Profil użytkownika


komentarze: 26, w dziale opowiadań: 26, opowiadania: 21

Ostatnie sto komentarzy

Krótkie to. Ot, podstawka pod jakiś tekst... ale tego drugiego troszkę nie widać :/

Mrok, wyłapałam jeszcze: "postrzępiony zygzak postrzępionej błyskawicy "

Heh, brak czasu to rozumiem. Jestem na działalności gospodarczej - każdego dnia 7 do 12 godzin z życia, siedem dni w tygodniu. W moim przypadku to trzy otwarte powieści plus niezliczone stadko nie zapointowanych należycie opowiadań. Z niecierpliwością czekam na emeryturę :P Taaa, to bywa frustrujące. I rzeczywiście, ja także "budzę się" wieczorami. Przed snem, czy pod prysznicem.

Gdybyś kiedyś potrzebował, by ktoś Ci po prostu sprawdził tekst merytorycznie, gramatycznie, ortograficznie... to wiesz, właśnie masz ochotnika :)

Co do projektu... warty dalszej obróbki. Fragment trochę krótki, by wydać rzetelną opinię, niemniej dywagacje o społecznym maraźmie i próbach jego przekroczenia... wdzięczny temat.

 

Podoba mi się twój styl,tak wyrazisty i emocjonalny. Podoba mi się pomysł i jego realizacja. No i podoba mi się, że nie boisz się ocierać o cielesność i podejmujesz te tematy absolutnie bez kompleksów. Jesteś dobry. Cholernie.

Kompletne i świetne!

Pod każdym względem dobre. Pozostaje pogratulować!

del Mirjarz - chcę wierzyć, że masz najwyżej dwanaście lat. Jeśli tak, to mogę ocenić ten fragment jako nawet niezły i pozytywnie rokujący na przyszłość. Jeśli jesteś starszy, to wybacz, ale ten tekst to koszmar.

Poprawne, ale nie podoba mi się. Zbyt szybko staje się oczywiste, że chodzi o Boga i jego świtę, a miało być to najwyraźniej pointą.

Dlaczego właśnie te postaci, a nie inne? Fabuła nie uprawnia do posiłku z "ojcem" bardziej Michała niż Uriela. Niby czekają na Gabriela, a równie dobrze mogliby na Rafaela. Archaniołowie mieszają się z postaciami ludzkimi (Piotr i Adam... hmm, a czemu nie Mojżesz i Hiob?). Brakuje mi powiązań.

Poza zwykle jestem przeciwko antropomorfizacji wszelakich bóstw.

"Poranna kobieta"? A co to takiego?

A pozycja "homo sapiens"? "Homo sapiens" to człowiek rozumny, a nie człowiek wyprostowany, jeśli do tego zmierzałeś (wyprostowany to erectus) i wprawdzie pionowa pozycja ciała jest niezbędną cechą gatunkową sapiensa, to dla mnie ta metafora w zaprezentowanym kontekście brzmi koślawo.

Nie widzę też wyjaśnienia zmiany nastawienia kobiety. Domyślam się, ale nie widzę tego w tekście.

Szczerze mówiąc, Mroku, jest to najsłabsze, co dotąd zaprezentowałeś.

Przyjemnie się czyta, uśmiech wywołuje, ale brak w tym iskry. Temat pasuje bardziej na zjadliwy felieton niż opowiadanie fantasy. Poza tym raczej odradzam Ci trzymanie się tej konwencji: jest mało uniwersalna i nieczytelna poza kontekstem polskiego podwórka i to wyłącznie w chwili obecnej.

No i jeszcze... choć bardzo Cię lubię, to i tak wypomnę: błędów jest zdecydowanie zbyt wiele.

Myślę, że ma potencjał na przerobienie. Na pewno odrzuca deklaracja samobójstwa już w pierwszym akapicie, zawiało wręcz klimatem emo :/
Moim zdaniem dobrze byłoby przemienić bohaterkę z postaci biernej w aktywną. Zamiast samobójczyni z ułożonym planem zejścia ciekawiej prezentowałaby się "wojowniczka", której nagle zawalasz na głowę cały świat. Taką postać można doprowadzić dokładnie do tego samego punktu, ale akcją. Przypuśmy, że Justyna to twarda klasa, która zamiast jęczeć, hm, że np. współpracowniczka przedstawia jej projekt jako własny, bierze szefową na stronę i nawet nie zająkawszy się o przekręcie tamtej rozwija wizję zupełnie nowej kampanii. Rzecz w tym, że utrata z oczu tego bieżącego zadania wiąże się ze stratą szansy na dodatkowe pieniądze w najbliższym czasie. A pieniędzy Justyna bardzo potrzebuje, bo raz, że właścicielka mieszkania, które dziewczyna wynajmuje, drastycznie podniosła czynsz; dwa - ledwie wczoraj Justyna śpiesząc się (no jak się wszystko wali, to czasu przecie mało) wpadła w radar drogówce i dołączył się mandat do zapłacenia (jest zbyt porządna, by kombinować i nie płacić ); a przecież jeszcze spłaca raty za samochód jakby nie było.
Tego wszystkiego wcale nie trzeba przedstawiać jakoś szczegółowo, ot szybki zarys, pokazujący, że nagle dzieje się znacznie więcej niż zwykle, terminy gonią, czas nagli. A na koniec jeszcze ten cholerny Marcin, z którym ona sama nie bardzo wie, co zrobić. Zadzwonił do niej i powiedział, że ma tydzień na podjęcie decyzji, czy płynie w rejs z bratem. Brat Marcina jest marynarzem i może załatwić mu fuchę na okrętowej kuchni. No i rejs trwałby powiedzmy... siedem miesięcy. Więc co ona na to? Oczywiście Justyna nie wie, że propozycja brata jest dla Marcina tak kusząca, bo łudzi się on, że uda mu się uciec od nękającego go pewnego metafizycznego gościa...
I tak pojawia się powód by zjawić się w ten konkretny wieczór w mieszkaniu Marcina. Lahasz nie ujawnia się od razu, a Justyna jest nazbyt rozkojarzona by zwrócić uwagę na szczegóły takie jak bałagan, czy pierze. No....
*rumieni się subtelnie*
... ja bym tu wrzuciła przejście z gorącej kłótni w scenę dzikiego nieokiełznanego seksu... ale... to przecież nie jest koniecznie ;) *zaprzecza, że powiedziała to na głos*
Justysia budzi się w nocy, drepcze sobie do łazienki i... nagle otwierają się jej oczy. Dopiero wówczas widzi jak, w czasie gdy ona była pochłonięta walką o rzeczy materialnie, pogarszał się stan psychiczny Marcina. Półeczkę w łazience zapełniają różnej maści leki, hmm, niby różnej maści, ale z zakresu od bezseności i uspokajaczy po antydepresanty. Choć Justyna nigdy nie była typem samobójcy, przyglądając się z fascynacją rządkowi, który stoi przed nią, kompletnie nie myśląc o tym, co robi, po prostu sięga po buteleczkę... i tu należy wpisać sobie metafizykę, a sposobów jest naprawdę wiele ;)
Tzn, to jedynie skreślony na szybko przykładowy plan, bynajmniej nie próbuję Ci sugerować jakiegobądź toku twojej historii, a jedynie podpowiedzieć: niech ta dziewczyna... no... niech ona MA JAJA! Tak by się chciało o niej czytać.

*przegląda wypowiedzi* *czyni treściwe: "hmmmm"*

Obiecuję śledzić twą twórczość i kolejnym komentarzem nie wychodzić poza zakres: "słiiiit, najs! tak trzymaj". Możesz kłócić się z komentatorami nieprzychylnie nastawionymi, twoje prawo. Możesz też pomyśleć skąd owa nieprzychylność się bierze. Praca albo tępy upór w trwaniu w słabiźnie. Wybór należy do Ciebie.

Pomysł nawet dobry, ale całość niedopracowana. Potrafisz pisać, tylko odnoszę wrażenie, że robisz to trochę "za szybko". Jakbyś bał się poprawkami zniszczyć to, co dotąd skonstruowałeś.

Wyliczenie wieku kierowców wydaje mi się dla fabuły zbędne. Odnotowanie, że w zasadzie 100% kierowców na podobnej trasie łamie przepisy i gna na złamanie karku (sic!) to spore uproszczenie. Oparcie fotela to zagłówek, nie nagłówek. No i opisy samych wypadków jakoś nie przekonują. Nawet przy tych prędkościach niekoniecznie każdy kierowca musi skręcić kark. No i może Cię to zdziwi, ale czterdziestolatek to jeszcze nie matuzalem, serce nie wyłącza mu się się jak za naciśnięciem czerwonego guzika. Zresztą ustanie akcji serca niesie jeszcze za sobą pewne fizjologiczne konsekwencje. Aha! Zgon określa śmierć mózgu, nie zatrzymanie serca ;)

Ale humor, tempo akcji, pomysł - podoba mi się.

@mag8889 - szczerze mówiąc niecierpię frazy "zostawiam miejsce dla wyobraźni czytelników". Toż wystarczy wpisać: "tytuł" i "treść", a resztę zostawić... ekhem, wyobraźni czytelnika. Wybacz, dla mnie to zdanie, to sygnał słabości autora. To twoje opowiadanie, to Ty masz moc, to Ty masz nam pokazać dokąd prowadzi twoja historia, autorytywne! Masz nas, czytelników, wodzić za nos ;)

Spełniłeś marzenie mojego dzieciństwa ;) no.... przygrzałabym jeszcze kangurzycy.

Kapitalne!

"Śnieżna bryza owiewała moją postać" - to nie brzmi dobrze. Niby to relacja pierwszoosobowa, a kto z nas mówi o sobie: "moja postać"?

"czystość i absolutny brak koncepcji" - to chyba sprzeczność? Koleś bodaj czuje się nieziemsko, jak nie mógłby się poczuć w żadnym innym miejscu na ziemi, zaś "brak koncepcji" to raczej coś negatywnego. Tobie raczej chodzi o pewien rodzaj wolności związany z brakiem zobowiązań, powikłań, uwikłań, uwolnienia z pęt cywilizacji. Wyzwolenia? choć chwilowego. Chyba...

Krotkie to... nie wiem, czy to wstęp, czy szkic.

Nie podoba mi się przedstawienie miejsca pracy Kaśki. Jej subiektywny odbiór tego środowiska może zawierać takie frazy jak "babska", czy "kwoki", lecz u Ciebie wygląda to tak, jakby świat przedstawiał niezależny (no właśnie) obserwator. Gdyby zostało to pokazane na zasadzie: „Kaśka czuła ciężar niby współczujących spojrzeń zawistnych rywalek. Nie miała złudzeń, że kwoki obrabiają jej tyłek, gdy tylko zniknie z pola widzenia” (a więc pokazanie jej punktu widzenia, jako jej opinii), podobałoby mi się bardziej. Zmierzam do tego, że wprawdzie JA mogę postrzegać konkurentkę jako "zołzę", ale nie oznacza to, że będzie ona zołzą w oczach całego świata.

Nie podoba mi się personifikacja zimy (celowo rezygnuję z wielkiej litery). Takich chwytów widziałam już zbyt wiele. „Pani” zima mnie rozczarowuje. Nie chcę, by była osobą troszkę tylko w swej formie odmienną od człowieka. Mam niechęć do takich przedstawień. Jeden jedyny raz w sposób bardziej niż przyzwoity coś podobnego zrobił Pratchett w "Zimistrzu", ale chyba się zgodzisz ze stwierdzeniem, że to niedościgniony wzór. Zresztą zabieg ten Pratchettowi posłużył w zupełnie innym celu.

Nie miałabym nic przeciwko, gdyby za „Panią” zimą nie podążyła „Pani”wiosna, „Pan” Jesion, czy cokolwiek pokrewnego. W dobie postmodernizmu (neomodernizmu, postneomodernizmu, neopostneo... eee, za teoretykami nie nadążę) światopoglądowego wszelki animizm niestety trąci naiwnością.

Nie podoba mi się brak konsekwencji. Niby zima nic nie czuje... niemniej jednak całkiem sporo. Brakuje mi jakiegoś przejścia-obudzenia, czy też zaszczepienia Pani zime uczuć. Przejścia, które byłoby jasno wskazane, a nie stanowiło jedynie nieprzekazaną intuicją autora (bo wiem, że zaraz zripostujesz, że przejściem jest napotkanie Kaśki, a ja na to: nie zostało to wystarczająco jasno wyrażone).

Podoba mi się za to język... wykluczając kilka niezręcznych metafor ("liście przestaną leniwie dyndać" - hm, to co zaczną robić w zamian? "ptak zatrzyma się w pół drogi" )

Nie podoba mi się motywacja Kaśki, osobiście w życiu nie uganiałabym się po drzewach za czymś, co wzięłabym za kolczyk... choć gdyby jaka moc wlała mi w łeptynę przekonanie, że wykonany jest, bo ja wiem, z diamentu, a tak jak Kaśce marzyłoby mi się, by móc nigdy więcej w życiu nie pracować... może, no może i wtedy zmieniłoby się moje podejście. Niemniej jak dla mnie jej motywację wypadałoby wzmocnić.

Nie podoba mi "bardzo szybko postępująca era lodowcowa", a chwilę później głos eksperta twierdzący, że owa "tylko anomalia" na pewno zacznie się lada moment cofać. Czy zatem „era” to tutaj nie nazbyt wielkie słowo?

Nie podoba mi się sposób wprowadzania w akcję rodziców Kaśki.

Stylistyka dobra, ogólny odbiór - raczej średni. To, co najcenniejsze - język, precyzyjny i przemyślany dobór słownictwa, rzeczywiście przykuwający uwagę.

Naprawdę przyjemna lektura. Kilka drobnych błędów w rodzaju "wogóle" zamiast "w ogóle", przyczepiłabym się jeszcze do tego, że po wyjściu aspiranta z szafy nie jest gramatycznie oczywiste, kto wypowiada kwestię "wracaj do pracy", brakuje mi tam odpowiedniego komentarza.
Fajny pomysł, realizacja wręcz brawurowa. Świetne.

Dobre. U mnie przywołuje wspomnienie telepatów z "Czarnych oceanów" Dukaja ;)

Napisałeś - "ma pięć lat [..] druga próba pisarska", więc nie widzę sensu szukać ewentualnych szczegółów do czepiania. Zarysowałeś intrygujący klimat, pozostaje pogratulować.

Co do Boga, heh, każdemu, co kto lubi, osobiście też wolałabym, żeby zabrakło tego odniesienia.

Errrr, wyłamię się - nie podoba mi się. To, iż niewiele ten tekst ma wspólnego z opowiadaniem nawet mogę ścierpieć. Temat też niczego sobie, lecz już jego opracowanie, niestety zbyt proste i mało porywcze. Nieskończoność i jednostkowość, policzalność i absolut, po prostu piękne spektrum do dywagacji, ale nie wystarczy wyliczyć możliwych "podejść do swego absolutu pojedynczych dusz (?!)". Jak się ma jednostkowość owej duszy, o ktorej piszesz do absolutu, w którym funkcjonuje? Jak niebyt ma się do bytu? U Ciebie są to dwa odrębne twory, które po prostu zdają się być czymś troszeczkę większym "od czegoś największego, co możemy spotkać w życiu" (ciekawe, czy to zdanie komuś z czymś się skojarzy ;) ), a to jeszcze nie Nieskończoność. No właśnie, nieskończoność... "Było ich tak wiele, że stały się nieskończonością" - po prostu muszę fuknąć na to zdanie i całe przedstawienie sprawy. Tam, gdzie już wkracza nieskończoność, tam nagle brakuje miejsca na policzalność i tego mi u Ciebie zabrakło. Owo "było ich tak wiele" wciąż sugeruje, że mogłoby być więcej, a skoro by mogło, a nie jest, to znak, że jednak nie mamy do czynienia z nieskończonością w sensie Absolutu. Nieskończony-Absolut to ten stan, gdzie wszystko jest jednym i jedno jest wszystkim, poza którym nie ma Niczego. Tak z kolei pojawia się nam pięknie miejsce na rozważania o pustce i Niebycie. Powtórzę się - nie ma "ich nieskończonej liczby", albo jest ich nieskończenie wiele (wówczas nic tak naprawdę nie powinno ubywać, czy przybywać), albo jest ich nadzwyczaj duże skupisko, ale nadal mogłoby być więcej/mniej.

Przed pracą nad takim tematem warto poczytać neoplatoników i Kartezjusza, a dopiero potem ruszać w tę przestrzeń. Na zaprezentowanym poziomie, tekst nie wzbudza mojego zaufania.

Uniz - uściślę, by nie zostać źle zrozumianą - nie napisałam, że "zwięzła forma przekreśla opowiadanie", ani nawet, że "opowiadanie (cokolwiek) przekreśla", a jedynie, że tkwi w nim błąd (kanapka), który przekreśla sens całości. Jak łatwo się domyślić, naprawienie błędu ratuje resztę.
Ok, akceptując twoją tezę, że tylko Hermit porusza się znacznie szybciej, a wszystko inne nie (więc czemu porusza się szybciej właśnie w windzie, a nie w Central Parku?), brakuje mi odpowiedzi na pytanie dlaczego właśnie Hermit porusza się szybciej, a to, co mu towarzyszy już nie. Uniz, nie wolno takich rzeczy pozostawiać w domyśle. Wyjaśnienie takiego zjawiska to oczywiście spora trudność... ale niestety należy do podstawowego obowiązku opowiadającego. Zainteresowanie czytelników niestety opada, gdy znajdują problem i nie widzą jego rozwiązania... To po co było stawiać problem?
Nie widzę potrzeby czynienia opisów przyrody... ale jeśli to widok Hudson natchnął bohatera, to już chcę wiedzieć dlaczego.
Generalnie przepraszam, że najwyraźniej nie potrafiłam przekazać Ci swoich uwag tak, byś nie uznał ich za atak. Pomysł uważam za dobry, ale wciąż niedokończony.

Pisane ze swadą, świetnym tempem, lekkie od pierwszych zdań do wieńczącej kropki. Wyjątkowo przyjemna lektura.

Zequ - pierwszą regułą, którą łamiesz, absolutnie bez przyczyny, czy uspraiedliwienia, to niezachowanie jedności czasowej: "Mike ma 20 lat i leżał na łóżku myśląc". To zdanie nie ma prawa tak brzmieć. Zwykle pomaga przczytanie tekstu na głos, by wyłapać podobne błędy. Zresztą kilkanaście póżniejszych zdań łącznie z tym tworzą nieszczególnie ciekawe kalendarium życia - "miał 13 lat, gdy", "w wieku 10 lat zdarzyło się.." i tak dalej. Suche podawanie faktów nuży. Dialog jako seria wymienianych ciągiem zdań... też nie przekonuje. Może w trakcie rozmowy ktoś by się zafrasował, otarł pot, kuźwa, niech choćby beknie, byle coś się działo. U Ciebie troszkę tego za mało.
Zdecydowanie za to zbyt mocno zżyłeś się z czasownikiem "być". Przeczytaj swój tekst raz jeszcze, co chwila ktoś/coś jest, było, czy będzie - to brzmi jak wyliczanka.
"Twój byt jest nudny", piszesz, a ja Ci na to - bzdura! Po pierwsze zapoznaj się ze znaczeniem terminu byt, a zauważysz, że wcale nie tego słowa chciałeś użyć. "Twój byt jest nudny"... a czy nie więcej wyrazisz pisząc: "twoja dotychczasowa wegetacja to ciąg jałowych, płytkich zdarzeń, absolutnie wypranych ze znaczeń, zestawionych bezpłciowo, beznamiętnie, bezsensownie, strata czasu."
Sięgaj do metafor, szukaj synonimów i bij się po łapkach za każdym razem, gdy użyjesz nieszczęsnego "być".
Kończę się wymądrzać, mam nadzieję, że uwierzysz w moją dobrą wolę i w to, że dobrze Ci życzę ;)

Błyskotliwy pomysł to połowa sukcesu, na drugą składa się jego zrealizowanie. Tekst zdecydowanie za krótki, ledwie zarysowuje historię.
Początek brzmi dobrze, dość dobrze, ale... jeśli wspominasz o konkretach takich jak usytuowanie miejsca akcji i wskazujesz, że dla bohatera ma ono szczególne znaczenie, to musisz konsekwentnie rozwinąć ten tok. Wyjaśnienie, że "widok płynących statków uspakaja bohatera" to za mało, wcale nie wyjaśnia dlaczego tenże człowiek chce mieszkać właśnie na Manhattanie, konkretnie w najwyższym budynku i patrzeć na rzekę Hudson (tylko Hudson! nie inną). Sugerujesz, że te elementy coś znaczą, a następnie je przemilczasz. Najwięcej tracisz na tym zabiegu sam, nie dostrzegając jak duże stanowiło to spektrum dla ukazania innej perspektywy opowieści.
Samo zakrzywienie czasoprzestrzeni... nie podoba mi się sposób prezentacji. Mamy awarię, w windzie najwyraźniej czas płynął wolniej, bohater zdążył się zestarzeć i zemrzeć... ale kanapki, na jasny gwint, zachowały świeżość! Litości! Taki błąd niestety dyskwalifikuje. Świat opowieści niekoniecznie musi zachować wierność względem fizyki rzeczywistości, niestety musi zachować przynajmniej  spójność w swojej własnej ramie.
Popracowałabym nad tym pomysłem jeszcze. Warto dodać bohaterom wyrazistości, charakteru, "podrasować" dialogi, tchnąć (wbrew zakończeniu) trochę iskry... życia ;)

Nowa Fantastyka