Profil użytkownika


komentarze: 30, w dziale opowiadań: 30, opowiadania: 19

Ostatnie sto komentarzy

Początek o zarywaniu nocy i przesypianiu poranka przypomniał mi, że właśnie zarywam noc i chyba nic nie uratuje poranka przed przespaniem, więc czytałem dalej. Fajna opowieść ogniskowa - najpierw myślałem, że to będzie coś takiego jak z Rękopisu znalezionego w Saragossie - a wyszła bardzo przyjemna makabra.
Zakończenie nie zachwyca, wręcz człowiek liczy na jakąś porządną puentę... i jest zawiedziony.
Przecinki (co ciekawe, częściej za dużo niż za mało), jakieś drobne literówki.
Wtedy, gdy był dzieckiem, wydawała się ona być straszna na tyle, że pouciekali oni do domów, teraz kiedy był już dorosły, potrafił określić ją jednym słowem - chora.  Nie podoba mi się ta zmiana podmiotów.
i
Ahh wy młodzi  - zapewnie staruszka powiedziała "ach". Nie miałbym nic do ahh, gdyby powiedział to Arab albo kobieta w łóżku, albo ortodoksyjny gothh, ale nie staruszka.

A już smuciłem się po nieobejrzanej wieczorynce. Tylko znowu teraz nie zasnę w obawie, że usłyszę cichutkie, ale wyraźne: Puk... Puk... Puk...
Brrr...
Bardziej klimatyczne niż wszystkie MASAKRY razem.

Mam pytanie (nie odnoszące się do tekstu, który stale się jeszcze powiększa)
Sereno: jak już zakończysz bombardowanie serwisu kolejnymi rozdziałami, to napisz mi proszę, czy dało Ci to możliwość wystawiania ocen?
Ciekawym jest.

Mnie się wydaje, że chodzi tu o pokazanie stanu człowieka na skraju dwóch światów: życia i śmierci. A jeśli zgadłem, to poproszę o ciasteczko :p
A poważnie:
Konstrukcja taka, ja wiem, impresyjna to bardzo odważne posunięcie. Bo brak klasycznej fabuły nie ułatwia czytania.
Podobały mi się opisy ( te żywe i soczyste):
Że pozwolę sobie wyrwać z kontekstu:

pierdolcu
schizolcu
zasrańcu
jebańcu co gubi się w tańcu

Niecierpliwe ręce szukały wzgórków, równin oraz dolin cielesności, czerpiąc niewymowną satysfakcję z ich odnajdywania.

Ekstra. Ten rytm "wiązanki" i to porównanie.

Za to opisy pustki, zagubienia bohatera zwyczajnie wiały nudą i mnie nie przekonały (to jak najbardziej subiektywna ocena)

Poza tym:
Gdy wyobraziłem sobie Gardło, które odetchnęło z ulgą o mało nie wyplułem kanapki, którą właśnie miałem w ustach. Warto by coś z tym anatomicznym stworem zrobić.
A mniejszy wrzątek przestaje być wtedy wrzątkiem. Chyba że jakiś zdolny ontolog udowodni, że jest inaczej.
Tyle.

Potworna słodkość.
Według mnie, tekst jest bardzo dobry z trzech powodów. Raz, koncept. Nie będę się rozpływał w pochwałach, ale nadmienię, że pod koniec uśmiechałem się przez łzy refleksji. Dwa, harmonia. Rzadko zdarza się, żeby w opowiadaniu (bądź co bądź fantastycznym) nie było takiego ciśnienia na posuwanie akcji do przodu, które to aż roztrzaskuje fabularne barometry. Byłem przyjemnie zaskoczony, gdy zasygnalizowano mi szykującą się jatkę i nie zrelacjonowano jej od strony szokującego detalu (chyba odkrywam w sobie fetysz). Wszystko dzieje się w tempie naturalnym, czasem leniwie i z potężnym kleksem z lukru, ale nigdy nudno, i styl idealnie dopasowuje się do tematu. I trzy, tekst ten obnaża w sposób bardzo kulturalny coś, co może jednak więcej symptomów posiada w typowych filmach zza oceanu, niż na rodzimym podwórku (stąt też pewnie stylizacja imion), niemniej jednak odczuwalny jest całkiem nieodległy niepokój.
O wadach nie piszę, bo zbyt byłem zajęty pozytywami, żeby jakąkolwiek wyłowić. 

Tekst byłby całkiem przyjemny, gdyby nie ten zupełnie jawny rasizm :) "dziwny, jasny kolor skóry"? No, no, proszę Autora. Trochę szacunku dla kolorowych.
Pozdrawiam

Przeczytałem, zastanowiłem się i doszedłem do nastepujących wniosków:
1. Tekst nie został przemyślany -> w związku z czym powstały następujące sprzeczności:
- z niektórych fragmentów wynika, że przedstawione wydarzenia dotyczą mikroświata ogranicznonego do osoby narratora, podczas gdy Autor (o ile dobrze rozumiem) stara się obnażyć beznsens świata jako takiegoi. To jakby poruszanie się po dwóch różnych płaszczyznach: ogólnej i szczególnej, jednocześnie - co zgrzyta.
- samiuśka końcówka (dwa ostatnie akapity) to desperacka próba ujęcia całości w klamrę, w dodatku sugerująca jakieś drugie (a może już trzecie) dno - a tak naprawdę za tym nie kryje się żadna treść, żadne przesłanie. Wzmaga tylko przekonanie, że wewnętrzna struktura opowiadania nie trzyma się kupy.
2. Tekst w bezczelny sposób epatuje niejasnymi symbolami, nic-nie-znaczącymi metaforami, stężonym 99,9%-owym absurdem co na początku wydaje się groteskowe i zaciekawia, a potem coraz bardziej nuży. Innymi słowy, brakuje nadbudowy, owinięcia przekazu w jakąś znośną fabułę. Krzta realizmu znacznie podniosłaby walory tekstu.
3. Tajemniczy, niejednoznaczny styl pisania (raz narracja przywodziła na myśl P.Coehlo, innym razem T. Pratchetta, a jeszcze innym - taki dziwny, zagmatwany sen) - bardzo odpowiedni, tyle że od strony technicznej szwankuje. Zauważyłem sporo błędów interpunkcyjnych, zbędnych powtórzeń, nieciekawej składni, itd.
Ogólnie, uczucia po lekturze miałem mieszane.

Tregard. A w jaki inny sposób masz zamiar sprawdzić, czy eksperyment się udał, jeśli nie dzięki krytycznym opiniom?

Mnie intryga z kablami nie zauroczyła. Nie była ona poddana głębszym dociekaniom ani nie płynie z niej żadna refleksja - niby główny wątek a potraktowany bardzo powierzchownie. Poza tym zazgrzytała nazbyt szybka i skokowa zmiana podejścia Sprzątacza do Miotly; potem Sprzątacz doszedł do daleko idących wniosków na podstawie porównania dwóch liczb (nawet jeśli z niego jest bystrzacha, to tym bardziej powinien poddać w wątpliwość doniosłość swojego odkrycia); duch żony pojawia się jako deus ex machina, jego obecność nie jest poparta w fabule - ogólnie siada psychologia i zbyt dużo jest chodzenia na skróty.
Nie pasowało mi w którymś zdaniu wyrażenie "Sodoma i Gomora". W kontekście dalszego opisu lepsza byłaby "stajnia Augiasza".
Podobał mi się za to styl i dialogi, przez co przebrnąłem przez tekst niezwykle gładko i z zaciekawieniem.

A mnie się podobało. Tekst napisany wyśmienicie i rzetelnie, jak sądzę, jeśli chodzi o realia naukowe. No i nareszcie prawdziwe SF. Świat przedstawiony jest bogaty i z przyjemnością się w niego zagłębiłem. Intryga dobra, akcja trzyma w lekkim napięciu do końca, aczkolwiek zakończenie jest nieco nienaturalne - taka wydzielona część z wyjaśnieniem jak z jakiegoś kryminalnego czytadła - co kto lubi - ale do mnie nie przemawia.
Poza tym opowiadanie wymaga edycji - literówki i takie inne.
Na koniec błąd, który zapadł mi w pamięć:
"Okres obiegu był rzeczywiści trzynastodniowy ale planeta kręciła się wokół osi dosyć szybko i każdy rok na powierzchni Ymira złożony był z przeszło pięciu dni." To zdanie jest na tyle niejasno sformułowane, że musiałem pięć razy przeczytać, żeby zrozumieć, o co Autorowi chodziło.

Ten tekst od początku wydawał mi się odrażający: raz że traktował o odrażających sprawach, dwa że został odrażająco niedbale spisany i ciągle coś zgrzytało w trakcie czytania. Ale na końcu stwierdziłem: w tym szaleństwie jest metoda. Jeśli celem było oddanie skrajnej urzędniczej frustracji w konwencji "sennego realizmu", to zastosowany przez Ciebie styl otarł się o ciekawy efekt. Taki jakby-strumień świadomości, niepokojąca, rozproszona narracja, swobodna konstrukcja zdaniowa - to się trudno czyta, ale sam pomysł bardzo na miejscu. Tyle że, jak dla mnie, tekst niedopracowany. Dużo drobnych błędów, literówek i niewykorzystanego potencjału.
Pisz dalej.

Myślę, że na dzwonieniu łańcuchami i wydawaniu jęczących odgłosów bym poprzestał :) No, czasem zasypiające dziecko można by nastraszyć, paranoikowi w lustrze się objawić, zabrać komuś kluczyki do samochodu i przyglądać się, jak ich szuka, zakraść się do szatni dziewcząt i sprawić, by ręczniki nagle zaczeły lewitować - ale to są psikusy. Duch-mściciel - raczej nie dla mnie.

Odnoszę wrażenie, że Twój duch po części zachowuje się jak matematyk-zabójca. Dąży do tego, by wytępić wszystkie cele spełniające warunki jemu-tylko-znanego równania. I z jakiegoś powodu nie lubi wróżbitów. A gdy do żądzy mordu dołączyć maniakalną zazdrość, siostrzaną nienawiść przy równoczesnej ślepej, siostrzanej miłości, brak litości dla niewinnego ojca, swojego stworzyciela, wychodzi charakterystyka całkiem interesującego pod względem psychologicznym popaprańca. Po śmierci czlowiek przeżywa kryzys osobowościowy czy jak?

W takim razie można zadać sobie pytanie, dlaczego ktoś zobaczył ducha ;p Gdyby duchy były inkluzywnie widzialne, to Twoi bohaterowie pomarliby jak muchy, wszyscy. A przypominam, że jeden z ataków nastąpił w miejscu pełnym ludzi. Stąd prosty, logiczny wniosek, że aby ujrzeć ducha, duch musi tego chcieć. A jeśli chce... no to wtedy występuje nieścisłość, o której wspomniałem ;]

A czy miały sens ataki Ewy przed atakiem na matkę? Bo z jednej strony upiorną siostrą kieruje zupełnie jasny cel, a z drugiej zachowuje się ona jak jakiś niewyżyty poltergeist o morderczych zapędach. Pomijając niespójności, nie-w-pełni-logiczności, jest to wciąż niezłe opowiadanie.

Dziękuję pięknie za komentarze: widać komuś się chciało i/albo opowiadanie w istocie nie jest strasznym gniotem.
Eferelin Rand: absolutnie w obydwu sprawach masz rację. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że z elementu zaskoczenia z różnych względów zrezygnowałem na samym początku, nie zacząwszy jeszcze pisać. Stąd tak naprawdę już pierwszy akapit świadomie zdradza zakończenie. A nieudana scena finałowa miała być takim małym buntem kompozycyjnym: przeciwko typowym, bardzo rozbudowanym scenom finałowym. Najwyraźniej to nie wypaliło.
Bellatrix: lepsza "wędrówka po Wrocławie"? Co do pań bohaterek: jeśli założyć, że akcja rozgrywająca się w przeszłości, będąca czymś w rodzaju projekcji cząstki metafizycznej Roberta, kieruje się logiką zbliżoną do logiki snu, to pojawiające się narratorowi obrazy - szczególnie dziewczyny parającej się płatną miłością - nie muszą ze znaczeniami tych obrazów tworzyć funkcji. Jedna twarz nie musi należeć do jednej osoby. Kombinując w taki sposób, obrazowi dziewczyny domyślnie znanej Robertowi, obrazowi, który nawiedza narratora, mogłem bezkarnie przyporządkować dwa znaczenia: Erykę i Elzę.

Gdyby czystki dotknęły Dziadka Maroza, to dla tych biednych, umorusanych dzieci, zamieszkujących przedmieścia Moskwy nie wstałoby chyba słoneczko, i ogólny пиздец( tak to się chyba pisze) by wyniknął.
Jak rozumiem, wybrana postać została wybrana z dwóch powodów: żeby było fantastycznie i żeby oszukać komórki obcego wywiadu szpiegującego polskie, podejrzane ideologicznie strony internetowe - w obawie przed nagłym spadnięciem ze schodów, które miałoby miejsce w noc po opublikowaniu tekstu.
Zresztą, spotkałem już tę postać. Przez tego Maroza D Z I A D A pół godziny stałem dziś w korku.

PS. Zapraszam - względnie jeszcze świeży, pachnący niczym oddech Jacka Sparrowa, liryczny jak trądzik na twarzy młodzieńca, prawdziwie toksyczny: chyba każdy, kto był w trakcie wystawiania komentarza, dostał liszajówi i odwalił kitę z wyrazem błogiego niezrozumienia na twarzy - tekst mój, wyśniony ja napisałem, +-20 linijek pod Twoim - jeśli się nie boisz, wpadnij, looknij, bazgrnij komenta, co tylko.

Nie lepiej byłoby napisać całość i dopiero umieścić? Gdyby nie tytuł, zupełnie bym nie wiedział, o co chodzi, a nawet teraz nie śmiem czegokolwiek interpretować. Narracja ciekawa, tzn. czytało się momentami fajnie, choć nie bardzo wiadomo o czym. I wyróżniaj dialogi - po to są myślniki czy cudzysłowy.

Mnie się podobało. Nie wiem, czy cienka warstwa ironii, jaką wykryłem, była zamierzona, ale ten tekst w ciekawy sposób odnosi się do trendu literatury fantastycznej, jakim jest wampiryzm, pokazując na przykładzie bohaterki, że czytanie kolejnych powieści próbujących powtórzyć sukces p. Meyer, może okazać się szkodliwe. Ale oczywiście, każdy widzi, to co chce zobaczyć...
A co do uwag, oprócz tego, że należałoby tekst przeczyścić (przecinki, literówki, jakieś drobne inwersje),to dziwnym wydało mi się wyrażenie "droga sukienka"; pewnie równie dziwnie brzmiałaby "tania suknia".

Mortycjan. A zatem potrafiłbyś udowodnić na podstawie moich komentarzy coś, co pozostaje w sferze myśli? Ależ z Ciebie magik. Szkoda, że zaraz wyjaśniasz, dlaczego tego nie zrobisz. "Mógłbym umrzeć za ojczyznę, ale zdrowie mi nie pozwala", co?
I "upierdliwiec" był raczej formą ekspresji, nie miałem zamiaru nikogo urazić. Ktokolwiek poczuł się dotknięty, niniejszym przepraszam.

pyrek. Kiedy ostatnio tu zaglądałem, teksty - nie postawy - były oceniane. Ty też, widzę, zasłaniasz się ironią, a wcale nie czytasz, tylko bezmyślnie ripostujesz. Gdybym walczył o wystawianie komentarzy, takich opowiadań opublikowałbym dokładnie tyle, ile potrzeba, by móc komentować. A napisałem jedno, bo poczułem żywioł i lektura gazety mnie nudziła. Wyczuwasz delikatną różnicę?
Mortycjan. Do Ciebie chyba trzeba dosłownie i tylko dosłownie, bo inaczej nie dociera. Więc: jeśli w pytaniu zawierasz fałszywą tezę, jakobym nie mógł się z czymkolwiek pogodzić, przykro mi, w takim wypadku nie odpowiem na Twoje pytanie. Sądziłem, że się domyślisz, bez zbędnej awersji -  ta za to bije z Twojej ostatniej odpowiedzi.

Dziękując za komentarze, liczyłem, że zostanie to poczytane jako "temat zamknięty". Ale że jakiś upierdliwiec, drąży, proszę:
pyrek. Dziadku, może Tobie obce są pływy emocjonalne, mnie jako człowekowi młodemu wciąż się zdarzają.  Lassar (ponoć o nieobecnych się źle nie mówi, ale co tam) nie zna znaczeń słowa "sprezentować" a się mądrzy. Poza tym "tylko" może zostać. Czepianie. Powtórzenia, drobne błędy - racja - ja tego przed opublikowaniem - miałem się nie przyznawać - nie czytałem.
Mortycjan. Nawet nie zrozumiałem Twojego pytania, jeśli chcesz, bym ci na nie odpowiedział, sformułuj je jakoś inaczej.

W trosce o czas użytkownika terebka, na wstępie sugeruję, żeby ów użytkownik postu niniejszego nie czytał. Słowem wyjaśnienia, tekst napisałem w przypływie handry z powodu tego, że odebrano mi możliwość komentowania; między pierwszym a ostanim łykiem latte przy porannej gazetce. Oto Twój powód, użytkowniku pyrek. Na zarzuty nie odpowiem, w większości są one bez pokrycia (tak, to o Tobie, użytkowniku Lassar) albo ironicznie złośliwe (niecny duecie użytkowników: jacek001 i Mortycjan). Miło z Twojej strony, użytkowniku kimika, że spodobał Ci się tytuł. I o Tobie nie zapomniałem, użytkowniku yako: jeśli komentujesz o godzinie 01:17, to nic dziwnego, że teksty dziwnymi Ci się wydają.
Dziękuję za wszystkie komentarze i nie przepraszam. Każdy czytał na własną odpowiedzialność.

To właśnie, że ten ktoś wcale z mojego punktu widzenia nie pisze bałaganiarsko, niegramatycznie i tak dalej (nie pisze też jakoś specjalnie dobrze, ale chodzilo mi o plusy, nie o minusy), tylko używa języka jak narzędzie. Jak wiadomo, dźwignią prostą to mogli się Neandertalczycy zadowolić, żeby kamulca ruszyć, a nam - ludziom współczesnym marzy się dźwig. I o ile tekst jest czymś, co trzeba udźwignąć, noirone się do tego zabrał/a iście inżyniersko. Ja się zwyczajnie zdziwiłem Twoim pierwszym postem, AdamKB, bo zdania które wymieniłeś są logicznie jak najbardziej poprawne, a że można by je napisać prościej, nie znaczy, że prościej brzmiałyby lepiej - więcej (nawiązując do przytoczonego przez siebie zdania z szufladą) - bez nich tekst zostałby pozbawiony swojego atutu, bez którego ujawniłaby się banalność jego treści, sztućce zabrzmiałyby zwyczajnie i nudno przy tym, tak przynajmniej pomysł narracji studenta-intelektualisty (czy studenta pseudointelktualisty) z negatywną opinią o społeczeństwie, któremu dano możliwość powiadomienia wszystkich o zbliżającej się apokalipsie i który tego nie robi, uznaję za ciekawy, a język w żadnym wypadku za coś, co przeszkadza.

Adam KB: Nieporozumienie. Po jednym tylko akapicie nie zwykłem oceniać ludzi, więc żadnych klasyfikacji względem Ciebie nie czynię, a klasyfikuję tylko pewien typ litereatury. Bo chyba ciężko się nie zgodzić, że łatwiej na półce z książkami fantastycznymi znaleźć taką pozycję, co czytelnika uładza z największą troską - a nawet nadmiar tej troski prowadzi go do większej demencji.
Z trzech wymienionych tknąłem Lema: a u niego pewnie doznałem jakiegoś tam szoku z początku, ale po jakimś czasie minął (nie mówię tu o filoficznych jego pracach a o beltrystyce) I na przykład nie wyobrażam sobie, by ocean z Solaris został opisany w sposób ładny i prosty, bo wtedy z  fascynującego opisu zrobiłaby się jakaś tandetna tapeta. Ale nie uważam, żeby język sprawiał tam trudność, co najwyżej wymagał większej uwagi, koncentracji, udziału czytelnika, co tylko można uznać za plus.

noirone:- Witaj przedstawicielu rasy ziemian - tajemniczy głos przypominający spadającą na ziemię szufladę ze sztućcami odbił się majestatycznie od zagrzybionych ścianek prysznicowych. - kiedy szuflada spada na ziemię szuflada ze sztućcami, pewnie brzmi to całkiem zwyczajnie, ale grunt to opisać to w sposób niezwyczajny.
Pomysł fajny, z jednym zastrzeżeniem, że przedostatni akapit aż prosi się o jakieś rozwinięcie fabularne - zaintryowany czytelnik (taki jak ja) został potraktowany zakończeniem, kiedy się tego wcale nie spodziewał.
AdamKB - w zdaniach nic nie trzeba zmieniać, nie są przekombinowane, tylko trzeba się odzwyczaić od takiej literatury, która tym mniej sprawnym w czytaniu zapewnia większościowe parytety.

Ja się najpierw do języka przyczepię: http://pl.wikipedia.org/wiki/Przecinek - bo mam wrażenie, że jeśli znasz zasady, to nie wszystkie. Poza tym sporo - może nie wpadek - ale niedoróbek: 5 razy słowo "który" w krótkim pierwszym akapicie, piszesz "nie" z imiesłowami przymiotnikowymi oddzielnie, podczas gdy pełnią funkcję typowo przymiotnikową, pełno jest drobnych błędów, zdań, którym przydałaby się inwersja i - ogólnie - język odczułem jako jednak coś przeszkadzającego w tekście - i nie wcale dlatego, że zamiarem Twoim było literalne zwrócenie nań uwagi, np. przez wtrącenia i partie tekstu w nawiasach (jesli było).
Druga sprawa - kompozycja. Rozumiem, że antyweryzm miał być obecny zarówno w treści jak i formie (stąd pewnie zupełnie nieracjonalne zachowania postaci), więc chyba najlepiej byłoby uczynić kompozycję ściśle podległą jednemu konkretnego wątkowi, a tu jakieś na początku wstępy o zespole piłkarskim i wstawki-próby uprawdopodobnienia zdarzeń (a jeśli chciałeś odnieść marnotrawienie czasu do piłkarskiego epizodu, to powinieneś był bardziej to wyeksponować)
Nic specjalnego: 3/6

Cedrik. Przytoczę jedno zdanie z Twojego tekstu: "Wczoraj dostałam szóstkę z polskiego i jedynkę z matmy." Mniej więcej to samo mogę powiedzieć o opowiadaniu: no nie... bez przesady: trója z polskiego.
Fantastyka była zresztą. W swobodnym, pozbawionym logiki mieszaniu różnych elementów, posługiwaniu się oklepanymi schematami  i używaniu ich w sposób równie oklepany, niespójny w dodatku. Miałem wrażenie oglądania filmu klasy b z rodzaju taniej tragedii rodzinnej. Schematy: dziewczyna-bohaterka dorasta - oczywiście jej emocje przedstawione najbardziej przewidywalnie jak to było możliwe. Rodzice: oczywiście dramat, bicie, bue - wyskakują jak Filip z konopii w połowie i potem słuch o nich ginie. Chłopak, co to wydaje się najnajnaj: najpierw taki zdystansowany uśmiechnięty, potem od dziwek wyzywa, a na koniec w alfonsa się zamienia (galerianką bohaterka czyżby była?) - poraża wszystkich swoją plastikowością
Sam tekst zaczyna się od opisu, wskazuje na bardziej osobisty charakter narracji, a potem brnie w  labirynt zupełnie bezpłciowej uczuciowości. Przy czym język nie dąży w tę samą stronę, jest mało sugestywny, tam gdzie powinien być; gdzieś, gdzie powinnien zwolnić, zdania zawierają po dwa słowa; zdania z gatunku: "W całym pokoju unosił się zapach spełnienia." - zobowiązuja do kontynuowania takiego stylu, a u Ciebie to takie pojedyncze dziwadła wystające tu i ówdzie bez koneksji z resztą.
No i to co w twórczości z gatunku obyczajowych najważeniejsze: brakuje  tła. Przedstawiasz jakieś zdarzenia, ale to bardziej wyrwane z kontekstu mysli, zupełnie niepasujące do takiej tematyki. A sam finał (do niego zapewne nawiązuje tytuł), nie wywodzi się płynnie z treści, a istnieje sobie ot tak - żeby utwór skończył się efekciarsko.
Tak wiem: Opowiadanie zostało oparte na faktach. No to w takim razie, widać, nie wszystkie fakty warte są spisania albo należy się do nich zabierać z większą dyscypliną i przede wszystkim z pomysłem.
Na zachętę: 2/6 I  apeluję o pisanie jednak Fantastyki: tam łatwiej  nie popełniać gaf.

Nowa Fantastyka