Profil użytkownika

Pospolity Paradoks http://silmaris.pl/silmaris-42017/ 

Koń by się uśmiał https://niedobreliterki.wordpress.com/2018/03/04/kon-by-sie-usmial-by-jastek-telica/ 

Złoty deszcz http://szortal.com/node/14263 

Obszarpani smokobójcy http://magazyn.bialykruk.org/ magazyn/ kwiecień – czerwiec 2018

Larwa http://magazynhisteria.pl/lipcowa-histeria-5/ 

Nauka topienia smutków http://abyssos.eu/2018/10/01/numer-9/ 

Syn idealny http://magazynwizje.pl/03-2018/ 

Odmieniec http://www.szortal.com/node/15638 

Ludzie mają inaczej http://magazyn.bialykruk.org Magazyn Biały Kruk - nr 7 styczeń - marzec 2019

Dwie wieszczby https://magazyn.bialykruk.org Magazyn Biały Kruk - nr 10 październik - grudzień 2019

Chce mi się https://niedobreliterki.wordpress.com/2020/08/24/chce-mi-sie-by-jastek-telica/ 

 


komentarze: 415, w dziale opowiadań: 287, opowiadania: 78

Ostatnie sto komentarzy

A mogłem studiować finanse.

Bardzo to ładne, pouczające i magiczne. Urocza bajka, na której skorzystają nie tylko dzieci.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

A ja chciałem minimalistycznie.

Dupa ze mnie, a nie minimalista, czyli nauka na przyszłość, by nie żałować sobie baroku. Umiar stanowczo przereklamowany.

Dzięki.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Mikołaj japoński, ale pasek na nim biało-czerwony.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Tradycja ginie, ale dobrze, że choć młodzi czytają fantastykę.

A tak na marginesie, to czy ryba po grecku, o północy wigilijnej przemówi po grecku?

O Boziulku, miałbym nawet pomysł…

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Starałem się, po prostu. A wyszło, jak wyszło.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ach gdybym miał talent plastyczny, zostałbym artystą malarzem.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Mam nadzieję, że mi wolno.

 

Brzemię anioła

 

Aż go przygięło.

Kłąb bólu, rozpaczy i nieuleczalnej straty był większy niż wszystko, z czym mógłby się zmierzyć.

Podchodził do niego ze strachem, że nie udźwignie i dygotałby na ciele.

Gdyby miał ciało.

Westchnął ciężko i podniósł nagotowany wór, wielki, czarny i mocny. On nie zawiedzie, to pewne, pytanie, czy anioł uniesie brzemię.

 

* * *

 

Leciał do nieba.

Nie musiał. Mógłby po prostu się przenieść, ale tak wolał, choć ciężar był nie do zniesienia, odmawiał skrzydłom mocy, tak ściskał żebra, że płucom brakło tchu, serce trzepotało i migotało, tocząc krew cięższą niż ołów, zaś skronie miażdżyło imadło, choć nie powinno, skoro anioł nosił aurę. Wszystko na opak, mimo, iż nie odebrał istocie jej ciężaru, nie mógł tego uczynić z woli Najwyższego, który ludziom przeznaczał takie ciężary, które mogli unieść.

On nie umiał, choć dźwigał tylko wizerunek tak samo niecielesny, jak własna materia.

 

* * *

 

Zrzucił wór.

Od razu lżej plecom.

– Jakże ludzie znoszą takie męki? – zamruczał sam do siebie.

Nie znał odpowiedzi, a później zaczął rozważać, jak przemówi do Najwyższego, skoro przemawiać nie musi, bo on wie wszystko. Ale przecież coś powie musi i przysiądzie, i spojrzy z błaganiem, że Pan uczyni to, w czym mocny, sprawi cud, więc wszystko się ułoży.

A jednak powstał z niechęcią. Wtedy zobaczył tamtego.

Powinien przebywać gdzie indziej, choć teraz tu jego miejsce. Śmiał się i śpiewał. Niebaczny na grozę, anioła niosącego taki wór, w którym to całe szczęście można by pogrzebać nie wieki.

Zaś anioł zrozumiał, że spotkał na drodze właśnie tego, kogo powinien.

– Pomożesz mi – rzekł, podchodząc do wesołka.

Tamten zmartwiał.

– Ale czy umiem? – spytał ze strachem.

Anioł popatrzył z wysoka i odpowiedział:

– Na pewno.

 

* * *

 

Zatrzymali się.

– Idź – rzekł anioł.

– Ale tam wszystko zawarte na cztery spusty. Czy zdołam?

– Ty tak.

 

* * *

 

Wolałaby nie oddychać, gruzeł męki zaciskał się jak pętla szubienicznika, a nieznośny ciężar przygniatał. Ból wszędzie i we wszystkim. I w czasie, kiedy wszyscy z nadzieją czekali jutra, ona spodziewała się kaźni, bo wraz z tym maleństwem utraciła życie.

I wtedy usłyszała:

– Mamusiu!

Zerwała się, bo słyszała naprawdę. Rozejrzała wokoło, dygotała i szalała z nadziei, że odzyska to, co straciła.

Chwyciła za serce.

I zapłakała.

To ono zwodziło, to z niego wołanie.

Rozpacz stała się większa i bezkresna.

– Mamusiu! – usłyszała znowu.

– Odejdź – szepnęła.

– To ja – tłumaczył znajomy głosik. – Byłem tu – po czym niwecząc węzeł bólu i rozpaczy zapewnił: – I zawsze będę.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Jest taka anegdotka.

– Ale piękny ten twój bobas.

– Jak zobaczysz jego zdjęcia, dopiero się zachwycisz.

 

Myślę, że rady wena są idiotyczne, jeśli tamten nie zobaczy jaka ładna bez zdjęć, to po nich można się spodziewać tylko, że ją dostrzeże tylko jako wizerunek, a nie cielesnego człowieka.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Proszę o wpisanie na 22 albo pierwszy wolny termin.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Roboty mają fajne życie. A człowiek nie może nawet na Saturna, musi mu wystarzyć widok Księżyca, o ile nie ma zachmurzenia.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Poczekajmy, Koala był pierwszy, może coś przygotował i wypadłoby głupio.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Do dwudziestej czwartej sporo czasu na wrzucenie tekstu, chyba, że ktoś smacznie śpi. Mówi się o misiach, a ja chociażem nie miś, to lubię wraz z kurami.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

To ja ewentualnie też mogę uzupełnić lukę.

Wrzuciłbym coś o aniołach.

Data nieistotna, bo tekst w głowie gotowy i właśnie przenoszę go na komputer.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nietypowe. Czekałem na fabułę, a tu finał.

Zaskakujące formalnie i podobało mi się.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Rzeczywiście smutne, ale nie powiedziałbym, że depresyjne.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

To ładna inicjatywa ten kalendarz. Chętnie się dołącza.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Błagam o wybaczenie, bo przekroczyłem margines słów i powagi.

 

Drzewo życia

 

Przyszli ze świtem, kiedy zimna ziemia słała w stronę równie chłodnego nieba mgłę gęstą jak mleko. Dzierżyli naostrzone siekiery i zębate piły, a ich głuche kroki, którymi odmierzali mordercze zamiary, niosły się po struchlałej okolicy.

Zrobią co zechcą. I nic ich nie powstrzyma. Tacy odcięci od piękna świata przez chorą chciwość, której nic nigdy nie nasyci.

Nawet nie gadali, tylko patrzyli siwymi oczyma, a wilcze zęby błyszczały wśród strachliwego poranka.

Nie zwlekali, a jak zabrali się do roboty, to szła im sprawnie, kiedy wgryzali się piłami, a siekierami sprawnie odcinali odrosty. Dumne, wysokie drzewo, z koroną wiążącą śmigły wiatr, prędko uległo, a padając wstrząsnęło ziemią. Zaś chwilę później odarto pień z kory i nagi rzucono na wóz. Resztki pocięto na trzaski, by jako susz nakarmiły chciwy płomień.

Tak oto siedlisko życia zapewniające bezpieczne schronienie rudym wiewiórkom i siedzibę dla gniazd świergoczących ptaszków wolą istot mierzących świat okrutnym pożytkiem, zostało starte w proch.

Drzewo życia zostało zamienione w drewno śmierci.

 

* * *

 

– To znakomity opał.

– Naprawdę? Nie wygląda. Kruchy jakiś.

– Bo pocięte gałązki, kora, odpady. Wszystko, co zbędne, ale da ciepło.

– No, no. Zobaczymy.

 

* * *

 

– Ładne skrzypce.

– A jakże, z najlepszego górskiego drewna. Tak zabrzmią, że wstrząsną niebem.

– Oby ludzkimi sercami.

– Je łatwiej poruszyć.

– A dla mnie wiolonczela.

– Jej dźwięk zmiesza ziemię.

Śmiali się muzycy, słysząc zapewnienia, ale podobały im się nowe instrumenty. Wkrótce zostaną sprawdzone.

 

* * *

 

Wchodząc do wnętrza z początku tarli dłonie, ale prędko przestawali. Wewnątrz grzał piec szczodrze karmiony paliwem. I huczał. Dziwnie. Jakoś gniewnie. Powiedziałbyś, że źle życzył obecnym. Milkli i wsłuchiwali się w złowróżbny trzask ognia.

Muzycy stroili instrumenty. Lecz zamiast miłych tonów odzywały się jakieś zgrzyty i huki, a jedyna piosnka jaką obiecywały to zemsta na wroga.

I narastała.

Więc groza przejęła serca zgromadzonych, rozumiejących, że za chwilę stanie się coś strasznego. I nic tego nie powstrzyma. Oni słabi i samotni. Wróg odpłaci za krzywdę.

– Jesteś, jesteś – odezwał się dym unoszony pod niebo wysokie, by tam się skroplić i wróciwszy na ziemię nieść życie wszystkiemu, co skore do wzrostu.

– Znowu razem – odpowiedziały instrumenty, znajdujące powód do radości, bo zyskały zdolność do tworzenia niepojętnego piękna.

Spotkały się, nie zniszczone na wieki.

I jedno z drugim współbrzmiało.

A młody głosik, który nie pojmował strwożenia gromady, a przybył, by cieszyć się z tego, co nowonarodzone, zaintonował:

– Bóg się rodzi.

A piec i instrumenty dołączyły do chóru, zaś zebrani ludzie zanucili.

I niosło się niosło to przedziwne połączenie rodzące coś nowego.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Przydziel mi, proszę, dziesiątego grudnia, bo ta pustka w oczy kole. A ja znajdę powód, by coś naskrobać.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Prawda, czysta prawda, a to przecież krwawe istoty.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Dzięki, czas pokaże.

Ale ja to niedowiarek jestem.

Pozdrowienia.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

A czytałaś Las wiePobłogosławioną, a fragment tego, co rozszerzeniem, nazwałem Tkaczką, choć tytuł w międzyczasie zmieniłem. Długie to na dwadzieścia cztery rozdziały i ponad sześćset tysięcy znaków. Na portalu, jak wspomniałem, fragment początkowy, wątki rozbudowane ponad zakres opowiadań.

Posłałem tam i siam, ale do diabła bodajże najwięcej trafiło, to chyba nic z tego nie będzie. W każdym razie teraz zwalczam szyk przestawny, więc poprawiam co nieco, bo tejże konstrukcji stanowczo za dużo. Przywara, nad którą nie panuję.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Podzielam nadzieję, choć nękają mnie niejakie wątpliwości. A z drugiej strony z dziką radością przedstawiałem bohaterkę wśród wspólnoty (najbardziej bartniczej).

Człowiek to taki pełen sprzeczności jest.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Studiowałem w siedzibie komitetu wojewódzkiego odebranej w 1990 pezetpeerelowi, a mój zmarły przyjaciel mieszkał w budynku, gdzie swą siedzibę miało UB, a tam pokoje przesłuchań. I choć w duchy nie wierzę, cokolwiek wzdryga.

Mamy całkiem historyczny kraj.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Wiesz, ja mieszkam na terenie byłego getta, co prawda na trzecim piętrze, ale jak sobie pomyślę, że to byłby parter i zaczęłoby się skrobanie….

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Wiesz, to pomysł, bo finansowo mogłoby być nawet takie zdarzenie korzystne. Złapać aktywnego wirusa sprzed tysiąca lat… Ciekawe, jakie ceny?

I ja znowu o wampirach jako humoreska.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Taka myśl filozoficzno-egzystencjalna: to co dla jednego dnem, dla drugiego sufitem.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

A dno to ostateczność?

Niby się go sięga, a tam ktoś skrobie od dołu.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Czyli dżuma lub cholera.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Pobiłaś mnie.

Trafiony, zatopiony!

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Czyli zostaje mi kogut, który wlazł na płot i pieje, że dzień wstaje.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Czasem i ślepej kurze uda się trafić w ziarnko.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ale jak te stwory dowiedzą się o mej zdradzie, to pożałuję tego do ostatniej kropli krwi.

Jakoś nie wiem czemu, ale kiedy zabieram się za wampiry, to w większości przypadków żartobliwie mi wychodzi. Bodajże raz, kiedyś w Histerii opublikowałem tekst pozbawiony śmieszkowania.

Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Bardzo dziękuję: Koala75krar85Sagitt za komentarze i przepraszam za straszliwe opóźnienie. Nie znajduję nic na swoje wytłumaczenie, ale to opowiadanie dość specyficzne i sam się nad nim zastanawiam.

 

regulatorzy

Tak, on taki jest. Chciałem by równocześnie był bardzo, bardzo smutny, a na koniec odwracający wszystko, by znaleźć pocieszenie.

 

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Tak mnie naszło, że tu podstawowy błąd. Bo grzebanie nie w bibliotece, ale w poczekalni.

I nie wiem, czy jest sens zgłaszania do biblioteki tekstów starszych niż kwartał. Komentarz – miło, warto podyskutować, jeśli komuś zechce się napisać coś niebanalnego i nieograniczonego do fajne, a nuż otworzy to dla autora nierozpoznaną perspektywę, ale zaraz biblioteka? Kogo to po takim czasie raduje?

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

To mi odpowiedziałaś, używając zastosowanego przeze mnie w tym opowiadaniu sposobu polegającego na używaniu krótkich, a wręcz skrótowych zdań, by w gruncie rzeczy pochwalić zamysł twórcy, sama przechodząc drogę od niezrozumienia do olśnienia.

To znana historia, ale niewiele nieznanych. Kiedyś pomyślałem sobie o takiej opowiastce, gdzie bohater po wielu przygodach i długiej wędrówce, kiedy traci po drodze towarzyszy wyprawy, a guzy zyskuje, nierozpoznany przez najbliższych siada na przyzbie.

To Odyseja oczywiście, wszystko w niej było, o czym piszemy, a powstają coraz to nowe historie na niej oparte.

Absolutnie nie należy wszystkiego wyjaśniać.

Szczególnie autor nie powinien.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

a wena widocznie u kogoś innego bawiła

Szyk jednak bym zmienił.

 

Każdemu by się przydał taki Apacz.

Ładny, nienachalnie żartobliwy, a przy tym ciepły tekścik.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ładne wstawki z postapokaliptycznej przyszłości wpisane w nostalgię za utraconym dzieciństwem.

Ale zabrakło mi czegoś wduszającego w fotel, a przynajmniej zaskakującego, choćby jako maleńkiego zwrotu akcji.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ciekawa czarownica z tymi jej wszystkimi konkretnymi czarami w postaci chociażby makaronu.

Moim zdaniem przerysowani goście, co sprawiło, że bardziej niż na fabule, skupiłem się na karze, która na nich oczywiście spadnie za bucowatość i buracką głupotę (choć oni z miasta). Te rzeczy bym zmienił, bo nazbyt przewidywalne. Wydaje mi się, że kilka tysięcy znaków użytych w tym celu by nie zaszkodziło.

Ale czytało się jak najbardziej przyjemnie.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

A jutro przybędą magowie z czarodziejskimi darami.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ja stawiam na zwiększoną rolę mieszanek, a może lepiej powiedzieć hybryd z mocniej zaznaczonymi wątkami obyczajowymi względem głównych gatunkowo. Czyli fantastyka, ale sporo relacji, mniejsza rola akcji. Do tego nie trzymanie się kurczono czystej fantastyki, dojdzie kryminał, horror, jak kto chce, ale, rzecz jasna, z tym obyczajowym sztafażem.

Ciekaw jestem tych przewidywań, choć myślę, że cokolwiek o sprawdzalności podobnych wróżb da się powiedzieć za jakieś półtora roku.

Akurat tyle czasu, by powieść popełnić.

Co prawda na taki proces stawiam od kilku lat. I nie trafiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Lepiej jak się podoba niż nie.

Ale czuję, że muszę się wytłumaczyć.

Koncept tekstu został oparty o ideę minimalistyczną, czyli by ograniczyć liczbę słów. Potem poszło.

Wykorzystałem w tym celu to, w czym czuję się mocny, czyli dialogi. A one dla mnie to pytanie i odpowiedź albo drążenie kwestii, albo tezy i jej zaprzeczenie. Ogólnie kontrast, to buduje dynamikę i pozwala oszczędzić na objętości. Co nie męczy realizacją zamysłu.

Tu oczywiście nie ma formalnego dialogu, a raczej go mało, ale chodzi o samo przeniesienie sposobu realizacji.

Ten tekst w gruncie rzeczy sam mi się napisał.

Ciekawe, czy byłby lepszy z tymi wszystkimi dodatkami scenograficznymi, powiewem wiatru, odłożeniem skiby, by coś innego się zadziało poza gwiazdą? Pojęcia nie mam.

Pozdrowienia.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Przecież zawsze się przydajesz.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Koala75

Raduje? Mnie mało, ale przez to, że kogoś tak, to jakby i mnie.

Powodzenia w tym nowym.

 

grzelulukas

Nie mówię chyba nigdzie o pesymizmie, bardziej mam na myśli gorzką refleksję.

Ze względu na to, że to moje autorstwo, by nie poniżać się wyjaśnianiem, o co chodzi, pozwolę sobie o takich rzeczach nie pisać.

Pozdrawiam.

 

regulatorzy

Z całego serca dziękuję za wyłapanie baboli. Wstyd, że sam ich nie zauważyłem.

Najserdeczniejsze pozdrowienia.

 

Ananke

Pierwotnie pisałem z przeznaczeniem zgłoszenia do kalendarza adwentowego. Liczyłem słowa. Pojawił się przez to określony styl. Uznałem, że nawet pasuje i przy nim zostałem.

Z tym przeszarżowaniem się nie zgodzę. Ale każdy takie kwestie widzi przez pryzmat własnego gustu.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ambush

Chciałem dystansu, kwestie zaznaczałem bardziej niż rozwijałem, stąd może wrażenie rwania.

Jednak tylko tych trzech poszło.

 

Bardjaskier

Tak, my stare historie cały czas opowiadamy, choć staramy się na nowo, by aktualne były.

 

Dzięki Wam za czytanie, życzę radosnych i pogodnych.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Może od czasu do czasu dziwaczna przerzutnia, kiedy nie sam fragment zdania przeniesiony do nowego wersu, a rym?

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Przy wiłach włącza mi się mowa wiązana, co w sumie ryzykowne, bo nie chodzi o same rymy, wiązanie to kilka innych, mniej oczywistych i trudnych rzeczy.

Ale o nich nie umiem inaczej.

Chyba malec pomógł przez to, że wyłamywał się spod ich uroku. Co wiedziałem, jakimi słowami nazwać.

I poszło.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Bardzo dziękuję za wszystkie dobre słowa, których po tym tekście nie oczekiwałem.

Pozdrowienia.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Wiły same się narzuciły z tym rytmem. I tak pozwoliłem, by to poszło w tę stronę.

Ze mnie to poeta do kotleta, toteż tym bardziej dziękuję za docenienie.

Mały bohater mówi o szczególnym złu, nie każdym, ale takie tekściki pozostawiają ogromną dowolność interpretacji.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Łysych to pewnie strzygą oczyma?

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nic to, powiem po Wołodyjowskiemu i wracam do dopasowywania kolejnych scen.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Dzięki,

na razie usterki stylistyczne w zasadzie niedotykane. Dopisuję brakujące sceny, a liczba znaków rośnie i rośnie.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Cześć, 

dzięki za dobre słowo.

Zatrzymania mają wspólne cechy?

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

No dobrze, trzeba tu wyjawić kilka rzeczy.

Zaczęło się od Las wie, a on od tego, że przeczytałem opowiadanie na forum o poronieniu. Autor pozmieniał kilka prawnych przepisów i w wyniku dość drobnych zmian stworzył nowy świat, w którym kobiety się karze za niedonoszenie ciąży. Nie przekonał mnie, uznałem to za nadużycie. Nie wierzę po prostu w efekt motyla, że jakiż tam owadzik w Amazonii zamacha skrzydełkami i stworzy nam huragan pustoszący pół Europy. Nie wierzę też, by na przykład tacy Niemcy rozpętali spiralę mordów i nienawiści tylko dlatego, że Hitler doszedł do władzy. Tam było odpowiednie podglebie wydające z siebie urojoną krzywdę, która doprowadziła ich do uznania siebie za nadludzi, a Żydów, Słowian, Cyganów za coś gorszego. Hitler był wynikiem, nie przyczyną. I dlatego pojawił mi się pomysł na Las wie.

Oczywiście broniłem się, bo pisania nie lubię. Pisanie każe dać pierwsze miejsce temu, co zechciało się objawić. Gdzie ja? No, chodzi o to, że mnie w tym wszystkim nie trzeba. Zatem tłumaczyłem sobie, że nie trzeba nic pisać, przecież nie zajmuję się aktualnościami. Tylko, że to coś, co przyszło, zbyć się nie dało.

Z Lasem jednakże był pewien kłopot, bo wtedy napisałem taki drobiazg na kalendarz adwentowy, a do tego Mikołaja z krzywym ryjem. Rzeczy o zupełnie innym charakterze, skoro Las powinien być mroczny, na Sylwestra umieszczony, bo Sylwester to przecież istny horror.

Nie wyrobiłem się, nie to, że długo szło pisanie, nie. Długo zabierało dokonanie poprawek.

A gdy już Las został umieszczony, to pokłóciłem się z Irką.

Irka zarzuciła manipulację związaną ze świętą (to Miłomira, we wcześniejszych wersjach nie nosiła imienia). Odpowiadając, wyjawiałem własne przemyślenia dotyczące tekstu. A jakże miałem takie, choć nie zamierzałem ich w jakikolwiek sposób realizować. Irka mnie zmotywowała. I tak powstała PobłogosławionaTkaczka.

Oczywiście nie powstały od razu, choć Pobłogosławiona (teraz nosi tytuł W złym lesie wiły z krzywdą tańczyły) szybko, na pewno przed epizodem cukrzycowym.

Prywatą muszę pojechać. Epizod cukrzycowy to ja mocno sobie wyhodowałem nadmiernym lenistwem, co objawiło się tym, że nadmiernie posłodzony w śpiączki zapadałem przy byle wysiłku, a piłem przy tym takie ilości płynów, że do cukrzycy dołożyłem zapalenie cewki moczowej. Ale lekarze się sprawili i przy pomocy przeróżnych wynalazków prędko postawili mnie na nogi. Przed wyjściem ze szpitala odbyłem rozmowę, z psychologiem oczywiście, to znaczy z psycholożką, która postanowiła mnie zmotywować do optymizmu i chodzenia.

Obiecałem, obiecałem, że będę chodzić.

I tu dochodzę do rzeczy. Czyli, że chodzenie sprawiło kłopot.

Mój spacer (ja to jestem chodziarz, myślę jak chodzę) to dwie godziny. Najpierw park, później zwierzyniec, rezerwat zwierzyniecki, nasyp po byłej kolejce wąskotorowej, obecnie ścieżka spacerowo – rowerowa. Dwie godziny, można kupę rzeczy ułożyć.

Nie układałem, bo właśnie na tej ścieżce, gdy zostawało około pół godziny marszu upadałem fizycznie. Spotykały mnie niemiłe rzeczy, pociłem się jak mysz, chciałem rzygać, srać i mdleć. Wszystko naraz. Po prostu przerażające.

Kolejne spacery nic nie zmieniały. Słabość dopadała mnie w tym samym miejscu.

Aż po trzech tygodniach przeszło.

Nie mdlejąc mogłem czymś się zająć i zająłem. Pobłogosławiona istniała, Tkaczka nie. Mając czas postanowiłem zabrać się w nowy sposób do rzeczy. Zwykle to ja znam finał i doprowadzam historię do końca, mając nieco notatek i sporo przemyśleń. Moja robota w tym wypadku polega na tworzeniu łączników, bo sceny to mi się same z siebie zobaczyły. Postanowiłem spróbować nowego sposobu. Czasu w trakcie spaceru nie brakowało.

Stworzyłem plan.

Powstało w taki sposób dwadzieścia jeden rozdziałów, to znaczy w planie, w którym potrafiłem rozpisać na przykład kluczowy dialog dla rozdziału i sposób w jaki do niego doprowadzić.

Ta praca trwała od połowy czerwca do początku sierpnia.

Umieściłem Pobłogosławioną na stronie, nieco ją poprawiwszy (teraz poprawiłem bardziej) i zabrałem za pisanie Tkaczki.

Zacząłem dwunastego sierpnia. Szło mi nieźle, choć z początku nienadzwyczajnie. I już w drugim rozdziale napotkała mnie nielicha zagwozdka, polegająca na tym, że tak zwykle to ja trzymam się jednej perspektywy, nie kurczowo, ale jednak. Odstępuję rzadko wiodącego bohatera (choć zdarzyło mi się odstępować), a tu chciało pójść inaczej. Nawet usiłowałem coś z tym zrobić, nie mam pojęcia co bym zrobił, jak opowiedzieć o tych wszystkich wydarzeniach z planu. Nie wiem. Poszło inaczej. W czasie pisania doszły także dwa rozdziały. Jeden zechciał się rozbudować, drugi zechciał objawić.

I tak kończąc dwudziestego drugiego października z 458 205 znaków miałem dwadzieścia trzy rozdziały i coś na kształt zbiorowego bohatera.

Prawie epopeja.

Do poprawek nie zabrałem się od razu. Mógłbym, coś bym nawymyślał o tkactwie i bartnictwie, obejrzał kilka filmików na jutubie i tyle. Ale zrobiłem inaczej. Nakupiłem książek. Z początku kilkanaście, do nich kolejne, w rezultacie coś około czterdziestu. Potrzebowałem wiedzy o tych dwóch kwestiach plus rola kobiety w średniowieczu. Nie piszę tu średniowiecza, ale warunki nieco przypominające. Wiedziałem, że z tego powstaną sceny urealniające mi historię. Z czystym sumieniem polecę tu Giesów, jeśli ktoś potrzebuje przystępnie podanych informacji o epoce to w życiach średniowiecznych ich autorstwa znajdzie tego pod dostatkiem.

Giesów czytało się przyjemnie, Baranowskiego całkiem, tragicznie te wszystkie folklory, bo do nich sięgałem z myślą o tkactwie. A się przydały. Scena z łyżnikiem powstała dzięki nim. Bez, kończyło się na tym, że ojciec płacze, córka pociesza, sprawa głodówkowa załatwiona. A nie może być tak łatwo, bo gadanie za mało. Podobnie dzieci czekające na przebierańców. Folklor wiele mi dał.

Ale jak umęczył!

Teraz wpisuję te wszystkie poprawki, a mam ich naskrobanych trzydzieści trzy strony. Jedne przedstawione jako sceny, do pewnego rozwinięcia, inne to zarys, muszę znać perfekcyjnie tekst i mnóstwo rzeczy do siebie dopasowywać.

Całkiem ciekawa robota.

Jeśli chodzi o doświadczenia, to napisanie planu ułatwia pracę, lektura różnych nudziarstw się przydaje i przynosi owoce. Lenistwa warto się strzec, nie ma co ukrywać, leniłem się przez ostatnie półtora roku, może nie całkiem, ale dość. Z doświadczenia powiem, że nie polecam, lepiej być robotną pszczółką niż zbędnym trutniem.

Zdrowiej. Nadmiar słodyczy szkodzi.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Za język Lem – Bajki Robotów, Dzienniki Gwiazdowe i Koniec świata o ósmej.

Humor – Babula A to mistyka.

Cykl – Ostatnia Rzeczpospolita Kołodziejczak.

Obcy – Miliardy białych płatków Białczyński.

Wizja przyszłości – Cylinder van Troffa Zajdel.

Ostatnio czytane – Brzezińska Woda na sicie.

 

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nie przejmuj się moim marudzeniem. Stary jestem stąd zgryźliwy.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

NoWhereMan

Starałem się te kwestie połączyć, więc bardzo dziękuję za tegoż docenienie.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nova

A to miłe, że czytasz tekst oczekując niespodzianki. Rzadkie zjawisko.

Pozdrawiam.

 

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Cześć,

masz kilka zespołów powtórek. Kiedy przytrafi się być, to ogrywasz to słówko, odmieniając formę, a jednak powtarzając, w innym miejscu będzie to gra, gdzie indziej w jednym zdaniu trzykrotnie powtórzysz się. Nie są to rzeczy strasznie przeszkadzające, jak widać ja jeden zwróciłem na to uwagę. Więc możesz mnie nie słuchać, może wyjąwszy się, bo to był ograniczył.

Nie za bardzo przekonuje mnie główna bohaterka swoim roztrzepaniem. Chyba wolałbym, żeby dopiero przekroczyła osiemnastkę. Jej głupiutkie zachowanie niestety bardzo widoczne, bo nieustannie spoglądamy z jej perspektywy. Jest takie opowiadanie Babuli w A to mistyce. gdzie dochodzi do nieco podobnej sytuacji, którą przedstawiasz, co prawda tam ufoludki a ich interlokutorem dziecko. Tylko, że o tym dowiadujemy się dzięki ojcu, który rozmawia z dzieckiem, nie dowierzając jego relacji. Dziecko przecież fantazjuje. Czemu mi przeszkadza, że bohaterka opowiadania głupiutka? Skala zagrożenia, a ona dotyczy całej planety, nie zaistnieje.

Co prawda, gdybyś coś zrobiła z bohaterką, to również musiałabyś z wróżką. Twoje opowiadanie to ciąg nieporozumień, dziewczyna spotyka godnego adwersarza w postaci mało kompetentnej zwiadowczyni. Czyli zmiana byłaby znaczna.

Dla mnie opowiadanie za długie, bo w gruncie rzeczy opiera się na zgrabnym ujęciu w finale kwestii ceny, ale to trochę mało. Dla mnie oczywiście.

Ale czytało się nieźle, używany język sprawny. 

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

regulatorzy

Nie wiem, czy inwentarz zawsze rad temu, co mu czynię, ale ma tylko mnie. Dziękuję, jak tylko potrafię.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

GreasySmooth

Do tych wyroczni w postaci doktora polonistyki i arcymistrza fantasy musisz się zwrócić sam, ja od siebie mogę zdrówka życzyć i radości w miejsce złości.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Dziękuję po raz drugi.

Chyba nazbyt przejmujesz się jakbyś coś zrobił. Pozwól innym gawędzić po swojemu.

Napisałeś przykład, sztywny i nijaki. Trafiłeś w dziesiątkę! Tego właśnie unikałem.

Wrzuć na luz, trzecie podziękowanie to dopiero byłaby nuda.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Zamysł dotyczący tego tekstu polegał na gawędziarstwie, i w partiach narracyjnych i dialogowych.

Poddajesz rozwiązania, które mordują zastosowaną stylizację, a następnie humor.

Dzięki za uwagi, ale dla dobra tekstu nie skorzystam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Jakby wszystkim wszystko podchodziło, to ludkowie byliby tacy sami.

Boże, na szczęście, nie są.

A w ich gronie ja.

Każdemu życzę tego samego.

Serdeczności.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

bruce

 

Sługa uniżony się kłania.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Koala75

 

Tak, poddawałem tropy, ale równocześnie dodałem takie wtręty:

od początku nieodrodne dziecię chaosu,

jakby nie ukrywać, wyrodek,

wampir wypisz wymaluj, tyle, że pryszczaty,

na zasadzie, że jak tak bezczelnie sobie poczynam, to nikt nie uwierzy.

A czytelnik nabrać się nie da.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Miło, że się podobało.

Dzięki

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nieobojętny emocjonalnie utwór, osadzony w wiarygodnym świecie, skłaniający odbiorcę do zadawania ważkich pytań.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

„The Professor”!

Ballantines, bo brak Jacka Danielsa.

Niech Luthien wiecznie tańczy na łące przed Berenem, a Turin z ukrycia żga smoka w słabiznę.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

No, koty, zawsze wszystko wiedzą lepiej, a Tobie udało się uchwycić, kiedy to lepiej nie tylko dla nich, ale i opiekunki.

Moja kotka po nocach nie szalała. Przycupała przy mojej głowie, by pilnować snów.

Ładne opowiadanie.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nie przekonuje mnie sytuacja wyjściowa. Wolałbym, żeby te panie nie rozmawiały o kimś nieznanym, ale bliskim, wtedy o wiele bardziej naturalne ich zaangażowanie.

 

Z innych rzeczy. Masz coś takiego:

– Ale czekaj, to nie wszystko, bo takie drobniejsze sytuacje też jej się ciągle zdarzają. Podobno wyciągnęła, jakiś czas temu, wszystkie kryształy z kredensu i chciała je wyczyścić. Przygotowała miskę z wodą i sodę oczyszczoną. Usiadła już, żeby wziąć się do pracy i zapukał listonosz, bo to akurat środa była, gdy wróciła do pokoju, z kopertą w ręce, miski nie było, kryształy schowane w kredensie, a w dodatku całe o d k u r z o n e – podkreśliła. 

 Ponieważ tu mamy do czynienia z nietypowym zjawiskiem, nie podawaj go od razu, przeciągaj, chociażby tak:

– Ale czekaj, to nie wszystko, bo takie drobniejsze sytuacje też jej się ciągle zdarzają. Podobno wyciągnęła, jakiś czas temu, wszystkie kryształy z kredensu i chciała je wyczyścić. Przygotowała miskę z wodą i sodę oczyszczoną. Usiadła już, żeby wziąć się do pracy, a wtedy zapukał listonosz, bo to akurat środa była, a wiesz, że właśnie wtedy przychodzi.

– Do mnie najczęściej w piątki zagląda. Zawsze, jak mam coś pilnego.

– Nie do uwierzenia, ale jak tam dalej było?

– No, zwyczajnie wróciła do pokoju, z kopertą w ręce, a miski nie było.

– Przepadła?

– Nie aż tak, do szafki wróciła. Za to kryształy stały w kredensie, a w dodatku całe o d k u r z o n e – podkreśliła.

 

I byłoby naturalniej gdyby panie używały mniej oficjalnego języka. Gadają ze sobą nieco zbyt sztywno.

A sam pomysł miły.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

regulatorzy

 

Wampir biurokrata jest nad miarę ludzki. Podobają mi się takie inne perspektywy.

Nie ruszyłem odprawiania papieroska, bo to ma być rytuał. Powinno się odprawiać rytuały.

Trochę mi żal: Temu się ciska, bo temu takie uroczo dawne, że od razu mi pasuje. Ale, rzeczywiście, może wprowadzać w błąd.

 

Dzięki za uwagi.

Dużo zdrowia.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Koala75

 

Kto wie.

Ale akurat ten wampir, to lubi swą robotę, więc nie taki najgorszy. Ludzie mają trochę inaczej, nie cierpią. Co prawda jednostka. Społeczność może być inna.

Trudne kwestie.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Kłaniam się nisko, mój Piątkowy Szafarzu Opinii!

 

Kawka i herbatka chyba tylko na zimno, to darowałem sobie.

Ten pomysł z pobieraniem energii od petentów, przedni. Wyobrażam sobie maszynerię w podziemiach, a wokoło plastikowe trumienki-wanny z podłączoną aparaturą, w letargu spoczywają w nich uśmiechnięte wampiry. Tylko że ten pomysł to zarazem puenta i nic do dodania.

Uważam, że każdy tekst potrzebuje własnego języka.

 

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Młody pisarz

 

Dziękuję ci bardzo.

Staram się, a nie posiadając naturalnego daru składania ładnych zdań, pracuję nad tym. Zwracam uwagę przede wszystkim na sprzeczności, by po powiązaniu ze sobą stanowiły jedność. Jak zobaczę taką okazję, to nawet przesadnie z niej skorzystam.

 

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Irka_Luz

 

Zbędna kropka się wdarła.

Wiesz, z tym Stefanem… Polska kupuje jakiś sprzęt W Korei, nie pamiętam nazwy, jakieś liczby, bo chodzi tu nie o czołg, ale wóz pancerny. Kiedy mamy swego lepszego, Borsuka. I tak, można oficjalnie, że zaangażowaliśmy się w zakup bojowego wozu piechoty, czy też inaczej, a że idzie o: i tu walnąć nazwą. Chcę kolokwialności, a na dodatek sama nazwa: Stefan, brzmi nieco bardziej podejrzanie niż dookreślanie jako team czy sprawa. Można by się zastanawiać nad wyrażeniem: wkręcać, ale ono mi pasuje. Tu ma być legalnie, a wiadomo, że ustawka.

 

Ja sądzę, że zostawanie tego opowiadanie w głowie jest wątpliwe. Ono w sobie tak wiele nie ma, no może poza spojrzeniem na biurokrację. Bo przecież wampiryzm energetyczny opisany. Pamiętam takie opowiadanie gdy wampir rozbija cierpliwie sklejaną wazę przez jakiegoś pasjonata, by wyssać te jego negatywne emocje. Nie robię tu wiele nowego, pewne rzeczy popycham dalej, ale tu przecież szło, by z wampira zrobić biurwę i pójść konsekwentnie tą ścieżką.

 

Dzięki.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

On miał być nawet dziwniejszy.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ja myślę, że przerażanie ma przede wszystkim być malownicze.

To obrazek, kiedy czas stoi.

Dynamika zmniejsza grozę.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Od kuźni stale niósł się stuk. W gruncie rzeczy niegłośny, szmer naśladujący i nie za prędki. I tak łatwy do odgadnięcia, jak piekło ze swymi rozkoszami dla grzesznika. Zawsze znajdujący czas dla słuchacza i zwrócony ku niemu. Takie to rzadkie w świecie, który dba tylko o siebie, a jak na innych patrzy, to by cudze dobra ukraść.

Wzywał.

Mimo późnej pory kowal pracował wytrwale, nie ustając ni na chwilę. Całkiem nieludzko to brzmiało i niby melodia. Robotnik nie okazywał sobie zmiłowania. Niezmordowany. A taka praca w istocie wykańcza.

Stuk, stuk.

Stuk.

Pukanie dobijało się do serca.

Wytrwale.

Jak bies kuł.

Była tuż. Solidny budynek. Część mieszkalna w zasadzie nieoddzielona od rzemieślniczej. Dość wąskie okna, zawarta furtka, ale żadnej zwierzyny w obejściu, tylko materiały i niekończąca się praca.

Stała i czekała.

Poznając, słuchała, to umiała najlepiej.

Tamto wiedziało, więc ze środka dobiegło uderzenie jak obuchem i prosto w pierś, choć nie łamiące żeber, ściskające je wokół miażdżonych płuc.

Nie dało się podejść.

Łzy stanęły muzyczce w oczach.

Ból nieznośny.

Umieranie.

Piekło mniej dręczy.

Ale tak naprawdę to cisza, wcielona i nieludzka, wroga, a zarazem ciekawa, lecz przede wszystkim nienasycona cudzą udręką. Wzywająca. Brała do siebie, namawiając: chodź, nie zwlekaj, podaruję nie mniej niż świat.

Spełniało obietnicę, rozpoczynając swą pracę od mrozu.

Wszystko pomieszane.

Tam pewna zguba.

– Nie idź! – coś w niej wołało.

Dobra rada.

Nie posłuchała oczywiście.

Zajrzała do środka.

Piec rozpalony. We wnętrzu jasno przez czerwony odblask. Ogień posłuszny sługa robotnika z młotem. Liczne szczypce, obcęgi i pilniki. Wyposażenie budzące grozę i używane zgodne z przeznaczeniem do torturowania stali, która po zahartowaniu powinna skuteczniej spełniać wyznaczone sobie zadania. Teraz krzyczała na wielkim kowadle bitym bez miłosierdzia i to nie przez jeden młot, ale aż dwa. Obecnemu robotnikowi nie wystarczał zwykły trud, musiał go co najmniej podwoić. Tłukł niezmordowanie. Wcale nie tak wolno. Ale większość nie brzmiała dźwiękiem. Czymś niewypowiedzianie straszniejszym.

Wzdrygnęła się, bo widok co najmniej zaskakiwał. Kowadło spływało krwią. Obuchy podobnie.

Ślady zbrodni!

W skroniach zadudniło.

Czaszka prawie rozsadzona.

Kres!

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Światło wyróżnia mędrców i władców.

Nazwij tego kogoś Najświatlejszy, albo Najświetlistszy.

Możesz coś zrobić z łacińskim lux czy greckim fos, też daje spore możliwości.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Jak myślę o tym tekście, to rzeczywiście, pierwsze określenie: sympatyczne.

Drugie: optymistyczne.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nowa Fantastyka