Profil użytkownika


komentarze: 754, w dziale opowiadań: 603, opowiadania: 114

Ostatnie sto komentarzy

Katiu! Dziękuję Ci za wizytę, komentarz i klika. Cieszy mnie to, co piszesz o zmysłach, też tak lubię :) 

Silvan, mnie też tu parę razy było przykro, więc myślę, ze możemy założyć, że jesteśmy kwita. Tak, faktycznie napisałam, że się rozmijamy, ale czy to znaczy, że to co ktoś mówi jest lepsze lub gorsze? Rozmijamy, czyli mamy inne podejście. 

Koniec, serio. 

@Silvan:

 

Mówisz, że:

Zamiast słowa wdzięczności (dosłownie: “dzięki za wyjaśnienia, ale zostaję przy swoim”)

A ja napisałam wcześniej: 

 

dziękuję raz jeszcze, za odwiedziny, poświęcony czas.

Wyjaśniłeś, rozumiem i – jak już pisałam – argumenty naukowe przyjmuję i nie wchodziłam z nimi w dyskusje 

 

Więc jeszcze raz: podziękowałam, zrozumiałam wyjaśnienie, ale zostaję przy swoim. Nigdzie nie punktowałam Ci złośliwości, ani szpanowania wiedzą (nie wiedziałam, że masz wykształcenie elektryczne, skąd miałam to wiedzieć?). Nigdzie nie użyłam wyboldowanego przez Ciebie stwierdzenia, ani nie zarzuciłam nie zrozumienia historii. 

W ostatnim komentarzu, odpowiedzi do Finkli, podkreśliłam tylko, że na co innego kładę nacisk – i tyle. Cały czas zaznaczałam, że jestem świadoma błędów i w ogóle nie oceniam, tego, że dla kogoś to jest ważne i zakłóca odbiór. 

Jeszcze raz więc: dziękuję za opinię, wyjaśnienie jej i klika. 

 

@Silva, dzięki za Twój głos w rozmowie, przyjmuję. 

@Zanais, dzięki i Ci, nie drążmy, nie chcę się kłócić i naprawdę nie o to chodzi.

Dziękuję dziewczyny za odwiedziny i komentarze. 

 

@Reg: dziękuję, dobrze, że mimo małej ilości bajkowości czytało się dobrze :)

 

@Finkla: dziękuję za rozbudowany komentarz, wsparcie i klika :)

 

Diabli raczą wiedzieć, co zadzieje się przy zderzeniu takich dwóch monstrów.

→ z takiego założenia wyszłam ;) 

 

Hydroponika – Mogę teraz odpowiedzieć, że próbowano, ale nie wyszło, bo przydarzyła się nieznana zaraza i zeżarła roślinki. Albo jest problem z nawozem czy wodą do hydroponiki. Również próbowano pozyskać tlen z bakterii regolitożernych ale też się nie udało ponieważ… <tysiąc opcji>. Tak samo jak z atmosferą – tak, na pewno jakaś tam jest, jednak nie jest wystarczająca dla człowieka.

Śluza – przyjmuję wątpliwość, mogłam to wyjaśnić i rozwinąć, co tam dokładnie nie działa i jak jest zbudowana. I znowu mogę teraz dywagować, że ona ma dwie warstwy i jedna działa, a druga nie i przez to przy każdym otwieraniu ucieka trochę tlenu, ale nie ma jak to załatać… No, nie będe w to szła teraz, po ptokach już jest ;) 

W ogóle na te wszystkie tematy mogę snuć wiele teorii, nie mówię, że nie byłoby to ciekawe, ale nie widzę sensu. Naprawdę nie spodziewałam się, że pod tak drobnym tekstem rozwinie się tyle rozważań na temat świata przedstawionego / świata ledwie zasygnalizowanego brzmi lepiej.

Wiem, że tekst ma błędy, nie zamierzam się tego wypierać, i oczywiście, że mogłabym go dopracować, ale nie budowaniu złożonego świata miał on służyć. Dla mnie rozbijanie się o takie szczegóły, zastanawianie się co jest, a co nie jest realnie możliwe wprowadza chaos i jest niepotrzebne. Bum, powiedziałam to :D Słyszę i widzę te wszystkie uwagi, jak bardzo się mylę i jak bardzo to wszystko jest w fikcji ważne – zjedzcie mnie, ale dla mnie nie jest, szczególnie w czymś tak krótkim. Dla mnie. Wiem, że dla wielu osób absolutnie nie i takie sprawy są bardzo ważne i przeszkadzają w odbiorze. Nie kłócę się, przyjmuję to. I dało mi do myślenia. 

Ufff, nie spodziewałam się, że mój najkrótszy tekst tutaj wywoła tyle emocji i komentarzy ;) 

Dziękuję jeszcze raz! 

Zanais heart

Dziękuję Ci bardzo za te słowa i cieszę się, że pomysł na mini scenkę Ci się spodobał. Naprawdę, to miał być taki lekki drobiazg, nie przypuszczałam, że wyleje się wokół tyle wszystkiego, ale ok, tak wyszło. Myślę, że już swoje podejście przedstawiłam i go nie zmieniam, trudno, nie pierwszy raz się z kimś totalnie rozmijam ;) 

Dziękuję jeszcze raz! 

Słowom nie można ufać, Wojtek. Zapamiętaj to do końca życia.

Jak bardzo kupiło mnie to zdanie.

Och, i wszystkie pozostałe też. 

 

Piękne, piękne to było. Na każdym poziomie – historii, pomysłu, przesłania, opowieści, języka. Oczarowałeś mnie opisami, bo bardzo w takich rzeczach się lubuję – w tych owocach, kwiatach, przyrodzie tętniącej życiem. Jak dla mnie, przyrody nie trzeba nawet dodatkowo umagiczniać, sama w sobie jest wystarczająco niepojętna i fascynująca, ale można ją “podkręcić”, jak Ty zrobiłeś i mamy coś wspaniałego (choć u Ciebie ona jest jaka jest, niekoniecznie taka dobreńka ;)). Kocham takie opisy, sama sporo ostatnio w tym siedzę – aż mi się śmiesznie czytało, bo też pisałam o neuronach korzeni i grzybni. 

No i smok. Pyszny pomysł.

Skoro otworzyłam cytatem, cytatem też zamknę:

– Daje? Chłopie, on wypala słabość. A kiedy słabości już nie ma, zabiera resztę ciebie, kawałek po kawałku.

Cudowne. I pociągnęło moją myśl do miejsca, w którym myśl moja lubi przebywać. 

Dziękuję za przyjemność i powodzenia w plebiscycie! 

Cześć Gravel! 

Bardzo mi siadło, przede wszystkim super nastrój, klimat grozy jest od początku do końca, świetnie to jest zbudowane, bardzo obrazowe, a bluzgi jak najbardziej mi pasują. Od początku do końca trzyma w napięciu, od pierwszych zdań bohater swoją opowieścią chwyta… chciałam powiedzieć za serce, ale jakoś zbyt dosłownie mi to brzmi ;) 

Mocne, gęste. 

Bardzo podobał mi się fragment z przeplatanymi wypowiedziami – myślami. 

Nareszcie.

– Nareszcie – szepczę. To słowo smakuje jak duma, ponura determinacja, kwaśne zadowolenie.

Bomba. I zmęczone żelazo.

Dziękuję i pozdrawiam, powodzenia w plebiscycie! :) 

 

Mnie nie zazgrzytało, ale to tylko ja i moja opinia :)

A ja Ci za nią bardzo dziękuję :) Cieszę się, że mimo wszystko siadło.

O, wyniki, przegapiłam :x No to skoro chemię już pogwałciłam, to pora na fizykę: zaginam czasoprzestrzeń i pozdrawiam wszystkich z przyszłości ;D 

Gratuluję wszystkim! A podiumowiczom szczególnie. No i Wilkowi – dziękuję za konkurs i rozmowy. Szybki jesteś. 

 

Hahaha ok, to jak jeszcze raz, to jeszcze raz :D 

 

Cześć Silvan, Koimeoda <wyciągam rękę>

 

dziękuję raz jeszcze, za odwiedziny, poświęcony czas.

Wyjaśniłeś, rozumiem i – jak już pisałam – argumenty naukowe przyjmuję i nie wchodziłam z nimi w dyskusje, co od razu napisałam Jimowi prawie dobę temu, bo nie tędy miała iść droga, dlatego chciałam to uciąć jak najszybciej. Wiedziałam od początku, że jeśli będziemy to rozpatrywać na poziomie nauki, to jest to babol i tyle, oczywiście, że jest. Babol świadomy, bo nie planowałam pisać tekstu SF, nawet light. Właśnie chyba tu się potknęłam – bo trochę, przez przypadek, jakoś tak wyszło, że zaczęliście to czytać w takim kontekście.

Zastanawiam się jak miałam nakierować czytelnika, że… 

…że to ma być bajka?

Może powinnam to dać w przedmowie :D Ale tak, to miał być taki SW, Space Opera, czy po prostu fantasy. Tak, taki z beskarem czy innymi śmiesznymi pierwiastkami. Z nikogo nie chciałabym robić “kretynów”, jak to nazwałeś, ale o taką konwencję mi chodziło (nie, nie kretyniczną ;D tylko baśniowo-kosmiczną). Ot, scenka in a galaxy far far away, gdzie są inne zasady. Tak, może i z inną budową atomów, co podawałeś jako przykład takiego totalnego odjazdu ;) Wiem, że podałeś to jako żart i absurd, i ja się zgadzam, nie kpię, nie spieram. Nauka, to nauka, bajka, to bajka i głowię się tylko, jak miałam to zaznaczyć. Może wprost. 

Stąd wyniknęło moje poirytowanie, że szukamy tu czegoś więcej i realizmu.

Bo ja podeszłam do tego bajkowo i gdybym miała więcej miejsca, to bym postarała się bajkowość po pierwsze podkreślić, po drugie – wewnętrznie wyjaśnić. Ale to musiałoby zakładać akceptację czytelnika konwencji bajkowej, bo nie, nie zamierzałabym wciskać do tego układu pierwiastków, który mamy nowych. Musiałaby się ze mną pobawić w możliwości magiczne i bajkowe i zaakceptować, że na takiej płaszczyźnie rozmawiamy. Ale oczywiście w pełni przyjmuję, że ludzi to śmieszy. Że nie interesuje i nie chcą tego czytać. 

Na marginesie, pozwolę sobie odejść od tych nieszczęsnych pierwiastków i mojego szorta, a zostając temacie naukowości w takich bajkach: pamiętam, że Le Guin apelowała o traktowanie praw nauki w takim pisarstwie, jak jej (nazywanym przeróżnie, ale na pewno nie hard SF), inaczej niż w rzeczywistości. O istnienie praw, związków, materiałów, gatunków, które nie mogłyby zaistnieć w naszym świecie. Że to wszystko jest jedna, wielka metafora.

Życzę też miłego wieczora, klik niespodziewany haha ale dziękuję! :) 

Silvan, dzięki za odpowiedź i to co tutaj tłumaczysz, podobnie jak wcześniej, rozumiem i w pełni się zgadzam – to jest nauka. 

Od początku nie o to chodziło, stąd nasz rozjazd w opiniach i odbiorze tego. 

To zapytam jeszcze raz, nie na poziomie “czy nowe pierwiastki są realne” tylko na poziomie fikcji – nazwijmy to konwencją light SF – po prostu zaistnienie nowych metali na jakiejś innej, dalekiej planecie, w innym czasie, jest aż tak gryzące po oczach? Nie czy jest realne. Tylko czy w tekście jest nie do zaakceptowania. 

Napisałam tę niefortunną “tablicę z nowymi pierwiastkami:”, bez wyszczególniania co to jest. Założenie było takie, że bohaterowie podejmują próbę uzyskania tlenu z zawierających go związków chemicznych, a nowe pierwiastki (wchodzące w skład tych związków) były potrzebne po to, żeby udaremnić proces. Ja wiem, że to jest bajkowe założenie, bo nie mamy nowych pierwiastków i jest ich tyle ile jest, ale – dlatego pytam – nowy metal w takiej konwencji nie przejdzie? 

edit: nowy, znaczy tak, z jakiś przyczyn nowy i stabilny ;) nie mieszczący się w takiej naszej tablicy, bo tu wiem, że nie ma na nie miejsca. 

Ok, dzięki za wyjaśnienie kwestii stylu, to jest jasne. 

A na oznaczeniach zafiksowałam się tylko dlatego, że w tym upatrywałam przyczyn doszukiwania się tutaj prawdy naukowej. Bo to mnie po prostu zaskoczyło.

Rozumiem już, jak tłumaczysz, że u Ciebie to nie wynikało stricte z oznaczenia gatunku, co samej sceny, że jest w tonie SF – chyba zrobiłam to nieświadomie. Gdybym wiedziała, że będzie rozpatrywany naukowo, to bym tego nie popełniła.

Ale w takim razie mam pytanie – czy w takim bardzo nieokreślonym SF, nie ma za nic miejsca na fikcyjne pierwiastki, po prostu jako nowe pierwiastki, które gdzieś kiedyś pojawiły się na innych planetach? Po prostu nie, no-go i nie ma opcji? W pełni rozumiem argument, że jeśli mówimy o najbliższej przyszłości, czyli to, co wiemy dziś o kosmosie, badaniach planet, chemii itd., to wtedy to jest bujda. Ale w takim bardzo nieokreślonym świecie? Bo nie mamy tutaj nic, co by wskazywało jak odległe to są czasy, jak zaawansowane technologie, co to w ogóle są za ludzie, co za planeta itd? Nowe gatunki zwierząt czy ludzi też budziłyby takie wątpliwości? Serio pytam z ciekawości. 

@PanDomingo:

Dziękuję bardzo za odwiedziny, pozdrowienia, no i tlen! ;) Cieszy mnie pozytywny odbiór i to, że dobrze zrozumiałeś moje intencje – przy tak krótkiej formie postawiłam na opowieść, świadomie upraszczając resztę. Super, że rozbudza wyobraźnie i nie ma niedosytu :) Dziękuję!

 

@Wilku: 

Dziękuję bardzo za rozbudowany komentarz, odbiór generalnie pozytywny i klika. To miłe :)

 

Zacznę od tego, co bardzo fajnie, że przywołałeś, a myślę, że gdzieś zaważyło na tym zgrzytaniu zębami – czyli nieszczęsnym oznaczeniu gatunku SF.

Piszesz, że SF zniesie mniej baboli, niż Space Opera – z czym się w pełni zgadzam. 

Zastanawia mnie tylko, czy jeśli podczas publikacji mam do wyboru “Fantasy – SF – Horror – Inne” to czy nie powinniśmy, jako czytelnicy, trochę mniej radykalnie traktować takie szufladki? Bo mam ich do wyboru tylko 4? Jeśli tak będziemy się mocno trzymać tych gatunków, to potężna większość opowiadań powinna lądować w kategorii “Inne”. Co innego książka, wydawnictwo, zbudowana wokół reklama itd., powieść– ja dalej nie wiem po co, ale świat to lubi – trzeba jakoś ogatunkować, a co innego tak króciuchny tekścik na portalu, gdzie mam do wyboru wąski zakres gatunkowy.

Celowo nie dałam żadnych dodatkowych tagów “nauka”, “hard SF”, “soft SF”, nic takiego, bo wiedziałam, że to wprowadzałoby w błąd. Czy jeśli teraz zmienię na “Inne”, to te problemy z nauką dalej tak samo gryzą, czy już ta jedna szufladka tyle zmienia? A jeśli zmienię na “Fantasy”?

Ja najchętniej publikowałabym bez gatunku w ogóle, bo uważam gatunki, szczególnie takie subgatunki gatunku za coś szkodliwego i wprowadzającego niepotrzebny zamęt. Ale ok, nasz system ma 4 szufladki, już wiem, że wszystkie przyszłe swoje teksty będę publikować pod “Inne” ;) bo to zdecydowanie kategoria dla mnie. 

Nieszczęsne pierwiastki – rozumiem zamęt, ale znowu upatruję tutaj powodu w gatunku. W Space Opera przeszłyby fikcyjne pierwiastki, prawda? Nie będę linkować przykładów, bo jest tego aż za dużo (te wszystkie bajkowe adamantium, beskarki itd. ).

Można wprowadzić gatunek Space Opery? Złożę wniosek do Beryla ;D

Kwestie fabularne: zgadzam się, spokojnie mogłabym jednym czy dwoma zdaniami tam je wślizgnąć (czy tę śluzę, czy przeszłość itd.), choć też nie uważam tego za koniecznie. No i znowu – każda odpowiedź rodzi pytanie. Napisałabym jedno zdanie, że to – weźmy cokolwiek – rozbitkowie, to zaraz będą pytania ale co tam robią, dokąd lecieli itd. I chyba dlatego mam problem z krótkimi formami, zarówno pisaniem, co czytaniem. Ciężko zbudować zaplecze, świat, nakreślić bohaterów, zbudować klimat, pobawić się słowami i opisem – na coś trzeba się zdecydować. W zależności na co się zdecydujesz, zwolennicy tego, co pominę, będą narzekać. 

 

Swoją drogą zastanawiam ten zabieg z powtarzaniem niektórych słów. Chyba miał „podkreślać”, ale wyszło jak… Hm, coś typowego dla ludzi uwięzionych na małej przestrzeni – jakieś rzeczy powtarzalne, więżące uwagę.

Przyjmuję uwagę i mam pełną świadomość, że taka stylizacja nie wszystkich przekona. Ja lubię powtarzać i plątać słowa, popełniać zamierzone błędy, aliteracje itd. Mi to buduje nastrój, lepiej pomaga wyrysować obraz. Wiem, przyjdzie Tarnina i mnie zje :D 

 

Na koniec wrócę do tego, co było miłe:

Osobiście uważam, ze te drobiazgi stanowią taką wąską linię oddzielającą dobre opowiadanie od bardzo dobrego. (…) No, po jednej stronie jest status „dobre, ale poza podium”, po drugiej „a mogło być bardzo-bardzo”.

Dziękuję. Jak na tekst napisany w godzinę uważam to za sukces. I tak, wiem, że mogłabym tu sporo poprawić, ale trudno, strzał był w ostatnim momencie. 

 

Jeszcze raz dzięki! :) 

 

Edit, bo w międzyczasie pojawił się @Ślimak:

Ślimaku, nie, tu nie ma jakiegoś wielkiego zżycia z tekstem, kwestię pierwiastków rozważam wyżej i tak jak napisałeś, to miała być zupełnie drugorzędna rzecz. Tak, to miał być poziom abstrakcji, tak jak piszesz – i dlatego nie widziałam potrzeby korygowania tego. Oczywiście, że mogę. I chyba zmienię tag po prostu ;) 

Asylum, dziękuję za odwiedziny :) 

Wiem, że motyw ograny; cieszę się, że podobały się Ci się chociaż te barwy, skoro klimat nie bardzo.

Po drugie, moim zdaniem, zupełnie nie o to Ci chodziło, tak myślę! Tablica jak tablica.

Ano tak. Dokładnie. Dla mnie jest różnica pomiędzy wprowadzeniem fikcyjnych pierwiastków, z całym ich celowym uproszczeniem, a przekonywaniem czytelników, że 2+2=5, bo tak.

Ale nie będę tłumaczyć, co tu było tłem, a co treścią.

Pozdrawiam Cię i Twoją sygnaturkę ;) 

Skończyliście? To tak z rzeczy ważnych:

Jim: dobrze, że mi przypomniałeś, bo bym zapomniała dodać: nie inspirowałam się tym Kumamonem, nic a nic. 

Silvan: tak, pewne rzeczy wwiercają się w mózg. 

Realuc, dziękuję. 

Oj, sparafrazuję Twoje słowa, drogi Jimie: to też nie jest dobra droga. Albo inaczej, to nie jest moja droga, bo może dla Ciebie jest dobra, ja cudzej drogi nie oceniam, ja swoją wybieram.

Dzięki za lekturę i komentarz, ale to już jest ten komentarz, z którym nie będę wchodzić w dyskusję, bo wiem, że pójdziemy w zupełnie innych kierunkach. Dla mnie to jest scena-symbol, krótka forma literacka, służąca czemuś zupełnie innemu, niż pochylaniu się nad ilością neutronów w jądrach pierwiastków. Naprawdę nie zamierzam tego traktować dosłownie i rozbijać się o każdy szczegół oraz kłócić się o to, czy pierwiastki w kosmosie nie powstają w żadnym naturalnym procesie (?).

Pozwól, że przypomnę: mówimy o fikcji.

Pewnie, że rozumiem i takie didaskalia, o jakich piszesz, są o wiele fajniejszą opcją :) Tylko tutaj nie widzę monotonii, jest że “mruknął”, “zawyrokował” itd. i wg mnie to jest ok.

Dziękuję za tak szybkie odwiedziny Panowie i za lekturę.

 

@Ślimaku: dziękuję za mini łapankę, doceniam to i już poprawiam, w kwestii interpunkcji nawet nie zamierzam z Tobą dyskutować :)

Czy ostatnie zdanie nie powinno brzmieć pomiędzy naszym a obcym?

Ma to sens, co mówisz, ale mnie jakoś pasuje “nasze i obce”, nie odnosi się to do niczego konkretnego, tylko do wszystkiego co “nasze” i wszystkiego co “obce”. Chyba tak zostawię.

 Tablicę pierwiastków zostawiam, bo o to mi chodziło, o układ okresowy nowych pierwiastków, a nie związków chemicznych.

Dziękuję też bardzo Ślimaku za Twoją interpretację zaplecza historii – tak, to jest jak najbardziej jedna z opcji tłumacząca scenkę, podoba mi się.

 

@Odpryskowy:

Odpowiem słowami Ślimaka: „ (…) przelotny wgląd w dziki kapitalizm ery kosmicznej”

W tak drastycznym limicie znaków skupiłam się na tym, na czym chciałam, czyli migawce, przebłysku jeno, scence samej, w której mamy bohaterów wobec problemu, bez skupiania się na szczegółach jak ów problem zaistniał. 

Ale, och, jak cieszę się, że pytasz! :D To możemy pofantazjować tutaj, bo Wilk jeszcze nie założył limitu znaków na komentarze ;)

Więc, wracając do pytania o tlen: zostawiłam to wyobraźni czytelników i bardzo podoba mi się strona, w która poszła wyobraźnia Ślimaka.

Biedaszyby.

Piractwo kosmiczne.

Korporacja, która się wycofała z jakiś przyczyn (jakich?), lecz pozostali po niej chcący się wzbogacić ex-pracownicy. Albo było tu przedsięwzięcie większe, naukowe, ale coś poszło nie tak (co?), był wypadek (jaki?) i przetrwało tylko kilka osób, które próbują przeżyć. Albo badania i szacunki się myliły, bo i to się zdarza. Albo terraformowanie jednak potrwało trochę dłużej niż planowano. Albo Norman i Thea mieli zapas tlenu, na dany czas, jednak statek im się zepsuł (dlaczego?) i zostali uwięzieni. Albo czekają na transport tlenu z innej planety lub bazy, ale kilka miesięcy temu stracili kontakt z ziomkami (co się stało?) i zostali sami. Czekają na ratunek, ale jakoś ratunek nie przylatuje…

Te wszystkie pytania i mnie frapują, a możliwości same mnożą się w głowie.

Ale 3407 znaków.

To mało.

Więc tylko scenka i tak to zostawiam :) 

 

Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam! 

Cześć Wilku, który jest! :)

Podobało mi się. Co mi się podobało? 

 

W niektórych czasopismach z epoki gierkowskiej były notatki dziadka, które odkładał dla babci.

To jak takimi drobnostkami pokazujesz emocje. Bardzo ładne zdanie. 

 

– Stwierdził, że gdyby miał światło, to by za dużo pracował, a tak to kończył o zmroku.

To fajne! :D Aczkolwiek, jako osoba ze skrajnie nocnym chronotypem, mam wysoki szacunek do prądu ;) 

 

Dziadek układał też dla siebie zagadki. Wyciągał je po latach i rozwiązywał. W końcu trafił na taką, której nie dał rady…

Zastanawiam się czy rozumiem to zawieszenie na końcu i czy jest tu coś do rozumienia więcej: to nawiązanie do kamienia? Ja tu wyczułam metaforę śmierci, ale to ja. I podoba mi się dziadek układający zagadki dla samego siebie na przyszłość, ładne. 

 

W ogóle fajny pomysł na ugryzienie tematu kamienia, takie proste, prozaiczne to… ot, zapalniczka w Suchedniowie. 

I nie zgadzam się z Realuciem, mi didaskalia dialogowe bardzo pasują, sama ich dużo używam (wg niektórych nadużywam ;)). Lubię je, bo rozszerzają dialog, tak że nie jest istotna tylko treść wypowiadana, ale i sposób, dźwięki itd. 

 

Pozdrawiam i powodzenia! :) 

Siema Bruce! :)

Ja nie bardzo umiem w czucie szortów, w pisanie szortów i komentowanie szortów, więc zapożyczę komentarz od Mistrzyni Kompresji Wrażeń czyli: 

Fajne (@copyright by Anet :D) 

Ominęła mnie drama w satyrze wytknięta,

Tak mi się zdaje – bo jej nie pamiętam.

Czy dużo straciłam? Jakieś kliki zaspane,

I leniwych lożan w łożach wylegiwanie?

 

Na dramy jest takie osobne pudełko.

Zaglądam tam czasem, uchylam mu wieko,

Sprawdzam czy jeszcze od krzyku nie pękło.

W pudle, jak w garncu – się nawrzucało,

Zachichotało, zagotowało, zabulgotało,

Komuś się chciało, a komuś ulało.

Puchnie od słów, pęcznieje sarkazmem,

I znowu myślisz: po kiego tu wlazłem?

 

Zostawmy pudełko – wróć do satyry.

Lekkiej jak piórko, napisanej zabawnie,

Tak jak trzeba, tak jest ładnie.

Szczególnie w czasie ciężkim, w chorobie,

Co autor przyznaje dopiero w posłowie.

Tuszę, że czas ów jest dziś przeszłością,

Przeminął i w gardle nie staje już ością,

Jeśli nie – niech szybko tak się stanie,

I oby jak najkrótsze było to czekanie.

mail

 

Bardzo dziękuję za odpowiedź na mój list, niezmiernie mi miło, że sztuka epistolografii jeszcze całkiem nie przepadła.

W telegraficznym skrócie odpowiadam: 

Ofelia nie zając, nie ucieknie.

Czy to zapowiedź nowego, międzygatunkowego romansu :>? 

 

Lodówki na plecach nie wyniesie

A kto wniesie, Panie Lowin, kto wniesie… Może Penny. Igły mogłyby pomóc.

No i po cóż Ofelia miałaby to robić kiedy, w brzuchu może wynieść zawartość kilku lodówek? :P 

 

Jak to mówią, od zdesperowanej jeżycy gorszy jest tylko ślimak w obuwniczym… czy jakoś tak…

Mimo moich uwag do Pani Sharp, mam nadzieję, że wkrótce znajdzie szczęście, a Pan wreszcie da spokój ślimaczkom! :D Coś nasz gatunek nie cieszy się Pana sympatią ;) 

 

Pozdrawiam, smacznego purée! 

mail Panie Lowin, poczta! mail

 

Dzień dobry Panie Lowin,

 

Mam nadzieję, że mój list znajduje Pana w zdrowiu, nikt Panu pyska nie okłada oraz tuszę, że udało się odzyskać rower. Może jeszcze jedna, dwie akcje i w końcu będzie Pan mógł nabyć automobil? Jak nie od razu jaguara, to może jakaś cliówkę albo punto chociaż? Trzymam kciuki. 

Jako wierna fanka czekałam na dalsze Pana przygody. I nie zawiodłam się.

Choć na początku nie lada mnie Pan wystraszył! Jak to rozstanie z Ofelią?! Na szczęście okazało się to wspomnieniami, skokiem wstecz w stosunku do przygód, które tak pokochałam. Ulga! 

Złapał Pan moją uwagę gdy tylko pojawiło się tajemnicze zadanie z Insektówki. “Co tym razem?” – zastanawiałam się. “Insekty? Nowa dzielnica Nowego Leśniczowa? Kto ma problem? Czy Lowin będzie działał sam czy i tym razem pojawi się pomocna łapa?”. Tyle pytań.

Och, jak podobały mi się te wszystkie insekty, ich wygląd, ich zwyczaje! Jak zwykle świetna, bardzo barwna i obrazowa relacja z akcji, Panie Lowin, gratuluję! Dzięki temu czułam się jakbym sama musiała rozwikłać zagadkę zaginionej wizy. Śmiałam się przy licznych żartach (że Pan tak umie, tu akcja, tu zagadka, tu napięcie, a tu jeszcze znajduje Pan miejsce na sypanie żartami z rękawa!), wstrzymywałam oddech w momentach napięcia i kibicowałam bardzo podczas walki. Aleście im pokazali, Pan i Penny! Ave Wy! 

Chociaż sama Penny… Niby piękna i zdolna, ale nie do końca mi się podoba (choć może to wynika z mojej fanowskiej zazdrości, co Pan myśli… Panie Lowin? Czy rozważa Pan zatrudnianie fanek na stanowiska asystentek w akcjach?). Choć myślę, że głównie za nieprzychylność wobec Penny mogę winić moje przywiązanie do romantycznej wizji, w której jest Pan z Panią Ofelią. Jak dla mnie jesteście dla siebie stworzeni i będę Was zawsze razem szipować

Bardzo dziękuję za tę przygodę, jak zwykle, bawiłam się świetnie! Proszę odetchnąć, należy się Panu chwila wytchnienia, ale nie za długo! Fedora i proca to jak płaszcz i szpada, nie mogą leżeć bezczynnie! 

Czekam.

 

Wierna i oddana fanka. 

 

PS: Może następnym razem coś u Mięczaków? Proszę spojrzeć na wikipedię, u nas jest naprawdę bardzo fantastyczne towarzystwo! Bruzdobrzuchy, głowonogi, jednotarczowce, łódkonogi, małże, no i ślimaki, o czym, nieśmiało wychylając się z mojej muszli, przypomnę. 

 

PS2: Muszę wywołać FanWars! 

 

Neeeh, @NaNa! Cóż to za czepialstwo (mówisz, że dla zasady ale w “Imię Zasad” to “Psy”, a nie Lowinek!) biednego Ariela/Arielkę? Ale dajesz 6 gwiazdek, więc Ci wybaczone ;)

 

Moja reakcja na te słowa:

A teraz, uwaga, zaczynamy festiwal narzekania na dżdżownice xD

 

Była tylko taka: 

 

 

I taka: https://www.youtube.com/watch?v=asm4vLRV_zU W 18.55 biedna Magda żali się, że jej nikt nie lubi :(

 

Uch, krzywdzący stereotyp. Tak, wiem, że to bajka i nie, nie mam kija w odwłoku (swoją drogą, już tym wstępem wprawiłeś mnie w dobry nastrój), ale uprzejmie zwracam uwagę – dla zasady, ponownie – że jeże są typowo owadożerne i też nie lubią jabłek. Może czasem (rzadko) jakieś spady wsuwają, jak są na podorędziu (kto je tam wie), ale na pewno nie noszą ich na grzbietach, nabitych na igły.

Wiesz, aż zapytałam znajomych jeży. Mówiły, że prawda, nie przepadają za jabłkami, ale nie uważają ów stereotypu za zbyt krzywdzący, mają inne problemy na kolcach. Chociaż pewnie znajdą się jakieś bardziej przewrażliwione, ale większość mówi, że spoko. 

 

Szalenie zafascynowało mnie w tym miejscu, jak rzeczony kamyk zdołał utrzymać się za podwiązką. Bo proca – to jeszcze rozumiem, ale kamyk? Ciekawe :)

Nie próbowałaś nigdy? ;D To zapraszam na następny Zjazd Fanek Lowina, będziemy robić cosplay Penny. 

 

Dziękuję wszystkim, jak zwykle cała przyjemność po mojej stronie! :)

Powiedziałabym nawet, że ten fragment to w ogóle bardzo pasuje do obecnej sytuacji na świecie, zarówno w skali mikro jak i makro :) 

 

O drodze krzyżowej nie myślałam, ale to trafne porównanie. Miało z tego wybrzmieć, że Wschód stał się słaby, taki ludzki. 

→ te upadki na kolana wyrysowały mi w głowie jednoznaczne skojarzenie z upadkami Jezusa pod krzyżem. 

 

Z twojego komentarza widzę, że właśnie dla kogoś takiego jak ty napisałam to opowiadanie. Cieszę się, że umiałaś się przestawić i zrozumieć: “ok, taka konwencja”. Bardzo mi na tym zależało.

→ Są konwencje bardzo moje i bardzo nie moje, są takie które lubię i takie, na których zatnie mi się skrzynia biegów i będę musiała wrzucić wsteczny ;) Są i takie, w których w życiu sama bym nie pisała, a czyta się dobrze. Jeśli uwielbiam kuchnię hinduską, to czy będę oczekiwać od słodkiego tortu, żeby zalatywał mi curry? No nie bardzo. A przecież mogę doceniać smak jednego i drugiego, nawet jeśli sama nigdy nie upiekłabym takiego ciasta.

 

Ja też! A jeszcze bardziej kocham, jak ktoś zwraca na nie uwagę <3

→ bardzo lubię to robić. Przecież te zdania nie piszą się same. Ktoś się napracował, żeby nieprzetłumaczalne jednak spróbować przetłumaczyć, żeby emocję czy obraz wyrazić odpowiednimi słowami. Skoro mi się coś spodobało, to czuję potrzebę powiedzenia tego autorowi. Mogę powiedzieć koleżance “ładnie wyglądasz” i będzie jej miło. Ale jeśli powiem “bardzo podoba mi się jak dzisiaj upięłaś włosy, widać, że umiesz splatać warkocz francuski i to fajnie podkreśla Twoją urodę”, to zrobi jej się jeszcze milej, bo poza komplementem dostała jeszcze uwagę, a to, jak obserwuję, ku niemałemu zaskoczeniu, bardzo zaskakuje ludzi. 

Cześć Lano! :) 

 

To moje pierwsze (poza szortem humorystycznym) Twoje opowiadanie, więc nie mam porównania i nie wiem czy zazwyczaj piszesz takim stylem wzniosłym czy nie. 

Ładna, spokojna legenda. Fabularnie nie wciąga za bardzo i nie zaskakuje niczym wprawdzie, ale jako, że to przypowieść, to nie musi. Myślę, że na taką długość jest idealnie, mogłoby to znużyć przy dłuższej formie. Z początku trzeba się wgryźć w ten patetyczny styl, ale gdy włączyłam w mojej głowie odpowiedni bieg (baśniowo-przypowieściowo-bajarski), to poszło bardzo gładko. Bohaterowie odlegli i ciężko ich jakoś polubić czy znielubić, lecz – znowu – zakładam, że tak ma być, taka forma. To takie figury, nie postacie z krwi i kości, z którymi się czytelnik utożsamia. Jako metaforyczne przedstawienie przeciwieństw, bóstw, wyszli dobrze. Za motyw równowagi dwóch sił (czy to magia / miecz, czy wschód / zachód, czy cokolwiek), masz u mnie plus, ładnie to wybrzmiało :) Podoba mi się też ta męcząca wspinaczka i te upadki, kojarzą mi się trochę z droga krzyżową.

 

W mój głos wkrada się drżenie, które wędrowiec w lot pochwytuje. Przechyla głowę prawie niezauważalnie.

→ bardzo fajne didaskalia. Ja kocham zwracanie uwagi na takie delikatne detale. 

 

Stałem się wątłym cieniem władcy ziemi – tytuł, którym niegdyś się szczyciłem, przyległ do mnie niczym obelga.

to też ładne.

 

Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć.

→ a to nawet nie tyle w samej poetyzacji, ale w po prostu w treści jest piękne. Tak pasuje do aktualnej pory roku czyli przedwiośnia. Trawa która marzy by zacząć rosnąć <3 

 

Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima

Shigeru Umebayashi <3

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzenia :) 

 

Gratuluję wszystkim! Część tekstów już przeczytana na portalu, część do nadrobienia :) 

Grafika piękna, bardzo nastrojowa.

(Czy tylko ja w tej okładce widzę królewskiego Kota w Tiarze, trochę a la papież?)

Przyglądam się i mnie hipnotyzują te czarne oczka i karmazynowy nosek. 

A mnie najbardziej podoba się to przyspieszenie akcji w połowie pierwszej planszy, czyli to Stefanowe “Aaaaaaaaaaaaa!” (Stefan tam wygląda jak mały pajączek <3). Cięcie nadaje dynamiki i tak sprytnie rozdziela dwie sceny. 

No i wniosek taki, że nawet z głupich planów noworocznych może wyjść coś dobrego ;) 

Wiem! Ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr! :P Może czarcie moce pomogły, żeś nie wykreślił, najwidoczniej nie dla mnie sława i chałwa Siódemkowa. Może zrobię crossover konkursów. Zobaczymy :> 

Geki, widziałam, że nie wykreśliłeś mojego zestawu z banku haseł (usunęłam mój komentarz z “banku haseł” żeby nie mącił), i dobrze, niech zostanie jakby ktoś chciał, bo ja się w tym wiosennym limicie nie zmieszczę. Ale napiszę, więc chwała Siódemkom za inspirację ^^ 

O tak, władza zawstydza nawet najbardziej odjechane bizarro. 

Gratki raz jeszcze! ;) 

Outta, gratuluję! :) I mnie gęstość tego tekstu ujęła, może o innym zagęszczeniu mówię, niż Realuc (;D) ale na pewno był napisany tak tłusto, co mi się podobało. Gratki jeszcze raz! 

Olciatka, Geki, Mortecius – brawa i dla Was! :) 

@Geki Dzięki, cieszę się, że się przydało i tym razem :)

A końcówka – po prostu estetycznie mi nie leży, bo mam bardzo poetycki stosunek (notabene) do kosmosu, planet, przez co mi ten Ziemsko-Mariański anal się nie widzi ;)

 

@Asylum: 

– To greka? Nie znam – odparł Konstantinos, który przecież pochodził z Kentucky

→ no absurd tego mnie rozwalił :D 

(a tu mały offtop z kategorii ciekawostek lingwistycznych ;)) 

 

O.

 

“O” jak otwór

“O” jak o, to dobre 

“O” jak o nie, to fuj. 

 

Krótko mówiąc: Geki, przede wszystkim cieszę się, że się nie zniechęciłeś i nie wycofałeś po naszej becie i mojej czułej masakracji poprzedniego tekstu.

Ten jest o wiele oryginalniejszy :) Może nie wszystkie humorki moje, ale sama scenka przedstawiona z pomysłem i postać profesorka śmieszna, taka przerysowana i przegadana, to wyszło dobrze. Absurd (greka i Kentucky ;)) zadziałał. Dobrze włożyłeś tak dużo barwnych i wyrazistych elementów w króciutkim tekście. No i ogranie hasła konkursowego ciekawe, choć końcówka nie dla mnie.

 

(…) wzbijając w powietrze chmurę pustynnego pyłu, który wciskał się profesorowi oczu, uszu i ust

→ zabrakło “do” 

 

Powodzenia w konkursie :)

Geki, zgłosiłam się, chyba pierwsze pomruki wiosny mi uderzyły do głowy, los pokaże czy się wyrobię, ale może się uda, bo po RAPorcie widzę, że chłosta w postaci deadlinu na mnie działa :x

No czuć było, że będzie poważnie. Myślę, że niestety nie będziesz miał polemiki, na którą mógłbyś liczyć, z prostej przyczyny: za dużo na raz. Przynajmniej jak dla mnie, ilość wątków podjętych, szczególnie tak poważnych, po prostu wymagałaby odpowiedzi co najmniej tak długich, jak nie dłuższych. Tym bardziej, że z niektórymi wątkami zgadzam się w pełni, z innymi wcale, a z innymi musiałabym długo dyskutować.

Trochę mi szkoda, bo gdybyś wydestylował jeden temat – tego gwałtu – to mogłoby dojść do ciekawej rozmowy o naprawdę poważnym problemie, a teraz obawiam się, że to się rozmyje.

W temacie powagi gwałtu na mężczyznach nie cofam mojej opinii.

Dla mnie to wszystko, co mówisz na ten temat, to nie jest żadna nowość, dane mnie nie zaskakują; wiem niestety, że mogę być w mniejszości i wiem, że wciąż ludzie tego nie widzą. Jednym zdaniem dodam: napotkałam się na słynną scenę z “ogórkiem i tarką”: i scena, i komentarze są żałosne. Znowu, nie jestem zdziwiona – niedobór empatii jest chorobą, która aktualnie trawi równo, niezależnie od płci, ras, wieku, religii, orientacji itd. Ten niedobór jest powszechny i przerażający.

I dlatego cieszyłam się, że powstał o tym tekst. Jako uczulacz. Geneza jest inna, trudno, o tym nie wiedziałam, wiedzieć nie mogłam, ale nie zmienia to mojej opinii na temat samego tekstu.

Czemu nikt mi po męsku nie powie, że ten utwór jest kiepski i do bani? Bo to, że jest, to widzę po Waszych reakcjach – bo skoro nie przekazałem tego, co chciałem przekazać, to znaczy, że napisałem go kiepsko. Że napisałem go źle.

→ a to po kobiecemu mogę Ci odpowiedzieć: bo nie jest. Widzisz, co ja w nim znalazłam i jak go zinterpretowałam. Inni znaleźli co innego, albo nie znaleźli nic dla siebie, możesz dyskutować, swoją myśl tłumaczyć (nie wchodzę w to czy to dobrze, czy źle), ale to nie jest powód, żeby zarzucać ludziom, że nie mają “jaj” Ci powiedzieć, że opowiadanie jest napisane źle. Skąd mieli wiedzieć, że nie wyraziłeś, tego co chciałeś, skoro tego tak nie odczytali? “Stary, chyba chciałeś napisać o X, ale Ci nie wyszło” → skoro ktoś wie, że piszesz o X, to znaczy że wyszło. A skoro nie wie, że chciałeś o X, to nie wie, co nie wyszło, więc jak ma Ci to zarzucić? Ponadto mogli nie skrytykować z wielu powodów, o których nie wiesz. 

No, to czekamy co się będzie działo. 

 

Bingo! :D Wybacz, zawsze lubiłam łamigłówki. 

Wprawdzie wszystko, czym dysponuję, to mój własny głos, za nikogo innego ręczyć nie mogę, ale w kwestii krytykowania kobiet – nie sądzę, by Cię ban czy lincz czekał, chyba, że Twój manifest będzie się sprowadzał do: “wszystkie baby są zue!”, ale nie sądzę byś planował tak temat wyzerojedynkowić ;) Sama jestem ciekawa reakcji publiki, więc czekam, czekam. Myślę, że wszystko zależy, jak problem przedstawisz. W ogóle wszystko zależy. I tą myślą, na ten moment, zakończę :> 

Aj aj Jim, lubisz czarować, co? ;) Tak kręcisz się wokół tej odpowiedzi, kręcisz i kręcisz, trochę to już wygląda jak budowanie napięcia, a trochę jak “chcę powiedzieć, ale i nie chcę”. Pamiętaj, że nic nie musisz :) A skoro bawimy się w czary-mary i wróżenie z fusów, to zaczynam w tych 3% wyczuwać jakaś negatywną postać kobiecą i obawę przed krytyką za skrytykowanie baby. Ale może się mylę. Może nie. To be continued :P 

@Jim :) Miło mi. A i tak chętnie wysłucham Twojej odpowiedzi. 

 

 jak nie (jagnie – taka mała owieczka) 

:D 

 

Wiesz co, jak dla mnie to on wcześniej się nie zgadzał z opinią obiegową, nie dopiero, gdy się nauczył sam na swoim przykładzie. Z humorem chodziło mi o wydźwięk całości, ja odbieram elektrona Janusza jako postać tragiczną, tytułową hibakushę właśnie. Śmieszne są słowa, fikuśne sformułowania,  tu się zgadzam. 

O, ale pytanie kolejne do autora: czemu „chyba kusza”? Czy to tylko gra słowna z hibakusha? :)

(bo w końcu są to dywagacje Januszy, z których jeden na koniec nawet zmienił zdanie … ;-)

@croowka, na końcu? A trzecie zdanie od góry:

Pan Janusz mógł mieć inne zdanie, ale kto by go tam słuchał. 

 

Ale kto by go tam słuchał ;) 

 

Swoją drogą, trochę nie kumam, że tyle osób odbiera tekst za żartobliwy. Jeśli tak go potraktujemy, to wtedy faktycznie zestawienie z Hiroszimą może być za mocne, ale przede wszystkim podjęcie tematu gwałtu byłoby za mocne. Wykpienie postawy ludzi, którzy twierdzą, że “mężczyzny zgwałcić się nie da” owszem, ale nie żartobliwość całego tekstu. To tak imo. 

Ale nie pozostaje nic innego, niż poczekać na zapowiadaną odpowiedź autora :) 

choć nie jest (przynajmniej dla mnie) przez to pozbawiony sensu i pewnej wielowarstwowej struktury…

Nie tylko dla Ciebie, Jim :) 

 

Autorze drogi, jeśli Ty masz takie “bohomazy” malować, to ja Cię proszę – maluj dalej. Nie docinać tego obrazu, nie strzyc pędzla, nie rozwadniać farb. 

Ja jestem pod bardzo dużym wrażeniem, naprawdę nie spodziewałam się takiego odbioru, szczególnie po trochę anty-reklamie jaką sobie zrobiłeś na shoutboxie chyba wczoraj. Z drugiej strony, zaintrygowałeś mnie wtedy, żeby zajrzeć ;) 

 

Hibakusha to ofiara.

Poruszyć tak trudny temat, jakim jest gwałt na mężczyźnie, co niestety wciąż jest pomijane, czasem wypierane, wyszydzane, tabuizowane (bo się przecież “nie da”, albo “oj tam, oj tam na pewno chciał, w końcu to facet!”, bleh, mdli mnie jak tylko to piszę!), w tak dobry i wyważony sposób, jak Ty to zrobiłeś, to nie lada sztuka. Problem istnieje. Mówić o nim trzeba. A nie chciałabym czytać dosłownego opisu gwałtu na prawdziwym człowieku; zgaduję, że Ty też. Ale chcesz to powiedzieć. Więc co robisz? Doskonale odrealniasz bohatera, równocześnie nie pozbawiając go uczuć, dzięki czemu ja, czytając to, współczuję mu i przeżywam jego problem, równocześnie nie mając przy tym wrażenia, że ktoś mnie zmolestował czytelniczo. 

Można użyć brutalności, dosłowności i syfu, gdy wymaga tego poruszana treść. 

Niestety, coraz część używa się ich bez żadnej funkcji.

A Ty to robisz jeszcze lepiej – nie tylko nie szokujesz dla samego szokowania, ale i umiejętnie pomijasz bezpośrednie opisy, chociaż pewnie byłyby tu usprawiedliwione, nie tracąc przy tym nic z przekazu. Stawiasz sobie poprzeczkę wyżej i pomijając, co chcesz pominąć, mówisz więcej niż powiedziałaby niepozostawiająca miejsca na interpretację czytelnika brutalna dosłowność.

 

Efekt odrealnienia potęguje na pewno słownictwo fachowe, dla mnie w większości obce. Niezrozumienie pojęć w ogóle nie przeszkadzało mi w odbiorze tekstu, myślę, że nawet pozwoliło się zdystansować, wyjść z poziomu logiki zafiksowanej na rozumieniu każdego słówka i spojrzeć na treść ukrytą pomiędzy. 

 

W sumie to od małego nie słuchał go nikt. Nawet najbliżsi.

i już mamy Hibakushę, zanim się jeszcze stało, co się stać miało. 

 

przeklinał podstępną fotonicę i samego siebie, że tak się jej dał podstępnie wykorzystać, a może nawet ją swym ubiorem sprowokował.

bardzo smutny auto-victim-blaming :( 

 

Jeszcze tylko parę okrążeń a wyrobi normę i będzie się mógł pogrążyć w błogiej nieokreśloności.

A to mi się po prostu bardzo podoba językowo, błoga nieokreśloność <3 Piękne! 

 

Idę klikać. Oczywiście.

Powodzenia, Jim! 

 

Olciatka wychodzi na speca od bizarro i dobrze, bo chyba to lubi (że gatunek, nie zawartą w nim bizarrowość :D) czekam na jej tekst :) 

 

Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy, że dostrzegasz dziwność w tych długich, przekombinowanych zdaniach. (…) Fajnie, że zagrało i da się to zauważyć.

→ cała przyjemność po mojej stronie, fajnie, że “tak miało być”, lubię jak na efekt tekstu pracują nie tylko same znaczenia słów, ale i ich odpowiedni zapis, połączenia, brzmienia, rytm, celowe rymy czy aliterowanie itd. 

 

Ubizzarowienie, zniesmaczenie itepe.

→ ok, choć mi się to może nie podobać czy nie bawić momentami, ale kupuje to jako elementy charakterystyczne dla gatunku; tym bardziej, że patrząc po komentarzach: tak ma być w bizarro, więc jest ok.

Cie­ka­we :> I pierw­sze bi­zar­ro, gra­tu­lu­ję, mam wra­że­nie, że wszy­scy się cy­ka­ją za­cząć ;)

 

Teraz jakby to, bo hm, mio­tam się tro­chę, więc na po­czą­tek po­wiem tak: cze­kam na tek­sty z kon­kur­su, bo mnie to bi­zar­ro za­in­try­go­wa­ło. Nie, nie fe­ka­lia­mi czy in­ny­mi ob­le­śno­ścia­mi, tylko wła­śnie tą “dziw­no­ścią”. Gu­gla­łam co nieco, żeby do­wie­dzieć się czym niby jest bi­zar­ro i bar­dzo po­do­ba mi się nie­ja­sność i brak kon­kret­nych de­fi­ni­cji ga­tun­ku. Wy­znacz­ni­kiem, czymś czego szu­kam w tych tek­stach, jest absurd, wła­śnie ta “dziw­ność” i cie­ka­wi mnie, jak każdy to ro­zu­mie. Nie wiem skąd u nas wziął się trend, że musi być ob­le­śnie, ale może fak­tycz­nie jest tego dużo w bi­zar­ro­wych tek­stach, ja do­pie­ro się za­po­zna­ję z te­ma­tem. 

 

Prze­cho­dząc do kon­kre­tu: 

Dziw­ność u Cie­bie nawet mi sia­dła. Mam na myśli sa­me­go kun­dle­wa, pro­te­za z kości sło­nio­wej i żar­cie pie­nię­dzy, to był fajny po­mysł. I moż­li­we dzię­ki temu smacz­ki ję­zy­ko­we były po­my­sło­we, czyli “zwra­ca­nie” oraz “pewne rze­czy nie śmier­dzą”. To mi się po­do­ba­ło :)

Widzę też dziw­ność na dru­gim po­zio­mie, czyli ję­zy­ko­wym. Po­rów­na­nia dzi­wacz­ne, po­krę­co­ne sko­ja­rze­nia czy prze­kom­bi­no­wa­ne zda­nia – nie było to coś do końca mo­je­go, ale do­ce­niam taki za­bieg, bo fak­tycz­nie przez to tekst jest gęst­szy. Na pewno w sło­wach jest bo­ga­to i ko­lo­ro­wo.

W kilku miej­scach humor mi spasował i po­rów­na­nia były za­baw­ne, ale były też frag­men­ty imo wy­mę­czo­ne (te edyt­ki i ma­ryl­ki, 365 twarzy biskupa) i rzeczy wy­ci­śnię­te na siłę, żeby właśnie ubizarrowić ;) Nie obrzydziło mnie, ani zszokowało, spodziewam się w tym konkursie i mocniejszych opisów, i spoko, niech będą, tylko tu trochę nie widziałam czemu to służy. Np. pusty pierd z początku pasował do sceny (charakter postaci, wydarzenia, które się dzieją, go stresują itd.), a akcja z trupem nie buduje mi grozy, nastroju, ani nie bawi. No ale humor jest wy­bit­nie spe­cy­ficz­ną rze­czą, więc to, co mnie nie prze­ko­nu­je, dla in­nych może być śmiesz­ne. Tak samo jak nie każdy bę­dzie się śmiał z Mul­ti­pli, czy my­śli­we­go, który *znowu* po­my­lił coś z dzi­kiem, a ja ow­szem :,) 

 

I jedno małe coś wy­ła­pa­łam: 

 

– No, po­wie­dział gło­sem Kon­ra­da Mar­ko­ta, tego ak­to­ra: „Liczą się lu­dzie”. A potem uciekł w krza­ki. – Marek urwał i spró­bo­wał wy­czy­tać co­kol­wiek z za­sty­głej maski nie­do­wie­rza­nia, jaką była twarz jego żony.

 

… ja wiem że to bi­zar­ro, ale chyba miał być Tomek, c’nie? Chyba, że to Marek z So­lu­sa uciekł i wsko­czył tu ;) 

 

Tyle! Dzię­ki i po­wo­dze­nia w kon­kur­sie! :)

 

Przede wszystkim mam nadzieję, że dobrze odmieniłem Twój nick :D

→ perfekcyjnie. A mało komu się to udało za pierwszym razem ;) Na przyszłość, jeśli będzie wygodniej, wystarczy Koi.

 

Zwykle dlatego, że dopadają mnie w sytuacjach, gdy nie mogę lub nie mam zbyt wiele czasu na pisanie.

→ achh prawda! Muza to taki byt humorzasty, lubi sobie przyjść bez zapowiedzi, ni z tego, ni z owego, zazwyczaj w najmniej odpowiednim momencie. Ale jest też łasa i wiecznie nienasycona. Wystarczy ją skusić, podkarmiać regularnie słowami, by prędzej czy później, w końcu przyszła. Najtrudniejsze to nie dać się przerażeniu na widok migającego niecierpliwie kursora. ;)

 

Cześć Adku!

 

Zacznę od zlepków słownych, które mi się podobały, lubię je wyłapywać: 

 

(…) razem wpatrywali się w październikowy wieczór.

Wpatrywanie się w październikowy wieczór heart

 

Deszcz szumiał usypiająco, w akompaniamencie świstów porywistego wiatru.

To też ładne.

 

Tak patrzę na ten tekst i myślę sobie, że mamy tu coś ciekawego: krótka, prosta scenka rozpisana na dwóch aktorów, ot taki teatralny dialog, która nie mówi o niczym nowym oraz wykorzystuje ograny motyw snu ale… działa. Dotyka, gdzie ma dotknąć. A ja lubię gdy tak się dzieje; gdy skomplikowana forma, wybujały styl czy rozbuchana fabuła nie pożerają treści, którą – jak widać – czasami najlepiej przekazać wprost. Taka bezczelna przypominajka o tym co wszystkich gryzie, tylko nie każdy chce się przyznać.

Myślę, że tę refleksję można rozszerzyć z grona cierpiących pisarzy, na wszystkich twórców lub – a co, jedziemy po bandzie – na ludzi w ogóle. 

Podoba mi się ten fragment, o tu:

 

– To miejsce, w którym żyjesz. Możesz w nim zrobić to, co zechcesz. Stworzyć, co tylko zechcesz. Masz niemal nieskończone możliwości. Jeśli postanowisz zmieniać świat, to świat w jakiejś cząstce się zmieni. Jedyne, co cię ogranicza, to upływający czas. Od ciebie zależy, jak go spędzisz. Gdy umrzesz, wszystko zniknie, a możliwości się skończą. 

 

Niby wszyscy to wiemy.

Tylko co z tego. 

 

Dzięki i pozdrawiam serdecznie! 

 

PS: teraz rozumiem czemu na krzykpudle pisałeś, że cierpisz na bezsenność ;) Jak muza nachodzi, to się nie śpi. Wstawaj i pisz! 

 

PS 2: Właśnie widzę, że to moje setne opowiadanie, które skomentowałam. Ładna przypowieść na taki kamień milowy :) 

O, brzmi dobrze, w sumie wszystko można z tego wycisnąć :D

Ajzan, a Ty co masz? 

W ogóle Geki – gratuluję pomysłu na konkurs, chyba ludzie tego potrzebowali, skoro taki szał w banku haseł jest ^^ 

Dajesz @Realuc, jaki masz zestaw? Wybacz, nie śledziłam tego całego wątku w komentarzach, a jestem ciekawa co tu wymodzicie. Czytałam już pierwszy tekst @Japkiewicza, ale widzę, że się coś zawinął i schował w pocket-balla i go nie ma (a fajny był!) :) 

Podejrzewam, że nie robisz w nauce, skoro zaliczasz ją do rzeczy interesujących;)

uuuoooo myślę, że każdy szalony naukowiec, który szaleje na punkcie swoich badań laboratoryjnych by się nie zgodził ;P 

 

A te neologizmy – super, że sam je stworzyłeś, uwielbiam takie własne słowotwórstwo, jeszcze tak fajnie kombinujesz zapożyczeniami z popkultury (na pewno ktoś kto rozpozna źródło, bardzo to doceni! :)). Tym bardziej byłoby fajnie, jakbyś jednym słowem zostawił jakiś hint, który pozwoliłby na zrozumienie nowopowstałych terminów, bo skoro już coś fajnego wymyśliłeś, szkoda żeby umknęło :) Choćby ten dexing mógłbyś np. wprowadzić na początku gdy w barze toczy się rozmowa o “Czerwonym”, bo o tym mówią: “rzekomym mistrzu pojedynków, który przeszczepił swoją świadomość do ciała młodego dzieciaka” 

 

O, w “gloninkach” sporo świetnych słów wymyśliłeś sam, wyszło to pysznie i wszystko było jasne i zabawne i w ogóle :D Ja jestem fanką tamtego tekstu ;) 

Przyciągnął mnie chiński tytuł :D Taki ładny <3

 

Czytało się fajnie, a mogłoby pewnie jeszcze przyjemniej gdybym lepiej znała pokemony, ale o tym zaraz.

Podobała mi się zgrabna konstrukcja (lubię uporządkowane przeskoki czasowe), spoko są też wstawki reklamowe, rozbijają tekst na bloki (w ogóle wydaje mi się, że takie reklamy tv są aktualnie elementem obowiązkowym w kreacji cyberpunkowego miasta :D). 

Najfajniejsze było przedstawienie w dobrym świetle Jessie i Jamesa, takie narodziny Zespołu R. Nawet jako osoba nieobyta w uniwersum to wyłapałam ;) I to było dobre. W ogóle ich współpraca, krótkie dialogi i walka z androidem na końcu podobały mi się najbardziej. 

A teraz sam świat – jako laik, trochę cierpię, bo narobiłeś mi smaka tymi wszystkimi potworkami czy elementami świata przedstawionego, a nie tłumaczysz za wiele. Korzystasz z uniwersum pokemonowego i wyobrażenia wspólnego dla wszystkich znawców tematu – co jest jak najbardziej spoko, tylko musisz się liczyć, że czytelnik “z zewnątrz” będzie trochę zagubiony. 

Oczywiście, że nie ma sensu żebyś tłumaczył wszystko (miltank czy persian są tak przedstawieni, że bez problemu sobie ich wyobrażam i to jest fajnie opisane!), ale miałam zgrzyt, gdy brak znajomości nazw przeszkodził mi wciągnąć się w fabule. Po prostu gubię się co kto robi, skoro nie wiem co czym jest :P

Taki przykład. Po takich zdaniach jak to: 

Rzuciłam okiem w kierunku Carra, naszego dexera, podpiętego do ściennego terminala za pośrednictwem porygona. Klęczał nieruchomo z niewidzącymi oczami wbitymi w sufit.

…kiedy nie wiem czym jest dexer, ani porygon to trochę zaczynam kombinować :D Myślałam długo, że Carr to pokemon – jakoś tak mi to spasowało, skoro się tępo gapi w sufit ;) (chociaż później się okazuje, że jednak nie w sufit, tylko miał okulary VR) – a porygon to jakiś sprzęt, później jeszcze jest mowa o jakimś dexingu i trochę zgłupiałam :P

Pewnie teraz Pokemaniacy się łapią za głowę, że ja nie wiem takich rzeczy. Wybaczcie no! Czytać bez tego i tak idzie lekko i przyjemnie, tylko ja z tych, co lubią się wgryźć porządnie w klimat.

A pośród nich czaimy się my, umbreonerzy, nieślubne dzieci nocy, kondensaty cienia.

To jest ładne zdanie! Wprawdzie nie do końca jasne jest czymś się charakteryzują umbreonerzy (najemnicy? złodziejaszkowie do prac różnych? ale też członkowie gangu Giovanniego?), ale to nic. 

 

Jak bardzo szalonym naukowcem trzeba być, żeby siedzieć w laboratorium do północy?

Wydaje mi się to całkiem normalne w mieście, w którym “wszystkie interesujące rzeczy dzieją się po zmroku” :D ale niewykluczone, że to tylko ja, bo ja chyba z tych Nieślubnych Dzieci Nocy, co mrok zawsze nad dzień przekładają ;D 

 

Dzięki za barwną i przyjemną lekturę, powodzenia w konkursie! 

Cześć Niebieski_kosmito, dziękuję za opinię! :)

 

Rozumiem, że dołączasz do teamu zwolenników klasycznej Hery. Wśród moich czytelników jest chyba równo pół na pół. Jak już często odpowiadałam w komentarzach – mam świadomość, że wielu osób takie odmienne przedstawienie bogini nie przekona, ale pogodziłam się z tym, ja wiem po co to zrobiłam i jestem z takiej postaci zadowolona :)

 

Poczytałem trochę historii pod wpływem tego tekstu…

→ to jest bardzo miłe i cieszę się, że Cię na tyle zainteresowałam tematem.

 

to prawda, że przez jakieś 150 lat od odkrycia Tasmania pozostała w zasadzie nietknięta przez Europejczyków, ale też i na Australii kolonizacja zaczęła się w podobnym czasie. Czyli albo Tajfun chronił cały kontynent, albo niewiele jego ochrona zmieniła :P

 

…jego ochrona wszystko zmieniła, tylko teraz kwestia tego, czy pytasz mnie historycznie czy fantastycznie? ;) Historycznie oczywiście Tasmania dostała w kość w tym samym czasie co Australia (powiedzmy gwoli uproszczenia). W mojej wersji, fantastycznej, Tajfun ochronił Tasmanię – tylko Tasmanię – w momencie gdy pojawiło się zagrożenie. Nie musiało się to dziać zaraz po wydarzeniach z opowiadania, bogowie naprawdę nie muszą się spieszyć, czas płynie dla nich inaczej i swoje działania planują na dużo, dużo do przodu; widzą dalej i więcej niż ludzie – dlatego są bóstwami opiekuńczymi ;) Jeśli kolonizatorzy sami z siebie nie przypływali przez wiele lat, to nikt nie musiał Tasmanii chronić, także te 150 lat pokoju, o których mówisz, nie wynikały z działalności Tajfuna. Po prostu nie było zagrożenia. Ale gdy później kolonizacja się zaczęła, to Tasmania miała opiekuna, a Australia już nie. 

I o tym jest ostatni fragment tekstu, gdzie celowo podkreślam, że to długo trwało przeplatanym i powtórzonym kilkukrotnie zwrotem: “mijały lata” / “mijają lata”. W końcówce też widać odmienność mojej wersji od prawdy historycznej oraz skutek ochrony Tajfuna – w czasie gdy Australia cierpi (bez znaczenia czy to jest sto, dwieście czy będzie siedemset lat później ;)), Tasmania jest bezpieczna i rozkwita. 

 

Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam serdecznie! :) 

Ja pojechałam? Kto ich do DeepNetu wysłał :P Co mogą robić, no starsza Pani i koziołek, na pewno gadają o uprawie marchewki albo coś w ten deseń. 

Świtała nowa era i tylko głupcy tego nie widzieli.

 

O mniam, najlepsze zdanie na końcu!

 

Hej Wilku! Tak sobie siedzę końcoworocznie-koronowo-zagładowo i myślę, że poczytam coś z czym zalegam, no to jestem :)

Zabawne to było, może spodziewałam się bardziej emocjonalnego tekstu (boś mi wywindował oczekiwania! ;)), ale choć nie poczułam go jakoś głębiej, to czytało się przyjemnie. Taka scenka, przypowieść trochę, w sumie można powiedzieć: nowoczesny mit. Dużo nawiązań i smaczków do innych mitologii (lubię takie crossovery) oraz do nowoczesnej technologii i internetowej rzeczywistości spowodowały, że tekst jest fajnie obfity, obrazowy i przede wszystkim śmieszny, chociaż traktuje o krainie śmierci… No i w końcu samo przesłanie jest mało wesołe, ale właśnie to ono, taka gorzka refleksja zapakowana w humor, najbardziej mi się podobała. 

 

Jeszcze kilka kawałków, co mi smakowały:

Wkrótce potem nastąpiła eksplozja wyznaniowa.

→ :D to jest fajne określenie 

 

Zeus początkowo cieszący się z kłębów dymów ofiarnych unoszących się nad światem, w błyskawicznym tempie zdążył złapać astmę. Piorunem dotarło do niego, że być może te gęste, czarne chmury niekoniecznie są oznaką czci dla kogokolwiek.

→ taaaa dymy naszego świata :/ Ale to “piorunem dotarło” jest dobre ;)

 

Hades nawet próbował sprawdzić, jak do tematu podeszli Hel i Weles, ci jednak zaszyli się w DeepNecie i trudno było wyśledzić ich sposób działania.

→ widzę starą Hel i takiego kozłowatego Welesa szalejących w DeepNecie ^^ 

 

Pewną nadzieję stanowili wyznawcy kultu epidemii.

→ mhmmm dobry timing mam z tym tekstem ;)

 

Dusze odsyłane były jako boty. Najbardziej prostolinijne wywoływały spory na forach.

→ nie strasz, Wilku ;P 

 

Tyle! Dzięki i idę dalej nurzać się w odmętach biblioteki w celu wyłapania dobrych, starych opowiadań, które z czasem wcale nie tracą smaku, albo – jak widać – dojrzewają i stają się jeszcze bardziej aktualne. 

 

Wesołych Świąt i cudownego życia!:-) heart 

Olciatko, lepiej nie da się zakończyć życzeń, albo i tego kalendarza! 

To było bardzo fajne pudełko czekoladek, dzięki wszystkim za nie :) 

(Ale macie wypasione choiny! :D)

O, jaki ciekawy, mroczno-chłodny miks kolęd! :)

 

A teraz przez Oidrin rozkminiam co miałaś na myśli :P Że rymy nieprzypadkowe i czwórka? Mnie się skojarzyło z czterema Jeźdźcami Apokalipsy, no i przez Japonię czwórkę odczytuję jako znak śmierci  – w Chinach podobnie? 

 

Darcon, dziękuję bardzo :) 

Hahaha ta końcówka :D Biedna kostucha, parszywa robota no. 

 

A ja się długo zastanawiałam o co chodzi w tym całym bizarro :P Wprawdzie bardziej kojarzyło mi się z groteską, absurdem i surrealizmem, niż taplaniem w wydzielinach, ale rozumiem, że czasem autor po prostu musi sobie rzygnąć porządnie, zarówno treścią co i obrazem, w celu, hm oczyszczenia (? och, jak bardzo tak schludne słowo tu nie pasuje ;D), może bardziej wypróżnienia

Tak czy siak – jako, że to krótkie, taka scenka tylko, a nie 50 tys. znaków niekończącej się fontanny heftowania, to ta obleśność jest imo ok.

Tak mi zapachniało Trainspotting. 

 

Ale wiecie, że to oznacza, że mamy smrodliwego ducha pałętającego się gdzieś na granicy światów? :O On tu dalej krąży…

 

O to, to! Miało być nastrojowo i baśniowo z nadzieją na lepszy czas :) 

 

Dziękujemy! Pozdrówki też dla Owcy Stefana (już nigdy nie pomylę go z Chmurką!) oraz Wacława raczącego się Kasztelanem wraz z Mikołajem, w sumie ta historia to ma happy end, jakby spojrzeć na to, jak się zaczynała. 

Czekałam na ten pierwszy raz! I kolejna lekcja odrobiona <3 (dzisiejszy wieczór w zeszycie sponsoruje literka D i słowo donośnie)

Dziękuję, zdjęcie z sesji wprawdzie chyba sprzed dwóch czy trzech lat ale mam do niej sentyment :) 

 

Moja pierwsza łapanka Reg heart Dziękuję, poprawione! 

Reg, Sagitt, Monique :) Cieszymy się, że Wam się spodobało. Jutro patrzeć wszyscy w niebo, kto wie, co się będzie działo! :D 

(Sagitt, ja ostatnio Ci o Sagittariusie jako nadchodzącym znaku mówiłam i mi się pokitrało z Koziorożcem, a to przecie Strzelec, a Ty mnie z grzeczności nie poprawiałeś! ;P)

– Znowu jesteś druga – powiedziała Jowisa, nie odwracając się od ogniska. Wysokie płomienie tańczyły pośród gęstej ciemności najdłuższej nocy w roku. 

– Twoja planeta jest bliżej. – Wiedźma uśmiechnęła się, słysząc za plecami głos dawno niewidzianej przyjaciółki.

Wrzuciła garść igliwia do trzaskającego ognia; intensywny zapach mokrej ściółki sosnowego lasu wzniósł się w powietrze. Druga kobieta zrównała się z nią i przyjrzała drzewom dookoła. Śniegu było na nich niewiele, wymruczała więc pod nosem kilka słów. Zatoczyła krąg dłonią, a blask płomieni zatańczył na pierścieniach zdobiących jej palce. Po chwili na sosnach pojawił się nie tylko biały puch, ale też kolorowe lampki i szklane bombki. 

– Co prawda, ostatnio kiedy spotkałyśmy się na Ziemi – odezwała się Saturnina wpatrzona w ogień – chcieli nas spalić, ale i tak lubię te ich świąteczne drzewka. W tych czasach są nawet piękniejsze.

– Oj moja droga – rzekła Jowisa ze śmiechem. – Od ostatniego razu, gdy nasze planety były tak blisko i umożliwiły nam spotkanie na Ziemi, minęło wiele stuleci. Ludzie się zmienili. I pamiętaj, że obiecałyśmy ich chronić, gdy nadejdą ciężkie czasy. Chyba nie chcesz się wycofać?

– Jestem już stara. – Kobieta poprawiła szpiczasty kapelusz i wzruszyła ramionami. – Ale zrobię co mogę.

Uśmiechnęły się do siebie.

Saturnina pierwsza przeniosła wzrok na niebo.

– Wiesz jak tutaj mówią na koniunkcję naszych planet?

Jowisa podążyła za jej spojrzeniem. 

– Gwiazda Betlejemska – odpowiedziała. – I widzą w tym dobrą wróżbę. 

– Na ten nowy rok – wyszeptała Saturnina i wyciągnęła pomarszczoną dłoń do młodszej towarzyszki.

– Na ten nowy rok – powtórzyła Jowisa. – Niech będzie lepszy od przemijającego.

Splotły palce, wzmacniając wzajemnie swoją moc i zaczęły śpiewać, najpierw cicho, potem coraz donośniej, roztaczając nad Ziemią ochronny kokon magii.

 

 

Pewnie wszyscy wiedzą, ale jutro na niebie “spotkanie” dwóch gigantów:  https://www.nasa.gov/feature/the-great-conjunction-of-jupiter-and-saturn

 

Dobrego Nowego Roku wszystkim, od jutra będzie coraz jaśniej! :)) 

 

Koi&Verus 

(zdjęcie autorstwa Koi, ale jakby co to nie my, tylko moje piękne modelki ^^) 

Cieszę się w takim razie, że odebrałam scenę w cyrku zgodnie z zamierzeniami autorki :) Bardzo barwnie to opisałaś. Też lubię te kolory, nawet kiczowate złotko czy brokaty, chociaż cyrku z zasady nie lubię, ale magiczny cyrk jest ok ;) 

Z Duchem Przyszłych Świąt, to mi chodziło o przestrogę wobec całej ludzkości, a nie dzieci. Na zasadzie takiej: “Weźmy się ogarnijmy, bo przyjdzie Kitku i nas zje” ;D Daleko mi do narzekania na “współczesną młodzież” i jojczenia, że dzieci się psują. Same się nie psują, ergo –> weźmy się ogarnijmy bo przyjdzie kitku i nas zje ;) 

Co do rzeczy opasłych… Możliwe, że się uda.

→ trzymam kciuki! yes

 

I nawzajem! (głaszcze kitę)’

→ dziękuję! (głaszczę skamielinkę ;D)

Jest Północ= jest fajnie.

Jest kotek = jest najfajniej.

Pewnie mogłabym na tym skończyć, ale nope, nie ja. Poczytasz sobie ;) 

Widzę tytuł + tag świąteczny + autorkę (która wiem, że lubi pławić się w mitologiach, co jest super) wniosek jeden => będzie Jul (Tak jest w Norwegii, na Islandii Jol? Jule? Nie wiem)

Mam sentyment do tych świąt w wersji północnej, więc wystartowałam z dużą dawką oczekiwań. Zapodałam sobie Wardrunę na słuchawkach, no bo jak to tak czytać o suchych uszach. Nie wypada. 

No i chyba przez te moje oczekiwania się za bardzo napaliłam, a tekst mi się skończył. Miałam wrażenie, że historia (napisana w porządku, tak powolnie, ale zakładam, że celowo taki rytm i język wybrałaś pod baśń, więc pasuje) dopiero się rozkręca, dopiero budujesz klimat, wprowadzasz bohaterów, a tu koniec. Szkoda mi mitologicznego potencjału, ciekawego klimatu i fabuły, którą czuję tak fifty-fifty.

Z bohaterów najbardziej podobał mi się KITKU heart KITKU W TOREBCE heart OLBRZYMKI heart

Fajnie też przedstawiłaś Lokiego, tak nietypowo. Spodziewałam się, że ją wykiwa albo co – no bo to, Loki daaa! – a tu proszę. Porządny Odinsson. Dotrzymał słowa i w ogóle. Sama rodzinka Olbrzymów (poza imionami, które są świetne – sama tłumaczyłaś? Brawo!) jest mi trochę obojętna. Ale główna bohaterka biedna, przyznaję. 

Święta.

Czy czuć? Ha, każdy ma tu inne wyobrażenie :D Widzisz, dla mnie takiej mrocznej magii zimowego Jul raczej nie czuć, ale będę Cię bronić, że czuć nastrój Bożego Narodzenia (pojmowanego tak współcześnie, nie religijnie czy magicznie, ale jako pewną estetykę, z którą w naszym kręgu kulturowym kojarzą się święta). 

Scena w Cyrku jest dla mnie mega świąteczna. Nie przez treść, ale przez to jak ją wyrysowałaś, jak to wszystko wygląda i pachnie.

Jesteśmy zanurzeni w czerwieni – bardzo świąteczny kolor. Mamy pstrokatą bramę ze słodyczy, świecą się lampki, jakieś złoto, przepych, żywy ogień, jodłowe wieńce (które pachną ładnie, pamiętam, że było w treści!). Jest nastrój zabawy, magii, jest kiczowato (tęczowy jednorożec, anyone?), ale to już jest ten poziom kiczu, który uchodzi za uroczy. Karmel lepi się do jabłek, zasychając na nich taką skorupką, co fajnie chrupie. Dookoła zimno, ciemno i straszno, głód jak nie powiem co, a tu, w namiocie, wszyscy zapominają o bólu, chociaż na moment chcą uciec od smutków i cierpienia. Czy to nie jest bardzo świąteczny motyw?

Kolejna sprawa to czy ograłaś temat konkursowy, hm, pewnie nie bardzo, ale i tu bym mogła dywagować – bo kto mówi, że to co przedstawiłaś to nie są nasze przyszłe święta i Krwiożerczy Kitku nie będzie duchem przyszłych świąt na tym naszym midgardzkim łez padole? :P 

Jeśli w islandzkiej mitologii kot świąteczny pożerał tych, co nie naprodukowali ubranek na czas, co możemy rozumieć po prostu jako “karał niegrzeczne dzieci”, to może Twój Duch Przyszłych Świąt jest pewną przestrogą? 

 

Na koniec: 

gnom w cylindrze, który miał pełnić funkcję konferansjera. Uchylił kapelusza i pokłonił się publiczności, stanąwszy uprzednio w siodle. Zapowiedzi okraszał mało śmiesznymi żarcikami,

→ tu się bardzo hermetycznie zaśmiałam. Jako częsty bywalec wesel cierpię wielce widząc i słysząc tych wszystkich konferansjerów i wodzirejów, którzy niestety zbyt często są takimi właśnie gnomami ;)

 

God Jul, Oidrin! (Choć dla mnie przez tego liska zawsze będziesz Kitsune :D)

 

Kasjo: I wyszło, lekko i zabawnie :) Ja z rapem podobnie, nie znam się na klasykach, bałam się, że mnie tu znawcy zjedzą, bo ja jeśli czegoś słucham, to sporadycznie, z sentymentu hipsta-hamerykańskich kawałków typu Missy Elliott albo Jay-Z (albo Macklemore, ale nie wiem czy się liczy :P), dobrze się do tego buja w samochodzie haha Ale na koncercie Wu Tangów serio byłam, nie zmyślam, przynajmniej tu się wybronię!

Koi-ano też brzmi fajnie ;D Zapisuję obok Finklowego Koi-yodo.

 

ND:

Każdy kocha jak offtopujesz, ja tym bardziej! 

→ nie wiesz co to offtop, człowieku :D Przecież ja ciągle w temacie! 

 

Sparing, mały, zielony krasnoludku? 

→ dajesz! Mówisz, miecz świetlny? To trzymaj dobrze tę świetlówkę i patrz: Kaaaaa-meeee-haaaaa-meee-haaaa…!

I to, My Dear Near, nazywa się offtop :D 

 

 

Hahaha o cytrusie, nie znałam tego, śmieszna scena, biedni ludzie i jeszcze biedniejszy Moreno :,) 

 

Dziękuję BK! :) Ale się cieszę, okazuje się, że udało się wszystkich nabrać ;D I fajnie, o to chodziło, żeby tekst rozpatrywać jako samodzielny, bez autorki/autora/whateva. 

 

Dzięki jeszcze raz za konkurs i zabawę, nie spodziewałam się, że taki fun z tego wyjdzie :D 

O, Kasjo, “Muzy” były Twoje! :) Fajnie. Czytałam, ale nie wszystkie teksty chciałam komentować, żeby się za bardzo nie odsłonić. Ten Babymetal ;D 

 

ND:

Ja widzę, że tu między nami trwa wesoła walka o Olciatkę :D Każdy chcę ją w swoim uniwersum, ha! 

Koimeyody może nie przegadam, ale po co tu tyle gadać?

→ ba-dam-tsss! I’m officially dissed xD

Przypomina mi czasami Padme. 

→ ja? Może być takie porównanie, Padme miała dobre momenty ^^ 

Kroki, najpierw gdzieś daleko, potem coraz bliżej. Zgrzyt, jakiś stukot, łup i siup. 

Idzie.

Mistrzyni Koimeyoda zastrzygła spiczastymi uszami.  

Rzadko ktoś przychodził do Domu Emerytowanych Jedi, a nawet gdy się zdarzało, to raczej nie robił tego tak głośno, nie kryjąc w ogóle swojej obecności, ani zamiarów. 

To mogła być tylko jedna osoba. 

Na pomarszczonej, zielonej twarzy pojawił się łagodny uśmiech. 

Drzwi otworzyły się z hukiem. 

Mistrzyni nie odwróciła się od okna, wciąż podziwiała puchate chmury rozpływające się w różu mglistego popołudnia. 

– Anadeath Nearwalker – powiedziała spokojnym głosem. – Robota dobra.

Odpowiedziało jej tylko nabranie powietrza, a po nim wydech tak głośny, że słyszało go pewnie pół galaktyki. 

Obróciła się i ujrzała przed sobą dawnego przyjaciela, teraz wcielonego w Vadera, który jednak w jej oczach wciąż był małym Anim z pustynnej Tatooine. Zatrzymał się kilka kroków przed Mistrzynią. Był kilkukrotnie większy od niej, wydawał się potężny i pewny siebie w tym swoim wypolerowanym, fikuśnym stroju. Mimo to, wyraźnie wyczuwała wątpliwości szarpiące jego duszę.

– Dobra – metaliczny wdech – robota? – metaliczny wydech. 

Gdyby maska umożliwiała dostrzeżenie mimiki, można by powiedzieć, że brwi Vadera uniosły się w zdziwieniu (przy założeniu, że nie stracił ich razem z kończynami na Mustafar).

Mistrzyni Koimeyoda pokiwała głową.

– Przecież pokonałem własnych mistrzów! Przeze mnie przepadł Base Windu – minęło tyle lat, a na to wspomnienie głos Vadera nadal się łamał – oraz Outti-Wan Seworii! 

– Mówię nie o tym – odpowiedziała Mistrzyni. – Ich szkoda. Chociaż z Outti-Wanem… miałam pewnie nieporozumienia. 

Vader się zaciekawił, Mistrzyni tylko machnęła drobną, trójpalczastą dłonią, po czym wyciągnęła ją w stronę drewnianej laski, nieodzownej towarzyszki bardzo długiego życia. Vader/Ani drgnął odruchowo, żeby pomóc emerytce, ale laska sama podskoczyła w powietrze i poszybowała w stronę Koimeyody. Staruszka złapała ją i uśmiechnęła się do swoich wspomnień; jednak tliła się w niej jeszcze resztka dawnej mocy. Podniosła się z krzesła i podpierając laską, podeszła do Aniego. 

– Twoi Mistrzowie mmmm widząc, że jesteś tu dumni z pewnością byliby. – Stuknęła drewnianym kijkiem w zbroję Vadera. – Dumni, że jednak nie przepadłeś i mhmmmm nowych rekrutujesz Jedi! Robota dobra to jest, Ani, powiadam ci. Ten konkurs. To dzieło wspólne wasze jest. 

– To nie nowi Jedi, to buntownicy!

– Ale moc w nich silna jest. 

– Bardzo.

– Może to jest to, czego teraz Galaktyce potrzeba mmmmhmm nie myślisz, Ani?

– Nie nazywaj mnie tak! Jestem Vader…

– Ani. 

– Vader!

– Ani. 

– Vader!

– A oni?

– Ani, chciałaś powiedzieć.

Staruszka uśmiechnęła się. 

– Jak się oni nazywają, ci buntownicy? 

– A, o nich pytasz. – Ani wystawił dłoń w czarnej rękawiczce i zaczął wyliczać na palcach. – Pierwszy to Cwany Majster, władca potęgi Karotenu. Drugi to przewrotny Gekibaba, który przegada każdego swoimi niekończącymi się rymami, a trzeci to Corrin, nikt nie robi takich występów, jak on.

– Z tych Corinnów? –  Koimeyoda przymknęła powieki, wyglądała jakby starała sobie coś przypomnieć.

Vader zamarł wiedząc, co sugeruje Mistrzyni.

– Chyba nie. –  Pokręcił głową. –  Nie strasz. Na razie mamy jedną Galaktykę do ogarnięcia, wystarczy.

Koimeyoda pokuśtykała w głąb pokoju. Podniosła głowę i spojrzała na sklepienie, na którym  w starożytnym stylu wymalowano uproszczoną mapę Galaktyki.

–  Dobrze mhmmm dobrze… Jest jeszcze ten Copernicus Finclus.

– Tak, on gwiazdy tylko ogląda, ale wyczuwam i w nim dużą moc. Widzę też potencjał w Łosiotrze-1, który na razie bada kosmiczne kamolce, ale może i jego uda się zrekrutować… 

Ani podszedł do starej Mistrzyni, podążył za jej wzrokiem i myślą.

Zadumał się.

– Mhmm nowi, młodzi… – odezwała się Mistrzyni. – Są jak gwiazdy Ani. Jest ich więcej, o wiele więcej. Niektórzy się wciąż ukrywają, ze strachu.

– Anonimusy. 

– Tak, objawią się i oni… poczekaj,  cierpliwości, mój padawanie.

– Nie jestem już twoim… 

– … dla mnie zawsze będziesz, Ani.

Ledwie poczuł jak drobniutka łapka Mistrzyni dotyka jego zbroi. Mimo to, miał wrażenie, że przeszła go fala mocy. Jasnej mocy.

 

 

Trzeba mieć nieźle w bańce, by o 2 w nocy gdy nie możesz spać, myślisz jakie nicki można połączyć do nicków użytkowników, do wygłoszenia wyników.

→ :D i widzisz, do mojego nicku wystarczyło dodać jedną literkę i wyszło pysznie, tak mi się ta Koimeyoda podoba ^^

I bez przesady z tym mieniem w bańce, co to jest 2 w nocy, bro! Najlepsza pora do czegokolwiek! :D 

 

Następnym razem usunę swój styl, gdy zabiorę się za horror, I promise, bo będzie klapa ;D

→ nie usuwaj swojego stylu! Chociaż haha sama mogę powiedzieć, że zabawa w pisanie czegoś w zupełnie inny sposób niż przychodzi naturalnie, jest przednia :D Dzięki Waszemu konkursowi się o tym przekonałam. 

 

Piszesz do mnie Ty, więc wiem, że w Twojej głowie również ważne osobistości, kłaniam się im nisko, nie ważne, że umarli. 

→ a co, to umarłym się mniejszy ukłon należy? Wręcz przeciwnie, powiedziałabym! Ty masz tam szacun u przodków ;))) 

 

Olciatko! heart 

 

Dziękuję! Tak się trochę obawiałam, że mózg adwentowy może mnie zdradzić :P Ale założyłam, że nikt tak wnikliwie tego nie analizuje, a tu proszę! Nic się nie ukryje przed czujnym okiem Sąsiadki! :D To było tak fajne wpleść Cię w opko (znaczy jego komentarzowe sequele :P), cała przyjemność po mojej stronie! :))) 

 

Lano! :D 

Też byłam pewna, że to facet!

:D Ha! Czyli kolejna zaskoczona osoba potwierdza, że udało mi się skutecznie ukryć ^^ Cieszę się, dziękuję bardzo!

 

High Five LanaVallen! :D

 

 

 

NearDeath, Ziomku Złoty, cytując Twoje własne słowa: “Mój styl! :D Jak i całe te dialogi.” 

Stąd wiedziałyśmy ^^ 

laughlaughlaugh

 

Dobra, skończyłam.

Znaczy skończyłam śmiać się w niebogłos i turlać po podłodze, więc mogę wreszcie odpisać na ten najzłotszy z komentarzy. Pozwól, że się odniosę do wszystkiego, bo mnie wszystko cieszy :D

 

Kur**, przepraszam

→ nie przepraszaj. Też zazwyczaj nie rzucam “motylą nogą” :P 

 

doznałem największego szoku w tym roku na NF

→ mówisz w połowie grudnia 2020. To jest achievement :> 

 

Byłem pewien, że to facet pisze…

 

 

… czyli się udała moja maskarada.

W.s.p.a.n.i.a.l.e.

Nie ukrywam, że największą podjarką była zabawa w Anonima xD 

I chyba czymś, co mnie w końcu zmotywowało do udziału w konkursie. Pomysł pojawił się dawno, potem leciał sobie czas, a że ja z Panem Czasem mamy bardzo skomplikowaną relację, już miałam się poddać, po czym stwierdziłam, że o nie, ale tej zabawy w Tajniaka jednak sobie nie odpuszczę. No i tekst powstał szybciutko, teraz widzę, że za, bo powinnam go doszlifować (tak, wiem, ęą i wszystkie potknięcia) i spokojnie mogłam wyciągnąć z niego więcej. Ale to nic. Zresztą, haha, “więcej” w moim przypadku oznaczałoby ilość znaków, którą gardzą normalni portalowicze, więc dobrze się stało ;)

 

…jak to jest fucking możliwe? 

→ powiedziałabym, że to możliwe, ponieważ język jest w mózgu, a nie genitaliach, ale nie mówię tego bo:

a) faktycznie zdarza się takie coś jak język damski/męski

b) brzmi to bardzo dwuznacznie. 

 

Mój mózg poszedł z dymem.

Sorry, I ain't sorry, I ain't sorry, n*gga, nah

 

Czyli mój ulubiony tekst z konkursu…

→ heart

…napisała kobieta (nie, to nie jest źle, po prostu wyobrażałem sobie że to facet – nieeee, to też źle brzmi, kill me). WIESZ O CO CHODZI!

→ Wiem o co Ci chodzi, bo i mnie o to samo chodziło.

 

god damn it (jakby ktoś czytał – inne teksty też były dobre, ale to taki mój ulubieniec, co od razu coś dla niego/no w sumie teraz to jej, zamówiłem).

→ Cokolwiek to jest, to mnie mega cieszy sam fakt, że wywołałam u Ciebie tak emocjonalną i pozytywną reakcję <3 

 

Chyba nawet jak Vader mówił Lukowi, że jest jego ojcem, to tak się nie zaszokowałem.

→ Ja przynajmniej przed coming outem rączek nie ucinam. 

 

Byłem pewien, że to ktoś nowy, “pracuję na szacunek ulicy”

→ nic tu nie było przypadkowe, Mój Drogi :>

 

 

 

Będę tęsknił za brak odzewu z przedwiecznymi, czytałem każdą odpowiedź – idę płakać, mam już dosyć. 

→ Kwan się załamał bo właśnie wszystkie dziadki i babki zadeklarowały, że teraz mają ZIOMKA W INTERNETACH i będą z nim gadać. Także jakbyś miał ochotę, go ahead :P 

 

Dla mnie 10/10, bardzo chciałem Cię poznać, a tu okazało się że znam xD 

→ DZIĘKUJĘ! To chyba najlepsze co można usłyszeć :))) 

 

 

***

 

– Srebro?! – krzyknęli równocześnie cioteczka Minny i wujek Terry. Szczęśliwa Minny chwyciła w swe potężne ramiona zaskoczoną Sue i podniosła tak wysoko, aż wystraszyłem się, że poddusi moją ulubioną krewniaczkę, a wujek tylko załamał ręce rozczarowany.

– Nie!

– Tak! 

– Ale nie…

– Skoro na drugim miejscu jesteśmy wymienieni… to srebro!

– Tak? Ale te punkty, coś tu nie gra…

– Czemu nie złoto?! – Terry niewątpliwie szarpałby włosy, gdyby jeszcze mu jakieś zostały. Śmiesznie wygląda jak bije się w łysinę. – Kto z nami wygrał?!

Nie zdążyłem odpowiedzieć, wyjaśnić, że sam już nie wiem, bo pogubiłem się w wynikach, gdy usłyszałem wycie zniecierpliwionego dziadka Ricka.

– Synek, co tam podium, łaaaaańcuuuuch! Kto ma łaaaaaańcuch!?

Ha, tego przynajmniej jestem pewien. Uśmiecham się, znowu otwieram usta, żeby się odezwać, ale znowu nic z tego.

– Brawo! Gratuluję, chłopaku! – Widzę, jak babcia Louise wyciera łzy wzruszenia z pulchnych policzków, a stojący obok niej Andre w milczeniu kiwa głową. Z uznaniem. Chyba nigdy nie widziałem, żeby był ze mnie taki dumny.

Prostuję się zadowolony z siebie, uśmiecham szeroko, nabieram powietrza, odchrząkam i już prawie…

– Synek, ja te wyniki czytam piąty raz – zamiast mnie, odzywa się Ben – i nic nie rozumiem…

Wypuszczam ciężko powietrze, opadają mi ramiona. Dobra, niech będzie po ichniemu. Jak zawsze zresztą.  

– ŁAŃCUCH! – Rick potrząsnąłby mną, gdyby mógł.

– Nasz, dziadku! – Wreszcie udaje mi się dojść do głosu. – MAMY GO!

– NAPRAWDĘ?! – krzyknęli chóralnie, chyba wszyscy, z wyjątkiem Sue, która w moment się rozpłakała. Minny bez słowa podała jej rękaw, kto by w takiej chwili szukał chusteczki.

– Ha! Gratuluję!!! – zawył Terry.

– Brawo! – Klasnął w dłonie Ben.

– Bożeee! – zawodzi słodka Sue, wtulona w pierś Minny.

– Rick? – Jedyna trzeźwa osoba, babcia Louise, zauważyła, że dziadek zaraz odleci ze szczęścia – niech ktoś go trzyma…

– Syyynek…! – Parsknąłem śmiechem widząc, jak Rick skacze dookoła, wymachuje rękoma, energia  go rozsadza. – Ja już mam beat do tego! Będzie hit, zobaczysz! Ubieraj tego łańcucha i leeeeecimy!

Czuję jak zbierają mi się łzy. Jak ja ich kocham.

– To wasza zasługa – odzywam się, głos mi się łamie. – Dziękuję.

– E, tam nasza… – Louise macha ręką, drugą wyciera nos. 

– No nasza, nasza, przecież bez nas plótł takie głupoty… – Andre spojrzał z ukosa na babcię, karcąc jej fałszywą skromność.

Ma rację. Bez nich nic by się nie udało. 

– A kto wygrał? – Terry nie odpuszcza.

– Marchew.

Cisza.

Wszyscy patrzą na mnie jakby zobaczyli ducha, nawet zasmarkana Sue wychyliła się zaskoczona z ramion Minny. 

– Co?

– Kto?

– Drake?

– Nie. – Kręcę tylko głową i śmieje się jak głupi. – Rapująca Marchew.

 

Tego już za nic im nie wytłumaczę.

 

***

 

 

 

DZIĘKUJĘ ZA ŁAŃCUCH! I gratuluję wszystkim zwycięzcom i wyróżnionym, i jurorom, i w ogóle wszystkim! :D 

Oh boy, jak ja się ubawiłam :D

 

Oj CM’ie, słowowładny, 

O kapsułkach takich ładnych,

Wraz z MaSkrolem (nie sokołem),

Wy marzycie, w sercu na dnie! 

 

Choć wiecie jak ich pragniecie, 

Nie powiecie, za nic na świecie!

I od prania nie uwolnicie się,

Już nigdy!

 

Jak szykować mam Wam dary?

Skoro zamiast chemii, chcecie czary?

W miejsce pralki – będą tarki!

A starą Franię, zamienię na banię*

 

I nie odpierzecie się…

… już nigdy!

 

Wy tam pierzcie orzechami, 

Sodą, octem czy kwasami,

A my Wami zachwyceni,

W ciemnym forum, po kryjomu,

Ocieramy łzę,

Z radości…! 

 

 

 

*chodzi o banię drewnianą, oczywiście :> przecież nikomu inna do głowy nie przyszła.

 

#ekopranieforever

MrBrightside - PanieJasnostronicowy? Jasnostronny? Brzmi trochę jak Jasna Strona Mocy. To może po prostu Skywalker :D Chociaż jak teraz patrzę na Twój nick, to słyszę Pythonów i “Always look on the bright side of life…”. Tak czy siak, same dobre skojarzenia ;) 

O matko i córko jakie to jest dobre!!! 

Wymknie się Wilk cichcem karpia ocalić

heart

Irka ze sobą przytarga łazika, 

Maras zapyta: „Gdzie tu fantastyka?!”, 

laugh

 

No i awatary Reg Thargone’a wiszące w ramkach to jest czyste złoto :,) 

 

Ja zawsze czytałam Drakainę, jako Drakajnę, tak ma być? ;) 

 

Brawo Sonato  i MrBrightside (Brightsidzie? teraz to każdego będę pytać jak to czytać i odmieniać :P) 

 

heart  I jeszcze dzieci mają heart

Chyba, że tu:

Mamy swoje lata, choć, pewnie dzięki dzieciom, zupełnie ich nie czujemy.

…nie o ich chodzi tylko o takie, którym niosą prezenty, ale ja tam wolę wersję, że to ich dzieci :D 

 

Widzę, że niektórzy wiedzieli czego się spodziewać po duecie autorskim Bell&Chro, ja tam Was nie znam ludzie, więc jestem tym milej zaskoczona! :))) No i fakt, że w pudełeczku są dwie obrączki, a nie pierścionek zaręczynowy, też mi się podoba <3 

Nowa Fantastyka