Profil użytkownika


komentarze: 37, w dziale opowiadań: 28, opowiadania: 10

Ostatnie sto komentarzy

“The Chimes" Anny Smaill. Ciekawe, pomysłowe – ale cierpi trochę na to, co spotyka chyba każdy tekst pisarza, który nie siedzi w prozie gatunkowej. To znaczy, niby jest fantastyką, ale zupełnie odklejoną od nurtu, bez świadomości tego, jak podobne wątki rozwijano w fantastyce. Myślę, że powieść mogłaby dużo zyskać, gdyby autorka poczytała choćby Mieville’a  i oszczędziła sobie wynajdywania koła na nowo. ;)

Hm, celowałam raczej w bliższą przyszłość (stąd daty w tekście – od 2038 do 2053; przyjęłam, że ostatnia scena przypada na późne lata pięćdziesiąte bieżącego stulecia), ale przede wszystkim w przyszłość szalenie nostalgiczną i żyjącą przekonaniem, że kiedyś było łatwiej i lepiej. Jeśli to nie było wyraźne – dobrze wiedzieć.

Pozdrawiam również!

Dzięki za szczery komentarz. Co do żarówki, królowej i glanów – w czym przeszkadzają?

“Laguna” jeszcze przede mną i słyszałam, że dzieli czytelników jeszcze bardziej niż “Who fears death”, debiut Okorafor, jeśli chodzi o książki dla dorosłych. Mnie w każdym razie “Binti” podobała się dalece bardziej niż tenże debiut i “Akata witch”.

“Binti” Nnedi Okorafor. Wiem, że mamy dopiero marzec, ale mam ochotę ogłosić to najlepszą mikropowieścią s-f, jaką czytałam w tym roku. Wspaniałe połączenie emocjonalnej opowieści o dojrzewaniu, światotworzenia godnego LeGuin i “twardej” naukowej fantastyki.

Jeśli chodzi o uwagi, to wszystkie zostały wymienione przez poprzednich komentatorów, więc skupię się na pozytywach: świetny pomysł na wplecenie słowiańskiego wątku. Aż szkoda, że tak krótko, ale limit był dość bolesny, więc i tak gratuluję, że się zmieściłaś. ;) No i bardzo dobrze, przekonująco piszesz. Gratuluję. :)

Dzięki, zakotwiczyłam się na strukturze tego zdania (”Po tym, tamtym i owym”), ale chyba udało mi się to wygładzić.

Przy okazji poprawiłam też nieszczęsny crowdfunding, bo nie dawał mi spokoju.

Trochę smutno mi się zrobiło, że “Ancillary justice” przetłumaczono jako “Zabójczą sprawiedliwość”. D: Gdzie był Gondor?

 

Ale że miało być o tym, co czytamy – niedawno skończyłam “Łaskę” Anny Kańtoch i mam bardzo mieszane uczucia. Lubię styl Kańtoch, podoba mi się sposób na wykorzystanie realiów wczesnego PRL-u, nastrój jak z książek Gillian Flynn. Ale im dłużej myślę o wątku kryminalnym, tym bardziej muszę zawieszać niewiarę.

“The Fifth Season” NK Jemisin! Fascynujący system magii oparty na orogenezie i przesuwaniu mas skalnych (a to tylko wisienka na torcie złożoności tej powieści). Jedyną wadą jest to, że póki co książka nie doczekała się polskiego tłumaczenia, ale jest na rynku mniej niż rok, a pozostałe książki Jemisin przetłumaczono – więc jest nadzieja. :)

Świetny temat! Może wreszcie będę mogła odpowiedzieć znajomym na pytanie “kiedy napiszesz coś pozytywnego?”. :D Tylko się upewnię – czy dzieciństwo obejmuje też nastolęctwo, czy rozdzielasz te dwa etapy?

Dzięki, Finklo! Co do wskazanego przez Ciebie zdania – sama się z nim długo borykałam, mnie też zgrzyta i wciąż myślę, jak to przepisać.

I owszem, dlatego też drażniło mnie, że z taką ksywą muszę się binarnie określić na forum ;)

Ogromnie dziękuję! Za wyróżnienie, ale przede wszystkim za konkurs – za kreatywnego kopa, pochylenie się nad cyberpunkiem na nowo, ciekawe dyskusje wokół tematu i za świetne teksty, które miałam okazję przeczytać. Gratuluję i organizatorowi, i uczestnikom. Było super. Poproszę Frozen Synapse (tematycznie) i raz jeszcze dziękuję!

"Ślimak" wystarczy. :D i choć z Iloną mylą mnie często, niestety nie miałam okazji poznać innych fandomowych ślimaków.

:D dzięki! Odmienianie ślimaka zgodnie z tym, co słownik nakazuje, jest jak najbardziej ok!

Język i forma kupiły mnie tak bardzo, że dopiero przy ponownej lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy fabuła gra. Finał trącił trochę banałem, ale tyle punka w cyberpunku – super! Akcent położony na drugą część nazwy świetnie Ci się udał. :)

Wielkie dzięki – strasznie się cieszę, że poszczególne elementy tekstu zadziałały zgodnie z moimi intencjami. Teraz parę rzeczy rozwiązałabym inaczej (np. crowdfunding, który widziałam jako internetową wersję ulicznego sępienia), ale widać musiałam to przemyśleć po lekturze komentarzy. Raz jeszcze dziękuję – za hasło, które uruchomiło mi tekst w dosłownie godzinę, i świetne wyzwanie.

Bardzo dziekuje za mile komentarze i za wyroznienie, jakim jest Biblioteka! :) Nie spodziewalam sie zupelnie i nie przyszlo mi nawet do glowy wybierac reprezentatywnego fragmentu. :D

Co do indukowanej schizofrenii – tu jednak bede bronic odrozniania schizofrenii od innych zaburzen i domniemanego zaburzenia, jakim jest osobowosc wieloraka. Schizofrenicy nie musza miec “dodatkowych” osobowosci. To tak dla uporzadkowania. :) Sama widze Tarantelle raczej jako id bohatera, jesli mam jej nadac jakas latke, choc zawsze ciesza mnie interpretacje czytelnikow. 

Tak czy owak – raz jeszcze serdeczne dzieki! Czuje sie tak zmotywowana do pisania. 

 

ślimak, z dala od swojego komputera i polskich znakow diakrytycznych

Dzięki!

 

A sobie i innym użytkowniczkom życzę, żeby: nikt nie miał wątpliwości, że potrafimy fantastycznie pisać – rzeczy lekkie, ciężkie, optymistyczne, mroczne, fantasy, s-f, i wszystko pomiędzy. Żebyśmy nie musiały zastępować imion inicjałami i pseudonimami, bo “kobiece się nie sprzeda inaczej”. Żebyśmy były nie tylko autorkami, ale i pełnoprawnymi bohaterkami najróżniejszych historii, i żeby tag “kobiecy bohater” stał się tylko śmiesznym reliktem.

Dużo szczęścia, świetnych pomysłów, współpracujących piór i klawiatur. :)

A także, od matki-założycielki gatunku:

 

Przeczytałam i nie bardzo wiem, co ze sobą zrobić, ten tekst jest tak magiczny i kompletny. Zakończenie – zaskakujące, udane, wspaniałe. Nastrój zwala z nóg z siłą Cesarzowej. Strasznie podobało mi się też brzmienie imion; może to detal, ale ten szczegół “domyka” tekst. Zawsze zwracam na to uwagę i szalenie mnie to cieszy. :)

Mam kilka drobnych “ale”. Pierwszym jest maniera językowa, która z jednej strony kształtuje to opowiadanie i nadaje mu baśniowy ton, ale z drugiej, momentami robi się zbyt silna, egzaltowana. Zastanawiam się też nad finałem – sam pomysł na zakończenie jest cudowny, ale gdy dotarłam do tego fragmentu – Stojący przy niej strażnicy zastygli przede mną w ukłonach. Ujęłam jednego z nich pod brodą, zajrzałam w jego oczy i zrozumiałam. – byłam pewna, że tu będzie koniec. To bardzo subiektywna kwestia, ale to, co następuje po tych zdaniach, wydaje się trochę zbyteczną dłużyzną; dla mnie przynajmniej motywacja Tiliszy i to, co zrobi po odkryciu klątwy była dość przejrzysta, podobnie jak cierpienie Cesarzowej. No i właśnie samej Cesarzowej trochę brakło mi w tym tekście – przedstawiasz ją jako bardzo bierną, choć finał i słowa jasnowłosej sugerują jednak coś innego. Chciałabym w Cesarzowej zobaczyć coś więcej niż ofiarę jej własnej klątwy, tym bardziej, że w tekście jest ku temu kontekst.

Tak czy inaczej – bardzo dziękuję za wspaniały tekst. Cieszę się, że mogłam go przeczytać. :)

Dzięki, Cieniu! Cieszę się, że się podobało, tym bardziej, jeśli zwykle się nie podoba. ;) I że poszczególne elementy zagrały tak, jak trzeba.

Co do zakończenia – chciałam nawiązać do Jekylla i Hyde’a (co przewija się przez cały tekst, ale w końcówce miało być najwyraźniejsze – choć pozwoliłam to sobie złagodzić w porównaniu z samobójstwem w pierwowzorze). Starałam się też rzucać nawiązania do fortepianu i jego dźwięków, zatyczek do uszu itp., choć rozumiem, że to mogło nie wypaść dość przejrzyście. Mam natomiast pytanie – jak Ty widziałbyś zakończenie, do czego Twoim zdaniem tekst zmierzał?

varg – to ja dziękuję za dobrą lekturę! :)

Co do klisz, wydaje mi się, że można iść w klisze i w prozie realistycznej, i w spekulatywnej – wyznacznikiem dla mnie będzie raczej powtarzalność schematu niż dekoracje (cyniczny detektyw w prochowcu czy Bridget Jones i jej kopie to jak najbardziej klisze imo). Co nie znaczy, że schematu nie można ciekawie ograć, zaskoczyć czytelnika, wprowadzić pozornie drobną a istotną zmianę. Fakt, też wolę oryginalność i niebanalne światotwórstwo, ale nie odmówię kliszy racji bytu w pisarskim arsenale.

Powtórzę się trochę, ale TinHead jest naprawdę udaną postacią. Z jednej strony ciekawi mnie jego droga w ulicznej hierarchii, a z drugiej – budowanie jego reputacji na plotkach i legendach świetnie Ci wyszło i w sumie nie chcę, żeby jakieś fakty i dane tę legendę psuły. :D

 

Mam wrażenie, że właśnie przeczytałam ekstrakt z klasyki cyberpunka. I to nie zarzut, wręcz przeciwnie – ekstrakt bardzo udany, barwny i popkulturowy. Fabuła też na tym zyskuje: wiele elementów nie wymaga dopisania, bo czytelnik może posłużyć się znanymi mu kliszami i uzupełnić wątki. W przypadku dłuższego tekstu byłoby to pójściem na łatwiznę, w miniaturze sprawdza się świetnie.

Najmniej zapada w pamięć główny bohater, a trochę szkoda – szczególnie na tle plastycznych opisów i TinHeada, który kradnie wszystkie sceny, w jakich się pojawia. Mogę to sobie uzasadnić mecha-ciałem i domniemanym obłędem, ale reszta tekstu zdecydowanie podniosła poprzeczkę. ;)

Wielkie dzięki, Werweno! I za pochwały, i za uwagi. Pozbyłam się kilku zaimków dzierżawczych, inne zostawiłam – zależało mi na zachowaniu potocznego języka i nie zawsze hiperpoprawnych fraz.

 

Na potrzeby konkursu – melduję, że wprowadziłam drobne poprawki, jak radziły regulatorzyWerwena. Tekst, w odróżnieniu od jego bohatera, obył się bez drastycznych zabiegów. ;)

 

KatastrofVII – albo nie zrozumiałeś tego, co napisałam, albo w ogóle tego nie czytałeś. Generalizowanie i tworzenie “reguł” na podstawie własnego doświadczenia wciąż jest stereotypizacją. Szczęśliwie nauka ma rozdział płci od budowy mózgu/osobowości i percepcji nieźle ogarnięty. Seksistowski tekst wciąż jest seksistowski, a rzekoma pochwała wciąż ma obraźliwe opakowanie. Nie, dzięki. Nuży mnie udawanie, że sytuacja, gdy ja argumentuję, a Ty mylisz anecdata z argumentem, jest wartościową dyskusją.

W przypadku “Fortissimo” można dyskutować o wielu rzeczach – o uprzedmiotowieniu bohatera, o dystopijnym państwie, wreszcie o tym, czy Tarantella jest “zła”. O tym bym chętnie rozmawiała. Ale nie, moja płeć okazała się ważniejsza. I zostałam przystawiona do negatywnego – i silnie wartościującego – stereotypu “nieprzekonujące, niemroczne, z bzdetami”. Z czego wyszłam obronną ręką, co zaklasyfikowało mnie jako wyjątek. Jestem pewna, że gdybym skłamała na temat swojej płci w profilu, podszedłbyś do tego tekstu inaczej. Nie byłby “dobry jak na faceta”. Byłby po prostu dobry lub nie. A gdyby był zły – nie wysnułbyś wniosku, że faceci piszą nieprzekonująco.

Otóż nie, nie jestem wyjątkiem. Jestem nie mniej i nie bardziej wyjątkowa niż każdy inny. Jeśli twierdzisz, że moje pisanie jest wyjątkowe na tle literatury pisanej przez kobiety, to cóż, najwyraźniej nie wiesz, jak wygląda proza gatunkowa autorstwa kobiet. Tym bardziej, że we wcześniejszych komentarzach celowo powoływałam się na popularne, nagradzane i tłumaczone na polski pisarki, które wypadałoby znać, jeśli chce się mówić o regułach w “kobiecym” SF/F. Twoja reguła jest kompletnie odklejona od rzeczywistości. Wystarczy poczytać teksty różnych kobiet, może więcej niż 5 stron, żeby się o tym przekonać.

Zabawne, że kiedy odświeżałam konto na NF, parę tygodni temu, zirytowałam się, że muszę zaznaczać jakąś płeć. Moim pierwszym odruchem było: nie chcę być postrzegana poprzez stereotyp kobiety, jako jakiś mityczny stwór, który strzela fochy, pisze tylko romanse i nie wie, co to spalony. Po czym pomyślałam: bez przesady, mamy XXI wiek, nikt chyba nie będzie rozważał, czy moje teksty są dobre “jak na kobietę”?

No więc jednak. Nie dziękuję.

Mam nadzieję, że spełnisz moją prośbę i nie będziesz kontynuował tej “dyskusji”. W komentarzach pod opowiadaniem chcę rozmawiać o tekście, nie o tym, jak ktoś nie czytający pisarek wyobraża sobie kobiecą literaturę i jak wypadam na tle tych wyobrażeń.

 

Ale o tych zmianach językowych, nawet jeśli nie ma ich w tekście, możesz napisać tutaj, wiesz, niektórych bardzo interesują. :)

Bardzo nastrojowy tekst. Powiedziałabym wręcz, że poetycki – co tu się dobrze sprawdza, z wyjątkami kilku zdań, które wydały mi się “za bardzo” – i ciekawy przez to, że powolny, odmienny od większości cyberpunkowych tekstów.

Moją ulubioną sceną jest ta, w której Shou trzyma parasol. Przez kontrast z codziennym obiektem dziwność i obcość została świetnie podkreślona, a na stalkerski charakter Shou padło trochę więcej światła.

Zastanawiają mnie dwie rzeczy: na czym opiera się fascynacja Shou Piękną? Jeśli odpowiedź jest w tekście, to jej nie zauważyłam – a ciekawi mnie, czy jest to kwestia czysto estetyczna, czy widzisz to inaczej. Czy Piękna jest po prostu symbolem wszystkiego, czym Shou nie jest? I druga rzecz: przyłapałam się na tym, że za każdym razem, gdy Shou używa czasu przeszłego w odniesieniu do siebie, czytam to dwa razy, bo spodziewam się formy “ono” lub za Dukajem “onu”, bardziej mi to pasowało do takiego bytu.

Also – internety podpowiedziały mi, co znaczy Shou i jakie są konotacje tego znaku. Super. :)

KatastrofVII – nie mogę się zgodzić z podziałem na literaturę męską i kobiecą. Uważam, że jest krótkowzroczny i niesłychanie ograniczający; po pierwsze, zupełnie wykreśla z równania osoby transpłciowe czy postrzegające siebie jako agender lub genderqueer. Po drugie, taki podział sugeruje, że doświadczenia połowy ludzkości są trudne do pojęcia (lub niezrozumiałe) dla tej drugiej połowy, podczas gdy siła literatury tkwi właśnie w przedstawianiu historii, których nie jesteśmy sami w stanie przeżyć, i dawaniu nam szansy na empatyzowanie. A po trzecie… cóż, zupełnie nie przystaje do tego, co czytałam.

Uważam, że dużo ważniejsze niż płeć autora są gatunek czy rodzaj opowiadanej historii, a dopry pisarz dostosuje swój język i ton do wrażenia, które chce osiągnąć. Zabawne, że w przypadku Jo Walton trafiłeś na “Wśród obcych” będące fabularyzowanym esejem o historii sf – gdybyś sięgnął po “Małą zmianę”, ponure political fiction o II wojnie światowej, Twoje wrażenia mogłyby być zupełnie inne. Susanna Clarke, Naomi Novik i Mary Robinette Kowal wszystkie piszą fantastykę osadzoną w czasach regencji – jedna pisze historyczne fantasy stylizowane na powieści z tamtego okresu, druga wojenną przygodówkę ze smokami, a trzecia dworskie romanse. Trudno uznać, by płeć była wyznacznikiem ich stylu czy tematyki. Anecie Jadowskiej dużo bliżej do Bena Aaronovitcha niż do Anny Kańtoch, choć zgodnie z Twoją logiką powinno być na odwrót. I jakoś trudno mi wrzucać Michela Fabera i Neila Gaimana do jednego worka, gdy jeden napisał religijne sf pierwszego kontaktu z wątkiem romansowym, a drugi tworzy własną mitologię. Dużo więcej sensu ma zestawianie Gaimana z Catherynne M. Valente.

Kobiety potrafią pisać mroczną, ciężką fikcję. Mężczyźni potrafią pisać “z bzdetami” (skoro wartościujesz w ten sposób wszystkie elementy tekstu, które nie są dla Ciebie ważne).

Uznawanie, że się różnimy, nie jest seksizmem. Ale przyjmowanie, że różnice płciowe są ważniejsze niż indywidualne doświadczenie i osobowość jednostki, że z racji płci ktoś będzie pisać tak czy siak, i że literatura pisana przez kobiety z definicji Ci się nie spodoba – to jest seksizm i stereotypizacja.

Ciekawe, co by się stało, gdybym napisała, że space opera jakiegoś pisarza jest niezła jak na pisaną przez faceta, bo czytałam paru innych i wszystkie były pisane na jedno kopyto i bez grama dobrej charakteryzacji. Nikt by tego nie potraktował poważnie. A jednak w przypadku pisarek ten argument nagle staje się magicznie walidą. Wow.

 

Dobry tekst! Zdecydowanie jego najmocniejszą stroną jest język – znalazłam dużo naprawdę udanych, przemawiających do wyobraźni fraz. Potrafisz zbudować silne wrażenie za pomocą kilku słów. Super. Ucieszyły mnie luźne nawiązania do Nordic noir (z jednej strony opiekuńcze – a u Ciebie i dystopijne – państwo, z drugiej społeczeństwo, w którym kryją się radykalnie nieprzystosowane jednostki, pomiędzy tym niejednoznaczny bohater zmuszony prowadzić śledztwo na własną rękę). Sam pomysł też się broni, choć druga część tekstu i finał spokojnie mogą być dłuższe; w porównaniu z rozbudowanymi opisami i długą sceną na początku, końcówka wydaje się niepotrzebnie poganiana. Najpierw myślałam, że to kwestia limitu, ale widzę, że masz jeszcze sporo znaków w zapasie. ;) No i zastanawia mnie odwoływanie się do benzodiazepin, SSRI i innych – czy w tej dość zaawansowanej przyszłości tego typu leki nie byłyby raczej traktowane tak, jak przez nas heroina w roli środka przeciwbólowego? Fakt, piszesz, że bohater nawet nie wie, czy bierze którekolwiek z nich, ale to mimo wszystko świadczy o jego niezłej wiedzy z historii farmakologii. ;)

KatastrofVII – nie wiem, gdzie widzisz przewagę sera nad kiełbasą. Po prostu nie chcę dostawać takich “pochwał z backhandu”, które obrażają połowę ziemskiej populacji i tradycji literackiej. Jeśli własny gust przeszkadza ci w widzeniu walorów tekstu i uzależniasz styl pisarski od płci, to nie mamy o czym rozmawiać. Osobiście nie lubię Hemingwaya i Austen, co nie przeszkadza mi w rozumieniu i docenianiu literackiej wagi tekstów obojga tych autorów – a to, że nie trafiają w mój gust, nie wynika z ich (ani mojej) płci. I nie muszę przy tym obrażać ludzi, których styl i wrażliwość są odmienne od moich. To serio jest proste.

Więc dzięki, ale nie, nie mam ochoty na seksistowskie i obraźliwe komcie pod moim tekstem. Bądź tak miły i uszanuj to.

 

 

 

KatastrofVII – bez względu na to co o sobie myślisz, rzuciłeś strasznie seksistowski tekst. Smutno, że masz pecha do pisarek. Ale to nie znaczy jeszcze, że kobiety tworzą hive mind i piszą tak samo. Na odtrutkę polecam Kij Johnson, NK Jemisin, opowiadania Elizabeth Bear, Jo Walton, Johannę Sinisalo, Pat Cadigan (skoro jesteśmy przy cyberpunku) i genialną Ann Leckie. Tak na początek.

 

gary_joiner – miłej lektury!

To muszę zapytać – czytałeś jakieś autorki sf/fantasy? Albo w ogóle pisarki po Orzeszkowej?

Mam wrażenie, że problemem tekstu jest mnogość wątków. Gdy pojawili się hakerzy tworzący Kasandrę, czytałam z dużym zaangażowaniem – twist, choć znany, zaskoczył mnie, a sama obecność tych hakerów w scenie uczyniła ją rzeczywistą, w jakiś sposób ważną. Ale kolejne fabularne wolty – tu jakieś Państwo, tam Bractwo, tam Długowieczni, w tym wszystkim jacyś agenci i walka nie wiadomo tak naprawdę o co – raczej nużyły. W tak krótkim tekście trudno sprawić, by czytelnik się wszystkim przejął, szczególnie że używanie rzeczowników pospolitych pisanych wielką literą to raczej wyświechtana technika. Sam pomysł nie jest zły, choć dla mnie najciekawsze było osobiste starcie, bez wielkich organizacji i agencji.

gary_joiner – to jest wściekle interesujące! :) Zresztą sporo badaczy zajmujących się interfejsami mózg-komputer próbuje wykorzystać ten efekt, kierując stymulację na odbudowywanie tkanki (z różnymi rezultatami). Jeśli chodzi o teksty – znam 3 polskojęzyczne i przystępne opracowania naukowe (w tym 2 o terapiach), mogę podesłać. Poza tym tekst Lebedeva i Nicolelisa (”Brain-machine interfaces: past, present and future”) z 2006 roku to całkiem dobry punkt wyjścia, a Kennedy i Bakay relacjonują case studies, gdzie obserwowano rozwój obsługi interfejsu u pacjentów przez wiele miesięcy po zabiegu. 

 

KatastrofVII – dlaczego zadziwiające?

Dzięki, regulatorzy, za tak uważną lekturę!

Dense Macabre jest akurat celowe – chodziło mi zarówno o taniec, jak i gęstą makabrę, choć teraz widzę, że ta gra słów może być bardzo nieprzejrzysta. Co do pozostałych błędów, cóż, są błędami. Czy poprawianie ich w trakcie konkursu jest dopuszczalne, czy podchodzi to już pod betę?

 

varg – również dziękuję. Nie myślałam w trakcie pisania o chorobach psychicznych (schizofrenia nie ma nic wspólnego z osobowością wieloraką, a status osobowości wielorakiej jako zaburzenia jest dyskusyjny), chociaż to ciekawy trop. Kierowałam się raczej poglądem na świadomość i osobowość wyłaniające się w procesie integracji danych przez mózg. A skoro ustrojstwo mojego pechowego bohatera miało dojścia do kory zmysłowej i ruchowej oraz przedczołowej (głównego ośrodka decyzyjnego i siedziby osobowości), to uznałam, że to wystarczy, by we wszczepie powstała jakaś proto-postać, modyfikująca następnie otaczającą wszczep tkankę mózgową. Co nie jest takie niemożliwe: podobne zjawisko obserwuje się u pacjentów, którym wszczepiono interfejs mózg-komputer bezpośrednio na korę – ta rozwija się, tworząc coś na kształt ośrodka do zawiadywania interfejsem.

Tyle moich założeń, choć to oczywiście fajne, że tekst działa i przy innych odczytaniach. :)

Literatura kobieca tudzież babska to zagadnienie, jak już słusznie zauważono, trudne, więc moją opinię o predyspozycji do byciu damą zachowam na inny post. ;) I skupię się na samym tekście. 

Sam motyw bardzo mi się podoba, język tekstu jest barwny, a wykorzystanie bułgarskiego folkloru - wprost cudowne. Brakuje mi jednak dawkowania napięcia, manipulowania nastrojem poprzez rytm wydarzeń i zdań, co sprawia, że opowiadanie staje się nieco "płaskie" w odbiorze. Bardzo chętnie przeczytałabym wersję rozbudowaną, bardziej złożoną, bardziej dynamiczną. Mam cichą nadzieję, że takowa kiedyś powstanie. :) 

@ryszard: myślę, że mijasz punkt (przepraszam za brzydką kalkę z angielskiego). Jak dla mnie główną zaletą tego tekstu jest to, że podejmuje interesujący dialog z pewnym oklepanym schematem, trafnie obnaża jego słabości i naiwności, a jednocześnie - przetwarza motyw w sposób, który nie tylko jest strawny i logiczny, ale po prostu przyjemny w odbiorze. Krótko mówiąc, konstruktywna krytyka opakowana w zgrabną fabułę. Na płaszczyźnie meta- spisuje się świetnie. Na każdej innej też. (Choć nie obraziłabym się o jakieś rozwinięcie, jako szkic jest fajne, ale mogłoby być dłuższe. :P I bardziej postmodernistyczno-dekonstruujące, a jakże. :P)

Nowa Fantastyka