Profil użytkownika


komentarze: 459, w dziale opowiadań: 394, opowiadania: 193

Ostatnie sto komentarzy

Nie mam kategorii, niestety. Chciałbym wybrać się na turniej, ale w mojej Łodzi panuje posucha i nigdy nie miałem okazji. 

Ślimaku, tak z ciekawości, masz jakąś kategorię?

Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. A opko i tak jest zablokowane, bo posłałem je na konkurs. Może kiedyś przyjdzie mi do głowy pomysł na szachy w fantastyce, wtedy chętnie się podzielę. A co to za opowiadania, które sprowokowały wątek? Podlinkujecie?

Mat w dwóch, ale nie forsowny. Miły opis, podoba mi się. Zdecydowanie powinno być jednak "poświęcił". Podstawienie jest błędem, a poświęcenie celowym oddaniem figury w zamian za większą nagrodę – w tym przypadku mata. Podoba mi się wątek, właśnie skończyłem pisać opowiadanie szachowe. Niestety, nie na portal, bo zupełnie pozbawione fantastyki.

Zapomniałem o zgadywaniu. Myślę, że mój tytuł wymyślił… Zanais?

Ciekawy konkurs! Chyba odświeżę klawiaturę. Poproszę o tytuł: Dodatkowy członek załogi .

Moją opinię znasz z bety, więc nie będę się rozpisywał. 

Daję klik do biblioteki za klimat powieści detektywistycznej z dreszczykiem, ciekawą relację między partnerami policyjnymi, za psychologię protagonisty i mordercę ukrytego na widoku. 

To było dobre opowiadanie, bardzo mi się podobało. 

Wow, ależ skamielinę wykopałaś, Anet. To było pierwsze opowiadanie, jakie napisałem. Łapię się za głowę, że tu zawitałaś. Ale to miłe :)

Wilku, bardzo się cieszę, że podeszło. Nie ma nic gorszego, niż humorystyczny tekst, który nie śmieszy. 

Irko, tak sądziłem, że konkurs będzie pełen mocno weirdowych tekstów, ale to nie moje klimaty. Cieszę się, że Twoje nerwy odpoczęły przy moim tekście ;). 

No tak, tak uważam. Po prostu skoro już dopuściłaś osoby po terminie, co uważam za niesprawiedliwe wobec tych, którzy złożyli teksty w terminie, to nie widzę powodu, żeby nie uczynić również wyjątku wobec tych, którzy napisali trochę szczuplejsze teksty, skoro widać, że regulamin może być w dowolny sposób zmieniany/modyfikowany. Nie ma tu sprzeczności. 

Może tak: wyobraź sobie, że krupier pozwala graczom przy ruletce obstawić zakłady, mimo że powiedział już “no more bets”. Inny gracz, widząc że krupier nagiął zasady, obstawił zakład mniejszy, niż wynosi minimalna stawka, na co krupier stwierdził z surową miną, że regulamin jest po to, aby go przestrzegać. Bez sensu, prawda? Mógłby dopuścić do gry również tego ostatniego, skoro zasady mogą być przez krupiera zmieniane lub ignorowane. W ostatecznym rachunku kasyno i tak tylko by zyskało. W tej metaforze kasynem jest konkurs.

Wilk jest takim właśnie graczem, który poczuł, że skoro nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić wyjątek dla innych, to da się również dla niego. Uznałem, że rygorystyczne przestrzeganie regulaminu wobec takiej sytuacji jest niedorzeczne, dlatego zasugerowałem, żeby jednak go dopuścić.

Ale jak mówię, dyskusja jest o pietruszkę, bo wilk jednak wycofał się z deklaracji. 

Jasne, że tak uważam. Termin został wydłużony ostatniego dnia, z powodu protestów. Dla uczestników konkursu, którzy w te uliczne eventy nie są zaangażowani, jest to niesprawiedliwość, bo w ostatniej chwili doszła im konkurencja osób, które w normalnym terminie nie wrzuciliby opowiadań, albo wrzucili gorsze. Nie na takie warunki godzili się pierwsi uczestnicy, pisząc swoje teksty, prawda?

I nawet się o to nie złoszczę, sugeruję jedynie, że w takim razie regulamin nie jest jakimś twardym wyznacznikiem zasad, a jedynie luźną sugestią, co do tego jak powinniśmy podchodzić do konkursu. Dlatego zaproponowałem, żeby dopuścić wilka z jego tekstem, bo co to szkodzi? Niczego się nie domagałem, zaznaczam, przeciw niczemu nie protestowałem. Jedynie zasugerowałem. Uprzejmie.

Ale wilk zmienił zdanie, więc to ucina problem. 

Naz, uprzejmie postuluję, abyś pozwoliła wilkowi wrzucić opowiadanie z tagiem konkursowym. Nie widzę powodu, żeby rygorystycznie przestrzegać regulaminu, skoro i tak już został w oczywisty sposób złamany, przez wydłużenie terminu zgłaszania prac. 

Im więcej uczestników konkursu, tym lepiej. 

Jak wspomniał None, tekst był zbyt lekki, pulpowy i humorystyczny, żeby się w nim doszukiwać jakichś głębszych treści.

A ja się właśnie sprzeciwiam takiemu pojmowaniu tekstów lekkich i humorystycznych. Lekkość i humorystyczność nie oznacza braku głębi. Gdyby tak było, nie uważalibyśmy, że bajki uczą. 

nawet Indianę Jonesa mozna uznać za film, w którym przygoda jest jedynie tłem dla pokazania siły, jaka drzemie za relacjami w rodzinie.

Tak, dokładnie! Ale większość nie uzna, bo lasso. Uważam, że to smutne. 

Maiłem wrażenie, że trasa

Masz tu literówkę.

 

Od czasu do czasu nacisk an mój umysł znikał.

Tu też.

 

Tomek? Posłuchaj mnie. Wiem, że myślisz, że mi odbiło, może zresztą masz rację, ale musisz mi uwierzyć. – Wyrzucałem

“Wyrzucałem” jest odpaszczowe, więc powinno być małą literą.

 

– Nie! Mogę! Przestać! – Szlochał

Tak samo. 

 

Inspiracją była “Muzyka Ericha Zanna”? Opowiadanie bardzo Lovecraftowe.

Protagonista wpadł w macki dziwnej, maniakalnej obsesji, ale przyznam, że nie rozumiem czym ona była, ani dlaczego dotknęła akurat jego. Zarówno bohater, jaki całe miasto przejechali autostradą do szaleństwa, która zakończyła się zbiorową psychozą. 

Bardzo sprawnie napisany tekst, dlatego chętnie kliknę.

 

 

 

Jest taki wywiad z Bukowskim, w którym stary pijak tłumaczy, jak według niego powinno wyglądać dobre pisanie. Nie ukrywam, że mocno się tym inspiruję. 

Równocześnie dostrzegam pewną tendencję w Nowej Fantastyce, która pogłębia się z każdym numerem. Jest ona taka, że autorzy konstruują coraz bardziej niejasne i mętne fabuły. Mnóstwo jest w tekstach fikuśnych zdań, intelektualnej ekwilibrystyki, słowotwórczej gimnastyki, dymu, luster i dziwactw, a brakuje zwykłej, prostej prawdy, przekazanej w jasnej i dobrej prozie. Staram się pisać w taki sposób, żeby nie nudzić czytelnika, dać mu dobrą, fajną rozrywkę i przekazać jakąś myśl. Tutaj, starałem się powiedzieć “Hej, zobacz co myślę. Rodzina to niezniszczalna więź, a ile krzywdy wyrządzają sobie krewni. Mają problemy wielkie jak, bo ja wiem, gigantyczne ośmiornice na sterydach, czy coś.”

Szkoda, że teksy humorystyczne są często skazywane na machnięcie ręki i wzruszenie ramion tylko dlatego, że są humorystyczne. Równocześnie drażni mnie, że teksty dziwne są analizowane i interpretowane dlatego, że są dziwne. I nie zrozum mnie źle None, każdy może czytać lub pisać tak, jak mu się podoba. Żywię tylko nadzieję, że ogólna tendencja nie zamorduje innej prozy, na przykład takiej, którą proponuję.

None, dzięki serdeczne za wizytę i komentarz. Nie ukrywam, że czuję się jakby mi ktoś sieknął grabiami w pysk, więc muszę dopytać co nieco. 

Fabularnie nie ma się nad czym rozwodzić, bo i nie o fabułę tu chodzi. Opowiastka jest prosta jak trzonek od grabi i nie wchodzi czytelnikowi w drogę.

Co to znaczy, że nie o fabułę tu chodzi? I dlaczego jest prosta i nie wchodzi w drogę? Ja tu zupełnie poważnie starałem się przekazać pewną myśl.

Jeśli chodzi o Sydneya to nie mogłem mu dać śmieszkowych cech charakteru, bo stworzyłem te postacie na następującej dynamice – Sydney przedstawia pragmatyczne podejście do życia, a Ben marzycielskie. Ośmiornica jest problemem, który wyrasta ze zderzenia tych dwóch światów, a spoiwem łączącym te dwie postacie są więzy rodzinne. Tu leży ukryta puenta, a dziecko, czyli nowa osoba w rodzinie tę puentę symbolizuje. 

 Fajne, lekkie opowiadanie. (..) Niedługo je zapomnę, ale jako chwila rozrywki sprawdziło się w porządku.

Wiele jest schematycznych komentarzy na portalu, ale wariacje na temat “Lekkie, przyjemne, do zapomnienia” jest moim znienawidzonym, bo sprowadza tekst do banału. A mnie do podłogi. 

Bardzo dziwne to było opowiadanie i chociaż nie przepadam za takimi tekstami, to jednak to konkretne wydało mi się interesujące. Żałuję natomiast, że nie dowiedziałem się, dokąd zmierzał bohater i co właściwie mu się przydarzyło.

Bardzo Lovecraftwe, przypomina opowiadania z “Przyszła na Sarnath zagłada”

Całkowicie się zgadzam, dlatego lubię dyskutować o opiniach, które wydają czytelnicy. Po krótkiej wymianie zdań, wychodzi zupełnie nowa perspektywa, której nie widać przy pierwszym komentarzu. 

Sokolniku, dzięki za wizytę i ciepłe słowo!

 

Leniwy2

Stara się, bo dowcipy zwykle mają jakiś twist albo inteligentną puentę, a w powyższym opowiadaniu dowcipem jest to, że ktoś wrzasnął, a drugi się przewrócił.

To oczywiście nieprawda. Dowcipy są różne, są to zwyczajnie krótkie formy nastawione na to, żeby rozbawić odbiorcę. Rodzaj humoru o którym mówisz to humor slapstickowy, który zresztą sam przywołałeś.

Obawiam się, że tym razem to nie jest kwestia opinii. Trop przyzywania demonów/potworów jest starszy niż cała literatura grozy, a jego realizacja tutaj – schematyczna.

Oczywiście, że jest stary i oczywiście, że to kwestia opinii :). Wszystkie teksty bazują na jakichś koncepcjach stworzonych już wcześniej i wszystkie jakoś je przerabiają i modelują na własną modłę. Ten konkretny tekst interpretuje trop przyzywania demonów w formie humorystycznej. Używam narzędzia typowo Lovecraftowego, żeby opowiedzieć humorystyczną sytuację, która jest zupełnie nie Lovecraftowa. Dlatego mam prawo twierdzić, że zabieg jest koncepcyjnie ciekawy, ale wydawanie sądów ostatecznych jest mocno na wyrost.

I szczerze mówiąc ten akcent rodzinny, co do którego większość komentujących miała jakieś uwagi, dla mnie był całkiem miły

Czyli coś Ci się jednak podobało. Dlatego warto pytać. A jeśli już jesteśmy w tym miejscu, to ten wątek zabiera głos w dialogu, którego tak Ci brakuje. Mówi, że wartości rodzinne są więzią trwalszą i ważniejszą, niż wszystkie problemy i awantury, które mogłyby powstać między członkami rodziny. Nawet jeśli problem jest wielki jak krabośmiornica. 

W komentarzu z moją opinią ja decyduję

A więc w Twojej opinii, w porządku. Ale ponownie, sądy ostateczne są mocno na wyrost. 

 

W każdym razie, jeszcze raz dzięki za wizytę i komentarze. Pozdrawiam!

Po przeczytaniu opowiadania, chcę je nominować. Nie mogę go nominować, bo po lekturze mógłbym być zbyt zadowolony lekturą. Dlatego muszę czekać dwa dni i myśleć nad lekturą i nominacją. Wtedy mogę nominować. Problem polega na tym, że po zadowolonej lekturze już nominowałem, więc musze usunąć nominację. Teraz mogę nominować. 

Jedno z żaren wypadło z mimośrodu. 

Oczywiście zrobię to, usunę swoją nominację, żeby dać Ci nominację Marasie. Uważam natomiast, że ten punkt jest całkowicie zbędny. Cóż z tego, że ludzie nominowali dużo opowiadań? To chyba dobrze? Nie rozumiem, po co ich gnębić niepotrzebnymi restrykcjami, przecież portal tylko zyska na aktywnych czytelnikach. Czy nie? A że czasem ktoś jest w gorącej wodzie kąpany, takie jego prawo. Zrównoważy tych opieszałych. Wszystko samo się ułoży bez dwudniowej kwarantanny. Takie traktowanie ludzi, jakby byli dziećmi, które nie potrafią o sobie decydować, jest w moim odczuciu bardzo brzydką praktyką. 

A, Marasie, podobała mi się postać Baszki (tak miał chyba na imię). Kibicowałem mu od momentu, w którym okazało się, że zabrał granaty ;).

Leniwy2, cześć!

Dzięki za wizytę i komentarz :). Porozmawiajmy. 

Co trzecie – czwarte zdanie stara się tutaj być dowcipem albo slapstickowym gagiem, w moim odczuciu zwykle dość nieśmiesznym.

Nie stara się, po prostu jest. A czy śmiesznym? To zależy czy kogoś śmieszy. 

Dialogi są teatralne

Tak.

i zwyczajnie średnio napisane (zwłaszcza, że sposób wysławiania się jednej z pierwszoplanowych postaci miał być chyba jej rysem charakterologicznym – przydałoby się to zrobić lepiej).

Uważam, że są dobrze napisane. Bardzo mi się podobają, jestem z nich zadowolony. I tak, sposób wysławiania się profesora jest jego rysem charakterologicznym.

Styl, którym się posługujesz jest wystarczający, ale nie widzę Twojego głosu (albo bardzo starałeś się go nie pokazać, zgaduję po to, żeby było “pulpowo”). Napisałeś to tak, jak mógłby to napisać ktokolwiek inny.

Nie rozumiem. Co to znaczy, że styl jest wystarczający? Czym jest mój głos i w jaki sposób pulpowość tekstu go zasłania? I co to znaczy, że ten tekst mógłby napisać ktokolwiek inny?

Zmierzając do sedna, nie rozumiem czemu właściwie tekst powstał w tej formie.

Lubię pulpową konwencję.

nie ma świeżej fabuły, ciekawej koncepcji ani oryginalnych postaci

Uważam, że jest. 

nie zabiera głosu w żadnym dialogu

Jak wyżej, nie rozumiem, co to znaczy.

a Lovecraft gdzieś tam majaczy w tle, ale tego co w nim jest najlepsze, też tutaj nie ma

Nie majaczy, wziąłem sobie z Lovecraftowych motywów zajebiście wielkiego, dziwnego potwora, badacza, lata 20ste XX wieku i ubrałem te motywy w pulpową szatę, żeby opowiedzieć zabawną i ciepłą historię o rodzinnych więzach. 

Co jest w Lovecrafcie najlepsze? I kto o tym decyduje?

Jeśli opowiadanie miało być takie w założeniach, to moim zdaniem dobrze by było te założenia zmienić.

Oczywiście, że opowiadanie w założeniach nie miało być pozbawione świeżej fabuły, ciekawej koncepcji i oryginalnych postaci. To byłoby niedorzeczne :).

biorąc pod uwagę Twoją miniaturkę, oczekiwania były wysokie.

To dziwne, ale okej ;).

No, niech będzie, że kupuję. Ale dalej mnie ta postać irytuje ;). 

 

Po namyśle, gdy nadal jesteśmy pewni, że tekst na nominację zasługuje, nominujemy bardziej odpowiedzialnie.

Litości. Nominuję. 

Vokel. Hmm. Zginął w nocy, na uboczu, kiedy wszyscy kładli się spać. Ktoś go widział z dziewczyną, ktoś myślał, że jest w stodole, ktoś inny, że jest w szopie.

No właśnie, a ja sądziłem, że tam wszyscy są przerażeni tym, co się dzieje i pilnują się, jak tylko się da. 

 

Nie opisywałem powrotu Kerva do szopy. Być może powinienem dopisać jakąś scenę, że się dyskretnie kładzie spać, ukrywając broń, ale uznałem, że to niepotrzebne i sytuacja jest jasna.

Tak to sobie wytłumaczyłem, ale potem sięgnął po broń, którą miał przy sobie, więc wszyscy musieli być ślepi, żeby nie widzieć, że chodzi z mieczem przy pasie. 

 

Być może trochę marudził i biadoli, ale za to potem bierze sprawy w swoje ręce :)

Dokładnie to mi przeszkadza, że tak się rozżala nad sobą, a jednak robi rzeczy. No to Kerv, chłopie, jedno albo drugie. Mam dysonans jak na ciebie patrzę. 

 

ksywa nie ma wpływu na fabułę

Ale okrutnie mnie wybijała z klimatu :). Starałem się to ignorować, ale czułem się jakby ktoś rył paznokciami po tablicy. 

 

Na swoją trzecią wątpliwość sam sobie słusznie odpowiedziałeś. Nawiedzeni potraktowali jak swego.

yes

 

Co do nominacji. Oczywiście byłoby mi bardzo miło, ale masz jeszcze dwa dni na zastanowienie, czy rzeczywiście tekst na nominację zasługuje Twoim zdaniem.

No właśnie, o co z tym chodzi? Czemu nie mogę nominować od razu? 

 

Marasie, przeczytałem i opowiadanie bardzo mi się podobało, dlatego najpierw plusy.

Po pierwsze, klarowna konstrukcja tekstu, w którym wszystko jest poukładane i na swoim miejscu. Zaczynasz od sceny, która od razu zahacza czytelnika, później konsekwentnie wciągasz go w fabułę, rozwijasz odpowiednie sceny, żeby zakończyć dobrą, dynamiczną konfrontacją. Doceniam to, szczególnie że teraz dużo autorów, zwłaszcza na papierze, sili się na wydumane esy floresy i ezoteryczne niby rozkminy, udając że ich tekst jest taaak niezwykle głęboki. Ty, że tak powiem, potraktowałeś mnie uczciwie, nie rzucałeś mi piaskiem w oczy, nie ustawiałeś luster, nie dymiłeś, a ja to doceniam. 

Po drugie, świat. Jaram się, że stworzyłeś dark fantasy, utytłałeś protagonistę w jakimś ponurym bagnisku, że nad wszystkim krążą demony, że ten świat najwyraźniej jest rozbudowany, ma jakichś bogów, cesarstwo, frakcje, ogółem – dużo się w nim dzieje. 

Po trzecie, związane z drugim to klimat. Drużyna najemników idzie ubić demona. Mają kapłana, kilku ponurych zabijaków, pochodnie, konie, wódę, podłe nastroje i cały ten majdan. Po drodze szaleją, zabijają się nawzajem, dają się wciągać w gierki podstępnego demona, robią wszystkie te fajne rzecz, które chcesz czytać w dark fantasy. Miło. Naprawdę miło.

Po czwarte, styl. Naprawdę dobry. Płynąłem z tekstem. 

 

Teraz wady. 

Po pierwsze, nie rozumiem co się wydarzyło w scenie z Vokelem. Skoro protagonista go zabił, to jak to się stało, że reszta niczego nie zauważyła? Poszedł się wysrać i nikomu nie powiedział? A Kerv co, niby tak go mieli na oku, a potem zniknął, wrócił z mieczem i co, nikt nie zwrócił na to uwagi? 

Po drugie, jeśli już jesteśmy przy Kervie, to nie znoszę tego bohatera. Za jego nieustanne biadolenie o tym, że jest potępiony i chciałby umrzeć oraz za niedorzecznie patetyczną ksywkę, która brzmi jakby ją sobie nadał w czwartkowym klubie mrocznych najemników. Czyste Ostrza, naprawdę? Płonące Ostrza Zagłady były już zajęte?

Po trzecie, intryga. Trochę się zgubiłem. Dlaczego wieśniacy najpierw przeszli obok niego w spokoju, a potem jednak chcieli go zabić? Chodziło o to, że demon najpierw uważał Kerva za “swojego”, tak?

 

Chciałbym nominować to opowiadanie do piórka. Uważam, że na portalu brakuje takich tekstów, a w Nowej Fantastyce już w ogóle. 

Nie jestem zachwycony. 

Zacząłeś tekst bardzo długą ekspozycją, w której opisujesz mieszkanie. Dowiedziałem się o nim wszystkiego, łącznie z metrażem, umeblowaniem i tym, że jest wyposażony w Ikei, a okazało się, że nie miało to zupełnie żadnego znaczenia dla opowieści. 

Nie rozumiem motywacji bohaterów. Magda wchodzi między kultystów i w trakcie obiadku ogłasza, że chciałaby do nich dołączyć. Zebrani się specjalnie nie dziwią, nie niepokoi ich, że ktoś tak po prostu się o nich dowiedział, mówią, że spoko, od teraz możesz być jedną z nas. Magda niby jest chętna, żeby być częścią kultu, a tak naprawdę nie wie, co i jak, bo kiedy gwałcą ją macki, wyraźnie krzyczy, że na to się nie zgadzała.

Potem matka, jej motywacji nie rozumiem kompletnie. Niby jest bogobojna i brzydzi się świerszczykami, a okazuje się, że jest kapłanką Ktulu. Ale taką oszukaną, bo nakłania ofiarę, żeby odjechała autobusem i nie wracała. A w ogóle to wtf, kultyści pozwoliliby odjechac komuś z posiadłości autobusem tak po prostu? Przecież mogłaby pójść na policję. 

No i na koniec kapłan Edek. No nie mogę tego przełknąć, klimat mrocznych kultów i polska rzeczywistość gryzą mi się zupełnie, jakby podawać śledzie z jabłecznikiem, ale to już moja prywatna niechęć, wiem że innym takie połączenie nie przeszkadza. 

Acha i jeszcze konstrukcja tekstu. Najpierw Magda obwieszcza, że chce zostać kultystką, a dopiero potem wyjaśniasz, że miała jakieś podstawy sądzić, gdzie wchodzi. Natomiast przez to, że w pierwszej scenie tego nie widziałem, wydała mi się komiczna. Miałem też momentami problem, żeby zrozumieć, że mam do czynienia z retrospekcją.

Podsumowując, niezrozumiałe zachowanie bohaterów i konstrukcja opowiadania z długą ekspozycją, nieistotnymi detalami sprawiły, że tekst nie przypadł mi do gustu. 

Łukaszu, zasady nominacji są każdorazowo w wątkach nominacyjnych:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/25486

O, dziękuję. Czyli ja też mogę nominować. W takim razie jeszcze jedno pytanie – opowiadanie dostanie się pod głosowanie Loży, nawet jeśli otrzyma 5 głosów od zwykłych użytkowników, takich jak ja? Bo żyłem w przekonaniu, że to jakiś Lożanin musi nominować opowiadanie, a z tych punktów wcale nic takiego nie wynika. 

Co istotne, z założenia chodzi tu o opowiadania, które wydają się “naprawdę bardzo same w sobie”, a nie “bardzo w porównaniu z innymi z tego miesiąca”.

Mhm, to ma sens.

Aha, dzięki za wyjaśnienie Wilku. Czemu tak mało tych nominacji? Nominować mogą wszyscy, czy tylko Loża? 

BasementKey, dzięki serdeczne za uwagi i nominację do biblioteki, bardzo mi miło. Jeśli chodzi o książkę to zapłacił za nią, zostawił na blacie pieniądze, które dostał od Sydneya na obiad.

 

Outta Sewer,

 

Konwencja przypominała mi “Gęsią skórkę”

Oglądałem za dzieciaka ;).

 

cliffhanger z kloszardem konsumowanym przez karbośmiornicę przywodzi na myśl stare horrory, takie jak “Blob”. Tylna furtka zostaje otwarta i może kiedyś coś przez nią jeszcze wypełznąć.

Filmu nie widziałem, pamiętam natomiast opowiadanie “Och, być Bloblem!” Dicka. Tak, zostawiłem sobie tych bohaterów i kraba, żeby kiedyś dopisać im przygody, bo mnóstwo miałem frajdy z tym tekstem. 

 

Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to do momentami wręcz stoickiego spokoju Sydneya, który na fanaberie wuja reaguje w stonowany sposób. Ciężko mi uwierzyć w tę jego pobłażliwość, tym bardziej, że Sydneya rysujesz jako ochroniarza w klubie, kolesia który ma kontakt z ówczesnymi gangsterami i nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek poślizgnięcie, żeby wszystkiego nie stracić. A sposób bycia wuja jest dość ofensywny w stosunku do bratanka, a ponadto lekceważący. Ja bym nie sytrzymał i go strzelił kilka razy w ucho ;)

Podarł mu książkę, a to znacznie bardziej bolesny cios dla staruszka ;). (Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają komentarze przed opowiadaniem). 

Dzięki serdeczne za miły komentarz i nominację. Pozdrawiam!

 

Może źle ujem to i emocjach, bo emocje wzbudził, ale takie związane z zainteresowaniem fabułą itp. Miałem na myśli, że jak czyta się taki tekst, to nie dla wzruszeń czy melancholii

Dlaczego? 

 

ani, by postawić się przed jakimś dylematem moralnym

Teksty humorystyczne stawiają dylematy moralne i głębsze pytania oraz proponują wartościowe postawy. Żeby nie być gołosłownym, mój tekst mówi o tym, że cała awantura i kłótnia między profesorem i bratankiem w gruncie rzeczy nie ma żadnego znaczenia, bo ostatecznie są rodziną. 

 

lekkiej rozrywki płynącej z wartkiej akcji

Nie rozumiem. Czym się różni lekka rozrywka od zwyklej rozrywki?

Gekikara, dzięki za odwiedziny i komentarz. Zerknąłem na poprawki, niektóre słuszne i potrzebne, więc kłaniam się ;). 

 

Całkiem zgrabna historia w klimacie horrorów komediowych/filmów akcji klasy B

No tak, takie było założenie. 

 

Wyraziste postacie

Cieszę się.

 

Większych emocji, co prawda, tekst we mnie nie wzbudził, ale przecież nie taki jest cel akcyjniaków, do tego z humorystycznym wątkiem.

Hm? A jaki? 

 

Nie jest to lektura wybitna (choć miejscami bardzo dobrze napisana), ale spełniająca swoje zadanie,

O.o

 

więc oczywiście zgłaszam do biblioteki. :)

Dzięki :).

 

Fabularnie najbardziej zgrzytnęło mi to, jak łatwo profesor pokonał krabośmiornicę

Taka konwencja, rolą malakologa jest ogarniać malakologię. Pewnie wyszedł mu dobry rzut na mity Chtulhu ;).

 

Pozdrawiam!

Ja również.

No proszę, fajny tekst. Bardzo płynnie się go czyta, niesiesz czytelnika. Fajnie skonstruowany, jest puenta na koniec, jest klimat, jest dziwnie, jest nietypowy pomysł, jest nietypowy bohater. 

Nie ma natomiast Ktulu, a i fantastyka taka, no, jeśli spojrzeć przychylnie to jest.

Klikam.

Zrozumiałem, że to jego zajęcie jest źródłem naszych ciągłych przeprowadzek.

Raczej powodem.

 

Nie wiem jakie były jej ostatnie słowa

Przecinek po “nie wiem”.

 

łykał jakieś podejrzane pastylki we wszystkich kolorach tęczy.

Wiadomo, tęcza niestrawna ;)

 

Ej, bardzo mi się to opowiadanie podobało! Naprawdę, tchnie samotnością, wyobcowaniem, dziwną atmosferą i tajemnicą. Skonstruowane bardzo elegancko, zmierzasz od punktu A, do punktu B, urywasz w najbardziej dramatycznym momencie opowieści, wszystko się zgadza. Bardzo mi się podobało i z przyjemnością klikam bibliotekę.

Ktulu nie widzę. 

– To nie były dzieci! – Krzyknęła jedna, kobiet. → Tu jakaś literówka, chyba chciałes napisać, że krzyknęła jedna z kobiet.

 

– Wyznasz swoje winy, pomiocie? – Kontynuowała → kontynuowała to wyrażenie odpaszczowe, więc powinno być małą literą. 

wyciągnęła z niej gładką, lito czarną muszlę i cisnęła ją mi pod nogi. → Czemu nie “cisnęła mi ją pod nogi”? A właściwie to zaimek jest niepotrzebny, wiadomo, że jemu. 

 

Strasznie to uprościłeś, wyrzucając przy tym wszystkie elementy retrospekcji i wszystkie fragmenty, które mówią o tym, co się we wsi dzieje. Przypomina mi to prześmiewczą serię komiksów, które pokazywały fabuły popularnych powieści w nie więcej niż czterech obrazkach.

Jasne, że uprościłem, ale w żadnym wypadku nie zamierzałem wyśmiać. W ogóle uważam, że każde opowiadanie można streścić w kilku scenach, jeśli jest sensownie skonstruowane. Twoje jest, dlatego można. To bardzo dobrze, według mnie. Uważam natomiast, że nie nasyciłeś tych scen odpowiednią treścią i emocjami. Jest szkielet, nie ma mięsa, że się tak wyrażę. 

Jeśli chodzi o problem z infodumpumi u bohaterów to moje myślenie jest takie: skoro bohaterowie służą tylko do przedstawienia informacji czytelnikowi, a równie dobrze można to zrobić z pozycji narratora, to po co oni właściwie są? Czy opowiadanie zmieniłoby się jakoś, gdybym ich zabrał? Nie. Skoro nie, to należy ich zabrać i nie pchać zbędnej treści, albo nadać im jakiś ciężar w tej opowieści, tak by stali się nieodłączną jej częścią. 

W każdym razie, powodzenia w dalszym pisaniu ;).

Niestety, nie podobało mi się. 

Po pierwsze, tekst jest wyrównany do lewej, a nie wyjustowany, więc czyta się go fatalnie. 

Po drugie, co chyba przeszkadzało mi najbardziej, bohaterowie są moim zdaniem tekturowi, nie mają żadnych cech, które odróżniałyby ich od siebie. Protagonista charakteryzuje się w zasadzie tylko tym, że opętał go Ktulu, ale inne dzieciaki też były opętane, więc niczym się od nich nie różni. Cała reszta postaci była tylko imionami.

Po trzecie, bohaterowie służyli Ci przede wszystkim do wykładania długich infodumpów, które wciskałeś do tekstu kolanem. Naprawdę trudno było przez to brnąć, informacje o tym, że ktoś zwariował i że we wsi działy się rzeczy, można było w zasadzie zamknąć w jednym akapicie.

Po czwarte , dłużyzny. Tekst ma 34 tysiące znaków, a składa się w zasadzie z trzech scen:

1. Protagonista przybywa do miasta.

2. Protagonista przypomina sobie straszną przeszłość związaną z miastem.

3. Protagonista konfrontuje się z babcią i przechodzi przemianę.

Rozciągnąłeś to do granic możliwości i obawiam się, że wyszło to historii nie najlepiej. 

Po piąte, język. Tekst jest napisany dosyć niechlujnie i dużo błędów mogłeś poprawić przy drugim/trzecim czytaniu.

Po szóste, zanim przeszedłeś do ciekawych elementów historii, które mogłyby czytelnika zahaczyć, zaserwowałeś długą ekspozycję.

Po siódme, ale to już wyłącznie moja literacka ojkofobia, nie lubię kiedy akcja horrorów i kryminałów dzieje się we współczesnej Polsce. Lovecraft to dla mnie lata 20ste XX wieku i czuję się nieswojo, gdy przenosi się go do naszego, mało ciekawego świata. Zupełnie jakbym chodził w niedopasowanych butach.

Fajnie, że odwzorowałeś schemat lovecraftiańskich opowieści. Szkielet fabuły jest bardzo dobry, zwrot akcji przyjemny, końcówka klimatyczna. Groza narasta w tekście do momentu, w którym następuje jej szczyt i wtedy opowieść się kończy. Miło.

Podsumowując, tekst jest według mnie kiepski. Sam pisałem takie, też w klimacie Lovecrafta, więc kibicuję, żebyś rozwinął skrzydła i uwolnił się od Amerykanina, bo co prawda pisał klimatycznie, ale to raczej średnia literatura ;). 

Zaklęcia nic nie robią

Jak to, nic nie robią? Alohomora otworzyła drzwi. Kozackie zaklęcie ;)

None ma wiele racji w swoim komentarzu, natomiast nie oceniałbym tekstu tak surowo. Jest napisany więcej niż poprawnie, masz wyczucie klimatu, używasz fajnej scenografii i rekwizytów, nadajesz opowieści twisty, ogółem, uważam że jesteś na dobrej drodze, żeby pisać ciekawe historie.

Zgadzam się natomiast, że bohaterowie są tylko imionami i nie nasyciłeś ich żadną treścią. Przeszkadzała mi również sztuczność dialogów, która służyła w większości do informowania czytelnika o faktach istotnych dla fabuły. 

Jeśli chodzi o światotwórstwo to nasyciłeś opowieść wieloma elementami, a potwory, o których mówisz, że interesują Cię u Lovecrafta najmniej, wydają mi się najciekawsze. Czerń z apetytem na ludzkość też jest w porządku, nie ma nic złego w starej dobrej grozie z kosmosu. 

Natomiast najbardziej doceniam to, że fabuła miała jasny, twardy szkielet, który poprowadził opowieść w konkretnym kierunku, zgodnie z założeniami horroru. Więc klikam.

No i nie orientuję się jaki odsetek śledczych jest zagorzałymi fanami Harrego Pottera

Tylko protagonista używał potterowego slangu.

Zmuszałem się do skończenia lektury chyba z pięć razy, w końcu doczytałem i obawiam się, że nie zrozumiałem ani słowa. Naprawdę nie wiem, o czym był ten tekst i czy właściwie miał jakąś linię fabularną. Przez większą część odnosiłem wrażenie, że składał się ze zlepku przypadkowych słów i scen. Coś wiało, coś było pomarańczowe, jakieś gejzery, piaski, góry, wieś, robaki, ćmy i starzec i bardzo przykro, ale nie ogarniam, o co tu chodzi. Twój tekst przypomina mi takie opowiadanie Lovecrafta W poszukiwaniu nieznanego Katath, po lekturze którego miałem identyczne odczucia. I chyba go nie skończyłem, udręka była ponad moje siły.

Zdawało mi się, że czat był po prostu urojeniem protagonisty? Częścią galopującego jak koń szaleństwa. Tego czatu wcale naprawdę nie było, albo był, ale Simon zwyczajnie flirtował sobie z dupeczkami i nie pisał niczego o żonie. To Powieczny wywołał u niego takie wizje. 

Przeczytałem i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało! Jest to pierwszy lovecraftowski tekst w lovecraftowskim konkursie. Umiesz w te klimaty i fajnie Ci wyszły, mimo że umieściłeś akcję we współczesnych czasach. 

Wspaniały kimacik noir, ten detektyw taki zmęczony, cyniczny, wszystko wokół brudne, syfiaste. Ach, perełka, bardzo dobrze się czytało. 

A tym mnie kupiłeś:

 

– Alohomora – cedzę przez zęby i częstuję drzwi kopniakiem.

Można jeszcze kliknąć? Jeśli można, to klikam i to z przyjemnością.

Pojawiło się magicznie, ale na skutek ciągu przyczyn i skutków. Jej pojawienie się było echem procesu okrucieństwa, który rozwijał się konsekwentnie od pierwszego słowa. Nie było tam żadnego znikąd. 

Brr, coś okropnego! Dobry horror, znaczy się. Naprawdę odrażające i odpychające obrazki stworzyłaś, Bemik. Nie jestem fanem takich tekstów, ale doceniam to, że udało Ci się zmalować słowem takie okropieństwa, że odłożyłem kolację na czas lektury. 

Nie widzę tu natomiast Lovecrafta, zupełnie. 

Klik, klik. 

Zuzajs14 – Biały Jeleń

 

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/25512

W mroczne i niebezpieczne miejsce posłałaś jelenia. Moją opinię znasz z bety. Daję Ci nominację do biblioteki za specyficzny, baśniowy klimat, którym przesyciłaś tekst.

Najpierw przeczytałem to: 

Nagle przypomniały mi się legendy o wysokiej postaci z waginą zamiast twarzy, które babcia opowiadała mi przed snem.

Potem to: 

Interesującym tropem był potwór-wagina (…). Wątek warty rozwinięcia.

A teraz wyglądam tak:

Przede wszystkim to jest dyskusja o pietruszkę, bo zasady konkursu zostały już ustalone. Skoro organizator ustalił, że można betować i uczestnicy chcą betowania, to wszystko jest w porządku. Jeśli ktoś nie chce, nie musi brać udziału. 

Natomiast wyrażanie opinii też jest zupełnie w porządku. I zgadzam się z Rogerem, że betowane teksty konkursowe trochę mijają się z sensem. Dlatego sam nie daję opowiadań do betowania, ale nie mam żalu, jeśli ktoś daje swoje. 

Nie podobało mi się. 

Konstrukcyjnie syn był dla głównego bohatera motywatorem do podjęcia podróży w las, co jest zupełnie w porządku, ale w moim odczuciu nie udało Ci się oddać tej motywacji na poziomie emocjonalnym tekstu. 

Konstrukcyjnie szaman był kluczem do tajemnicy lasu, a las główną tajemnicą, która miała wprowadzić weird/grozę do tekstu, ale ponownie, uważam, że nie udało Ci się tej grozy oddać w warstwie emocjonalnej. 

Uważam, że język nie odmalowywał natury horroru, który chciałeś przedstawić. Przeszkadzały mi tego typu opisy:

Gdy Assa obejrzał się po raz kolejny, po klonie nie było nawet pół śladu.

Jak wygląda pół śladu po klonie? 

 

I ostatnia, chyba najważniejsza rzecz, jakim opowiadaniem się inspirowałeś? Bo nie widzę tu Lovecrafta. 

Jej, widzę, że na forum nic się nie zmieniło, wciąż panuje obfitość zawodów pisarskich. Tarnino, jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego konkursu, totalnie się jaram. Mam nadzieję, że starczy mi czasu, żeby napisać coś na “Korespondencję z Providence” oraz tu. A jeśli nie, to chylę czoła, bo pomysł naprawdę zacny!   

Nie pisałem tak dawno, że chętnie coś skrobnę, żeby się odrdzewić. 

Dziękuję, Macieju. To jeden z pierwszych tekstów, jakie napisałem, zostawiłem go, żeby pamiętać od czego zaczynałem. 

Pozdrawiam serdecznie. 

Macieju, jest to bodaj trzeci tekst, który popełniłem w życiu. Zostawiłem go w tej kalekiej formie, żeby pamiętać jaką drogę przeszedłem. ;)

Ale dziękuję, że przeczytałeś, miło mi.

Ja stawiam że na pierwszy ogień pójdzie teraz Mormont, Dondarion i Szary Robak.

Szary Robak nie może umrzeć, bo jest Murzynem.

Bardzo mi się podobało. Z chęcią przeczytam dalsze przygody pałającego młodzieńca! Nie przejmuj się złośliwymi komentarzami, oni tak do wszystkich. 

Chrościsko, serdeczne dzięki za komentarz. Nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć Twoje rozczarowanie i żywić nadzieję, że moje przyszłe teksty bardziej przypadną Ci do gustu. 

Zastanowię się nad uwagą o osobowości Jess. To ciekawe, co zauważyłeś. Na pewno się przyda. Dzięki!

Ależ wcale nie twierdzę, że to coś złego. Wprost przeciwnie – gorzej jest zajrzeć (albo – o zgrozo! – przeczytać) i nic nie zrobić. A potem bidny Autor nie wie, czy się tekst spodobał, czy do chrzanu, czy komentarze zniechęciły, czy czytelnik usnął w połowie. I zastanawia się, kim jest reszta z 23 zaglądających… ;-)

Prawda.

 

Jeśli chcesz zajrzeć do moich tekstów, to polecam ten:

 

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/20631

 

gdyż został napisany na cyberpunkowy konkurs ;). 

Obawiam się, że Twoje opko jest skazane na wieczną poczekalnię i to z powodów niekoniecznie zależnych od Ciebie. 

Masz na liczniku 23 odwiedziny, ale to oznacza jedynie, że 23 osoby kliknęły Białą Flagę, zerknęły na komentarze innych i poszły dalej. 

Przeczytają dyżurni, Finkla, Reg, kilka osób z przypadku. Żeby podbić sobie popularność musisz komentować opowiadania innych, sprawić, że Twój nick będzie rozpoznawalny. Ludzie najpierw czytają teksty osób, które lubią, tych którzy mają wyrobioną markę, opowiadania konkursowe, a dopiero na końcu opowiadania debiutantów, a i wtedy najpierw zerkają na pierwsze komentarze.

Szybko się połapiesz.

Kurtyzana, znowu nie zdążyłam przed biblioteką :)

Tarnino, myślałem, że to ty. Wczoraj rano miałem jeszcze 4 punkty, a nikt się nie przyznał, że kliknął. Dobre skrzaty? 

Poprawiłem błędy, dzięki serdeczne za wyłapanie ich. Naprawdę doceniam.

 

Scena otwierająca opowiadanie doskonale oddaje Twoje zamiary – czytając, widziałam ją. :)

Właśnie tak.

Heh, cały tekst powstał dla tej ilustracji ;P.

 

Porządna kompozycja, dobre opisy, spójnie skonstruowane postacie (także wtedy, kiedy Jessica jest niekonsekwentna – jej niekonsekwencja ma sens i trzyma się kupy) – trochę dużo bluzgów, jak na mój gust, ale jeśli nie wygrasz konkursu, to chyba tylko dlatego, że ograniczenie było do połowy XX wieku, a tu są najwcześniej lata osiemdziesiąte (raczej później). Kurczę, chłopie, po prostu brak mi słów pochwały, więc masz obrazek, bo wart jest tysiąca słów :)

Cóż… Pozostaje mi tylko zrobić to:

 

 

 

Nawet mnie, która nie oglądała doktora Who i nie słyszała wcześniej o Ginger Woman

Też nie oglądałem, a Ginger Woman wymyśliłem, więc nie mogłaś słyszeć ;). Dzięki serdeczne za komentarz i klik, Finklo

Jeszcze wrócę do tej powracającej sztampy – to nie jest tak, że ona się tu pojawia przez niezręczność. Po prostu lubię korzystać z utartych klisz, to dla mnie atrakcyjne w opowieści. I dlatego chciałem np. żeby “doktor Zło” wyjaśniał w długim monologu, dlaczego zrobił, to co zrobił, i co się stanie zaraz itd. 

Kam_mod, dzięki serdeczne za klik. Bardzo mi miło, że dobrze się bawiłaś. 

 

Zapłacili prawie dwieście dolców za tydzień pracy.

A wyżej było sto. I w ogóle myślałam, że to dniówka, bo sto dolarów za tydzień nawet w latach osiemdziesiątych…

A później Jeff mówił, że jednak dostał więcej. Ale pewnie masz rację, że to i tak za mało, nie wiem ile wtedy płacili za podmienianie mózgów ;P

 

– Okej, zluzuj. Gramy razem w erpegi, dobra? Gorski jest mistrzem podziemi.

No i erpegi w latach osiemdziesiątych…

Zajrzałem do słownika rodzajów i gatunków literackich G. Gazdy i dowiedziałem się, że pierwsze gry fabularne powstały nawet w latach 70-tych. 

 

– Co z nim zrobiliście!? Chcę go zobaczyć! – próbowałam bić faceta przede mną, ale trzymał mnie mocno za ręce.

Całkiem sporo dialogów jest niepoprawnie zapisanych. Gdy po myślniku nie masz czynności gębowej, zaczynasz zdanie wielką literą.

Dzisiejsze bety. Tylko wziąć pieniądze, zrobić na odwal się i pójść. Teraz nie mam czasu, ale wrócę do dialogów w wolnej chwili i przejrzę wszystko :). 

 

Scena, w której bohaterka wiąże i gwałci analnie oprawcę wygląda jak tania kopia identycznej sceny z Dziewczyny z tatuażem.

Kiedyś oglądałem ten film, ale zupełnie go nie pamiętam. Jeśli wygląda na kopię, to przez przypadek. 

 

Hmm, nie przekonałeś mnie tym milczeniem Jess i BDSM.

Nie spodziewałem się niczego innego ;). 

 

Kończąc, jeden z betujących, mężczyzna, zwrócił na to uwagę. Nie wiem na ile to kwestia płci, a na ile uważnego czytania, w końcu był betującym. 

 

Zarzut o marysuizm jest bez sensu, bo bohaterka najpierw się miota, histeryzuje i robi z siebie pośmiewisko przed strażnikami. Zaczyna działać z sensem dopiero, kiedy spada jej z nieba trop i wchodzi na swoje poletko. A na końcu i tak daje się zrobić. 

 

Tak czy inaczej – dzięki serdeczne za odwiedziny i komentarze. A kwestię regulaminu zostawmy jurkom, tutaj przy niczym się nie upieram. Obie decyzje zrozumiem.

Cześć, Drakaino!

 

No, mnie niestety nie porwało.

Szkoda, ale rozumiem. 

 

Po trochu przez nadmiar wulgaryzmów (”stałam w recepcji tego pierdolonego ośrodka“ to nie jest wykrzykiwanie w nerwach, to jest narracja z dalszej perspektywy, czyli naturalny język bohaterki)

Jess nie mówi o jakimś tam ośrodku – mówi o tym ośrodku, który zamienił jej chłopaka w orangutana. Pewna nerwowość, nawet z perspektywy czasu, jest więc zrozumiała. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że, gdyby patrzeć na to uczciwie, “ten pierdolony ośrodek” jest tu eufemizmem. 

 

ale bardziej chyba jednak przez kreację bohaterki. Konkretnie o to, że przemiana takiej dziewczyny w Ginger Woman wydaje mi się zbyt szybka i zbyt łatwa. Jess nie lubi fantastyki, nie lubi komiksów i erpegów, nie lubi tego wszystkiego – a wczuwa się w to idealnie za pierwszym podejściem. Desperacja i determinacja mogą dużo, ale to nie jest kwestia przebojowości, tylko bycia przekonującą.

Tu się nie zgodzę, ale zaraz do tego przejdę. 

 

Nie kupuję też motywu z korkiem analnym – mam wrażenie, że to nie takie łatwe, jeśli ktoś nie ma doświadczenia, a także mam wrażenie, że dla przeciętnej kobiety, niemającej doświadczeń BDSM, niekoniecznie bardzo eksperymentującej z seksem (a nic na to nie wskazuje, chyba że coś mi umknęło w lekturze na komórce)

Nie sądzę, na komórce wyświetla się ten sam tekst. 

Jess ma doświadczenie w BDSM i eksperymentuje z seksem. Jest to powiedziane w tekście – tylko po prostu nie wprost. Zauważ, że Jess często wspomina skąd wzięła pewne rzeczy – komiksy, paralizator, blaster. Milczy natomiast na temat tego skąd wytrzasnęła lateksowy kostium, korki, sztuczne penisy (hmm… powinienem otagować 18+), skąd wie, że akurat ten jest rozmiarem dla doświadczonych itd. 

Inna sprawa to jej łatwość do wczucia się w klimat. Raz, że jest dobra we wchodzeniu w odczucia drugiej osoby. Dwa, że tak naprawdę cały czas steruje sytuacją tak, aby poruszać się na znajomym terenie. Gdy wchodzi na konwent ubrana jako superbohaterka, czuje się głupio. Odzyskuje natomiast rezon, gdy całe otoczenie skupia się na jej cyckach. Narzuca chłopakom aurę dominacji. Tak samo w rozmowie z Gorskim. Jess nie musi się wysilać, to on ciągle gada. A gdy rozmowa wchodzi na tematy przy których nie czuje się dobrze, natychmiast kieruje uwagę Stefana na seks (rozmowa w czasie spaceru) i znów ma kontrolę.

 

Fabuła jest dość sztampowa

Co konkretnie wydało ci się sztampowe? 

 

ale sprawnie napisana, zakończenie ok, choć trochę opowieść kończy się tam, gdzie mogłaby się zaczynać…

Nie, w żadnym wypadku. Opowiadanie ma taki schemat, że zaczyna się w absurdalnym momencie (Hej, biegnę obok orangutana, ubrana jak superbohaterka i strzelam z blastera. Opowiem wam, jak do tego doszło) i nie ma żadnego znaczenia, co stało się potem. Może i można by opowiedzieć, ale to temat na zupełnie inną historię, ta jest poprowadzona od punktu A do B i koniec. 

 

No i jeszcze jedno: erpegi i Madonna to lata ‘80 XX w. – nie wiem, co jury na to, ale zasadniczo nie wchodzi to w zakres Retrowizji…

Prawda! Przyznam z ręką na sercu, że ten punkt, który mówi w jakich ramach czasowych ma się dziać opowieść całkowicie przeoczyłem. Sądzę, że to niewielki problem, ale gdyby okazało się, że jednak nie, to trudno, zostanę zdyskwalifikowany. Byłoby mi natomiast przykro, bo napisałem tekst specjalnie pod tę ilustrację.

 

 

 

OneTwo, nie zgodzę się z zarzutem o niespójność. Opowiadanie jest złożone ze scen, ale są one jak najbardziej spójne. Problem braku pieniędzy > zaginięcie chłopaka > śledztwo > porwanie doktora > rozwiązanie tajemnicy > zamiana porywającego w ofiarę > znów zamiana i ucieczka.

Intryga złego doktora, mówisz. Hm… Ale właśnie na tym polega psychologia tej postaci. Że on lubi komiksy i grać w erpegi, a równocześnie sam jest takim “złym doktorem”, który prowadzi eksperymenty. 

Dzięki za wizytę i komentarz ;).

Fajny tekst. Przypomniało mi się jak oglądałem “Coś” w środku nocy, owinięty kocem. Dobry klimat. 

Nie doceniam za to riserczu. Przez większość szczegółów prześlizgiwałem się wzrokiem.

Miałem też nadzieję na większy konflikt między członkami ekspedycji. W pewnym momencie jakby się urwał, zastąpiony wątkiem drobiażdżków. 

Gratuluję wygranej, choć przyznaję, że głosowałem na inne opko. 

Nowa Fantastyka