
komentarze: 16, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0
komentarze: 16, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0
Pamiętam czasy, w których bibliotekarka z mojej najbliższej, wiejskiej biblioteki nie wiedziała, co to jest fantastyka naukowa, gdy zapytałem ją o jakieś książki z tego gatunku. Za to dobrze znała moją babcię i zawsze o nią pytała. Pozwalała mi czytać komiksy przy stoliku, a sama piła wtedy kawę.
Bibliotekę odwiedzało niewiele osób, podobnie jak obecnie – ludzie tłumaczą, że nie mają czasu na czytanie nudnych książek, za to wszyscy je teraz piszą. Wiem, bo wypożyczam książki od wielu lat.
Pierwszy raz kupiłem “Fantastykę” w wiejskim kiosku, po drodze do szkoły – skusiła mnie jej kolorowa okładka. Sprzedawano w nim też “Świat młodych”.
Teraz w prawie każdej księgarni można znaleźć mnóstwo książek SF w bardzo atrakcyjnych okładkach, dobrze wydrukowanych i sklejonych, choć nie tanich. Nie zawsze są one literacko najlepsze. Kiedyś okładki powieści St. Lema były (tak, to prawda!) czarne jak noc bez gwiazd. Mamy do wyboru mnóstwo autorów polskich i zagranicznych. Ja jednak często wolę starszych pisarzy, często już nieżyjących: Artura C. Clarka, Isaaca Asimowa, Roberta Silverberga, Janusza Zajdla, Marka Oramusa, czy Stanisława Lema. Wiem, że się na nich nie zawiodę.
Pamiętam, na przykład, świetne książki Jamesa White`a: pacyfistyczny “Zawód: wojownik”, czy znakomity cykl opowiadań o szpitalu kosmicznym, w którym lekarze leczą dziwne istoty z różnych planet.
Doceniałem literaturę rosyjską Kiryła Bułyczowa, czy braci Strugackich. Dla niektórych są to teraz tylko nudne starocie. Bułyczow pisywał też z powodzeniem książki dla dzieci i młodzieży. Bracia Strugaccy napisali mnóstwo znakomitych książek. Co się teraz dzieje w Rosji, wszyscy wiemy.
Cieszę się, gdy widzę w “NF” recenzję książki “Czwarta epoka” Kobo Abe – w mojej bibliotece znajdowała się jego książka “Kobieta z wydm” i chyba pozostała na półce do tej pory, rzadko czytana. Może po nią sięgnę, bo nie ograniczam swoich lektur do fantastyki naukowej. Czytuję, na przykład, sporo poezji.
Niedawno natrafiłem na zwykłym straganie z tanimi książkami na ciekawą książkę Sakyo Komatsu “Zatonięcie Japonii” wydaną pierwszy raz w Japonii w roku 1973 (roku mojego urodzenia), a w Polsce dużo później przez Wydawnictwo Poznańskie w jego serii SF.
Wielu z nas Japonia kojarzy się głownie z tandetnymi filmami o Godzilli, komiksami manga i marnymi filmami animowanymi, których jest pełno w Internecie.
Ja kojarzę Kraj Kwitnącej Wiśni z serialem “Shogun” i filmem “Siedmiu samurajów” pokazywanymi kiedyś w naszej telewizji. Widziałem też świetny western “Kowboje i samuraje”, w którym wystąpili razem Charles Bronson i Toshiro Mifune, który świetnie zagrał także dowódcę japońskiej łodzi podwodnej w komedii wojennej Stevena Spielberga “Rok 1941”.
Rzadko można obejrzeć takie filmy w telewizji. Za to bez przerwy powtarza się “Seks w wielkim mieście” i “Dziennik Bridget Jones”.
Kiedyś mieszkańcy wsi oglądali chętnie serial “Chłopi” na podstawie St. Reymonta. Teraz wolą “Rolników Podlasia” i “Rolnik szuka żony”, słuchają piosenek disco polo. A wszystko zaczęło się od “Niewolnicy Isaury”!
W szachy grali ongiś rosyjscy szachiści Anatolij Karpow i Garri Kasparow. W wieku XXI grywają pomiędzy sobą bezduszne programy komputerowe, z którymi człowiek nie jest w stanie już wygrać.
Stachura umierając pisał ostatni wiersz, a teraz wiersze tworzy Sztuczna Inteligencja – może ich z łatwością wygenerować setki, tysiące.
Jest wiek XXI, ale czy będzie on lepszy od poprzedniego – trudno przewidzieć.
Widziałem transmisję z lotu naszego kosmonauty, Sławosza Uznańskiego na stację kosmiczną, z pobytu na niej i jego powrotu, lądowania kapsuły na oceanie. Wszystko się powiodło, choć przebiegło z opóźnieniem. Pamiętam też Mirosława Hermaszewskiego, z czasów PRL – u, który poleciał w kosmos, gdy byłem dzieckiem.
Podobała mi się powieść “Wroniec” Jacka Dukaja, którą mam w formie audiobooka, czytanego przez Jana Peszka, nawiązująca do ponurych lat 80 – tych.
Hermaszewski był wojskowym pilotem samolotów odrzutowych, podobnie jak Jurij Gagarin.
Mój tata oglądał wspólnie z sąsiadami z naszej wsi pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu w czarno – białym telewizorze. Opowiadał mi o tym.
Znam kreskówkę o Jetsonach. Była całkiem sympatyczna i zabawna, podobnie jak Flinstonowie. Lubiłem też animowane odcinki serii “Był sobie kosmos”. Powstało ich całkiem sporo. Oglądam je czasami w Internecie.
Komentarz do artykułu: “Andreas – architekt komiksu”.
Dobrze pamiętam komiksy Andreasa o Rorku, które ukazywały się w kwartalniku “Komiks – Fantastyka”.
Od razu zachwycił mnie techniczny perfekcjonizm jego rysunków – np. maszyna do pisania w domu pisarza zasypywanym przez dziwny pył. Ale też tajemnicza fabuła tych opowieści rysunkowych, ich niepowtarzalny nastrój. Trudno zapomnieć tych komiksowych arcydzieł. Praca nad nimi musiała być żmudna i długotrwała.
Jednak jestem zwolennikiem historii rysowanych bardziej swobodnie takich jak: “Yans” Grzegorza Rosińskiego, “Pelissa” Regisa Loisela, czy nawet “Bogowie z gwiazdozbioru Aquariusa” Zbigniewa Kasprzaka.
Kolekcjonowałem komiksy, zaczynając od komiksów dla dzieci: “Tytusa Romka i A`tomka”, “Kajka i Kokosza” i zabawnych opowieści rysunkowych Tadeusza Baranowskiego . Miałem wiele części “Thorgala”. Z czasem Rosiński stawał się coraz bardziej malarski.
Niestety, wznowienia tych komiksów są dosyć drogie, jak dla mnie.
Co do artykułu o Januszu A. Zajdlu, znam jego twórczość. Mam w swojej bibliotece jego nowszy, dosyć obszerny zbór opowiadań wybranych przez żonę, Jadwigę i kilka starych wydań powieści. Często do nich wracam. Moim zdaniem są one nadal ważne dla czytelników.
Obejrzałem niedawno w telewizji ciekawy, fajnie zrobiony, film dokumentalny “Fantastyczny Matt Parey”, o słynnym, nieżyjącym już, redaktorze “Fantastyki”.
Chciałbym skomentować artykuł pana Dariusza Jemielaka pt. “Czy AI umie pisać wiersze?”.
Od razu przypomina mi się zabawne opowiadanie St. Lema z “Cyberiady” pt. “Wyprawa Pierwsza A, czyli elektrybałt Trurla” o maszynie cyfrowej, która pisała wiersze. Konstruktorzy zadawali jej trudne zadania poetyckie, by wypróbować jej działanie. Opowiadanie kończy się gorzką puentą, żeby już nigdy nie symulować procesów twórczych.
Lem próbował w młodości tworzyć poezję, więc jest to również satyra na samego siebie.
Ja także piszę wiersze i dlatego ten temat mnie bardzo interesuje.
Uważam, że komputery nieprędko zastąpią ludziom Mickiewicza czy Dantego.
Rzeczywiście, może nie sposób odróżnić już teraz wierszy napisanych przez program komputerowy od utworów prawdziwego poety, jeśli nie widziało się autora osobiście. Myślę, że to trochę nabieranie nas.
Nie jestem zajadłym przeciwnikiem komputerów i chętnie ich używam, lecz staram się dostrzegać zagrożenia z nimi związane. Stajemy się coraz bardziej zależni od komputerów i Internetu. Uciekamy z wirtualny świat cyfrowej iluzji od codziennych problemów.
Pisało o tym wielu autorów fantastyki: np. P. K. Dick, W. Gibson, Arthur C. Clark, a także nasi rodzimi twórcy.
W swojej książce “Golem XIV” St. Lem, jeden z moich ulubionych pisarzy fantastyki, stworzył filozofujący superkomputer, powstały z maszyny do opracowywania strategii wojennych, który uznał, że jest mądrzejszy od ludzi, pogardzał słabościami i wadami swoich stwórców.
Czy ludzie w epoce myślących maszyn staną się zbędni?
Rzeczywistość, moim zdaniem, jeszcze nie wykroczyła poza fantastykę.
Znam tą powieść, w tym wydaniu.
Z książek St. Kinga jednak najbardziej cenię świetnie sfilmowane “Lśnienie”, którego fabuła rozgrywa się w wielkim, zimowym hotelu “Panorama”. Ale “To”, opowieść o potwornym klownie, z którym walczy grupa nastolatków, też należy do najlepszych “Kingów”. Ostatnio czytałem nie takie kiepskie “Dallas `63” opowiadające o podróży w czasie do czasu zabójstwa prezydenta J. F. Kennedy`ego.
Lubię taką literaturę. Kosmiczną sf. Obecnie czytam ”Łatwo być Bogiem” Szmidta.
“Gra Endera” ukazywała się swojego czasu w odcinkach, w NF. Dobrze to pamiętam. Potem kupiłem książkę. Znam kontynuacje: “Mówca umarłych”, “Ksenocyd” oraz film. Ender i Valentine to jedni z moich ulubionych bohaterów literackich.
Posiadam pierwsze wydanie tej książki, Wydawnictwa Literackiego z roku 1988, z nieatrakcyjną okładką. Już podniszczone. Znajdują się w nim: spis postaci, mapy i drzewo genealogiczne. Doceniam tę autorkę. Dobrze, że o niej nie zapomniano. To niebanalna, polska fantasy o powolnej, wręcz sennej, nastrojowej narracji (”Nic się nie zdarzy aż do Powrotu”).
Warto przeczytać.
Właśnie wypożyczyłem z biblioteki “To” Stephena Kinga. ponad tysiąc stron, dużo czytania. Ekranizacje. Niedawno przeczytałem też ciekawe “Dallas`63”, z wątkami podróży w czasie. “Cujo” znam głównie jako film o wielkim psie. Lubię opowiadania Kinga. Pierwsze, co przeczytałem dawno temu to “Miasteczko Salem” z wydawnictwa Amber.
Podobała mi się powieść “Nieśmiertelni” tego autora, której akcja toczy się na planecie Wenus.
Film się nie starzeje. Wspaniała muzyka. Znam też kontynuację.
Obejrzałem serial. Czekam na dalszy ciąg.
Przerażająca wizja przyszłości.
Myślę, że Lem nie miał racji.