Profil użytkownika


komentarze: 386, w dziale opowiadań: 269, opowiadania: 164

Ostatnie sto komentarzy

Rzeczywiście błąd głupi (zrobiłem research w internecie i już wiem, o co Ci chodzi), ale do tej pory nie miałem bladego pojcia, że to w ogóle jest błąd. W moim regionie tak się mówi, a że nikt tej pory nie zwrócił mi na to uwagi, trwałem w mylnym przeświadczeniu, że koszulę można ubrać ;) Zapamiętam tę lekcję, co by w przyszłości nie robić tak głupich błędów, które psują mi wizerunek (ciekawe, że tylko Ty zwróciłas na to uwagę, widocznie nie tylko ja ubieram koszulę ;)).

Pozdrawiam

Dwie sprawy: po pierwsze, pochłonęły to nie to samo, co strawiły/spopieliły itp.; po drugie, prolog to sekwencja oniryczna. W pierwszym rozdziale i to gdzieś na począrku jest wyjaśnione, że ręce zostały dotkliwie poparzone, ale nie całkowicie spalone.

Jeśli to jest jasne, o co chodzi z koszulą?

Ehh, znalezienie tego cholernego złotego środka to jednak bardzo trudna sztuka. Cóż, daję słowo, że jeszcze nad tym przydługim tekstem przysiądę i wywalę wszystko to, co jest zbędne, dodatm to, czego brakuje i, mam nadzieję, całość zyska na atrakcyjności :)

 

Jak wszyscy czytelnicy zdążyli zauważyć, opowiadanie jest baaaaaaaardzo długie, więc gdybym dodał jeszcze więcej wspomnień Roberta (bo kilka ich jest, według mnie można całkiem sporo się o nim dowiedzieć, a na pewno zyskać wiedzę potrzebną, do wyobrażenia go sobie), tekst wydłużyłby się o jeszcze kilka tysięcy znaków. To samo dotyczy świata, który staram się budować mimochodem, między wierszami - nie chcę na siłę wciskać akapitu o rzeczach, które w danej chwili nie są ważne, żeby was jeszcze bardziej nie zanudzać ( to opowiadanie jest już trzecim w owym świecie, więc możliwe, że stąd wynika pewne uczucie zagubienia).

 

Nie zgadzam się jednak, że wszystko dzeje się na potrzębę chwili. Każda scena, postać, a nawet elementy tła (jak kamień, który robi za drogowskaz) są ze sobą połączone - nie zawsze widać to na pierwszy rzut oka, ale jeśli uda Ci się doczytać cały tekst (może to przez przerwy w lekturze niektóre niuanse Ci uciekają?) może zauważysz, że w tym opowiadaniu każdy element czy też postać ma do odegrania swoją rolę :)

A teraz do tłumaczenia: Robert nie boi się Braci, tylko Szkarłatnych Płaszczy - w tym wypadku, przerabiajac tekst, będę musiał mocniej nakreślić rozbierzności, bo to dwie różne frakcje. Bracia i Córy działają w imieniu Jedynego, zajmują się leczeniem chorób, nauczaniem, opieką nad sierotami itd - porównałbym ich do Benedyktynów z tym, że Bracia i Córy tworzą jeden Zakon. Szkarłatne Płaszcze to z kolei połączenie Inkwizycji i Krzyżaków, zbrojne ramię Zakonu Jedynego, którego celem jest szerzenie wiary (bronią), walka z herezją, odnajdywanie i unicestwianie wszelkich nienaturalnych/magicznych stworzeń (głoszą, że coś takiego, jak magia w ogóle nie istnieje, a wszelkie nadnaturalne moce to wpływ Cienia). Robert boi się ich, gdyż początkowo przeczuwa, a następnie potwierdza, że otrzymał dziwny, niezrozumiały dar - Szkarłatne Płaszcze takich jak on zabijają bez mrugnięcia okiem, więc jego strach ma uzasadnienie w historii i podobnych przypadkach, które obrosły w legendę. Z czego utrzymuje się Zakon miałem zamiar wyjaśnić w przyszłości, ale jak łatwo się domyślić, środki zdobywją poprzez daniny, podatki (w reginach, w których Zakon stał się na tyle silny, iż arystokracja przyznała im takie prawa) ale zarabiają też na walce z herezją (walczą z dzikimi, którzy wierzą w swoje bóstwa, podbijają ich ziemie i odbierają bogactwa).

 

Co do fragmentu z lasem - wezmę to pod uwagę przy skracaniu :) Wiem, że jeszcze muszę popracować nad proporcjami, co łatwe nie jest, ale to przecież praktyka czyni mistrza. Kolejny tekst nie będzie dłuższy niż 60k znaków, obiecuję! I będzie dużo więcej akcji - kolejny bohater to przeciwieństwo Roberta. Roberta kształtują dopiero przeżycia z tego tekstu - w kolejnych opowiadaniach będzie już dobrych kilka lat starszy, ale to pieśń przyszłości. Rob nie miał być nudny, ale trochę nijaki - więc spełnił swoje zadanie ;) Do czasu pożaru dni spędzał na nauce (o czym wspomina), czytaniu książek, a jeśli nie tęskni za przyjaciółmi, wniosek nasuwa się sam - nie miał takowych. Gdy widzi trupy rodziców coś w nim umiera (dokładnie tak jest w tekście), można to nazwać szokiem, depresj, czy jakkolwiek inaczej, po prostu traci wszystko. Nadzieja wraca wraz z płomieniami (sen w lesie i scena z wilkami), tam zaczyna się nowe życie, o starym zapomina - do czasu piratów i Vivien.

Wybacz, rozpisałem się. Chciałem jednak pokazać, że to wszystko jest w tym opowiadaniu (jak już wpsominałem, wiele scen jest symbolicznych), ale może zbyt słabo to nakreśliłem ;/

 

W każdym razie dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że w końcu uda Ci się doczytać ten tekst do końca - z niecierpliwością czekam bowiem na dalsze uwagi! :)

Pozdrawiam serdecznie

Hymm, widocznie dzielimy ten sam problem - czytanie ze zrozumieniem nie wychodzi nam najlepiej - bo Twoje uwagi naprawdę nic mi nie mówią ^^ Że to tekst nie dla wszystkim, wiem już od jakiegoś czasu, więc nawet nie zachęcam. Ale skąd wytrzasnęłaś brak rąk, to nie mam pojęcia ;)

Pozdrawiam

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Przy kolejnych tekstach będę bardziej uważał, aby trzymały równy poziom i nie straszyły zbyt przegadanymi fragmentami. Cieszę się jednak, że całość przypadła Ci do gustu - to miało być dobre czytadło, więc spełniło swoje zadanie, dostarczając kilku chwil przyjemnej lektury :)

 

Co do fabuły... Powiedzmy, że mam w planach spory projekt ("Rycerz do towarzystwa", "W ogniu zrodzony" i po części "Potwór w ludzkiej skórze" przygotowują pod niego grunt i rozwijają wspólny świat), a kolejne opowiadania przedstawiają postacie, które odegrają znaczące role. Najpierw chce napisać opowiadania 'wprowadzające' owych bohaterów, aby przekonać się, jak w sprawują się w trakcie pisania o nich. Mam też kilka pomysłów na zupełnie inne opowiadania, szkoda tylko, że tak mało czasu, aby to wszystko spisać.

 

Raz jeszcze dzięki i do zobaczenia, pod jakimś tekstem ;)

Pozdrawiam

Wielce dziękuję za komentarz i cieszę się, że moje "pisarstwo" przypadło Ci do gustu :) Mam już przygotowane notatki do kilku kolejnych opowiadań, więc to tylko kwestiaczasu zanim powstaną :)

Pozdrawiam serdecznie

@Agroeling: Szkoda, że opowieść nie porawała, ale to kolejny krok na dordze do doskonałości - skoro są już fragmenty, które dają radę, to kiedyś może całość będzie trzymała taki poziom ;)

 

Przyznam się bez bicia, że chciałem zrobić z ognia i płomieni drugiego bohatera tego opowiadania, stąd tyle miejsca (a także wysiłku) poświęconego opisom owego żywiołu i jego manifestacji. Dokładne opisy obrażeń bohatera miały zaś pokazać, że ten chłopiec naprawdę wiele przeszedł - najpierw okropne poparzenia i śmierć rodziców, następnie próba uduszenia go i oskarżenia o podpalenie domu oraz zamordowanie mężczyny, który go wyniosł z płonącego domu, szykanowania ze strony dzieci i podejrzenia o stosowanie magii - on bał się o życie, tracił wiarę w siebie, wątpił, czy wciąż jest człowiekiem; owe opisy miały dać fundament pod to wszystko ;)

 

Zauważ, że Robert od samego początku (jak tylko poparzył Lorou) bał się tego, że Szkarłatni go dopadną (zakon miał być tajemniczy, przerażający, a ostatecznie niejednoznaczny - chyba nie całkiem taki wyszedł) i planował ucieczkę. Prawdziwa moc przebudziła się w nim dopiero w lesie, gdzie żył zdala od ludzi, którzy mogliby sie go obawiać. Skoro nie mieli pojęcia o tym, że żyje, a jużkompletnie nic nie wiedzieli o jego 'mocy', nie mieli więc powodu, żeby na niego polować. Sytuacja zmieniła się, gdy w środku znikąd pojawił się wraz z przerażoną dziewczyną. Posłano po Szkarłatnch, a ci się zjawili następnego ranka - czyli owe przesądne, quasi średniowieczne społęczeństwo sięgnęło po wyższą instancję (Szkarłatni są czymś na podobieństwo inkwizycji) więc łańcuch przyczynowo-skutkowy został zachowany :P

 

Nie znam przytoczonych pozycji, a inspirację do owego opowiadania czerpałem z zupełnie innych źródeł - nie liczyłem też na specjalną oryginalność ;) Lubię pisać fantasy, mam w głowie sporo pomysłów na bohaterów i ich losy, a nie mam zamiaru zmieniać moich wizji tylko dlatego, że ktoś już kiedyś napisał coś podobnego.

 

W każdym razie dzięki za przeczytanie, komentarz i uwagi :) Pozdrawiam serdecznie! 

Musiałbym sprawdzić, jak to sobie wymyśliłem, a teraz nie mam dostępu do zeszytu z notatkami, ale jeśli dobrze pamiętam, to minęło właśnie coś około roku - wiem, że zwróciłem na to uwagę.

Klęczał, klęczał, mój błąd.

Konie wciąż były zaprzęgnięte do wozu, mogły być niespokojne, ale raczej nie ruszyłyby w ogień, dopóki ten za bardzo się do nich nie zbliżył :) 

Prolog to sekwencja oniryczna. Specjalnie nie określiłem konkretnego miejsca akcji, bo symbolika wydarzeń i ich znaczenie jest ważniejsze, niż to, gdzie się rozgrywają :)

 

W późniejszych częściach lepiej widać, że owy ogień nie jest naturalny, w ogóle cała sytuacja jest mocno niezwykła. Robert też nie powinien przeżyć, ale zamiast zginąć, został tylko 'naznaczony'. W tym tekście naprawdę jest więcej znaków i symboliki (chociaż tak to wyglądało w mojej głowie) niż może się wydawać :)

 

Dym jest - Robert kilka razy dusi się, kaszle, łzawią mu oczy. Atarałem się też całości nadać dramatyzmu, ale widocznie za słabo.

 

 Z ostatnich, już zrozumiałych słów głosu, który towarzyszy bohaterowi w prologu można wywnioskować, czym właściwie jest ten pożar, jakie jest jego zadanie i cel. Nie chcę wszystkiego tłumaczyć, ale większość informacji jest w tekście (choć starałem się nie podawać ich wprost).

 

Zauważ, że od czasu pożaru do pierwszego przebudzenia minęło sporo czasu. Kolejne porównanie rzeczywiście brzmi dramatycznie, ale trzeba wziąć poprawkę, że to myśli chłopca, który cudem przeżył pożar i pierwszy raz spogląda na swoje ręce - mógł nieco przesadzić ;)

@regulatorzy: Mimo wszystko staram się zachować pewien umiar i nie przesadzać z przekombinowaniem porównań, czy metafor, żeby nie wprawiać czytelnika w konsternację lub przypadkowo doprowadzić go do śmiechu. Zauważyłem, że mam tendencję do kombinowanych opisów na początkach rozdziałów, bo te zwykle są najtrudniejsze i zaczynają się od przedstawienia otoczenia – mając tę wiedzę postaram się coś z tym zrobić :)

Niestety, nie mam znajomych, którzy pałaliby miłością do fantasy, więc przestałem już rozsyłać teksty, bo nie chce mi się wciąż i wciąż prosić, aby rzucili na nie okiem. Sam czytam je do znudzenia, ostatnio słucham też jak czyta mi je IVONA, ale nie zawsze mam czas na takie sesje (przeczytanie jednej strony trwa od 8 do 12 min. Jeśli owych stron jest 70, trudno wytrwać wsłuchując się w ten komputerowy głos nie dostając szału). Dlatego tak bardzo cenię sobie ten portal i wskazówki i rady takich użytkowników jak Ty i niżej podpisana Sylwien, czy też jakże szczegółową łapankę Juliusa (który zwrócił mi uwagę na problem z imiesłowami, za co raz jeszcze dziękuję, bo dało mi to motywację, żeby w końcu o nich poczytać!). Jak już wspominałem zamierzam kontynuować pracę nad tym tekstem, powyrzucam trochę niepotrzebnych s łów, przemodeluję co dziwniejsze zdania, może wyrzucę niektóre sceny, popracuję nad dopieszczeniem innych spraw – może wtedy wrzucę całość raz jeszcze, żeby pochwalić się efektem, lecz to na razie piosnka przyszłości. Teraz wolę się skupić na nowych projektach. Tekstach osadzonych w tym świecie :)

Oczywiście, że zakon to tylko potencjalne zagrożenie do czasu, aż nie dopadną Roberta, ale owe zagrożenie wywoływało w nim paniczny, wręcz paraliżujący strach, co chyba zbyt słabo zaznaczyłem. Gdybym dosadniej określił dogmaty zakonu (który twierdzi, że coś takiego jak magia nie istnieje, a wszystkie nadnaturalne zjawiska tłumaczy wpływami mocy nieczystych, które trzeba bezwzględnie tępić) zaskoczenie ostatecznym obrotem spraw byłoby większe i bardziej szokujące :)

Ja już nauczyłem się, że tekst długi i osadzonych w realiach fantasy nie może liczyć na wielki odzew, ale zawsze pozostaje nadzieja (a wszyscy wiedzą, czyją jest matką). Tym bardziej doceniam każdego czytelnika i jego opinię. Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam Ciebie i Twoją kotkę :P

 

Sylwien:  Wiem, że niektóre fragmenty mogą brzmieć dziwnie, ale język polski jest na tyle bogaty w słowa, że aż się prosi, aby się nim bawić. Czasami z tych zabaw wychodzą zabawne kwiatki, innym razem dziwaczne pokraki, ale osobiście mam dość po dziurki w nosie tych samych porównań i mało ciekawych metafor, dlatego od czasu do czasu pozwalam wyobraźni na swobodę – może zbyt bardzo, ale jak rozwijać warsztat i styl? :P

Co do scen, to już mam kilka kandydatek do wyrzucenia, bądź solidnego przemodelowania ;) Nie, z ogrodu nie było innej drogi ucieczki (ogród łączący ze sobą Domostwo i Świątynię był otoczony wysokim, solidnym murem, więc mógł albo się na niego wspiąć – co byłoby bardzo trudne z poparzonymi dłońmi – bądź przewrócić największe drzewo, aby zniszczyło mur). Wrócił, bo nie chciał zostawić Viv samej (chyba dało się zauważyć, że był w niej zakochany), a jedyne miejsce, które przyszło mu do głowy, gdzie dziewczyna będzie bezpieczna i dostanie opiekę to Domostwo Jedynego; przy okazji liczył, że ktoś opatrzy jego rany :) Haha, dobre pytanie :P To miało pokazać kontrast, między wyobrażeniami Roberta na temat Vivien, a tym, jaka była naprawdę; miała działać na nerwy, więc spełniła swoje zadanie :) Pobudki Arrowyn zostały ujawnione! :P Należy ich szukać w rozmowie poprzedzającej uwolnienie się Roberta (nie chciałem tego pisać wprost i przedstawiłem to w formie plotek, ale i z tego można wywnioskować, dlaczego przywiązała się do Roberta).

Drzewa Donżonowe są naprawdę sporych rozmiarów (najłatwiej je porównać z baobabem, ale posiadają więcej liści, więc idealnie nadają się na kryjówki), a nikt przy zdrowych zmysłach nie szukałby poparzonego chłopca na szczycie owego drzewa – bo jakby miał się tam wspiąć? Nie mniej, scena z jednej strony miała być zabawna (właśnie owa rozmowa tuż obok ściganego), a z drugiej strony miała pokazać, co o Robercie myślą ludzie z Verdun.

Pierwotnie miałem zamiar nieco inaczej rozpisać scenę z dwójką Mistrzów zakonu. Ereth miał mocno nadszarpnąć i tak już wątłe zdrowie Roberta, który następnie miał zostać zamknięty w pułapce z cieni (co miało sugerować, że zginął). Ostatecznie postanowiłem rozegrać to inaczej, gdyż nie chciałem jeszcze bardziej wydłużać opowiadania poprzez tłumaczenie, co tak naprawdę się stało (choć może w ten sposób osiągnąłbym lepszy efekt – sprawa do przemyślenia). I tak, Robert musiał przeżyć, bo mam co do niego jeszcze duże plany ;)

Nigdzie nie zostało to napisane wprost, ale rzeczywiście, to Robert wywołał pożar – choć nieświadomie.

Tak zastanawiałem się nad tą ropą – dzięki za wytłumaczenie, będę pamiętał na przyszłość!

 

Serdecznie dziękuję zarówno za przeczytanie, jak i za bardzo satysfakcjonujący komentarz :) Dwie czytelniczki, którym tekst w miarę przypadł do gustu, to już dla mnie spory sukces! Co prawda spodziewałem się raczej męskiej publiczności, ale kobieca cieszy mnie dwa razy bardziej :)

 

Dziękuję Paniom za komentarza i mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie :)

 

 

Przyznaję się, że lubię upiększać zdania, czasami może za bardzo, ale będę nad tym pracował, aby znaleźć złoty środek między 'kwiecistością', a potoczystością narracji :)

Cieszę się, że udało mi się jednak czymś Cię zaskoczyć i fabuła nie była do końca tak oczywista, jak mogłoby to się wydawać. Cieszyłbym się też bardziej, gdyby lektura sprawiła Ci niezaprzeczalną przyjemność, ale jak na razie muszę się zadowolić tym, iż czytałaś nie bez przyjemności ;P

Martwi mnie jednak fakt, że chyba zbyt słabo zaznaczyłem, kto w tym tekście jest tak naprawdę zły. Dzieciaki co prawda dokuczały Robertowi, ale to zakonników - konkretnie Szkarłatnych Płaszczy - bał się jak, jakby to dziwnie w tym wypadku nie brzmiało, ognia. Z jednej strony nie chciałem przesadzać z dokładnym opisem zakonu, głoszonych przezeń dogmatów i zasad nim rządzących, aby dodać owej instytucji tajemniczości, ale z drugiej chyba potraktowałem to zbyt po macoszemu, przez co końcówka nie wywarła takiego wrażenia, na jakie  liczyłem ;/ Gdy będę pracował nad tym tekstem wezmę to pod uwagę!

 Jak najbardziej zachęcam do lektury pozostałych tekstów (szczególnie ten z Sherlockisty mógłby rzucić więcej światła na zakon i Szkarłatne Płaszcze), choć nie ze wszystkich jestem specjalnie dumny.

Raz jeszcze dziękuję za przeczytanie całości! Nawet jeśli miałabyś być jedyną czytelniczką, warto było wrzucić owy tekst, aby poznać Twoją opinię i otrzymać świetną korektę :) Co prawda wciąż liczę na kolejnych czytelników, ale Tobie jako pierwszej kłaniam się w pas :)

Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że przyjdzie nam jeszcze dyskutować pod innymi tekstami! 

Im dalej, tym więcej byków ;/ Niestety, nawet wielokrotne czytanie nie przyniosło spodziewanych efektów. Najbardziej mi wstyd za te okropne pleonazmy. Czas na edycję minął, więc poprawek, już tradycyjnie, dokonam w oryginalnym tekście. Wielce dziękuję za czas poświęcony na wypunktowanie byków, no i z niecierpliwością czekama na relację z wrażeń :)

Pozdrawiam serdecznie

Czekam z niecierpliwością ;p i radzę zmiejszyć czcionkę do 10, bo inaczej stracisz prawie 80 kartek ;/

Specjalnie dla Ciebie wstawiam część piątą ;) Jutro wyjeżdżam, więc nie chciałem kazać tygodnia czekam mojej jedynej czytelniczce :)

Również pozdrawiam

Dziękuję za wypunktowanie błędów :) Poprawię je w oryginalnym tekście, jak tylko znajdę chwilkę. A co do "wszczną", specjalnie sprawdziłem, jak odmienić ten wyraz i moje poszukiwania zaprowadziły mnie do owej formy :P

1. ex aequo Kvothe o wielu przydomkach, bohater Kronik Królobójcy Patricka Rothfussa i (już wspomniany) Locke Lamora - dwójka różnych, ale jednakowo wspaniałych bohaterów. Obaj panowie mają niemało za uszami, ale nie da się ich nie lubić. Sympatię zyskują przez liczne wady i często niewyparzone gęby :) Z niecierpliwością czekam na wieńczący trylogię tom od Rothfussa i Republikę Złodzieji od Lyncha!

2. Tyriona wymieniło już kilka osób, ale dla mnie większym łajdakiem jest jego brat, Jamie Lannister. Nie na darmo nosi przydomek królobójcy, bez mrugnięcia okiem zrzucił dziecko z wieży, a to tylko dlatego, że nie chciał, by młody wygadał wszystkim, że Jamie zabawiał się z własną siostrą. Do przesady pewny siebie, arogancki, pyszny i na dodatek ma prawie tak cięty język, jak jego niższy brat. Z czasem ewoluuje, ale mimo wszystko trudno go nazwać przyjemniaczkiem :)

3. Sand dan Glokta (Trylogia Pierwszego Prawa - Joe Abercrombie) szkaradny, kulejący inkwizytor, który mści się na całym świecie za to, jak skończył. Niegdyś wspaniale rokujący młody szlachcic, mistrz szermierki! Przez własną głupotę wpadł w ręce wroga i dwa długie lata gnił w więziu, cierpiąc katusze na torturach. Zepsuty do szpiku kości, nieufny i złośliwy, a jednak jego losy śledzi się z wielką przyjemnością.

 

Jeszcze kilku by się znalazło, ale nie wypada przesadzać ^^

Gratulacje dla nowych członków Loży! Oby "praca" nie okazała się zbyt męcząca i dawała więcej satysfakcji niż irytacji ;)

A teraz do roboty, bo pod moim długaśnym tekstem jeszcze nie ma komentarza z zielonym znaczkiem ]:->

Chyba będziesz jedyną czytelniczką, która dotrwa do owej ostatniej kropki, więc tym bardziej doceniam Twój wysiłek!
Mam też nadzieję, że tekst przypadł Ci do gustu na tyle, że te Twoje piękne oczy za bardzo nie ucierpią na nocnym czytaniu :P Wydaje mi się też, że ostatnie rozdziały wraz z epilogiem dostarczają najwięcej wrażeń, zaskoczeń i przyjemności z lektury - więc wszystko, co najlepsze, jeszcze przed Tobą :)

Pozdrawiam serdecznie

"Obudziła się z bólem łowy po prawej stronie głowy" - albo mi się wydaje, albo już pierwsze zdanie straszy błędem ;)

Tekst taki sobie, bardzo łatwo domyślić się, kto też jest narratorem tej krótkiej historyjki, przez co całość traci efekt zaskoczenia. Humorystyczny tekścik, ale, nistety do pięt nie dorasta bajce o mikro-smoku. No i jak tak krótką opowiastkę zgubiłaś sporo przecinków.

Pozdrawiam

Ufff, czyli jest jednak promyk nadziei dla tego tekstu! Dziękuję za komentarz, który mocno podniósł mnie na duchu :) Poprawki naniosę już w oryginalnym tekście. Oby kolejne części Cię nie zawiodły! :)

Pozdrawiam serdecznie

Długo już nie czytałem tekstu tak oryginalnego, a zarazem świetnie napisanego. W doskonały sposób budujesz napięcie i niepokojący klimat. Zaintrygowała mnie też wizja podwodnego świata, a także wszystko, co z nią związane. Wielka wyprawa, będąca urzeczywistnieniem marzeńm okazuje się czymś zgoła innym - skojarzyło mi się to najpierw z grą Bioshock, a następnie z "Dwudziestoma tysiącami mil podwodnej żeglugi" :)

Jeśli dobrze pamiętam, gdzieś na początku zamiast "Ekspansji" była "Espansja". Po drodze zabrakło trzeciej kropki w wielokropku, poza tym widziałem kilka drobnych niedoróbek, które jednak nie mogły zepsuć przyjemności z czytania. Jak dla mnie jeden z najlepszych tekstów, jakie ostatnio miałem okazję tu czytać. Idę polecić to opowiadanie w odpowiednim temacie, bo warto, żeby zajrzało tu więcej osób :)

Pozdrawiam serdecznie i życzę kolejnych udanyc tekstów!

Miejscami przekombinowany, stanowczo zbyt statyczny obrazek. Nie ma tu żadnej akcji, a sam opis przeżyć wewnętrznych rodartego moralnie króla to troszkę za mało. Zgadzam się z przedpiścami, przydałoby się jakieś rozwinięcie, obojętnie prequel czy sequel, byleby coś się działo ;) Kilka zdań należałoby przemodelować, gdyż są trudne do zrozumienia, a czytelnik nie powinien zatrzymywać się w środku lektury, aby zastanawiać się "co autor właściwie miał na myśli".

Mimo pewnych niedociągnięć tekst znośny i gdyby powstało coś więcej wokół tego tematu pewnie bym zajrzał ;)

Pozdrawiam

A ja się zastanawiam, cóż trzeba zrobić, żeby w tak krótkim czasie zyskać taki odzew pod tekstem ^^ Czy to ten smok w tytule, bajkowość, czy może jednak przystępna długość? ;p

Choć to nie moje klimaty, tekścik przeczytałem bez bólu zębów. Całkiem przjemna bajeczka - w dodatku nieźle spisana. Dla mnie może troszkę zbyt abstrakcyjna...

I kilka uwag technicznych:

„nie zdają sobie jednak sprawy z tego[,] skąd coś wiedzą i dlaczego coś czują”

 

„pięknego, otwartego szeroko na świat kielicha” – lepiej brzmiałoby ‘pięknego, szeroko otwartego na świat kielicha’

 

„który błyskawicznie użyczył[, – a ten przecinek skąd się tu wziął i w jakim celu?] mu swój kolor”

 

Pozdrawiam

Hymm, przeczytałem, ale trudno mi w jakikolwiek sposób odnieść się do treści. Mam pewne podejrzenia, co do przekazu, ale na razie zachowam je dla siebie. Może po refleksji przyjdzie mi do głowy, czym by tu się jeszcze z autorem podzielić ;)

Technicznie tekst jest bez zarzutu - co trafia się niezbyt często - więc za to duży plus.

 

Pozdrawiam

Tekst do przeczytania, ale nic w nim wybitnego. Ani pomysł, ani bohaterowie praktycznie niczym nie zaskakują. Stosunkowo łatwo przdewidzieć koniec. Mimo to przeczytałem od początku do końca, a to już coś ;) W sumie masz niezły styl, ale powinieneś popracować nad przecinkologią, bo często ich brakuje, a niekiedy stoją tam, gdzie nie powinny się znaleźć.

Pozdrawiam

p.s poniżej lista uwag  (nie wszystko chciało mi się wymieniać)

„a jego rozmówca[,] zamykający właśnie za sobą drzwi[,] był menedżerem zespołu.”

 

„- Poszły konie po betonie – wrzasnął Gold[,] łapiąc Lenę za tyłek i przyciągając do siebie. – Chodź do tatuśka, bejbe.”

 

„- Zazdrośnik – rzucił lekceważąco gitarzysta[,] wyszczerzając w uśmiechu dwie złote plomby”

 

„Master Blasters grali rocka i choć ten typ muzyki” – typ? nie lepiej gatunek?

 

„gitarzysta, basista, perkusista[,-] oraz klawiszowiec”

 

„a oprócz tego[,] co zazwyczaj robią zakochani”

 

„Stwierdził[,] że piosenki zdecydowanie odbiegają od klimatu”

 

„przy Trafalgar Square i [zbędna spacja]...”

 

„Ich menedżer natomiast[,] już poza hotelem[,] rozpoczynał przygotowania”

 

„[w – z wielkiej litery] odpowiedzi szklanka”

 

„- Pani i panowie, mam same dobre wieści[.] – Tom Bedford zdawał się promienieć ze szczęścia.”

 

„półszeptem zaczął Gold[,] widząc już delikatne uśmiechy malujące się na twarzach kolegów”

 

„[z – wielka litera]nalazłem taką jedną”

 

„Chwile potem ogromna fala uderzeniowa” – chyba bardziej pasuje „potężna” niż „ogromna”.

Przeczytałem pierwszy rozdział i nie mam zamiaru wracać do tego tekstu. Jest chaotyczny, nudny i spisany w dziwacznym stylu. Nie przekonała mnie historia bohatera, który w wielkich słowach wspomina raczej nieciekawe spotkanie. Jego fascynacja spotkanym człowiekiem wydaje mi się zbyt słabo uzasadniona, to po pierwsze, po drugie, porównanie do kilku biblijnych postaci, to za mało, aby przyciągnąć uwagę czytelnika - tak chociaż było w moim wypadku. Może komuś innemu całość bardziej przypadnie do gustu.

Pozdrawiam

 

p.s Poniżej kilka uwag, do miejsc, które szczególnie rzuciły mi sie w oczy:

 

„jednak niemałe stypendia gwarantowały mi życie wystarczającym poziomie” – brakuje „na”

 

„a najlepiej i porwać do środka właśnie wychodzącego mężczyznę.” – chodzi o to, że wchodząc do mieszkania chciał ze sobą zabrać owego mężczyznę? Bo jeśli tak, wypadałoby troszkę zmienić to zdanie np. „ [a najlepiej – to wywalić] i porwać ze sobą do środka…”

 

„- Śpi. To nie czas na przyjmowanie gości! – usłyszałem. Stara gosposia nie siliła się na specjalne uprzejmości. Energiczne trzaśnięcie drzwi pozbawiło mnie wszelkich wątpliwości. W istocie wuj nie spał, dopiero pożegnał jednego gościa, ale mając na uwadze jego nie najlepszą kondycję, postanowiłem uszanować jego wolę i odstąpić od przedsięwziętego postanowienia odwiedzin. Uznałem za to za odpowiednie, by przedstawić się spotkanemu, co więcej – nie mogłem się powstrzymać przed próbą nawiązania nowej znajomości.” Ten akapit jest bez sensu: po pierwsze, kto mówi? Dziwny jegomość, czy gosposia? Jeśli gosposia, to skąd się wzięła przy drzwiach? Skąd bohater wie, że wuj nie spał? Wszak wychodzący jegomość mógł być znajomym gosposi, która znikąd zmaterializowała się, by trzasnąć drzwiami. Ten akapit jest dziurawy jak durszlak.

 

„skłaniając się przy tym lekko” – ‘skłaniać się’ to nie to samo, co ‘skłonić się’, bądź ‘ukłonić się’. Można ‘skłaniać się’ ku czemuś, a nie komuś.

 

„kierował bowiem wzrok gdzieś[,] w nieokreśloną dal.”

 

„- Ach tak, rozumiem. Ja zawdzięczam tę znajomość mojemu ojcu, który z kolei poznał pana Fryderyka w Bad Reinertz, w 1826… - [n – wielką literą]ie mam pojęcia dlaczego zacząłem męczyć mojego Poetę opowieścią”

 

Cóż, zdaję się sobie sprawę, że czasami może troszkę przesadzam z ilością informacji, ale taki styl mi się podoba. To rzecz jasna tylko próba literacka, pomyślana bardziej jako tekst, który ma pomóc w ćwiczeniu zarówno stylu, jak i warsztatu, a przy okazji snuciu opowieści o pewnej postaci, co do której mam jeszcze plany. Na pewno nie jest to ostateczna wersja tego opowiadania. Jak tylko nabiorę do niego odpowiednio dużego dystansu, zabiorę się za skracanie pewnych fragmentów, ale to piosnka przyszłości :)

 

W każdym razie dziękuję za pochylenie się nad moim tekstem, poprawki i krytykę, która dała mi do myślenia oraz potwierdziła pewne przypuszczenia. Pisząc kolejny tekst narzucę sobie ograniczenia, aby całość nie rozwlekła się za bardzo.

 

Szkoda tylko, że "W ogniu zrodzony" doczekał się tak nikłego odzewu. Mam jeszcze niewielką nadzieję, że kilku śmiałków zmierzy się z tym tekstem.

 

Pozdrawiam serdecznie

Wiem, że nie wszystkim mój styl musi przypaść do gustu, ale jak już siadam do pisania, to staram się przekazać wszystko to, co mam w głowie. Lubię szczegółowe opisy, zarówno otoczenia, jak ich przeżyć wewnętrznych bohaterów. Mi w dzisiejszej literaturze często brakuje właśnie takiego przedstawiania pewnych aspektów, przez co powieść ogranicza się do samej akcji, co niekoniecznie jest wadą, ale jeśli owa akcja jest słaba, a i fabuła do najlepszych nie należy, to nie pozostaje już nic innego. Uwielbiam czytać powieści, w których świat i bohaterowie są przedstawieni w taki sposób, że moge ich sobie wyobrazić, dlatego jeśli piszę, staram się pisać w taki właśnie sposób. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim przypadnie to do gustu, ale nie znalazł się jeszcze taki, co by wszystkich dogodził :)

 

Nie zamierzam tłumaczyć poszczególnych rozdziałów, ani decyzji bohatera - wszystko powinno być jasnepo przeczytaniu całości. To dopiero dwie z pięciu części, ale jeśli na koniec pewne sprawy wciąż będą niejasne (oprócz tejemnic, których specjalnie nie wyjaśniłem) będę musiał uznać, że źle skonstruowałem fabułę, bądź zbyt oszczędnie przemycałem te ważniejsze informacje. Bo, widzisz, ja właśnie starałem się upleść tę "główną" fabułę ze skrawków, rzucanych to, to tam :) Jest histria Roberta, ale też delikatny rozwój świata, który został przedstawiony już w dwóch innych tekstach ;)

 

Dziękuję za opoinię i biorę ją sobie do serca! Zawsze boli, gdy dostaje się po oczach "schematycznością i przewidywalnością", ale tak bywa. Mam jednak nadzieję, że w tych wszystkim są jakieś plusy ;)

Pozdrawiam 

Roger, przerabialiśmy to już w przypadku "Ognia" ;p Zauważ, że Julius już zarzuca mi rozwlekły styl, więc jakbym do tej wyliczanki dodał krzesiwo i hubkę, to trzebaby użyć maczety, żeby wywalić zbędne słówka. Wyszedłem też z założenia, że czytelnik powiąże dwa akapity (ten, w którym Rob narzeka, że owego krzesiwa nie ma i ten, w którym wylicza co było w worku), dochodząc do wniosku, że pozostałe przedmiot też znajdowały się w worku ;) A hubka nie byłaby koniecznie potrzebna, wszak jako zamiennika użyć wysuszonej trawy itd. W każdym razie, to niezbyt istotne szczegóły jeśli chodzi o lekturę całości :P

Minikorekta to w tym wypadku chyba nieodpowiednie słowo ;) Dzięki za wytknięcie błędów - ich ilość dobitnie świadczy o tym, że muszę się lepiej zaznajomić z zasadami rządzącymi imiesłowami.

Cóż, nie miałem zamiaru silić się na oryginalność, bo to miałobyć typowe fantasy. Czy jest do bólu przewidywalne i schematyczne? Pewnie nie dla wszystkich ;)

Mam nadzieję, że znajdą się czytelnicy, którym ta opowieść przypadnie do gustu.

Pozdrawiam

Oto i część druga. Trzecia pojawi się najpewniej w weekend. Życzę miłej lektury :)

To są dopiero konkrety! Od razu poprawiam i dziękuję za zwrócenie uwagi. Jak na prawie 50k znaków to i tak chyba nieźle ^^

Dzięki za komentarz i cieszę się, że się (jeśli dobrze zrozumałem) podobało ;)

Prolog ma znaczenie symboliczne i jest troszkę poza akcją - mam słabość do onirycznych sekwencji.

Co do bohatera to rzeczywiście jest niemrawy, ale ten tekst traktuje przede wszystkim o jego ewolucji. Jednak nie zamierzam uprzedzać faktów, wszystko w swoim czasie :)

Przy okazji, bardzo się starałem, żeby zapis był bezbłędny, więc jeśli coś rzuciło Ci się w oczy (bądź rzuci kolejnym czytelnikom) byłbym ogromnie wdzięczny za wypunktowanie tych potknieć.

Pozdrawiam

To pierwsza z planowanych 5 części opowiadania (a może już minipowieści, bo całość ma ponad 200k znaków). Dla zainteresowanych, historia dzieje się w tym samym świecie, co "Rycerz do towarzystwa" i "Ja, potwwór".

Życzę miłej lektury i czekam na odzew :)

p.s pamiętam, kto chciał dłuższego tekstu ode mnie, więc jak nie przeczytace, to będę gnębił ;p

Podobało mi się! Choć to któryś już z kolei tekst osadzony w podobnych klimatach ( Gdańsk, jakieś nocne stwory, konszachty z diabłem, młody chłopak zakochany w nieźle szurniętej lasce) to mi taka otoczka odpowiada, szczególnie, że umiejętnie się nią posługujesz. Fabuła nie jest może specjalnie odkrywcza, więcej w niej schematu niż oryginalności (czyżby nazwa zespołu  była tylko ukołenm w stronę znanej i nielubianej serii książek, za inspirację na główny wątek?). Całość została jednak przedstawiona w takiej formie, iż chciało się poznać koniec tej historii. Lubię Twój styl i to nagromadzenie metafor, porównań, ale poświęć więcej czasu ich powtórne przejrzenie, gdyż niektóym brakuje sensu i choć krzty logiki. Wypadłoby też dokładniej przejżeć tekst przed wrzuceniem, bo pozlepiałeś całą masę wyrazów, a opowiadanie nie jest na tyle długie, by nie można go było jeszcze bardziej dopieścić (chyba że w tym wypadku chodziło o brak czasu).

Ja kupuję ten klimat, a Twoje teksty czytam z przyjemnością - choć chętnie ujrzałbym Cię w innej konwencji :)

Pozdrawiam!

 

p.s niżej to, co mnie zakłuło w oczy:

 

"szafirowychoczach", "wietrzewysokie", "piersiw międzyczasie kleceniamrocznych wierszy" (chyba "pomiędzy kleceniem kolejnych...", albo "w czasie między kleceniem", "w międzyczasie klecenia" brzmi dziwnie) - w każdym z przykładów brakuje spacji.

 

"Jej bladą cerę przyozdobił delikatny uśmiech, gdy go dostrzegła." - uśmiech może przyozdobić bladą twarz, ale nie cerę.

 

"Tam bliżej pękła sucha gałązka" - wydaje mi się, że jeżeli już to z przecinkiem "Tam, bliżej" - ale to jakoś nie pasuje do siebie. Albo po prostu "bliżej", albo "tam", ewentualnie "Nico bliżej", "w pobliżu"...

 

"Powietrze zrobiło się gęste i gorące niby dno grobowego dołu" - nie jestem ekspertem, ale dno grobu zwykle nie jest gorące, raczej zimne. Chyba, że dół byłby usytuowany w pobliżu miejsca geotermalnie aktywnego (czy jak to się nazywa), bądź sięgłąby na ileś tam km w głąb - ewentualnie, jeśli w grę wchodzą tajemnicze, diabelskie siły.

 

"Jednocześnie przyjemny chłód rozlał się po jego żyłach jak dobra wódka" - wódka to przypadkiem nie pali i rozgrzewa?

 

" załatwiania interesóww" - znów zabrakło spacji.

 

"W migotliwym świetle jarzeniówki twarzy Sybilli była jedynie białym" - "y" niepotrzebne.

 

"— Najeb go!" - znam ten czasownik z nieco inną rekcją. To pewnie kwestie regionalizmów, w moim województwie dopełnienie jest w celowniku, a nie w bierniku. Taka mała ciekawostka ^^

 

"Onnienawidzi takich jak my. Spaliłbywszystkichę", "pomiędzy trybamimięśni" - znów brakuje spacji.

 

"który tej nocy wyglądał jedynie najak nagryzione jabłko." - chyba nie mogłeś się zdecydować, co? Wyglądał "na", czy "jak", bo już nie wiem ;p

 

Wydawało mi się, że masz na myśli oryginalny tekst (w całej długości) i jego wersje po kolejnych zmianach. Ale fakt, już porównanie tych dwóch wersji może rzucić nieco światła na pewne sprawy.

Mocny argument - o tym problemie w pierwszej chwili nie pomyślałem. Pismo rzeczywiście nie jest z gumy, więc to rozwiązanie wydaje się najbardziej sensowne. A po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że niekoniecznie pocięcie wywiadu było najbardziej frustrujące, a zmiana kolejności poszczególnych odpowiedzi. Rozumiem, że dokonałeś syntezy najciekawszych wątków, ale w PDFie można było w jakiś sposób rozróżnić odpowiedzi nowe, od tych już opublikowanych na papierze - łatwiej byłoby się w tym wszystkim połapać, niż całość czytać raz jeszcze. Niby nic wielkiego, ale to zawsze ukłon w stronę czytelnika.

Jak nie ma, jak jest? xP I to jaka ciekawa ^^

Całkiem ciekawe artykuły, szczególnie do gustu przypadły mi dwa: tekst o Strażnikach oraz ten o Doodzie Simmonsa.

Z opowiadań do tej pory zerknąłem jedynie na "Sytuację" - nietypowe i oryginalne. Na razie trudno napisać coś więcej.

Aaa, jeszcze jedno. Pocięcie wywiadu z Weberem raczej mnie zirytowało, niż zachęciło do sięgnięcia po fragment do ściągnięcia.

Powinien, ale tytuł to już wybór autora - bez rodzajnika też by uszło ;)

Jakby ktoś nie wiedział "mein" jest zaimkiem, zaś "kalt" przymiotnikiem i te części mowy obowiązują różne zasady, jeśli chodzi o ich odmianę. Po co używać języka, jeśli nie zna się zasad nim rządzących? Tytuł jest integralną częścią tekstu, więc i on powinien być poprawny (nieważne w jakim języku).

 

Ale, żeby uniknąć kolejnych oskarżeń o trollowanie, przeczytałem trzy pierwsze rozdziały. Czemu nie do końca? Bo tekst jest napisany słabo (chyba autor bardzo lubi słówka "tryumfalny" i "ciemność"), oprócz powtórzeń w oczy razi zapis dialogów, nieskładne, siermiężne zdania i chaotyczna, raczej nieciekawa fabuła. Nie wspominając już o tym, iż błędy fleksyjne odnoszą się nie tylko do nieznajomości j. niemieckiego ;)

Pozdrawiam

A ja w pełni zgadzam się z Rogerem, bo tytuł jest błędny. Poprawna wersja - "Kalter Kampf". Przymiotnik stojący w relacji z rzeczownikiem deklinujemy z końcówkami rodzajnikowymi (z wyjątkiem w gen. r. m i n w l.p).

Chciałem na pierwszym akapicie pokazać ile jest w nim najróżniejszych błędów, ale syf. zrobił to już za mnie i, muszę przyznać, wykonał kawał dobrej roboty - brawo :)

Dalej nie czytałem, bo ani to ciekawe, ani dobrze napisane. Sporo pracy przed autorką, ale w sumie nie jest jakoś bardzo tragicznie.

Pozdrawiam i życzę więcej szczęścia w kolejnych literackich próbach :)

"Magii pokera" drogi Rogerze - wybacz czepialstwo, ale błąd w tytule własnego opowiadania?:P

Życzę powodzenia przy rozwinięciu, sam wiem, co z tego może wyjść. Obecnie pracuję nad rozwinięciem "Białego ognia", który miał ok 5k znaków, zaś nowy tekst zbliża się już do 200k ^^

Roger, proszę zwróć uwagę na całe zdanie:"chociażbyś ducha twego przepajało poczucie nieuchronnego i rychłego tryumfu". Chodzi mi o to, że końcówka jest zła, niepasuje do reszty. Powinno być "chociażby ducha twego przepajało..." i tym kontekście "ś" jest błędem fleksyjnym. Samo słówko jest jak najbardziej zacne i znowu nie tak rzadko spotykane, ale w tym wypadku dałeś jedną literkę za dużo ;)
Twoim opowiadanim muszę oddać jeszcze jedno - za każdym razem znajdę w nich coś, czego nie znam, najczęściej jest to jakieś dziwne, bądź wypadłe z powszechnego obiegu słówko :) W każdym razie, bardzo podoba mi się ten trend u Ciebie, bo zmusza człowieka do otworzenia słownika, poszerzania wiedzy i uzupełniania braków - duży plus! :)

A rzeczywiście, nawet nie zauważyłem, że ich nie ma ^^

Nie wiem, czy stosowanie cudzysłowa w takim wypadku to błąd, ale wydaje się zupełnie niepotrzebne. To nazwa własna, więc wyjaśnienie, iż chodzi o statek kosmiczny, a nie zwierzę w zupełności wystarczy, aby czytelnik wiedział, z czym ma do czynienia - nie potrzeba mu o tym nagminnie przypominać cudzysłowem :)

Roger, uwierz mi, że potrafię rozróżnić (a nawet docenić udaną stylizację) od zwykłego błędu:
" chociażbyś ducha twego przepajało poczucie nieuchronnego i rychłego tryumfu" - "ś" jest częścią Twojej stylizacji, czy błędem, będącym pozostałością po zmianach dokonanych w czasie pisania?

I wyobraź sobie, że zrozumiałem cel tejże archaizacji, który w dużej mierze został osiągnięty, ale czy rzeczywiście trzeba było stosować wyrażenia, które dziś kojarzone są z naukami matematycznymi? ( zamiast "aksjomat" dać np. "pewnik"). Ale to tylko moje przemyślenia. I proszę, Roger, więcej zauwafnia do czytelników, bo większość to nie idioci, którym trzeba tłumaczyć czym jest i czemu na służyć zabieg archaizacji ;)

Przeczytałem :) Była to całkiem przyjemna lektura, za co należy Ci pochwała - zdołałeś napisać całkiem znośny tekst o grze w pokera, który z założenia powinien być nudny, a taki nie jest. Choć fabuła nie jest jakoś specjalnie odkrywcza, to ujmuje znany motyw w nowym świetle - bohater zwykle uzyskuje odpowiedź, która ma uratować świat/królestwo/państwo, bądź zapewnić mu władzę/moc/kobietę poprzez wypełnienie jakiegoś questa, w tym wypadku zaś musi ograć w pokera gościa, który magiczny sposób oszukuje ^^

 

Miałbym jednak kilka uwag, jeśli chodzi o styl. Ogólnie jest dobrze, może nawet bardzo dobrze, ale od czasu do czasu zdażają się kwiatki związane z deklinacją (nie te końcówki), czy nie najlepszym układzie wyrazów w zdaniu - te zaś czasami są tak poplątane, że nie wiadomo o co właściwie chodzi (miejsce, w którym mag rozprawia o 'istocie rzeczy'). Domyślam się, że stylizowałeś Earvena na istotę szalenie inteligentną i elokwentną, ale czasami wybór pewnych słów zbudza wątpliwości.

 

"Przegrasz, bo nie pojmujesz, czymże jest duch karty do gry." - jakoś mi się to skojarzyło z pewnym anime ^^

 

'A brzmi ono tak: ”Czy ty mnie znalazłeś w bezbrzeżnych czeluściach kosmosu, czy też je ciebie wybrałem”?' - taki zapis jest niepoprawny. Pytajnik powinien znajdować się jeszcze w cudzysłowie, a po nim powinna stac kropka. Zastanawiam się też, czemu nazwę statku uparcie piszesz w cudzysłowie?

 

Podsumowując, opowiadanie przypadło mi do gustu, ale mógłbyś więcej uwagi poświęcić właśnej redakcji tekstu, bo wielu niedoróbek możnaby z łatwością uniknąć (tak, wiem, że tym zamują się w redakcji, ale na tym portalu każdym sam sobie jest redaktorem i wypada wyszlifować tekst do błysku). Gdybym miał oceniać to dałbym 4.5, a że tyle nie można, to powstrzymam się od kilkania w cyferki.

Pozdrawiam serdecznie i życzę kolejnych udanych tekstów!

'„Kredyt” od dawna stał się ' - albo "dawno temu stał się" albo "od dawna jest/był", ale "od dawna stał się" w ogóle nie pasuje.

Teraz nie mam czasu, ale jeszcze tu zajrzę :)

Pozdrawiam

Świętomirze, mojego meila powinieneś chyba jeszcze gdzieś mieć, ale jeśli jednak nie, to pezypomnę się w wyżej wymienionej sprawie :) Już zżera mnie ciekawość, co do tych "płodów", jakby to dziwnie nie brzmiało ;p

W pewnych kwestiach muszę się zgodzić z Rogerem, stylizacja nie do końca zagrała. Wydaje mi się, że dla niektórych wyrazów, nie tylko tych wspomnianych przez Rogera, można znaleźć synonim lepiej oddający ducha epoki. W kilku miejscach coś mi zgrzytnęło, jeśli chodzi o warstwę stylistyczną tekstu.  W kilku miejscach wydawało mi się, że przecinki są zbędne i zniekształcają oryginalny sens zdania, z kolei w innych zabrakło tych przecinków.

Nie mniej wciąż jest to dobre opowiadanie. Fabuła jest ciekawa, choć raczej przewidywalna. Postać nieźle zarysowane, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę długość, a raczej krótkość tekstu.

Nie jest to na pewno Twoje najlepsze opowiadanie, Świętomirze, ale trzyma niezły poziom. Nie urzekło mnie tak, jak Dożdanka, ale mocną 4 mogę postawić z czystym sumieniem, 5 to byłoby chyba jednak zbyt dużo :)
Pozdrawiam!

Epicko! Jesteś w świetnej formie, Fasoletti i wciąż zaskakujesz ;p Ode mnie też leci 5 :)
p.s nigdy nie zwróciłem uwagi na możliwą dwuznaczność "zabijania okna deskami", dzięki za unaoczenienie tejże homar :)

W pełni zgadzam się z pierwszym postem Rogera, nic dodać, nic ująć, a szkoda pisać dwa razy to samo. No, może tylko dodam, że niektóre zdania wypadają słabo, są jakieś takie sztywne, brak im szlifu.

Pozdrawiam

Pomysł - niezły, wykonanie - w sumie nie tragiczne. Jest potencjał, ale brakuje Ci, droga autorko, lekkości pióra. Aby je sobie wyrobić radzę dużo więcej czytać i to porządną literaturę, a nie jakieś zmierzchy. Ale nawet świetny styl w niczym nie pomoże, jeśli nie zaznajomisz się z tzw. przecinkologią. Niestety, ale brakuje całej przecinków, a te, które już są, nie zawsze stoją w odpowiednich miejscach. Poszukać w internecie zasad ich stawiania i pouczyć się, powinno pomóc.

Na osobny akapit zasługuje narracja i związana z nią zaimkoza. Jeśli piszesz w pierwszej osobie to Twoim największym wrogiem z automatu stają się zaimiki (przede wszystkim dzierżawcze), trzeba ich unikąć przy każdej możliwej okazji. Niżej wybrałem dwa zdania, które chyba dobrze ilustrują Twój problem. Przeanalizuj je sobie na spokojnie, a następnie spróbuj te rady zastosować do tego tekstu i popraw go sobie na komputerze - świetne ćwyczenie na walkę z tym typem problemów.

 

"Moja twarz leży na mokrym asfalcie." - naprawdę byś tak powiedziała? Prowadzisz narrację pierwszoosobową, więc skąd ten dystans wyrażany stroną bierną? Po prostu "Twarzą leżałam na mokrym asfalcie" przy okazji umyka jeden z zaimków, których masz stanowczo za dużo.

 

"Mężczyzna klęka [przy mnie] nic nie mówiąc, delikatnie mnie dotyka i potem nagle[,] jednym zwinnym ruchem podnosi [mnie] w [swoje] objęcia." - zaimokza typowa dla pierwszoosobowej narracji. To co w nawiasach można według mnie opuścić, zdanie lepiej brzmi i nabiera tempa + przecinek, choć nie jestem pewien czy w pełni obligatoryjny.

 

"- Nie płacz[,] kwiatuszku" - w takich sytuacjach zawsze stawiamy przecinek, przed zwrotem w wołaczu.

 

Reasumując - nie jest tragicznie, ale z odrobiną wysiłku może być znacznie lepiej. Czytać, czytać i jeszcze raz pisać! ;)
Pozdrawiam

Zmęczenie dało o sobie znać - pierwszy przecinek wciął się w "zachodowi", miał rzecz jasna stać po tym wyrazie. No i jeszcze jedno miasto umknęło mi i wytłuszczeniu.

"Słońce chyliło się ku zachodow[,]i nadając miastu wspaniałą[,] lekko pomarańczową poświatę. Z wielu okolicznych wzniesień snuły się do miasta[,] jak szare węże[,] dziesiątki akweduktów[,] dostarczając świeżą wodę wielotysięcznemu miastu położonemu na siedmiu wzgórzach. Miasto było stolicą równie dużego, jak zamożnego cesarstwa, którego tereny obejmowały cały basen morza Centralnego[,] rozciągając się od skalistych wybrzeży na zachodzie, aż po pustynne wzgórza na wschodzie."

Nie dało się więcej razy powtórzyć "miasta"? Nie znasz doń synonimów, bądź jakiś sensownych zamienników? No i brakuje całej masy przecinków. W nawiasach wskazałem tylko te, które według mnie powinny się tam znaleźć.

Dziś już jestem zmęczony, więc odpuszczam. Jutro spróbuję raz jeszcze, ale jeżeli dalej jest tyle powtórzeć to ciężko będzie dotrwać do końca.

Pozdrawiam

Podobnie jak Suzuki i joseheim - tekst nie zrobił na mnie większego wrażenia. Napisany solidnie, ale puenta nie "urywa tyłka", że pozwolę sobie na taką parafrazę ;)

Pozdrawiam

p.s prosze wybaczyć mi błędy, pisane na szybko i bez sprawdzenia przed wysłaniem - ahh, wstyd i jeszcze raz wstyd!

Nie mogę zrozumieć tej ślepej pogoni za czymś "nowym i orginalnym", która swe odbicie często znajduje też na tej stronie. Rozumiem, że każdy chciałby napisac coś świerzego, ale osobiście bardziej doceniam tekst, który bazuje na znanych schematach, ale jest przemyślany, dobrze napisany, ma charakterystycznych, ciekawych bohaterów i posiada wciągającą fabułę. Czy będzie on bazował na Potterze, czy na Władcy (nie, nie, zmierzch nie wylicze, bo to shit nie literatura) nie ma to najmniejszego znaczenia, dopóki tekst będzie rzeczywiście dobry.

 

Jeśli zaś chodzi o literaturę, to dwa dni temu skończyłem czytać "Imię Wiatru" Patricka Rothfussa i nie mogę się otrząsnąć. Gość nie zrewolucjonizował tą ksiązką literatury fantastycznej, ba, praktycznie wszystko, co zawarł w swej powieści można odnaleźć też w innych opowiastkach z tego gatunku, ale sposób w jaki to zrobił, styl, którym się ku temu posłużył, bohaterowie, jakich stworzył i emocje jakie we mnie wywołał - to wszystko jest dla mnie tym, czego oczekuję od dobrej ksiązki. Żeby chwyciła mnie w kleszcze, ścisnęła jak imadło, namieszała w głowie jak mikser i na koniec wypluła, pozostawiając z własnymi myślami i oczekiwaniem na kolejny tom.

Mimo że od dawna pracuje nad pewnym opowiadaniem i chcę je jak najszybciej skończyć to po tej lekturze potrzebuję kilku dni, aby oczyścić umysł, nabrać świeżości i zabrać się znów do roboty. Jak radzili przedpiścy, czasami trzeba dać sobie chwilę wytchnienia, a najlepiej odpowiednio ją spożytkować - przeczytać coś, czego w normalnym wypadku byśmy nie tknęli, bądź poszukać natchnienia w kinie lub tv.

U mnie proces twórzy zwykle sprowadza się do jednej chwili w ciągu dnia, jedngo momentu, jednej myśli, która wystarczy, żeby zainicjować nowe opowiadanie. I takich mam chyba z dziesięć w zeszycie, ale jakoś brak czasu i zbyt wiele na głowie, żeby się za nie zabrać, ale kiedyś, może niebawem...

Oj! Trochę się rozpisałem, ale mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi ;p Nie bidolić, tylko dać sobie trochę luzu i ruszyć z nową mocą, gdy przyjdzie wena ;)

Przeczytałem i jestem mocno zawiedziony. Dobrze pamiętam opowiadanie o Rudowłosej, do którego nawiązujesz  w końcówce, i muszę przyznać, że to stoi na wyraźnie niższym poziomie. Jest słabsze fabularnie, jak i dużo gorzsze w sferze stylu i języka, którym operujesz. Co natomiast łączy oba opowiadania, to przydługi wstęp, zniechęcający do dalszego czytania. W tamtym wypadku wstęp byl po prostu długi, a tym razem jest i długi i stosunkowo nudny. Na dobrą sprawę niewiele też wnosi do historii, bo to nie hrabia i jego problemy są tu najważniejsze.

Jeżeli chodzi o fabułę to spodziewałem się czegoś ciekawszego. Szybko można się domyślić, że historia hrabiego jest zaledwie pretekstem i wstępem do drugiej części opowiadania, jednak brakuje między nimi jakiegoś powiązania. Najpierw raczysz czytelnika aż zbyt dokładnym wyjaśnieniem (stanowczo przegadane i niepotrzebne), dlaczego mag znajduje się w tym miejscu i jakie ma zadania, zaś drugą część traktujesz po macoszemu. Rozumiem niedopowiedzenie, zaskoczenie i aurę tajemniczości, ale brak choćby szczątkowego wyjaśnienia, o co chodzi i dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej mógłby tylko wyjść tekstowi na dobre. Słabo wypadły też postacie, Hejnert nie ma w sobie połowy charakteru Rudowłosej, nie dorasta do pięt nawet drugoplanownym postacią z Twojego pierwszego opowiadania. Zaś postaci hrabiego i jego małżonki to sztampa sama w sobie... Aha, jak rozumiem, Hejnert to nie tylko jeden z najlepszych magów na świecie, ale też doskonały szermierz? ;)

 

Język jest co prawda poprawny, ale narracji brakuje płynności i stylu, który tak spodobał mi się w pierwszym opowiadaniu. Masz też spore problemy z przecinkami, radzę zajrzeć do zasad ich stawiania, bo te braki nie są sporadyczne, a nagminne.

A teraz uwagi do konkretnych przykładów:

"Oraz oczywiście zaproponowano bardzo sowite honorarium, wraz z odpowiednim kontraktem. Według umieszczonych w dokumencie zapisów zaproponowano czarnoksiężnikowi[...]"

"Usiadł przy jedynym we wnęce, okrągłym stole," - to zdanie samo prosi się, żeby je zgrabniej sformuować.

"by po wypełnionym ciężką pracą żegnać się" - chyba czegoś brakuje.

"Ale były to rzadkie sytuacje. W środku tej dziwacznej sytuacji znajdował się Hejnert." - kolejne drażniące powtórzenie.

"I płaciła co miesiąc sowitą, brzęczącą pensję." - czy pensja może brzęczeć? Chyba nie... Co innego sakiweka pełna monet.

"Spokojnie,[-] przypomniał sobie czarnoksiężnik[-], gniew cesarza potrafi być straszny,[.] [G]dybym spopielił wredną babę kulą ognia, szlachetny Rootselar zapewne nie wykazałby zrozumienia." w nawiasach podałem propozycję zapisu, który chyba nieco lepiej pasuje do tego zdania.

"Dziewczyna dygnęła i szybko wyszła z pokoju. Musieli się mocno przestraszyć, pomyślał

Hejnert. Na pewno karczmarz wiedział już, że jego gość przyszedł do gospody wprost z pałacu, a taki klient mógł, niezadowolony z obsługi, kazać zamknąć właściciela wraz z rodziną do lochu. Niestety, zdarzało się to już wcześniej. Hrabia Tarden wywodził się z wielkiej rodziny, słynącej ze szlachetności i odwagi przodków. Ostatnio jednak mało go interesowały sprawy codzienne i korzystający z każdej okazji urzędnicy pałacowi nie raz nadużywali władzy, wyczuwając chwilową słabość wielmoży niczym drapieżniki krew ofiary." - niepotrzebny enter rozbił akapit na dwie części.

"Na zewnątrz zdążył już nadejść wieczór, przynosząc znad rzeki orzeźwiający chłód i bryzę świeżego powietrza." - a to przypadkiem nie ta bryza przyniosła chłód? Związek logiczny wydaje się cokolwiek wątpliwy.

"niewybrukowane, rozmiękłe od upału ulice" - jeśli dobrze rozumiem, to ulice były po prostu ścieżkami z udeptanego piasku?W takim razie, jak słońce może rozmiękczyć piasek? Co innego deszcz.

"Kiwnął głową gwardziście z ochrony," - chyba do realiów świata bardziej pasowałoby "ze straży".

"Postanowił lekko się zaniepokoić.” – trochę to dziwne.

„Czarodziej odgonił od siebie to skojarzenie, koncentrując na przyczajonej pod powałą sverne.” – zabrakło „się”.

„W ostatniej chwili zdążył przerzucić kij do lewej ręki i zadać cios, zanim krwawe monstrum zdążyło wydrapać mu twarz.” – powtórzenie i to w jednym zdaniu.

„przywalił w dębowe biurko” czy to biurko nie było przypadkiem z mahoniu?

„Całe pomieszczenie poza błyskającą niebiesko sferą, otaczającą broniącego się mężczyznę, zapłonęło jasnym ogniem. Powietrze zagotowało się od gorąca, a meble zajęły się płomieniami w mgnieniu oka, zwiększając jeszcze siłę rzuconego czaru. Martwiak stanął w miejscu, huczący ogień wessał go i odciągnął od czarodzieja, który popatrzył na płonące zwłoki i zadrżał. Bo trup nie wydał z siebie nawet skowytu, rozpuszczając się pod wpływem palącej kości temperatury jak świeca wrzucona do pieca. Co może i było oczywiste, ale tak nieludzkie i nienaturalne, że stawiało włosy na głowie. A poza tym, porażające było oglądanie własnej twarzy, spopielanej w burzy ognia.” (ogień powtarza się jeszcze dwa razy w kilku pierwszych zdaniach kolejnego akapitu)  – sam właśnie kończę opowiadanie, gdzie dużo jest ognia, toteż dobrze wiem, że tych powtórzeń można bez większych problemów uniknąć, zaglądając do jakiegokolwiek słownika synonimów.

„– Udało się! – jęknął klęczący człowiek słabo” - lepiej „jęknął słabo, klęczący człowiek”.

 

Podsumowując, jak tekst o Rudowłosej spodobał mi się bardzo, tak ten wypadł słabo na tle poprzedniego. Tamtym opowiadaniem wystawiłeś sobie pewne świadcetwo poziomu, więc teraz oczekiwania są wyższe niż za pierwszym razem. Wydaje mi się, że ten tekst nie przeszedł żadnej korekty, a to mocno dało mu się we znaki. Nie zasługuje więcej na 3, ale oceny wystawiać nie będę.

Wybacz tak krytyczny ton, ale oczekiwałem znacznie lepszego tekstu. Mam nadzieję, i tego też życzę, że kolejne opowiadanie będzie stało już na odopowiadaniem poziomie.

Pozdrawiam serdecznie

Przeczytałem pierwszy rozdział i, choć nie była to męczarnia, reszty raczej nie ruszę. Po pierwsze, opowiadanie w ogóle nie jest w moim klimacie, po drugie ten dość długi wstęp niczym specjalnym nie zachęca. Mimo to tekst jest napisany całkiem przyjemnym językiem, nie rzuciły mi się w oczy też jakieś rażące błędy, więc nie jest źle. Z drobnostek: zabrakło przecinków, bądź stały nie tam gdzie trzeba; w kilku miejscach nie zagrały końcówki deklinacyjne; wydaje mi się, że zapis dialogów, czy wypowiedzi jest dla Ciebie grą w chybił/trafił, na co przykład poniżej:

"- Hejka, Miś - zwróciła się do czarnego kota, drapiąc go za uchem."

"- Ale ty zostajesz! – Zwróciła się do Misia, zagradzając mu drogę nogą."

Dlaczego raz rozpoczynasz kwestię po "myślniku" z dużej litery, a raz z małej? Podpowiem tylko, że pierwszy zapis jest poprawny ;) Zajrzyj pod ten link, jeśli chcesz uniknąć podobnych błędów.

Ogółem nie wygląda to źle, ale pełną opinię wystawi zapewne ktoś z Loży, kiedy przeczyta całość :)

Pozdrawiam

Mam podobne odczucia co i McDb, choć, gdy ziemniak zaczął walczyć z granatem, powoli domyślałem się, cóż może zawierać puenta. W każdym razie czytało się przyjemne, bez zgrzytów, no i z uśmiechem na twarzy :)

Pozdrawiam!

Wychodzę z założenia, że na stylistyczne niedociągnięcia można przymknąć oko, jeżeli widać, że autor robił co w jego mocy, aby tekst był jak najbardziej porządny w płaszczyźnie zapisu. Ale jeśli notorycznie brakuje spacji, jest ich za dużo, albo zamiast kropki stoi przecinek, jest to dla mnie zwykłe niechlujstwo i wtedy nie ma taryfy ulgowej.

Tekst okropnie słaby pod praktycznie wszystkimi względami, fabuła jest niespójna, przewidywalna a na dodatek zbudowana na kanwie bardzo znanej historii o jeźdźcu bez głowy. Do tego trzeba dołożyć nieporadność językową i dostajemy przepis na słabiutki tekst.

Przed wrzuceniem kolejnego radzę posiedzieć nad nim dłużej, żeby uniknąć całej masy drobnych, a szalenie irytujących błędów, którch uniknąć z łatwością można.

Pozdrawiam i życzę więcej sukcesów z kolejnymi próbami!

"oczekiwali zmasowanej szarszy ciężkozbrojnej kawalerii." naprawdę? szarsza?


"--- Pokarzcie twarz, migiem! --- krzyknął pierwszy stróż prawa." to chyba jakaś prowokacja, prawda?

 

Zalecam zaprzyjaźnienie się ze słownikiem ortograficznym. A dalej nie czytam, boję się, co mógłbym tam znaleźć.

Gdańskie Strachy syf.a bo to jedyne opowiadanie, które od dłuższego czasu udało mi się przeczytać od początku do końca. Świetnie napisany tekst z ciekawą stylistyką i jeszcze bardziej intrygującymi metaforami :)

Co właściwie lubisz czytać? Masz jakiś ulubiony gatunet? Trudno polecić coś konkretnego, gdy nie ma się pojęcia o guście osoby oczekującej rady ;) Napisz co masz na półce, to ja Ci napiszę, co mógłbym Ci polecić ;p

"Jego kąciki ust drgnęły w delikatnym uśmiechu na jego widok." - to zdanie chyba najlepiej charakteryzuje powyższy tekst. Niestety, nie udało mi się przebrnąć przez całość, znudziłem się już w połowie pierwszej części, ale doczytałem ją do końca.

Po pierwsze: Wskazówki dla piszących Seleny radzę zapoznać się z tym tematem i dokładnie przyswoić sobie zasady rządzące zapisem dialogów, gdyż w powyższym tekście one nie obowiązują.

Po drugie: Musisz popracować tak nad stylem, jak i nad warsztatem - oba elementy nie są może tragiczne, ale mocno kuleją i trzeba je doszlifować, żeby tekst czytało się z przyjemnością, a nie przedzierało przezeń jak przez dżunglę. Gubisz, bądź też mylisz podmiot w zdaniu, a i często dane słówko, czy też cała fraza nie pasuje do sytuacji albo kontekstu.

Po trzecie: fabuła mnie w ogóle nie zaciekawiła. Rzecz jasna, jest to najbardziej subiektywny z zarzutów, ale jednocześnie chyba najważniejszy, bo jeśli historia jest ciekawa, to i błędy można wybaczyć - ale nie w tym wypadku. Ginie księga, bo aniołki sobie pofolgowały na imprezie? W dodatku kreacja świata jakoś do mnie nie przemówiła: komputery, czipy, systemy zabezpieczeń i anioł z kawą w ręku - jakieś to takie chaotyczne, zbyt słabo nakreślone, żeby chciało się w to wierzyć. No, ale to tylko moje zdanie, więc za bardzo się nie przejmuj.

 

Raz jeszcze radzę zajrzec do tematu Seleny (która zresztą powinna zań dostać jakąś nagrodę, albo chociaż 10gr, za każdym razem, gdy ktoś wstawia do niego odnośnik), bo zapis dialogów to podstawa, która nie powinna kuleć. Jeśli w kolejnych częciach poprawisz chociaż to, a i zaczniesz zwracać uwagę na to, żeby w każdym zdaniu było wiadomo o kogo chodzi, to powinno być tylko lepiej. Bo, jak podkreślam, nie jest źle ;)

Pozdrawiam

Ja również myślałem, że truposz wyda mordercę :)

Tekścik taki sobie, ani zły, ani specjalnie dobry. Jak na drabbla może być.

Pozdrawiam

Przeczytałem na razie pierwszy fragment, ale jak tylko znajdę więcej czasu to tutaj wrócę :)

No, Roger, muszę przyznać, że zrobiłeś postęp od czasu, kiedy miałem okazję czytać Twoje ostatnie opowiadanie. Może nie będę chwalił za dużo, bo nie wiem jeszcze, jak wygląda reszta, ale na razie bardzo mi się podoba! Jeśli mam się czegoś czepić, to widziałem po drodze kilka literówek i pomyłek. Gdzieś o przecinnek za dużo, a dość często zapominasz o kropce nad "ż", zabrakło też kilku kropek, ale nie psuje to przyjemności z lektury :)

Pierwszy tekst, tak jak myślałem, ale po kolei.

Przeczytałem całość i to bez większych zgrzytów, nic nie zakłuło mnie w oczy na tyle, by to wypunktować, więc językowo wypada całkiem nieźle. Denerwują za to zaimiki, który jest stanowczo za dużo, połowę mi, mnie itd powinienieś wywalić, żeby tekst stał się przyjemniejszy.

Pomysł na akademię szkolącą anioły wydawał się niezły, ale przedstawiłeś to zbyt pobieżnie. Bohaterowie są ledwie naszkicowani, a przy tym dość sztampowi: wybranic outsider i jego jedyny przyjaciel łamaga. Gdyby lepiej ich nakreślić, pogłebić motywację i popracować nad tłem, mogłoby wyjść z tego coś niezłego. A tak czytelnik dostaje zaskakujące niepotrzebną i niezrozumiałą brutalnością zakończenie.

Nie jest źle, rzekłbym, iż jest nawet całkiem nieźle, ale żeby powiedzieć coś więcej, przyadłby się jednak dłuższy, bardziej złożony tekst.

Pozdrawiam

Ze swojej strony chciałbym polecić tekst syf.a pt.: Gdańskie strachy Napisany sprawnie, bardzo barwnym i obfitym w metafory językiem, który świetnie działa na wyobraźnię. Historia tam przedstawiona, a i bohaterowie wzbudzają zainteresowanie, co nie pozwala się oderwać do samego końca. Pomimo natłoku obowiązków i braku czasu nie mogłem się powstrzymać do czytania, a to o czymś świadczy :)

Choć sama końcówka jakoś do mnie nie trafia, to cała reszta stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Już sam fakt, że to jak na razie jedyne opowiadanie, które w tym miesiącu przeczytałem w całości, świadczy o czymś. W pierwszej chwili bardzo spodobał mi się styl, ilość i jakość metafor, ale chyba jednak troszkę przesadziłeś z tą ilością. Gdzieś w natłoku tych porównań gubi się sens, co utrudnia czytanie. Jednakże w drugiej połowie tekstu (tak od 4 rozdziału) sytuacja się poprawia :)

Myślałem, że postawię 6, ale to byłoby jednak troszkę za dużo. Zabrakło kilku kropek, przecinków i spacji, końcówka okazała się nieco rozczarowująca, a styl miejscami zbyt napakowany metaforami, dlatego daję tylko 5 ;) No i zastanowię się nad nominacją, wszak w tym miesiącu nic lepszego nie czytałem!

Pozdrawiam

Bardzo ciekawy tekścik, szkoda że taki krótki ;) Jeśli rozbudujesz to do dłuższej formy i postanowisz tu wrzucić z chęcią zajrzę :)

Hymm... trudno cokolwiek mądrego napisać o tym tekście. Zaznaczę tylko, że byłem i dodam, iż zbyt wielu pozytywnych wrażeń we mnie owy twór nie wywołał.

Pozdrawiam

"Plagi tej ziemi" Michała Krzywickiego - akcja osadzona bodajże w XII w., przedstawia losy słowiańskiego księcia, który stara się obronić swe ziemie przed nacierającymi z zachodu Niemcami. To przede wszystkim walka słowiańskich wierzeń z chrześcijańską wiarą. Potencjał spory, wykonanie średnie, ale przeczytać można :)

Ehh, zakup tej gierki przed sesją mógłby okazać się strzałem w kolano ^^"

Po lekturze pierwszego fragmentu mam mieszane uczucia. Tekst niby nie jest całkiem źle napisany, ale kuleje w płaszczyźnie formalnej; brakuje masy przecinków, te, które są, stoją w złych miejsach, zapis dialogów jest błędny i okropnie kłuje w oczy. Styl jednak nie jest najgorszy i, gdyby poprawić te formalności, można by chyba pokusić się o przeczytanie całego opowiadania. Radzę przeczytać ten temat: porady dla piszących i jak najprędzej zastosować się do zawartych w nim wskazówek :)

Jeżeli znajdę troszkę czasu postaram się tu jeszcze zajrzeć, a jeśli doczytam do końca, zamieszczę odpowiedni komentarz odnośnie fabuły ;)

Pozdrawiam serdecznie

 

"-Tylko się zachowuj. Zaraz wrócę.- pogłaskał konia po pysku," po pierwsze brakuje spacji między kropką, a myślnikiem (ten błąd powtarza się wielokrotnie, więc póki możesz radzę skorzystać z opcji edycji, aby poprawić wszystkie miejsca - czytelnicy będą za to wdzięczni), po drugie, jeśli już dałeś kropkę, to 'pogłaskał' powinno zostać napisane z dużej litery.

"rozszerzył białe oczy w zdumieniu" po pierwsze, co masz na myśli, pisząc białe oczy? Jakby zaszłe mgłą? składające się tylko z białka, czy po prostu nie widzące? po drugie, raczej 'rozwarł szerzej', 'otworzył szerzej', niż rozszerzył, bo dość dziwnie to brzmi.

"Gdzie wiatr tobą zawiał?" jakoś dziwnie to brzmi, może jakiś regionalizm? Ja znam coś w stylu "gdzie cię wywiało". Może ktoś mądrzęjszy zabierze głos, czy w Twojej wersji wszytsko gra :)

Zapowiada się miło, więc zamierzam wrócić, jak tylko będę miał wolną chwilkę :)

Jako fan prozy AS'a wprost nie mogę się doczekać, co też mistrz dla nas przygotował. Zapewne znajdzie się wielu takich, którzy myślą podobnie i dziękują Bogu za to, że natchnął pana Sapkowskiego, a i złamał jego postanowienie, że już więcej nie usłyszymy o Wiedźminie.

Gdy jednak pierwszy zachwyt tą jakże intrygującą informacją minie, pozostaje rozmyślanie, dlaczego jednak zdecydował się napisać kolejnego Wiedźmina? Ale co najważniejsze, kto będzie głównym bohaterem powieści? Geralt z pewnych, dla obeznanych z sagą też wiadomoych względów raczej nie zostanie protagonistą nowej ksiązki. Postać, która mogłaby przejąć pierwsze skrzypce po Białym Wilku jest Ciri, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby pan Sapkowski rzucił Wiedźminkę w wir nowych przygód; spełniła swoje zadanie, a ciągnięcie jej wątku dalej nie ma chyba sensu. Pozostaje więc pytanie: kto zatem?

Nie ma czego, chodzi tylko o podrażnioną ambicję ;p A i raczej nie szybko całość spiszę, więc zdążysz zapomnieć ;)

Ta część miała spełniać głównie funkcję estetyczną, szczególnie, że to tylko początek dłuższego opowiadania, toteż cieszę się, że wykonanie się podoba. A jeszcze bardziej jestem zadowolony, że podoba się Tobie, Suzuki, bo całe opowiadanie będzie Tobie dedykowane z pewnym względów, które w przyszłości winny się wyjaśnić ;)

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie

Muszę w tej kwestii przyznać rację Prokris, chociażby w pewnym stopniu. Wiem sam po sobie, że niełatwo napisać sensowny komentarz, chociażby na początku. Będąc nowym pozostaje albo siedzieć cicho, albo podpisywać się pod innymi, dopiero z czasem, przeczytanymi tekstami i komentarzami, nabiera się doświadczenia i swoistego wyczucia, które pozwala uzewnętrznić się pod czyimś tekstem. Może to też kwestia odawgi i pewności siebie? Nie każdy będzie potrafił wyłamać się z tłumu zachwyconych, jeśli coś mu się nie spodoba i rzecz jasna odwrtonie ;) Łatwiej jest też napisać komentarz odnoszący się do samej treści i fabuły, niż taki, w którym pomagamy wytknąć błędy, bo "a może to tak ma być/ a może to ja źle myślę/ a może ten przecinek nie jest tam wcale potrzebny?". Jeśli nie ma się niezbędnej pewności, strach napisać cokolwiek, bo jeszcze będzie źle. Nie można też zapominać o tekstach, które najzwyczajniej w świecie trudno skomentować, bo w głowie nie świta pomysł, co też mądrego napisać ;)

Bardzo to wszystko toporne... Mogę podpisać się pod tym, co zostało napisane wyżej. Dużo czytać, ćwiczyć sie w krótszych formach i być przygotowanym na ciężką, mozolną pracę ;)

Pozdrawiam i życzę powodzenia w kolejnych tekstach.

Próbowałem, ale nie doczytałem nawet do końca pierwszego fragmentu. Słaby warsztat, poplątane, dziwaczne zdania to dopiero początek wyliczanki. Nie znasz zasad interpunkcji, przecinki stają w zupełnie przypodkowych miejsach, przez co ucieka sens zdań, zlewających się w jeden ciąg. Podobnie jest ze zasadami zapisu dialogów, popełniasz wszystkie błędy, jakie w tej płaszczyźnie popełniać można. Radzę dokładnie zapoznać się z tym tematem i zastosować podane w nim rady do swojego tekstu:zapis dialogów.

Przed Tobą bardzo dużo pracy, a mi wypada napisać tylko to, co dość często pojawią się w komentarzach na tej stronie: radzę czytać dużo dobrej, sprawdzinej literatury, ćwiczyć sie w któtszych formach literackich i wciąz próbować, w końcu powinny być widoczne efekty.

Pozdrawiam

"rycerzowi. – stęknął Korniszon " na moje, w tym wypadku należy zrezygnować z kropki. A jeśli ma jednak zostać, to czemu 'stęknął' jest z małej?

"– Wielkolud wysmarkał się i spojrzał krytycznie na swą brodę –" tu z kolei brakuje kropki.

" Do Claris. – mruknął " to samo, co i w pierwszym wypadku.

"- Jedna chwila, drodzy panowie. – rzekł Wolmar wyjmując wielgachny majcher zza pasa –" jedna kropka za dużo, jedna za mało i niepotrzebna dewiza na końcu.

 

Na razie przeczytałem pierwszy fragment, na więcej niestety nie mam czasu. Jak go znajdę, zapewne wrócę, bo tekst czyta się niezgorzej, choć jest nieco niechlujny, a narracja, rzekłbym, nierówna. Kilka uwag wypisałem powyżej, co się jeszcze rzuca w oczy, to brakujące przecinki. Poza tym jest całkiem nieźle.

Pozdrawiam

Roger, tu nie chodzi o żadne myślenie życzeniowe tylko o fakt, jak zrozumiałem ideę konkursu. Wydawało mi się, że całość polega na tym, aby w opowiadaniu zawrzeć wydarzenia - odbiegające od akcji przedstawionej w powieści - które miałby kompletnie wypaczyć, bądź mocno zmienić dalszy przebieg akcji. Tu zaś dostajemy uwolnienie Jamie'ego i na dobrą sprawę nic poza tym, nie wiemy, czy miało to jakikolwiek wpływ na grę o tron. Gdybyś lepiej się wczytał w mój pierwszy komentarz mógłbyś to dostrzec ;)

Tak samo jak i uzasadnienie, kto i dlaczego miałby dźgać Robba mieczem. Skoro kapłanka potrafiła zauroczyć Ailstera, mogła to samo uczynić z kimkolwiek innym i nakazać mu rzucić się na Robba w tym samym momencie, w którym wybucha pożar. Uwolnienie Jamie'a plus śmierć Robba - to dopiero by namieszało.

I nie zrozumiałeś mnie jeśli chodziło o zarzut wobec przedstawienia myśli kapłanki. Wiadomo, że chodzi o jej rozmyślania, chociażby dlatego, że zostały oznaczone kursywą i tym samym wyodrębnione od tekstu, do tego nie mam zastrzeżeń. Chodziło mi o to, co owe myśli wyrażają, a dokładniej o to, że praktycznie nic nie wnoszą do tekstu, niczego nie wyjaśniają, nie nakreślają nam bliżej charakteru bohaterki, a na dodatek wydają się drętwe i wstawione na siłe.

Nie jestem też pewien, czy tekst kończy się tak bardzo logicznie, jak to przedstawiasz, Rogerze. Jamie, choć był związany i dużo bardziej osłabiony, w książce zaatakował uzbrojoną Brienne i niewiele brakowało by wygrał. Dlaczego więc dał się potulanie prowadzić kobiecie o mniej imponującej posturze? Zapewne niewiele kosztawałoby go skręcenie jej karku, ale to już tylko gdybanie.

Mimo że nie podzielam Twojego zachwytu, to opowiadanie przeczytałem z zainteresowaniem i przyjemnością. Po prostu nie wydaje mi się, aż tak dobre, jak to przedstawiasz. Tyle ode mnie :)

Pozdrawiam

Ja, niestety, nie podzielam zachwytu Rogera. Opowiadanie jest niezłe, a nawet całkiem dobre, ale do ideału mu sporo brakuje. Choć narracja jest przez większość czasu sprawna i nazbyt wiele jej zarzucić nie można, to miejscami szwankuje. Nie będę teraz wyszukiwał konkretnych miejsc, ale było kilka fragmentów, gdzie musiałem się zatrzymać i przeczytać jeszcze raz, bo coś mi mocno nie pasowało. Oprócz takich zgrzytów w oczy rzucają się też literówki, których z całą pewnością można było uniknąć bez wkładania w to przedsięwzięcie wielkiego wysiłku.

O ile sam pomysł jest intrygujący, to wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Na dobrą sprawę nie dowiadujemy się, jaki wpływ na losy wojny miały wydarzenia przedstawione w tym tekście. Jamie został uratowany, ale co dalej? Gdyby niejako przy okazji, któryś z północnych, rzecz jasna pod wpływem czaru kapłanki, rzucił się na Robba i go zabił, wtedy dopiero powstałoby zamieszanie (a jeszcze ciekawej byłoby, gdyby kapłanka np. zastosowała sztuczkę z rodzeniem cienia)

Mam też pewnie obiekcje do samej postaci Ariaen. Jej przemyślenia jakoś nie pasują mi do reszty narracji, psują całość i wydają się wepchnięte na siłe, a tak naprawdę to niewiele wnoszą.

Pewnie nie narzekałbym tyle i nie czepiałbym się tak bardzo, gdyby nie zachwyt Rogera. Po przeczytaniu jego komentarza i ujrzeniu oceny spodziewałem się tekstu praktycznie perfekcyjnego jeśli chodzi o warsztat i język, i na dodatek opartego na świetnym, nietuzinkowym pomyśle, który pokażę, jak mogłyby się potoczyć losy gry o tron, gdyby pewne wydarzenia miały miejsce. Niestety, otrzymałem tylko, a może aż? fajny i dobrze napisany tekst, który jednak niczym specjalnie mnie nie urzekł.

Może reszta podzieli zachwyt Rogera, a ja tymczasem stawiam mocne 4 i życzę kolejnych, udanych tekstów.

Pozdrawiam

"- Daleko jeszcze? Na kolację ma być dziś pieczeń z dzika i sałatka z jajek, ponoć smoczych, a ja nie zwykłem rezygnować z takich przysmaków.
- Hej, strażniku! Ty zapchlony kundlu, dodał ciszej.
- Czy to była odpowiedź, czy tylko pierdnięcie? " to dialog, czy monolog?, bo trudno wywnioskować po samych wypowiedziach.
"gazowa serenada." a co to takiego?

" o genetyce, allelach dominujących i recesywnych. Jednym słowem: o dziedziczeniu." jakoś nie wydaje mi się, żeby nauka w Westeros była na takim, aby znali pojęcia genetyki i alellów. Dziedziczenie i owszem, ale te naukowe pojęcia nie pasują do opartego na średniowiecznu świata.
- ???" co to niby jest?

Dalej nie czytałem, trzy znaki zapytania jakoś odebrały mi chęci. Do tego momentu nie wyglądało to najlepiej, więc zakładam, że dalej nie jest o wiele lepiej. Dziwne zachowaniepostaci, drętwe dialogi i przemyślenia. Całość słabiutka.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka