialność świadomości. (…) Tylko, że jeśli obok mnie stanie osoba, której się wydaje, że jest mną, i że wszystkie wydarzenia w moim życiu przytrafiły się jej, to dalej, jeśli ja umrę, to dla mnie, jako organizmu, to będzie koniec.

Zgoda, też sobie stawiałem ten problem. A z drugiej strony weźmy następujący eksperyment myślowy: leżę sobie w śpiączce czy może tylko głębokim śnie, przychodzi taka Marta, uśmierca mój organizm i tworzy jego idealną fizyczną rekonstrukcję, która po jakimś czasie się budzi. Czy moje subiektywne doświadczenie jest kontynuowane? To przecież są trzy możliwe odpowiedzi (o trzeciej wspominam trochę niechętnie, ale pod pewnymi względami wydaje się najłatwiejsza do obrony):

1) Tak – skoro wszystkie cechy fizyczne układu pozostały takie same, nie ma powodu, aby cokolwiek się zmieniło.

2) Nie – uśmiercenie pierwszego organizmu zniszczyło coś nieodwracalnie, a przynajmniej to coś nie może być przywrócone na gruncie czysto fizycznym, świadomość ma aspekt niematerialny (aczkolwiek podległy wpływom materialnym).

3) Mu – pytanie jest błędnie postawione, ponieważ ciągłość subiektywnego doświadczenia nie istnieje, tak czy inaczej każdego ranka budzi się nowa osoba mająca tylko ułudę tożsamości z poprzednią.

Ale czy na pewno? Przecież byłaby nierozróżnialna od starej Heli. Pewnie nawet trudno byłoby jej uwierzyć, że jest kopią. W takim razie miałaby dostęp do majątku Heli, bo znałaby wszystkie hasła do kont i wiedziałaby gdzie trzyma pieniądze. Wiedziałaby też, gdzie są dokumenty. (…) A jeśli nie, to przecież fizycznie i psychicznie byłaby jak Hela, więc każdy by jej uwierzył, że nią jest, więc pewnie udałoby jej się też wyrobić wszystkie papiery. Dopiero gdyby wyszło na jaw, że są dwie Hele, zaczęłyby się problemy, ale oryginalnej Heli mogłyby być trudno udowodnić, że jest tą prawdziwą.

Dotychczas nie analizowałem tego wszystkiego zbyt uważnie, bo to już sporo wykracza poza fabułę opowiadania: bardzo ciekawie rozwijasz temat! Przede wszystkim zwraca tutaj uwagę, że wypuszczenie w świat idealnej kopii rywalizującej z Helą o tożsamość i zasoby także byłoby całkiem smakowitą formą zemsty. Zwłaszcza jeśli bohaterowie znają ją na tyle, aby mieć względną pewność, że dwie Hele nie zdołają dogadać się ze sobą i w miarę sensownie ułożyć sobie funkcjonowania.

Gdyby z kolei postanowili utrzymać “nową” Helę w stanie zależności od Romka, to może postaraliby się subtelnie dać “starej” do zrozumienia, że warto podjąć środki ochrony tożsamości, a przynajmniej pozmieniać hasła. Zresztą z tym wyrobieniem papierów nie byłoby tak łatwo – nawet we współczesnej Polsce urzędnik powinien podjąć próbę kontaktu z daną osobą (zwykle dysponuje choćby numerem telefonu), żeby sprawdzić, czy sobowtór nie usiłuje się pod nią podszyć. A tutaj mamy sci-fi i parę kroków w przyszłość, więc zupełnie możliwe, że w świecie przedstawionym podstawową metodą weryfikacji danych i logowania jest na przykład skan tęczówki. Marta nie mogłaby odmówić sobie przyjemności przeprogramowania takiego szczegółu. Oczywiście to nie wynika bezpośrednio z tekstu, tak tylko spekuluję.

Chętnie przeczytam :).

Dzięki, też jestem ciekaw, jak się będzie rozwijać Twoja twórczość. Pozdrawiam przedświątecznie!

Fajnie się czytało. Spodobało mi się zakończenie. To ostatnie zdanie dodaje nieco lekkości.

Dziękuję, że wpadłaś i podzieliłaś się wrażeniami! Szczególnie dobrze jest słyszeć, że zakończenie się podoba, bo zręczne zamykanie tekstów wyraźnie należy do rzeczy, z którymi mam największe kłopoty. Chociaż – jak widać w poprzednich komentarzach – to ostatnie zdanie może też być przyczynkiem do raczej ciężkich refleksji. Właściwie teraz mi się Norwid przypomniał, jakby całkiem blisko tematu:

(…) sposób

tworzenia sobie lekkich rekreacji,

lecz ciężkiej – wiary, że śmierć tyka osób,

nie – sytuacji…

Genialne wersy… heart

Pecunia non olet

Wyjątkowy. :)

Dzięki, Ślimaku. :)

Pecunia non olet

Iyumi, ta Marta nie jest mną.

Wiem, wiem :). To był taki skrót myślowy. Nie chodziło mi o to, że to Twoja opinia, tylko o to, w jaki sposób temat został przedstawiony w opowiadaniu.

 

Zgoda, też sobie stawiałem ten problem. A z drugiej strony weźmy następujący eksperyment myślowy: leżę sobie w śpiączce czy może tylko głębokim śnie, przychodzi taka Marta, uśmierca mój organizm i tworzy jego idealną fizyczną rekonstrukcję, która po jakimś czasie się budzi. Czy moje subiektywne doświadczenie jest kontynuowane?

Pytanie czym dokładnie jest subiektywne doświadczenie. Moje zdanie już znasz, więc nie będę powtarzała. Wydaje mi się, że pytanie jakie należy zadać, to co jeśli ktoś odtworzy człowieka bez zabijania oryginału. Oba organizmy są zupełnie niezależnymi bytami, nic ich nie łączy, poza niejako wspólną przeszłością i sposobem myślenia. Nie współdzielą świadomości. Dlaczego w takim razie śmierć oryginału przed odtworzeniem z kopii zapasowej miałaby coś w tej kwestii zmieniać?

 

Zresztą z tym wyrobieniem papierów nie byłoby tak łatwo – nawet we współczesnej Polsce urzędnik powinien podjąć próbę kontaktu z daną osobą (zwykle dysponuje choćby numerem telefonu), żeby sprawdzić, czy sobowtór nie usiłuje się pod nią podszyć.

Nie pamiętam już jak to było gdy sama zgubiłam dowód, ale raczej nikt do mnie nie dzwonił. No, ale to było już jakiś czas temu. Z drugiej strony, jeśli to byłby świat w którym sprawdza się tożsamość po odciskach palców albo tęczówce, to tym łatwiej kopia wyrobiła by sobie nowe papiery. Może by nawet nie musiała, bo fizyczny dowód osobisty mógłby zastąpić skan palca czy tęczówki.

 

A tutaj mamy sci-fi i parę kroków w przyszłość, więc zupełnie możliwe, że w świecie przedstawionym podstawową metodą weryfikacji danych i logowania jest na przykład skan tęczówki. Marta nie mogłaby odmówić sobie przyjemności przeprogramowania takiego szczegółu.

Jeśli dopuszczamy możliwość przeprogramowania, to otwiera całą masę możliwości. Mogłaby przeprogramować nową kopię w dowolny sposób. Nie musiałaby odcinać Heli od przeszłości, bo mogłaby sprawić, że zawsze byłaby wierna i uległa wobec Romka. Bez konieczności szantażu czy ograniczania możliwości w inny sposób. Chociaż zmiana charakteru pewnie byłaby trudniejsza i bardziej ryzykowna niż zmiana koloru tęczówki.

Swoją drogą gdyby dało się tworzyć kopie ludzi i dowolnie je edytować, to spodziewam się, że znalazłyby się osoby, które odtwarzałyby swoich partnerów w nieskończoność. Poprawialiby coś co im przeszkadza tylko po to, żeby odkryć kolejną rzeczy i kolejną. Nigdy nie będąc w pełni usatysfakcjonowanym. Może to byłby ciekawy pomysł na kolejne opowiadanie ;-).

 

Również pozdrawiam przedświątecznie! :)

 

Nie chodziło mi o to, że to Twoja opinia, tylko o to, w jaki sposób temat został przedstawiony w opowiadaniu.

Jasna sprawa. Jednak jeżeli po lekturze można było odnieść wrażenie, że zdaniem autora to jedynie słuszne ujęcie tematu, świadczyłoby to o jakichś niedociągnięciach warsztatowych z mojej strony.

Wydaje mi się, że pytanie jakie należy zadać, to co jeśli ktoś odtworzy człowieka bez zabijania oryginału. Oba organizmy są zupełnie niezależnymi bytami, nic ich nie łączy, poza niejako wspólną przeszłością i sposobem myślenia. Nie współdzielą świadomości. Dlaczego w takim razie śmierć oryginału przed odtworzeniem z kopii zapasowej miałaby coś w tej kwestii zmieniać?

Owszem, też sobie zadawałem to pytanie. Ono nie pada wprost w tekście (może powinno), choć Romek wydaje się zmierzać w tę stronę, gdy zauważa Ależ w takim razie mogłabyś mieć dwóch gości, którzy niezależnie kontynuują subiektywne doświadczenie tamtego. Można próbować argumentu: różnica polega na tym, że dopóki stan osoby jest idealnie skopiowany, to współdzielenie w pewnym sensie zachodzi, a dopiero kiedy strumienie świadomości rozbiegną się wskutek niezależnych interakcji ze światem, funkcja “kopii zapasowej” zanika. Oczywiście to już spora nadbudowa modelu rzeczywistości na kwestiach, do których mamy całkiem nikły dostęp doświadczalny.

Odnosząc się do eksperymentu podanego w poprzednim wpisie: trafnie pokazujesz problemy z odpowiedzią 1, wcześniej starałem się wykazać słabości odpowiedzi 2, a co do odpowiedzi 3, to jej główną wadą jest przykra sprzeczność z codziennym doświadczeniem.

Nie pamiętam już jak to było gdy sama zgubiłam dowód, ale raczej nikt do mnie nie dzwonił. No, ale to było już jakiś czas temu.

Nie znam szczegółów sprawy (jeżeli mogłaś pokazać paszport lub choćby prawo jazdy, to pewnie było łatwiej). W zasadzie nie znam też aktualnych regulacji, zresztą mało istotnych w kontekście opowiadania osadzonego w przyszłości. Raczej tylko spekulowałem, co “urzędnik powinien”. Mówiono mi kiedyś, że całkowita utrata dokumentów wiąże się z ogromnymi problemami formalnymi, koniecznością przedstawiania świadków tożsamości i tak dalej, ale nie próbowałem tego weryfikować.

Jeśli dopuszczamy możliwość przeprogramowania, to otwiera całą masę możliwości.

Przede wszystkim widzę, że mówimy tu już o pomysłach na kolejny tekst – nijak nie mógłbym wymagać od czytelnika, żeby wysnuwał tak odległe wnioski z treści opowiadania. W każdym razie wydaje mi się dość jasne, że Marta na tym etapie nie podjęłaby się edycji charakteru (i – czy to wciąż byłaby ta sama osoba?). Tymczasem zmieniać szczegółów fizycznych pewnie nigdy nie próbowała, starając się raczej je idealnie odzwierciedlić, ale wydaje mi się, że zgodnie z opisem jej wynalazek powinien to w jakimś zakresie umożliwiać. Akurat kolor tęczówki zależy głównie od genów, ale jej wzór, o ile wiem, podobnie jak linie papilarne jest pochodną przypadkowych fluktuacji podczas organogenezy, co raczej ułatwiłoby edycję. Oczywiście tak czy inaczej, odtwarzając kogoś w zmienionym ciele, można mu wyrządzić bardzo dużo różnych przykrości – zabłąkalibyśmy się tutaj w regiony znacznie mroczniejsze niż cokolwiek, co zasugerowałem o bohaterach w opowiadaniu.

Swoją drogą gdyby dało się tworzyć kopie ludzi i dowolnie je edytować, to spodziewam się, że znalazłyby się osoby, które odtwarzałyby swoich partnerów w nieskończoność.

Byle ze świadomą zgodą… Pewnie znalazłyby się też takie, które odtwarzałyby siebie w nieskończoność; choć tutaj ta obawa musiałaby być dużo mocniejsza: że kiedy pozmieniam sobie cechy charakteru, to już nie ja się obudzę.

Oczywiście to już spora nadbudowa modelu rzeczywistości na kwestiach, do których mamy całkiem nikły dostęp doświadczalny.

To prawda. Wydaje się, że każdy może sobie wyobrażać to na swój sposób i, póki co, ciężko byłoby cokolwiek udowodnić. Jest to temat nad którym ludzie zastanawiali się od wieków, nie dokładnie nad kopiowaniem, ale nad tym co się dzieje po śmierci i czy można jej w jakiś sposób uniknąć. Dlatego, myślę, że dyskutować możemy czysto teoretycznie, raczej na zasadzie wymiany poglądów.

Doceniam, że tak precyzyjnie odniosłeś się do wszystkich moich wątpliwości :).

 

Wesołych Świąt!

 

Przeczytałem. I mam mieszane uczucia. 

 

Na plus bym zaliczył mieszanie swojskich, polskich klimatów (imiona, nazwy) z żargonem sf. Przez co powstaje ciekawy mix. Sam żargon też brzmi dość wiarygodnie i interesująco. Jest w odpowiedniej dawce czyli nie ma brandzolowania się autora swoim specostwem. 

 

Na minus to niezbyt lubię motyw genialnego naukowca-piwniczaka co w swojej samotni opracowuje genialny wynalazek jakiego nie są w stanie zmajstrować najpotężniejsze korporacje, rządy i uniwerki. To romantyczna wizja i ma swoją tradycję w popkulturze ale jeśli chociaż silić się na realizm to jest w ogóle bez sensu. A przez to psuje mi immersję. A kimś takim właśnie jest Marta jaka w swojej piwnicy opracowuje nietuzinkową metodę robienia kopii zapasowych. Nie kupuje tego. A to główny koncept całej historii. Jak to powinno być? No chociaż jakby Marta pracwała w jakimś korpolabie i była tam kierowniczką/głównym naukowcem jaka ma sporo swobody w swoich badaniach. Wtedy nadal by miała swobodę działania ale na aparaturze z korpo czyli wielokrotnie większej niż jakiś piwniczniak. Taki koncept byłby dla mnie bardziej do przęłknięcia. 

 

Drugi minus to z tekstu niezbyt kumam czym sie różni zupa tkankowa Marty od klonowania. Obie metody odtwarzają fizyczne ciało człowieka czy zwierzaka nawet jeśli w inny sposób. Wyjaśnienie transferu/odtworzenia świadomości danego człowieka też są dla mnie mało klarowne. Jeśli bawić się w wyjaśnienia jak coś działa to powinno to być przedstawione w klarowny sposób bez zasłony dymnej z pseudonaukowego żargonu. A jeśli nie tłumaczyć to klarowniejsze wydają mi się ogólniki bez rozdrabniania się (tranfer osobowości, klonowanie, komora kriogeniczna, napęd nadświetlny itd.).

 

Marta proponując koledze “piracką kopię Heli” pokazuje, że z moralnością naukowca bawiącego się w tworzenie nowych ludzi jest na bakier. Oczywiście jeśli taki był pomysł na tą postać to okey. Ale da facto proponuje koledze stworzenie wersji jego świeżej ex. To nie jest zgodne z etyką naukowca. A przez pryzmat piwniczniaka w jakim jest malowania może sugerować, że Marta jest jakimś szalonym naukowcem, może ma wczesne stadium a może Romek nie zna jej tak dobrze jak mu się wydaje. I szczerze mówiąc taki wątek wydaje mi się o wiele ciekawszy niż to co jest wcześniej. Bo obie postacie są dość nudne, bezbarwne. Nie mają pazura, niczym się za bardzo nie wyróżniają poza piwnicznymi eksperymentami Marty w nieklonowanie zwierząt i ludz bez żadnej licencji i kontroli. 

 

Opowiadanie nie jest złe. Ot, główny koncept naukowca-piwniczniaka nie trafia mi do przekonania (w ogóle nie tylko w tym opowiadaniu) a więc i wobec całości na tym opartej nie mam zbyt wielkiego przekonania. Przydałoby się dodać nieco charakteru i pzaura obu postaciom. Paradoksalnie najwięcej ikry ma tam nieobecna a jedynie wspomniana Hela która podejmuje jedyną budzacą jakieś emocje akcję. To nie jest dobry symptom wobec dwóch głównych postaci bo wypadają miernie i nudno. 

Iyumi, widzę to podobnie, a na pewno nie roszczę sobie tutaj pretensji do jakiegoś przełomowego argumentu. Pisząc ten tekst, liczyłem raczej właśnie na nietypowe połączenie mniej lub bardziej znanych motywów, zainspirowanie czytelników do nowych przemyśleń i wymiany poglądów.

Możesz być pewna, że także doceniam Twoją precyzję i rzetelność.

Wesołych Świąt!

 

Pipboyu, dziękuję za wizytę i obszerny komentarz. Mam wrażenie, że patrzysz na teksty nieco inaczej niż większość piszących tutaj, łatwiej podejmujesz się całościowej dyskusji nad planem fabuły czy konstrukcją postaci, na pewno jest to godne uwagi.

 

Co do tych kwestii koncepcyjnych, opowiadanie było pisane na konkretną podkategorię konkursu – do dziesięciu tysięcy znaków ze spacjami, opis wynalazku jako główny wątek. Myślę, że tłumaczy to przyczyny obrania przynajmniej części założeń konstrukcyjnych, które budziły Twoje wątpliwości. Naturalnie, trzymanie się takich wytycznych nie anuluje ewentualnie powstających przy tym wad utworu.

 

Marta zdecydowanie miała otrzymać charakter lekko szalonej uczonej. Wydawało mi się to dość czytelne, ale ktoś już wyżej wskazał, że nie udało mi się tego zarysować na tyle wyraźnie, aby przygotować odbiorcę na jej finałową propozycję, więc Twoje potwierdzenie w tym względzie na pewno jest cenną wskazówką!

Niemniej nie spodziewałem się, że ktokolwiek odczuje potrzebę tłumaczenia, iż takie działanie nie jest zgodne z etyką naukowca.

 

Postać genialnego badacza samodzielnie dokonującego wynalazku jest pewną konwencją sci-fi, dość powszechnie przyjętą, bo umożliwiającą skupienie uwagi na konkretnej postaci i płynną narrację. Ostatecznie nawet “twarda” fantastyka naukowa nie jest realistycznym reportażem z pracy naukowej, a jeżeli publikowałbym takowy, to raczej nie na tym portalu. Czyniąc przecież ustępstwa wobec tego realizmu, opisałem, jak Marta nawiązuje kontakty i koordynuje działania trzech zespołów naukowych (fizyczno-elektronicznego w Brazylii, biomedycznego w Szwajcarii i informatycznego na UJ). Wiemy też, że powstaje jakaś praca naukowa, może nawet ta dziewczyna nie jest pierwsza na liście autorów – i pewnie całe towarzystwo byłoby nieźle zszokowane, gdyby wiedziało, że odtwarza w swoim mikrolaboratorium rozwiązania opisane tylko jako hipotetyczne.

W każdym razie: sądząc po tym, ile razy powtarzasz określenie “piwniczak, piwniczniak”, rozumiem, że omawiany motyw przywykłeś uważać za szczególnie rażący, a taką opinię czytelnika zawsze warto poznać. A pomysł z korpolabem na pewno nie jest zły, choć obawiałem się o tę swobodę działania.

 

Różnica między zupą tkankową a klonowaniem wydawała mi się jasna (i chyba żaden z wcześniejszych czytelników nie wyrażał wątpliwości). Zupa tkankowa (oczywiście też fikcyjny wynalazek, będący tutaj podstawą dalszych badań Marty) to taka maź komórek totipotencjalnych, którą można programować, żeby od razu odtwarzała fenotyp zapisanego cyfrowo organizmu, można też modyfikować jej genotyp. Klon ma możliwie zgodny genotyp, rozwija się od zarodka i po latach przy odrobinie szczęścia wytwarza podobny fenotyp. Może dałoby się to trochę dokładniej opisać, bo kiedy czytelnik to przyswoi, dalsze wyjaśnienia bohaterki powinny już być klarowne. Tak mi się przynajmniej wydaje.

 

Koniec końców, miło czytać, że pomimo pewnej bladości postaci nie uważasz opowiadania za złe. Wesołych Świąt!

Pipboyu, dziękuję za wizytę i obszerny komentarz. Mam wrażenie, że patrzysz na teksty nieco inaczej niż większość piszących tutaj, łatwiej podejmujesz się całościowej dyskusji nad planem fabuły czy konstrukcją postaci, na pewno jest to godne uwagi.

 

– Oceniam ten lub inny tekst z własnej perspektywy. I jak coś zwróci moją uwagę na plus czy minus to o tym mówię. A jak twoim zdaniem jest to oryginalne podejście no to cieszy mnie taka uwaga chociaż nie było to moim celem. 

 

 

Co do tych kwestii koncepcyjnych, opowiadanie było pisane na konkretną podkategorię konkursu – do dziesięciu tysięcy znaków ze spacjami, opis wynalazku jako główny wątek. Myślę, że tłumaczy to przyczyny obrania przynajmniej części założeń konstrukcyjnych, które budziły Twoje wątpliwości. Naturalnie, trzymanie się takich wytycznych nie anuluje ewentualnie powstających przy tym wad utworu.

– To nie ma znaczenia. Tekst powinien być samoistny. Nawet jeśli był pisany na konkurs lub jest częścią większej całości. Bo póki jest prezentowany fragmentarycznie trzeba się liczyć z tym, że będzie go czytał ktoś kto nie zna pozostałych części cyklu, sesji forumowej albo wymogów konkursu. Ponadto konkurs to konkurs. Tutaj w tym dziale tego konkursu jak rozumiem nie ma więc jest okazja aby edytować tekst skoro już nie ma limitu znaków. Jak to tekst konkursowy i miał limity znaków i jakiś temat przewodni to szpoko, kumam teraz czemu tak to ogólnie wygląda choć o konkursie nic nie wspomniałeś w przedmowie. Ogólna wzmianka o tym, że gadżecarstwa jest za mało to nie to samo, że jest to tekst konkursowy dla kogoś kto nie zna tego konkursu. 

 

 

Marta zdecydowanie miała otrzymać charakter lekko szalonej uczonej. Wydawało mi się to dość czytelne, ale ktoś już wyżej wskazał, że nie udało mi się tego zarysować na tyle wyraźnie, aby przygotować odbiorcę na jej finałową propozycję, więc Twoje potwierdzenie w tym względzie na pewno jest cenną wskazówką!

 

– Cieszy mnie, że nie tylko ja zwróciłem na to uwagę. Cieszy mnie, że ciebie cieszy moje potwiedzenie zauważenia tego kwestii :)

 

 

Niemniej nie spodziewałem się, że ktokolwiek odczuje potrzebę tłumaczenia, iż takie działanie nie jest zgodne z etyką naukowca.

– Z tekstu to nie wynika. Że to jest niemoralne. Lekka forma wypowiedzi może sugerować to jako żartobliwą uwagę. A tekst się kończy i nie widać reakcji Romka. Po jego reakcji można by właśnie poznać (oburzenie, wątpliwości), że to jest coś nie teges z tą propozycją. Jeśli nie będzie takiej reakcji to w sumie oboje mają dziurawą etykę i moralność. Jak mówię, tekst powinien być samodzielny. Pod tym względem nie jest. Z racji braku osób trzecich przy tej rozmowie i braku narratora – skoro jest pisane z perspektywy Romka, to właściwie tylko na nim można pokazać ewentualne wątpliwości i to jak mocno kontrowesyjna lub nie jest propozycja Marty. Tego w tekście nie masz. 

 

 

 

Postać genialnego badacza samodzielnie dokonującego wynalazku jest pewną konwencją sci-fi, dość powszechnie przyjętą, bo umożliwiającą skupienie uwagi na konkretnej postaci i płynną narrację. Ostatecznie nawet “twarda” fanta…

 

– Nie potrzebuję wykladu o roli samotnego geniusza w popkulturze :) Wiem, że ona istnieje i jest to jeden z popularnych stereotypów. Zdaje sobie z tego sprawę. Po prostu nie trafia mi on do przekonania i nie lubię go. Podobnie jak nastoletnich geniuszy czy wybrańców przeznaczenia. Dla mnie są to wątki irytujące i podchodzę do nich krytycznie. Rzadko są zrobione na tyle dobrze/ciekawie aby mi pasowały. Ale to moje zdanie jeśli ty albo ktoś inny ma inne to okey, nie mam z tym problemów. Po prostu jeśli tekst opiera się na tym koncepcie to z założenia raczej nie będę mu sprzyjał bo nie lubię takiego konceptu. Jeszcze, żeby chodziło o pędzenie superbimbru, koktajki zapalających, usprawnianie broni palnej, płatnerstwo, customizację motocykli czy samochodów okey, to by mi było łatwiej łyknąć, że ktoś jest ewenementem na lokalnym rynku. Ale u ciebie jest opisana produkcja człowieka z behawiorem dokładniejszym niż robia to światowe korporacje. Tu trzeba być bezkrytycznym wobec takiego konceptu i wtedy to można to łyknąć ale ja jestem krytyczny więc w moich oczach mocno się to rozjeżdża a przez to moja niewiara w świat przedstawiony rośnie. 

 

 

Różnica między zupą tkankową a klonowaniem wydawała mi się jasna (i chyba żaden z wcześniejszych czytelników nie wyrażał wątpliwości). Zupa tkankowa (oczywiście też fikcyjny wynalazek, będący tutaj podstawą dalszych badań Marty) to taka maź komórek totipotencjalnych, którą można programować, żeby od razu odtwarzała fenotyp zapisanego cyfrowo organizmu, można też modyfikować jej genotyp. Klon ma możliwie zgodny genotyp, rozwija się od zarodka i po latach przy odrobinie szczęścia wytwarza podobny fenotyp. Może dałoby się to trochę dokładniej opisać, bo kiedy czytelnik to przyswoi, dalsze wyjaśnienia bohaterki powinny już być klarowne. Tak mi się przynajmniej wydaje

 

– No ale ja zwracam na to uwagę jak widzisz :) Poza tym poczytaj jeszcze raz wcześniejsze komentarze skoro piszesz mi to co piszesz :) A za wyjaśnienie jak to działa dziękuję. Ale ono powinno być w tekście. Czytelnik powinien się o tym dowiedzieć z tekstu a nie z wyjaśnień autora w komentarzach. Bez tego tekst jest niepełny. Ale oczywiście jeślu uważasz, że tekst jest prima sort i ideolo to zostaw jak jest i nie musimy więcej o nim gadać :) 

 

 

Koniec końców, miło czytać, że pomimo pewnej bladości postaci nie uważasz opowiadania za złe. Wesołych Świąt!

– No nie nie jest złe to opowiadanie. Musisz nad nim jeszcze popracować w mojej opinii ale twój warsztat ma potencjał do rozwoju. Więcej barwności, emocji i ikry bym doradzał :) A póki co wesołych świąt i niech ci klawiatura lekką będzie :)

– Oceniam ten lub inny tekst z własnej perspektywy. I jak coś zwróci moją uwagę na plus czy minus to o tym mówię. A jak twoim zdaniem jest to oryginalne podejście no to cieszy mnie taka uwaga chociaż nie było to moim celem. 

Raczej każdy ocenia teksty z własnej perspektywy, z cudzej byłoby dużo trudniej. Pisałem tylko, że wydajesz się zwracać uwagę na inne aspekty niż większość komentujących, i to w pozytywnym sensie, że zawsze warto poznać taką oryginalną opinię.

Przy okazji przypomnę, że w polszczyźnie, w korespondencji, zaimki drugiej osoby piszemy wielką literą (Twoim, Ciebie itp.) – zakładam, że po prostu jesteś przyzwyczajony do standardów anglojęzycznych, ale część rozmówców może to poczytać za brak szacunku.

– To nie ma znaczenia. Tekst powinien być samoistny. Nawet jeśli był pisany na konkurs lub jest częścią większej całości. (…) Tutaj w tym dziale tego konkursu jak rozumiem nie ma więc jest okazja aby edytować tekst skoro już nie ma limitu znaków. (…) choć o konkursie nic nie wspomniałeś w przedmowie. Ogólna wzmianka o tym, że gadżeciarstwa jest za mało to nie to samo, że jest to tekst konkursowy dla kogoś kto nie zna tego konkursu.

Nazwa i link do konkursu portalowego, na który tekst został zgłoszony, jest na samej górze, pośrodku nad przedmową, taką zieloną czcionką. Tam znajdziesz regulamin i listę innych przysłanych opowiadań. I owszem, utwór bierze udział w konkursie właśnie w takiej postaci, w jakiej jest tutaj widoczny.

Jak już pisałem, zgadzam się z Tobą, że tekst powinien być samoistny. Założenia konkursu nie anulują ewentualnych błędów, ale w dużym stopniu wyjaśniają przyjęty plan fabuły i konstrukcję świata.

– Z tekstu to nie wynika. Że to jest niemoralne. Lekka forma wypowiedzi może sugerować to jako żartobliwą uwagę.

Nie zabraniam czytelnikowi odczytania tego jako żartobliwej uwagi – jeżeli na podstawie tego, co wcześniej napisałem o Marcie, nie wierzy, że naprawdę by to zrobiła. Pointa ma służyć wskazaniu nieoczywistego ryzyka związanego z korzystaniem z takiego wynalazku, powierzeniem komuś cyfrowego zapisu swojej osoby. Odbiorca ma szansę o tym pomyśleć niezależnie od tego, czy konkretną wypowiedź bohaterki weźmie za żart.

Zresztą z tekstu w zasadzie wynika, że to jest niemoralne. Marta mówi “Na niej chciałabym się odegrać”. Oczekuję od czytelnika wiedzy, że chęć “odegrania się”, zemsty, nie mieści się w większości uznanych systemów etyki normatywnej. Tłumaczenie tego bardziej dosłownie trąciłoby nieznośnym dydaktyzmem, byłoby fatalne kompozycyjnie. Takie jest moje zdanie.

– Nie potrzebuję wykladu o roli samotnego geniusza w popkulturze :) Wiem, że ona istnieje i jest to jeden z popularnych stereotypów. Zdaje sobie z tego sprawę. Po prostu nie trafia mi on do przekonania i nie lubię go. (…) Tu trzeba być bezkrytycznym wobec takiego konceptu i wtedy to można to łyknąć ale ja jestem krytyczny więc w moich oczach mocno się to rozjeżdża a przez to moja niewiara w świat przedstawiony rośnie.

A czy ja potrzebuję wykładu o realiach nowoczesnej pracy naukowej? Napisałem opowiadanie z motywem powszechnie uznanym i spotykanym w literaturze science fiction. Co więcej, wysłałem je na konkurs, gdzie pierwsze zdanie regulaminu brzmi Opowiedzcie nam historię dziewczyny, która zrobiła Wynalazek. Napisałeś, że uważasz ten motyw za niewiarygodny. Podziękowałem Ci za cenną uwagę. Wskazałem, że w imię tej wiarygodności, i pomimo opisanych założeń, w tekście pojawiają się postaci współpracujących z Martą naukowców. A Ty ciągniesz o tym, że motyw Ci się nie podoba i nie wierzysz w świat przedstawiony?

– No ale ja zwracam na to uwagę jak widzisz :) Poza tym poczytaj jeszcze raz wcześniejsze komentarze skoro piszesz mi to co piszesz :) A za wyjaśnienie jak to działa dziękuję. Ale ono powinno być w tekście. Czytelnik powinien się o tym dowiedzieć z tekstu a nie z wyjaśnień autora w komentarzach. Bez tego tekst jest niepełny.

Masz tutaj dużo racji. Wydawało mi się, że idea zupy tkankowej jest wystarczająco dokładnie opisana, ale jeżeli czytelnik może się na tym potknąć, to byłaby realna wada, mocno utrudniająca dalszy odbiór opowiadania. Przeanalizuję jeszcze raz wcześniejsze komentarze i zastanowię się, czy nie należy poszerzyć wyjaśnienia w tekście (po rozstrzygnięciu konkursu, bo to jednak ingerencja w fabułę, nie drobna poprawka).

Ale oczywiście jeślu uważasz, że tekst jest prima sort i ideolo to zostaw jak jest i nie musimy więcej o nim gadać :)

Myślę, że angażuję się w interakcje z czytelnikami dość intensywnie i merytorycznie odnoszę do zastrzeżeń. Zapewniam, że każdą uwagę zapamiętuję i staram się coś zaczerpnąć na przyszłość. Jeżeli przeszkadza Ci, że bronię swojego stanowiska, gdzie uważam to za zasadne, naturalnie też nie przymuszam do dalszej rozmowy.

ale twój warsztat ma potencjał do rozwoju.

Gdybym sądził przeciwnie, zająłbym się inną pasją.

A póki co wesołych świąt i niech ci klawiatura lekką będzie :)

Dzięki i nawzajem!

No nie nie jest złe to opowiadanie. Musisz nad nim jeszcze popracować w mojej opinii ale twój warsztat ma potencjał do rozwoju. Więcej barwności, emocji i ikry bym doradzał :)

Pozwolę sobie tylko wtrącić, że Szanowny Autor to Piórkowicz, a – gdyby wiersze mogły być także nominowane – miałby Piórek znacznie więcej, zapewniam. W tekstach Ślimaka Zagłady na pewno nie brakuje emocji, barwności ani też ikry. smileyyes Uwagi oraz opinie co do kwestii językowych Jego autorstwa są zawsze szczegółowe, życzliwe i pełne doskonale dobranych przykładów. yes

Wesołych Świąt Wszystkim. heart

Pecunia non olet

Pozwolę sobie tylko wtrącić, że Szanowny Autor to Piórkowicz, a – gdyby wiersze mogły być także nominowane – miałby Piórek znacznie więcej, zapewniam. W tekstach Ślimaka Zagłady na pewno nie brakuje emocji, barwności ani też ikry. smileyyes Uwagi oraz opinie co do kwestii językowych Jego autorstwa są zawsze szczegółowe, życzliwe i pełne doskonale dobranych przykładów. yes

Wesołych Świąt Wszystkim. heart

 

– Pozwolę sobie zauważyc, że to Twoje zdanie :) Ja nie znam innych tekstów Ślimaka, oceniam ten jeden jaki przeczytałem. I jak go oceniam to napisałem w komentach :) 

 

 

@Ślimak

 

– Nie widzę tej wzmianki o konkursie o jakim mówisz. Są jakieś tagi i tyle. Może dla Was, weteranów forum wszystko jest klarowne ale dla mnie nie. Klarowne dla mnie jest np. wzmianka w przedmowie o tekście konkursowym + jako dodatek link do tego konkursu. Bo faktycznie co to napisałeś o konkursie rzuca nieco światła dlaczego tekst jest skonstruowany tak a nie inaczej. 

 

– Co do reszty uwag to widocznie mamy inny punkt widzenia. Chyba nie ma się co o to zabijać czy tracić czas na pytlowanie klawiatury. Powiedziałeś swoje a ja swoje. Powodzenia przy pisaniu innych tekstow :)

– Pozwolę sobie zauważyc, że to Twoje zdanie :) Ja nie znam innych tekstów Ślimaka, oceniam ten jeden jaki przeczytałem. I jak go oceniam to napisałem w komentach :) 

I to mnie zdumiewa, bo “warsztat” to zazwyczaj coś więcej niż jeden tekst. 

Piórka ja nie przyznawałam, lecz Loża. To nie tylko moje zdanie. 

Pecunia non olet

Bardzo dziękuję za te wpisy, bruce, Twoje słowa zawsze potrafią niesamowicie podbudować i podnieść na duchu! Przyznasz przecież, że to jedno nieszczęsne Piórko nie jest jakimś himalajskim szczytem wspinaczki literackiej. Sam czuję, jak bardzo muszę jeszcze rozwinąć warsztat pisarski, żeby teksty wychodziły mi z niego tak głębokie i porywające, jak je widzę w wyobraźni. Być może Przedmówca ma nikłe podstawy, aby sądzić, czy ja ten mój warsztat mogę, czy nie mogę rozwinąć – ale staram się zakładać dobrą wolę, zwłaszcza w tym przedświątecznym okresie, przyjmując takie słowa jako szczerą zachętę, a nie przytyk. Toż i mnie mogło się zdarzać, że pozwalałem sobie na być może pochopne uogólnienia co do czyjejś twórczości po lekturze krótkiego tekstu.

Wiesz, że ufam w wartość Twojej opinii i cieszę się, gdy dostrzegasz u mnie te emocje czy barwność. Cenię sobie także uwagi Czytelników, którzy chcieliby ich zobaczyć więcej, to zawsze istotna wskazówka. Wspaniałych, rodzinnych Świąt!

 

Pipboyu, przejrzałem pod tym kątem trochę opowiadań innych autorów i niemal się nie zdarza, żeby ktokolwiek podawał w przedmowie nazwę i link do konkursu, tak jak to proponujesz. Ten zielony tag jest zarazem hiperłączem – a kiedy wchodzisz w tekst z listy opowiadań, to nazwa konkursu, do którego został przypisany, jest tam dużo lepiej widoczna, taką tłustą granatową czcionką. Pomimo to zgadzam się, że może to być mało klarowne dla użytkowników nieprzyzwyczajonych do naszego archaicznego interfejsu. Cieszę się, że mogłem odrobinę pomóc.

Szczerze dziękuję za poświęcony czas, naprawdę warto było wymienić się punktami widzenia i poznać Twoją perspektywę. Zapewne będę w przyszłości zwracał baczniejszą uwagę na rzeczy, które wydały Ci się rażące, aby trafiać ze swoimi tekstami do jak najszerszego grona odbiorców. Również życzę powodzenia i mnóstwo weny!

Skromność cechuje tylko Wielkich. :)

Pozdrawiam, Ślimaku Zagłady. :)

Wesołych Świąt Wszystkim. :)

Pecunia non olet

Teraz sama pod sobą wykopałaś pułapkę, o Wielka, wszak w praktykowaniu skromności jesteś o całe ligi przede mną.

I oczywiście, znów mi się Norwid przypomniał (zresztą trzeci wiersz opisany w tamtym załączonym artykule): https://pl.wikisource.org/wiki/Finis.

Wesołych Świąt, raz jeszcze!

I to mnie zdumiewa, bo “warsztat” to zazwyczaj coś więcej niż jeden tekst. 

Piórka ja nie przyznawałam, lecz Loża. To nie tylko moje zdanie. 

 

– No to Twoje, Wasze ale nie moje :) Ja mam swoje i je tutaj wyraziłem. 

Autor zadeklarował jako gatunek fantastykę gadżetową.

Wynalazek: kopiowanie zwierząt i ludzi

 

Zdecydowanie solidna robota, aż troszkę szkoda, że nie wziąłeś się za czułki z socjologią, bo przedstawiony gadżet ma potencjał, i to olbrzymi. Może kiedyś go rozwiniesz? A na razie mamy tu całkiem elegancki, skłaniający do przemyśleń opis wynalazku. Można by go lepiej umocować w świecie (gdyby tekst był dłuższy…), bo właściwie dodałeś wynalazek do naszej codzienności (napomknąłeś wprawdzie o podróżach kosmicznych), ale – może faktycznie za wąsko wyznaczyłam ten limit?

 

Co do biologii nie mam specjalnych zastrzeżeń, muszę jednak zauważyć, że teoria Marty chyba zakłada materializm. Co nie jest wprawdzie nierealistyczne, ale aż się prosi o niemiłą niespodziankę… a może jestem złośnicą. Nie wiem też, jak nowy byt może coś zachować, skoro dotąd nic nie miał (bo go nie było)? A dowcip gwiezdnowojenny zawsze na plus.

 

Językowo jest ładnie, ale uważaj na consecutio temporum i “ekstremalny”, bo trochę się rozpleniło.

 

Marta zawsze miała duże ambicje, albo od zawsze ma duże ambicje – w końcu nie przestała ich mieć, prawda? “Krzyk mody” bardzo dziwnie wygląda bez jakiejś przydawki – PELCRA znalazła na 51 przykładów tylko 10 takich gołych, z czego 3 są tytułami.

 

Czy ładunek elektryczny może być drobny? i czy można go zapisać? Czy nie zapisuje się raczej informacji ładunkiem?

 

Fraza: “zdwojenie jej nie jest po prostu możliwe” wskazuje nie na to, co trzeba: zdwojenie jej po prostu nie jest możliwe; albo: zdwojenie jej jest po prostu niemożliwe.

 

Kostkę można skręcić, ale podkręcić? I jak się szepcze “beznadziejnie”?

 

Szczegóły wyślę Ci na dowolny adres e-mail, który wskażesz na priv. Poproszę też o adres Twojej siedziby, na który Poczta dostarczy nagrodę.

 

Poprawialiby coś co im przeszkadza tylko po to, żeby odkryć kolejną rzeczy i kolejną. Nigdy nie będąc w pełni usatysfakcjonowanym. Może to byłby ciekawy pomysł na kolejne opowiadanie ;-).

To znakomity pomysł (i wcale nie jedyny zrodzony przez ten szort), trzeba mu tylko oddać sprawiedliwość :)

Skromność cechuje tylko Wielkich. :)

Słusznie prawisz!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo dziękuję za staranny, szczegółowy komentarz i cały wysiłek włożony w organizację konkursu!

Zdecydowanie solidna robota, aż troszkę szkoda, że nie wziąłeś się za czułki z socjologią, bo przedstawiony gadżet ma potencjał, i to olbrzymi. Może kiedyś go rozwiniesz?

I znów dziękuję! Może kiedyś, ale nie w bliskich planach. Bądź co bądź z tymi wątkami w ujęciu socjologicznym – kopiowanie, zapis i transfer świadomości, teleportacja – pasowali się już wielokrotnie znamienitsi pisarze ode mnie.

Co do biologii nie mam specjalnych zastrzeżeń, muszę jednak zauważyć, że teoria Marty chyba zakłada materializm. Co nie jest wprawdzie nierealistyczne, ale aż się prosi o niemiłą niespodziankę… a może jestem złośnicą.

Oni tam w końcówce pierwszej rozmowy zbaczają na moment w tematykę metafizyczną, ale ogólnie chyba tak, wynalazczyni mówi dość jasno “Oczywiście moja teoria zakłada, że odzyskanie struktury mózgu jest wystarczające”. Tak sobie myślę: a może niespodzianka jest miła? Oryginalna Marta siedzi sobie z aniołkami i uśmiecha się z całą serdecznością, patrząc na ziemskie poczynania swojej kopii?

Nie wiem też, jak nowy byt może coś zachować, skoro dotąd nic nie miał (bo go nie było)?

Brzmi nieco podejrzanie, ale o kopii obrazu też powiedziałbym, że zachowuje takie czy inne walory oryginału. Może to utarta metafora.

A dowcip gwiezdnowojenny zawsze na plus.

Na Ciebie zawsze można liczyć, że dostrzeżesz smaczek!

Językowo jest ładnie, ale uważaj na consecutio temporum i “ekstremalny”, bo trochę się rozpleniło.

Dwa wystąpienia “ekstremalny” to trochę dużo w tak krótkim tekście, ale obydwa wydają się uzasadnione kontekstem. W pełnej wersji przeglądu chętnie przyjrzę się kwestii c.t.

Marta zawsze miała duże ambicje, albo od zawsze ma duże ambicje – w końcu nie przestała ich mieć, prawda?

Prawda, dziękuję!

“Krzyk mody” bardzo dziwnie wygląda bez jakiejś przydawki – PELCRA znalazła na 51 przykładów tylko 10 takich gołych, z czego 3 są tytułami.

Zwykle “najnowszy krzyk mody”, ale moim zdaniem takie przydawki hasło-odzew psują stylistykę. Trochę się to wpisuje w naszą długotrwałą różnicę zdań co do użycia elips.

Czy ładunek elektryczny może być drobny?

Chyba lepiej “niewielki”, bo wygląda na to, że fraza “drobny ładunek” jest głównie używana w logistyce transportu. Podziwiam czujność!

i czy można go zapisać? Czy nie zapisuje się raczej informacji ładunkiem?

Z kontekstu wydaje mi się dość czytelne, że chodzi o zapis (cyfrowy) danych z pomiaru ładunków.

Fraza: “zdwojenie jej nie jest po prostu możliwe” wskazuje nie na to, co trzeba: zdwojenie jej po prostu nie jest możliwe; albo: zdwojenie jej jest po prostu niemożliwe.

Tak!

Kostkę można skręcić, ale podkręcić?

Wiem, że używa się tego czasownika do opisu skręceń pierwszego stopnia (bez rozerwania torebki stawowej), ale być może to żargon medyczny.

I jak się szepcze “beznadziejnie”?

Szept był “pozbawiony wszelkiej nadziei, rozpaczliwy”, wydaje mi się to mniej więcej normalnym zastosowaniem tego przysłówka.

Szczegóły wyślę Ci na dowolny adres e-mail, który wskażesz na priv. Poproszę też o adres Twojej siedziby, na który Poczta dostarczy nagrodę.

Jeszcze raz ogromnie dziękuję, odezwę się niebawem na priv. Udanej Wigilii!

Ślimaku Zagłady, ta literatura romantyzmu jest niepowtarzalna.smiley

Dziękuję, wzajemnie. heart

 

Pipboy79, pełna zgoda – to jedynie Twoje zdanie. :)

Pecunia non olet

No, Tarnina wreszcie doczekała się gadżetowego tekstu. I, jak widzę, marudzi, że woli socjologiczny. Jednak kobiecie nie dogodzisz. ;-)

Ślimaku, spokojnie możesz pisać SF. Widać głęboką wiedzę, bardzo wyraźnie i ze szczegółami. Oczywiście, że nie masz doktoratu z kopiowania ludzkiej świadomości, ale rzadko który fantastyczny pisarz ma jakąkolwiek pracę naukową ze swojej literackiej działki.

Wynalazek niezły, może mieć ogromne reperkusje.

Wydawało mi się, że Romek jakoś bez emocji podszedł do zdrady partnerki. Do licha, zdarzało mi się widzieć gwałtowniejsze reakcje na taki drobiazg, że ktoś zabrał całe ciasto, które zostało po imprezie i nie podzielił się z innymi.

Niezła dyskusja się wywiązała pod tekstem. Właściwie, niejedna. Wzbudziłeś ogromne emocje, czyli. ;-)

Gratuluję gadżetowego wyróżnienia. :-)

Babska logika rządzi!

Finklo, dziękuję za ogólne imprimatur na SF! Zdaję sobie sprawę, że jakieś przygotowanie mam, po prostu sam od siebie wiele oczekuję w zakresie tej rzetelności.

Co do reperkusji, to prawda – przykładowo, bohaterowie na razie nie pałają entuzjazmem, żeby używać go do teleportacji, bo jednak trzeba by uśmiercić oryginalny organizm – ale prędzej niż później ktoś zacząłby to robić.

Wydawało mi się, że Romek jakoś bez emocji podszedł do zdrady partnerki. Do licha, zdarzało mi się widzieć gwałtowniejsze reakcje na taki drobiazg, że ktoś zabrał całe ciasto, które zostało po imprezie i nie podzielił się z innymi.

Miałem już wyżej zbliżoną uwagę, cenne potwierdzenie z Twojej strony! To chyba mój brak doświadczenia z narracją pierwszoosobową, nie miałem pojęcia, jak przefiltrować przez jego subiektywną opowieść, że naprawdę był przybity i załamany (nawet gdyby w pierwszej reakcji przeklinał i płakał, to chyba nie miałby ochoty dzielić się tym z czytelnikiem).

Niezła dyskusja się wywiązała pod tekstem. Właściwie, niejedna. Wzbudziłeś ogromne emocje, czyli. ;-)

Myślę, że to świetny patent na wywołanie dyskusji: napisać dość zwięźle na dość kontrowersyjny temat, aby każdy mógł sobie znaleźć w tekście to, czego nie chce. Pamiętasz Sic transit anus mundi.

Gratuluję gadżetowego wyróżnienia. :-)

Tym bardziej gratuluję wyróżnienia za przygodówkę i drugiego miejsca!

Ślimaku, jak nie Ty, to kto? Pisz SF, ile zdołasz.

Reakcja na zdradę. Może jakieś zdanie w stylu “poczułem się, jakby świat strzelił mi prosto w twarz/ jakbym znalazł się o krok od archaicznego zawału”. Wiesz, te wszystkie ziemie usuwające się spod nóg, nieba zwalone na głowę – w zależności od wrażliwości i dystansu bohatera.

Kontrowersyjne tematy w ogóle są niezłe do wywoływania dyskusji. I to już nie zależy od sposobu napisania. ;-)

Dziękuję. :-)

Babska logika rządzi!

Wszystkie propozycje reakcji bardzo ładne i przekonujące, odnotowuję w pamięci do przyszłego wykorzystania! (Zastanawiam się nawet, czyby nie wstawić pierwszego zdania na żywca do tekstu, tak jak je zaproponowałaś).

Trochę jednak zależy – miałem na myśli, że krótka forma zawsze zostawia jakieś niedopowiedzenia, a ludzie łatwo interpretują je w kierunku, który ich zdaniem wymaga polemiki.

Również dziękuję i przesyłam najlepsze świąteczno-ślimacze życzenia!

A chcesz, to wstawiaj to zdanie na żywca. IMO, coś tam by się przydało.

Wiesz, krótka forma – mało miejsc, do wzbudzenia gwałtownych uczuć. Im dłuższa forma, tym więcej potencjalnych lontów… ;-)

I ja życzę wymarzonych świąt. :-)

Babska logika rządzi!

Wstawione! Myślę, że tekst zdecydowanie na tym zyskał.

Święta w tym roku o tyle, o ile: jakaś infekcja krąży po rodzinie i czekam na swoją kolej.

Nie poddawaj się! Zwłaszcza infekcjom.

Babska logika rządzi!

Jejku, ile miłych rzeczy heart

Tak sobie myślę: a może niespodzianka jest miła? Oryginalna Marta siedzi sobie z aniołkami i uśmiecha się z całą serdecznością, patrząc na ziemskie poczynania swojej kopii?

A może :)

Brzmi nieco podejrzanie, ale o kopii obrazu też powiedziałbym, że zachowuje takie czy inne walory oryginału. Może to utarta metafora.

Hmmm. To ma sens, a jednak…

Zwykle “najnowszy krzyk mody”, ale moim zdaniem takie przydawki hasło-odzew psują stylistykę.

Zdaje mi się, że to dość zaawansowany etap ewolucji związku frazeologicznego. Na lądzie to-to jeszcze trochę nieporadne, ale skrzela już zarastają.

Z kontekstu wydaje mi się dość czytelne, że chodzi o zapis (cyfrowy) danych z pomiaru ładunków.

Zdaje się, że tego nie odczytałam

Wiem, że używa się tego czasownika do opisu skręceń pierwszego stopnia (bez rozerwania torebki stawowej), ale być może to żargon medyczny.

Może być żargon – co prawda, miałam w rodzinie lekarza od sportowców (jakże to się nazywa?) ale o tym się nigdy nie rozmawiało i nie słyszałam takiego określenia.

Szept był “pozbawiony wszelkiej nadziei, rozpaczliwy”, wydaje mi się to mniej więcej normalnym zastosowaniem tego przysłówka.

Hmmmmm…

I, jak widzę, marudzi, że woli socjologiczny. Jednak kobiecie nie dogodzisz. ;-)

:P

Myślę, że to świetny patent na wywołanie dyskusji: napisać dość zwięźle na dość kontrowersyjny temat, aby każdy mógł sobie znaleźć w tekście to, czego nie chce.

Oj, tak.

Wiesz, te wszystkie ziemie usuwające się spod nóg, nieba zwalone na głowę – w zależności od wrażliwości i dystansu bohatera.

Ciuteczkę kliszowate. Ale widziałam gdzieś taką propozycję ćwiczenia: opisz stodołę (czy tam inny budynek) z punktu widzenia kogoś, komu właśnie umarło dziecko. Nie wspominaj o dziecku.

Święta w tym roku o tyle, o ile: jakaś infekcja krąży po rodzinie i czekam na swoją kolej.

Czosnek zapobiega infekcjom (czasami dzięki temu, że trzyma potencjalnych zarażaczy na dystans) heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, ziemie i nieba są kliszowate, ale to nadal pozostawia trzy i pół multuma możliwości.

Czosnek. Ciekawa interpretacja działania. :-)

Babska logika rządzi!

Skoro to działa, to nie jest głupie ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na lądzie to-to jeszcze trochę nieporadne, ale skrzela już zarastają.

Jaka śliczna przenośnia!

Zdaje się, że tego nie odczytałam

Zmieniam wobec tego do postaci “…i zapisywać na serwerze wyniki pomiarów”.

Hmmmmm…

To napiszę po prostu “rozpaczliwie”.

Ale widziałam gdzieś taką propozycję ćwiczenia: opisz stodołę (czy tam inny budynek) z punktu widzenia kogoś, komu właśnie umarło dziecko. Nie wspominaj o dziecku.

Nie widzę tego w Wyzwaniach Tygodniowych, chyba że ukrytym celem byłoby przyprawienie połowy Portalu o epizod depresyjny.

Dziękuję za ciekawą dyskusję i podbudowanie świątecznej atmosfery!

blush

Nie widzę tego w Wyzwaniach Tygodniowych, chyba że ukrytym celem byłoby przyprawienie połowy Portalu o epizod depresyjny.

Zawsze można to odwrócić i opisać coś z perspektywy człowieka, któremu się właśnie urodziło dziecko…

heart

 

ETA: I przypominam sobie też takie ćwiczenie, w którym było kilkanaście postaci (kultysta Przedwiecznych, milioner, mysz, lalka zmęczona po zabawie itd.) i kilka prostych scenariuszy jak: bohater wchodzi do domu nie przez drzwi, czy: bohater znajduje coś w nieoczekiwanym miejscu. Ale to w sumie można sobie samemu wymyślać w nieskończoność.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Myszy łatwo wejść do domu nie przez drzwi, kultyście nieco trudniej (pierwotnie w ogóle przeczytałem “kulturysta” i wyobraziłem sobie przetłaczanie przez mysią dziurę Schwarzeneggera grającego antagonistę powiązanego z Przedwiecznymi).

Niby tak łatwo wymyślać, a jak miałem ułożyć wyzwanie, to jakoś na nic nie potrafiłem wpaść i w końcu wyszło mi coś takiego, że nikt nie mógł się połapać, o co dokładnie chodzi lub jak ma to pomóc w rozwoju literackim.

pierwotnie w ogóle przeczytałem “kulturysta” i wyobraziłem sobie przetłaczanie przez mysią dziurę Schwarzeneggera grającego antagonistę powiązanego z Przedwiecznymi

Rozkoszne ^^

Niby tak łatwo wymyślać

Kiedy się ma schemat, to łatwiej, niż wymyślać od zera.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na pewno łatwiej. Tymczasem zapoznałem się z pełną wersją Twojej analizy. Taki solidny przegląd tekstu jest więcej niż przyzwoitą nagrodą za udział w konkursie! Na razie zmieniłem drugie “ekstremalnych” na “skrajnych” i “drobnych łyków” na “łyczków”, ale na pewno będę jeszcze do tego wracał i przetrawiał. A rym “kotka – zarodka” był zdecydowanie celowy.

Ślimaku, miałeś bardzo zacny pomysł, przedstawiłeś go jasno i wiarygodnie (a przynajmniej tak uważam, bo na opisanych sprawach zupełnie się nie znam), a do tego okrasiłeś wszystko szalenie gustownym humorem. Czytało się to znakomicie. :)

A co do Helki – mam nieodparte wrażenie, że Romek, skoro już mu się otworzyły oczy, przystanie na propozycję Marty. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, bardzo dziękuję za wizytę i doceniam pochwały! Zależało mi na jasności i wiarygodności pomysłu, chociaż zdaję sobie sprawę, że wielu autorów SF eksplorowało już bardzo zbliżone zagadnienia. Nie spodziewałem się natomiast, że warstwa humorystyczna będzie szczególnie widoczna czy udana, to miła wiadomość.

Pewnie masz słuszne wrażenie. Wolałem zakończyć tekst u progu tej decyzji, ponieważ nie wydało mi się istotne, jak daleko akurat Romek jest gotów się posunąć w odgrywaniu się na Helce; chciałem raczej w ogólnym sensie zwrócić uwagę czytelnika na mniej oczywiste zagrożenia związane z taką technologią. Nie upieram się jednak, aby był to najlepszy możliwy wybór kompozycyjny.

Najlepsze życzenia na rozpoczęty rok, przede wszystkim mnóstwo zdrowia! Przy okazji – mała refleksja po lekturze Rozdroża kruków: gdyby Sapkowski, zamiast tylko reklamować je na łamach NF, zajrzał tu czasami i skorzystał z Twojej skarbnicy wiedzy, toby zapewne wiedział, jak poprawnie zapisać konowiąz

 

Tarnino, znalazłem właśnie Twoją edycję komentarza! Wskazówki ciekawe i przystępnie podane, chociaż zawahałbym się przed pisaniem o okaleczonych rogalikach i workach śmieci wywlekanych jak trupy. Jak się zastanowię, widywałem podobne chwyty u uznanych pisarzy, ale zwykle się przy nich wzdrygałem, uznając za rażące nadużycie metafory. Chyba gdybym chciał nie tylko pokazać, że bohater coś przeżył, ale że nie może tego pozostawić za sobą, ma pełnoobjawowe PTSD, paraliżujące flashbacki w błahych sytuacjach życia codziennego i prawdopodobnie wymaga pomocy instytucjonalnej.

Bardzo proszę, Ślimaku. Pochwały nie są wymuszone – opowiadanie naprawdę przypadło mi do gustu, a humor, choć nienachalny, daje się zauważyć i rozbawia.

 

Wolałem zakończyć tekst u progu tej decyzji…

I bardzo dobrze! Czasami wielokropek i niedopowiedzenie są lepsze od postawienia kropki.

 

Bardzo dziękuję za życzenia – o zdrowie staram się dbać jak najlepiej, więc mam nadzieję, że w tym roku jeszcze mnie całkiem nie opuści.

Tobie, Ślimaku, życzę mnóstwa świetnych pomysłów i tyluż udanych opowiadań. Zdrowia i wszelkiej pomyślności też Ci życzę.

 

…gdyby Sapkowski, zamiast tylko reklamować je na łamach NF, zajrzał tu czasami i skorzystał z Twojej skarbnicy wiedzy, toby zapewne wiedział, jak poprawnie zapisać konowiąz

Ślimaku, dziękuję na uznanie i szczerze podziwiam Twoją pamięć do, zdwałoby się, drobiazgów, ale jakże istotnych drobiazgów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Absolutnie nie odniosłem wrażenia, żeby były wymuszone, ale dziękuję za potwierdzenie. Odkrycie, iż przez całe życie miałem błędne pojęcie o ortografii jakiegoś słowa, zdarza mi się na tyle rzadko, że rzeczywiście zapamiętuję taki “drobiazg” bez problemu.

I bardzo dobrze! Czasami wielokropek i niedopowiedzenie są lepsze od postawienia kropki.

Opinie były tutaj trochę mieszane, więc Twoje korzystne zdanie o takim zakończeniu jest dla mnie cenną informacją!

Odkrycie, iż przez całe życie miałem błędne pojęcie o ortografii jakiegoś słowa, zdarza mi się na tyle rzadko, że rzeczywiście zapamiętuję taki “drobiazg” bez problemu.

W takim razie, Ślimaku, życzę Ci jeszcze by jakość Twojego pojęcia o ortografii zawsze była doskonała, a pamięć nie szwankowała nigdy.

 

Opinie były tutaj trochę mieszane, więc Twoje korzystne zdanie o takim zakończeniu jest dla mnie cenną informacją!

Nie zawsze lubię, aby cała kawa była wyłożona na ławę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak się zastanowię, widywałem podobne chwyty u uznanych pisarzy, ale zwykle się przy nich wzdrygałem, uznając za rażące nadużycie metafory.

Hmm, prawda, że jest w tym przykładzie pewna… nadmierna wybujałość.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za Twój wpis i serdecznie życzę udanego roku, jak zwykle przyniosłaś odrobinę radości!

Odrobinę? Hmmm…

W takim razie: fajne, bardzo mi się podobało ;))))))

Tobie też wszystkiego dobrego, Ślimaku :)

Przynoszę radość :)

Dodatkowa radość (z miodem):

wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Raz jeszcze bardzo dziękuję Wam obu! Rozmawialiśmy już kiedyś o niebezpieczeństwach wynikających z tuczenia ślimaków…

Niebezpieczeństwach dla ślimaków :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Canulas. A skądżeś Ty wziął słowo"uspać" ???  Co to za dziwoląg ? W słownikach polszczyzny nie do znalezienia.

Jak miło widzieć, że ktoś tu jeszcze zagląda! Jeżeli dobrze kojarzę, niektórzy posługują się tym słowem w znaczeniu “uśpić” tam, gdzie kontekst groziłby odczytaniem uśpić jako “dokonać eutanazji”. Rzeczywiście nie jest polecane przez słowniki ani specjalnie ładne słowotwórczo.

Nowa Fantastyka