Profil użytkownika


komentarze: 71, w dziale opowiadań: 13, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Od góry:

– tytuł: Teoria kwantowa nie gryzie

– wydawca: Zysk i S-ka

– autor: Marcus Chown

– obrazek: Pamiętałem o obrazku

– rodzaj: Publicystyka

– gatunek: -----

– tłum: Jacek Bieroń

– tytuł org.: Quantum theory cannot hurt you

– data wydania: 2009

– nazwa cyklu/tomu: -------

– stron: 236

– ISBN: 978-83-7506-338-7

– cena: 29,90

– tagi: matematyka, astronomia, naukowcy

– opis: "Marcus Chown zaprasza nas do świata nowoczesnej fizyki. Prowadzeni przez wykwalifikowanego i zdolnego przewodnika, obserwujemy z bezpiecznej odległości najbardziej niewiarygodne zjawiska wszechświata. W końcu poskromione, zarówno mechanika kwantowa jak i teoria względności stopniowo tracą swoje groźne oblicze i mogą wreszcie stać się zrozumiałe – i w pełni docenione – przez każdego."

 

Mniejsza z tą książką, ale te pola wypełniłem. 

 

 

Brajt – wpisałem wszystkie dane dotyczące książki, kliknąłem "gotowe" i nic się nie stało. Zupełnie, totalnie, nic. Dwa razy próbowałem z przelogowaniem. Jutro spróbuję na innej przeglądarce (teraz był Chrome). 

 

P.S. My możemy dodawać wydawnictwa? Nie ma Solarisa.

Brytyjski fizyk i pisarz zajmujący się popularyzacją nauki. Skończył fizykę na University of London oraz astrofizykę w California Institute of Technology. Aktualnie pracuje jako redaktor naukowy czasopisma New Scientist. W Polsce jak dotąd ukazały się jego 4 książki.

Matura była całkiem w porządku. Czytanie ze zrozumieniem oparto na popularnonaukowym tekście o przyszłości nauki i postępu - fantastycznie.

Wypracowanie takoż całkiem znośne, bo nie trzeba było znać całości Przedwiośnia, żeby napisać o co prosili. Pierwszego tematu nawet nie czytałem, bo wiersze gryzą i omijam je zawsze szerokim łukiem.

W Poznaniu działa, bardzo zresztą prężnie, wspomniany przez brajta KF Druga Era. Organizują różne akcje w ramach kilku sekcji (literacka, planszówkowa itd.), no i oczywiście spotykają się regularnie - link dwa komentarze wyżej :)

_mc_, zgadza się, ale ja niestety też żadnych profitów nie odnotowałem ;)

Jeśli tak będzie poprawniej, to jak kiedyś wyślę do NF jakiś tekst, skorzystam z innego maila ;)

Tak czy inaczej, to w końcu Kontrapunkty ;)

Emocjonalny impakt. 
Książka nie jest o strzelaninie, tylko o postaciach - ojcu i córce, policjancie, dziennikarzu, nauczycielce - i ich zachowaniach w obliczu tragedii. 
Dodatkowo jest napisana świetnym językiem - ktoś o innym stylu mógłby nie podołać tej hisotrii.

IDM można porównać do reportarzy Tochmana, jeśli chodzi o wpływ na czytelnika.

Nie wiem, jakim jestem dla brajta autorytetem ale...

Warto. Po tysiąckroć warto! Wgniata w fotel, pożera, przeżuwa, wypluwa i przeżuwa jeszcze raz.

Najlepsza pozycja jaką miałem okazję poznać w tym roku.

Jak przeglądam stronę, to wybieram opowiadania po tytule. I bardzo nie lubię, kiedy fajny tytuł okazuje się być rozwinięty na sto znaków.

Informacja techniczna.

Roger, fakt, shame on me.

Yoss, te związki, z tego co kojarzę, mają nie zawsze pozytywny wpływ (np. ograniczają udział płata czołowego w podejmowaniu decyzji). Przelotnie pomyślałem, że zastępując je czymś sztucznym, można by zachować np. ich działanie na układ krążenia, a wyeliminować te niepożądane ;). Ale istnieje niezerowa szansa, że to głupota.

Opowiadanie może wydać się wyjątkowo sztampowe, czego powodem jest moja... niedawna twórcza dolina.

Kiedy tym razem literki zaczęły wyskakiwać mi spod palców, tak się z tego cieszyłem, że myślenie o głębszych walorach tekstu wzięło i sobie poszło. Niemniej, może ktoś rzuci okiem, długie nie jest ;)

Deliciosa, o ironio, właśnie tak jest. Jak się już ktoś namęczy, nasapie i przy tym robi coś fajnego - opiniuje teksty np. - to tak po ludzku czuć, że warto go mimo wszystko trochę wesprzeć.

Co ciekawe, zajmują się tym ci ludzie, których Ty nazywasz nie dość odważnymi, by wyrazić swoje - uzasadnione, a jakże! - żale. Więc chyba coś tu nie gra, nie sądzisz?

I jeszcze jedno. Czy jak wyślę Cetnarowskiemu tekst na papierze, to będzie szczęśliwszy? Czy możepapier ląduje na jakiejś osobnej kupce i jest czytany dopiero, jak już nie ma którędy dojść do biurka, ewentualnie się potknie :P?

malakh, tak z ciekaowści - nie zainwestowałeś w kindla? To koszt jakichś trzystu złotych, a pożytek dla wzroku - olbrzymi. Szczególnie dla redaktora, czytającego przecież mnóstwo.

Cóż, tesktu nie słałem, ale gratulacje dla Marcina za podjęcie się tak karkołomnego zadania :). Myślę, że piszący powinni się dogadać i na jakimś konwencie przysłowiową "flaszkę" Mu postawić :D

Cóż, czy NF będzie, w wyniku konkursu, przez jakiś czas "przesycona" przeznaczonymi do publikacji opowiadań, czy można bez krępacji nadsyłać kolejne i - o ile dobre - też mają szanse?

Pozytywnie, choć chyba zabrakło mi trochę wiedzy (ktoś wytłumaczy mechanizm hamowania?), do tego logika nieco zgrzyta (powrót po kilku tysiącach lat i zastanie na Ziemii... ludzi, którzy do tego nadal zainteresowani są użytkowaniem technologii sprzed milieniów? 

Gdybym mógł oceniać byłoby 6, za pobudzenie mnie do riserczu.
No i za to, że tekst się obronił. Większość SF razi banalnością, kiedy ktoś akurat czyta od tygodnia samego Dukaja :P 

Lem, żeby daleko nie szukać :)

beryl +1. Idę zdobywać Everest.
Chociaż... zacznę jutro :) 

>>I tak jednak wydaje mi się, że dobre oceny z polskiego to trochę mało, żeby zostać "drukniętym".

Oczywiście.

Ja miałem w sumie 16 lat przerwy. Znaczy nigdy nie pisałem wcześniej :]

A wypracowania raczej spoko ;)

Nic takiego nie powiedziałem. 
Poza tym - niektórym się udaje :) 

Średnio optymistyczna wersja :]

Faso: no to wiadomo, ale kurza noga, chciałbym wiedzieć ile mogę z siebie wycisnąć :) Taka już moja natura - mogę harować jak głupi, tylko po co skoro i tak nikt nigdy mnie nie druknie :]?

BTW> Da się jakoś określić fabryczne predyspozycje do pisania? W sensie - spojrzeć na pierwsze kilka tekstów i ocenić, czy da się coś z autora wycisnąć :)? Czy trza poczekać aż popracuje ;]?

Ja chcę opublikować coś w NF :|
 

Poradnik Dukaja zawiera się w kilku linijkach tekstu :]
Jedna z nich to coś jak: "nie dawać tekstu do oceny znajomym i przyjaciołom". 

A, beryl zapomniał o jednym - darmowych zaproszeniach i wejściówkach na wszystkie konwenty :D
 

Beryl -> +9999 :D 

Komuż się to nie marzy :]? Ale serio, póki co pozostanę przy metodzie zamiatacza ulic. Kroczek za kroczkiem.
Co nie zmienia faktu, że chcę żeby mój debiut literacki był najgłośniejszym od stu lat i przebił "Złotą Galerę" :D 

Oj tam, ja powiem wprost - zacząłem pisać niedawno, ale przecież i tak wiadomo, że każdemu marzy się publikacja. 
Ale spokojnie, moje plany to -> nauczyć się pisać (:D), zdobyć piórko, przepchnąć coś do gazety :] 

Poradnik już istnieje, niejakiego Kresa :] Ale poysł spoko, chetnie poczytałbym przez co "przechodzili" inni zaczynając zabawę z pisaniem :)

A nie "rowy kopać" :)?

Nie no, loozik. Łączymy się w bulu i nadzieji :] 

Ciory? Nie :)
Ale serio, to byłoby o niebo lepsze od oznaczeń. Taki wyskakujący dymek. Z lewej strony jest dużo miejsca, co by wyskakując reszty tytułów nie przesłaniał :) 

Popieram pomysł w 100%
Nie wnikałbym jednak w masę tych podgatunków, których nie ogarniam :) Nie wiem np. co to jest "realizm magiczny". 
Podzieliłbym to na:
F (antasy)
SF
H (orror)
I (inne).
Zgaduję, że mniej więcej połowa tekstów opatrzona będzie jako [I], ale to i tak nie zmienia faktu, że teksty łatwe do zaklasyfikowania będą lepiej widoczne. Ew. można się potem bawić :D (I[SF]) (I[SF/F]) :P

 Pomysł:
nie znam się zupełnie na tych magicznych stronach internetowych, ale może dałoby się zrobić coś takiego:
po nakierowaniu kursora na tytuł wyskakuje krótki, max. jednozdaniowy opis opowiadanka? To byłoby midone, ale pewnie niemożliwe do realizacji. Dj Jajko :)? 

Heh, no to jest mój spory błąd. Na początku był pomysł na Coś i dwóch ludzi przez to Coś przejeżdżających. Potem wymyśliłem zamianę ciał i stanąłem przed zagadką - jak zmusić dwóch gości do przejścia przez boboka w miarę ciekawy sposób. No i tak na potrzeby szorta wymyśliłem sobie całą historyjkę amerykańskiego oddziału sił specjalnych lądującego w Afryce. Ulega on rozproszeniu (ew. giną wszyscy oprócz gł. bohatera), ale bohaterowi udaje się zabezpieczyć pojemnik z wirusem, co było jego pierwotnym celem. Jednak po ucieczce z wioski znajduje on murzyna postrzelonego w nogę i zabiera ze sobą, zdecydowany doprowadzić go do punktu ewakuacyjnego :D Murzyn ten po znalezieniu się w ciele żołnierza zostawia go i rusza samotnie do punktu zbiórki z postanowieniem wydostania się z Afryki.

Nie jest to odkrywcze czy ciekawe ale... i tak się w tekście znaleźć nie miało. 

Ano, wybaczcie, ale nie mogłem się powstrzymać ;)
A czytelników tutaj najwięcej i jestem ciekaw interpretacji. 

Oczywiście zachęcam do próby interpretacji. Z tego co wiem, nie każdemu się udało tekst zrozumieć ;)

Dobra, dzięki za przebrnięcie :) Piszę właśnie coś dłuższego, ale obawiam się, że jak zbytnio rozwlekę to uderzy TL;DR.

No i jeszcze jednego szorta chciałbym zaprezentować, ale musi tydzień poczekać... 

A propos tytułu: w oryginale brzmiał "Arkkienkeli" co oznacza Archanioła po fińsku. Nikt nie zrozumiał.

Beryl, ależ wiara to już zupełnie co innego niż religia.

Przede wszystkim, religia jest tworem człowieka, zagubionego i osamotnionego we wrogim, nie dostarczającym odpowiedzi środowisku. To głównie rytuały i społeczność, hierarchia i określone zasady.

Wiara natomiast to ufność i jakiś rodzaj "świadomości", że istnieje ktoś lub coś, co jest całkowicie poza naszymi metodami poznawania.

Zawsze trzymam dystans względem dwóch najpopularniejszych postaw:

- ateizm odrzuca mnie swoją prostotą. Zakłada brak jakiejkolwiek możliwości na "istnienie" czegokolwiek poza naszym światem i poza znaną nam fizyką. Ignoruje też m.in. godne według mnie uwagi świadectwa setek świętych i mistyków.

Owszem, rozumiem, że ludzie postrzegają boga jedynie jako symbol, gdyż rozumieją, że jest on człowiekowi potrzebny, więc człowiek sobie tworzy jego wyobrażenia. Nie chcą też uwierzyć w zbyt ludzkiego Boga Starego Testamentu.

- Wiara natomiast odrzuca mnie również swoją łatwością. Tym, że jest wpajana od dziecka, że daje zbyt stabilny obraz świata, że upraszcza i pomaga przejść przez życie, że zamiast być trudną drogą do Boga, jest laską dla ludzi słabych i nie potrafiących odnaleźć się w otoczeniu. Przekonują do niej natomiast wspomniane już wcześniej doświadczenia etc. etc.

Co do misiów czczących bogów - z tego co wiem, na Ziemi jedynie ludzie posiadają zdolność do abstrakcyjnego myślenia.

PS Nawiązując do początku tematu: najbardziej wierzące dzieciaki rosną w rodzinach, w których rodzice są religijni, ale wątpiący. Zarówno potomstwo religijnych pewniaków jak i ateistów rzadziej wyrasta na ludzi wierzących. To akurat fakt poparty badaniami :).

Eh, Katy, źle mnie zrozumiałaś. Po pierwsze, nie powiedziałem, że cenię sobie bardziej czytadła nad Wielkie Dzieła Literatury. Wręcz przeciwnie, kiedy teraz sięgam po moje lektury sprzed dwóch lat, to sam się dziwię, co ja w tym widziałem. Fakt jednak pozostaje faktem - to właśnie PROSTA literatura zachęca czytelników do sięgnięcia po dzieła bardziej wyszukane i lepsze.

No i jeszcze jedno - w tym tekście uderzyło mnie coś jeszcze. Większa jego część zachęca  nas do tego, czego autorka sama nie pochwala (omijanie szerokim łukiem klasyki literatury), ale z drugiej strony otwiera go, zdawało by się, całkowicie poważne stwierdzenie, że wiara w pisaniu przeszkadza. A może i tutaj Autorka zachęca nas do czegoś zupełnie odwrotnego - w tym wypadku do pogłębienia swoich kontaktów z bogiem/Bogiem/bogami?

Czytało mi się leciutko, nie powiem. 

No i chociaż ciężko się zgodzić z większością tez, to jednak przecięcie kabla on Internetu jest BEZWZGLĘDNIE konieczne :) Bo jeśłi mamy np. szkołę, to dodatkowe tracenie czasu przed monitorem to dopiero ZŁO jest :).

O, tak jak np. ja teraz to robię... 

Co do miernego fantasy - muszę przyznać, że czytam fantastykę (i książki w dużej ilości w ogóle) od niedawna. A zainteresowało mnie właśnie to "mierne" fantasy miecza, na które większość literackich wyjadaczy tak narzeka. 

Bo cóż, nie przeszkadza schematyczność komuś, kto schematów nie zna :) Gdybym zamiast jakiegoś czytadła wziął wtedy do ręki Inne Pieśni, albo chociażby Brzezińską - przeraziłbym się niemiłosiernie i pozostał wierny sensacjom...

Aha, no i niekończące się sagi fantasy, tak tutaj wyśmiane - G.R.R. Martin się pisaniem takowej para i, co może niektórych zaskoczyć, z tomu na tom robi się coraz lepszy. 

Wydaje mi się, że Autror tekstu przedstawił nam tutaj dosyć oczywistą oczywistość. 

Po pierwsze - człowiek o umyśle ścisłym jest przeważnie zdolny do logicznego układania swoich wizji i hipotez, co pozwala mu tworzyc historie spójne i logiczne.

Po drugie odebrał (przeważnie) sprzyjające wykształcenie, by móc się na temat chociażby kosmosu wypowiedzieć. 

No i faktycznie - ze świecą można szukać historyka interesującego się nowinkami technologicznymi  czy budiową ISS.

Pzdr. 

Nowa Fantastyka