Profil użytkownika


komentarze: 74, w dziale opowiadań: 73, opowiadania: 31

Ostatnie sto komentarzy

Fraza: “pokaż nam swojego wielkiego cyborga” bynajmniej nie kojarzy mi się z robotami………..:P, a w połączeniu z profilowym zdjęciem Burka, wpadam wręcz w klimat bizarre…

 

W tekście brak mi interpunkcji (co to są dwie kropki i cztery kropki, bo chyba nie wielokropek). Treściowo interesująco, formalnie koszmar…

Dziękuję za poprawki.

 

Tak, Darion zabiera chłopca w wieku 13 lat, ale w poprzednim podrozdziale. W tym upływają już kolejne trzy ich wędrówki. Cała książka ulokowana jest nie na planecie Yarvin, ale na Ziemi, głównie w Krakowie w latach 1939–44 i 2025. Tylko pierwsze dwa rozdziały szkicowo prowadzają Feruna do fabuły (jego postać i tak do końca tomu pierwszego pozostanie mocno w tle całej historii), dlatego zdecydowałem się tylko na migawkowe podrozdziały. Drugi rozdział opisuje najważniejsze wydarzenia z dorosłego życia Feruna, a w trzecim (i tak już do końca T. I) fabuła przenosi się na Ziemię.

Tak, masz rację. Nie sposób połączyć treści rozdziałów, skoro są zamieszczane w takich odstępach czasowych.:)

 

O! Anet pisze. Czekałem na to. Przy takiej ilości komentarzy w stosunku do innych, wypada coś napisać, ale za krótko…

 

Nie jestem miłośnikiem takiej stylizacji językowej tekstu, ale formalnie widać zgrabne pióro…

Na końcu tunelu chciałbym znaleźć konkretniejszą fabułę. Wiem, że to fragment, ale we fragmencie też, a może zwłaszcza, autor powinien zadbać o scenariusz, żeby fragmentaryczność nie okazała się treściowych chaosem.

Masz w tym fragmencie 3673 znaki. To niewiele, a jeszcze coś powycinałaś – nie wycinaj…

Pytanie:

Jeśli poprawię tekst, a poprawki dotyczą dumpa, są więc dość rozległe, to mam po prostu podmienić go tutaj, czy wstawić całe opowiadanie na nowo?

Jasne. Autor powinien się bronić, tylko racjonalnie, bo kiedy broni się emocjonalnie, to wtedy tonie pośród nieemocjonalnego podejścia innych do jego tekstu…:)

 

A z drugiej strony nie ma sensu aż tak się przejmować zdaniem innych. Warto zawsze je jednak rozważyć i wyciągnąć z niego korzystną dla siebie esencję… Obiektywnie dla siebie, a nie żeby inni się cieszyli, że mieli rację:P

Dobrze, napiszcie coś więcej o tej interpunkcji niż enigmatycznie “niedomaga”, to poprawię:)

Oczywiście, że Ogrodnik – literówka.

Jak dla mnie, gdyby ta krótka opowieść była logiczna, miała klasyczny ciąg fabularny, straciłaby klimat opowieści pisanej przez na wpół dotleniony mózg w ciągu świadomości. To mój bardzo stary tekst (16 lat). Pisałem go, wspomagając poznanie rzeczywistości różnymi substancjami psychoaktywnymi, ale mam do niego dzięki temu niewycenialny sentyment.:P

 

Rozumiem, a raczej czuję tu fantastykę, IMHO. 

 

Zawsze wydawało mi się (może nieco prześmiewczo i cynicznie), że wędkarstwo to zajęcie dla tych mężczyzn, którzy już niewiele w życiu mogą sobie postawić, oczywiście prócz swoich wymyślnych wędek i spławików na brzegu zbiornika wodnego, przy którym spędzają całe godziny i dnie, mając dość kobiet, z którymi uprawiają kohabitację.:P A tu widzę jednak, że wędkarstwo to całkiem nietypowy sport.

Takie łowy lubię…

Ona jest z gwiazd, albo i nie jest, a może jej nie ma. Sam nie wiem. Może jest w szpitalu, a może u ogrodnika. Logika dwuwartościowa nie ma tu najmniejszego znaczenia. Jak to pisałem, mogłem mieć “inne” doświadczenie otoczenia…:P

Finklo, ale pośród tych milionów, te, które wymyśliłem są dla mnie najjedyńsze…:P , no i można na nich zagrać…

Nimrodzie, nie chciałem zbytnio marnować znaków na historię życia Konrada. Wolałem skupić się na akcji. Nie za bardzo podszedł mi też ten limit znaków. Opowiadania wolę pisać na 50 000. Tam można poszaleć.

W całej tej wykrzywionej perspektywie, prawdziwe, aż zanadto. Robi wrażenie na mnie…

Regulatorko – poprawione. A z “grawera” się uśmiałem:), bo sobie wyobraziłem tę sytuację…

PsychoFishu – też poprawione. Umowa między Albertem i Śmierciuchem jest dość kontrowersyjnej natury, przynajmniej dla samego Śmierciucha. Ale może jeszcze teraz nie wyjawiałbym tego krępującego sekretu pederasty i pana z ciemnej strony Księżyca…:)

Tak mi się przypomina, że kiedy byłem młodszy (chociaż dalej jestem młody), bardzo chciałem być jego fanem, ale teraz jakoś unikam czytania Jacka. Ciekawe czemu? Może moja psychika już chce czegoś przystępniejszego?

Fakt, Dukaj nie stosuje często blokowych infodumpów, ale wplata je w całostronicowe kwestie dialogowe.

W każdym razie, widzę, że strasznie się czepiliście tych dumpów, a właściwie niewielkiego dumpeczka:P

Po przeczytaniu też bym wrócił do tych słodko zadymionych miejsc. 

Czasami trochę powtórzeń, czasami nieco zbyt dużo zaimków, ale nic to, to tylko korektorskie detale, najważniejsze, że cel zrealizowany – sprawić, że ja jako czytelnik będę chciał wrócić. Sam w sobie wyobrażę sobie takie moje miejsce z przeszłości, równie zadymione, gdzie chciało się wracać. 

Lubię takie “męskie” pisanie, gdzie nie ma tandetnych, magicznych wróżek, ale za to jest chandlerowski  detektyw z krwi i kości. Bardzo mi się podobał ten tekst.

Rozumiem Cię doskonale. Sam tutaj tego nie robię zgodnie ze sztuką, bo mi się po prostu nie chce, nawet u siebie w Wordzie nie przestrzegam wszystkich zasad, bo też mi się nie chce:).

Straszne to niechciejstwo, chociaż składam teksty zawodowo. Dobrze, że chociaż w Indyku jeszcze mi się chce…

Tak to jest, że skład tekstu też wpływa na odbiór treści, a nawet rodzaj szeryfów w czcionce wpływa na szybkość odczytu liter, a to z kolei na łatwość bądź trudność przyswajania znaczenia, jakie nauczyliśmy się przypisywać konkretnym znakom graficznym:)

Forma składania tekstu zniechęca mnie niestety do czytania, chociaż sama treść, przyznaję, wciąga. Takie odsunięcia akapitowe nie mają żadnego typograficznego uzasadnienia, a we współczesnej sztuce składu publikacji są uznawane za pokaz braku umiejętności pracy ze szpaltą.

Nie chcę zwiększać szansy na siłę. Staram się pisać w ten sposób, w jaki lubię czytać. Chcę trafić do tych czytelników, którym to nie przeszkadza, a wręcz to lubią. Wiem, że tacy są, i nie jestem to tylko ja.

Mi osobiście to nie przeszkadza w literaturze, którą czytam (wręcz nawet cieszy), a książki Neala Stephensona, Gibsona, Penrose’a, czy też “naszego” Dukaja aż ociekają od definicji, analiz, relacji, dygresji naukowych, a nawet całych wzorów matematyczno-fizycznych do rozwiązania, bez czego nie ruszy się dalej z lekturą.

Dla mnie czytanie to nie tylko przyjemność i rozrywka (do tego nadają się bajeczki fantasy w stylu magia i zaklęty miecz), ale i ciężka praca intelektualna, po której czuje się satysfakcję, że rozwiązało się jakąś nierówność z wartością bezwzględną, udowodniło twierdzenie Talesa, albo opisało na nowo, w głowie, helisę DNA.

Nie, to nie tak. Najpierw dziewczyna była na łące, a dopiero później zabrało ją koło, a wróciła jako cybernetyczny duch, którego naturę w przedziwny sposób rozpoznawał kot.

Ale to nie ma znaczenia. Kot nie umie poskładać z tej historii do końca koherentnego ciągu zdarzeń, może więc było inaczej, np. tak, jak Ty napisałaś. Kot jest w wiecznym “teraz”, żyje momentalnie, bez przyszłości i historii w sensie ludzkim. Niech więc czytelnik poskłada te wydarzenia i wybierze jakiś scenariusz (zaproponowany przez Ninę pod koniec opowiadania). Koło wiecznych powrotów, jak u Seneki i Borgesa, i tak sprawi, że wszystko przetasuje się w kalejdoskopie wszechświata i wróci, podczas gdy Behemot, nie dotknięty piętnem strzałki czasu, będzie mógł ciągle leżeć na łące i słuchać jazgotu pustułki.

 

A literalnie odpowiadając na Twoje pytanie: Bonawentura ją zamordował i zostawił na łące (Nina była naukowcem, terapeutką). Behemot nie umiał tylko skojarzyć faktów. Docierały one do niego z opóźnieniem. Nina faktycznie była krewną szefa korporacji władającej ośrodkiem terapeutycznym w młynie, dlatego też została wykorzystana przez ową korporację Peltza do stworzenia humanoidalnego bota, żeby jeszcze raz prześledzić proces morderstwa. Jak to jednak bywa w metafizycznej futurologii, na jej drodze stanął wspomagany technologią kot (wraz z magicznym kołem), który potrafił zobaczyć w niej nową formę cyfrowego ducha. Guziki to wyciek energetyczny spomiędzy superstrun, które budują ten wymiar rzeczywistości, w której dzieje się opowiadanie.

Większość poprawek uwzględniłem. 

 

Ataki neptyczne to stany poza percepcją rzeczywistości, taki częściowy autyzm, głęboka melancholia, ale jednak wciąż nie katatonia.

Taki był plan, kot jest mieszaniną wysublimowanego narratora literackiego i ulegającego instynktom ulicznym, wspomaganego technologią, niestabilnego emocjonalnie zwierzęcia. Zależy o czym mówi. O seksie mówi ostrzej, ponieważ sam nie może go uprawiać. Generalnie, kiedy mówi o relacjach swojego pana, jego język się zmienia – nastawia się w stosunku do niego w gotowości do ataku, ale i nieokreślonej słabości psychicznej, stadnego przyporządkowania – to chciałem podkreślić. Jest zawistny, ale nie umie być do końca ludzki.

A przecinkom niech się przyglądają korektorzy, bo ja już nie mogę:P:P W ogóle już nie mogę patrzeć na ten tekst. Przeczytałem go ponad dwadzieścia razy i więcej odmawiam…

Poza tym, co ja poradzę, lubię  mocno pisać o seksie –  ot takie upodobanie osobiste. Gdzieś w głowie wciąż pobrzękuje głos być jak Charles Bukowski, albo Philip Roth, czyli ci pisarze, których niezwykle poważam za wyuzdany język i łączenie go z niebywale literackimi opisami.

Myślałem, nawet próbowałem, ale ostatecznie burzyło mi to dalszy rytm opowieści.

Traktuję ten tekst jako szablon, początek – moim zdaniem to dopiero podstawa do zbudowania fabuły. Istoty to ciekawy temat – nawet jeśli będą dosłownie “istotowe”. Teraz niewiele rozumiem. 

Kiedyś pisałem wiersze. Wypłodziłem ich chyba z 300, ale teraz mam wyjątkowy wstręt do poezji, nawet jej czytania. Ale ten krótki wiersz mnie rozbawił. Dobre. Nawet rymowania jakoś znoszę, może dlatego, że nie są takie oczywiste.

Uśmiechnąłem się, kiedy czytałem. Wciąż mam w głowie myśl o nagrodzie, ale nie w lesie, lecz od Prezesa:). I tę całą tęczę kolorów, niemal warszawską tęczę równości…

W tym wypadku nie ma dla mnie różnicy – cela mnisia to cela więzienna.

Dziękuję za poprawki. Zastosowałem się, klnąc w duszy na swoją autorską ślepotę. Zmieniłem niektóre zdania, usunąłem zaimki. Mam nadzieję, że teraz się nada.

 

Moje upodobanie do fantastyki politycznej, społecznej i filozoficznej dość mocno ogranicza krąg czytelników, ale wiem, że gdzieś są tacy:) A może jestem w błędzie, może jest ich całkiem sporo?

 

Lipo to okno w celi, chociaż w więziennym slangu mówi się też, że lipo to oko. Spotkałem się też z definicją, że lipo to limo, czyli podbite oko.

Też się zastanawiam na sensem zamieszczania fragmentów. ale jest taka opcja, więc eksperymentalnie dodałem. Może powinno się ją zlikwidować, skoro to mylenie czytelnika?

Bardzo dziękuję za uwagi. Takich szczegółów bym sam nie dostrzegł.

 

Faktycznie, wyrwanie z kontekstu rozdziału (i to niepełnego) jest silne. Żeby zrozumieć ich rozmowę, trzeba przeczytać trochę stron poprzedzającego ją tekstu. A co do fantastyczności,  to wcale nie musi ona wyciekać z każdego opisu, rozmowy, całego tła tekstu. Może być ideą, jakąś koncepcją. Dialogi nie muszą być pełne laserów, mutacji i tym podobnych odniesień. W literaturze s-f już dawno osiągnięty został ten poziom nasycenia tym podobnymi wymysłami, że zaczyna się to robić mało odkrywcze, a bardziej infantylne, bo i tak większość autorów nie ma na tyle genialnej wiedzy naukowej, żeby wymyślić coś, czego aktualna technologia nie miałaby chociażby w ideowych planach. Mnie osobiście bardziej pociąga fantastyka społeczna, psychologiczna i seksualna z magicznym wątkiem, lecz w drugim, a nawet trzecim planie, gdzie mogą znaleźć się (w bardzo kontrolowanym zakresie) owe mutacje, obcy, inne wymiary, genotypy, magiczne kostury i tym podobne rekwizyty fantastyczne. To też fantastyka.

 

Z tym brakiem fantastyczności nie zgadzam się do końca, bo chociażby ten fragment daje do zrozumienia, źe oczekiwany przez Flockbergera gość jest kimś więcej niż tylko człowiekiem:

 

“Z początku nie umiał poskładać tak wielu, niekiedy wzajemnie znoszących się, szczegółów w zwięzłą całość. Każdy może nie mieć rodziny, żadnych kochanek, ani kochanków. Każdemu może czasem przylepić się łyżeczka do palców, albo policzka, każdy może niekiedy zniknąć na parę dni, i wreszcie każdy ma prawo, chociaż raz w życiu do spowodowania samą swoją obecnością spięcia na liniach wysokiego napięcia i sfajczenia na kryształowy popiół transformatora mocy w pobliskiej elektrowni. To są prawa wolnego człowieka, a owa wolność, która nimi rządzi, nie ma żadnej racjonalnej granicy.

Fioletowy Czub z pewnością był w stanie zrozumieć o wiele więcej niewyjaśnionych okoliczności, niż przeciętny człowiek. Jego racjonalna tolerancja wykraczała daleko poza dwuwartościową logikę rządzącą dozwolonym ewolucyjnie dla człowieka poznaniem rzeczywistości, lecz w przypadku Konrada Drache tych dziwnych zdarzeń było kategorycznie zbyt wiele nawet dla fantasmagorycznej osobowości Flockbergera. „Sprawa Smoczego Akolity” nierozwiązana. – taką notatkę zapisał w swoim dzienniku tuż po wyjeździe Konrada do Polski. Jeszcze przez pierwsze lata rozłąki utrzymywali ze sobą sporadyczny kontakt listowny, ale stopniowo i on wygasł, głównie ze względów bezpieczeństwa, ale również z powodu narastającej oschłości listów Konrada. Nigdy nie był wylewny – myślał wtedy Flockberger – ale żeby napisać w jednym liście na pół roku dwa punkty: 1. Wszystko dobrze. 2. Nie mam czasu na zbyt częstą korespondencję? Flockberger tego nie rozumiał. Spodziewał się wkrótce tzw. sinusoidalnego rzutu emocjonalnego u pozostawionego na uboczu agenta. Albo przetrwa, albo się powiesi. Jeśli przeżyje i jest kimś więcej niż tylko człowiekiem, to wróci do kryjówki, chociaż mu zabroniłem. Nikt prócz mnie go nie zrozumie. On desperacko potrzebuje, żeby ktoś go zrozumiał – napisał w dzienniku Flockberger”.

 

Tak, Wiktor miał lód na oczach, a to z powodu niecodziennych własności jego organizmu – wyjaśnienie tego jest trochę wcześniej w tekście.

 

Dam wkrótce nieco inny fragment, znacznie bardziej fantastyczny.

 

Znajdą się, znajdą. Jest w tym tekście coś, co wręcz uwodzi moją psychikę – niektórzy pewnie stwierdzą, że patetyczny, przegadany i sztucznie stylizowany przemocą – zmieńmy podejście – co autor chciał przekazać “pod progiem”, to mnie ciekawi. Może ta emfaza ma uzasadnienie w emocjach człowieka, który to pisze – jeśli tak, to warto zatrzymać sie nad tym tekstem na dłużej, o ile nie nad samym autorem…

 

 Na marginesie:

 

tekst do przeglądnięcia korektorskiego – brak spacji nie tylko po myślnikach.

 

 Dzisiaj zabiłem kota. – Nienawidzę tego zdania i w ogóle całego akapitu. Budzi we mnie obrzydzenie ogołacanie zwierzęcia z wibrysów (kot nie posiada wąsów), rzucanie nim, powolne mordowanie. Żeby tak pisać, trzeba być nieźle walniętym – i to mi się podoba, jednocześnie mnie wręcz podnieca intelektualnie. Przypomina mi ono  (to zdanie) styl Alberta Camusa.

 

Na minus – emotikony w tekście – nie cierpię

 

 Kiedy zasypiałem, może już we śnie, słyszałem teraz już wyraźny płacz. Rozpaczliwy lament nad własną samotnością. – trochę takie zdania wydają mi się pretensjonalne. Jest parę takich momentów w tekście, gdzie aż za dużo sieje się lamentu w mrocznej ciemności duszy…

 

Zastanowiłbym się nad tytułem – Szuflada snówmam wrażenie, i czuję wypowiadając na głos tytuł, że najpierw jest “Sz”, a później znowu “s”. Ergonomia użycia mojego języka cierpi ze względu na te 2 “s”. To szczegół, moja osobista kompulsja, ale aliteracja to też nie jest…

 

Generalnie, sądzę, że zmniejszenie dawki opisów własnego nieszczęścia podziała tylko korzystnie na całość tekstu, a szczególnie na jego rytm. Można pisać o przemocy, ale z oddalenia, zimniej, wtedy z większą dawką złowrogich lęków działa się na widza (czytelnika) – autor nie powinien ciągle beczeć…

 

Pozdrawiam Autora:)

 

 

 

 

 

Mają przeżyć tylko CI, którzy są w stanie coś zmienić – w sumie amerykański szczęśliwy koniec.

Adamie, tak, tak, wiem, w wielu miejscach zapominam tu o przecinku – poprawione, a o treść nie pytam nigdy, bo to bardzo zindywidualizowana kwestia:)

IMHO, od fantastyki oczekuję trochę bogatszej kreacji świata, tylko i może aż tyle. 

Pewnie gdybyś napisała, że rybka jest na innej planecie, inaczej był sie ustosunkował do całego tekstu – no cóż, taki typ jestem:)

…to już kwestia gustu, wyłącznie mojego, uwiera i tyle  – bez podania obiektywnej wykładni.

Ale w sumie nie za bardzo lubię sie tak doktoryzować. Az takie szczegóły nie powinny mieć znaczenia w wyrażaniu własnego zdania o tekście, no chyba, że redaguje się książkę w komercyjnym obrocie wydawniczym…

jeśli już tak sie doktoryzujemy, to moim skromnym zdaniem “speca od interpunkcji”, przecinka przed pieprznikiem stawiać nie ma konieczności, no chyba że komuś oddechu braknie, natomiast przeczytajcie to zdanie na głos –  i ile jest tam wyrazów na “p”.

 

“We Wiosce Smurfów zapanował pieprznik dalece przekraczający bałagan podczas pożaruprzybytku Hogaty”.

i tak:

 

albo to zabieg zamierzony – rytmiczny, albo niedopatrzenie…, albo jeszcze coś, czego nie ogarniam…

Mit upadł – pijane Smurfy, Gargamel w dźinsach, tylko ofiara z Klakiera należycie złożona – jak zwykle zresztą.

Grzyby działają – ciekawe czy sama pędzisz:)

Jestem kociarzem – to tak na marginesie:P

 

PS. Niektóre sposoby wyrażania myśli trochę mnie uwierają, ale nie na tyle, żebym cytował, no, może jeden najboleśniejszy dla mnie cytacik…

 

“Gargamel skoczył do siebie, po kilku minutach wrócił z naręczem tektury. Smurfy, przy wydatnej pomocy Krawca, wkrótce stworzyły kontury spalonych domków”. – trochę mi się to w głowie rymuje i przez to nie pasuje:)

Dziękuję. Dobry redaktor dla autora to przydatne narzędzie, wręcz konieczne, żeby napisać coś formalnie dobrego:)

Haha, z “pukania” się uśmiałem…

Z interpunkcją to sobie nawet w ogóle nie obiecuję poprawy – od lat cierpię na biegunkę przecinków. Znam zasady, ale własne teksty to jakaś inna rzeczywistość:P

Poprawiłem przykłady, a co do wołaczy, to poproszę o cytat, bo się sam domyślić nie umiem:P

A co do świata, może i jest “paskudny”, ale nawet w takim da się żyć i coś zmienić, nawet w pozornie beznadziejnej i patologicznej sytuacji…

 

Zastanawiam się jakiej płci jest autor i ile ma lat? I bardzo chciałbym wiedzieć, co by się stało. Może to dobry materiał na opowiedzenie tej historii z perspektywy tego Pana z “laską”?

A dlatego pytam o płeć, ponieważ opowiadanie wydaje mi się językowo delikatne, i niezbyt często, przynajmniej mi, zdarza sie czytać opowieść o kobiecie, pisaną przez faceta. Ta transpłciowość mnie intryguje…

A dlatego pytam o wiek, bo ci studenci, alkohol, gdzieś w tle niewinność jeszcze bez życiowego zdeprawowania…

Całość odbieram pozytywnie.

 

Nowa Fantastyka