Profil użytkownika


komentarze: 45, w dziale opowiadań: 42, opowiadania: 14

Ostatnie sto komentarzy

Oczywiście macie rację. Mój mózg wykonał podświadomie dość kompromitujące uproszczenie - nie chodziło mi o żaden czasownik, tylko o słowo określające wykonywaną czynność ("chędożone" oznacza bowiem czynność, w przeciwieństwie do "cholerne", które pełni funkcję określenia, przymiotnika; nie istnieje natomiast przymiotnik odczasownikowy od "chędożyć", tak, jak na przykład "pieprzone" od "pieprzyć"). Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno "Sprzątana ławka", "Chędożone bachory", jak i nawet "Cholerne bachory", nie są wyrażeniami, które nadawałyby się na tytuł. Dziwi mnie, że nikt nie zwrócił na to wcześniej uwagi, nawet spośród tych, którzy wskazywali wiele błędów w samym tekście. Moim zdaniem te błędy są niczym w porównaniu z tak absurdalnym tytułem.

Jeżeli argument o błędzie stylistycznym (kolokwializmy!) do Ciebie nie przemawia, to znalazłem chyba argument za tym, że tytuł jest też po prostu błędem językowym. "Chędożone" to czasownik i nie może określać rzeczownika "bachory", tak, jak na przykład przymiotnik "cholerne".

Zdaję sobie sprawę, że nikt nie każe mi tego czytać. Oczywiście masz prawo nie przejmować się moim - jednego z potencjalnych Twoich czytelników - zdaniem. Ja tylko - w dobrej wierze - mówię Ci, co mnie razi. Uważam, że tytuł to bardzo ważna część każdego utworu literackiego. Powinien zachęcać, a mnie raczej odrzuca. Pomijając fakt, że nie żyjemy w średniowieczu, wątpię, żeby nawet w średniowieczu mówiono "chędożony głupiec" w znaczeniu "cholerny głupiec". Ja znam tylko dwa znaczenia słowa "chędożyć". Jedno jest już przestarzałe i oznacza "sprzątać, porządkować", a drugie oznacza to, co już powiedziałem - "odbywać stosunek seksualny", tylko że bardziej dosadnie. Niezależnie od wszystkiego, tytuł w moim odczuciu brzmi wyjątkowo źle i odpycha, zniechęca do czytania. Ale to tylko moje zdanie i masz oczywiście prawo to zignorować.

Aha i jeszcze jedna uwaga, co do tytułu. W polskich tytułach tylko pierwsze słowo piszemy wielką literą. Pomijając więc sam koszmarny wydźwięk tego tytułu, powinien on brzmieć "Chędożone bachory". Chyba, że Bachory to nazwa własna jakiejś drużyny super-bohaterów, ale zakładam, że nie, bo byłoby to jeszcze bardziej koszmarne.

@Ywhre - nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Może wyjaśnię więc precyzyjniej, co mam na myśli. "Chędożyć" znaczy "pieprzyć" (w sensie: "ruchać"). Już samo "bachory" jest po prostu kolokwialne i nie nadaje się do umieszczenie w tytule. A tytuł "chędożone bachory", to jak tytuł jakiegoś pornosa dla pedofilów. Dlatego wybacz, ale dopóki taki będzie tytuł, dopóty nie będę w stanie rozpocząć lektury.

Drogi Ywrhe, zanim zabiorę się do czytania Twojego opowiadania, chciałbym prosić Cię o wyjaśnienie tytułu, bo w tej chwili zatrzymałem się na nim i nie jestem w stanie przebrnąć dalej. Mój mózg stanął dęba. Dlatego muszę Cię zapytać - co według Ciebie oznacza "chędożone bachory" i skąd pomysł, żeby właśnie taki tytuł nadać swojemu opowiadaniu?

Nie będę tego tekstu oceniał, ponieważ uważam, że jest zbyt mocno niedopracowany (mnóstwo byków językowo-stylistycznych), a ma potencjał. Moim zdaniem świetny jest tutaj rytm opowiadania. Dobrze budowane jest napięcie. Dlatego nie można w tak koszmarny sposób zawalać finału!

Pierwsza zasada magika to nie zdradzać swoich sztuczek. W tego typu opowiadaniu nigdy nie wolno zdradzać tajemnicy, która jest jego sednem, ponieważ jakakolwiek by ona nie była, zawsze zapisana czarno na białym rozczaruje czytelnika.

To brutalne i trudne do przezwyciężenia w sobie, ale taki jest klucz do wszystkich świetnych utworów - autor nigdy nie zdradza, "co miał na myśli". Po to są podstawówki, gimnazja i szkoły średnie, by do znudzenia wybebeszać na drugą stronę fantastyczne opowieści, odzierając je z tajemnic, które w sobie kryją. Ale to tajemnice są sednem i żaden szanujący się autor ich nie ujawnia. A już na pewno nie w samym tekście, zwracając się bezpośrednio do czytelnika. Chyba, że to parodia.

Bardzo się cieszę, że również Tobie, @Dreammy, podobał się ten film. Bo raczej jestem osamotnionym fanem Żuławskiego (juniora), a moi znajomi pukają się w czoło. Dzięki Tobie moje osamotnienie nieco maleje, a to tym bardziej, że po przeczytaniu kilku Twoich opowiadań wiem, że "nie z byle kim mam do czynienia" i że z pewnością będę śledził Twoje kolejne teksty. Tym milsza jest mi Twoja ocena, za którą dziekuję i pozdrawiam.

Widziałem już wszystkie filmy z Davidem Bowie (wszystkie, co do jednego, są "creepy"!), poza tym jednym. Trzy razy się już do tego zabierałem i nie byłem w stanie przebrnąć przez pierwszy moment, w którym pojawiają się gobliny. Myślałem - "infantylne" i wyłączałem telewizor. Ale wiesz co - udało Ci się mnie przekonać. Będę miał mocno przymrużone oczy i myślę, że wtedy jakoś pójdzie - może wysilę się trochę i zrozumiem w końcu, co Terry Jones chciał powiedzieć.

A zatem dzięki. Recenzję czyta się wartko, choć mocno brakuje mi w niej głębszej analizy i interpretacji. Trochę za mało też jest o artystach, którzy stworzyli ten film. Widać, że dużo wiesz, bo rozpoczynasz wiele interesujących tematów (jak powstawały gobliny? kim jest autor scenariusza? kto gra Sarę? - bo przecież nie byle kto), ale ostatecznie prześlizgujesz się tylko po nich, rozbudzając apetyt na więcej. Dlatego stawiam "tylko" 4/6, choć naprawdę chetnie będę czytał Twoje kolejne recenzje.

"Morel przez cały dzień krążył wokół osady, próbując znaleźć jakiś sposób ratunku uwięzionych współplemieńców. A wieczorem natknął się na patrolujący okolicę oddział wroga. Uległ po krótkiej walce." - w porównaniu do wcześniejszych wydarzeń dzieje się tu niezwykle dużo, kombinowanie, walka - w teorii parujący mózg i wirujące ciała, pełna dynamika, a to wszystko podsumowane trzema zdawkowymi zdaniami. Moim zdaniem ten fragment zdecydowanie zasługuje na rozwinięcie.

Tekst jest zwarty, logiczny i ma fajną puentę. Czyta się to naprawdę nieźle. Ode mnie więc: 4/6 (ponieważ przyjąłem strategię rozbijania oceny na sześć składowych wypunktuję tu, za co ile: ORTOGRAMINT - 1/1, język i styl - 1/1, logika - 1/1, spójność przedstawionego świata - 1/1, treść - 0,5/1, X-factor - 0/1, co - po zsumowaniu - zaokrąglam w dół z powodu przesadnej zdawkowości opisów).

Film jest na podstawie książki. Dla mnie główna wartość i naprawdę niezwykłe osiągnięcie Żuławskiego polegało na tym, że udało mu się w ogóle na podstawie tak "niefilmowej" książki nakręcić film, jednocześnie nie trywializując języka Masłowskiej.

Natomiast Pasolini (na marginesie - niesamowita postać: zginął zadźgany przez nastoletniego kochanka tuż po nakręceniu najbardziej kontrowersyjnego dzieła w historii światowej kinematografii) występuje w moim tekście jako symbol "perwersyjnej kinematografii". Chodzi o to, że jak ktoś jest fanem kina (takim, jak naprzykład Tarantino), to polubi ten film za samą jego dziką dziwność. To jest pewien rodzaj perwersji, której ulega każdy, kto jest już śmiertelnie znudzony kinematografią popularną rodem z Hollywood. To jest trochę jak z jazzem. Na początku się męczysz, nie jesteś w stanie go strawić, a potem nagle coś się otwiera w Twoim mózgu i później im jest mniej standardowo, im dziwniej i im mniej melodycznie (choć nie bez pięknych harmonii), tym lepiej. Podsumowując - Pasolini symbolizuje tu kinematograficzną perwersję.

Dzięki za pozytywną ocenę tych moich wypocin i pozdrawiam.

1) ORTOGRAMINT - 0,5/1:
Zdarzają się błędy interpunkcyjne i to nawet takie dość "grube" - spójniki łączne typu "i", "albo" kasują przecinki, natomiast przeciwstawne typu "ale" ich wymagają. Ogólnie niestaranność (można by powydzielać akapity i wyodrębnić dialogi, pozostawiając wolne linijki - wtedy łatwiej się czyta).

2) Język i styl - 0,5/1:
"Zamiast pomocy pogarda" - w kontekście poprzednich przeciwstawień bardziej pasowałoby moim zdaniem "Zamiast współczucia pogarda". Albo "zamiast empatii".
"Zgnicie w ciągle padającym kwaśnym deszczu" - tak od razu zgnicie?
"Pochłonął się udoskonalaniem swojego ciała" - raczej "pochłonęło go udoskonalanie", a "udoskonalaniem swojego ciała" mógł się na przykład "zająć".
"Przez co walka była jeszcze łatwiejsza" - nie używa się "przez co" w tym kontekście. "Przez co" oznacza coś negatywnego - na przykład "przez co walka stała się dużo cięższa".
"Bo często uderzał pod jednym kątem pod rząd" - źle to brzmi z powodu powtórzenia "pod".

3) Logika - 0,5/1:
"Stłumiony odgłos wybuchającego granatu" - przez co stłumiony?
"Krzyżując ręce wyciągnął je [przypięte do pasa rewolwer i miecz]" - wygląda to dość komicznie - naprawdę w jednej ręce rewolwer, a w drugiej miecz? To chyba nie plan zdjęciowy do nowej części "Piratów z Karaibów"?
"Trzasnął w skroń i złamał kręgosłup" - jakoś tego nie widzę. Może raczej "trzasnął w czerep"?

4) Spójność przedstawionego świata - 0,5/1:
Moim zdaniem użycie zwykłych, stalowych mieczy nie jest wystarczająco wyjaśnione w kontekście wcześniejszych opisów zaawansowanych technicznie broni przyszłości.

5) Treść - 0,5/1:
Tytuł przykuwa uwagę. Początek jest wciągający. Szczególnie opis "kosmicznych dziwek". Ale potem trochę wszystko się trywializuje z powodu tej sieczki w knajpie. Sieczka nie jest całkiem bez treści - porównanie ras, umiejętności i opisy broni, czy też na koniec ten intrygujący "złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie litery V", ale wydaje mi się, że dałoby się wyciągnąć z tego więcej, gdyby mniej było mechaniki, a więcej psychologii.

6) X-factor: 0/1.

Łącznie: 2,5/6, a ponieważ czytało mi się to nieźle i przedstawiony świat nawet wciąga, zaokrąglam w górę, czyli wystawiam 3/6 (tak na marginesie - po raz pierwszy mogę to zrobić, więc korzystam).

Nie chcę wyjść tu na jakiegoś buca, który broni swego zdania rękami i nogami, wbrew rozsądkowi, ale...

Chciałbym przedstawić jednak swój punkt widzenia. Dlaczego ten obrazek ma taką siłę? Dlaczego sam tekst jej nie ma? Obrazek to symbol - Trójca Święta. To, co się tutaj konfrontuje, moim zdaniem, to nie "jakiś tam obrazek", ale nasze "wyobrażenie o Trójcy Świętej" (siła samego tego symbolu, niezależnie od wiary w niego lub nie) z nakreślonym przeze mnie obrazkiem trzech panów, którzy są z krwi i kości, i wcale nie bardzo różnią się od zwyczajnych ludzi. Moim zdaniem ta "siła oddziaływania" (jeśli taka jest, a dowiaduję się tego od Ciebie - Roger) polega nie na zbitce tekstu z obrazkiem, ale utartej, znanej symboliki Trójcy Świętej z nakreśloną przeze mnie jej "odmienną wersją". Takie było moje zamierzenie i myślę, że Twoja opinia mimo wszystko to potwierdza, niezależnie od tego, czy ten obrazek byłby tutaj, czy nie.

Ale to tylko moje zdanie, oczywiście zgadzam się, że możesz mieć odmienne i szanuję to.

Pozdrawiam i dziękuję za - niezależnie od wszystkiego - ciekawą i sporo wnoszącą dla mnie (jako autora) dyskusję.

W takim razie dziękuję za radę. Może rzeczywiście będę potrzebował tam pomocy, ale najpierw spróbuję napisać to swoje opowiadanie sf i umieścić je tutaj (gdzieś za dwa miesiące). Jeśli okaże się, że to lipa - zwrócę się po nauki do wymienionych przez Ciebie portali. Tak, czy inaczej - dziękuję za komentarze i dobre chęci.

Dobrze, już naprawdę więcej nie będę przedstawiał tutaj rzeczy, które tu - według Ciebie - nie pasują, daję słowo. Następny tekst będzie miał palkietkę "hard sf", a zatem - mam nadzieję - będzie pasował. Przepraszam, ale nie interesuje mnie "Weryfikatorium" ani "Portal Pisarski", tylko właśnie "Nowa Fantastyka", ponieważ fantastyka jest gatunkiem, który pociąga mnie najbardziej i który chciałbym umieć w przyszłości stosować do przekazywania swoich przemyśleń.

@RogerRedeye - co do tego obrazka, tekstu i konfrontacji ich sugestywności: być może to właśnie pokazuje dokładnie to, o czym chciałem tu powiedzieć. Że pusta wydmuszka, namalowana przez geniusza - Michała Anioła - na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej, staje się czymś, czym nie jest. Efekciarstwo, o którym mówisz, jest sednem mojej myśli - Bóg, Jezus i Duch Święty to tanie efekciarstwo najpodlejszego gatunku, jednak poprzez obrazy, monumenty, wielowiekową tradycję - wyniesione do rangi czegoś PRZEPOTĘŻNEGO. A ja wolę wierzyć, że potęgą jest sama miłość.

@AdamKB - już się tłumaczę, co da mi "skakanie po tematach".

Uważam, że napisanie opowiadania science-fiction to nie jest rzecz taka sobie ot i hop-siup. Że w miarę porządne opowiadanie musi być poprzedzone precyzyjnym przygotowaniem świata, w którym ma być osadzone. Licząc tak z lekka, podejrzewam, że będą to około dwa miesiące roboty - miesiąc przygotowań i miesiąc pisania (oczywiście, biorąc pod uwagę moje warunki - kiedy do dyspozycji mam co najwyżej weekendy, a w zasadzie to tylko niedziele). Krótko mówiąc - sporo roboty.

Natomiast napisanie kilku, szybkich opowiadań, przy pisaniu których praktycznie na niczym nie trzeba się znać, to nie aż tak wyzywające wyzwanie. Natomiast sam mój styl pisania jest w nich zawarty (czy raczej - przekrój kilku moich styli).

Bo zanim siądę do tego dłuższego opowiadania, które wymaga poświęcenia dużej ilości czasu, pracy i serca, chciałem przekonać się, czy ma to w ogóle jakikolwiek sens. Czy moje pisanie nie jest dziecinno-przedszkolne i nie nadające się do niczego poza koszem na śmieci. Uważam, że zabieranie się za jakąś większą pracę, musi być zawsze poprzedzone zrobieniem rozeznania, czy dana osoba się do tej pracy nadaje. Ponieważ ja nigdy nie pisałem niczego na poważnie, chciałem sprawdzić, czy się po prostu do tego nadaję i jak to widzą inni. Czy nie stracę masy czasu, którego szczerze mówiąc mam naprawdę mało.

To tyle słowem wyjaśnienia się.

> Gdzie to jest?

To jest naprawdę niesamowite miejsce i niesamowite historie są z nim związane. Na przykład parę lat temu odkryto tam wielką plantację marihuany (były o tym artykuły w gazetach). Od tego czasu trochę się pozmieniało - część krzaczorów powycinano, ale wciąż są tam te miejsce dzikie, w które nikt nigdy nie zagląda (chyba, że tak, jak ja, poszukuje pewnej zaginionej, którego grób gdzieś tam podobno się znajduje).

No więc - tuż obok Cmentarza Powązkowskiego, znajduje się Cmentarz Żydowski, wejście przy skrzyżowaniu ulic Mordechaja Anielewicza i Okopowej, przystanek - Cmentarz Żydowski.

Pozdrawiam i zapraszam, bo to dużo ciekawsze (przynajmniej dla mnie) od Muzeum Powstania Warszawskiego - to miejsce ma prawdziwy klimat tamtych czasów...

1) Ortografia, gramatyka i interpunkcja - 0,5/1:
Sporo błędów interpunkcyjnych. Niestaranność.

2) Język i styl - 0,5/1:
Jak ma się "nicość" do "rozpaczy"? Sformułowania typu "tym debilom", "intelektualne wymiociny" nie bardzo pasują moim zdaniem do prologu i do reszty tekstu.

3) Logika - 0/1:
"Przystanąłem na wzgórzu, na granicy nicości i rozpaczy." - na jakiej granicy? Czego z czym?
Kogo oni znaleźli? Kto będzie długo żył i "przeżyje ich wszystkich"?

4) Spójność przedstawionego świata: 1/1 (ale tak naprawdę tekst jest za krótki, żeby to ocenić).

5) Treść - 0,5/1:
Podoba mi się sformułowanie "Wojna potrzebna jest ludziom, żeby zachować pokój, bez wojny pokój nie istnieje", mimo, że nie jest zupełnie oryginalne.

6) X-factor - 0/1.

Łącznie: 2,5/6. Gdybym mógł już oceniać. I gdyby to nie był aż tak krótki fragment.

Być może jest to kiepsko napisane, ale nie do końca mogę zgodzić się, że są to tylko "pseudo-filozoficzno-metafizyczne rozważania nastolatka" (choć narratorem w założeniu jest właśnie nastolatek). Wydaje mi się, że przedstawione tezy:

1) Mordechaj Anielewicz w trakcie popełniania samobójstwa miał pełne gacie ze strachu,
2) Jurgen Stroop uległ elitarnemu nałogowi mordowania, któremu może równie dobrze ulec każdy, jeśli tylko wejdzie w odpowiednie środowisko i znajdzie się w odpowiednich okolicznościach (zupełnie tak samo jak z narkotykami),
3) ze wszystkich bohaterów powstania na najwyższy szacunek zasługuje Marek Edelman, z powodu swojej postawy obywatelskiej już po, a nie w trakcie,
4) wszelkie poszukiwania sensu, zamiast zapierdalania na wspólnej budowie lepszego jutra, są guzik warte,

nie są ani szczególnie oklepane, ani banalne. Dlatego chciałem się nimi podzielić.

Dziękuję za nie patyczkowanie się z oceną - dzięki temu rozumiem, że wyrażenie tych myśli zakończyło się fiaskiem i przede mną jednak sporo pracy, żeby styl zaczął iść w parze z ideami, jakie się wykluwają w mojej głowie.

Dziękuję za komentarz. To jest już naprawdę ostatni krótki tekst, który tu umieszczam. A umieszczam, bo: a) zapisując się na tym portalu, chciałem się jakoś przedstawić, b) zbieram się w sobie, żeby usiąść do dłuższego opowiadania, którego tematyka będzie już ściśle typu "hard sf". Robię rozeznanie - jakie mam mocne, jakie słabe punkty, jakiego stylu użyć do opowiedzenia historii, którą mam już mniej więcej ułożoną w głowie. Czy na przykład powyższy dość agresywny, napastliwy ton nie jest przegięciem? Czy tekst nie staje się z tego powodu wcale-nie-śmieszny?

Na portalu NF jestem zupełnie nowy, stąd może nie do końca dopasowanie się z tematyką, ale wydanie papierowe czytam często i chętnie. W dodatku jestem wielkim fanem Lema, więc chciałbym w przyszłości napisać kilka poważniejszych rzeczy o tematyce science-fiction. I do pewnego stopnia swoją przyszłość, jeżeli chodzi o pisanie, będę chciał związać z "Nową Fantastyką" (w sensie wysyłania do niej swoich tekstów - bo uważam, że to najlepsze tego typu pismo w Polsce, które jednocześnie ma niezwykle pozytywne podejście do debiutantów).

Na razie więc pozostanę tu jako czytacz i komentator, a swój kolejny tekst - tym razem już taki "poważniejszy" (choć dla mnie te też są poważne - po prostu nie odważyłem się jeszcze wyjść poza formę "szortu") - po napisaniu i dopracowaniu, przedstawię tutaj jakoś na początku przyszłego roku.

Pozdrawiam.

Przeczytałem ten tekst z przyjemnością, odczuwając umiejętnie budowane napięcie (wiadomo, że "coś" musi się wydarzyć), ale niestety finał nieco mnie rozczarował. Nie przekonał. Dlaczego akurat Las Kabacki miałby być schronieniem przed "armiami demonów"? Co to są "psychostruny"? I w końcu, a raczej - przede wszystkim, dlaczego ta opowieść miałaby być interesująca dla rekrutów (i to w dodatku z takimi, pryszczato-licealnymi szczegółami)? Chyba prędzej dla dzieci bohatera, czy w każdym razie jakichś jego bliskich.

> czepię się notatek Maliniaka

Notatki były najpierw sporządzane, a potem dopiero ułożone w odpowiedniej kolejności (i następnie rozmieszczone w kolejnych "skrytkach"). Notatki nr 1 i nr 5 są sporządzone na samym końcu, gdy grunt zaczyna się już palić pod nogami. Wtedy dopiero Maliniak jest "schlany w trzy dupy" i ze stresu robi w gacie. Stąd błędy dopiero w tych notatkach. Przyznałem się już wcześniej, że przeholowałem, bo poczyniłem błędne założenie, by dla zabawy językowej zrobić błędy wszędzie, gdzie się da.

> wklejanie tzw. palcówki...

Teraz dopiero dowiaduję się o istnieniu takiej rzeczy i uczę się zasad tego portalu. Być może popełniłem błąd, że zdecydowałem się najpierw przedstawić, a dopiero potem zapoznać z zasadami. Zmylił mnie tekst @dj_Jajko o tym, co można, a co nie, tutaj umieszczać. Nie zdawałem sobie sprawy, że należy tu umieszczać już te najbardziej dopracowane i najlepsze, ostateczne wersje. Przepraszam, mój błąd (choć - jak mówiłem - zmylił mnie zachęcający tekst dj Jajko, myślałem, że główna funkcja tego forum to szlifowanie swojego warsztatu w celu stworzenia kiedyś czegoś, co nadawałoby się już do druku).

Jeśli tak uważasz, to przepraszam, choć pisałem szczerze i z jak najlepszą intencją. Zdaję sobie sprawę, że jestem tu nowicjuszem i wparowuję ze swoimi zabłoconymi buciorami w jakieś dobrze już ugruntowane środowisko. Proszę jednak o wybaczenie, a na swoją obronę mam tylko to, że - no, właśnie jestem tu nowicjuszem i słoma wyłazi mi z butów. Będę starał się dopasować, bo bardzo Was cenię. Będę starał się Was poznać i w miarę możliwości zaprzyjaźnić z Wami. Chciałem jednak wejść tutaj już z czymś. Jakoś się przedstawić. Więc jeszcze raz proszę o wyrozumiałość i obiecuję poprawę (a przynajmniej, że poczynię starania w tym kierunku) na przyszłość.

Dzięki za zwrócenie mi uwagi i pozdrawiam.

> namawiamy Autora do jeszcze jednego podejścia

Jak najbardziej, jestem wszystkimi kończynami za! A więc czekam niecierpliwie i pozdrawiam!

Zastanawiałem się nad tym, czy umieszczać tutaj ten tekst. Zdecydowałem ostatecznie, że tak, ponieważ:

1) w zbiorach typu horror&fantasy Stephena Kinga znajdują się pojedyncze, tego typu opowiadania, które nie mają ścisłego związku z fantastyką,
2) klimat pasuje do terminu "fantastyka" - bajkowy krajobraz, bohater typu Piotruś Pan, jego fantazje,
3) jedna z interpretacji, o jakich myślałem, pisząc to opowiadanie - Chłopiec nigdy nie wyszedł ze swojego "łoża", wszystko było snem, czy też jego fantazją,
4) uważam, że za mało jest na tym portalu "hard sf" (typu - Lem) i "fantastyki realnej" (to znaczy - odnoszącej się do rzeczywistego świata w stosunku 1:1, na przykład tak, jak "political fiction"), a sam chciałbym rozwijać się w tym kierunku.

@Kwaro - Sorry, ale jaki serialowy Dexter?! Dexter to ciepłe kluchy. Już bardziej Dexter książkowy, a jeszcze bardziej brat Dextera. Ale tutaj takiego porównania nie bardzo można stosować, bo jak słusznie zauważyłeś - to dopiero zalążek czegoś, a morderców, nawet seryjnych, jest w literaturze i kinematografii na pęczki. Nie widzę najmniejszego powodu, by porównywać bohatera tego opowiadania do jakiegokolwiek znanego mordercy. Co najwyżej - mordercy jako pewnej idei (w sensie platońskim). Ten bohater ma potencjał, bo ma pazur (którego na marginesie pozbawiony jest moim zdaniem serialowy Dexter), ale ten potencjał jest na razie absolutnie niewykorzystany.

@Eferelin_Rand - znam książki (na przykład Woody'ego Allena), które, choć noszące podtytuł "opowiadania", zawierają właśnie tego typu mini-sztuki, czy też mini-scenariusze. Czy znajduje się na tym portalu dział "scenariusze filmowe"? Wydaje mi się, że nie. Ale jeśli rzeczywiście jest to z mojej strony nietakt umieszczać tutaj tego typu tekst, to przepraszam. Chciałem dobrze (to znaczy: żeby było trochę inaczej niż zwykle). A kierowałem się też w pewnym stopniu zaleceniem Redakcji - by umieszczać tu wszystko, o ile tylko nie będzie to tysiąckrotne powielenie litery "A". Patrz:

ZANIM ZAMIEŚCISZ TEKST - PRZECZYTAJ (dj Jajko)

@andrzejtrybula - Serdecznie dziękuję.

Pozdrawiam.

Dzięki za komentarz i ocenę.

> Nie wiem dlaczego Maliniak robił takie błędy

W zamierzeniu - z powodu stresu i dużej dawki alkoholu (w pozostałych notatkach pisze poprawnie). Ale prawdopodobnie rzeczywiście przeholowałem. To miał być trochę taki eksperyment językowy - jak łatwo zauważyć błędy ortograficzne są zrobione we wszystkich możliwych miejscach. Chciałem zobaczyć, jak wyglądają i jak się czyta takie "krzaki".

Re-pozdrawiam.

Wydaje mi się, że można by to trochę dopracować, jeśli chodzi o język i gramatykę, na przykład:

"pierwszy haust żywota", "ze stanu pierwotnego ładu", "me jestestwo" - moim zdaniem tego typu sformułowania brzmią nie najlepiej, są "przekombinowane", wydaje mi się, że lepiej pisać prosto, bez przesadnych ozdobników i udziwnień,

"zewsząt" - zamiast "zewsząd"

"pod same okno" - zamiast "pod samo okno"

"księżyc wzbijał się nad horyzontem" - Księżyc raczej nie jest jakąś latającą machiną

"dziewczyna zatoczyła się w mrok chodnika" - nie bardzo wiem, czym jest "mrok chodnika"

"oczy wpatrzone w me oblicze" - lepiej: w moje, podobnie w kilku innych miejscach (np. zamiast "mą pościel" lepiej "moją pościel")

"znaleziona osiemnastoletnia dziewczyna BYŁA zgwałcona i poćwiartowana" - zamiast ZOSTAŁA, a ponadto ciężko jest poćwiartować zwłoki nożem (nawet rzeźnickim), zresztą nie ma wcześniej mowy o ćwiartowaniu, a jedynie o dźganiu

"wypowiedziała trzy znamienite słowa" - chyba chodziło o "znamienne"

Mimo to, ktoś o tak spaczonym umyśle, jak mój, czyta to z nieukrywaną przyjemnością i jednym tchem. Bardzo podoba mi się końcówka ("Co za skurwysyn"). Mam jednak pewne uczucie niedosytu - trochę to zbyt przewidywalne (niemal od początku wiem, co się święci), a obiekt napaści jest bezpłciowy (wolałbym, gdyby bohater zadźgał rodziców, czy braciszka - na przykład na deser, po wykonaniu roboty z tą dziewczyną).

Zgadzam się z Dukajem w stu procentach ("jak pisać, żeby dobrze pisać?"). A zatem w pełni podzielam również jego zdanie na temat nie wzorowania się na nikim. Nie mam nikogo, za kim chciałbym podążać. Mam pewne inspiracje, jak Lem, Conrad, Bukowski, Palahniuk, Masłowska. Ale raczej nie uznaję zasady podążania za jednym mistrzem. Nie bardzo wierzę w autorytety. Ponadto wydaje mi się, że mistrza nie da się "przewyższyć". Skoro mistrz jest mistrzem, to nim już jest i będzie. Zawsze. Można co najwyżej stanąć obok niego na tym pisarskim Olimpie. Jeśli będzie się wystarczająco wytrwałym. I odnajdzie się siebie - czyli swój styl, do innych niepodobny.

Pozdrawiam!

Przyjmuję tę krytykę z pokorą. Z jednym jednak się nie zgadzam. Że "tekstów powstających w celu rozwijania umiejętności pisarskich nie wrzuca się na fora". Gdzie i w jaki sposób mam zatem nauczyć się pisać? Nie studiuję polonistyki, szkołę mam już za sobą. To jedyne miejsce, gdzie mogę zostać oceniony przez innych - i to w miarę obiektywnie.

W żadnym razie nie uważam, że mogę sobie bezkarnie zaśmiecać to forum. Po prostu dzielę się tym, co potrafię, robiąc to najlepiej, jak umiem. Jeśli to jest rzeczywiście tak kiepskie, to jest to dla mnie bardzo cenna informacja. I dziękuję za ten zimny prysznic. Proszę jednak o wyrozumiałość, jeśli chodzi o moją chęć poddania się ocenie na tym forum. Uważam, że tylko w ten sposób mogę się czegoś nauczyć.

Próbowałem w tym tekście wyczuć granicę pomiędzy groteską/ironią/żartem, a powagą. Staram się stworzyć taki właśnie styl - pisanie w sposób wesoły, groteskowy o rzeczach tak naprawdę bardzo poważnych i istotnych. Reakcje innych powiedzą mi, na ile mi się to udaje. Na razie 1:0 na korzyść - "nie udaje się".

Dziękuję za komentarz. Będę starał się na przyszłość bardziej trzymać tematyki "fantastycznej".

> Przemyślenia też, bardziej godne są dorastajacego nastolatka

Zgadzam się, że może to budzić pewne wątpliwości, ale to nie do końca przez zaniedbanie. Jednym z celów tego tekstu było właśnie podważenie mitu, że dzieci nie mają wyszukanych przemyśleń. I że motywy ich samobójstw nie są złożone i dojrzałe. Ja uważam, że mogą takie być. Pamiętam na przykład, że ja, mając sześć lat, potwornie bałem się śmierci i trzeba było mnie wysłać do psychologa dziecięcego, bo nie mogłem spać w nocy (tak, że groziło to naprawdę poważnymi konsekwencjami). Pamiętam też swoje wyjątkowo dojrzałe myśli na przykład na temat alkoholizmu ojca, których nikt wtedy by się po mnie nie spodziewał. Ale, niezależnie od tego, "chłopiec" może oznaczać równie dobrze i piętnaście lat, sam tekst nie narzuca dokładnej interpretacji, o jaki wiek chodzi.

@Pontnik - oprócz wyjaśnienia, które znajduje się w moim komentarzu powyżej Twojego, mogę dodać, że tekst ten powstał w celu: a) rozwoju umiejętności pisarskich jego autora, b) podzielenia się przez autora z czytelnikami smutną konstatacją, że jedyni "obcy" na naszej planecie to my sami - a przynajmniej ta część, która robi te wszystkie potworne rzeczy, jak choćby wspomniane w tekście maltretowanie dzieci przez ich opiekunów (bardzo popularne szczególnie na wsiach).

Byle nie za wysoko. Można sobie kark skręcić w ten sposób. ;)

@Uranio - dziękuję za miłe słowa. Waga zaczyna się więc przechylać w kierunku "za". Za napisaniem tego dłuższego opowiadania (mam już cały plan w głowie - "tylko" siąść i pisać). Ale drzemiący we mnie leń wciąż czeka z utęsknieniem na jakąś ostrą i bezlitosną krytykę, która pozwoliłaby mi zrezygnować z tego planu. Na rzecz na przykład myślenia o niebieskich migdałach.

Lubię demonologię. Czytałem nawet ostatnio na tym portalu wspaniałe opowiadanie "We don't need another hero - historia o wilkołaku" @burego_wilka o demonologii po kaszubsku. Niestety, obawiam się, że nie byłbym w stanie temu dorównać. I to też nie bardzo moja "działka". Wolę pisać o rzeczach bardziej realistycznych. A jeśli nawet nie realistycznych, to przynajmniej symbolizujących coś realnego.

Uwielbiam Czesia. To między innymi dzięki niemu kulturalny Kraków rodzi się na nowo. Płyta z wierszami Miłosza to moim zdaniem jedna z najlepszych polskich płyt tego roku. Zaraz obok Kory "Ping Pongu", do którego jakoś mi - mimo wszystko - bliżej. Bo mówi o rzeczach ważnych tu i teraz. A również poprzez poetycką formę. Utwór tytułowy tak się wwierca w umysł, że aż ciężko zasnąć. A jaka radość, gdy się odkryje, "skąd to dziecko"! A piszę o tym wszystkim, bo wydaje mi się, że właśnie ten utwór najlepiej oddaje charakter tych moich opowiadań. I w ogóle wszystkiego, co się dzieje w mojej głowie.

Śpię jest noc a jakieś dziecko

Czarną piłką we mnie rzuca

Czarna piłka ping-pong

Skąd to dziecko nie wiem skąd

Diabła znieważyłam diabła obraziłam

Zwaliłam mu na głowę całe własne zło

Ciemny strach ping-pong

Skąd to dziecko nie wiem skąd

Ref.:

Ping-pong ping-pong

Skąd to dziecko nie wiem skąd

Pełza dusza wśród motyli

Cztery czarne krokodyle

Syczą latarnie świata nie ogarniam

Skąd to dziecko nie wiem skąd

Ref.:

Ping-pong ping-pong

Skąd to dziecko nie wiem skąd

Serdecznie pozdrawiam!

Jak dla mnie - rewelacja. Styl i treść mocno mi przypominają Lema. A to nie tylko na tej stronie, ale w ogóle rzadkość w w dzisiejszym świecie fantastyki, bezsprzecznie zdominowanym przez smoki, wiedźminy i wilkołaki.

Tak, chyba masz rację. Na pewno tak jest mniej sprzeczne z fizyką.

Może opowiem taką anegdotkę a propos. Napisałem kiedyś swój pierwszy wiersz o miłości. Wyglądał on tak:

"Sen kruczowłosej dziewczynki"

Pod ciężką snu osłoną ukryta
otworzyłam oczy.

Z delikatnego puchu lekkością
niesiona wiatrem
płynęłam ku czemuś
co kocham?

Utonęłam najpierw w jasności potoku
biorąc w dłonie
mandarynki i pomarańcze
jak słońca?

Później zieleń zastąpiła mi drogę
a ja dotknęłam Go
w dzikich malin gąszczu czerwonym
jak krew?

Nie, to czerwień dojrzała jak róża,
i sad
zerwałam
rajskie jabłko złote
to jedyne?

Więc sen został przerwany
nie, nie gwałtownie.
I pochłonęłam je łapczywie,
Naszykowane wcześniej wilcze jagody.

A obiekt mojej adoracji skrzywił się na to kwaśno i bezlitośnie podsumował: "Po co tak się egzaltować i przynudzać? To samo da się prościej: dmuchawce, latawce, wiatr - do ciebie po niebie szłam.". Co prawda, zdaje się, że moja puenta nie została tu uchwycona, ale generalnie - racja.

Myślę, że to w jakimś stopniu oddaje, co mieli na myśli moi przedmówcy (a jednocześnie po-mówcy, biorąc pod uwagę mój pierwszy tu komentarz). To święta prawda, że aby osiągnąć wysoki poziom, trzeba zacząć od precyzji, logiki i długiego maltretowania się w poszukiwaniu najodpowiedniejszych słów. A temu najlepiej służą jak najkrótsze formy. Bo często mniej znaczy więcej.

Ale Twój powyższy tekst i tak mi się podobał. Jakoś poczułem w nim klimat i przemówiło do mnie to, co chciałaś przekazać. A to moim zdaniem najważniejsze. Umieć budować nastrój. Bo formę da się zawsze podszlifować.

> ciepło z kaloryferów nie wyparowuje

Szczerze mówiąc, sam się zastanawiałem nad tym fragmentem. I nie bardzo wiedziałem, jak to poprawnie sformułować. Ciepło "ulotniło się"? "Zaczęło ubywać w postępie geometrycznym"? @Bohdan - masz jakąś dobrą propozycję? Ja ostatecznie użyłem "wyparowało" po prostu jako synonim "zniknęło". To nie miało oznaczać samego procesu fizycznego, ale fakt, że ciepło było i nagle gdzieś przepadło. Czy to na pewno jest niepoprawne językowo? Mówi się na przykład, że "alkohol wyparował z mojej głowy", a de facto nic takiego - w sensie procesu fizycznego - się nie dzieje.

Ale dzięki za komentarz i również pozdrawiam.

> Mnie się ten shorcik podobał. Miał fajny klimat.

Dzięki, bardzo mnie to cieszy. To dla mnie ważne, bo planuję usiąść wkrótce do czegoś większego i staram się w tej chwili sprawdzić, czy aby na pewno warto. Czy jeszcze nie jest na to za wcześnie.

> Megamasakryczne zdanie. Naprawdę nie dało się podzielić na kilka krótszych?

Ja mam niestety jakieś takie spaczenie językowe, podobne do Niemców. Zdania, które powstają w mojej głowie są kosmicznie długie, zapętlone i posiadają samoprzecięcia. A orzeczenie pojawia się w nich zawsze na końcu. Dlatego potem zawsze muszę to odkręcać, prostować, przycinać, przestawiać szyk. Jak widać, czasem jednak się zapominam i wtedy takie tasiemce pojawiają się na ekranie. Dzięki za uwagę, będę starał się jeszcze mocniej pilnować.

Dziękuję za uwagi. I w większości przypadków (bo na przykład "zza lustra" było celowe) palę się ze wstydu. Ale to dobrze - właśnie dlatego zdecydowałem się poddać ocenie, żeby dostać trochę po tyłku, bo tylko tak mogę dojść do jako takiego poziomu.

> dla tego fragmentu i tej konstatacji powstał cały tekst?

Nie, pisanie tego tekstu miało mi przede wszystkim przypomnieć, jak to jest być dzieckiem. Jak się wtedy przeżywa różne rzeczy. A fragment, o którym mówisz, trochę mnie uwiera (czy to nie przesadna egzaltacja?), ale chciałem, żeby intencje Chłopca były bardziej klarowne, a jednocześnie jakoś uzasadnione (wiele dzieci popełnia samobójstwo i moim zdaniem ich powody często są właśnie takie - bardzo "dorosłe"). Zostawiłem, ponieważ mówię to ustami dziecka - swojego bohatera. Niekoniecznie mówię to ja sam.

Przeczytałem jednym tchem. I mam wrażenie, że duch tamtego zmarłego motyla unosi się nad tym opowiadaniem. Lekkość i piękno. I marzycielski nastrój. Tak mnie to wzięło, że dokończyłem, odłożone kiedyś do szuflady, opowiadanie pt. "Chłopiec". I zarejestrowałem się jako użytkownik na tym portalu, żeby je dodać. Chyba zostanę nowym, wiernym fanem "Nowej Fantastyki". Widzisz - a to wszystko dzięki Tobie. Dziękuję więc i pozdrawiam. I życzę fantastycznych snów na dobranoc.

Nowa Fantastyka