Profil użytkownika


komentarze: 36, w dziale opowiadań: 36, opowiadania: 13

Ostatnie sto komentarzy

Dziś rano obudziłem się z całkiem innym zamysłem na “ekspresowe dożywocie”, ale uznałem, że dla odmiany spróbuję “space opery” ;-) Właściwie nie jestem na bieżąco z klasyką, nie zapoznałem się z poprzednimi 128 702 wersjami, więc tylko przyjmuję do wiadomości, że temat ograny. Ograniczenia wynikające z konwencji drabble, niejako wymuszają odwołania do istniejących już motywów. Dzięki za komentarze. :-) 

Sokalu, opublikowany tu “Opiekun”, pod względem konwencji, jest najbliższy temu, co staram się robić. W oparciu o wątki ezoteryczne, buduję zbiór opowiastek, takich “straszydełek”. ;-)  Marzę o powieści, jak każdy tutaj, ale nie wyobrażam sobie pisania bez pełnego zaangażowania intelektualnego i emocjonalnego w takie przedsięwzięcie. Życie w biegu i “pisanie na mankietach” wykluczają taką możliwość. Dlatego koncentruję się na krótkich formach. No… Może nie aż tak krótkich, jak moje forumowe drabble ;-) 

W cudzych przemyśleniach nie ma niczego, co mogłoby nam zaszkodzić. Nawet, jeśli są podlane pikantnym sosem szczypiącym nieco w “język”, czyli narzędzie naszej pracy.  W takim przypadku, to wręcz stymulujące.  ;-) 

Z tym drugim dnem, jakoś tak samo zawsze wychodzi. „Remis” był jednowieczornym zrywem „tffórczym”, który zaowocował równie szybką publikacją na drugi dzień. Zwykle moje fabuły i metody ich realizacji są lepiej przemyślane. Czasem nawet mnie samemu trudno ocenić, czy ze szkodą, czy z pożytkiem dla samych tekstów. Potrafię poprawiać samego siebie bez końca, dopóki tekst nie zostanie zaprezentowany szerszemu gronu czytelników.  Wtedy dopiero traci moje zainteresowanie. Jestem jak wielka ociężała samica żółwia morskiego. Składam jajo z wysiłkiem, a to co się z niego wykluło, niech radzi sobie samo w bezdusznym świecie, bo ja pragnę już tylko powrócić do intensywnych czynności prokreacyjnych.  ;-)

Dzięki za komentarz :-)

I żeby jeszcze nie było za długie :-P Nieee. Nie tracę nadziei, że mamy tu do czynienia z zabiegami natury marketingowej.  Ostatni felieton przybrał niemal formę manifestu literackiego.  Czas na produkt finalny ;-) 

Podtrzymuję opinie, które wyraziłem pod poprzednimi tekstami autora, choć nie ukrywam, że ja również chętnie przeczytałbym coś, co miałoby fabułę i puentę, a jednocześnie nadal rodziłoby we mnie przeświadczenie, że autor dobrze bawi  się w trakcie procesu twórczego. ;-) 

Podoba mi się sposób narracji, lekki, barwny, sarkastyczny, dygresyjny. Lubię taki styl. Dotarłem do mety niezmęczony. Jest coś wciągającego w tej historii o Duncanie. ;-) 

Powodzenia. 

Przypowieść o sublimacji, czyli przekierowaniu popędu. Mężczyzna w pewnym wieku może kobietę już tylko adoptować, albo potraktować ją instrumentalnie, jako źródło inspiracji. Mnie się nawet podobało. Co więcej podsunęło mi pomysł na opowiadanie, za co dziękuję autorowi.  ;)

Dąsałem się już kiedyś publicznie na forum, że inaczej liczy mi słowa MS Office XP, inaczej MS Office 2010, a jeszcze inaczej Open Office. Według tego ostatniego jest równe 100 wraz z tytułem. Ręcznie nie liczę dla zasady, bo nie starczy mi czasu na uprawianie literatury.  ;-) Dzięki za komentarze. 

Powyższa dyskusja skłoniła mnie już wcześniej do przejrzenia rycin przedstawiających łuczników. Jedna z nich przedstawiała dwóch tatarskich jeźdźców. Pierwszy z nich miał kołczan przymocowany w okolicy bioder, drugi na plecach tak, że strzały wystawały ponad ramiona. Indywidualne preferencje? Czemu nie? Również ryciny przedstawiające angielskich łuczników pozwalają domniemywać, że oba sposoby noszenia kołczanu były stosowane i to jeszcze przed nakręceniem filmu z Kevinem Costnerem. ;-) “Wszechwiedząca” Wikipedia także dopuszcza opcję “przez ramię”.  

Fabuła wytycza jedynie szlak przez pole bitwy, którym staram się prowadzić czytelnika do uniwersalnej puenty. Dlatego nie rozbudowywałem nadmiernie opisu, ani nie umieszczałem w tekście odnośników do bieżących zdarzeń, by nie zabrnąć zbyt głęboko w publicystykę. Zwyczajnie zapragnąłem podzielić się swoimi przemyśleniami. :-) Przedmowa uprzedzała potencjalne wątpliwości, czy zastrzeżenia. Świadom pewnych mankamentów fabuły, przeprowadziłem taktyczne uderzenie wyprzedzające ;-) 

Dzięki. :-) Przedmowa była wskazana. Kontekst jest istotny. Lekko publicystyczny, na szybko napisany i opublikowany tekst, choć zamysł chodził mi po głowie od tygodnia. Chyba rzadko odwołuję się bezpośrednio do emocji czytelników i w tym wypadku dałem raczej upust własnym.

Kurczę. Widziałem tylko pierwszą cześć Harrego Pottera i poprzestałem na nadziei, że książka jest naprawdę lepsza. :-( Poprawione. 

Przyznam, że nie znam zbyt dobrze twórczości Kinga. Właściwie żaden tytuł nie został mi w pamięci, choć coś tam, kiedyś, pewnie czytałem. Pamiętam za to kilka ekranizacji. 

Drabble to dobry sposób na “szybkie” konfrontowanie sposobu realizacji pomysłów z odczuciami czytelników. Na pięć opublikowanych tekstów, trzy operowały pewną dosłownością. Dwa pozostałe mocno od tej dosłowności odbiegały i prawdopodobnie zawiodła mnie intuicja. Zabrakło precyzji. Czasem daje się ponieść i zapominam, że nikt poza mną, nie siedzi w mojej głowie. Można je było napisać inaczej i dlatego wszystkie komentarze są dla mnie istotne. Nie potrafię nabrać dystansu wobec własnych tekstów nawet wtedy, gdy leżą w szufladzie przez dłuższy czas, a drabble były publikowane „na gorąco”. ;-) Dziękuję. 

Roz­wa­ża­łem prom, ale uzna­łem, że so­lid­ny li­nio­wiec za­bie­rze wię­cej pa­sa­że­rów. Oczy­wi­ście spraw­dzi­łem uprzed­nio dane na temat głę­bo­ko­ści i sze­ro­ko­ści Styk­su w Go­oglach. ;-) W pier­wot­nym za­my­śle był “Trans­atlan­tyk”. Brzmie­nie słowa wy­wo­łu­je od­po­wied­nio mo­nu­men­tal­ne sko­ja­rze­nia. Po­rzu­ci­łem jed­nak ów za­mysł z wia­do­mych przy­czyn. Gdyby to nie miało być drabble, stanęłoby pewnie na wysłużonym lotniskowcu z demobilu.  :-)

Dziękuję za wszystkie komentarze. Drabble, z racji swoich ograniczeń, rzadko kiedy kończą się naprawdę spektakularną katastrofą. Za to je zresztą cenię.  ;-)

Ja widziałem to oczyma duszy w powszechnym (można rzec hollywoodzkim) ujęciu, dokładnie tak, jak opisałaś w poście powyżej. Szczodrze obdarowałem wojów orężem i kazałem im jeszcze utrzymać się w siodle z całym tym morderczym inwentarzem. :-) Czytam właśnie, że niektóre rodzaje łuków wymagały zdjęcia cięciwy na czas transportu i nałożenia jej dopiero przed walką. Oczywiście nigdy nie wyzbędziemy się całkowicie mimowolnych uproszczeń. 

Uwaga odnośnie płaszcza uwzględniona. To ewidentne uchybienie. Poprawiam.

“całymi dniami” też brzmi ładnie. Zgoda. Szlifujemy. ;)

Spostrzeżenie odnośnie łuków budzi już moje wątpliwości:

„Otaczająca bowiem Księcia Zbarawskiego młodzież, jaśniała orężem i ubiorem, skóry Lamparcie spływały z ich barków, spojrzenie wszystkich, jak zwykle u wolnych ludzi, wesołe i śmiałe. Sam Poseł w bogatej szacie, bogatym kołczanem i łukiem był przepasany; lubił on wspaniałość, wiedział bowiem, iż ta niemało ludzi uprzedza.”

/Zbiór pamiętników historycznych o dawnej Polszcze z rękopisów …, Tom 2

Julian Ursyn Niemcewicz/

 Słownik Języka Polskiego przytacza następujące przykładowe  zastosowania: 

Sukienka przepasana szarfą.

Przepasać kapelusz wstążką.

Jeziora przepasane groblą.

Z tekstu Niemcewicza wynika jasno, że już w XVIII-XIX wiecznej literaturze “przepasanie” nie musiało odnosić się wyłącznie do obwiązania np. pasem kontuszowym powyżej linii bioder. 

 

W "Sprawozdaniu z raju" Zbigniew Herbert pisze: 

"W raju tydzień pracy trwa trzydzieści godzin

pensje są wyższe ceny stale zniżkują

praca fizyczna nie męczy (wskutek mniejszego przyciągania)

rąbanie drzewa to tyle co pisanie na maszynie

ustrój społeczny jest trwały a rządy rozumne

naprawdę w raju jest lepiej niż w jakimkolwiek kraju"

Sięgając zatem do klasycznych wzorców literackich, ponad wszelką wątpliwość da się wykazać, że termin "wydruk"(maszynopis?) może znaleźć zastosowanie w opracowaniach dotyczących "Niebianologii".

W "Autostopem przez Galaktykę" Douglas Adams opisuje pielgrzymki na planetę, na której Stwórca pozostawił przesłanie do wszystkich istot rozumnych: "PRZEPRASZAM ZA NIEDOCIĄGNIĘCIA." Można zatem wnosić, że nie wszystko poszło zgodnie z planem. Przynajmniej na etapie prac wykończeniowych. ;) 

Finkla, sprowadzasz mnie z obłoków na Ziemię. :) Poprawione. 

“Robi się dziura” może oznaczać, że powiększała się przez kolejne tysiąclecia (”milionlecia”, “miliardlecia”) do obecnych rozmiarów. W pierwszej wersji użyłem zwrotu “zrobiła się dziura”, ale w porę się ogarnąłem.  Z czego jestem dumny ;) 

Dopiero teraz zauważyłem, że MS Office XP oraz Open Office zliczają słowa inaczej, niż MS Office 2007. Nie analizuję w tej chwili przyczyny, ale prawdopodobnie chodzi o interpretację myślników, jako słowa. Może to kwestia domyślnych ustawień w opcjach. Stąd rozbieżności objętościowe pomiędzy wczorajszą, a dzisiejszą wersją.  

Dzięki za  uwagi. 

Zepsułem. W krzyżowym ogniu pytań, straciłem zimną krew. Za karę napiszę kolejne drabble. :(

Załóżmy przez chwilę, że Leonardo nie ukończył obrazu. Mógł uznać, że skoro obraz wzbudzi takie zainteresowanie w przyszłości, może przerwać pracę w dowolnym momencie, bo dzieło i tak zdobędzie nieśmiertelną sławę. Więcej nawet… Być może Mona Lisa wzbudzi zainteresowanie właśnie dzięki temu, że nie została ukończona?  A może, gdy turyści powrócą do domu (dajmy na to w XXII w), Mona Lisa już nie będzie się uśmiechać? Może Leonardo rozumiał, że istotą ponadczasowości dzieła jest jego zagadkowość, więc znalazł sposób na to, by ukończyć obraz nie narażając się na nieznośne wścibstwo turystów i tym samym wystawił ich do wiatru? A może zrozumiał po prostu, że dopóki nie ukończy obrazu, czeka go długie życie i stały dopływ gotówki? Na drugi dzień mógłby spalić płótno i zacząć wszystko od nowa. Nie chcielibyście znaleźć się w tak komfortowej sytuacji? To pewnie tylko kilka, spośród możliwych implikacji ogranego "paradoksu dziadka". :) 

No właśnie. Bliższa jest mi Mona Lisa w wersji Nat King Cole'a. Anglosasi nie muszą na każdym kroku mierzyć się z takimi problemami. ;) 

Zdecydowanie odmieniać. To powszechna praktyka. Sprawdzone, poprawione. Poprawiłem także ostatnie zdanie.  Powinno teraz brzmieć bardziej przejrzyście. Nie rozwikłam w stu słowach tego, czego innym nie udało się rozwikłać przez wieki w dysertacjach i uważam, że właśnie tak powinno zostać. ;) Dzięki. 

Dzięki. Problemy z przecinkami nie wynikają z pośpiechu, tylko z faktu, że zwyczajnie nie jestem mistrzem interpunkcji.  I może z nadmiernej wiary we własną intuicję. ;) Spróbuję jeszcze raz sczytać tekst w najbliższy weekend. Minęło już sporo czasu od ostatniej korekty i ten dystans pewnie dobrze mi zrobi. 

To akurat ciekawa uwaga o tyle, że w zdaniu tym, pewien dysonans wywołuje u mnie słowo “automatyzm”, bardzo współcześnie brzmiące i niekoniecznie wpisujące się w baśniowy klimat  “smoczej epoki” ;) Potrafiłbym poprawiać własne teksty bez końca, ale wtedy nigdy nie byłbym  w stanie ich publikować.  Dzięki za koment.  :) 

Zgoda. Obowiązek czytania wszystkiego, co jest publikowane na portalu, to argument za ograniczaniem objętości tekstów właściwie nie do przebicia. Ja mogę sobie pozwolić na pewną wybiórczość, inni niekoniecznie. ;)  

Dzięki Dondante. :) 

Finkla, "trudno się przez niego brnęło" dlatego, że dostrzegasz istotne mankamenty w sposobie prowadzenia narracji, czy dlatego, że wolałabyś, aby akcja wcześniej się rozwinęła? Zauważyłem już, że na forum przywiązuje się szczególną wagę do fabuły, pomysłu i raczej wszyscy programowo skłaniają się ku minimalizmowi w sferze formy przekazu. Nie wiem, czy to dobra droga, by rozwijać się pisarsko. W zasadzie sam mam raczej skłonność do syntetycznego wyrażania myśli, ale skoro już używam słowa jako budulca, chciałbym móc bawić się nim do woli i czerpać z tego przyjemność, co nie oznacza wcale, że chcę dręczyć swoich czytelników. ;) Oczywiście w tym opowiadaniu są wyraźne odniesienia do czarnego kryminału, zwłaszcza uwielbianego przeze mnie sposobu prowadzenia narracji przez Raymonda Chandlera. Dlatego wzbogacona narracja wydaje mi się zasadna w przypadku tego tekstu.  Większość moich "straszydełek" jest nieco bardziej oszczędna w formie.  

Jutro spróbuję coś opublikować, korzystając z tego, że wreszcie będę miał luźniejszy dzień. Początkowo planowałem wrzucić tu tylko tekst na Dragonezę, bardziej złakniony opinii czytelników, niż laurów, ale znużyło mnie już pisanie do szuflady, a dotychczasowe starty w innych konkursach literackich zakończyły się klapą. 

Jeszcze na godzinę przed napisaniem tego tekstu, nie wiedziałem dokładnie, czym są drabble. Rozumiałem jedynie, że chodzi o krótką formę. Zasada stu słów wydała mi się na tyle interesującym wyzwaniem, że musiałem podjąć je niezwłocznie. ;) Cieszy mnie, że wyszło fajnie.  Często wykorzystuję mity, wierzenia, by konfrontować je ze współczesnością i na tej podstawie budować fabułę, która zahacza o kwestie społeczne, czy etyczne. Zawsze z przymrużeniem oka, by pozostać w zgodzie ze swą naturą ;) 

Czułem, że będę musiał się z tego spowiadać. Nosferatu to nie tylko tytułowy bohater filmu Wernera Herzoga. Później używano tego określenia również w odniesieniu do klanu wampirów. W tym wypadku mogłem darować sobie użycie wielkiej litery, no ale klan to coś, jak taka wielka rodzina, prawda? ;)  Zwyczajnie podoba mi się brzmienie tego słowa. Używam go tutaj w sensie “wampir”

Czasem warto pójść za impulsem twórczym, ale przeraża mnie myśl o przebudowie całej fabuły. Pisanie wcale nie przychodzi mi z łatwością, choć uwielbiam to. Podobnie jest chyba z tymi, którzy biorą udział w maratonach. ;) Już. Dokonując korekty pożałowałem, że nie napisałem czegoś krótszego, a zwłaszcza mniej rozgadanego. Wtrąceń “nieodpaszczowych” używam na całkiem dużą skalę. Uważam, że pomagają zachować płynność narracji. 

To tylko taka teoria. ;) Problem dziewictwa w baśniowych światach nigdy nie był przedmiotem moich dociekań. Przyznam, że pisałem ten tekst z myślą o innym konkursie. Pisałem w pośpiechu, bo czas niestety nie bywa moim sprzymierzeńcem i poza zarysem fabuły nie miałem niczego. Większość pobocznych wątków, myśli, ornamentów wszelakich, przychodzi mi do głowy w trakcie pisania. To mój naturalny sposób pracy nad tekstami. Nieco chaotyczny. Tak jest ciekawiej.  Zwykle wiem dokąd zmierzam, ale nie zawsze wiem, co spotka mnie w drodze. :) 

Dzięki. Jestem wzrokowcem i nigdy nie musiałem uczyć się zasad ortografii, bo pisownię zwykle utrwalam sobie w umyśle, ale ma to swoje ciemne strony.  Wyrazy, które brzmią podobnie, lecz mają odmienne znaczenie, czasem zlewają się w jedno w mojej pamięci. W tym wypadku “rządzenie” – “żądza”.  Poprawiam i pozdrawiam. :) 

Nowa Fantastyka