@regulatorzy Z przykrością to mówię, ale opowiadanie nie podoba mi się. Przykro mi, że ci się nie podoba ale rozumiem, że nie do każdego trafi.
O powstaniu warszawskim napisano już tyle, że przedstawiony epizod wędrówki kanałami, niczym mnie nie zaskoczył i nie powiedział nic nowego.
Być może, ale ja sam nie znam zbyt wielu opowiadań fantastycznych osadzonych w realiach powstania. Wydaje mi się nawet, że jest ich bardzo niewiele. Chwali ci się, że wiesz na ten temat dużo i nic nie jest w stanie Cię zaskoczyć. To bardzo dobrze, ale jak myśle o moim szesnastoletnim bracie i jego rówieśnikach to wiem, że nie pochwalą się takimi wiadomościami. Ba, miałem w pracy dwudziestoparolatków z podobnie mikrą wiedzą.
Zupełnie nie przemówiła do mnie część o podziemnym jeziorze i przesiadującej na wysepce syrenie z dzieckiem, ale rozumiem że Autor musiał gdzieś ulokować bohatera, by móc opisać kilka jego wspomnień. W żadnym razie. Wspomnienia, z wyjątkiem ostatniej sceny, są majakami. Jedyna retrospekcja w tej częsci, to moment, w którym Syrenka zagląda "w duszę" bohatera. Jest archetypem matki. Ba, ta scena służy odrodzeniu się
Władka, nie tylko duchowemu ale też fizycznemu. Sama jaskinia nie jest tylko dekoracją. To porównanie pada w tekście – Styks – rzeka wypełniona martwymi. Rozrzucone monety, jakby umarli opłacili swoją przeprawę. Jest też tutaj trochę z czyśćca, Sądu Ostatecznego. Niemiec wypada na nim kiepsko. Bohater, mimo swojego przekonania o popełnionej zbrodni (czego ślady ciągną się razem z poczuciem winy przez całe opowiadanie), ostatecznie nie ponosi kary. W ocenie Syrenki jest bez winy. Syrenka, to też miasto, w końcu jest w herbie i na pomnikach.
Nie rozumiem ciągu zdarzeń –– zostawiamy bohatera latem, w kanale, przywalonego gruzem, a potem odnajdujemy i chyba żegnamy w podziemnym jeziorze, by na koniec, siedemnastego stycznia znaleźć go nagle na brzegu Wisły, w groteskowej scenie z radzieckimi żołnierzami. Zakończenie jest chyba najgorszą częścią tego opowiadania.
Na to mogę powiedzieć tylko jedno, a raczej zgadnąć. Skupiłaś się na błędach i pracy korektorskiej przez co pozbawiłaś się szerszego i całościowego spojrzenia na przedstawianą historię. Służę wyjaśnieniami: Tekst zaczyna się od wspomnienia. Rzeczywistość to tylko kanał, z którego majaczący i wariujący od strachu bohater ciągle ucieka myślami. Nie wariuje do końca, bo ciągle coś przywołuje go z powrotem. Zazwyczaj kolejne okropieństwo. Licząc od początku, wspomnienie Starówka, kanał, wspomnienie Starówka 2, kanał… itd. Przy czym świadomie wspomina chyba tylko dzieciństwo, w pozostałych przypadkach jest to majak. Stąd "gładkie" przejście z rzeczywistości do snu na jawie. Taki zapis jest celowy, ma być konfudujący, tak jak to co dzieje się w głowie bohatera. Pozostawiłem w tekście wyraźne wskazówki, kiedy następuje zmiana rzeczywistości. Zazwyczaj jest to gest – klepnięcie w ramię, złapanie za kurtkę itp. Dotyk zmienia rzeczywistość. Chronologii nie zdradzam, tak jak i pewnych szczegółów tamtych wydarzeń. Uważam, że to praca do samodzielnego wykonania. Zauważ jednak, wspomnienia ze Starówki, to jak wiemy, koniec sierpnia (najpewniej ostatnia noc czyli 31 sierpnia). Zaczyna się w dzień, kiedy jeszcze stoją spokojnie, czekając na swoją kolejkę. Kończy się nocą. Jeśli się nad tym zastanowisz (w tekście jest to wyraźnie powiedziane – "Przeprowadziłem nas już dwa razy, przeprowadzę i trzeci"), Starówka była ich (czy też jego, bohatera) pierwszym kontaktem z kanałem. Drugi, to można się domyślać, wycieczka kanałami na Mokotów. Opowiadanie mówi w czasie rzeczywistym, o trzecim przejściu, czyli powrocie z Mokotowa do Śródmieścia, a to koniec września. Zresztą o tym opowiada "Kanał" Wajdy i to stąd wzięły się te wszystkie makabryczne historie. To właśnie to przejście określono "Przemarszem przez Piekło". Jest kilka innych wskazówek. Bohater mówi "kiedy upadała Starówka" mówiąc o tym jak o odległym wydarzeniu. Kolumna snując się kanałami dochodzi od południa pod Al. Ujazdowskie, kierując się do włazu na Wilczej. Wreszcie, opowiadanie kończy się siedemnastego stycznia. Dokładnie tak. Ostatnia scena w jaskini – Dla przypomnienia, to koniec września. Najwyżej początek października. Władek zapada w głęboki sen.Nie wiemy ile trwa. Nie wiemy co się z nim dzieje. Dopiero w epilogu wiadomo, że spędził w objęciach Syrenki przynajmniej 4 miesiące. Nie tylko wróciła mu zdrowie, lecząc odniesione obrażenia, ale także usypiając by nie zginął wróciwszy na powierzchnię w dogorywające powstanie, wywózki, niszczone miasto. Postanowiła go ocalić, kto wie czemu (ale są wskazówki). Co do zakończenia. Dla mnie jest idealnym podsumowaniem. Zgadzam się co do groteski, było to zamierzone bo też i groteskowa jest prawda historyczna. Jeszcze tylko słowem wyjaśnienia. Prawie wszystkie przedstawione sytuacje zdarzyły się naprawdę. Chronologia jest dokładnie taka jak była w rzeczywistości. Nawet niektóre postacie są prawdziwe bądź oparte o istniejących w rzeczywistości ludzi. Prawdziwe są zasady poruszania się w kanałach, prawdziwe są ubiory, stosowane pułapki, wygląd kanałów, przedstawione sytuacje. Prawdziwa jest scena na pl. Teatralnym (mój dziadek był jednym z obrońców Ratusza, szedł później kanałami jako jeden z ostatnich). Prawdziwa jest scena zasypania włazu na Starówce, chociaż akurat nie był to ten na ul. Długiej. Heniek Goldman miał swój rzeczywisty odpowiednik. Prawdziwy był bezwględny kapitan przy włazie, trzymający cywilów z dala. Tylko Syrenka i jaskinia, jako element czysto fantastyczny, prawdziwa nie jest. No chyba, że jednak żyje, gdzieś tam, głęboko w czeluściach podziemnej Warszawy ;-)
A teraz do konkretów i poprawek:
To się nazywa kawał niezłej roboty! Dziękuję, za wskazane błędy. Naprawdę, doceniam ten ogrom pracy. Z przykrością muszę przyznać, że wstawki z kropkami i spacjami, w dużej mierze wzięły się z trudności w umieszczeniu tekstu na portalu. Edytor jaki jest każdy widzi. Np: podczas wstawiania wszystkie dialogi zamieniły się w liste punktów i musiałem je później ręcznie zamieniać. Teraz, odrzucając kwestię interpunkcji (oczywiście poprawię) : Lucky Strike –– Marki papierosów piszemy małymi literami. Przyznam, żyłem w błędnym przekonaniu co do zapisu marek (co widać niżej), ale w tym wypadku chodzi o konkretne papierosy marki Lucky Strike. Czy w takim wypadku zapis nie jest jednak z wielkiem litery? Wolałabym: Stojący obok Edzio, z wprawą uruchomił metalową zapalniczkę i podał dowódcy ogień. Nie podoba mi się słowo "uruchomił", ale pomyślę jak usunąć kolokwializm. Syrenka nie mogła niczego ułożyć sobie na podołku, bo nie miała podołka.
Za SJP: podołek «wgłębienie tworzące się z przodu w spódnicy, w sukni lub w fartuchu przy uniesieniu ich brzegów lub przy siadaniu» Zastanawiałem się nad tym, pisząc te słowa. Nawet czytałem tą samą definicję. Po namyśle stwierdziłem, że odpowiada mi porównanie do spódnicy, bo też taką formę, w pewnym stopniu, ma jej rybi ogon. Pomyślałem, że właśnie taką fałdę mogłaby tworzyć jej łuskowata skóra. Jeśli to zbyt duże uproszczenie, w porządku, zastąpie "podołek" trochę dłuższym opisem. W jaki sposób nabrzmiewają dukaty? ;-) O proszę, zdaje się, że zastąpiłem "wielkie" nabrzmiałymi i tak zabawnie wyszło :) Jestem zaskoczona, że między połami płaszcza można nosić półlitrówkę z alkoholem.
Za SJP: poła «dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu»
Mam podejrzenie, że Autor miał na myśli zanadrze, lub innymi słowy, pazuchę
Tutaj jest tak jak miało być. Stąd "gdzieś między poły". Sięgnął między poły i zaczął grzebać, czego już Władek nie widzi, ale można się domyślić, że żołnierz wyjmuje flaszkę ze spodni. Chociaż sam mam płaszcz, który w dolnych partiach strony wewnętrznej, ma spore kieszenie. Nie widzę błędu? Niestety edytować już nie mogę, dlatego zrobię to u siebie i wrzucę na moją stronę, chętnym podam linkacza.