Profil użytkownika


komentarze: 797, w dziale opowiadań: 702, opowiadania: 209

Ostatnie sto komentarzy

Ciekawe, zero komentarzy plus głos na Biblio ;) Muszę przeczytać.

To mój głos, znam opowiadanie z bety.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

nawet Indianę Jonesa mozna uznać za film, w którym przygoda jest jedynie tłem dla pokazania siły, jaka drzemie za relacjami w rodzinie.

Dokładnie tak jest…

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Moja koleżanka dziennikarka mówiła mi kiedyś,  że KAŻDY najbardziej nawet odjechany tekst, scenariusz filmowy, itd. jest wariacją na temat słynnej Podróży Bohatera.

Może Tarnina zrobi następnym razem edycję Campbellowską ;)

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

O, jak mi ten rozkoszny anons poprawił humor na wieczór.

Pieję od zarania, że struktura opowieści znajdowała się poza polem rażenia krytyki tutaj na forum i że to wielka szkoda, bo struktura i bohaterowie zwykle rozstrzygają o tym, jaka będzie wypadkowa jakość tekstu.

Szalenie sympatyczna inicjatywa. Będę śledził z zainteresowaniem.

Z pozdrowieniami od Vonneguta, dłuższy klip z tego wykładu – rysuje Przemianę Kafki i Hamleta ;)

https://www.youtube.com/watch?v=GOGru_4z1Vc

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Napisałem, że “zwykle wynika”, nie, że “musi”…

To tylko moje przemyślenia, jeśli się z nimi nie zgadzasz, w porządku. Chciałem podyskutować, a nie zmieniać Twój zamysł. A że lubię historie o doktrynach i buncie przeciw nim, to pomysł przyciągnął moją uwagę. Przepraszam, jeśli sprawiłem Ci przykrość.

Tu zasłona jest przecież sztucznie narzuconym konstruktem, który ma społeczeństwo ujarzmić, a nie bronić przed czymkolwiek.

Może bronić społeczeństwo choćby przed rozkładem, dysydentami, chaosem – niekoniecznie przed fizycznym zagrożeniem. Ale w porządku, przyjmuję do wiadomości, że tekst nie miał być o tych rzeczach.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wybacz, wisielcze, ale podobnie jak w przypadku poprzedniego opowiadania, znów chciałbyś, żeby mój tekst był czymś innym niż jest. Tu – mam wrażenie – nie zrozumiałeś dwuznaczności zakończenia, nie zajarzyłeś, skąd tytuł, choć jest to w motcie… Oraz tego, co myśli o tym, co widzi, Gretchen. Albo.

No może poumierali, ale wciąż motłoch pozostaje tępym motłochem, a konformistyczne społeczeństwo antagonistą bez mocnych racji.

Tabu nakładane przez społeczeństwo wynika zwykle z dobrze umotywowanych lęków przed realnymi zagrożeniami, a przekraczający metaforyczną Zasłonę buntownik musi się z tymi zagrożeniami skonfrontować.

W tym, jak sądzę, leży szlachetność buntu – trzeba zapłacić cenę za odrzucenie korzyści płynących z uczestnictwa w głównym nurcie kultury.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Chciałbym zobaczyć w opowiadaniu coś, co uzasadnia lęk społeczeństwa przed nieskończonością. Obecnie historia to taki elitystyczny pean na cześć nonkonformizmu; a gdyby okazało się, że za Zasłoną czają się nie tylko obietnica, ale też zagrożenia, wymowa tekstu byłaby niejednoznaczna.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

 

Przykro mi, że poczułaś się dotknięta. Traktuję tego rodzaju dyskusje jako sposób na zdefiniowanie i dookreślenie własnego podejścia do pisania. Niekoniecznie chcę Was przekonać, że mam rację – drążę w poszukiwaniu czegoś, co zmieni moje stanowisko.

Nie było moim zamiarem lekceważyć Twojej pracy ani umniejszać wartości literackiej opowiadania. Moje lakoniczne podsumowania różnych zagadnień (ślub, zombie, lodowe czary etc.) wynikają z potrzeb dyskusji (żeby wyrazić się zwięźle) i z mojej osobistej filozofii, która podpowiada, że analizując fabułę należy odrzeć ją ze wszelkich ozdobników i dopiero wtedy, na nagich kościach, przekonać się, czy szkielet trzyma się kupy.

Uważam bowiem, że czasami autor, zaczarowany własną biegłością w opowiadaniu, traci z oczu fakt, że w historii niewiele się dzieje, albo nie wiadomo co się dzieje.

Przyjmuję do wiadomości logikę baśni, natomiast zaznaczam, że w taką logikę trzeba czytelnika wprowadzić.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Z tego wynika, że miłość jest sprawcą tej lodowej zarazy, a nie, że ją odczynia.

Rozumiem, że się nasycił tą zastępczą wersją narzeczonej i dał ludziom spokój. Nie wpadłbym na to bez tej iście talmudycznej egzegezy. I jeśli takie jest rozwiązanie, to w moim przekonaniu mniej wynika z tekstu, a bardziej z aureolicznych rozmyślań na jego kanwie.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nie, nie byłoby. Bo my cały czas powtarzamy, że wydarzenia w tym opowiadaniu mają sens i wynikają jedno z drugiego.

Z czego wynika, że ślub Mariany i zombie powstrzyma lodowe czary?

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dobra robota! Zaopatrzę się przy najbliższej okazji. Jesteś jednym z moich ulubionych botów w tej cyfrowej przestrzeni ;D

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Tarnino:

 To jest spin, który Ty chciałabyś nadać dyskusji, żeby ustawić mnie w pozycji dogmatyka.

Ciekawa interpretacja.

Jako dyskutant reprezentujesz mentalność grapplera ;D Spójrz proszę na swoją tezę:

Ale schodzimy z tematu – przypominam, że osią tej dyskusji są narzędzia i pytanie: czy trzeba używać tylko jednego przybornika, czy lepiej je dobierać indywidualnie?

Z czego jasno wynika, że jedna strona uważa, że do narzędzi trzeba podchodzić krytycznie i selektywnie, a druga bezrefleksyjnie używa jednego ich zestawu w każdej sytuacji. W tak postawionej dychotomii oczywistym jest, że druga strona nie może mieć racji – i tam właśnie próbujesz mnie popchnąć.

Ekwiwalentem z mojej strony byłoby, gdybym powiedział tak:

Osią dyskusji jest to, czy wydarzenia w narracji mają układać się w przyczynowy sens, czy mają być bez sensu.

sugerując implicite, że bronicie tej drugiej opcji, która także jest stanowiskiem nie do utrzymania.

I nie dzwonią Ci dzwonki alarmowe? Mnie dzwonią już przy "multiprotagoniście". Jakby napisanie "wielu protagonistów" było takie trudne, uch.

To jest tłumaczenie do dupy, ale nie skupiam się na tym, bo nie dotyka sedna tematu. Tak naprawdę “multiprotagonista” to nie “wielu protagonistów” tylko “bohater zbiorowy”, więc jeszcze trochę coś innego.

Ale na pewno przeczytałeś cały tekst?

Eerm… Może jest wersja reżyserska na DVD?

Dopuszczam też ewentualność, że jestem gamoniem, nie przeczytałem z dostateczną pieczołowitością albo zabrakło mi wrażliwości. Może Drakaina ma rację, że rzuciłem się, żeby jej to naprawiać, podczas gdy moje uwagi zepsułyby efekt, który sobie zaplanowała. Bądź co bądź czytanie utrzymało mnie w nastroju, a to już sukces.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Bardzo mi było przyjemnie tu przyjść.

Nawiązując do naszej długiej dyskusji: w tym opowiadaniu na solidny szkielecie wydarzeń zawieszona jest jedna, kluczowa niejasność, na której skupiłem uwagę. Dzięki temu śledziłem szczegóły akcji z zainteresowaniem, licząc, że pozwolą mi rozszyfrować zagadkę.

Fajnie, że zaczęłaś opowiadanie od spojrzenia w przyszłość: dzięki temu sielanka dalszej części tekstu, chronologicznie poprzedzającej pierwszą scenę, zaprawiona jest ziarnami niepokoju.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Multimilioner to taki facet, co ma dużo milionów. Multiwitamina – taka tabletka, co ma dużo witamin. Czym w takim razie ma być multiprotagonista? Subtelne rozróżnienia, Wisielcze. Subtelne rozróżnienia.

A multiplikacja to taka plikacja, która ma wiele krotności? Nie wszystkie rzeczowniki z tym przedrostkiem konstruowane są według jednakowego modelu. Im głębiej w tę debatę, tym bardziej odnoszę wrażenie, że opozycjonujesz się dla zasady gdzie popadnie.

Nie widziałam, przywiążesz jakiś link? Bo, doprawdy, nie wydaje mi się to naturalne (analogia: opisując po angielsku ulewę napiszesz "sheets of water", ale dosłowne tłumaczenie tego na polski będzie bardzo dziwaczne. Metafora jako taka jest w porządku, ale po polsku nie gra, i tyle).

U Lindy jest tak przetłumaczone ;D

Tu jest i motywacja (ratujmy świat, a co) i decyzja bohaterki. A na co się zdecydowała, to widzisz później.

Właśnie nie widzę; więcej o tym zaraz.

Czasami istotą wyboru jest iść na śmierć z podniesioną głową, zamiast się miotać.

Pewnie, ale z tekstu nie wiem, czy ona idzie na śmierć, czy np powstrzymuje zimę pocałunkiem prawdziwej miłości (bo ostatni akapit wskazuje na super sentymentalną scenę).

Tak, wiem, ale nie o to mi chodziło. Mówiłam konkretnie o starciu śmiertelniczki z wielką przedwieczną.

Zupełnie nie widzę elementów kosmicznego horroru… Czuję, jakbym czytał całkiem inny tekst, niż Ty. Nie, że gorszy – po prostu inny w treści, formie, tonie.

Ale schodzimy z tematu – przypominam, że osią tej dyskusji są narzędzia i pytanie: czy trzeba używać tylko jednego przybornika, czy lepiej je dobierać indywidualnie?

To jest spin, który Ty chciałabyś nadać dyskusji, żeby ustawić mnie w pozycji dogmatyka.

 

Drakaino:

Podoba mi się Twoje podejście i cenię subtelność, której sam nie byłbym w stanie użyć z równie dobrym efektem. Mam przy tym wrażenie, że panicznie uciekając od banału, popadasz w nadmierną intertekstualność i gubisz (w tym konkretnym tekście) przyczynowy ciąg wydarzeń oraz kompozycyjną równowagę opowiadana (więcej jest o malowniczym odwrocie z Rosji niż o relacji Mariany i zombie; a pani zimy, którą w komentarzach wyinterpretowaliśmy na antagonistę, jest prawie nieobecna w treści).

To co mówisz o niejednoznacznych motywacjach jak najbardziej do mnie przemawia; dodam tylko, że w takim wypadku trzeba ten konflikt wewnętrzny zbudować i narysować, żeby czytelnik rozumiał, czemu bohater jest rozdarty – i między jakimi decyzjami się miota. Nie trzeba młotkiem, można tylko zasugerować – a jeśli było to zasugerowane w Zimie, to ja tego zupełnie nie zauważyłem.

Pierwsze prawo magii Sandersona mówi:

“An author's ability to solve conflict with magic is directly proportional to how well the reader understands said magic.”

I jest to mądre prawo. W Zimie nie rozumiem, czemu akurat “ślub” miałby zatrzymać lodową zagładę. Czy to pocałunek prawdziwej miłości? Czy bezinteresowna ofiara? Czemu akurat te dwie postacie? Czy są w jakiś sposób szczególne? W jaki? Skąd Mariana wie, na co się decyduje? Dlaczego zrozumiała, jak powstrzymać Zimę? Czemu w ogóle chce powstrzymać Zimę, a nie, na przykład, ratować życie? Skąd u niej skłonność do poświęcenia (wcześniej nic nie było o tym, że rozumie zagrożenie i chce mu zapobiegać)?

W tej wersji którą czytałem to jest kolaż obrazów. Czyta się w porządku, ale trudno mi odczuć efekt dramatyczny kulminacji, bo nie dałaś mi informacji, żebym zrozumiał, co się tam rozstrzyga i dlaczego akurat takie rozwiązanie, jakie wymyślili, zadziała.

Jak mówi Sanderson: żeby rozwiązać sytuację za pomocą magii, trzeba najpierw zadbać o to, żeby czytelnik zrozumiał, jak ta magia działa. U Tolkiena magia jest mętna i niewyjaśnialna, ale warto zauważyć, że Tolkien nie używa czarów do rozstrzygania sytuacji, na których spoczywa ciężar dramatyczny.

W sytuacji, kiedy to jednak robi, upewnia się, że okoliczności są jasne. O czarnoksiężniku z Angmaru ze słów Glorfindela wiemy, że:

"He will not return to these lands. Far off yet is his doom, and not by the hand of man shall he fall."

I dlatego ta sekwencja jest satysfakcjonująca:

https://www.youtube.com/watch?v=aNL9oljAFqM

spełnia bowiem zadane kryterium działania “magii” oraz zamyka wątek Eowiny.

To oczywiście bardzo prosty przykład, można budować bardzo skomplikowane systemy i rozwiązania fabularne, ale muszą się zasadzać na informacjach przekazanych uprzednio czytelnikowi. Niechże będą przekazane subtelnie i inteligentnie, ale trzeba to zawrzeć w historii.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Doskonałym przykładem tego ostatniego jest Metamorfoza Kafki. Opowiadanie jest makabrycznie wciągające, bo śledzimy, jak kolejne epizody życia karalucha wpływają na relacje wewnątrz rodziny i emocje poszczególnych postaci. Zatem chociaż Gregor Samsa pozostaje zamknięty w sypialni przez całą fabułę, to każde niewielkie wydarzenie w ramach teatru jego możliwości odbija się silnym echem w jego życiu wewnętrznym i w postawach innych członków rodziny; a w dodatku interakcje te mają określony kierunek, nie następują po sobie przypadkowo, lecz dążą w kierunku postępującej rozpaczy Gregora i obrzydzenia rodziny, znużonej opieką nad wstrętnym stworzeniem.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

a nie zwulgaryzowanych popłuczyn po nim tworzonych na potrzeby rynku pulpy.

Sama mówiłaś, że nie znasz tych teorii – a teraz je wartościujesz.

Poza tym sensownie rozumiany strukturalizm dopuszcza wariacje, warianty, inwersje i wszelką zabawę z cegiełkami, a nie tylko układ taki właśnie jak dla krojonego pod miarę i format serialu.

Dlatego nie przykładam do Twojego opowiadania szczegółowego planu wydarzeń (którego sam bym się nie trzymał) tylko ogólny zbiór dobrych praktyk.

I jeszcze jedno: jeśli ktoś lubi pracować z planem, w którym sobie określa stawki, droga wolna. Ty niestety chciałbyś, żeby to robili wszyscy i tu zaczyna się problem, ponieważ są ludzie i ja do nich należę, którzy w ogóle tak nie potrafią pracować i robienie planu z kulminacjami, stawkami i wykresami nic by mi nie pomogło, wręcz przeciwnie.

Ależ ja nie reprezentuję tego stanowiska! Nikomu nie narzucam żadnych modeli, a sam, jak już wcześniej zaznaczyłem, zwykle piszę bez planu.

Chcę po prostu rozumieć, o co toczy się gra w finale fabuły. Co leży na szali. W przeciwnym wypadku wydarzenia pozostają bez znaczenia. “Stawki” to coś co w naturalny sposób wynika z wydarzeń w każdej historii zawierającej konflikt, ryzyko lub zagrożenie. “Stawki” nie są artefaktem terminologicznym, opisują coś realnego, co samo wyrasta z opowiedzianych okoliczności.

Na marginesie taki drobiazg: twierdzenie, że mój model (czy #team) jest modelem niezrozumiałości, a Twój klarownej fabuły, co zrobiłeś na SB, jest manipulacją i nadużyciem. Realna różnica jest taka, że Ty przyjąłeś nauki pani Aronson lub jej akolitów, a ja nie. Uważam, że książki takie jak ta jej książka są dobre dla osób, które chcą być sprawnymi rzemieślnikami, ale nie dla tych, którzy chcą pisać literaturę.

Ale nie znasz tej książki, więc skąd wiesz? xD A teraz jeszcze zostałem akolitą na dokładkę.

Literatura teoretyczna, którą z lekceważeniem nazywasz “poradnikami”, zawiera wiele zdroworozsądkowych i przenikliwych uwag ogólnych. Dyskredytowanie nowoczesnych teorii jako “rzemieślniczych” to dobrowolne zawężanie swojego horyzontu. Warto zapoznać się z nimi i wyrobić sobie opinię. Dziwi mnie, że krytykujesz w ciemno coś, czego nie znasz. Bo źle się kojarzy? Autor autorowi nierówny i z każdej teorii literackiej można wyciągnąć coś dla siebie.

Weźmy takie zdanie:

Freumrezony fibryzują terweł, ale czy ukrylofilują gnypa?

Moja odpowiedź brzmi: no i co z tego? Podobnie zareagowałem na zakończenie “Zimy”. Bo nie rozumiałem, do czego tam doszło.

Masz pełne prawo zignorować moje komentarze – warto tylko zwrócić uwagę, że nie jestem jedynym czytelnikiem, który uważa, że opowiadanie jest niezrozumiałe. Ja poszedłem tylko o krok dalej, chcąc wyjaśnić, czego moim zdaniem zabrakło.

Tarnino:

“Multiprotagonista”, my God. Toć to gwałt na polszczyźnie. Mówiłam, że to jest przetłumaczone maszynowo? Wyniki Twoich badań potwierdzają moje domysły.

Funkcjonuje multimilioner, więc czemu nie multiprotagonista? Łuk postaci to też figurujące w literaturze tłumaczenie i mówiąc szczerze, uważam że jest w porządku. W tym przekładzie nie zachodzi żaden dysonans znaczeniowy: wersja polska i angielska korzystają z tej samej wizualnej metafory “łuku” jako trajektorii przemiany charakteru. Tłumaczone na wprost, sens zachowany, wszyscy wiedzą, o co chodzi – czego tu się czepiać.

ko co krępuje twórczą wolność,

Nie krępuje. A przynajmniej nie powinno – powtarzam raz jeszcze, to są narzędzia. Narzędzi się nie czci, tylko się ich używa, żeby uzyskać określone efekty. Wracając do przykładu z flamastrem i farbą: malowanie farbą daje pewną teksturę, uwidocznia pociągnięcia pędzla. Flamaster daje precyzję. Jeden rysunek lepiej będzie zrobić farbą, drugi flamastrem, i tyle. Czasem warto je połączyć. Czasem absolutnie nie. Czasem w ogóle lepsze będą kredki.

Tak czy siak, konwencja jest narzędziem. Zbytnie zapatrzenie się w narzędzie jest niebezpieczne, zob. C. S. Lewis, Podział ostateczny.

Do krytyki Zimy nie używałem żadnego modelu struktury, tylko ogólnych kryteriów budowy historii. W idealnej sytuacji te pryncypia zostają spełnione spontanicznie, bez myślenia o nich na poziomie teoretycznym.

Jeśli nie rozumiem, co przeżywa Mariana i co chce osiągnąć w sytuacji, w której się znalazła – jeśli nie rozumiem, na czym ta sytuacja w ogóle polega, co dziewczynie zagraża – to nie rozumiem też, czemu mam się tą sytuacją przejąć.

Jeśli dodatkowo bohaterka biernie poddaje się wydarzeniom, to już zupełnie nie chcę jej śledzić. Skoro Mariana NIC NIE ROBI, a ja NIE WIEM, CO MYŚLI, to naprawdę trudno mi się w jej historię zaangażować.

Akurat terminologia jest sprawą konwencji – dla kogoś, kto się uczył w innej szkole, ta konkretna może być zupełnie niezrozumiała.

Pewnie.

Ano, niech. Ale co jest takiego skomplikowanego w tym, że facet się błąka, błąka i natrafia na przyjazne domostwo? Albo w tym, że to domostwo zostało nam z góry przedstawione? Gdyby nie miało znaczenia w całej historii, po co autorka miałaby o nim opowiadać?

Z góry przedstawione domostwo i przygarnięty odmrożeniec to bardzo dobre otwarcie. Z tym nie mam żadnego problemu. Widzę inne problemy w układzie wydarzeń.

 Niech wywierają wymierny wpływ na bohaterów i zmienią ich w czytelny sposób; to nadaje wydarzeniom sens.

A nie wywierają?

A w jaki sposób wpłynęło na Marianę spotkanie zombie? W punkcie wyjścia zaopiekowała się nim, bo przypominał narzeczonego. I co dalej? Zawiązała się między nimi przyjaźń? Nieprzyjaźń? Zakochała się w nim? Pogodziła się z faktem, że ukochany do niej nie wróci? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że na koniec zombie proponuje “ślub” i znikają w magicznej zamieci. Co jest bajkową i malowniczą sceną, ale co to oznacza? Na co się bohaterka zdecydowała? Czy miała coś w tej sprawie do powiedzenia? Cały ciężar dramatyczny opowiadania skupia się w momencie, którego okoliczności są najbardziej niejasne.

Te stawki są mocno sportową (i częstą w poradnikach) metaforą. Ale konfrontacja Marianny z panią mrozu to nie sport. Szanse są zbyt nierówne.

Raczej hazardową ;D Stawki występują równie dobrze w fabułach z dysproporcją sił (np horror, stawką jest przetrwanie) i w sekwencjach bez antagonisty (np Król Edyp – stawką jest ciężar wyboru lub poznanie prawdy).

Jeszcze raz ETA:

Sznurek do komiksu. Bo tak.

Fajny ten komiks. Używam go jako argumentu.

 Niech bohaterowie działają według swoich motywacji. Z akcentem na działają.

A ja położyłabym akcent raczej na motywacje. Nie zawsze można działać (pomińmy tu fakt, że niedziałanie jest formą działania, bo zabrniemy w zen).

Historia może znieść bohatera, który działa według nieznanych motywacji przez pewien czas – czasami to nawet fajnie, bo buduje wokół niego aurę tajemniczości, a odkrycie motywacji służy zbudowaniu jakiegoś punktu zwrotnego albo kulminacji. Ale bohater, który nic nie robi… Nic nie robi.

Nie znaczy to, że nie da się opowiedzieć historii o postaci, która siedzi w jednym miejscu i nie może działać – po prostu trzeba się trochę pogimnastykować.

Np jeśli bohater jest zamknięty w więzieniu, możemy:

– Nadać jego życiu wewnętrznemu cechy konfrontacji i śledzić je jako właściwą fabułę;

– Wykorzystać uwięzienie do wprowadzenia retrospekcji wyjaśniających, jak do niego doszło;

– Wprowadzić wątek kogoś, kto działa, by uwięzionego uwolnić; w tym wypadku ten ktoś staje się właściwym bohaterem, a uwięziony – czymś w rodzaju stawki

– Zbudować fabułę wokół niewielkiego pola działania dostępnego bohaterowi – buduje relację z sąsiadem z celi obok; ze strażnikiem; przechodzi chorobę; leczy chorego szczura; odcyfrowuje napisy na ścianie. Jak pokazuje genialny “Płaszcz” Gogola, do zbudowania porywającej fabuły nie trzeba wcale doniosłych wydarzeń. Wystarczy zaangażowany i aktywny protagonista oraz pomysłowe przeciwności. Skala problemu może być trywialna.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

My Cię ustawiamy, hmm? Czy po prostu wykorzystujemy Twoje otwarcia?

Tak, bo atakujecie strukturalizm, formularne fabuły, rzemieślnicze powielanie schematu, to wszystko co krępuje twórczą wolność, podczas gdy ja chciałbym zwrócić uwagę na rzeczy proste. Nie chcę nikomu narzucać modelu Smileya-Thomsona, nie zwracam uwagi na jakieś tam punkty zwrotne. Jestem doskonale świadom, że nie wszyscy podchodzą do pisania z mentalnością architekta – ba, ja sam zwykle nie sporządzam planu wydarzeń przed rozpoczęciem pracy, a spojrzenie strukturalne służy mi głównie do wykrywania problemów w gotowej fabule.

Używam terminologii zaproponowanej przez Voglera i Aronson, bo wydaje mi się trafna, ale to samo można powiedzieć w innych słowach – bo to nie dogmat, to po prostu ma sens i składa się na kompletną fabułę. Da się to ująć tak:

– Niech wydarzenia wynikają z siebie w sposób, który można śledzić.

– Niech wywierają wymierny wpływ na bohaterów i zmienią ich w czytelny sposób; to nadaje wydarzeniom sens.

– Niech bohaterowie działają według swoich motywacji. Z akcentem na działają.

I uważam, że pisząc w myśl tych zasad można byłoby Zimę poprawić, nie tracąc nic z nastrojowości. Pewna doza niejasności jest w porządku, jeśli stanowi przyprawę do tekstu.

Książkę Lindy Aronson, nawiasem mówiąc, serdecznie polecam.

Chodzi o dostosowanie narzędzi, środków – do celów. Inna metafora: Ty chcesz zbudować fotel bujany, Wisielec – stół. Pewnymi narzędziami i technikami posłużycie się oboje. Ale rysunek techniczny stołu będzie Ci zupełnie, ale to zupełnie nieprzydatny, bo Ty budujesz co innego. Nie jest Ci wcale potrzebny klucz imbusowy (czyli narzędzie, które zaleca Wisielec), a za to sięgniesz po laubzegę.

Nie wiem natomiast, czy istotą sporu jest niechęć Wisielca do bujanych foteli.

Nie no, ja nie próbuję zrobić z tego opowiadania filmu akcji ani zagadki kryminalnej. Sedno mojego komentarza jest takie, że ten sam tekst byłby lepszy, gdyby:

– Skupić się na relacji zombie i Mariany.

– Zdefiniować motywacje przynajmniej jednej ze stron (zombie może być tajemniczy, ale niech Mariana do czegoś aspiruje).

– Określić stawki w kulminacji – żeby nadać jej ciężar.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

No widzisz, moim zdaniem absolutnie NIE. Byłaby banalna. Niestety, większość Twoich rozwiązań odnośnie do tej fabuły wydaje mi się banalna.

Na pewno rozpacz ciotki jest trudniejszym tematem niż obojętność chłopa. Przy silnych emocjach łatwo popaść w banał. Może mogliby pojawić się razem? Klementyna mogłaby też skończyć w przytułku dla chorych ciotek, a jej pokręconą relację spisałby lekarz, którego notatka zamknęłaby opowiadanie. Można różnie.

Niestety, większość Twoich rozwiązań odnośnie do tej fabuły wydaje mi się banalna.

Masz rację. Nie czuję tej historii – w sensie czuję nastrój, jak czytam, ale moja wyobraźnia nigdy niczego podobnego nie wyprodukuje.

A nawiasem mówiąc, zanalizuj gdzieś “Iliadę” wg tego, co tu prezentujesz. “Iliadę”, nie opowieść o wojnie trojańskiej.

Trzeba ją po prostu rozłożyć na wątki i epizody. Achilles ma najwyraźniej zarysowaną linię fabularną, która znajduje kulminację w rozmowie z Priamem i kończy się na pogrzebie Patrokla. Hektor ma własną, chociaż krótszą. Dużym łukiem spinającym jest rywalizacja bogów, która dotyka motywów porządku społecznego. A każda mała rywalizacja, pojedynek, epizod to malutka historia z własną puentą. Na różne sposoby podbijają wiodące tematy wojny, zemsty, przebaczenia, hierarchii społecznej, szacunku dla starszych, odwagi w obliczu śmierci, akceptacji nieuniknionego losu i wiele innych. Kiedy czytam Iliadę, widzę wielką wojenną panoramę, która unika jednoznacznych rozstrzygnięć, morałów, pouczeń.

Ponieważ to ja zadałam wcześniej pytanie o to, jakbyś ty złożył taką fabułę, to wrócę do niego na moment i powiem, że wyszłyby wam dwa radykalnie różne od siebie teksty: różne w fabule, treści, koncepcji postaci, nawet, jak podejrzewam, gatunkowo by się rozminęły (twoje by pewnie nie do końca miało elementy cosmic horroru, który IMHO trafnie zauważyła Tarnina u Drakainy).

Jeśli miał być cosmic horror, to całkiem mi umknęło – widzę nastrojowy film kostiumowy z baśniowym motywem, ale nic strasznego się tu nie dzieje w moich oczach.

Sam zresztą przyznałem, że nie podejmuję się tego ułożyć, bo bym to zepsuł, a poza tym nie rozumiem, co miało się wydarzyć. Gdybym miał naprawiać latający spodek, czułbym się podobnie.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dzięki za podsunięcie ;) Ładne tłumaczenie.

Kultura korespondujących ze sobą literatów w XIX i na początku XX wieku jest urocza, a Poe w tym tekście rozkosznie chełpliwy.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Tak samo opowieść złożona według Twoich zasad niekoniecznie będzie literaturą. Co więcej, najlepsze dzieła najczęściej wyłamują się z norm. Czasem bardzo subtelnie, czasem rewolucyjnie.

To, o czym mówię, to nie jest jakaś norma społeczna, spisek masonów czy fetysz polonistów. Po prostu ma sens, dlatego się to praktykuje. Solidna linia wydarzeń, stanowiąca oparcie dla ewolucji postaw i przekonań bohaterów to jest po prostu coś, co uważam za racjonalną podstawę fikcji, nie za wyssany z księżyca dogmat.

Moje wrażenie było takie, że trudno mi śledzić Marianę, bo nie wiem, co jej zagraża, na co ma nadzieję i jak się zmienia jej duchowy krajobraz w toku opowieści. W końcu dziewczyna godzi się na coś w tonie romantyczno-sentymentalnym, ale na co? Trudno powiedzieć, jest to coś oderwanego od rzeczywistości i zupełnie baśniowego, więc co z tego zakończenia wynika – zupełnie nie wiem.

A to akurat jest “cytat” z kody “Don Giovanniego” Mozarta. Tam Leporello, któremu pan wpadł do piekła, też szuka nowego pana. Taki literacki żarcik. Z epoki. Poza tym, co on ma zrobić? Popełnić samobójstwo?

Ok. I jest to opera komediowa. Takie zakończenie doskonale do komedii pasuje. Stąd zwróciłem uwagę, że gryzie się z tonem reszty tekstu.

A skąd wiesz? To, że tego nie ma w tekście, nie znaczy, że nie istnieje. Nie wiemy, co myśli Julie i nie wiemy, co w tym czasie robi prezydent USA. Też źle?

Prezydent USA nie jest bohaterem opowiadania. A ciotka Klementyna, poszukująca zaginionej Mariany, dużo lepiej sprawdziłaby się w epilogu, niż chłop Piotr, bo jej rozpacz, zmartwienie czy też bezradność wobec nadnaturalnej “siły” stanowiłaby lepsze zamknięcie historii utrzymanej w tonie straty i tajemnicy.

I jeszcze jedno: jesteś jedną z nielicznych osób, które tu widzą zamotanie, a jedyną, która w tym widzi jakieś ukrywanie “wad warsztatowych”.

Subiektywnie uważam, że Twoim największym wrogiem jako twórcy jest, paradoksalnie, doświadczenie i dobry warsztat, który maskuje problemy konstrukcyjne, ujawniające się wyraźnie w mniej wyrobionej prozie.

Nie zrozumiałam :(

Ale nie czytało się źle ;)

Anet trafiła w sedno xD

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

 “Czy bohaterowie kochali się, czy to była tylko chora obsesja”?

W jaki sposób chciałbyś odpowiedzieć na takie pytanie?

Nie chcę odpowiadać na to pytanie; to przykład pytania, z jakim może zostać czytelnik po zakończeniu czytania.

 Z konstrukcyjnego punktu widzenia rozwiązanie kulminacji jest abominacją.

Matko, dlaczego? Ciotka, jako się rzekło, zrobiła swoje – ciotka może odejść. Marianna i Meunier odchodzą w nicość w kulminacji. A chłop – chłopa już zinterpretowałam.

Bo ciężar kulminacji wynika z decyzji bohatera, z zagrożenia porażką, z tego, że czytelnik nie jest pewny zakończenia, albo przeczuwa nieuniknioną klęskę i czeka na upadek bohatera.

Jeśli protagonista ponosi klęskę, to po kulminacji musimy albo zobaczyć konsekwencje tej klęski, żeby odczuć wagę zakończenia, albo skutki porażki muszą być tak oczywiste, że nie trzeba ich pokazywać i wystarczy zasugerować (np. zjedzenie Czerwonego Kapturka przez wilka).

W “Zimie” postacie znikają. Znikają wszystkie. Nie jest powiedziane, co to znaczy. Czy to smutne? Czy wesołe? Opis sugeruje wydarzenie romantyczne i sentymentalne. Nie ma żadnej sugestii tego, że Mariana żałuje, że z narzeczonym się już nie zobaczy – co na początku wydawało się istotne. Gdzie zniknęła ta motywacja? Dlaczego zniknęła? Dlaczego dziewczyny nie opłakuje choćby ciotka Klementyna? Dostajemy tylko obojętnego chłopa, który ma to wszystko gdzieś, co jest zamknięciem prawie parodystycznym.

U Lovecrafta, chociaż opisuje różnego autoramentu kosmiczne siły, groza zawsze ma ciężar, a bohater pozostaje aktywny – albo przez strach, albo przez ciekawość.

**

Dziewczyny, nie ustawiajcie mnie proszę w takiej pozycji, którą łatwo zaatakować. To nie tak, że nie rozumiem konwencji oniryzmu i tajemnicy. Moim zdaniem te elementy trzeba rozmieścić strategicznie na solidnym planie wydarzeń i motywacji bohaterów. Niekoniecznie interesuje mnie realizm.

Chciałam mieć oniryczną opowieść o baśniowej zimie (pamiętam dokładnie ten moment, kiedy to zobaczyłam: zimę i lód pełznące od tej Berezyny gdzieś pod Kraków) i mam. Nie chciałam mieć obyczajówki z elementem fantastycznym.

Akurat obrazowość dobrze funkcjonuje w tym tekście, nie mam zarzutu do opisów ani nastroju.

Celowo występuję w niewdzięcznej roli, bo krytykowanie niejasnej prozy to trudne zadanie – człowiek z miejsca naraża się na zarzuty “a bo ty nie rozumiesz” albo “ty byś chciał mieć wszystko na wprost podane”, tudzież “nie doceniasz subtelności” i “dobra literatura powinna skłaniać do myślenia”. Nie wypada powiedzieć “nie rozumiem o co tu chodzi”.

Podczas gdy niejasność jest w moim przekonaniu łatwą drogą ucieczki od kiczu. Zamiast stworzyć nietuzinkową sytuację i naturalny dialog, łatwiej jest napisać coś niezrozumiałego i można ze sporą dozą prawdopodobieństwa liczyć, że duża grupa odbiorców się przed tym pokłoni w myśl zasady, że jak coś jest zamotane, to na pewno ma wielką wartość literacką.

Gdyby niniejszy opis, stanowiący kulminację linii wydarzeń opowiadania, był zwieńczeniem szczęśliwej historii miłosnej, prezentowałby się ckliwie:

…ktoś, kogo kochasz… – zaszeptał wiatr.

…ktoś, kogo kochasz… – zawtórował mu śnieg.

Płatki opadały na ciemną sukienkę, malując ją na biało. Alexandre uniósł dłoń Marianny do ust, a potem nachylił się i złożył pocałunek na jej wargach. Śnieżynki zawirowały, zamykając w zamieci ich dwoje, dwór i sad. Na zmrożoną ziemię pod krzewem róży upadł z brzękiem niewielki przedmiot.

Ale bach bach bałabuch, ponieważ fabuła jest oniryczna i nie wiadomo o co chodzi, to ten sam akapit ozdobiła szacowna patyna liryzmu.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Tarnino:

A, tak. Owszem. Ale ani Marianna, ani Meunier nie są postaciami dynamicznymi. Oni tu nie są po to, żeby się uczyć. Nie każda historia jest o dojrzewaniu. Zwłaszcza krótka.

Może być o upadku, o rozczarowaniu, o porzuceniu marzeń/misji/oczekiwań, o zerwaniu relacji, nawiązaniu relacji, zmianie statusu relacji, może być o wszystkim, byle o czymś. Wcale nie oczekuję historii z morałem, nie musi być dydaktycznie.

Moim zdaniem w Zimie dostrzegasz rzeczy, których tam nie ma; co więcej, moim zdaniem wydajesz się oceniać ten tekst według innych standardów, niż pozostałe opowiadania na forum – trudno mi powiedzieć, czemu tak jest.

Dzięki za artykuł, jak wszystkie Twoje artykuły, na pewno przeczytam z przyjemnością ;)

Ninedin:

Potwornie mnie od jakiegoś czasu męczy rygorystyczne i literalne trzymanie się zasady, że jak w pierwszym akcie jest strzelba, to w ostatnim musi wystrzelić. Zabija mi to oczekiwania, czytanie zamienia się wyłącznie w układankę, dobieranie puzzli i czekanie na twist, co, paradoksalnie, przestaje zaskakiwać.  

O tak, coś w tym jest.

BTW, Wisielcze, nie masz ochoty napisać w pięciu-sześciu zdaniach, jak Ty byś ułożył fabułę “Zimy”, mając wyjściowo tych samych bohaterów? Bo bym chętnie zobaczyła.

Nie znam na dobrą sprawę zamysłu autorskiego. Chciałbym na pewno wiedzieć:

– jak działa klątwa – bo od jej działania zależne jest zagrożenie i stawki w fabule. Jeśli bohaterka się jej poddaje, to chcę wiedzieć, jaką ofiarę ponosi. Jeśli walczy z klątwą, to chcę wiedzieć, przed czym próbuje się ocalić.

– na czym polega upodobnienie Mariany i narzeczonej lodowego zombie? Czy on pomylił dziewczyny? Czy wszystko jedno? Czy  chce przemienić jedną w drugą? To jest mi potrzebne, żeby zrozumieć, co czuje zombie do Mariany, jaką relację zawiązują. Czy oficer jest obłąkany? Czy się pomylił?

Wiedząc to zdecydowałbym się na jakiś łuk charakterologiczny dla Mariany. Punktem wyjścia jest troska o człowieka, który przypomina jej narzeczonego. Co powinno być następnym krokiem?

Zombie mógłby dostać jakiś własny kierunek w tej relacji.

Trudno mi zaproponować alternatywny układ wydarzeń, bo nie bardzo wiem, co tu się właściwie stało. Jeśli chciałbym dostać opowieść z zagadką, to umieściłbym jeden znak zapytania w wybranym miejscu, a uprzątnął wszystkie inne, tak, żeby skoncentrować pytania czytelnika wokół elementu, na którym mi zależy.

Obawiam się też, że historia wymyślona przez Drakainę jest utrzymana w takim tonie i pochodzi z takiego miejsca, do którego ja nie potrafię się zbliżyć emocjonalnie, więc grzebiąc przy jej fabule mógłbym ją po prostu zepsuć.

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Co do symbolizmu – zważ, że dopisali go “Zimie” komentatorzy, ja go tam nie wpisywałam.

Tak, i to mnie rozbawiło, bo Tarnina napisała, że opowiadanie jest o “marności i sile człowieka”. To samo można powiedzieć o każdym dziele fikcji, o Małym Księciu, Hamlecie i przygodach Mikołajka. Interpretacja, że tekst dotyczy “marności i siły człowieka”, czyli odpowiedź możliwie najbardziej uniwersalna i asekuracyjna, upewniła mnie, że można w to miejsce wpisać w sumie cokolwiek.

Słowo-klucz: według Ciebie. Problem w tym, że usiłujesz to stosować do wszystkiego, narzucasz i tę normę, bo TY tak lubisz albo wierzysz, że istnieje jeden przepis na literaturę, z którego wszyscy powinni korzystać.

Ależ ja niczego nie narzucam, wyrażam swoją opinię, co jak sądzę zawiera się implicite w nazwie tej rubryczki, w której wstukuję zdania: “twój komentarz”.

Iliada i Odyseja mają pięknie poprowadzone fabuły, jeśli je tylko rozłożyć – tym, co może ten obraz zamydlić, jest mnogość równolegle rozwijanych wątków w Iliadzie i retrospekcyjna struktura Odysei. Tych akurat tytułów nie da się wprząc w służbę argumentacji na rzecz proponowanej przez Ciebie wizji literatury.

Nie, nie, nie i jeszcze raz NIE!!! Może, ale nie musi. Musi wyłącznie, jeśli chcesz pisać proste jak budowa cepa powieści gatunków, w których niewyrobiony czytelnik będzie się czuł bezpiecznie w strefie komfortu.

Im bardziej fabuła misterna i złożona, tym bardziej klarowne i przejrzyste muszą być jej elementy składowe, żeby zachować spójność. Solidna struktura nie musi wiązać się z powieleniem schematu ani nie jest domeną “niewyrobionych czytelników”.

Uważam odwrotnie – że rozmydlenie wątków w rozmaitych niejasnościach jest próbą przeskoczenia nad fundamentami rzemiosła pisarskiego. Po prostu zamknięciem oczu na podstawy.

Wybacz, ale to brzmi jak mądrość z kursów creative writing. Podobnie jak brednie w rodzaju “linii relacji” (sorry, ale nie będę się z tym patyczkować). Nie zgadzam się. Literatury nie powinno się pisać od sztancy, to zabija literaturę.

Według mnie nie ma być od sztancy – ma być o czymś. To “coś” ma być wyrażone w sposób niebanalny, lecz czytelny. Wydarzenia muszą wywierać wpływ na bohatera w sposób, który jest wymierny i możliwie nietuzinkowy.

“Linię relacji” można nazwać inaczej, jeśli nie podoba Ci się termin. Chodzi zwyczajnie o to, że sens wydarzeniom nadaje to, jak wpłynęły na bohaterów. W “Zimie” Mariana znika, zombie znika, Klementyna znika, zostaje chłop, który wzrusza na to ramionami. Z konstrukcyjnego punktu widzenia rozwiązanie kulminacji jest abominacją.

Niektóre starsze powieści są skonstruowane mniej “gęsto” niż współczesne narracje, ale u Hemingway’a, Dostojewskiego, Balzaca wydarzenia nie są umieszczone bez przyczyny. I choć wiele z nich posiada znaczenie symboliczne, to w warstwie akcji zawsze pozostaje jasne, co się stało.

“Zgubiony wątek” nie zawsze jest zły, czasem ma swoje uzasadnienie, ale Klementyna była jedyną postacią bliską Marianie, więc liczyłem, że rzucisz światło na jej los. Wydała mi się szczerze mówiąc barwniejszą protagonistką niż sentymentalna i pasywna Mariana.

Naprawdę, nie wszyscy muszą pisać proste fabuły, z których każdy zrozumie to samo: co się wydarzyło. I nie, nie obraziłeś mnie, zdumiałeś mnie raczej, że naprawdę można tak myśleć o literaturze.

Cenię na przykład Balzaca, którego trudno posądzić o prostotę w budowaniu fabuł. Nie w tym rzecz. Uważam, że jest określona doza spekulacji, którą może znieść dowolne dzieło fikcji. I uważam, że przedmiotem spekulacji powinny być pytania takie jak:

“I co zrobi dalej, skoro morderstwo uszło mu na sucho”?

“Czy bohaterowie kochali się, czy to była tylko chora obsesja”?

“Kto miał słuszność w tym sporze”?

“Jak postąpiłbym na miejscu bohatera”?

A nie:

“Co tu się właściwie wydarzyło”?

Żeby zrobić w tekście miejsce na jedną, kluczową, dającą do myślenia niejasność, trzeba uprzątnąć całą resztę opowieści ze wszystkich mętnych elementów.

To moje zdanie. Na samym początku zastrzegłem, że różnimy się na poziomie aksjomatów. Nie oznacza to, że nie cenię innych aspektów Twojej twórczości – języka, świata, bohaterów. Ba, w niektórych Twoich opowiadaniach zachowana jest klasyczna struktura trzyaktowa, co jest o tyle interesujące, że wnosząc z wyłożonej przez Ciebie filozofii literackiej, wcale nie planowałaś jej tam umieścić. Sama się tam pojawiła. Intuicyjnie.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Przepraszam! Wiem, że Ty nie lubisz. ;D

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ty z kolei najwyraźniej nie lubisz literatury, w której nie ma dynamicznej, linearnej akcji.

Nie mam nic przeciwko akcji nielinearnej – to co zrobiłaś w “Zimie”, czyli podwójna narracja z retrospekcją, albo przełamany tandem, jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Gryzie mnie coś innego i masz rację, że niezgodność naszych opinii wynika z fundamentalnych przekonań.

Wg mnie dobra historia powinna mieć silną linię akcji, która nie pozostawia wątpliwości co do tego, co się wydarzyło. Linię akcji powinna obrastać wynikająca z niej linia relacji, która wyznacza trajektorię rozwoju charakterologicznego bohatera/bohaterów. I to też powinno mieć jakiś wyraźnie poprowadzony kierunek, w rodzaju: naiwność – zawód – wyrachowanie; nadzieja – rozgoryczenie – rozpacz; miłość – miłość poddana próbie – miłość wzmocniona przez próbę; nienawiść – niechętny szacunek – braterska przyjaźń. Nie musi to być jednoznaczne, ale fajnie, jakby było wyraziste.

Dopiero na tym, jak lukier na torcie, powinna się w moim przekonaniu znaleźć symbolika, w naturalny sposób wyrastając z dwóch niższych warstw. Bowiem charakter bohaterów nie może rozwijać się w próżni, a symbole zawieszone na kołku niewiele znaczą.

Uważam zatem, że niedopowiedzenia w tekście powinny być jak dziury w serze i trzeba je rozmieścić strategicznie. Kiedy dziur jest więcej, niż sera, robi się to irytujące. Poszedłem do sklepu po ser. Nie po dziury.

Do “Zimy” odnosi się to tak, że uważam opowiadanie za chaotyczne w sferze wydarzeń (niewyjaśniona “magia” sprawia, że nie wiadomo, co z czego wynika; postać ciotki nagle znika z historii; nie wiadomo, cóż takiego oznacza “ślub”, więc trudno powiedzieć, czy cieszyć się z tego, czy smucić). Linia relacji jest w związku z tym pozrywana dla Mariany (zaczyna się ciekawie, a potem gubi), a dla lodowego zombie nieistniejąca. Wobec tego symbolika całej opowieści jest dla mnie mętna i kwituję ją wzruszeniem ramion.

Te mankamenty konstrukcyjne są zamaskowane dobrym warsztatem i ciekawym osadzeniem historii w realiach. Poza tym nie wiedzieć czemu wśród krytyki NF panuje kult niejasności – jak coś jest niejasne, to znaczy, że na pewno jest ambitne i liryczne. Otóż niekoniecznie. W dziewięciu przypadkach na dziesięć niejasność to nieporozumienie komunikacyjne. “Mętne” nie równa się “tajemnicze”.

Bohater musi mieć zrozumiały dla czytelnika problem i aktywnie dążyć do jego rozwiązania – inaczej wszystko… Powoli… Zamarza…

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Czy jesteś usatysfakcjonowany?

Szczerze mówiąc – nie.

Napisałem na ten temat bardzo długi komentarz, ale go skasowałem, bo uznałem, że dla autorki będzie bolesny, a nic dobrego nie przyniesie.

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Bardzo porządnie skonstruowane

Podejmiesz się wskazania tej konstrukcji? Mam dwa główne pytania:

  1. Co jest tematem opowiadania? Nie, co się dzieje w tekście, tylko o czym jest tekst?
  2. Co stanowi kulminację historii? Do czego zmierzają wydarzenia i co oznacza puenta?

Moje odczucia są zupełnie odwrotne: uważam, że “Zima” to barwny i umiejętnie osadzony w realiach obrazek rodzajowy, ale przedstawia sekwencję wydarzeń, z których nic nie wynika.

Dziewczyna czeka i jej czekanie nie jest w żaden sposób zwieńczone. Żołnierz zamraża rzeczy no i tyle. Na koniec wszystko zamarza, przychodzi chłop, który olewa sprawą i idzie żyć własnym życiem.

Bardzo podobała mi się motywacja, która skłoniła Mariannę, by zajęła się odmrożeńcem – to wypadło wiarygodnie i rozbudziło duże nadzieje, że ta relacja dokądś zmierza. Niestety zawiodłem się w tej kwestii.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nie chodzi nawet o tempo, tylko o satysfakcjonującą kulminację. Ta może być albo konceptowa, albo interpersonalna.

Nie bardzo widzę, co tu się wydarzyło na gruncie interpersonalnym, żeby domknąć historię. Mariana tęskniła za narzeczonym i opiekowała się przygarniętym odmrożeńcem. Narzeczony nie wrócił, a odmrożeniec ją zaczarował. Nie widzę, żeby relacje między postaciami jakoś się rozwijały.

Stąd opowiadanie funkcjonuje jako obrazek rodzajowy, ale trudno w nim znaleźć nić jakiejś historii. Marzli, marzli, aż zamarzli.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wisielcze, dziękuję za wizytę, jednakowoż mógłbyś darować sobie protekcjonalny ton w czepialstwie, zwłaszcza kiedy czepiasz się rzeczy, których nie sprawdziłeś.

Czytam życzliwie teksty, do których się zabiorę, więc to co wypisałem, z różnych powodów mi zgrzytało. W uwagach językowych nie powołuję się na słownik, bo nie wydają mi się niepoprawne, tylko może miejscami nieporadne. Chociaż “upchnięty stryszek” brzmi wyjątkowo dziwacznie.

To jest opowiadanie historyczne i chłopi tak się w pamiętnikach zachowują. Po prostu.

Uważam, że ta stylizacja jest zrobiona po taniości.

To naprędce sklecony most, który częściowo zalewa rzeka,

Ale rzeka była zamarznięta, a ocieplenie zwodnicze… Bez sensu jest opisywanie ocieplenia, do którego niby doszło, ale nie doszło. Można się zresztą tych niezgodności pozbyć bez żadnej szkody dla tekstu, więc zupełnie nie potrzeba ich bronić. Koń może się potknąć na czymkolwiek, rzeka może być po bożemu zamarznięta i nic złego się nie stanie, a epilepsja pogodowa zniknie.

A kto w płonącej Moskwie najlepiej miał szanse radzić sobie z pożarami, hę? Saper w tamtych czasach to bardzo wszechstronna formacja, to głównie saperzy budowali mosty itp. Była teoretycznie odrębna formacja génie czyli właśnie jednostki inżynierskie, ale w praktyce były połączone z saperami.

Ok, to ma sens.

“pół dnia” czy “pojadę”?

Pół dnia pojadę – nie spotkałem tego nigdy. Ciekawie to brzmi, może regionalizm.

Niestety, słownik PWN się z Tobą nie zgadza.

https://sjp.pwn.pl/slowniki/okutany.html

 Takoż kwestia upchniętego stryszku:

https://sjp.pwn.pl/slowniki/upchn%C4%85%C4%87.html

Te definicje nie dowodzą braku słuszności moich uwag, zwłaszcza, że nie odnoszą się zupełnie do kolokacji.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

zmrożone kudły baraniego kubraka szorują

Dziwne zdanie.

Bo żem pomyślał w pierwszej chwili, że to panicz powraca.

Stylizacja wypowiedzi służącego wypada dość nieudolnie.

Służący odruchowo zdjął czapkę i miętosił ją w rękach.

Okrutnie wytarta klisza… Nie wiem, po co przedstawiać tak służących.

wokół cienia, ciemniejszego niż otaczający go mrok.

Nie za bardzo ten cień ciemniejszy od mroku.

okutana w potargany mundur i resztki kożucha wydawała się urwanym kikutem. Marianna omal nie krzyknęła, kiedy ta dłoń czy nie dłoń musnęła jej spódnicę.

Okutana ręka to tak niezbyt. Cały człowiek może być okutany… Może sylwetka. A część ciała? Raczej dziwnie to brzmi.

Czemu z poszarpanego ubrania wynika, że ręka wygląda jak kikut? Nie rozumiem.

Płatki śniegu przesłaniały wizję.

Na pewno wizję? Nie widok?

kilka dni wcześniej widział piechura niosącego na ramionach pułkowego psa, co w tym śniegu i mrozie wymagało nieludzkiego oddania i wysiłku.

No, to rzeczywiście wzruszające. Ciekawe, czy coś podobnego zachowało się w pamiętnikach? Może czytałaś?

Przebijające przez śniegowe chmury pojedyncze promienie słońca odbijały

Na ciałach tych, którzy zostali w śniegach, widział rozchełstane mundurowe kurtki i płaszcze, których nie były w stanie utrzymać rozpadające się na mrozie guziki.

To fajna ciekawostka – szkoda, że nie opisałaś jej bardziej szczegółowo, dla tych, którzy nie wiedzą, w czym rzecz.

które nieco odważniej wyjrzało zza chmur.

Odważniej, odważniej ;D Po co “nieco”.

Na twarzy poczuł cieplejszy podmuch, ale nie powitał go z radością, podobnie jak słońca, które nieco odważniej wyjrzało zza chmur. Ta zmiana pogody mogła oznaczać tylko jedno: jeśli na rzece był lód, nie utrzyma się dość długo, by umożliwić przeprawę.

Chmura przesłoniła na moment słońce i Alexandre poczuł znów dojmujące zimno, przenikające aż do kości, zdające się emanować z ziemi i pochłaniać wszystko dookoła.

Ten cały opis odwrotu jest fajny i bardzo mi się podoba. Natomiast podwójna zmiana pogody nie ma wielkiego sensu, bo w efekcie nic się nie zmieniło, i jest to tylko próżne przelewanie wody.

nagotowała pierzynę i balię z wodą

Nagotowała pierzynę? To nagotowanie pobrzmiewa ekwiwokacją, nie wiem, może celowo.

a w tym śniegu to do Miechowa pół dnia pojadę

Zabawna i nietuzinkowa forma.

Romans ciotki z lekarzem był stałym tematem ojcowskich kpin, od których Ignacy Kruszewski powstrzymywał się wyłącznie w obecności małoletniego syna, ale już nie przy osiemnastoletniej córce. Prawda, Marianna miała tej zimy wychodzić za mąż, była już najwyższa na to pora, ale narzeczony wraz ze starszym bratem…

Takie zestawienie zdań stwarza wrażenie opozycji z poprzednim stwierdzeniem i jest to, jak sądzę, niezamierzone.

Otrząsnęła się z ponurych myśli. Może jakaś panna w innym dworku albo choćby chłopka w chałupie opatruje któregoś z nich, tak jak ona stara się pomóc temu nieszczęśnikowi. Może gdzieś we Francji narzeczona drży teraz o jego los.

Ciekawa motywacja dla poczynań bohaterki. Ładne, fajne.

stryszek upchnięty starymi gratami.

Stryszek nie był upchnięty, najwyżej zapchany. Sądzę, że problemem byłoby upchnąć gdzieś stryszek.

przełykał, jakby nie był całkiem nieprzytomny, miała więc nadzieję, że podobnie będzie z rozgrzewającym żurem.

Nieprzytomni też przełykają, no ale niech będzie, że Marianna jest znawcą przełykania i umie poznać. Boję się, że go poparzy.

Końskie kopyto poślizgnęło się na pokrytych zamarzającą wodą

Ten lód bardzo wygodny do poślizgnięcia. Skąd zamarzająca woda na deskach? Ktoś ją świeżo wylał na most? Chyba nie padał śnieg z deszczem, skoro jest tak zimno? Lód jest ewidentnie po to, że był potrzebny autorowi, żeby koń się poślizgnął.

dobrnąć czy dopłynąć do drugiego mostu, którym w tej chwili przeprawiała się piechota. Nurt uniósł go ku drewnianym palom

Ta rzeka była przed chwilą zamarznięta, więc powinna być dalej zamarznięta, oprócz jednego miejsca, gdzie wpadł koń i przebił lód.

kiedy na nasz oddział zwiadowczy walił się dach.

Czemu saper był w oddziale zwiadowczym? Może ma to jakieś napoleońskie uzasadnienie.

Musiało być niedługo przed świtem,

Dziwne zdanie.

Spoglądały na nią oczy niebieskie jak lód skuwający głębokie jezioro.

Hm?…

szabeltas

Hej, nie znałem tego słowa!

 

Nastrojowy tekst. Przystępnie i ciekawie oddane realia. Czytało się fajnie. W pewnym momencie narracja uciekła w sentymentalność, która rozminęła się z moją wrażliwością, ale może komuś innemu się spodoba. Najsłabszym elementem jest w sumie puenta – oczekiwana i nieszczególnie dobitna.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

A przypis kompletnie niepotrzebny, przypisy w literaturze to w ogóle zuo. Jeśli uważasz czytelnika za idiotę, który nawet jeśli nie wie, to się nie domyśli albo nie umie sprawdzić, wytłumacz to sprytnie

Dlaczego? Grzesiek Wielgus ma u siebie przypisy. Czytam teraz Moby Dicka wydanego przez Zieloną Sowę i też są tam przypisy.

Autorko, bardzo mi to przykro pisać, ale na Twoim miejscu dałabym sobie spokój z tym ISBN i wydrukiem. Druk kosztuje,

Po co te uwagi? Dziewczyna mówi, że się dzieli twórczością za darmo i z pasji, to niech się dzieli. To fajnie. Roztaczanie aury elitaryzmu nic dobrego nie zdziała.

to się na razie nie nadaje do czytania

Są błędy. Jest źle zapisany dialog. Ale do czytania się nadaje.

Bohaterowie są sympatyczni i przekomarzają się w sposób, który budzi uśmiech. Zakłuło mnie, że dziesięcioletnia dziewczynka opowiada, nawet w żartach, o nagim ciele – darowałbym to sobie, trochę to niesmaczne. Ale fragment zaciekawił mnie na tyle, że chętnie przeczytałbym, co dalej. Zwłaszcza, że wybór filozofa na protagonistę obiecuje ciekawe rozważania i poruszenie tematów, których fantasy rzadko dotyka.

Wyimki z notatek pokazują, że chcesz opowiedzieć o czymś, co jest dla Ciebie ważne, i zastanawiam się, w jaką stronę zostanie rozwinięty ten wątek. Przewiduję nawiązania do różnych filozofów znanych z naszego świata i ciekawi mnie, jak ich myśl będzie się wiązać z rozwojem fabuły.

Warsztatowe braki do naprawienia, ale może lepiej zrobić to w całości, na pliku powieści, a nie po kawałku.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Serdeczne dzięki, ludu pióra!

No ale co zrobię, że tak mi się kojarzy. Dostajesz z pierwszej ręki  feedback, jakie skojarzenia wywołuje okładka i tytuł.

Swoją drogą, moja małżonka czytała ostatnio Viriona, i bardzo chwali, więc traktuj to jako komplement.

Wygłupiam się, milordzie ;D Ja słyszałem opinie, że podobne do okładki Warcrafta II, i bardzo słusznie, bo wysłałem grafikę z Tides of Darkness jako referencję w parze z moim opisem projektu.

Cóż za wiara w ludzkość…

No bądźmy rozsądni, ile jest warta książka debiutanta jako nagroda? Na sto słów może starczy komuś motywacji xD

Wisielec

Witamy po drugiej stronie lustra 

Widzimy się za dwa lata w świecie kryminałów ;D

A może powinienem powiedzieć: w Odmętach?…

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Też miałem skojarzenie z animacjami Ghibli. Nadmiar, o którym mówisz, Marasie, rzeczywiście nie sprzyja eleganckiej i oszczędnej kompozycji.

Ale Sara wylała tu dla nas obfitość swojego serca i wyobraźni, więc to rozbałaganienie i pomieszanie porządków gatunkowych stanowi też siłę tekstu.

Taką historię chciała opowiedzieć i fajnie – dzięki temu fabuła wiła się nieprzewidywalnie i śledziłem tę podróż z tym większym zaangażowaniem. Da się na pewno odczytać w tym tekście twórczy nadmiar: “to fajne, więc dodam… i jeszcze to, i to, i tamto, i kapsulaki, i splincienie, i potwora łez”. Mnie to ujęło, bo jest w tej wylewności twórcza iskra, od której zapłonie jeszcze niejedno ognisko.

W ogóle jeśli chodzi o krytykę, to odnoszę czasami wrażenie, że prym wiedzie tendencja poszukiwania kamienia filozoficznego, idealnej formy. Tymczasem ja zdecydowanie wolę być odkrywcą, niż alchemikiem, i cieszyć się rozmaitymi kształtami, jakie oferuje przyroda. I w miarę możliwości nie przekładać tego, jak sam chcę pisać, na oczekiwania wobec innych autorów.

Dodam tylko, że ten tekst był dla mnie wyzwaniem i pewną próbą, jak widać nieudaną.

A co to za bóld*pienie? Proszę się natychmiast ogarnąć.

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dziękuję! Postaram się zdziałać jakiś konkurs z rozdawajką, byle mało wymagający, bo nikt się nie zgłosi. Może drabble.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że ten Kulawy szermierz jest Twój, bo już mignął mi gdzieś  w sieci ostatnio. Skojarzył mi się Virionem Ziemiańskiego.

Chrościuszko, Chrościeńku, nie róbmy sobie tego.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

20 maja przyszedł dla mnie dzień od dawna oczekiwany – premiera Kulawego Szermierza, powieści, której pierwszy rozdział gościł przez chwilę na portalu. Korzystając z tej okazji, chciałbym nie tylko się pochwalić, ale też podziękować społeczności NF. Tu, na portalu, uczyłem się składać słowa w zdania i zdania w akapity. Otrzymałem tu ogrom konstruktywnej krytyki i dzięki unikalnemu ekosystemowi tego środowiska mogłem po raz pierwszy pozwolić moim opowiadaniom oddychać w przestrzeni publicznej.

Serdecznie dziękuję za życzliwość, czas i pracę włożone w recenzję moich – często nieporadnych – tekstów. Gdyby nie to szczególne miejsce w sieci, to zapewne nigdy nie nabyłbym umiejętności wystarczających, by zainteresować wydawnictwo swoim manuskryptem.

Szczególne podziękowania pragnę skierować do anioła stróża portalu, Regulatorów. A także do osób, które włożyły serce w to, by pomóc mi wyrzeźbić literackie muskuły.  W tej liczbie pragnę wymienić filozofkę Tarninę, folklorystkę Żonglerkę, geoczarodzieja Chrościsko, niestrudzoną Finklę, czyli zwierzę totemiczne NFa, i królową weirdu, Wybranietz.

Linkuję stronę wydawnictwa z ogłoszeniem:

https://www.facebook.com/wydawnictwo.initium/

I swój, ech, profil autorski:

https://www.facebook.com/Tomasz-Matera-profil-autorski-103418521389197/

Będę szalenie wdzięczny za lajki, udostępnienia i inne sieciowe aktywności tego rodzaju. Mogą mi bardzo pomóc w newralgicznym okresie po premierze, zwłaszcza, że epidemia pokrzyżowała mi plany wyjazdowo-promocyjne.

Dziękuję również – z góry – wszystkim, którzy zechcą sięgnąć po książkę. Z radością powitam wszelkie opinie: na pw, na profilu, czy gdziekolwiek zechcecie się nimi podzielić.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Barwny i melancholijny list miłosny do klasycznego antyku. Sama słodycz.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Gratulacje, Wybrańcze! Dzisiaj przesłucham na spacerze.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wstrzymuję się. Wszystko wygląda dobrze.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wysoka Izbo! Wnoszę o zgodę na przedłożenie niestandardowego materiału na porządek obrad.  Zamiast filmu chcę dać dwa klipy z piosenkami.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Tylko 6.1 na filmwebie, hmpf.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dzięki za to wyjaśnienie, zobrazowało mi wiele kwestii, nad którymi się zastanawiałem.

Nasze doświadczenia z dziećmi różnią się na tej samej zasadzie, co doświadczenia z kobietami, bo ja miałem dużo różnych, przelotnie, a Ty na odwrót – jedną, którą możesz poznawać i odkrywać codziennie. Bez najmniejszych wątpliwości przyznaję prymat Twojemu modelowi poznawczemu, bo moja znajomość dziecięcej psychiki jest co najwyżej anegdotyczna.

Musisz Cię rozpierać duma, że masz takiego potomka. Bogactwo wyobraźni i umiejętność, jak mówiłeś, śledzenia i generowania skomplikowanych historii w tak młodym wieku zwiastuje, że piastujesz pod skrzydłami zupełnie wyjątkową osobę.

Moje uwagi miały charakter w głównej mierze generyczny, podane są z perspektywy: jaka powinna być bajka dla dzieci. Ale to Twoja bajka, Twój i córki proces, piękne dzieło miłości, wyobraźni i czasu spędzonego w najlepszy możliwy sposób. Jeśli będę kiedyś ojcem, to chciałbym realizować się w tej roli tak, jak nam to pokazałeś.

Literacka parabola jako sposób na przetrawienie paczłorkowej sytuacji rodzinnej to już w ogóle wzruszający i poważny temat, ale nie chcę w niego wchodzić tutaj, na forum publicznym.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Świrybie, widzę, to co mówisz, doceniam eksperyment, jest naprawdę chwalebny, ale tym bardziej, z szacunku dla Twojej pracy, staram się unikać próżnego chwalstwa.

Ja miałem pewien problem, żeby nadążyć za akcją, jakby czytało to dziecko, to by się, jak sądzę, pogubiło kompletnie.

Nie wiem, czemu uznałeś czarodziejkę za główną bohaterkę

No jest to intuicyjne, a twist pod tytułem: antagonista jest głównym bohaterem, haha! Jest naprawdę super, tylko czy w tekście dla dzieci? Dzieci uczą się dopiero śledzić jakiekolwiek fabuły, nie potrzebują, żeby subwersją oczekiwań pokonywać ich zblazowanie, jak dorośli.

Ciekawostka jest taka, że ta "dorosła treść", trójkąt i odrzucona miłość oraz uczucie miotłówki, która w końcu doczekała się spełnienia swojego marzenia, nie powstały w mojej głowie – ja je tylko opracowałem do czytelnej, mam nadzieję, formy. Ilość zwrotów akcji też została przycięta – wyobraźnia dziecka miotała bohaterów w tę i wewte dość ostro.

nadal nie jest to czytelne

trójkąty to średni materiał na bajki dla dzieci, które dopiero próbują zrozumieć “co robi mama z tatą”

transkrypcja opowieści “na żywca” spłodzonej w wyobraźni dziecka to na pewno fajny eksperyment, ale nie narzędzie do pisania fabuł. Miałem w tym roku sporo kontaktu z szkrabami w tym wieku podczas zajęć angielskiego, a że jestem ciekawski i często wolałem dzieci podglądać niż nimi dyrygować, zaobserwowałem, że: A) DZIECKO W WIEKU LAT 6 IMPROWIZUJĄC SZALONĄ FABUŁĘ W POŁOWIE HISTORII NIE PAMIĘTA JUŻ, CO MIAŁO NA MYŚLI, KIEDY ZACZYNAŁO B) DZIECI WZAJEMNIE TAKICH OPOWIEŚCI NIE SŁUCHAJĄ, WYŁĄCZAJĄ SIĘ, ŁAPIĄC EWENTUALNIE JAKIEŚ POJEDYNCZE MOTYWY Z OPOWIEŚCI KOLEGI/KOLEŻANKI, KTÓRE PRZYDADZĄ SIĘ DO ZABAWY

 

Wnioski, pytania, refleksje: czy ten tekst ma być dla dzieci? czy dla dorosłych? czy to radosny eksperyment i nie wiesz? (nie deprecjonuję tego ostatniego, sam takich dziwnych wprawek trochę napisałem, żeby zobaczyć, dokąd doprowadzą).

Wniosek numer dwa: żeby opracować dziecięce fantazję w czytelną fabułę, trzeba użyć znacznie, znacznie gęstszego filtra. Selekcja toposów jest istotna (trójkąty w bajce da dzieci?) i fundamenty konstrukcji muszą być nienaruszalne: we wszystkich bajkach jest główny bohater, którego oczami dziecko może oglądać świat przedstawiony z uczuciami którego może się utożsamiać. Żonglowanie punktami widzenia i zaprzeczanie kanonom prowadzenia historii to nie na ten wiek.

Możesz mi na to odpowiedzieć: ale dziecko to samo wymyśliło. Dobrze, ale jak powiedziałem, dzieci nawzajem nie słuchają swoich historii, więc nie należy bezpośrednio kopiować struktur, które w ten sposób powstają.

jesteśmy przyzwyczajeni do pojedynczego protagonisty (co częściowo potwierdza twój odbiór czarodziejki)

Tak, pierwsze co robi dziecko, jak zaczyna się opowieść, to szuka punktu widzenia, żeby się z nim utożsamić – tak wynika z konwencjonalnej mądrości o storytellingu. Dorośli zresztą robią tak samo, ale prozie dla dorosłych podważanie tego oczekiwania to już zabawa formą, czyli może wypaść korzystnie.

Wieśniak nie miał spadać z nieba, choć to cudowny koncept, by zdyszane kuce leciały z chmur – transfer był raczej upload niz download, ale najwyraźniej nie zaznaczyłem tego wystarczająco jasno. 

Zrozumiałem, że upload. “Spadł z nieba” w sensie “pojawił się nieoczekiwanie w połowie historii”. Bajki potrzebują prostszej historii. 1 Punkt wyjścia, konflikt czy problem, który z którym odbiorca potrafi się utożsamić 2 Przygody bohatera, którego oczami odbiorca śledzi historię 3 problemy na drodze do celu (4 ewentualny zwrot akcji, lecz wcale niekoniecznie, dzieci potrafią się jeszcze dobrze bawić przy totalnie przewidywalnych fabułach, bo wciąż się uczą rzeczy, które dla nas są oczywiste) 5 rezolucja.

Żonglowane punktami widzenia, zmiana protagonisty, ujawnianie ukrytych motywacji: to wszystko super, w prozie dla dorosłych. Stąd moja uwaga, ze tekst ma rozdwojenie jaźni, bo język jak dla dziecka, podwozie jak dla dorosłego.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Postać, którą na początku wprowadzasz, jako głównego bohatera, wraca przez portal do jakiegoś wieśniaka(który spada z nieba w połowie bajki), a antagonista zostaje kochankiem miotły tejże bohaterki, gdyż miotła okazuje się być kluczowsza niż miotlany jeździec.

Wnioski: dla dzieci to za dużo zwrotów akcji, żeby przytomnie śledzić.

Dla dorosłych: zależy dla kogo, ja uważam, że to próba zawarcia dorosłej treści w infantylnej formie, podżyrowana sentymentem, “bo dzieci”.

Moja osobista wrażliwość mówi: nie jest to Mały Książę, nie kupuję.

Moja wrażliwość społeczna mówi: jeśli się dzieciakom podoba, to super.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

brakuje mu rzetelnej konstrukcji.

Czy możesz rozwinąć?

 

Mówiąc okrutnie i wprost: to nawet nie jest opowiadanie. To jest kolaż wyobrażeń.

Myślę, że nikt tego wcześniej nie powiedział, bo czytelnicy są zachwyceni/onieśmieleni kooperacją międzypokoleniową.

Mając to na względzie, i doceniając walor stymulowania dziecięcej wyobraźni, daję werdykt: to jest wielki bałagan. Wątki zawiązane na starcie (co z czarodziejką?) nie znajdują odpowiedzi. Przy końcu rodzą się raptem jakieś nowe wątki, ledwie wcześniej zajawione.

 

A widzisz, nie. Grupa testowa 5-6 łyka jak świeże bułeczki. Inny poziom koncentracji, oczekiwania na zmienne bodźce… Rozmawialiśmy o tym. Dzieci dopytują, dopowiadają własne historie do tych nazw, wyobraźnia pracuje. Być może również stąd postrzegasz jako radosny bałagan.

Wierzę w to, jeśli stymuluje, to super, nie mam pytań. Dzieci są super, dzieci są przyszłością, dzieci są radością, jeśli im się podoba, to żadnych innych uzasadnień nie trzeba.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Księżnik, najczarniejszy z czarnych

Hahahahahaa

Super :D

Agatowy flet kołysał się na wietrze między jego łapami, migocząc raz po raz w świetle księżyca. 

Tu autor za mocno trajharduje, taki jest mój odbiór.

Moglibyśmy razem władać nad całym nocnym niebem!

Tu kalka z angieskiego: rule over. Po polsku: władać niebem.

Sierść i skrzydła oblepiała ciemna, smolista substancja,

Tu podręcznikowy przykład zbędnego przymiotnika. “smolisty” zawiera w sobie “ciemny”.

Wilki, które są mądrzejsze od was wszystkich i nie pozwolą, by kolejny przekonany o własnej jedwabistości nawiedzeniec popsuł wszystko jeszcze bardziej!

Ładne zdanie

Była w kropce.

Też szalenie pasujące zdanie w klimacie tej historii

Plącze drgnęło lekko

Plącze ładne :)

Zębaty kwiat wyszczerzył się w chutliwym uśmieszku

Fajne :D

miałam ukochanego i przyszłość z nim.

Had a future with him… Kalka. Po polsku to nie gra.

mam z tobą przyszłość? nie-e

Asklepios

Czy wybór tego imienia ma jakieś znaczenie? Bo nawiązanie nie jest dla mnie jasne.

noc zadała się ciemniejsza od

Literówka

 

– PRAWDA, KOCHANIE? – powtórzyła z naciskiem miotłówka, trącając narzeczonego.

WUT

that came out of nowhere

Przytknęła instrument do ust i, grając z nadzwyczajną wprawą, zdjęła zaklęcie z nieszczęsnej nimfy. Plącze nieodwzajemnionej miłości na powrót stało się piękną kobietę.

Literówka, a także przy końcu tekstu pojawia się nowy wątek.

Powiadają też, że potem ujęły się za ręce i razem ruszyły do Skorupy, żeby kogoś pokochać.

Agata i odczarowane plącze?

Skorupa to nadal jest jakiś kosmicznie niejasny termin, a już jesteśmy u kresu tekstu

***

Nie wiem, jak oceniać ten tekst. Jeśli jako wspólnie spędzony czas z córką – to naprawdę pięknie, masz mój miecz i łuk i topór, a także pełen podziw, niezrównana rzecz, żeby tak stymulować rozwój potomka.

 

Jeśli mam to oceniać jako opowiadanie, to jest to radosny bałagan, w którym mamy garść ładnych zdań, a poza tym galimatias.

Opowiadanie cierpi na rozdwojenie jaźni. To nie jest tekst dla dzieci, bo nic z niego nie zrozumieją, wprowadzasz złożone światotwórstwo i żonglujesz milionem nazw i wątków.

Nie jest to też tekst dla dorosłych – bo jest infantylny i brakuje mu rzetelnej konstrukcji.

Literacko jest to zatem ciekawostka, pedagogicznie jest to majstersztyk i fenomen – jeśli chodzi o ocenę wypadkową, to mój procesor się zawiesił, sorry.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dobrze, że będzie wybieratz, jest do tego stworzona.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nic mi nie mów -.-

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Hej, ładna pętelka :D

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

W związku z czym jestem na każdym spotkaniu trzeźwa jak świnia i z radością odkrywam drugie oblicze braci forumowej ;)

To prawda. Niestety pamiętam, co wczoraj powiedziałem w przypływie retorycznej metaforyki i ku wielkiemu ubolewaniu będę musiał żyć ze świadomością, że Kam też pamięta.

No cóż, Wisielcze, okazałam niezrozumienie dla sprawy oczywistej. Czy usprawiedliwia mnie to, że nie uczestniczę w piwopijstwie rzeczonej grupy? ;)

Myślę, że nie potrzebujesz usprawiedliwienia, literatura powinna przecież obronić się sama :) Mam nadzieję, że przed krytyką uratuje mnie fakt, że to utwór okolicznościowy.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dziękuję wszystkim za odwiedziny i cenne uwagi. To już szósta wersja tekstu, ale nie jestem z niej zadowolony, bo chyba nie udało mi się należycie wydobyć wątku z kopalnią krasnoludów.

Przeczytałam i nie zrozumiałam. Miałam nadzieję znaleźć pomoc w tagach, ale się srodze zawiodłam. Nic mi się tu kupy nie trzyma… :(

Reg, żart polega na tym, że NFowe spotkania na piwo są co tydzień o 21, a Kam przebywa w innej strefie czasowej i żeby się socjalizować z grupą, musi pić wcześnie rano. :D

Wisielcze, możesz jeszcze zaszaleć i dopisać sześć słów, bo tyle brakuje do drabblowej setki.

Dopisałem, dzięki. Kierowałem się wynikiem z worda, a on mi policzył półpauzy dialogowe jako osobne słowa.

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Cudnie.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Dopiszecie mnie? Nie wiem, czy dam radę z oglądaniem od tej niedzieli, ale pomysł mi się podoba.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Motywy “obyczajowe” to zawsze będzie sedno literatury. Brak porządnych bohaterów postawionych w sytuacjach, które czytelnik może sobie przesymulować na własnym aparacie emocjonalnym, dyskwalifikuje najlepszy pomysł sci-fi. Pomysł pod nieobecność sytuacji dramatycznej pozostanie właśnie tym: pomysłem, nie będzie historią.

Moja odpowiedź na pytanie Drakainy:

Podbijam temat, bo ostatnio się zastanawiam, czy fantastyka ma sens całkowicie bez obyczajówki ;)

Nie.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Trzynaście to dużo. Jak u Martina czy przetasowane?

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Chyba polubię Mroza. Dobry ten artykuł.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Oszczędzałem sobie to opowiadanie, Ninedin, jak dobrą whisky, na właściwy wieczór. Nie zawiodłem się i miło spędziłem z nim czas, w towarzystwie Awity, w doskonałym sąsiedztwie Saylora i Gravesa. Dziękuję Ci za ten literacki posiłek ;)

Ojciec miał szczęście: dalekie powinowactwo z rodziną senatora Kwintusa Newiusza sprawiło, że dostał rewelacyjnego obrońcę (stryja  Tulli Starszej, oczywiście, choć unikałyśmy z siostrą wymieniania jego imienia; po dziesięciu latach od ostatniej awantury politycznej ciągle nie całkiem rozsądnie było wspominać pewnych ludzi wprost).

Mecenas Groszek xD Cudny easter egg.

Przyzwyczajona do Diogenesa w naszym atrium, nie rozpoznałam filozofa w obdartym staruchu w beczce, uznałam, ku uciesze wszystkich pozostałych gości, młodzieńczego, jasnowłosego Macedończyka za portret filozofa, i spytałam: Skoro tu stoi Diogenes, to kim jest ten brudny dziad?

Urzekła mnie ta historia, zwłaszcza, że Awita, wbrew swojej relacji, wyszła tutaj na doskonale wykształconą i przy tym dowcipną młodą damę.

Rzymski egzorcyzm bardzo fajny, zbieranie bobu przez upiora pomysłowe, pełne folkloru.

Stylistyka listów – historyczne pozdrowienia, rzymska zwięzłość w ostatniej wiadomości Awity – wspaniałe.

Co by tu powiedzieć negatywnego, dla równowagi? W początkowym segmencie opowieści dużo wydarzeń zostało zrelacjonowane bez osadzenia w scenie – rozumiem, że dla skrótu, ale fragment ten był stosunkowo mało atrakcyjny, a przy tym ilość zamieszanych osób i ofiar wydaje mi się niepotrzebnie nadmuchana. Aczkolwiek rozumiem, że chodziło o zbudowanie klimatu familijnych zawiłości z czasów Augusta, jak w “Klaudiuszu”.

Chciałbym też postawić znak zapytania przy łacińskich cytatach w dialogu, który według wewnętrznej logiki świata w całości odbywa się po łacinie.

Co tu dodać…

Czekam niecierpliwie na sposobność do zakupienia przygód Awity w druku.

Salve, Rzymianko! ;)

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Kiedy straciła, rozstanie stało się przesądzone, więc to co uczynił później, stanowiło już tylko kurtuazję. Ja to rozumiem jako ostrzeżenie przed rozpuszczeniem się w roli partnera i zaniedbaniem pielęgnowania własnej osobowości.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Z tym, że schemat kintsugi nie pasuje do metafory opowiadania pozwolę sobie się zwyczajnie nie zgodzić. Moim zdaniem właśnie doskonale pasuje.

Doskonale pasuje.

W warstwie pod metaforą ja to rozumiem tak, że kobieta definiowała siebie przez małżeństwo, przez rolę w związku, więc kiedy mąż odszedł, straciła tę tożsamość. Dzięki pomocy lekarza udało jej się odbudować osobowość – w myśl filozofii kintsugi, upiększoną przez linię pęknięć. Odbudowa tożsamości okazała się ekstatycznym doświadczeniem, stąd orgazm.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Taki zrodził mi się koncept i tak chciałam go ująć, gdzieś pomiędzy :) Nie wiem, czy udałoby mi się napisać coś prawdziwie 100% weird.

Rosebell, nie żyw kompleksów. Jesteś dostateczne dziwna. Orgazm podczas cięcia twarzy nożem mnie o tym upewnił.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Przyszedłem dla tytułu. Zostałem dla ładnej, poetyckiej, kobiecej prozy. Odchodzę zadowolony.

Jego marzenia się ziszczą i pokona pustkę, bo jest silniejszy ode mnie. Zawsze był. Ta siła mnie w nim pociągała. On kochał moją słabość, dopóki nie stała się zbyt ciężka do udźwignięcia. 

To przyjemnie paradoksalne, lubię takie konstrukcje.

Plus za otwarcie nawiązujące do Mefamorfozy, popularne w tym konkursie, ale dobrze zrealizowane.

Gdyby można było też nie słyszeć bluzgów i wyzwisk pozlepianych ze sobą w plugawą litanię, ale dłonie nie są dźwiękoszczelne. Ktokolwiek je projektował, nie przewidział dla nich takiej funkcji. 

Zręczne, zabawne.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ludu pióra, discordowe kolegium ustaliło, że w sobotę 11.04 o godzinie 21 czasu GMT +2 odbędzie się alkoholizm. Proszę przynieść śliniaczki i zaświadczenia od rodziców.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Myślę, że demon nie spełnia prośby, bo nie musi.

Nasza wiedza na temat mocy demona i ewentualnych jej ograniczeń wynika z tego, co mówi nam Ridiger. A wiedza i umiejętności Ridigera zostały zweryfikowane w ostatniej scenie.

To dla mnie na minus. Łamie konwencję demonicznego “paktu”, ale nie w jakiś rozwojowy, ujmujący sposób.

Jeśli komponujesz konflikt, rzadko chcesz mieć taką sytuację, że wszystkie atuty znajdują się w ręku jednej strony. Raczej chodzi o to, że obaj przeciwnicy posiadają określone narzędzia i rozstrzygnięcie zależy od tego, jak rozegrają swoje karty.

Tradycyjny topos “paktu z diabłem” spełnia to kryterium, bo czart musi wypełnić życzenie, musi być posłuszny, ale czarownik wie, że piekielny pomiot będzie działał w złej woli i musi starannie formułować swoje żądanie. Dodatkowo diabeł chce posiąść duszę czarownika, więc ma w tej grze jakaś stawkę, na czymś mu zależy, nie jest po prostu znudzonym pierdem z piekła.

Tutaj rozdałeś wszystkie asy diabłu, a czarownik nie ma nic. Diabeł robi co chce, nie jest związany życzeniem, jest wszechmocny, zamienia ludzi w gówno dla kaprysu.

Niby krytykuję, ale udała się dzięki temu inna rzecz: zbudowałeś poczucie beznadziei i bezsensu, które pasuje do Twojej historii. Ale jako czytelnik czuję się lekko oszukany, bo zapraszasz mnie do gry w “opaczne interpretowanie życzeń”, a potem okazuje się, że figa – wątek nie znajduje rozwiązania.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Podejrzewam, że wszystko, czego pragnął, stało się jego ekskrementem, a jeśli tak, to dało się zręczniej rozwiązać motyw życzenia-spełnionego-w-złej-woli-przez-przewrotną-istotę-z-innego-świata.

Rzeczywiście akcja trochę się rwie i wyzwoleni z limitu pomogłoby opowiadaniu.

Demon bardzo fajny, złowieszczy.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nie spodziewałem się, że opowiadanie o gównie może być nie tylko ciekawe, ale nawet – ładne. Wyprowadziłeś mnie z błędu, syf :)

– Oddech. Odgłos rzadki w tych stronach.

To dobre. Naprawdę dobre.

Nie rozumiem, w jaki sposób życzenie „chcę, by wszystko, czego pragnę, stało się moje!” zaowocowało takimi efektami, jak stoi w tekście. Wyjaśnisz?

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Gratuluję gladiatorów, Arnubisie! Aż się pogodzę z Fabryką Słów na krótką chwilę, żeby przeczytać Twoje opowiadanie.

Naz, gratuluję ukończenia noweli (nowelki? nowalijki?) i łączę wyrazy współczucia, że wypadło jej się urodzić w takim trudnym momencie. Nawiasem mówiąc, jak można rozplanować z góry wszystkie sceny książki? Podziwiam ludzi, którzy tak pracują. Gdybym ja tak zrobił, nie chciałoby mi się już tego pisać.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wisielec,

heartheartheart

Nie przestaniesz mnie w tym tygodniu rozpieszczać, co? :>

Pisz gorzej, to nie będę :D

Natomiast rozumiem, skąd interpretacja części użytkowników, że Wąż był mężczyzną…

Ma siusiaka, to rzeczywiście mocny trop.

 Tak sobie dzisiaj pomyślałam, iż twoja koncepcja mogłaby pojawić się na broszurkach ostrzegawczych dla rodziców i stronach, które dotyczą tematów ochrony dzieci przed Pedofilami.

Ta interpretacja przewinęła się już kilkukrotnie i chyba dominuje wśród czytelników.

Ja nie sądzę, żeby opowiadanie stanowiło zawoalowany opis jakiejś konkretnej sytuacji, typu: opiekun molestuje dziewczynkę. To jest weird, elementy historii nie muszą być na wprost sprowadzalne do akcydensów.

Stąd też zarzuty, że bohaterka jest zbyt infantylna na swój wiek, albo próby dociekania, ile ona ma lat w danym momencie, nie mają wielkiego sensu. W tym opowiadaniu

Myśl, żeby mama miała kogoś kochać, jest tak absurdalna, że przebija się przez moją zrozpaczoną maskę

więc krytyka realności odwzorowania rodzinnych relacji wydaje mi się chybiona.

To samo zresztą można powiedzieć o pytaniu “kiedy to się dzieje i czemu symbolika węża jest nieznana”. Równie dobrze w roli kusiciela mógłby wystąpić miodożer albo nartnik, albo skunks, ale chodzi właśnie o to, żeby czytelnik widział nadciągającą katastrofę.

No ludzie, spróbujcie przyłożyć tę samą miarkę do Procesu Kafki i wyjdzie Wam, że tekst nie ma sensu. Gdyby Kafka żył w naszych czasach i wrzucił Metamorfozę na NF, toby przyleciał jakiś użytkownik napisać, że karaluchy nie jedzą sera.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Podczas czytania zacząłem notować szczególnie zręczne i ujmujące frazy, ale darowałem sobie w połowie, bo musiałbym cytować z każdego akapitu. Literacko to piękna perełka.

Śledziłem akcję z dużą przyjemnością i z rosnącym niepokojem. Zakłócona logika wydarzeń i przestrzeni sprawia, że nie wiadomo, czego się spodziewać po każdej scenie, a zestawienie motywów obyczajowych z potwornymi sprawia, że te drugie mocniej trafiają w cel.

Napięcie jest umiejętnie wystopniowane, w miarę, jak narracja odsłaniała grozę rozwijającej się relacji, emocje rosną, wspinają się do mocnej kulminacji i osuwają się w gorzką puentę. Bardzo doceniam to, że Kam nie poszła w oczywistość i narysowane w tekście relacje – z wężem, z matką – są wielofasetowe.

Na forum zaszła jakaś literacka transcendencja, bo kiedy wróciłem po rocznej przerwie, poziom tekstów mnie zachwycił.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Zgodzę się z tym, że zakończenie jest przewidywalne, ale to w niczym nie przeszkadza, bo nieuchronność sprzyja mitycznej, “cyklowej” myśli przewodzącej opowiadaniu.

Opinie na portalu nie powinny pozbawić Cię pewności siebie. Zdarzają się niewyrobione.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Żadne tam iluzje optyczne. To świetny tekst, a powiększenie wpisuje się w logikę miasta. Styl szalenie mi się podoba, jest klarowny jak woda źródlana, a przy tym bogaty.

Dostrzegam tu trochę Linii Oporu Dukaja, trochę jego Innych Pieśni, oraz szczyptę Warhammera 40k. Trudno mi mieć za złe te podobieństwa, bo doskonale połączyłeś elementy, które uwielbiam.

Ustrój i klimat miasta, system kastowy, desperację nędzarzy oddałeś przekonująco w niewielkiej liczbie znaków. “Na szczycie zaśniesz” będzie jednym z moich ulubionych tekstów na portalu.

Mitologiczny układ historii także mnie chwycił, bo jestem wielbicielem antyku, Junga i Campbella.

Chylę czoła. Pokonałeś mnie w zeszłym roku w plebiscycie i bardzo słusznie. Dzięki za fantastyczną lekturę.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

A gdzie można namierzyć namiary na tego discorda?

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Czym jest konkurs GC? I co możesz tam uwojować?

Napisz coś o tym, chętnie poczytam. ;)

Dobrze, pójdę z duchem czasu, zrobię pole na fejsbuku, i jak zbiorę tysiąc lajków, to napiszę o gaciach.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Czarująca historia, opowiedziana ze swadą i humorem, a przy tym ocieplona egzystencjalną podszewką. Cudowna rzecz.

Wybraniec jest świetna w kreowani nieoczywistych skojarzeń.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wiesz, że byłeś pierwszą osobą, od której dostałem na portalu komentarz? :) 

Pamiętam! Byłem pod wrażeniem Twojego projektu słowiańskiej powieści i starałem się jakoś delikatnie przekazać, że ciężka stylizacja staropolska to może być ślepy zaułek.

Na portalu nie było mnie więcej niż rok, chciałem zobaczyć, jak rozwijają się znajomi – a to opowiadanie przerosło moje oczekiwania. Przewrotny humor wątku z wypracowaniami, który znajduje własną puentę, był wisienką na torcie.

I chyba rzeczywiście da się tu odczytać duszną frustrację nawiązującą do Kafki.

Co do gytii… trochę toto śmierdzi :), ale skoro kąpiele błotne mają swych koneserów, to czemu nie gytia.

Dla wielu facetów najlepiej pachną brudne gacie ukochanej kobiety, więc gusta są różne ;D

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Musiałem się upewnić, że jesteś kobietą :D

Zwykle da się po stylu odgadnąć płeć autora, ale ten smród i smoła brzmią jak echo z groty testosteronu. Bardzo mi się ten zwięzły styl podoba. Nie uważam, żeby brakowało w tekście puenty ani wyjaśnienia: dla mnie wystarczy tyle, ile jest żeby złożyć z tych urywków wystarczająco sensowny kontekst.

Drobna uwaga: pod wieprzem raczej nikt nie będzie dyszał z rozkoszy, bo wieprz to wykastrowany knur.

Czy podany tu befsztyk to fragment powieści?

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Cześć, Chrościsko! Odkąd tu zaglądałem sto lat temu, zrobiłeś szalony postęp ze stylem. Przyjemne, groteskowe, łączy odstrzelony humor i perspektywę tabu, seksualność starszej kobiety, w zaskakująco dobrze skomponowany dekokt. Mazanie gytią wyjątkowo seksowne, muszę spróbować – daj znać, skąd wziąć taki towar.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Jestem na miejscu, łysy i w marynarce, łatwo mnie poznać ;)

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Skoro przybędą piękne kobiety, nie może mnie zabraknąć.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Jestem wielkim fanem książek Saylora i bardzo chcialbym poczytać więcej historii o Awicie. Ładna i tkliwa historia, a przy tym sprawnie poprowadzony wątek śledztwa i płynne, dowcipne, wpadające w ucho dialogi.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Jak byłem mały to lubiłem stawiać wieżę z klocków albo z piachu po to, żeby później ją zburzyć.  Lubiłem zwłaszcza kopać w taką konstrukcję nogami; albo, zanurzając dłoń pod powierzchnię piaskownicy, udawałem, że jestem czerwiem pustyni. To upodobanie pozostało mi po dziś dzień.

Sęk w tym, że najpierw musi być jakaś wieża, żeby było co rozwalić.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Myślę, że współcześnie i “współcześnie” to rzeczywistości bardzo płynne, a mianowicie jeśli już chcemy oceniać fantastykę, pamiętać należy, iż rzeczywistość podobna do naszej tkwiąca jednak w innej czasoprzestrzeni nie musi oznaczać wcale, że Brazylia jest “Brazylią”, a mianowicie następuje semiotyczne poślizg w czasie, tudzież semantyczna chybotliwość może oznaczać pewien, a mianowicie diabeł tkwi w szczegółach (ponoć), nikt jednak nie udowodnił jego istnienia, lecz zapytajcie egzorcystów, natomiast nie jest to miejsce i czas (powtórzenie) na takie dywagacje, gdyż znów zakraść się może chaos, lecz jest on raczej nacechowany neutralnie wartościująco, nie rozpatruję go bowiem jako aksjomatu aksjologi, dlatego zarówno imperatyw mroku, jak i teoria bezładu czy imersja nicości powinny pozostać w sferze subiektywności.

Ja bym Ci dał nagrodę za sam ten komentarz.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Serdecznie gratuluję Ninedin i Drakainie. Bardzo jestem ciekaw, w jaki sposób dziewczyny wspólnie pracowały nad powieścią i jak dzieliły się pisaniem.

Ściskam też Wiktora, który wpadł w chwalebny ciąg. ;D

Zastanawiam się, czy można w hajdparku pozakładać osobne wątki do dyskutowania tekstów publikowanych poza portalem. Zawsze wydawało mi się to smutne, że zewnętrzna publikacja wiąże się z brakiem rozbudowanej informacji zwrotnej, jaką jest debata w komentarzach.

Z tego powodu wolałem wrzucać teksty na portal, niż do zinów, bo rozmowa o tekście i możliwość zapoznania się z interpretacjami oraz uwagami wydawały mi się znacznie lepszą nagrodą, niż publikacja w internetowym magazynie.

Może warto by założyć osobną zakładkę, w której omawiane byłyby zewnętrzne publikacje portalowiczów? Zwłaszcza, że jest ich ostatnio coraz więcej, także w formie powieściowej.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wisielcze, dzięki za uwagi, poprawki wprowadziłam! Nie do końca zgodzę się z Twoją opinią, że stylistycznie było mi tu niewygodnie – ja się bawiłam całkiem nieźle, a to chyba najważniejsze :D – natomiast klimat eposu mógł do Ciebie nie przemówić.

Ech, jestem wielkim fanem wszelkich mitologii, uwielbiam Gilgamesza, Iliadę i Odyseję czytam sobie na głos, jak mi smutno. Stąd może krytyczna ocena Twojego tekstu; jestem bardzo krytyczny, jeśli proza dotyka bliskich mi nurtów.

Moja opinia może być zatem nieco skrzywiona. Brzmi niestety nieprzychylnie, uważam, że  Świt wypadł blado na tle innych Twoich tekstów i trochę szkoda, że puściłaś go w tym stanie.

Największym problemem wydaje mi się powierzchowne odtworzenie realiów; niestety wygląda to tak, jakbyś podpierała się artykułami z wikipedii.

Przytłaczająca ilość nazw własnych nie służy niczemu.

Opowiadanie cierpi też na dłużyzny i brak zwrotów akcji.

Mam nadzieję napisać zupełnie inną opinię pod następnym Twoim tekstem.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

– “schowałam głowę między łokcie” – no niby się da, ale brzmi to strasznie kwadratowo; zwykłe “w dłonie” nie mogło być?;

Kiedy ona właśnie schowała głowę między łokcie, a nie w dłonie. Też przystanąłem nad tym sformułowaniem i stwierdziłem, że dobrze oddaje tę właśnie pozycję, o którą chodziło autorowi.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Rybak odważnie przyjął ogień na klatę. Rzeczywiście, pomyliłem się :)

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Staruch, przecież betowanie jest nielegalne. Chyba nie chcesz powiedzieć, że zdradziłeś własne zasady?

Sic transit gloria mundi.

Każden autor winien geniusz swój samorodnie wykluwać, własną jeno weną niepokalanie zapłodnion. Doradza się przy tem wstrzemęźliwość od cudzej prozy, bo a nuż obcy pierwiastek skazi czystość uzewnętrznoniego literacko jestestwa.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/22187

Żongler – Szafa Grająca Sny

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/22037

Łukasz Kuliński – Niesamowita Ginger Woman

 

Wiktora jeszcze chciałem, ale już nie ma po co.

Coraz lepsze te opowiadania na portalu. Żałuję, że dawno nie śledziłem…

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Właścicielką porcelanowej dłoni okazała się być koścista, przeraźliwie chuda kobieta o finezyjnie spiętych czarnych włosach.

Albo koścista albo przeraźliwie chuda, nie ma potrzeby dublować.

Zgubił wrzaski, pytania i prośby, śmiejąc się jak nastolatek, który w zaułku zgubił miejskiego strażnika.

Powtórzenie

Jej wnętrze było pokryte pęcherzami i bliznami po starych ranach, ot, zużyta ręka kogoś, kto spędził życie na ciężkiej pracy.

Łaaa… Super.

– Anioł? Tak, możliwe. Jednakże… Co by robił tutaj anioł?

– Moja droga pani, każdy gdzieś pracuje. Proszę się o niego nie martwić.

Ha :D

Szalenie mi się podobało. Jak Pieśń Mgieł. Pięknie to napisałaś; świetny klimat sklepu, fantastyczny dialog, chociaż urywkowy i enigmatyczny, to jednak cały czas trzymający “rytm” i zaangażowanie czytelnika.

Świetne nazwy.

Obrazowe “pętle” snów.

Czytać to jak wypić sen. Mnóstwo pięknych, poetyckich złożeń; wymieniłem tylko nieliczne, bo lektura mnie zanadto zaabsorbowała, żeby wynotowywać.

W tym wypadku brak jasnej fabuły zupełnie mi nie przeszkadzał, opowiadanie nie potrzebowało jej, bo ten oniryczny kalejdoskop był słodyczą samą w sobie.

Nie wiem, jak Cię uchwycić, Żonglerko. Czasami Twoje podejścia do prozy poetyckiej są w moich oczach drętwe, kanciaste, przekombinowane.

Ale jak trafiasz w punkt, to trafiasz w punkt.

Całuję dłoń i idę spać.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Berylu, z samymi swoimi opowieściami czuję się bardziej związana niż z nadanym imieniem i nazwiskami ojca czy męża ;)

To sobie nadaj pseudonim, wtedy będzie endogenicznie.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ogólnie to uważam, że Drakaina nie ma racji, bo uniwersalna Rule of cool uchyla w moich oczach wspomniane zastrzeżenia, ale dalsza relacja Jess z orangutanem to rzeczywiście ciekawy temat, zwłaszcza zważywszy na otwarte i eksploracyjne usposobienie bohaterki.

Jokes aside, rzeczywiście jest tu potencjał na kontynuację.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ceterari została rzecznikiem prasowym :D

Gratuluję Naz zarówno powieści, jak i fajnej okładki!

Tobie, Wiktorze, nie gratuluję, przeczytałem szort i nie podobał mi się. W skali od jednego do dziesięciu opowiadanie otrzymuje kosz łakoci.

Poprawka, jednak gratuluję – Niegrzecznych Chłopców ;) Czekam na antologię pokonkursową.

I sześć losowych książek; będziesz miała czym palić w piecu.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Bałwochwalcy też są mile widziani. Zwis, wpadasz?

Taki odważny flirt, to może wpadnę.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Czy ktoś z bywalców chciałby do nas dołączyć?

Przeczytałem: ktoś z bałwochwalców…

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Jednocześnie ciepłe i dowcipne opowiadanie ze sprawnie poprowadzoną narracją.

Szczególnie urzekły mnie przekomarzanki młodej pary, a także umiejętne posługiwanie się kliszami, zwłaszcza estetyką sci-fi rodem z Doktora Who i wczesnych Star Treków, oraz fajne oddanie klimatu środowiska erpegowego.

Zgadzam się, że scena otwierająca aż krzyczy o ilustrację.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Bardzo mi się podoba to, co napisał Orion. Cieszę się, że wygrało opowiadanie z taką historią, bo wiem jak to jest, szukać ucieczki w pisaniu.

Wywołam ducha ze wspaniałym wąsem i pozwolę mu się wypowiedzieć:

Ze wszystkiego, co czytam, lubię to tylko, co krwią było pisane. Pisz krwią, a dowiesz się, że krew jest duchem.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nie łaska było wycentrować tych gwiazdek jak bogowie przykazali? Opcjonalnie doradzałabym też oddzielić je linijką przerwy od tekstu poprzedzającego. Byłoby czysto, schludnie i elegancko, a tak to co? Wstyd!

Byłoż :( wstyd

Sam pewnie dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, że przydałeś swoim bohaterom trochę nienaturalnego, pompatycznego i teatralnego rysu.

Kto przeżył żałobę bo stracie, niech pierwszy rzuci kamień. To nie jest racjonalny czas w życiu żałobnika… Stylizacja, rzecz jasna, dodaje swoje trzy drachmy.

Ale Seleukos…! Majstersztyk. Lekko i z gracją odmalowałeś zblazowanie, szaleństwo, rozpustę i przewrotność.

Tak! Seleukos pyta: po co to wszystko?! I szlocha, szlocha bezglośnie, i tonie w rozpuście, w bezsensie,, w dekadencji nadmiaru.

Szyszku, dzięki za wiztytę! Twoje opowiadanie  w plebiscycie też zrobilo na mnie nieliche wrażenie, toteż możemy się wzajem literecko popieścić.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Zniewolenie seksualne przykuło moją uwagę. Na pewno kupię numer :D

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nowa Fantastyka