Profil użytkownika


komentarze: 100, w dziale opowiadań: 74, opowiadania: 17

Ostatnie sto komentarzy

Te malowane ekrany, przedstawione na obrazku powyzej, mialy na celu ochrone damskiego makijazu. Kiedy panie siadaly kolo komnka na ploteczki, tapeta na ich twarzach (na bazie wosku i olowiu) zaczynala splywac. Wtedy usluzny sluzacy podchodzil z takim ekranem, stawial go pomiedzy dama a kominkiem i szeptal w ucho ostrzezenie “Pozwole sobie zauwazyc, ze szanowna pani traci twarz”. Nawiasem mowiac, stad sie wlasnie wzielo powiedzenie “tracic twarz”. 

PS. przepraszam z brak polskich znakow, pisze z biurowego komputera ;)

A ja jeszcze a propos tych liczebnikow porzadkowych pisanych z kropka. Wiem, ze w niemieckim jest taka zasada, po liczebniku porzadkowym pisanym cyframi stawiaja kropke. Nigdy nie slyszalam o takiej zasadzie w jezyku polskim, ale czesto widze taka praktyke, szczegolnie w prasie. Czy to jest nadgorliwosc polskich dziennikarzy czy maja racje stawiajac kropke?

O proszę, czytam sobie artykuły z linków i okazuje się, że ktoś juz wpadł na ten pomysł, by ładować pole siłowe wyłapywaną energią. 

Myślałam, że może to ma jakąś chociaż mglistą podbudowę teoretyczną, ale widzę, że tutaj nie ma zasad, co sobie wymyślę, to będzie. 

Dziękuję :)

Dziękuję za linki, nie bardzo wiedziałam gdzie zacząć szukać, a o Wikipedii nie pomyślałam. 

 

NoWhereMan – Jakoś tak na mój babski rozum, to energetyczna bariera ochronna mogłaby chronić jedynie przed wiązkami energii, pocisk bazujący na enerii kinetycznej (czyli kawał żelastwa nadlatujący z dużą predkością) powinien ją przebić. Druga rzecz, która zaprząta mój umysł, to czy bariera energetyczna, która wyłapuje wraże wiązki, może się nimi ładować? Pewnie byłoby to zbytnim naciąganiem faktów…  

Pytanko mam. Czy ktos mógłby mi wyjaśnić w prostych słowach, na jakiej zasadzie mogłyby działać osłony energtetyczne, takie co chronią statki kosmiczne przed ostrzałem innych statków? W jaki sposób ta energia osłon neutralizuje energię laserów, czy czym tam się strzela w statki? Czy taka osłona wchłania w siebie energię wiązki, jesli tak, to co się z nią dzieje? No bo gdzieś musi się podziać. Czy może to działa na zasadzie odpychania, jak w przypadku pól magnetycznych? Zwykle tez ostrzał pozbawia osłonę części mocy –  na jakiej zasadzie? Podejrzewam też, że tarcza, która chroni rzed wiązkami energetycznymi, niekoniecznie musi być skuteczna w przypadku pocisków bardziej materialnych, jak torpedy itp? Znaczy mogłyby zneutralizować energię wybuchu, ale czy nie przepuściłyby samego pocisku? A w warunkach atmosferycznych, na powierzchni planety, czy taka osłona mogłaby przechwytywać wrogą wiązkę energii i np wciągnąć w ziemię, jak odgromnik piorun? I czy dałoby się żywa istote wyposażyć w taką osłonę?

Nie wiem, czy ja w ogóle pisze z sensem :P

 

Dziękuję za gratulacje. Jeszcze nie wierzę we własne szczęście. Dziesięć lat harówy ;) 

 

@drakaina – To będzie ze świata Louise. A raczej Silvera. Pierwszy tom trylogii, zaczyna się od tego jak doszło do poczęcia Louise ;) Oczywiście opadły mnie wątpliwości, czy we właściwym momencie zaczęłam tę historię. Ale już trudno, poszło… Jedyny problem, jaki wydawnictwo widziało w tym tekście to jego objętość – 786tyś zzs. Będzie podzielony na dwie części.

@ocha, wysłałam meila przypominającego do Genius Creations i dzisiaj dostałam umowę do przejrzenia. Chyba zaraz pęknę i wydadzą to pośmiertnie…

Oby, Darconie. Cały czas mam wątpliwości czy w dobrym momencie zaczęłam akcję powieści ;)

Teyami, nie dostałam potwierdzenia, nawet automatycznego. Wysłałam drugiego z prośbą o potwierdzenie czy doszło, ale nadal milczą. Nie ma na stronie innego kontaktu, żeby zadzwonić i zapytać.

 

Ceterari, nie spodziewam się jeszcze odpowiedzi, wiem, że to trwa. Mówię tylko, że dobrze dostać choć atomatyczną odpowiedź, że w ogóle dostali ;)

Ano musze przyznać, ocha, że miałam wyjątkowe szczęście w tej kwestii.

 

Naz, słyszałam opinie, że GC jest skłonny do dogadywania się. Dzięki za meila :) 

Naz, bardzo mnie interesują opinie na temat poszczególnych oficyn. Narazie zdaje się najbliżej sukcesu jest GC. Ciekawa jestem jak wypada na tle innych. Ja w zamian mogę podzielić się doświadczeniami ze Storytelem :)

 

Ocha, wysłałam jakoś w sierpniu. Pisałam do nich, ale zdaje się redaktor naczelny jest w oku cyklonu i nie bardzo ma czas odpisywac na meile. Poczekam cierpliwie i za jakiś tydzień, dwa napisze znowu :)

Narazie wysłałam do Fabryki Słów, SQN, Genius Creations i Supernowej. Oprócz tabelki GC, od SQN dostałam automatyczne potwierdzenie otrzymania pliku, a reszta siedzi cicho niczym mysz pod miotłą. Fabryka Słów nawet nie podaje nr telefonu na stronie, coby autorzy nie zaracali im gitary ;)

 

Doświadczeń za wielkich jeszcze nie mam, dopiero zaczęłam wysyłać.

Genius Creations ma formularz zgłoszeniowy na swojej stronie, tam się wklepuje szczegóły dotyczące autora i załącza pliki. Nie maja stersujących pytań w stylu “Dlaczego mielibyśmy wydać akurat Ciebie?” Mają za to taka tabelkę, gdzie pojawiają się wszystkie zgłoszone propozycje wydawnicze i liczba punktów, które uzyskały u recenzentów. Moja dostała 7/9, więc chyba nieźle, ale nadal nie mam żadnej informacji od nich. 

Dziękuję, Naz. Miód na moje serce. Pracuję nad powieścią i nawet wysłałam pierwszy tom do wydawnictw. Dlatego mało udzielałam się w konkursie, bom wene na kończenie miała. Chyba opowiadanie dało mi kopa, żeby wreszcie skończyć ten nieszczęsny pierwszy tom, który dłubię od 10 lat. Obaczym, co z tego wyjdzie :) Mam sentyment do Sierściucha i takie nieśmiałe marzenie, żeby wreszcie wylazł z mojej szuflady. 

 

O Kurcze, nawet nie wiedziałam, że mój tekst miał tylu zwolenników. Dziękuję. Prawdę mówiąc przepadłam w uniwersum Silvera i mam juz ponad trzysta stron powieści i pomysły na klejne sześćset. Nie mogę sie oderwac od pisania, nie ma mnie w realu ;) Pozdrawiam czytelników

Pracuję nad powieścią ;) To opowiadanie wrzuciłam w charakterze papierka lakmusowego, czy komukolwiek się spodoba. I chyba nie jest najgorzej :)

Dzięki, że dałeś tekstowi drugą szansę :)

 

Proszę o wybaczenie. PIszę intensywnie, więc zaniedbałam zaglądanie do internetu ;) Zaraz poprawię.

 

No trudno. Następnym razem będę się starać uszczypnąć kogoś w tyłek… to jest – w duszę oczywiście ;)

A gdyby ktoś lubił trhillery medyczne, to proszę posłuchać “Życia na sprzedaż”, również na Storytelu. Będę wdzięczna za opinie :)

Polecam “Biel”. Jestem na szóstym odcinku. PIęknie napisane, charakterni bohaterowie, ładnie budowane napięcie. 

Ha ha ha, Mr.Brightside, to jest wielce trafna opinia o smarkuli. Szczególnie rozbawił mnie fragment o zgonie laugh. Byc może w rozszerzonej wersji zdoła błysnąć szlachetniejszą stroną charakteru. Myślę, że metody wychowawcze Silvera w końcu dadzą pozytywny rezultat ;)

Supermana? No cóż, niezbadane są ścieżki ludzkich skojarzeń. Moja córka, kiedy miała pięć lat, oglądała obrazy w kościele przedstawiające drogę krzyżową. W końcu wysnuła wniosek, że skoro Pan Jezus umarł, a potem wstał z grobu, to zpewnością jest teraz zombie i jej noga więcej w kościele nie postanie. Naprawdę trudno było wytłumaczyc dziecku różnicę pomiędzy zmartwychwstaniem syna bożego, a horrorami klasy zet ;) 

 

Nie zwróciłam uwagi na przykazania, nie szukałam konkretnych odnośników, w sensie, że nie odchaczałam sobie w myślach, które z nich zostały złamane. Po prostu odebrałam, że świat schodzi na psy i tyle ;) Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że kamienne tablice w prologu powinny wskazać mi drogę ;)

To, co mnie ujęło w tej historii, to dosłowny, biblijny koniec świata. Nie żadne tam wojny nuklearne, wirusy, inwazja obcych, tylko według Pisma ;) Poniekąd jest to dla mnie nowatorskie ujęcie, bo nie spotkałam się dotąd z dosłowną interpretacją Apokalipsy w tekstach fantastycznych. Tylko, że Jezus miał zdaje się zstąpić z nieba, a nie powtórnie się narodzić, ale to szczegół.

Umyka mi trochę ten główny wątek odkupienia, niby jest, ale mam wrażenie, że rozmywa się w natłoku scen. Bohaterowie są zarysowani dość pobieżnie i trudno się zorientować, który ma za zadanie przeprowadzić czytelnika przez opowieść, a którzy zaliczają się do tła.

Coboldzie, a w czym Ci przeszkadza wiek? Ja też młodzieńcze lata mam dawno za sobą i dusza chciałaby pobrykać, ale ciało źle znosi wysiłek fizyczny ;) Pozostaje tylko pisać przygodowe kawałki ;) No, szkoda, że nie zdołałam uszczypnąć Cię w duszę, może kiedy indziej.

 

Zalth, dziękuję za szóstkę, poprawiła mi humor i mile połechtała ego :) Cieszę się, że nie tylko ja lubię odpocząć od poważnych rozważań przy nieskomplikowanych, acz wciągających historiach. Wcale nie jest łatwo taką napisać. Zawsze jakieś zgrzyty się trafią. Zwłaszcza, kiedy w trakcie pisania opowiadania pomysł nagle rozrasta się jak ciasto drożdżowe do rozmiarów powieści, a trzeba to zmieścić w 60 tyś znaków i zaczyna się szukać dróg na skróty. Dziękuję za nominację :)

 

Darkonie, Louise nie tyle boi się Silvera, co go szczerze nienawidzi. Wyszłam od schematu, w którym nastoletnie potomstwo uważa wapniaków za największy powód do wstydu. Matka i ojciec zawsze robią “siarę” (czy jak to się teraz nazywa), bo nie tak się odezwą w ocecności kolegów ze szkoły, albo nie daj Boże dadzą buziaka pod szkołą, albo ku rozpaczy swych latorośli wezmą udział w osiedlowym konkursie tańca towarzyskiego. Rodzice bywają przedmiotem rozpaczy, a co może poczuć zbuntowana nastolatka, kiedy okazuje się, że jej stary to kudłaty dziwoląg z pazczą pełną zębów? Od tego nie da się niezwariować. MOże rzeczywiście zbyt długo ukrywałam prawdziwą naturę ich relacji, ale założeniem było rozdrażnić czytelnika jej zachowaniem, a potem pozwolić mu na refleksję i zrozumienie jej motywów ;) Taki mały eksperymencik socjologiczny, możliwe, że średnio udany ;) 

 

Podoba mi się Twój świat. Ładnie go opisujesz, bardzo obrazowo, wszystko wyświetlało mi się w głowie, jak film. Urzekły mnie gigantyczne drzewa na sawannie i elektryczne smoki. Jeśli były jakieś byki po drodze, to nie zauważyłam, wciągnięta przez świat. Dla świętego spokoju możnaby trochę uwypuklić legendarność Martina, wspomnieć coś na początku, że to Ten, Który Pamięta Początek, albo coś w tym stylu. Rozumiem, że jest jednym z pierwszych osadników i dzięki kriogenice obserwuje rozwój kolejnych pokoleń. Chyba, że znowu nadinterpretuję i legenda jest ukryta w tekście zupełnie gdzie indziej ;) Niezły był ten motyw z bronią totalnej zagłady, wprowadza dodatkowy element napięcia i podbija stawki. Tylko chyba nie załapałam, czy to ma wybuchnąć samoistnie po upływie jakiegoś czasu czy po prostu Martin nie chce, żeby dostała się w niepowołane ręce? 

To jest dokładnie taki kawałek fantastyki, jaki lubię :) Wycieczka do innego świata.

Cóż, nie jestem mocna w absurdach, mój mózg we wszystkim doszukuje się sensu. U Szyszkowego tak wszystko elegancko mi się złożyło w logiczną całość, nawet wbrew intencji autora :D

Mnie się wydaje, że nie jest to element zupelnie zbędny. Ojciec Agaty zbudował swój wizerunek na niewierze w krzesła. Podobnie jak można obecnie wykreować się na eksperta twierdzac, że Ziemia jest płaska, a kto twierdzi inaczej jest pod wpływem amerykańskiej propagandy. Agata udowodniła, że teoria ojca, którą wymyślił tyljo w celach marketingowych, jest realna i dlatego "zniknęła" krzesła. Było to jej symboluczne zwycięstwo nad ojcem, który ją oszukiwał

Dzięki, faktycznie dałam ciała z tym dogiem ;) Dog angielski, to mały, słodki buldog :D

Filozofia nie kręci mnie w ogóle, nie mam o tym pojęcia, ale tekst wyjaśniał wszystko na tyle przystępnie, że nie miałam problemu ze zrozumieniem podstaw ideowych solipsyzmu i pozostałych filozofii wyznawanych przez postacie z opowieści oraz jak to się ma do losów bohaterów. 

@Naz

 

statek, który zgodziłby się tam polecieć. ← rozumiem, że statki w twoim uniwersum mają własną wolę i muszą zgodzić się na lot? ;>

W sumie były takie statki obdarzone własną wolą, u Ann McCafrey, którą czytałam w poprzedniej epoce, kiedy jeszcze wypasało się dinozaury ;) Ale rzeczywiście, w moim świecie statki potrzebują pilotów

 

Powoli zdjęła rękawiczki ← ale przecież już rękawiczek nie miała, bo Silver wrzucił je do gorącego źródła?

MIała zapasową parę, jakby jej zamokły od śniegu. Tatuś pomyślał i o tym ;)

 

– Poza miastem jest tylko pustynia – odpowiedział. Ucieczka jedynie przedłużyłaby agonię. ← czy ostatnie zdanie to nie jest przypadkiem wypowiedź?

Uznałam, że sobie to tylko pomyśli, żeby jej nie straszyć. Ale jak się nad tym teraz zastanawiam, to chyba jest to dość oczywiste, żeby wyrzucić to stwierdzenie. Czy myślisz, że powinien jej to uświadomić?

 

Co do reszty zgadzam się i wolnej chwili poprawię :) Jeszcze raz dziękuję

 

 

Naz, dziękuję za wyszukanie będów, wieczorem przyjrzę się temu i naprawię :)

Dzięki Mytrixie za entuzjastyczny komentarz :) Mnie się już zdarzało pracować z redaktorami i rzeczywiście drobiazgowo wyczesują wszelkie niedoróbki. Tutaj nie miałam dostępu do tak zaawansowanej pomocy, zrobiłam co mogłam przy pomocy bet. 

Kiedy wpadłam na pomysł tej historii, miałam nadzieję napisać ją dla dorosłych, ale nie bardzo wyszło. Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się cieszy, że wyszło cokolwiek ;)

 

Mr.marasie, z tą wtórnością tak bywa, że często wpada się na te same pomysły niezależnie. Silver powstał w 2008 roku, ale dotąd nie miałam odwagi się nim afiszować. Dopiero teraz zapuszczam papierek lakmusowy ;)

A widzisz, MIchale Pe, mnie Twoje opowiadanie skłoniło do innych przemyśleń. Co sprawia, że chcemy istnieć, przetrwać? Mamy świadomość, że życie jednostki jest przerażająco krótkie, więc spora część ludzkości kompensuje sobie ten fakt np potrzebą posiadania potomstwa, żeby coś pozostawić po sobie, cos istotnego. Trudno się pogodzić z tym, że czas dobiegnie końca i… koniec, nie ma nic, nie ma nas, świat przestaje mieć znaczenie, jak również wszystko to, czego zdołaliśmy dokonać. Żyjemy dalej tylko w pamięci tych, którzy przyjda po nas. Teraz co się stanie, jeśli usunąc ten element? Nie będzie nikogo, kto poniesie dalej ogień życia w sztafecie pokoleń? Sorry, wyszło troche paptetycznie ;) Czy nadal chciałoby sie komuś pakować co cztery lata do lodówki, żeby ponownie się obudzić w rzeczywistości, gdzie wszystko co znane przestało istnieć, wiedzę skrzętnie przyswajaną przez lata nauki w szkole można wsadzić sobie w buty, a do końca życia będzie się skazanym na towarzystwo informatycznego mruka, dupka, którego zdążyło się znienawidzić do żywego przez pareset lat oglądania go za szybką zamrażarki i kilku nieznanych bliżej typów, którzy nie mają pojęcia o życiu poza luksusową willą. Nie ma szans na przedłużenie gatunku, za to istnieje spore prawdopodobieństwo, że ocaleniec zginie w ciągu pierwszych miesięcy z powodu chociażby zatrucia pokarmowego, bo nie ma zielonego pojęcia, które rośliny sa jadalne, albo złapie jakąś zmutowaną amebę pijąc wodę z pobliskiej rzeki. NIe sądzę, żeby po kilkuset latach konserwy wciąż nadawały sie do spożycia ;) Ciekawa jestem, czy taka perspektywa i brak jakiejkolwiek nadziei nie odebrałaby tym wybudzanym co chwilę technikom ochoty do kontynuowania tego eksperymentu. Czy może jednak desperacja i instynkt samozachowawczy wziąłyby górę?

 

Dlatego napisałam, że zabrakło mi w tym czegoś konkretnego, na co bohaterowie czekaliby poddani hibernacji.

Czytałam z zaciekawieniem, ale w końcu nie dowiedziałam się, na co oni czekali w tej hibernacji. Wychodziło mi na to, że czekają aż skończy się promieniowanie i będa mogli przeżyć na powierzchni te dwadzieścia – trzydzieści lat szukając żarcia i schronienia, zanim umrą śmiercią naturalną. Tym bardziej, że ich kompleks został ukończony jako jedyny, więc sa marne szanse, że gdzieś tam jest inna grupa. 

Z plusów, to wymieniłabym kreację bohaterów i pokazanie jak zmienia się ich psychika pod wpływem odosobnienia. Kiedy Doug wychodził na powierzchnię, spodziewałam się twistu rodem z seksmisji, gdzie okaże się, że to wszystko mistyfikacja, a oni przesiedzieli te 200 lat bez sensu pod ziemią. Kosmici zaskoczyli mnie. Albo może to coś, co wyewoluowało po ludziach? 

Świat przedstawiony plastycznie.

 

W sumie to tekst wchodził mi na tyle lekko, że nie zdążyłam połapać większej ilości błędów, jeśli jakieś były. Tylko kilka:

 

Nieraz myślę, że Corso przygotował dla nas Biblię specjalnie, że czuł, nadejdzie dzień, gdy najlepszym sposobem obrony przed złem tego świata będzie zamknięcie się w lodówie

Z pewnościa można to jakoś inaczej napisać unikając nagromadzenia że/iż.

 

Stukam kluczem w obudowę dyspensera, a przyśrubowany na wiek wieków dekielek odpada z głośnym brzdękiem, ujawniając mym oczom widok zespół płytek układów scalonych, oblepionych zielonkawą, galaretowatą breją, przypominającą wymiociny samego diabła.

Widok zespołu płytek, albo ujawniając mym oczom zespół płytek

 

Niewiele myśląc, chwytam wiszącą na ścianie gaśnicę i modląc się, aby data przydatności do użycia okazała się jedynie bzdurą wymyśloną do nabijania naiwniaków w koszta, kieruję dyszę w stronę dyspensera

Możliwe, że to jest poprawnie, tylko mi dziwnie brzmi. Słyszałam o wbijaniu w koszta albo nabijaniu frajerów w butelkę. 

 

 

Zapalam latarkę i punktowym snopem światła wycinam z mroku zarysy kosmicznego bałaganu, jakim panuje w pomieszczeniu do którego wkraczam

Wiadomo, że chodzi o pomieszczenie, do którego wszedł, więc zaproponowałam resekcję ostatniego członu zdania.

 

Powodzenia

Ten tekst najbardziej przypadł mi do gustu z dotychczasowych propozycji konkursowych. Dopracowany w każdym calu. 

 

– Mogę ci wytłumaczyć, jak to jest. Co czuję. Słyszałeś jakieś bajki o eliksirze miłości?

– Wypija się taki eliksir i zakochuje w pierwszej widzianej osobie?

– Tak. – Agata pokiwała głową. – Powiedzmy, że ja wolałabym poprosić alchemika o trochę inną substancję. Eliksir akceptacji.

– Ale po co?

– Żeby upijać się nim do lustra.

Genialny fragment.

 

Podobał mi się też motyw kosmicznego kowboja, który okazał się próbą przeciwstawienia filozofii solistycznej Dzwoneczkowi. Okazało się jednak, że wiara jednego człowieka nie może pokonać niewiary całej społeczności. Piękna puenta :)

Wilczyca: Wydaje mi się, że zaznaczyłam to w tekście: “niszczenie” jest dla Toma pierwszym etapem “tworzenia” – żeby powstało coś nowego, najpierw musi zniknąć to, co stare, tak jak to było z człowiekiem, który nie mógł żyć w jednym czasie razem z dinozaurami.

Tak, tylko, że on sam przyznaje, że nie ma boskiej mocy tworzenia, może jedynie zniszczyc, żeby Bógł mógł stworzyć na nowo. Więc niby chce dorównać Bogu, a jednocześnie Jemu zostawia trudniejszą część zadania. Dlatego bardziej skojarzył mi się z księciem ciemności ;)

 

W sumie to mnie nie razi, że jest antypatycznym idiota, bo nigdzie nie jest napisane, że główny bohater koniecznie musi byc sympatyczny. Weźmy na przykład dr. Housa. Z reguły jednak taki bohater dostaje jakąś cechę, która przyciąga uwagę, stoi w opozycji dla jego skurwysyństwa, żeby odbiorca nie zniechęcił się do śledzenia losów. House jest cudotwórcą w kwestii ratowania ludzkiego życia, podobnie jak Dexter wykorzystuje swoje mordercze pasje by eliminować “tych złych”. 

Nie wiem, kto przyznał Louise ostatni punkt, bo mi znikł panel biblioteczny. Dziękuję bardzo, to mój debiut w bibliotece :)

Regulatorzy, dziękuje za wyłapanie usterek i słowa uznania. Poprawki naniesione według Twoich sugestii. “Bladobłękitnego” miałam napisane razem, ale ktos poradził mi inaczej ;) Jednak czasem warto używac własnego mózgu 

 

NoWhereMan, dziękuję za klika, cieszę się, że trafiłam w gust :) Z reguły budowanie świata nie sprawia mi trudności, ale tym razem faktycznie zabrakło miejsca 

Skoro bohater chciał niszczyc, bo nie mógł tworzyć, to raczej stawiał sie na równi z Szatanem, nie Bogiem. Nie moge rozgryźć wieku bohatera. Pracuje w laboratorium, jest uznanym wynalazcą, a jednocześnie zachowuje się jak dziecko, kiedy biega między stanowiskami i nie umie poskromić niecierpliwości. Do Rodda czasem zwraca się per “pan”, a czasem mówią sobie na “ty”. I zgadzam się z Finklą w ocenie bohatera – jest antypatycznym idiotą, niezdolnym do odczuwania emocji, poza zniecierpliwieniem.

Nie bardzo pojęłam co miało być myślą przewodnią tego opowiadania, że butny człowiek, sięgający po boskie przywileje zostanie ukarany? I rzeczywiście, dlaczego nie widział w swoich wizjach policjanta przeszkadzającego mu w wykonaniu planu? Czyżby prztyczek w nos od Boga? Myślę, że byłoby ciekawiej, gdyby on te wizję źle zinterpretował i porażkę przyniosło mu coś, co jemu wydawało się drogą do sukcesu. 

 

Właściwie warsztat jest poprawny, chociaż gdzieś rzuciło mi się w oczy pare wpadek, jednak nie zapisałam sobie zawczasu. 

 

Czepiłabym się jeszcze ekspozycji. Sposób, w jaki zdradzasz plany bohatera, w moim odczuciu wypadł topornie. “No zamęczą mnie… Ale dobrze, opowiem wam, jak już tak bardzo chcecie”. Jego retoryka przypominała mi poprzednią epokę, kiedy światłe umysły przedstawiały ludowi pracującemu wizję socjalistycznego raju. A słuchacze klaskali w łapki z szerokimi uśmiechami, chociaz nie wierzyli w ani jedno słowo, ale gdyby sie to wydało, to czekałaby ich daleka podróż i towarzystwo białych niedźwiedzi do końca życia. Chociaz możliwe, że to właśnie chciałaś osiągnąć. Zastanawia mnie, jak udało mu się przekonać ludzi do swojej wizji, dlaczego mu uwierzyli? 

Dziękuję za punkty Finklo i Fleurdelacour :)

 

Jeszcze nie znalazłam tego wąskiego pasa urodzajnej ziemi między przegadaniem a niedopowiedzeniem ;) Ale pracuję nad tym. Przecinków chyba nigdy nie okiełznam w stu procentach, a ironiczne uśmiech, to moja specjalność ;)

Aaa, bo ja to zinterpretowałam w sensie człowiek – legenda, taki ktoś, kto dokonał czegoś niesamowitego i wszyscy o tym mówią. A to miało być legenda w sensie baśniowym? 

Zresztą chyba większość dotychczas publikowanych prac traktuje ten temat podobnie. Sa o ludziach, którzy dokonali czegos na skalę światową, lub też spijali krew własnych dzieci ;)

A to, że przyczynił się do zachwiania równowagi Imperium nie czyni z niego legendy? Wydawało mi się, że tu tworzy się legenda ;)

Ano mało tego tła, bo mi sie znaki skończyły ;) Za bardzo rozbudowany pomysł przyszedł mi do głowy. Poza tym tak mnie bawiło pisanie dialogów, że może i troszeczkę pokpiłam sprawę szerszej perspektywy. 

Co do męskocentrycznego spojrzenia, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że komuś może przeszkadzać coś takiego. Generalnie irytuje mnie odwieczna wojna damsko-męska, to udowadnianie, kto lepszy, mądrzejszy, ładniejszy. ;) Ale zgodzę się, że obcy niekoniecznie musieli być mężczyznami, mogli być równie dobrze obojnakami. Może Louise tak się wydawało, że to mężczyźni? W końcu człowiek zawsze szuka analogii i lubi wkładać wszystko w znane szufladki.

Mieszkańcy miasta byli… cóż – w mieście ;) Może zimą nie bardzo chce im się wychodzić za mury, bo zimno, a jeśli muszą pojechać do sąsiedniej metropolii, po prostu tam lecą. Może mogłam pokazać więcej tych stateczków wylatujących i przylatujących do miasta. 

Mam nadzieję, że kiedyś Silver i Louise pojawią się wreszcie na półkach księgarni. Pracuję nad tym.

Co do relacji Louise i Silvera oraz jego finałowej kwestii, to rzeczywiście napisałam tę historyjkę pod wpływem rodzicielskich frustracji. Chociaż, na szczęście, moje córki nie są aż tak upierdliwe ;) Przerysowałam to troszeczkę.

 

A muza bardzo fajna :)

Też się niejednokrotnie zastanawiałam,do czego doprowadzi coraz bardziej promowana tolerancja. Z drugiej strony obserwuję narastająca tendencję do nadopiekuńczości, z przerażeniem obserwuję tę powszechną hodowlę sierot życiowych, które dostaja na talerzu gotowe rozwiązanie każdego problemu oraz wsparcie i solenne zapewnienie, że są wybitni i właściwie wszystko im się uda, byle mieli pozytywne nastawienie. Z tego powodu myślę, że jednak nie dojdzie do przedstawionego w opowiadaniu rozpasania i braku kontroli. Chociaż, może kiedy to pokolenie frustratów przejmie ster… 

Trudno mi powiedzieć cokolwiek o stronie technicznej opowiadania, bo wymyka się regułom ;) Strumień świadomości, to chyba najtrafniejsze określenie. Potraktowałam to jako groteskę, więc nie próbowałam dopatrywać się w tym sensu, czy schematów.A już z pewnością nie chcę wiedzieć, z czego ona robi te dżemiki ;)

Nie znudziłam się, choć nie wiem, czy wytrwałabym, gdyby było dłuższe. Ciekawy eksperyment. 

Też pięknie proszę o rzut okiem na moją propozycję konkursową. “Louise” wisi na betaliście. Nie jestem debiutantką, chociaż narazie odnoszę sukcesy w innych gatunkach, jednak fantastyka od zawsze mnie fascynowała i co jakiś czas próbuję swych sił w tym gatunku. Opowiadanie wyszło długie (60tyś znaków), ale mam nadzieję, że czyta się dość gładko. Pracowałam nad nim już kilka miesięcy, więc nie jest to pierwszy szkic, a wydaje mi się, że doskonale wpisuje się w temat przewodni konkursu “Jestem legendą”. 

43 znaki ponad limit tez wykluczają pracę? Pewnie tak… Idę coś powyrzucać. Chyba, że ktoś miałby ochote pomóc w sprzataniu, to wrzuciłam swój tekst na betalistę i ślicznie sie uśmiecham do potencjalnych pomocników :)

Przeczytałam z wielką przyjemnością, delektując się sugestywnymi opisami (szczególne wrażenie zrobił na mnie rozpadający się witraż i połączenie kontemplacji kolorów z wstrząsającymi opisami rozczłonkowanych ciał) i kunsztem warsztatu. Doceniam pomysł i z ciekawością śledziłam koleje losu bohaterów. Jednak nie było efektu “wow” i dość długo zastanawiałam się dlaczego. Wydaje mi się, że opowiadanie traci przez pasywność bohatera. Rzadko podejmuje decyzje, po prostu płynie z wydarzeniami. Nawet na końcu, kiedy odkrywa prawdę, usuwa się w cień, by pielęgnowac swoją nienawiść i rozczarowanie. Trochę mało, jak na głównego bohatera, a szczególnie legendarnego. Poza tym akcja opowiadania rozciąga się na pokolenia, przez co duża część jest zrelacjonowana, a nie pokazana (nieubłagany limit znaków). Jego córka wydała mi się epizodyczną postacią, która przewija się gdzieś tam w tle, a tymczasem ma przecież ważną rolę do odegrania.

To ja też się pokuszę. Nie było mnie tu od czasu konkursu absurdalnego, życie mnie wessało. Ale pisanie pilnie ćwiczyłam przez ten czas, więc wstydu nie będzie (mam nadzieję)

 

@ DW_R Hmmm, kiedy klikam w link, otwiera mi się strona z listą opowiadań, a nie to właściwe opowiadanie i nie wiem, gdzie je znaleźć. MOżliwe, że to dlatego, że jestem blondynką i klikam niewłaściwym palcem? ;)

 

Biedna Arianne Deux. Na miejscu jej małżonka zgłosiłabym to do Trybunału w Strasburgu. Narodowa Komisja ds. Wyrównywania Szans wymusiła na jego żonie złamanie paragrafu umowy małżeńskiej, mówiący o wierności. Nie puściłabym płazem, może nawet dałoby się wyrwać jakieś materialne zadośćuczynienie wink

 

Podobało mi się, chociaż czasem odnoszę wrażenie, że Europa naprawdę zmierza w tym kierunku… 

Dziękuję, Anet smiley

 

Poprawiłam wytknięte błędy.

 

Obok mojego awatara na samej górze tej strony są cztery okienka. “Komentarze” i “Odwiedziny” kapuję, ale o co chodzi z tą “kolejką” i “przeczytanym”? W “kolejce” wyświetlała sie jedynka, a teraz jest zero. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze ;) Nie wiem też, o co chodzi z tymi “przeczytanymi”. Z komentarzy wynika, że było więcej niż troje czytelników. Zapewne stosowne wyjaśnienia są w jakimś dobrze widocznym miejscu, które jak dotąd umyka uwadze i nabija się z moich bezowocnych poszukiwań.

Blackburn, dziękuję za wysoką notę. smiley

 

PsychoFish, dziękuję za słowa uznania. Ludzie opowiadają sobie historie od tysięcy lat, trudno napisać coś, czego ucho nie słyszało, oko nie widziało. smiley

 

Regulatorzy, w zdaniu z nagim Gregiem użyłam słowa, które przyjaciółce wydało się zbyt pretensjonalne i zaproponowała zmienić na “spostrzegł, że jest nagi”. Poszłam za jej sugestią, zamiast użyć własnego mózgu. Z uwagami zgadzam się i poprawię w wolnej chwili. blush

 

 

Dziękuję Cieniu Burzy za punkt do biblioteki. Chwilę mnie nie było i taka niespodzianka :) 

 

Jejku, moja opowiastka otrzymała nawet ilustrację! 

Dzięki za komentarze, mam nad czym myśleć ;)

 

Prowadziłam długie dyskusje z kolegami na temat sposobów ukatrupienia smoka. Mimo tego scena nadal nie wzbudza zaufania. Nie ukrywam, że zależało mi na tym, by przegrały, bo inaczej zakończenie nie miałoby twista. Może wystarczyłby jeden smok? Tylko nie miałby wtedy z kim gadać, nie byłoby dialogów i znów by mi się oberwało. ;)

Dzięki za wytknięcie potknięć. Poprawię, ale już nie dziś ;)

 

 

No też prawda, ale to podważa domniemanie o dość wysokiej inteligencji smoków.

Adamie, tak sobie myślę, że być może właśnie inteligencja je zgubiła. Gdyby słuchały instynktu, byłby ostrożne wobec nieznanego. Tymczasem założyły, biorąc na logikę, że nic im nie zrobią stworzenia bez wyraźnych cech drapieżców. Ludzie też są inteligentni, choć niektórzy dążą do zagłady durnymi pomysłami, co poddaje w wątpliwość tę tezę. Wystarczy pooglądać nagrody Darwina ;)

Idę spać, bo włączył mi się tryb filozoficzny ;)

Dziękuję za komentarze i zachętę do dalszej pracy. :)

Już biorę trutkę… Znaczy, chciałam powiedzieć – klawiaturę i piszę ;)

Korci mnie ten konkurs na parodię… Nie wiem tylko, czy zdążę

 

 

 

Nie sądziłam, że uwaga o trutce do obiadu będzie taka skuteczna. Może to dobry sposób na wydawców?  laugh

 

Ha, ha, ha! Nie bój się, Adam. Ja bym im tej trutki nie wsypała. Mój małżonek boi się wygłaszać uwagi na temat moich tekstów, bo wie, że wtedy ma mnie z głowy przez pół nocy. Siedzę z nosem w tablecie i poprawiam ;) Uważa, że robię to, bo mnie zdołował. A ja tylko dążę do perfekcji ;)

Też pomyślałam, czy nie wypadną zbyt gapowato te moje smoki, ale uznałam, że można złożyć to na karb zaskoczenia. Ani przez chwilę nie dopuszczały takiej możliwości, ze dwunogi, to jednak drapieżniki. Bardziej traktowali je, jak mrówki, którym można rozgrzebać mrowisko i obserwować, jak mozolnie budują je z powrotem.

“Żądza” i “mrużyć”. To są dwa słowa, których się już chyba nigdy nie nauczę pisać poprawnie. Zawsze gdzieś się zaczają i ukryją przede mną podczas sprawdzania tekstu ;)

Dzięki za komentarz :)

Nowa Fantastyka