- Opowiadanie: marzan - Pies Schrödingera

Pies Schrödingera

Za­prze­cze­nie zostało wypowiedziane. Ro­zej­rzyj się wo­ko­ło. Czy na pewno świat wygląda tak samo? A może wi­dzisz jesz­cze ślad pęknięcia… czy moc Świąt przezwycięży rozdarcie?

 

Hasła „Obłęd i Świę­ta” oraz „Świą­tecz­no-księ­ży­co­we opo­wie­ści bi­zar­ne”

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pies Schrödingera

Pod­nio­sła wzrok znad ekra­nu – tylko po to, by zo­stać za­hip­no­ty­zo­wa­ną przez od­bi­cie świa­te­łek cho­in­ko­wych od podłogi, wy­pu­co­wa­nej na lu­stro. Le­d­wie ode­rwa­ła od niego wzrok, a już uwiódł ją bez resz­ty urok łań­cu­cha pier­ni­ko­wych ser­du­szek, za­wie­szo­ne­go na ro­gach ta­blicz­ki o re­mon­cie ko­mi­sa­ria­tu ze środ­ków wo­je­wódz­twa.

Pani Zosia prze­szła samą sie­bie.

Wes­tchnę­ła. Obok niej le­ża­ła ster­ta nie­wy­peł­nio­nych do­ku­men­tów z ca­łe­go mie­sią­ca. Na ekra­nie kilka otwar­tych okie­nek pa­trzy­ło na nią jak wy­rzut su­mie­nia. Mimo to nie po­tra­fi­ła zmu­sić się, by do­koń­czyć pracę. Za­miast tego ga­pi­ła się w ar­ty­kuł ze sta­ty­sty­ka­mi świą­tecz­nych in­ter­wen­cji w ubie­głym roku.

Trzy­dzie­ści dwie do­mo­we. Spoj­rza­ła naj­pierw na uśpio­ny te­le­fon, a potem na nie­ru­cho­me drzwi ko­mi­sa­ria­tu. Nie dzi­siaj i nie na mojej zmia­nie.

Czte­ry nie­oby­czaj­ne wy­bry­ki. Przeniosła spojrzenie na zegar. Wska­zów­ka mi­nu­to­wa zmie­ni­ła po­zy­cję. Jesz­cze tylko pół­to­rej go­dzi­ny. Nie dzi­siaj i nie na mojej zmia­nie.

Dwie bójki. Nie dzi­siaj i nie na mojej zmia…

Szarp­nię­cie drzwi było tak silne, że aż jęk­nę­ły za­wia­sy. Do holu wbiegł męż­czy­zna, roz­chla­pu­jąc po po­sadz­ce nad­to­pio­ny śnieg.

– Moja… moja córka za­gi­nę­ła!

* * *

– Co ro­bisz, cór­ciu? – Matka od­wró­ci­ła się w jej stro­nę, opie­ra­jąc twarz na obitym skórą fo­te­lu auta.

– Po­ma­gam Ka­ro­lo­wi otwo­rzyć re­stau­ra­cję w win­ni­cy.

– Ładne kwiat­ki! To gra o ko­niach, czy sprze­da­ży al­ko­ho­lu? Czy ten Karol ma cho­ciaż zezwolenie?

– Mamo, nie żar­tuj już, to trud­ne za­da­nie. I nudne, muszę prze­je­chać pół mapy! – Julka pod­nio­sła na nią wzrok znad ekra­nu te­le­fo­nu.

– Skoro nudne, to może spoj­rzysz na pre­zent od cioci?

– Koń nie ma au­to­pi­lo­ta. O nie, za­wie­si­ło się! Będę mu­sia­ła je­chać jesz­cze raz!

– Tutaj jest słaby za­sięg – mruk­nął oj­ciec, sku­pio­ny na jeź­dzie. Wy­cie­racz­ki to­czy­ły za­cię­tą walkę z płat­ka­mi mo­kre­go śnie­gu.

– Nie za szyb­ko? – zwró­ci­ła mu uwagę ko­bie­ta.

– Wiesz, że nie lubię, kiedy ko­men­tu­jesz.

Ekran te­le­fo­nu przy­gasł. Julka spoj­rza­ła przez szybę. Za­pa­dał zmierzch. Mi­ja­li las pełen fantazyjnie po­wy­krę­ca­nych buków, któ­rych nagie ga­łę­zie ster­cza­ły do góry, jakby bła­ga­ły o coś niebo. Przy­ło­ży­ła dło­nie do szyby i pró­bo­wa­ła na­śla­do­wać kształ­ty drzew. Na mo­ment ośle­pił ją od­błysk świa­teł mi­ja­ne­go sa­mo­cho­du.

– Dla­cze­go je­dzie na dłu­gich, baran…

Spraw­dzi­ła, czy gra za­czy­na się ła­do­wać. Wy­chy­li­ła się w kie­run­ku prze­rwy mię­dzy przed­ni­mi fo­te­la­mi, aby spojrzeć na drogę przed autem. Świa­tła re­flek­to­rów, roz­pro­szo­ne na płat­kach śnie­gu, przy­po­mi­na­ły drga­ją­cy obłok, który na za­krę­tach drogi zmie­niał kształ­ty. Gdzieś w oddali na tle ośnieżonego pola zamajaczyły kontury domów. W oknach pa­li­ły się świa­tła – żółte, cie­płe, zu­peł­nie inne od zim­nej bieli re­flek­to­rów sa­mo­cho­du. Już miała wró­cić do grania, kiedy za­uwa­ży­ła ciem­ną plamę, prze­miesz­cza­ją­cą się w po­przek drogi…

Pas nagle wbił się w żebra, wy­ci­ska­jąc po­wie­trze z płuc. Sa­mo­chód za­tań­czył na dro­dze, mio­ta­jąc jej cia­łem na prze­mian w lewo i w prawo. Pisk opon zlał się w jeden dźwięk z okrzy­kiem prze­ra­że­nia matki. Potem rozległ się głuchy stuk uderzenia, który rozszedł się po całej podłodze auta. Te­le­fon wy­padł jej z rąk, odbił się od ra­mie­nia ojca i zaklinował między kokpitem a przed­nią szybą. Sa­mo­chód w końcu się za­trzy­mał, sil­nik zgasł. Jedynymi odgłosami były teraz oddechy jej, matki i ojca.

– Niech to szlag…

– Julka, nic ci się nie stało? Wy­stra­szy­łaś się? – Matka roz­pię­ła pas i od­wró­ci­ła się w jej stro­nę.

– N-n-nie – od­po­wie­dzia­ła po dłuż­szej chwi­li, jesz­cze oszo­ło­mio­na. – Mamo, co to było?

– Zaraz spraw­dzę – ode­zwał się oj­ciec.

– Marek, uwa­żaj. Włącz awa­ryj­ne. Ważne, że je­ste­śmy cali. – Ko­lej­ny raz spoj­rza­ła na córkę, siląc się na uśmiech. Za­ka­sła­ła, jakby coś sta­nę­ło jej w gar­dle.

Oj­ciec otwo­rzył drzwi. Do wnę­trza wtar­gnę­ło zimne po­wie­trze.

Julka wi­dzia­ła, jak oj­ciec ob­cho­dzi przód sa­mo­cho­du, a potem się na­chy­la, by spoj­rzeć pod zde­rzak. W końcu wró­cił do nich.

– Co się stało?

– Nic. Po­trze­bu­ję folii.

Julka spoj­rza­ła pod swoje buty. Ciot­ka, od której wracali miesz­ka­ła w drew­nia­nym domu pod lasem. Po­dwór­ko było za­bło­co­ne i oj­ciec wy­kła­dał dy­wa­ni­ki pla­sti­ko­wy­mi wor­ka­mi, by nie zabrudzić sa­mo­cho­du. Wy­szarp­nę­ła folię spod po­de­szew i wy­cią­gnę­ła ją w kie­run­ku ojca. Jego spojrzenie padło na jej dłoń, ale nie za­uwa­żył jej. Za­miast tego schy­lił się w stro­nę swo­je­go fotela.

Za­trza­snął drzwi. Julka wi­dzia­ła, jak przy­klę­ka przed zde­rza­kiem. Resz­tę za­sła­nia­ła maska sa­mo­cho­du. Po ja­kimś cza­sie wstał, niosąc na rękach przed­miot owi­nię­ty w folię. Ro­zej­rzał się, po czym ru­szył w stro­nę lasu. Na chwi­lę znik­nął za świerkowym za­gaj­ni­kiem. Julka przy­ło­ży­ła dło­nie do bocz­nej szyby, pró­bu­jąc go wy­pa­trzyć w gę­stwi­nie. Syl­wet­ka po­ja­wi­ła się jesz­cze na mo­ment, kiedy zmie­rzał w stro­nę ciem­ne­go jaru.

Spoj­rza­ła na matkę. W ciszy, która za­pa­dła, chcia­ła uło­żyć ja­kieś py­ta­nie, schwy­tać jedną z myśli wi­ru­ją­cych jej w gło­wie. Otwo­rzy­ła usta, ale nie po­tra­fi­ła wy­do­być dźwię­ku. Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się, prze­chy­li­ła przez prze­rwę mię­dzy fo­te­la­mi i przy­tu­li­ła czoło do jej czoła, cały czas pa­trząc w oczy.

Drzwi się otwo­rzy­ły.

– Mo­że­my je­chać.

– Co to było?

Jego dłoń, która zbli­ża­ła się do przy­ci­sku „Start”, znie­ru­cho­mia­ła.

– Worek ze śmie­cia­mi. Ktoś go zo­sta­wił na środ­ku drogi. Cud, że po­dusz­ka nie wy­strze­li­ła.

Słowa za­brzmia­ły tak, jakby je re­cy­to­wał z pa­mię­ci.

– Marku, wi­dzia­łam…

– To był worek śmie­ci. Syl­wio, je­stem wy­star­cza­ją­co zmę­czo­ny. Jutro wal­czy­my z pla­nem fi­nan­so­wym.

– W Wi­gi­lię? Prze­cież od­da­łeś go w ze­szłym…

– Są braki.

Do­pie­ro teraz zauważył te­le­fon Julki, wciąż wbity pod szybę. Wy­cią­gnął go.

– Pęk­nię­te. Za­mó­wię nowy.

– Tato, tak jest do­brze. Wszyst­ko widać…

– Nie uży­wa­my ze­psu­tych rze­czy. – Uru­cho­mił sil­nik. Ekran na­wi­ga­cyj­ny roz­świe­tlił się.

– Pro­ko­fiew, Dance of The Kni­ghts. Od­twórz.

* * *

Syl­wia po­de­szła do Marka i po­ło­ży­ła mu rękę na ra­mie­niu. Nie ode­rwał wzro­ku od ekra­nu.

– Łóżko za tobą tę­sk­ni. Zwłasz­cza ta nie­sfor­na po­dusz­ka. Bez cię­ża­ru two­ich myśli unosi się teraz pod su­fi­tem. Chcia­łam ją zła­pać, ale nie mam dra­bi­ny.

– Zderzak pękł, muszę to jutro załatwić.

– Może ja to zro­bię?

– Nie. – Pod pal­ca­mi po­czu­ła, jak napięły się jego mięśnie.

– Marek, tam, na dro­dze…

– To był worek śmie­ci.

– Julka się wy­stra­szy­ła. Do­brze, że po po­wro­cie miała lep­szy humor. Zro­bi­ła kart­kę dla Mi­ko­ła­ja.

– Prze­cież ma już pre­zent.

– Ma też ma­rze­nia. Pa­mię­tasz o jej uro­dzi­nach? – Syl­wia po­ca­ło­wa­ła go w skroń, kła­dąc zło­żo­ną kart­kę obok lap­to­pa.

Na okład­ce miała ki­czo­wa­ty na­druk z Mi­ko­ła­jem, szy­bu­ją­cym sa­nia­mi nad ośnie­żo­nym lasem. Otwo­rzył ją. We­wnątrz nie było żad­nych słów. Na środ­ku kart­ki na­ry­so­wa­ny był pie­sek. Na­szki­co­wa­ny brą­zo­wą kred­ką sie­dział przed miską z je­dze­niem, z ra­do­śnie unie­sio­nym ogon­kiem i uśmie­chem za­zna­czo­nym kre­ską na pyszcz­ku.

Kart­ka za­czę­ła drżeć w pal­cach. Drugą dłonią schwy­cił się za nad­gar­stek. Drże­nie usta­ło.

* * *

– Cześć, Julka!

– Cześć!

Koleżanki zbie­gły po schod­kach au­to­bu­su, by zwin­nie zeskoczyć na be­to­no­wy chod­nik. Po­ma­cha­ła im ręką przez szybę. Wy­słu­żo­ny die­sel za­war­czał, z wy­raź­nym wy­sił­kiem wy­py­cha­jąc po­jazd z za­tocz­ki. Prze­sta­wi­ła torbę wy­pcha­ną za­ku­pa­mi pod sie­dze­nie. Zer­k­nę­ła na nie jesz­cze raz, wy­obra­ża­jąc sobie miny mamy i taty, kiedy będą od­pa­ko­wy­wać pre­zen­ty. Potem do­tknę­ła po­licz­kiem zim­nej szyby, pró­bu­jąc do­strzec co­kol­wiek przez roz­ma­za­ne kro­ple wody spły­wa­ją­ce po po­wierzch­ni. W od­da­li za­mi­go­ta­ły świa­tła de­ko­ra­cji, zwisa­ją­cej z la­tar­ni. Anioł dmu­chał w długą trąbę, na któ­rej końcu na prze­mian gasły i za­pa­la­ły się złote linie. Czy anio­ły czują zimno?  Gdyby ten był praw­dzi­wy, czy mógł­by sie­dzieć sobie na la­tar­ni, ma­chać no­ga­mi nad prze­jeż­dża­ją­cy­mi au­ta­mi i dąć w trąbę, aż jego policzki poczerwienieją z wy­sił­ku? A może nie by­ły­by wcale zmę­czo­ny, skoro nie czuł­by zimna? Wy­obra­zi­ła sobie, że jest anio­łem, i za­chi­cho­ta­ła.

To był worek śmie­ci.

Nie­spo­dzie­wa­nie przed ocza­mi po­ja­wił się obraz drogi, wi­dzia­nej przez przed­nią szybę sa­mo­cho­du. Wy­cie­racz­ki za­mar­ły w po­ło­wie ruchu. Prze­mierzywszy la­bi­rynt płat­ków śnie­gu, wzrok do­tarł w końcu do ciem­nej plamy, która za­sty­gła, kuląc się, na środ­ku drogi. Julka dostrzegła dwa błyszczące, żół­to­zie­lo­ne punk­ty, ni­czym przy­szy­te bli­sko sie­bie gu­zi­ki. Obraz stop­nio­wo nabierał ostrości, jakby po­więk­sza­ła zdję­cie na ekra­nie te­le­fo­nu…

– Dziew­czyn­ko, coś się stało?

Star­sza ko­bie­ta na­chy­li­ła się nad nią. Julka aż po­dskoczyła na sie­dze­niu, roz­glą­da­jąc się do­oko­ła. Au­to­bus wła­śnie ru­szał. Który to przy­sta­nek? Zo­ba­czy­ła sklep, a potem warsz­tat.

– Prze­je­cha­łam przy­sta­nek… – wes­tchnę­ła.

– Płakałaś?

Julka do­tknę­ła dło­nią twa­rzy. Ze zdzi­wie­niem za­uwa­żyła wil­got­ne kro­ple. Nie­któ­re ście­kły aż na pod­bró­dek.

– Ja? Nie… nie wiem… Wy­sią­dę i po­ja­dę w drugą stro­nę! – dodała szybko.

– Wy­siąść z tobą? Mo­że­my razem po­cze­kać.

– Nie. Dam sobie radę. Ale dzię­ku­ję pani…

– Nie ma za co.

Ko­bie­ta prze­su­nę­ła pal­cem po ekra­nie swo­je­go te­le­fo­nu i na­ci­snę­ła przy­cisk przy drzwiach au­to­bu­su.

– Za sie­dem minut masz au­to­bus w prze­ciw­ną stro­nę. Przy­sta­nek jest na żą­da­nie, nie za­śnij!

Au­to­bus zje­chał na po­bo­cze. Wczo­raj­szy śnieg już pra­wie stop­niał, je­dy­nie gdzie­nie­gdzie wi­dzia­ła białe plamy, po­kry­te ku­rzem na­wia­nym z drogi. Prze­szła na drugą stro­nę ulicy. W od­da­li za­uwa­ży­ła dro­go­wskaz.

To był worek śmie­ci.

Prze­szedł ją dreszcz. Ten sam dro­go­wskaz, wi­dzia­ny z innej stro­ny. Wczo­raj, przez szybę sa­mo­cho­du.

W tej samej chwi­li zdała sobie spra­wę, że w au­to­bu­sie zo­sta­wi­ła torbę z pre­zen­ta­mi, rę­ka­wicz­ka­mi i le­gi­ty­ma­cją szkol­ną. Pre­zen­ty dla ro­dzi­ców! Miała wpraw­dzie już dwa za­mó­wio­ne przez In­ter­net, ale w ich za­ku­pie po­ma­ga­ła mama, więc nie li­czy­ły się jako nie­spo­dzian­ki. Tym razem poczuła, że zbiera się jej na łzy. Potrząsnęła głową. Na pewno mogła zro­bić coś, żeby to na­pra­wić. Au­to­bus ma nie­da­le­ko przy­sta­nek koń­co­wy, na któ­rym stoi pół go­dzi­ny, a potem zawraca. Kie­dyś sie­dzia­ły na nim z ko­le­żan­ką, czekając na odjazd. Wy­star­czy­ło wsiąść w ten sam au­to­bus i od­zy­skać torbę. Uspo­ko­iła się nieco.

Ru­szy­ła w stro­nę dro­go­wska­zu, jakby ją przy­cią­gał. Wy­da­wa­ło się, że wczo­raj mi­nę­li go tuż po uru­cho­mie­niu sa­mo­cho­du. Za­czę­ła sobie przy­po­mi­nać szkol­ne za­da­nia z ma­te­ma­ty­ki, pró­bu­jąc oce­nić, ile czasu zaj­mie do­tar­cie do tego miej­sca. Jeśli sa­mo­chód jest dzie­sięć razy szyb­szy od niej, a jechał minutę, to jej zaj­mie to dzie­sięć minut. Z po­wro­tem dwa­dzie­ścia. Miała ponad dzie­sięć minut za­pa­su. Zo­ba­czy­ła świa­tła au­to­bu­su ja­dą­ce­go w kie­run­ku domu. Na­szła ją dziw­na myśl, że nie ma już od­wro­tu. Na­cią­gnę­ła czap­kę niżej na uszy i wło­ży­ła ręce do kie­sze­ni.

Bocz­na droga była pusta i cicha. Za­pa­dał zmrok. Ko­ro­ny drzew za­mar­ły w bez­ru­chu, jakby pod­pierały oło­wia­ne niebo. Sły­sza­ła od­głos wła­snych kro­ków na as­fal­cie, sze­lest od­de­chu, a przez chwi­lę nawet wy­da­wa­ło jej się, że sły­szy rów­nież bicie serca. Po­ru­sza­ły się je­dy­nie ob­łocz­ki pary, ulatujące z ust. Ob­ser­wo­wa­ła, jak stop­nio­wo roz­pły­wa­ją się w sza­ro­ści, łą­cząc z pa­sem­ka­mi mgły za­wie­szo­ny­mi w po­wie­trzu.

Spo­dzie­wa­ła się, że widok świa­teł w oknach od­le­głych domów doda jej otu­chy. Tym razem jednak widziała je­dy­nie dwie mar­twe, ciemne bryły, sto­ją­ce na skra­ju drogi. Za­trzy­ma­ła się, roz­po­zna­wszy świer­ko­wy za­gaj­nik. Po chwi­li brnę­ła już po kost­ki przez całun zim­nych i śli­skich liści, po­ty­ka­jąc się o ga­łąz­ki. Zna­la­zła jar. Ode­tchnę­ła głę­bo­ko. Nie czuła strachu. Chcia­ła poznać prawdę. Ze­śli­zgnę­ła się po gli­nia­stym zbo­czu wraz z la­wi­ną ka­mie­ni i liści. Pod bal­da­chi­mem roz­cza­pie­rzo­nych ga­łę­zi ma­ja­czył w mroku ja­śniej­szy kształt. Ru­szy­ła w tamtą stro­nę. Na­chy­li­ła się nad wor­kiem. Zanim roz­chy­li­ła jego brze­gi, za­uwa­ży­ła, że brakuje jej wier­nej to­wa­rzysz­ki, mgieł­ki pary…

 

– Panie Ma­jew­ski. Dzwo­ni­łam do przedsiębiorstwa komunikacyjnego. Nie po­twier­dzili, że w au­to­bu­sie linii dzie­więć zo­sta­ła zna­le­zio­na torba z le­gi­ty­ma­cją pana córki.

– To niemożliwe! Mó­wi­łem już dwa razy… Córka miała na okład­ce le­gi­ty­ma­cji wy­pi­sa­ny te­le­fon żony, bo już raz ją zgu­bi­ła! Zaraz po tym, jak żona ode­bra­ła te­le­fon, wsia­dłem w sa­mo­chód!

Teraz trud­niej­sza część. Bądź dziel­na.

Od dłuż­sze­go czasu pró­bu­ję usta­lić dane pana córki oraz pana żony.

– Julka za­gi­nę­ła… trze­ba jej szu­kać, a pani nie zga­dza­ją się dane?

– Panie Marku. Przy­ję­łam zgło­sze­nie. Zaj­mu­je­my się tym. Ro­zu­miem pana nie­po­kój.

– Nie­po­kój? Jezu, ona znik­nę­ła, jest ciem­no jak w dupie, a pani mówi o nie­po­ko­ju?

Go­rącz­ko­wo pró­bo­wa­ła sobie przy­po­mnieć in­for­ma­cje ze szko­le­nia. Uni­kaj kon­fron­ta­cji. Po­sta­raj się utrzy­mać osobę w stre­fie kom­for­tu, do czasu przy­jaz­du od­po­wied­niej dla niej opie­ki. Nie, nie była dobrą ak­tor­ką.

Pro­szę mi pomóc zro­zu­mieć to, że w te­le­fo­nie, którego zawartość razem przeglądaliśmy, nie ma ani nu­me­ru do córki, ani do żony. Nu­me­ry, które pan podał z pa­mię­ci, to przy­pad­ko­we cyfry.

– To nie­moż­li­we… On wy­padł mi z ręki, może się zepsuł… Byłem tak roz­trzę­sio­ny, że…

– Udało mi się usta­lić, że za­rów­no te­le­fon, jak i sa­mo­chód przed ko­mi­sa­ria­tem na­le­żą do pana sio­stry, Zu­zan­ny. Za chwi­lę tu bę­dzie.

– Sio­stra? Co moja sio­stra ma do tego?

Drzwi ko­mi­sa­ria­tu się otwo­rzy­ły. Wbie­gła przez nie ko­bie­ta o roz­czo­chra­nych wło­sach i w krzy­wo za­pię­tym płasz­czu. Pod­bie­gła do Marka, obej­mu­jąc go.

– Marku, prze­pra­szam. Myślałam, że zabranie cię na święta to dobry pomysł… Myliłam się.

– O co, u dia­bła, cho­dzi? Za­gi­nę­ła Julka!

– Zaraz przy­ja­dą. No już, spokojnie… Po­mo­gą ci.

Przed ko­mi­sa­ria­tem za­trzy­ma­ła się ka­ret­ka zakładu psychiatrycznego.

* * *

Le­ża­ła wśród kwia­tów. Pies przy­niósł patyk i po­ło­żył go obok jej ręki. Na prze­mian pisz­czał i po­war­ki­wał, krę­cąc pu­szy­stym ogon­kiem. Julka ro­ze­śmia­ła się, wi­dząc, jak się nie­cier­pli­wi. Wstała i rzu­ci­ła patyk. Po­szy­bo­wał wy­so­ko, ob­ra­ca­jąc się w pro­mie­niach słoń­ca.

– Muszę już wra­cać, pie­sku.

Ro­zej­rza­ła się. To było jak sen: nie wiedziała, jak się w nim znalazła, ani kiedy się skoń­czy.

– Lubię ciebie, słońce i ciepło. Chciałbym tu zostać dłużej… ale muszę wracać. Do zimy. Do rodziców.

Nie jest łatwo od­na­leźć drogę. Mogę ci pomóc.

Pie­sek sie­dział przed nią, mer­da­jąc ogo­nem. Przy­klę­kła przy nim.

Wy­obraź sobie mamę. Wszyst­kie ra­do­sne chwi­le z nią.

Julka za­mknę­ła oczy.

Czy chcia­ła­byś coś w niej zmie­nić?

Spoj­rza­ła uważ­nie na pysz­czek psa.

– Nie.

A teraz tatę.

Po­now­nie za­mknę­ła oczy.

Czy chcia­ła­byś coś w nim zmie­nić?

* * *

– To naj­lep­szy pre­zent, Syl­wio!

– Tak… Zro­bi­ła pre­zent, wy­cho­dząc wresz­cie z brzu­cha… Tobie łatwo mówić!

Oboje pa­trzy­li na nie­mow­lę, które po godzinnym kon­cer­cie wrza­sków wresz­cie usnęło.

– Coś mi się wy­da­je, że bę­dzie upar­ta.

– Julka? Z takim imie­niem? Nie, chło­pa­ki będą się o nią bić, a ona bę­dzie im rzu­cać białe chust­ki.

Syl­wia od­wró­ci­ła twarz w jego stro­nę. Spo­waż­nia­ła.

– Bog­dan, czy ty na pewno… chcesz wy­cho­wy­wać nie swoje…

– Tak – prze­rwał jej. Chcia­ła pytać dalej, ale po­ło­żył palec na ustach.

– Teraz ja muszę o coś spy­tać. U są­siad­ki oszcze­ni­ła się sucz­ka… nie mają co z nimi zro­bić… wiem, pa­so­ży­ty… ale zo­bacz, jakie są słod­kie!

Wy­cią­gnął te­le­fon i po­ło­żył na po­dusz­ce obok jej głowy.

– Nie mogę od­mó­wić, skoro uro­dzi­ła sześć ta­kich cu­de­niek… ja przy jed­nym wy­mię­kłam!

Koniec

Komentarze

Ciekawe napisane opowiadanie o wiarygodnie nakreślonych postaciach. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że czytaniu towarzyszyło lekkie napięcie i prawdziwa wczutka.

Dobry, wiarygodny, pomysłowy tekst,

 

“– Julka, nic ci się nie stało? Wystraszyłaś się? – matka rozpięła swój pas i odwróciła się w jej stronę.” – teoretycznie “swój” można wychlastać, ale to wedle woli.

Cześć, marzan. (Szarpnięcie za drzwi było tak silne, że aż jęknęły zawiasy.) Jęk zawiasów kojarzy mi się bardziej z ich powolnym otwieraniem. Gdzieś jeszcze rzuciła mi się w oczy literówka. Poza tymi drobiazgami nie zauważyłem nic coby mi przeszkadzało. Bardzo dobre opowiadanie i trzymające w napięciu. Pozdrawiam.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Marzanie!

 

Nie zaglądałem do przedmowy przed lekturą i byłem trochę zaskoczony, że nie ma tam hasła “polskie święta, które straszą”. Opowiadanie ma dość ciekawy klimat i przez cały czas czuć lekkie napięcie, by nie napisać: grozę.

 

Czytałem z zaciekawieniem, chociaż na sam koniec nie mam pewności, co właściwie spotkało Julkę (ale patrząc po Twoich hasłach konkursowych, chyba nie powinno mnie to dziwić :P).

 

Z kwestii technicznych, dużo zdań kończysz na “się”, co podobno stanowi rusycyzm. Przebudowałbym te zdania ;]

 

– Ładne kwiatki! To gra o koniach, czy sprzedaży alkoholu? Czy ten Karol ma chociaż koncesję?

Na sprzedaż alkoholu jest zezwolenie, nie koncesja ;]

 

Dzwoniłam do zakładu autobusowego.

przedsiębiorstwa komunikacyjnego?

 

– To niemożliwe! Mówiłem już dwa razy… Córka miała na okładce legitymacji wypisany telefon żony, bo już raz ją zgubiła! Zaraz po tym, jak żona odebrała telefon, wsiadłem w samochód!

Teraz trudniejsza część. Bądź dzielna.

– Od dłuższego czasu próbuję ustalić dane pana córki oraz pana żony.

To środkowe zdanie, to zapis myśli, jak mniemam Julki. Skąd się wziął w tym fragmencie?

 

Niemniej, dziękuję za podzielenie się tekstem i życzę powodzenia w konkursie! ;]

 

ps. wchodzenie w interakcję z czytelnikami (czytaj: odpisywanie na komentarze) jest mile widziane na Forum ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ciekawa konstrukcja tekstu. Powodzenia w konkursie. :)

P.S. Zwróć uwagę na stopkę w komentarzach Krokusa.

Koalo75

P.S. Zwróć uwagę na stopkę w komentarzach Krokusa.

Każde opowiadanie ma inspirację :) Interpretacja stanu pieska zależy od czytelników, chciałbym jednak zwrócić uwagę, że netto piesek zyskał na przebiegu zdarzeń i znalazł się w lepszym świecie. Może warto wystartować licznik poległych piesków w opowiadaniach świątecznych. Swojego pieska liczę jako 0,5 lub -0,5, zależnie od czytelników. W innym opowiadaniu doliczyłem się dwóch.

 

Cezary

 

To środkowe zdanie, to zapis myśli, jak mniemam Julki. Skąd się wziął w tym fragmencie?

 

 Przez bizarność można doszukiwać się wszystkiego, w tym przebłysku myśli Julki w świecie równoległym – akurat w tym miejscu jest to myśl uroczej policjantki (gdyby nie limit znaków, może lepiej opisałbym postać, obecnie odgrywa tylko swoją rolę).

 

nie mam pewności, co właściwie spotkało Julkę

 

Tak właśnie ma być! Jeśli napiszę, jakie było moje zamierzenie co do jej losów, ubiję pozostałe ciekawe interpretacje.

 

Uwagi “techniczne” – słuszne, zabieram się do poprawek, komentarze pod innymi tekstami pozwalają mi na dodatkowe 3 znaki ponad limit :) Zakład autobusowy czy przedsiębiorstwo komunikacyjne – bywa różnie, ja kiedyś składałem zażalenie na zachowanie kierowcy w jednym, a zostałem przekierowany do drugiego, czyli spychologia stosowana. Biorąc pod uwagę, że reszta czytelników może nie mieć podobnych doświadczeń, wstawię firmę-matkę.

 

Hesket

(Szarpnięcie za drzwi było tak silne, że aż jęknęły zawiasy.) Jęk zawiasów kojarzy mi się bardziej z ich powolnym otwieraniem

Chyba to kwestia indywidualnych wrażeń. Mam do czynienia dużo z drzwiami aluminiowymi, które są cichutkie, dopóki otwiera się je powoli – jęczą za to okrutnie, kiedy próbuje się przyśpieszyć ich ruch.

ps. wchodzenie w interakcję z czytelnikami (czytaj: odpisywanie na komentarze) jest mile widziane na Forum ;]

 

Staram się nadrabiać zaległości, jednak 3 dni pod rząd z grafikiem pracy 8-20 nie sprzyjają ani komunikacji z czytelnikami, ani wymaganej przy niej zdolności do logicznego myślenia. Poza przestawieniem kilku “się” uleczyłem również kilka przypadków jejozy (Ambush, dzięki za diagnozę zainfekowania utworu, i ogólnie za cierpliwość przy betowaniu)

 

 

Hej! 

Komentarz powstaje w trakcie lektury. ;) 

obłok, który na zakrętach drogi zmieniał kształty. Gdzieś w oddali zamajaczyły kształty domów

Scena z potrąceniem bardzo dobra, wyrazista. Tekst o worku ze śmieciami trochę dziwny, może bardziej pasowałoby kłamstwo z kotem albo lisem. No ale w stresujących sytuacjach różne rzeczy ludziom przychodzą do głowy. 

 

Hm, jeśli Julka chce psiaka, to może to pies został potrącony? 

 

się czujesz?

Starsza kobieta nachyliła się nad nią. Julka poderwała się z siedzenia, rozglądając się

Siękoza. 

 

Hm, no na koniec serwujesz nam coś kompletnie innego. :D 

Julka nie żyje i w dodatku piesek nie żyje, tylko czemu w tym samym czasie i kto i ich potrącił/jak zginęli. A może piesek w jakiś sposób żyje i jest w stanie skontaktować się z Julką z zaświatów. :) Fajnie, że zakończenie jest otwarte i można sobie gdybać. Na plus też Twoje zamieszanie z tym, że Julka nie była biologiczną córką Bogdana, przez co mieliśmy wrażenie, że nie istnieje. Trwało to krótko, fajnie, gdyby to pociągnąć i dłużej potrzymać w niepewności. ;) 

 

Ogólnie klimatyczne, mroczne opowiadanie. 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Cześć,

 

Niesamowity klimat :). Napisane bardzo umiejętnie i do samego końca nie spodziewałem się takiego twistu. Grozy jako takiej w tekście prawie nie ma, za to Czytelnik sam sobie dopowiada, co może się zaraz stać z dziewczynką albo ojcem.

Zakończenie bez happy endu chyba IMHO bardziej by pasowało, ale szanuję wybór. Tylko trochę nie zrozumiałem – matka z Julką przeniosły się gdzieś do innego świata, gdzie zaopiekował się nimi inny mężczyzna? 

Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!

MordercoBezSerca

Tylko trochę nie zrozumiałem – matka z Julką przeniosły się gdzieś do innego świata, gdzie zaopiekował się nimi inny mężczyzna? 

 

W jednej z możliwych interpretacji – tak.Jest to najbliższe moim intencjom w trakcie pisania. Jeśli ktoś zinterpretuje opowiadanie w inny sposób, np. całą pierwszą część jako rozgrywającą się w myślach chorego psychicznie Marka, również może otrzymać względnie spójny świat, z poprawką na obłęd bohatera oczywiście.

 

Ananke

Tekst o worku ze śmieciami trochę dziwny, może bardziej pasowałoby kłamstwo z kotem albo lisem.

 

Wielbiciele kotów i lisów zdecydowanie by zaprotestowali :) Worek śmieci w zamierzeniu dobitniej wyraża to, z jaką łatwością bohater zamiata wypadek pod dywan, oraz jak mało obchodzi go to, co potrącił. Jedną z interpretacji jest załamanie się świata przeżyć Julki po tym, jak zostało jej zaserwowane takie zaprzeczenie. Śmierć nie musi być dosłowna. Interpretacja, w której Julka ucieka w wyobrażony świat jest moim zdaniem smutniejsza, niż reboot w świecie z Bogdanem i szczeniaczkiem.

Wielbiciele kotów i lisów zdecydowanie by zaprotestowali :)

Pewnie. :)

 

Jedną z interpretacji jest załamanie się świata przeżyć Julki po tym, jak zostało jej zaserwowane takie zaprzeczenie. Śmierć nie musi być dosłowna. Interpretacja, w której Julka ucieka w wyobrażony świat jest moim zdaniem smutniejsza, niż reboot w świecie z Bogdanem i szczeniaczkiem.

Dlatego tekst daje nam możliwość różnych interpretacji i podoba mi się, że nie wszystko jest jasne. ;)

Siękoza. 

 

Wypieliłem nieco ogródek. Jak tak dalej pójdzie, będę mógł dodać zdanie, mieszcząc się w limicie cheeky

– Nnnie

ja bym dorzucił ‘–’ między literkami N-n-nie

 

Przeczytałem. Wrzuciłeś hasło bizarro, ale bizarrne te opowiadanie chyba nie jest. Wstęp trochę gorszy od reszty. Taka sielanka podróży samochodem + gadanie Julki nie zainteresowało mnie. Potem było już ciekawej. Bardzo fajnie poprowadziłeś narrację. Niczego nie mówisz wprost, czytelnik sam może zdecydować co myśli o tym, co się wydarzyło.

Podczas rozmowy z kobietą w autobusie miałem niestety poczucie nienaturalności.

Klikam za dobre poprowadzenie tego opowiadania :)

Pozdrawiam.

Kto wie? >;

skryty

 

Dzięki za przeczytanie, uwagi i klikanie.

Uwagi co do dialogów biorę sobie do serca (zawsze są kulawe w pierwszej wersji), więc jeśli mam okazję – zmieniam. Mam nadzieję, że teraz wyszło choć trochę bardziej naturalnie, przy okazji zasugerowałem, że nawet Julka jest już “skażona” zaprzeczeniami. A jeśli nie zabrzmiało – no cóż, nie poddałem się bez walki. Znowu osiągnąłem limit znaków :)

Niespieszny początek – zamierzony. Wiem, że część zabieganych czytelników może dalej nie sięgnąć, takie już ryzyko wolnego startu.

Pojawiła się sugestia hasła “Polskie Święta, które straszą”, jednak to hasło kojarzy mi się z groteską. Bizarność zależy od interpretacji, im bardziej dosłowna tym bardziej bizarna, a im mniej dosłowna tym opowiadanie wychodzi z kategorii Fantastyka w ogóle. Obiecuję kolejnym razem wrzucać w kategorię (jeśli się pojawi) wizje słabiej trzymające się realnego świata!

Cześć, Marzanie po raz drugi!

Dziękuję za podwójny udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Hasła konkursowe oddałeś całkiem dobrze, ale trochę kuleje świąteczność tekstu. Oczywiście dzieje się to w trakcie/w przededniu Świąt, ale nie jest w nich mocno osadzone.

Fabuła mnie nie przekonuje – może się to wiązać z tym, że nie do końca zrozumiałem końcowy twist. Ojciec ma zwidy, ale jego córka, która jest wytworem jego choroby ostatecznie występuje też jako fizyczna postać. Robi nam się mała incepcja, na wyjaśnienie której chyba brakło Ci miejsca.

Przeczytałem sprawnie, nie musiałem się szczególnie zatrzymywać przy lekturze, jest całkiem ok, choć przyznam, że brakuje mi w tekście jakiegoś pazura (może to nienajlepsze słowo), który sprawiłby, że zostanie ze mną na dłużej.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Opowiadasz sprawnie, ale wciąż (jak na becie) brakuje mi kilku okruszków, które poprowadziły by mnie od sceny do sceny. Każdy z kawałków jest fajny, ale jak dla mnie, nie tworzą całości.

Może to moja słabość do linearnych opowiadań;), ale to podobało mi się mniej, niż poprzednie.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witaj.

W moim odczuciu tekst jest doskonały, do końca trzymał mnie w napięciu, uwielbiam takie klimaty. :) 

Ze spraw technicznych :

– Julka, nic ci się nie stało? Wystraszyłaś się? – matka rozpięła pas i odwróciła się w jej stronę. – wielką literą?

Pozdrawiam serdecznie, kliczek, powodzenia w konkursie :)

Pecunia non olet

tylko po to, by zostać zahipnotyzowaną przez odbicie światełek choinkowych od wypucowanej na lustro podłogi

Leciutko jakby angielskawe.

nie potrafiła zmusić się

Nie potrafiła się zmusić – enklityk (jak "się") nie należy dawać na akcentowane miejsca, bo wychodzi dziwny akcent.

Podniosła wzrok na zegar.

Nie za często ta bohaterka podnosi wzrok?

Szarpnięcie za drzwi

Hmm. Nie jestem pewna, czy tu powinno być "za".

– Co robisz, córciu? – matka odwróciła się w jej stronę

"Matka" duża literą, p. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#narracja_wypowiedzi

opierając twarz na skórzanym oparciu fotela

Oparcie nie jest skórzane (tylko obite skórą) i trochę głupio wygląda w zestawieniu z opieraniem.

Mijali las pełen powykręcanych fantazyjnie buków, których nagie gałęzie sterczały do góry, jakby błagały o coś niebo.

Ładny obraz, ale: Mijali las pełen fantazyjnie powykręcanych buków, których nagie gałęzie sterczały do góry, jakby o coś błagały niebo.

Przez moment oślepił

Na moment.

Sprawdziła, czy gra zaczyna się ładować. Wychyliła się w kierunku przerwy między przednimi fotelami, obserwując drogę przed nimi.

Brak łączności. Chociaż w sumie… Ale wychyliła się, żeby spojrzeć na drogę, bo (o ile drogę jeszcze od biedy można obserwować) tutaj chyba jest przyczynowość.

Światła reflektorów, rozproszone na płatkach śniegu przypominały drgający obłok

Wtrącenie oddziel z obu stron: Światła reflektorów, rozproszone na płatkach śniegu, przypominały drgający obłok. Albo może być bez przecinków.

Gdzieś w oddali zamajaczyły zarysy domów, wyróżniające się na tle ośnieżonego pola.

Aliteracja, i majaczenie z wyróżnianiem trochę nie bardzo: Gdzieś w oddali na tle ośnieżonego pola zamajaczyły kontury domów.

Słyszała pisk opon, który zlał się w jeden dźwięk z okrzykiem przerażenia matki

Ciut dynamiczniej: Pisk opon zlał się w jeden dźwięk z okrzykiem przerażenia matki.

Potem rozległ się głuchy dźwięk uderzenia

Rym. Głuchy stuk?

wylądował na kokpicie, klinując się

Imiesłów nie oznacza przyczyny: zaklinował się między kokpitem a szybą.

Nastała cisza, w której słyszała tylko oddech swój, matki i ojca.

No, to nie do końca cisza, nie?

Wystraszyłaś się? – matka rozpięła pas

Dużą, p. wyż.

– N-n-nie – odpowiedziała po dłuższej chwili, jeszcze oszołomiona – mamo, co to było?

– N-n-nie – odpowiedziała po dłuższej chwili, jeszcze oszołomiona. – Mamo, co to było?

Julka spojrzała pod swoje buty. Ich ciotka mieszkała w drewnianym domu pod lasem.

Ciotka butów?

Jego wzrok minął jej dłoń, ale nie zauważył jej.

To nie wzrok zauważył, zresztą wzrok nie bardzo może mijać.

Zamiast tego schylił się w stronę swojego siedzenia.

Lepiej: fotela.

obejmując przedmiot

Hmmm… można obejmować słupek albo drzewo, ale on wyraźnie ten przedmiot niesie.

W ciszy, która zapadła chciała ułożyć jakieś pytanie, schwytać jedną z myśli wirujących w jej głowie.

W ciszy, która zapadła, chciała ułożyć jakieś pytanie, schwytać jedną z myśli wirujących jej w głowie.

przytuliła czoło do jej czoła, cały czas patrząc w oczy

Spróbuj tak zrobić.

Jego dłoń, która zbliżała się do przycisku „Start”, znieruchomiała.

Skąd ta autonomia dłoni? I czy samochodów nie uruchamia się kluczykiem?

Ktoś zostawił go na środku drogi.

Akcent: Ktoś go zostawił na środku drogi.

jakby recytował je

Jakby je recytował.

Nie używamy zepsutych rzeczy.

Mam wrażenie, że to będzie ważne…

Pod palcami poczuła, jak jego mięśnie się napięły

Angielskawo to brzmi.

Zrobiła kartkę do Mikołaja.

Tu chyba jednak: dla.

Schwycił drugą dłonią za własny nadgarstek.

Angielskawe: Drugą dłonią chwycił się za nadgarstek. (I – oooj, zabiłeś pieska.)

Zbiegły po schodkach autobusu, zeskakując zwinnie na betonowy chodnik.

Czego nie robi imiesłów? Zbiegły po schodkach autobusu, by zwinnie zeskoczyć na betonowy chodnik. Albo: Zbiegłszy po schodkach autobusu, zeskoczyły zwinnie na betonowy chodnik.

Drzwi zamknęły się. Pomachała im ręką przez szybę.

Drzwiom?

dąć w trąbę czerwonymi z wysiłku policzkami

Nie policzkami się dmie.

mimowolnie zachichotała

Czemu mimowolnie? https://wsjp.pl/haslo/podglad/19094/mimowolnie

Przemierzając labirynt płatków śniegu, wzrok dotarł w końcu do ciemnej plamy, która zastygła kuląc się na środku drogi

Przemierzywszy labirynt płatków śniegu, wzrok dotarł w końcu do ciemnej plamy, która zastygła, kuląc się, na środku drogi.

Obraz stopniowo wyostrzał się

Obraz stopniowo się wyostrzał. Albo: nabierał ostrości.

– Dziewczynko, wszystko w porządku?

Hmm. No, nie wiem.

Jaki to przystanek?

Chyba jednak: który.

Julka dotknęła dłonią twarzy, ze zdziwieniem zauważając wilgotne krople.

Julka dotknęła dłonią twarzy. Ze zdziwieniem zauważyła wilgotne krople.

, jakby wystraszyła się własnych słów.

Nie ma co dopowiadać, wszystko jasne z kontekstu.

białe plamy, pokryte kurzem nawianym z drogi

Tym takim burym? To chyba jest piach.

rękawiczkami, i legitymacją szkolną

Tu bez przecinka.

Tym razem świadomie zebrało się jej na łzy.

Zbieranie się na łzy jest właśnie mimowolne, nie świadome. Nie możesz postanowić "będę teraz płakać" (jeśli nie jesteś aktorem).

Na pewno mogła coś zrobić, żeby to naprawić.

Angielskawe, i trochę się kłóci z tymi łzami bezradności.

Wystarczyło wsiąść w ten sam autobus i odzyskać torbę.

Przecież odjechał?

Zaczęła przypominać sobie szkolne zadania z matematyki, próbując ocenić, ile czasu zajmie dotarcie do tego miejsca.

Zaczęła sobie przypominać szkolne zadania z matematyki, próbując ocenić, ile czasu zajmie dotarcie do tego miejsca.

Jeśli samochód jest dziesięć razy szybszy od niej, to zamiast minuty jej zajmie to dziesięć minut.

Jeśli samochód jest dziesięć razy szybszy od niej, a jechał minutę, to jej zajmie to dziesięć minut.

Naciągnęła mocniej czapkę na uszy

Mocniej naciągnęła czapkę na uszy. Albo: Naciągnęła czapkę niżej na uszy.

Korony drzew zamarły w bezruchu, podpierając ołowiane niebo.

Hmmmm. Dobry obraz, tylko za ten imiesłów nie dałabym głowy.

wydawało się jej

Wydawało jej się.

Poruszały się jedynie obłoczki pary, unoszące się z ust. Obserwowała, jak stopniowo rozpływają się w szarości, łącząc z pasemkami mgły zawieszonymi w powietrzu.

Dużo tych “się”. Co powiesz na obłoczki ulatujące z ust?

widok świateł w oknach odległych domów doda jej otuchy, jednak tym razem były to jedynie dwie martwe bryły

Z budowy zdania wynika, że światła były martwymi bryłami.

Zatrzymała się, rozpoznając świerkowy zagajnik

Na pewno nie: Zatrzymała się, rozpoznawszy świerkowy zagajnik?

brnęła już po kostki przez całun zimnych i śliskich liści

Rozumiem, skąd to słowo, ale całun liści nie jest spójny.

Zanim rozchyliła jego brzegi zauważyła, że zawieruszyła się

Rym, brak przecinka: Zanim rozchyliła jego brzegi, zauważyła, że…

Nie potwierdzili, że w autobusie linii „dziewięć” została znaleziona torba z legitymacją pana córki.

Cudzysłów tu niepotrzebny, to nie nazwa, tylko numer autobusu. Ale skąd on wie o tej torbie? Skoro mała nie wróciła do domu, to skąd może wiedzieć, że zostawiła torbę w autobusie?

Zaraz po tym, jak żona odebrała telefon, wsiadłem w samochód!

A, czyli ktoś z autobusów zadzwonił? Dobra.

Panie Marku.

Do obcej osoby nie mówi się po imieniu – to znaczy, telemarketerzy mówią, ale nie masz pojęcia, jak to wkurza choćby mojego Tatkę (człeka starej daty). Dopisek po przeczytaniu: potrzebowałeś przypomnieć imię ojca, rozumiem. Ale mogła to zrobić Zuzanna, nie?

Postaraj się utrzymać osobę w strefie komfortu, do czasu przyjazdu odpowiedniej dla niej opieki.

Uch, ale nowomowa :) Może zostać, bo to cytat z biurokratycznych procedur, ale uczulam.

Proszę mi pomóc zrozumieć to, że w telefonie nie ma ani numeru do córki, ani do żony. Numery, które pan podał z pamięci, to przypadkowe cyfry.

…? W jakim telefonie? Ona bada jakiś telefon? I skąd wiadomo, że przypadkowe cyfry?

Wbiegła przez nie kobieta o rozczochranych włosach i w krzywo zapiętym płaszczu.

Wbiegła przez nie kobieta o rozczochranych włosach, w krzywo zapiętym płaszczu.

Podbiegła do Marka z wyrazem troski na twarzy, obejmując go.

Czego nie robi imiesłów? Unikaj etykietek: Podbiegła do Marka, żeby go objąć.

O co u diabła chodzi?

O co, u diabła, chodzi?

Przed komisariatem zatrzymała się karetka zakładu psychiatrycznego.

Uuuu…

położył obok jej ręki

Położył jej obok ręki.

widząc jego niecierpliwość

Widząc, jak się niecierpliwi.

Dotychczas nie zdawała sobie sprawy z tego, że rozgrzana łąka nie pasuje do miejsca, z którego tu trafiła.

Tłumaczysz.

Poczuła niepokój.

Dalej tłumaczysz.

Czy chciałabyś coś w niej zmienić?

…? Czegoś tu nie rozumiem?

Zrobiła prezent, wychodząc wreszcie z brzucha

Mało naturalna fraza.

po popisowym

Aliteracja.

ona będzie rzucać im białe chustki

Akcent: ona będzie im rzucać białe chustki.

 

Napisane z głową i eleganckie, choć to chyba lekka przesada, tak karać faceta za nieumyślne przejechanie pieska. I co to właściwie ma do Bożego Narodzenia?

Ale szort bardzo porządny.

Jęk zawiasów kojarzy mi się bardziej z ich powolnym otwieraniem.

Hmm, prawda. Może: zaprotestowały?

przedsiębiorstwa komunikacyjnego?

W Gdańsku to się nazywa Zarząd Transportu Miejskiego (któremu podlegają Gdańskie Autobusy i Tramwaje), w Gdyni – Zarząd Komunikacji Miejskiej. Są też Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej, Miejskie Zakłady Komunikacji itd. A ja po prostu zadzwoniłabym do autobusów :)

Interpretacja stanu pieska zależy od czytelników, chciałbym jednak zwrócić uwagę, że netto piesek zyskał na przebiegu zdarzeń i znalazł się w lepszym świecie.

Otóż to! XD Na wszelki wypadek dołączam pieska zastępczego:

akurat w tym miejscu jest to myśl uroczej policjantki

Tak też myślałam – jest to spójne, bo myśli policjantki od początku są kursywą, a Julki… też. Ale dla mnie kontekst jest jasny :)

Tak właśnie ma być! Jeśli napiszę, jakie było moje zamierzenie co do jej losów, ubiję pozostałe ciekawe interpretacje.

Przepisanie jej życia, żeby nienawistny pieskowi tatko trafił do psychiatryka i zmarł tam w zapomnieniu? Czyżby pieski rządziły światem…? Czyżby Krokus był agentem piesków…? Musimy zacząć trenować obrońców:

:)

Mam do czynienia dużo z drzwiami aluminiowymi, które są cichutkie, dopóki otwiera się je powoli – jęczą za to okrutnie, kiedy próbuje się przyśpieszyć ich ruch.

Aaa, takich nie znałam.

jednak 3 dni pod rząd z grafikiem pracy 8-20 nie sprzyjają ani komunikacji z czytelnikami, ani wymaganej przy niej zdolności do logicznego myślenia.

Bywa, niestety heart

Interpretacja, w której Julka ucieka w wyobrażony świat jest moim zdaniem smutniejsza, niż reboot w świecie z Bogdanem i szczeniaczkiem.

Hmm. :)

Dlatego tekst daje nam możliwość różnych interpretacji i podoba mi się, że nie wszystko jest jasne. ;)

Nie musi być, to opowiadanie, nie zagadka :P

Obiecuję kolejnym razem wrzucać w kategorię (jeśli się pojawi) wizje słabiej trzymające się realnego świata!

Natchnienie nie sługa ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czytałam ze sporym zainteresowaniem, ale nie mogę powiedzieć, że pojęłam całą historię.

 

Wychyliła się w kierunku przerwy między przednimi fotelami, obserwując drogę przed nimi. → Czy dobrze rozumiem, że ptrzednie fotele miały przed sobą drogę?

 

– W wigilię? Przecież oddałeś go w zeszłym… – W Wigilię? Przecież oddałeś go w zeszłym

 

Myślałam, że zabranie cię na Święta to dobry pomysł… → Myślałam, że zabranie cię na święta to dobry pomysł

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

 

Całkiem ciekawe opowiadanie, ale jak dla mnie chyba zbyt zakręcone. Tag “światy równoległe” trochę wyjaśnia sprawę, choć ja bym wolała, żeby to bardziej wynikało z tekstu (może dla innych wynika, dla mnie za mało ;)). Z tą córką interesujący pomysł, że jednak istnieje tylko nie jest jego, ale w moim odczuciu zabrakło jakiejś sceny, która by to jeszcze do końca wyjaśniła. Mam wrażenie, że czegoś tutaj brakuje, żeby wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.

Na podstawie dwóch Twoich świątecznych tekstów, które przeczytałam, wydaje mi się, że lubisz niedopowiedzenia. Ja nie bardzo, więc może po prostu nie należę do Twojej grupy docelowej ;-).

 

– Cześć, Julka!

– Cześć!

Zbiegły po schodkach autobusu, zeskakując zwinnie na betonowy chodnik. Drzwi zamknęły się. Pomachała im ręką przez szybę.

W tym miejscu, jak dla mnie, brakuje podmiotu. Informacji kto zbiegł po schodach. Domyślam się, że koleżanki Julki, ale ten fragment mnie zatrzymał i musiałam przeczytać dwa razy, bo miałam wrażenie, że coś tu nie gra.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

Krokus, Ambush – dzięki za przeczytanie i za komentarze! Pisząc przeczuwałem, że nie trafię do wszystkich czytelników. Tym bardziej dziękuję za betowanie Ambush – domyślam się, że betowanie tekstu który nie do końca “pasuje” pod względem treści wymaga więcej cierpliwości!

Tarnina – lista uwag baardzo długa, dziękuję.

Może o tych (niewielu), z którymi się nie zgodzę:

przytuliła czoło do jej czoła, cały czas patrząc w oczy

Spróbuj tak zrobić.

 

Po prostu tracisz ostrość widzenia (matka straci ją w nieco większej odległości, jest starsza). Oczy pozostają otwarte, czoła się stykają. Nieważne, czy widzisz coś ostro czy nie, ważny jest podwójny kontakt – wzrok+dotyk. Każda rodzina może mieć pewne rytuały, nie do końca racjonalne.

 

Jego dłoń, która zbliżała się do przycisku „Start”, znieruchomiała.

Skąd ta autonomia dłoni? I czy samochodów nie uruchamia się kluczykiem?

 

Autonomia dłoni – zamierzona, skupienie opisu na tym jednym wycinku “sceny”. Kluczyk – część samochodów jest bezkluczykowych. Kluczyk jest wetknięty w wyznaczone miejsce lub nawet nie (teoretycznie możesz mieć go w torebce, byle by tylko był w zasięgu komunikacji), a uruchomienie następuje przyciskiem.

 

Dotychczas nie zdawała sobie sprawy z tego, że rozgrzana łąka nie pasuje do miejsca, z którego tu trafiła.

Tłumaczysz.

 

Obawiałem się, że czytelnicy zaprotestują, że Julka nie zauważa nagłej zmiany otoczenia. Postaram się to zaznaczyć bez nadmiernego tłumaczenia. Najlepiej byłoby w samym dialogu… muszę to przemyśleć :)

 

Piesek zastępczy – cudowny! Być może bawiąc się z takim pieskiem Julka nie zauważyłaby przeniesienia z zimy do lata…

 

Regulatorzy. Lyumi – wprowadzę, dziękuję!

 

Po prostu tracisz ostrość widzenia

Mmm, u mnie z ostrością widzenia jest w ogóle tak sobie, ale trochę to patrzenie bez sensu, kiedy nic nie widać.

Każda rodzina może mieć pewne rytuały, nie do końca racjonalne.

A i to prawda.

Autonomia dłoni – zamierzona, skupienie opisu na tym jednym wycinku “sceny”.

Mhm. Czasami to wypada dobrze, ale nie zawsze.

Kluczyk – część samochodów jest bezkluczykowych.

O, patrz, tego nie wiedziałam.

Obawiałem się, że czytelnicy zaprotestują, że Julka nie zauważa nagłej zmiany otoczenia.

Jeśli dobrze to zrobisz, to nie zaprotestują. A jak to zrobić dobrze? Ha. Oto jest pytanie ;)

Piesek zastępczy – cudowny! Być może bawiąc się z takim pieskiem Julka nie zauważyłaby przeniesienia z zimy do lata…

Piesek dla wielbicielki piesków :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Trochę chaotyczne to opowiadanie, ale sens do mnie trafił. Scenki w większości są smutne i mają w sobie pewien niepokój. Czuć zagubienie bohaterki. Tajemnicze coś, co zostało potrącone, ojciec, który oszalał oraz jednocześnie martwy i żywy pies, a wszystko to w świątecznej otoczce – wyszło naprawdę ciekawie. Klikam.

Sonato, dziękuję za odwiedziny i za klikanie!

Tarnino, większość Twojej pracy językowej, przed którą chylę czoła, udało mi się wprowadzić.

 

Obawiałem się, że czytelnicy zaprotestują, że Julka nie zauważa nagłej zmiany otoczenia.

Jeśli dobrze to zrobisz, to nie zaprotestują. A jak to zrobić dobrze? Ha. Oto jest pytanie ;)

 

Jutro zrobię to dobrze, teraz zrobiłbym to szybko, a co nagle to po diable. W świątecznym konkursie diabłów jest już wystarczająco dużo, więc nie będę ich (na razie) wspomagał.

 

Przepisanie jej życia, żeby nienawistny pieskowi tatko trafił do psychiatryka i zmarł tam w zapomnieniu? Czyżby pieski rządziły światem…? Czyżby Krokus był agentem piesków…? Musimy zacząć trenować obrońców:

Skrzywdzenie pieska może być jedynie symbolem czegoś niewybaczalnego, co obłąkany bohater zepchnął do podświadomości, a co było związane z utratą rodziny – w jednej z interpretacji.

 

Z drugiej strony… Piesek zmieniający świat jest nieco demoniczny. Każdemu zdarza się zrobić wstydliwe i głupie rzeczy. Zapewne niejedna bliska osoba, która przy okazji takich wybryków ucierpiała zapragnie zmian, jeśli zostanie zapytana przez pieska. Zatem postępujcie słusznie*, bo za rogiem może czaić się piesek!

*słuszność jest równie słabo zdefiniowana, jak stan psa Schroedingera, ponieważ zależy od punktu widzenia**

** np. jamnika, dobermana, pudelka, ból-doga… nie wiemy, kto rządzi tą ferajną :)

 

 

Jutro zrobię to dobrze, teraz zrobiłbym to szybko, a co nagle to po diable.

Prawda, prawda.

Skrzywdzenie pieska może być jedynie symbolem czegoś niewybaczalnego, co obłąkany bohater zepchnął do podświadomości, a co było związane z utratą rodziny

Mmmmm…

Piesek zmieniający świat jest nieco demoniczny.

Jest!

Każdemu zdarza się zrobić wstydliwe i głupie rzeczy.

Mają one jednakowoż różny format.

Zatem postępujcie słusznie*, bo za rogiem może czaić się piesek!

Nowa teoria etyczna, panie i panowie XD

nie wiemy, kto rządzi tą ferajną :)

Może łyżew? Albo bulgot? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pies który istnieje i nie istnieje jednocześnie, dziewczynka, która została wtrącona w inną rzeczywistość, brak ciągłości czasowej, potrącenie przez samochód czegoś zagadkowego – prawdpodobnie kluczowy moment dla całej historii. Ciekawe, mimo, że nie do końca jasne. Ale chyba taki był zamysł autora – pozostawić pole do interpretacji. Kojarzy się z filmami Lyncha.

Hmmm. Do mnie nie przemówiło.

Zostawiłeś bardzo dużo do samodzielnej interpretacji – co się stało z pieskiem, co z Julką, co z jej ojcem, czy jest biologiczny, czy nie… Czuję się, jakbym była zamknięta w środku kalejdoskopu i próbowała ustalić, które szkiełko jest odbite, a które prawdziwe. Tylko opcji do wyboru mnóstwo…

No i święta wydają mi się pretekstowe. Gdyby to się działo w jakimś innym okresie, fabuła by się wiele nie zmieniła.

Babska logika rządzi!

Finklo,

 

Gdyby to się działo w jakimś innym okresie, fabuła by się wiele nie zmieniła.

Akcenty świąteczne pozwoliły dodać optymistyczne zakończenie bez zgrzytu (mam nadzieję). Rozgrywające się w innym okresie opowiadanie byłoby bardziej mroczne. Piesek bardziej demoniczny (”uważaj, jakie życzenie wypowiadasz”). Ojciec wpadłby w opisaną ze szczegółami otchłań obłędu lub został uwięziony w pętli czasowej, w której budzi się w ciele zagubionego na drodze zwierzątka. Julka zaś przemierzałaby zapewne świat zbliżony do Koraliny.

 

Czuję się, jakbym była zamknięta w środku kalejdoskopu i próbowała ustalić, które szkiełko jest odbite, a które prawdziwe. Tylko opcji do wyboru mnóstwo…

Efekt osiągnięty! No dobrze, może kolejnym razem zrobię to lepiej technicznie, ale takie było zamierzenie. Niektórzy czytelnicy lubią stan zagubienia, niektórzy pewnie nie. Ja cieszę się, że przeczytałaś, i że miałaś właśnie takie wrażenia, albo że w ogóle miałaś jakieś odczucia po przeczytaniu!

Podobało mi się :)

Zakończenie rzeczywiście bardzo otwarte i pozwalające na wiele interpretacji, zatrzymało mnie (nie lubię tego, wytrąca mnie z rytmu czytania), ale sobie przypomniałam, że widziałam tag “światy równoległe” i ułożyłam to sobie ;)

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję. Zgodnie ze stopką, przyniosłaś radość i zachęciłaś do tworzenia kolejnych historii!

Cieszę się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka