Profil użytkownika


komentarze: 178, w dziale opowiadań: 173, opowiadania: 44

Ostatnie sto komentarzy

Cześć Outta Sewer,

 

Dzięki za wizytę, już myślałem, że nikt więcej tu nie zajrzy i sam przestałem zaglądać :p

 

Jeśli chcesz znienawidzić jakąś melodię/piosenkę, ustaw ją sobie jako budzik – sukces gwarantowany.

Dokładnie tak, dlatego od wielu lat mam na budzik ustawioną po prostu wibrację telefonu :)

 

Nie do końca rozumiem. Żona i dziecko w nocy śpią, sklepy w nocy sa nieczynne, to fakt. Po nocnej zmianie masz cały dzień na ogarnianie obowiązków.

Zazwyczaj ludzie po powrocie z nocki idą od razu spać. Mój znajomy ze Straży Miejskiej najbardziej nie lubił nocek i jego żona też na nie narzekała, więc tym się kierowałem.

 

Co?

Sven po prostu przekręcił nazwę dunkelheit (dunkelhajt) na dekiel haj.

 

Poczułem się urażony nazwaniem gościa około czterdziestki “dziadem” ;)

Pani Grażyna mówiła o ogóle mężczyzn :p

 

To manhineel

Khem, khem. Chodziło Ci o “plażową jabłoń”, czyli Hippomane mancinella. Pierwszy raz widzę zapis “manhineel” w odniesieniu do tego drzewa. Podasz jakieś źródło? Bo wydaje mi się, że to bład, ale może się mylę i podana przez Ciebie nazwa również jest w użyciu.

Prawdę powiedziawszy podczas researchu wpisałem w Google “najbardziej trujące drzewo”

i wyskoczył mi między innymi ten artykuł:

https://www.medonet.pl/zdrowie/wiadomosci,manchineel-to-najniebezpieczniejsze-drzewo-na-swiecie--dlaczego-,artykul,65863840.html

 

Atakował piłą łańcuchową, tak? Piła łańcuchowa to nie jest narzędzie, którym można lajcikowo obcinać gałęzie, do tego trzeba siły i trochę czasu i nie wyobrażam sobie gościa tnącego poruszające się konaromacki – łatwo o zakleszczenie i zerwanie łańcucha.

<Odwraca wzrok w bok, udając, że nie słyszy i przy okazji pogwizdując>

 

Cóż, wyobraziłem sobie coś w stylu mieczy łańcuchowych z Warhammera 40k ;/ 

 

Dzięki za wyrozumiałe podejście do tekstu i pozdrawiam :)

 

Cześć Zygfryd,

 

 Większość uwag się już pojawiła, więc w zasadzie nie mam zbytnio z czym się kłócić, dlatego dzięki za wizytę oraz opinię i pozdrawiam :) 

 

 

Dzięki Reg :) 

Polacy mówią, że często kupują i jedzą japka, ale gdy przyjdzie im to napisać, to napiszą, że kupują i jedzą jabłka.

Imponuje mi to jak łatwo przychodzi Ci wyjaśnianie różnych kwestii :) 

Cześć Reg, dzięki za całkiem pozytywną opinię odnośnie treści i jak zawsze fachową ekspertyzę w kwestii poprawności pod względem technicznym.

Doceniam też poczucie humoru, o ile to było zamierzone działanie. W każdym razie ubawiły mnie “Dwa grzybki w barszczyku.” i “Ktoś umiał krzyczeć wielkimi literami???”

 

Błędy poprawię jak tylko odpiszę na wszystkie najnowsze komentarze, ale mam też kilka pytań/wyjaśnień.

 

Nie bardzo wiem, jak łysina mogłaby się wychylać.

Tutaj chodziło mi o taki efekt jakby jajka wychylającego się zza krzaków. Może lepszym określeniem by było “wynurzała się”?

 

– No sory, ale wolę umrzeć… → – No sorry, ale wolę umrzeć

Myślałem, że można to zapisać w ten sposób. W mowie potocznej Polacy nie wymawiają poprawnie “sorry” tak jak po angielsku, tylko właśnie spolszczoną wersję “sory”. Na pewno nie można tego w ten sposób zaakcentować w tekście?

 

Wcześniej napisałeś: Gryf odgryzł jej rękę i rozerwał szponami szyję. → Czy Sylwia, mając rozerwaną szyję, mogła mówić?

Zastanawiałem się nad tym. W pierwotnej wersji rozerwał jej gardło, więc zorientowałem się, że nie mogłaby mówić, dlatego zmieniłem na rozerwanie szyi, mając w zamyśle jej bok. Chciałem zaznaczyć, że otrzymała śmiertelną ranę, ale brzuch i klatka piersiowa jakoś mi w tej sytuacji nie pasowały.

 

Pozdrawiam

 

Ananke

Przeczytałem Twój komentarz i postaram się wziąć Twoje wskazówki do serca, a że już w zasadzie nie mam się do czego odnieść (nie zgodzić lub wyjaśnić), to pozostaje mi tylko napisać dziękuję za pomoc i pozdrawiam :)

 

BrunoSiak

 

Dzięki za całkiem pozytywną opinię :) No właśnie myślałem, że samo wystąpienie potwora w tekście, czyni z niego horror, a to tylko potwierdza, że nie jestem znawcą tego tematu.

Super, cieszę się z możliwości zademonstrowania tekstu na Twoim kanale. Po wcześniejszych opiniach, spodziewałem się, że nie ma na to żadnych szans, więc jestem mile zaskoczony.

Pozdrawiam :)

 

SNDWLKR

 

Może patrzeć w lustro, ale zdarzyło ci się kiedyś tak od czapy skomentować własny wygląd? I 

Tu mnie masz :D

 

Resztę komentarza uważnie przeczytałem, przeanalizowałem, a nawet wyciągnąłem wnioski, więc jestem wdzięczny za poświęcony czas i wskazówki.

Pozdrawiam :)

SNDWLKR

Po drugie – no, nie porwało. Na początku jest długi fragment opisujący, co bohater robi rano. OK. Tylko że jest w nim tak cholernie dużo nieistotnych na dłuższą metę szczegółów (i gadania do siebie…), że zacząłem się zastanawiać, czy aby nie próbujesz nabić znaków do dolnego limitu. :P

Chciałem w ten sposób stworzyć klimat wokół głównego bohatera, zarysować kim jest, opisać jego wygląd. Pokazać go jako przegrywa życiowego, który nienawidzi sam siebie, żeby w samym tekście zrobić motyw, że nawet największa porażka życiowa może się przyczynić do kluczowych wydarzeń. Spojrzenie w lustro i komentarz swojego wyglądu wydawało mi się sprytnym manewrem do opisania jego wyglądu.

 

To fragment z artykułu, nie z tekstu literackiego. Językowo, nawiasem mówiąc, jest tak se.

Miałbyś może dla mnie jakieś wskazówki jak poprawić tego typu opisy?

 

Sorry za język, ale skojarzenia z grą nasuwają się same.

Nie ma za co przepraszać, znam żargon graczy, bo grywam w gry i prawdę mówiąc, jak skończyłem pisać, to spodziewałem się w komentarzach porównań tekstu do gry.

 

od sceny, kiedy żołnierz na luzie oznajmia, że a, właśnie zgwałcił nastolatkę i w odpowiedzi słyszy ,,Jesteś chory”

Jakbyś tę scenę rozbudował na moim miejscu? Starałem się zbudować żołnierza jako postać z nazwijmy to własnym światopoglądem. Chodziło mi o osobę, która z jednej strony jest heroiczna, a z drugiej ma swoje grzeszki, do tego uważa, że jeśli ktoś popełnił zbrodnie, to nie należą mu się prawa człowieka. Doktorka jako kogoś kulturalnego i jego komentarz jesteś chory bardziej odnosił się do samej propozycji żołnierza. Zdarzyła Ci się może sytuacja, w której ktoś mówi coś tak absurdalnego, że nie wiesz, co odpowiedzieć? Mi się zdarzyła, a doktorek znalazł się w takiej samej sytuacji, więc jedynie wydusił z siebie to “jesteś chory”. Potem nie mieli za wiele czasu na interakcje, bo usłyszeli strzały.

 

Poza tym nie rozumiem, co ma taoizm do germańskich bożków (ochrzczonych z jakiegoś powodu współczesną niemczyzną).

Poszedłem w uproszczenie, że świat jest zbudowany na tych 5 elementach oraz drugie, że wszystkie wierzenia dotyczą tak naprawdę tych samych zjawisk.

 

Dziękuję za opinię i pozdrawiam

 

 

Ananke

 

Kurczę, cztery razy ta sama informacja, wystarczy raz o tym wspomnieć. ;)

Ten jeden z wymienionych razów miał opisać wygląd bohatera i jego wiek :p

 

Same wywody bohatera są trochę za bardzo wyjaśniające, tzn. jakby to nie były jego prawdziwe myśli, a po prostu tłumaczenia dla czytelnika.

Mogłabyś mi podpowiedzieć jak osiągnąć w tej sytuacji złoty środek? Żeby wyjaśnić, co trzeba, ale żeby nie wyglądało, że to wyjaśnienia dla czytelnika.

 

 Ale poza tym czyta się nieźle. ;)

Bardzo dziękuję :) Po wypowiedziach przedmówców, nie spodziewałem się jakiejkolwiek pozytywnej opinii. 

 

Opowiadanie jak na razie jest napisane lekko, przyjemnie, ale mam wrażenie, że to trochę taki luźny film, przygodówka o dwóch mężczyznach w pracy strażników.

Generalnie właśnie taki był mój zamysł. Nie znam się na horrorach, więc zamierzałem się skupić na tym, żeby bohaterów co chwilę coś goniło, wiszącym zagrożeniu końca świata i na tym, żeby pokazać, że przegryw społeczny i jego dziwne, bezużyteczne zainteresowania i cechy mogą się okazać kluczowe.

 

 Bohaterowie nie znają tych stworów, to dla nich nowa sytuacja, a podczas akcji i w dialogach zachowują się tak, jakby byli obeznani. ;p

Początkowo chciałem, żeby jeden był typowym herosem, a drugi tym, który ma wiedzę, później pododawałem innych bohaterów.

 

Wyobraziłam sobie jak polewają wampiry sosem czosnkowym.

Zamysł był taki, że gdyby taka apokalipsa przydarzyła się naprawdę, to ludzie także by kombinowali i walczyli tym co mają pod ręką, a że ściskając butelkę można wystrzelić z niej strumień sosu, to uznałem to jako coś, co ludzie by w takiej sytuacji mogli wykombinować.

 

Jest zbyt prosto. Myślę, że to nadawałoby się na opowiadanie tak do 30 tys. znaków, z jednym albo dwoma potworami, bo im dłużej się czyta, tym bardziej jest powtarzalnie i męcząco.

Coś w tym jest. Zmysł był taki, że chciałem pokazać jak największą różnorodność potworów.

 

Nawet w momencie śmierci bohaterowie bohaterscy. XD

Chciałem akurat z postaci Grażyny zrobić hardą osobę.

 

Przez to, że tak odhaczamy potwory, fabuła przestaje interesować, bo mam wrażenie takiego oglądania jak ktoś gra w gierkę na komputerze i jest postacią, która po kolei pokonuje różne potwory.

To fakt, po napisaniu tekstu, spodziewałem się takiej opinii.

 

Dziękuję za opinię i wyłapane błędy (zaraz się nimi zajmę).

 

Pozdrawiam :) 

 

 

 

 

Całość, chociaż po gwałcie uważność czytania zaczęła spadać – bo to była jedna z tych rzeczy, które mi się bardzo nie spodobały. Zgwałcił to zgwałcił, po co drążyć temat. Jedziemy ratować świat, czy coś.

Doktorek akurat żołnierza skrytykował, ale potem od razu rozległy się strzały, akcja z ucieczką przed wilkołakiem, potem akcja z utopcami, gdzie nie było czasu, żeby bohaterowie zamienili ze sobą dwa zdania. Tę scenę gwałtu dodałem, żeby pokazać bohatera, który z jednej strony jest heroiczny, ale równocześnie nie jest szlachetny. W trakcie wojen żołnierzom z nerwów puszczały hamulce. Ogólnie to typowo ludzki mechanizm, że w ekstremalnych sytuacjach nie kalkulują zbytnio, tylko skupiają się na sobie i swoich potrzebach. Podobnie dzieje się w przypadku uciekającego tłumu, który nie patrzy pod nogi, czy ktoś się przewrócił, tylko tratuje.

 

Nie zauważyłem, żeby dalej się coś zmieniło, tylko jak ładna pani umarła, to wtedy bohater zachlipał.

Jak policjant oberwał od trolla, to jego koleżanka spanikowała, a jak leżał w szpitalu, to opowiedziała jakie ma zdanie na jego temat. Po wyjściu ze szpitala też się przejmowała. Śmierci żołnierza nie było jak przeżyć, bo najpierw gonił wilkołak, potem utopce. Pielęgniarkę uczcili minutą ciszy, ale wciąż czas tak naprawdę gonił, bo cała masa potworów rozłaziła się po mieście, więc liczyła się każda sekunda. Śmierć strażaka wszystkich zaskoczyła, dlatego zamilkli, najbardziej to przeżył Sven, który przecież wcześniej się z nim pokłócił. Śmierć policjantki miała pokazać jej oddanie rodzinie, tragedię dziecka, które straciło matkę. Każdemu z bohaterów chciałem dać ludzkie słabości, żeby nie robić z nich tylko drużyny herosów. Andrzej nie dostał emocjonalnego pożegnania, ponieważ jego zgon miał zaskoczyć czytelnika w momencie, kiedy już wszystko wydawało się opanowane. Ostatnia scena z wampirem miała na celu przekazanie wiadomości “to jeszcze nie koniec koszmaru”.

Tu raczej lepiej skupić się na opisywaniu odrażających szczegółów i na emocjach bohaterów kiedy na to patrzą.

W sumie starałem się nie przesadzać z zawiłością opisów, gdyż przy różnych opowiadaniach wychodziły mi zbytnio od linijki, więc póki co wciąż szukam złotego środka.

 

 tylko, że wierzenia ludzi są różne, wystarczy że dwie różne osoby ostatnio oglądały dwa różne filmy o wampirach, w których były one różnie przedstawione i miały różne słabości i już mamy dwie wersje tych potworów.

Poszedłem raczej w uproszczenie, czyli, że wygrywają najpopularniejsze wierzenia.

 

no nie przekonuje mnie to

W porządku, nic na siłę ;)

 

no co do tego nie ma wątpliwości. Ale jakbyś zrobił, że to on tego demona sprowadził, bo był sfrustrowany czy coś, i dlatego tyle o tym wszystkim wie, to byłoby ciekawiej i mroczniej, a o to chodzi w horrorach

To by był chyba trochę oklepany motyw “sfrustrowany facet szuka zemsty”. Aczkolwiek postać masterminda, sabotażysty i manipulatora, który trochę podpowiada, a trochę okłamuje, żeby inni bez podejrzeń ginęli brzmi ciekawie może nad tym pomyślę.

 

Dzięki za opinię.

 

Oki, przyjąłem, dzięki za wyjaśnienia :)

Outta Sewer

Dzięki, to czekam na Twój komentarz :)

 

Bardjaskier

Jedynie te duchy to taki prosty przeciwnik, później bohaterowie mają bardziej pod górkę. Starałem się trzymać informacji na temat metod pokonania konkretnych straszydeł i w przypadku duchów dowiedziałem się o soli. Wyszedłem z założenia, że ludzie nie są przygotowani na tego typu apokalipsę, więc kombinują chwytając się tego, co znajdą pod ręką, dlatego pojawia się tu także sos czosnkowy.

 

Freki

Tak jak zaznaczyłem od początku, nie jestem ani miłośnikiem, ani znawcą horrorów, więc wyszła mi raczej przygodówka, a że nie umiem zbudować napięcia, to starałem się pójść w stronę, że bohaterowie nie mogą odetchnąć, bo co chwilę zagraża im niebezpieczeństwo.

Z ciekawości spytam, czy przeczytałeś całość? Dalsze sceny i starcia ze straszydłami starałem się uczynić nieco bardziej emocjonalnymi, zwłaszcza jeśli chodzi o ich konsekwencje.

Co do wiedzy Andrzeja, to w trakcie rozmowy ze Svenem zaznaczył, że interesował się nawet mistycyzmem i demonologią, zaś same potwory przywołane przez Dunkelheit opierają się w skrócie mówiąc na wierzeniach ludzi, dlatego Andrzej, który się interesował tematem wiedział jak się rozprawić ze straszydłami, a czy był taki pewien swojej wiedzy, to różnie bywało. Kilka razy zaznaczyłem w jego wypowiedzi zwątpienie za pomocą wyrazów “chyba” bądź “prawdopodobnie”. Do tego nie wiedział jak wygląda rytuał kultystów.

Całe opowiadanie opiera się na koncepcji, w której pogardzany przez społeczeństwo przegryw, o kiepskiej sprawności fizycznej, okazuje się kluczowy do pokonania potworów właśnie ze względu na swoją wiedzę i specyficzne zainteresowania.

 

Pozdrawiam całą trójkę ;)

Część, przeczytałem cały wątek, ale nasuwa mi się pytanie, którego nikt nie poruszył, mianowicie kwestia przekleństw. Wolno, nie wolno czy dopuszczalne, ale tylko w ocenzurowanej formie? Jak to wygląda?

Wolę dopytać, ponieważ spodziewam się restrykcji, skoro teksty zostaną opublikowane na platformie Youtube.

 

Na chwilę obecną opublikowałem opowiadanie z wulgaryzmami w formie “pierwsza litera + ciąg znaków typu:@#$%$%% + ostatnia litera“. Mam polski klimat, do tego skoro to horror, to nerwowość, a co za tym idzie zasadność przynajmniej sporadycznego rzucania mięsem u  bohaterów zwłaszcza, że część z nich pochodzi z grup, w których przeklinanie jest dość powszechne.

Prosiłbym o wyjaśnienie tej kwestii. 

 

Pozdrawiam :)

 

   

 

Przepraszam, że tak długo, ale w końcu udało mi się dotrzeć i przeczytać (zawsze staram się wpaść z rewizytą do osób, które czytają i komentują moje teksty).

 

Co do samego opowiadania – ło matko, elfy fetyszyści i ta szczegółowość w wymienianiu rodzajów damskiej bielizny (założę się, że tego jest o wiele więcej, ale my mężczyźni rozróżniamy tylko te wymienione nazwy, więc chyba mogę założyć, że opierałeś się na własnej wiedzy, a nie na researchu :p). 

 

Ogólnie podejrzewam, że te fetyszowe wątki spersonalizowane były pod Krokusa :)

 

Ciekawe imię/imiona dla elfa. Przyznaj, że raz je napisałeś, a następnie używałeś magicznej, sekretnej techniki elfów zwanej kopiuj-wklej? :D

 

Końcówka zdecydowanie zaskoczyła. Ogólnie tekst mocno absurdalny, a Aśka oderwana od rzeczywistości (choć z kobietami nic nigdy nie wiadomo – mam nadzieję, że po takim czasie żadna tego nie przeczyta :p), ale czytając bawiłem się dobrze. Fajny motyw otrzymania rózgi w formie życiowej nauczki. Nie zabrakło także motywu Coca Coli, co także mi się podobało.

 

Pozdrawiam :)

 

 

Siema Golodh,

dzięki za wizytę. W zasadzie krytyka się powtarza, więc nie mam się za bardzo do czego odnieść, zwłaszcza, że nie jest to krytyka bezpodstawna. Fajny pomysł na ćwiczenie, bardzo dziękuję :)

Muszę też pomyśleć nad problemem infodumpów. 

 

Pozdro

Cześć Gruszel, 

dzięki za opinię, choć jest to chyba najbardziej ostra (może złe słowo, chodzi o to, że najwięcej negatywów wymieniłaś) krytyka pod tym tekstem, no ale co zrobić :P

 

Niestety tak wyszło, że pomysł miałem wcześniej zanim ogłoszone zostały wymogi i limity konkursu świątecznego, a że nie chciało mi się czekać kolejnego roku, to skończyło się tak jak się skończyło.

 

Jeśli chodzi o plan Białobrodego, no to generalnie można się domyślić, że zbierał załogę i liczył, że trafi się ktoś z przydatnymi artefaktami lub informacjami. Do tego są jeszcze inne załogi pirackie podobnie jak piraci Żółtozębego, którzy także dysponują/ dysponowali magicznymi artefaktami. Dlatego poza ognistym i dymnym zapewne znalazłoby się coś jeszcze, co umożliwiłoby przetrwanie na biegunie. 

 

Pozdrawiam :)

Cześć Krokus, dzięki za szczegółowy komentarz.

Ciesze się, że udało Ci się znaleźć w moim tekście jakieś pozytywy. Co do reszty, no cóż, to jest chyba moje przekleństwo, że pomysłów mam więcej niż limit pozwala i potem niestety wychodzi jak wychodzi.

Dzięki za zorganizowanie krokusu :)

 

Pozdro :D

Na początek łapanka:

Karp walczył, szamocząc się jakby chciał zrzucić z siebie ładunki elektryczne obezwładniającego jego ciało.

ładunki obezwładniające jego ciało lub obezwładniające go

 

Podłuskownik znajdował () przy dnie, tuż pod przeręblą

znajdował się

Riguna wyrzuconego w ogromną siłą w stronę lądu

wyrzuconego z ogromną siłą

 

Ciekawy tekst i jak rozumiem jest to futurystyczna wizja, która zwraca uwagę na szkodliwą działalność człowieka. Jeśli dobrze pojąłem, to wśród zwierząt doszło do mutacji wywołanej przez składane przez ludzi odpady (w tym te radioaktywne). Na przyszłość wskazuje także sprzęt, którym dysponuje Rigun, taki jak nóż plazmowy, egzobielizna tudzież szczur sprzątający. W przypadku tego ostatniego mam wątpliwości, czy to robot, kolejny z mutantów, a może dwa w jednym, czyli cyborg. 

Końcówkę, w której Rigun zabiera ze sobą pana Pangę jako trofeum, można zinterpretować jako “niektórzy nigdy się nie nauczą” lub “głupiec już zawsze pozostanie głupcem”. 

 

Ilość i jakość gierek słownych oraz neologizmów zrobiła na mnie spore wrażenie. Spodobało mi się także dopasowanie odpowiednich ról do konkretnych gatunków.

– poświęcenie płotek dla grubych ryb,

– leszcz cienki w grzbiecie, choć mocny w paszczy,

– strzelić karpika,

- bobrów, które zjadły zęby na stawianiu oporu,

– skrzelarz,

- podłuskownik Węgorzewicz z wydziału elektrycznego,

– rybolucja,

- program kłusowniczy,

– Piranie jako berserkowie, do tego w piankach termicznych, bo to w końcu ryby żyjące w ciepłym klimacie,

– zopy pracze jako zwinny oddział podkradający rzeczy,

– agent pelikan.

 

A to tylko część przykładów, które udało mi się wyłapać.

 

nadajnik ukryty w samochodzie puszczał nietoperkowe kołysanki

Wyróżniam powyższy fragment, ponieważ mnie ubawił :)

 

Wyczuwam drgania mocy

To zapewne nawiązanie do Gwiezdnych Wojen i to ze strony węgorza wytwarzającego prąd, czyli podobnie jak w przypadku Imperatora Palpatine’a / Darth Sidiousa.

 

Warto zwrócić także uwagę na takie smaczki jak Narząd Sachsa, tudzież wspomniane wyżej ocieplacze piranii, które świadczą o umiejętnym wykorzystaniu wiedzy, a także o dbałości o szczegóły.

 

 

Pozdrawiam

Siema Mindenamifaj, dzięki za wizytę. No cóż niestety limit zrobił swoje, więc wyszło jak wyszło i jestem tego świadom.

 

To pewnie pozostałość po jakichś przeróbkach, ale nigdzie nie wspominasz, żeby oddaliła się od statku, ani nawet zeszła z pokładu, więc nie bardzo ma sens, że się “ponownie stawia przy Diablicy”.

Nie, to też kwestia limitu. Tam wyżej jest, że Białobrody pomachał jej na pożegnanie i miało z kontekstu wynikać, że skoro wywalili ją ze statku i wróciła, to znaczy, że gdzieś poszła w konkretnym celu – później jest info, że poszła złożyć przysięgę, znaczy domyślić się można. 

 

Siema, AmonRa,

dzięki za wizytę i opinię. To już chyba mój znak rozpoznawczy, że pomysłu zwykle mam więcej niż pozwala limit przez co kończę z takimi mocno pociętymi tworami i pozostaje mi się jedynie cieszyć, że inne aspekty zostały skomplementowane przez czytelników. 

 

Pozdrawiam 

To co napisałem wiązałoby się z innymi rozwiązaniami fabularnymi. To bardziej możliwość niż poprawka.

Czyli alternatywna rzeczywistość, w sumie lubię tego typu motywy, gdzie w różnych seriach pokazywane są różne losy tych samych bohaterów w zależności od podjętych decyzji. Może kiedyś coś podobnego napiszę.

– Pod jednym warunkiem. – Uśmiechnęła się.

– Jakim?

– Wyjawisz mi, jak się naprawdę nazywasz.

– My name is Saint. Nicholas Saint.

A następnie zamiast płaszcza założył czerwony garnitur ;)

 

Cześć fanthomas,

dzięki za wizytę. Niestety też nie znam odpowiedzi na to pytanie ;)

 

Cześć Vacter,

 

Kobieta na statku pływała już nawet w serialu “Zmiennicy” (tam akurat w firmie taksówkarskiej) i jakoś mnie to nie zadziwia – jeżeli oczywiście miała to być szokująca atrakcja opowiadania. Jeżeli nie, to dlaczego taki nacisk położono na ten temat?

Nie oglądałem tego serialu. Kojarzyłem tylko, że w czasach, które opisuję w powyższym tekście, w świadomości ludzi istniały różne zabobony jak chociażby kobieta na statku przynosi pecha. Ja wykorzystałem ten motyw w celu podkreślenia jednego ze świątecznych prezentów – cel uświęca środki. 

 

Pomyśl co by można było zrobić, gdyby zmienić ten jeden wyraz. Bohaterka urażona, że ktoś jej sugeruje potrzebę źródła młodości, a może to jest potwór sam w sobie? :)

Kilka razy przeczytałem tę kwestię ze zmienionym słowem, ale jakoś jedno mi się nie łączy z drugim.

Kojarzę różne gagi, w których bohaterowie są mocno przewrażliwieni na swój temat i słyszą to, co chcą słyszeć.

Przykładowo

– Ale tłusty prosiak! (o zwierzęciu na farmie)

– Kogo nazywasz tłustym prosiakiem?! – oburzył się jakiś otyły facet.

 

Ale tak jak pisałem wyżej, tutaj mi to jakoś nie pasuje.

 

Pozdrawiam

 

Kultowe jest oczywiście odwrotne: “My name is Bond. James Bond”, ale tego też nie wygrasz, choć czy ja wiem? “Saint. Nicholas Saint” ;)

Tylko wtedy trochę gryzie mi się to też z ostatnią kwestią Laury, eh skomplikowana sprawa ;/

 

 

Ahoj PanKratzek!

dziękuję za oryginalną formę opinii, od razu widać, że nie mam do czynienia ze zwykłym szczurem lądowym! 

Moje poszukujące przygody i dziko bijące serce raduje się, że tekst przypadł Ci do gustu :)

 

Pozdrawiam

miód na moje serce, bo odczytałeś w zasadzie wszystkie autorskie intencje, czyli nie jest to niemożliwe ;)

To się cieszę :)

 

No i było tam mitreum, a w połowie XIX w. na szczycie jednej z gór postawiono klasyczną świątynię… Po prostu odlot. Ale to wymagało dużo szczegółów, więc ostatecznie zdecydowałam się na tę “sztafetę”, bardziej uniwersalną.

Z tą wiedzą ostatnia scena zyskuje w moich oczach jeszcze więcej. Dziękuję za wyjaśnienia.

Pozdrawiam :)

Intrygujący tekst ukazujący, że podczas świąt nawet najwięksi wrogowie potrafią się zjednoczyć. Pomimo odczuwalnego mrozu i dramaturgii wojny można było poczuć swego rodzaju ciepło i pozytywny przekaz. Podobało mi się jak żołnierze uzyskiwali pomoc od osób, od których się jej nie mieli prawa spodziewać. Ciekawy sposób na przedstawienie perspektywy. Jeśli dobrze zrozumiałem historia działała na zasadzie podawania sobie pałeczki. Uratowany żołnierz wyciągał rękę do kolejnego, a następnie historię obserwowaliśmy już z perspektywy tego uratowanego. 

 

Trochę skojarzyło mi się to z motywem z teledysku.

(Nickelback – Savin’ Me – https://www.youtube.com/watch?v=_JQiEs32SqQ ).

Mężczyzna został uratowany przed śmiercią, więc zaczął widzieć liczniki nad głowami ludzi odliczające do ich śmierci. Dlatego szukał osoby, której licznik diametralnie przyspiesza, żeby ją ochronić i przekazać to brzemię dalej.

 

Podobał mi się sposób przedstawienia tożsamości żołnierzy za pomocą symboli widniejących na mundurach, a także wplecenie retrospekcji – w kilku krótkich scenach ukazałaś jak wiele wspólnego miały ze sobą wszystkie cienie. Każdy z nich z kimś się żegnał, każdy za kimś tęsknił i każdy miał powód, żeby wrócić, lecz żadnemu z nich nie było to dane.

 

Ciekawe wplecenie motywu różnych bóstw. W teorii to święta Bożego Narodzenia, ale nie zabrakło tu przedstawicieli z mitologii celtyckiej, indoirańskiej, skandynawskiej, greckiej oraz rzymskiej (mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem). Motyw ich rozejmu skojarzył mi się z kolei z odcinkiem South Park, w którym wszyscy bogowie spotykali się towarzysko i przyjaźnili, a główni bohaterowie byli zdziwieni takim stanem rzeczy przez to, że wyznawcy różnych religii walczyli ze sobą na ziemi.

 

Podobał mi się też pomysł z wykorzystaniem słońca jako znak oddzielający fragmenty tekstu.

 

Pozdrawiam :)

Niezły rollercoaster plot twistów nam zafundowałaś.

Początkowo mamy trzech facetów (dowcipnego hakera Pawła, przygłupa Tomka i jego brata, lidera gangu Marcela), którzy dokonują włamania. W tamtym momencie spodziewałem się na końcu czegoś w stylu nawrócenia bandytów w dzień świąt, ale to był mylny trop. Zwróciłem za to uwagę, że puściłaś oczko w stronę Krokusa, który jest przeciwnikiem zabijania piesków w opowiadaniach.

 

Kiedy pojawił się motyw dziewczyny, której Tomek się wygadał, to spodziewałem się, że poznał ją krótko przed skokiem, szybko się zauroczył i zaufał, a ona zawiadomi policję. Ale trop znowu okazał się mylny, natomiast głos Heleny przyszło mi niebawem “usłyszeć”. Pierwsza myśl, że pewnie rozmawiają przez telefon, ale ona fizycznie znajdowała się w kuchni przygotowując posiłek. Wówczas zacząłem spekulować, że może Marcel jest emerytowanym włamywaczem i ma jakieś urojenia. Znajduje się u brata na wigilii, a wydaje mu się, że realizuje kolejne włamanie.

 

 

--------------SPOILERY Z DWÓCH FILMÓW W PONIŻSZYM AKAPICIE--------------------

 

Podobny motyw był w filmie “Robot i Frank” (mężczyzna obrabiał dom i zorientował się, że to jego własny, gdy znalazł ramkę ze zdjęciem) oraz w hiszpańskiej animacji “Zmarszczki” (mężczyzna powiedział małżeństwu, że nie mają zdolności kredytowej, a po chwili okazało się, że nie siedzi za biurkiem, tylko w łóżku, a to małżeństwo, to jego syn i synowa, którzy chcą go nakarmić). 

 

-----------------------------------------KONIEC SPOILERÓW-------------------------------------

 

Nie spodziewałem się, że humorystyczna historyjka o włamywaczach i psie przemieni się w historię o dziewczynie uwięzionej pod postacią sokoła przez hrabiego, który raczej nie należał do grona śmiertelników.

 

Końcówka trochę skojarzyła mi się z lampą Aladyna. UWAGA KOLEJNY SPOILER (ale z nieco bardziej znanej serii). Tam antagonista też chciał zyskać moc dżinna, więc skończył uwięziony w lampie.

 

Podoba mi się ten wątek, że Helena była świadkiem różnych zdarzeń na przestrzeni lat. Myślałem, że ten posąg przedstawiający dziewczynę z łukiem to właśnie ona, ale udało mi się dokopać do źródła i teraz już wiem, że nie. 

https://www.lazienki-krolewskie.pl/pl/rzezby/bachantka

Kojarzyłem Bachankti autorstwa Eurypidesa, a rzeźby nie znałem, więc zdążyłem trochę popłynąć z czasami. Myślałem, że żyła w starożytności, ale byłem w błędzie, bo z tego, co się dowiedziałem pałac w Ałupce powstał w XIX wieku, a rzeźba bodaj w XVIII.

 

Doszukiwałem się też nawiązania do mitologii, w imieniu Helena ze względu na Helenę Trojańską (może to jakaś reinkarnacja :p), ale pewnie jak zwykle przesadzam z domysłami.

 

Czytało się przyjemnie i skończyło się niezgodnie z moimi przewidywaniami, więc jestem zadowolony.

Pozdrawiam :)

Cześć Drakaina,

dziękuję za wizytę i za tak mocno pozytywną opinię. Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało i znalazłaś w nim aż tyle pozytywów, które szczegółowo wymieniłaś. 

Jeśli chodzi o erpegowość – brałem udział w różnych sesjach tego typu (głównie Warhammer, choć trochę DnD też liznąłem), więc zapewne w jakimś stopniu mnie to przesiąknęło, ale istnieje też opcja, że było odwrotnie, czyli zdecydowałem się wziąć udział w rpg, bo już wcześniej upodobałem sobie tego rodzaju wątki. Od zawsze bardzo lubiłem wczuwać się w jakąś postać (aktorskie zapędy też ogólnie mam), a także system walk. W dziedzinie gier komputerowych też rpg są moimi ulubionymi, a zwłaszcza indie takie jak Lost Castle, Archvale, Son of the Witch, Castle Crashers.    

Co końcowego nazwiska, to pewnie zrobiłem kalkę z polskiego (Jan. Kowalski Jan) i nie chciałem, żeby Nicholas było dwa razy obok siebie. No i w sumie jakoś kojarzy mi się Santa Claus i Saint Nicholas w tej kolejności. Ale jeszcze to przemyślę.

 

Pozdrawiam :)

 

 

Cześć Adam,

dzięki za wizytę i pozytywną opinię. Co do zarzutu odnośnie tempa, to nie jestem zdziwiony, gdyż jestem tego świadom. Ale powtórzę to, co pisałem innym osobom – jakoś w w październiku/listopadzie wpadł mi do głowy pomysł typowo pod świąteczny konkurs i nie chciało mi się czekać kolejnego roku na możliwość realizacji takowego ;)

 

Pozdrawiam :)

No, skoro ludzie powyprowadzali się ze wsi do miasta, nawet ci na wsi niekoniecznie mają konia, dwie krowy, kilka świń i stado kur, to co im po gadających zwierzętach? A jakieś fotki ma każdy, choćby w telefonie.

To chyba znak nadejścia ciężkich czasów, skoro nawet cuda wigilijne musiały się przebranżowić :D

 

Oprócz Jacksonowego datownika mam jeszcze stan wojenny.

Do wyboru, do koloru, choć nie ukrywam, że ten Michaelowy jest bliższy memu sercu ;)

Fajne i bardzo oryginalne tekściątko. Podobało mi się zestawienie fotografii czarno-białych z kolorowymi w ramach zaakcentowania zmian czasu/ postępu. W interesujący sposób wykorzystałaś motyw wigilijnych cudów, bo skoro zwierzęta mogą mówić raz w roku ludzkim głosem, to dlaczego nie pójść o krok dalej i nie obdarzyć tą cechą przedmiotów? A może raczej powinienem użyć słowa “wspomnień”? W końcu fotografie to nic innego jak chwile ulotne uchwycone na jednym kadrze. 

Lubię takie motywy jak podróże w czasie lub spotkania bohaterów z ich starszymi/młodszymi wersjami, dlatego miałem frajdę natrafiając na nie także tutaj. Ciekawie było jak postacie wymieniały się informacjami, a wówczas jedne przykładowo nie znały przyszłości, natomiast inne już nie pamiętały odległej przeszłości. Warte odnotowania jest także pomysłowe wykorzystanie Thrillera Michaela Jacksona do określenia czasu akcji.

 

Pozdrawiam :)

W zasadzie to umyśliłam sobie, że ponieważ nie odwiedza niegrzecznych dzieci, to te go i tak nie zobaczą

To ja pomyślałem o sytuacji, kiedy taki łobuz zamiast iść spać jak rodzice przykazali, to spędza noc na brojeniu i wyglądając przez okno dostrzega przelatujące sanie. Może wtedy zdaje sobie sprawę, że jednak warto być grzecznym w przyszłym roku?

Miła świąteczna historyjka o szczęśliwym zakończeniu. Jak widać czasem warto naginać zasady. Muszę też przyznać, że Mikołaj opracował całkiem sprytny system. Grzeczne dzieci go nie zobaczą, ale dostaną prezenty, jednak niegrzeczne nic nie otrzymają, ale mają szansę go ujrzeć. W sumie nie jestem pewien, czy dla unikalnego widoku niedostępnego dla wielu, nie jest warto od czasu do czasu być tym niegrzecznym dzieckiem?

 

Pozdrawiam :)

​Cześć Monique, dzięki za wizytę i opinię.

Generalnie jak się zapewne domyślasz, z zarzutami muszę się zgodzić, bo jestem ich świadom.

 

Przez limit tekst wyszedł mi trochę jak w tym memie:

Nie podobał mi się również fragment ze spotkaniem elfów. Scena wydała mi się infantylna i zbyt ckliwa, ale może to rzecz gustu

Generalnie miało wyjść trochę inaczej (patrz powyższy obrazek). Gdy w tekście wcześniej padło zdanie, że Laura chce spotkać się z pewnym mężczyzną na biegunie, to był to celowo fałszywy trop, żeby czytelnicy pomyśleli, że chodzi o Świętego Mikołaja. Do spotkania z ojcem miało dojść, ale w nieco innych okolicznościach niż “o idą elfy, o wśród nich jest tata, ej mamy kłopoty nie możemy gadać, nara, a to może pomożemy, a to spoko nananana żyli długo i szczęśliwie”. Niestety musiałem wszystko mocno spłycić.

 

Czy jeszcze wrócę do tekstu? Nie wiem. Nie mówię “nie”, ale biorąc pod uwagę, że krucho u mnie z czasem, to ograniczam się do pisania wtedy, gdy jest to silniejsze ode mnie, a na chwile obecną nie chce mi się przeżywać drugi raz tej samej przygody, ale kto wie, czas pokaże.

 

Pozdrawiam :)

 

PS

Nie mam ostatnio za wiele czasu, ale postaram się go wyegzekwować, żeby wpaść z rewizytą :)

 

Cześć Reg,

dzięki za wizytę, opinię i jak zawsze fachową łapankę :)

 

bo nie znalazłam w opowieści nic z klimatu świat, ale finał zaskoczył

Dokładnie taki był plan, chciałem zaskoczyć :D

 

budynku, w którym zobaczyła światło

Dziękuję bardzo, jak pisałem, to miałem problemy jak ugryźć to zdanie i wyszło jak wyszło ;/

 

Wszystkie błędy poprawione.

Pozdrawiam :)

 

Fajny, przyjemny tekst z humorem oraz akcją w ciekawym i oryginalnym uniwersum.

Bardzo spodobały mi się gry słowne, takie jak Świnkingowie, rzeź nieszczurzątek (i szczurzątek) tudzież Szczureden.

 

Ujęło mnie, że świnki nawet jako humanoidy piły z poidełek. Jest tu miejsce do snucia teorii, że ten świat to przyszłość, w którym zwierzęta rozwinęły intelekt, jednak pewne cechy ich przodków z nimi zostały jak chociażby tradycja picia ze wspomnianych poidełek. Być może ludzkość na skutek wojen i broni masowego rażenia wyginęła, a zwierzęta postanowiły zająć jej miejsce? Może tę ewolucję zawdzięczają promieniowaniu? Niewykluczone, że teraz one przechodzą przez ten sam cykl rozwoju, co niegdyś homo sapiens. Teraz są na etapie średniowiecza, a w przyszłości kto wie, może polecą na księżyc?

 

Przyznam szczerze, że jak dowiedziałem się o kraju szczurów, to pierwszym, co mi przyszło na myśl było pytanie “czy pojawią się tutaj koty”. Nie zawiodłem się, gdyż dostałem odpowiedź podczas opisu Atruma -“Pokryty rysami od kocich pazurów hełm”.

 

Zastanawia mnie istnienie chomika pociągowego. Czy to oznacza, że tylko niektóre rasy rozwinęły inteligencje, czy może pojawia się tutaj motyw niewolnictwa? Jeśli wziąć pod uwagę dobre serca szczurów i ślady pazurów kota na hełmie, istnieje spore prawdopodobieństwo, że jednak opcja pierwsza. W przeciwnym wypadku koty także używałyby broni, a tutaj prawdopodobnie są po prostu dzikimi bestiami może nawet odpowiednikami smoków. 

 

Lubię sobie pogdybać, pospiskować, więc dziękuję za danie mi takiej możliwości.

 

Zrzucali z siebie zbroje, bronie wdeptywane były w śnieg.

Tu mi trochę zgrzyta. Nie wiem, czy dobrze mieszać stronę czynną z bierną.

Ja bym napisał 

Zrzucano zbroje, a bronie wdeptywano w śnieg” albo “Zrzucali z siebie zbroje, zaś bronie wdeptywali w śnieg”.

 

Pozdrawiam :)

Co do przecinków, zmorą są, fakt, ja z kolei mam manię ich nadmiernego wstawiania, czasem – co wyraz, jeden za drugim.

Wiem jak to jest, Bruce :D

I w sumie chyba z dwojga złego lepiej w tę stronę :p

 

 

Cześć Finkla

dzięki za wizytę i za kliknięcie, tak trochę liczyłem, że jak zajrzysz, to może się skusisz :D

Niezłe stężenie magicznych artefaktów na akapit kwadratowy

Fajne określenie, czy rościsz sobie do niego prawa autorskie? :)

 

Ale z imieniem bohaterki nie trafiłeś. Znasz ten dowcip?

– Jak ma na imię żona Świętego Mikołaja?

– Mary. Merry Christmas.

Tak w sumie, to w trakcie pisania googlałem jak ma na imię pani Mikołajowa i wówczas natrafiłem na ten żart oraz artykuł, że próbowano jej przypisać różne imiona, ale żadne się nie przyjęło, dlatego postanowiłem nadać jej własne. 

 

 

Cześć BarbarianCataphract,

dzięki za wizytę i opinię, zwłaszcza, że jest całkiem pozytywna ;)

 

Gdybyś kiedyś zdecydował się rozwinąć to opko, to byłoby super. Ma potencjał. 

Pomyślę nad tym, aczkolwiek nie wiem, czy dokonać edycji, dodać jako nowe, a jeśli dodać jako nowe, to czy w późniejszym niż świąteczny okres będzie miało właściwy wydźwięk.

 

odpowiedziała z uśmiecham

uśmiechem

Wydaje mi się, że “odpowiedzieć uśmiechem”, to po prostu się do kogoś uśmiechnąć, a “odpowiedzieć z uśmiechem” to udzielić odpowiedzi słownej jednocześnie się uśmiechając.

 

 

Cześć Anet

dzięki za odwiedziny i miłe słowo :)

 

Pozdrawiam Wszystkich Wymienionych w tym poście :)

Cześć Bruce

bardzo dziękuję za wizytę i miłe słowa. Cieszę się, że mój tekst Ci się spodobał i trafił z przekazem, ponieważ dostrzegłaś wszystko, co chciałem oddać, a może i więcej :) Dziękuję także za łapankę, poprawiłem błędy zgodnie z sugestiami :)

 

… powiedział elf o jasnych włosach zaplecionych we warkocze. – literówka

Bardzo cenna uwaga, postaram się wziąć ją sobie do serca. Pisząc, myślałem, że jak wyraz zaczyna się na “w”, to można dać “we”, ale teraz doczytałem, że druga litera także musi być spółgłoską.

 

Jeszcze w wielu miejscach dałabym przecinki, ale pewnie niepotrzebnie. :))

Z przecinkami mam ten problem, że kiedyś stawiałem ich za dużo, więc teraz po napisaniu, część wywalam, jednak zdarzają się sytuacje, gdy nie jestem pewien jak się zachować, więc szukam w internecie, ale nie zawsze udaje mi się znaleźć reguły wyjaśniające niektóre problemy. Dlatego niewykluczone, że te przecinki, o których wspominasz jednak są potrzebne ;)

 

Pozdrawiam :D

 

A rzeczywiście! Smoki zawsze były mądrymi i tajemniczymi istotami, ale może kiedyś uda nam się poznać je na tyle blisko, że uchylą chociaż rąbek tajemnicy. Oby!

I dzięki za komplement :D

Czyli smoki pochodzą z kosmosu, wreszcie się wyjaśniło, skąd się wzięły i dlaczego jest ich na ziemi tak mało. W końcu musi gdzieś istnieć odległa planeta, którą zamieszkują, ale podróż zapewne jest kosztowna i męcząca, więc nie tak często migrują. Z drugiej strony, skoro potrafią przemieniać się w ludzi, to może być ich u nas więcej. Miłośnicy teorii spiskowych mogą mieć rację, że reptilianie żyją pośród nas, ale chyba nikt nie wziął pod uwagę, że potrafią zionąć ogniem!

 

Ładnie wplotłeś/wpletliście nawiązania do Krakowskiej kultury przekuwając treść w fantastykę i ukazując smoka jako typowego stereotypowego mężczyznę, który się roztył i ukrywa przed żoną, że lubi sobie podjeść i wypić. 

Trochę nie ogarniam o co chodzi z wiekiem bohaterów. W jednym miejscu było wspomniane, że w wieku 20 lat dziewczyna zyskuje moc przemiany w smoka, później jest mowa o wydaniu jej za mąż, a dalej w tekście występuje informacja, że dzieciństwo smoków trwa 120 lat. 

 

Z kwestii technicznych, powtórzę to, co mi kiedyś polecił Chrościsko, warto ograniczyć w tekście ilość wyrazów takich jak “był”, “miał” i pokrewnych zastępując je innymi słowami. 

 

Pozdrawiam :)

 

Cześć Koala75 lub jak wolisz Misiu :)

Bardzo dziękuję za miłą, pozytywną opinię :)

Opowiadanie miało być trochę bardziej rozbudowane. Sceny walk atrakcyjniejsze, a i elfy nie miały się pojawiać cudownym zbiegiem okoliczności, ale niestety limit znaków zrobił swoje, a że pomysł zrodził się ze zbliżającego się konkursu świątecznego (jeszcze przed ogłoszeniem wymogów), to musiałem się nieco dostosować i wyszło jak wyszło :(

Tu masz mieszankę damsko-męską.

Chyba jestem zbyt tępy, żeby zrozumieć ;_;

Ale spróbuję opisać jak widzę tę scenę.

 

Laura weszła do tawerny. Nie podobało jej się, więc miała ochotę wyjść, ale postawiła swój cel ponad odczucia. Dlatego się rozejrzała i rzucił jej się w oczy facet z kolczykiem i w białej koszuli. Uznała, że to nie jest Białobrody i chciała wyjść. Wtedy on do niej zagadał biorąc ją za faceta (miała kaptur na głowie i zasłoniętą twarz, a we wcześniejszej scenie barman mówił, że zatoka piratów to nie miejsce dla kobiet). Skoro wziął ją za mężczyznę, to spytał”jesteś tu nowy?”, wtedy ona odpowiedziała mu obniżonym głosem udając mężczyznę. 

Ciekawe połączenie klimatu świątecznego z postapokaliptycznym science fiction. Jeśli dobrze zrozumiałem morał, to Wierze (dobrze odmieniłem?) doskwierała samotność, dlatego wszystko dookoła zdawało się takie złe i ciężkie. Zatem kiedy oferowała dom i miłość spotkanej na ulicy sierotce jej życie nabrało sensu. 

 

Fajny motyw z proroctwem archanioła i z motywem przedstawienia go jako żywej góry. Mogło się wydawać, że spotkanie z nim, to tylko halucynacja, ale proroctwo się spełniło – spotkała tego, kogo nie chcieli, czyli porzuconą dziewczynkę, sierotę, a może i bękarta pasującego do męskiej formy z przepowiedni skalnego olbrzyma.

 

Światło prowadzące do celu skojarzyło mi się z Gwiazdą Betlejemską wskazującą drogę, a sama “zbyt lekko ubrana” dziewczynka może być nawiązaniem do dzieciątka, które płakało z zimna, bo “nie dała mu matula sukienki”. Ale może to moja nadinterpretacja ;)

 

Zastanawiam się, czy w imionach nie ma jakiegoś ukrytego przekazu, na którego wyłapanie jestem zbyt mało wyedukowany? 

 

Pozdrawiam :)

Hej Ambush

dzięki za odwiedziny i opinię.

 

jeśli kobieta ukrywa się pod przebraniem mężczyzny, to należy to zaznaczyć, bo jeśli idzie ona, a mówi on to jest konfuzja.

Mogłabyś wskazać, w którym momencie? Kiedyś mi marudzono, że czytelnik różnych rzeczy się domyśli, więc nie trzeba podawać niczego jak na tacy. Zastosowałem zatem manewr, że Białobrody zwraca się do Laury jak do mężczyzny, a ona odpowiada obniżonym głosem i w formie męskiej typu “zrobiłem coś”, ale nie kojarzę, żebym w którymkolwiek miejscu opisowym użył męskiej formy typu “Laura powiedział”. Jeśli jest gdzieś taki fragment, to zapewne literówka.

 

To mówi (o ile zrozumiałam) ta sama osoba, po co podział na akapity?

Zaraz poprawię, nie byłem pewien jak się poprawnie pisze i niestety wybrałem błędną opcję.

 

Za dużo się dzieje, za dużo zostało w głowie autora. Ja nie nadążam.

Spodziewałem się, że tak się to skończy, limity znaków zawsze mnie mocno uwierają. Mówi się trudno.

 

Mimo, że masz smakowite nazwy i kilka na prawdę fajnych pomysłów.

Dzięki.

PS “naprawdę” razem :p

 

 

Cześć Gravel,

dzięki za odwiedziny i opinię.

 

Karaiby to spory region, mało prawdopodobne, żeby wszędzie panowała identyczna pogoda.

To rzeczywiście niedopatrzenie z mojej strony. Brałem pod uwagę, ile może trwać podróż z Karaibów na Biegun, ale tutaj zastosowałem skrót myślowy określając Karaibami ten fragment, na którym działa się akcja.

 

Imho dziwnie sformułowane, ze zdania wynika, że miała nadzieję, iż nie znajdzie tu szukanej osoby, tymczasem z kontekstu sceny wywnioskowałam, że jest wręcz przeciwnie.

Tu akurat napisałem tak jak chciałem. Zamysł był taki, że weszła, zobaczyła, że jest to niefajne miejsce i chciała jak najszybciej stamtąd wyjść, więc liczyła, że nie znajdzie jakiegokolwiek powodu by tam zostać. Ale jak już zajrzała, to warto było się upewnić. Taki trochę spór między celem a odczuciami.

 

 

Wygładziłabym sceny walk – mocno okrojone, bardziej streszczenia, przez co nie działają na wyobraźnię i nie angażują czytelnika. Walka giganta ze stumetrowymi wężami morskimi mogła być epicka, ale niestety, trwała całe trzy zdania – to tak jakby oglądać Godzilla vs Kong, w wersji, w której do samego starcia nie dochodzi.

Tego niestety byłem świadom jeszcze przed publikacją. Walki miały być lepiej opisane, bardziej satysfakcjonujące i miało ich być więcej, ale niestety limit znaków zrobił swoje.

 

 

Pojawiają się też magiczne McGuffiny (np. monokl pozwalający widzieć przez ubrania – wygodnie wprowadzony, by zdemaskować bohaterkę). Moce, które zyskuje się po złożeniu przysięgi, wydają się wyciągnięte żywcem z gry komputerowej; pojawiają się nawet fireballe. To akurat nie jest zarzut jako taki, bo to Twój tekst i taki świat sobie wymyśliłeś, ale jako czytelnik wolałabym coś bardziej oryginalnego.

Chciałem pokazać, że Załoga Białobrodego ma duży wybór artefaktów i potrafi z nich korzystać, zaś same moce są różnorodne. W tekście jest kilka klasycznych itemków jak wisiorek z rubinem dający kontrolę nad ogniem w teorii dobrze sprawdzającym się w boju, ale też nieco bardziej użytkowe i w miarę oryginalne jak kontrola włosów tudzież kolorów. Laura cisnęła zwykłym fireballem, bo tylko na to było ją stać, ponieważ w przeciwieństwie do piratów nie posiadała doświadczenia bojowego i o demonstrację tej różnicy mi chodziło. Jest też fajka, która pozwala na ukrycie się w dymie, a także dziurawa sieć, która miała być swego rodzaju gagiem i zaskoczeniem, ponieważ moc jest nieadekwatna do przedmiotu, ale o to też chodziło, że dusza sama wybiera sobie przedmiot, w którym zamieszka. Inne artefakty – łopata kontrolująca ziemię, wiosło dające szybkość, szpula wytwarzająca sznury, sygnet dający moc latania, szabla tnąca na dystans, kolczyk (nie powiedziane wprost) umożliwiający zmianę gabarytów. Trochę tych przedmiotów jednak jest, więc z zarzutem braku oryginalności się nie zgodzę.

 

Czy w tym wypadku jest jak w grze komputerowej, to raczej też bym się nie zgodził. W różnych seriach moc wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Przykładowo w mandze One Piece bohaterowie z mocami nie mogą pływać, w Fairytail zabójcy smoków mają chorobę lokomocyjną. Mi chodziło o pokazanie, że Laura za wszelką cenę chce popłynąć na biegun, więc jest gotowa zrobić wszystko (w tym wypadku nawet poświęcić się dokonując decyzji, żeby po śmierci uwięzić swoją duszę w jakimś przedmiocie na wieki).

 

Plus, dziwnym zrządzeniem losu, Laura i ekipa trafiają dokładnie tam, gdzie ukrywa się jej zaginiony elfi ojciec. Lucky bastards.

To chciałem lepiej opisać, ale nie starczyło znaków, więc wyszło, że na siebie wpadli. Aczkolwiek z założenia na biegunie miała być tylko jedna wioska elfów, więc prędzej czy później by ją znaleźli.

 

 

Cześć Chalbarczyk,

dzięki za wizytę i bardzo łagodną krytykę :)

 

W wykonaniu widać pośpiech. Scena walki mogłaby być bardziej rozbudowana i ciekawsza. Piraci lepiej opisani.

Niestety też nad tym ubolewam, ale to niestety muszę usprawiedliwić limitem. Miałem pomysł na to opowiadanie już jakiś czas temu, więc czekałem na wymagania konkursu świątecznego i nie chciało mi się już czekać kolejny rok.

 

ponieważ nie rażą tak bardzo informacje wygłaszane przez bohaterów, takie streszczenia są charakterystyczne właśnie dla tego gatunku

O, dzięki, teraz będę mógł się tak tłumaczyć! :D

Aczkolwiek pisząc nigdy nie celuję w jakiś konkretny styl. Po prostu chcę opisać świat i historię mieszcząc jak najwięcej informacji w ograniczonym limicie.

 

Można zapisać to tak:

– Pozory mylą – wyszczerzył się kapitan – ale prawdę mówiąc, nas też interesuje fontanna młodości.

Tego nie byłem pewien, bo zapamiętałem, że mała litera jest tylko jak opisuje się czynność gębową w sensie powiedział, rzekł itp.

 

Pozdrowienia dla całej trójki komentującej :)

Intrygujący tekst, momentami zabawny, a przynajmniej mnie przykładowo ubawiło wciskanie ulotek na siłę przez chmarę białych Mikołajów, podobnie jak tekst o czarnoskórym kominiarzu, który wyszedł z kopalni (niezłe combo).

 

Ciekawy sposób wykorzystania motywu kolorów wraz z morałem, że gdyby wszystko było monotonne, to świat stałby się nudny, pozbawiony barw. Inny morał, którego się dopatrzyłem to, że musi istnieć zło, żeby można było docenić dobro. Każdy człowiek ma swoja perspektywę postrzegania rzeczywistości, więc często trudno ocenić, co jest właściwe.

 

Czytało się miło i szybko, pozdrawiam :)

Dzięki Golodh :)

 

Powiadasz Krokus, że aż o 30 znaków da się zwiększyć limit, a może i o 40 jak się ludzie zabiorą za pisanie? Wspaniale!

 

Limit znaków jest ostateczny czy istnieją jakieś cheaty, żeby go zwiększyć? ;)

Jeśli zdarzy Ci cię posadzić podobne kwiatki w kolejnych opowiadaniach, nie martw się – co trzeba zostanie wyplenione. ;)

Dzięki, Reg, przekonałem się już o tym niejednokrotnie :)

 Część Regulatorzy,

 

dziękuję za poświęcony czas, opinię i szereg wyłapanych błędów oraz sugestii – skorzystałem ze wszystkich.  

 

Przygotowałeś dla Lecha ładną laurkę, a przy okazji opowiedziałeś dość ckliwą historię chorego dziecka, które wyrosło na bohatera.

Tak, postanowiłem spróbować techniki podlizania się i wzruszenia jurorów, ale nie wyszło :)

Wyznam tylko, że lektura okazała się dość nużąca, albowiem piłka nożna leży zdecydowanie poza kręgiem moich zainteresowań.

Doceniam, że dotrwałaś do końca, dziękuję :)

Czy tu aby nie miało być: …ale menedżer gości w odwodzie ma już tylko samych obrońców…

Kiedyś zamiast “polemizować” mówiłem “polonizować”. Ciekawe, ile jeszcze takich kwiatków mam w odwodzie? 

 

Dziękuję i pozdrawiam.

 

PS

Czy to nietakt z mojej strony, że piszę Twój nick wielką literą, podczas gdy domyślnie jest napisany małą?

Mój mózg ostatnio coś nie działa, Ambush, więc wolę dopytać, o co chodzi z tymi symbolami Lecha?

 

Cześć, Finkla, dzięki za poświęcony czas.

 

Do tego poczułam się lekko szantażowana chorym dzieckiem.

No trochę tak wyszło.

 

I czy taki trening w zaświatach nie jest wątpliwy etycznie?

Niekoniecznie. Jedni ludzie rodzą się z większym talentem, a inni z mniejszym. Skąd wiadomo, że ci lepsi nie odbyli właśnie takiego treningu lub nie są reinkarnacjami kogoś, kto trenował daną dziedzinę w poprzednim życiu? ;)

Cześć, Ambush,

dzięki za poświęcony czas i wskazówki. 

 

naliczyłam 3?

W sensie 3 czasy, tak?

Zawodnik A podaje do zawodnika B, więc z założenia podanie to krzywa łącząca punkty A i B. Zawodnik (głównie drużyny przeciwnej choć niekoniecznie) może w jakikolwiek sposób wpłynąć na tor poruszania się piłki, a wówczas przecina podanie. 

 

Dlatego obrońca nie musiał przejąć podania, a po prostu spowodował, że nie dotarło do celu. Piłka mogła się potoczyć odbita od niego i trafić pod nogi gracza z jego drużyny. Tak się sprawy mają :D

Cześć, Misiu

dziękuję za poświęcony czas, zaraz poprawię błędy.

Część zostawiłem w niezmienionej formie, gdyż komentatorzy przykładowo używają określeń typu “przecięte podanie”.

Pozdrawiam

inspiracją było wydarzenie autentyczne.

A czy uchylisz rąbka tajemnicy, cóż to było za wydarzenie? Oczywiście nie zmuszam :)

Tak, pamiętam, tam trochę próbowali otrzeć łzy widza słowami “jest jej zimno, ale tylko na niby”.

 

Również pozdrawiam :D

Cześć Outta Sewer!

Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

Cieszę się, że opowiadanie się podobało.

 

ale samym tytułem mi to zasugerowałeś, więc wiesz, to Twoja wina, że końcówka nie zaskoczyła ;)

Heh, bywa i tak. Przyznam, że nie byłem pewien, czy jest w tym opowiadaniu wyczuwalny jakiś morał, więc postanowiłem trochę naprowadzić czytelnika tytułem, na który swoją drogą nie miałem też lepszego pomysłu.

 

Kliknę, a co! :)

Dziękuję bardzo!

 

“Przód drzewa” brzmi źle, i cieżko mi jest sobie wyobrazić, gdzie ten przód drzewo ma. Może “na czubku drzewa”?

Słuszna uwaga. Zmieniłem “drzewo” na “drzewowy pojazd”, bo właśnie w tym kontekście rozpatruję ową choinkę. Jest w porządku Twoim zdaniem?

 

Pierwsze pogrubione źle brzmi, bo co to jest ta reszta? Wiem, że chodzi o dzieci, ale to nadal źle brzmi. Potem masz nadprzymiotnikozę. Pogrubione i podkreślone: las się mógł znajdowac, bo “mieścił” raczej nie pasuje, w dodatku te pniaki są “ulokowane”, co też brzmi kuriozalnie. W ostatnim zdaniu musiałbyś dookreślić, że choinka zajęła swoje miejsce, bo to jest nie do końca jasne.

Poniżej nowe zdania:

Rekruter wraz z sierotami wylądował w Laponii przed drewnianym zaśnieżonym gmachem. Tuż obok rozpościerał się bujny las z kilkoma pniakami na obrzeżu.

 

Chyba trochę lepiej, prawda? :)

Co do choinek i pniaków, to raczej miałem wizję czegoś w deseń miejsc parkingowych. Dlatego tę kwestię póki co zostawię w spokoju, ale być może pomyślę nad zaakcentowaniem, że dół i góra drzew nieco się różni. Muszę to przemyśleć.

 

To też dziwnie brzmi, ale może się czepiam ;)

Nie, masz rację ;]

 

Zmieniłem na:

Po kilku minutach na korytarzach zgasło światło i nastała cisza

 

Teraz jest chyba lepiej, a czytelnik raczej się domyśli, że już nikogo nie ma na korytarzach.

 

Dzięki za rady i pozdrawiam :)

Prawda, dostrzeganie problemu to już pierwszy krok, a jak wiadomo małymi kroczkami do celu :)

 

PS.

Widzę że zamiast “Andersena” napisałem “Andersa”, więc przepraszam za ten nietakt z mojej strony.

Optymistyczne opowiadanie pokazujące, że każdy może się zmienić, ale często żeby dojść do celu, trzeba się cofnąć, żeby wziąć rozpęd przed przeskoczeniem przeszkody lub inaczej upaść na dno, żeby się od niego odbić.

 

Widzę tutaj podobny motyw do Bruce’a Wszechmogącego. Mam nadzieję, że to nie będzie spoiler. Tam bohater pomógł bezdomnemu, a następnie dostał szansę by zostać Bogiem. Pod postacią tego bezdomnego ukrywał się Bóg. Tutaj domyślam się, że było podobnie – Święty Mikołaj przyjął postać kobiety, która sprzedała bohaterowi pierniczki.

 

Gdy Mikołaj został wprowadzony, to myślałem, że ma chorobę Alzheimera. Brzmiało to jakby chciał zacząć robić to, czym już się wcześniej zajmował.

 

Ubawił mnie troll Rudolf, fajnie że pojawiły się w opowiadaniu niesztampowe motywy.

 

Literówka, która rzuciła mi się w oczy: 

Marzena spojrzał na niego

spojrzała

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

Czytając Twój tekst początkowo myślałem, że jest optymistyczny, wrogowie się godzą, wszyscy się radują, ale jednak nie wszyscy. Dziewczynka z zapałkami niestety nie ma tyle szczęścia, ponieważ nikt jej nie dostrzega. Ludzie nie zauważają jej samotności i cierpienia. W dodatku obawiam się, że także jestem jednym z nich, bo dopiero gdy pojawiła się wzmianka o niej na końcu jednej ze strof, dotarło do mnie, o co chodzi. Twój tekst na pewno skłania do refleksji. Kiedy czytałem baśń Andersa, do której nawiązujesz, współczułem dziewczynce i zastanawiałem się, dlaczego inni jej nie dostrzegają, przecież ja na ich miejscu postąpiłbym inaczej. Ale niestety teraz mam wątpliwości, czy aby na pewno…

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

Eh, co to za czasy nastały, żeby Święty Mikołaj i Zajączek Wielkanocny musieli kombinować, przebranżowić się, a po wszystkim wylądować w pace. Taka typowa polska rzeczywistość.

 

Super pomysł z użyciem wyrazów w innym kontekście niż domyślny, a także udana realizacja tego przedsięwzięcia. 

W kilku momentach się uśmiechnąłem, chociażby przy “nafurany bardziej niż Charlie Sheen”, a także przy kibicowskiej przyśpiewce elfki. Tutaj przynajmniej nie da się odwrócić słów na niekorzyść jak w przypadku “gwiazda biała znak…”. ;)

 

Podobał mi się sposób wykorzystania motywu przebranżowienia fabryki zabawek w zbrojeniową, a następnie rozdanie “prezentów” wrogom. Fajna gra słowna.

 

Pozdrawiam i powodzenia :)

Imię kojarzy się z Pawłowicz albo z Jandą, ale to chyba nie o to chodzi :p

Ech, to wszystko tam jest, tylko najwyraźniej spieprzyłam to opko koncertowo i nie widać.

Bez przesady, ja ogólnie mam swoje własne widzimisię wszystkiego, więc to raczej problem w moim postrzeganiu świata, a nie w Twoim opku :)

 

Bywa i tak, i tak.

Prawda.

 

Różnie bywało, czasem spokojnie, czasem brutalnie, to zawsze zależy od ludzi.

Też fakt, przykładu daleko nie trzeba szukać, w końcu nie wszyscy Niemcy popierali nazistów.

 

W końcu takich ludzi absolutnie przekonanych o własnej racji jest niestety wielu :)

No i szkoda że częściej wątpią w swoją rację ci, którzy ją mają :(

Gdy zacząłem czytać o komunistycznych czasach na początku opowiadania, spodziewałem się jakiejś polemiki do współczesności i obecnej polityki. Wyszło trochę inaczej, ale nie mogę powiedzieć, że jestem z tego powodu zawiedziony.

Wydźwięk tekstu jest smutny. Poznajemy historię dziewczynki, której odebrano dzieciństwo, a następnie zdeptano zaistniałe nadzieje. Najpierw wtargnięcie ZOMO do mieszkania, potem śmierć matki, nadzieja na nowy dom, który miał być azylem, a w ostateczności okazał się piekłem. Nie dość, że dziewczynka była molestowana seksualnie przez dziadka (czyli osobę, do której powinna móc mieć zaufanie), to jeszcze nie miała nikogo, kto wsparłby ją i pomógł w problemie, gdyż babcia (druga osoba, która powinna być wsparciem) po prostu kopała leżącego. W ostateczności Marcysia sama wyrosła na Marcelinę, czyli osobę ślepą na ludzkie cierpienie. Aczkolwiek w tym przypadku nie do końca mogę się zgodzić, ponieważ często osoby, które doznały bólu są pełne empatii, zwłaszcza dla innych, którzy znajdują się w podobnym położeniu, co one kiedyś.

Trochę zastanawia mnie, co w trakcie nalotu ZOMO robiła kobieta, która chwyciła Marcysię i powiedziała, że będzie dobrze. Po znajomości różnych relacji wnioskuję, że w rzeczywistości byłoby inaczej, a właściwie jeszcze gorzej. Ale nie żyłem w tamtych czasach, więc mogę się mylić.

 

Po dość depresyjnej historii, optymizmem napawa zakończenie, w którym Safakel neguje zło. Szkoda że w prawdziwym świecie go nie ma. A może jest, ale w pojedynkę nie jest w stanie uporać się ze wszystkim? 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

Zaczynam się zastanawiać, w jakiej strefie czasowej Ty żyjesz, skoro notorycznie komentujesz tekst przed 6 rano…

Po prostu wziąłem sobie długi urlop świąteczny, a jak mam czas wolny, to mam dość dziwny tryb spania ;)

Bardzo oryginalne i kreatywne opowiadanie, ciekawy motyw personifikacji nauk i wykorzystanie terminów oraz powiedzeń związanych z nimi. W pamięć zapadły mi “lemat” w przypadku Matematyki oraz “nadstaw drugi policzek” w przypadku Teologii. Bardzo mi się podobało jak w konkretnej sytuacji odzywała się właściwa nauka, proponując rozwiązanie z obszaru swojej wiedzy. Jestem także pod wrażeniem mnogości pomysłów na łamanie praw Fizyki i napsucie krwi innym naukom jak było chociażby w przypadku Matematyki i jej ołówka. Podobał mi się także sposób rodzenia się geniuszy oraz powstawania nowych nauk. Pomysł by dziecko Fizyki nazywało się Fizyka Kwantowa też super :) 

 

Jeśli miałbym wskazać morał płynący z tego opowiadania, to miałbym dwa pomysły. Pierwszy – uważaj z kogo stroisz sobie żarty. Drugi – wartość kogoś/czegoś dostrzega się dopiero, gdy się straci. 

 

Mam też kilka pytań do tekstu.

 

Czy w żarcie Eugeniki chodzi o kpinę i sprowadzenie Fizyki do (pracy) Fizycznej, czyli w tym wypadku pracownika niskiego szczebla, który nadaje się do robienia kawy?

 

Czy za oddzielaniem fragmentów tekstu między innymi greckimi literami alfabetu (np. →ΩБ) kryje się jakiś szyfr? Np. nawiązanie do symboli Fizyki?

 

Gdy Fizyka wróciła, była w 38 tygodniu ciąży, czy to oznacza, że w tak długim okresie nauki były pozbawione jej praw, a może w świecie materii czas płynie inaczej? Brałem jeszcze pod uwagę, że była już w ciąży na początku opowiadania, o czym świadczyłaby bardzo emocjonalna reakcja na wydaje się niewinny żart. W końcu dość często kobietom w ciąży szaleją hormony (tak słyszałem, ekspertem nie jestem, proszę mnie nie bić jeśli coś pokręciłem :D).

 

A i swoją drogą, czy to normalne, że system przydzielił Cię jako dyżurną do własnego tekstu czy są dwie Finkle? A może to u mnie jakiś bug? :D

 

Pozdrawiam :)

Cześć Irka, dzięki za wizytę :)

 

a i tak zrobiło mi się smutno

Przepraszam :(

Z donicami mnie zagiąłeś :D jak mogłem tego nie zauważyć wcześniej… jak mogłem sam tego nie wymyślić?! Wyszło przypadkowo, ale hmm… chyba dobrze :P

Może to już wyższa szkoła jazdy w pisaniu, kiedy podświadomość automatycznie wykonuje niektóre rzeczy ;)

Co do trudności w identyfikacji bohaterów, to jak zawsze, chciałam upchać w limicie za wiele i potem musiałam ciąć;/

Czyli zgodzisz się ze mną, że limit jest największym antagonistą na tej stronie?

 

A makutra podobnie jak szabaśnik, to regionalizmy krakowskie, jak mi już wytknął na becie Radek;)

Regionalizmy potrafią być nikczemne, sam mam z nimi problem. Często potrafią być tak powszechnie i bezsynonimowo używane, że może się wydawać, że to normalne wyrazy. Do dzisiaj pamiętam moją gafę z koszulką na naramkach zamiast na ramiączkach ;/

Za Freddy’ego i Show must go on z miejsca masz u mnie plusa, to samo za Zegarmistrz światła purpurowy.

 

Ogólnie tekst miły, sympatyczny i z lekko ero akcentami ;)

Przy okazji to chyba celowy zabieg, że fraza “te donice" występuje zaraz po wspomnieniu Mikołajowej w łazience, prawda?

Jeśli targetem są dzieci, ale dodatkowo chciałeś przemycić jakieś żarty dla dorosłych, to operacja zakończyła się sukcesem. 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie.

Tak coś podejrzewałem, że babcia okaże się czarownicą. Domek na Kurzej (prawdopodobnie ulicy, ale łatwo wstawić dopowiedzenie “stopie), stary piec, imię Jaga i powoli wszystko zaczęło układać się w całość. Ciekawie wykorzystany motyw wiedźmy z Jasia i Małgosi i ukazanie jej na tle kanibalistycznej i potwornej rodzinki. Wprawdzie nie wszystko wyłapałem, ale Henryk wampir i nawiązanie do starego dowcipu “jedz barszczyk, bo ci skrzepnie” mi nie umknęło :)

Ten Olaf to rozumiem żywy trup, który zamarzł? Fajne nawiązanie do bałwanka z Frozen. 

Karp (nielubiana przez niektórych potrawa) występujący jako kara psychopaty był zabawny.

Jeśli miałbym jakoś podsumować to opowiadanie, to określiłbym je gatunkiem okruchy życia, a za cel wskazałbym ukazanie potworów od ich ludzkiej strony, czyli jak spędzają święta. Spodobał mi się także motyw, że jedzenie ludzi było dla bohaterów czymś zupełnie naturalnym i zostało to zestawione z wegetarianizmem.

 

Z takich osobistych rozterek, to dla mojego upośledzonego umysłu było za dużo bohaterów i się pogubiłem, kto jest kto :(

Zazdroszczę też słownictwa, wstyd się przyznać, ale musiałem sprawdzić znaczenie słów “makutra” i “macerowany”.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

 

 

Dokładnie, Finkla. Santa forsę wziął, potem zaczął pić.

 

Cześć Krokus, dzięki za wizytę i opinię.

 

Teraz to już w tych reklamach nawet nie będzie wiadomo, czy to Santa, czy Jack…

No cóż, rodzinny interes w końcu, więc podobieństwo zachowane.

 

Z drugiej strony większość sprowadzi się do formy/stylu, który nieco mi nie podchodzi, więc to chyba kwestia tego, że nie jestem targetem.

Chyba się będę musiał z tym pogodzić, powoli zaczynam się przyzwyczajać ;/

 

(nie wypisywałem – czytałem na komórce).

Ok, czyli muszę dopisać kolejny punkt do listy niecnych uczynków, których dokonam, jeśli przejmę kontrolę nad światem – odebrać ludziom możliwość korzystania ze smartfonów ]:->

 

Cieszę się, że było trochę momentów, które Ci się spodobały w opowiadaniu. Chyba jakiś tam progres udało mi się zrobić od poprzedniego tekstu.

Pozdrawiam ;)

Cześć Finkla,

dzięki za wizytę. Bardzo się cieszę, że tekst się spodobał.

Nie dość, że Santa wystąpił w reklamie coli, to później chyba nawet podkupiła go pepsi :p 

A może zamieć śnieżna zamieniająca rudzielca w bałwana?

Haha :D

 

Teraz jest znacznie lepiej.

To się cieszę :)

Cześć Smasz,

dzięki za odwiedziny i komentarz. Chyba faktycznie moje teksty są zwykle bardziej nudne na początku. Będę musiał coś z tym zrobić w przyszłości.

Cześć Ambush,

dziękuję bardzo za wizytę i cenne porady. Zastosowałem się do wszystkich. 

Cieszę się także, że opowiadanie Ci się podobało :)

Obsypujący zamieniłabym na padający, sypiący – bo obsypujący zakłada planowe działanie.

Z tym zdaniem się głowiłem podczas pisania, ponieważ chciałem uniknąć powtórzenia “na”.

 

Obecnie jest tak:

Śnieg obsypujący jego rude włosy nie wywierał na nim żadnego wrażenia, w przeciwieństwie do ogromnych, mknących po niebie sań ciągniętych przez renifery. Dziecko po chwilowym szoku pognało ich śladem. 

 

Rozważam jeszcze taki wariant:

 

Padający śnieg obsypywał jego rude włosy, lecz nie wywierał na nim żadnego wrażenia…

 

Która wersja lepsza?

 

To zdanie z szokiem jest trochę nie logiczne, bo on już wcześniej biegł. Proponuję usunąć, albo zamienić na zatrzymanie się i ruszenie.

Moja początkowa wizja była taka, że chłopiec wypatrzył coś przez okno, więc wybiegł z budynku by się upewnić i dopiero wtedy był w stanie określić co widzi, więc go to zszokowało. Ale uznałem, że nie jest to jakaś potrzebna scenka, więc wywaliłem to zdanie :)

 

Tego na początku nie zrozumiałam. Trzebaby przeredagować.

Zmieniłem “Niestety nie tylko dorośli” na “Niestety problem nie dotyczy tylko dorosłych”. Jest w porządku?

 

On się bronił nie atakował.

Zmieniłem “kontrował” na “blokował”

 

To chyba tyle. Bardzo dziękuję i pozdrawiam :)

 

Cześć Koala75,

 

dziękuję za wizytę i przeczytanie oraz za życzenie powodzenia, na pewno mi się przyda :)

Cześć Anet,

Dziękuje za opinię.

Jeśli chodzi o łatwe rozwiązania, to wiele osób mi to zarzuca i jedyne, co mogę powiedzieć, to że wyszło mi więcej fabuły niż limitu, dlatego musiałem uprościć niektóre kwestie, niestety ze szkodą dla tekstu.

Pozdrawiam 

Cześć Krokus, Alicella, AmonRa,

 

dziękuję każdemu z Was z osobna za wizytę, opinię i cenne wskazówki. 

 

Odniosę się do kwestii wróżki, ponieważ cała Wasza trójka zwróciła na ten motyw uwagę. 

Będący pod ścianą bohater szukał ratunku w miejscach, w których inni nie spodziewaliby się go znaleźć i stąd wybór wróżki, a także osoby rzekomo widzącej duchy. Wizyta u tej pierwszej miała być swego rodzaju falstartem, zwątpieniem wlanym w serce bohatera, a także czytelnika “a może jednak z tego nic nie będzie, a Jimmy od początku do końca skazany jest na porażkę?” – takie myśli planowałem wywołać. A przynajmniej taki był mój zamysł. 

 

Krokusie

Wyżej wspomniany brak opisów ma swój urok, ale jednak nie pozwala wczuć się w klimat tekstu, który gna na złamanie karku. To uznaję za największą wadę opowiadania.

Cóż, to już standard moich tekstów, że nie mieszczę się w limicie. Po prostu zwykle mam w głowie więcej pomysłów niż jestem w stanie zmieścić w narzuconej ilości znaków. Pomyślę nad tym. Być może w przyszłości będę pisać dwa równoległe teksty. Pierwszy bez ograniczeń i limitów, a drugi o innej fabule, ale właściwy i krótszy. 

 

Alicello

To jest bardzo dobry opis postaci :).

Bardzo się cieszę, powoli zaczynam łapać, duży w tym udział Twoich wskazówek :)

 

Wyróżnienie Alicelli

Tekst wyróżnia się niebanalną kreacją głównego bohatera, który wydaje się marzycielem i może jest nawet trochę dziecinny, ale jednocześnie kieruje się wzniosłymi ideałami.

Miło mi to słyszeć :)

 

Dlaczego lekarz miałby się przestraszyć krzyczącego na niego majstra i do tego przyznać, że ordynator ma problem z alkoholem?

Niektórzy (jak majster) mają tak silną osobowość, że potrafią wywołać ciarki u innych, a tutaj w tekście jest także wspomniane, że ordynator lubi wypić, a kwestionowanie jego choćby absurdalnych decyzji może się skończyć zwolnieniem. Dlatego lekarz mógł być zdezorientowany, ale to już moje dopowiedzenie. Zresztą zgarnianie bury od wkurzonej, agresywnej osoby nie jest czymś, co po człowieku łatwo spływa.

 

Amonie

 

Podsumowując, lektura była miła, nie cierpiałem czytając Twoją opowieść. Traktuję ją jako zwiastun dobrego poziomu konkursowych tekstów :) I chociaż jest nad czym pracować to uważam, że pracę tę wykonasz, jesteś bowiem ambitny, pełen chęci i pomysłów, cechuje Cię też otwartość na uwagi czytelników i wszystkie bierzesz do serca. Jestem przekonany, że przyjdzie moment, kiedy doszlifujesz swój warsztat na tyle, by prezentować swoje dość niecodzienne i ciekawe koncepcje w sposób bardzo przyjemny dla czytelnika ;)

Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że jestem odbierany w taki sposób, teraz będę musiał udowodnić, że to cały czas prawda. Ostatnio miałem/mam okres, w którym motywacja do czegokolwiek mi strasznie spadła i zastanawiałem się, czy się po prostu nie poddać we wszystkich aspektach życia. Dlatego takie słowa jak Twoje powyższe są dla mnie bardzo ważne i pokrzepiające.

 

Pozdrawiam :)

Cześć,

opowiadanie przeczytałem z przyjemnością i doszedłem do wniosku, że im więcej tekstów czytam na tym forum, tym bardziej słabe wydają mi się motywy i fabuły w treściach, na których ktoś zarabia.

Motyw, a właściwie rodzaj klątwy oryginalny. Postać, która nie ma wpływu na swój los. Fajnie, że została ona (klątwa) wykonana w ramach swego rodzaju pokuty i bohaterce na końcu zebrało się na refleksje, dzięki którym przeszła przemianę na lepsze. 

Klasyczna rozpieszczona księżniczka po doświadczeniu nieprzyjemności na własnej skórze (będąc w skórze innych), zaczęła dostrzegać pozostałe osoby, a nie czubek swego nosa.

 

Jedynie trochę zakończenie, a właściwie sposób zdjęcia klątwy mnie rozczarował. Czułem się trochę jak na rollercoasterze, gdzie podjeżdżałem na samą górę, spodziewając się, że zaraz doświadczę ostrego, pionowego zjazdu w dół, a tymczasem droga się trochę wypłaszczyła. Tak jakby brakowało Ci znaków i chciałaś przyspieszyć (znam to, bo sam tak miałem), ale widzę, że do limitu Ci sporo brakuje. Ale to tylko taki jeden minusik, bo tekst fajnie napisany. Dużo treści (w dodatku oryginalnej i ciekawej) i przy małym wykorzystaniu znaków. Myślę, że mogę się od Ciebie wiele nauczyć.

 

Pozdrawiam :) 

 

 

Cześć Finkla, dzięki za wizytę i komentarz. Początkowo miało być trochę inaczej, ale przez limit musiałem mocno uprościć tekst, dlatego bohaterom idzie tak łatwo :(

 

Cześć Koala75, dzięki za wizytę :)

 

Pozdrawiam :D

Cześć Mortecius, dzięki za komentarz i opinię. Cieszę się, że humor się podobał :) Tekst z oplem był na tyle sztampowy, że nie mogłem się powstrzymać :) Co do mojego stylu, cóż ostatnio wychodzą mi takie dziwne twory, ale w sumie sam nigdy nie uważałem się za normalnego :D

 

Cześć Lupus90Gno, dzięki za wizytę i komentarz.

Cieszę się, że opowiadanie się podobało. W scenie z cyganką chciałem pokazać jak wiele ludzie publikują w mediach społecznościowych oraz jak łatwe do zdobycia i jednocześnie niebezpieczne mogą być to informacje. A co do infiltracji szpitala w dużym stopniu inspirowałem się filmikiem dołączonym do wstępu.

Co do gnającej akcji, niestety jest tak jak mówisz, limit zrobił swoje, a ja byłem na tyle głupi, że nie zrozumiałem, że mógłbym skomentować 50% tekstów i dosypać chociaż 5k znaków więcej. No nic, Polak mądry po szkodzie :)

 

Cześć Fladrif, dzięki za opinię i komentarz. To w sumie mój drugi tekst konkursowy i w obu przypadkach wyszedł mi gatunek parodii i absurdu, ale w sporym stopniu było takie założenie, więc chyba wyszło pod tym względem w miarę dobrze :)

 

Skoro jesteśmy przy tym fragmencie, to dziewczyna-medium dosyć późno orientuje się, że facet może być jakimś zboczeńcem. 

Na początku była zaskoczona całą sytuacją, a także miała szansę wyrwania się z szarej codzienności, dlatego mogła nie pomyśleć. No i tekst o zboczeńcu miał bardziej być gagowy, może nawet pójście w stronę udawania niedostępnej, w końcu dziewczyna, która jest odcięta od społeczeństwa nie do końca radzi sobie w relacjach z innymi ludźmi.

 

czytelnik może się domyślić reszty

To muszę sobie wziąć do serca, bo czasami staram się niektóre rzeczy wyjaśniać tak na wszelki wypadek, żeby ktoś się nie doczepił “o tym nie było mowy”. A przynajmniej spróbuję wyciągnąć jakiś złoty środek.

 

 

Pozdrawiam Całą Powyższą Trójkę :)

Cześć!

Na wstępie zaznaczę, że z Twoich tekstów czytałem Szeptucha i było to lekkie i przyjemnie odczucie, natomiast tutaj się trochę dłużyło. Tak jakbyś miał blokadę, nie miał weny lub po prostu chciał wziąć udział w konkursie, a nie chciało Ci się pisać. 

 

Nie wiem, czy po analizie zaledwie dwóch tekstów powinienem pisać o stylu autora, bo to raczej za mała próba, aczkolwiek zauważyłem, że lubisz tak jakby wplatać budowanie świata w wypowiedzi tudzież przemyślenia bohaterów. W pierwszym tekście wyszło to dobrze, w tym jakby na siłę, tak jakbyś chciał po prostu upchnąć informacje spełniające warunek fantastyki. 

 

Miałem kilka skojarzeń i podejrzeń, gdy po raz pierwszy padło określenie “szkarłatnej nocy”, więc nie jestem mocno zaskoczony końcówką. Bardziej bym był, gdyby okazało się, że męskie narządy rozrodcze Gargomianinów(?) były takie jak żeńskie u ludzi. W każdym razie była tu pewna furtka do innego rodzaju rozczarowania “księżniczki”, a nawet miejsce na pewien gag.

 

Wybacz za krytykę (zwłaszcza ze strony autora piszącego gówniane teksty), ale czasami zimny prysznic jest tym, co ludziom robi dobrze.

 

Pozdrawiam i życzę powrotu do formy :)  

Cześć Zanais!

Dzięki za wizytę i komentarz.

 

Wszystkie przygody bohatera i asystentki kończą się dobrze, praktycznie nie ma problemów

Niektóre sceny są zupełnie zbędne – wizyta u cyganki

Właśnie ta scena u cyganki miała pokazać, że pierwszy trop okazuje się zbędny, a pętla na szyi w postaci kurczącego się czasu, się zaciska.

 

Ogólnie później miało też być trochę trudniej, mylne tropy, duchy, które mają wymagania do spełnienia itp. Cała scena z policjantem miała inaczej wyglądać, ale niestety limit jest limit.

Ponadto narzekasz na limit, ale w tym konkursie za skomentowanie minimum 50% innych tekstów dostajesz 5k znaków więcej ;)

Dzięki, właśnie nie rozumiałem tego, więc postanowiłem spróbować zmieścić się w pierwotnym limicie. Jeśli w przyszłości wezmę udział w jakimś konkursie, to będę mądrzejszy o tę wiedzę :)

 

Początek mnie nawet zainteresował

Scena na targu z handlarzem mnie rozbawiła :)

Co tu dużo mówić, początek pisałem normalnie, a dalej zastanawiałem się jak to napisać, żeby zmieścić się w limicie. Dlatego nie dziwię się takim opiniom, ale jednocześnie cieszę się, że przynajmniej te lepsze fragmenty opowiadania mogły się podobać.

 

Pozdrawiam :)

 

Cześć Irka_Luz!

Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

Hmm, a ten przecinek to czemu ma służyć?

Ten przecinek jest manifestacją braków autora ;]

Już poprawiam.

 

Tak to powinno być porozbijane. Nie zapisuje się myśli i dialogu w tym samym akapicie.

Poprawiłem, jeśli dobrze wszystko zrozumiałem, to teraz powinno być dobrze :)

Czytałam na czytniku, więc porządnej łapanki nie będzie, ale widzę, że masz trochę problemów z przecinkami, zaimkami i powtórzeniami. Zastanów się nad betą.

Tak, jestem świadom swoich braków w tej dziedzinie i staram się nad nimi pracować.

 

Myślałem nad betą, ale jestem na forum stosunkowo krótko, więc nie znam za bardzo ludzi i nie wiem, komu mógłbym zawracać głowę, dlatego póki co publikuję i biorę na klatę wszelką krytykę. 

 

Samo opko mi się podobało, trochę to parodia, trochę romantyczna komedia, zdrowo podlana sosikiem absurdu. I absurd właśnie sprawia, że czepy w kwestii prawdopodobieństwa zdarzeń IMO kompletnie nie mają sensu. Czytało mi się naprawdę fajnie, parę razy się uśmiechnęłam i generalnie miło spędziłam czas :)

Bardzo dziękuję za miłą opinię i cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu, a nie było stratą czasu :)

Co do prawdopodobieństwa zdarzeń, to chociażby scena z policjantem miała wyglądać nieco inaczej, ale limit gryzł mnie dość mocno, więc wiele rzeczy po prostu przyspieszyłem i uprościłem :(

 

Pozdrawiam :D

Przepraszam za dość ubogą odpowiedź, ale dysponuję chwilowo tylko telefonem.

Doceniam, że chciałeś jak najszybciej odpowiedzieć :)

Dzięki za wyjaśnienia.

Cześć Chrościsko!

 

Ciekawy tekst i jedynie na początku przez moje ubogie słownictwo, miałem problemy z przymusem wyguglania nazw średniowiecznych ubiorów. Trochę też gubiłem się przez mnogość postaci, ale później jakoś ogarnąłem.

 

Nie jestem specem od technicznych rzeczy, ale jedna rzuciła mi się w oczy.

Niski rechot wojaków zmienia się w rubaszny chichot,

Chyba brakuje pogrubionej literki w tekście.

 

Co do treści, wątek nagiej walki w ciasnej arenie wypełnionej płatkami róż jest ciekawym odejściem od tradycyjnego motywu pojedynków. W pewnym momencie spodziewałem się, że skoro “księżniczka” ma taką chuć, to nie będzie oceniać, kto lepiej walczy, tylko kto jest hojniej obdarzony przez naturę. I w sumie po malince na szyi krasnoluda, chyba wiele się nie pomyliłem ;)

Podobał mi się motyw krainy ułudy, gdzie każdy może być kimś innym i ładnie spięte zakończenie, w którym nawet niski krasnolud może być gigantem.

W przypadku prawdziwego trolla uśmiechnąłem się przy motywie “thot slayera” (nie wiem, czy jest polski odpowiednik), a potem zrobiło mi się smutno jak poznaliśmy historię krótkiego życia nimf i cierpienia olbrzyma.

Dobrze zrozumiałem, że nimfy po śmierci zmieniają się w roślinkę lub nasionko, z którego wyrasta kwiatek nawiązujący do ich imienia?

 

Jakby wymalowany na tkaninie krokus obłapił pierś księżniczki i strzegł zazdrośnie.

Czy użycie tutaj tego konkretnego kwiatka jest celowe? Widziałem, że kolega Krokus nawet wstawił odpowiedni obrazek ;)

To będzie trochę pytanie nie na temat, ale w jakimś stopniu nawiązujące – czy krąży po forum jakaś legenda, że jest w tym pewna celowość, iż literki formatujące układają się w słowo “BIUST”? 

 

Dragensborg

Skojarzyło mi się z Dragonborn ze Skyrima. To przypadek czy nawiązanie?

 

To musi być troll od pierwszego wejrzenia

To zdanie mnie ujęło i ubawiło.

 

Jeśli chodzi o motyw księżniczki, to w tekście są przynajmniej dwie. Pierwsza to prawdziwa Klematisz, którą trzeba sprowadzić do domu, a druga to Rosa, którą trzeba uratować od uschnięcia.

 

Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem morał płynący z tekstu. By być szczęśliwym należy przymknąć oko na pewne detale? W tym przypadku Rosa przymknęła oko na fakt, że krasnolud nie jest prawdziwym trollem i dzięki temu byli razem szczęśliwi. 

 

Pozdrawiam :D

 

Cześć Ajzan!

 

Dzięki za wizytę i komentarz. 

 

Jeśli mogłabym coś doradzić, to skróciłabym scenę wizyty u fałszywej wróżki do trzyzdaniowej wzmianki, bo nic nie wznosi do fabuły, poza ukazaniem zajefajności bohatera jako demaskatora oczywistych oszustów.

Chciałem też pokazać, że bohater chwyta się wszystkiego, co możliwe i w tym przypadku skończyło się to fiaskiem.

 

Do tego takich niezwykle łatwo przedstawić jako buców i przykro mi to mówić, ale tu wyszło tak samo.

Trochę nie rozumiem tego zdania. Chodzi Ci o to, że bohater wyszedł na buca?

 

Pozdrawiam :)

 

Cześć Atreju!

Dzięki za wizytę i komentarz.

bohater, pomimo rycerskich zapędów, nie ma skrupułów, by przyjąć dwa miliony za milczenie.

To było milczenie w dobrej sprawie, więc po prostu potraktował te pieniądze jako podarunek lub zapłatę za przeprowadzenie śledztwa przeciwko ojcu Daisy. Biorąc pod uwagę jego moralność, istnieje opcja, że w przyszłości zwróci pieniądze, ale to już takie moje dopowiedzenie :)

 

Pozdrawiam :)

 

Cześć Finkla!

 

Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

Wprawdzie można było, IMO, wycisnąć z niego więcej, ale nie będę marudzić.

 

Oj tam od razu marudzić ;) Jestem świadom, że tekst nie jest doskonały, więc wszelka krytyka to dla mnie wskazówka.

 

Zabrakło mi spójnej fabuły – pokazujesz świat, różne skutki zmiany, ale nie widzę bohatera, który by do czegoś dążył, tylko monolog tego czytającego gazety.

Fakt, chciałem się skupić na przełamaniu czwartej ściany i ukazaniu motywu “co by było gdyby ludzie zyskiwali moce, których się boją”, dlatego skoncentrowałem się na pokazaniu losów kilku bohaterów epizodycznych i mężczyzny z gazetą, który pełnił też funkcję narratora spinającego całość. Podejrzewam, że gdybym pisał ten tekst na konkurs “Dobrze być złym”, to mężczyzna z gazetą na końcu wykradłby leki i mógłby nadal popełniać swoje zbrodnie. 

Bardzo Ci dziękuję, Chrościsko, za rzeczowe wyjaśnienie tematu. Chyba powoli zaczynam rozumieć i na pewno wezmę sobie Twoje rady do serca.

Pozdrawiam :)

Cześć Chrościsko!

Dziękuję za odwiedziny i rady :)

Mam też kilka pytań.

 

Odnośnie wyrazów “być”, “jakiś” itp. Staram się ich unikać, ale powyżej występują w dialogach/ wypowiedziach bohaterów. Myślałem, że tego typu sformułowania nadadzą im naturalności, ponieważ ludzie normalnie wypowiadają się w ten sposób – “eee, coś tam mam w lodówce… chyba” a nie “na 100% mam puszkę z marchewką i imbirem!”. Przykładowo potrawy, które bohater miał w lodówce wydawały mi się niepotrzebną informacją, dlatego nie chciałem być przesadnie szczegółowy. Jak zatem to w tej kwestii wygląda?

 

Masz w tekście wiele mało atrakcyjnych fragmentów, w których streszczasz działania bohatera i tłumaczysz za niego jego motywacje. Np. tutaj

W jaki sposób powinienem to przedstawić/ opisać?

W przytoczonym przykładzie chciałem ukazać jak działa umysł Jimmy’ego (śledczego) oraz jak wyglądają jego przygotowania do zadania. 

 

Pozdrawiam :)

 

Spodobały mi się Twoje interpretacje :)

I to zakończenie, które dzieje się naprawdę, i to, które dzieje się w raju.

Cieszy mnie to niezmiernie :)

 

…bo przemiany pożądania i fascynacji w niechęć nie da się zrozumieć – jest irracjonalna, tak jak nie rozumiemy nienawiści biblijnego Jakuba do swojej żony.

Rozumiem, dziękuję za wyjaśnienia i pozdrawiam :)

Cześć Chalbarczyk :)

 

Ciekawie zarysowana historia starszej kobiety, która czuje, że nie ma niczego, bo dawno temu straciła wszystko, włącznie z sensem życia. Dlatego w końcu po rozterkach decyduje się na walkę z demonami przeszłości, pisząc pożegnalny list do rodziców (których w jakimś stopniu zdradziła/porzuciła, więc miała wyrzuty sumienia) i popełniając samobójstwo. A przynajmniej tak ja odebrałem tę historię Twojego autorstwa.

Ciekawe jest to, że zakończenie można odebrać w dwojaki sposób. Pierwszy – historia dzieje się naprawdę i faktycznie z płomieni ratuje Eugenię anioł, który zrzeka się swych przywilejów, by doświadczyć człowieczeństwa. Druga interpretacja jest taka, że Eugenia umarła, ale w nagrodę za cierpienie za życia, trafiła do raju, czyli takiego świata i życia, jakiego oczekiwała. 

 

Sposób przedstawienia tekstu jest dość nietypowy, ale ciekawy. Widząc przedmowę, bałem się, że się zgubię, ale na szczęście tak się nie stało, więc jeśli był to eksperyment, to zakończony powodzeniem :)

 

Podobało mi się przejście, w którym ukazana została retrospekcja zawierająca między innymi śmierć rodziców bohaterki.

 

Trochę nie rozumiem wątku rozejścia się Eugenii z Arturem. Czy kryje się za tym jakiś głębszy sens, czy po prostu jak to bywa w życiu, gdy emocje i namiętności opadły, okazało się, że jednak nie są dla siebie?

Ciekawi mnie też, dlaczego Anioł wybrał akurat Eugenię i czemu pojawił się w jej życiu tylko dwa razy? Czy ma to związek z jego mocą (lód wygrywający z ogniem), dlatego dopóki nie było pożaru, to nie mógł się pojawić? A przy pierwszym pożarze nie mógł zostać z Eugenią, ponieważ ona żywiła uczucia do innego (Artura)? Czy może to był anioł stróż, który staje się pełną manifestacją, tylko w ekstremalnych sytuacjach, a normalnie działa jakby zza kulis?

 

To chyba tyle ode mnie. Mój odbiór jest oczywiście pozytywny i fajne jest to, że tekst pobudził mnie do własnych interpretacji i snucia teorii.

 

Pozdrawiam :) 

 

Nowa Fantastyka