
Mam zaszczyt udzielić się tutaj po raz pierwszy.
Opowiadanie napisane i wstawione zostało nie bez stresu, ale prędzej czy później trzeba się wystawić na krytykę.
Miłej lektury.
Mam zaszczyt udzielić się tutaj po raz pierwszy.
Opowiadanie napisane i wstawione zostało nie bez stresu, ale prędzej czy później trzeba się wystawić na krytykę.
Miłej lektury.
Nerwowe kroki niosły się po kawalerce. Niedobór snu, zaciśnięte gardło i serce niezwalniające od wielu godzin – czemu wyczekany dzień musiał zaczynać się w taki sposób? Czas zdawał się zwalniać, jakby nie chciał wypuścić Piotra ze szponów stającego się katem stresu.
Zwrot, kroki, wizjer – światło na klatce pozostawało zgaszone, więc nikt nie mógł wejść do bloku. Zaproszona kobieta miała jeszcze czas, może należała do tych, którzy uważali za nietakt pojawianie się przed wyznaczoną godziną?
Zwrot, kroki i walenie serca, które w głowie Piotra niemal zagłuszało nastrojową muzykę. Czy na pewno dobrze wybrał? Był pewien, że jego wybranka lubiła ten zespół.
Po raz kolejny poprawił zastawę i ozdoby na stole. Nienawidził świec zapachowych, ale wiele razy udawało mu się podejrzeć ukradkiem, jak kobieta przekładała je w torbie. Prawdopodobnie zdarzało się jej chodzić na zakupy przed wieczornymi zajęciami. Powinien był podpalać knoty przed randką?
Starając się nie myśleć zbyt dużo, ruszył w stronę kuchni. Żaden z wypełniających mieszkanie dźwięków nie był głośny, ale nawet tak cichy chór przytłaczał mężczyznę. Nagłe powiadomienie o otrzymaniu nowej wiadomości jedynie wszystko pogorszyło.
Kiedy wyjmował telefon z kieszeni, w głowie napastował go własny głos szepczący raz za razem – odwołała? Ku uldze mężczyzny, wiadomość okazała się pochodzić z grupy, na której nie było jego wybranki.
Musiałam go wyrzucić, to jak się zachowuje, coraz bardziej mnie przeraża. Najpierw znika bez słowa, a później… – Nie skończył czytać.
W niemal każdej innej sytuacji byłby gotowy rzucić wszystko, co robił, aby wysłuchiwać i wspierać bliskich, ale ten wieczór miał być wyjątkowy. Tego wieczoru Piotr zamierzał istnieć tylko dla jednej osoby, reszta świata mogła poczekać. Kłótnie i afery wśród jego znajomych zdarzały i rozwiązywały się ciągle, szanse na zdobycie miłości – już nie.
Po raz kolejny skosztował przygotowanej na randkę potrawy. Ręce drżały mu przy tym, jakby sądził, że jedzenie w każdej chwili mogło się zepsuć. Nie był wybitnym kucharzem, ale efekt pracy go zadowalał. Czy ją też miał zadowolić?
Opuścił kuchnię, walcząc z obawami. Powtarzał sobie, że przyjdzie, musiała przyjść. Kto normalny umówiłby się na randkę, tylko po to, by ją odwołać w ostatniej chwili?
Sprawdzając godzinę, dostrzegł kolejne wiadomości, które zaczął czytać w nieudolnej próbie zapanowania nad emocjami.
Dobrze, że ktoś inny zaczął temat. Myślałem, że wariuję. – Sens czytanych słów ledwo docierał do Piotra.
Mam wrażenie, że od imprezy halloweenowej coraz więcej osób na roku mnie ignoruje. Trochę żałuję, że nie poszliśmy, czuję się, jakbyśmy coś przegapili.
Nawet mi o tym nie przypominaj! Chlanie w środku lasu to żadna impreza. Wiecie, ile osób rocznie tam znika? Mój wujek mieszka niedaleko, nawet w zeszłym miesiącu znaleziono tam wisielca. Do tego te wszystkie legendy? Nie to żebym wierzyła w potwory, czy coś, ale ten las jest straszny nawet w dzień, nie chcę sobie wyobrażać, jak wygląda w nocy.
Piotr wywrócił oczami i schował telefon. Planował zacząć się zajmować takimi błahostkami, jak głupie plotki najwcześniej następnego dnia. Najpierw musiał spróbować zawalczyć o swoje szczęście.
Wracając do warty przy drzwiach wejściowych, zignorował kilka powiadomień. Wolał wyciszyć telefon, dopiero po przybyciu swojego gościa. Naprawdę wierzył, że mogła odwołać spotkanie?
Po raz kolejny wyjrzał przez wizjer, tylko aby przekonać się, że światło było zgaszone. Domofon milczał, ale co jeśli weszłaby z którymś z sąsiadów?
Kiedy sprawdzał godzinę, jego uwagę przykuła jedna z nowych wiadomości.
Zaczął nosić kolorowe soczewki? – Po wiadomości pojawiło się zdjęcie byłego członka grupy. Później piekące ze zmęczenia oczy Piotra zaatakowała grupowa dyskusja o tym, jaki główny zainteresowany miał kolor oczu i kto zwraca uwagę na takie szczegóły.
Nie mieli się czym zajmować w wieczór, jak ten? W wieczór, który mógł zmienić życie mężczyzny na lepsze?
Zmusił się, by choć na chwilę usiąść na kanapie, zamiast bezsensownego krążenia po mieszkaniu. Powinien się cieszyć – w końcu jego ukochana wreszcie zgodziła się na randkę.
Ta, dla której stracił głowę, po tym jak zobaczył ją na ich pierwszych wspólnych zajęciach. Jednocześnie ta, z którą pomimo starań nie potrafił nawiązać relacji na tyle zażyłej, by zasługiwała na miano czegokolwiek więcej niż znajomości.
***
– Hej Maria, zanim pójdziesz… – Siedzieli razem, ale przez całe zajęcia ani razu nie odpowiedziała na żarty, ani ciche komentarze, które do niej szeptał.
Piotr przywykł do ignorowania takich oznak niechęci z jej strony – mogła być skupiona, może interesował ją dany przedmiot. Fakt, że zaczęła zbierać swoje rzeczy tak szybko, że prawie upuściła na podłogę laptop, próbując go schować – Piotr też był w stanie zignorować. W końcu naprawdę nie chciał wierzyć, że próbowała uciekać od rozmów z nim.
Początkowo zamiast odpowiedzi pojawił się, choć pozornie pełen życzliwości uśmiech. Uśmiech, przez który mężczyzna nie zauważył, że podnosząc na niego wzrok, Maria westchnęła ciężko. Nie przestała się przy tym pakować, jedynie zaczęła robić to po omacku.
– Hm?
– O której dzisiaj kończysz zajęcia?
– Szesnastej, ty? – Wstała i ruszyła w stronę drzwi na tyle pośpiesznie, że niemal wpadła na grupkę studentów, okazujących się iść nieco szybciej od niej.
– Może pójdziemy po zajęciach na kawę?
– Po zajęciach idę do pracy. – Posłała mu uśmiech, który chyba miał wyglądać przepraszająco.
– Mówiłaś, że nie pracujesz w środy.
Był pewien, że w jej oczach dostrzegł coś na kształt paniki… był? Tak szybko odwróciła wzrok w stronę wieszaka przy drzwiach – na pewno mężczyzna po prostu zbyt dużo myślał.
– Masz dobrą pamięć… – Słowom towarzyszył cichy chichot, który Piotr chciał uznać za kokieteryjny. – Koleżance coś wypadło, chyba problemy rodzinne. Wyjątkowo zgodziłam się ją zastąpić…
Biorąc swój płaszcz, przeniosła wzrok na rozmówcę. Pomimo że jeszcze się nie pożegnali, starała się wyjść z sali na tyle szybko, że ledwo trafiła w drzwi.
– A jaki inny termin ci pasuje?
– Muszę sprawdzić kalendarz, napiszę wieczorem. Cześć!
Nie napisała. Mieli wiele podobnych rozmów, ale zawsze coś przeszkadzało im w umówieniu się.
Później na długi czas przestał spotykać Marię na uczelni. Nie był pewien, czy zrezygnowała ze studiów, czy chorowała. W końcu nie mieli wielu wspólnych znajomych, a ci posiadani nie wiedzieli więcej niż on.
Właśnie taka wymuszona przerwa od obiektu westchnień pomogła Piotrowi zdecydować o podjęciu próby wyleczenia się z nieodwzajemnionego zauroczenia. Niestety sama decyzja była dużo prostsza, niż jej realizacja.
Nim zdążył w pełni oddać się leczeniu, wróciła jego wybranka.
Dostrzegając ją kątem oka, sądził że jedynie mu się wydawało. Szybko przekonał się, że jednak nie – korytarzem szła Maria. Jego Maria, którą tak nieudolnie próbował sobie wybić z głowy. Kiedy skrzyżował z nią spojrzenia, posłała mu uśmiech znacznie szerszy, niż kiedykolwiek wcześniej. Ten jeden uśmiech sprawił, że Piotr zapomniał o wszystkich postanowieniach. Czuł się jakby dostrzeżenie jej tak nagle w tłumie miało być jakimś znakiem od losu.
– Jesteś wolny w piątek? – Takie przywitanie było dla niego na tyle zaskakujące, że początkowo miał problem z odpowiedzią.
– Tak, a co?
– Osiemnasta?
– Ale do czego zmie…?
– Niech będzie osiemnasta – przerwała mu z tym samym, szerokim uśmiechem. – Napisz mi swój adres i jakie wino kupić. Teraz lecę na zajęcia, pa!
Odeszła nie dając rozmówcy czasu na odpowiedź. Zresztą szok nie pozwolił mu nic powiedzieć, nim zniknęła w tłumie, niesiona sprężystym krokiem.
Nieważne co obiecywał sobie wcześniej – nie potrafił odmówić. Jak mógłby zignorować to co uznał za znak?
Oczekiwanie na piątkowy wieczór mijało Piotrowi na przypływach ekscytacji i stresu. Jego odczucia potęgował fakt, że w ciągu kolejnych dni pisał z Marią prawie co wieczór, ale rzadko widywali się na uczelni.
Nie odzywała się przez cały piątek, mężczyzna więc jedynie siedział i wyczekiwał. Po raz kolejny sprawdził godzinę, starając się ignorować wyskakujące powiadomienia, ale ich tekst atakował jego oczy.
Chyba dopiero zauważył, że wyrzuciliśmy go z grupy. Zaczął do mnie pisać, ale tak dziwnie dobiera słowa, że nawet nie wiem, o co dokładnie mu chodzi – Przeczytał tylko jedną z wiadomości i po wywróceniu oczami stwierdził, że nie miał do tego głowy.
Przenosząc wzrok na wyświetlany zegarek, przekonał się, iż od umówionej godziny minęło kilka minut. Westchnął i podszedł do drzwi wejściowych. Tylko przez chwilę rozważał zadzwonienie do kobiety – uznał, że wypominanie tych kilku minut mogłoby uchodzić za nawet bardziej niegrzeczne, niż spóźnienie samo w sobie.
Spojrzawszy przez wizjer, na klatce schodowej zobaczył wyłącznie ciemność. Kiedy rozległo się kolejne powiadomienie, podjął decyzję o wyciszeniu założonego przez przyjaciół czatu.
Piotr najchętniej wyłączyłby przeklęty telefon, którego funkcje dokładały mu stresu, ale wciąż obawiał się otrzymania informacji o odwołaniu spotkania. Taka wiadomość nie nadchodziła… niestety, tak samo, jak umówiona z nim kobieta.
Przez to zostało mu jedynie trwanie w stanie zawieszenia, w którym targany coraz silniejszymi emocjami czekał na niewiadome. Krążył przy drzwiach, nie odrywając wzroku od wyświetlanego na telefonie zegara. W głowie starał się wykalkulować, ile powinien odczekać, nim mógłby zadzwonić do spóźniającej się kobiety.
Niemal w tej samej chwili zaczęły dzwonić komórka mężczyzny i domofon. Serce zdawało się na chwilę zatrzymać, kiedy Piotr zobaczył wyświetlające się na telefonie imię przyjaciela, a na ekranie domofonu – twarz swojego gościa. Decyzja o wyłączeniu komórki w trakcie otwierania przyciskiem drzwi na klatkę była tak szybka, że nie miał pewności, czy przed podjęciem jej zdążył w pełni przetrawić przedstawione mu informacje.
Widział, że weszła, a później został mu kolejny okres oczekiwania. Chwilę kręcił się przy drzwiach, niczym czekający na właściciela szczeniak – przestępując z nogi na nogę i z trudem pamiętając o oddychaniu. W końcu otworzył drzwi, jeszcze zanim ona mogła je zobaczyć. Miał nadzieję, że kobieta uzna to za próbę ułatwienia jej trafienia do odpowiedniego mieszkania. W rzeczywistości, serce mężczyzny waliło tak głośno, że obawiał się nie usłyszeć, kiedy Maria stanie pod drzwiami.
Ku jego uldze stres powoli zaczął go opuszczać, kiedy wpuścił znajomą do środka. Witając się, zaczął brać pod uwagę, że tym, co go tak stresowało nie było spotkanie samo w sobie, a oczekiwanie i związana z nim niepewność.
Do zaznania ulgi okazała się wystarczyć mu możliwość skupienia się wreszcie na czymś innym niż negatywne odczucia. Było to o tyle łatwe, że Maria tak pięknie wtedy wyglądała…
– Zamówione winko! – Wręczyła mu butelkę, po czym pozwoliła, aby pomógł jej z krótką, futrzaną kurtką.
– Nie musisz zdejmować butów – powiedział, choć kobieta nie zdawała się planować rozstania z wysokimi kozaczkami.
Po raz pierwszy widział ją w butach na obcasie. Ten element ubioru sprawił, że Maria niemal dorównała gospodarzowi wzrostem, przez co łatwo było jej ucałować go w policzek. A dokładniej tak blisko kącika ust, że nietakt w postaci spóźnienia całkowicie uleciał Piotrowi z głowy.
Ciesząc oko urodą towarzyszki, dostrzegł pewien drobny szczegół – nie znał się na makijażu, ale ten wykonany przez Marię zdawał się być na tyle mocny, by całkowicie zakryć kilka pieprzyków na jej twarzy. Piotr co prawda uwielbiał znamiona, ale coś w tym spostrzeżeniu go ucieszyło. Ten drobny fakt mógł w końcu wskazywać na to, że kobieta stresowała się przed randką nie mniej niż on.
Rozmowa od pierwszych chwil spotkania płynęła dużo przyjemniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Może błędnie odczytywał wcześniejsze zachowanie Marii?
Dopiero rozmawiając przy jedzeniu i w blasku świec dostrzegł coś jeszcze. Zawsze sądził, że jego wybranka miała piwne oczy – przyglądając się jej z bliska, przekonał się, że w rzeczywistości były ciemnozielone.
– Jak ci minął dzień? – Tak długo nie miał okazji prowadzić z nią faktycznych rozmów, że miał problem z wymyślaniem pytań.
– Dobrze – przyznała. Jej uwaga skupiona była bardziej na posiłku, niż pytaniu.
– Zalewski coś mówił o projekcie?
Spojrzenie zielonych oczu uciekło gdzieś w bok. Maria zmarszczyła brwi, jakby usilnie próbowała zrozumieć sens pytania.
– Nie poszedłem dzisiaj na zajęcia, jeszcze nikt mi nie wysłał notatek – sprostował, nieco zaskoczony jej reakcją. Miała słabą pamięć do nazwisk? A może nie była tak pilną studentką, za jaką zwykł ją uważać? Nie dzielili w końcu wielu zajęć.
– Też mnie nie było na ostatnich. Wyślij mi notatki, jak już je dostaniesz – powiedziała powoli, jakby musiała ostrożnie dobierać każde słowo. – Miałeś coś ciekawszego do roboty? – Następne pytanie padło szybko, z wymuszonym uśmiechem.
– Zaspałem i nie chciało mi się śpieszyć na uczelnię – skłamał.
W rzeczywistości obudził się o świcie, ale myśli o nadciągającym spotkaniu zajmowały go na tyle, by nie był w stanie skupić się na czymkolwiek innym. Wiedział, że idąc na zajęcia, jedynie straciłby czas – nic by z nich nie zapamiętał. Co gorsza, stresowałby się jeszcze bardziej, nie mogąc sprawdzić, czy wszystko było idealnie.
– A co tam u twojej siostry?
W zielonych oczach błysnęło coś podobnego do paniki, kiedy Maria ponownie odwróciła wzrok od twarzy rozmówcy. Nie, to pewnie odbijający się w nich blask świecy dał taki efekt. Czemu tak proste pytanie miałoby kogokolwiek zaniepokoić?
– Nie mam siostry. – Jej głos wydał się zmieniony. Och… po prostu zaskoczył rozmówczynię taką gafą.
– Wybacz, wydawało mi się, że kiedyś ją wspominałaś…
– Może ci się coś przyśniło – zażartowała, choć brzmiało to sztucznie. – Albo mnie z kimś pomyliłeś.
– Widocznie. – Wymusił uśmiech, starając się wymyślić coś, żeby zmienić temat. Wydawało mu się, że Maria przedstawiła mu siostrę jakoś w pierwszych dniach ich znajomości. Może dziewczyna, którą pamiętał, była kimś innym? Pewnie po prostu coś pomylił. – Może tyle mówisz o swoim kocie, że zapomniałem na chwilę, że to nie człowiek – zażartował w próbie polepszenia swojej sytuacji.
– Nie mam kota, nie znoszę sierściuchów – parsknęła, chyba dalej rozbawiona.
Piotr aż się lekko zakrztusił. Ktoś inny mówił mu o kocie? Ale to na pewno Maria miała zwierzę na tapecie. Fakty o dwóch osobach mu się zlały?
Zaczynało do niego docierać, jak słabo znał ukochaną. Na szczęście dostał szansę, aby wszystko zmienić. Musiał tylko zręcznie poświęcić kilka chwil na naprawianie atmosfery po tym, co palnął.
Gospodarza początkowo cieszył fakt, że Maria nie szczędziła pochwał pod adresem przygotowanego posiłku. Niestety wbrew temu co mówiła jadła powoli i niewiele. Dość szybko sprawiło to, że Piotr zaczął się obawiać, czy nie chciała mu wyłącznie sprawić przyjemności.
Pomimo obaw nie planował wytknięcia jej takich nieścisłości. Nie musiała być głodna, mogła mieć problemy z jedzeniem – jakiekolwiek komentarze znowu postawiłyby ich w niezręcznej sytuacji. Zwłaszcza że zwrócenie kobiecie uwagi byłoby hipokryzją – sam stracił apetyt przez stres.
Maria twierdziła, że nie dała rady dokończyć posiłku, ale pomimo tego zgodziła się na zjedzenie deseru. Wychodząc do kuchni, Piotr musiał się skupiać na pewnym stawianiu kroków, jakby był już pijany.
Randka przez większość czasu szła tak dobrze, może niepotrzebnie się stresował? Pomimo tego nogi pod nim drżały. Miał nadzieję, że kobieta tego nie zauważyła.
Wychodząc, czuł na plecach wzrok dziewczyny. Spojrzenie zdawało się być gorące i błądzić po tyle ciała mężczyzny. Bardzo by mu to schlebiało, ale szybko uznał, że musiało mu się wydawać.
Krojąc i rozkładając na talerzyki ciasto, rozmyślał o tym, jak dalej potoczyć miało się ich spotkanie, oraz co ważniejsze – na czym mogło się skończyć. Takie przemyślenia przypomniały mu wyobrażenie gorącego wzroku na jego plecach. Jak daleko mogła pójść pierwsza randka?
Był szczęśliwy, był tak cholernie szczęśliwy, więc czemu nie mógł opanować drżenia rąk? Własne ciało odmawiało mu współpracy do tego stopnia, że czynność tak prosta, jak używanie noża zajmowało śmiesznie długi czas.
Był pewien, że z salonu zaczął słyszeć coś oprócz rozlegającej się wciąż muzyki.
Krzesło zostało przesunięte, a później rozległy się kroki. Kiedy ucichły, Maria zaczęła coś mówić. Rozmawiała z kimś przez telefon? Piotr pozwolił sobie wykonywać każdy ruch nieco wolniej, niż do tej pory. Po tym stał chwilę, przy zamkniętych jeszcze drzwiach do kuchni. Nie próbował podsłuchiwać, po prostu postanowił dać kobiecie chwilę, jeśli faktycznie postanowiła do kogoś dzwonić lub odebrać telefon. Wyszedł dopiero po chwili, by nie zaczęła myśleć, że ją podsłuchiwał.
Przekraczając próg, zaczął coś mówić, ale sam zapomniał co, od razu po tym, jak odwrócił się twarzą w stronę stolika.
Wbrew początkowym założeniom Maria siedziała na krześle i nie miała przy sobie telefonu. Tylko że nie to spowodowało u niego odrętwienie z szoku… czy może raczej przerażenia.
Nie byli w pomieszczeniu sami.
Kawałek od otwartych drzwi stało coś… naprawdę chciałby powiedzieć, że stał ktoś, ale nie – stało coś…
Coś wysokiego, przewyższającego znacznie Piotra. Coś mającego ludzki kształt, ale czego nie dało się wziąć za człowieka. Ludzie nie mieli w końcu pozbawionych cech płciowych i faktury ciał koloru smoły. Ludzkie głowy miały twarze, a ci stojąc, nie przekrzywiali się, jakby ich plecy połamano w wielu miejscach.
Tym, co stało przed gospodarzem, nie był człowiek, a coś przypominającego zmaterializowany cień.
Trudno stwierdzić, jaka byłaby odpowiednia reakcja w takiej sytuacji. Piotr pewnie by krzyknął, może spróbował uciekać, nawet walczyć, choć nie wiedział, na co patrzył.
Coś sprawiało, że nie był w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy. Jego ciało nie mogło się ruszyć, a gardło pozostawało zaciśnięte. Nie miał wpływu na własny wzrok, pozostający wbity w monstrum, którego Piotr nie chciał widzieć – nawet kiedy rozległ się trzask, z jakim rozbiły się o podłogę niesione wcześniej talerzyki. Trzask, który zagłuszył cichy śmiech, wciąż siedzącej przy stole… Marii?
Po tym Piotr mógł tylko stać w bezruchu i patrzeć na to, co okazało się nieuchronne. Umysł zaczęła osnuwać mu mgła. Może powinien to uznać za jakąś formę łaski? W końcu szybko przestał być zdolny do odczuwania lęku.
Ciało nieludzkiego bytu dzielić zaczęły przypominające pęknięcia linie, zaczynające się wzdłuż torsu, a biegnące przez kończyny i miejsce twarzy. Po zakończeniu swojej drogi pęknięcia rozstąpiły się niczym naszpikowana zębami paszcza. Przemieniona w wielki otwór gębowy o ludzkim kształcie istota powoli i pokracznie zaczęła się zbliżać do ofiary.
Dusza nieszczęśnika przepadła, jeszcze nim mógł doświadczyć wnikania własnego ciała w czarną masę i rozrywania mięsa na przypominających zęby kolcach. Jedynym co po nim zostało, była zniekształcona twarz i tylko niektóre, niepowiązane ze sobą wspomnienia.
***
Nadszedł jeden z nielicznych poniedziałków, które dało się nazwać wyczekanymi. Piątkowa dyskusja wiele nie wyjaśniła, zwłaszcza że została gwałtownie przerwana i tylko część członków grupy zabrała w niej głos. Co więcej, jej uczestnicy pamiętali o randce, o której przecież przez cały weekend nic nie usłyszeli.
Rozmowa w autobusie nie była łatwa już przez jej temat. W dodatku dwójka studentów, pomimo że wokół nich było raczej głośno, bała się podnosić głos wyżej, niż do szeptu. Nie mogli się pozbyć wrażenia, że gdyby ktoś przypadkiem usłyszał składające się w teorie zdania, łatwo byłoby uznać ich za szaleńców.
– Zaczynam się bać, że po prostu odebrał i ten idiota mu czegoś nagadał – ciągnęła Wanda.
– I dlatego by przestał pisać? Po nim bym się spodziewał, że słysząc dwie sprzeczne wersje, od razu chciałby je konfrontować ze wszystkimi zainteresowanymi.
– Może. – Westchnęła. – Mam nadzieję, że wszyscy będą dzisiaj na zajęciach, to coś się wyjaśni.
Kiedy wysiadali z autobusu Wanda powiodła wzrokiem po przesuwającym się powoli tłumie współstudentów. Już miała zacząć mówić dalej, kiedy rzuciła się jej w oczy znajoma sylwetka.
– Czy to… Piotrek! – Ostatnie słowo przeszło z szeptu w wołanie. Po nim kobieta przyśpieszyła, by zrównać krok z dostrzeżonym kolegą.
– O hej… – Odwrócił się do podążającej za nim dwójki.
Brzmiał z lekka nieprzytomnie, ale godzina była zbyt wczesna, aby ktoś zwrócił na to uwagę.
– Czemu nic nie pisałeś? Jak randka? – zapytała kiedy ruszyli w stronę odpowiedniego budynku.
Początkowo odpowiedziało jej jedynie ciężkie westchnienie. Oczy Piotra pozostawały skryte za okularami przeciwsłonecznymi, ale patrząc na niego, łatwo było założyć, że cały czas się rozglądał, szukając kogoś albo czegoś. Musiał być na tym naprawdę skupiony, bo towarzyszący mu znajomi zostali zmuszeni pilnować, by szedł w dobrą stronę.
– Miałem napisać, ale szkoda gadać.
– Rozumiem, że nic z tego nie będzie? – Kolega starał się, aby ton jego głosu nie zdradzał nic poza współczuciem, choć zaczęty temat niezbyt go interesował.
Piotr wzruszył ramionami, z grymasem wskazującym na to, że nie chciał nawet myśleć o odpowiedzi. Znajomy poklepał go po ramieniu. Idąc, zdawali się nie zauważyć, że wypytywany mężczyzna wzdrygnął się wtedy.
– Mówiłam, że Maria jest jakaś dziwna, ale cóż lepiej spróbować, niż zastanawiać się co by było gdyby. – Ponownie odezwała się Wanda. – Czytałeś, co się działo na grupie?
– Tak, zapomniałem odpisać – mruknął, bez przekonania. – Ale szczerze mówiąc, mam wrażenie, że dramatyzujecie.
Zdjął okulary dopiero chwilę po przekroczeniu progu odpowiedniego budynku.
– Co jest z tą modą na kolorowe soczewki? – zapytała Wanda, niemal od razu po zobaczeniu odsłoniętych oczu. – Ale nawet ci pasują.
Hej, L.Keller!
Po pierwsze, gratuluję debiutu na forum! Dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoją twórczością:)
Przechodząc do samego tekstu, jak na początek jest naprawdę nieźle. Udało Ci się zbudować napięcie. Całkiem naturalnie i płynnie wyszedł w szczególności fragment oczekiwania na randkę z Marią i sam jej przebieg (do momentu, gdy Piotr odkrył nieludzką istotę, która zastąpiła Marię).
Sam początek jest lekko infodumpowy. Rozumiem, że chcesz wprowadzić czytelnika w reguły rządzące światem przedstawionym, ale lepiej jest go pokazywać zamiast o nim opowiadać. Pokazując bardziej pobudzasz wyobraźnię i angażujesz czytelnika. Natomiast, gdy wszystko jest podane na tacy i to jeszcze w sporym zagęszczeniu, to jest to doświadczenie lekko nużące. W efekcie, gdyby to nie był debiut na forum, to mógłbym się od opowiadania odbić po wstępie, ale szczęśliwie dalej jest znacznie lepiej.
Nie bardzo rozumiem jaką rolę w opowiadaniu pełni grupa smsowa/messengerowa. Rozumiem, że są potrzebni na końcu, by rozpoznać "Piotra", który już zdecydowanie Piotrem nie jest. Ale sens wiadomości wysyłanych w momencie, gdy Piotr czekał na Marię mi umyka.
Piszę z telefonu, więc wybacz, że nie wskaże palcem kwestii językowych do poprawy, ale z pewnością znajdzie się dobra dusza, która naprawi to karygodne zaniedbanie z mojej strony. W międzyczasie polecam Twojej uwadze poradniki zawarte w tym wątku: link
Niemniej, mimo drobnego narzekania uważam Twój debiut za naprawdę udany i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej! Zachecam też do wchodzenia w interakcje z czytelnikami, a także czytania i komentowania dzieł innych autorów;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
cezary_cezary Bardzo dziękuję, za opinię. Cieszę się, że pomimo niedociągnięć coś z tego potworka wyszło.
Cześć ;)
Opowieść napisana jest całkiem w porządku, a przynajmniej nic mi nie zgrzytało podczas czytania. Jedynie wydaje mi się, że wstęp jest trochę… Za długi ;D i trochę nie wiem po co wiadomości w tej grupie. Szczerze mówiąc, ciągle myślałem, że odegrają dużo większą role w opowiadaniu.
Ale ogólnie podobało mi się. Fajny twist na końcu.
Pozdrawiam serdecznie ;)
dovio Cieszę się z przynajmniej częściowo pozytywnego odbioru, jest co zapamiętać na przyszłość ;)
Witaj. :)
Gratuluję tutejszego debiutu. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie pewne fragmenty (do przemyślenia):
Żaden z wypełniających mieszkanie odgłosów nie był głośny, ale nawet cichy chór coraz bardziej przytłaczał mężczyznę. – nieco zgrzyta styl?
Po części w celu ułatwienia jej trafienia, a po części dlatego, że jego serce waliło tyle głośno, by obawiał się nie usłyszeć kiedy Maria stanęłaby przed mieszkaniem. – i tu?
Wstała i ruszyła w stronę drzwi na tyle szybko, że niemal wpadła na grupkę studentów, okazujących się iść nieco szybciej od niej. – powtórzenie?
Czuł się jakby dostrzeżenie jej tak nagle w tłumie, miało być jakimś znakiem od losu. – zbędny przecinek?
Nie ważne co obiecywał sobie wcześniej – nie potrafił odmówić. – ort – razem?
Jej uwaga skupiona bardziej na posiłku, niż pytaniu. – brak orzeczenia?
Pomimo obaw nie planował wytknięcie jej takich nieścisłości. – błędna składnia?
Bardzo by mu to schlebiało, ale szybko uznał, że musiało mu się to wydawać. – powtórzenie?
Napięcie, treść, klimat i pomysł – bardzo na plus. Opowiadanie świetnie wciąga, znakomicie opisujesz emocje. ;)
Pozdrawiam serdecznie i klikam do Biblioteki. :)
Pecunia non olet
bruce Bardzo dziękuję za wytknięcia i pozytywne słowa. Szkoda, że zawsze coś mi musi umknąć przy sprawdzaniu.
L.Keller, to ja bardzo dziękuję, taka lektura to dla czytelnika sama przyjemność. :)
Co do spraw technicznych, to naprawdę same drobiazgi, w dodatku – zawsze mogę się mylić, wszystko jest tylko do przemyślenia. :) Chciałbym bardzo popełniać w moich wypocinach tyle pomyłek, ile zdarzyło się u Ciebie, a o swoim tutejszym debiucie wolę nawet nie wspominać ze wstydu, tyle było tam błędów i niejasnych fragmentów. Do tego dialogi piszesz świetnie, a to rzadkość (szczególnie u Debiutantki); ja do teraz mam z tym problemy. :)
Masz duży talent, pisz dalej, bo widać wielki potencjał!
Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
bruce Niestety to mój debiut tylko tutaj, bo do szuflady piszę od dawna. Dopiero jakiś czas temu postanowiłam się zebrać w sobie i zacząć to traktować bardziej “poważnie”.
Norma, każdy z nas tak ma.
Powodzenia w dalszym, owocnym pisaniu, pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Cóż, L.Kellerze, przykro mi to mówić, ale opowiadanie mocno mnie zmęczyło. Część poświęcona oczekiwaniu na Marię jest straszliwie przegadana i nadmiernie skupiona na odczuciach Piotra. Mam wrażenie, że esemesowe kontakty z kolegami są przytoczone nie bez powodu, ale nijak nie zdołałam się zorientować, jaki był tego cel. Finał spotkania Piotra i Marii owszem, zaskakujący, ale i tutaj nie mam pojęcia, co tam się wydarzyło i dlaczego.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten watek: http://www.fantastyka.pl/loza/17
…był? → Czemu tu służy wielokropek?
Proponuję: Był?
Za SJP PWN: wielokropek «znak interpunkcyjny złożony z trzech kropek następujących po sobie, oznaczający przerwanie toku mowy lub niedomówienie»
Myślałem, że wariuję – Sens czytanych słów ledwo docierał do Piotra. → Myślałem, że wariuję… – Sens czytanych słów ledwo docierał do Piotra.
Zmusił się, by choć chwilowo usiąść na kanapie… → Zmusił się, by choć na chwilę usiąść na kanapie…
…ani ciche komentarze, jakie do niej szeptał. → …ani ciche komentarze, które do niej szeptał.
W pierwszej kolejności odpowiedział mu, choć pozornie pełen życzliwości uśmiech. → Nie bardzo zrozumiałe zdanie – czy Piotr rozmawiał z uśmiechem?
A może miało być: W pierwszej kolejności odpowiedziała mu, pozornie pełnym życzliwości, uśmiechem.
Nim zdążył w pełni oddać się leczeniu, ona wróciła. → Czemu służy wytłuszczenie słowa?
…nie wiem, o co dokładnie mu chodzi – Przeczytał tylko jedną z wiadomości… → Brak kropki po wiadomości.
Westchnął i skierował kroki do drzwi wejściowych. → A może zwyczajnie: Westchnął i podszedł do drzwi wejściowych.
Po wyjrzeniu przez wizjer na klatkę spotkała go wyłącznie ciemność. → Można spojrzeć przez wizjer, ale nie można przezeń wyjrzeć.
Proponuję: Spojrzawszy przez wizjer, na klatce schodowej zobaczył wyłącznie ciemność.
Kiedy rozległo się kolejne powiadomienie, z tak głośnej grupy podjął decyzję o wyciszeniu jej. → Nie rozumiem zdania – o jakiej głośnej grupie mowa i dlaczego zdecydował o jej wyciszeniu?
Piotr najchętniej wyłączyłby przeklęty telefon, którego funkcje wyłącznie dokładały… → Nie brzmi to najlepiej.
…w którym to targany coraz silniejszymi emocjami… → …w którym targany coraz silniejszymi emocjami…
…zaczęły dzwonić komórka mężczyzny i podpięty do jego mieszkania domofon. → A może wystarczy: …zaczęły dzwonić komórka mężczyzny i domofon.
Bo chyba nie spodziewał się, że domofon zadzwoni u sąsiadów.
…a na ekranie domofonu – twarz swojej randki. → Nie wiem, co zobaczył na ekranie, ale nie była to twarz randki, bo randki nie mają twarzy.
W końcu otworzył drzwi do mieszkania, jeszcze zanim ona miała okazje je zobaczyć. –> A czy istniała możliwość, by ona najpierw zobaczyła mieszkanie, a on potem otworzył drzwi?
Po raz pierwszy widział ją w obcasach… → Można być w butach, ale nie można być w obcasach.
Proponuję: Po raz pierwszy widział ją w butach na obcasach…
Ciesząc oko urodą swojej towarzyszki… → Zbędny zaimek – tam nie było innych towarzyszek.
Na szczęście dostał szansę wszystko zmienić. → Na szczęście dostał szansę, aby wszystko zmienić.
Musiał tylko poświęcić kilka niezręcznych chwil na naprawianiu atmosfery po tym, co palnął. → Musiał tylko zręcznie poświęcić kilka chwil na naprawianie atmosfery po tym, co palnął.
Gospodarza początkowo cieszył fakt, że jego towarzyszka nie szczędziła… → A może: Gospodarza początkowo cieszył fakt, że Maria nie szczędziła…
Wychodząc, czuł na plecach wzrok zostawianej za sobą towarzyszki. → A może: Wychodząc, czuł na plecach wzrok zostawianej za sobą dziewczyny.
Własne ciało odmawiało mu współpracy do tego stopnia, że czynność tak prosta, jak używanie noża zajmowało mu śmiesznie długi czas. → Zbędne zaimki.
Muzyka nie przestawała grać… → Muzyka nie gra, grają muzycy na instrumentach.
Proponuję: Muzyka nie przestawała brzmieć…
…stało coś…
Coś wysokiego, przewyższającego znacznie Piotra. Coś mającego… → Czy wytłuszczenia są konieczne?
Ludzkie głowy posiadały twarze… → Ludzkie głowy miały twarze…
Ludzkie głowy nie mogą niczego posiadać.
Nadszedł jeden z nielicznych poniedziałków, jakie dało się nazwać wyczekanymi. → Nadszedł jeden z nielicznych poniedziałków, które dało się nazwać wyczekanymi.
…uczestnicy pamiętali… → jedna spacja wystarczy.
…przyśpieszyła, by zrównać kroku z dostrzeżonym kolegą. → …przyśpieszyła, by zrównać krok z dostrzeżonym kolegą.
…niż zastanawiać się co by było gdyby. – Ponownie odezwała się Wanda. → Dlaczego część wypowiedzi jest napisana kursywą?
Proponuję: …niż zastanawiać się, co by było, gdyby… – ponownie odezwała się Wanda.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy Dziękuję, za wytknięcia. Poprawy już naniesione.
Wiadomości miały wyjaśniać skąd wzięły się zmiennokształtne istoty. Grupka nieszczęśników zwróciła ich uwagę imprezując w lesie i przyprowadziła je do miasta. Potwory powoli zajmują miejsce studentów, dlatego pojawiły się wiadomości o kimś, kto z dnia na dzień zaczął się dziwnie zachowywać, a jego oczy zmieniły kolor.
Bardzo proszę, L.Keller. Miło mi, że mogłam się przydać.
Dziękuję za wyjaśnienia. Domyślałam się takiego zamysłu, ale, jak na mój gust, rzecz została przedstawiona niezbyt jasno. No i nadal nie wiem, skąd wzięły się rzeczone istoty. Rozumiem, że przywleczono je z lasu, ale skąd ich obecność w lesie?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy W trakcie pisania przemawiał do mnie zamysł siły będącej źródłem plotek i legend, ale której natury nikt nie zna. Obecnie rozważam usunięcie opowiadania i napisanie go kiedyś od nowa, ale nie jestem jeszcze pewna takiej decyzji.
L.Keller, usuwanie opowiadań nie jest dobrym pomysłem. Bywa i tak, że niektórzy użytkownicy nie do końca zadowoleni ze swoich pierwszych prób twórczych, z sentymentem wracają do nich po pewnym czasie, z satysfakcją obserwując czynione postępy.
Nic nie stoi na przeszkodzie abyś, kiedy już do tego dojrzejesz, napisała nowe opowiadanie, oparte na pomyśle „Błędnych twarzy”.
Powodzenia, L.Keller.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
I tak bym je zostawiła gdzieś zapisane, ale może racja.
Dziękuję.
Bardzo proszę. Do spotkania pod Twoim kolejnym opowiadaniem. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie był wybitnym kucharzem, ale efekt jego pracy go zadowalał.
Tu troszkę gogoza wyszła. Może ale efekt go zadowolił?
Pomimo nie skończenia posiłku, Maria zgodziła się na zjedzenie deseru.
Taka konstrukcja z nieskończeniem brzmi źle, napisałabym zwyczajnie, że to dziewczyna nie dokończyła.
Potem bohater kilkakrotnie wychodzi do kuchni;) Konkretnie aż cztery razy.
Wychodząc, czuł na plecach wzrok
zostawianej za sobądziewczyny.
Wywaliłabym zostawianą za sobą, bo nic nie wnosi, a czyni zdanie nienaturalnym.
Takie przemyślenia przypomniały mu wyobrażenie gorącego wzroku na jego plecach.
Przemyślenia, które przypominają wyobrażenie, to chyba za wiele jak dla mnie.
W sumie nie wiem jak się skończyła historia z Marią i jej hmm towarzyszem, poza tym nie wiem czemu bohater zmienił kolor oczu.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ambush poprawki już naniesione, dziękuję za wytknięcia. Bohater, tak samo jak Maria zostali ofiarami zmiennokształtnych istot, kradnących twarze pożartych przez siebie ludzi. Dlatego starałam się kłaść nacisk na to, że podmienione osoby jednocześnie zmieniały swoje zachowanie (Maria nagle wyrażająca zainteresowanie kimś, kogo nie lubiła, “zapominająca” o posiadaniu siostry oraz kota) i wygląd (zmieniające się kolory oczu, znikające znamiona). Już zauważyłam, że dla wielu odbiorców nie było to jasne, nad czym ubolewam i za co oczywiście przepraszam :<.
Nie przeprasza L.Keller, wszyscy zmagamy się z faktem, że czytelnicy są za głupi;)
Wyważenie, żeby nie było kawa na ławę, a było jasne zawsze jest trudne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ambush, ale wypraszam sobie – nie nazwałam nikogo głupim XD. Trudne, ale uważam to za swój obowiązek :’). Zostało mi bardziej się postarać następnym razem.