– Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie! – wrzasnął mężczyzna i pocałował namiętnie w pokoju hotelowym kochankę.
– Do nas obojga, najdroższy!
Mężczyzna wskazał kobiecie zegar na telefonie.
– Już bardzo późno, muszę uciekać – potwierdziła, pospiesznie wkładając sukienkę.
– Beatko, jesteś przekonana, że nam się uda?
– Oczywiście! Michał za mną szaleje i zgodzi się na wszystko.
– Pamiętasz o podawaniu mu leku?
– Tak. Jego serce pracuje coraz wolniej.
– Świetnie. Najpierw jednak trzeba zająć się starą. Jak jej tam?
– Patrycja Świetlicka – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Podziwiam twoje opanowanie i wiarę w ślepe oddanie męża. Mimo wszystko to jego matka…
– Bądź spokojny. Niech ją szlag! Dawniej była belfrem, może coś podejrzewać. Musimy pozbyć się tego babsztyla! A wiesz, jak ją nazywam?
– Jędzą? Zołzą? Raszplą?
– Nie! – Beata roześmiała się. – Mówię ciągle: „ona”.
– Nawet w jej obecności?
– Oczywiście, że tak!
– I ona się godzi być „oną”?
– Nie ma innego wyjścia! Jest dla mnie niczym innym, jak tylko zaimkiem!
Po kolejnych czułościach para pożegnała się i kobieta wybiegła z hotelu.
Do grupy czekających na szkolnym korytarzu opiekunów podeszła roześmiana uczennica, pokazując z dumą starszej kobiecie zeszyt:
– Babciu, zobacz, mam szóstkę z wypracowania o krakowskich legendach!
Uszczęśliwiona Patrycja spojrzała na ocenę, a potem uściskała wnuczkę. Ta zarzuciła jej ręce na szyję, przytuliła się i ucałowała pokryte szminką usta.
Następnie dziewczynka spakowała zeszyt do plecaka i obie poszły do szatni, kłaniając się wszystkim na pożegnanie, odprowadzane życzliwymi spojrzeniami pozostałych rodziców i dziadków.
– Ola ma cudowną babcię! – stwierdziła z uznaniem jedna z matek.
– Pani Patrycja uczyła mnie i moje dzieci. I braci także. Chyba nikt o niej nigdy złego słowa nie powiedział. Wnuczkę wychowuje od urodzenia i kocha całym sercem! – potwierdziła inna.
– Żeby moje dzieci taką miały! – wtrąciła trzecia, a pozostałe przytaknęły.
I zaraz też, w oczekiwaniu na pociechy, zaczęły narzekać na teściowe i matki.
– Dzień dobry, pani Patrycjo! – Po kilku minutach mama kolegi Oli, Alicja, przywitała w szkolnych drzwiach wychodzącą z wnuczką kobietę.
– A, dzień dobry. Po Jasia?
– Tak.
– Piękny dziś dzień. Do jutra, pani Alu! – Uśmiechnięta emerytka pożegnała się i odeszła z Olą w stronę przystanku autobusowego.
W tym samym czasie w domu Oli jej rodzice pospiesznie przygotowywali niezbędną dokumentację.
– Czy to wszystko jest naprawdę konieczne? – zapytał słabym głosem Michał.
– Kotuś, przerabialiśmy już ten temat. – Beata usiadła na kolanach męża i czule ucałowała go w usta. – Postawiłam sprawę jasno: albo ona, albo ja! Musisz nareszcie dokonać wyboru, a wiem, że będzie właściwy i raz na zawsze pozbędziesz się jej z naszego życia! Chyba nie chcesz, aby Aleksandra wychowywała się między dwoma domami i rozwiedzionymi rodzicami, co?
– Nie, nie chcę. Jednak to moja matka…
– Która na za dużo sobie pozwala! Próbuje zagarnąć dziecko dla siebie!
– Niczego takiego nie robi. Skąd ten pomysł?
– Nie wałkujmy tego znowu, proszę. Ona jest zła i koniec, kropka!
– Nie lubię, gdy ciągle mówisz o mamie „ona”.
– A ja nie lubię, gdy podważasz moje racje! To zaimek, jak każdy inny. Po to jest w słowniku, aby go stosować. Już wszystko mamy gotowe. Nie możesz teraz się wycofać… – Znowu zaczęła czule go całować. Mężczyzna nie oponował.
Jak zawsze, podczas czekania na bus, Patrycja i Ola opowiadały sobie o mijającym dniu, śmiały się i cieszyły. Wnuczka i babcia, bliskie sobie, niczym najlepsze przyjaciółki. W wozie tradycyjnie zajęły sąsiednie miejsca, a Patrycja przytulała mocno roześmianą ośmiolatkę, całując ją czule w czoło.
W domu babcia przygotowała obiad, zjadły razem, potem dziewczynka zajęła się odrabianiem lekcji.
Michał zjawił się po córkę wcześniej niż zwykle i był jakiś nieswój, rozdrażniony, oziębły. Patrycja nie mogła odgadnąć, co dolega synowi. Nie chciał nawet usiąść ani porozmawiać. Zabrał Olę szybko i bez pożegnania odjechał.
– Do jutra! – zawołała emerytka do otwartego okna samochodu, ale mężczyzna nie odpowiedział.
Wieczorem zadzwonił telefon.
– Począwszy od jutra, proszę Aleksandry nie odbierać! – Suchym, rozkazującym tonem powiadomiła synowa.
– Witaj, Beatko, a dlaczego?
Cisza w słuchawce świadczyła o tym, że połączenie zostało zakończone.
Przez ponad godzinę Patrycja bezskutecznie próbowała dodzwonić się do niej i do syna. Wystraszyła się nie na żarty. Może Ola zachorowała? Albo któreś z nich? Michał zachowywał się przecież tak nienaturalnie…
Kolejny telefon przerwał myśli kłębiące się w głowie emerytki.
– Wiedziałam! Coś się stało! O tej porze to na pewno coś poważnego! – powtarzała sobie, spiesząc do ładującej się komórki.
– Pani Patrycja? – Usłyszała cichy kobiecy głos.
– Tak. Słucham?
– Dobry wieczór. Tutaj Leokadia Dąbek. Pamięta mnie pani?
– Ależ oczywiście! Jest pani mamą moich wspaniałych uczennic, Zuzi i Asi. Witam, pani Leokadio. Co słychać u córeczek? – Patrycja przywitała się uprzejmie, z ulgą przyjmując, że to nie pogotowie bądź policja, których się obawiała.
Jak się miało okazać, owo poczucie ulgi było zdecydowanie przedwczesne.
– Dziękuję, dobrze. – Dzwoniąca starała się pospiesznie zmienić temat i przejść do sedna.
– O ile wiem, Zuzia jest po medycynie, a Joanna otworzyła własną kancelarię adwokacką w centrum Krakowa. Musi być pani bardzo dumna.
– Tak, tak, istotnie, pani Patrycjo, ale ja…
– Proszę je ode mnie znowu serdecznie pozdrowić!
– Bardzo dziękuję.
– Czemu zawdzięczam pani telefon?
– Proszę wybaczyć późną porę, ale była pani zawsze nam tak życzliwa, dziewczynki wspominają panią jako najlepszą nauczycielkę… Zresztą, nie tylko one.
– Ogromnie mi miło, dziękuję.
– Dlatego też zdecydowałam się do pani zadzwonić. – Leokadia zniżyła głos prawie do szeptu. – Proszę jednak, aby pani nikomu o naszej rozmowie nie wspominała. W razie czego, wszystkiego się wyprę. Korzystam z pożyczonego telefonu, aby nie pozostawić żadnych śladów. Przepraszam, ale nie chcę stracić pracy.
– Nie rozumiem.
– Chcę panią ostrzec.
– Mnie? Przed czym? – Zaniepokojona Patrycja na moment wstrzymała oddech.
– Jak pani wie, pracuję w „pomocy”. Dowiedziałam się przypadkiem, że szykują przeciw pani pozew sądowy.
– Co takiego? Co też pani opowiada? To musi być jakaś pomyłka!
– Nie ma mowy o żadnej pomyłce. Widziałam ich u nas w ośrodku! Rozmawiali z kierowniczką.
– Kto?
– Pani syn z synową!
– Jest pani pewna?
– Znam ich przecież.
Patrycja zaniemówiła. Przez moment przypomniała sobie dzisiejsze niepokojące zachowanie syna i telefon jego żony. Trzęsącymi się rękami odłączyła niedoładowaną jeszcze komórkę i usiadła z nią przy stole, słuchając znajomej.
– O ile dobrze zrozumiałam, złożyli przeciw pani pismo, oskarżając o przemoc.
– Co? – wystękała kobieta.
– Przepraszam, że dzwonię z tak przykrymi wiadomościami, ale uznałam, że lepiej, aby pani wiedziała wcześniej i zdążyła się przygotować. Prawdopodobnie jutro lub pojutrze zjawi się u pani ktoś z pomocy społecznej wraz z policją. Przepraszam, muszę kończyć, życzę dużo siły, bo z pewnością będzie teraz pani bardzo potrzebna… – Leokadia rozłączyła się.
Patrycja siedziała długo całkiem zdezorientowana. Nie wiedziała, co ma robić. Leokadia była zawsze bardzo życzliwa, zatem nie mógł to być głupi żart. Emerytka wierzyła jednak gorąco, że matka uczennic mogła się zwyczajnie pomylić.
Nocne próby połączenia się z synem nic nie dały, rankiem też je podjęła, bez rezultatu.
Po siódmej podjechała tradycyjnie autobusem pod dom wnuczki, ale zastała tylko zamkniętą bramę. Nikt do niej nie wyszedł, nikt nie odebrał telefonu, nikt nie pojawił się w oknie.
Udała się zatem do szkoły.
Dyrektorka, przebiegając korytarzem, dostrzegła ją i podeszła z dziwną miną.
– Dzień dobry. Pani Patrycjo, proszę nie czekać na wnuczkę.
– Nie ma jej dziś w szkole? Zachorowała? – zapytała z niepokojem emerytka.
– Nie, nie, wszystko w porządku, Ola jest teraz na lekcji. Jednakże rodzice zabronili, aby pani ją odbierała po zajęciach.
– Nie rozumiem. Dlaczego?
Dyrektorka rozejrzała się i, widząc pusty korytarz, szepnęła:
– Nie mamy na razie jeszcze żadnego oficjalnego pisma, lecz mama Oli zapowiedziała, że takie wkrótce dostarczy. Jest pani oskarżona o przemoc wobec wnuczki!
Patrycja otwarła usta, zająknęła się i łzy napłynęły jej do oczu.
– Tylko spokojnie. – Dyrektorka uścisnęła jej dłoń. – Znamy się przecież od lat, jest pani wspaniałą osobą, nauczycielką mojego Adama, tylko dzięki pani zaszedł tak wysoko i wygrał olimpiadę. Jestem przekonana, że to pewnie jakaś pomyłka i wkrótce wszystko się wyjaśni. Lecz, na chwilę obecną, sama pani rozumie, jako dyrektor muszę się zastosować do wytycznych. Prawnymi opiekunami Oli są jej rodzice.
– Lecz mnie wyznaczyli przecież jako zastępcę. Zawsze mogłam przyprowadzać i potem odbierać wnuczkę ze szkoły.
– Bardzo mi przykro, ale już nie może pani. Wczoraj po południu pani Beata, matka Oli, zmieniła ten zapis. Odtąd Olę odbiera w ich imieniu tylko niania.
– Niania?
– Tak. Przepraszam bardzo, ale niezmiernie się spieszę, jestem już spóźniona! – Dyrektorka zerknęła na ścienny zegar, po czym szybko popędziła dalej, zostawiając osłupiałą emerytkę na środku szkolnego korytarza.
Gdy Patrycja powolnym krokiem dotarła na przystanek, zadzwonił telefon. Nieznany numer.
– Słucham?
– Pani Patrycja Świetlicka?
– Tak, dzień dobry, w czym mogę pomóc?
– Inspektor Rodziejska z pomocy społecznej i aspirant Łasiecki. Czekamy na panią pod domem. Kiedy pani wróci?
– Już wyruszam. Autobus właśnie przyjechał.
– Znakomicie. Do zobaczenia.
Sprawy popędziły niczym błyskawica i miały dla Patrycji podobne do gromu z nieba konsekwencje: powywracały całe życie, paliły duszę, trafiały w serce i przerażały jednocześnie. Ośrodek pomocy w oparciu o dostarczoną dokumentację, w tym fotograficzną, zakazał jej zbliżania się do wnuczki. To samo stwierdził sąd rodzinny, a Michał bez zająknięcia kłamał pod przysięgą na niekorzyść matki. Zebrano mnóstwo zeznań świadków, którzy zgodnie twierdzili, że Ola była wielokrotnie w sposób niewłaściwy ściskana i całowana w miejscach publicznych przez babcię, a ta następnie przetrzymywała bezbronne dziecko wbrew jego woli całymi godzinami w domu, do którego rzekomo nie mieli wstępu jej syn i synowa, czyli rodzice dziewczynki.
Zaczęły się niezapowiedziane najścia policji, badania prowadzone przez „biegłych sądowych” w taki sposób, że z góry znany był ich wynik, narzucone wizyty u psychologów oraz psychiatrów, zeznawania na komisariacie i w prokuraturze.
Patrycja przeszła wielomiesięczne piekło, wykończona tym, co ją spotkało, nie do końca potrafiąc uwierzyć w cios, jaki zadał jej rodzony syn. Początkowo jeszcze próbowała się bronić, dowodzić niewinności, ale potem pogodziła się z losem, zrezygnowana, przybita, bez sił czy nadziei. Całymi dniami jedynie płakała.
Miała w pamięci tak zimne, wrogie, nieczułe oczy syna, gdy zeznawał przeciw niej i ten obraz przewiercał serce emerytki na wylot.
Kilkakrotnie stała w oddali i wpatrywała się w drzwi szkolne, aby zobaczyć ukochaną wnuczkę, lecz ta, dostrzegając babcię, odwracała ze złością głowę, jak ktoś obcy i niechętny wobec niej.
Załamana kobieta cierpiała i powoli godziła się z przekonaniem, że najwidoczniej tak jest lepiej dla jej najbliższych, że są teraz szczęśliwsi, z dala od niej.
W myślach kołatał się fragment piosenki, usłyszanej przypadkiem w radiu: „Chodzę po mieście opluty, opluty! (…) Opluty, opluty. Napluli mi na plecy…”. Wtedy powtarzała do siebie z płaczem:
– Chodzę po mieście, opluta opluta…
Kiedyś przypadkiem wypadło z portfela na stół zdjęcie syna, gdy był jeszcze małym chłopcem. Uśmiechnięta, życzliwa buzia i ufne chłopięce oczy wzruszyły kobietę. Patrycja rozpłakała się i dotknęła fotografii.
– Dziecko kochane, jak ja cię wychowałam? – szepnęła z rezygnacją w głosie.
– Mamo, ratuj! – Usłyszała nagle wyraźny głos dorosłego Michała, jakby stał tuż obok i prosił ją o pomoc.
Rozejrzała się spłoszona. Siedziała nadal w swoim domu i spoglądała na zdjęcie sprzed wielu lat.
– Ratunku, mamo! – Rozległo się znowu.
– Postradałam zmysły czy może już nie żyję i docierają do mnie wrzaski potępionych? – szepnęła do siebie z przestrachem. – Wyraźnie przecież słyszę mojego Michasia…
Obok zobaczyła ducha syna.
Pobladła, krzyknęła i przeżegnała się.
– Witaj, mamo – powiedziała zjawa lekko drżącym głosem.
– Michałku, to ty? Boże! Co ci się stało?
– Musisz pomóc Oli.
– Odtrąciłeś moją pomoc, odseparowałeś mnie od niej. Mało przez ciebie nie trafiłam do więzienia. – Załamana kobieta odwróciła się i spoglądała na zdjęcie.
– Przepraszam. Wiem, że mi nie wybaczysz i rozumiem to. Lecz teraz musisz ratować Olę. Jesteś moją ostatnią nadzieją!
Zjawa ukazała się przed Patrycją.
– Jesteś duchem? Czy ja śnię? Co się dzieje?! Tracę rozum?!
– Tak, jestem teraz duchem. Bo właśnie umarłem, mamo.
– Co takiego? To niemożliwe! Mój syn był zawsze okazem zdrowia! I on nadal żyje.
– Chciałbym bardzo, aby tak było. Mógłbym wtedy tyle zmienić, tyle naprawić…
– Czego chcesz ode mnie, maro przeklęta i czemu przybrałeś jego postać?! Mało jeszcze wycierpiałam?! – Zaczęła łkać i bezwiednie dotykać palcami fotografii kilkuletniego synka.
– Powinnaś mnie wysłuchać.
– Idź precz! Odejdź ode mnie! Zostaw w spokoju! Nie mam już siły! – ryczała coraz głośniej, wpadając w furię.
Ostatnie wydarzenia teraz znalazły ujście w zaskakującym, nawet dla niej samej, ataku histerii.
– Potrzebuję twojej pomocy, mamo!
– Nie wierzę, że to ty! Nie nazywaj mnie tak!
– Jestem twoim synem.
– Ja już nie mam syna! Nie! Straciłam i jego, i wnuczkę!
– Zrozum, Beata mnie zmusiła do tych kłamstw. Ja nie chciałem. Wybacz mi, proszę…
– Nie, przestań! Zamilcz! Nie chcę o tym pamiętać!
– Teraz to nieważne. Musimy ratować Olę! Stanie jej się krzywda. Tylko ty możesz jej pomóc.
– Precz! – Kobieta ze złością podarła zdjęcie, rozrzucając kawałki po podłodze, a potem, zaskoczona tym, zaczęła płakać jeszcze mocniej, jeszcze rozpaczliwiej.
Duch zniknął.
– Dzień dobry, pani Patrycjo. – Alicja ze zdumieniem spoglądała na zniszczoną, zapłakaną twarz znajomej. – Tak dawno się nie widziałyśmy. Ale, zaraz… – przerwała, patrząc ze zdumieniem na strój – pani na czarno? Żałoba? Co się stało?
– Ech, pani Alu, wiele by opowiadać, spotkało mnie straszne nieszczęście… Przed rokiem odebrano mi prawa do widzenia z wnuczką, nie mogłam się nawet do niej zbliżać, podobnie do całej rodziny, syna i synowej.
Alicja otwarła oczy ze zdumienia.
– Do Oli? Kto tak postanowił?
– Sąd! Z wniosku syna i synowej!
– Nie mieści się w głowie! Za co?
– Nie uwierzy pani! Oskarżono mnie o przemoc!
– Wobec Oli? Przecież pani wychowywała ją od urodzenia. Wszystkim stawiałam panią za wzór. Podobnie inni rodzice w szkole.
– Znaleźli tylu świadków! Syn zeznawał przeciw mnie…
Alicja znowu zaniemówiła.
– Jeszcze się po tamtym nie pozbierałam – opowiadała roztrzęsiona emerytka – a tu teraz kolejne nieszczęście. Syn zmarł.
– Pani syn? Ten sam, który panią pogrążył? Michał?
– Tak. Wracam właśnie z cmentarza – zapłakała. – A synowa wszystkie moje kwiaty i znicze od razu wyrzuca, że to niby ja same śmieci na grób przynoszę… – Roztrzęsiona sięgnęła po chusteczkę i rozpłakała się.
– Myślałam, że pani choruje i dlatego ostatnio się nie widywałyśmy. Bardzo pani współczuję. – Zmartwiona Alicja przytuliła emerytkę. – Jednakże, proszę wybaczyć, trudno mi w to uwierzyć. Michał, odkąd sięgnę pamięcią, zawsze był wysportowany. Wyglądał i trzymał się znakomicie. Nigdy nie spotkałam go u żadnego lekarza. Miał świetną kondycję.
– Otóż to właśnie. Okaz zdrowia. I tylko trzydzieści lat.
– Na co zmarł? Wypadek?
– Ponoć serce.
– Co takiego?
– No właśnie. Dziwne, prawda?
– Coś konkretnego pani powiedzieli?
– Ubłagałam dziś rankiem lekarza rodzinnego i nareszcie wyznał, że to rozległy zawał…
– Tak nagle i nieoczekiwanie? – Alicja miała wiele wątpliwości. – Nie znałam go dobrze, bo był kilka lat starszy, ale pamiętam sukcesy w zawodach sportowych oraz późniejsze osiągnięcia w siatkarskiej drużynie amatorskiej. Taki zawodnik, trenujący na co dzień, pod ścisłą kontrolą medyczną, nie może nieoczekiwanie dostać rozległego zawału.
– To samo tłumaczyłam lekarzowi, prosiłam o sekcję, ale odmówił. Ponoć od razu po ślubie Michał zrezygnował z treningów i zaczął skarżyć się na długotrwałe bóle w klatce piersiowej. Synowa odbierała recepty na jakieś leki, a potem je wykupywała. Mnie o tym nigdy nie powiedział.
– Myślę, że to jest bardzo podejrzana sprawa.
– Też tak uważam.
– Powinna pani pójść z tym na policję.
– Myśli pani?
– Tak. No nic, na mnie już czas, muszę do szkoły po Jasia. Współczuję pani bardzo ostatnich nieszczęść, ale proszę być dobrej myśli. Prawda zawsze wyjdzie na jaw, a sprawiedliwość zwycięży! W razie potrzeby, proszę dzwonić, ma pani mój numer. Do widzenia!
– Oby tak było, droga Alu, oby tak było. Dziękuję i do widzenia!
Kiedy Patrycja wróciła do domu, rzuciła się na podłogę i zaczęła szukać kawałków podartej dwa dni temu fotografii. Coś jej mówiło, że musi to zrobić. Potem skleiła je mozolnie, kładąc na niewielkiej kartce papieru.
– Michałku, wróć! – szepnęła do fotografii.
Obok pojawił się znowu duch dorosłego syna, spoglądający ze skruchą na matkę.
– Nie mówiłeś mi poprzednio, że zmarłeś na serce. Ani też nigdy, że na nie chorowałeś. – Z wyrzutem popatrzyła na szare oblicze Michała.
– Czy to istotne?
– Jak najbardziej. Przecież zawsze miałeś zdrowe serce. Co się stało?
– Kilka miesięcy po ślubie Beata namówiła mnie na prywatne badania i okazało się, że mam zaawansowaną wieńcówkę. Lekarz przepisywał medykamenty, a ona je kupowała i codziennie skrupulatnie podawała – stwierdził ze smutkiem, jakby dopiero teraz dostrzegł własną głupotę. – Byłem naiwny…
Patrycja przeżegnała się i poczuła, jak słabnie.
– Ona cię… otruła?
– Podejrzewam, że tak.
– I teraz zagraża Oli?
– Odkryłem, że Beata mnie zdradza. Ma kochanka.
Patrycja przypomniała sobie, że wczoraj istotnie widziała na cmentarzu synową, opierającą się nazbyt czule na ramieniu jakiegoś rosłego mężczyzny.
– Przepraszam cię za wszystko, mamo… Zrozumiem, jeśli nigdy mi nie wybaczysz. Beata owładnęła moim umysłem. Nie wiem, jak to się mogło stać. Kochałem ją do szaleństwa, świata poza nią nie widziałem, wierzyłem we wszystkie kłamstwa. Ciągle tylko szantażowała mnie i powtarzała: „ona, albo ja!”.
– No tak. Od dawna nazywała mnie: „ona”. Byłam dla was zaimkiem…
– Groziła, że odejdzie i Ola będzie miała rozbitą rodzinę, wychowywana między dwoma domami. Nie chciałem do tego dopuścić.
– I dlatego wolałeś zdradzić własną matkę i zerwać jej kontakty z ukochaną wnuczką? Synku, coś ty zrobił? – Patrycja zapłakała, potrząsając głową.
– Wiem, byłem potworem. Czeka mnie wieczne potępienie. Nie przyszedłem jednak, by użalać się nad sobą. Teraz czas ratować moje dziecko. Ola jest w sidłach matki i jej kochanka! A to człowiek niebezpieczny.
– Skąd to wiesz?
– Jako duch mogę swobodnie przemierzać rozmaite przestrzenie. Poznałem jego przeszłość. To dawny znajomy Beaty, człowiek okrutny, czerpiący zyski z prostytucji dzieci. Oboje w tym siedzą po uszy!
– Mój Boże! – Patrycja złapała się za głowę. – Toż to Sodoma z Gomorą!
Nieoczekiwanie jednak spojrzała podejrzliwie na demona.
– Udowodnij, żeś moim synem!
– Jak mam to zrobić, mamo?
– Zanuć kołysankę z dzieciństwa, którą zawsze cię usypiałam.
Duch zaczął cicho śpiewać utwór Krajewskiego o okruszku.
Emerytka rozpłakała się i pokiwała głową, a potem po raz pierwszy otwarła szeroko ramiona, przytulając zjawę.
– Michałku! Wybaczam ci, synu! Matka zawsze przebaczy dziecku! Wybaczam, bo zrobiłeś to z miłości do swojej ukochanej córki!
Duch przybrał bardziej wyraziste kształty.
– Dziękuję, mamo.
– I ja tobie. Że nareszcie otworzyłeś serce i wyznałeś mi wszystko. Teraz rozumiem, jak do tego doszło.
Obje płakali, tuląc się i przebaczając wszelkie przewinienia.
Wreszcie emerytka zapytała:
– Co teraz powinniśmy zrobić?
– Mam pewien plan. Nie będzie to jednak łatwa sprawa. Beata i ten typ mają wszędzie znajomości i mnóstwo pieniędzy dzięki nielegalnemu procederowi.
Całą noc debatowali nad tym, w jaki sposób ocalić Olę i jednocześnie pogrążyć jej obecnych opiekunów. Nazajutrz Patrycja uruchomiła wszelkie swoje kontakty, szukając uczciwych sędziów, prawników, policjantów oraz kuratorów i zgłaszając im wskazane dzięki duchowi Michała dowody przestępstw byłej synowej i jej nowego partnera. Pomogło wielu dobrych ludzi i dzięki temu para szybko została aresztowana, po czym trafiła do więzienia.
Patrycja dowiodła także swojej bezsprzecznej niewinności, pokazując, dzięki wskazówkom ducha syna, dowody na fałszowanie przez synową dokumentacji, przedstawionej przed rokiem przeciwko emerytce w sądzie, na policji i w ośrodku pomocy. Wielu świadków istotnie przyznało, że zgodzili się kłamać na niekorzyść byłej nauczycielki, bo Beata przekonała ich o okrucieństwie i przemocy, stosowanej względem małej dziewczynki.
Ola, uczona ostatnio przez matkę nienawiści do babci, ostatecznie nie została skierowana do domu dziecka ani do rodziny zastępczej i wróciła pod opiekę stęsknionej Patrycji, powoli odzyskując zaufanie. Poznała częściową prawdę o powodach ich rozdzielenia i na nowo pokochała babcię. Tata jako zjawa często pojawiał się w ich domu, co dawało dziewczynce, z początku przerażonej jego widokiem, poczucie bezpieczeństwa.
Patrycja z niedowierzaniem spoglądała w lustro. Z początku nie potrafiła jeszcze uwierzyć w szczęście, odetchnąć z ulgą. Przybyło jej ostatnio lat, to prawda, lecz nareszcie odzyskała wnuczkę. Do tego nie czuła się już opluwana. Nie była nareszcie dla nikogo zaimkiem. Znowu zaczynała się uśmiechać.
Po kilku miesiącach duch Michała przyniósł matce informacje o zamordowaniu w więzieniu Beaty i jej partnera przez innych skazanych.
– Nie opowiadaj o tym Oli, bo bardzo by się przejęła – przykazała Patrycja.
– Oczywiście, mamo.
– Udało się, Michałku, dokonaliśmy tego! Uratowaliśmy wiele dzieci, w tym także Oleńkę. Sprawiedliwość wygrała. Zbyt wielu ludzi było zamieszanych w cały proceder i nikt im potem nie pomógł.
Duch przytaknął i przytulił czule matkę.
Nieoczekiwanie obok pojawił się biały anioł.
– Niebo już czeka – stwierdził z uśmiechem, spoglądając na ducha Michała, po czym podał dłoń i skierował się wraz z nim ku drzwiom.
– Do zobaczenia, synku! – Patrycja otarła łzy.
– Będę odwiedzał was zawsze, gdy tylko o mnie pomyślicie – powiedział pogodnie duch mężczyzny.
– Oj, byłbym zapomniał! – Anioł przystanął na moment, uśmiechając się przepraszająco… – Zapytam jeszcze, tak dla formalności, żeby nie było… – dodał, mrugając. – Który to Świetlicki?