Profil użytkownika


komentarze: 12, w dziale opowiadań: 12, opowiadania: 7

Ostatnie sto komentarzy

A wiesz, że koala wcale nie jest z misiowatych? Dzięki za odwiedziny i komentarz.

Powiem Ci szczerze: nie spodziewałem się. To, że ktoś przeczyta, jeszcze mi się w głowie mieściło, ale nigdy w życiu nie otrzymałem tak rozbudowanego i kompetentnego komentarza na forach. Dzięki ci bardzo, a nawet bardziej. Wiem, na czym się skupić, a gdzie są mocne strony – trochę mi potwierdziłeś, a na trochę otworzyłeś oczy. Bezcenna robota, za którą naprawdę jestem wdzięczny.

 

Zdradzę jeszcze, że to ma być powieść, na razie, póki coś mi nie zazębi, nie chciałem tracić czasu na dłuższe pisanie. Tak naprawdę jest to wstęp, pierwsze rozdziały. Jeśli będzie dalsze pisanie, to oczywiście rozbuduję koncepcje, które tu poruszyłem – szczególnie Archontów i sanktuarium Ziemia/ dla ciekawostki powiem jeszcze, że w Kosmosie zaraz po opisanych wydarzeniach rozpoczną się nowe anomalie, w wyniku których Wahuni (porwana) cofnie się i powróci starsza o półtorej dekady. Po tym, co tam przeżyje, stanie się jednym z ważniejszych antybohaterów. Bolesnym wyrzutem sumienia protagonisty.

OK. Spodziewałem się, że może być za długie. Ja osobiście niczego konkretnego nie oczekuję; wrzuciłem, bo a nuż kogoś zainteresuje. W każdym razie dzięki za info.

Cześć,

 

jak dla mnie trochę zbyt mocno inspirowane fabułą Pottera. Jest to nawet swojego rodzaju parafraza/ trawestacja. Mimo iż lubiłem cykl, do którego się odnosisz, ciężko mi się to czyta. Przyczyna przede wszystkim leży w potknięciach technicznych, które prędzej czy później można wyeliminować. Poniżej daję parę przykładów:

 

 

 

“Nazywam się Pasztecik. Brunon Pasztecik.

Herbu gliniany garnek, mam zielone oczy oraz rącze wysportowane ciało.”

 

Sugerowałbym w jednym akapicie. Co natomiast razi najbardziej, to rącze ciało. Po pierwsze, jeśli już, to musi być przecinek. Po drugie: epitet tutaj nie pasuje. Gdybyś napisała choćby sprężyste… Rączy zawsze kojarzy się z koniem. Częstym błędem (który sam popełniałem) jest wyszukiwanie jak najbardziej oryginalnych określeń, choć zazwyczaj magia tkwi w prostocie.

 

 

“Czarna Pani, wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która była kiedyś dobrą kobietą (jak się urodziła) ale później zrobiła się zła, kiedy zaczęła dorabiać w dziale reklamacji odkurzaczy na infolinii.”

 

Tutaj mamy źle zastosowany przecinek po Czarna Pani. Później jako czytelnik przeżywam spory dysonans, ponieważ gdy piszesz:

 

“wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która kiedyś była kobietą”

Dla mnie wciąż piszesz o różdżce. Jest to sprawa poprawienia szyku zdania. Np:

 

Bliznę wytatuowała mi Czarna Pani, która była kiedyś dobrą kobietą…

Na końcu zdania przerzuciłbym też infolinię, tj.: kiedy zaczęła dorabiać na infolinii w dziale reklamacji odkurzaczy.

 

“Wracając do kontinuum sagi”

 

Jak już, to koniecznie kontynuacji. Choć kompletnie zrezygnowałbym z tego wtrętu, ponieważ byłby zasadny w przypadku jakiejś przydługiej dygresji, której tutaj nie ma.

 

“Mając siedem lat, byliśmy z ciotką i wujem na wycieczce w zoo, gdzie o mało nie zjadłem wężem kuzyna Dudusia”

 

Tutaj znów gubię się jako czytelnik. Dla mnie to zdanie sugeruje, że razem z ciotką i wujem mieliście siedem lat. Proponowałbym: Mając (choć lepiej W wieku) siedem lat, byłem razem z ciotką i wujem…

 

Odniesienie w tym zdaniu do konkretnego wydarzenia z książki eliminuje zrozumienie u osób, które Pottera nie czytały. Nie wytłumaczyłaś, co oznacza “zjedzenie kogoś wężem”

 

 

Przepraszam za tę opinię, ale w mojej ocenie jest to po prostu napisane zbyt niechlujnie, aby mogło się dobrze czytać.

Kolala 75 – dzięki.

 

OldGuard – wezmę poprawki pod uwagę. Zamiast momenty, będą minuty, jeśli nie zrobię tam jakiegoś powtórzenia. Końcówka musi być z tym monologiem, bo już nikt inny w przedstawionej sytuacji nie jest w stanie prowadzić dialogu. Jedyne, co można jeszcze zrobić, to albo usunąć z wypowiedzi kwestie podsumowujące przesłanki frakcji naukowej, czego wolałbym nie robić (chyba że uda się zwięźlej), albo poszatkować jeszcze krótkimi wstawkami narracyjnymi/ prowadzić jakiejś rozbudowanej narracji nie ma tam raczej sensu.

Dzięki/. Teraz jest jeszcze fajny komentarz do tego. Również pozdrawiam i życzę śniegu na gwiazdkę/

Bardzo fajnie piszesz, widać, że sporo pracowałeś nad warsztatem. Opisy są bardzo obrazowe i przede wszystkim doceniam użyte obcosłowia. Nie będę prześwietlał całego tekstu pod kątem technicznym, odnoszę się jedynie do pierwszej jego części. Resztę wolę przeczytać bez zobowiązań.

 

 

“Tomasz przetarł zmęczone oczy i ponownie skupił wzrok na ciężkim stole ustawionym pośrodku szopy.”

 

Mała uwaga i pewnie częsty błąd/ niebłąd. W mojej ocenie stół nie powinien być ciężki, chyba że podmiot go podnosi. Jeśli patrzy, to stół powinien być wielki, potężny itp. czyli związany ze zmysłem wzroku.

“Drugie dno spozierało na nich oczami czarnymi i podkrążonymi jak ślepia surykatki. Szydziło z nich zachrypniętym głosem, którego nie powstydziłby się Joe Cocker. Nawet gdyby związana kobieta ostro pociągała burbona i paliła dwie paczki gitanesów dziennie, nie uzyskałaby takiego efektu”.

 

W mojej ocenie ostatnie zdanie do wywalenia. Jest to powtórzenie, które niepotrzebnie wydłuża akapit i do tego jest jeszcze mało zgrabne. Jako czytelnik wiem już o jej zachrypniętym głosie po zdaniu poprzednim.

 

“Jedynie krąg z soli egzorcyzmowanej usypany był prawidłowo i jak dotąd nie został przerwany”

 

Tutaj też przydałoby się skrócić. Wystarczy J. k. z s. e. jak dotąd nie został przerwany.

 

“Z takim wsparciem duchowym niewiele zdziałają, jeśli w chacie zjawi się poważniejszy gracz drużyny przeciwnej”

Dlaczego unikasz słowa demon, zły duch. W tym zdaniu o wiele lepiej zostawić po prostu poważniejszego przeciwnika, a w następnym już nazwać go po imieniu.

 

“jak plama oleju potraktowana ludwikiem.”

 

Czasami niepotrzebnie udziwniasz porównania. Tutaj aż się prosi jak plama oleju na rozgrzanej blasze. Zresztą ta plama oleju jest bardzo fajną metaforą, tylko ludwik jakiś taki niedorobiony. Podobnie miałem z twarzą albinosa, która o wiele lepiej brzmi, jak zostania po prostu twarzą albinosa bez zbędnych udziwnień.

 

 

Ogólnie nie rozumiem argumentu w kom. o wtórności. Jakbyś miał na tym opowiadaniu zarabiać kasę, to można się doczepić o coś takiego. Ale jak piszemy amatorsko na portal kosztem prywatnego czasu, to nie można wymagać, że będzie w tekście odkrywana Ameryka, a nowy Tolkien będzie poganiał nowego Lema. Zresztą cała literatura jest tak naprawdę w większym lub mniejszym stopniu wtórna.

Jedyne, co bym chętnie w twoim opowiadaniu zobaczył, to stylizację egzorcystów na takich ala gangsterów, wręcz funkcjonariuszy mafijnych z całą sensacyjną naleciałością – wtedy tekst zyskałby na oryginalności. Aż się prosi, żeby był tam pościg i strzelanina. W tej Ameryce Południowej doszło do konfliktu interesów Watykanu z miejscową mafią. Chociaż byłoby to w tle całego egzorcyzmu, a jakże lepszy smak.

 

W mojej ocenie opowiadanie jest napisane naprawdę sprawnie, ale ma poważny mankament fabularny. Całość męczy (przynajmniej mnie) natężeniem opisów technicznych i czynności, które ciężko sobie wyobrazić. Podoba mi się natomiast akcent chiński * chyba wszyscy już kumamy, kto najprawdopodobniej podbije kosmos.

 

Z drobnostek, parę uwag na marginesie:

 

 

“– Smoku, czy możesz przybliżyć to miejsce?

– Nie, ale mogę zrobić zbliżenie, tylko musicie dotknąć ekranu albo użyć kursora. Nie widzę was.”

 

Nie zrozumiałem tego. Jeśli przybliżenie miejsca i zbliżenie nie jest synonimiczne, to nie dostrzegam podobnego rozróżnienia w tekście.

 

“– Smoku, co to było? – pyta Xiang, kapitan i dowódca misji, dysząc lekko.”

 

Tutaj taka drobna uwaga (w sumie nie błąd, bo zawsze kusi takie uproszczenie). Dysząc lekko nie brzmi dobrze, szukałbym precyzyjniejszego przysłówka, np. astmatycznie; ledwo słyszalnie; chyba wiesz, o co mi chodzi.

 

“Mógłbym zacząć się z nim kłócić i udowodnić, że jego działania były bezsensowne, ale nie czas teraz na to. Natomiast zapis całego toku postępowania zdecydowanie wart archiwizacji.”

 

Brak orzeczenia w drugim zdaniu.

 

Pozdrawiam.

Dzięki. Niestety, nie będę wrzucał kontynuacji. Jeśli masz ochotę, to mogę ci kompletną książkę w pdf przesłać na priv.

Też rzuciłem okiem i bardzo ciekawa strona. Z pewnością zgłębię. Dzięki za pomoc.

Witam. Dopiero trafiłem na to forum, a jestem autorem tekstu i komentarz piszę w odpowiedzi na Wasz postulat – również z kurtuazyjną podzięką za przeczytanie i wyrażenie swojej opinii. Zaskoczyli mnie ci zadowoleni, ci zmęczeni tekstem potwierdzili część moich obaw. Ale i tak spodziewałem się, że ta praca może być mocno przestylizowana. Cieszę się, że tak nie było.

 

“Na stosie goreć karzecie?” – czerwonym jak buraczek. Niestety, często popełniam ten błąd, bo word nie podkreśla, ale zwykle go wyłapuję przy korekcie, niestety, to finałowe pytanie wpadło mi do głowy na samym końcu, tuż przed wysłaniem pracy. Mea maxima culpa.

Inne słowa bądź zdania wyglądające na niegramatyczne (nie mówię o ortografii, jeśli gdzieś jeszcze się potknąłem) były elementem stylizacji. Starałem się udziwniać, a jednocześnie te udziwnienia okiełznać.

 

Tekst faktycznie męczący, miałem to na uwadze, wiem, że bardzo gęsto zarzuciłem trudnym słownictwem, pełna świadomość, że był kierowany do pewnego rodzaju fetyszystów. Nie wyobrażam sobie czytania bądź pisania dłuższego tekstu w tej konwencji. Bardziej pasuje to na prolog do dłuższej opowieści albo tekst konkursowy właśnie. Naturalnie mam już w głowie poukładane, jakby właściwa opowieść miała wyglądać, ale to raczej nigdy nie dojdzie do skutku.

 

I jeszcze słówek ileś tam do użytkownika Skull (pierwszego komentarza)

 

“Myślałem o wysłaniu opowiadania na ten konkurs. Teraz wiem, że byłaby to strata czasu”.

 

Pierwszą pracę konkursową wysłałem w wieku, bo ja wiem, 18 lat i od razu zdobyłem pierwsze miejsce. Pycha. Rok później wysłałem pracę na ten sam konkurs (był coroczny) i zająłem 2 miejsce. Byłem wkurzony, bo jak to 2?! Pycha. Później przez dziesięć lat wysyłałem prace na różne konkursy, propozycje powieści do wydawnictw i nawet szansy na cokolwiek nie powąchałem. Nie policzę swoich prób, bo było ich tak wiele. Dopiero ten tekst, w momencie, kiedy się we mnie wszystkie chęci wypaliły, zdobył jakąś nagrodę. Nawet się specjalnie nie ucieszyłem, sorry za takie butne słowa, ale jak się coś w środku wypali, to już po prostu człowiekowi zwisa. Ale czy te dziesięć lat raz za razem nieudanych prób to była strata czasu? Uczyłem się, pisząc. A i w końcu coś skapnęło, bo 900 złotych piechotą nie chodzi(: Walić te pieniądze, naturalnie, w końcu można było komuś dać coś interesującego i przegonić widmo totalnej porażki, a to jest najważniejsze i bezcenne. Tak czy inaczej, bracie, ta przydługa dygresja była po to, żeby coś sensownego i pouczającego z tego zostało. Pisz na konkursy nie po to, żeby je wygrywać, ale żeby mieć asumpt do rozwoju. Jeśli posiadasz wolę rozwoju, rzecz jasna. Wtedy nie będzie to strata czasu.

A nuż zawieje Ci przyjazny wiatr niosący laury.

 

Pozdrawiam i dziękuję za wizytę.

Nowa Fantastyka