Profil użytkownika

 

tramwaj w przestworzach

 


komentarze: 27, w dziale opowiadań: 25, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

Szalenie mi się podobało. Tekst ma w sobie takiego posępnego ducha, charakterystycznego dla latynoamerykańskiego realizmu magicznego. Uważam, że chociaż sama otoczka obyczajowa jest, zdawałoby się, zwykła, to przez dobre zagranie jej elementami (główny konflikt, perspektywa staruszka),  struny emocji są wprawione w ruch naturalnie, nie wymuszenie. 

Może to nieładnie, że tak po paru minutach odchodzę. Ale zanim sobie coś pomyślisz, popatrz w lustro i zapytaj sam siebie, czy chciałbyś z kimś takim rozmawiać.

Całość tak dobrze zagrała, że przy tym dialogu, a konkretnie przy tej kwestii, aż coś zabolało i zgrzytnęło mi w środku.

Napisane bardzo sprawnie, a co do ostatecznej interpretacji, to osobiście w trakcie czytania zmieniałam front parę razy i ostatecznie pozostałam z kilkoma przemyśleniami, które zostawię dla siebie ;) Uważam, że można z tego tekstu wiele wyciągnąć również na potrzeby czysto subiektywnej i spersonalizowanej interpretacji, za co kolejny plus. 

 

Funie, bardzo ci dziękuję za komentarz! Tym bardziej czuję się teraz złym, podłym ninją-czytelnikiem, bo zawsze z doskoku czytam na telefonie i rzadko kiedy zasiadam do komentarzy, a akurat przy twoich nowych tekstach już jakiś czas temu chciałam się jakoś wysłowić, ale no hm, spokojnie, wyrobię sobie ten nawyk (nigdy wcześniej nie myślałam, że dzielenie się wrażeniami z lektury cudzych tekstów będzie dla mnie takie problematyczne! Tak jakby działa tu trochę nieśmiałość z realnego offline’owego życia, dziwne).

Co do zakończenia, to po raz kolejny się zgodzę, marzył mi się bardziej zadziorny twist, ale nie chciałam odejść od przysłowia, które jest takie właśnie… no, pokrzepiające :D 

I co do walki… to jeszcze mały pikuś, kilka zdanek, ale czasem czuję, że potrzebowałabym takiego mentora, który by mnie krok po kroku nauczył dobrego opisu zbrojnych starć. Mam do tego słabą głowę ;-)

beryl: No marny, a w każdym razie na pewno trochę skołowany :D Nikt nie powiedział, że akurat ten Szef jest najlepszym szefem, i że nikt nie poradziłby sobie lepiej od niego :D

Już kolejny twój tekst, Rogasie, po którym mam wrażenie, że sprawdziłbyś się jako autor współczesnych baśni i bajek :D Masz takie lekkie podejście do historii, które opowiadasz, dość oszczędny, ale za to bardzo przejrzysty styl. Realizujesz pomysły nieskomplikowane, jednak robisz to w niezły sposób :) Tak jak już napisano wyżej: nie porywa, ale jest takie twoje i sympatyczne ;)

Rokitniku, wpierw spóźnione Wszystkiego Najlepszego, niech natchnienie cię często spotyka przy pracy ;)

Co do tekstu, przyznam szczerze, że chociaż nie porwał mnie jakoś szczególnie, to nie można mu odmówić “duszy”. Czasami czytam coś, co nie bardzo mi się podoba, ale widzę czarno na białym, jak zaangażowany był autor i to procentuje – w tym przypadku tak było :)

Jeśli chodzi o to, co w moich oczach zagrało słabiej, to chwilami dziwna niefrasobliwość narracji głównego bohatera. Brutalna rzeczywistość została opisana ze sporą dozą… optymizmu? Lekkości? Nie jest to duży zarzut – wszak kto zabroni bohaterowi  percypować świat według własnego widzimisię – ale trochę zepsuł mi ogólny odbiór tekstu.

Niemniej jednak, widać, Rokitniku, że czułeś tę historię, że nie była ci obojętna. Całość opowiedziana przejrzystym stylem, świat opisany sugestywnie – ogółem: jest okej :D

 

Finkla: Dzięki! Co do zakończenia, tak jak wspomniałam, pod koniec pracy nad kompozycją zaczęłam myśleć o twiście, ale ostatecznie dałam za wygraną, bo mnie limit znaków szczypał ;D 

cobold: Bardzo się cieszę, że tekst przypadł do gustu :D No, nie da się ukryć, że jest troszkę inaczej, “fabularniej”, bo konwencja zwróciła się tu bardziej w stronę fantastyki niż groteski, z którą dawniej byłam mocniej związana niż teraz.  A zestaw do gry w kości jest – pytanie tylko, czy używany ;)

bemik: Dziękuję :) 

 

Reg, śniąca: Cieszę się, że się podobało, w imieniu głuptasa Adama dziękuję za miłe słowa pod jego adresem :D 

Babole poprawione! :)

katia72: Dziękuje pięknie! :D

Darcon: Eee, przekombinowana interpretacja :D Osobiście stoję po stronie Adasia, przecież nie jest nieudacznikiem, każdy popełnia błędy :) Ewa jest na tyle wyzwolona, na ile pozwala jej czas i miejsce akcji, ale nie przypisuję temu żadnej idei, bo generalnie nie lubię wykorzystywać płci jako amunicji do jakichkolwiek ideologicznych starć. Niemniej jednak, dzięki za opinię! :)

NoWhereMan:  Bardzo dziękuję za ciepłe słowa :) Przyznam, że sama też myślałam nad twistem (i w ogóle dość sporym rozwinięciem przygody z perspektywy Ewy), ale to już zabawa pozaprzysłowiowa :D 

Deirdriu: Cieszę się, że się spodobało :) Użyłam troszkę zbyt dużego skrótu myślowego w opisie, bo jednak fakt faktem, że aniołowie to produkt znany z wielu obszarów kulturowych, niemniej jednak mnogość podobnych do siebie interpretacji pociąga za sobą wrażenie takiej właśnie zminiaturyzowanej mitologii, dlatego cenię sobie pozachrześcijańskie, pozaarabskie i pozajudaistyczne podejścia do angelologicznej tematyki :D 

O rety, ja już kompletnie nie rozeznaję się w używaniu forów internetowych, dopiero dziś zajrzałam sobie do Hyde Parku :D Także tego… czołem wszystkim, jestem tutaj od jakiegoś czasu, trochę Was poczytuję (na razie powoli zbieram się na odwagę do komentowania, wszak ocena cudzej pracy to delikatna sprawa) i coś tam zamieszczam od siebie. Piszę od kiedy pamiętam i, choć nie czuję się pod tym względem związana stricte z fantastyką, to jednak fantastyka jako gatunek literacki jest prawdopodobnie najbliższa mojemu sercu :) Jestem tu, bo chcę się rozwijać, czytać solidne teksty, obserwować zmieniające się tendencje i szukać  inspiracji.

Pozdrawiam i życzę wszystkim codziennej, solidnej dawki czegoś, co nazywają Natchnieniem :) 

 

Bardzo lubię takie opowieści o Śmierci, które ją (jego? ;) ) bez przesadnych sentymentów oswajają, nie obracają w niepotrzebne tabu, ale też nie lekceważą wybujałym dramatyzmem. Tutaj emocje tak dobrze splotły się ze słowami, że pomimo pewnej prostoty formy,  tekst poruszył niemal od pierwszego akapitu. Napisane przejrzyście i z zachowaniem nad wyraz przekonującej… hm, aury? U mnie właśnie mży za oknem i takie tło znakomicie spisało się przy czytaniu :)

Historia wywołuje uśmiech na twarzy, może nie jest oryginalna, ale bardzo sympatyczna :) I ja staję po stronie bohatera – Autorzy powinni się bardziej uważnie wsłuchiwać w roszczenia własnych postaci, zdecydowanie! 

Z trochę innej beczki natomiast: całość brzmi i wygląda jak zalążek scenariusza niezgorszego skeczu albo kilkuminutowej animacji, obejrzałabym. 

Prosty ze mnie człowiek: widzę nawiązania do Szekspira, widzę ładne słowa, myślę: podoba mi się :D Bardzo przyjemny tekst, urzekł mnie swoją pachnidłowością, udanym, smacznym kontrastem między halucynogenną wonią kadzideł a charakterystycznym zapachem kamiennych ścian. Nadałaś prostemu pomysłowi niespodziewanie kreatywnego rysu, bardzo dobrze rozegrane :D

Deirdriu, Nighter6, anet: dziękuję za miłe słowa! 

Darcon: O kurczę, trochę pochopny, ale jednak pozytywnie zaskakujący komplement, dzięki! :)

Cieniu Burzy, ależ dziękuję pięknie za piękne komplementy, które odczytałam sobie nocną porą, niezbyt pozytywnie nastrojona przez fatalny występ na egzaminie… ;D 

Inna rzecz, że chyba muszę udać się do specjalisty (matki boskiej piśmienniczej?), bo im bardziej mnie samej się wydaje, że piszę o Czymś, tym mniej zgadzają się ze mną odbiorcy, a przynajmniej ich część :D

 

Niestety tak dalece o niczym (a w każdym razie o niczym konkretnym, tudzież zrozumiałym)

Ja też się powtórzę i po raz kolejny nie zgodzę, że o Niczym, bo Fabułybrak lub Szczątkowośćjej nie przesądza według mnie o treści, ale przyjmuję ten głos (jak i wszystkie inne) do wiadomości z pełnią pokory, albowiem kwestią to raczej mojej Niewprawności i Warsztatusłabości, niż konwencji :D 

Pozdrowiwszy! 

dogsdumpling no właśnie wykonałam różne cięcia, ale fryzjer ze mnie żaden, więc cóż, być może wyszły teraz jakieś łyse place :D 

Widzisz, zmierzam do tego, że opowieść składa się z kilku elementów – najważniejszymi będą język, fabuła, bohaterowie, emocje itp. Każdy z tych elementów jest równie ważny i tylko operując nimi wszystkimi stworzysz pełną historię.

Zgadzam się ogólnie, nie zgadzam natomiast szczególnie :D Nie podoba mi się słowo “każdy”. Myślę, że to zależy od utworu. Są takie teksty, w których wystarcza mi genialna historia (napisana niezbyt może porywająco) i są też takie, gdzie całkowicie wystarczy mi język (który nie służy do przedstawienia żadnej opowieści). 

Dziękuję za słowa motywacji :) Od jakiegoś czasu staram się właśnie skupiać na bardziej dokładnym planowaniu fabuły, bo przyznaję: wcześniej nie robiłam tego absolutnie nigdy w przypadku krótkich tekstów. 

 

Poza tym miejscami wkradały się truizmy, które spłaszczały tekst.

To jest akurat mój główny zarzut do samej siebie, jeśli chodzi o ten konkretny tekst, wcześniej określiłam to cukierkowością :D Mam wrażenie, że nieco się wstrzymywałam podczas pisania, byłam dziwnie i nienaturalnie zachowawcza… Trochę jakbym chciała to sprzedać młodszemu czytelnikowi, sama nie wiem.

 

Inna rzecz, że nadal całkiem lubię to opowiadanie i może jeszcze spróbuję je przeredagować tak, żeby ogolić je z takich najbardziej redundantnych elementów.

 

 

Śniąca,  Rorschach: Kontynuując offtop, muszę oczywiście napisać, że bardzo szanuję takie spojrzenie, niemniej jednak… całkowicie się z nim nie zgadzam ;D Uważam, że redukcja fabuły, nawet do absolutnego minimum, czy wręcz do zera, wcale nie równa się redukcji treści. Forma też jest treścią, środki wyrazu też są treścią. Fajnie jest czasem opowiedzieć historię explicite: on poszedł, on zrobił i coś z tego wynikło. Nie jest to jednak nieodzowne, bo historia jako taka nie jest konieczna, żeby tekst pozostał zapamiętywalny, soczysty i frapujący. Można na przykład pisać samymi emocjami tylko o emocjach; można też pisać obrazowo tylko po to, żeby przedstawić obrazy właśnie, można też pisać posługując się chrzęszczącymi neologizmami, by wyrazić uwielbienie dla dźwięków szeleszczącego lasu – i takie teksty, o ile będą warsztatowo poprawne, są według mnie tak samo pełne, jak te, które przedstawiają konkretną historię.

Z drugiej jednak strony, wracając już stricte do moich wypocin: zgadzam się, że umiejętność prowadzenia fabuły jest ważna, bez względu na obrane strategie artystyczne. Jest to też zdecydowanie ta umiejętność, której mi brakuje i o ile przy krótkich formach udaje mi się przymknąć na to oko, o tyle przy długich… olaboga… takie braki naprawdę mogą wpłynąć niebagatelnie na odbiór tekstu :D 

 

NoWhereMan: Bardzo dziękuję za opinię! Jest mi naprawdę miło czytać takie komentarze, z których jasno wynika, nad czym powinnam pracować :)

 

I jeszcze ogólnie: Dzięki wszystkim, którzy powyłapywali idiotyczne błędy (nawet literówki się znalazły! W tak starym tekście! Aż wstyd :D ); postaram się ponanosić poprawki, jak tylko znajdę czas. 

 

Hej, Rorschach! Szczerze powiem, że Twoja opinia już drugi raz zmusiła mnie do zastanowienia, ale żeby to pociągnąć, muszę się oderwać od tego i jakiegokolwiek innego tekstu, zarówno mojego, jak i cudzego autorstwa :D Otóż napisałeś, że:

nie myślisz o fabule (może celowo, ale nadal)

oraz

Uprawiasz słowa dla słów, zdania dla zdań

I to mnie skłoniło do refleksji, no bo przecież… tak właściwie co jest złego w braku fabuły? :) Abstrahując całkowicie od moich tekstów, gdyż umówmy się – ja to sobie skrobię i różnie z tym jest, “Styksu wir” jest rozmemłany jak marshmallow i koniec, kropka. Chodzi mi raczej o ogólną filozofię artystyczną, o podejście do pisania czy sztuki jako takiej. Moje skonfundowanie może wynikać z tego, że sama w literaturze (czy filmie) nie szukam raczej historii, ale ciekawych środków przekazu, bohaterów, rozwiązań kompozycyjnych, itede, itepe. Czy teraz podobne stanowisko jest postrzegane pejoratywnie? 

 

Za opinię oczywiście dziękuję, może następne teksty uda mi się wreszcie prawdziwie okiełznać :D

 

Deirdriu, Twoje słowa to najbardziej urocza komplemento-krytyka, jaką kiedykolwiek otrzymałam, dzięki ;D

 

thargone, ja słowo daję, że też widziałam u jakiegoś pisarza żółte światło w ciągu dnia i nie wiem, czy to aby nie był Bruno Schulz, ale głowy nie dam… ;)

CountPrimagen, śniąca: Dzięki, dzięki, zgadzam się, że to jeden z tych mniej szalonych tekstów :D Nadal go lubię, ale jest dla mnie samej zbyt… cukierkowy? Trochę jak wata cukrowa, miło się go pisało, ale ostatecznie się trochę rozmemłał.

Z kontekstu mi wynika, że ten fragment “akcji” rozgrywa się w środku dnia, a dzienne światło jest białe. Żółte tylko porankiem i pod wieczór, gdy słońce znajduje się odpowiednio nisko nad horyzontem. 

Prawda, prawda, ale dla mnie światło ma zawszę swoją aurę, czy jakkolwiek inaczej to nazwać :) Środek letniego, upalnego dnia kojarzy mi się własnie z takim żółtym, miodowym, lepkim światłem. Duszącym, trochę brzydkim, pozornie radosnym. 

 

thargone: Dziękuję i również pozdrawiam :D 

@jacek001 @Nessekantos @MrBrightside @Urbi @GythaOgg

 

Bardzo Wam dziękuję za niezwykle budujące opinie! Dzięki również za świetne interpretacje i za rozszyfrowanie referencji do Starego Dobrego Małżeństwa :D 

Wszystko inne chyba już napisałam powyżej :)

Rorschach, powiem ci, że zrobiłam sobie krok wstecz, żeby przyjrzeć się tekstowi z dystansu, przeczytałam jeszcze raz… Sama nie wiem, może przywiązanie do własnych słów jest już zbyt mocne, ale moim zdaniem Tuuli spisuje się nieźle w roli, jaką jej przypisałam. Hm, mimo wszystko jednak wyczuwam tu pewien rodzaj wyzwania, może pobawię się jeszcze tym tekstem (chociaż stary jest i chcieć to mi się nie chce :D) i coś sobie w nim podłubię, pokombinuję przy postaciach. Mimo wszystko oczy czytelnika widzą w znacznie lepszej ostrości niż oczy autora, więc ufam osądom odbiorców tekstu.

 

Joseheim, przepraszam! Zwracam honor, byłaś pierwsza ze swoimi spostrzeżeniami o Tuuli. Chyba naprawdę muszę dać odpocząć temu tekstowi jeszcze dłużej. Sugestie sugestiami, ale ja sama muszę zrozumieć zaistniałą lukę, żeby móc ją dobrze wypełnić :D 

 

Jednak mam też wrażenie, że trochę tutaj żonglerki słownej dla samej żonglerki. Nie mówię, że to źle, ale czytelnik może się przez to nie skupiać na fabule :(

O tym też już pisałam wyżej: tak, biję się w pierś, ja często słowię dla słowienia, bez próby opowiadania historii. Czasem to się broni, czasem nie, czasami sama nie wiem o co mi chodziło. Widzę te swoje fikuśne zdania i naprawdę wytężam mózgownicę, żeby przejrzeć własne myśli. Dlatego doskonale wiem, w jakiego typu tekstach mój warsztat wymaga najwięcej szlifu. 

Inna rzecz, że nie samą groteską i oniryzmem człowiek żyje, domniemana oryginalność to tylko część moich wypocin. Nie zmienia to faktu, że mniejszy lub większy chaos wywołany strumieniem świadomości to moja wielka bolączka, bez względu na to, co piszę. I właśnie z tego powodu tak mnie cieszą wszystkie wytknięcia stylistycznej słabizny :D 

Rorschach, dzięki za opinię i za fatygę w wyłapywaniu kolejnych niechlujstw. Mam nadzieję, że przynajmniej większość z nich uda mi się poprawić i jeszcze przy tym nie przedobrzyć (bo się zdarza, ech).

Po raz wtóry też zgadzam się z zarzutem o chaosie. No, co tu dużo gadać, pozostaje tylko praca, praca i jeszcze więcej pracy.

Natomiast co do argumentu o bezużyteczności Tuuli jako bohaterki… oj, tutaj pierwszy raz będę polemizować :) 

Tuuli tak naprawdę jest bardziej “funkcyjna” niż Zuza. Gdyby Tuuli nie było, postać Zuzy nie miałaby się w czym przejrzeć, nie byłaby z niczym skontrastowana. Chociaż mówienie o “postaciach” w tym opowiadaniu to chyba trochę za dużo… obydwie panienki są raczej wcielonymi frustracjami, społecznymi tendencjami. Tuuli jest ideałem młodego pokolenia; nie tyle żyje nowocześnie, co jest Życiem Nowoczesnym. Zawsze w pędzie, zawsze intensywnie, zawsze zaradnie, dojrzale, jak trzeba, zgodnie z oczekiwaniami. I jeszcze multikulturowo. Zuza to kłębek niczego. Supeł malkontenctwa, goryczy, nieporadności. Tuuli jest jednocześnie jej celem, obrazem “idealnego życia w XXI wieku, bo norma tak chce”, jak i znienawidzoną wizją przyszłości, obrzydliwą powinnością. 

Bardzo trafnie zinterpretowało to parę osób wyżej, naprawdę, aż mi się ciepło na serduchu zrobiło.

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam :)

c21h23no5.enazet, dziękuję po dwakroć: po pierwsze za wydłubanie kolejnych niechlujności. Kiedy będę miała chwilkę (zapewne w porze nocnej…) naniosę jak najwięcej poprawek do dialogów (chyba odkryłam swoją nową pietę achillesową, ufff). Po drugie, za przychylną opinię oczywiście :) Bardzo mi miło, zwłaszcza po przeczytaniu tak zgodnej z moimi założeniami interpretacji :D Twój komentarz nastroił mi dzień, dzięki!

 

Dziękuję za uwagi odnośnie zapisu dialogów, to jakieś czyste niechlujstwo z mojej strony, doprawdy… 

 

I raz jeszcze odniosę się do fabuły i jej interpretacji: z jednej strony zgadzam się z zarzutami o chaosie myśli (o czym napisałam wcześniej), gdyż szeroko rozumiana chaotyczność stylu to chyba mój główny pisarski problem. Niemniej jednak niezwykle cieszą mnie wszystkie trafione interpretacje :D Myślę, że przy wszystkich mankamentach warsztatowych, warstwa emocji mogła okazać się łatwiejsza do rozczytania niż sama treść ;)

Ufff, wreszcie przybyłam do domu. Niestety, obowiązki nie pozwalały mi na zbyt częste zerkanie tutaj za dnia, więc przede wszystkim może zacznę od tego, że… mam ochotę przygrzmocić sobie cegłą w ten swój zakuty łeb. Gdzie ja wcześniej żyłam, że wydawało mi się, że takich miejsc już nie ma, że nie ma sensu wrzucać tekstów do internetu, że w ogóle nic nie ma sensu, lepiej robić nudne studia i jeszcze na nie narzekać.

Z góry też przepraszam, jeśli mój komentarz będzie po prostu słowotokiem i stylistycznym potworem. 

Przede wszystkim chciałam bardzo podziękować wszystkim, którzy zechcieli poświęcić kilka minut swojego cenne go czasu, żeby przeczytać moje wypociny i jeszcze się do nich odnieść. Ja chyba naprawdę nie jestem do tego przyzwyczajona :)

Nie wiem też czy funkcjonuje tu jakiś system odniesień do konkretnych nicków jak na fejsbukach i innych twitterach, ale z tego co widzę to nie, więc odpowiem tak trochę hurtowo.

 

Tak, zdecydowałam się uwolnić jakieś słowa ze swojej szuflady, bo czuję, że potrzebuję ostrego szlifu warsztatowego. Bardzo ostrego, ponieważ moim celem jest, jak chyba wielu innych tutaj zebranych, urodzić kiedyś powieść. Powieści to duże bestie, ciężko je okiełznać, trudno jest utrzymać w ryzach swój język, styl, swoje emocje, które często w sposób kluczowy wypływają na tworzony tekst. Dlatego pokornie zwracam się co rusz ku formom krótkim… i nie robię z nimi nic, po prostu szufladuję. Uznałam, że tak zawsze być nie może. 

Bardzo dziękuję wszystkim Komentatorom, którzy zwrócili uwagę na chaotyczność, skróty myślowe i ogólnie dosyć duży rozgardiasz stylistyczny. To prawdopodobnie moje największe problemy, których niestety, sama często nie widzę, zawsze potrzebuję, żeby ktoś mi je brutalnie wytknął. Cały ambaras polega na tym, że autor rozumie swoje myśli i czasem ciężko o empatię dla potencjalnego czytelnika, który nie posiada mocy telepatycznych. Jest to na pewno coś, nad czym potrzebuję dużo, dużo, dużo pracować. 

Dziękuję również bardzo za zwrócenie uwagi na zaimki! Jak mam zły dzień przy tworzeniu tekstu, to zaimki i imiesłowy zaczynają mi niszczyć absolutnie wszystko. Nagle zapominam jak działa język polski i tworzę zdania-potwory. 

Co do pytań o treść/niezrozumienie fabuły: tutaj trochę biję się w pierś (gdyż zdarza mi się, oj zdarza, popadać w taką… sztukę dla sztuki, słowa dla słów – bez historii, byle się słowiło i słowiło), a trochę też spieszę z wyjaśnieniem. W zamierzeniu to nie było nic innego jak wewnętrzny monolog/malkontenctwo smutnego millenialsa. Przyznaję, że temat mojego pokolenia i jego frustracji to trochę taki pisarski fetysz :)

Co do tego, że wiek XXI zaczyna się w 2001 roku… cóż za idiotyczne przeoczenie z mojej strony, a jak dużo zmienia! Jednak ta osiemnastka była tam taka… fajowa ;)

Jeszcze co do męża psychopaty, o, o! To… hm… trochę hermetyczny żart, a trochę forma groteski (czy udanej czy nie, to inna sprawa ;) ), absolutnie nie myślę, że każdy Skandynaw to morderca! :D (czy emotikony są tu mile widziane? mam wrażenie, że moja wypowiedź bez nich jest nieprzyjemna, znak czasów)

Prawdopodobnie nie odniosłam się do wszystkiego, do czego bym chciała, ale i tak, raz jeszcze: bardzo dziękuję. Naprawdę byłam głupim młotkiem, kiedy myślałam, że takich miejsc w sieci już nie ma. Na razie jestem na etapie ostrych szlifów warsztatowych, więc nie wsypię tu nagle całego kubła tekstów… chociaż z pewnością z czymś jeszcze wrócę. I w ogóle się tutaj baczniej rozejrzę. 

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka