Profil użytkownika


komentarze: 62, w dziale opowiadań: 60, opowiadania: 20

Ostatnie sto komentarzy

No, usterki usunięte. Można dawać do biblioteki ;)

Ano właśnie, mi się zawsze wydawało, że jak zbuduję narrację “wiem, ale nie powiem”, to każdemu się spodoba. Dzięki, to dla mnie cenna informacja.

Hmmm… może można było wcześniej wstawić choćby pojedyncze sceny z dziewczyną – to też ciekawa uwaga narracyjnie.

P.S. Błędy poprawię, bo ta biblioteka kusi ;)

Bardzo dziękuję za przeczytanie i miłe słowa :) Eeech… chyba nigdy nie opanuję tego zapisywania dialogów.

Dziękuję za przeczytanie :)

Zacznę od ostatniej uwagi. Zgadzam się, że mogłem to wszystko mocniej rozbudować i może kiedyś jeszcze to zrobię, bo jakoś mi się ten świat w głowie rysuje i nawet mam punkt wyjścia do dalszego ciągu historii. 

A co do usterek językowych – pozostaje mi się zgodzić pokornie, bo rzeczywiście nie ma tu nad czym dyskutować. Co do tego, że gość proponuje, by gospodarz siadał – tutaj chciałem zarysować, jak bardzo pewnie gość się w tej sytuacji czuje.

Ha! Bardzo dziękuję za przeczytanie i to wnikliwe. Najpierw podziękuję za wytknięcie wszystkich błędów – dopisuję je do mojego notatnika wykroczeń popełnionych i postaram się, żeby to był ostatni raz. Przyznam, że “stojąca głowa” nie była zamierzona (aż szkoda) i wyszło naprawdę komicznie. Wzięło się to chyba z chęci uniknięcia powtórzeń – spróbowałem określić bohatera jakoś inaczej.

Cieszę się też, że spodobało się nieśpieszne tempo pierwszych scen. Takie miało być, trochę może w stylu XIX-wiecznych (?) powieści.

Końcówka? Chciałem czegoś mocnego, co szybko zamknie mi wątki. Cieszę się, że się podobało smiley

Mocne! Brawo yes Może powinienem się przyczepić warsztatowo, ale nie mogę nic znaleźć. Świetny pomysł z ograniem tego samym dialogiem.

Bardzo zgrabne i piękne. Dodatkowe brawa ode mnie za umiejętność pisania miniatur, z czym sam mam problem :) A o braku fantastyki nie będę się wypowiadał. Sam ją daję w opowiadaniach w szczątkowych ilościach :)

Drakaino, opowiadanie mi się po prostu rozrosło, zaczęły się pojawiać nowe pomysły, więc czemu by się ograniczać?

A co do czekania na właściwy moment – na tyle, na ile siebie znam, to miałbym skłonność do odkładania w nieskończoność, “bom niegotowy”. Chyba nie ma takiego momentu, w którym ktoś mi powie “bądź wierny, pisz”. Albo zacznę, albo nie zacznę. A tak naprawdę moje pisanie zaczęło się od pomysłu na powieść dawno, dawno temu i to, co powstałoby w ramach świata szczelinowców byłoby wprawką i ćwiczeniem do mojego opus magnum :)

 

dantes

technicznie, literacko, a nawet językowo jesteś na razie – wybacz – za mało sprawny, żeby mierzyć się z powieścią.

Może nigdy nie będę, więc chyba powinienem napisać :) Będę jak ten, który się nie zna z anegdoty Einsteina ;)

Hej, przede wszystkim dziękuję za przeczytanie, choćby z obowiązku. Oczywiście, zmienię na fragment.

Nie zgodzę się, że to tylko ekspozycja, bo jak na ekspozycję, to trochę się jednak dzieje. Czy przydługa? Rzecz gustu i proporcji w stosunku do całej historii.

Wydarzenia jak na realistyczne ujęcie są opisane zbyt groteskowo, ale zarazem całość nie jest napisana dość groteskowo, żeby to się tłumaczyło. Musisz się na coś zdecydować.

Bardzo kategoryczny osąd. Czy bohater jest na tyle normalny, żeby pisać o nim na serio? Nie wiem. Mnie się podoba tak, jak jest :) Czy mało fantastyki? Owszem, bo w moich opowiadaniach ona jest na ogół raczej dodatkiem – tak mi po prostu wychodzi. Pewnie będzie jej więcej, kiedy historia się rozwinie.

Na jednej smyczy?

Tak, jest coś takiego jak potrójna smycz.

Już widzę, jak koty potulnie dają się schować pod szlafrok…

Mam takiego, który mógłby się dać potulnie schować, chociaż nie sprawdzałem tego w sytuacji ekstremalnej.

 

dantes

 

Hmmm… coś się kończy, coś się zaczyna. Zamysł jest taki, żeby to miało kontynuację :)

 

dantes

Normalnie ze mną jak z dzieckiem, ale sznurówki umiem zawiązać. Bardzo dziękuję :)

 

dantes

Zmieniłem, mam nadzieję, że teraz jest ok i dyżurni to przeczytają. Jeszcze raz dzięki :)

 

dantes

Hej NoWhereMan!

Bardzo dziękuję za przeczytanie i życzliwe uwagi. Konstrukcja – to jest to, co spędza mi sen z powiek. Chciałbym nad tym zapanować, ale mam wrażenie, że czasami jestem w tej relacji bardziej tworzywem niż twórcą ;) Następnym razem postaram się lepiej dozować informacje dot. świata przedstawionego.

Dziękuję też za linki. Już zajrzałem do kilku wątków i znalazłem tam przydatne porady. Nie wiedziałem, że są programy o tropach i błędach, motywach literackich.

 

Pozdrawiam serdecznie,

dantes

Hej ANDO, dziękuję za przeczytanie, nawet jeśli to był dla Ciebie obowiązek, a nie przyjemność ;)

Zacznę od końca: ze zbieraniem faktów i pisaniem mam pewien problem (nudne, żmudne), ale skoro mogę trafić na czytelnika, który się zna na temacie, więc chyba warto.

Pomysł z pokazaniem drugiej części akcji przez pryzmat Hughes wydał mi się ciekawy, ale Twoje uwagi to ważna wskazówka dla mnie o czym pamiętać w razie dokonywania takiej wolty.

No i na przyszłość jakoś ożywię opisy przyrody – chyba za mocno weszło mi w głowę “Nad Niemnem” ;)

 

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję,

dantes

Tak, tak to dobre, naprawdę dobre i smaczne, choć mnie zakłuły wzmianki o “skomplikowanym geście” i “sługach nowego boga” :) Jednak to tylko moje osobiste poglądy, bo do klimatu opowieści to pasuje i gra, jak należy.

 

Pozdrawiam i gratuluję,

dantes

Ech, czyli znów wszystko się sprowadza do tego, czy złapię czytelnika na haczyk. Cóż, następnym razem zacznę najwyżej od dymiących szczątków statku i nie będę wnikał w przyczyny jego katastrofy :)

Sam się zastanawiam, na ile istotne jest ścisłe trzymanie się faktów (np. czy konieczne jest poznanie technik oskórowania człowieka, zanim się to opisze), czy jednak pójście za historią? Koniec końców moja opinia jednak nie ma znaczenia, a liczy się tylko to, co chce czytelnik :)

Nie odbieram tego absolutnie jako czepialstwa, choć wolałbym bardziej entuzjastyczne reakcje.

Ważne są też dla mnie uwagi o tym, czy zagrała “zamiana” bohaterów. Być może w dłuższej formie to by mogło dać radę, ciekawe?

 

Pozdrawiam,

dantes

Profesor akurat był postacią, którą zauważyłam, ale szybko się go pozbyłeś Dzięki za porównanie do George'a R R Martina ;)

Dzięki za przeczytanie :) Co do pośpiechu – miałem nadzieję, że zarysowałem potrzebę pośpiechu. Ziemia była już w opłakany stanie i trzeba było szybko organizować wyprawę ratunkową na zasadzie – nie mamy wyjścia, ratujmy co się da.

Mona Lisa? Chcieli przewieźć na Nowy Eden trochę “ludzkości, człowieczeństwa, dorobku kulturowego. Stąd też Profesor martwi się o to, jak wyprodukować koniak – co z tego, że się przeniesiemy na nową planetę, skoro niczego, co nas określa tam ze sobą nie zabierzemy.

Co do innych wątków fabularnych – muszę jeszcze przemyśleć, jak się bronić ;)

A co do świń – tak, było to celowe :)

 

Pozdrawiam,

dantes

Ja tylko jedną rzecz chciałem napisać. Ciekawy jest ten zabieg o telepatycznej rozmowie, ale wprowadziłbym to jakoś bardziej… hmmm… delikatnie, subtelnie?

Oba stworzenia w sensie fizycznym milczały, ich konwersacja przebiegała na poziomie telepatii, typowej formy komunikacji dla wyższych istot.

Zdaje mi się, że w którejś ze swoich książek Terry Pratchett opisał rozmowę drzew, a potem spuentował ją bardzo zabawnie.

 

Pozdrawiam serdecznie,

dantes

Dziękuję za przeczytanie :) A co do tych nielogiczności w fabule – piszę czasami instynktownie, nie wszystko jest wykalkulowane. Zmarli? To obraz ścigającej Czekana przeszłości, która pobrzmiewa też w rozmowie z Kuliniczem. Czekan, będąc w partyzantce, zachował się nieodpowiedzialnie, a dodatkowo Korewicz poszedł na spotkanie z komunistami, będąc zapewnianym o bezpieczeństwie przez ojca Czekana.

Przeszłość (partyzantka) i przyszłość (komuniści) – jednakowo niszczą głównego bohatera.

A co do przywiązania ducha do miejsca – no tak, na ogół tak to wygląda :) Jakoś nie przyszło mi do głowy, że tak powinno być ;)

 

Pozdrawiam,

dantes

Przepraszam, że dopiero odpisuję, ale byłem na urlopie i szwendałem się po górach :)

Cieszę się, że się podobało. Jakoś tak wyszło mi, że zarówno korporacja, jak też sama procedura wyborcza i demokracja, to przejawy działania ciemnych sił ;) Do zwariowanego antydiabła najbardziej pasowało mi właśnie imię Behemoth, chyba właśnie pod wpływem “Mistrza i Małgorzaty”.

A co do odruchu – przyznaję z pokorą, że nie potrafię logicznie tego wytłumaczyć…

Cześć,

 

bardzo dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie i skomentowanie. Ciężko mi się odnieść do tego, co się komu podoba, a co nie. Jeśli chodzi o motywacje bohaterów – być może zarysowałem je zbyt słabo i to mój błąd warsztatowy.

Co do opinii/wątków filozoficznych:

metropolie – według mnie zło jest wszędzie takie samo i nawet, jeśli prostytutka lub narkoman wyglądają inaczej w Moskwie lub Miami, albo siedzą w innym miejscu, to trafili tam z “uniwersalnych” przyczyn.

Bóg jest Miłością – to tylko opinia Michała, który w opowiadaniu chce “poprawiać” Boga. To też pewna figura/obraz. Przecież ludziom często się wydaje, że Bóg czegoś nie widzi i chcą to zrobić po swojemu :)

 

Pozdrawiam,

dantes

Cóż zrobić, jeśli się nie spodobało :) W moim pierwszym opowiadaniu, które tutaj opublikowałem, działo się “za dużo”, więc muszę jakoś fabułę wypośrodkować.

Miało być lekko i trochę z przymrużeniem oka (choć nie twierdzę, że tak się udało, bo dowcip mógł być tak lekki jak kafar). Do Apple’a nic nie mam. Ot, skojarzyło mi się, bo pisałem o piekle i smartfonie, który ma być okazją do grzechu.

A mnie do pisania trudno zniechęcić.

 

Pozdrawiam :)

dantes

Zgadza się, dantes wziął się od hrabiego Monte Christo :) A w piekle? Słabo… (można sprawdzić w opowiadaniu “Piekło Co Ltd.”

Bardzo możliwe, że PT Organizatorzy będą nas gnębić niepewnością, ale to dostarczy paliwa na kolejne opowiadanie :)

Jam się na konkurs spóźnił, ale i tak na wyniki czekam z niecierpliwością. Ciekawość trzewia me pali.

FilipWij, dziękuję za lekturę :) Rzeczywiście, w trakcie pisania historii trochę zmieniałem jej koncepcję. Z jednej strony miało to być lekkie, a z drugiej – nie chciałem bagatelizować spraw, bądź co bądź poważnych. Dzięki za uwagi warsztatowe – przemyślę sobie to opowiadanie raz jeszcze, zwłaszcza pod kątem relacji między bohaterami i tego, jak je pokazywać. Cieszę się, że choć trochę rozbawiło :)

 

Bruce, bardzo dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że trafiłem w poczucie humoru. Mnie samego bawiło pisanie niektórych rzeczy, a to nie zawsze jest miarodajne :)

 

Pozdrawiam,

dantes

Nie chodzi o to, że to było źle użyte czy coś. Po prostu tak chyba mam, że język starodawny akceptuję tylko u Sienkiewicza :)

Bardzo ciekawe opowiadanie.

Bardzo (chyba najbardziej) podoba mi się postać widzącego. Kilkoma cechami, gestami, a nawet słowami nakreśliłeś go tak, że od razu można sobie tego człowieka wyobrazić. Jednak nasuwa mi się pytanie: po co człowiekowi, żyjącemu w pieczarze, wśród (niemalże) odchodów pieniądze za donoszenie jarlowi? :)

Podoba mi się też zakończenie – ono tu po prostu pasuje.

Mitologia? Chylę czoła.

Drażnił mnie język bohaterów, stylizowany na starodawny – subiektywne odczucie oczywiście. Pod rozwagę, czy czasem nie sprawdziłby się lepiej język “współczesny”? Świat jest tak sugestywny, że i tak można w niego wejść z łatwością.

Pozdrawiam,

dantes

Przyznam, że taki szort na grubo :) Lubię taki typ humoru i wspieram, jak tylko mogę :)

Chodzi za mną, czy nie lepiej byłoby obrócić konstrukcję i zacząć od szpitala, a potem próby rekonstrukcji zdarzeń przez wybudzającego się prezesa? Może dałoby to jeszcze szanse na jakieś ciekawe wątki fabularne?

Pozdrawiam serdecznie,

dantes

Dzięki Krokusie za przeczytanie, komentarz i uwagi. Kiedy ten pomysł wpadł mi do głowy, to całe szczęście nie myślałem o brzemieniu, jakie na siebie wkładam :) Tworząc Azazela myślałem o postaci ks. Bogusława Radziwiłła z “Potopu”, zwłaszcza scenie, gdy przyznaje się Kmicicowi do niecnych zamiarów. Behemoth – trochę może Jack Sparrow? Generalnie “natchnieniem” był “Dobry omen”.

Kto wie, może jeszcze się z tą tematyką zmierzę, mając w głowie Twoje sugestie? :)

Jeśli chodzi o sam pomysł, to wydało mi się zabawne, gdyby “zły” przegrał ze “złym”, który tak naprawdę był dobry, ale traktowaliśmy go jako “złego” jedynie z tytułu miejsca, w którym się znalazł.

Chciałem napisać coś w klimacie “Dobrego omenu” i w pierwszej wersji historii współdziałanie Behemotha oraz anioła było ściślejsze, jednak od tego odszedłem.

Dziękuję za wszelkie uwagi techniczne i redakcyjne.

“Kłonienie się” to tylko literówka :)

Hej LanaVallen dziękuję za przeczytanie, komentarz i wskazanie błędów :) Bardzo zwracam uwagę na fabułę właśnie i prowadzenie narracji, więc tym bardziej cieszę się, że się podobało :)

 

Pozdrawiam!

Zastanawia mnie, jak jeździec bez głowy może wznieść czoło. Odciętą głowę trzyma w ręce i może sobie podnieść jak latarnię?

Już wcześniej pisałem, że nie wiem, jak się pisze wiersze. W głowie pojawił mi się fragment strofy i do tego dobudowałem resztę obrazami/słowami, które mi się podobały. To wszystko jest zbudowane z takich absurdów. Bo niby jakie granice ma “nic” i jak brzmi “krzyk szeptu niemych”?

Nie jestem wyznawcą odcyfrowywania tego, co autor miał na myśli :)

Co do formy i dyskusji z @Realuc – wydaje mi się, że właśnie opisanie takiej historii w formie szorta mogło się odbyć tylko w takiej narracji.

Dziękuję za miłe słowa :) Nie bardzo wiem, jak się wiersze pisze i w takich przypadkach staram się po prostu, żeby słowa ładnie brzmiały, miały dobry rytm i “malowały obrazy”.

@Andyql – coś w tym jest, bo kiedy piszę, to na ogół myślę o tym, jak o tekście piosenki. Spróbuję dopisać do tego refren, choćby tak “dla sportu” :)

Pozdrawiam serdecznie,

dantes

Dzięki :) A przy okazji nie muszę się martwić interpunkcją, bo zawsze mogę to zrzucić na karb poezji ;)

Outta Sewer, regulatorzy – bardzo dziękuję za wskazanie błędów i każe, życzliwe słowo :). Postaram się najszybciej poprawić wszystkie niedociągnięcia.

 

Pozdrawiam serdecznie,

dantes

Hej, świetne opowiadanie :) Pewnie powinienem się do czegoś przyczepić ;) , ale na razie nie potrafię znaleźć niczego. Gratulacje!

Hej Basement Key, dziękuję za uważne przeczytanie i analizę :) Wątków jest sporo, ale:

 

co do wypowiedzi księdza,

Ksiądz proboszcz mówił, żeby tam nie chodzić, żeby dać im spokój i, że teraz jest już czas na przebaczenie.

To było pierwsze zdanie, które pojawiło mi się w głowie w związku z tym opowiadaniem. Być może widać tutaj szwy narracyjne, bo początek i resztę historii dobudowałem do tego zdania. Ludzie nie wiedzą, czy ktoś się tam ukrywa. Chodzą tam, żeby coś wyszabrować, chędożyć (Maurycy Kottek i panna Marianna) albo jakoś odegrać się na trupach oprawców. Ksiądz proboszcz chciał ich przed tym powstrzymać. Nie chciałem też, żeby z opowiadania wyszło mi coś w stylu “SS-man zombie”, więc tutaj wcisnąłem hamulec i nie opisałem precyzyjnie, że to tak naprawdę były upiory, przez co moje zamiary mogły się stać nieczytelne.

Jeśli chodzi o rozbudowanie narracyjne niektórych miejsc. Często czuję/chcę/wydaje mi się, że powinienem rozbudować opowiadanie (przy różnych okazjach) o jakieś dodatkowe sceny. Być może w przypadku tego tekstu są to właśnie te miejsca :)

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam :)

Dziękuję :) Chciałem uzyskać klimat napięcia, strachu i niepewności. Cieszę się, że tak to zostało odczytane. Podchodzę do wulgaryzmów w tekście bardzo użytkowo i nawet nie przyszło mi do głowy, żeby uprzedzać, za co przepraszam.

 

Pozdrawiam :)

Hej, bardzo fajny tekst. Super pomysł z ograniem zwyczajnego zła, które w sumie może być najstraszniejsze. Podoba mi się zastosowanie skrótów w narracji (zamiast rozbudowanych opisów popełnianego zła) i zaburzenia chronologii w narracji. Zakończenie dałoby chyba możliwość pociągnięcia historii?

To prawda, że dużo schematów. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że pisałem szybko, żeby zdążyć na deadline. W innym wypadku postarałbym się je lepiej zamaskować :) Cieszę się, że finał się spodobał, chociaż sam nie byłem przekonany, czy nie jest zbyt… hmm… fantastyczny, nieprawdopodobny? Dzięki!

Dzięki, bo jeśli “czyta się nadzwyczaj dobrze”, to chyba dla mnie największy komplement :) Zdaję sobie sprawę, że niektóre wątki/sceny można by poprawić, ale ponieważ miałem mało czasu na napisanie, to postawiłem na klimat/historię/człowieka.

Dziękuję Wszystkim za przeczytanie. @chalbarczyk – przy pisaniu opowiadań staram się, żeby akcja nie nurzyła (może nawet zbyt dużo uwagi do tego przykładam), dlatego cieszę się, że to doceniłaś :) Tak mnie poprowadziła historia. Na koniec chciałem wlać kropelkę nadziei.

Dziękuję też za nominację :)

Wiem, co mnie urzekło (oprócz oczywiście, świetnie odmalowanej wizji świata, który umiera i łapie ostatnie oddechy). To dialog, który bohater(ka) prowadzi. Zwracanie się do konkretnej osoby, mówienie o wspólnych przeżyciach, nadziejach, dramatach zagrało doskonale. To mogłaby być rozmowa przy kominku, z kubkiem grzańca w dłoni, gdyby nie temat i okoliczności, i ten zabieg jeszcze mocniej uderza w nerwy. Tak to przynajmniej czytam :)

Shani, bardzo dziękuję :) Co do puenty… U mnie czasem jest tak, że na początku opowiadanie "ma mieć" jakieś zakończenie, a dopiero pod sam koniec coś się zmienia, bo zaczynam myśleć, że bohater może zrobić dokładnie odwrotnie niż planowałem, dodać coś "od siebie". Puenta przyjdzie sama :)

To ośmielę się jeszcze zadać pytanie warsztatowe, skoro opisaliśmy podobne historie, choć o przeciwnych wektorach :) A przynajmniej dziejące się w podobnym klimacie. 

Czy u Ciebie narracji prowadzonej w pierwszej osobie to był przemyślany wybór, czy dokonał się instynktownie? Zastanawiam się, czy takie opowiadanie tej historii to najlepsze (jedyne?) wyjście?

U mnie to się dokonało razem z pierwszym zdaniem, które “usłyszałem w głowie”. Potem je przesunąłem dalej, ale już to naznaczyło mi historię.

Hej, dziękuję Ci za przeczytanie i recenzję, i od razu wyjaśniam, że nick jak najbardziej nawiązuje do książki :) Wrażenia, jakie na mnie wywarła wiele lat temu nie zapomnę nigdy. Ja też Twoje opowiadanie czytałem. Za oddanie klimatu postapokaliptycznego chylę czoła. Można poczuć świat w stosunkowo niewielkiej objętości tekstu. To jest zawsze coś, do czego staram się dążyć.

A teraz, co do opowiadania. Zdaję sobie sprawę z jego niedostatków. Pisałem je bardzo szybko, bo dość długo nie zaglądałem na forum i  konkursie dowiedziałem się w ostatniej chwili. Zazwyczaj napisanie czegoś zajmuje mi kilka tygodni – tutaj kilka dni, przy czym samo pisanie to właściwie kilka godzin. Sztampa jest, nie wytłumaczę się z niej i choć może jest pomocna przy zakończeniu, to mogłem ją lepiej ubrokatowić.

Mogłem lepiej rozpisać atak na ziemię, poród, scenę walki w wiosce – to na pewno. Dialogi też mogłem upłynnić.  Wyrzuty sumienia/twardzielstwo? Hmmm… Chyba pierwszymi akapitami chciałem zaszokować czytelnika.

Postaram się usunąć niedociągnięcia. Cieszę się z wychwycenia “Carpentera” :) Dzięki jeszcze raz!

Dziękuję, jeśli kolejna osoba zwraca uwagę na relację objętości opowiadania do intensywności wydarzeń, to nie ma co dyskutować. To ciekawe, co piszecie o możliwości rozszerzenia historii. Spróbuję się zmierzyć z tym kiedyś.

Co do prezentacji postaci. Czasami próbuję i stawiam to sobie za cel, żeby jednym gestem czy słowem danej postaci powiedzieć o niej jak najwięcej. Może stąd się bierze ich letniość?

Czy można edytować i przerabiać opowiadania, które już zostały opublikowane tutaj?

Bardzo dziękuję za wszelkie uwagi :) Z tą "gęstością" sprawa wygląda tak, że opowiadanie powstało na potrzeby grupy, wktórej sobie pisuję. W opowiadaniu miały być pokazane trzy/cztery dowolne uczucia, a objętość nie za duża. Wymyśliłem, że najwięcej uczuć można skoncentrować na pogrzebie/łożu śmierci, a jeśli jeszcze umiera król… :) . Nie lubię, kiedy opowiadania, powieści polegają na snuciu się i rozterkach wewnętrznych, stąd pewnie upchnąłem u siebie tak dużo wydarzeń, jak tylko się dało. A z tymi switchami, to miałem trochę radochy. Ten z Jąkałą wydał mi się logiczny dla hasła "monarchia musi trwać" – książę, który był nadzieją na zmianę okazał się po zdobyciu władzy taki sam, jak umierający król. Rzeczywiście, kiedy przeczytałem Wasze komentarze, to zacząłem o tym myśleć jako o fragmencie większej całości. Jak dużej? Pewnie, jeśli brałbym się do ulepszania, to już w stronę naprawdę dużej formy. Zgadzam się, że wntakim układzie motywacje mogą nie być jasne, a sama akcja w pewnym momencie bardzo przyspiesza. Nawet teraz przychodzi mi do głowy jedna scena, która mogłaby cokolwiek rozjaśnić w motywacjach magów. Język? Pewnie sam nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, co mi ukształtowało taką manierę. Staram się pisać zdania, które mi ładnie brzmią. A zapewne podoba mi się to, co znam. Tylko skąd to znam? Zapach bzu? No tak, Sapkowski kiedyś mną zawładnął i tak mi zostało. Dialogi? Tu mam sporo do poprawy i nijak nie mogę zapamiętać, co gdzie, kiedy i jak zapisać. Ksywa? Kiedy wymyślam imiona/ksywy bohaterów w oderwaniu od opowiadania, to wydają mi się dobre, a kiedy sam je czytam, to miałkie. Dzięki za podpowiedź

Dziękuję bardzo. Coś tam skrobię i jak będzie gotowe, to nie zawaham się użyć :)

regulatorzy i BasementKey: dziękuję za przeczytanie i komentarze. Na początku ucieszę się z opinii, że historia była wciągająca, bo “nie nudzić” to moje naczelne założenie przy pisaniu.

Co zaś do uwag . Za redaktorskie bardzo dziękuję. Artykuły odnośne przeczytam i postaram się o tych zasadach pamiętać przy kolejnych opowiadaniach.

Jakie języki? Ha! Zapewne założyłem, że rozmowa odbywa się po angielsku, skoro jako pierwsza postać pojawił się Chapman. Tylko skąd prosty strażak by ten język znał? W treści pojawia się wzmianka, że Chapman służył w Afganistanie i dużo bardziej prawdopodobny staje się wtedy rosyjski, tylko powinienem był o tym wspomnieć.

Czemu pasażer tak łatwo się wygaduje? Ma to podkreślać wrażenie, że prorok jest wariatem. Czasem takie postaci można spotkać. Ktoś jedzie pociągiem, nawiązuje kontakt wzrokowy, zagaduje i zaczyna snuć opowieść. Można było to jednak lepiej uzasadnić, choćby tym, że próbuje wycyganić pieniądze na jedzenie.

Z drugiej jednak strony – jego wariactwo pasuje do koncepcji opowiadania i tego, o co pyta BasementKey. Końcówka być może jest chaotyczna (braki warsztatowe?), jednak ma podkreślać to, że Chapman sam nie wierzy (nie chce wierzyć) w to, co widzi. Nie wie, czy to jest prawdą, czy tylko podsuwa mu to umysł, ogłupiony jakąś trucizną. “Wy, na tym waszym zachodzie, już nie słuchacie proroków” – może lepiej by to brzmiało “Wy, na tym waszym zachodzie, już nie wierzycie w proroków”.

Ale jeśli pójdziemy w realną ochronę aniołów, to jest to niespójność. Pasowałoby to lepiej wprowadzić. Mogłoby to wyglądać tak, że anioły muszą działać niezauważone w świecie ludzi – przy dłuższej formie chyba byłoby na to miejsce.

Chapman miał tylko wyglądać na znudzonego, dzięki czemu przy końcu opowiadania byłby switch, ale wyszedł mi za bardzo znudzony (nie tylko powierzchownie). 

Cieszę się z wyboru ulubionych zdań, bo mnie też się one akurat podobają :)

Nowa Fantastyka