Profil użytkownika


komentarze: 327, w dziale opowiadań: 314, opowiadania: 101

Ostatnie sto komentarzy

Tamtą krainę też już zostawiłem, wciąż jednak siedzę na granicy i czekam, aż do nowej wpuszczą.

Cień Burzy – że bełkot do kości, tu się nie zgodzę. Owszem, forma bywa bełkotliwa, chaotyczna, wyuzdana, nieuładzona, o czym pisałem we wcześniejszych komentarzach do ryszarda, joseheim i kchrobaka. Owszem, warto by ją mocno rozcieńczyć fabułą, stabilnym prozatorskim podłożem czasoprzestrzeni z tego świata. Perfidii u siebie jednak nie znajduję, jest też w miarę koherentna wizja (udało Ci się ją całkiem nieźle wyłuskać), nawet jeśli przedstawiona w mało koherentny sposób. Powtórzę: potrzebowałem tego tekstu, właśnie w takiej formie, jako rodzaju terapii. Mając do wyboru, żeby zgnił w szufladzie lub przydał się komuś na coś, wybrałem to drugie. Choć ze względu na ładunek emocjonalny nie byłem w stanie dłużej nad nim pracować.

Lord Vedymin – dokładnie, niszczyłbym. Z drugiej strony zgadzam się z Cieniem i z ryszardem o tyle, że warto by ugotować zupę na bazie rosołu, a nie od razu walić ciężkokalibrowe składniki, nie dbając o wywar. Esej, hm, mam notatki do napisania czegoś takiego, na pewno będzie w nim dużo o filozofii Wschodu, nie tylko o buddyzmie, choć jest bardzo ważny. Jeżeli tekst powstanie, poinformuję kanałami.

ryszard – generalnie się zgadzam, że jak próbuję napisać wszystko naraz, to trochę nic wychodzi. Ale ten tekst był (jak słusznie zauważył kchrobak) literacką lewatywą. Miałem już kilka takich (”Niedoskonały niecierpliwcze…” czy “Wypadkowa”), pomogły w trakcie pisania, bo generalnie kiedy tworzę podobny wymiot, sam odczuwam zwykle bardzo silne mdłości. Że jednak zwracanie treści żołądkowych średnio się sprawdza w roli utworów literackich, dobrze, tu zgoda. Dodam, że w nadchodzących miesiącach zamierzam unikać pisania takich rzeczy, ze względu na czytelników, których jednak chciałbym mieć, ale przede wszystkim ze względu na siebie. Powtórzę, co już wyżej: chaos mnie również wyniszcza, też potrzebuję wytchnienia. Wytchnienie przychodzi w życiu, więc czuję, że przeniesie się również na słowotwory.

kchrobak – trochę odpowiedziałem Ci już w słowach do ryszarda, dodam więc jeszcze tylko kilka rzeczy. “Choćby i tylko przez jednego“, choćby i tylko przez siebie. W ten sposób porządkuję sobie mętlik. Nie że zamierzam zrezygnować z podobnych literackich berserków, chcę raczej rozwodnić je nieco prozą dla własnego i czytelniczego dobra. Uporządkować. Ustrukturyzować. Uczesać trochę. Możliwe, że zrobię to już tekstem do konkursu, udział istotnie rozważam. Bo i przeżywam teraz coś w rodzaju drugiego dzieciństwa. Dzięki.

Lord Vedymin – “przez to może odbieram rzecz powierzchownie“ ≠ “część odczytałem tylko wrażeniowo”. Wrażenia mogą być bardzo głęboką formą rozumienia, jak piszę, to często są dla mnie jedyną dostępną do ogarnięcia własnych tworów.

kchrobak – przyjąłem.

joseheim – konkrety. Racja. Ja też ich potrzebuję, każdy taki tekst oczyszcza w równym stopniu, co wyniszcza. Kolejny sygnał nadany z niniejszego portalu, żeby dokonać rozbicia i zacząć osobno pisać poezję, prozę i eseje, i szaleć w obrębie pierwszej z wymienionych.

ryszard – znaczy zupy nie żałuję, myślę co najwyżej, że niepotrzebnie wrzucałem ją na Nową Fantastykę. Zgoda, że szort hermetyczny (i topornie napisany), nie czuję się przez to lepszy, a tylko niezrozumiany. Pozdrawiam zwrotnie.

Psychofish – mistycyzm jest jak najbardziej praktyczną drogą, reszta to literatura mistyczna. Vide powyższe opowiadanie. Które istotnie można też nazwać wykładem czy przypowieścią, może powinienem rozdrobnić się na więcej form i pisać poezję, prozę oraz eseistykę. Z drugiej strony lubię ten klimat prelekcji jako środek estetyczny, te smaczki akademickie. U Ligottiego dobrze działa. Trochę też u Schulza. A że mógłbym przystępniej? Pomyślę nad tym.

Nevaz – nie czytałem, że jednak Huxley, to kiedyś pewnie sięgnę.

“Skrzek” przetopiony alchemicznym wysiłkiem na “skrzeczenie”. Ciekawe, pewna osoba z Twojego miasta wypowiadała się o tekście w samych superlatywach (inna sprawa, że moim zdaniem trochę niezasłużonych) i chyba zrozumiała wszystko, może nawet więcej niż ja, kiedy to pisałem. Ale to nie przytyk, tylko zbieg białystokowości.

Przecinek dodany, odnośnie właściciela – jestem uparty. Tekst faktycznie mógłby trochę zyskać, gdyby i bohaterka zyskała. Dziękuję za recenzję z niespodzianką.

Filozof zawodowy – zawodowo nie planuję, ale dobrze trafić na kogoś z wspólnej piaskownicy. Immanencja… no, ja wiem, że jedno z drugim i że żadne bez drugiego, na potrzeby tekstu musiałem się jednak ograniczyć. “Jest” nie ma właśnie z tego względu, że alergia na powtarzalne i lubię grać ciszą. Transportowanie odnosi się do bodźców, które przenoszą na tamten świat, chyba Huxley ukuł termin. Ergo ją przetransportował zapach zmurszałej skóry.

Kleptomanem nie jestem, jednakowoż danke dir. Bohaterka rolę pędzla… bardzo trafne porównanie, co mi natomiast nie wyszło, to że pędzel jakiś nudno transparentny i że farby mocno słabowite, rozwodnione. A wykłady? Się studiuje, się akademickimi miazmatami nasiąkło.

Dziękuję. Przy czym zaznaczam, że “Metoda…” – choć ma momenty – dla mnie jest jednak mocno niedopracowanym tekstem, przede wszystkim ze względu na zawiesistą akcję, przezroczystą bohaterkę i mdłe otoczenie tejże. Niemniej czuję, że w najbliższych miesiącach urodzą się rzeczy, których tu już nie wrzucę, a które pójdą do druku.

Szerokiej czy wieczystej? Na pewno próbuję przemycić jej idee. Etyka społeczna, dylematy moralne, problemy naszego świata… jasne, tylko zawsze w odniesieniu do Po Drugiej Stronie.

“Choć może okazje przelatują mi przed nosem, a ja nieświadomie je ignoruję…“ – okazja jest w każdej chwili, medytacja zawsze zaczyna się tu i teraz.

bemik – nie mogę się odnieść bez punktu zaczepienia, niemniej dziękuję za spróbowanie.

Wicked G – cieszę się, że tekst do Ciebie dotarł. Ciekawe interpretacje, zaskakujące, gdzieniegdzie co innego miałem na myśli, ale to nie szkodzi. Lubię, jak metafory zaczynają iść własnym rytmem albo są odnajdywane tam, gdzie ich świadomie nie zostawiłem (relacja las – pokoje).

Odnośnie substancji czy może szerzej stanów holotropowych (za Grofem: “zorientowanych na całość”), bo stany te nie muszą wcale być skutkiem zażycia jakiegoś specyfiku, osiągnąć je można również za pomocą świadomego śnienia i medytacji – może w takim razie powinieneś spróbować dwóch ostatnich technik? Ze snu możesz się obudzić, medytację przerwać w dowolnym momencie, a przynajmniej ta druga – oprócz dostarczania niezwykłych, metafizycznych przeżyć – znacząco poprawia nasze funkcjonowanie na tym świecie i w społeczeństwie. Poza tym ma świetny wpływ na ciało, chroni przed chorobami, słyszałem nawet, że potrafi cofnąć komórki rakowe.

Dziękuję za nominację.

FoloinStephanus – Czechowicz? Cenię. Chyba jednak mi daleko.

Katastrof VII – tego nie wiem, wiem natomiast, że na medytację nigdy nie jest za późno.

“Rytm” kołowrotu to ciekawy pomysł, ja jednak wolę “łono” ze względu na jego stwórczą rolę, co lepiej koresponduje z wersem czwartym właśnie (ponieważ wers trzeci gnie się bardziej w jego stronę). A że niektóre myśli wymagają podpowiedzi: wiesz, rzuciłem Tollego, bo akurat go czytam, co nie zmienia faktu, że doktryna przez niego wykładana jest stara jak czas. Dlatego nie trzeba znać akurat tych czy tamtych książek o filozofii wieczystej, wystarczy skuteczna praktyka mistyczna. Albo intuicja.

Co autor chciał wyrazić… nie lubi wykładać kart, nie w wierszach, więc tylko delikatnie nakierowuje z kulis: Potęga teraźniejszości Eckharta Tollego.

shadook_a – inni są fajni. “Oś” jednak zostaje, inaczej świat by się rozleciał.

Wicked G – na razie tylko dwa konkursy poetyckie, pierwszy bezskutecznie.

Werwena – nooo, z bólem głowy faktycznie mogło być ciężko. Język… istotnie czuję poprawę, choć wciąż dość toporny i wciąż nie do końca panuję nad pustosłowotokiem. Aktualnie skracam formy i próbuję w nich roztaczać bezwzględną władzę absolutną, gniotąc karła reakcji. Zapraszam ponownie.

Zalth – klika nie klika. A tak na poważnie, to sam nie uważam, żeby “Niedoskonały…” był tekstem do biblioteki. Gdybym z nim posiedział, popracował, poczekał, aż puści soki… może, duże może. Tyle że wolałem podać do stołu niedogotowane.

Poza granice mojego pojmowania z dzisiejszej perspektywy ww. skrzep również się wybija, no nic, lubiłem bełkotać, z czego nadal całkiem się nie wyleczyłem.

Khrrr. Dopiero wczoraj dostrzegłem wszystkie Wasze komentarze, z racji przedatowania ograniczę się więc do krótkiego zbiorowego responsu: tekst niedopracowany, zbyt wcześnie go zostawiłem, a zarysowałem wątki godne doszlifowania tudzież rozwinięcia. Zgadzam się z Tenszą, jeszcze dużo pracy przede mną. I ćwiczenia cierpliwości (mięśnia szufladowego).

Lekarza wiejskiego nie znam, o ironio, sam za to czuję Zamek. Krytyka destruktywnego idealizmu… coś w ten tamten. W sensie: nie do końca pamiętam, o czym był “Psychophagos”, bodajże o przemianie duchowej rozregulowanego trybika korpomachiny. Pamiętam za to, w jakim stanie byłem, wypacając powyższy tekst, i dziwię się, że dzisiaj – kiedy niby jest lepiej – nie potrafię zlepić czegoś równie koherentnego (piję do sraki pod wezwaniem “Niedoskonały niecierpliwcze…”).

kchrobak – absurd nie stąd, że tekst jest absurdalny, ale że traktuje między innemi o absurdzie (na metapoziomie). To nie jest fantastyka, w ogóle fantastyki u mnie raczej mało i sam do końca nie wiem, czemu wrzucam swoje strzępy akurat na ten portal, chyba z sentymentu i z przyzwyczajenia.

joseheim – myślałem nad akapitami, koniec końców zrezygnowałem jednak z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że jest to wymykający się spod kontroli strumień świadomości i sam nie bardzo jestem w stanie uchwycić w nim wewnętrzną logikę, według której mógłbym go pokroić, po drugie dlatego, że w masochistyczny sposób nawet podoba mi się ta ohydna ściana, od której odbija się nawet moja chęć korekty. W pewnym sensie jest to element formy, być może mający oddać prosty i bolesny fakt, że moje życie – kiedy próbuję uchwycić jego istotę, a “Niedoskonały…” był taką próbą – też wydaje mi się nieprzebytą ścianą skandalicznych bredni. Przesadzam, niestety moja egzaltacja tylko potwierdza nieuchwytność kluczowego pierwiastka.

varg – ja jednak “Requeiem…” preferuję z trzech ostatnich, przy tym męczyłem się strasznie. Przecinek dodany.

Cień Burzy – dziękuję za pamięć.

joseheim – dzięki za liczne uwagi, większość później zastosuję. Mnie też nie przekonało.

Cień Burzy – że aż bibliotekę… nie trzeba było. Linijkę rozumiem, nie będę się bronił.

Cień Burzy – zazdroszczę.

varg – poezja… może więc proza poetycka. To chyba jest moja działka, winienem zrezygnować z fabuł. Teraz czytam “Księgę niepokoju” Pessoi i właśnie taki styl chciałbym osiągnąć, krótkie fragmenty trafiające w sedno, odsyłające w ciszę, nie w sferę interpretacji. Przez słowa poza słowa.

Rzeczywiście, wsączyłem coś z romantyzmu, niekoniecznie z Mickiewicza, niemniej pisałem tekst zaraz po przeczytaniu książki “Dusza romantyczna a marzenie senne” Alberta Beguina, którą szczerze polecam. Zakończenie… de gustibus.

gravel – przewinąłem tekst raz jeszcze i Lovecrafta znalazłem tu niewiele, przyznam, że chciałbym więcej. Zakończenie… no nijakie.

Blackburn – przygodę, nawet niefajną, rzeczywiście warto przeżywać, co będę miał na uwadze przy tworzeniu kolejnych tekstów.

Racja, “wykonać”. “Tiurmę” ostatecznie zmieniłem na “twierdzę”, bo również dwusylabowa, a rytm ważny jest w tym tekście, nie chciałbym go burzyć razem z wieżą więzienną. “Apiać” bym zostawił, bo równie wszechobecna, co łacina, jest i stylizacja staropolska… czy starorosyjska. Podtytuły mają swoje uzasadnienie, pierwotnie każdy z nich rozważałem jako miano całego tekstu, decydując się jednak ostatecznie na “Legendę”. Chcąc zjeść ciastko i mieć ciastko, znalazłem więc dla nich nowe zastosowanie.

Dzięki za recenzję.

Katastrof – fabularnie może byłoby o czymś, gdyby nie końcówka. Stylizacja… wiem. Choć nie zmienię, ująłem tylko “ujeżdżonego”.

fleurdelacour – mnie też trochę oszukało zakończenie, pewnie dlatego, że od początku nie wiązałem z tekstem zbytnich nadziei. “Tłomacząc” celowe, “obowiązków” znikło.

janadalbert – wtórnie napiszę, że nie mogę się nie zgodzić.

stefan.kawalec – mnie tekst w mdłościach pozostawił.

trico – czy grafomania zamierzona… miałem świadomość sztuczności już w trakcie pisania, co nie przeszkadzało mi dokończyć. Taka wena, po prostu. P.S. Znalazłem fantastykę.

FoloinStephanus – Nikogo możesz kojarzyć po pierwsze z Odysei (scena z cyklopami), po drugie z “Fight Clubu” (widziałem tylko film, ale był podobny motyw).

Katastrof VII – jaki tag? Że wulgaryzmy czy że grafomania?

Dzięki za rady. Tekstu bym nie wydłużał – celowo wprowadziłem jednozdaniowe ucięcie. Co do "kipapowania", zamierzam skupić się na krótszych formach. Czytam obecnie Borgesa, sam wiesz, że to jeden z najlepszych pisarzy do nasiąkania.

regulatorzy – miałem raczej na myśli echa czegoś niewysławialnego.

Blackburn – dziękuję i pozdrawiam zwrotnie.

regulatorzy – ja też nie mam pewności, że pojąłem wszystko, co napisałem, ale chyba nie o pewność wyżej chodzi. Często bardziej o to, co pod słowami. Błędy poprawione (odjąć literówka).

Finkla – faktycznie się nie da. Poprawione.

varg – nie dziwię się Twojemu zmęczeniu. Pomyśl, że musiałem to pisać, a potem przeklepywać z papieru na piksel. Burroughsowi (który istotnie też wpłynął) najlepszymi fragmentami mógłbym co najwyżej buty wyszorować.

FoloinStephanus – nie jest raczej.

toniejestwazne – ocena ma dla mnie znaczenie z dwóch perspektyw: jako krytyka utworu literackiego, bo summa summarum "Wypadkową" jednak bym do tego wora wrzucił, i jako polemika z poszczególnymi tezami filozoficzno-psychologicznymi. I tak ostatecznie napiszę po swojemu, podług charakteru, niemniej charakter utrwala i uwydatnia się właśnie w zderzeniu z formą, która go przekracza.

Odnośnie mglenia sensów: mam raczej ciągłe wrażenie, że nadal piszę zbyt topornie i że jeżeli cokolwiek w cierpiącej na kolejne klęski urodzaju literaturze zasługuje jeszcze na uwagę, to niepowtarzalna treść podana w skrajnie bezkompromisowej formie, przez którą rozumiem nie przekombinowanie ani nie czynienie na złość czytelnikowi, a możliwie najbardziej zindywidualizowane oraz suwerenne (zgodne z wewnętrznym rytmem, dla Schulza – z Księgą) podejście do tematu i sam jego wybór. Podobna postawa nie jest buntem dla buntu, nie wyklucza nawet sukcesu komercyjnego, o ile ten przyjdzie jako coś całkowicie wtórnego względem procesu twórczego, będącego celem samym w sobie. Niezależnie od wartości terapeutycznych etc. Inna sprawa, na ile udaje mi się realizować te ideały, mam wrażenie, że wciąż marnie, w najlepszym razie znośnie.

Kwestia podejścia i nastawienia… rezygnacja była wtedy moim przekonaniem. Przypominam słowa Lutra. Przy czym mam świadomość, że skrajny, najbardziej nawet samoświadomy nihilizm nie jest bardziej uzasadniony od swoich pozytywnych przeciwieństw.

Katastrof VII – dokonajmy wyświechtanego rozróżnienia na wolności "do" i "od". Władza wolę blokuje, ale i ją daje (Foucault bodajże). Lęk metafizyczny warto badać w kontekście doświadczenia mistycznego, napiszę o tym jeszcze, choć nie wiem, czy tu wrzucę. Z kolei wypadkową odczułem podczas tripa, pisałem: dla większości ludzi jest to mało wiarygodne, chociaż sam zazwyczaj wierzę we wszystkie fenomeny, które mi się objawiły, dopóki jawnie sobie nie przeczą (nie mówię o dialektycznym uzupełnianiu), a to z tego względu, żeby móc ustalić jedną wersję roboczą przeszłości (oraz co za tym idzie: teraźniejszości i przyszłości), która z punktu widzenia logiki wielowartościowej jest czysto hipotetyczna (vide początek "Lodu" Dukaja).

Nie odmawiam w ogóle katarktycznej funkcji sztuce, twierdzę jedynie, że czasem działa dokładnie na abarot. Rozwinąłeś jeszcze i podałeś przykład, że rozmaite twory mogą być motywacją już choćby z powodu angażowania wyobraźni, zgoda, pisałem o tym nawet w tekście. Choć w skrajnych wypadkach i ta funkcja zawodzi.

FoloinStephanus– że pisanie moc obronną… naprawdę nie zawsze. Podobnie z czytaniem czy z przyjmowaniem innych środków kulturowych: "Antychryst" Von Triera mało kogo uszczęśliwi, jeżeli oglądany zamiast codziennej dobranocki. 

regulatorzy – ni to głosy.

Katastrof VII – tekst jest nierówny, zamierzam go poprawić. Odnośnie myślników:

– zgadzam się, jednak przedstawiona w strumieniu wizja zakłada ucieczkę od wolności w rozumieniu zbliżonym do teorii Ericha Fromma

– lęk metafizyczny badać warto, o ile posiada się zaplecze stosownych nadnaturalnych doświadczeń; wyżej proponuję tylko jedną z możliwości, w dodatku mocno upraszczającą sprawę

– tu się nie zgodzę, pomijając einsteinowskie e = mc2, wierzę, że uzyskałem wgląd w jednorodną, energetyczną wizję świata na własnej korze, pominę okoliczności

– ciekawa koncepcja z tym strachem zakopującym doły, przemyślę, przetrawię 

Jeżeli przyjemność była, to czysto masochistyczna i wierz mi, że nikła w porównaniu z lękiem, którego tekst nie uśmierzył, co najwyżej ustrukturyzował, momentami nawet wzmocnił. Odnośnie łapanki – “je” bym zostawił, “wiater” celowo, “esse est percipi” znajdziesz u Berkeleya. Dzięki.

stefan.kawalec – jak będę miał ochotę, to po prostu to zrobię. A raczej nie będę.

iHomer – faktycznie warsztat taki sobie i dialogi jak z tektury. Mimo wszystko uważam, że tekst ma momenty, w zasadzie mógłbym go streścić do jednego akapitu.

ryszard – odróżnijmy stanowczą krytykę od trollingu. Mimo wszystko wypowiedź iHomera mieści się w granicach tej pierwszej.

ryszard – wiem, że “kurwa” wszechobecna i nadużywana, tym razem wydaje mi się jednak zupełnie na miejscu. “Opcja” i “luksfery” poprawione. Które metafory uważasz za ryzykowne?

regulatorzy – Beduini uwzniośleni razem z innym błędem, co pojawił się w tym zdaniu. Statki również przetrzebione, ostał się tylko jeden. Dziękuję.

Za dużo im Matki Boskiej Topornorymowskiej… cóż, przynajmniej ostrzegałem.

jacek001 – można, nawet trzeba. Poetyckie mięśnie ćwiczyć. W założeniu powyższa trójca nieświęta miała być bowiem zwykłym nagraniem z pakerni. Czort wie, czy następnym razem nie doładuję sztangi.

AdamieKB – chyba ciut inaczej rozumiemy nietzscheanizm, bo ja muszę zawtórować Finkli. Nie tylko ze względu na “nadczłowieka”.

Cieniu Burzy – widocznie nie miałeś odpowiednich doświadczeń, żeby odkodować przekaz. Nie twierdzę, że to źle. Po prostu idziemy inną drogą.

Madej90 – a dla mnie rozważania fryderykowo-mistyczne nigdy nie są czymś nieszczególnym. Wydmuszkowate było “Zmartwychspanie”. Ale jak uważasz.

Powyższym i pozostałym użytkownikom tradycyjnie dziękuję za odwiedziny.

regulatorzy – zadnie były przy “Sezonach”.

toniejestwazne – owszem, zamierzam dążyć do większej równowagi forma/treść (nie tyle przez uproszczenie pierwszej, raczej przez komplikację drugiej) i to nie z uwagi na czytelników, bo ciągle w założeniu piszę wyłącznie dla siebie. Efekty to inna sprawa, ciągle z nimi walczę. A z fabułą zobaczymy, na pewno nie zamierzam pisać konwencjonalnych, prędzej kopnąć je onirycznie, żeby się poprzewracały jak partia szachów, którą trzeba będzie potem samemu poukładać, albo potraktować parabolicznie, co już mi się dość często zdarzało.

P.S. Odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie: Joyce’a mam dopiero w planach, boję się, co będzie, jak się nim naszprycuję.

Thrain – za to lekki komentarz.

FoloinStephanus – no nie ma. Ale kategorii “proezja” ciągle brakuje.

Wicked G – na e-booka za wcześnie, szkoda na to kilobajtów. Poza tym jedyny nie jestem, toniejestwazne, Sirin… jest jeszcze nadzieja.

Deidriu – o neologistycznej ścianie i jej przekraczaniu napisałem właśnie w jałowym “Zmartwychspaniu”. Vide: komentarz numer jedenaście.

Pozostałym również dziękuję za (z)degustację.

Generalnie zgadzam się, że to wydmuszka i że mógłby mi już znudzić się ten rodzaj tekstów, bo do ściany doszedłem dłuższy czas temu. Teraz jedynie napieram na mur, mając urojenia jego przesuwalności, kiedy tak naprawdę sam się na nim rozpłaszczam, nabierając bezsmakowej przezroczystości, w której niedługo pewnie całkiem się rozpuszczę, obłudnie sądząc, że osiągam wyżyny pisarskiego rzemiosła. Zostanie skorupka. Tu znajduję jeszcze śladowe ilości białka, które jednak są za małe, żeby zaspokoić odwiedzinowe minimum spożycia.

P.S. Więc skoro sam to widzę, jest jeszcze nadzieja.

P.P.S. Mimo wszystko powyższego tekstu nie żałuję, zabawa przy pisaniu jak zawsze była przednia.

PsychoFish – teraz na parodie nie mam w ogóle ochoty, choć kiedyś może zajrzę. Dzięki za cynk.

Wicked G – wojna z wrogim światem – tak, ale. W wierszu tego nie zaznaczyłem, ale musiałbyś wtedy prowadzić również wojnę z samym sobą.

Duchowa fascynacja poczekała i się doczekała.

A że ego można utłuc bez opuszczania świata, to wiem doskonale, właśnie to miałem na myśli w tekście (konkretniej rozmaite formy medytacji).

regulatorzy – jeżeli ktoś kogoś grzebie za pomocą kury, czemu nie.

joseheim – z rytmem się nie zgodzę, dawno nie napisałem czegoś tak melodyjnego (o ile w ogóle).

jacek001 – Witkac, wiadomo. Póki co tylko “Szewcy”, w planach “Pożegnanie jesieni” i “Narkotyki”.

Zmieniłem na próbę "życiu" na "byciu" i wolę jednak wersję pierwotną.

Kwisatz – roboczo więc dziękuję.

wiwi – rozwaliła mnie Twoja interpretacja, choć jest (niemal) całkowicie rozbieżna z autorską.

Kwisatz Haderach – może dziś jest ten dzień?

Werwena – gdzieniegdzie na pewno przekombinowałem. Tzn. uświadamiam sobie, że jeśli tekst ma być trudny, to ze względu na zawiłości opisywanej rzeczywistości zewnętrznej lub wewnętrznej, a nie utrudniany na siłę, co bardzo często mi się zdarza. I nijak się to ma do autentyczności, która może być zachowana wbrew mojemu dotychczasowemu przegmatwanemu myśleniu. Inna sprawa, że ze względu na silną oniryzację pełna zrozumiałość w “Chyba że jak wieko trumny” byłaby mocno niewskazana.

gnoom, Teyami – dzięki za odwiedziny. Fakt, że nie przegiąłem z zawiłością szorta, unikając jednocześnie zbytniego upraszczania, na pewno sprzyja jego odczytaniu. Jeśli będę coś wkrótce pisał, to też w poetycko-mięsistym guście i też silnie inspirowane przyrodą, choć za zrozumiałość nie ręczę.

Zrozumiałość wciąż niewiele mnie interesuje (chyba że jako wysoki stopień koherencji), bo wszystko zależy od rozumiejącego, za to mięsistość stała się moim absolutnym priorytetem.

FoloinStephanus – efekt strumienia świadomości poniekąd był zamierzony. Przy czym mocno sterowałem jego biegiem, wprowadzając na  (zamierzone) mielizny neologistyczne.

BardzoGrubaLola – dokładnie: ma momenty. Następnym razem postaram się stworzyć coś tłustszego, nawet nie tyle z historią, co mniej wymęczone.

Ciekawe, że odkopałaś akurat ten tekst, bo ostatnio zdałem sobie sprawę, jak bardzo wciąż jest dla mnie aktualny. Przy czym teraz estetyka cierpienia to głównie przeżywanie dziwności, nieznośności oraz męczącej grozy świata zewnętrznego, przeżywanie będące źródłem bólu i szczęścia, które dąży do kresu w czymś, co nazwałbym pozarozumną ciemnością świadomą, odcięciem od bodźców egzogennych na rzecz endogennych poruszeń psychiki (vide: “Chyba że jak wieko trumny”, gdzie zresztą już byłaś).

SF to nie moja bajka, choć wczoraj wrzuciłem tekst z bohaterką-schizofreniczką, która zamiast na statek trafia do głowy niewydarzonego mistyka. Gdzie klimat podobny jak na Twojej planecie.

Fakt, jak czytałem do tamtych kawałków, w ich połowach musiałem lecieć od początku. No a tekst pasuje. I jest z dobrej płyty.

WickedG – dziękuję za przeczytanie i za nominację. Masz rację z syreną. Już poprawione. I dobrze trafiłeś z tym neurogroovem, bo scena snu po wyjściu z lasu inspirowana jest muzyką na DXM-ie.

regulatorzy – rozumiem i doceniam, że spróbowałaś.

AdamKB – będzie Ci odpuszczone. Choć jakbyś chciał wrócić po większą dawkę, to zapraszam, czynne całodobowo.

Widzisz, nie czytam forów (nie licząc tego jednego). A w łączeniu – pewnie, że jest. Cały myk polega na tym, by metafizyczne wzloty bohatera zakończyć do śmierci fizycznym upadkiem. Dlatego R+ tu pasuje, bo też liryczno-dosłowny.

Sapkowski razy Brzezińska dzielone przez powagę, która nawet tej drugiej czasem się zdarzała. Dobre w obu tego słowa znaczeniach, językowo wymuskane, uśmiech zostawiło. Jedyny mankament: spisek trochę przekombinowany.

A ja przesłuchałem sprawę i rzeczywiście, “Feuer und Wasser” oraz “Amour“ dołączają do oficjalnego soundtracku “Sezon” obok Marka Grechuty. Ten cytat to z jakiegoś wywiadu z Lindemannem?

RogerRedeye – nie wiem, a jak spotkam, to już nie opowiem.

scanning – huuuu… no, jest w tym tekście jakowaś niemiecka sprośność, mimo wszystko daleko mu klimatem do Rammsteina. W moim odczuciu zbyt subtelny. A Dukaj, już tu wspomniany, miał fajne opowiadanie w zbiorze “Król bólu”, przed którym zalecał czytanie przy muzyce R+.

Równowaga zaburzona… mnie wciąż stylizacja cieszy. Celowo z nią przegiąłem, by oddać wrażenie gawędy starego mędrca. Dzięki za rzeczową recenzję i punkt do biblioteki.

Blue_Ice – jeśli rozbawiło, to spełniło swoją rolę, Jeśli nie – to również.

toniejestwazne – pierwszy, który zauważył! Odmrożenia po “Lodzie” wciąż były dość świeże.

Dzięki za informację, dzięki za gratulacje. Właśnie do niego napisałem. Generalnie pamiętam o reprezentatywnym fragmencie, ale wtedy, gdy spodziewam się, że tekst będzie punktowany. Tu się zupełnie nie spodziewałem.

A to dobre – ostatni tekst, którego spodziewałbym się w bibliotece. Skoro jednak słowo stało się ciałem, dodałem reprezentatywny fragment. Proszę osobę kompetentną o wrzucenie go na główną.

Tymczasem dziękuję za tak liczne odwiedziny. Widzę, że pomogła większa przejrzystość szorta (”Sezony” pochodzą z czasów, gdy jeszcze tak nie gmatwoliłem) i przeszkodziła dosadność niektórych fragmentów (mimo wszystko zostanę przy “członkach”, bo to najmniej żenujące określenie męskiego przyrodzenia, nie ruszę nawet “łechtaczki”, która pasuje jak kij do ula).

P.S. Utwór ma być sprośny, naturalistyczny i wywoływać zdrowe podniecenie seksualne.

P.P.S. Pogrzebię jeszcze w tej szufladzie.

P.P.P.S. Mechaniszkinie – ustanawiam Grechutę oficjalnym soundtrackiem “Czterech Sezon”!

Więc to tak. Nina George – pomysł faktycznie miała fajny, ale jak kiepskie, to wierzę i nie tykam.

Do już istniejących nic nie mam, brakuje mi raczej większej ilości neologizmów. Jestem wneozgięty.

Zaprosił mnie tytuł. Lubię neologizmy i poetyzmy, rozbujaną metaforykę oraz dwuznaczności (także te niezamierzone). Czytałem dwa razy, za pierwszym widziałem dość nieoczywistą metaforę życia z jego prostościami i zawirowaniami, za drugim to, co pewnie miałem w założeniu widzieć. Generalnie się podobało, unikasz banału, nawet jeśli czasem mogłabyś wprowadzić głębszą ornamentację.

Nowa Fantastyka