Profil użytkownika

Ostatnie sto komentarzy

Mój jest „Pryzmat Józefa Sanackiego”. W miejscu czy dwóch zahacza o steampunk, żeby lepiej wpasować się w temat konkursu. W sumie to siedem wizji końca świata, każda w innym kolorze tęczy, plus wstęp w bieli i podsumowanie w czerni. Bardzo skompresowane ze względu na limity konkursu :)

Nie mam ostatnio czasu odwiedzać forum ( :( ) ale wszedłem zobaczyć ile osób stąd zdominowało “Ostatni dzień”. Gratulacje dla Bemik i Mirabell :) Ja także jestem na liście nagrodzonych (to dla mnie zaskakująco dobry rok). 

Finkla, tak właśnie myślałem, że to Ty, ale że w nazwiskach forumowych jestem nieobcykany, zachowałem to dla siebie ;) Miałem wyróżnienie w poprzedniej edycji, zawsze coś :) gratulacje :)

Składam wszystkim zaległe gratulacje :) Przy okazji są wyniki kolejnej edycji poznańskiego konkursu i  tym razem załapałem się na wyróżnienie

@Finklo dzięki za komentarz i bibliotekę, mimo że tak mimochodem :) zagranie na emocjach dziecka po taniości, to fakt. Fakt że to celowe działanie też mnie nie usprawiedliwia, zagrałem na emocjach czytelnika tak jak było najłatwiej. Będę miał to na uwadze w przyszłości.

 

@syf.ie cieszę się, że mimo że rozminąłem się z Twym gustem, to i tak udało Ci się docenić opko na innych warstwach.  Co do dziecka – no cóż, pewnie że wypowiedź jest zbyt profesjonalna ;) żeby to “ukryć” napisałem “Nie pytajcie mnie o szczegóły, jestem dopiero w podstawówce.” – tak jakby podkreślenie faktu go negowało, hehe.

 

Wielkie dzięki jeszcze raz, także Śniącej, za przychylną ocenę :)

Hej, dzięki!  Poza grafomanią to pierwszy konkurs, w którym brałem udział na forum i od razu takie wyróżnienie! Gratulacje wszystkim pozostałym uczestnikom, niezależnie od miejsca.  Sporo fajnych tekstów trafiło do puli i to na prawdę wiele dla mnie znaczy, że pływam na powierzchni. Z całej tej radości Przetłuszczona Broda Dana Harmona jest teraz jeszcze bardziej przetłuszczona :D

Bardzo dobre, pomysłowe i tak jak lubię, gra głównie na relacji bohaterów nie unikając ciekawych (bardzo ciekawych!) wizji świata.

Z serii “to nie wada, ale ja tego nie lubię” – nie podoba mi się zmienny z akapitu na akapit punkt widzenia narratora. Raz wiemy co myśli jedna postać, raz druga i nie wiem jako czytelnik zza czyjej głowy oglądam właśnie świat. Wolę kiedy całą sekcję mam z perspektywy jednej postaci i wiem z kim mam się chwilowo identyfikować.

Pasto, pomysł z szatkowaniem jest moim zdaniem dobry i na pewno sprawia, że Twój tekst jest oryginalny i zapada w pamięć. Same fragmenty są zapewne zbyt krótkie/jest ich zbyt dużo jak na taką długość opowiadania. Żonglujesz dużą ilością bohaterów w krótkiej formie i skaczesz między nimi tak często, że nikogo nie mamy okazji poznać lepiej. Chętnie zobaczyłbym podobną formę w dłuższym tekście.

Widziałem “Zakazaną planetę” parę lat temu, to niesamowite jak dobrze się trzyma po tak długim czasie. Efekty nie rażą, a Robbie Robot ma swój urok. Chętnie przeczytam artykuł :)

Nie zdążyłem poczytać opowiadań niestety, więc tyle dobrze że plebiscyt dobiegł końca i demokratycznie mówicie co jest najlepsze. Mam przynajmniej jakiś pogląd na ten odległy moment, kiedy wezmę się za lekturę.

 

Gratuluję wszystkim, a przede wszystkim Werwenie, oczywiście :)

Opowiadanie świetne i zgrabne, bardzo mi się podoba. Fajny masz styl, zwięzły i całkiem rzeczowy. Krótkie? No krótkie, to boli zwłaszcza przez oryginalną wizję świata, który chciałbym poznać lepiej. Marzy mi się opowiadanie oparte na tym koncepcie, ale gdzieś z 10 razy dłuższe, gdzie o historii świata i prawach nim rządzących dowiadujemy się bardziej organicznie, a akcja rozwija się powoli i dochodzi do jakiejś kulminacji. To co tu mamy to szkic, świetny, jak pisałem, ale jednak szkic.

Niezależnie od długości, udało ci się zrobić tu coś bardzo fajnego. Zauważyłeś kilka problemów (np. problem nierównej dystrybucji bogactw na świecie) i przedstawiłeś je w opowiadaniu w formie oryginalnych przenośni. Najbardziej podoba mi się w tym wszystkim fakt, że świat mający pełne predyspozycje do zostania utopią, nie jest nią, bo człowiek jest z natury wadliwym stworzeniem, któremu nie wystarcza, że samo ma dużo – chce mieć więcej, niż sąsiad.

Nie napiszę chyba nic, co nie było już napisane powyżej.

Opowiadanie napisane bardzo dobrze, to wiadomo. I pomysł też niczego sobie, tylko jak to już wspomniano, bije od niego “jednostronność”.

I jeszcze jeden zarzut, może…

Nakieruj mnie proszę, jaką ewentualnie funkcję ma pełnić ten tekst? Bo jest tam, powiedzmy, całkiem sprytna, jeżeli nie nazbyt uproszczona analogia, ale brak większego komentarza. Zdaje mi się, że fantastyka w jakiejkolwiek formie najlepiej nadaje się do stawiania pytań, niż udzielanie odpowiedzi, ale nawet odpowiedzi w tym tekście specjalnie nie ma. Dowiedziałem się z tekstu jednej tylko rzeczy: enazet nie lubi uchodźców ogółem, albo przynajmniej tych z bliskiego wschodu. Szkoda, że nie ma tu nic więcej, nie rozpoczynasz opowiadaniem żadnej dyskusji. Dlatego na koniec opowiadania mam po prostu wrażenie, że chciałaś coś z siebie wyrzucić i tyle, a ja oczekiwałbym od Ciebie nieco więcej ;)

Dzięki, śniąca :) Martwiło mnie to przegadywanie, bo po “Garści” planowałem wrzucić coś prostszego, bardziej mojego, a tu znowu wyszło gadulstwo. Po prostu samo się prosiło, jak zauważyłaś, ze względu na humor właśnie.

Napięcia w fabule nie ma, od momentu gdy wiemy że wśród zagrożonych są dzieci i królikotki, jak sądzę. Z drugiej strony, nieźle by wszystkich zaskoczyło, gdyby na koniec spodek się rozpadł i wszyscy zginęli, co? :P

Droga Bemik, nie mam siły przebijać się przez tę tonę komentarzy, więc wybacz jeśli powtórzę jakąś zamieszczoną już wyżej opinię ;)

Warsztatowo super, tu nie ma dwóch zdań. Zazgrzytał mi tylko jeden fragment:

– Nie – Ile?

– Co ile? – Alina nie zrozumiała pytania.

To wyjaśnienie, że nie zrozumiała pytania zdaje mi się zbędne, bo wynika z samej natury wypowiedzi.

Co do wątku głównego nasuwają mi się z kolei dwa problemy: wykorzystanie Arabów w dość przewidywalny sposób. Po pierwsze, niebezpieczny uwodziciel z bliskiego wschodu to wątek dość oklepany, tak mi się przynajmniej zdaje. I jest podszyty jakąś tam ksenofobią pewnie też. Do tego, że jest dżinem skojarzyłem dość szybko (skojarzyło mi się z “Amerykańskimi Bogami”). Drugi problem fabularny to kwestia samego detektywa, którego rola w całym tekście jest doczepiona jakby na siłę. Podoba mi się ogólny pomysł, że wywiad detektywa z Aliną pełni funkcję pełnej klamry – ale sama obecność jego postaci w tekście nie jest uzasadniona. Gdyby na przykład ostatnia scena z detektywem ukazywała wcześniejsze wydarzenia w nowym świetle (jakim?) łatwiej byłoby mi się z nimi pogodzić. Coś chociażby, jak w “Wywiadzie z wampirem” (tam chyba było podobnie, prawda? Książki nie czytałem, a film widziałem lata temu).

Dużo tych zarzutów wypadło, ale problemy nie przeszkodziły mi odbiorze tekstu. A czytałem opowiadanie z prawdziwą przyjemnością. I to nawet nie w ramach “forumowych” standardów (gdzie gotów jestem wybaczyć więcej). Opowiadanie spokojnie mogłoby znaleźć się w tematycznej antologii :)

Bardzo fajne opowiadanie. Podoba mi się styl narracji, dialogi oraz ogólny zamysł. Podobnie jak inni pisali wyżej, też poczułem się w środku zgubiony. Oczywiście, wszystko później się układa i staje zrozumiałe, choć kompletny fakt zagubienia w środku jest trochę zniechęcający. Być może problemem jest zbytnie poszatkowanie scen. Nie ma czasu zapoznać się z żadnym bohaterem, bo po chwili wszystkich opuszczamy. Właśnie to może być chyba największym (jedynym?) problemem tekstu – zbyt duży nacisk na fabułę, a za mały na postacie. To oczywiście w dużej mierze kwestia gustu, a ostateczne odczucia zostają pozytywne :)

Skoneczny, miałem nie pisać ale napiszę ;)

Też uważam, że w mediach pojawił się trend, że wypada być przewrażliwionym. Drażni mnie, kiedy biały pięćdziesięcioletni recenzent-mężczyzna narzeka na brak etnicznego zróżnicowania pośród kobiecych postaci w filmie dziejącym się w Ameryce lat 50. choć ten nie traktuje o gosposiach, a tylko tam można było łatwo spotkać Meksykankę w owych czasach…

 

Ale…

 

Jest różnica między między historyczną dokładnością oraz funkcją tekstu. Filmy akcji, gry, książki przygodowe nie służą nikomu za podręczniki. Podręczników jest dość. Tymczasem empatia empatią, oglądając wysokobudżetowy hit o superbohaterach wiele osób chce identyfikować się z postacią. W grach to pełni nawet większą funkcję. Chęć kobiety (niezależnie od tego czy się kobietą urodził fizycznie, czy tylko umysłowo – tak, wiem, zły gender mi się tu zakradł) do grania kobiecą postacią, i to postacią kobiecą nie poniżaną, kobiecą postacią noszącą funkcjonalne zbroje i będącej równoważną postacią z postacią męską. Weźmy dość archaiczny przykład pierwszego “Diablo”, gdzie postać kobieca to łuczniczka i już. Bo co? Chodzi więc nie tyle o to, aby oddać realia historyczne czy społeczny realizm – no dobra, o to też czasem chodzi, ale do tego można podejść w inny sposób – ale o to, żeby każdemu się to fajnie oglądało. I nie widzę niczego złego we wpisywaniu w fikcyjne światy przenośni. Dzięki temu można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – gracze z różnych grup społecznych czują się reprezentowali, a ważne kwestie nie są pominięte. Dupa boli tylko tych, którzy chcą żeby ich bolała ;)

A prawdziwy problem jest przez Ciebie zupełnie nie dostrzeżony. Czy wiesz, że Apple oficjalnie zabrania publikowania gier na poważne tematy na iPhone i iPad? Nie można zrobić gry o niewolnictwie czy edukacyjnej o seksualności kobiet, bo to nie jest zgodne z ich polityką. Pewnego dnia obudzisz się w świecie, gdzie podobną politykę ma Steam, sklep Playstation itd. i nie będziesz martwił się o historyczny realizm w grach, ale realizm w ogóle.

Interesuję się w umiarkowanym stopniu amerykańskim rynkiem telewizji i tam jedno nie wyklucza drugiego. Tzw “daytime soap” do którego wg ichniej kategorii podchodzi nieszczęsne "Na Wspólnej” nie gryzie się nawet z wysokiej jakości “telenowelą” wieczorną (to że u nas “Na Wspólnej” leci wieczorami jest chyba symptomem większego problemu). Telewizję z pewnością gryzie ten sam problem co i film – mały zasięg=mała oglądalność=mała kasa za reklamy. Liczba stacji rosnąca jak grzyby po deszczu nie pomaga. W USA oglądalność ledwie akceptowalna w latach 90. dziś wystarcza żeby coś było mianem hitu. Ludzie uciekli do Netfliksa i stacji premium, jak HBO, które zarabiają na abonamencie. Jeśli mam zaszczepiony jakiś patriotyzm, to chyba właśnie na tej zasadzie, że fajnie byłoby, aby w mojej okolicy powstawały fajne rzeczy, które jestem w stanie z czystym sumieniem oglądać, bez brania poprawki “słabe, no ale w końcu polskie, czego się spodziewać”. Wypracowany przez kilkadziesiąt lat i dość czytelnie sformalizowany model amerykański daje telewizyjnym produkcjom znacznie lepsze szanse na zarobek, ale to dzięki zasięgowi języka i przyzwyczajeniu nie-angielskich odbiorców do oglądania produkcji z tłumaczeniem. Nie dość, że mają większy kraj, to jeszcze sprzedają produkt na cały świat (nawet gniot, który już wiadomo że się nie przyjął nieraz trafia na polskie ekrany, żeby wydusić z niego parę groszy). Każdy serial, który liczy sobie co najmniej 100 odcinków może zostać sprzedany biedniejszym stacjom, kiedy jego oryginalne życie dobiegnie końca. Znowu kasa. W takich realiach można sobie pozwolić na jebnięcie czymś większym. Przed “Mad Men” i “Breaking Bad” nikt nawet nie spojrzał na AMC, a teraz ta stacyjka produkuje wysokobudżetowe seriale z mniejszym i większym sukcesem. Ale może sobie na to pozwolić.

Ten news o próbie adaptacji Lema bardzo mnie ucieszył :)

Co do ceny odcinka – kwota brzmi realnie, cena z pewnością nie odstaje od jednego krótkiego filmu. Po prostu serial ma większe szanse, bo pewnie szybciej się zwraca i nie jest jednorazowy (koszty utrzymania stałej ekipy vs. koszty zwerbowania firmy produkcyjnej do jednorazowego projektu). Może i masz rację, że niczemu by to nie służyło, choć nie opuszcza mnie myśl, że dałoby się to zrobić dobrze (zadowolić przeciętnego oglądacza, ale i ‘inteligentnego’ widza).

Dziwi mnie wypowiedź Bagińskiego co do pisarzy. Czytałem kiedyś artykuł, też akurat w kontekście telewizji, że wielu cenionych autorów młodego pokolenia dorabia pisząc scenariusze do Na Wspólnej. A więc dużym studiom produkcyjnym jakoś ich literacki dorobek nie przeszkadza.

Tą marnością można zagrać, zwłaszcza w TV. Jakiś czas temu przyszedł mi do głowy taki pomysł, żeby połączyć kilka już gotowych formuł: popularny ostatnio (okrutnie tandetny) format paradokumentu (”Policjanci i policjantki”, “Dlaczego ja?”, “Detektywi”) doskonale nadawałby się do formuły “Z archiwum X”. Mamy z resztą dowód na to, że to działa – nieszczęsne “Nie do wiary” leciało na TVN przez kilkanaście lat! Na obecnej fali paradokumentów, bez prowadzącego a z niby-fabułami to by się dało uciągnąć. Marne efekty da się zamaskować trzęsącą się kamerą z ręki, wystarczy jedno w miarę wiarygodne ujęcie na odcinek, a i to nie każdy. Z tym pomysłem można zrobić sporo – pójść w komedię, albo bardziej klasyczny kryminał-horror z potworem tygodnia. Miejsce akcji też nie musi być współczesne. Dajmy na to, kamera podąża za wyprawą wojów w poszukiwaniu bazyliszka, bo czemu nie? Czy to by było ambitne? Nie, ale może oswoiłoby publikę, a co najważniejsze, przekonało ludzi od budżetu że fantastykę da się w Polsce robić. Przy okazji mogłoby być sporo śmiechu :)

“Primer” w 2004 kosztował ledwie $7000, a zarobił pół miliona. W takich niskobudżetówkach z pomysłem Polska miałaby szanse, bo widzom kina niszowego nie przeszkadza tak bardzo, że muszą czytać napisy. W skali wyższych budżetów może chodzić o politykę, bo (nie znam się, ale się wypowiem) chyba największymi budżetami operują Ministerstwo Kultury i inne przyrządowe instytucje. Kiedy swoje najważniejsze filmy robił Szulkin, komercyjne kino w Polsce nie istniało, decydowały inne czynniki. Obecnie albo film musi przynieść zysk, a wysokobudżetowy film celowany wyłącznie w polski rynek się nie zwróci, nie mówiąc już jakie to ryzykowne przedsięwzięcie; albo dorzuci coś państwo, a wtedy to on musi być zgodny z obecną polityką. W sumie, jakby ktoś teraz chciał nakręcić historical fiction o Polakach którzy wychodzą cało z Kampanii Wrześniowej, a potem z zarekwirowanymi niemieckimi czołgami uderzają na Moskwę, to by nawet mogło przejść.

Wasze mają najwyższy priorytet w takim razie :) Zacząłem dzisiaj czytać “AI”. Mogłem się domyśleć, że nie tylko ja (w “Prawdziwym powstaniu”) pójdę w stronę stylizowania i archaizmów. Jak na razie mi się podoba, może gdzieś tu napiszę nieoficjalną recenzję pod kątem “jak mi się zdaje, że wypadłem na tle innych”

@kchrobak

Jedno tylko ale: nie sądziłem, że barbarella okaże się taką pindą.

Może Aleks powiedział jej co oznacza i skąd się wzięło to słówko. Ja bym się wkurzył :P

 

@regulatorzy jak zawsze się spisałaś z uwagami, sądziłem, że ta lista będzie dłuższa. Pewnie betowanie mnie wyratowało ;) Korzystając z przedłużonego terminu mogę je nawet poprawić. Swoją drogą zabawne, że:

Nie bez znaczenia jest świetnej jakości humor, nadający opowiadaniu prwdziwej lekkości.

Bo moje imię (prawdziwe, nie PBDH) stało się wśród znajomych synonimem suchego żartu :D

 

@blackburn, także dzięki za opinię! No proszę same pochwały coś zbieram, a miałem temperować ego…

 

Dotarł do mnie wreszcie egzemplarz autorski “Dawno temu…” Drodzy współautorzy, pochwalicie się, które opowiadania do was należą, to ustalę sobie priorytet w czytaniu?

Skoneczny, dzięki jeszcze raz ;)

 

A Tobie PsychoFishu, na prawdę nie wydaje się że prawa natury wewnątrz tekstu są spójne? W pewnym sensie to jest tekst o wszechświecie gdzie ludzkość nauczyła się w jakiś sposób miejscowo modyfikować prawa przyrody – na przykład znosić lokalnie jej ograniczenia. Taka przestrzeń wokół rakiety, gdzie prędkości większe niż c są możliwe jest wciąż częścią wszechświata, a jednocześnie nie podlega ściśle jego prawom, dlatego mówimy o niej “nadprzestrzeń”. Ale, jak mówi Tosia, wszechświat nie lubi być nadwyrężany. Jeżeli naginasz i naciągasz, a nawet łamiesz jego prawa, to odda Ci tym samym. A może nie ma w tym wcale przekory, ale nadwątlane nadprzestrzennymi lotami uniwersum traci strukturę i poprzecinany jest łormholami jak dziury w serze? ;)

Mmm, no w tym wypadku już sam serial jest przecież przeróbką materiału źródłowego, czyli powieści. Choćby z tego powodu nie mam problemu z dalszym przerabianiem. A do tego dochodzi jeszcze fakt, że przy telewizyjnej produkcji nie ma zwykle mowy o jednolitej autorskiej wizji. Wszystko zależy od producentów, stacji (w tym wypadku Amazon), a nawet grup testowych. Dla mnie dołożenie jeszcze jednej warstwy nie byłoby problemem.

Ale dość offtopowania z mojej strony. Mi po prostu serial nie zagrał. Obejrzałem z przyjemnością, nie przeczę. Niestety szeryf w granicznym miasteczku wyglądał jak wklejony z innego serialu, adaptacji powieści Kinga z przełomu wieków. Cały wypad na pogranicze trwa zbyt długo, bo kiedy wracamy na wybrzeża, widzimy że tam jest znacznie ciekawiej. Tam czuć dickowskie osaczenie i paranoje, które powinny narastać od samego początku ;)

Ogólnie podoba mi się jak napisałeś recenzję, tylko w większości aspektów się z nią nie zgadzam ;)

Poszła mała seria poprawek :)

Dzięki wszystkim, którzy dotąd przeczytali/ocenili a zwłaszcza tym, co zostawili już komentarz :) Enazet, świetnie że ten fragment tak Ci przypadł do gustu. Te przemyślenia jakoś tak zakradły się do opowiadania, które miało być zwyczajnym szybkim strzałem. Cóż, zdarza się!

Jeszcze dwa krótkie sprostowania odnośnie komentarzy PF (tu i w innych miejscach), a które mogą przydać się wszystkim:

1.  Lista utworów jest po to, żeby “give credit’s where credit’s due”. Po prostu bardzo wpłynęły na kształt tekstu, więc niech mają, przyznaję się ;)

2.  Wiem, że latanie powyżej prędkości światła jest niemożliwe :D Celowałem w retro, więc jest retro. “Przypuszczam” że jeszcze kilka aspektów mojej fikcyjnej nauki i techniki “nie trzymie się kupy” jak to powiadała dawniej jedna moja znajoma. Na przykład wątpię, by napęd mógł działać poprzez jonizację kryształów, by cywilizacja latająca w kosmos używała komputerów z pamięcią na taśmach i na prawdę nie rozumiem czemu mając do dysypozycji bezmiar kosmosu ktoś wytyczałby w nim autostrady, jak tytułowa alfa-czwórka :D

Przypuszczam, że może powinienem wyjść z kategorii science-fiction do inne? Tak żeby uniknąć podobnych uwag na przyszłość? Zaczynam się zastanawiać czy fikcja naukowa celowo będąca niemożliwą do realizacji fikcją, albo będąca błędną właśnie dlatego że autor wie, iż jest błędna, wciąż jest fikcją naukową czy może już naukową bzdurą. Co sądzicie? ;)

 

Pozdrawiam jeszcze raz wszystkich, dzięki że zechcieliście zajrzeć :)

 

“Zdąrzy”, o matko, poprawki na ostatnią chwilę tak się właśnie kończą ;) Chociaż na “z resztą” nie mam żadnego wytłumaczenia ;)

Z tymi bohaterami to nie wiem jak do końca określić – policjanci jakby są głównymi bohaterami, ale nie tematem tekstu? Bo Iro głównym bohaterem też nie jest, znika na początku, a z bohaterami “konfrontuje się” dopiero na samym końcu i gdyby nie wstawka, też kompletnie rozpłynąłby się.

Planuję rzucić okiem na resztę tekstów policyjnych począwszy od jutra. Dotąd widziałem tylko jeden i jestem ciekaw w jakich poszliście kierunkach.

 

Ach, no i dzięki za nominację do B. mimo, że się pogubiłaś w fikcyjnej technice mego fikcyjnego kosmosu ;)

Informuję miłościwie czytających (i oceniających!) że dołożyłem swoją pracę na stos. Na niemal ostatnią chwilę, ale w wielce brodatym stylu.

Naprawdę aż taki zachwyt? Być może dlatego, że oglądałem zaraz po skończeniu Jessiki Jones, ale serialowy Człowiek wydał mi się po prostu… średni? Nudny? Może za wyłączeniem dwóch czy trzech ostatnich odcinków reszta mogła być skrócona do trzech godzin i wiele by na tym zyskała. Możemy co najwyżej liczyć na fanowski edit, który to naprawi.

Zygfrydzie, jakoś umknął mi ten Twój komentarz wcześniej ;/ Dzięki, cieszę się, że Ci się podoba :) Mimo wszystko więcej “wierszy” na razie nie przewiduję.

No to witajcie, doborowe sąsiedztwo! :)

Jejku jej, dopiero wygospodarowałem trochę czasu żeby zacząć to pisać. Miałem nadzieję pokorzystać po raz pierwszy z dobrodziejstwa jakim jest betowanie, ale będzie się musiało obejść bez tego. Mam nadzieję, że jutro wrzucając jeszcze załapię się na jakieś sugestie przed dniem zamknięcia ;P

@regulatorzy dziękuję za sugestię, zmiana już naniesiona :) a całe szczęście, że wolisz prozę, bo i ja w końcu prozą wolę  pisać (a i niewątpliwie lepiej mi to wychodzi). Dzięki, że zawitałaś i zostawiłaś ślad.

@Dzazga

Zgadza się, moje. Widziałem już Twoją ocenę na Lubimy Czytać, 8 to cholernie dużo jak na antologię “amatorów” (szczerze mówiąc to jakąkolwiek antologię, one zwykle są nierówne). Cieszę się, że “Powstanie” ci się podoba, jak ostatnio do niego zajrzałem to poważnie zwątpiłem. Cóż, minął rok od napisania, nie mogę patrzeć na swoje pisanie sprzed kilku miesięcy nawet. Chętnie przeczytam też Twoje jak wreszcie dotrze egzemplarz autorski (trochę to już trwa, zaczynam się martwić :P)

ryszardzie, dygresje pod moimi tekstami na forum są mile widziane tak długo, jak nie przeszkadzają moderatorom :)

Co do nicka, jak dotąd spotkałem się raczej z pozytywną (tak mi się zdaje) oceną, choć parę osób była wyraźnie zdziwiona :) Sam fakt, że teraz o nicku rozmawiamy, sprawia że spełnia on swoje zadanie. A czy jest głupi? Pewnie, że jest. Traktujesz mnie przez niego mniej poważnie? To dobrze, warto pamiętać że jesteśmy grupą dorosłych osób, które w wolnym czasie pocą się nad klawiaturami, a wynik tej pracy wklejają na forum, w sieci, pod pseudonimem. Tego ze stuprocentową powagą traktować nie można, ja bym tego nie zniósł ;) Nie oznacza to przecież, że nie mam szacunku dla innych użytkowników – powiedzmy, że podejście do mojej własnej osoby jest w tym przypadku dość prześmiewcze, i tyle. Z dwojga złego wolę być Przetłuszczoną Brodą Dana Harmona (oddając przy tym zasłużony hołd mistrzowi Harmonowi i jego zacnej brodzie), niż funkcjonować pod pseudo-elficko-tolkienowskim imieniem (nie ujmując nikomu kto chce) albo imieniem własnym przez matkę nadanym, bo z tym z kolei czułbym się nudno. Już dość, że używam go na co dzień w pracy.

Na koniec jedna, dość oczywista prośba – nie oceniaj książki (opowiadania/wiersza) po okładce jaką jest nick :) Pozdrawiam.

I ja, i ja :) pasuje mi prawie zawsze, aczkolwiek w okresie okołoświątecznym może być z tym gorzej, niż teraz.

Hej, dzięki wszystkim za odpowiedzi :)

 

ryszard, Zalth, bemik – jest faktycznie dość hermetyczny, więc nie dziwię się że taki w odbiorze. Wydaje mi się, że w kontekście lovecraftowego czytelnika jest no właśnie… czytelny… aczkolwiek idealnie byłby użyty np. wewnątrz tekstu, gdzie później bohaterowie rozmawiają o losach Abdula Alhazreda. Albo jak we “Władcy Pierścieni” bohater poruszony wywodami na temat powstania nekronomikonu podrywa się na stół i zaczyna recytować. A tak, poza kontekstem – jest jak jest. Dzięki za opinie.

 

varg – też się nie znam, ale powtórzeń użyłem celowo. Może to i jest karygodne w poezji, nie mam bladego pojęcia, po prostu celowo rymowałem do “burz”, a z drugiej strony nie pilnowałem się tego na tyle, aby kończyć tak każdą strofę.  BTW powtórzony “kurz” jest akurat błędem przy przepisywaniu, dzięki. Już poprawiam :) 

A więc jeśli o mnie chodzi to piątek raczej później, niż wcześniej. Sobota także bez problemu wchodzi w grę :)

Dzięki ponowne wszystkim witającym i witam tych co przybyli po mnie :)

 

@Chinagirl, ja też się wszędzie podpisuję wariacją nicka wymyślonego jeszcze przed liceum i dlatego uznałem, że tu czas na zmianę, czyste konto ;) A fantazyjne pseudonimy królują na forum AV Club, typu Dickachu, Zodiac Motherfucker, The Almighty Interrobang i Mexican-American Martian, żeby podać kilka z brzegu. Stamtąd ciągnąc inspirację, ta Broda wyszła mi całkiem spontanicznie :D

Ech, trzymam w zanadrzu fajny pomysł na coś dla dzieci, ale mam ten sam problem co w zeszłym roku:

W konkursie mogą uczestniczyć pełnoletnie osoby fizyczne (…) których prace literackie (…) nigdy wcześniej nie były publikowane w drukach lub wydawnictwach oznaczonych numerami ISBN lub ISSN, takich jak w szczególności książki, czasopisma, ebooki, audiobooki.

Uważam to za idiotyzm. A szkoda.

Rozumiem, że zaproszenie jest także otwarte dla forumowych świeżynek? ;) Także chętnie dołączę, jeśli dam radę, bo 27/28 coś mi może wypaść

Bardzo mi się podobało, aczkolwiek muszę przyznać bez bicia, że pomysł nie wydał mi się na tyle oryginalny, co innym czytelnikom – ze względu być może na pewien odcinek Futuramy. Ale to tak na marginesie. Tekst bardzo przyjemnie się czyta. Jest lekki, mimo treści faktycznie zamotanej wieloma wymiarami, a to niełatwa sztuka :)

Wzmianki o reakcjach mediów na nadchodzący koniec świata skojarzyły mi się swoją drogą z “Inwazją jaszczurów” Karela Čapka. Rzecz jasna nie w tekście podobnych rozmiarów, ale fajnie było mieć przegląd przez całe medialne spektrum reakcji na składanie się trójwymiarowych budynków do wersji płaskich :)

 

Przeczytane, spodobane. Poziom Twego pisania jest cholernie profesjonalny i pozazdroszczenia godny. Stąd moje czepialstwo poniższe jest trochę na siłę i dotyczy głównie aspektów… bo ja wiem… technicznych? Chodzi mi głownie o konstrukcję przedstawionego świata i strukturę opowiadania, rzeczy na które zwracam ostatnimi czasy dużo uwagi.

Raz, że nazwisko Maneater jest dla mnie za bardzo, jak to mówią ludzie anglojęzyczni “on the nose”, to znaczy nazbyt oczywiste. Do tej pory podobne rzeczy grano np. dając podobnym postaciom nazwiska do bólu przeciętne (pan Jones, pan Smith) co też jest cholernie ograne. Nie wiem gdzie tu znaleźć złoty środek, ale widząc ów nazwisko po raz pierwszy w trakcie czytania poczułem się lekko zniesmaczony i wybity ze świata.

Dwa, że Stany i Ameryka. Tak, zachowanie matki i fakt, że ojciec Marii jest pastorem wymuszają by akcja działa się w kraju protestanckim, najlepiej z silną historią ruchów purytańskich. To się aż prosi o Amerykę. Ale pewnie kosztem niewielkich przeróbek akcja mogłaby toczyć się na przykład w takich dziewiętnastowiecznych Niemczech, a więc i na terenie dzisiejszej Polski, a byłoby może bardziej oryginalnie. Jestem trochę przeciwny wciskaniu akcji podobnych tekstów do odległych krajów, a nie muszę chyba mówić jak bardzo USA jest oklepane. Potem wynikają z tego drobne problemy pokroju występującego u Ciebie “wigilijnego stołu”, podczas gdy zakładam podobna rodzina spożywała raczej wspólny posiłek nie w Wilię Bożego Narodzenia, a w pierwszy dzień Świąt.

Trzy, że być może zbyt jestem rozkochany w regularnych strukturach, bo rozpieściłaś mnie, znaczy czytelnika, tymi modlitwami/rozmowami z Bogiem na koniec początkowych rozdziałów. Zabrakło mi ich potem. Chciałbym zobaczyć zmieniający się charakter relacji Marii i Boga. Jak wyglądałaby jej pierwsza modlitwa po nocy poślubnej? To byłby fajny wgląd, zapowiedź jej dalszego życia bez psucia tego narracją.

Cztery, to zakładam, że ojciec Marii, pastor, człek w piśmie uczony, mimo że świadom niższości kobiet (w ówczesnej kulturze, społeczeństwie itd.) z pewnością nie oddałby córki, nawet tak “gnuśnej” jak Maria, w ręce gościa mówiącego o niej jako o koniu. O ile opinia Maneatera tak mnie jeszcze nie razi w kontekście przedstawionego świata, razi mnie trochę właśnie brak reakcji ojca, który moim zdaniem powinien choćby próbować nieco naprostować wizję świata przyszłego zięcia na odrobinę bardziej “chrześcijańską”.

To chyba tyle. Zrób z tymi informacjami co zechcesz, a ja będę miał oczy szeroko otwarte na przyszłe Twoje teksty.

Pozdrawiam :)

“Lód” mam w kolejce do przeczytania od dość dawna. Raz zacząłem i mi się bardzo podobało, ale coś mimo wszystko powstrzymało mnie względnie na początku. Styl jest genialny, co do tego nie ma dwóch zdań.

A sam ostatnio uzupełniam braki w powieściach Philipa K. Dicka. Dick był dla mnie lata temu wejściem do science fiction (choć to “science” u niego jest mocno umowne). Po skończeniu “Humpty Dumpty w Oakland” (bardzo polecam) połknąłem “Kosmiczne marionetki” które z kolei sprawiają wrażenie niedorobionych i napisanych dość leniwie. Dick te same pomysły ugryzł w innych tekstach znacznie, znacznie lepiej.

@regulatorzy

Nigdy nie słyszałem ani o Miasteczku Salem, filmie czy książce, ani o Silent Hill, filmach czy grach, czy komiksach itd. Nie mam pojęcia czym są i tylko tak z wyobraźni rzucam nazwami :) Cieszę się, że doceniasz oryginalność mego dzieła.

W owym dziale do którego pisane, to ja uważam ilość czerwonych i niebieskich wężyków za wyznacznik jakości. Im bardziej kolorowo, tym weselej :)

Dzięki, Nazgul. A co Twoim zdaniem może oznaczać w podobnej sytuacji “pompa”? Zakładam, że oprawa, jakość wykonania i zasięg promocji mogą mieć udział w ewentualnym sukcesie, ale sądzę że powinno być coś jeszcze, a szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia w jakim worku grzebać, stąd mój post :) W każdym razie dobrze wiedzieć, że być może podaż przekracza popyt na e-ziny i lepiej niech się organizatorzy dobrze zastanowią do czego dążą.

Bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Mam tylko jeden zarzut, o którym widzę, że nikt jeszcze nie napisał – drażnił mnie trochę fakt, że jeden policjant drugiemu wyjaśnia treść poprawki dwudziestej szóstej, skoro obaj ją znają. Wychodzi trochę nienaturalnie. Zastanawiałem się przez chwilę jak inaczej można było to rozwiązać w tak krótkiej formie i przyszedł mi do głowy fajny pomysł: treść poprawki mogła być recytowana przed strzałem przez policjanta, tak jak obecnie recytuje się Prawa Mirandy podczas aresztowania. No ale to tylko mój pomysł. W każdym razie, fajny prosty pomysł i bardzo dobrze wykonany. Pozdrawiam :)

Dzięki, Vargu, za uwagi i że zechciałeś przeczytać opowiadanie. Komentarz konstruktywny, a więc zanotowany w głowie na później :)

Ostatnio w ogóle eksperymentuję z oklepanymi konwencjami, jest w nich coś intrygującego. Zwłaszcza, że wszyscy ich strasznie unikają – to mnie jakoś do nich ciągnie ;) Wyłapane słusznie, że przycięte do internetów, bo pisane na konkurs, którego nie wygrało i moim zdaniem bardzo na tym ucierpiało (nie że przegrało, to może i słusznie, ale że było pisane w ramach limitu). Trochę od tego czasu nauczyłem się dobierać ilość wątków do limitu słów, więc w przyszłości powinno być lepiej.

Mogę powiedzieć coś bardzo nieskromnie? Ja całego siebie uważam za materiał do biblioteki, więc jeszcze o mnie usłyszycie. O mnie i moim ego :D Jak pisałem już wyżej, do następnego opowiadania będę wprowadzał uwagi na bieżąco i z pewnością się nad nim pochylę.

A ja dorzucam opowiadania Hemingwaya, jako doskonały przykład krótkich form i doskonałej oszczędności stylu. Przez parę lat w kwestii struktury uważałem za niemal wzorcowe opowiadanie Poego „Nie zakładaj się nigdy z diabłem o swą głowę”. Edgar, podobnie jak Roald Dahl w niektórych tekstach ze zbioru „Niespodzianki”, nadaje opowiadaniu formę rozbudowanego dowcipu z wyraźnie nakreśloną puentą.

@Belhaj

Fajnie, że potrafisz dokładnie rozpoznać źródła swoich pomysłów u mnie się to bardzo rzadko zdarza. Nawet jeżeli gotowym już pomysłem bawię się, testując go w różnych konwencjach, z różnymi bohaterami czy przesłaniami, rzadko potrafię zidentyfikować skąd, który dokładnie się wziął. Mimo, że są moje, jestem w stanie co najwyżej zgadywać co na mnie wpłynęło, na podstawie co mi dany pomysł przypomina. Świadomie opracowywanie tematów, jak u Ciebie, chyba pozwala lepiej uniknąć niepotrzebnych powtórzeń między historiami czy przypadkowych “plagiatów”.

Mam teraz moralny dylemat, bo z jednej strony szkoda, że nie idzie wam w "Tym pierwszym", z drugiej nie ma co narzekać, że konkurencja będzie mniejsza :P Co do wiedźmakowego konkursidłatakże mam pomysł, ale obawiam się, że zainteresowanie będzie na tyle duże, iż nie tylko umiejętności pomogą w wygranej, ale przyda się i wiele szczęścia

Dziękuję za wypowiedź i konstruktywne uwagi :) Przyznam szczerze, że zwłaszcza nie chciało mi się go edytować, bo swoje już w “szufladzie” przeleżało, a pewnych rzeczy nie rozgrzebywać. Zbieram się z poważnym zamiarem napisania czegoś konkretnie na to forum, chociażby właśnie aby doświadczyć żywego procesu komentarzy wpływających na końcową formę tekstu. Takie porównanie “przed” vs. “po” pomoże mi wtedy nawet lepiej wyłapać moje największe problemy. Mam nadzieję, Finkla, że gdy takie opowiadanie tu wrzucę, znajdziesz czas, aby pod nim również zostawić komentarz :)

Zgadzam się ze śniącą, że ciężko w dzisiejszych czasach o coś nowego, bo i dorobek kilku tysięcy lat literatury mamy za sobą, i nigdy nie powstawały nowe teksty z taką częstotliwością jak dziś. Nawet najbardziej schematyczny pomysł można opisać w jakiś intrygujący mimo wszystko sposób, albo ubrać we współczesny kontekst i stworzyć coś ciekawego. Ja, kiedy mam ciekawy pomysł to międlę go "w tle" prawie cały czas. Rozgrywam w głowie warianty historii, na przykład podprysznicem. Jak mi do głowy przyjdzie fajne rozwiązanie, albo dialog, to zapisuję do późniejszego użycia. Ile z tego zostaje przy faktycznym pisaniu, to inna sprawa ,ale przynajmniej wiem, że drogą eliminacji odrzuciłem kilka na prawdę słabych rozwiązań.

Weekendowo mózg mam chyba wyłączony. Wszyscy wiedzą co i jak, nie będę grzebał w minionych postach, niech się i inni pośmieją ;) Jejku co za przypał :P

 

W sumie to chyba ta grafomania z konkursu wycieka do innych wątków :D

To opowiadanie to istna poezja przecinków, nie sposób się nie zachwycić:

Popatrzył przez bulaj na, przelatujący z warkotem swoich, silników statek kosmiczny.

Poza samemi przecinkamy do gustu przypadły mi również zdania następujące, w kolejności poniżej podane dowolnie:

Zumron był międzygalaktycznym gangsterem i jak wszyscy Fhotahiańczycy miał cztery owadzie ręce (tylko samice miały ich dwie pary).

A także:

Kręciwszy się w swoim fotelu, stacja orbitalna obiegała planetę Pi3.15 w układzie Skorpiona, a koło czasu kręciło się i zamykało się kreśląc na połaciach wszechświata linie kolei ludzkich losów.

Które doskonale zamyka całość tekstu. Składam powinszowania w dłonie autora!

@ Tensza

O matko i jeszcze nie siadłem do mojego od paru dni, a wisi mi wyłącznie zakończenie (i późniejsze poprawki)

 

@Suzuki M.

Termin długi, więc może obecna powódź konkursów odrobinę zelży w między czasie :)

Jak niektórych komentatorów powyżej, mnie także nigdy nie jarała samochodoza. A jednak opowiadanie przypadło mi do gustu. Do samego końca zastanawiałem się co z tą skrzynią biegów :) super. W ogóle podobną ilość detali ciężko wpleść w spójną narrację, a Tobie to się chyba udało. Nie wiem czy to przez komentarz kchrobaka, ale tylko to zdanie o wiewiórce wydaje mi się teraz jakieś niezręczne :P

@Ka­ta­strof VII

Należy wystrzeagać się Voo-Doo i innych sekt.

 

@El Lobo Muy­ma­lo

Ta erekcja była jednocześnie metaforyczna i rzeczywista, objawiona na kilku warstwach ;)

 

@thar­go­ne

Jak już pisałem gdzie indziej, taka fuzja błędów młodości i tego co pamiętam z growych for :)

 

Dziękuję wszystkim za słowa uznania to wiele dla mnei znaczą !!!1

A no to trudno! Nie można było marnować dzieciństwa na wszystkich forach jednocześnie ;)

Jedno z dwóch istniejących wówczas for Silent Hill :)

Dorzuciłem swoje trzy grosze na pograniczu opowiadań jakie widywało się przed laty na pewnym forum pewnej gry. Postanowiłem nie odgrzebywać nic swojego, ale zdecydowanie wplotłem kilka błędów z czasów wczesnastoletnich. Jak na to patrzę to wyszło nie tyle może śmiesznie, co po prostu bardzo, bardzo źle :D

Oczekuję pełnowymiarowej ekranizacji tegoż arcydzieła. Już sięgam po list do ministerstwa kultury i do arcymistrza Jerzego Hoffmana!

Rzucę tu tylko takie coś, przy czym pisałem ostatnio:

35007 – “Tsunami”

Mimo tytułu zdecydowanie morskiego, muzycznie moim zdaniem kosmos. Idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznej powieści SF z rakietami 

Dzień dobry! Ja “Parę” poczułem się zmuszony odpuścić (chyba że coś napiszę bardzo na szybko) bo tłukę “Ten pierwszy” i mi się bardzo rozrósł. Jak się nie zmieszczę w limicie, to jeszcze będę musiał tracić czas z nożyczkami, czego nie lubię, a co zwykle bywa konieczne. Na przykład na ostatnią edycję poznańskiego konkursu napisałem tekst o jakieś 10% zbyt długi i wydaje mi się, że miejscami na cięciach trochę stracił. Upakowałem tam tyle treści, że zostało wszystko co jest ultra ważne, nie ma miejsca na dygresje i czyta się to trochę jak listę zakupów.

Jestem tylko kępką włosów na twarzy amerykańskiego scenarzysty, mogę być niekumaty :) Swoją drogą, raczej nie będę już mieszał przy „Obolach”, ale wszelkie sugestie przyjmuję dzielnie na klatę i chowam do zasobnika, z zamiarem wykorzystania w przyszłości :D

@FoloinStephanus

Dzięki, że przeczytałeś. Ta bezimienność jest właśnie nawiązaniem do Kafki, w końcu tym samym inicjałem nazywał swoje postacie (nie przeszkadza fakt, że me nazwisko także rozpoczyna się od tej litery). Drugim nawiązaniem jest użycie kilkukrotnie słowa “kochanka”, którego często używał, a które, jak odniosłem wrażenie, w codziennym użyciu występuje zaskakująco rzadko – no, może poza tabloidami.

 

@regulatorzy

Dziękuję za konstruktywne uwagi, postaram się do nich zastosować w przyszłych tekstach. Czy przyszłe bardziej przypadną Ci do gustu? Pozostaje mi mieć nadzieję :)  W późniejszych tekstach przerzuciłem się na bardziej rzeczowy styl, ale jak na złość wszystkie zarezerwowane są na różnego rodzaju konkursy. Tekst o policjancie na to forum, do którego mam ledwie dwa akapity, ląduje znowu po przesadnie kwiecistej stronie spektrum (obrany pomysł mi to nakazuje), więc ten pewnie znów nie będzie dla Ciebie. Mimo wszystko zapraszam na przyszłość ;)

Wracając jeszcze szybko do uwag, nie zgadzam się tylko z jedną: “czem” to archaiczna forma “czym”, użyta całkowicie celowo… Jeżeli to błąd, to raczej stylistyczny, bo ten archaizm w tym miejscu wciśnięty jest nieco “od czapy”.

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam!

Ha! Dzięki za powitanie, nick w takim razie spełnił swoje zadanie. Celowo wymyśliłem coś nowego, żeby przypadkiem nie przyszło komuś do głowy szukać na innych forach moich niefortunnych opowiadań z liceum. Sam nick świadczy też wyraźnie, że jestem dość zniszczony czytaniem komentarzy na AV Clubie :D

Pisanina wre i planuję dorzucić trzy grosze do policyjnego konkursu, zobaczym co z tego będzie :)

Witajcie :) Mogliście mnie już zauważyć w dziale opowiadań, a tu przedstawiam się oficjalnie, nieco z opóźnieniem. Jestem zdesperowanym amatorem pisania, cyniczną gąbką na popkulturę. Fantastykę wyssałem z mlekiem matki (matula ma kolekcję F i FN z lat 82-91 oraz pokaźną biblioteczkę). Publikuję tu trochę z sentymentu, bo większą przygodę z pisaniem zacząłem kilkanascie lat temu na zupełnie innym forum i pozytywnie wspominam te czasy :)

A ja tu publikuję, aby poznać Wasze odczucia, to by się zgadzało :) Byłem sceptyczny rejestrując się na forum, ale jak na razie jestem zadowolony z rezultatów. O zgrozo, jeszcze się czegoś przy tym nauczę! Poświęcam zwykle sporo czasu budując postacie, szkoda byłoby, aby te wysiłki poszły na marne ze względu na brak imienia. 

Mnie tam dłużyzny wcale nie przeszkadzają. Łatwo jest ugrzęznąć pod ciężarem, a Ty dźwigasz je, jakby bez wysiłku. To jest cudowne:

Wyciągnął kolejną, skrobnął nią o brązową siarkę z boku pudełka, czekając na wiatr, który zawsze zrywał się na tę okazję choćby i w czasie najcichszej flauty, a nie doczekawszy się, spojrzał z zadowoleniem na popielejący czubek papierosa, zaciągnął się z lubością, przytrzymał dym w płucach, a później wypuścił.

Opowiadanie w najczystszej formie, jako wycinek rzeczywistości. Szkoda, że nie jest to wstęp do akcji, a jedynie seria przemyśleń. To chyba jedyny zarzut – że oto mamy historię jednego papierosa w świecie po zagładzie – i nic więcej.

 

Ach, no i użycie średnika moim zdaniem lepiej uzasadnione, niż u varga (to jest: służy do rozdzielenia elementów listy, a nie za grubszy przecinek).

@śniąca

Im dłużej myślę o tym pierwszym zdaniu, tym mniej mi się ono podoba.

Rozmyślania przed spotkaniem z Lilim były dopisane dopiero w drugiej wersji opowiadania – są kompletnie niepotrzebne dla akcji, może co najwyżej aby wyjaśnić miasto i postać? Chyba nie ufałem własnej narracji wystarczająco, mea culpa.

Myślę, że pan detektyw K. specjalnie nie podał swojego imienia, abyś niespecjalnie przejęła się jego losem. Mieszkańcy Miasta mają specyficzne podejście do życia… i śmierci.

Dziękuję za komentarz i cieszę się, że podobał Ci się pomysł. Ta nadmierna metaforyzacja wynika, jak wcześniej pisałem, z próby wbicia się nieco na siłę w pewną konwencję. Myślałem o tym sporo, kiedy pisałem space operę na konkurs wydawnictwa Craiis – że pisanie w ramach specyficznego gatunku ogranicza się do spaceru po linie. Spadając z jednej strony, zrywasz z gatunkiem w którym chcesz się zmieścić – z drugiej, i popadasz w sztampowość i stereotypy. Wygląda na to, że nie udało mi się do końca zachować równowagi :)

vargu, pamiętaj tylko że aby wychodzić z szablonów, trzeba je najpierw dobrze poznać – najlepiej od podszewki.

Mnie jako czytelnika może obchodzić co autor chciał powiedzieć, tylko jeśli podchodzę do tekstu pod jakimś kątem biograficznym. I choć wyznaję zasady dzieła otwartego i śmierci autora (dlatego J.K. Rowling tak mnie wkurza dopowiadając po latach ciekawostki o postaciach. Czy ona nie rozumie, że o ile nie wyda kolejnej książki, jej rola dawno się skończyła?) tutaj przecież się znaleźliśmy, bo chcemy czegoś się nauczyć, prawda? Zastanawiają mnie Twoje intencje z nieco akademickich pobudek – chciałem wiedzieć czy piszesz “na ślepo” czy z konkretnym zamiarem. Jeżeli z zamiarem, to jakim, choćby abym mógł sobie ocenić w głowie czy Ci się udało i wyciągnąć własne wnioski.

Macie prawo lubić średniki, bo jak najbardziej mają swoje zastosowanie – ale moim zdaniem wyłącznie w listach i wielokrotnie złożonych zdaniach w prasie czy rozprawach naukowych :) Nie jest to z resztą mój wymysł, choć nie mogę w tej chwili znaleźć sensownego źródła. O ile nie piszecie tylko dla przyjemności, to pamiętajcie że tekst wpadnie komuś w ręce. Średnik nadaje tekstowi formalnego  czy wręcz akademickiego charakteru, a najczęściej spokojnie daje się zastąpić kropką.

 

Co do stylizowania, to co byś nie powiedział, jest ono obecne bo:

– Zaraza przecie, to grają. I tańczą do tego jeszcze jak dzikie bestie. Toć nie wiecie?

Nikt tak nie mówi współcześnie. Wprowadziłeś, bardziej lub mniej świadomie, archaiczny styl, mimo że akcja (SPOILER) dzieje się w przyszłości. Bardziej to stylizowanie widać faktycznie w samej narracji, niż dialogach. Gdybyś zrobił to celowo, to po zastanowieniu nawet nie wydaje się to być błędem, a fałszywym tropem co do czasu akcji (czyli zabiegiem intencjonalnie mylącym czytelnika, zanim nie pozna prawdy).

A co do anglosaskości, to nie możesz się nią zasłonić bo we względnie współczesnej anglojęzycznej pisaninie klarowności przy dialogach pilnuje się bardziej, niż po polsku. Zwłaszcza swiftki, które u ciebie się wkradły, tam uważa się za błąd karygodny. Mówisz, że opierasz się na starszych tekstach? OK, ale w takim razie nie zarzekaj się też, że unikasz stylizowania :D Nie wiem też o jak starych tekstach mówisz, ale jestem w trakcie czytania amerykańskiej powieści z połowy lat 50. i tam punkt widzenia narratora zmienia się, ale wyłącznie między rozdziałami.

Dzięki technologii za czytniki ebooków! Nie musiałem całe szczęście frustrować się przed monitorem komputera i tym wnikliwiej przeczytałem całość. Porównałem moje odniesienia fabularne do Twojego komentarza o spoilerach i okazuje się, że to co najważniejsze, pojąłem – a więc napisane jest na tyle dobrze, by dało się zrozumieć zagmatwany koncept bez wykładania wszystkiego na ławę. To Ci się chwali.

Jeżeli zaś chodzi o fabułę, to bardzo “high concept”, a przy okazji w mimo to skupiłeś się przede wszystkim na bohaterach, co ja w jakiejkolwiek literaturze, fantastycznej czy nie, bardzo sobie chwalę. A nawet uważam za najważniejszy aspekt – trójwymiarowe, wiarygodne postacie. Że Valkred, ten nasz mędrzec i jeden z głównych bohaterów jest na tyle sukinsynem, że wykorzystuje pozycję aby sobie ulżyć kosztem, bądź co bądź, kolejnych praktykantek, sugeruje, że nie jest taki pozytywny jakby się mogło wydawać. Co idealnie zapowiada końcówkę i jego faktyczne relacje ze zniszczem. Bardzo dobrze rozegrane.

Teraz parę uwag (robiłem notatki!)

Pierwsza rzecz, to nagromadzenie słowa “jednak”. Wiem, to trochę czepialstwo, a zwykle nawet nie zwracam na takie rzeczy uwagi czytając, ale… Wygląda na to, że w tekście jest użyte 34 razy, czasem i wypada dwukrotnie na akapit. Można przebudować konstrukcję, żeby trochę dać mu odpocząć.

Pierwsza rzecz, która mi faktycznie przeszkadzała w opowiadaniu, to dziwnie zachowujący się narrator. Na początku zachowuje się jak “podglądacz”. Lubię to, że nie wie jakie postacie noszą imiona, zanim nie padną w dialogach. A potem, bez uprzedzenia, ten sam narrator, w tej samej sekcji przybiera punkt widzenia Vesny. Taka zmiana zakresu wiedzy narratora czasem się broni – broni się np. u Normana Mailera, jeśli dobrze pamiętam, ale tu się jakoś nie sprawdza, może dlatego że niewiedzący narrator nie wraca już do końca tekstu ni razu, skacząc już tylko między parą poznaną na początku. Skoro później narrator bez problemu zagląda postaciom do głów, czemu na początku tego nie robi? ;)

Także sposób w jaki wplatasz wypowiedzi w narrację można dopracować. Nie jest to może o tyle błąd, co negatywnie wpływa na rytm tekstu. Przykład:

– Wydaje mi się, czy każdy kolejny rok jest jeszcze gorętszy? – rzucił starszy z podróżnych, szpakowaty, ścierając lejący się z czoła pot.

To jest u Ciebie jedno zdanie, trzeba je przeczytać na jednym oddechu. Poza tym wiemy już, że się pocili, więc wystarczy gdyby "ocierał czoło”, a z czego, to już jasne.

I jeszcze:

– Mrówki posrałyby się chyba ze szczęścia – syknęła Vesna, strzepując z siebie jakieś stworzonko.

Wybacz znów to czepialstwo, ale właśnie te długie wypowiedzi po myślniku najbardziej burzą rytm. Można inaczej.

Vesna strzepywała z siebie jakieś stworzonko.

– Mrówki posrałyby się chyba ze szczęścia – syknęła.

Tu też kropka zamiast “, a” nie zaszkodzi:

– Wydostało się! Wydostało! Będzie żreć! Działa w ruch! Ognia! Bam! Bam! Bam! – wyrwało się z jej gardła, a ostatnie słowa powtarzała niczym słabnące echo, aż stały się ochrypłe i ciche.

Musisz też dialogom pozwolić mówić za siebie:

– Dlaczego nie teraz? – zirytowała się dziewczyna.

Wiemy przecież, że się zirytowała, to wynika z treści wypowiedzi. Ufaj swoim dialogom, że obronią  się i bez zbędnych komentarzy. Jeszcze bardziej razi w podobnym miejscu zbędny przysłówek. W końcu wielokropek sugeruje już niepewność:

– No więc…– zaczęła niepewnie Vesna

Z innych uwag:

– Zgoda, masz mnie – zachichotał Miros. – Wiele żywię do ciebie uczuć, lecz z żalem stwierdzam, że czołobitność do nich nie należy.

Wydaje mi się, że czołobitność to nie uczucie, a cecha.

– Z północy tak; był jaki kupiec i rozpowiadał, jak to u nich to samo, że tragedia dla interesów, że ceny w górę idą.

Średnik w prozie to zbrodnia.

 

Poniżej, nienajlepsze rozłożenie “już” i “jeszcze”:

Strażnicy zapewne jeszcze już z daleka szyli doń z łuków, lecz porywisty wiatr rujnował ich wysiłki. Gdy wreszcie trafili, było już za późno.

A tu się chyba wkradło angielskie “there”:

Galenie nic się chyba nie stało, siedziała tam przerażona, kaszląca, otoczona dziwną srebrzystą mgiełką.

Wpadło mi też w oko jedno powtórzenie. Dość oczywiste, ale skoro wrzucam już wszystko z moich notatek, to masz przy okazji:

Rzucił się do ucieczki, wskoczył na linę i piął się po omacku, zostawiając Galenę tam, w czerni, w tym starożytnym grobie, na początku i końcu wszystkiego.

I to wszystko z błędów i uwag dotyczących konkretnych fragmentów. Nie ma tu tej rozdzielności stylu od treści co w “Kasztanach”, to mi się podobało :) Jeżeli już uparcie miałbym jeszcze coś zarzucić, to może język. Masz bogaty zasób słownictwa, piszesz kwieciście i pasuje to do obranej konwencji, ale kiedy już wiemy kiedy mniej więcej dzieje się akcja, cały zabieg ze stylizacją na mowę staroświecką (czy też bardziej jakąś taką “polszczyznę-sapkowszczyznę”) okazuje się oszustwem. W końcu upadek cywilizacji i powrót do tradycyjnych sposobów życia nie sprawią, że ludzie cofną się do starej wersji języka. Język żyje, pójdzie do przodu. Obecne słowa nabiorą nowych znaczeń, wulgaryzmy zatracą obraźliwy charakter, na ich miejsce wejdą nowe słowa. Nie sugeruję, że na potrzeby jednego opowiadania powinieneś tworzyć nowy język, jak w “Mechanicznej pomarańczy”, ale całkiem fajny zabieg tego typu pojawił się w komiksach z serii Marvel 2099, gdzie “fuck” zastąpiono “shock”. Jednocześnie omijali cenzurę i budowali slang przyszłości.

 

Tyle uwag, że powinienem na koniec jeszcze raz rzucić, że bardzo mi się podobało: Podobało mi się.

 

 

@Katastrof VII

Dzięki, że pomimo iż detektywistyczne teksty to nie Twoja brocha, to i tak przeczytałeś całość i zechciałeś się wypowiedzieć. Osobiście, nie wiem czy jestem przez to w mniejszości, lubię jeżeli zakończenie kryminału mnie zaskakuje, jeśli autor mnie przechytrzył. Jeżeli domyślę się “kto zabił” zbyt wcześnie, czuję się oszukany. W przypadku powyższego opowiadania akcja musiała skoczyć do przodu, bo dalsze poszlaki i rozmowy mogłyby wyłożyć prawdę zbyt szybko na tacy. Ewentualnie musiałby powstać cały dodatkowy wątek fałszywego tropu.

Co do Twoich uwag: 

Postać wsunęła się głębiej, niosąc za sobą noc niczym opary miejskich spalin.

Teraz widzę, że w całym tekście nadużywam “jak”. W opowiadaniach nowszych niż to, pilnuję się bardziej i chyba już się to nie zdarza, nie  w takiej skali. 

 

Zgadzam się też z propozycją zmiany w pierwszym akapicie. Widzę, że muszę popracować nad konstrukcją akapitów, a także nad budowaniem miejsc. Tu kolejność opis-akcja jest zaburzona i wyrywa z tekstu, chociaż sam nie umiałem tego dostrzec.

@janadalbert

No chyba jednak muszę tłumaczyć, bo nawet za Wikipedią, żeby nie było że z palca wyssane (to właśnie ze szkoły wyniesione, aczkolwiek wyższej, że wszystko należy źródłami opatrywać):

[Pluralis maiestatis] stosowane przez władców w odniesieniu do siebie lub przez innych w odniesieniu do władców. 

I jeszcze przykład z przysięgi królewskiej:

My Zygmunt August z Bożej laski król Polski

Czy nie czepiasz się, aby się czepiać wyłącznie?

Inna sprawa, że ciężko, aby brak wskazania błędów był dla mnie “dobry”. Usunąłem wszystko co sam uważałem za błędy, oraz aspekty wskazane przez ludzi spoza internetów. Jeżeli ich nie wskażesz konkretnie, to jak mam je poznać teraz? W jaki sposób ma mi ta rada pomóc?

Anyways, jeszcze raz dzięki za czas i wybacz jeśli źle wywnioskowałem, że nie przeczytałeś reszty.

Hej, varg, widzę że masz na forum sporo tekstów opublikowanych więc pewnie Twoje podejście pasuje szerszemu gronu. Zapewne nie powinienem się wymądrzać :) Z resztą pewien dysonans między stylem, a treścią czasem może zadziałać na korzyść tekstu. Po prostu w tym wypadku na mnie nie zadziałał. Mogę zapytać, jeśli wypada, co chciałeś osiągnąć tym tekstem? Jaki – jeżeli w ogóle jakikolwiek – przyświecał mu cel pod kątem czytelnika (bo pod Twoim kątem już rozumiem, że po prostu lubisz tak pisać).

@janadalbert

„Drzwi rozwarto i do gabinetu wsunęła się ciemna postać.” – drzwi otwarto, bo nie otworzyły się same, ale nie wiemy kto je otworzył – jeszcze nie. Formy gramatyczne mają znaczenie i przewodzą różny sens, nie można nimi żonglować wymiennie. Racja, że w prozie lepiej wybada strona czynna, więc faktycznie rozpoczynanie opowiadania od biernej mogło w pewnym sensie być błędem.

 

Występujemy z prośbą w imieniu całego… Prawobrzeża.” – “występujemy” jest w pierwszej osobie, tyle że w liczbie mnogiej. Chodzi o pluralis maiestaticus, nie jest to błąd.

 

Cień objął swą zwiewną materią przeznaczone dla klientów krzesło.” – właśnie o to chodzi, żeby się domyślać. Po co ciągle stawiać na dosłowność? Użycie sprzecznych sformułowań do opisu cienia jest celowe i pewnym sensie uzasadnione na koniec opowiadania.

 

„Istota uleciała na korytarz, unosząc ciężar grzechów z mojego serca, zabierając noc.” – jak wyżej,  opis cienia celowo jest jaki jest. Poza tym gdzie w tym zdaniu poetyckość? Cień wynosi się z pomieszczenia, zabiera faktycznie poczucie grzechów (to nie jest zamierzone jako przenośnia, wynika to z natury cienia) i zabiera ze sobą ciemność, którą pojawiła się w pomieszczeniu wraz z nim. Moim zdaniem całkiem proste, tylko inaczej napisane. A czemu napisane właśnie tak? Hm, przecież ton opowiadania celowo nawiązuje do klasycznych amerykańskich pulp, których podobne opisy są integralną częścią.

 

Dzięki ogólnie za tę chwilę, którą poświęciłeś na wypowiedź, ale zdaje pisanie recenzji na podstawie fragmentu jest w złym smaku. Nikt nie każe Ci czytać całości, ale skoro świadomie podejmujesz decyzję o napisaniu komentarza, powinieneś wiedzieć co nieco o całości.

 

@belhaj

Dzięki za komentarz, mam nadzieję, że uda Ci się dobrnąć do końca. Możesz dać znać o jakich błędach mowa? Ciężki styl sam sobie narzuciłem, chciałem aby opowiadanie (jak już pisałem wyżej) nawiązywało w nieco przerysowany sposób do tradycji pulpowej. Umieściłem klasycznego umęczonego detektywa (Marlowe zmieszany z Maksem Paynem?) w mieście z natury bardziej ponurym, niż przewiduje stylistyka filmów noir. Jeśli to zniechęca do czytania, to najwyraźniej popełniłem błąd biorąc się za podobny tekst.

 

Ogólnie dzięki wam obu jeszcze raz. Planuję wrzucić za jakiś czas coś bardziej naturalnie mojego, co z pewnością będzie się czytało lżej, mam nadzieję, że nie zniechęciłem nikogo tym podejściem.

 

Pozdrawiam.

 

 

 

Fabularnie bardzo ciekawe, nawet jeżeli niespecjalnie odkrywcze. Zarzuciłbym przede wszystkim zbyt lekki ton – fabuła aż się prosi, by budzić niepokój, a styl wypowiedzi to czasem zabija, np. niefortunne:

 

Nie mieszajmy do tego środków odurzających – i tak odciskały piętno na zbyt wielu aspektach mojego życia – niemniej z jakiegoś powodu zdecydowałem się podejść.

 

Razi też miejscami dobór zdań, który wyciąga z przedstawionego świata i na siłę przypomina, że coś czytam – mam tu głównie na myśli wstawki w nawiasach. Pod koniec zniechęcił mnie natłok retorycznych pytań, mogłem się bez nich obyć.

Poza tym, całkiem rzetelnie, dzięki za przyjemne chwile, które mogłem spędzić na lekturze. Mam nadzieję, że uwagi Cię zmobilizują do pracy nad dalszymi tekstami :)

Nowa Fantastyka