AKTUALIZACJA (Wprowadzone przez Mytrixa)
0.2 Zasady techniczne: kopiujemy cały ostatni akapit i do napisanego wcześniej tekstu dopisujemy swoje zdanie, pogrubieniem. Tylko jedno. Następny użytkownik dopisuje kolejne zdanie i tak dalej.
*Zastrzegam, że nie jestem robotem i aktualizacji pierwszego postu nie dokonuję 24/7 ;) Tak więc polecam zapoznać się z treścią kilku ostatnich postów w temacie.
0.1 NOWA ZASADA: Zdania ograniczamy do maksymalnie 20 słów. (Względnie możemy czasem od tego odstąpić, w bardzo wyjątkowej sytuacji, przegłosowanej przez innych).
STRESZCZENIE (Wprowadzone przez Mytrixa)
Dla osób chcących się przyłączyć do zabawy:
Główny bohater – mag imieniem Garus, należy do Gildii Światłych (magowie zajmujący się wpływaniem na rzeczywistość), wydał sporą ilość złota na alchemiczną miksturę. Nie jest zadowolony z jej działania i z wydania złota (król ograniczył sponsorowanie Gildii). Po wypiciu specyfiku (dwukrotnym) doświadczył dziwnych wizji przeszłości i przyszłości.
Ostatnia scena: Garus wzmocnił działanie mikstury i jej siła sprawiła mu problemy. Walczy z otaczającą go ciemnością gdy do jego komnaty wchodzi przyjaciel. Pomieszczenie wypełnione jest zapachem mikstury przyrządzanej przez uczennicę Garusa, a ta posiada szemraną opinię w gildii magów. Przyjaciel w pierwszej chwili nie dostrzega co się dzieje…
Garus po podaniu mikstury budzi się, lecz jego świadomość nadal tkwi w ciele. Wszystkiemu z bezradnością przygląda się przyjaciel maga i uczennica, która przygotowała antidotum. W tajemniczym miejscu, w jakim znalazła się iluminacja czarodzieja, spotyka on swojego dawnego mentora Ma’Annem Tailu, z Gildii Podwójnego Światła, który ostrzega go przed spiskiem na jego życie…
__________________________________________________
Rozdział III
Piękna kobieta spacerowała w południowym słońcu, po łące pełnej aromatycznych ziół. W jednej ręce trzymała kosz wypełniony kwiatami rumianku i dziurawca, drugą zaś, bawiła się swoim długim, blond warkoczem.
Dawniej była uznawana za najzdolniejszą uzdrowicielkę. Potrafiła pomóc nawet w przypadkach uznawanych za nieuleczalne, a po jej rady przybywali potrzebujący z najdalszych zakątków świata. Słynęła z magii, jaka była niedostępna dla czarnoksiężników. Uzdrawiała mocą miłości.
Przed jej oczami zaczęła się materializować postać leżącego, wielkiego wilka, otoczonego przez czterech magów.
– Witaj Jokasto! – zaczął najstarszy z nich.
– Witajcie – odpowiedziała – Widzę, że macie jakąś sprawę – odgadła, spoglądając na zwierza.
– Zgadza się. Musimy odczarować tą biedną dziewczynę. W przeciwnym wypadku pozostanie w tej postaci na zawsze – wyjaśnił Tael.
Jokasta bez zbędnych słów, podeszła do wilka i zagłębiła się w jego oczach. Spojrzenie czarodziejki budziło wielkie zaufanie i uspokajało nawet najdziksze zwierzęta. Wilk równie głęboko wpatrywał się nią, aż po pysku pociekła mu łza. Jokasta obtarła ją palcem i pogłaskała zwierzaka po nosie. W tej chwili Amal’Nya zaczęła przybierać swoją dawną postać.
– To niesamowite – stwierdził podekscytowany Maymor – ta magia jest naprawdę potężna. My w kilku, nie byliśmy w stanie zrobić tego, co ty sama, praktycznie bez wysiłku.
– Jokasta uśmiechnęła się sympatycznie, uradowana pochlebstwem:
– Nic nie jest potężniejsze od miłości.
– W ogóle, jak to możliwe, że ty żyjesz? – zapytał Garus.
Uzdrowicielka spojrzała na Taela, który wyręczył ją przy odpowiedzi:
– Wielu rzeczy nie wiecie, o możliwościach portali. Właściwie to czeka nas dzisiaj jeszcze jedno ciekawe spotkanie. Będziecie w szoku. Zaręczam.
W tej chwili Amal’Nya zaczęła się podnosić z ziemi, a kiedy zobaczyła, że jest naga, zakryła się rękami.
– Nie martw się – uspokoiła czarodziejka. Zaraz znajdziemy jakąś ładną suknię dla ciebie.
Wokół naszej drużyny pojawił się znajomy krąg, przeszywający ciała wibrującą energią i po chwili wszyscy znaleźli się w bardzo gustownym domu, wydrążonym niczym jaskinia, w przybrzeżnej skarpie. Z okien rozciągał się piękny widok na wodospad wpadający do laguny. Podzwrotnikowy klimat i widok delfinów skaczących w toni wskazywał na to, że znajdują się daleko od łąki, gdzie Amal’Nya doznała przemiany.
– Zabieram koleżankę do garderoby. Babskie sprawy – uśmiechnęła się Jokasta – Za to na was czeka ktoś w salonie, wskazała na największe pomieszczenie, do którego prowadził korytarz ozdobiony płaskorzeźbami.
Garus i Maymor spojrzeli na siebie, zdziwieni. Zastanawiali się, kto mógł wiedzieć o ich przybyciu. Tael, widząc to, z trudem powstrzymał śmiech.
– Chodźcie – ponaglił towarzyszy ruchem ręki.
W eleganckim pokoju, na skórzanym fotelu, siedział mężczyzna w średnim wieku, zatopiony w lekturze jakiejś grubej księgi, którą odłożył, widząc przybyłych gości i wstał by ich przywitać. Uścisnął dłoń wszystkim, począwszy od najstarszego i nie puszczając ręki Garusa, zapytał:
– Poznajesz mnie?
– A powinienem? – odpowiedział wymijająco najmłodszy z magów.
– Na ich oczach, twarz czarodzieja pokryła się zmarszczkami i cała postać przybrała wygląd starca.
– Ma’annem Tailu! – Wykrzyknął uradowany Garus.
– Mam ci tak wiele do powiedzenia… – westchnął wyraźnie wzruszony mentor, ściskając ucznia – Ale to później.
Następnie zwrócił się do pozostałych przyjaciół:
– Pewnie jesteście głodni? Co powiecie na coś smacznego? Musimy uczcić nasze spotkanie!
Wszyscy zgromadzeni jednogłośnie przystali na propozycję gospodarza, a do pomieszczenia weszły dwie urocze dziewczyny, niosące tace z mięsiwem i rozmaitymi przekąskami. Nie zabrakło też kilku rodzajów win, oraz piwa.
– Zapraszam na taras. Przy szumie wody łatwiej się zrelaksować – zaproponował gospodarz, ponownie przybierając młodszą postać.
Nim zdążyli zasiąść do stołu, dołączyły do nich Jokasta i Amal’Nya, która wyglądała pięknie w podarowanej sukni. Kto by przypuszczał, ze jeszcze przed chwilą miała sierść i kły?
Panowie spojrzeli z ożywieniem da obie niewiasty. Również dziewczyny, które przyniosły wiktuały, przyłączyły się do uczty.
– Poznajcie nasze córki! Nela i Joni – Przedstawił Ma’annem Tailu.
– Jak to… Córki? – zdziwił się Garus – To wy…?
Rozweselony mentor spojrzał na Jokastę, po czym stwierdził, wyraźnie rozmarzony:
– Są takie mądre… Nie wiem co bym bez nich zrobił.
Nagle gospodyni wydała się czymś zaangażowana.
– Przepraszam was na chwilę – powiedziała, wstając od stołu i pospieszyła do swojej komnaty, gdzie w magicznym lustrze, widniała twarz królowej Visy.
– Co się stało, kochana? – zapytała czarodziejka.
– Niedobrze. Mój mąż jest umierający. Medycy rozkładają ręce. W tobie jedyna nadzieja.
Jokasta otoczyła się kręgiem energii i po chwili stała u wezgłowia łóżka, na którym leżał trupio blady król Valus. Roztarła dłonie i przyłożyła je do podeszew chorego. Na jego policzkach pojawił się nieznaczny rumieniec. Całe ciało wyglądało na coraz bardziej rozgrzane. Uzdrowicielka koncentrowała się usilnie na wyciągnięciu choroby przez stopy. Twarz władcy coraz wyraźniej się rozpalała, a podeszwy przybrały czarnego koloru, co wskazywało na pozytywny efekt kuracji.
– Co mu jest? – spytała Visa
– Choroba wychodzi z niego.
– Syna już straciłam – wyjąkała zrozpaczona królowa, chowając twarz w dłonie.
– Przysięgam, że odratuję twojego męża – zapewniła Jokasta.
– Ktoś chce zniszczyć nasz ród…
– Ech… Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.
– Jesteś aresztowany, pod zarzutem podżegania do zabicia króla – poinformował kapitan Tadeus – Zabrać go! – polecił żołnierzom.
Na dziedzińcu czekała druga grupa zbrojnych z Siwuchem, zakutym w kajdany.
– Nie wywiniecie się z tego! Mamy świadka.
Nieoczekiwanie obaj czarnoksiężnicy przybrali formę węży. Zaskoczeni gwardziści, przerażeni ich widokiem, rozpierzchli, a w tym czasie na dziedziniec wkroczył Skirr Fangren, wraz ze swoja świtą elitarnych zabójców-trucicieli. Miał on worek pełen różnych specyfików.
– Masz to, czego potrzebujemy? – syknął Faered, który swym wyglądem przypominał żmiję zdradliwą. Czarno-brązowe łuski błysnęły w świetle.
– Ha! On dalej nie rozumie – wybuchnął zagadkowo w stronę Fangrena, kapitan Tadeus, który jako jedyny ze zbrojnych, nie przestraszył się widoku metamorfozy.
Obaj spojrzeli na siebie, wymieniając ironiczne uśmiechy. Skrytobójca wyjął z zawiniątka rurkę z zatrutymi strzałami, wziął wdech i wystrzelił po jednej w każdego z węży. Gadzie cielska momentalnie runęły na kamienną posadzkę.
– Cholera! – zaklął kapitan – Te kreatury ważą po dwieście kilo – Wołaj kabaryny na dziedziniec! – polecił jednemu z rycerzy, który przyglądał się akcji zza węgła.
Po chwili nadjechały dwa powozy, zaprzężone po dwa konie każdy.
– No to ładujemy panowie!
Ludzie Fangrena wraz z kapitanem, zabrali się do pracy. W każdym z pojazdów umieścili po jednym nieprzytomnym wężołaku i zamknęli na klucz.
– Będą spać kilka godzin. Ruszamy? – zapytał przywódca trucicieli.
– Trochę się pokomplikowało – odparł Tadeus – pokażemy ich w tych wężowych ciałach?
– Faktycznie. Lepiej nie budzić sensacji. Masz jakiś pomysł?
– Hm… No trudno. Jedźmy! Może po drodze im się odmieni.
Powozy ruszyły w eskorcie ludzi Fangrena i Tadeusa, którzy czekali pod siedzibą gildii, w stronę królewskiego zamku. W połowie drogi, kiedy zrobiono przystanek nad rzeką, żeby napoić konie, stała się rzecz niesłychana. Po otwarciu wrót, okazało się, ze kabaryny są puste.
- TADEUS!!! – wrzasnął wściekły Fangren. – Ty, idioto! UCIEKLI!
– To niemożliwe… po prostu, psia mać, niemożliwe…
– Możesz sobie nie wierzyć, ale ci dwaj mogą nam pokrzyżować plany… Rail! Sangreal! Do mnie!
Dwójka asasynów z zakrytymi twarzami posłusznie pojawiła się przy swoim przywódcy. Obaj mieli kusze ze strzałkami wypełnionymi specjalną trucizną. Byli jednymi z najlepszych.
– Mam dla was zadanie.
– Słuchamy, mistrzu – odparli chórem.
– Macie znaleźć Siwucha i Feared’a – rozkazał. – Daje wam wolną rękę, mogą być żywi albo martwi, ale mają zostać odnalezieni, rozumiecie?
– Tak jest! – odpowiedzieli. Po chwili znikli w gęstwinie traw. Skirr wpatrywał się w błękitne niebo, jakby oczekiwał na deszcz.
– Coś się stało?
– Idzie burza – rzucił enigmatycznie. – W drogę!
– Ci głupcy nie rozumieją z kim zadarli! Zniszczę ich! – Pomstował Siwuch.
Z latającej maszyny widać było, jak Tadeus z Fangrenem zachodzą w głowę, co się stało, a ich ludzie biegają po okolicznych krzakach, w nadziei, że natkną się na jakiś trop.
– Może poczekajmy na rozwój wydarzeń – zaproponował drugi z czarowników – Zobaczmy o co w tym wszystkim chodzi.
– Nie wiesz o co chodzi? To jasne! Ta kanalia wystawiła nas. Pewnie sami mają ambicje względem tronu.
Twarz Faereda zaczynała zdradzać chęć zemsty:
– Najchętniej rozwaliłbym ich od razu… ale poczekajmy. Zobaczymy jak to rozegrają.
Statek unosił się wysoko nad głowami zbrojnych.
Ma’annem postanowił uciąć pogawędkę ze swoim dawnym uczniem. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie co kilka godzin, a on chciał poznać plany Garusa na zatrzymanie Święta Dwóch Księżyców.
– Garusie – powiedział. – wiesz już jak zamierzasz powstrzymać skorumpowaną Radę?
– Zastanawiam się. Amal’Nya jest już sobą, ale… Skegdor…
– Indoktrynacja, rozumiem… A jeżeli mogę wiedzieć, co cię łączy z twoją uczennicą?
– Słucham? – rzekł zdziwiony.
– Słyszałem plotki Rady, nawet Maymor podejrzewa, że masz z nią romans.
– W imię Gafrena… NIE! – krzyknął stanowczo. – Owszem, traktuję ją… inaczej, ale to by było sprzeniewierzenie się pięciu zasadom. Poza tym to… moja córka.
Brwi dawnego mistrza uniosły się nieznacznie.
– Córka? Ona wie?
– Nie. Jej matka… cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.
– I co?
– Potwierdziły moje przypuszczenia. – Mag skinął głową. – Ostatnią wolą matki Amal’Nyi było zaopiekowanie się nią. Prosiła jednak, aby nigdy nie władała magią. Postanowiłem zaakceptować warunki.
– Hmm… – zamyślił się Ma’annem. – A gdybym cię z nią skontaktował?
– Z jej matką?! To… Mógłbyś to zrobić?
– Tak. Dziewczyna ma potencjał. Szkoda by go zaprzepaścić.
Do rozmowy przyłączyli się Tael i Maymor, zwiedzający piękny pałac, wykuty w skale:
– O czym rozmawiacie przyjaciele?
– O problemie Skegdora – wybrnął Garus, jakby nigdy nic, a Ma’annem Tailu spojrzał zdziwiony jego bystrością.
– Czasu zostało niewiele – zauważył Maymor.
– Co zamierzacie zrobić? – zapytał stary mentor.
– Musimy poznać inkantacje, które go odczarują z wężołactwa.
– Wężołactwo… Muszę was zmartwić. To nie takie proste – powiedział Ma’annem.
Wszyscy wpatrywali się w niego, a on kontynuował:
– Jedynie część tego jest zależna od magii. Pozostaje jeszcze coś w jego głowie. Węże mają wszczepione urządzenia, które kontrolują ich myśli i zachowanie. Początkowo nie działają w pełni i muszą być zintegrowane magicznie. Potem nie ma odwrotu. Taki czarnoksiężnik przestaje być sobą.
Wszyscy wyraźnie się zmartwili.
– Musi być jakiś sposób! – wybuchnął Garus.
– Właściwie to jest… ale… Szanse są zerowe.
Towarzysze wpatrywali się w niego, z coraz większym zniecierpliwieniem.
– Trzeba by odzyskać jego pierwotne ciało – wyjaśnił.
Magowie stali zdumieni.
– Ale jak? – dopytywał Garus – gdzie je znajdziemy?
– Na to pytanie, musiałby nam odpowiedzieć sam zainteresowany. Ale… Możemy przypuszczać, ze znajduje się w świecie węży. Słyszałem już o takich podmieńcach i zwykle tam zostawało ciało.
– Po co im ono? – zaciekawił się Maymor.
– Król węży posługuje się nimi do własnych celów. Sztucznie podtrzymuje je przy życiu i wysysa z nich magiczną moc, której używa przeciw nam. Ma setki tysięcy takich ciał, może miliony. Wyobrażacie sobie jak wielka siła w nich drzemie?
Zrobił chwilę przerwy spoglądając na zszokowanych towarzyszy.
– Ci durnie dali się nabrać! Myślą, że są na szczycie, tymczasem chytry król posłużył się nimi. W zamian za ciała obdarzone magiczną mocą, dał im bezwartościowe mięso i naszpikował je urządzeniami, kontrolującymi wolę. Ma z nich podwójną korzyść. Oni nawet nie rozumieją, jak bardzo ich oszukał.
– Jeśli tak jest, jak zdobędziemy to ciało? – pytał Maymor.
– Świat węży jest inny niż nasz – tłumaczył Ma’annem Tailu - Moglibyśmy sobie nie poradzić. Znają tam rzeczy, które dla nas są niedostępne. Kiedy tylko przeszlibyśmy przez portal, wykryliby nas.
– Mam pomysł – wtrącił Tael.
Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco.
– Poprośmy o pomoc w świecie Tails.
– Co to za świat? – zaciekawił się Garus.
– Żyją tam magowie, tacy jak my. Nie ma wstępu dla czarnoksiężników. Portal nie przepuszcza wszystkich. W tym świecie znają technikę nie mniej zaawansowaną od wężowej.
Ma’annem postanowił uciąć pogawędkę ze swoim dawnym uczniem. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie co kilka godzin, a on chciał poznać plany Garusa na zatrzymanie Święta Dwóch Księżyców.
– Garusie – powiedział. – wiesz już jak zamierzasz powstrzymać skorumpowaną Radę?
– Zastanawiam się. Amal’Nya jest już sobą, ale… Skegdor…
– Indoktrynacja, rozumiem… A jeżeli mogę wiedzieć, co cię łączy z twoją uczennicą?
– Słucham? – rzekł zdziwiony.
– Słyszałem plotki Rady, nawet Maymor podejrzewa, że masz z nią romans.
– W imię Gafrena… NIE! – krzyknął stanowczo. – Owszem, traktuję ją… inaczej, ale to by było sprzeniewierzenie się pięciu zasadom. Poza tym to… moja córka.
Brwi dawnego mistrza uniosły się nieznacznie.
– Córka? Ona wie?
– Nie. Jej matka… cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.
– I co?
– Potwierdziły moje przypuszczenia. – Mag skinął głową. – Ostatnią wolą matki Amal’Nyi było zaopiekowanie się nią. Prosiła jednak, aby nigdy nie władała magią. Postanowiłem zaakceptować warunki.
– Hmm… – zamyślił się Ma’annem. – A gdybym cię z nią skontaktował?
– Z jej matką?! To… Mógłbyś to zrobić?
– Tak. Dziewczyna ma potencjał. Szkoda by go zaprzepaścić.
Do rozmowy przyłączyli się Tael i Maymor, zwiedzający piękny pałac, wykuty w skale:
– O czym rozmawiacie przyjaciele?
– O problemie Skegdora – wybrnął Garus, jakby nigdy nic, a Ma’annem Tailu spojrzał zdziwiony jego bystrością.
– Czasu zostało niewiele – zauważył Maymor.
– Co zamierzacie zrobić? – zapytał stary mentor.
– Musimy poznać inkantacje, które go odczarują z wężołactwa.
– Wężołactwo… Muszę was zmartwić. To nie takie proste – powiedział Ma’annem.
Wszyscy wpatrywali się w niego, a on kontynuował:
– Jedynie część tego jest zależna od magii. Pozostaje jeszcze coś w jego głowie. Węże mają wszczepione urządzenia, które kontrolują ich myśli i zachowanie. Początkowo nie działają w pełni i muszą być zintegrowane magicznie. Potem nie ma odwrotu. Taki czarnoksiężnik przestaje być sobą.
Wszyscy wyraźnie się zmartwili.
– Musi być jakiś sposób! – wybuchnął Garus.
– Właściwie to jest… ale… Szanse są zerowe.
Towarzysze wpatrywali się w niego, z coraz większym zniecierpliwieniem.
– Trzeba by odzyskać jego pierwotne ciało – wyjaśnił.
Magowie stali zdumieni.
– Ale jak? – dopytywał Garus – gdzie je znajdziemy?
– Na to pytanie, musiałby nam odpowiedzieć sam zainteresowany. Ale… Możemy przypuszczać, ze znajduje się w świecie węży. Słyszałem już o takich podmieńcach i zwykle tam zostawało ciało.
– Po co im ono? – zaciekawił się Maymor.
– Król węży posługuje się nimi do własnych celów. Sztucznie podtrzymuje je przy życiu i wysysa z nich magiczną moc, której używa przeciw nam. Ma setki tysięcy takich ciał, może miliony. Wyobrażacie sobie jak wielka siła w nich drzemie?
Zrobił chwilę przerwy spoglądając na zszokowanych towarzyszy.
– Ci durnie dali się nabrać! Myślą, że są na szczycie, tymczasem chytry król posłużył się nimi. W zamian za ciała obdarzone magiczną mocą, dał im bezwartościowe mięso i naszpikował je urządzeniami, kontrolującymi wolę. Ma z nich podwójną korzyść. Oni nawet nie rozumieją, jak bardzo ich oszukał.
– Jeśli tak jest, jak zdobędziemy to ciało? – pytał Maymor.
– Świat węży jest inny niż nasz – tłumaczył Ma’annem Tailu - Moglibyśmy sobie nie poradzić. Znają tam rzeczy, które dla nas są niedostępne. Kiedy tylko przeszlibyśmy przez portal, wykryliby nas.
– Mam pomysł – wtrącił Tael.
Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco.
– Poprośmy o pomoc w świecie Tails.
– Co to za świat? – zaciekawił się Garus.
– Żyją tam magowie, tacy jak my. Nie ma wstępu dla czarnoksiężników. Portal nie przepuszcza wszystkich. W tym świecie znają technikę nie mniej zaawansowaną od wężowej.
Wraz z tymi słowami otworzył się portal. Wyglądał jak tafla jeziora zawieszona pionowo. Na brzegach wirowały języki ognia, napawające trwogą.
- Co to? – zapytała Amal’Nya, zaskoczona dziwnym obrazem, ukazującym się przed jej oczyma.
– Oto… Nicość. Pustka.
– Jezioro?
– Jego iluminacja – wyjaśnił Garus. – W tym świecie twoje myśli, najskrytsze marzenia, ukazywane są w postaci takich obrazów. Możesz zobaczyć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Nagle młoda uczennica spostrzegła Skegdora, klęczącego przed nią i składającego jej bukiet pięknych kwiatów. W stronach dziewczyny takie zachowanie uchodziło za zaręczyny. Widmo znikło bardzo szybko, ukazując dramatyczną przeszłość. Począwszy od ojca, przez którego przeklęta została jej rodzina. Wizja stawała się coraz bardziej zrozumiała. Amal’Nya zatopiła się w niej.
– Przestań! – krzyknęła kobieta. – Ja go kocham!
– Nie pozwolę, słyszysz? Nie pozwolę, aby ona poznała kim naprawdę jest jej ojciec.
– Ma do tego prawo – syknęła.
– Psia mać… Nie ma prawa!
– Obyś szczezł, Garus przynajmniej szanuje moje uczucia, a ty tylko pijesz i się nad nami znęcasz!
Doszło do szarpaniny. W mig do izby wbiegł z hukiem Tael i przeklął całą rodzinę. Prawdziwy pustelnik stał obok swojego ucznia i wstydził się za uczynki przeszłości.
Wizja rozmazała się. Oczy dziewczyny zaczynały tracić obraz.
– Garusie, ona… POMÓŻ JEJ! – wrzasnął Skegdor.
Mag podbiegł do swojej córki i zobaczył, że jej oczy stają się wypłowiałe, a twarz pergaminowo biała. W końcu przebudziła się, ale kompletnie oślepła.
– Tato, gdzie ja jestem? – wydukała z siebie.
– W-wzgórze wyboru – zawahał się Garus ze łzami w oczach.
Skegdor, Ma’Annem Tailu i Tael przyglądali się tej sytuacji. Wszystko wróciło jednak do normy po chwili. To była tylko wizja.
– NIE!
– Co się dzieje? – odparła uczennica, widząc dziwne zachowanie mistrza.
– Jeżeli zanurzysz się w… tej wizji, być może skażesz się ślepotę.
– Mistrzu Garusie… Ojcze… Jeżeli taka jest wola Gafrena, to gotowa jestem ponieść konsekwencje moich czynów.
Stało się to, czego wszyscy się spodziewali. Amal’Nya oślepła. Wiedza jakiej dostarczyła wizja była przygniatająca. Z końcówek jej palców wystrzeliły srebrzyste promienie. Mag podbiegł do niej, pomagając prowadzić w odpowiednim kierunku.
– Zabawne – powiedziała. – Nigdy nie sądziłam, że zostanę Wyrocznią.
– Kto to? – zapytał stary kupiec, wskazując nieszczęśnika oczekującego na powieszenie.
– Nadworny medyk – wyjaśnił młodzieniec.
– Cóż takiego uczynił?
– Królowa Visa widziała w magicznym lustrze, jak podawał królowi truciznę. Ponoć działał dla gildii trucicieli.
Wtem zapadnia szubienicy otworzyła się, a łajdak poleciał z impetem. Rdzeń kręgowy został przerwany. Szemrany medyk wyzionął ducha, a widzowie bili brawo.
– Powiedz mi chłopcze, co z królem? – dopytywał starzec.
– Nic mu nie jest, ale nie obyłoby się bez pomocy magii. Królowa wezwała uzdrowicielkę Jokastę. To ona go odratowała.
– Całe szczęście.
– Medyk podobno strasznie się wygrażał przy zatrzymaniu. Przeklinał wszystkich – wyjaśniał młodzieniec.
– Ha. A teraz chodzą w jego butach – skwitował kupiec.
I choć ciało było martwe, dusza pomocnika trucicieli uleciała do góry, manifestując swoją nową formę. Transparentny byt należał do jednego ze światów, w całości zamieszkanego przez podobne istoty. Głowa wygięła się nienaturalnie, podczas gdy korzenie wysysały energię życiową wszystkich, którzy go skazali. Wszystkich oprócz Króla, będącego pod ochroną Jokasty.
Dwóch strażników skryło się w murach zamku. Ciała pozostawione na wewnętrznym dziedzińcu zamku ożyły. Umarlaki wyciągały swoje rozczapierzone ręce w poszukiwaniu ofiar. Nie mogąc ich znaleźć, krążyły wówczas po komnatach, wydając z siebie pojedyncze stęknięcia.
– Co się stało? – zapytała Jokasta, widząc strażników przerażonych.
– D-d-duchy… – wyjąkał jeden z nich i skulił się w rogu.
– Rycerzu, widziałeś coś?
– M-medyk, którego kazał stracić król… On… on…
– Tak?
– Duch! Nieumarli! – zaczął krzyczeć po chwili, niezrozumiale.
Widząc, że wartownicy byli zbyt przestraszeni, czarodziejka postanowiła się sama tym zająć.
– Co się tam wydarzyło? – powiedziała sama do siebie.
– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.
– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.
– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus.
– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.
Do pomieszczenia weszła Jokasta
– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.
– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą… Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś…
Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:
– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium, na ten czas, się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.
Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.
– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.
Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.
– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.
– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.
– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus.
– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.
Do pomieszczenia weszła Jokasta
– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.
– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą… Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś…
Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:
– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium – na ten czas - się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.
Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.
– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.
Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.
Żywe zwłoki stękały z wysiłku, chodząc w poszukiwaniu ciał na których mogliby żerować. Magów ogarnął wstręt. Nad zamkiem unosiła się przeźroczysta emanacja straconego medyka. Zjawa spojrzała się w dół.
– Któż wy jesteście? – zapytał.
– Jestem Jokasta, a to…
– Milczeć! – ryknął. – Pytałem się tej grupki magów. Znam cię czarownico, jesteś tą przez którą zostałem stracony.
– Nazywam się Garus – odparł czarodziej.
– Garus? Ten Garus?
– Zgadza się.
– Cóż za niespodzianka. Twój wuj wiele mi o tobie opowiadał. Byłem jego wielkim przyjacielem.
– To czemuś został stracony? – wtrącił Skegdor.
– Zbieg okoliczności – odpowiedział. – W mojej torbie znaleziono truciznę, którą mi zwyczajnie podłożono. Nie miałem nic wsp&
"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."