
komentarze: 47, w dziale opowiadań: 47, opowiadania: 25
komentarze: 47, w dziale opowiadań: 47, opowiadania: 25
Będę kończył już w łóżku przy laptopie, więc komentarz jest niepełny, ale dalej czytadło na sto procent nie zawiedzie, więc chciałem tylko kilka kwestii:
Negatywów prawie żadnych, tam parę powtórzeń i jedyne, co mi nie do końca się podoba, to że zbyt dużo tych didaskaliów w dialogach, z czego też wynikło powtórzenie jak tu:
– Interesy tego rodzaju wymagają daleko posuniętego zaufania. Wenecjanom sprzedałbym wszystko. Lecz Hiszpanom… – zawiesza głos. – Nie trzeba mi na karku Inkwizycji.
– Nazywasz się Antonio Bosio. Jesteś Maltańczykiem, stąd osobliwy akcent i przesadne skupienie na wymowie innych – stwierdzam nie swoim głosem.
Dla mnie poza tym szczegółem dialogi są, póki co, bardzo organiczne. W powyższym przykładzie “zawiesza głos” kompletnie zbędne, ponieważ ten trójkropek wystarczy. To mi się najbardziej rzuciło w oczy.
Poza tym już od początku widać, że ma się do czynienia z tekstem, nad którym sporo pracowałeś, a sam jesteś erudytą, który dodatkowo pięknie składa te wyszukane słowa w łatwo przyswajalne zdania. Poziom profesjonał.
W dialogach zmiana narracji na czas teraźniejszy świetna. Jeszcze świetniejszy jest ten dialog wewnętrzny narratora z ISTOTĄ; już wiem, zaspojlerowali, ale gdybym miał coś tu zasugerować, to kiedy zaczynasz to prezentować, przydałoby się jakieś naprowadzenie, bo dla mnie kursywa nie była wystarczająca, żebym skumał, że tu zaczyna mówić mu w głowie ISTOTA. Szczególnie, że akapit wcześniej jest wykorzystana dla głosu retrospektywnego. Gdybym nie zauważył w komentach, chwilę by mi zajęło uzmysłowienie sobie tego założenia narracyjnego. Bardziej w pierwszej chwili skupiłem się, jak mistrzowsko zabrzmiało to zdanie:
Nie grzechem, Raymondzie, lecz błędem. Jaskrawym popisem głupoty. Z niej też słyniesz, nie zapominaj.
Oj, z Raymodnem to chyba z jednej piersi mleko ssaliśmy…
Ukłony. Tym jednym tekstem zachęciłeś mnie do przeczytania wszystkiego, co wrzuciłeś na forum
Hej.
Ogólnie wyrżnięcie się o własną brodę mnie rozbawiło. Przypomniało mi się:
Trzy wampiry grają wieczorem w karty. W pewnej chwili jeden z nich oznajmia, że chce mu się pić i wybiega przez drzwi.
Gdy wraca, usta ma całe we krwi.
– Gdzie ty byłeś? – pytają koledzy.
– Znacie tę małą wioseczkę na północ stąd? – Znamy. – To już jej niema, he he he.
Drugi z wampirów patrzy z zazdrością, w końcu wstaje od stolika i oznajmia, że jemu też zachciało się pić. Wybiega nawet szybciej niż tamten. Nie ma go ponad godzinę.
Wreszcie wraca, zadowolony z siebie, a po brodzie ciekną mu dwie pokaźne strużki krwi.
– Gdzie byłeś? – pytają tamci.
– A znacie to miasteczko na południe stąd? – Znamy. – To już go tam nie ma, hi hi hi.
Trzeci z wampirów nie wytrzymał. Rzuca kartami i woła:
– Czekajcie no!
Wylatuje o wiele szybciej niż tamci, w okamgnieniu, aż wzbija z podłogi kurz.
Mija godzina, dwie, cztery…
Wreszcie widzą go, jak wtacza się przez drzwi. Wykrzywiony na gębie, jakby na wpół przytomny – krew spływa mu po brodzie, po piersi, po nogach… Cały jest w tej krwi.
– Gdzieś ty byłeś?! – wołają z przerażeniem. A on na to:
– Nigdzie! Wyjebałem się na schodach!
dawidiq150
Dzięki za miłe skomentowanie. Pod zdaniem, że czytelnika trzeba traktować jak przyjaciela podpisuję się czterema łapami. Ładnie ujęte. I jeszcze dla mnie taaaaaak aktualne…
Ja teraz czytam “Sto lat samotności” Marqueza, chcę się z tym spieszyć, bo serial czeka, ale, cholera, przy całym tym dziele sztuki idzie mi jak po grudzie. Co chwilę muszę wracać akapit lub dwa, bo mi mózg ucieka w myśli jak mucha spod gazety. A tam są takie perełki!
“Pułkownik Aureliano Buendia zorganizował trzydzieści dwa zbrojne powstania i wszystkie przegrał”.
Tak się zaczyna jeden z rozdziałów, ale nie powiem, który, bo nieponumerowane. Praktycznie zero dialogów. Ja już sam nie wiem, kto jest tam kim, po co i dlaczego. Ale przy tym jakie to cholernie dobre! Prócz wstawki pedofilskiej, która mnie szczerze oburzyła.
Marszawa
Również dzięki, cieszę się, że spodobał się motyw serca, bo nie byłem co do niego 100% pewien. Za to daję ci je w prezencie.
Jeśli chodzi o długie zdania – całkowicie rozumiem i również w ogólnym ujęciu tak myślę, choć ja sam uwielbiam. Nie zapomnę nigdy, jak mi szczena opadła po pierwszym akapicie “Lodu” Dukaja. Ale nawet jeśli jest to czytelne, to na dłuższą metę męczące.
A tak na marginesie: czy ta księżniczka w twoim avatarze obejrzała właśnie nową Królewnę Śnieżkę? Czy może dowiedziała się, że Netflix robi nowoczesne Opowieści z Narnii? Bardzo symptomatyczna ta jej reakcja.
U mnie avatar odzwierciedla zawartość głowy.
Co do odstawienia, to ja u siebie widzę mniej niż u innych.
Jak każdy. Ale założę się z tobą o pięć dych, że jakbyś za pół roku wróciła, to z pewnością wyłapałabyś tego sporo.
Czasem jak mi recenzenci wskażą błędy, to najlepiej byłoby rzucić wszystko i iść w świat;)
Z tego właśnie powodu zjeżyłem się pod własnym tekstem. Ty nie rzucasz, co ci się chwali, ale wielu młodych po zbyt dosadnej krytyce, bez żadnego amortyzatora, właśnie rzuci i uzna się za bezwartościowych. Należy więc wyciągać im nie tylko błędy, niedociągnięcia, ale starać się, żeby przy wyrywaniu tych chwastów nie podeptać przypadkiem kwiatów.
Nic zresztą osobistego.
Dzięki za uwagi. Będę natomiast bronił do umarłego jednego:
parabolium
Też nie słyszałem, zanim nie stworzyłem/
A i jako pierwszy wskazałeś na element, który po czasie i ja uznałem za niezbyt fortunny, czyli to nakierowanie na klimat detektywistyczny, co było zupełnie zbędne, a zmaterializowało się właśnie w określeniu “inspektor”; na dobrą sprawę miał to być urzędas państwowy.
Co mnie natomiast cieszy, to że choć na początku tekst cię kupił. Lepiej zwabić i oszukać, niż od pierwszej chwili odstręczyć.
pzdr
Nie kłamię, że zajrzałem po naszej wymianie zdań. Dowodząc ci, jak można bez prób upokorzenia autora napisać komuś konstruktywny komentarz, biorę się do dzieła.
Moje ogólne wrażenie jest takie, że piszesz bardzo dobrze, miejscami wręcz pojawiają się zdania wybitne, często jest to jednak przeplecone momentami słabszymi, które w mojej ocenie ewidentnie wynikają z braku odstawienia tekstu do piekarnika i powrócenia do korekty po nabraniu dystansu. Znając już twoją precyzję w korekcie, mogę się założyć, że większość rzeczy wyłowisz po czasie sama. Ja nienawidzę tych cytatów, bo wybijają mnie z czytania, ale dla zaznaczenia, o co mi chodzi, parę rzeczy postaram się wskazać:
Gdyby ktoś spojrzał na wieś Baranek z pobliskiego wzgórza, szybko by się domyślił, skąd pochodzi jej nazwa.
Nie błąd, ale dla odbioru zdania lepiej byłoby: Gdyby ktoś spojrzał na wieś Baranek, stojąc na pobliskim wzgórzu, szybko by się domyślił, skąd pochodzi jej nazwa.
Zwłaszcza teraz, w czasie zimy (,) leżała nad rzeką Dębicą bialutka, tu i ówdzie poznaczona plamami brązu chałup, (bez ,) czy szarości nagich drzew.
Cała lewa strona rzeki zapraszała w gościnę łagodnymi skłonami łąk i szarym dymem z kilku kominów.
Tutaj lepiej lewy brzeg rzeki, natomiast to, co jest dalej, uważam za wybitne skonstruowanie zdania, o czym wspominałem.
Tylko żółta, szpiczasta skała szczerzyła się wśród wrzosowiska, (bez,) jak wielki kieł. Niewielka Dębica rozdzielała te dwa światy, odgradzając jeden od drugiego.
Zatrzymała się chwilę w miejscu, gdzie dzień wcześniej ojciec roztrzaskał lód.
na chwilę, poza tym byłoby lepiej sprecyzować, że to chodzi o przerębel, bo wyobrażając to sobie, w pierwszej chwili do głowy mi przyszło, że rozstrzaskiwał po prostu kawałek lodu.
Napełni brzuch złem i mięsem aż do przesytu, zanim wejdzie w głąb, nim zanurzy się w ciemności i śnie.
W ciemności snu imo lepiej brzmi + nie powtarza tego i.
Więcej wyłapywał nie będę, bo mi się nie chce takich rzeczy skrupulatnie robić. Zamiast tego przeczytam sobie na spokojnie całość, bo widzę, że warto. Nie jest to z mojej strony kurtuazja – naprawdę niektóre zdania zachwycają mnie u ciebie.
O – i to jest sformułowanie, na które czekałem, które jest pomocne, które jest konstruktywną krytyką.
Mi się nie spodobało.
Nawet, jak zaznaczyłem w mojej odpowiedzi, wskazałaś mi precyzyjnie, z jakiej przyczyny ci się nie podobało i dzięki temu coś wiem. Więc nie chodzi mi o uczulenie na krytykę.
Natomiast ton, w którym w brzmieniu mówisz mi niczym duża pani upośledzonemu chłopcu, że nie będzie latał F-szesnastką, bo to są dla niego za wysokie progi, nie jest już konstruktywną krytyką, ale ewidentnym kuksańcem, który może i po mnie spływa, ale nie spływa na pewno po młodych autorach, którzy tu publikują i starają się zrobić coś więcej, nawet jeśli im to nie wychodzi. Podciąganie zaś tego zbyt daleko posuniętego puryzmu słownego, do którego oczywiście masz prawo w swoich gustach, pod autorytet słowników języka polskiego, jest nieuprawnione.
Reasumując: świetnie oceniłaś mój tekst, dałaś do myślenia, niepotrzebnie jednak postanowiłaś przy okazji na mnie splunąć, nie dziw się więc, że nie jestem z takiego aktu zbytnio zadowolony.
Dzięki za analizę, jak najbardziej słuszne twoje sugestie wprowadziłem, jest to zresztą jednowieczorowa zajawka bez korekty, chciałem tylko sprawdzić, czy kierunek, tj. ironizowanie + brutalizowanie, a w dodatku rozbudowanie zdań będzie siadało. Rozumiem, że w twoim odczuciu jest przekombinowane i utrudniające odbiór, a to najcenniejsza dla mnie uwaga.
Jeśli chodzi o rzeczy, z którymi się nie zgadzam i chciałbym, żeby to tutaj wybrzmiało:
Czemu chata była samotna przy borze? – a czemu miałaby nie być?
Nie ma słowa połaskawić w znanych mi słownikach. – słowa to plastyka, a nie matematyka. Kolejny raz już widzę komentarz w tym stylu, że czegoś nie znaleziono w słowniku, dziwi mnie to na portalu literackim. Słowotwórstwo jest wartością dodaną, jedyny wymóg jest taki, że musi brzmieć i pasować do konceptu (tutaj mogło tego wymogu nie spełnić i tylko na tej podstawie można zastosować krytykę). Wyłaskawić bogactwa od bogów w modlitwach też nie znajdziesz w słowniku. A i któroza, o której piszesz, skądinąd bardzo mi się spodobała, też nie istnieje w słowniku, a bardzo ładnie opisuje rzeczywistość i pomaga w komunikowaniu się.
Nie może coś trwać do rychłego czasu. Stylizacje języka są trudne i rzadko kiedy wychodzą.
Owszem może. Lubisz słownik, sprawdź znaczenie rychło; natomiast twój protekcjonalny komentarz do tego jest zupełnie nie na miejscu. Mógłbym również się wyzłośliwić i napisać ci z eskalacją:
Mądre komentowanie dla niektórych trudna jest rzecz i rzadko kiedy wychodzi.
Gdyby oczywiście twój komentarz w większości swej treści nie był trafny i wskazujący na znajomość rzeczy. Położę to na karb forumowej rutyny.
Muszę jednak popracować nad zdrowym środkiem, żeby przez te moje niedopowiedzenia nie dawać wrażenia, że coś wzięło się znikąd.
Chodzi mi tylko o samo wprowadzenie do opowieści. Ty, kiedy piszesz, wiesz, o kogo chodzi, masz go w głowie, czytelnik natomiast musi dostać konkretny bodziec. Pierwszy akapit nie jest zły, ale strasznie bezosobowy i zanim ja zobaczę w sobie tego chłopca, mija zbyt wiele tekstu. Jakby było (chcę tylko ująć, co mam na myśli, nie sugeruj się, że tak ma definitywnie być):
Choć miał zaledwie dziesięć lat, musiał znieść to przerażenie. Jego drobne, dziecięce ciało spadało bezwładnie w otchłań.
Serce z łomotem obijało się mu o żebra. Zacisnął oczy i napiął wszystkie mięśnie, czekając bezradnie na moment, gdy uderzy o ziemię.
A jeśli rzeczywiście sama sobie warsztat tak wyprowadziłaś, to znaczy, że w tej warstwie jesteś kocurem. Nie przywiązuj się tylko do konkretnych własnych tekstów, skacz sobie po nich do następnych jak po schodach, bo w końcu przyjdzie zajawka na bardzo głęboki temat, który można już przekuć np. w powieść. Jak masz już tak naostrzone dłuto i porządny młot, wystarczy teraz rzeźbić w różnego rodzaju skałach. W końcu też się trafi na rudę srebra albo złota.
Pozdrawiam.
To nie był zwyczajny chłód, który tylko marszczył wodę i osadzał się na powiędłych liściach, unieruchamiając je w bezruchu.
To bezwzględnie do poprawy.
a rany od długiej jazdy koił nie maścią,
Tu o wiele lepiej: spowodowane długą jazdą rany
Przez otwory w hełmie z porożami wydobywały się kłęby pary, gdy kontynuował:
lepiej (…);gdy kontynuował, przez otwory w hełmie…
– Czas spełnić obowiązek – powiedział dalej.
Mówił dalej albo dopowiedział bez dalej.
Wargi skostniały im od mrozu, a szron topniał we włosach, spływając zimnymi kroplami po karku. – kocham/
le nie my – warknął Migar Hallowfall, wbijając lodowate, szarozielone spojrzenie w poszarpane grzbiety gór. W powietrzu snuła się mgła, a płatki śniegu znikały w niej bezgłośnie, jakby rozpływały się w nicości. Mężczyzna nosił czarną zbroję, poniszczoną od wgnieceń i zadrapań. – Nie zamierzam tutaj zdechnąć. Ta ziemia to lodowa pustka, ale Buntownik musi gdzieś tu być. Zimno wam? – zadrwił, patrząc na nich z pogardą. – To dlatego, że jesteście pizdami i znacie tylko ciepełko pod pierzyną, a nie mróz, który zdziera skórę z kości. Mam już dość tego waszego szczękania zębami i niańczenia chłopaka, który trafił tu z przypadku. Gdzie w tym wszystkim głos rozsądku?
Staraj się nie pisać tak dużo w didaskaliach, lepiej przenieść do następnego akapitu i potem znów rozpocząć linię dialogową z: – dodał, kontynuował, czy jak wyżej było – mówił dalej.
– Nic ci do tego (,)najemniku.
zawsze przecinek
No, już.
A tu bym z kolei wywalił przecinek i zakończył wykrzyknikiem.
Ogólnie interpunkcja do sprawdzenia, nie ma sensu, żebym wszystko wyłapywał.
A gdy mnie już otworzą, zobaczą to samo, co u wszystkich. (lepiej rozprują, bardziej obrazowo)
Powtarzam moje pierwsze spostrzeżenie: świetna kreacja imion bohaterów, ewidentnie masz w tym wyczucie. Na razie muszę lecieć po obiad, ale wrócę poczytać. Możliwe, że coś jeszcze dopiszę.
Po pierwsze – nie wierzę, że pierwszy raz wrzucasz coś w Internet, bo zbyt dobrze napisane.
Jeśli jest na odwrót, nazwij mnie niedowiarkiem, a siebie talentem.
Z technicznych spraw to ci tu powyłapują, ja tylko:
Zwolnił dopiero, gdy dostrzegł znajomy wiadukt kolejowy.
Lepiej w zapisie byłoby Zwolnił, dopiero gdy…
Kiedy wraz z kolegami, przejeżdżał tędy rowerem (przecinek tam siedzi i niepotrzebnie się na mnie patrzy)
–A można zapytać, dokąd to, chłopcze? – usłyszał niski i nieprzyjemny głos za plecami. Pospiesznie odwrócił się i zobaczył cztery postacie, które siedziały przy omszałym stole. Wnioskując po rozłożonych kartach, właśnie przerwał im partyjkę.
Tu u winnych przypadkach rozwinięcie narracyjne do następnego akapitu. + i mogłoby wypaść tj.
–A można zapytać, dokąd to, chłopcze? – usłyszał niski, nieprzyjemny głos za plecami.
Pospiesznie odwrócił się i zobaczył cztery postacie, które siedziały przy omszałym stole. Wnioskując po rozłożonych kartach, właśnie przerwał im partyjkę.
na co staruszek, tylko chrapnął przeciągle nie przerywając drzemki.
na co st. tylko chrapnął przeciągle, nie przeryw…
Gdyby miał sumienie, pomyślałby, że właśnie go gryzie. – kocham
Brakuje mi na początku, gdy pojawia się enigmatyczna scena z enigmatycznymi postaciami, przeżyć, czyli w tym przypadku więcej strachu/ zagubienia/ niezrozumienia tego chłopca. Jakbym miał go tak podanego, to rezonowałoby we mnie, a tak dopiero później wchodzi element jego głębszych emocji i zdaje się to trochę znikąd.
Zaczynasz z kolei od bardzo literackiego opisu wewnętrznych przeżyć bohatera, którego jeszcze nie poznałem. Lepsza byłaby sekwencja (wyobrażeniowa, nie chodzi mi o narrację):
Bezbronny chłopczyk na tym rowerku czy jakkolwiek inaczej; jego niedopowiedziany wypadek; znów ten bezbronny chłopczyk, ale już w wiadomej sytuacji; jego czy narratora zastana na miejscu sytuacja; chłopczyk coraz bardziej się boi; albo zamiast boi zaczyna go to intrygować – i dalej już fabuła idzie swoim torem. Po prostu bardziej chciałby przyjrzeć się tej żabie, co mają mi ją zaraz usmażyć na patelni.
Będę wdzięczna za każdą wskazówkę i poprawkę! :)
Więc moja wskazówka: pisz, bo ewidentnie ci to wychodzi.
Dzięki, twój komentarz jest bardzo wartościowy.
Żeby źle mnie nie zrozumieć, komentarz Azylum też dał do myślenia, ale pęd był taki, że czułem się, jakby wiatr mi wiał we włosy – może źle się wyraziłem w odpowiedzi.
Czekałem, aż ktoś zwróci uwagę na kwestię ideologiczną. Nie podejrzewam, że to było przyczyną, ale jakiś procent możliwości obijał się o wnętrze czaszki – nagrzani są dzisiaj zarówno prawicowi fanatycy, jak i lewicowi. Może źle to wybrzmiało, ale pod koniec daję pewną konkluzję na temat ten temat.
Ryszard Zdobywca jak najbardziej zamierzony i właśnie w zasugerowanym przez ciebie celu. Rzeczywiście w pierwszej scenie mogłem użyć zbyt dużo absurdu jak na późniejsze racjonalizowanie świata, ale chciałem uderzyć w te polityczne tony, nawiązujące do dzisiejszych sentymentów i resentymentów. Panią Crux zrobiłem nieco zwariowaną, owszem, ale ona w pierwszych zdaniach rozmowy z głównym zdradza całą tajemnicę, więc potrzeba było uczynić ją mało wiarygodną.
Dzięki za wartościowe przemyślenia.
Na razie dopiero zacząłem czytać i mam jedną uwagę:
Dziecko biegło po ubitej ziemi, pod którą pochowane były ciała.
Tak się powinno zaczynać tekst! To jedno zdanie kupuje czytelnika, zachęca jak cholera.
Jeśli będę miał jeszcze jakieś uwagi, niekoniecznie już takie przymilne, napiszę.
Ciekawą postać mi tu wrzuciłeś.
Piszesz bardzo dobrze, wyobraźnia idzie za narratorem bez potknięcia, za to z wieloma szczegółami na prawo i lewo, które trafnie budują scenografię, dzięki czemu tekst zasysa uwagę czytelnika w opisach, nie tylko w samej akcji, a to już jest spora umiejętność, żeby tak prowadzić. Jest parę niedociągnięć technicznych, ale naprawdę niewiele i nie wpływają one na odbiór tekstu. Oczywiście bez nich byłoby jeszcze lepiej. Nie cierpię wypisywania tych miejsc, bo mnie to wybija z czytania, ale z takich ogólnych, wyrywkowych uwag:
Rozklekotany pekaes (,) kolebiąc się na boki (,) zajechał na zaśnieżoną pętlę. Oprócz mnie, (----) nikogo więcej nie było już w autobusie. – w pierwszym przypadku orzeczenie należałoby wydzielić, jest to w końcu zdanie podrzędne, w drugim natomiast przecinka nie powinno być.
długie (zgrabne) nogi w białych, grubych rajtuzach – długie nieco wybijają z opisu, zgrabne chce się pomacać
charakterystycznym stromym dachem – unikałbym epitetów, które są niedookreślone i mielą tylko słowa zamiast w tę czy inną stronę pobudzić wyobraźnię. Dlatego zastosowałbym tutaj cokolwiek innego, jak solidnym, spadzistym, klepkowym, blaszanym, (i wtedy stromym po przecinku)
pamiętałem ją z czasów, kiedy byłem małym chłopcem i przyjeżdżała czasem (niekiedy) do rodziców,
Z kątów zwisały całuny pajęczyn. – kocham
Śmierdziało drewnem i stęchłym, dawno nie wietrzonym (razem) wnętrzem.
Ktoś tu na pewno skoryguje dogłębniej. Tak czy inaczej bardzo dobrze się czyta.
Nie lubię poezji za bardzo, ale jeśli mam coś o swoim wrażeniu powiedzieć, to ten wiersz jest jak najbardziej poetycki. Nie będę więcej komentował wierszy, bo to wyjątkowe medium, gdzie jest troszkę inna ekspresja autora, ale jak już jestem, to muszę zasugerować, co w moim odczuciu uczyniłoby wiersz doskonalszym
wrastasz swobodnie
we własnym tempie
zakorzeniasz zmysły
dotykiem
przylegasz do skóry idealnie
jak kora do drzewa
niby krucha a jednak chroni
w miejscach szczególnej uwagi
przeplatamy się rękoma
wśród promieni słonecznego ranka
po lewej stronie
niedaleko splotu masz to wszystko
co pierwotnym rytmem
uderza szaleństwo
w moje skronie
Napisane czysto, ale wolałbym poeksplorować zasugerowany temat równouprawnienia AI (ciekawa koncepcja, na takich paralelach z rzeczywistością powinno się według mnie opierać s-f). Szkoda, że to tylko miniaturka i nie wszedłeś w to głębiej.
Jedna sugestia, jeśli chodzi o zapis przemyśleń głównego:
Roman wyskoczył z łóżka i popędził do łazienki. W czasie golenia myślał:
Myśli się marnują, jeżeli ich nie zapamiętamy i nie zapiszemy,
Według mnie, jeśli bezdialogowo, to lepiej w odbiorze wyglądałby taki zapis:
Roman wyskoczył z łóżka i popędził do łazienki.
Myśli się marnują (rozsądzał w trakcie golenia), jeżeli ich nie zapamiętamy i nie zapiszemy,
ale nie możesz sobie przypomnieć o czym.
(teraz drugi policzek…)
Jeżeli przynajmniej pamiętasz
Och, dziękuję, cały się zarumieniłem. No cóż… Mój numer dostaniesz na priv.
A tak szczerze, to nie wiedziałem, że tu są wiersze. Zgrabnie napisane. Wiem, że zaburzyłoby sylabiczną rytmikę, ale dodałbym
Świątynią, której jedynym arcykapłanem będę ja.
Brakowało mi tego przy odczycie.
Znalazłem i poprawiłem te szkolne błędy. Wstyd mi najbardziej za Kompani, a przecież to oczywiste i jeszcze z wielkiej u mnie pisane – kthgiywst!!!
Z tych, co wymagają komentarza:
włosach i młodziutkiej twarzy, to powaga oraz groza, które w tym momencie od niej biły, mogły zjeżyć włosy na karku. – celowe powtórzenie? – zmienione na od tego mogła ścierpnąć skóra na karku
w pół godziny i że własną… celowe, takie okraszniki
Zatkało mnie na ten moment, tym bardziej, iż nieznajoma przeszyła mnie – również celowe powtórzenie, każde inne określenie byłoby udziwnieniem (jak np moją osobę), dla mnie jest różnica pomiędzy powtórzeniem zaimkowym a np. czasownikowym, czyli takie light version powtórzenia, które dla ułatwienia odbioru zdania jest wskazane. Ale wiadomka, że czasem trzeba wpisać oraz zamiast i dla uniknięcia powtórzeń, więc ogólny kierunek jest wskazany,
I najważniejsze, chciałbym poznać tu opinię jeszcze kogoś, bo sam dużo nad tym myślałem:
także spłynęły teraz złotawym potokiem
Są dwie wersje i ja to czuję intuicyjnie. Była śliczna, tak że on nie miał wyboru; aka była tak śliczna, że on nie miał wyboru
Także u mnie akcent był inny.
Ale gdyby “rozpuściła włosy, tak że spłynęły"
Czy dobrze myślę?
:<<<kurde, ale mi się to forum zwiesza co chwilę
Z tym datowaniem ogólnie jest problem, ile to teorii o piramidach się słyszy. Owszem, mogła powstać w czasach buntów pogańskich na miejsce może jakiejś starej figury-skały, usuniętej przez Kościół i chrystianizującą się władzę na Śląsku, ale tak tylko zgaduję.
Kiedy będę pisał pracę naukową na temat słowiańskich narzeczy z przełomu iX i X wieku, będę wiedział, gdzie się zgłosić:) (nie mam pojęcia, czy można nazwać to narzeczami, tutaj mógłbyś sprostować)
A twoja sugestia o imieniu bohatera bardzo trafna, znalazłem edytowanie, więc zmieniam, nie wiem tylko, czy można w tytule. W sumie kiedyś miałem właśnie Wracław, nie wiem sam, dlaczego przerobiłem. Jakoś mi świta (to 10 lat), że chciałem zczechić (ale obrzydliwe słowo wyszło). Mieszkam na styku trzech państw. Tamci – nasi Słowianie; a dalej już tylko Niemcy.
Tak na marginesie: co myślisz o ostatnich teoriach ucieczki prasłowian z terenów Polski na tereny dzisiejszej Ukrainy (nie pamiętam, w którym wieku), gdzie wtedy dominowały inne kultury? W końcu nasi Ukraińcy to też ciekawe słowotwórstwo, które rezonuje z tym nazewnictwem wyżej (na wymioty mnie zbiera, kiedy Anglosasi pieprzą bez pokrycia, że Słowianin jest od slave). Według tej teorii wrócili na te ziemie, rozepchali się tak, że na zachodzie podeszli pod Łabę a na południu pod Bizancjum (stąd Serbowie i Chorwaci mają wiele podobieństw językowych z nami). Jeśli ta hipoteza jest prawdziwa, zupełnie innego rysu historycznego nabrałaby wyprawa kijowska Chrobrego
Arigato gosaimasu. Niestety, nie mam pojęcia, jak tu można edytować tekst.
Opowiadanie korygowałem później, więc coś się dopisało, pierwotnie mieściło się w 50k chyba bez dwóch znaków.
Waćpan zdajesz sobie sprawę, że Prasłowianin nie miał prawa tak mówić?
Ano zdaję sobie sprawę, że prasłowian ani ja, ani ty byśmy nie zrozumieli. Suponuję, że posiadasz o tym rozległą wiedzę, mimo iż prasłowianie nie pozostawili żadnych tekstów pisanych. Była to kultura wybitnie oralna, więc pogadać zawsze sobie można.
Rad jestem, iż Waćpanna ukontentowana była.
Dzięki za ten szalony komentarz!
Aż mi wiatr zawiała we włosy:)
Dzięki za komentarz.
chociaż kwadratowy wąsik i grzywka w lewo kojarzą mi się z kimś zupełnie innym :)
słusznie, do tego się odnosiłem, zresztą gdyby nie ten, którego imienia nie należy z szacunkiem wymawiać, a którego świat przedstawiony nie zaznał, stylówka może nadal byłaby popularna
Wiem, że był limit, ale wolałbym, żeby wykorzystać go na pokazanie rozterek bohatera (nawet bez rozstrzygnięcia) niż na “prezentację oferty”.
Podobne uczucie “urwania” miała poprzednia komentująca, więc może rzeczywiście w tym tkwi największy problem tekstu – ktoś mógłby odczuć, że nie jest tak naprawdę skończone, myślałem, że pytanie, jakie pada, zostawi dla czytelnika rebus, czy po wiadomym rysie charakterologicznym bohatera, który musi z natury budzić sympatię, powinien on się zgodzić, czyli postąpić wbrew samemu sobie po przelicytowaniu; ostatecznie pointa w kompozycji jest sensowniejsza.
Jak będę w przyszłości poprawiał, wezmę to pod uwagę i postaram się dodać chociaż trzy zdania o wewnętrznej batalii bohatera – tak czy inaczej cenne są wasze uwagi.
A jeszcze jakbym miał sam siebie w tej końcówce przeanalizować, to najbardziej zaintrygował mnie ów zasugerowany spadek napięcia – rzeczywiście w procesie twórczym przy końcu mocno zajarałem się rozmówczynią i teraz dzięki tobie pojąłem, że podświadomie bardziej przekierowałem się na nią, niż zostałem z bohaterem. Ogólnie ja jak piszę, to sobie mocno sceny wyobrażam, no i wyobraziłem sobie ją… Cholera, fajna po prostu laska była i jak typowy samiec z wywalonym na wierzch jęzorem skupiłem się na niej, zamiast dopieścić tego, z którym przez cały tekst starałem się zżyć czytelnika. Tak to sobie tłumaczę,.
54 lata – e tam – przestawi się cyferki i będzie 45
Kończąc: spojrzałem na komentarze tej pani, która jest tu tak poważana, i muszę przyznać, że faktycznie jest kocurem, jeśli chodzi o korektę. Pech chciał, że akurat zauważyłem to jedno beznadziejne jej zdanie. Chciałem w ramach zadośćuczynienia przeczytać jakiś jej tekst i pozytywnie skomentować, bo z pewnością byłby dobry, ale nie widzę nic, a jeszcze po kliknięciu na nią strona mi się zawiesiła. Czy jest tu coś jej autorstwa, co można przeczytać?
Jak się tak dobrze znacie, może wiesz, czy nie wydała jakiejś książki? Wtedy kupię i choć tak wyrównam karmę.
To w takim razie nie poczytam, bo trudno mi się będzie wczuć, jeśli nie zacznę od początku. Zostawiam więc jedynie swoje wrażenie, że po tym, co napocząłem, zostałem zachęcony. Na twoim miejscu nie usuwałbym rozdziałów z forum, nawet jeśli nie są jeszcze poprawione, bo poza technicznymi sprawami, które są oczywiście ważne (w ostateczności jest w końcu redakcja tekstu), nawet ważniejsze bywa przedstawienie świata i samego bohatera/ów, bo piękna wydmuszka zawsze będzie gorsza od brzydkiego kaczątka. A nie wierzę, że po tym, co już przeczytałem, inne rozdziały były na tyle technicznie niepoprawne, żeby nie dało się z nimi obcować.
W każdym razie życzę ci powodzenia z tą powieścią.
Cóż, po prostu ciągle próbuję swoich sił na różnych płaszczyznach i z różnymi gatunkami/rodzajami opek. :) Żadna tajemnica. :) Za komplement w postaci „urwania tylnej części ciała” dziękuję, szczególnie, że nastąpiło to już po pierwszym akapicie. Strach pomyśleć, co urwie po drugim. :)
Wyjaśnienie już sobie odpuszczę, bo musiałbym znów niekonstytucyjnych słów używać. Urwało wszystko, tak to podsumujmy. Przepraszam za moją manierę (wulgaryzm tej najgorszy wyrwał mi się po zauważenia rzeczonego komentarza, inaczej go by tam nie było), nie jest to żadna dezynwoltura, jak sugerował poprzednik, ale po prostu jestem chamem i impertynentem. Pod swoim tekstem nigdy bym się tak nie wykłócał, ale p……dolca dostaję, jak ktoś, szczególnie młodym autorom, na wyrost doszukuje się błędów, gdzie ich nie ma, bo to nie tylko głupie, ale i szkodliwe. To w młodym, niepewnym na tym gruncie literacie może ograniczyć jego kreatywność.
Panią Regulatorzy również przepraszam, , ale nic ze swojego komentu nie odszczekuję, uznaję tylko, że nieodpowiednio i krzywdząco się dla niej wyraziłem. Nie obchodziło mnie nic innego niż jej sugestia, która mi mignęła w oczach, nie obchodziło mnie kto to jest, jaki ma nick, wiek czy płeć, więc nawet nie patrzyłem na to, także, panie Ślimaku, oczu przecierać nie muszę. Nie było to ad persona, ale zupełnie ad rem, owszem w sposób chamski i niedopuszczalny, tak już mam, trzeba zignorować. To, jakie kto ma doświadczenie i kim jest, jeśli widzę bzdurę, nie ma dla mnie znaczenia. A to bzdura była kompletna. Sugestia, że zastosowanie synonimu np. spełzł jest bardziej literackie nie zmienia faktu, że uśmiech zszedł nie jest formą, do której należy mieć jakiekolwiek obiekcje. Uciec też może uśmiech z twarzy. Nawet spie… przepraszam. Jeśli komentująca argumentuje, że nie umie zobaczyć chodzących uśmiechów, jak ma zobaczyć, idąc analogiczne, ten literacki spełzający uśmiech? Miło, że się adorujecie, szczególnie, jeśli ktoś tu wkłada więcej pracy niż inni, ale ja się w to bawił nie będę.
Ponad to wszystko sugerowałbym jednak nie podchodzić bezkrytycznie do czyichkolwiek uwag, nawet jeśli w większości spraw uznajemy tę osobę za kompetentną. Czy ta pani jest kompetentna, nie mam pojęcia, nie interesuje mnie to, bodziec, który mnie zapalił, do kompetentnych bynajmniej nie należał.
Przepraszam też społeczność forum, że musiała poczuć niesmak, czytając to, co piszę, ale niestety inaczej nie potrafię. Postaram się już nie wyzywać nikogo i unikać wulgaryzmów, nawet odnoszenia się do cudzych komentarzy. Potraktujcie to, proszę, jako mój prywatny zespół Tourrete’a. Nie chciałbym też robić niepotrzebnego zamieszania, moim celem w komentarzu jest jedynie wskazanie autorowi, co mi się intuicyjnie jako czytelnikowi podoba, a co nie – niepotrzebnie zaś się zapaliłem jak niewyżyty małolat, pewnie dlatego, że głowę mam pustą jak bęben.
A odnośnie tych przecinków, panie Ślimaku, teraz już rozumiem. Od razu zaznaczam, że ja nie jestem żadnym ekspertem, dlatego swoje uwagi na ten temat pisałem w formie “chyba”, a nie, “tak ma być”.
Prócz schodzącego uśmiechu. Nie trzeba być ekspertem, żeby zauważyć tę bzdurę.
Piszę na razie tylko po to, żeby sobie odznaczyć. Podoba mi się twój styl, zdaje się czyściutki, więc z chęcią zerknę głębiej. Napisz mi tylko, co jest pierwszym rozdziałem. Z pierwszego wrażenia podobają mi się zastosowane imiona.
Jednego nie rozumiem – czułem mocne zażenowanie czytając twój ostatni tekst, ten o koniu trojańskim, tak bardzo był bezsensowny, myślałem, że taki poziom prezentujesz, a tutaj dupę mi troszkę urwało po pierwszym akapicie. Oczy mi się już kleją, więc doczytam sobie jutro, ale che mi się doczytać jak cholera. Skąd ta różnica w jakości – ty mi powiedz.
Ogólnie świetnie to się zaczyna, ten ocierający się o absurd, a jednocześnie wionący pozytywnością dialog przypomina mi Małego Księcia. Wchodzi we mnie jak w masło.
To zdanie:
Nie pamiętasz tego wprawdzie, bo trwało znikomy ułamek sekundy, ale trafiłaś poprzez snop światła, żarówkę i słup oraz podłoże do podziemnego świata,
Master level. Tylko te nazwy mi nie brzmią, bo latarniarnia kojarzy się jakoś tak pejoratywnie, zupełnie nie konweniuje z tym pozytywnym vibe dialogu, który odczułem. Z kolei latarnicy zbyt prozaicznie.
proponowałbym świat Latarnix; Latarmonium; Latrnika; Latarniowo; Latarniezno itd, żeby semiotyka się zgadzała
a ludzie latarcwele – sorry, musiałem; nie chce też narzucać niczego, bo rozwiązań jest sporo, ale zaznaczam, że użyte zgrzyta mi w zębach.
Interpunkcję masz ciekawą, ja preferuję mniej przecinków, ale tutaj się uczę, że bardzo dobrze to siada, jak:
Nigdzie nie było, tak charakterystycznych dla świata zewnętrznego, krajobrazów,
W życiu nie wydzieliłbym przecinkami, bo w sumie zdanie tego nie wymaga, ale tutaj, szczególnie że później jest wymienianka, intuicyjnie to pasuje. Nie wiem, czy to nie błąd interpunkcyjny, ostatecznie jednak autor decyduje, czy zrobić w tekście takie “wytchnienie”. Tutaj pasuje jak ulał wódki z gwinta.
Jakbym coś miał jeszcze do powiedzenia, dopiszę, ale nie spodziewam się zaskoczeń. Świetny kawałek rozpoznaje się po kilku zaledwie nutkach.
A tak zerknąłem na jeden komentarz “eksperta” i prawie mi kiszka pierdząca pękła
Uśmiechy zadowolenia powoli schodziły z ich twarzy… → Nie umiem zobaczyć chodzących uśmiechów.
No jakiś żart chyba. Nie powinienem komentować komentarza, ale kolego czy koleżanko, jak nie widzisz, to se oczy lepiej przetrzyj, bo jeszcze ci wyskoczą z orbit, choć tego też pewnie nie umiesz zobaczyć. Robisz tylko niepotrzebny mętlik autorowi, mam nadzieję, że tu odpornemu, a to jest przecież takie pierdolenie, że chyba jesteś królikiem.
Mam nadzieję, że nikt tu takich “porad” literackich nie bierze poważnie.
Masz dobry warsztat, nie widać jakichś większych technicznych niedociągnięć. Jedynie takie niuanse jak na początku:
miotając „Śmigłą Mewą” na wszystkie strony – jako czytelnik nie wiem, co to jest, przydałoby się dopełnić po przecinku, choćby dwoma słowami, np. …okrętem klasy….
oby go nie opuściło i dotarł na jakąś wyspę… – brakuje drugiego oby; czasem lepiej zastosować powtórzenie, niż wywalać je ze szkodą dla odbioru zdania;
Mój problem z początkiem tej powieści nie leży w sposobie pisania, bo ten jest naprawdę przyzwoity, ale w sposobie przedstawienia świata i bohatera. Powinieneś w prologu albo w pierwszym rozdziale tak zbudować bohatera, żeby czytelnika interesowały jego dalsze losy – koniecznie przed dotarciem do wyspy, czyli twojego świata przedstawionego, gdzie trzeba z kolei rozbudzić ciekawość do zaproponowanej koncepcji, a przez to nie będzie tam miejsca na nakreślenie bohatera, jego celów, motywacji itd. Choćby on się nie mógł doczekać powrotu do domu z tego feralnego rejsu, bo tam czeka na niego wielki czarny kut… to znaczy kakadu, który za nim tęskni… Żartuję tu sobie, ale pewnie wiesz, o co mi chodzi. Powieść musi kupić czytelnika a przede wszystkim wydawcę tymi pierwszymi intrygującymi stronami.
Proponuję więc najpierw rozbudować prolog, aby późniejsza akcja nabrała dla czytelnika jakiegokolwiek rysu emocjonalnego. Rozdziały też są jak dla mnie za krótkie. Właśnie dlatego, bo jak typowy facet pozbawiłeś ich głębi psychologicznej bohaterów, a skupiłeś się na ich działaniach – to za mało, nawet jeśli naprawdę warsztatowo jest chędogo. Widać, że długo pracowałeś nad szlifowaniem swych pisarskich umiejętności i to możesz sobie zapisać jako duży plus. Nawet interpunkcja siedzi.
Kolejnych rozdziałów, tak szczerze, nie będę czytał właśnie dlatego, bo nie jestem w stanie w żaden sposób utożsamić się z bohaterem. Nawet jeśli samo czytanie twojego tekstu jest przyjemne, musi być jeszcze emocja, której tutaj ewidentnie brakuje.
Oj, to ja mam zupełnie inne zdanie o Ubiku, dla mnie to amfetamina wysypuje się tam spomiędzy kartek tak jak logika w pewnym momencie i jakakolwiek psychologiczna kreacja bohaterów. Ale o gustach się nie dyskutuje. Skończyłem teks, troszkę zakończenie mnie zawiodło, bo takie najprostsze rozwiązanie, a już sobie roiłem, że tam jakiś gruby wał z tymi holozmarłymi będzie, ale ogólnie utrzymuję swoją opinię, że czyta się świetnie. Jedyne, co mi zgrzytnęło, to pojedyncze kolokwializmy w stylu “załapać coś”, gdy wcześniej snujesz tę opowieść naprawdę wyszukanym językiem, ale to niuans. Będę miał dzisiaj wieczorem chwilę i capnę sobie coś jeszcze z twojej… jak to nazwałeś?
Aa, kafelka.
Pozdro i nie starzej się już więcej, bo od tego się umiera.
Dzięki za uwagę. Praca była tworzona z myślą o konkursie i wykorzystałem w niej limit znaków do cna, więc dłuższa nie mogła być. Jeśli chodzi o zakończenie, celowo zmierzałem do takiego rozwiązania, żeby pozostawić czytelnika z dylematem bohatera, choć oczywiście mogło to wyjść w sposób nieudany. Tak czy inaczej mile słyszeć, że miałaś niedosyt, to jest na pewno lepsze od zmęczenia materiałem.
Skończę sobie jutro, ale muszę już napisać koment, bo jestem w ciężkim szoku. Ogólnie zaczynając czytać, od razu odniosłem wrażenie, jakby zainspirował cię Ubik, a przynajmniej mnie w pamięci się odtworzył. Tyle że twoje pisanie to jest another level, mówię ci to szczerze. Po pierwszych zdaniach byłem przekonany, że mam do czynienia z wyjadaczem – świetne prowadzenie narracji, udane odniesienia i metafory, nie ma nawet szparki, przez którą przelazłoby jakieś niedociągnięcie. Technicznie ot:
-ale zasadniczo, to żagle nie miały przecież sensu w podziemnym świecie-
tu przed “zasadniczo” dałbym przecinek, bo wtrącenie, ale to niuans bez znaczenia, może nawet się mylę
postmortalizm – kocham – w ogóle lepsze na tytuł niż epitafium moim zdaniem
że sobie pozwolę zapytać – ile masz lat? Weź ty usiądź do poważnej powieści, a jeśli nie zechcą ci wydać, to próbuj dalej i dalej, bo talent i umiejętności biją po oczach, rzadko kiedy zachwycają mnie tak stylem pisarze, którzy aktualnie wydają. Poczytam sobie inne twoje teksty na stronie. A jeśli coś już wydałeś powieściowo – daj mi tytuł, a chętnie zamówię.
A wiesz, że koala wcale nie jest z misiowatych? Dzięki za odwiedziny i komentarz.
Dzięki za opinię.
Powiem Ci szczerze: nie spodziewałem się. To, że ktoś przeczyta, jeszcze mi się w głowie mieściło, ale nigdy w życiu nie otrzymałem tak rozbudowanego i kompetentnego komentarza na forach. Dzięki ci bardzo, a nawet bardziej. Wiem, na czym się skupić, a gdzie są mocne strony – trochę mi potwierdziłeś, a na trochę otworzyłeś oczy. Bezcenna robota, za którą naprawdę jestem wdzięczny.
Zdradzę jeszcze, że to ma być powieść, na razie, póki coś mi nie zazębi, nie chciałem tracić czasu na dłuższe pisanie. Tak naprawdę jest to wstęp, pierwsze rozdziały. Jeśli będzie dalsze pisanie, to oczywiście rozbuduję koncepcje, które tu poruszyłem – szczególnie Archontów i sanktuarium Ziemia/ dla ciekawostki powiem jeszcze, że w Kosmosie zaraz po opisanych wydarzeniach rozpoczną się nowe anomalie, w wyniku których Wahuni (porwana) cofnie się i powróci starsza o półtorej dekady. Po tym, co tam przeżyje, stanie się jednym z ważniejszych antybohaterów. Bolesnym wyrzutem sumienia protagonisty.
OK. Spodziewałem się, że może być za długie. Ja osobiście niczego konkretnego nie oczekuję; wrzuciłem, bo a nuż kogoś zainteresuje. W każdym razie dzięki za info.
Cześć,
jak dla mnie trochę zbyt mocno inspirowane fabułą Pottera. Jest to nawet swojego rodzaju parafraza/ trawestacja. Mimo iż lubiłem cykl, do którego się odnosisz, ciężko mi się to czyta. Przyczyna przede wszystkim leży w potknięciach technicznych, które prędzej czy później można wyeliminować. Poniżej daję parę przykładów:
“Nazywam się Pasztecik. Brunon Pasztecik.
Herbu gliniany garnek, mam zielone oczy oraz rącze wysportowane ciało.”
Sugerowałbym w jednym akapicie. Co natomiast razi najbardziej, to rącze ciało. Po pierwsze, jeśli już, to musi być przecinek. Po drugie: epitet tutaj nie pasuje. Gdybyś napisała choćby sprężyste… Rączy zawsze kojarzy się z koniem. Częstym błędem (który sam popełniałem) jest wyszukiwanie jak najbardziej oryginalnych określeń, choć zazwyczaj magia tkwi w prostocie.
“Czarna Pani, wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która była kiedyś dobrą kobietą (jak się urodziła) ale później zrobiła się zła, kiedy zaczęła dorabiać w dziale reklamacji odkurzaczy na infolinii.”
Tutaj mamy źle zastosowany przecinek po Czarna Pani. Później jako czytelnik przeżywam spory dysonans, ponieważ gdy piszesz:
“wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która kiedyś była kobietą”
Dla mnie wciąż piszesz o różdżce. Jest to sprawa poprawienia szyku zdania. Np:
Bliznę wytatuowała mi Czarna Pani, która była kiedyś dobrą kobietą…
Na końcu zdania przerzuciłbym też infolinię, tj.: kiedy zaczęła dorabiać na infolinii w dziale reklamacji odkurzaczy.
“Wracając do kontinuum sagi”
Jak już, to koniecznie kontynuacji. Choć kompletnie zrezygnowałbym z tego wtrętu, ponieważ byłby zasadny w przypadku jakiejś przydługiej dygresji, której tutaj nie ma.
“Mając siedem lat, byliśmy z ciotką i wujem na wycieczce w zoo, gdzie o mało nie zjadłem wężem kuzyna Dudusia”
Tutaj znów gubię się jako czytelnik. Dla mnie to zdanie sugeruje, że razem z ciotką i wujem mieliście siedem lat. Proponowałbym: Mając (choć lepiej W wieku) siedem lat, byłem razem z ciotką i wujem…
Odniesienie w tym zdaniu do konkretnego wydarzenia z książki eliminuje zrozumienie u osób, które Pottera nie czytały. Nie wytłumaczyłaś, co oznacza “zjedzenie kogoś wężem”
Przepraszam za tę opinię, ale w mojej ocenie jest to po prostu napisane zbyt niechlujnie, aby mogło się dobrze czytać.
Kolala 75 – dzięki.
OldGuard – wezmę poprawki pod uwagę. Zamiast momenty, będą minuty, jeśli nie zrobię tam jakiegoś powtórzenia. Końcówka musi być z tym monologiem, bo już nikt inny w przedstawionej sytuacji nie jest w stanie prowadzić dialogu. Jedyne, co można jeszcze zrobić, to albo usunąć z wypowiedzi kwestie podsumowujące przesłanki frakcji naukowej, czego wolałbym nie robić (chyba że uda się zwięźlej), albo poszatkować jeszcze krótkimi wstawkami narracyjnymi/ prowadzić jakiejś rozbudowanej narracji nie ma tam raczej sensu.
Dzięki/. Teraz jest jeszcze fajny komentarz do tego. Również pozdrawiam i życzę śniegu na gwiazdkę/
Bardzo fajnie piszesz, widać, że sporo pracowałeś nad warsztatem. Opisy są bardzo obrazowe i przede wszystkim doceniam użyte obcosłowia. Nie będę prześwietlał całego tekstu pod kątem technicznym, odnoszę się jedynie do pierwszej jego części. Resztę wolę przeczytać bez zobowiązań.
“Tomasz przetarł zmęczone oczy i ponownie skupił wzrok na ciężkim stole ustawionym pośrodku szopy.”
Mała uwaga i pewnie częsty błąd/ niebłąd. W mojej ocenie stół nie powinien być ciężki, chyba że podmiot go podnosi. Jeśli patrzy, to stół powinien być wielki, potężny itp. czyli związany ze zmysłem wzroku.
“Drugie dno spozierało na nich oczami czarnymi i podkrążonymi jak ślepia surykatki. Szydziło z nich zachrypniętym głosem, którego nie powstydziłby się Joe Cocker. Nawet gdyby związana kobieta ostro pociągała burbona i paliła dwie paczki gitanesów dziennie, nie uzyskałaby takiego efektu”.
W mojej ocenie ostatnie zdanie do wywalenia. Jest to powtórzenie, które niepotrzebnie wydłuża akapit i do tego jest jeszcze mało zgrabne. Jako czytelnik wiem już o jej zachrypniętym głosie po zdaniu poprzednim.
“Jedynie krąg z soli egzorcyzmowanej usypany był prawidłowo i jak dotąd nie został przerwany”
Tutaj też przydałoby się skrócić. Wystarczy J. k. z s. e. jak dotąd nie został przerwany.
“Z takim wsparciem duchowym niewiele zdziałają, jeśli w chacie zjawi się poważniejszy gracz drużyny przeciwnej”
Dlaczego unikasz słowa demon, zły duch. W tym zdaniu o wiele lepiej zostawić po prostu poważniejszego przeciwnika, a w następnym już nazwać go po imieniu.
“jak plama oleju potraktowana ludwikiem.”
Czasami niepotrzebnie udziwniasz porównania. Tutaj aż się prosi jak plama oleju na rozgrzanej blasze. Zresztą ta plama oleju jest bardzo fajną metaforą, tylko ludwik jakiś taki niedorobiony. Podobnie miałem z twarzą albinosa, która o wiele lepiej brzmi, jak zostania po prostu twarzą albinosa bez zbędnych udziwnień.
Ogólnie nie rozumiem argumentu w kom. o wtórności. Jakbyś miał na tym opowiadaniu zarabiać kasę, to można się doczepić o coś takiego. Ale jak piszemy amatorsko na portal kosztem prywatnego czasu, to nie można wymagać, że będzie w tekście odkrywana Ameryka, a nowy Tolkien będzie poganiał nowego Lema. Zresztą cała literatura jest tak naprawdę w większym lub mniejszym stopniu wtórna.
Jedyne, co bym chętnie w twoim opowiadaniu zobaczył, to stylizację egzorcystów na takich ala gangsterów, wręcz funkcjonariuszy mafijnych z całą sensacyjną naleciałością – wtedy tekst zyskałby na oryginalności. Aż się prosi, żeby był tam pościg i strzelanina. W tej Ameryce Południowej doszło do konfliktu interesów Watykanu z miejscową mafią. Chociaż byłoby to w tle całego egzorcyzmu, a jakże lepszy smak.
W mojej ocenie opowiadanie jest napisane naprawdę sprawnie, ale ma poważny mankament fabularny. Całość męczy (przynajmniej mnie) natężeniem opisów technicznych i czynności, które ciężko sobie wyobrazić. Podoba mi się natomiast akcent chiński * chyba wszyscy już kumamy, kto najprawdopodobniej podbije kosmos.
Z drobnostek, parę uwag na marginesie:
“– Smoku, czy możesz przybliżyć to miejsce?
– Nie, ale mogę zrobić zbliżenie, tylko musicie dotknąć ekranu albo użyć kursora. Nie widzę was.”
Nie zrozumiałem tego. Jeśli przybliżenie miejsca i zbliżenie nie jest synonimiczne, to nie dostrzegam podobnego rozróżnienia w tekście.
“– Smoku, co to było? – pyta Xiang, kapitan i dowódca misji, dysząc lekko.”
Tutaj taka drobna uwaga (w sumie nie błąd, bo zawsze kusi takie uproszczenie). Dysząc lekko nie brzmi dobrze, szukałbym precyzyjniejszego przysłówka, np. astmatycznie; ledwo słyszalnie; chyba wiesz, o co mi chodzi.
“Mógłbym zacząć się z nim kłócić i udowodnić, że jego działania były bezsensowne, ale nie czas teraz na to. Natomiast zapis całego toku postępowania zdecydowanie wart archiwizacji.”
Brak orzeczenia w drugim zdaniu.
Pozdrawiam.
Dzięki. Niestety, nie będę wrzucał kontynuacji. Jeśli masz ochotę, to mogę ci kompletną książkę w pdf przesłać na priv.
Też rzuciłem okiem i bardzo ciekawa strona. Z pewnością zgłębię. Dzięki za pomoc.
Witam. Dopiero trafiłem na to forum, a jestem autorem tekstu i komentarz piszę w odpowiedzi na Wasz postulat – również z kurtuazyjną podzięką za przeczytanie i wyrażenie swojej opinii. Zaskoczyli mnie ci zadowoleni, ci zmęczeni tekstem potwierdzili część moich obaw. Ale i tak spodziewałem się, że ta praca może być mocno przestylizowana. Cieszę się, że tak nie było.
“Na stosie goreć karzecie?” – czerwonym jak buraczek. Niestety, często popełniam ten błąd, bo word nie podkreśla, ale zwykle go wyłapuję przy korekcie, niestety, to finałowe pytanie wpadło mi do głowy na samym końcu, tuż przed wysłaniem pracy. Mea maxima culpa.
Inne słowa bądź zdania wyglądające na niegramatyczne (nie mówię o ortografii, jeśli gdzieś jeszcze się potknąłem) były elementem stylizacji. Starałem się udziwniać, a jednocześnie te udziwnienia okiełznać.
Tekst faktycznie męczący, miałem to na uwadze, wiem, że bardzo gęsto zarzuciłem trudnym słownictwem, pełna świadomość, że był kierowany do pewnego rodzaju fetyszystów. Nie wyobrażam sobie czytania bądź pisania dłuższego tekstu w tej konwencji. Bardziej pasuje to na prolog do dłuższej opowieści albo tekst konkursowy właśnie. Naturalnie mam już w głowie poukładane, jakby właściwa opowieść miała wyglądać, ale to raczej nigdy nie dojdzie do skutku.
I jeszcze słówek ileś tam do użytkownika Skull (pierwszego komentarza)
“Myślałem o wysłaniu opowiadania na ten konkurs. Teraz wiem, że byłaby to strata czasu”.
Pierwszą pracę konkursową wysłałem w wieku, bo ja wiem, 18 lat i od razu zdobyłem pierwsze miejsce. Pycha. Rok później wysłałem pracę na ten sam konkurs (był coroczny) i zająłem 2 miejsce. Byłem wkurzony, bo jak to 2?! Pycha. Później przez dziesięć lat wysyłałem prace na różne konkursy, propozycje powieści do wydawnictw i nawet szansy na cokolwiek nie powąchałem. Nie policzę swoich prób, bo było ich tak wiele. Dopiero ten tekst, w momencie, kiedy się we mnie wszystkie chęci wypaliły, zdobył jakąś nagrodę. Nawet się specjalnie nie ucieszyłem, sorry za takie butne słowa, ale jak się coś w środku wypali, to już po prostu człowiekowi zwisa. Ale czy te dziesięć lat raz za razem nieudanych prób to była strata czasu? Uczyłem się, pisząc. A i w końcu coś skapnęło, bo 900 złotych piechotą nie chodzi(: Walić te pieniądze, naturalnie, w końcu można było komuś dać coś interesującego i przegonić widmo totalnej porażki, a to jest najważniejsze i bezcenne. Tak czy inaczej, bracie, ta przydługa dygresja była po to, żeby coś sensownego i pouczającego z tego zostało. Pisz na konkursy nie po to, żeby je wygrywać, ale żeby mieć asumpt do rozwoju. Jeśli posiadasz wolę rozwoju, rzecz jasna. Wtedy nie będzie to strata czasu.
A nuż zawieje Ci przyjazny wiatr niosący laury.
Pozdrawiam i dziękuję za wizytę.