Profil użytkownika


komentarze: 21, w dziale opowiadań: 11, opowiadania: 5

Ostatnie sto komentarzy

Ja raczej powiedziałabym (cytując pewnego pana), że prawda nie leży po środku, tylko tam gdzie leży. hehe
Ogolnie nie zgadzam się z paroma zarzutami, ale jako, że jest to konkurs, to poczekam na wynik.
Ostateczna ocena i tak będzie wystawiona przez DJ'a. :P

Mar rozdziawił ze zdziwienia usta. Przeczuwał wcześniej kłopoty, ale... ale to przechodziło wszystko. W końcu Mistrz napytał sobie biedy i to nie byle jakiej. Został ukarany bardzo surowo. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce przeszło dwieście lat temu. Teraz Horn został pozbawiony mocy i był bardziej bezbronny niż on, adept.
- Ja... - zaczął niepewnie Mar.
Odetchnął głęboko i zamruczał pod nosem:
- Będę tego żałował - zawiesił głos i odetchnął ponownie. - Zostanę z moim starym Mistrzem. Może i jest idiotą, a ja pewnie jestem jeszcze większym, wybierając takie rozwiązanie.
Spojrzał na Mistrza Henryka z niepewnością, jakby szukając u niego potwierdzenia swojej decyzji. Ten jednak, zachowując kamienną twarz, kiwną tylko głową i odrzekł:
- Twoja wola - powiedział. Spojrzał surowo na Horna dodał - Laskę zabieram ze sobą, żebyś nie wpadł na jakiś głupi pomysł.
Mistrz Henryk obrócił się od nich plecami i dosłownie rozmył się w powietrzu niczym para wodna.
Horn patrzył zaszklonymi oczami na Mara.
- Cieszę się, że zostałeś.
Przyłożył rękaw do twarz i tak trwał przez parę chwil. Obrzymek i górski olbrzym przez ten czasu wygrzebali się z błota, wyraźnie niezadowoleni z odkrycia, że piękne nimfy zniknęły. Mar stojąc po kostki w błocie nie śmiał się ruszyć, patrząc na czarodzieja. Jego ramiona drgały w nierównomiernie. Spod rękawa słyszał niewyraźne dźwięki.
Bogowie, on płacze, pomyślał Mar. To było szokujące i tak niespodziewane, że Mar nie był pewny jak się zachować. Rozumiał, co mógł czuć czarodziej, który stracił swoją laskę, a wraz z nią moce. Tylko, że Horn nigdy się nie załamywał, zawsze parł do przodu. Teraz natomiast, Mar trochę z rozczarowaniem stwierdził, że jego Mistrz się poddał.
Śmiech, teraz było słychać go wyraźniej. To, co wcześniej Mar wziął za płacz, było tłumionym śmiechem. Czarodziej odsunął rękaw od twarzy i odrzucił głowę do tyłu zanosząc się śmiechem. Mar zamiast poczuć ulgę, miał wrażenie, jakby zaczął gotować się w środku.
- Mistrzu, straciłeś rozum!? - wrzasnął na niego wściekły Mar.
To rozbawiło czarodzieja jeszcze bardziej. Mar zacisnął pięści.
- Dobrze, że Henio sobie poszedł, stary nudny pryk - prychnął Horn, kiedy już przeszedł mu napad śmiechu.
- Mistrzu, jeśli Mistrz Henryk by słyszał, to, w jaki sposób się wypowiadasz na jego temat - zaczął Mar, kiedy przerwał mu czarodziej.
- Chłopcze, może i Henio jest w Radzie Magów, ale nawet on nie może kontrolować wszystkiego. Więc nie praw mi tu, co mogę, a co nie mogę. Jeśli będę chciał, to będę obrażać sobie nawet samego Gorika Wielkiego.
Mar wciągnął głośno powietrze.
- A teraz czas się zbierać - rzekł Horn i klepnął w plecy swojego syna.
Ruszył przed siebie. Obrzymek poszedł za nim. Mar nadal stał w blocie.
- Mistrzu! - zawołał za nim, ale ten się nie obrócił.
Zaklnął głośno. Wygramolił się z błota i ruszył za nim. Honr skierował swoje kroki w stronę wsi. Szedł tak pewnie, jakby nic się nie stało, z dumnie podniesioną głową. Za sobą Mar słyszał kroki olbrzyma, który po chwili zrównał z nim krok.
- Ja też idę - oznajmił.
Mara mało to interesowało, wzruszył tylko ramionami nie podejmując tematu. Zresztą intelektualnych wyżyn, w rozmowie z olbrzymem, by nie osiągnął. Zwisało mu to.
Horn skierował się do tawerny. Z rozmachem otworzył drewniane drzwi i wszedł do środka. Mar był już zmęczony, a jeśli wybuchnie kolejna burda, to chyba zwariuje. Czarodziej usiał przy stole i zamówił jedzenie dla wszystkich, za pieniądze, które zostawili mu wieśniacy. Obrzynek wyraźnie skrępowany siedział obok odnalezionego ojca. Rozmowa jakoś się nie kleiła, więc z wyraźna ulgą Mar przyjął jedzenie, które wylądowało przed nim na stole. Horn zamówił trójniak. Nalał sobie porządną część i przepłukał usta, po niedawnych szczynach. Wypluwając zawartość na podłogę. Dopiero potem zdecydował się zjeść coś normalnego.
Cisza przy stole zaczynała być nieznośna, mimo, że w całej tawernie panował gwar.
- Co masz zamiar zrobić Mistrzu? - Mar w końcu zdecydował się poruszyć temat.
Horn uśmiechnął się.
- Już myślałem, że nie zapytasz - odparł wyraźnie zadowolony.
Marowi znów przemknęło przez myśl, ze Horn zwariował.
- Mar, jesteś mądry. Dlatego wziąłem ciebie na ucznia. Powinieneś sam się tego domyślić. Przypomnij sobie wszystko. - W jego głosie słychać było nacisk na ostatnie słowo. - Co dzisiaj się stało.
Marowi jakoś nie chciało się wierzyć, że jego mądrość zaważyła na tym, że Horn przyjął go na adepta. Ale nie chciał podejmować tego tematu. Mar zamyślił się na chwilę. Co stało się takiego, że Mistrz nie przejął się złamaniem jego laski - każdy normalny czarodziej, słowo normalny do jego mistrza nie pasowało, ale każdy inny, na pewno mocno by to przeżył. Nagle Mar doznał olśnienia.
- Naukowiec! - krzyknął tak głośno, że zwrócił na siebie uwagę biesiadników obok.
Ale zaraz zaczął znów mieć wątpliwości.
- No tak, naukowiec zabrał kawałek laski, mówił, że rdzeń jeszcze żyje, że wyrośnie z niego drzewo? Nie pamiętam, nie zwracałem na niego uwagi. Nieważne. Ale nawet jeśli, kiedyś coś wyrośnie z tego zalążka, to nie będzie w jeden dzień. Na to będzie potrzeba lat. Z całym szacunkiem, ale możesz tego Mistrzu nie doczekać.
Horn podparł brodę dłonią, jego oczy zalśniły z podniecenia.
- Masz rację mój wierny uczniu. Dlatego musimy odebrać kawałek od owego naukowca i udać się... - Przerwał na chwilę, żeby podkreślić znaczenie kolejnych słów. - ... do elfów.
Mar zadławił się właśnie połykanym łykiem trójniaka. Zaczął kasłać, a oczy wyszły mu na wierzch - trudno było stwierdzić czy ze zdziwienia, czy przez przeklęty łyk.
- Elfów??? - wykrztusił z siebie Mar.
- Tak, tak. - Pokiwał głową czarodziej, dla wzmocnienia swoich słów. - Nie mówię, że łatwo będzie ich znaleźć, kryją się po tych swoich lasach. Jeszcze trudniej będzie przekonać ich do moich racji. Ale jeśli mi się uda. Odzyskam laskę szybciej, niż przewidywał to, ten pies Rady. Pieśń elfów ma zaiste cudowne możliwości.

 

 

To ostudziło zapędy tłumu. Woda zamieniła miękkie podłoże w błoto. Fala uderzenia ścięła z nóg rozwścieczoną grupę. Kiedy strumień wody osłabł, zaczęli podnosić się z ziemi.
Horn wyszedł na drewniany ganek podpierając się na swojej lasce. Procenty jeszcze dawały o sobie znać, chybocząc czarodziejem na boki. Spod jego butów, przy każdym kroku, wydobywał się chlupot. Mar wychylił się zza pleców czarodzieja. Spojrzał na pobojowisko przed chałupą. Prawie odetchnął z ulgą widząc niewielkie szkody, jakie tym razem wyrządził Horn.
Błotnej kąpieli uniknął jedynie prowodyr całego zamieszania. Chłopak zgramolił się z pleców olbrzyma i wykrzyknął:
- Brać go! - Wskazał palcem na czarodzieja.
Tłum jednak nie był już tak ochoczy do działania. Co bardziej tchórzliwi uciekli. Obrzynek, gdy tylko podniósł się na nogi, postanowił ulotnić się, jak pozostali.
- Rusz się - zaskrzeczał chłopak w ucho olbrzyma.
Ten podniósł się na nogi i popędził na oślep w kierunku drzwi. Mar szybko ocenił sytuacje i niewiele zastanawiając się odepchnął czarodzieja na bok. Horn zatoczył się na drewnianym ganku. Nadpalone deski nie wytrzymały i załamały się pod ciężarem czarodzieja. Mar przyjął cały impet uderzenia olbrzyma i przeleciał przez korytarz roztrzaskując plecami drewnianą szafkę. Olbrzym spojrzał ogłupiały na Mara i Horna, nie wiedząc, kogo ma ogłuszyć. Dzieciak nie wyjaśnił mu dokładnie, którego z nich potrzebuje. Wielką ręką podrapał się po głowie, wydając dźwięk niezdecydowania. Horn zdążył w tym czasie wygrzebać się z desek. Z chałupy doszedł go jęk Mara. Co dziwne, sytaucja rozzłościła czarodzieja, a może jeszcze była to wina alkoholu? Skierował laskę w stronę olbrzyma. Wymamrotał zaklęcie i ogłuszający pocisk trafił wielkoluda. Normalny człowiek po czymś takim, mógłby zapomnieć o kolejnej połowie dnia. Olbrzym klapnął tylko zdezorientowany na deski, niszcząc do końca to, czego nie strawił ogień.
- Wyprawimy mu sami sąd! Nie uciekajcie! - dziecięcy głos zachęcał pozostałych przed chałupą wieśniaków. - Spójrzcie tam! - Wskazał na czarodzieja wchodzącego do domu. - To on chowa się, jak szczur w norze! Wykurzmy go!
Horn zbliżył się do leżącego Mara i pokręcił głową.
- Same z tobą problemy, trzeba było uciekać przed tym olbrzymem. Teraz będę musiał cię taszczyć ze sobą. Żadnego poszanowania dla swojego Mistrza... - zamarudził czarodziej.
Mar stęknął i mimo bólu podniósł się na nogi. Spojrzał spode łba na Horna i przygryzł dolną wargę. Na końcu języka miał już przyszykowaną odpowiedź i tylko zdrowy rozsądek nie pozwolił mu wybuchnąć. Przecież, to on, uratował już dzisiaj czarodzieja dwa razy, a ten zarzucał mu bezużyteczność. Horn, jakby nie zdając sobie sprawy z wewnętrznej walki, jaką prowadził jego uczeń przepchnął go do pokoju obok.
- Ale tutaj nie ma żadnego wyjścia. Jeśli wieśniacy teraz wejdą, będziemy uwięzieni jak w klatce... - zaczął Mar, ale uśmiech, który pojawił się na twarzy czarodzieja, zbił go z podjętego wątku.
- Mar, a czy ktoś ci powiedział, ze wyjdziemy stąd drzwiami? - Zakończył głośnym beknięciem, po czym poklepał się po brzuchu. - No, teraz się poukładało - dodał.
Mar cofnął się spod ściany, znając zapędy swojego Mistrza, nie musiał długo zgadywać, co się zaraz wydarzy. Zaczął się modlić, żeby strop nie zawalił im się na głowę. Czarodziej sprawiał wrażenie jeszcze pijanego i Mar wątpił w jego zdolność oceny sytuacji. Zbyt duży wybuch mógłby pogrzebać ich tutaj żywcem...
Czarodziej zaczął wypowiadać zaklęcie. Mar zamknął oczy. Napiął ze zdenerwowania mięsnie. Za chwilę skarcił się za własną głupotę, gdy ból przypomniał o sobie ze zdwojoną mocą.
Wieśniacy wpadli do chałupy, zaopatrzeni w wygrzebane z błota bronie, dodawały im pewności siebie. Chłopak szedł za nimi i okrzykami zagrzewał do działania. Dziewięćdziesiąt siedem lat życia nie poszło na marne i z powodzeniem wykorzystywał teraz swoje doświadczenie na wieśniakach.
Może i mógłby nawet przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy. Ale pijany czarodziej, najnormalniej w świecie spieprzył sprawę. Mimo, że wyglądał na niecałe dziesięć lat, to doskwierały mu dolegliwości prawie stulatka, które czar tylko potęgował. Reumatyzm, łupał w kościach podwójnie - no chyba, że za chwilę będzie lać jak z cebra, w co wątpił. Zadyszki nabawiał się już przy tuzinie szybszych kroków. Oprócz tego lekki artretyzm, który doskwierał mu wczorajszego wieczora, dzisiaj przybrał na sile. W takim stanie nie chciał spędzić kolejnych kilkudziesięciu lat życia. Wolał już wrócić do tego, co było. A, jeśli czarodziej nie cofnie czaru, to obedrę go żywcem ze skóry, pomyślał.

 

@Adam - chętnie zamieniłabym rozmowę pod opowiadaniem na prywatyny dialog. :)

Dziękuję za komentarze.

@Adam - jeśli chodzi o zarzut zapisu myśli jako cytatu, to znam wiele książek, w krótych taki zapis jest stosowany.
Być może jestem nie na czasie, więc musze to sprawdzić :)

@Fasoletti - nie widziałam tego serialu, ale teraz pewnie obejrze z czystej ciekawości.

Nowa Fantastyka