Profil użytkownika


komentarze: 37, w dziale opowiadań: 37, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

RogerRedeye - Zapewne słyszysz to od każdej po drugim razie, kurczowo trzymając się wersji, że tym razem nie poszło za szybko.

regulatorzy - To jednak złota rybka nie działa? Całe moje życie nie ma sensu! A tak poważnie, to zważ na pierwszy komentarz, który napisałem pod tym tekstem.

Moja pieczeń wyszła wspaniała. Co do opowiadań, to odnoszę jednak wrażenie, że cały czas bierzecie je na poważnie - nie, chwilka - mam pewność, że bierzecie je na poważnie. Tym bardziej, że czytając równie głupie, albo jeszcze głupsze opowiadania na Grafomanię (w tym całkiem nieśmieszne i te zabawne) nie widziałem żadnych tego typu komentarzy. Ale cóż, najwidoczniej podpadłem w jakiś inny sposób.

Adios, wapniaki.

Witajcie, wapniaki. Oto spora dawka gimnazjalnego humoru, czyli druga odsłona "Nowych przygód Jezusa".

Z tym, że lepsza, to trochę naciągane, chciałem, żebyście przeczytali.

Aha, od razu przepraszam za moje prośby o pomoc w zakresie pisania. Przecież to jest portal literacki! No nic, zwrócę się do Was, gdy będę chciał się poradzić ws. pieczeni.

Cholera, zapomniałem, że uczucie zgniłości na kacu ZAWSZE wiąże się z jej faktycznym istnieniem.

Masz rację co do przekombinowanych zdań.

Jednak najważniejsza jest kwestia stylu. Otóż nie chodzi tu o to, abym pisał wedle życzeń każdego z osobna, bo zrobił by się niezły bajzel. Nie wiem, jak ze stylem, ale zauważam w swym, hmmm sposobie pisania pewne powtarzające się tendencje i chciałbym nabrać świadomości, które są na miejscu, a które nie. Jest mi ciężko dojść do tego wniosku, bo wcześniej pisałem tylko sam dla siebie i jako pierwsze opublikowałem opowiadanie konkursowe, by sprawdzić, czy rzeczywiście jest cokolwiek warte.

Styl, oczywiście, wyrabiam sobie sam, czerpiąc (świadomie lub mniej) wzorce ze swych ulubionych autorów. A że jedni mają innich idoli od drugich, to nigdy każdemu nie dogodzę. Chodzi mi tylko o wykorzenienie pewnych złych nawyków, które (pozwole sobie na porównanie), tak samo jak nauce gry na instrumencie muzycznym, nieusuwane, zaczynają stopniowo wrastać w podświadomość i powodują nagromadzanie błędów w następnych etapach nauki, co utrudnia, albo wręcz uniemożliwia dalszy postęp w danej dziedzinie.

Proszę więc o udzielanie rad z zakresu: czego unikać, co zmieniać i jakie mam błędy (takie na razie otrzymuję), jak nie przesadzić z metaforami oraz co jest moją mocną stroną (o ile oczywiście coś takiego w ogóle istnieje), aby to rozwijać i doprowadzać do perfekcji. Miło widziałbym również jakieś zalecane ćwiczenia (oczywiście poza pisaniem i czytaniem).

W końcu po to tu wrzucam ten cały badziew. By nauczyć się pisać z jak najmniejszą ilością błędów.

Pozdrawiam.

Unfall - Być może i tak, ale ja wolę, jak durne zdania wylewają się z mózgu na klawiaturę, niż, żeby były robione na siłę. Czytałem kilka Twoich opowiadań i szczerze podziwiam lekkość, z jaką konstruujesz zdania i prostotę opisywania sytuacji. Nie trzeba nic tam tłumaczyć. Jednak co do Twoich zombiaków, jakoś mnie niezbyt śmieszyły (poza zabawy z nazwiskami i rzecz jasna panią Pipą), ale być może wynika to z faktu, że wychowałem się na durnym humorze XXI wieku, typu Borat i Dyktator, choć i tak z tego gatunku cenię sobie najbardziej przygody Franka Dolasa, to jednak idiotyczny humor w prostackiej i chamskiej postaci jest w moim opowiadaniu nieodzowny. No cóż, kwestia gustu.

Pozdrawiam.

Co do zgniłej ręki - nieprzypadkowo bohater wyciąga ją na końcu z nocnika. 

Muzyka do metronomu głośnego zegara, to po prostu każdy dźwięk w obrębie tegoż czasu, który w tej sytuacji jest potęgowany i tworzy nieznośną muzykę, natomiast, jak na ironię, jedyne rytmiczne brzmienia stanowi głośny zegar.

Samo opowiadanie jest przerysowane świadomie, aby puenta bardziej zaskakiwała. Wyszło, proporcjonalnie do poziomu - raczej kiepsko, ale myślę, że sam zamysł nienajgorszy.

Dziękuję za wytknięcie błędów. Postaram się już takowych unikać. Byłbym również wdzięczny, widząc też rady nt. samego stylu pisania, oczywiście nie ograniczające się do samego wytykania patosu. Bo widzę, że właśnie ze stylem mam spore problemy.

Pozdrawiam.

RogerRedeye - Hah, zapewne słyszysz to od każdej po zalotach.

A tak na serio, to tekst był pisany specjalnie pod Grafomanię. I stąd jego poziom (zajął mi nie więcej, niż 10 minut, a nawet nie biedziłem się, żeby poprawiać). Niepotrzebne wahania co do konkursu pojawiły się później.

Aha i wszelkie błędy (mam nadzieję), zwłaszcza logiczne były zrobione celowo. Nie da się inaczej wytłumaczyć faktu, że Świadkowie Jehowy, którzy znani są ze swego dokładnego przestrzegania Biblii, tutaj ukazani jako sojusznicy Jezusa, który tejże Biblii jest stanowczo przeciwny. No i wszelkie tytuły, nazwy własne, czy pomieszanie faktów historycznych, oczywiście też nie przypadkiem.

Co do umiejętności kpienia z sacrum: to jedna z niewielu dziedzin, z której kpić potrafię na prawdę. Ten gimnazjalny humor po prostu komponował się z konkursem Grafomanii.

A co do samych wahań, Grafomania, czy nie, to fakt, były niepotrzebne, ale i niezamierzone.

Bóg zapłać.

Spoko. Rady, mimo, iż mało konkretne, to jednak dały mi do myślenia. Chodzi o to, żebym się mniej więcej zorientował, jak mam pisać, aby się to podobało, przy jednoczesnej frajdzie dla samego siebie. Z tego, co wywnioskowałem, niestety wchodzi w grę diametralna zmiana stylu pisania. Ale, że to dopiero początek mojej przygody z pisaniem, może jakoś się wygrzebię. W każdym razie, wdzięczny jestem za wszelkie UZASADNIONE opinie.

Sława.

ocha - Co za różnica, na Grafomanię, czy nie? Napisane, żeby się nieco odmóżdżyć i rozluźnić atmosferę. Z resztą taki głupi humor może poprawić kreatywność, a że mam na niego wenę, to po prostu go umieszczam. Przyjdzie jeszcze czas na poważne "dzieła" i udzielanie mi poważnych rad. Zanim jednak uda mi się zrobić coś dobrego, trzeba poćwiczyć język i kreatywność. Możecie wytykać mi błędy czystko techniczne, co by potem lepiej się te zdania miotło.

I tak najlepsza imitacja języka(nie, nie nardządu) psychopaty, na jaką kiedykolwiek się natknąłem to Sweating bullets Megadeth. Coś absolutnie genialnego. Proponuję posłuchać, a wena powinna przyjść od razu.

Dzięki za ciepłe słówka i te mniej ciepłe również. Oczywiście, opowiadanie było wrzucone tylko dla jaj, więc poza błędami technicznymi, nie powinno się podchodzić do niego poważnie. Co do któregoś komenta, to sam jestem na etapie liceum, a następne prace postaram się publikować coraz to lepsze. Jestem jednak lekko rozczarowany, gdyż poza paroma ogólnymi uwagami, nie otrzymałem tutaj żadnych rad. A dołączyłem do portalu z myślą o wyrobieniu swojego pióra, bo mnie to rajcuje, a na dodatek zwycięstwo w konkursie powiatowym zachęciło mnie do dalszych działać. Nic, będę musiał znaleźć jakiegoś "znawcę" na privie i katować go swoimi wypocinami, aż błędy zaczną stopniowo zanikać. 

Pozdrawiam.

Mam pytanie: Powinienem tu wrzucać każde gówno, jakie mi się nawinie na klawiaturę, aby się poradzić, czy może lepiej tylko coś, co nie nadaje się wyłącznie do podtarcia dupy?

Pozdrawiam.

Duch - Co prawda zarzucają mi albo nadmiar patosu, albo niespójność z tematem, ale jako takie pojęcie mam. Kolega wyżej już chyba wymienił wszystko. Przede wszystkim te dialogi. Z początku, może i w cholerę przewidywalnie, ale nawet fajnie się czyta, a potem ta rozmowa to katorga. Trochę to się komponuje, jakby kiepscy aktorzy czytali z kartki swe kwestie.

Wtem , gdy słońce prawie zaszło a na niebie świecił już księżyc przed Victorem zaczął gromadzić się przezroczysty pył, który przybierał ludzką postać. A po chwili: Nagle pył przybrał postać człowieka...

Nie wygląda to najlepiej. Poza tym raczej ok.

Tak, wiem. Coś jak proteza myślowa. Rozumiem. A co do samych opisów, to kwestia gustu.

Fantastyki to tu nie ma. - Aj tam, aj tam. Po prostu przeczytałem kilka opowiadań z grupy "śmieszne" i stwierdziłem, że też wstawię tu jakiś pseudohumor. Poza tym, można sobie wyobrazić, że facet uchlał się krasnoludzkim spirytusem od Arivalda i już mamy fantasy :).

exturio - Co wy chcecie od opisów? U Tolkiena pełno takich wstawek. Ba, cały niemal Silmarillion jest złożony z opowiadań przepełnionych opisami przyrody, czy rozbudowanymi metaforami dot. otoczenia.

"a na jaki, tak z ciekawości? :) Z takim patosem? " - Będę pisał różnorakie mitologie, typu Biblia. Patos i wyobraźnię już mam, jeszcze tylko szerzenie nienawiści, plecenie głupot i tłumaczenie wszystkiego siłami wyższymi, a guru nowej religii będize jak się patrzy.

"Inside crystal mountain evil takes it form!"

KaelGorann - Kiedy nie było regularnej armii, korzystało się z każdej "pomocy", od dzieci i zwierząt począwszy. Poza tym, jak tam mi napisali o błędzie z ciężarem - chodziło o ciężar ciała. I kiedy wykonuje się paradę, to najpierw jest młynek, a potem piruet, bo bez młynka nie przyjmuje się impetu uderzenia. Akurat tak się na prawdę nie walczyło, ale dodałem te elementy, aby nie zrobić filozoficzno-historycznej pracy. Co do odpowiedzi, to faktycznie są mało konkretne, ale mniej więcej rozumiem o co chodzi. Przede wszystkim mniej Tolkiena, Piekary i Johna Frusciante. Trzeba mi wrócić do słuchania Death i czytania Lovecrafta, oczywiście, również bez przesady. A kunszt pisarski powinien zrodzić się sam.

Mimo wszystko dziękuję i pozdrawiam.

ocha - W końcu chociaż jeden konkret, co do wypowiedzi elfa. Chyba faktycznie zbyt dużo tu patosu w stylu wzniosłego jak cholera, aczkolwiek genialnego Silmarillionu. Postaram się unikać takich zabiegów i wezmę się za nie dopiero wówczas, jak osiągnę 30% pisarskiego warsztatu Johna. Ale to bardzo dobrze, że mam to obeznanie. W pewnym momencie gotów byłem nawet czerpać z Pana Tadeusza. A wówczas... wiadomo.

KaelGorann - Oj, Ty to wiesz, jak ludzi udobruchać. A tak na serio, to, jak wcześniej podkreślałem, sam widzę w tym opowiadaniu sporo błędów. Chciałem się tylko poradzić specjalistów co do konkretów, ale poza kilkoma cytatami i wytykaniem mi patosu nie otrzymałem żadnej przydatnej rady. Specjalnie rozczarowany Waszymi recenzjami nie jestem, choć sam styl uważam za nienajgorszy. Pisząc wcześniejsze komentarze, chciałem tu wywołać dyskusję, w której być może znalazłbym trochę rad co do dalszego pisania. Skoro już zgromadziłem wystarczające grono osób, chcę zapytać wprost: Co jest w tym opowiadaniu nie tak, pomijając oczywiste błędy techniczne i czy z takim stylem pisania mam jakiekolwiek szanse w tej dziedzinie, w której niedawno się zagłębiłem?

Tym razem piszę i pytam całkiem poważnie i oczekuję równie poważnych i konkretnych odpowiedzi.

Pozdrawiam.

Mimo swych ironii, na prawdę wziąłem sobie Wasze słowa do serca. Sam naliczyłem się tylu błędów, że mocno zdziwiło mnie pierwsze miejsce podczas Zimy Prozy. Nie Wasze komentarze i uwagi mnie jednak zdenerwowały, tylko to, jak wypadłem na tle innych, moim zdaniem gorszych prac. Wiem dobrze, że mam dość ciężki i nużący język, bo wychowałem się na mistrzu Tolkienie, któremu jednak do pięt nie dorastam. Ponadto fragment wypowiedzi Perevala zaczerpnąłem wprost od słów Bolesława Krzywoustego zapisanych w kronikach. No i do tego moje nadmiernie poetyckie środki stylistyczne. A to góównie dlatego, że często, a nawet bardoz często wzoruję się na muzyce. Ale samo opowiadanie, poza kilkoma znaczącymi błędami składniowymi, czy merytorycznymi, uważam za niezłe (nie znaczy jeszcze dobre). Co do nadmiernej poetyckości - kwestia gustu. Niemal każde moje opowiadanie jest zrobione strasznie emocjonalnie i opisowo. Najwidoczniej jednak już minęły te czasy.

Dziękuję i pozdrawiam.

Rowling szajsem się wybiła, Lewis też... Hah, już o Pilipiuku nie wspominając! Ale ja wiem, im wolno, są dorośli, oni to robią specjalnie i w ogóle, wolno im.

Stwierdziła, że tekst jest dobry. Swoją drogą wygrał konkurs powiatowy, ale to inna historia. A tak poza tym, to wdzięczny jestem waszym opiniom. One mnie wprost oświeciły. Jako debiut napiszę jakieś komercyjne gówno, a jak już się wybiję (i o ile moja łyżka będzie miała wystarczająco niewymawialne imię), to po wydaniu powieści już będę mógł spokojnie pisać własnym stylem, bo kto mi wtedy zabroni. Rowling szajsem się wybiła, Lewis też, więc i ja spróbuję :).

Pozdrawiam również.

Tak, tak. Wiem, że ta cała Grafomania, itd. Tylko to nie ma najmniejszego sensu. Ktoś napisze beznadziejny tekst specjalnie, ok. Inny tak zrobi, bo inaczej nie umie, ale wystarczy, że podpisze Grafomania i nagle staje się geniuszem, który wygrywa konkursy.

Wiem, jest sporo niedociągnięć. Tym bardziej, że to jest sklecone z dwóch moich starych opowiadań, które rozchodzą się fabułą. Pod naciskiem polonistki robiłem to na konkurs, a że czas gonił, to wyszło jak wyszło. Pierwsze koty za płoty. Teraz będzie tylko lepiej. Swoją drogą, jak patrze na opowiadania o krasnoludzie w karczmie, o jądrach ciemności, czy o kolesiu, który zabił widelcem iluś tam ludzi w gospodzie, to robi mi się niedobrze. Sam nie wiem, czy dzisiaj lepiej jest pisać własne przemyślenia z różnych dziedzin życia w realiach fantasy, czy może walić totalnie treść i robić jak "najoryginalniejsze" opowiadania, np. o łyżce, która pobiła krokodyla nożem. Oczywiście to nieusprawiedliwia mojego nikłego doświadczenia i nie wyrobionego warsztatu w pisaniu, ale w dzisiejszym świecie cholernie trudno zrobić coś dobrego. "Gdzie jeździec i koń się podziali?"

Trochę niezbyt pasuje ten czas teraźniejszy na początku. Ale ogólnie opowiadanie bardzo dobre. Z deka trąci Marksizmem i to jest w tym piękne. Nie jakieś pierdoły u dupie Maryny z samą fabułą i puste w środku, tylko prawdziwe problemy dzisiejszego świata. To się ceni.

Na początku jest sporo powtórzeń. Nie wiem, czy specjalnie, czy też nie, ale bacząc na dalsze błędy interpunkcyjne, sądzę, iż raczej to drugie. Na dodatek ten dialog, czyta się go, jakby w ogóle nie miał znaczenia dla treści opowiadania. Na samym początku za dużo szczegółów, a potem wręcz za duża dynamika. No i te rękawice zwinności - czysty erpeg.

Nowa Fantastyka