- Opowiadanie: maciekzolnowski - Błogosławiony żywot mchu naszego

Błogosławiony żywot mchu naszego

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Błogosławiony żywot mchu naszego

Za­mie­rza­my dziś roz­pra­wiać o wnę­trzu, wnę­trzu w rze­czy samej, któ­rym jest przy­ro­dy nie­okieł­zna­nej ma­tecz­nik naj­dzik­szy, dzie­wi­cza osto­ja Ziemi, nie­zbru­ka­na ni­czy­ją, a zwłasz­cza ludz­ką obec­no­ścią. Nie­raz już za­py­ty­wa­ło się fi­lo­zo­fów i mę­dr­ców, po­szu­ki­wa­ło od­po­wie­dzi w sobie samym nawet: jak wy­glą­da naj­czar­niej­szy, naj­gę­ściej­szy, naj­strasz­niej­szy z tych borów ma­gicz­nych, co są? Prze­cież za­wsze jest ja­kieś naj, nie­praw­daż? Naj­gor­szość, naj­lep­szość, naj­mniej­szość, naj­grub­szość, naj­plu­gaw­szość, naj­zac­niej­szość… i wła­śnie naj­mrocz­niej­szość. W każ­dym uni­wer­sum i każ­dym sys­te­mie ak­sjo­lo­gicz­nym ist­nie­je owo naj­znacz­niej­sze na­gro­ma­dze­nie sub­stan­cyj, ma­te­rii i struk­tur drze­wia­sto-ko­rzen­nych zwane w toku dal­sze­go wy­wo­du mak­si­mum albo naj­wyż­szym moż­li­wym za­gęsz­cze­niem.

Wresz­cie nada­rzy­ła się oka­zja, ta rzad­ka grat­ka, by spe­ne­tro­wać głę­bię. A więc ucie­kło się w knie­ję zwaną ro­bo­czo „Lasem Te­sto­wym”, w któ­rym to „Lesie Te­sto­wym” te­sto­wa­no na las re­ak­cję wła­sną, jako że za­mie­rza­ło się spraw­dzić, jak bar­dzo czar­ny po­tra­fi być mrok środ­ka i śro­dek mroku. Tu na mar­gi­ne­sie uwaga na­tu­ry ge­ne­ral­nej: myśli pi­szą­ce­go te słowa za­le­żą od chwi­li, za­le­żą od ukła­du ulic i do­mostw, kom­po­zy­cji wsze­la­kich ro­ślin­nych wy­kwi­tów, ukształ­to­wa­nia się mgła­wic mię­dzy­gwiaz­do­wych na mapie nieba. Za­kła­da­no przy tym, że za­wsze jest ja­kieś wnę­trze cze­goś, ja­kieś źró­dło i uko­rze­nie­nie, dru­gie dno rze­czy i rze­czy za­ra­nie, brzask brza­sku, świt świtu, pra­po­czą­tek pra­po­cząt­ku. I że my wszy­scy, tak jak tu sto­imy, wy­wo­dzi­my się od kuśki i ma­muś­ki stro­ny. Esen­cja za­wż­dy po­prze­dza eg­zy­sten­cję i wy­prze­dza trwa­nie, de­cy­du­je o ist­nie­niu.

Wy­star­czy tedy lekko się unieść i prze­ci­snąć. I prze­bić się przez grubą sko­ru­pę pełną nie­wi­dzial­nych na pierw­szy rzut oka dziur oraz łat. I oto naraz je­ste­śmy w Ha­de­sie, w pod­zie­miu, w kra­inie wiecz­ne­go mroku, w któ­rej wcale – jak się oka­zu­je – nie jest ciem­no, a wręcz prze­ciw­nie – jest jasno jak w naj­bar­dziej roz­ża­gwio­ny sło­necz­nym śnie­niem dzień; je­ste­śmy w kra­inie, w któ­rej ma­luś­kie kwan­ty ener­gii żywią gi­czo­ła wyż­sze­go rzędu i o więk­szym stop­niu zor­ga­ni­zo­wa­nia; je­ste­śmy tam, gdzie z uda­wa­ne­go fał­szy­wie mroku, z draż­nią­cej gałki oczne ni­by-pust­ki, nie-pust­ki wy­ła­nia się las, w któ­rym znaj­du­ją się wrota do in­nych sta­nów duszy i in­nych wy­mia­rów – zwod­ni­cze se­za­my, po któ­rych otwar­ciu wkra­cza­my na nie­zgłę­bio­ne czar­cie od­mę­ty na­szych rojeń.

A potem? Potem wy­pły­wa­my w rejs po oce­anie mchu o głę­bo­ko­ści Rowu Ma­riań­skie­go, po tafli roz­fa­lo­wa­ne­go runa, wzbu­rza­ne­go wszyst­ki­mi hu­mo­ra­mi Po­sej­do­na. Ale na Boga! Co ja wy­ga­du­ję: „wy­pły­wa­my”?! Stą­pa­my prze­cież jak Chry­stus po wo­dzie, idzie­my, kro­czy­my, su­nie­my, piel­grzy­mu­je­my do miejsc świę­tych i naj­święt­szych. A przez cały ten ztry­ba­li­zo­wa­ny i zry­tu­ali­zo­wa­ny czas to­wa­rzy­szy nam niemy świa­dek cu­dow­ne­go na­sze­go nie­to­nię­cia, na­szej wła­snej nie­za­ta­pial­no­ści – Bór Ty­sią­ca i Ty­siąc­le­cia, bór-sa­mot­nik i mil­czek mie­sią­ca. I wi­dzi­my wy­raź­nie, jak z wolna, z mała owa mrocz­ność wzmian­ko­wa­na na po­cząt­ku księ­gi roz­wad­nia sta­ro­drzew pod­szy­wa­jąc się pod ar­ty­stę-ma­la­rza, jak ta­pla­ją się pra­daw­ne ostę­py w prze­le­wa­ją­cym się tam i z po­wro­tem mchu, niby stat­ki, jak kręci się to mat­czy­ne koło młyń­skie Gai. Boże, jak mokro!

Lecz teraz na­le­ża­ło­by ocze­ki­wać spraw pil­niej­szych i w naj­wyż­szym stop­niu groź­nych: kto tu miesz­ka na pla­żach wę­glem ma­lo­wa­nych?! Kto na po­wierzch­ni bruz­do­wa­tej kory?! Czy tu­byl­cy z Zie­lo­ne­go Przy­ląd­ka, ci leśni lu­do­żer­cy rzucą się wnet in­tru­zom do gar­deł?! Czy Pię­ta­szek z Ro­bi­nem za­pę­dzą w kozi róg, het na styk tego, co stoi i tego, co pły­nie?! Czy nie ze­sko­czą z góry świer­ków i nie za­pro­wa­dzą po cichu swego po­rząd­ku, tak bez świad­ków i bez mo­ty­wów?!

I tak ni stąd ni zowąd wali ku koń­co­wi na prze­łaj, pędzi po omac­ku ów Wiel­ki Kon­cert Pod­zie­mia. Wnet już gasną ostat­nie przed­wie­czor­ne zorza, jak lampy w prze­go­rza­łym sta­rym te­atrze, a gę­stwa po­zo­sta­je na po­wrót gę­stwą-sa­mot­ni­cą, gę­stwą-dzi­wacz­ką. Noc jej łak­nie jak gąbka wody. Jesz­cze tylko w do­my­śle, tak sobie nie­zau­wa­że­nie, tak sobie od nie­chce­nia fa­lu­je mech le­ciuch­no na ru­bie­żach ma­ja­cze­nia. Ta darń, ta prze­cud­na dar­ni­na ze snu upstrzo­na jest bez­lud­ny­mi ostrów­ka­mi-drze­wa­mi-krze­wa­mi. To z niej kieł­ku­ją dzie­siąt­ki, a nawet setki masz­tów uda­ją­cych ża­glów­ki. Cóż za eks­tra­or­dy­na­ryj­ność na­tu­ry, choć – szcze­rze mó­wiąc – nieco za­kra­pia­na.

Koniec

Komentarze

Wiel­kie nieba! Ano­ni­mie, jeśli jesz­cze nie je­steś ka­zno­dzie­ją – mi­ną­łeś/mi­nę­łaś się z po­wo­ła­niem :D

Mi­strzo­stwo świa­ta. Gi­czoł wyż­sze­go rzędu roz­mon­to­wał mi sys­tem ope­ra­cyj­ny XD

Ka­za­nie, dys­kurs fi­lo­zo­ficz­ny i śre­dnio­wiecz­ny trak­tat w jed­nym :)

LEŻĘ! I nie wsta­nę, tak będę leżał…

A tak bar­dziej po­waż­nie: ktoś tu ma so­lid­ne przy­go­to­wa­nie warsz­ta­to­we i jest wiel­bi­cie­lem/wiel­bi­ciel­ką mocno abs­trak­cyj­ne­go hu­mo­ru. Sza­nu­ję I:)

I lecę no­mi­no­wać do bi­blio­te­ki!

Ładne.

 

Roz­wa­ży­ła­bym tylko zmia­nę tych wszyst­kich “za­py­ty­wa­ło się” na “za­py­ty­wa­no”, bo się bar­dzo się w tym tek­ście pa­no­szy, a dzię­ki tej dru­giej bez­oso­bo­wej for­mie by się co nieco tego się unik­nę­ło ;)

http://altronapoleone.home.blog

…unik­nę­ło się… ;) Dzię­ki, da sss… można bę­dzie tak zro­bić. A w ogóle to mi miło. 

Jeśli po­zwo­lisz, Dra­ka­ina, to mam py­ta­nie: kiedy wła­ści­wie wia­do­mo, że nie na­le­ży wię­cej po­pra­wiać tek­stu (bo albo można coś po­psuć, albo nie­wart on tego)? Jak to u Cie­bie wy­glą­da? Ser­decz­no­ści! Ma­ciek

Strasz­nie się cie­szę, Si­lver Ad­vent­cie. Tro­chę ze­rżnię­te, ale co tam! Wielu o głębi pi­sa­ło, z Schul­zem na czele.

Bar­dzo ślicz­na mi­nia­tur­ka!

I nic mi to, Maćku, że może nieco pi­jac­ka, tu­dzież, jak sam wy­zna­jesz, tro­chę ze­rżnię­ta, bo cała jest wiel­ce Mać­ko­wa, Mać­ko­wo­ścią prze­nik­nię­ta i po Mać­ko­we­mu na­pi­sa­na. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

LEŻĘ! I nie wsta­nę, tak będę leżał…

Ła­za­rzu wstań! Wstań!!! 

 

 

wiel­ce Mać­ko­wa, Mać­ko­wo­ścią prze­nik­nię­ta i po Mać­ko­we­mu na­pi­sa­na.

Amen. Ser­decz­ne dzię­ki! :)

 

Nie wiem co prze­czy­ta­łem, ale wiem, że było ładne, cie­ka­we, było i jest nadal warsz­ta­tem sto­ją­ce, ad­ven­tem le­żą­ce, śpią­ce i śnią­ce, z ma­ja­ków z mchu i pa­pro­ci wy­pły­wa­ją­ce po­etyc­kim nie­do­okre­śle­niem isto­ty uchwy­ty­wa­nej rze­czy, a przy­naj­mniej dla ta­kie­go pro­fa­na jak ja. Lubię Twoje tek­sty, Maćku, są inne, są wła­śnie dla mnie czę­sto nie­okre­śle­nie pięk­ne, bo nie po­tra­fię po­wie­dzieć co mnie w nich urze­ka, a jed­nak urze­ka, nie tyle tre­ścią, a formą, choć i tego nie do końca je­stem pe­wien ;)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

kiedy wła­ści­wie wia­do­mo, że nie na­le­ży wię­cej po­pra­wiać tek­stu

Nigdy ;) Nie­daw­no w mu­zeum w domu Bal­za­ka w Pa­ry­żu oglą­da­łam jego ko­rek­ty wy­daw­ni­cze. Po­pra­wiał do ostat­niej chwi­li, a potem w ko­lej­nych wy­da­niach. Za­zwy­czaj do­cią­gał do ośmiu ko­rekt przy każ­dej książ­ce – na wy­dru­ko­wa­nym eg­zem­pla­rzu prób­nym! I jesz­cze w pią­tej po­pra­wek było mnó­stwo. Może gdyby tak nie sza­lał, zre­ali­zo­wał­by swój pro­jekt “Ko­me­dii ludz­kiej”, z któ­rej zdą­żył na­pi­sać tak 1/3 tego, co za­mie­rzył…

 

Jak to u Cie­bie wy­glą­da?

Tak, że jak widzę tekst w druku, to na­tych­miast znaj­du­ję miej­sca, które bym po­pra­wi­ła XD

 

Ser­decz­no­ści!

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Na­pi­sa­ne ład­nie, jak zwy­kle u Cie­bie. Po­etyc­ko. Fa­bu­ły nie widać, jak czę­sto u Cie­bie. ;-)

Mnie ten gi­czoł wydał się nie­pa­su­ją­cy do po­zo­sta­łych słów. Ale może tak miało być.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie wiem czy wszyst­ko umy­słem swym ma­lucz­kim po­ję­łam, za lek­tu­ra cie­szy­ła me serce ;P

Dra­ka­ina, wie­dzia­łem od razu, komu po­sta­wić mam to py­ta­nie. Oj tak, Bal­zak kre­ślił strasz­nie, Schulz po­dob­no mniej, ale też są do­wo­dy na to, że jed­nak coś tam po­pra­wiał. 

 

na­tych­miast znaj­du­ję miej­sca, które bym po­pra­wi­ła… 

Lekko do­łu­ją­ce.

Dzię­ki, Gru­szel(lo). Jeśli zro­zu­mia­łaś, to zro­zu­mia­łaś, a jeśli nie, to przy­naj­mniej po­czu­łaś. 

są wła­śnie dla mnie czę­sto nie­okre­śle­nie pięk­ne, bo nie po­tra­fię po­wie­dzieć co mnie w nich urze­ka…

I o to cho­dzi! Wiel­kie dzię­ki, po­zdra­wiam rów­nież, Outta! :)

I Tobie rów­nież dzię­ku­ję, Fin­klo. Masz rację: “gi­czoł” – śred­nio czuję to słowo – wy­wo­dzi się z mowy po­tocz­nej. Może warto po­szu­kać lep­sze­go?

Ale wielu przede mną wspo­mi­na­ło, że gi­czoł za­chwy­ca, więc może nie warto zmie­niać.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Zo­staw gi­czo­ła, Fin­kla i si­lver mają rację. Wy­bi­ja, ale to taki tekst. Ma pły­nąć, bo prze­cież jest za­kra­pia­ny. 

Naj­bar­dziej po­do­ba­ją mi się te po­wtó­rze­nia  w zda­niach, sy­me­trycz­ne. 

Czy zro­zu­mia­łam – nie­ko­niecz­nie, ale chyba tutaj nie po­trze­ba zbyt­nio się wgłę­biać, jest las. Czemu nie wsta­wi­łeś na kon­kurs?

I ja skar­ży­py­tu­ję, szyb­ciu­sień­ko, bo lubię grę w słowa i od­czu­cia. :-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Wiel­kie dzię­ki, Asy­lum. Miło mi, i to cho­ler­nie! 

 

Czemu nie wsta­wi­łeś na kon­kurs?

A był? Ja jakiś taki mało kon­kur­so­wy je­stem. 

 

 

Oto stresz­cze­nie fa­bu­ły, uczy­nio­ne spe­cjal­nie dla Fin­kli i chyba tro­chę też dla mnie: wie­czor­ne na bo­sa­ka spa­ce­ro­wa­nie po lesie fa­ce­ta od spa­ce­rów po lesie, a że las to ba­war­ski pod­mo­na­chij­ski, więc jest i czy­sto, i na­stro­jo­wo, i baj­ko­wo, tak samo, jak u braci Grimm, któ­rzy po­cho­dzi­li de facto z Hesji, nie z Ba­wa­rii, co nie jest w sumie aż takie ważne, a że “mechY nie idą tutaj na strze­chY”, tylko sobie grzecz­nie fa­lu­ją, prze­to wszyst­ko w oczach bo­ha­te­ra od sied­miu bo­le­ści i wła­śnie spa­ce­rów po lesie fa­lu­je. Prze­pra­szam za rymy wsze­tecz­ne, tak wsze­tecz­ne, że aż nie­przy­zwo­ite. Okej, co mo­głem, to po­mo­głem i roz­świe­tli­łem, kU­niec. ;)

 

 

Esen­cja za­wż­dy po­prze­dza eg­zy­sten­cję i wy­prze­dza trwa­nie, de­cy­du­je o isto­cie i ist­nie­niu.

Eeee… esen­cja to isto­ta, a eg­zy­sten­cja – trwa­nie. A poza tym bar­dzo do­brze! yes

 

Ma­ciu­siu drogi… je­steś sza­lo­ny! (mówię Ci) I za­wsze byłeś, la­la­la­la-la! Ale oby wię­cej ta­kie­go sza­leń­stwa na świe­cie, boć nie­zrów­na­ne ono w pięk­nie swoim.

 wiel­ce Mać­ko­wa, Mać­ko­wo­ścią prze­nik­nię­ta i po Mać­ko­we­mu na­pi­sa­na. ;D

Oj, bar­dziej Mać­ko­wy jest już tylko jo­gurt :) (cho­ciaż tam już nie robią jo­gur­tu…)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję, Droga i Sza­lo­na Moja! A na Twą cześć “darń” zmie­ni­łem na “dar­ni­nę” (rym do Tar­ni­na). Skąd wy­trza­snę­łaś taką bom­bo­wą ani­ma­cję?! Jo­gurt jo­gur­tem, mam tu coś lep­sze­go: baton ma­ciek – Szu­kaj w Go­ogle .

A był? Ja jakiś taki mało kon­kur­so­wy je­stem.

Wła­śnie się za­czął, wil­ko­wy Tu był las 

 

pzd :-)

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Thx, Asy­lum, zaraz to spraw­dzę.

 

In­ter­ne­ty pełne są bom­bo­wych ani­ma­cji ^^ A ba­to­nik to jak facet – słod­ki i do­bie­ra się do bio­der XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czy tekst jest czy nie jest w kon­kur­sie?

 

Bra­ku­je wstaw­ki kon­kur­so­wej w przed­mo­wie, a tag widze zo­stał do­da­ny z opóź­nie­niem? Na to ostat­nie mogę przy­mknąć oko*, ale wstaw­ka jest obo­wiąz­ko­wa.

 

*) To nie jest przy­zwo­le­nie dla wszyst­kich, któ­rzy by chcie­li do­da­wać lub zdej­mo­wać tag w za­leż­no­ści od od­bio­ru tek­stu.

Dzię­ki za przy­mknię­cie oka, Wilku, już po­pra­wiam. 

ba­to­nik to jak facet – słod­ki i do­bie­ra się do biode

No to je­stem gejem (nie wie­dzia­łem), bo nie dość, że lubię różne tam gaje, to jesz­cze pa­ła­szu­ję ba­to­ni­ska. 

Fa­ce­ci też mają bio­dra :) Tu za­de­mon­stro­wa­ne przez Johna Bar­row­ma­na:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Very nice! O, widzę, że i ona ma bio­dra, tyle że małe, a ja lubię pu­szy­ste, tak w ogóle, więc od­pa­da. 

I like big butts and I can­not lie? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O, do­da­łeś tag. :-)

 

Nasza pusz­cza, A.Wajrak. Je­stem za­ko­cha­na w jego zdję­ciach.

 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Tar­nin­ka, ja nigdy nie kła­mię, NIGDY! ;)

 

Dzię­ki Tobie, Asy­lum, przy­stą­pi­łem do kon­kur­su i mam wobec Cie­bie dług. Kur­cze, też chcia­łem po­de­słać zdję­cie lasu, który ist­nie­je na­praw­dę i mnie za­in­spi­ro­wał, ale – cho­le­ra – gdzieś po­sia­łem; bywa!

No prze­czy­ta­łam i wiem z tego, co na­stę­pu­je: po­dzi­wiam język, trud­ny w od­bio­rze, ale ładny; je­dy­ne, co mi się nie spodo­ba­ło, to "Noc łak­nie jej jak gąbka wodę." – na moje oko, po­win­no być "wody", żeby się przy­pad­ki zga­dza­ły (ale to tak mi­mo­cho­dem wy­ła­pa­ne); fa­bu­ły to tu nie ma, nie je­stem też pewna, czy widzę fan­ta­sty­kę (acz skłon­na bym była w tej kwe­stii sama ze sobą po­le­mi­zo­wać, więc to chyba za­le­ży od in­ter­pre­ta­cji); no i po­cho­dzi­ła­bym po tym lesie z przy­jem­no­ścią :) Czyli w sumie jak­bym nie wie­dzia­ła nic, ale może coś prze­czu­wa­ła. No cie­ka­we. Po­zdra­wiam!

Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go

Po­pra­wio­ne, dzię­ki, LaLa, tzn. NaNa. :)

Cześć, Maćku!

 

Prze­czy­ta­łem wczo­raj, ale po dru­gim piwie i zde­cy­do­wa­łem się prze­czy­tać dziś przed pierw­szym. Róż­ni­ca w sumie taka, że teraz mam w lo­dów­ce dwa piwa :D

Po­dzi­wiam jed­nak za umie­jęt­ność ope­ro­wa­nia ję­zy­kiem i pły­nię­cia przez tekst – fan­ta­stycz­nie po­bu­do­wa­ne frazy. Jak ktoś już wcze­śniej za­uwa­żył – iście ka­zno­dziej­skie :)

Ja nie je­stem fanem ta­kich tek­stów, ale nie je­stem w sta­nie od­mó­wić lek­ko­ści pióra.

 

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Dzię­ki i za szcze­rość, i za po­świę­co­ny czas, i za kom­ple­ment, po­zdra­wiam rów­nież, M.

Nie zro­zu­mia­łam za bar­dzo tego tek­stu, ale na pewno na­pi­sa­ny ład­nie, barw­nie i cie­ka­wie :)

Ma­ciek nie jest do ro­zu­mie­nia, tylko do ko­cha­nia XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ma­ciek nie jest do ro­zu­mie­nia, tylko do ko­cha­nia XD

Czyli mó­wisz, że szy­ku­je się we­se­le? :)

 

:P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tej sceny jesz­cze nie wi­dzia­łem, ale dziew­czy­ny z góry (dołu) znam. We­se­le­eeeeeee!!! Wo­che­nen­de tym­cza­sem mamy i do­brze jest.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć ma­ciek­zol­now­ski !!!

 

Prze­czy­ta­ne.

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Sen­kju, sen­kju, Drogi Da­wi­dzie Ma­ste­rze! :)

Cześć,

 

gra­fik mnie tu ode­słał i do­brze, bo tekst inny, któ­re­go nie ro­zu­miem, ale w tym nie­zro­zu­mie­niu bar­dzo mi się spodo­bał. Gra słów i ope­ro­wa­nie ję­zy­kiem po­ka­zu­je pe­wien po­ziom, więc czym prę­dzej ko­lej­ku­ję sobie Twoje inne tek­sty do prze­czy­ta­nia – zwłasz­cza że jest wśród nich sporo szor­tów, a to lubię :P

 

Po­zdra­wiam

OG

Witaj Old­Gu­ard,

 

bar­dzo mi miło. Muszę Cię jed­nak roz­cza­ro­wać: piszę strasz­nie nie­rów­no, za to nader czę­sto bywam mo­no­te­ma­tycz­ny (góry, lasy, folk­lo­ry, hor­ro­ry, bi­zar­ra). Ale chęt­nie po­le­cę kilka za­krę­co­nych, udziw­nio­nych, nie­jed­no­znacz­nych i jak zwał, tak zwał szor­tów. To potem. No a szor­ty… szor­ty też bar­dzo lubię, oj, bar­dzo. ;)

 

Spo­koj­nej nie­dzie­li, po­zdra­wiam

Ma­ciek 

Maćku,

 

w takim razie cze­kam – tek­sty po­le­ca­ne przez au­to­ra czyta się przy­jem­niej, bo w/w ma do nich pe­wien sen­ty­ment, a to war­tość sama w sobie :)

Ja z mać­ko­wych po­le­cam "Za­ko­cha­ny w po­ko­ju dziko", cie­kaw je­stem Two­je­go od­bio­ru Old­Gu­ard.

Known some call is air am

Nooo… nie wiem, jaka była na­tu­ra gę­stwi­ny, przez którą wła­śnie się przedar­łam, ale chyba zaraz obej­dę tę plą­ta­ni­nę 44 oraz dwu­krot­nie 44 zna­ków, wejdę od po­cząt­ku i przed­rę się znowu! Nie dla­te­go, że nie ro­zu­miem – bo nie ro­zu­miem, ale to nie szko­dzi, to nawet chyba o to cho­dzi tro­chę – a dla­te­go, że wiel­ce mi się po­do­ba ta ga­wę­da tro­chę fi­lo­zo­ficz­na, tro­chę mszal­na, a tro­chę lu­do­wa. Jakby to jakiś swoj­ski pro­rok mnie po lesie pro­wa­dził. 

Ładne, ładne i cie­ka­we :) Taka do­piesz­czo­na ta hi­sto­ria.

 

Tro­chę bym po­ma­ru­dził na brak dia­lo­gów, być może faj­nie by roz­bi­ły lekką ścia­no­wa­tość tek­stu. Acz­kol­wiek wia­do­mo – tekst jest na tyle krót­ki, że nie ma to w sumie aż ta­kie­go zna­cze­nia.

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Outta Sewer,

 

Ja z mać­ko­wych po­le­cam "Za­ko­cha­ny w po­ko­ju dziko", cie­kaw je­stem Two­je­go od­bio­ru Old­Gu­ard.

Lą­du­je w ko­lej­ce, wrócę wie­czo­rem i prze­czy­tam :) 

Coś tu się zmie­ni­ło…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzień do­be­rek. Fakt, zde­cy­do­wa­nie na­le­ży Ci się ko­ro­na dla naj­bar­dziej spe­cy­ficz­ne­go stylu z jakim można sie na NF spo­tkać. Nawet maska Ano­ni­ma by tu nie po­mo­gła, gdyby można było słać tak tek­sty na kon­kurs :) Hmmm… No nie­zbyt moje kli­ma­ty i nie sia­dło.Też za bar­dzo nie ro­zu­miem wizji, co z pew­no­ścią ma wplyw na od­biór tego kró­cia­ka. Ja­kieś lasy tu były, nawet Hades, nawet Pię­ta­szek, ale co ma pier­nik do wia­tra­ka? Kod da Vinci ;)

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Zaraz coś na­pi­szę, na­pi­szę ko­men­ta­rzyk i sto­sow­ne po­dzię­ko­wa­nia, tylko w tej chwi­li na mo­ment mnie we­ssa­ło. SOS(u) nie wy­sy­łam. ;)

 

 

Fakt, zde­cy­do­wa­nie na­le­ży Ci się ko­ro­na dla naj­bar­dziej spe­cy­ficz­ne­go stylu z jakim można sie na NF spo­tkać.

Na pewno nie, bar­dzo bym chciał (i dzię­ku­ję), ale nie. Nie dla Maćka kieł­ba­sa, a ra­czej wurst. Po­zdro­wie­nia z kra­iny prec­li, piwa i oczy­wi­ście wina!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tar­ni­no, leje się wino, leje i leje, a w kie­lisz­ku nic nie przy­by­wa. Wie­dzia­łam, że fil­mom nie można ufać. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To kie­li­szek – sa­mo­pij XD I bu­tel­ka bez dna, bo to z niej cały czas się leje.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ten kie­li­szek to sa­mo­pij­ca; kto do kie­li­cha sięga, ten sa­mo­bój­ca. :)

Albo po pro­stu fon­tan­na. Gdzieś za ka­drem wino jest pom­po­wa­ne z po­wro­tem do bu­tel­ki.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Te­le­port. Na dnie kie­lisz­ka jest te­le­port, a drugi ko­niec na dnie bu­tel­ki.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Sza­lo­ne urze­ka­ją­co, urze­ka­ją­ce sza­le­nie. Miś ceni taką za­ba­wę sło­wa­mi i tego ro­dza­ju humor. yes

Sza­le­nie się autor cie­szy, cie­szy i dzię­ku­je! 

Hm, muszę przy­znać, ze je­stem zdez­o­rien­to­wa­ny. Bo kunszt ję­zy­ko­wy spory, ale jed­no­cze­śnie nie bar­dzo wy­ła­pu­ję prze­kaz, czy treść. Tro­chę, jakby tekst w ca­ło­ści był w za­mie­rze­niu mu­zy­ką, ale je­dy­nie „ma­lu­ją­cą bez kształ­tów, wy­łącz­nie bar­wa­mi”. Na­to­miast nie bar­dzo je­stem w sta­nie zin­ter­pre­to­wać tre­ści, czy emo­cji. Czyli jest po­etyc­kość, to na plus, ale do­brze było wpro­wa­dzić coś jesz­cze :-)

 

Swoją drogą jest też kilka słów, które jakby nie pa­so­wa­ły do całej kon­wen­cji. Bo język w ca­ło­ści „sta­ro­daw­no-po­etycz­ny”, a co jakiś czas wpa­da­ją słowa typu „uni­wer­sum” czy „ro­bo­czo”. To ce­lo­we?

 

Mia­łam nie­ma­ły pro­blem z Twoim opo­wia­da­niem, Ma­cie­ju. Ge­ne­ral­nie li­te­rac­ko jest to bar­dzo atrak­cyj­ny tekst – mamy tu pla­stycz­ną i ela­stycz­ną ję­zy­ko­wo nar­ra­cję, uni­kal­ne ze­sta­wie­nia słów, całe bo­gac­two środ­ków sty­li­stycz­nych, spię­trze­nie me­ta­for, szczyp­tę sło­wo­twór­stwa. Czy­sta forma, coś pięk­ne­go. Mój pro­blem po­le­ga na­to­miast na tym, że opo­wia­da­nie w swo­jej ma­te­rii ję­zy­ko­wej w za­sa­dzie na­śla­du­je styl Schul­za i przy tym też zo­sta­je; za­bra­kło mi tu wię­cej wła­snej in­wen­cji, ja­kiejś gry z kon­wen­cją, wzbo­ga­ce­nia tego schul­zow­skie­go sche­ma­tu nar­ra­cyj­ne­go o do­dat­ko­wy ele­ment. Dla­te­go mimo uda­nej sty­li­za­cji tekst tro­chę na niej traci, bo gdzieś to wszyst­ko już jed­nak było.

Z punk­tu wi­dze­nia kon­kur­su opo­wia­da­nie jest na pewno nie­ty­po­wym (acz dość her­me­tycz­nym) uję­ciem te­ma­tu prze­wod­nie­go. Ele­ment fan­ta­stycz­ny dys­ku­syj­ny, choć sur­re­ali­stycz­na nar­ra­cja jest moc­nym ar­gu­men­tem „za”; znowu po­dob­nie jak z prozą Schul­za, którą pla­su­je się gdzieś w oko­li­cach re­ali­zmu ma­gicz­ne­go czy weird fic­tion.  

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Witam! Bar­dzo Ci dzię­ku­ję, Wilku, za miłe słowa i kon­struk­tyw­ną kry­ty­kę. Masz rację: słowo “ro­bo­czo” śred­nio pa­su­je do sty­li­sty­ki tek­stu. Cie­szę się, że do­ce­niasz mu­zycz­ność “Bło­go­sła­wio­ne­go”. Bez­po­śred­nio z mu­zy­ki (jako sztu­ki tem­po­ral­nej) wiele można cie­ka­wych rze­czy trans­fe­ro­wać do li­te­ra­tu­ry i jest to, moim zda­niem, ogrom­ne i zu­peł­nie nie­do­ce­nio­ne pole do po­ten­cjal­nych ma­new­rów (przy­spie­sza­nie toku nar­ra­cji, zwal­nia­nie, nagłe skoki i zmia­ny tempa). 

Jesz­cze tak gwoli wy­ja­śnie­nia, do­po­wie­dze­nia: chcia­łem opi­sać, utrwa­lić na pi­śmie kon­kret­ne prze­ży­cia zw. z kon­kret­nym lasem: Mo­na­chium, dziel­ni­ca Neu­per­lach, te­re­ny pod­miej­skie, las. I chyba wszyst­ko jasne. Po­zdra­wiam! :)

Tra­fi­łaś w dzie­sią­te­kę, Black Cape. Lubię my­śleć o Schul­zu jako o przed­sta­wi­cie­lu weird fic­tion. Szko­da tylko, że nie po­prze­sta­ję na my­śle­niu o mi­strzu, lecz za­czy­nam bawić się w na­śla­dow­nic­two i pa­ro­dio­wa­nie (ze szko­dą oczy­wi­ście dla sie­bie). Dzię­ku­ję za rze­czo­wy ko­men­tarz! :)

Na­śla­do­wa­nie stylu Schul­za to nie­ła­twe za­da­nie (mam świa­do­mość, jakie bo­gac­two za­bie­gów for­mal­nych się na niego skła­da, zresz­tą Twój tekst do­sko­na­le to od­da­je), a wy­cho­dzi Ci świet­nie, więc jakby jesz­cze się tą kon­wen­cją po­ba­wić i dodać coś wię­cej od sie­bie, to po­wsta­ło­by z tego coś na­praw­dę uni­kal­ne­go li­te­rac­ko. Może warto po­eks­pe­ry­men­to­wać. :)

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Miła BC, je­steś bar­dzo ła­ska­wa. Kilku rze­czy u Schult­za zu­peł­nie nie ogar­niam. W jaki spo­sób po­słu­gu­je się ar­cha­izma­mi? Dla­cze­go nie po­ja­wia się u niego: Lu­bosz-Dra­hosz? A po­ja­wia­ją: alem­bik, oko­wi­ta, in­gre­dien­cyj? Czemu zda­nia bu­du­je w spo­sób taki, że czło­wiek nie wie, kiedy, gdzie i jak się skoń­czą? Roz­my­wa zna­cze­nia. Daje unieść się, po­rwać sen­som. Czy myśli fe­no­me­na­mi (kwa­drat bla­sku na dy­wa­nie) czy bar­dziej ob­ra­za­mi, a może ra­czej za­pa­cha­mi (Adela wra­ca­ła w świe­tli­ste po­ran­ki, jak Po­mo­na z ognia dnia roz­ża­gwio­ne­go, wy­sy­pu­jąc z ko­szy­ka barw­ną urodę słoń­ca)? Nie ro­zu­miem jesz­cze tego: jego język jest wg mnie dość współ­cze­sny, język – dajmy na to – ta­kie­go Gra­biń­skie­go czy Le­śmia­na (”Kle­chy­dy pol­skie”) stary, ar­cha­icz­ny. Oto są py­ta­nia. Gdzie mi tam do Mi­strza mi­strzów! Ale dzię­ku­ję i po­zdra­wiam! :)

Ob­ra­za­mi na pewno, bo te opo­wia­da­nia są w grun­cie rze­czy ta­ki­mi sce­na­mi-ob­ra­za­mi (czy też cią­giem scen-ob­ra­zów) z mi­ni­mal­ną fa­bu­łą. I w końcu to w tym me­dium przede wszyst­kim Schulz two­rzył. Ale i tak to jest ra­czej tylko pe­wien punkt wyj­ścia, bo u Schul­za ma­te­ria cią­gle przy­bie­ra nowe, przej­ścio­we formy, a osta­tecz­nie cho­dzi o to, żeby się­gnąć w głąb.

Z tym współ­cze­snym ję­zy­kiem też, myślę, do­brze ce­lu­jesz, bo Schulz jako autor nie po­le­ga tylko na ar­cha­iza­cji czy sty­li­za­cji – ko­rzy­sta ze słow­nic­twa róż­ne­go po­cho­dze­nia i z róż­nych dzie­dzin, czę­sto w ogóle wy­ko­rzy­stu­je samą fo­ne­ty­kę słów, żeby zryt­mi­zo­wać tekst albo nadać mu kon­kret­ne brzmie­nie, a mniej mu za­le­ży na zna­cze­niu tych­że słów. Zresz­tą po­czu­cie czasu i miej­sca jest u Schul­za dość zde­for­mo­wa­ne (wszyst­ko się roz­gry­wa na ja­kichś ru­bie­żach, mar­gi­ne­sach czy w bocz­nych od­no­gach), więc tak ca­ło­ścio­wo nie­ko­niecz­nie cho­dzi mu o kon­kret­ną sty­li­za­cję czy od­da­nie na­stro­ju epoki, do­ce­lo­wo dąży wręcz do na swój spo­sób ro­zu­mia­nej uni­wer­sal­no­ści.

Po­zdra­wiam rów­nież! :)

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Old­Gu­ard, prze­pra­szam, za­wio­dłem na całej linii, mia­łem coś po­le­cić, ale jak za­czą­łem czy­tać stare wy­po­ci­ny, to się znie­chę­ci­łem. Za­czą­łem po­pra­wiać, prze­re­da­go­wy­wać i tak po­pra­wiam aż po dziś dzień. Także sorry! Co złego, to nie­ste­ty wła­śnie ja. Po­zdra­wiam, MZ.

Hm. Prze­czy­ta­łam. Nie lubię ta­kich tek­stów. Wła­ści­wie nic z tego nie wy­ni­ka, poza kręć­kiem w gło­wie. Moim zda­niem bli­żej temu do po­pi­sy­wa­nia (się) niż pi­sa­nia. Dużo trud­nych słów, tu bez­sens, tam bez­sens, tyle że ja­kieś dwa mo­ty­wy prze­wod­nie – ciem­ność i las… Przy­kro mi, nie po­do­ba­ło się.

 

Po­zdra­wiam :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Dzię­ki, HWDP, tzn. DHBW za szcze­rość, jest w cenie. ;) 

Słów znasz sporo, nawet cał­kiem dziw­nych, ale umie­jęt­ność przyj­mo­wa­nia kry­ty­ki leży ;) I kul­tu­ra oso­bi­sta przy oka­zji też. Smu­te­czek.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

To był żart, nie znasz się na żar­tach? A kry­ty­kę oczy­wi­ście przyj­mu­ję i za nią dzię­ku­ję. 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Żart bar­dzo dziw­nie wy­ra­żo­ny. Zwłasz­cza, że to ko­mu­ni­ka­cja in­ter­ne­to­wa, w któ­rej tekst jest tek­stem. Na przy­szłość radzę ostroż­niej do­bie­rać znaki.

 

A kry­ty­kę oczy­wi­ście przyj­mu­ję i za nią dzię­ku­ję.

Ależ pro­szę. Pisz tak dalej, to do­sta­niesz wię­cej. :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Po­sta­ram się o wię­cej. :)

Nowa Fantastyka