- Opowiadanie: SzyszkowyDziadek - Ofidiofobia

Ofidiofobia

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ofidiofobia

Nie mam za­mia­ru wy­ja­śniać, że nie cho­dzi o szpa­ra­gi. Nigdy też nie bałem się cu­ki­nii, nie od­czu­wa­łem ir­ra­cjo­nal­ne­go lęku przed ogór­ka­mi. Ani razu nie przy­śnił mi się prze­ra­ża­ją­cy kosz­mar z ba­kła­ża­na­mi w roli głów­nej.

Trud­no by­ło­by prze­ko­nać psy­cho­ana­li­ty­ka, że moja fobia nie ma ab­so­lut­nie żad­ne­go związ­ku z sym­bo­la­mi fal­licz­ny­mi. A może jed­nak ma, tylko su­per­ego sku­tecz­nie chro­ni umysł przed po­zna­niem praw­dy? Pew­nie wpraw­ny te­ra­peu­ta po­tra­fił­by wy­cią­gnąć na świa­tło dzien­ne głę­bo­ko skry­wa­ną ob­se­sję na punk­cie phal­lu­sa. Oczy­wi­ście, nie mógł­bym za­prze­czyć, bo prze­cież tak wła­śnie funk­cjo­nu­je me­cha­nizm wy­par­cia.

Może i się mylę. Nawet jeśli, to, abs­tra­hu­jąc od tego, czy moja wizja psy­cho­ana­li­zy to ste­reo­typ, czy może jed­nak jun­gow­ski ar­che­typ, nie pla­nu­ję w naj­bliż­szym cza­sie zgłę­biać tego odła­mu psy­cho­lo­gii. Odkąd pa­mię­tam, sprzęt do elek­trow­strzą­sów wy­da­wał mi się przy­tul­niej­szy niż ko­zet­ka.

Zna­jo­my po­le­cił mi za­ję­cia gru­po­we. Po­wie­dział, że po­znam tam ludzi o jesz­cze dziw­niej­szych lę­kach. Mia­łem co do tego wąt­pli­wo­ści.

Zgro­ma­dze­ni w po­cze­kal­ni wy­glą­da­li zu­peł­nie nor­mal­nie. Trud­no było na pierw­szy rzut oka od­gad­nąć, co ich tu spro­wa­dza. Bałem się, że ktoś spyta, co mnie tu za­gna­ło. Prę­dzej czy póź­niej i tak się do­wie­dzą. Ale le­piej póź­niej niż prę­dzej. Za­drża­łem, gdy za­ga­da­ła do mnie ko­bie­ta o twa­rzy ob­fi­cie po­kry­tej zmarszcz­ka­mi.

Lubię ludzi, któ­rzy dużo mówią. Bez prze­rwy traj­ko­czą, nie dając ni­ko­mu dojść do słowa. Wy­rzu­ca­ją serią wy­ra­zy, krop­ki i wy­krzyk­ni­ki, za to bar­dzo rzad­ko wy­plu­wa­ją znaki za­py­ta­nia. Na szczę­ście ko­bie­ta o wy­glą­dzie shar peia była wła­śnie takim typem czło­wie­ka.

– Pan jest tu pierw­szy raz. Spo­koj­nie, na­praw­dę nie ma się czego bać. Rafał, nasz te­ra­peu­ta, to bar­dzo przy­ja­zny czło­wiek. Umie słu­chać.

Jęk­ną­łem w duchu. Nie­na­wi­dzi­łem ludzi, któ­rzy umie­ją słu­chać. Ko­bie­ta kon­ty­nu­owa­ła.

– Tu nic panu nie grozi. Też za pierw­szym razem się bałam. Bo, wie pan, mój pro­blem po­le­ga na tym, że od­czu­wam lęk przed wi­zy­tą u le­ka­rza…

– Psy­cho­log to nie le­karz – wtrą­ci­łem.

– Na­praw­dę? – ko­bie­ta zmarsz­czy­ła czoło, za­pew­ne żeby jesz­cze bar­dziej przy­po­mi­nać po­gnie­cio­ne­go chiń­skie­go pie­ska. – Na czym to ja… A, więc boję się le­ka­rzy. Nie­waż­ne, czy trzy­ma­ją strzy­kaw­kę, czy ste­to­skop. Nadal nie wiem, skąd mi się  to wzię­ło. Cza­sem, gdy strach jest nie do wy­trzy­ma­nia, za­da­ję sobie jedno pro­ste py­ta­nie…

– Tak?

– Czy wąż Esku­la­pa jest ja­do­wi­ty?

Nie zdą­ży­łem od­po­wie­dzieć, bo wła­śnie zja­wił się te­ra­peu­ta i za­pro­sił naszą we­so­łą gro­mad­kę cy­ko­rów do środ­ka.

 

***

 

Co za kre­tyn wy­my­ślił, żeby w trak­cie sesji gru­po­wych pa­cjen­ci sie­dzie­li w kółku. Wszy­scy na mnie pa­trzy­li i ocze­ki­wa­li, aż się przed­sta­wię. Za­mie­ni­li się w jeden wiel­ki słuch.

Dla­cze­go ja pierw­szy mam o sobie opo­wie­dzieć? Męż­czy­zna o wy­glą­dzie la­ca­now­skie­go post­mo­der­ni­sty też jest nowy. Niech on za­cznie. No dobra. Raz kozie śmierć.

– Mam na imię Syl­we­ster i…

Za­wa­ha­łem się. Na pewno mnie wy­śmie­ją. Wo­lał­bym już po­wie­dzieć “Mam na imię Syl­we­ster i je­stem al­ko­ho­li­kiem”. Nie­ste­ty, nie byłem al­ko­ho­li­kiem. Piłem tylko oka­zjo­nal­nie. Fakt fak­tem, że ostat­nio wspo­mnia­ne oka­zje zda­rza­ły się coraz czę­ściej. Zwłasz­cza po in­cy­den­cie w wa­rzyw­nia­ku, po któ­rym rzu­ci­ła mnie dziew­czy­na. Od tego czasu mia­łem cho­ler­nie dużo oka­zji.

Zo­rien­to­wa­łem się, że cisza w ni­czym mi nie po­mo­że. Tą nie­po­trzeb­ną pauzą tylko bu­du­ję na­pię­cie. Po­li­czy­łem w my­ślach do pię­ciu, na­bra­łem po­wie­trza i wy­pa­li­łem:

– Mam na imię Syl­we­ster i lękam się ka­la­fio­rów.

Facet o fi­zjo­no­mii post­mo­der­ni­sty wydał z sie­bie dziw­ny dźwięk. W tej krót­kiej chwi­li znie­na­wi­dzi­łem gnoj­ka. Wszę­dzie po­znam od­głos stłu­mio­ne­go śmie­chu.

– Pro­szę po­wie­dzieć coś wię­cej – za­chę­cił Rafał, nie­zwy­kle przy­ja­zny te­ra­peu­ta, który umiał słu­chać. – Śmia­ło – dodał, wyj­mu­jąc z kie­sze­ni nie­wiel­ki notes.

– Tak… Zatem boję się ka­la­fio­rów. Do­kład­niej nie­prze­two­rzo­nych ka­la­fio­rów. Weźmy taką zupę. Mogę ją nawet zjeść, pod wa­run­kiem, że nie będą w niej pły­wać żadne więk­sze ka­wał­ki. Z zupą krem nie mam żad­ne­go pro­ble­mu. Albo purée ziem­nia­cza­no-ka­la­fio­ro­we. Nawet mi sma­ku­je. Po­dej­rze­wam, że prze­sta­ję się bać, kiedy wa­rzy­wa są na tyle zgnie­cio­ne, że tracą swą ka­la­fio­ro­wą po­stać…

La­ca­now­ski post­mo­der­ni­sta wy­da­wał oso­bli­wie od­gło­sy ze zwięk­szo­ną czę­sto­tli­wo­ścią.

– Tak… – kon­ty­nu­owa­łem, sta­ra­jąc się igno­ro­wać chi­cho­czą­ce­go idio­tę. – Po­cząt­ko­wo się tym nie przej­mo­wa­łem. Po pro­stu omi­ja­łem sto­iska z ka­la­fio­ra­mi. Ale jakiś czas temu za­czą­łem cho­dzić z pewną dziew­czy­ną. Miała na imię San­dra i była cu­dow­na. Oka­za­ło się, że uwiel­bia ka­la­fio­ry. Kocha je tak bar­dzo, że gdyby za­ło­ży­ły ze­spół, ku­pi­ła­by ich wszyst­kie płyty. Ona chcia­ła mi pomóc, wy­le­czyć mnie, na­wró­cić na swój ka­la­fio­ria­nizm. Po­szli­śmy razem do skle­pu z wa­rzy­wa­mi. Tam wła­śnie od­by­ła się kon­fron­ta­cja. San­dra po­da­ła mi naj­do­rod­niej­szy okaz. Pa­trzy­łem na niego, a on nie pa­trzył na mnie, bo prze­cież wa­rzy­wa nie mają oczu. Za­czę­ło się od za­wro­tów głowy. Nie wiem, jak opi­sać to uczu­cie. To było takie dziw­ne. Jakby w jed­nej chwi­li mój mózg za­pra­gnął wy­buch­nąć, a moja czasz­ka w tym samym mo­men­cie na­bra­ła ogrom­nej ocho­ty na im­plo­zję. A potem… Potem zwy­mio­to­wa­łem pro­sto na ka­la­fio­ry. Na oczach San­dry zbesz­cze­ści­łem oł­tarz, znisz­czy­łem album jej ulu­bio­ne­go ze­spo­łu. Nic dziw­ne­go, że ode mnie ode­szła.

Ryk­ną­łem pła­czem, a post­mo­der­ni­sta ryk­nął śmie­chem.

– Pro­szę się nie śmiać! – krzyk­nął psy­cho­log. – Wszy­scy chęt­nie po­słu­cha­my, z jakim pro­ble­mem pan do nas przy­szedł.

– Wła­śnie – do­da­łem, ocie­ra­jąc łzy. Ko­bie­ta o twa­rzy shar peia po­da­ła mi chu­s­tecz­kę. – Pew­nie od­czu­wa pa­to­lo­gicz­ny lęk przed struk­tu­rą dys­kur­su – do­da­łem ci­szej.

Post­mo­der­ni­sta po­pra­wił oku­la­ry i za­czął swój wywód. Mówił z iry­tu­ją­co po­praw­ną dyk­cją.

– Mam na imię Se­we­ryn. Po­zwo­lę sobie roz­po­cząć od za­cy­to­wa­nia słów Ma­ri­lyn Mon­roe: “Ni­cze­go nie na­le­ży się bać, oprócz sa­me­go lęku”. To wła­śnie mój pro­blem. Już samo przyj­ście tutaj to dla mnie nie lada wy­zwa­nie. Nie boję się pa­ją­ków, wy­so­ko­ści, tłumu ani po­grze­ba­nia żyw­cem. Nie ro­zu­miem, jak można oba­wiać się ka­la­fio­rów. Bez urazy, ale to zwy­czaj­nie głu­pie. Nie po­tra­fię pojąć, jak to jest od­czu­wać strach przed czymś kon­kret­nym. Ale boję się, że kie­dyś będę taki jak wy. Boję się bać. Wiem, to dosyć ory­gi­nal­na fobia.

– Nie­zu­peł­nie – za­uwa­żył te­ra­peu­ta. Pa­trzył w swój no­te­sik. – Spo­tka­łem już jed­ne­go fo­bo­fo­ba. A wła­śnie! Za­po­mnia­łem wpi­sać ka­la­fio­ro­fo­bię. Z tym spo­ty­kam się po raz pierw­szy.

Se­we­ryn spoj­rzał na mnie z za­wi­ścią. Chyba mi za­zdro­ścił.

– Fo­bo­fo­ba?

– Tak. – Te­ra­peu­ta kiw­nął głową. – Fo­bo­fo­bia, od grec­kie­go pho­bos, a nawet pho­bos pho­bos, to lęk przed lę­kiem.

– Strach przed stra­chem?

– Tak. Banie się, że bę­dzie się bać. Jak pu­deł­ko w pu­deł­ku.

Przy­słu­chu­jąc się temu spe­cy­ficz­ne­mu dia­lo­go­wi, od­czu­łem lekki nie­po­kój, jakby gdzieś w po­bli­żu znaj­do­wa­ły się te wstręt­ne wa­rzy­wa. Ro­zej­rza­łem się wokół, ale nie zna­la­złem żad­ne­go ka­la­fio­ra.

Już kie­dyś przy­da­rzy­ła mi się po­dob­na sy­tu­acja. W lesie. Było to o tyle dziw­ne, że prze­cież ka­la­fio­ry nie rosną w lesie. Wokół wi­dzia­łem tylko ja­go­dy, grzy­by i pa­prot­ki. A mimo to po­czu­łem lęk, jak pod­czas spo­tka­nia z moim wa­rzyw­nym ar­cy­ne­me­zis. Tylko w mniej­szej skali. Innym razem na­pa­dły mnie nud­no­ści po tym, jak za­fa­scy­no­wa­ny ana­li­zo­wa­łem kształt śnież­ne­go płat­ka. Czy to ma ja­ki­kol­wiek sens? A teraz jesz­cze to. Fo­bo­fo­bia. Pu­deł­ko w pu­deł­ku.

Klik­nię­cie.

Coś klik­nę­ło w mojej gło­wie. Olśni­ło mnie. Jakie to oczy­wi­ste! Pu­deł­ko w pu­deł­ku. Fobia w fobii. Pła­tek w płat­ku. Pa­prot­ka w pa­prot­ce. I wresz­cie ka­la­fior w ka­la­fio­rze. Wszę­dzie ten sam po­wta­rza­ją­cy się wzór. A w każ­dym wzo­rze na­stęp­ny wzór. A potem ko­lej­ny i ko­lej­ny…

Więc to nie ka­la­fio­rów się lę­ka­łem! Wa­rzy­wo sta­no­wi­ło po pro­stu naj­ja­skraw­szy przy­kład obrzy­dli­we­go ka­ni­ba­la, który po­żarł sam sie­bie. Nie­któ­rzy boją się scho­dów bez po­rę­czy. Ja bałem się scho­dów po­zba­wio­nych końca.

Jakże byłem szczę­śli­wy. W końcu dia­gno­za to wstęp do wy­le­cze­nia. Może San­dra do mnie wróci? Mia­łem ocho­tę wy­biec na śro­dek koła i opo­wie­dzieć o swoim od­kry­ciu. Po­sta­no­wi­łem po­słu­chać hi­sto­rii ko­lej­ne­go pa­cjen­ta, a potem oznaj­mić wszyst­kim we­so­łą no­wi­nę.

Na­stęp­na była ko­bie­ta o apa­ry­cji shar peia.

– Mam na imię Jo­an­na i je­stem tu po raz czwar­ty. Wcze­śniej mó­wi­łam o moim lęku przed le­ka­rza­mi, ale wła­śnie coś sobie uświa­do­mi­łam. Ist­nie­je rzecz, któ­rej oba­wiam się nawet bar­dziej niż chi­rur­gów. Może nie­zu­peł­nie rzecz, ra­czej uczu­cie. Moim naj­więk­szym kosz­ma­rem jest, że kie­dyś obu­dzę się taka, jak pan Se­we­ryn. Boję się bać cze­goś tak nie­na­ma­cal­ne­go, jak sam strach. Do­kład­niej boję się bać się bać.

Szarp­nię­cie.

Psy­cho­log uśmiech­nął się i za­pi­sał w no­te­sie ja­kieś bar­dzo dłu­gie słowo.

– Ar­cy­cie­ka­we. Pierw­szy raz spo­ty­kam się z przy­pad­kiem fo­bo­fo­bo­fo­bii. Strach przed stra­chem przed stra­chem to praw­dzi­wa rzad­kość. Jak pu­deł­ko w pu­deł­ku w jesz­cze jed­nym pu­deł­ku.

Trza­śnię­cie. Ści­sną­łem chu­s­tecz­kę.

Coś było nie tak. Coś było bar­dzo nie tak. Krę­ci­ło mi się w gło­wie. Nawet nie wiem, w którą stro­nę. Może w obie jed­no­cze­śnie. Ale prze­cież tutaj nic mi nie grozi.

Ko­lej­na osoba w kółku. Jak ob­ra­ca­ją­cy się bę­be­nek re­wol­we­ru.

– Mam na imię Prze­mek i boję się stra­chu przed stra­chem przed stra­chem.

Skrę­ce­nie.

– Fa­scy­nu­ją­ce – krzyk­nął za­chwy­co­ny te­ra­peu­ta. – Ko­lej­ny do ko­lek­cji. Fo­bo­fo­bo­fo­bo­fo­bia…

Wy­ży­ma­nie. Wbi­łem pa­znok­cie w skórę.

Na­stęp­ny obrót bę­ben­ka.

– Mam na imię Pau­li­na i boję się pa­ją­ków… Ale to nic w po­rów­na­niu z lę­kiem przed lę­kiem przed lę­kiem przed lę­kiem przed lę­kiem.

Zmiaż­dże­nie.

– Fo­bo­fo­bo­fo­bo­fo­bo­fo­bia. Od grec­kie­go pho­bos pho­bos pho­bos pho­bos pho­bos. Jak pu­deł­ko w…

Bul­got.

Ćwierć­przy­tom­ny wy­to­czy­łem się na śro­dek koła. Cały świat wi­ro­wał. Krę­cił się w pio­nie, w po­zio­mie, w po­przek, na wylot, w wy­mia­rach nie­zna­nych ludz­ko­ści. Jakby ktoś mnie wrzu­cił do bębna pral­ki. A tę pral­kę do jesz­cze jed­nej pral­ki. I tak dalej.

Wi­dzia­łem twa­rze pa­cjen­tów. Coraz to now­sze, jakby to nigdy nie miało się skoń­czyć. Jak­bym zna­lazł się w wiel­kim ka­la­fio­rze.

W moich skoł­tu­nio­nych den­dry­tach pul­so­wa­ło jedno krót­kie py­ta­nie.

Czy Uro­bo­ros jest ja­do­wi­ty?

Koniec

Komentarze

.

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Ależ cie­ka­wa fobia! A od nie­win­nych ka­la­fio­rów się za­czę­ło. Za tę za­gad­kę masz u mnie plusa. :-)

Tekst oce­niam na 7.

 

Edit: Co Ty, Szysz­ko­wy, wiesz o pi­sa­niu na kra­wę­dzi… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cie­niu Burzy, wiel­ce dzię­ku­ję za kro­pen­cję. Cen­niej­sza nawet niż słyn­na krop­ka nad i. ;)

Fin­klo, dzię­ki za sió­dem­kę w ma­gicz­nej nowej skali i bi­blio­te­kę. No tak, aż tak pre­cy­zyj­nie na kra­wę­dzi jesz­cze nie pi­sa­łem. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Bar­dzo cie­ka­wy po­mysł: fobia jako wąż zja­da­ją­cy swój ogon. Cie­ka­wy kli­mat – at­mos­fe­ra te­ra­pii gru­po­wej. Przy­po­mnia­ło mi to “Lot nad ku­kuł­czym gniaz­dem”. Bar­dzo dobre wy­ko­na­nie – lek­kie pióro.

 

Tekst oce­niam na 8.

Fin­klo, ale Twoje pi­sa­nie na kra­wę­dzi było takie tro­chę oszu­ki­wa­ne. ;)

 

Bar­dzo fajne opo­wia­da­nie. Za­praw­dę, Szysz­ko­wy­Dziad­ku, je­steś mi­strzem nie­na­chal­ne­go, in­te­li­gent­ne­go hu­mo­ru.

 

Tekst oce­niam na 7.

A ja tekst oce­niam na osiem. Nawet osiem i pół. Może nie opek mie­sią­ca, ale prze­cud­nie pro­sto za­baw­ne. I moje nowe ulu­bio­ne słowo: ka­la­fio­ria­nizm. Zga­dzam się z Ochą, Szysz­ko­wy, je­steś mi­strzem ta­kie­go decz­ko bry­tyj­skie­go hu­mo­ru.

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

taką zupę. Mogę ja nawet zjeść,

ją?

 

Hm, po­do­bał mi się humor i potem ten za­kręt w stro­nę uro­bo­ro­sa, ale nie poj­mu­ję, co do tego wszyst­kie­go mają ka­la­fio­ry! Jed­nak lek­tu­ra miłą mi była, więc: Tekst oce­niam na 7.

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Fin­klo, ale Twoje pi­sa­nie na kra­wę­dzi było takie tro­chę oszu­ki­wa­ne. ;)

Ocho, ale dla­cze­go tak są­dzisz?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Za­baw­ny test. To do­pie­ro była in­te­re­su­ją­ca fobia! :)

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

No wiesz, Fin­klo, te buty! :)

Spró­buj po­ła­zić je­sien­ną nocą po mie­ście na bo­sa­ka i zo­ba­czy­my. ;-) Nie­któ­rzy Czy­tel­ni­cy twier­dzi­li, że o bu­tach jest za dużo, ale to jesz­cze nie oszu­stwo.

 

Szysz­ko­wy, prze­pra­szam za of­ftop.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tekst oce­niam na 8 – bar­dzo mi się po­do­bał. Świet­ny po­mysł na przej­ście do fak­tycz­nej przy­czy­ny lęku bo­ha­te­ra, choć naj­więk­szy lęk chyba po­wi­nien od­czu­wać wi­dząc ka­la­fio­ry zie­lo­ne – te mają wy­raź­niej­sze frak­ta­le ;) Nie­na­chal­ny humor i że­la­zna lo­gi­ka tek­stu mnie urze­kły :)

Fin­klo, ale Ty wiesz, że nie chcia­łam Cię ura­zić?

No wiem, ale mimo uśmie­chaj­ki za­rzut za­brzmiał po­waż­nie. Ale nie ura­zi­łaś. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­do­ba­ło mi się; nie jakoś wy­bit­nie, ale to być może dla­te­go, że mia­łem na­chal­ne sko­ja­rze­nia z tek­stem o nie­bie­skim fla­min­gu (ze wzglę­du na wy­stę­po­wa­nie te­ra­peu­tów), co z kolei przy­wio­dło mi na myśl opo­wia­da­nie o skle­pie z za­baw­ka­mi (ze wzglę­du na humor), a to przy­po­mnia­ło mi o szor­cie na temat przy­bo­rów szkol­nych (ze wzglę­du na tytuł, bo aku­rat tre­ści nie znam), co z kolei… Prze­pra­szam… kręci mi się w gło­wie; nie wiem nawet, w którą stro­nę. 

;)

Tekst oce­niam na 7 i przy­kle­pu­ję bi­blio­te­kę.

Hej ho!

Sorry, taki mamy kli­mat.

Wbrew po­zo­rom wcale nie taki za­baw­ny ten tekst. 

Tekst oce­niam na 8

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Mam po­dob­ne od­czu­cia co bemik. Wcale nie taki za­baw­ny tekst jak mo­gło­by się po­zor­nie wy­da­wać. Jak dla mnie mógł­by być jesz­cze bar­dziej roz­bu­do­wa­ny. Świet­ny styl spra­wia, że czyta się bar­dzo szyb­ko.

 

Tekst oce­niam na 8

Ja­giel­lon – Twój awa­tar sie­dzi u mnie pod biur­kiem!

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Ja­giel­lo­nie – taka uwaga tech­nicz­na: te­stu­je­my tu al­ter­na­tyw­ny sys­tem oce­nia­nia i or­ga­ni­za­tor pro­sił o uży­wa­nie ści­śle okre­ślo­nej for­muł­ki. Żeby łatwo było póź­niej zna­leźć oceny w tłoku ko­men­ta­rzy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@be­mik

To kom­ple­ment czy ob­le­ga? :P

@Fin­kla

Już po­pra­wi­łem, mam na­dzie­ję że już wszyst­ko w po­rząd­ku :)

Ale się uzbie­ra­ło ko­men­ta­rzy. I już bi­blio­te­ka. Super. Pora na za­gre­go­wa­ny ko­men­tarz:

Am­bro­zia­ku, dzię­ki za ósem­kę. Nie czy­ta­łem nigdy “Lotu…”, ale kie­dyś muszę to nad­ro­bić.

Ocho, nor­mal­nie muszę sobie gdzieś to za­pi­sać. “mistrz nie­na­chal­ne­go, in­te­li­gent­ne­go hu­mo­ru” – pięk­ne. ;)

Emel­ka­li, też lubię ka­la­fio­ria­nizm. :)

Ten­szo, dzię­ki za wy­ła­pa­nie li­te­rów­ki. Zwią­zek ka­la­fio­rów z uro­bo­ro­sem jest tu sza­le­nie ważny. Może po­wi­nie­nem to bar­dziej roz­ja­śnić w tek­ście, ale zo­sta­ło mi tylko nie­ca­łe trzy­dzie­ści zna­ków. Z grub­sza cho­dzi o to.

Mor­gia­no, dzię­ki za ko­men­tarz i do­ce­nie­nie po­my­słu na fobię.

Bel­la­trix, tak, zie­lo­ne ka­la­fio­ry to są do­pie­ro bez­wstyd­ne re­ku­ren­cyj­ne by­dla­ki. Do­ce­nie­nie lo­gi­ki w ab­sur­dzie to za­wsze naj­więk­szy kom­ple­ment. Dzię­ki. ;)

Se­th­ra­elu, je­stem pod wra­że­niem Two­jej pa­mię­ci o moich skrom­nych tek­stach! Hmmm… czy­ta­łem jakiś czas temu jedną książ­kę Von­ne­gu­ta i tam też bez prze­rwy było to “Hej ho”. To ma jakiś zwią­zek? Tak czy ina­czej: Hej ho!

Bemik, Ja­giel­lo­nie, wiel­kie dzię­ki za ósem­ki. Tak, ten tekst, po­dob­nie jak wcze­śniej­szy o fla­min­gu, nie do końca jest hu­mo­re­ską.

 

Ale się tego ze­bra­ło. Dzię­ki za wszyst­kie sió­dem­ki i ósem­ki, no i za bi­blio­te­kę! ;)

 

 

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

In­try­gu­ją­ce. Strasz­ne.

Tekst oce­niam na 7.

 

I pół. Za­okrą­glił­bym w górę, ale ósem­ka tro­chę mi się ko­ja­rzy z ka­la­fio­rem (brr).

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Fajne. Jak cze­ko­la­da z chili.

Strach w lesie to przez pa­prot­ki?

Tekst oce­niam na 7

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Co tu dużo mówić, kiedy wszy­scy już wszyst­ko na­pi­sa­li. Mogę tylko dodać, że to sza­le­nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce opo­wia­da­nie!

 

Po­li­czy­łem w my­ślach do pię­ciu, wzią­łem głę­bo­ki od­dech i wy­pa­li­łem: – Od­dech, to wdech i wy­dech. Nie można wziąć głę­bo­kie­go od­de­chu, choć można głę­bo­ko od­dy­chać. Można też na­brać głę­bo­ko po­wie­trza lub zro­bić głę­bo­ki wdech.

 

Tekst oce­niam na 7.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ja­giel­lon – 

@be­mik

To kom­ple­ment czy ob­le­ga? :P – OCZY­WI­ŚCIE, że kom­ple­ment. Mój pies (sunia) jest naj­pięk­niej­szy na świe­cie. 

Sorry, Dziad­ku za of­ftop. Już zni­kam.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Szysz­ko­wy Dziad­ku, Twoje opo­wia­da­nie nie jest strasz­ne. Ale jest tak ory­gi­nal­ne, ab­sur­dal­ne w ide­al­ny dla mnie spo­sób i przy­jem­ne w od­bio­rze, że ser­decz­nie dzię­ku­ję Ci za to, że je na­pi­sa­łeś, bo dzię­ki temu ja mo­głam je prze­czy­tać ; )

 

Tekst oce­niam na 8.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Świet­ne :D Na­praw­dę cie­ka­we.

Pisz tylko rtę­cią, to gwa­ran­tu­je płyn­ność nar­ra­cji.

PS. Uro­bo­ros nie jest ja­do­wi­ty – w końcu gry­zie swój ogon :p

Szysz­ko­wy­dzia­du­niu, bar­dzo faj­nie na­pi­sa­łeś. Lek­tu­ra two­je­go sym­pa­tycz­ne­go opo­wia­dan­ka do­star­czy­ła mi dużo przy­jem­no­ści i nie­wy­mu­szo­nej ra­do­ści:) Ka­la­fio­ro­wa fobia wy­wo­ła­ła u mnie re­ak­cje godne post­mo­der­ni­sty;) Wiem… je­stem okrut­na, ale w nie­któ­rych mo­men­tach po pro­stu nie dało się nie par­sk­nąć śmie­chem (oczy­wi­ście tłu­mio­nym w sobie) ;) Chyba twój bo­ha­ter by mnie nie po­lu­bił… ;/ Tekst oce­niam na 9.

Każdy ko­niec daje szan­sę na nowy po­czą­tek...

Wiel­kie dzię­ki za nowe ko­men­ta­rze. ;)

Je­ro­hu, sie­dem z plu­sem też jest spoko. Ro­zu­miem lęk przed ósem­ka­mi. Zwłasz­cza tymi prze­wró­co­ny­mi. ;)

Alex, ow­szem, cho­dzi o pa­prot­ki. Takie pa­skud­ne jak na moim po­przed­nim ava­ta­rze.

Re­gu­la­to­rzy, całe życie bra­łem głę­bo­kie od­de­chy i nawet nie wie­dzia­łem, że to nie­moż­li­we. Całe życie w błę­dzie. Dzię­ki, jakoś to po­pra­wię. ;)

Jo­se­he­im, bar­dzo dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie mo­je­go opo­wia­da­nia. Po to je na­pi­sa­łem, żeby można było je czy­tać. ;)

Melo, dzię­ki. Super, że się spodo­ba­ło.

Wiwi, dzię­ki za ko­men­tarz i aż dzie­wiąt­kę. ;)

 

Aha, nie ma co prze­pra­szać za of­fto­py. Jak wia­do­mo więk­szy ruch pod tek­stem ge­ne­ru­je… hmmm… więk­szy ruch pod tek­stem. I tak dalej. ;)

 

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Miło i ory­gi­nal­nie ;)

"Przy­cho­dzę tu od lat, ob­ser­wo­wać cud gwiazd­ki nad ko­lej­nym opo­wia­da­niem. W tym roku przy­pro­wa­dzi­łam dzie­ci.” – Gość Po­nie­dział­ków, 07.10.2066

Dzię­ku­ję, dj-u. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

– Czy wąż Esku­la­pa jest ja­do­wi­ty?

I zro­bi­ło się cięż­ko. To jest sztu­ka, zadać takie py­ta­nie, po któ­rym na chwi­lę czło­wiek prze­sta­je czy­tać, a za­czy­na się za­sta­na­wiać…

 

Cóż mogę po­wie­dzieć… pew­nie po­wi­nie­nem po­wie­dzieć: re­ku­ren­cja → patrz: re­ku­ren­cja.

Ale mógł­bym wtedy mieć two­je­go bo­ha­te­ra na su­mie­niu.

 

Bar­dzo ory­gi­nal­na fobia i świet­ny punkt wyj­ścia z tym ka­la­fior­kiem – fo­re­sha­do­wing jak się pa­trzy. Przy tym to po­rów­na­nie ka­la­fio­rów do ulu­bio­ne­go ze­spo­łu, duży plus za ory­gi­nal­ność me­ta­fo­ry (za­pa­sku­dzo­ny oł­tarz), nie­ja­ko przy oka­zji pho­bos od nie­chce­nia za­ha­cza­ją­cy o cho­ro­bli­wą filia – mocne. Po­da­ne w cie­ka­wy spo­sób. Wy­da­je mi się, że odro­bi­nę, o jeden przy­pa­dek za długo po­cią­gną­łeś frak­tal fobii pod­czas sesji, ale to ja. Koń­co­we py­ta­nie po pro­stu do­my­ka obraz, spa­ja­jąc struk­tu­rę mi­nia­tu­ry z jej tre­ścią – bar­dzo udany za­bieg.

 

Bel­la­trix – a gdyby tak Uro­bo­ros był od­por­ny na swoją tru­zi­nę, przy­naj­mniej na tyle, by go nie za­bi­ja­ła…? A gdyby…?

 

Tekst oce­niam na 8 – ta koń­ców­ka, coś za łatwo, za szyb­ko ci lu­dzie w kółku boją się bać się bać się bać…

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

@P­sy­cho­Fish: Wąż Esku­la­pa to ja­do­wi­ty nie jest na pewno – to stwo­rze­nie żyje na­praw­dę ;) Węże są od­por­ne na swoją tru­ci­znę, pod wa­run­kiem, że jest ona w ukła­dzie po­kar­mo­wym – gry­zie­nie ogona to ra­czej już tru­ci­zna do krwio­bie­gu by we­szła ;p No i gry­zie on ten ogon w nie­skoń­czo­ność, więc dawka tru­ci­zny by­ła­by ol­brzy­mia, ergo ja­do­wi­ty nie jest ;)

A może po pro­stu łyka bez gry­zie­nia – to by­ło­by wła­śnie po wę­żo­we­mu, bo węże prze­cież nie żują, nie roz­drab­nia­ją. I cały czas musi uwa­żać, żeby się nie dziab­nąć przy­pad­kiem, czego boi się strasz­nie, i ze stra­chu roz­wie­ra pasz­czę na maksa. Męczy się bie­dak.

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Bie­du­lek Uro­bo­ros :-(

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Frak­tal. Za­pę­tle­nie. Fajne.

...always look on the bri­ght side of life ; )

Psy­cho­Fi­shu, bar­dzo dzię­ku­ję za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz. Lubię takie. Cie­szę się, że do­ce­ni­łeś wątek ka­la­fio­ro­fi­lii. Z tym jak długo po­cią­gnąć frak­tal mia­łem tro­chę dy­le­mat. Za długa pętla mogła znu­dzić i przedaw­ko­wać ab­surd. Znowu za krót­ka nie spo­wo­do­wa­ła­by aż ta­kie­go za­krę­ce­nia bo­ha­te­ra. I jesz­cze ten pa­skud­ny, nie­ludz­ki limit zna­ków. Jakoś tak mi wy­pa­dło na pięć ite­ra­cji. Dzię­ki za ósem­kę. ;)

Jacku, dzię­ki za la­ko­nicz­ny acz tre­ści­wy ko­men­tarz. Też takie lubię. ;)

Jaka cie­ka­wa dys­ku­sja. Je­stem pod wra­że­niem Wa­szej wie­dzy na temat mi­to­lo­gicz­nych won­szy. Pa­mię­tam, że w Snake’u na sta­rej Nokii każdy wunsz, który po­żarł wła­sny ogon zaraz zdy­chał. A ten uro­bo­ros bie­da­czek przez całą wiecz­ność wy­glą­da jak gra w Snake’a za­cię­ta na Game Over. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Ha, a ja z tą pętlą mia­łam pro­blem. Bo chcia­łam na­pi­sać to samo, co Psy­cho, i uzna­łam, że je­że­li do­li­czę się po­czwór­nej pętli, to na­pi­szę, a jak tylko po­trój­nej – to jed­nak nie. I do­li­czy­łam się po­trój­nej, co mnie nieco roz­cza­ro­wa­ło, bo ko­niecz­nie chcia­łam się cze­goś cze­pić. I nie wy­szło. :(

bo ko­niecz­nie chcia­łam się cze­goś cze­pić. I nie wy­szło. :(

No pro­szę, jakie to lo­żo­wa­nie ma de­struk­tyw­ny wpływ na ludzi. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Ale o co Ci cho­dzi z tą de­struk­cją? Że Ocha chcia­ła się cze­pić, czy że nie dała rady? ;-p

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem. Ko­men­tarz po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

Look at every word in a sen­ten­ce and de­ci­de if they are re­al­ly ne­eded. If not, kill them. Be ru­th­less. - Bob Co­oper

Ro­zu­miem, pa­trząc na Twój ava­tar, że opo­wia­da­nie mało au­to­bio­gra­ficz­ne? :)

Tekst super, świet­nie na­pi­sa­ny jak za­wsze. Ład­nie się to wszyst­ko za­zę­bi­ło (jak nie­je­den frak­tal) pod ko­niec.

 

Wszy­scy chęt­nie po­słu­cha­my, z jakim pro­ble­mem pan do nas przy­szedł – prze­ci­nek

 

Tekst oce­niam na 9.

Wiel­kie dzię­ki, Zyg­fry­dzie, za ko­men­tarz i dzie­wiąt­kę. Prze­ci­nek do­da­ny. ;)

Bel­la­trix, dzię­ki za no­mi­na­cję. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Siła su­ge­stii w gru­pie te­ra­peu­tycz­nej – strach się udać na te­ra­pię :)

Fajna lek­tu­ra.

Tekst oce­niam na 7.

Dzię­ki za ko­men­tarz. :)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Re­we­la­cyj­ny tekst! Jak­kol­wiek za­war­ta w nim głę­bia nie jest wcale za­baw­na, forma, w ja­kiej zo­stał po­da­ny, do­pro­wa­dzi­ła mnie do kilku nie­kon­tro­lo­wa­nych wy­bu­chów śmie­chu. Po­dob­nie jak w przy­pad­ku Fla­min­ga… nar­ra­cja pro­wa­dzo­na jest w spo­sób przej­rzy­sty, lekki i in­te­li­gent­ny. Nie po­zo­sta­je mi nic, jak rzec:

Tekst oce­niam na 9. *

* Nie­ste­ty, wy­łącz­nie poza kon­kur­sem, po­nie­waż opo­wia­da­nie nie speł­nia wa­run­ków: brak tu ele­men­tu fan­ta­stycz­ne­go.

Look at every word in a sen­ten­ce and de­ci­de if they are re­al­ly ne­eded. If not, kill them. Be ru­th­less. - Bob Co­oper

Mam mie­sza­ne uczu­cia. W tym sza­leń­stwie jest jakaś me­to­da, to na pewno. Nie umiem jed­nak jasno okre­ślić, czy wię­cej jest sza­leń­stwa, czy me­to­dy, i czego tak na­praw­dę bym sobie w tej kwe­stii ży­czył.

Hi­sto­ria, za­rów­no kli­ma­tem jak i sty­lem bar­dzo przy­po­mi­na mi Two­je­go “Fla­min­ga”. Rów­nie prze­wrot­ne, za­baw­ne, in­te­li­gent­ne i po­pyr­ta­ne. To do­brze; “Ofi­dio­fo­bia“ do­wo­dzi tylko, że po­przed­nie opo­wia­da­nie nie było je­dy­nie “prze­bły­skiem”.

Nie po­wiem, żebym śmiał się w głos pod­czas lek­tu­ry, ale nie spo­sób nie do­ce­nić za­baw­nych ak­cen­tów i prze­wrot­no­ści za­war­tej w tym opo­wia­da­niu lo­gi­ki. Nie spo­sób też nie za­drżeć przed głę­bią, ukry­tą w py­ta­niu:

Czy (tutaj chyba mamy do czy­nie­nia z nazwą wła­sną kon­kret­nej ga­dzi­ny, a nie sym­bo­lem, więc ra­czej: u U)ro­bo­ros jest ja­do­wi­ty? (ale z dru­giej stro­ny – co ja tam wiem?)

Mnie jed­nak bar­dziej in­try­gu­je kwe­stia ostat­nie­go etapu tra­wie­nia w wy­da­niu tego bied­ne­go gada. Nie­skoń­czo­ność nie­skoń­czo­no­ścią, ale srać, za prze­pro­sze­niem, też gdzieś trze­ba…

No i, nie­ste­ty, zero w tym fan­ta­sty­ki – zdro­wy, nie­głu­pi ab­surd, i ow­szem, ale fan­ta­sy? Nie widzę…

 

Tekst oce­niam na 9.

 

Peace!

 

P.S.

Je­stem winny za­rów­no Tobie, drogi Dziad­ku, jak i szer­szej pu­blicz­no­ści, do­dat­ko­we wy­ja­śnie­nie. Tekst, mimo for­mal­nej dys­kwa­li­fi­ka­cji z po­wo­du braku fan­ta­sty­ki, zo­stał wy­róż­nio­ny, bo oka­zał się tak fe­no­me­nal­ny, że jed­ne­go z Ju­ro­rów – nie po­wiem któ­re­go, bo mi tro­chę jed­nak wstyd – na (dłuż­szą) chwi­lę przy­ćmi­ło i za­po­mniał wziąć ten drob­ny nie­fart pod uwagę pod­czas no­mi­no­wa­nia naj­lep­szych opo­wia­dań. A że inni Ju­ry­ści byli ła­ska­wi rów­nież nie za­uwa­żyć tej po­mył­ki, to znak wi­docz­ny i wy­raź­ny, że opo­wia­da­nie jed­nak za­słu­ży­ło na swoje wy­róż­nie­nie.

Ser­decz­nie prze­pra­szam wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych (zwłasz­cza tych, dla któ­rych Jury nie było tak ła­ska­we w kwe­stii trzy­ma­nia się re­gu­la­mi­nu) za to za­mie­sza­nie.

Mam na­dzie­ję, że zo­sta­nie mi wy­ba­czo­ne.

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Fobia – dużo, dużo fobii, lu­bi­my to :)

Fan­ta­sty­ka – ano wła­śnie… ja nie­ste­ty nie bar­dzo widzę.

 

Uwagi ogól­ne – bar­dzo fajne opo­wia­da­nie, w za­sa­dzie prze­czy­ta­ło się samo. I tro­chę śmiesz­ne i tro­chę strasz­ne, dla każ­de­go coś do­bre­go. Warsz­ta­to­wo – świet­ne, po­mysł też cie­ka­wy, do tej pory cza­sem myślę o po­frak­ta­lo­wa­nych ka­la­fio­rach. Ale – bra­ku­je nie­ste­ty fan­ta­sty­ki. Co nie zmie­nia faktu, że…

 

Tekst oce­niam na 8.

Fo­bo­fo… Dobre. Bied­ny ka­la­fior z wa­rzyw­nia­ka. Ja też lubię ka­la­fio­ry, mniam! 7/10

 

edit: To chyba nie był zbyt me­ry­to­rycz­ny ko­men­tarz, ale ten tekst za bar­dzo robi mi ape­tyt!

Mee!

Wiel­kie dzię­ki za ko­men­ta­rze sza­now­nych ju­ro­rów. Jakoś tak sobie wy­my­śli­łem, że ab­sur­dal­ne skrę­ce­nie rze­czy­wi­sto­ści wy­star­czy za (bar­dzo) sze­ro­ko po­ję­tą fan­ta­sty­kę, ale fak­tycz­nie żad­ne­go kon­kret­ne­go ele­men­tu fan­ta­stycz­ne­go do­szu­kać się tutaj nie spo­sób. ;\

Po na­my­śle zmie­ni­łem uro­bo­ro­sa na Uro­bo­ro­sa. Nad tra­wie­niem ga­dzi­ny wolę nawet nie my­śleć, bo przy­po­mi­na mi się film “Ludz­ka sto­no­ga”, a wo­lał­bym o nim za­po­mnieć. ;)

A, dzię­ku­ję też Zyg­fry­do­wi i Bo­gu­sła­wo­wi za zgło­sze­nia do piór­ka. :)

 

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Muszę po­wie­dzieć, że po­do­ba mi się Twoje po­czu­cie hu­mo­ru : ) Tekst lekki, za­krę­co­ny, cie­ka­wy. 

Dzię­ki za ko­men­tarz. :)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Bar­dzo mi przy­kro, że je­stem w opo­zy­cji do zna­ko­mi­tej więk­szo­ści – ma­triosz­ka fo­bo­fo­bo­fo­bo(…)fobii zwy­czaj­nie mnie znu­dzi­ła. Autor, nie­ste­ty, roz­pę­dził się ciut za bar­dzo tym razem…

W sumie cie­ka­we po­dej­ście do te­ma­tu fobii. Ze szczyp­tą re­flek­sji, odro­bi­ną hu­mo­ru i dozą ory­gi­nal­no­ści. Zde­cy­do­wa­nie na plus.

Opo­wia­da­nie oce­niam na 7.

Ada­mie, no trud­no, ale dzię­ki za prze­czy­ta­nie. Strach po­my­śleć, jak­bym się roz­pę­dził, gdyby nie limit zna­ków. ;)

Vy­zar­cie, dzię­ku­ję za wi­zy­tę i ko­men­tarz. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Po­do­ba mi sie Twoje po­czu­cie hu­mo­ru. Tekst bar­dzo dobry.

"Pierw­szy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Za­sta­na­wiam się, ile ite­ra­cji ka­la­fio­ro­wych byłby w sta­nie znieść mój pro­sty umysł…

 

Za­baw­ne. Lek­kie. Nie­strasz­ne ;)

Zło­ścić się to robić sobie krzyw­dę za głu­po­tę in­nych.

Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze. :)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

I znowu je­stem pod wra­że­niem. Spryt­nie od­wró­ci­łeś uwagę ka­la­fio­rem, przez co nawet się nie spo­dzie­wa­łam, że opo­wia­da­nie aż tak frak­tal­nie się roz­ro­śnie. Świet­na koń­co­wa su­ge­stia (o ile to już nie nad­in­ter­pre­ta­cja :P), że wszyst­kie­mu winna po­dob­nie frak­tal­na struk­tu­ra neu­ro­nów. Nie ma uciecz­ki przed ka­la­fio­rem.

Po prze­czy­ta­niu przy­szło mi do głowy, że być może bar­dziej od­po­wied­nim ty­tu­łem by­ła­by ‘Ape­iro­fo­bia’, ale po na­my­śle stwier­dzam, że cał­kiem zręcz­nie unik­ną­łeś spo­ile­ra. Zresz­tą jako na­wią­za­nie do Uro­bo­ro­sa jest jak naj­bar­dziej na miej­scu.

Po­zdra­wiam! ;)

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Dzię­ki za ko­lej­ną wi­zy­tę. :) Tekst już tro­chę stary, ale z tego, co pa­mię­tam, nie na­wią­zy­wa­łem do frak­tal­no­ści neu­ro­nów. Także chyba jed­nak nad­in­te­pre­ta­cja, ale faj­nie, że można zna­leźć w tek­ście takie nie­pla­no­wa­ne dru­gie dno.

Tak, tytuł już ce­lo­wo na­wią­zu­je do Uro­bo­ro­sa i wcze­śniej won­sza Esku­la­pa. :)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Aha, bo my­śla­łam, że taką su­ge­stią była wzmian­ka o den­dry­tach. Ale może dla dobra nar­ra­to­ra le­piej mu nie pod­su­wać po­dob­nych po­my­słów. :P

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Ja po pro­stu lubię takie wstaw­ki, jak ta o skoł­tu­nio­nych den­dry­tach. Tak, nar­ra­tor mógł­by na to źle za­re­ago­wać. :) 

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki :)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Miś nie lubi ka­la­fio­rów bar­dzo, ale bar­dzo lubi frak­ta­le. Opo­wia­da­nie za­baw­ne i z lu­stra­mi w lu­strach.

Nowa Fantastyka