- Opowiadanie: bruce - Zaimek

Zaimek

Ten tekst doj­rze­wał we mnie kil­ka­na­ście lat, potem długo po­wsta­wał, a póź­niej był jesz­cze wie­lo­krot­nie zmie­nia­ny. Pra­wie wszyst­kie tre­ści tu za­war­te są au­ten­tycz­ne. Bo­ha­ter­kę ob­da­rzy­łam jed­nym z moich imion, cho­ciaż w tym opo­wia­da­niu je­stem jej zna­jo­mą i mnie na szczę­ście takie po­twor­ne zda­rze­nia się nie przy­tra­fi­ły. I oby tak po­zo­sta­ło, czego każ­de­mu i sobie samej życzę.

Tekst z racji te­ma­ty­ki po­sta­no­wi­łam zgło­sić do Kon­kur­su. Wy­bra­ny utwór to: Świe­tli­ki – “Oplu­ty”. Imio­na i na­zwi­ska bo­ha­te­rów są oczy­wi­ście fik­cyj­ne.

Za­pra­szam. :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zaimek

– Któ­re­goś dnia to mia­sto bę­dzie na­le­żeć do mnie! – wrza­snął męż­czy­zna i po­ca­ło­wał na­mięt­nie w po­ko­ju ho­te­lo­wym ko­chan­kę.

– Do nas oboj­ga, naj­droż­szy!

Męż­czy­zna wska­zał ko­bie­cie zegar na te­le­fo­nie.

– Już bar­dzo późno, muszę ucie­kać – po­twier­dzi­ła, po­spiesz­nie wkła­da­jąc su­kien­kę.

– Be­at­ko, je­steś prze­ko­na­na, że nam się uda?

– Oczy­wi­ście! Mi­chał za mną sza­le­je i zgo­dzi się na wszyst­ko.

– Pa­mię­tasz o po­da­wa­niu mu leku?

– Tak. Jego serce pra­cu­je coraz wol­niej.

– Świet­nie. Naj­pierw jed­nak trze­ba zająć się starą. Jak jej tam?

– Pa­try­cja Świe­tlic­ka – wy­ce­dzi­ła przez za­ci­śnię­te zęby.

– Po­dzi­wiam twoje opa­no­wa­nie i wiarę w ślepe od­da­nie męża. Mimo wszyst­ko to jego matka… 

– Bądź spo­koj­ny. Niech ją szlag! Daw­niej była bel­frem, może coś po­dej­rze­wać. Mu­si­my po­zbyć się tego babsz­ty­la! A wiesz, jak ją na­zy­wam?

– Jędzą? Zołzą? Rasz­plą?

– Nie! – Beata roześmiała się. – Mówię cią­gle: „ona”.

– Nawet w jej obec­no­ści?

– Oczy­wi­ście, że tak!

– I ona się godzi być „oną”?

– Nie ma in­ne­go wyj­ścia! Jest dla mnie ni­czym innym, jak tylko za­im­kiem!

Po ko­lej­nych czu­ło­ściach para po­że­gna­ła się i ko­bie­ta wy­bie­gła z ho­te­lu.

 

 

Do grupy cze­ka­ją­cych na szkol­nym ko­ry­ta­rzu opie­ku­nów po­de­szła ro­ze­śmia­na uczen­ni­ca, po­ka­zu­jąc z dumą star­szej ko­bie­cie ze­szyt:

– Bab­ciu, zo­bacz, mam szóst­kę z wy­pra­co­wa­nia o kra­kow­skich le­gen­dach!

Uszczę­śli­wio­na Pa­try­cja spoj­rza­ła na ocenę, a potem uści­ska­ła wnucz­kę. Ta za­rzu­ci­ła jej ręce na szyję, przy­tu­li­ła się i uca­ło­wa­ła po­kry­te szmin­ką usta.

Na­stęp­nie dziew­czyn­ka spa­ko­wa­ła ze­szyt do ple­ca­ka i obie po­szły do szat­ni, kła­nia­jąc się wszyst­kim na po­że­gna­nie, od­pro­wa­dza­ne życz­li­wy­mi spoj­rze­nia­mi po­zo­sta­łych ro­dzi­ców i dziad­ków.

– Ola ma cu­dow­ną bab­cię! – stwier­dzi­ła z uzna­niem jedna z matek.

– Pani Pa­try­cja uczy­ła mnie i moje dzie­ci. I braci także. Chyba nikt o niej nigdy złego słowa nie po­wie­dział. Wnucz­kę wy­cho­wu­je od uro­dze­nia i kocha całym ser­cem! – po­twier­dzi­ła inna.

– Żeby moje dzie­ci taką miały! – wtrą­ci­ła trze­cia, a po­zo­sta­łe przy­tak­nę­ły.

I zaraz też, w ocze­ki­wa­niu na po­cie­chy, za­czę­ły na­rze­kać na te­ścio­we i matki.

– Dzień dobry, pani Pa­try­cjo! – Po kilku mi­nu­tach mama ko­le­gi Oli, Ali­cja, przy­wi­ta­ła w szkol­nych drzwiach wy­cho­dzą­cą z wnucz­ką ko­bie­tę.

– A, dzień dobry. Po Jasia?

– Tak.

– Pięk­ny dziś dzień. Do jutra, pani Alu! – Uśmiech­nię­ta eme­ryt­ka po­że­gna­ła się i ode­szła z Olą w stro­nę przy­stan­ku au­to­bu­so­we­go.

 

W tym samym cza­sie w domu Oli jej ro­dzi­ce po­spiesz­nie przy­go­to­wy­wa­li nie­zbęd­ną do­ku­men­ta­cję.

– Czy to wszystko jest na­praw­dę ko­niecz­ne? – za­py­tał sła­bym gło­sem Mi­chał.

– Kotuś, prze­ra­bia­li­śmy już ten temat. – Beata usia­dła na ko­la­nach męża i czule uca­ło­wa­ła go w usta. – Po­sta­wi­łam spra­wę jasno: albo ona, albo ja! Mu­sisz na­resz­cie do­ko­nać wy­bo­ru, a wiem, że bę­dzie wła­ści­wy i raz na za­wsze po­zbę­dziesz się jej z na­sze­go życia! Chyba nie chcesz, aby Alek­san­dra wy­cho­wy­wa­ła się mię­dzy dwoma do­ma­mi i roz­wie­dzio­ny­mi ro­dzi­ca­mi, co?

– Nie, nie chcę. Jed­nak to moja matka…

– Która na za dużo sobie po­zwa­la! Pró­bu­je za­gar­nąć dziec­ko dla sie­bie!

– Ni­cze­go ta­kie­go nie robi. Skąd ten po­mysł?

– Nie wał­kuj­my tego znowu, pro­szę. Ona jest zła i ko­niec, krop­ka!

– Nie lubię, gdy cią­gle mó­wisz o mamie „ona”.

– A ja nie lubię, gdy pod­wa­żasz moje racje! To za­imek, jak każdy inny. Po to jest w słow­ni­ku, aby go sto­so­wać. Już wszyst­ko mamy go­to­we. Nie mo­żesz teraz się wy­co­fać… – Znowu za­czę­ła czule go ca­ło­wać. Męż­czy­zna nie opo­no­wał.

 

Jak za­wsze, pod­czas cze­ka­nia na bus, Pa­try­cja i Ola opo­wia­da­ły sobie o mi­ja­ją­cym dniu, śmia­ły się i cie­szy­ły. Wnucz­ka i bab­cia, bli­skie sobie, ni­czym naj­lep­sze przy­ja­ciół­ki. W wozie tra­dy­cyj­nie za­ję­ły są­sied­nie miej­sca, a Pa­try­cja przy­tu­la­ła mocno ro­ze­śmia­ną ośmio­lat­kę, ca­łu­jąc ją czule w czoło.

W domu bab­cia przy­go­to­wa­ła obiad, zja­dły razem, potem dziew­czyn­ka za­ję­ła się od­ra­bia­niem lek­cji.

Mi­chał zja­wił się po córkę wcze­śniej niż zwy­kle i był jakiś nie­swój, roz­draż­nio­ny, ozię­bły. Pa­try­cja nie mogła od­gad­nąć, co do­le­ga sy­no­wi. Nie chciał nawet usiąść ani po­roz­ma­wiać. Za­brał Olę szyb­ko i bez po­że­gna­nia od­je­chał.

– Do jutra! – za­wo­ła­ła eme­ryt­ka do otwar­te­go okna sa­mo­cho­du, ale męż­czy­zna nie od­po­wie­dział.

 

Wie­czo­rem za­dzwo­nił te­le­fon.

– Po­cząw­szy od jutra, pro­szę Alek­san­dry nie od­bie­rać! – Su­chym, roz­ka­zu­ją­cym tonem po­wia­do­mi­ła sy­no­wa.

– Witaj, Be­at­ko, a dla­cze­go?

Cisza w słu­chaw­ce świad­czy­ła o tym, że po­łą­cze­nie zo­sta­ło za­koń­czo­ne.

Przez ponad go­dzi­nę Pa­try­cja bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­ła do­dzwo­nić się do niej i do syna. Wy­stra­szy­ła się nie na żarty. Może Ola za­cho­ro­wa­ła? Albo któ­reś z nich? Mi­chał za­cho­wy­wał się prze­cież tak nie­na­tu­ral­nie…

Kolejny telefon przerwał myśli kłębiące się w głowie emerytki.

– Wie­dzia­łam! Coś się stało! O tej porze to na pewno coś po­waż­ne­go! – po­wta­rza­ła sobie, spie­sząc do ła­du­ją­cej się ko­mór­ki.

– Pani Pa­try­cja? – Usły­sza­ła cichy ko­bie­cy głos.

– Tak. Słu­cham?

– Dobry wie­czór. Tutaj Le­oka­dia Dąbek. Pa­mię­ta mnie pani?

– Ależ oczy­wi­ście! Jest pani mamą moich wspa­nia­łych uczen­nic, Zuzi i Asi. Witam, pani Le­oka­dio. Co sły­chać u có­re­czek? – Pa­try­cja przy­wi­ta­ła się uprzej­mie, z ulgą przyj­mu­jąc, że to nie po­go­to­wie bądź po­li­cja, któ­rych się oba­wia­ła.

Jak się miało oka­zać, owo po­czu­cie ulgi było zde­cy­do­wa­nie przed­wcze­sne.

– Dzię­ku­ję, do­brze. – Dzwo­nią­ca sta­ra­ła się po­spiesz­nie zmie­nić temat i przejść do sedna.

– O ile wiem, Zuzia jest po me­dy­cy­nie, a Jo­an­na otwo­rzy­ła wła­sną kan­ce­la­rię ad­wo­kac­ką w cen­trum Kra­ko­wa. Musi być pani bar­dzo dumna.

– Tak, tak, istot­nie, pani Pa­try­cjo, ale ja…

– Pro­szę je ode mnie znowu ser­decz­nie po­zdro­wić!

– Bar­dzo dzię­ku­ję.

– Czemu za­wdzię­czam pani te­le­fon?

– Pro­szę wy­ba­czyć późną porę, ale była pani za­wsze nam tak życz­li­wa, dziew­czyn­ki wspo­mi­na­ją panią jako naj­lep­szą na­uczy­ciel­kę… Zresz­tą, nie tylko one.

– Ogrom­nie mi miło, dzię­ku­ję.

– Dla­te­go też zde­cy­do­wa­łam się do pani za­dzwo­nić. – Le­oka­dia zni­ży­ła głos pra­wie do szep­tu. – Pro­szę jed­nak, aby pani ni­ko­mu o na­szej roz­mo­wie nie wspo­mi­na­ła. W razie czego, wszyst­kie­go się wyprę. Ko­rzy­stam z po­ży­czo­ne­go te­le­fo­nu, aby nie po­zo­sta­wić żad­nych śla­dów. Prze­pra­szam, ale nie chcę stra­cić pracy.

– Nie ro­zu­miem.

– Chcę panią ostrzec.

– Mnie? Przed czym? – Za­nie­po­ko­jo­na Pa­try­cja na mo­ment wstrzy­ma­ła od­dech.

– Jak pani wie, pra­cu­ję w „po­mo­cy”. Do­wie­dzia­łam się przy­pad­kiem, że szy­ku­ją prze­ciw pani pozew są­do­wy.

– Co ta­kie­go? Co też pani opo­wia­da? To musi być jakaś po­mył­ka!

– Nie ma mowy o żad­nej po­mył­ce. Wi­dzia­łam ich u nas w ośrod­ku! Roz­ma­wia­li z kie­row­nicz­ką.

– Kto?

– Pani syn z sy­no­wą!

– Jest pani pewna?

– Znam ich prze­cież.

Pa­try­cja za­nie­mó­wi­ła. Przez mo­ment przy­po­mnia­ła sobie dzi­siej­sze nie­po­ko­ją­ce za­cho­wa­nie syna i te­le­fon jego żony. Trzę­są­cy­mi się rę­ka­mi odłą­czy­ła nie­do­ła­do­wa­ną jesz­cze ko­mór­kę i usia­dła z nią przy stole, słu­cha­jąc zna­jo­mej.

– O ile do­brze zro­zu­mia­łam, zło­ży­li prze­ciw pani pismo, oskar­ża­jąc o prze­moc.

– Co? – wy­stę­ka­ła ko­bie­ta.

– Prze­pra­szam, że dzwo­nię z tak przy­kry­mi wia­do­mo­ścia­mi, ale uzna­łam, że le­piej, aby pani wie­dzia­ła wcze­śniej i zdą­ży­ła się przy­go­to­wać. Praw­do­po­dob­nie jutro lub po­ju­trze zjawi się u pani ktoś z po­mo­cy spo­łecz­nej wraz z po­li­cją. Prze­pra­szam, muszę koń­czyć, życzę dużo siły, bo z pew­no­ścią bę­dzie teraz pani bar­dzo po­trzeb­na… – Le­oka­dia roz­łą­czy­ła się.

 

Pa­try­cja sie­dzia­ła długo cał­kiem zdez­o­rien­to­wa­na. Nie wie­dzia­ła, co ma robić. Le­oka­dia była za­wsze bar­dzo życz­li­wa, zatem nie mógł to być głupi żart. Eme­ryt­ka wie­rzy­ła jed­nak go­rą­co, że matka uczen­nic mogła się zwy­czaj­nie po­my­lić.

Nocne próby po­łą­cze­nia się z synem nic nie dały, ran­kiem też je pod­ję­ła, bez re­zul­ta­tu.

Po siód­mej pod­je­cha­ła tra­dy­cyj­nie au­to­bu­sem pod dom wnucz­ki, ale za­sta­ła tylko za­mknię­tą bramę. Nikt do niej nie wy­szedł, nikt nie ode­brał te­le­fo­nu, nikt nie po­ja­wił się w oknie.

Udała się zatem do szko­ły.

Dy­rek­tor­ka, prze­bie­ga­jąc ko­ry­ta­rzem, do­strze­gła ją i po­de­szła z dziw­ną miną.

– Dzień dobry. Pani Pa­try­cjo, pro­szę nie cze­kać na wnucz­kę.

– Nie ma jej dziś w szko­le? Za­cho­ro­wa­ła? – za­py­ta­ła z nie­po­ko­jem eme­ryt­ka.

– Nie, nie, wszyst­ko w po­rząd­ku, Ola jest teraz na lek­cji. Jed­nak­że ro­dzi­ce za­bro­ni­li, aby pani ją od­bie­ra­ła po za­ję­ciach.

– Nie ro­zu­miem. Dla­cze­go?

Dy­rek­tor­ka ro­zej­rza­ła się i, wi­dząc pusty ko­ry­tarz, szep­nę­ła:

– Nie mamy na razie jesz­cze żad­ne­go ofi­cjal­ne­go pisma, lecz mama Oli za­po­wie­dzia­ła, że takie wkrót­ce do­star­czy. Jest pani oskar­żo­na o prze­moc wobec wnucz­ki!

Pa­try­cja otwar­ła usta, za­jąk­nę­ła się i łzy na­pły­nę­ły jej do oczu.

– Tylko spo­koj­nie. – Dy­rek­tor­ka uści­snę­ła jej dłoń. – Znamy się prze­cież od lat, jest pani wspa­nia­łą osobą, na­uczy­ciel­ką mo­je­go Adama, tylko dzię­ki pani za­szedł tak wy­so­ko i wy­grał olim­pia­dę. Je­stem prze­ko­na­na, że to pew­nie jakaś po­mył­ka i wkrót­ce wszyst­ko się wy­ja­śni. Lecz, na chwi­lę obec­ną, sama pani ro­zu­mie, jako dy­rek­tor muszę się za­sto­so­wać do wy­tycz­nych. Praw­ny­mi opie­ku­na­mi Oli są jej ro­dzi­ce.

– Lecz mnie wy­zna­czy­li prze­cież jako za­stęp­cę. Za­wsze mo­głam przy­pro­wa­dzać i potem od­bie­rać wnucz­kę ze szko­ły.

– Bar­dzo mi przy­kro, ale już nie może pani. Wczo­raj po po­łu­dniu pani Beata, matka Oli, zmie­ni­ła ten zapis. Odtąd Olę od­bie­ra w ich imie­niu tylko nia­nia.

– Nia­nia?

– Tak. Prze­pra­szam bar­dzo, ale nie­zmier­nie się spie­szę, je­stem już spóź­nio­na! – Dy­rek­tor­ka zer­k­nę­ła na ścien­ny zegar, po czym szyb­ko po­pę­dzi­ła dalej, zo­sta­wia­jąc osłu­pia­łą eme­ryt­kę na środ­ku szkol­ne­go ko­ry­ta­rza.

Gdy Pa­try­cja po­wol­nym kro­kiem do­tar­ła na przy­sta­nek, za­dzwo­nił te­le­fon. Nie­zna­ny numer.

– Słu­cham?

– Pani Pa­try­cja Świe­tlic­ka?

– Tak, dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– In­spek­tor Ro­dziej­ska z po­mo­cy spo­łecz­nej i aspi­rant Ła­siec­ki. Cze­ka­my na panią pod domem. Kiedy pani wróci?

– Już wy­ru­szam. Au­to­bus wła­śnie przy­je­chał.

– Zna­ko­mi­cie. Do zo­ba­cze­nia.

 

Spra­wy po­pę­dzi­ły ni­czym bły­ska­wi­ca i miały dla Pa­try­cji po­dob­ne do gromu z nieba kon­se­kwen­cje: po­wyw­ra­ca­ły całe życie, pa­li­ły duszę, tra­fia­ły w serce i prze­ra­ża­ły jed­no­cze­śnie. Ośro­dek po­mo­cy w opar­ciu o do­star­czo­ną do­ku­men­ta­cję, w tym fo­to­gra­ficz­ną, za­ka­zał jej zbli­ża­nia się do wnucz­ki. To samo stwier­dził sąd ro­dzin­ny, a Mi­chał bez za­jąk­nię­cia kła­mał pod przy­się­gą na nie­ko­rzyść matki. Ze­bra­no mnó­stwo ze­znań świad­ków, któ­rzy zgod­nie twier­dzi­li, że Ola była wie­lo­krot­nie w spo­sób nie­wła­ści­wy ści­ska­na i ca­ło­wa­na w miej­scach pu­blicz­nych przez bab­cię, a ta na­stęp­nie prze­trzy­my­wa­ła bez­bron­ne dziec­ko wbrew jego woli ca­ły­mi go­dzi­na­mi w domu, do któ­re­go rze­ko­mo nie mieli wstę­pu jej syn i sy­no­wa, czyli ro­dzi­ce dziew­czyn­ki.

Za­czę­ły się nie­za­po­wie­dzia­ne naj­ścia po­li­cji, ba­da­nia pro­wa­dzo­ne przez „bie­głych są­do­wych” w taki spo­sób, że z góry znany był ich wynik, na­rzu­co­ne wi­zy­ty u psy­cho­lo­gów oraz psy­chia­trów, ze­zna­wa­nia na ko­mi­sa­ria­cie i w pro­ku­ra­tu­rze.

Pa­try­cja prze­szła wie­lo­mie­sięcz­ne pie­kło, wy­koń­czo­na tym, co ją spo­tka­ło, nie do końca po­tra­fiąc uwie­rzyć w cios, jaki zadał jej ro­dzo­ny syn. Po­cząt­ko­wo jesz­cze pró­bo­wa­ła się bro­nić, do­wo­dzić nie­win­no­ści, ale potem po­go­dzi­ła się z losem, zre­zy­gno­wa­na, przy­bi­ta, bez sił czy na­dziei. Ca­ły­mi dnia­mi je­dy­nie pła­ka­ła.

Miała w pa­mię­ci tak zimne, wro­gie, nie­czu­łe oczy syna, gdy ze­zna­wał prze­ciw niej i ten obraz prze­wier­cał serce eme­ryt­ki na wylot.

Kil­ka­krot­nie stała w od­da­li i wpa­try­wa­ła się w drzwi szkol­ne, aby zo­ba­czyć uko­cha­ną wnucz­kę, lecz ta, do­strze­ga­jąc bab­cię, od­wra­ca­ła ze zło­ścią głowę, jak ktoś obcy i nie­chęt­ny wobec niej.

Za­ła­ma­na ko­bie­ta cier­pia­ła i po­wo­li go­dzi­ła się z prze­ko­na­niem, że naj­wi­docz­niej tak jest le­piej dla jej naj­bliż­szych, że są teraz szczę­śliw­si, z dala od niej.

W my­ślach ko­ła­tał się frag­ment pio­sen­ki, usły­sza­nej przy­pad­kiem w radiu: „Cho­dzę po mie­ście oplu­ty, oplu­ty! (…) Oplu­ty, oplu­ty. Na­plu­li mi na plecy…”. Wtedy po­wta­rza­ła do sie­bie z pła­czem:

– Cho­dzę po mie­ście, oplu­ta oplu­ta…

 

Kie­dyś przy­pad­kiem wy­pa­dło z port­fe­la na stół zdję­cie syna, gdy był jesz­cze małym chłop­cem. Uśmiech­nię­ta, życz­li­wa buzia i ufne chło­pię­ce oczy wzru­szy­ły ko­bie­tę. Pa­try­cja roz­pła­ka­ła się i do­tknę­ła fo­to­gra­fii.

– Dziec­ko ko­cha­ne, jak ja cię wy­cho­wa­łam? – szep­nę­ła z re­zy­gna­cją w gło­sie.

– Mamo, ratuj! – Usły­sza­ła nagle wy­raź­ny głos do­ro­słe­go Mi­cha­ła, jakby stał tuż obok i pro­sił ją o pomoc.

Ro­zej­rza­ła się spło­szo­na. Sie­dzia­ła nadal w swoim domu i spo­glą­da­ła na zdję­cie sprzed wielu lat.

– Ra­tun­ku, mamo! – Roz­le­gło się znowu.

– Po­stra­da­łam zmy­sły czy może już nie żyję i do­cie­ra­ją do mnie wrza­ski po­tę­pio­nych? – szep­nę­ła do sie­bie z prze­stra­chem. – Wy­raź­nie prze­cież sły­szę mo­je­go Mi­cha­sia…

Obok zo­ba­czy­ła ducha syna.

Po­bla­dła, krzyk­nę­ła i prze­że­gna­ła się.

– Witaj, mamo – po­wie­dzia­ła zjawa lekko drżą­cym gło­sem.

– Mi­chał­ku, to ty? Boże! Co ci się stało? 

– Mu­sisz pomóc Oli.

– Od­trą­ci­łeś moją pomoc, od­se­pa­ro­wa­łeś mnie od niej. Mało przez cie­bie nie tra­fi­łam do wię­zie­nia. – Za­ła­ma­na ko­bie­ta od­wró­ci­ła się i spo­glą­da­ła na zdję­cie. 

– Prze­pra­szam. Wiem, że mi nie wy­ba­czysz i ro­zu­miem to. Lecz teraz mu­sisz ra­to­wać Olę. Je­steś moją ostat­nią na­dzie­ją!

Zjawa uka­za­ła się przed Pa­try­cją.

– Je­steś du­chem? Czy ja śnię? Co się dzie­je?! Tracę rozum?!

– Tak, je­stem teraz du­chem. Bo wła­śnie umar­łem, mamo.

– Co ta­kie­go? To nie­moż­li­we! Mój syn był za­wsze oka­zem zdro­wia! I on nadal żyje.

– Chciał­bym bar­dzo, aby tak było. Mógł­bym wtedy tyle zmie­nić, tyle na­pra­wić…

– Czego chcesz ode mnie, maro prze­klę­ta i czemu przy­bra­łeś jego po­stać?! Mało jesz­cze wy­cier­pia­łam?! – Za­czę­ła łkać i bez­wied­nie do­ty­kać pal­ca­mi fo­to­gra­fii kil­ku­let­nie­go synka.

– Po­win­naś mnie wy­słu­chać.

– Idź precz! Odejdź ode mnie! Zo­staw w spo­ko­ju! Nie mam już siły! – ry­cza­ła coraz gło­śniej, wpa­da­jąc w furię.

Ostat­nie wy­da­rze­nia teraz zna­la­zły uj­ście w za­ska­ku­ją­cym, nawet dla niej samej, ataku hi­ste­rii.

– Po­trze­bu­ję two­jej po­mo­cy, mamo!

– Nie wie­rzę, że to ty! Nie na­zy­waj mnie tak!

– Je­stem twoim synem.

– Ja już nie mam syna! Nie! Stra­ci­łam i jego, i wnucz­kę!

– Zro­zum, Beata mnie zmu­si­ła do tych kłamstw. Ja nie chcia­łem. Wy­bacz mi, pro­szę…

– Nie, prze­stań! Za­milcz! Nie chcę o tym pa­mię­tać!

– Teraz to nie­waż­ne. Mu­si­my ra­to­wać Olę! Sta­nie jej się krzyw­da. Tylko ty mo­żesz jej pomóc.

– Precz! – Ko­bie­ta ze zło­ścią po­dar­ła zdję­cie, roz­rzu­ca­jąc ka­wał­ki po pod­ło­dze, a potem, za­sko­czo­na tym, za­czę­ła pła­kać jesz­cze moc­niej, jesz­cze roz­pacz­li­wiej.

Duch znik­nął.

 

– Dzień dobry, pani Pa­try­cjo. – Ali­cja ze zdu­mie­niem spo­glą­da­ła na znisz­czo­ną, za­pła­ka­ną twarz zna­jo­mej. – Tak dawno się nie wi­dzia­ły­śmy. Ale, zaraz… – prze­rwa­ła, pa­trząc ze zdu­mie­niem na strój – pani na czar­no? Ża­ło­ba? Co się stało?

– Ech, pani Alu, wiele by opo­wia­dać, spo­tka­ło mnie strasz­ne nie­szczę­ście… Przed ro­kiem ode­bra­no mi prawa do wi­dze­nia z wnucz­ką, nie mo­głam się nawet do niej zbli­żać, po­dob­nie do całej ro­dzi­ny, syna i sy­no­wej.

Ali­cja otwar­ła oczy ze zdu­mie­nia.

– Do Oli? Kto tak po­sta­no­wił?

– Sąd! Z wnio­sku syna i sy­no­wej!

– Nie mie­ści się w gło­wie! Za co?

– Nie uwie­rzy pani! Oskar­żo­no mnie o prze­moc!

– Wobec Oli? Prze­cież pani wy­cho­wy­wa­ła ją od uro­dze­nia. Wszyst­kim sta­wia­łam panią za wzór. Po­dob­nie inni ro­dzi­ce w szko­le.

– Zna­leź­li tylu świad­ków! Syn ze­zna­wał prze­ciw mnie…

Ali­cja znowu za­nie­mó­wi­ła.

– Jesz­cze się po tam­tym nie po­zbie­ra­łam – opo­wia­da­ła roz­trzę­sio­na eme­ryt­ka – a tu teraz ko­lej­ne nie­szczę­ście. Syn zmarł.

– Pani syn? Ten sam, który panią po­grą­żył? Mi­chał?

– Tak. Wra­cam wła­śnie z cmen­ta­rza – za­pła­ka­ła. – A sy­no­wa wszyst­kie moje kwia­ty i zni­cze od razu wy­rzu­ca, że to niby ja same śmie­ci na grób przy­no­szę… – Roz­trzę­sio­na się­gnę­ła po chu­s­tecz­kę i roz­pła­ka­ła się.

– My­śla­łam, że pani cho­ru­je i dla­te­go ostat­nio się nie wi­dy­wa­ły­śmy. Bar­dzo pani współ­czu­ję. – Zmar­twio­na Ali­cja przy­tu­li­ła eme­ryt­kę. – Jed­nak­że, pro­szę wy­ba­czyć, trud­no mi w to uwie­rzyć. Mi­chał, odkąd się­gnę pa­mię­cią, za­wsze był wy­spor­to­wa­ny. Wy­glą­dał i trzy­mał się zna­ko­mi­cie. Nigdy nie spo­tka­łam go u żad­ne­go le­ka­rza. Miał świet­ną kon­dy­cję.

– Otóż to wła­śnie. Okaz zdro­wia. I tylko trzy­dzie­ści lat.

– Na co zmarł? Wy­pa­dek?

– Ponoć serce.

– Co ta­kie­go?

– No wła­śnie. Dziw­ne, praw­da?

– Coś kon­kret­ne­go pani po­wie­dzie­li?

– Ubła­ga­łam dziś ran­kiem le­ka­rza ro­dzin­ne­go i na­resz­cie wy­znał, że to roz­le­gły zawał…

– Tak nagle i nie­ocze­ki­wa­nie? – Ali­cja miała wiele wąt­pli­wo­ści. – Nie zna­łam go do­brze, bo był kilka lat star­szy, ale pa­mię­tam suk­ce­sy w za­wo­dach spor­to­wych oraz póź­niej­sze osią­gnię­cia w siat­kar­skiej dru­ży­nie ama­tor­skiej. Taki za­wod­nik, tre­nu­ją­cy na co dzień, pod ści­słą kon­tro­lą me­dycz­ną, nie może nie­ocze­ki­wa­nie do­stać roz­le­głe­go za­wa­łu.

– To samo tłu­ma­czy­łam le­ka­rzo­wi, pro­si­łam o sek­cję, ale od­mó­wił. Ponoć od razu po ślu­bie Mi­chał zre­zy­gno­wał z tre­nin­gów i za­czął skar­żyć się na dłu­go­trwa­łe bóle w klat­ce pier­sio­wej. Sy­no­wa od­bie­ra­ła re­cep­ty na ja­kieś leki, a potem je wy­ku­py­wa­ła. Mnie o tym nigdy nie po­wie­dział.

– Myślę, że to jest bar­dzo po­dej­rza­na spra­wa.

– Też tak uwa­żam.

– Po­win­na pani pójść z tym na po­li­cję.

– Myśli pani?

– Tak. No nic, na mnie już czas, muszę do szko­ły po Jasia. Współ­czu­ję pani bar­dzo ostat­nich nie­szczęść, ale pro­szę być do­brej myśli. Praw­da za­wsze wyj­dzie na jaw, a spra­wie­dli­wość zwy­cię­ży! W razie po­trze­by, pro­szę dzwo­nić, ma pani mój numer. Do wi­dze­nia!

– Oby tak było, droga Alu, oby tak było. Dzię­ku­ję i do wi­dze­nia!

 

Kiedy Pa­try­cja wró­ci­ła do domu, rzu­ci­ła się na pod­ło­gę i za­czę­ła szu­kać ka­wał­ków po­dar­tej dwa dni temu fo­to­gra­fii. Coś jej mó­wi­ło, że musi to zro­bić. Potem skle­iła je mo­zol­nie, kła­dąc na nie­wiel­kiej kart­ce pa­pie­ru.

– Mi­chał­ku, wróć! – szep­nę­ła do fo­to­gra­fii.

Obok po­ja­wił się znowu duch do­ro­słe­go syna, spo­glą­da­ją­cy ze skru­chą na matkę.

– Nie mó­wi­łeś mi po­przed­nio, że zmar­łeś na serce. Ani też nigdy, że na nie cho­ro­wa­łeś. – Z wy­rzu­tem po­pa­trzy­ła na szare ob­li­cze Mi­cha­ła.

– Czy to istot­ne?

– Jak naj­bar­dziej. Prze­cież za­wsze mia­łeś zdro­we serce. Co się stało?

– Kilka mie­się­cy po ślu­bie Beata na­mó­wi­ła mnie na pry­wat­ne ba­da­nia i oka­za­ło się, że mam za­awan­so­wa­ną wień­ców­kę. Le­karz prze­pi­sy­wał me­dy­ka­men­ty, a ona je ku­po­wa­ła i co­dzien­nie skru­pu­lat­nie po­da­wa­ła – stwier­dził ze smut­kiem, jakby do­pie­ro teraz do­strzegł wła­sną głu­po­tę. – Byłem na­iw­ny…

Pa­try­cja prze­że­gna­ła się i po­czu­ła, jak słab­nie.

– Ona cię… otru­ła?

– Po­dej­rze­wam, że tak.

– I teraz za­gra­ża Oli?

– Od­kry­łem, że Beata mnie zdra­dza. Ma ko­chan­ka.

Pa­try­cja przy­po­mnia­ła sobie, że wczo­raj istot­nie wi­dzia­ła na cmen­ta­rzu sy­no­wą, opie­ra­ją­cą się na­zbyt czule na ra­mie­niu ja­kie­goś ro­słe­go męż­czy­zny.

– Prze­pra­szam cię za wszyst­ko, mamo… Zro­zu­miem, jeśli nigdy mi nie wy­ba­czysz. Beata owład­nę­ła moim umy­słem. Nie wiem, jak to się mogło stać. Ko­cha­łem ją do sza­leń­stwa, świa­ta poza nią nie wi­dzia­łem, wie­rzy­łem we wszyst­kie kłam­stwa. Cią­gle tylko szan­ta­żo­wa­ła mnie i po­wta­rza­ła: „ona, albo ja!”.

– No tak. Od dawna na­zy­wa­ła mnie: „ona”. Byłam dla was za­im­kiem…

– Gro­zi­ła, że odej­dzie i Ola bę­dzie miała roz­bi­tą ro­dzi­nę, wy­cho­wy­wa­na mię­dzy dwoma do­ma­mi. Nie chcia­łem do tego do­pu­ścić.

– I dla­te­go wo­la­łeś zdra­dzić wła­sną matkę i ze­rwać jej kon­tak­ty z uko­cha­ną wnucz­ką? Synku, coś ty zro­bił? – Pa­try­cja za­pła­ka­ła, po­trzą­sa­jąc głową.

– Wiem, byłem po­two­rem. Czeka mnie wiecz­ne po­tę­pie­nie. Nie przy­sze­dłem jed­nak, by uża­lać się nad sobą. Teraz czas ra­to­wać moje dziec­ko. Ola jest w si­dłach matki i jej ko­chan­ka! A to czło­wiek nie­bez­piecz­ny.

– Skąd to wiesz?

– Jako duch mogę swo­bod­nie prze­mie­rzać roz­ma­ite prze­strze­nie. Po­zna­łem jego prze­szłość. To dawny zna­jo­my Beaty, czło­wiek okrut­ny, czer­pią­cy zyski z pro­sty­tu­cji dzie­ci. Oboje w tym sie­dzą po uszy!

– Mój Boże! – Pa­try­cja zła­pa­ła się za głowę. – Toż to So­do­ma z Go­mo­rą!

Nie­ocze­ki­wa­nie jed­nak spoj­rza­ła po­dejrz­li­wie na de­mo­na.

– Udo­wod­nij, żeś moim synem!

– Jak mam to zro­bić, mamo?

– Zanuć ko­ły­san­kę z dzie­ciń­stwa, którą za­wsze cię usy­pia­łam.

Duch za­czął cicho śpie­wać utwór Kra­jew­skie­go o okrusz­ku.

Eme­ryt­ka roz­pła­ka­ła się i po­ki­wa­ła głową, a potem po raz pierw­szy otwar­ła sze­ro­ko ra­mio­na, przy­tu­la­jąc zjawę.

– Mi­chał­ku! Wy­ba­czam ci, synu! Matka za­wsze prze­ba­czy dziec­ku! Wy­ba­czam, bo zro­bi­łeś to z mi­ło­ści do swo­jej uko­cha­nej córki!

Duch przy­brał bar­dziej wy­ra­zi­ste kształ­ty.

– Dzię­ku­ję, mamo.

– I ja tobie. Że na­resz­cie otwo­rzy­łeś serce i wy­zna­łeś mi wszyst­ko. Teraz ro­zu­miem, jak do tego do­szło.

Obje pła­ka­li, tuląc się i prze­ba­cza­jąc wszel­kie prze­wi­nie­nia.

Wresz­cie eme­ryt­ka za­py­ta­ła:

– Co teraz po­win­ni­śmy zro­bić?

– Mam pe­wien plan. Nie bę­dzie to jed­nak łatwa spra­wa. Beata i ten typ mają wszę­dzie zna­jo­mo­ści i mnó­stwo pie­nię­dzy dzię­ki nie­le­gal­ne­mu pro­ce­de­ro­wi.

 

Całą noc de­ba­to­wa­li nad tym, w jaki spo­sób oca­lić Olę i jed­no­cze­śnie po­grą­żyć jej obec­nych opie­ku­nów. Na­za­jutrz Pa­try­cja uru­cho­mi­ła wszel­kie swoje kon­tak­ty, szu­ka­jąc uczci­wych sę­dziów, praw­ni­ków, po­li­cjan­tów oraz ku­ra­to­rów i zgła­sza­jąc im wska­za­ne dzię­ki du­cho­wi Mi­cha­ła do­wo­dy prze­stępstw byłej sy­no­wej i jej no­we­go part­ne­ra. Po­mo­gło wielu do­brych ludzi i dzię­ki temu para szyb­ko zo­sta­ła aresz­to­wa­na, po czym tra­fi­ła do wię­zie­nia.

Pa­try­cja do­wio­dła także swo­jej bez­sprzecz­nej nie­win­no­ści, po­ka­zu­jąc, dzię­ki wska­zów­kom ducha syna, do­wo­dy na fał­szo­wa­nie przez sy­no­wą do­ku­men­ta­cji, przed­sta­wio­nej przed ro­kiem prze­ciw­ko eme­ryt­ce w są­dzie, na po­li­cji i w ośrod­ku po­mo­cy. Wielu świad­ków istot­nie przy­zna­ło, że zgo­dzi­li się kła­mać na nie­ko­rzyść byłej na­uczy­ciel­ki, bo Beata prze­ko­na­ła ich o okru­cień­stwie i prze­mo­cy, sto­so­wa­nej wzglę­dem małej dziew­czyn­ki.

Ola, uczo­na ostat­nio przez matkę nie­na­wi­ści do babci, osta­tecz­nie nie zo­sta­ła skie­ro­wa­na do domu dziec­ka ani do ro­dzi­ny za­stęp­czej i wró­ci­ła pod opie­kę stę­sk­nio­nej Pa­try­cji, po­wo­li od­zy­sku­jąc za­ufa­nie. Po­zna­ła czę­ścio­wą praw­dę o po­wo­dach ich roz­dzie­le­nia i na nowo po­ko­cha­ła bab­cię. Tata jako zjawa czę­sto po­ja­wiał się w ich domu, co da­wa­ło dziew­czyn­ce, z po­cząt­ku prze­ra­żo­nej jego wi­do­kiem, po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa.

 

Patrycja z niedowierzaniem spoglądała w lustro. Z początku nie potrafiła jeszcze uwierzyć w szczęście, odetchnąć z ulgą. Przybyło jej ostatnio lat, to prawda, lecz nareszcie odzyskała wnuczkę. Do tego nie czuła się już opluwana. Nie była nareszcie dla nikogo zaimkiem. Znowu zaczynała się uśmiechać.

 

Po kilku mie­sią­cach duch Mi­cha­ła przy­niósł matce in­for­ma­cje o za­mor­do­wa­niu w wię­zie­niu Beaty i jej part­ne­ra przez in­nych ska­za­nych.

– Nie opo­wia­daj o tym Oli, bo bar­dzo by się prze­ję­ła – przy­ka­za­ła Pa­try­cja.

– Oczy­wi­ście, mamo.

– Udało się, Mi­chał­ku, do­ko­na­li­śmy tego! Ura­to­wa­li­śmy wiele dzie­ci, w tym także Oleń­kę. Spra­wie­dli­wość wy­gra­ła. Zbyt wielu ludzi było za­mie­sza­nych w cały pro­ce­der i nikt im potem nie po­mógł. 

Duch przy­tak­nął i przy­tu­lił czule matkę.

Nie­ocze­ki­wa­nie obok po­ja­wił się biały anioł.

– Niebo już czeka – stwier­dził z uśmie­chem, spo­glą­da­jąc na ducha Mi­cha­ła, po czym podał dłoń i skie­ro­wał się wraz z nim ku drzwiom.

– Do zo­ba­cze­nia, synku! – Pa­try­cja otar­ła łzy.

– Będę od­wie­dzał was za­wsze, gdy tylko o mnie po­my­śli­cie – po­wie­dział po­god­nie duch męż­czy­zny.

– Oj, był­bym za­po­mniał! – Anioł przy­sta­nął na mo­ment, uśmie­cha­jąc się prze­pra­sza­ją­co… – Za­py­tam jesz­cze, tak dla for­mal­no­ści, żeby nie było… – dodał, mru­ga­jąc. – Który to Świe­tlic­ki?

Koniec

Komentarze

Dzięki, portalowy Aniele, za podzielenie się swoim tekstem.

I wybacz, że nie potrafię tak pozytywnie się o utworach wypowiadać, jak Ty to robisz… niestety jako zły duch tego portalu zawsze dziury w całym szukam i zawsze we wszystkim, nawet najlepszym, jakiś błąd dostrzegę.

 

Opowiadanie czyta się szybko, bez większych potknięć.

Interesująca historia, tchnąca prawdziwością.

Skoro piszesz, że oparta na faktach – wierzę. Moje własne życie obfituje w zdarzenia podobne do tych wyżej opisanych, więc realizmu nie będę kwestionował – wątek fantastyczny – istnieje (w postaci ducha), ogólnie tekst intryguje i porusza emocje (tym bardziej gdy się przeżyło coś bardzo podobnego).

 

Historia jest dobra: odwieczny konflikt matki dziecka i babki, żony i teściowej, przepleciony z małżeńską zdradą i zagrożeniem dla dziecka jest oddany w sposób należyty.

 

Powtórzę: historia jest dobra i warta zapisania – ale wykonanie moim zdaniem kuleje.

 

Co konkretnie?

Dialogi. Niestety zęby bolą jak się je czyta, tak strasznie nienaturalnie brzmią (praktycznie wszystkie). Ludzie tak nie mówią. Oczywiście, zapisany dialog jest czymś innym niż mowa potoczna, ale chodzi mi o to, że Twoje postacie przerzucają się komunikatami. Ludzie tak nie mówią. Po prostu.

 

Fabuła, choć oparta na faktach i porusza ważne tematy, takie jak przemoc domowa i manipulacja, jest niestety przedstawiona w sposób naiwny i pozbawiony głębi. Pojawienie się ducha syna to typowe deus ex machina – i po prostu wydało mi się tu najsłabszym elementem całości. Ale zostawmy już ten element, niech będzie – bardziej mnie boli, że to wszystko wydaje się taką bardziej relacją niż opowiadaniem.

Chciałbym poczuć bardziej ten świat – a go nie czuję.

Może to moja wada jako odbiorcy.

 

Podsumowując, opowiadanie to jest nieudolną próbą stworzenia dramatycznej historii o niesprawiedliwości i cierpieniu, jednak nieudolność ta objawia się w przesadzonej ekspozycji emocji, nielogicznych rozwiązaniach fabularnych oraz sztucznie brzmiących dialogach.

Tekst wymaga gruntownej przebudowy, bardziej subtelnego budowania napięcia i pogłębienia psychologii postaci. Na chwilę obecną jest to jedynie płytka i pretensjonalna opowieść, którą trudno traktować poważnie.

 

A szkoda – bo potencjał w niej tkwi. Nawet te wszystkie klisze i kalki tak nie rażą, a to właśnie, że jest to aż tak mocno sztuczne. A przecież – historia oparta na faktach. Która mogła się wydarzyć. A trudniej w nią uwierzyć niż w smoki na zamku w Będzinie.

 

 

Za to utwór muzyczny wydaje mi się użyty w odpowiedni sposób, nie tylko jak w wymaganiach – na początku i końcu, ale także w środku tekstu, za co wielki plus.

Z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem

 

 

Mimo, że mój komentarz jest bardzo krytyczny (jak to zwykle mój), mam nadzieję, że inni dostrzegą sporo pozytywów tego opowiadania. Jak choćby zwrócenie reflektora na problem babć odsuniętych od wnuków – zwykle literatura i media stają po stronie synowych, a to teściowa jest tą złą.

Przepraszam, jeśli Cię uraziłem zbyt mocnym i emocjonalnym komentarzem, być może poniekąd wynika to z tego, że tekst rezonuje z moimi własnymi doświadczeniami i bardzo chciałbym by był dobrze napisany – a nie jest (niestety).

 

Mimo wszystko kliknę – nie ze względu na jakość tekstu, a na jego ważność – w nadziei, że go poprawisz, po moim komentarzu (szczególnie dialogi – proszę, spróbuj by nie brzmiały aż tak sztucznie) – i po kolejnych.

 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dzięki wielkie, Jimie; hm… trudno sprostać takim wymaganiom, bo ja żadnym Literatem laughnie jestem, ale postaram się, oczywiście, obiecuję. :)

Pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Hej,

 

– Która za dużo sobie pozwala! – na za dużo?

– A ja nie lubię, gdy podważasz moje racje! To zaimek, jak każdy inny. Po to jest w słowniku, aby go stosować. No, Misiu…

Już wszystko mamy gotowe. Nie możesz teraz się wycofać… – Znowu zaczęła czule go całować.

 tutaj niepotrzebny enter

Nocne próby połączenia się z Synem nic nie dały, rankiem też je podjęła, bez rezultatu. – z małej litery

Sprawy popędziły potem, niczym błyskawica – nie pasuje mi jakoś

muszę do szkoły po Jasia Współczuję – kropka zniknęła

 

Tematyka jest dość ciężka, ale naprawdę dobrze prowadzisz narrację. Pojawia się sporo wątków i trochę mi zgrzyta streszczenie końcówki, bo wydaje się, jakby cały proces poszedł bez większych problemów, a przecież synowa i wspólnik mieli kontakty, które powinny były to utrudnić, albo nawet uniemożliwić. Ogólnie, myśle że opowiadanie zyskałoby na rozwinięciu niektórych treści.

 

Jednakże, treść jest ogromnym plusem i podoba mi się współpraca babci z duchem (zastanawia mnie tylko, czemu ma postać materialną, skoro jest zjawą?). 

 

Pozdrawiam i klikam :)

oj bruce, bruce – tu chyba nikt nie jest wielkim Literatem – choć muszę przyznać, że miałem do czynienia z literatką – lepiej się z niej wódkę pije niż z kieliszka :)

 

Pozdrawiam serdecznie heartheartheart

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Pnzrdiv.117, dzięki wielkie, już poprawiam. :) 

 

Ha, ha, ha, Jimie, takiego skojarzenia nie miałam. :)

 

Pozdrawiam Was. heart

Pecunia non olet

Zgodzę się z pnzrdiv.117, że pewnie opko zyskałoby na rozwinięciu, bo miałem niestety bardzo często (nie tylko w końcówce) – wrażenie, że czytam streszczenie.

Owszem, czasem coś można streścić, nie trzeba wszystkiego niewolniczo śledzić, ale tutaj tego było po prostu ciut za dużo.

A temat – i ciężki i ważki. Więc trzeba by rozważyć, czy by trochę jednak go nie rozwinąć.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Paskudnym doświadczeniom podałaś Patrycję i opisałaś jej przypadek w sposób robiący wrażenie. Czytało się nieźle, o ile o opowiadaniu o takiej tematyce można powiedzieć, że czytało się dobrze.

Mam nadzieję, że w Twojej szuflandii znajdą się też opowiadania, które dostarczą mi prawdziwej przyjemności. :)

 

wrzasnął brunet, całując namiętnie w pokoju hotelowym kochankę. → Czy wzmianka o kolorze włosów jest najlepszym określeniem mężczyzny? Wrzeszczał, całując???

 

Jest dawnym belfrem, może zacząć coś podejrzewać. → A może: Dawniej była belfrem/ nauczycielką, może zacząć coś podejrzewać.

 

podeszła roześmiana uczennica, pokazując z dumą sześćdziesięcioletniej kobiecie zeszyt: → A może: …podeszła roześmiana uczennica, z dumą pokazując starszej kobiecie zeszyt:

 

wtrąciła trzecia, na co pozostałe przytaknęły. → …wtrąciła trzecia, a pozostałe przytaknęły.

Przytakujemy komuś, nie na coś.

 

– Dzień dobry, pani Patrycjo! – Po kilku minutach Alicja przywitała w szkolnych drzwiach wychodzącą z wnuczką kobietę. → Kim jest Alicja?

 

– O ile wiem, Zuzia jest po medycynie, pracuje w naszym szpitalu, a Joanna skończyła prawo i otworzyła własną kancelarię w centrum Krakowa. To takie wspaniałe! Ależ zdolne dziewczyny! Musi być pani bardzo dumna. → Zastanawiam się, dlaczego Patrycja opowiada Leokadii, mamie dawnych uczennic, co robią teraz jej córki?

 

Nocne próby połączenia się z Synem nic nie dały… → Dlaczego wielka litera?

 

aby dostrzec ukochaną wnuczkę, lecz ta, dostrzegając babcię… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …aby zobaczyć ukochaną wnuczkę, lecz ta, dostrzegając babcię

 

Kiedyś przypadkiem wypadło na stół z portfela zdjęcie syna… → A może: Kiedyś przypadkiem wypadło z portfela stół zdjęcie syna

 

Usłyszała nagle wyraźny głos dorosłego Michała, jakby stal tuż obok… → Literówka.

 

– Witaj, mamo – powiedziała lekko drżącym głosem zjawa. → A może: – Witaj, mamo – powiedziała zjawa lekko drżącym głosem.

 

– Tak. No nic, na mnie już czas, muszę do szkoły po Jasia Współczuję pani… → Brak kropki po pierwszym zdaniu.

 

para szybko została aresztowana, po czym trafiła do wiezienia. → Literówka.

 

przemocy, stosowanej względem małej dziewczynki → Brak kropki na końcu zdania.

 

Anioł zatrzymał się na moment, uśmiechając przepraszająco. → A może: Anioł przystanął na moment, uśmiechając się przepraszająco.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podumam i nad rozwinięciem, dziękuję Wam, pozdrawiam. Pnzrdiv.117, Jimie. :) A tak oświetlony zamek po prostu uwielbiam. heart

Dziękuję bardzo, Regulatorzy; i ja mam taką nadzieję; pamiętam, kiedyś podesłałaś mi link do wspaniałego tutejszego opowiadania o niszczonej przez męża kobiecie. Wtedy już wspominałam o tym, że kiedyś opublikuję tu ten tekst, bo o “Zaimku” myślałam od dawna. :) Los obszedł się podle z moją Znajomą. Nie wiem, jak potoczyły się jej losy, mój kontakt z nią urwał się, gdy opowiadała mi o śmierci syna. Zaraz poprawiam, dziękuję. :)

Pozdrawiam Cię serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce.

Opowiadanie o którym wspominasz było chyba, jeśli mnie pamięć nie myli, autorstwa Bemik i cieszę się, że pomogło Ci podjąć decyzję o pracy nad „Zaimkiem”. :)

Powodzenia!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak, tak, chyba to Jej tekst. :) Byłam (i w sumie jestem nadal) pod olbrzymim jego wrażeniem. :) 

Bardzo Ci dziękuję, Regulatorzy, i pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Wiesz, bardzo się wzruszyłam. Przede wszystkim Olą, naprawdę biedne dziecko w szponach durnych dorosłych. Żałuję, że takie bestie w ogóle się rodzą. Opowiadanie w głównej mierze skupiło mnie na dziecku. Podświadomie wciąż o nim myślałam. 

Patrycja, jak to matka, wybaczy dziecku wszystko. Szkoda tylko, że ludzie nie ufają swojej intuicji i doświadczeniom, bo skoro nie krzywdziła nigdy syna, jak mogłaby skrzywdzić w jakikolwiek sposób dziecko? Co tylko potwierdza bezduszność i pospieszne rozprawy sądowe, które pozostawiają wiele do życzenia z wydawaniem werdyktu naprawdę   zabezpieczającego przede wszystkim dziecko, istotę zależną!

Pozdrawiam ciepłoheartheartheart

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Witaj pierwsza konkursowiczko!;)

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Bardzo dziękuję, GOCHAW, w sumie dzieci zawsze cierpią najbardziej, choć tutaj głównie chciałam pokazać sytuację babci Oli – “oplutej” bohaterki tytułowej. :)

 

Witaj, Szanowna Jurorko. Trochę je poprawiłam, ale ja z dialogami mam ciężko… Tak, fakt, dobrzy są tu za bardzo święci, lecz Patrycja taka była, pogodziła się z sytuacją, wszystko zniosła. I tylko ciągle płakała. Wasza propozycja konkursowa nieznanego mi wcześniej utworu mocno mi spasowała z tym tekstem, więc zdecydowałam się wreszcie na jego publikację. :)

 

Pozdrawiam Was. heart

Pecunia non olet

Witaj, Bruce,

Na plus:

Całość jest niezwykle poruszająca, nawet w obecnej formie fabularnej.

Sam rdzeń fabularny wyrasta wysoko ponad to, co zwykle czytujemy na forum!

Na minus:

Opowiadanie aż prosi się o dłuższą wersję – zakończenie to, moim zdaniem, jego najsłabsza część. Stworzenie tak obszernego tekstu będzie wymagało mnóstwa potu i łez, ale z całego serca zachęcam Cię, byś podjęła tę próbę.

Baśniowy język opisu i dialogów nie sprawdził się tu tak dobrze, jak w Twoich lżejszych tekstach.

Dialogi wymagają dopracowania, by brzmiały bardziej naturalnie – powinny być mniej dosłowne.

Więcej powinno być pokazywania emocji, a mniej ich opisywania.

Więcej odcieni szarości, w tym momencie mamy w opowiadaniu tylko skrajnie dobre lub złe postacie.

 

Podsumowując:

Podsumowując uważam ten tekst, obok Cylindrolandii, za obdarzony największym potencjałem, by stworzyć coś większego o interesującej fabule.

Do biblioteki powinien trafić już choćby za sam rdzeń fabularny!

 

Ładne pokazanie emocji:

Patrycja otwarła usta, zająknęła się i łzy napłynęły jej do oczu.

– Tylko spokojnie. – Dyrektorka uścisnęła jej dłoń. – Znamy się przecież od lat, jest

Serdecznie pozdrawiam!

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Dzięki wielkie, Piotrze_jbk, za tak przemiłą opinię. :) 

Dopisałam już przedtem co nieco, bo obiecałam to wcześniej Komentującym, lecz rozwijać zbytnio nie mogę – opowiadanie ma za zadanie pokazać, w oparciu o wybrany utwór konkursowy, oplucie i zmieszanie z błotem głównej bohaterki oraz pomoc ducha w wyjściu z tej makabrycznej sytuacji, a zatem w tekście skupiam się nade wszystko na – że tak to ujmę – apogeum jej bycia oplutym zaimkiem. Pokazuję tu ją jako “zaimek” i pokazuję opluwanie jej, jak to opisuje tekst piosenki. Tak sama to rozumiem, tak do tego Konkursu podeszłam. :) Inne dzieje, dalsze losy, to już poza treścią utworu, to już nie na konkurs. :) 

Poza tym, ja i tak dopisałam do znanej mi historii zbyt wiele, głównie oczywiście chodzi o ducha, ale i ukaranie synowej i oczyszczenie z zarzutów głównej bohaterki oraz wygranie prawdy i sprawiedliwości. Życie takiej sielanki prawdopodobnie nie przyniosło. :( Co więcej, znam, choć bardziej skrótowo, podobną historię, z tym, że – dla odmiany – babci chłopczyka, którą z kolei, pod naciskiem zięcia, oskarżyła o przemoc wobec wnuczka jej rodzona córka. Tutaj losy babci były dużo tragiczniejsze, organizm tego po prostu nie wytrzymał, szybko zmarła na serce. Rozmawiałam po latach z jej córką, przeklinała dzień, w którym posłuchała nakazu męża. sad

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Hej!

 

Bruce, moja droga, musze przyznać rację Jimowi w kwestii dialogów – są sztuczne, a szczególnie ten początkowy, który brzmi jak dialog dwójki złoli z filmów szpiegowskich klasy B z lat sześćdziesiątych.

Niedawno czytałem Twój tekst konkursowy “Pers” i tam ładnie, z typowym dla Ciebie ciepłem i baśniową magicznością, wszystko pasuje. Uważam, że najlepiej ci wychodzą właśnie takie ciepłe teksty, są bajkowe i szkolno dydaktyczne w sposób, który kwalifikuje je do podręczników dla dzieciaków, coby im do łbów porządne wzorce wtłoczyć :)

Co zaś do samej historii, to wydaje mi się ona być strasznie po łebkach poprowadzona. Za szybko, zbyt zdawkowo, potem nieco szczegółów i dłuzyzny i znów wio!, ble do końca. Ewidentnie nie leży Ci konwencja, w której realizm tragedii ludzkich podszywasz fantastyką.

No i jeszcze a propos historii – ta zwyciężająca na końcu sprawiedliwość jest… Ciężko w to uwierzyć, bo po takich hockach-klockach nie wszystko da się wyprostować, a wiele z tego zła, które poczyniono, jednak zostaje na wierzchu. Raczej uwierzyłbym w coś pomiędzy, trochę happy endu, trochę PTSD u babci i dziecka, trochę życzliwości ze strony otoczenia, trochę ostracyzmu i tak dalej.

Więcej Ci marudził nie będę, tylko dam – pomimo zastrzeżeń – klika, bo ten dramat, choć naiwny, jest bardzo realny w kontekście świata, w którym żyjemy. Sam znam z pierwszej ręki historię o tym, jak córeczka wraz z wnusią wykończyły jedną babcię, nakłaniając ją do przepisania na wnusię mieszkania a po złożeniu podpisu przeprowadziły ją w jeden dzień do domu starców, gdzie babcia – kobieta pełna jeszcze wigoru, uparta, z która zaledwie miesiąc wcześniej rozmawiałem i nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy zdrowotne – zmarła po trzech zaledwie dniach. Starych drzew się nie przesadza. A tym dwóm *******, które ją tak załatwiły życzę od tamtych wydarzeń… No, zostawmy to niedopowiedziane.

Reasumując: bruce, trzymaj się konwencji baśniowych, bo te Ci idą świetnie, a teksty jak ten zostaw smutasom i malkontentom, do których zupełnie nie pasujesz :)

Uściski i pozdrowienia :)

Q

Known some call is air am

Baaardzo dziękuję, Outta Sewer, jak zawsze, odkąd się tu pojawiłam, Twoja opinia celna i trafna, pomaga i uczy. heart Jeszcze trochę doszlifuję dialogi, dzięki, choć faktycznie baśnie wolę zdecydowanie bardziej. :)

To, co opowiedziałeś, wstrząsające. Przyznam, że słyszałam o nieco innej, acz podobnej historii niż ta w moim opku: brat wykańczający przez lata siostrę, mieszkający z nią w domu-bliźniaku, w którym kiedyś dorastali wraz z rodzicami, podobnie niszczył ją, szantażował, straszył, stukał do drzwi i okien po nocach, sprowadzał policję i inne służby, próbował udowodnić chorobę psychiczną i stosowanie przemocy. Dopiero jego niespodziewana śmierć wyzwoliła ją spod władzy tego chorego człowieka. 

Z kolei inna – w domu bliźniaku mieszkały dwie siostry i jedna zmarła, pozostawiając męża. I ten wdowiec postanowił zagarnąć cały, dość drogi dom. Wykańczał siostrę żony podobnie jak wcześniej opisany staruszek. Groził jej wielokrotnie. Był absolutnie bezkarny. W końcu ta kobieta, chorująca już na masę przypadłości, dała za wygraną, uznała, że lepiej poświęcić pół domu niż życie. Gość wygrał, ale i ona czuła się wygrana, bo nareszcie się uwolniła. I żyła. Życie pisze makabryczne scenariusze… sad

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Inne dzieje, dalsze losy, to już poza treścią utworu, to już nie na konkurs. :) 

Bruce, Ja myślałem właśnie o całkowicie nowej, rozszerzonej wersji. Tekst na konkurs musi oczywiście stosować się do jego specyfikacji.

Tyle, że stworzenie takiego tekstu nie będzie dla Ciebie łatwe, bo to zupełnie inna estetyka. Być może faktycznie gra nie jest warta świeczki, a ciężkie gatunkowo teksty powinno zostawić się “smutasom i malkontentom” (jak ładnie ujął Outta Sewerlaugh), do których sam ochotniczo się zaliczam cool

Pozdrawiam Serdecznie!

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Oj, Piotrze_jbk, gdybym ja miała warunki i mogła zagłębić się w smutku, to ryczałabym dniami i nocami non stop, ale – wiadomo, jak jest – trzeba działać, patrzeć w przyszłość z optymizmem i dla Dzieci mieć przysłowiowego banana na gębie, choćby wszystko się waliło. :) Fakt, że ciężkie teksty ciężko mi idą. :) Może faktycznie jeszcze kiedyś coś tu dopiszę? Kto wie? :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć Bruce!

Doceniam odwagę napisania takiego tekstu i zmierzenia się z ciężką i przytłaczającą historią, to na pewno nie jest łatwe. Co do sposobu opowiadania: wszystko się trzyma, opisy, postacie i dialogi. Jest to konwencja na poły baśniowa, bo używasz pewnej prostoty języka i oczywistości, a w finale zło zostaje pokonane i źli otrzymują słuszną karę. Nie zgadzam się z Jimem, że dialogi są nienaturalne. Byłyby nienaturalne w innej konwencji, ale tutaj są okej. Ale. Do tego tematu, tak mi się wydaje, nie do końca pasuje baśń. Czy nie chodzi o to, że czytelnik oczekuje, że ta obrzydliwa historia zostanie opowiedziana tak, jak na to zasługuje, ostro, gwałtownie, szorstko, napastliwie?

Z tymi przemyśleniami Cię zostawiam.

I pozdrawiam :)

Witam serdecznie, Chalbarczyk. Bardzo dziękuję za opinię. Dialogi już nieco popoprawiałam. Możliwe, że konwencja niezbyt dobrze przemyślana, nie pasująca zbytnio do tematyki, lecz ja właśnie w takiej czuję się najlepiej, a pragnęłam podzielić się tą historią, poza tym ogromnie chciałam, aby przynajmniej w mojej opowieści sprawiedliwość jednak zwyciężyła. Prawdziwa Patrycja nie spotkała ducha swojego syna, który przeprosiłby i któremu by wybaczyła to, co je zrobił. Jestem przekonana, że w głębi serca to zrobiła i tak, lecz spokoju nie zaznała nigdy, podobnie jak nie odczuwała już nigdy błogiej ulgi. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce

Właśnie tę konwencję, baśniowego stylu z nowoczesnym rysem, w Tobie lubię najbardziej – jeśli mogę tak powiedzieć. Więc nie rezygnuj z niej ani trochę! Myślę, że pewne historie muszą być opowiedziane i czasami one wybierają nas. Powodzenia w konkursie!

@bruce

…znam takie historie ze świata realnego, gdzie sprawiedliwość w jakiejś tam przynajmniej szczątkowej formie zwycięża (choć większości krzywd cofnąć się po prostu nie da i to nie są bajki typu: żyli długo i szczęśliwie).

Niestety system prawny mamy jaki mamy, mamy zawsze mają lepiej niż ojcowie czy babcie. Równość wobec prawa tu nie istnieje. Myślę, że nie wynika to ze złej woli, a wręcz przeciwnie, znać jakąś dobrą wolę w tym i intencję obrony teoretycznie słabszych i bezbronnych. Przyświeca temu jakieś przedzałożenie, że matki nie mogą być potworami. A jakże często – są.

Zresztą przepisy przepisami, a praktyka sądownicza jeszcze się swoimi prawami rządzi – przecież w domyśle, sąd powinien dbać głównie o dobro dziecka, ale zazwyczaj dobro dziecka jest rozumiane jako dobro matki, co prowadzi do różnych absurdów, których jesteśmy nieustannie świadkami.

 

Rozumiem baśniową konwencję, ale jednak historia wygląda, jakby miała się toczyć w świecie realnym – a tu się zbyt wiele rzeczy nieklei (np. postępowanie służb, ale to temat na dłuższą rozprawkę).

Widzę, że poprawiłaś dialogi – brawo – idzie to w dobrym kierunku.

 

Pozdrawiam i jeszcze raz powodzenia w konkursie! 

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Ciężki temat.

Zgadzam się, że Patrycja jest bardzo biała, a jej synowa strasznie czarna. Wydaje mi się, że na ogół dominują różne odcienie szarości.

U Ciebie wszystko kończy się dobrze, chociaż w realu tak różowo raczej nie jest.

Synowej po prostu nie rozumiem, syn musiał dostać ostrego małpiego rozumu, skoro się zgodził.

Babska logika rządzi!

Niestety, dostawanie “małpiego rozumu” u mężczyzn, na punkcie swoich dziewczyn, partnerek czy żon jest zjawiskiem powszechnym, raczej wyjątkowe są sytuacje, gdy faceci “małpiego rozumu” nie dostają.

Co więcej – norma kulturowa taką postawę wspiera.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dziwna jest ta Wasza pucia… ;-)

Babska logika rządzi!

Ano dziwna, to fakt.

Trochę jak samce modliszek ;-)

 

Ale za tę dziwność nas kochacie (musicie kochać, bo inaczej, nie mogłybyście z nami wytrzymać) ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Ano, musimy… ;-)

Babska logika rządzi!

Chalbarczyk, u mnie chyba zawsze dzieciuch będzie przeważać, dzieciuchem się urodziłam, mimo upływu tylu lat i trudnych doświadczeń – nadal jestem, i chyba taka też umrę. laugh Wielkie dzięki. heart

 

Poruszyłeś ważki temat, Jimie, który co trochę przewija się też w Twoich tekstach i tego Ci gratuluję. yes Akurat tak się złożyło, że wśród przyjaciółek/bliższych koleżanek w SP miałam bardzo wrażliwą dziewczynkę, którą mama najzwyczajniej zostawiła, odchodząc z kochankiem. Była ona, brat, i nagle ojciec został z dziećmi sam. Czasy kryzysu, wszystko na kartki, puste półki w sklepach, nie było mu łatwo. Potem miał drugą żonę, dbała o te dzieci znakomicie, ale mimo wszystko moja koleżanka bardzo to przeżyła. Takie sytuacje pojawiały się i w szkole Córki, tyle że już znacznie częściej. To wielokrotnie właśnie ojciec jest tym, który potrafi dużo lepiej stanąć na wysokości zadania, wychować porządnie dzieci, zadbać o nie należycie. A o tym zapominamy. Nie można nigdy uogólniać. 

Znałam też sytuację mojego dalekiego kuzyna, którego z kolei pozostawili oboje rodzice, więc wychowywali go tylko dziadkowie. Nie potrafi do teraz ułożyć sobie życia, chociaż wielokrotnie próbował. Dobry człowiek, od którego odwróciły się teraz nawet jego rodzone dzieci. Został sam i ciągle szuka miłości, zmieniając partnerki, jak przysłowiowe rękawiczki. W chwilach załamania tylko płacze i pije. Ciężko patrzeć… :(

A instytucje, jak próbowałam pokazać w opowiadaniu, potrafią zniszczyć każdego, niczym Stalin, mówiący o pokazaniu mu człowieka, a on od razu znajdzie na niego odpowiedni paragraf, by go wykończyć. Niestety, ale powiedzonko Rejenta z “Zemsty” Fredry, że “świadków znajdzie wszędzie, bo nie brak świadków na tym świecie” jest nadal aktualne. 

 

A nad dialogami pracuję, dziękuję. heart

 

Finklo, masz rację, ja także ich zachowania pojąć nie umiem; historii mojej Znajomej nie znam na tyle dobrze, jej syna i synowej – wcale, wnuczkę widywałam czasami w szkole. Tym, co się stało, byłam zwyczajnie wstrząśnięta, lecz – jak wspomniałam w późniejszych komentarzach, to nie jedyny taki przypadek. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. heart

Pecunia non olet

Jim wspomniał o ważnej kwestii – zaślepienia w miłości. :) Wtedy można zrobić wszystko, wbrew rozumowi. :)

Podobny przypadek, o jakim wspomniałam w komentarzach, dotyczył sytuacji odwrotnej – to mąż zmusił żonę, aby świadczyła w sądzie przeciwko swej matce, izolując ją w ten sposób od wnuka, czego ta starsza kobieta nie wytrzymała. Sytuacje te są niestety całkowicie prawdziwe. :(

Pozdrawiam Was. kiss

Pecunia non olet

Jim wspomniał o ważnej kwestii – zaślepienia w miłości. :) Wtedy można zrobić wszystko, wbrew rozumowi. :)

 

Ano można, sam jestem najlepszym przykładem :)

 

@Finkla

Ano, musimy… ;-)

 

A to bolesne, c’nie? ;-)

 

Najbardziej współczuję jednak współczesnym młodym ludziom.

Obie “pucie” zostały tak skutecznie zmanipulowane i rozgospodarowane przez social media i maszyny propagandowe, że obecny kryzys samotności (wg. statystyk co trzeci dorosły Polak jest fizycznie samotny, jeśli chodzi o samotność psychiczną jest ona jeszcze powszechniejsza) jest niczym w porównaniu z tym, co nadejdzie, bo “pucie” się całkiem rozjechały – dziewczyny w lewo, chłopcy w prawo (choć ten ostatni ruch jest w istocie niewielki, to raczej u dziewczyn / kobiet nastąpiła bardzo mocna radykalizacja poglądów), jak się do tego doda zupełnie nierealne oczekiwania (upraszczając i do bólu generalizując: każda nastolatka chciałaby przystojnego, wysportowanego, pewnego siebie, sprawczego miliardera, każdy nastolatek chciałby miłą dziewczynę z sąsiedztwa, a urodzie gwiazdy filmowej) – to odwieczny problem ZUSu (kto będzie pracował na emerytury) niedługo się całkiem rozwiąże, bo jako społeczeństwo wymrzemy :D (przyrost naturalny w Polsce jest ujemny – jest nas coraz mniej i ten proces będzie przyspieszał).

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

A to bolesne, c’nie? ;-)

Nie chcesz wiedzieć, jak bardzo. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie chcesz wiedzieć, jak bardzo. ;-)

 

Masz rację: nie chcę ;-)

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Bruce, przerażające bardziej niż niejeden horror. Znajomy psychiatra potwierdza, że ludzie w rodzinach potrafią robić sobie nawzajem jeszcze gorsze rzeczy. Stare powiedzenie: “Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu” w wielu przypadkach jest ciągle aktualne. :(

Przyznaję się, że nie zrozumiałem końcowego żartu Anioła. Może byłem zbyt wstrząśnięty.

Tutaj takie cuś, na które trafiłem ostatnio na Joe, a propos Jimowego spostrzeżenia co do oczekiwań względem partnera. Dwie minuty czytania :)

Known some call is air am

Ano można, sam jestem najlepszym przykładem :)

Jimie, świetne! laugh

 

Rzeczywiście, Koalo75, rodzina czasem potrafi zgnębić, zastraszyć i zgnoić, a to takie straszne, bo rodzinie ufamy przecież najbardziej. sad

Przyznaję się, że nie zrozumiałem końcowego żartu Anioła. Może byłem zbyt wstrząśnięty.

Tu uspokajam Cię, Misiu, po prostu anioł zapomniał dopełnić formalności, a powinien zawsze zapytać ducha o nazwisko (a ja – powinnam, zgodnie z zadaniem konkursowym – zakończyć tekst jakimś cytatem z wybranej piosenki wink). 

 

Pozdrawiam Was. heart

Pecunia non olet

Outta Sewer, dzięki za link, daje do myślenia.yes

Pecunia non olet

Witaj bruce !!!

 

Fajnie, że mogę się zrewanżować :) Czytałaś wiele moich tekstów i zawsze napisałaś miłe słowo.

 

A więc moja opinia; opko jest wciągające i wzrusza. Czytałem z radością, chcąc dowiedzieć się co będzie dalej. Ciekawiło mnie dlaczego babcia została oskarżona o przemoc. Wplotłaś widzę fantastykę. Co dopełnia opowieść. Samo życie! Takie sytuacje (opisane w opku) się zdarzają. Pewnie nie wiesz, że mam w rodzinie sytuację może nie tak drastyczną ale na pewno podobną. Dlatego ta historia jest mi bliska.

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

 

PS.

A teraz korci mnie by poczytać inne kmentazre :)

Jestem niepełnosprawny...

Witaj, Dawidzie. :)

Bardzo mnie cieszy, że opowiadanie Ci się spodobało, dziękuję Ci bardzo. :)

Pewnie nie wiesz, że mam w rodzinie sytuację może nie tak drastyczną ale na pewno podobną. Dlatego ta historia jest mi bliska.

Wierzę. Wbrew pozorom, to często spotykane zdarzenia, o czym kiedyś nie miałam pojęcia. Mam wielką nadzieję, że w Twojej Rodzinie sprawa wyjaśni się pozytywnie. :)

 

Czytaj komentarze, zapraszam i serdecznie pozdrawiam. :) 

 

Pecunia non olet

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave, Cezarze, ale fotka! heartlaughyes

Pecunia non olet

Żona mi cyknęła rano. Z zaskoczenia, więc nie pozowałem… ;>

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Boskie! laugh Od razu widać, że z zaskoczenia, bez pozowania, i w ogóle…laugh

Pecunia non olet

Witaj, Bruce!

 

Opowiadanie mnie wciągnęło i dobrze mi się czytało. Lubię szczęśliwe zakończenia :). Chociaż tutaj miałam wrażenie, że gdyby nie cud (czyli pojawienie się ducha syna), historia nie skończyłaby się tak dobrze. Smutno też czytać, że historia jest oparta na faktach i w rzeczywistości sprawiedliwość jednak nie wygrała :(.

Nie były dla mnie jasne motywy Beaty. Moje wrażenie było takie, że odsunęła Patrycję od syna i wnuczki, żeby się nie domyśliła, że chciała zabić męża. Tylko co jej dało zabicie Michała? Początek sugeruje jakby Beata i jej kochanek mieli dzięki tego osiągnąć jakieś korzyści, ale w opowiadaniu dalej nic o tym nie ma. Czy coś źle zrozumiałam?

Zgodzę się również z osobami komentującymi przede mną, że zakończenie mogłoby zyskać, gdyby zostało bardziej rozwinięte. Rozumiem, że chciałaś, żeby opowiadanie było o historii Patrycji, to wyszło bardzo dobrze, ale przez to ta końcówka wydaje się trochę “pospieszna”. Tak jakbyś dodała ją tylko dla formalności, żeby wszystko skończyło się dobrze. Tak naprawdę dużo się tam dzieje, ale opisane jest tylko w kilku zdaniach.

Dziękuję za podzielenie się tą historią, uważam, że jest warta opowiedzenia i przeczytania.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Iyumi (chciałam napisać Twój nick wielką literą, ale nie mam pewności, czy już nie jest tak zapisany, przepraszam, czy on rozpoczyna się na literę “l”, czy “I”?), dziękuję bardzo, rzeczywiście przyspieszyłam, bo zamierzałam skupić uwagę tylko na bohaterce i jej niszczeniu, zgodnie z wiodącą piosenką konkursową. Istotnie pojawienie się ducha uratowało Patrycję, w życiu realnym ducha oczywiście nie było i mam wielkie obawy, że moja Znajoma nadal nie może widywać wnuczki i boryka się z tym, co zrobił jej rodzony syn. Przyznaję, że to bardzo smutne, bo z miejsca rodzi się ważne pytanie – komu w takim razie można dziś zaufać?sad

Beata i jej kochanek na początku mówią, że obawiają się Patrycji, z tego powodu skutecznie ją odsuwają od siebie i oskarżają, a Michała zabijają, zaś duch Michała potem opowiada matce o przestępczym procederze żony i kochanka, w który jest wciągniętych wielu mieszkańców, obawiających się później ujawnienia ich udziału (stąd brak pomocy dla obojga uwięzionych i ich, prawdopodobnie zlecona, śmierć w więzieniu). 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Mój nick już zaczyna się wielką literą, to iyumi, ale już się przyzwyczaiłam, że niektórzy mówią (piszą) do mnie Lyumi. Ślimak Zagłady nawet zauważył, że ta druga wersja mogłaby być lepsza, bo kojarzy się ze światłem :).

Przyznaję, że to bardzo smutne, bo z miejsca rodzi się ważne pytanie – komu w takim razie można dziś zaufać?

Wydaje mi się, że podoba sytuacja jest z fałszywymi oskarżeniami o gwałt. Ludzie chcą chronić ofiarę, ale niestety, czasem okazuje się, że wcale nie jest nią osoba słabsza fizycznie.

Moim zdaniem większości ludzi można zaufać (a przynajmniej w takich poważnych sprawach) i łatwiej się żyje ufając innym i wierząc w ich dobre intencje. Właściwie człowiek nie ufający nikomu byłby bardzo samotny i myślę, że też wcale nie byłby szczęśliwy. Natomiast oczywiście istnieją osoby, które krzywdzą i oszukują innych, chyba trzeba się starać ich unikać i mieć nadzieję, że spotka się ich jak najmniej.

 

Dziękuję za doprecyzowanie fabuły. Podobnie to zrozumiałam, ale faktycznie Patrycja mogła stanowić również ryzyko dla przestępczego procederu Beaty i dlatego tym ważniejsze było pozbycie się jej. Nie do końca tylko zrozumiałam dlaczego Michał musiał zginąć. Czy założenie było takie, że Beata go poślubiła zanim stała się przestępcą, a później przestała kochać i zaczął tylko przeszkadzać?

 

Rozumiem, w takim razie cieszę się, że Twój nick udało mi się od razu zapisać wielką literą. :) 

 

Nie do końca tylko zrozumiałam dlaczego Michał musiał zginąć. Czy założenie było takie, że Beata go poślubiła zanim stała się przestępcą, a później przestała kochać i zaczął tylko przeszkadzać?

Jego zabijanie było rozłożone w czasie, aby nikt się nie domyślił, że Patrycja jest sprawczynią. Najpierw skłoniła go do badań, potem uzyskała taki ich wynik, jaki chciała, odciągnęła od sportu, wmawiając poważną chorobę, potem zaczęła kupować leki i dawkować je tak, aby zabijać męża powoli, acz skutecznie. Duch Michała mówi matce, że Patrycja znała kochanka od dawna i ten proceder trwał długo. Trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek go kochała, skoro tak postępowała. Śmierć męża była dla niej tylko punktem w realizacji planu. Był niewygodny (podobnie, jak jego matka) i prawdopodobnie kiedyś znalazłby dowody na przestępczą działalność Beaty i jej zdradę. Jego śmierć miała ułatwić Beacie i jej kochankowi rozwijanie przestępstw na szerszą skalę. 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Chodziło mi o to, że wygląda jakby Beata poślubiła Michała tylko po to, żeby go zabić. Co mogłoby być zrozumiałe, gdyby chciała odziedziczyć jakiś spadek albo usunąć niewygodną politycznie osobę. Z opowiadania to nie wynika, wygląda jakby chciała go zabić, żeby jej przestępstwa się nie wydały, ale w takim razie mogła nie brać ślubu, zerwać kontakt i problemu by nie było. W tekście jest napisane, że kilka miesięcy po ślubie już zaczęła realizować plan zabicia Michała, ale przecież znacznie łatwiej i bezpiecznie by było po prostu nie brać z nim ślubu.

Myślę, że jest to drobiazg, nieistotny dla historii i nie ma co się nad tym dalej zastanawiać :). Opowiadanie uważam za dobrze i ciekawie poprowadzone. Napisanie, że czytałam z przyjemnością, nie byłoby właściwie, bo temat jest smutny, ale na pewno mnie wciągnęło i zakończenie było dla mnie satysfakcjonujące.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Witaj. :)

Dobry, spokojny i uczciwy współmałżonek, wzorcowa rodzina, małżonek (będący tak naprawdę przestępcą), dbający o pozostałych członków – to idealna sytuacja do rozwijania procederu, “pogłębiania przestępstwa”, udawania bycia uczciwym i “poprawnym pod każdym względem”. I Beacie się to całkowicie udało. Trudno powiedzieć, kiedy planowała zabójstwo, może brała je pod uwagę od początku, może nie. Nie wiadomo, czy Michał był jedyną ofiarą śmiertelną, czy były wcześniejsze. Związek z nim dał Beacie uśpienie władz i możliwość prowadzenia działalności przestępczej w tym mieście przynajmniej przez pewien czas. Czy prowadziła ją już wcześniej? Prawdopodobnie tak. :) 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witaj, Bruce! Naprawdę mocne (zwłaszcza przez to, że tak prawdopodobne niestety) opowiadanie – jeśli chodzi o treść. Solidna historia, przerażająca tym, jak łatwo niektórym przychodzi zmanipulować rzeczywistość i zaszkodzić innym, nawet swoim bliskim. Przeszkadzała mi jednak – i tu nie powiem niczego nowego – pewna sprawozdawczość. Brakowało mi pewnego rozwinięcia, niektóre zdarzenia zbyt szybko jak dla mnie następowały jedno po drugim. Ale to tyle z minusów, mimo wszystko wciągnęło i czytało się płynnie, raczej nic mnie nie zatrzymało :) Pozdrawiam serdecznie!

Spodziewaj się niespodziewanego

Wielkie dzięki, NaNa, pozdrawiam ciepło. heart

Pecunia non olet

Dziękuję, Bruce :). Teraz wszystko jasne, okropna kobieta z tej Beaty! Gorsza nawet niż sobie wyobrażałam.

 

Dzięki, Iyumi. Najgorzej, że tacy ludzie są obok nas, prowadzą samochody, opiekują się chorymi w szpitalach czy dziećmi w żłobkach. A potem nagle się okazuje, że “przykładny mąż i ojciec/żona i matka” skatowali własne dziecko albo okazali się być seryjnymi mordercami. Pamiętam z dzieciństwa głośne sprawy “wampirów” – morderców, dokonujących makabrycznych zabójstw; to z reguły byli – jak charakteryzowali ich znajomi – “spokojni, dobrzy ludzie”. Makabryczne. sad

Pecunia non olet

Dziń dybry,

 

w końcu udało mi się dotrzeć do Ciebie :)

Zaintrygował mnie tytuł :)

 

– Patrycja Świetlicka – wycedziła ze złością przez zaciśnięte zęby.

Złość mamy już w cedzeniu i zaciśniętych zębach.

 

– Piękny dziś dzień. Do jutra, pani Alu!

Brzmi mało naturalnie.

 

– Czy te czynności są naprawdę konieczne? – zapytał słabym głosem Michał.

Nikt tak nie mówi.

→ – Czy to (wszystko) jest naprawdę konieczne? – zapytał słabym głosem Michał.

 

Jak zawsze, podczas czekania na bus

Dziwnie to brzmi. Użyłabym zwykłego, starego autobusu.

→ Jak zawsze, podczas czekania na autobus

 

Wnuczka i babcia, od lat bliskie sobie,

Szyk:

→ Wnuczka i babcia, bliskie sobie od lat,

 

W wozie tradycyjnie zajęły sąsiednie miejsca

Eee… Autobus to wóz?

 

Myśli, kłębiące się w głowie emerytki, przerwał kolejny telefon.

→ Kłębiące się w głowie emerytki myśli przerwał kolejny telefon.

 

 – Co? – ledwo wystękała kobieta.

Didaskalia nie powinny być z dużej litery?

 

– Bardzo mi przykro, ale już nie.

Urwane zdanie.

→ – Bardzo mi przykro, ale już nie może pani.

 

Sprawy popędziły, niczym błyskawica

Zbędny przecinek.

→ Sprawy popędziły niczym błyskawica

 

badania, prowadzone przez „biegłych sądowych”

Tutaj też:

→ badania prowadzone przez „biegłych sądowych”

 

lecz ta, dostrzegając babcię, odwracała ze złością głowę, jak ktoś obcy i niechętny.

Niechętny? Niechętny do czego?

 

Pomogło wielu dobrych ludzi i dzięki temu para szybko została aresztowana, po czym trafiła do więzienia.

Drastyczny skrót. To bardzo ważny wątek w tej historii, więc ja bym go przybliżyła i zwolniła.

 

– Będę odwiedzał was zawsze, gdy tylko o mnie pomyślicie. – powiedział

Zbędna kropka.

→ – Będę odwiedzał was zawsze, gdy tylko o mnie pomyślicie – powiedział

 

powiedział pogodnie duch mężczyzny

A tu z kolei kropki zabrakło.

→ powiedział pogodnie duch mężczyzny.

 

uśmiechając się przepraszająco..

Wielokropek ma trzy kropki.

→ uśmiechając się przepraszająco…

 

 

Bardzo się cieszę, że na portalu mamy takiego dobrego duszka jak Ty, który zawsze pisze chwytające za serce opowiadania, pełne ciepła i miłości, z pozytywnym zakończeniem.

Napisałaś w przedmowie, że wydarzenia są autentyczne: bardzo współczuję osobie, która musiała przez to wszystko przejść. I mam nadzieję, że historia zakończyła się pozytywnie, tak jak w opowiadaniu.

Mało tu fantastyki, ale mi to nie przeszkadza: wydarzenia są trudne, życiowe (w końcu oparte na faktach, ale też trzeba umieć to oddać), charaktery pełne emocji. No i wprawnie wplątałaś wersy wybranej piosenki do opowiadania, pięknie!

Kliknęłabym, ale tekst już dawno leży na półce w Bibliotece.

 

Pozdrawiam serdecznie! heart

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Wielkie dzięki, HollyHell91, za tak miłe słowa, opinię oraz poprawki. :) Zaraz wprowadzam, o część zapytam w HP, bo nadal nie mam pewności. :) 

Bus to mały busik, taki specjalny, szkolny, albo i nie, mniej więcej połowa autobusu, u mnie są powszechne; ja całe życie dojeżdżam, zatem wiem, że to inny rodzaj “wozu”, a “wóz” to jak najbardziej zamienna nazwa autobusu. :) 

Pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Historia ciekawa i warta opisania. Opowiadanie dobrze się czytało, ale kiedy już udało mi się wczuć w Patrycję, w końcowej części trochę “odpadłem”.

 

Moim zdaniem wyszło tak czarno-biało. Najpierw Patrycja przegrywa, i to na całego. Potem bardzo łatwo wygrywa. Brakuje w tym dramatyzmu.

Gdyby na początku próbowała się bronić, powołała świadków, ale ci w ostatniej chwili zostaliby sprytnie zdyskredytowani, zaangażowałbym się bardziej. Drugi wariant to zderzenie argumentów serca (Patrycja) z bezdusznością sądu i zimnymi formułkami prawniczymi.

Rozumiem cisnący limit znaków, ale wystarczyłoby, żeby bohaterka przypomniała sobie kilka dialogów z sali sądowej już po rozprawie, zabrzmiałoby wiarygodnie.

Już kilka osób w komentarzach zwróciło uwagę na motywację Beaty i przyznaję im rację: motywacja powinna wyraźnie wybrzmieć. Znalezienie punktu “zaczepienia” w mieście nie jest wystarczającym motywem do morderstwa. Para przestępców jest zapewne wyrachowana, uprawia swój proceder przez wiele lat i kalkuluje ryzyko. Ja tego nie kupiłem i cały czas czekałem na wyjaśnienie motywu zbrodni, ale się go nie doczekałem. Wystarczyłoby opisać Michała jako człowieka majętnego i już bym to kupił.

Brakuje mi zagrożenia wykorzystaniem Oli w filmach pornograficznych. To również mógł być dobry motyw. Gdyby pokazać, że dziewczynka jest piękna, a Beata (lub jej partner) mają obsesję na jej punkcie, całe opowiadanie może się zmienić we wciągający thriller.

 

Wracając do czerni i bieli – końcowa wygrana jest pokazana pośpiesznie, wszystko się udaje. Dla mnie problemem było to, że rozbudziłaś moje oczekiwania, że Patrycja przechytrzy przestępców. Czekałem na kulminację historii, a zwłaszcza na rozwiązanie wykorzystujące ducha Michała. To w tym miejscu odpadłem, bo zakończenie wyszło dość “płasko”.

 

Co do streszczeń, to najtrudniej było mi kupić ten fragment:

 

ostatecznie nie została skierowana do domu dziecka ani do rodziny zastępczej i wróciła pod opiekę stęsknionej Patrycji, powoli odzyskując zaufanie. Poznała częściową prawdę o powodach ich rozdzielenia i na nowo pokochała babcię. Tata jako zjawa często pojawiał się w ich domu, co dawało dziewczynce, z początku przerażonej jego widokiem, poczucie bezpieczeństwa.

 

Bruce, to jest dobre opowiadanie, poprawnie napisane i na pewno nie nudziłem się przy czytaniu. Historia zasługuje na to, żeby ją opowiedzieć. Ma ogromny potencjał, z którego wykorzystałaś część. A ja marzę o tym, żeby takie historie trzymały za gardło i rozrywały serce :)

Witaj, Marzanie. Dzięki za wpis i opinię. :) 

Odnoszę wrażenie (i pewnie z tego wynika tak wiele zarzutów Komentujących co do niejasności mnóstwa fragmentów), że zapomina się o celu Patrycji: dobru rodziny. Ją syn zniszczył, ona jego nie chce. Wie, że prawo stoi za nią, że – gdyby mogła, udowodniłaby mu, że kłamie. Sęk w tym, że tym kłamstwem odebrał jej wszystko i załamała się. Historia jest oparta na faktach i zmieniać jej nie mam zamiaru. Oplucie (na którym bazuje fabuła i wybrana przeze mnie piosenka) było. Dosłownie i w przenośni. Oczywiście, że Patrycja mogła szukać świadków, dowodzić swej niewinności, walczyć do upadłego. Pytanie jednak – z kim? – z rodzonym synem? Nie miała na to siły ani ochoty. Krzyczała do ducha, że nie ma już syna. Bo on ją zdradził, lecz jednak nadal trzymała jego zdjęcia i, jak każda matka, kochała. Gdyby walczyła, musiałaby udowodnić, że on pod przysięgą kłamał. A to karalne i to surowo. Nie zamierzała go niszczyć. Uznała, że– skoro on tak chciał – najwidoczniej teraz jest szczęśliwszy. Popatrzmy na swoich najbliższych – gdyby postąpili podobnie, jak ten syn, czy umielibyśmy z nimi walczyć na śmierć i życie w sądach? A może poddalibyśmy się, jak to zrobiła Patrycja? Ludzie mają różne charaktery, mnie jest trudno odpowiedzieć na to pytanie i obym nigdy w takiej sytuacji nie była, ale moja znajoma ugięła się i nie pogrążyła syna, a zatem Patrycja, wzorowana na niej, podobnie. 

Beata w żadnym wypadku nie wierzyła mu. Kochanek to wiedział i miał ciągle uzasadnione wątpliwości. Czuł jej niepokój. Skoro mąż zdradził własną matkę, może zdradzić i Beatę. Brak mu charakteru. To tzw. – jak ja ich nazywam – “człowiek-chorągiewka” – odwraca się, zależnie od tego, z której strony wiatr zawieje i jak mu wygodnie, niestabilny, niepewny, słaby. Dlatego lepiej było się go pozbyć. Wcześniej czy później trafiłby na ślady zdrady, na kochanka. Trzeba było działać szybko. Przecież motywy tej zbrodni są wyraźnie ukazane. Beacie on po prostu przeszkadzał. 

Ola nie jest ofiarą matki i jej kochanka, ale jej to grozi. Rozumiem, że podkręciłoby to akcję, gdyby i jej nagie zdjęcia pojawiły się w sieci, ale ja tak drastycznie nie chciałam prowadzić opowieści, to mój świadomy wybór. :)

Przykro mi, że czujesz niedosyt, ale takie jest po prostu moje opowiadanie, w 90% oparte na faktach. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Hej, to ostatnie opowiadanie na mojej liście i to z taką ilością komentarzy, że nie mam już nic do dodania :). Dziękuję za udział w konkursie i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Początek to różana sielanka, usłana kolcami. Człowiek się zastanawia, czy te kolce są przypadkiem, czy może gdzieś ukują i… gdzie ten opluty? I się dzieje nagle, zaczyna się dość trudno i ciężko, a wydawało się, że nic strasznego nie nadejdzie. Tekst kazał się doczytać do końca, biorąc mnie trochę za zakładnika, bo przyznam, że tematyka nie należy do mojej topki zainteresowań :). Nie da się go nie dokończyć, a pod koniec zamienia się trochę z literatury w reportaż kryminalny, chociaż mamy przecież ducha i emocje. Sądzę, że odbiór byłby nieco inny, gdybyś nie wspomniała we wstępie o autentyczności. Strach czytać teraz :).

Artystom więcej, szybko!

Bardzo dziękuję za odwiedziny i wpis, Bardjaskierze. :) Za Konkurs (i listę znakomitych przebojów) także, bo nakazał mi zdecydować się na publikację opowiadania, z którym czekałam szmat czasu. :) 

 

Vacterze, miło mi bardzo. Twoje odczucia bardzo mnie cieszą. :) Przyznam, że też czuję strach. Ogromny. Wiem, że moja znajoma starała się ze wszystkich sił, aby dalej żyć i aby pogodzić się z sytuacją, która zniszczyła jej życie; wspomniana przeze mnie w komentarzu inna znajoma, którą akurat zdradziła córka, odbierając prawa do widzenia ukochanego wnuczka, nie poradziła sobie już tak łatwo. W prawdziwym życiu sielanka po “opluciu” nie istnieje – ani zdradziecki syn, ani zdradziecka córka nie przeprosili swoich “oplutych” matek. Mój strach dotyczy tego, jak bardzo potrafią skrzywdzić najbliżsi, do których mamy z reguły największe (=stuprocentowe) zaufanie. crying

 

Pozdrawiam Was serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Przykro mi, że czujesz niedosyt, ale takie jest po prostu moje opowiadanie, w 90% oparte na faktach

Literaturę faktu tworzy się trudno, kiedy zalewa nas tak wiele informacji, a spora część z nich jest przetworzona tak, że trudno jest odróżnić fikcję od faktu.

Opis faktów sam w sobie jest sposobem przetworzenia tego, co się wydarzyło.

 

W Twoim komentarzu dostałem satysfakcjonujące wyjaśnienie wątpliwości, ale mam wrażenie, że nie wszystko z komentarza wybrzmiało odpowiednio w zasadniczym tekście. Z tego powodu w pewne rzeczy trudno było mi uwierzyć lub je zrozumieć w trakcie pierwszej lektury.

 

Rozumiem, że teraz, po wizycie Jury i tak nie zmienisz opowiadania, czyli nie uwypuklisz tego, co napisałaś w komentarzu, ale moim zdaniem w tym przypadku akurat powinno się złamać regułę.

 

Dlaczego? Bo nie jest już ważny udział w konkursie i opinia jury, tylko jasne przedstawienie faktów tak, by wybrzmiały. Każdą opinię można wykorzystać konstruktywnie – moją, Jima, Outta Sewer, ale nie do tego, by opowiadanie było piękne i błyszczało w konkursie, tylko do tego, by dotarło do czytelników.

Literaturę faktu pisze się również po to, by poruszyć. Skoro ta historia jest dla Ciebie tak ważna i dojrzewała tyle lat, nie zmarnuj jej.

 

Teraz wyjdę nie dość, że na malkontenta, to na podżegacza do łamania zasad devil

Ha, ha, ha, dziękuję, Marzanie, to bardzo szczere i mądre, co piszesz, lecz pozwól, że ja z kolei wyjdę – jak przy konkursie FUN, gdzie uznałam, że nie będę, jako anonim, zmieniać treści ani poprawiać błędów po wizycie Jury aż do ogłoszenia wyników – na typowego dla mojego charakteru uparciucha. :) Jedni Szanowni Czytelnicy męczą, że dialogi nie takie, inni, że początek, inni, że koniec, inni – że Patrycja, inni – że syn, synowa, wnuczka, wnuczek, siostra, brat, pradziadek i prababka… :) Nie sposób dogodzić wszystkim. :) W moim komentarzu nie napisałam niczego odkrywczego, bo to w tekście już jest. Czy musiałam tłumaczyć, że matka nie chciała pogrążać własnego syna, mimo jego ewidentnej zdrady? Przecież jej postępowanie to pokazuje. Skoro należycie nie wybrzmiało – trudno, widocznie nie potrafię tego tak napisać. Tekst ma błyszczeć dla Czytelników, owszem, lecz jednak pewne zasady Konkursu też należy zachować. :) Oplucie to temat wiodący i w piosence, i w tym tekście. Oplucie jest, zresztą oparte na realu. A pozostałe treści – cóż, może nie umiem ich opisać tak, jak sobie życzy Szacowne Grono Czytelników. :) Moja wina, ale zmieniać niczego już nie będę. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Wyszła z tego taka współczesna baśń, do tego dosyć mroczna, pomijając szczęśliwe zakończenie. Jak zwrócono już uwagę, finał rozegrał się zbyt szybko i czuć po wszystkim mocny niedosyt. O wiele bardziej podobał mi się początek, mocne otwarcie intrygą, od razu byłem kupiony i chciałem się dowiedzieć, jak sytuacja się potoczy. Ładnie oddany sielankowy obraz przyjaźni babci z wnuczką, niepokój narasta i upadek Patrycji jest naprawdę bolesny, aż przykro było czytać… Od momentu pojawienia się zjawy emocje już niestety siadają, ale i tak są najmocniejszym plusem tekstu.

Pozdrawiam!

Serdeczne podziękowania, Reinee; baśń to moja ulubiona forma, tu jest – jak sam słusznie zauważyłeś – bardzo mroczna, bo też opowiada o rzeczach trudnych i bolesnych; zjawy w realu oczywiście nie było, dlatego celowo napięcie spada, aby można było odczuć sztuczność tej sytuacji – wyraźnie podkreślone wybraną piosenką oplucie Patrycji tak naprawdę trwa nadal, ona nadal je czuje i cierpi, a syn w żadnym wypadku nie zamierzał pogodzić się z matką, ani tym bardziej przeprosić.  

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Ave, Bruce! Czas na komentarz jurorski.

 

Za bazę do opowiadania wybrałaś utwór trudny, ciężki i taki też jest Twój tekst. Jest również prawdziwy, przynajmniej w kwestii odcięcia Patrycji od wnuczki i kierowanych względem niej fałszywych oskarżeń. Rzeczywiście została opluta, niczym w piosence. Pod względem proceduralnym (sprawa dotycząca stosowania przemocy) miałem lekkie zgrzyty, ale nie czepiam się, bo to przecież fikcja literacka.

Do momentu rozmowy z duchem syna opowiadanie ma odpowiednie tempo i całkiem nieźle się je czyta. Ale sama końcówka to już niestety praktycznie same streszczenia, w dodatku lekko zawodzące w warstwie logicznej (np. nieszczęsne poszukiwanie sędziów, czy zamordowanie synowej i jej partnera w zakładzie karnym).

Reasumując, opowiadanie ma potencjał, ale końcówka niestety trochę zepsuła odbiór całości.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave, Cezarze!

Bardzo dziękuję Jurorowi za opinię. :)

Zdumiewają mnie pewne zarzuty (czemu np. Patrycja nie może poszukiwać zaufanych sędziów, skoro ma ich na pęczki wśród swoich byłych uczniów?; podobnie rzecz ma się z zamordowaniem pary pedofilskiej w więzieniu np. przez rodziców innych dzieci – czy to rzeczywiście aż tak “nieszczęsne” i nielogiczne przykłady?), ale chylę czoła i przyjmuję je do wiadomości, oczywiście. :) Piszę to po prostu, aby uzasadnić swoje pomysły. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

czemu np. Patrycja nie może poszukiwać zaufanych sędziów, skoro ma ich na pęczki wśród swoich byłych uczniów?

Bo to nie spina się z żadną funkcjonującą w Polsce procedurą sądową. Załóżmy, że znalazła takiego “zaufanego” sędziego. I co dalej? W najlepszym wypadku, po znajomości, udzieliłby jej kilku wskazówek, ale to maks. Sędziowie nie wybierają sami spraw, do których wstąpią (chociaż oczywiście można ominąć system losowego przydziału spraw, ale to już kompetencja prezesa sądu). A nawet jakby taki sędzia dostał tę sprawę, to powinien się wyłączyć od orzekania.

 

podobnie rzecz ma się z zamordowaniem pary pedofilskiej w więzieniu np. przez rodziców innych dzieci

Tutaj miałem na myśli tylko to, że fabularnie jest to zbyt wygodne rozwiązanie.

 

Ale wiesz, to tylko moja subiektywna opinia, nie ma co się przejmować ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Jak najbardziej, rozumiem doskonale – ja widzę logikę tam, gdzie ktoś może jej nie dostrzegać i to oczywiście jest całkowicie zrozumiałe, bo przecież mogę się mylić. :)

Bronię po prostu mojego toku rozumowania jako autorka – prawo od początku stoi za Patrycją, jedynym, co ją wstrzymywało przed walką była obawa o pogrążenie syna i rozbicie jego rodziny; sytuacja ulega diametralnej zmianie, gdy syn umiera z winy żony, a wnuczka jest zagrożona; zaufani sędziowie mieli po prostu wskazać jej drogę dalszej walki w obronie wnuczki i swego dobrego imienia. :) 

Rozwiązanie wygodne, to prawda, lecz także realne. :) Rodzice wykorzystanych dzieci “dołapali” parę i ją zamordowali. :)

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dziękuję. :)

Pecunia non olet

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się bardzo, Anet; dziękuję Ci za Twój czas oraz opinię i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytałam opowiadanie z przyjemnością. Jest takie babskie;)

Motyw z duchem, jako lekiem na całe zło fajny.

 

Spełniasz kryteria brzytwy Lema, bo bez ducha wszystko by się posypało.

 

Użycie piosenki odnotowano, więc jak najbardziej założenia alfy i omegi zostały zrealizowane.

 

Zgodzę się z Jimem, że warto by popracować nad naturalnością dialogów.

Natomiast dla mnie główny zarzut dotyczy polaryzacji postaci. Ci dobrzy karmią bezdomnego psa, ratują ptaszka spod auta i dzieci z pożaru, a złole dźgają laską kalekę.

Nie mówię, że dobrzy nie mogą być dobrzy, ale jakaś ułomność, słabostka dodałaby im wielowymiarowości.

Zbrodnia i kara urocza;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Bardzo dziękuję, Ambush, jak widać obie mamy podobne skłonności, aby w naszych opkach z demonami czy duchami nazbyt pozytywnie pokazywać tych dobrych. :)

Serdecznie pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka