Ciekawy wątek. Korzystając z chwili trzeźwości (i faktu, że jestem w stanie sensownie walić w klawisze), trochę się poużalam.
Wypalam prawie paczkę papierosów dziennie. To spoko. Wypijam jakieś pół litra wódki co wieczór i doprawiam paroma piwami. Czasem więcej, czasem mniej. Z reguły więcej. Nie palę marihuany, bo to mnie nie kręci. Biorę inne narkotyki, do tego psychotropy na receptę. Mieszam wszystko jak leci. Umysłowa zapaść i miazga. Kręci się to od pół roku i nie chce skończyć (wcześniej nie próbowałem absolutnie niczego poza okazjonalnym upijaniem się). Co jest najważniejsze? Ano to, że od tych sześciu miesięcy nie napisałem nic sensownego, a wcześniej szedłem jak burza, odnosiłem na tym poletku fajne sukcesy. Byłem święcie przekonany, że w amoku skończyłem kolejną książkę, ale patrzę teraz na nią i to pieprzony bełkot, nie literatura. Przez ten syf znooowu mam problemy z prawem i nawet musiałem salwować się ucieczką za granicę. Na mój stan nałożyło się parę czynników, mniejsza z tym, liczy się fakt, że nałogi wyparły pasję. Ostrzegam wszystkich aspirujących pisarzy, którzy stymulują się używkami – ostrożnie, z umiarem, bo szybko można przeholować i zamiast o napisaniu kolejnej strony, myśli się o kolejnym kieliszku.
To najdłuższa sensowna wypowiedź, jaką skleciłem od pół roku.
Yep, chodzę na terapię. Trzymajcie kciuki, żeby portalowicz odzyskał pion.