Profil użytkownika


komentarze: 83, w dziale opowiadań: 51, opowiadania: 37

Ostatnie sto komentarzy

Po pierwsze - jeśli używasz wulgaryzmów, to ich nie kropkuj! Pozdrawia mała miss bluzgowatości.
Po drugie - następnym razem proponuję mały risercz przed napisaniem czegokolwiek. Nawet malutkie popisy odrobiną fachowej wiedzy genialnie uwierzytelniają każdy tekst. A miejsce, w jakim osadziłeś akcję, świetnie się do tego nadaje - chyba wiesz, co mam na myśli.
Po trzecie - szort z pasożytem i ostatnim umierającym żywicielem w teorii ma dużą szansę, żeby spowodować w czytelniku dreszcz. I to niejeden. Ja niestety czuję tylko pełen pęcherz i nie jest to nijak związane z Twoim tekstem...
Powtórzę to, co napisał któryś z przedmówców - widać, że stać Cię na coś więcej. :)

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno o gołe baby!

Dzięki śliczne za pozytywne opinie. Przyznaję się bez bicia, że przed wrzuceniem tekstu nie przeczytałam, a całkiem możliwe, że te 3 czy ileś lat temu wklepywałam go szybciutko do kompa z brudnopisu i tak właśnie powstały w nim te żenujące kwiatki w stylu "stróżki". Kajam się i o wybaczenie proszę ;)

Staroć sprzed jakichś 3 lat, napisany w pociągu na kolanie. Jak zwykle fantastyki w tym chyba niewiele... ale i tak mam nadzieję, że komuś się spodoba. Postanowiłam się przypomnieć przed wrzuceniem czegoś nieco większego, w czym aktualnie dłubię :)

Misie drogie, nie chcę Wam przeciągać/zawieszać/psuć dłużej zabawy, więc niestety muszę oficjalnie się wykruszyć. Mój laptop dogorywa, a ja przeżywam jednocześnie w pracy i na uczelni konkretny potop, więc na pewno nie dam rady zrobić swojego w najbliższych dniach. I tak już przetrzymałam kolejkę, za co ogromnie przepraszam :( Tak że have fun i prośba do Aubrey, żeby wysłała do Sylwien, bo o ile pamiętam, to następna osoba na liście. Pozdro szejset i czekam niecierpliwie na ostateczny rezultat tej zabawy ;)

A ja właśnie znalazłam nareszcie chwilę na klapnięcie przy kompie, odpaliłam pocztę i dobre 10 minut zastanawiałam się, co to za mail z pisarskim głuchym telefonem :D Zanim przyszła pora na moją kolejkę, zdążyłam uznać, że pomysł chyba umarł i na amen o tym zapomnieć. Zawalczę, żeby zrobić swoje jeszcze dzisiaj, ale gdyby nie wyszło, to mam nadzieję, że mi nic z niczego nie wyrwiecie za dilej D:

Tak przy okazji, jak zostało ustalone? Diriadowi wysyłać z zaznaczonymi zmianami, czy po prostu podpisać, że moja wersja?

Jest i Rydż! <3
Jeśli syn Drogby, to nic dziwnego, że mroczny, ehuehuehue (suchy żarcik). I ten tekst z cyklu "I AM YOUR FATHER" i inne takie :D
Miotły miotłami, mnie się coraz bardziej podoba kierunek, w którym prowadzicie Brittę. Niedługo spadnie z wieży Ajfla (piona, kto zrozumiał aluzję i też zawiódł się w 21894619028936419 odcinku Mody na Sukces)

O kurde... pisałabym się na drugą rundę, gdyby nie stopień powikłania koligacji rodzinnych. Za ostra jazda jak dla kogoś, kto umie spamiętać tylko tyle, że Maciuś jest synem Ryśka :( No, ale czytam na bieżąco i kibicuję wam z leżaczka, jako że nieoczekiwanie zrobiła się duża ilość wiosny naraz. <3

Toć mówię, że fantastyki w tym nie ma i nigdy być nie miało, liczyłam, że opko skieruje się raczej w stronę horroru :) Dzięki, że przeczytaliście - znaczy, że jednak zupełnie przypadkowe teksty jeszcze mi jakoś tam wychodzą ;)

Też się zgadzam, że mocne. Stworzyłeś ten rodzaj gęstego, depresyjnego klimatu, który zjazda mnie na śniadanie, a po kolacji nie daje spać. Co ważniejsze, masz dobry warsztat, żadne byki mnie nie rozpraszały i tym przyjemniej czytało mi się Twoją pracę. Najbardziej podobała mi się puenta -
"Swoją dziecięcą kredką namalował na lodówce - najlepiej jak umiał - kwiat, i dopisał:

Kocham Cię
jak kania dżdżu
".

To tak jakoś... mocno mną tąpnęło.

Efekt wolnego, nudnego popołudnia i przedwiośnia, które sprawom damsko-męskim nie sprzyja ;) Połączyłam rzeczy, których boję się sama, bo wiadomo, że o własnych lękach pisać jest trędi, dżezi i kaczi, żale koleżanek na swoich facetów (mój wstręciuch też ma tu swój skromny udział, a co) i jak zawsze fascynującą, kobiecą psychikę. Poprzeginałam w różne strony i wyszedł powyższy powtorek, w którym fantastyki raczej nie ma, ale jeśli ktoś przebrnął (a może i mu się, broń boże, spodobało), to ja się bardzo cieszę. :)

Też się zgłaszam, mail w profilu :) IMO zostawmy wolną rękę w kwestii zmian, będzie weselej. Niech jedyne ograniczenie stanowi wspomniana ilość znaków - nie może być o x mniej ani o y więcej. Byłabym też za wrzuceniem tylko pierwszej i finalnej wersji tekstu - co to za głuchy telefon, w którym wiadomo, co kto zepsuł? ;)

Mnie się taka inicjatywa podoba - to fajnie, że Robert pomyślał o tym, żeby każdy autor obszerniejszego tekstu mógł liczyć przynajmniej na komentarze. Osobiście długodystansowcem nie jestem już od dawna i raczej nie zdążę skończyć swojego jedynego 50+stronicowego cosia do 15.04, ale chętnie poczytam, jeśli czyjaś powieść wpisze się w moje gusta. Popieram natomiast Uajkoniaka w kwestii dorzucenia krótkiego opisu od autora - też wolałabym móc wybrać gatunek, w którego ramach mieści się praca do oceny.

Co do kwękania, że nie ma nagród - bez jaj, chyba Was Redakcja rozpuściła za dużą ilością makulatury ;) Startujący powinni się cieszyć, jeśli ktoś w ogóle zechce z czystej dobroci serca (powiedzmy) przeczytać ichniejsze wypociny. Nie ma gwiazd bez fanów, autorów bez czytelników, pornografii bez... nieważne. Ten, no, doceniajcie samo zainteresowanie.

Ale ładnie. Jeden z wrzuconych fragmentów już stał się moim faworytem, głównie dlatego, że nie udało mi się przyczepić do ani jednego przecinka i tekst zaiste ucieszył oko interpunkcyjnego gestapo. Motyw z listem - cwany. Mam nadzieję, że następna osoba się popisze. :)

Najs, akcja się rozkręca, przeciętny hamerykański pisarz gatunku już może klękać przed naszym tworkiem!

Ja też się zgłaszam, jeśli jeszcze można :) Popieram brak upominków dla najlepszych i werdyktu autorstwa Redakcji - to powinno faktycznie zawęzić grono zainteresowanych zabawą do tych, no, zainteresowanych zabawą. Czy coś. W tej sytuacji jako nagrodę wolałabym konkretną ilość sensownych uwag do tekstu ;) W ten sposób i tak użytkownicy wyłonią tych, których opowiadania najbardziej się podobały.

A mnie ruszyło. I kropka. Nazwijcie mnie sentymentalną bjacz, ale nie dość, że poprawnie napisane pod względem technicznym, to jeszcze zdołało wydobyć tę i ową myśl z ukrycia. Cenię teksty, które drążą, nieważne, czy brutalnie, czy delikatnie.

[tu jest miejsce na należycie chamski tekst pod adresem płci brzydszej, ale za bardzo śpiąca jestem.]

...i to było chyba najprzyjemniejsze kilka minut tej nocy :) Nie wiem, dlaczego, ale patrzenie, jak ktoś podejmuje wątek, który zawiązałeś, troskliwie przejmuje postaci, które namalowałeś i wypchnąłeś na scenę, i wreszcie stara się utrzymać klimat, jednocześnie wzbogacając go o coś swojego, jest takie... kurcze... bardzo budujące i nawet trochę wzruszające :) Dobra robota, meksico, dosyć szybko się odsłoniłeś z Dorbą i tym bardziej jestem ciekawa, co zrobią z tym pozostali. Also, jakoś zapadł mi w pamięć kawałek zdania - "to nie jest czas bohaterów"... każdy tekst ma taką swoją kwintesencję (najlepiej mocną, żeby się nadawała na tylną okładkę ;)), a tę parę słów wygląda mi na naszą ;)
Jedyne, czego się czepię, to przecinki, ale ja się przecinków czepiam zawsze, a poza tym nie można poprawić, więc tyle ode mnie. Czekam niecierpliwie, co imć Geralt wymyśli :)

To chyba jestem aż przesadnie domyślna. HEHUEHUEHUE, teraz ja będę od seksa <3 <3 <3

Tak, owszem, antychandrowe AND YES, YOU (gest wuja Sama mam opanowany do perfekcji, nie ma mowy o pomyłce). Dlaczego? Bo to po prostu wciąga. Nie musi być zabawne, lekkie, optymistyczne... ważne, że pozwala się oderwać od bieżących spraw, a tego przede wszystkim szukam w dobrej prozie. Jeśli autor nie jest w stanie uruchomić przed moimi oczami plastycznej projekcji za pomocą tylko słów, to znaczy, że primo - jest kiepski, drugie primo - nie dla mnie. Twoje teksty natomiast są w stanie utrzymać w skupieniu kogoś, kto nieustannie kręci się jak smród po gaciach, co prywatnie uważam za spory sukces. That's all :)

Jak doszło już do Kulfona i Moniki, to ja przestaję zaglądać do tego wątku. ._. W sumie się nie pochwaliłam, że zostanę profesjonalną starą panną. To taki pewnik, że braku roboty się nie obawiam. Właściwie chciałam też zostać drwalem, ale ponieważ drwal bez brody się nie liczy, a mnie zapuszczanie jej nie wychodzi, to chyba przegrałam sprawę.

http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/23446-30d145def375ac8d0adeabae5eafeac1..jpg
odpowiedzi w tym temacie.

W pierwszej kolejności - przecinkologia. W drugiej - niejaki Mortycjan wrzucił swego czasu do Hyde Parku poradnik na temat poprawnego zapisu dialogów, zachęcam do zapoznania się. :) Ciekawa jestem, czy ten tekst to całość, czy wstęp do czegoś większego. Kolega wyżej ma sporo racji, głównie odnośnie nadsłowia - samo opowiadanie nie jest specjalnie porywające, a niepotrzebnie długie zdania wcale nie pomagają. Na moje zupełnie prywatne oko to kwestia braku treningu, więc od siebie doradzam pisanie, pisanie i jeszcze raz pisanie, czytanie w dużych ilościach, uczciwą, krytyczną korektę i wreszcie wrzucanie swoich tekstów tutaj, żeby inni też mogli pomóc :) Pozdrawiam.

A ja bym chętnie zatrudniła burego wilka, żeby pisał mi antychandrowe opki ;) Jak zawsze z przyjemnością przeczytałam Twój tekst. Trochę się kłaniają przecinki, na przykład w dialogach brakuje ich czasem przed zwrotem do adresata - wiem, że w "spierdalaj, szmato!" wydaje się braknąć czasu na przecinek, ale niestety powinien tam być. Jeśli chodzi o zupełnie subiektywne odczucia, dwa razy zgrzytnęły mi takie jakieś niezręczne sformułowania (ten piekielny płomień odnośnie gorzałki i "tyłeczek", odstający od reszty zdania i słów typu "pocałowała", "diaboliczny"). No. I to by było na tyle pod względem zarzutów :) Ciekawy pomysł, data jeszcze dawniejsza niż w "Kici"... zaczęłam się zastanawiać, ile masz lat, że już w opowiadaniach z 2006 (a pewnie i wcześniej, bo próżno szukać w tym tekście tej charakterystycznej 'nieudolności' początkującego) widać całkiem wyraźnie Twój styl i fajną manierę do rozgrywania tekstu głównie na poziomie wyrazistych postaci. :) Czekam z niecierpliwością na następne teksty, obojętnie o czym i obojętnie z kiedy. Ciebie się, kurcze, po prostu dobrze czyta.

E, bez przesady z tą poprzeczką, student styrany po całym tygodniu nawet nie zalatuje artystą ;) Ciekawa jestem, co wymyślicie dalej. A jeśli moja cząstka wpasowuje się w klimat, to dobrze, bo sprawienie, żeby jako tako nie odstawała i nie wiała na kilometr groteską, okazało się najtrudniejsze :)
...zakładam się, że jutro po południu, jak odeśpię, wstanę i to przeczytam, zabiję się patelnią, jak niemiłosierny szajs dodałam od siebie do tego opka.

No i proszę, jest fragment ode mnie w komentarzu. Nie wiedziałam, w jaką długość celować, bo poprzedniej edycji zabawy nie widziałam, ale mam nadzieję, że jeszcze nic nie zepsułam :)

Skaliste, smagane wiatrem i ostrym słońcem zbocze nie oferowało zbyt wiele, ale i tak znać było, którędy podążył mag. Rośliny zwijały się z cichym, żałosnym szelestem, szarzały i obracały w perzynę, kamienie murszały, a owady, zwabione bijącą od mężczyzny wonią rozkładu, padały mu u stóp. Mało, za mało, by w pełni tchnąć życie w zmartwiałą skorupę, w którą przyoblekł się czarodziej, ale na niespieszny marsz wystarczyło. Moc, dzika, nieokiełznana, dudniąca w najgłębszych trzewiach ziemi - Moc, której odważył się zaprzedać jako jedyny - pulsowała w nim jak olbrzymi wrzód, lecz był to ból słodki, a wkrótce miał przerodzić się w rozkosz... musiał się tylko pożywić, urosnąć znów w siły, inaczej przegra po raz kolejny, a tętniąca w jego żyłach magia wyrwie się i któż wie, czy uda mu się znowu wrócić.
W miarę zbliżania się do soczyście zielonych kotlin i pagórków, leżących u stóp potężnych masywów, chód czarodzieja stawał się raźniejszy. Źródła pożywienia mnożyły się, a on bez emocji wykorzystywał każde z nich, przywłaszczał sobie tę subtelną, a jednak stanowiącą fundament wszechświata energię, sprawiającą, że każdy kwiat i każde źdźbło tak zażarcie walczyło o przetrwanie. Po sobie zaś pozostawiał tylko ciężki, jadowity opar, jaki bucha ze świeżo rozkopanego grobu, i to grobu wybitnego skurwysyna.
Zanim zza podgórza wyłoniła się pasterska wioska, ciało maga zdążyło pozbyć się garbu, a oczy przejrzały nieco zza łuszczącej się błony. Staruch odsłonił w paskudnym uśmiechu sczerniałe, pozbawione zębów dziąsła i ruszył w kierunku chatek. Szczęście - o ironio! - wydawało się mu sprzyjać.

*

Britta nie należała do specjalnie atrakcyjnych. Pulchna, jasnowłosa, o cerze zbliżonej wyglądem do mielonki, w niczym nie przypominała posągowych, nieludzko urodziwych koleżanek po fachu, jednak to ona, a nie kto inny, zajmowała stanowisko Niższego Arcymaga Zachodniego Kręgu od czterdziestu ośmiu lat. Choć dobiegała dwóch setek, dbała o wygląd trzydziestolatki, ale często uznawała, że chyba niepotrzebnie - mężczyzn zachęcała jej pozycja i prestiż, a nie całkiem gładka twarz, której urok i tak odbierały dwa podbródki. Piersi magini ginęły w licznych fałdkach tłuszczu, podobnie jak talia, pośladki i uda zaś cierpiały na zaawansowany cellulit. Tak, czary mogły zdziałać cuda, ale niestety nie w jej przypadku - ona zwyczajnie miała pecha. Och, oczywiście, że co jakiś czas pragnęła skraść ciało jakiejś drobnej, zgrabniutkiej brunetce, ale nie była pewna, czy to nie umniejszyłoby jej głębokiej nienawiści do świata, paliwa, które pozwoliło Britcie przetrwać w tym gnieździe węży.
Nie o tym jednak myślała, budząc się obok dwóch młodych, przygłupich adeptów po kolejnym bezowocnym posiedzeniu Zachodniej Loży. Poderwała się, cała spocona, rozrzucając wokół atłasową pościel; jeden z młodzików chrapnął i przewrócił się na drugi bok gdzieś w nogach łoża. Nigdy nie śniła o Przepędzeniu, jedynym wspólnym sukcesie wszystkich czterech Kręgów; wiele lat temu wyparła z pamięci zdarzenia sprzed dwóch dekad. Panicznie bała się Czarnego i faktu, że tak potężny czarodziej jak on mógłby kiedyś... w jakiś sposób... wrócić. Wrócić przede wszystkim po nią, bo nikt nie przyłożył się do odesłania go w niebyt bardziej niż ona; strach był jednak poniżej godności Niższego Arcymaga i tłuściutka kobieta zamknęła tamten rozdział swojego życia najszybciej i najlepiej, jak umiała.
Ale teraz... czuła się, jakby nieboskłon pękł tuż nad jej głową i zwymiotował najgorszym świństwem. Aury Czarnego nie dało się pomylić z czymkolwiek, ale nie chciała, z całego serca nie chciała wierzyć gwałtownemu przeczuciu.
Tu? Teraz? Tak nagle? Nie, to nieprawdopodobne, niemożliwe, to zły sen, wyrazisty jak inne...
Britta chrząknęła i bez ceregieli obudziła jednego z adeptów, a po namyśle i drugiego. Seks uznawała za uniwersalne remedium, a tego zrobiona kariera dostarczała jej pod dostatkiem.

*

Zwierzęta uciekły na długo przedtem, zanim dotarł do pierwszych zabudowań. Psy zrywały się z uwięzi i uciekały grupami z zagród, łapa w kopyto i racicę z hałasującą trzodą.
Ludzie, pomyślał z bezgranicznym obrzydzeniem mag. Nigdy nie braliście i nie bierzecie przykładu ze stworzeń wciąż pierwotnie mądrych... tacy oddaleni od Matki, żałośni, a przekonani o swojej sile. Butne, małe larwy...
- Ale nie - wymamlał na głos. - Nie, nie. Ja nawet z was zrobię użytek.
Zaalarmowane kwikiem i beczeniem pastuchy wyległy ze swoich lepianek na wydeptany, usłany gnojem i słomą placyk na środku wioseczki. Niektórzy dzierżyli widły i inne poręczne, śmiercionośne narzędzia, z pewnością niezawodne przy spotkaniach z górskimi olbrzymami.
Byli jak na talerzu.

@meksico - do dziś do północy, czyli mam jeszcze chwilę :)

To jak w końcu robimy? Bo teraz już zupełnie nie mam pojęcia, gdzie wrzucić swój kawałek, kiedy go napiszę. Jak się nie dogadamy, to wklejam jako komentarz pod początkiem napisanym przez Roberta, najwyżej się to przeniesie czy coś.

Nie, bo nadal nie wiem, jak z limitem znaków, deadlinem i gdzie umieszczać fragment, bo jeśli naprawdę w komentarzu, to... uhm.

Nie, i co zabawniejsze, mam akurat w tym tygodniu kolokwiów jak mrówków ;) Ale najweselszy i tak jest początek naszego opowiadania, aż zapragnęłam utaplać się w kiczu w swojej części. Don't get me wrong, po prostu konwencja zbiła mnie z tropu... nie wiem, co miało być specjalnie, a co na poważnie, hehe. He.

A ja, oprócz dołączenia się do powyższych pytań chciałabym wiedzieć, jak jest ze startem. Czy moje dwie doby upływają już teraz, od ogłoszenia kolejności, czy dopiero od zamknięcia naboru, czyli od jutrzejszej północy?

Nooo, pięknie. Tradycyjnie mnie wylogowało i taki ładny komentarz przepadł ;/ No nic, będzie krócej, ale zawsze coś - opko skojarzyło mi się z Shutter Island, jeśli chodzi o umiejętne rozmycie prawdy i fikcji... w fikcji. Ty jednak nie wkręcasz czytelnika, żeby zrobić na końcu zwrot o 180 stopni; u Ciebie to elegancka manipulacja odbiorcą, którego najpierw karmisz delikatnymi sugestiami, by doszedł do najoczywistszych wniosków i uznał, że tak szybko rozszyfrował autora, a potem bach. Nic z tego. Okazuje się, że tekst wcale nie jest taki znów przewidywalny i do samego końca niełatwo za Tobą nadążyć. Jeśli dodać naprawdę niezły warsztat, otrzymujemy coś, co czyta się z przyjemnością i w pełni docenia dopiero po zakończeniu i przyjrzeniu się całokształtowi Twojego konceptu. Włożyłeś w pomysł wystarczająco dużo własnej inwencji, żeby nie wiał wtórnością, nie rozumiem tylko, po co rzeczy w stylu "diabelskiej twarzy słońca" z samego początku. Nieco kiczowate i zupełnie nie pasuje. To chyba jedyne, co mi zgrzytało, bo technicznych błędów się nie dopatrzyłam :)

Szczerze mówiąc, nie doczytałam do końca. W tym opowiadaniu wysublimowane słowa i sformułowania przeplatają się z drętwymi, nienaturalnymi wypowiedziami i nagminnym brakiem przecinków. Bardzo nierówny tekst, momentami wygląda nawet, jak pisany przez dwie osoby albo partiami przeklejany z innego źródła. Z jednej strony naprawdę po macoszemu potraktowane dialogi, suche i kompletnie pozbawione interpunkcji, a z drugiej zaskakująco zgrabne opisy. Z jakiegoś powodu gubisz się też w narracji (ew. formatowanie tekstu spaskudziło sprawę) - zaczynasz od trzecioosobowej, potem znienacka, bez żadnego zasygnalizowania, wrzucasz czytelnika do wspomnień bohatera.

Also, nie przekonują mnie wymienione w opku metropolie. Może uważne zapoznanie się z resztą opka wyjaśniłoby, czemu akurat TAK daleko położone miasta, ale Juesej jest naprawdę duże. Użycie Bostonu i LA, które leżą po dwóch przeciwnych stronach, jak by nie było, kontynentu, nie przydaje wiarygodności. Rozumiem, że główny czarny charakter musi często zmieniać otoczenie, żeby uniknąć zdemaskowania, ale nie na takie dystanse. No, chyba, że miało to służyć czemu innemu :) Btw - obawiam się, że trochę błędnie wyobrażasz sobie klimat Los Angeles, które, przypominam, leży w Kalifornii.

A, bo moja mózgownica często uprawia swobodne interpretacje drobiazgów i Dorotka, wędrująca przez dom, który już w niczym nie przypomina zwyczajnego, wzniesionego ludzkimi rękoma budynku, od razu przywołała mi na myśl Dorotkę z Czarnoksiężnika z Krainy Oz... natomiast kombinacja specyficznej nadwrażliwości i imienia Konrad w mojej głowinie dała wynik Nazywam się Milijon - bo za miliony kocham i cierpię katusze ;) Nie, żeby to miało jakieś znaczenie, czysta ciekawość. Jestem z gatunku wścibskich czytelników, którzy lubią zaglądać autorowi za literki ^^'

Filmik naprawdę niezły. Kojarzy się z projektami typu Marble Hornets albo Tribe Twelve, nie wiem, czy znasz :)

@mkmorgoth - dziękuję :) A co do tej pały, którą ktoś mi sprezentował - well, i bez jawności ocen dosyć szybko domyśliłam się, kto to, a jeśli mam rację, to rozbawienie moje nie zna granic... grunt, że sobie niunia ulżyła, bo złość piękności i trawieniu szkodzi!

Chciałam podać swój drugi typ - opowiadanie http://www.fantastyka.pl/4,3704.html by surfaceofthesun. Bardzo dobry, finezyjnie napisany, bogaty w napięcie, czarujący opisami, kopiący po ryju opek - mało w nim fantastyki, ale za to wiele fantastycznej grozy. Ogólnie rzecz biorąc, krawaty wiąże, usuwa ciąże, a Kingowi podskoczyła konkurencja ;)

Hm. Mam jakoś strasznie mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo dobry warsztat, fajny styl, widać, że to nie pierwszy tekst. Początek zacny i wciągający, a potem... sama nie wiem. Opowiadanie wygląda jak okrojone, zwłaszcza pod koniec; poza tym bohater przyjmuje nieśmiertelność, jakby to było pudełko czekoladek. Rozumiem, że jest samotnym grabarzem, który nie należy do nadwrażliwych, ale życie wieczne to nie byle co. Brakuje mi też jakichś opisów po przemianie, poza wyostrzonymi zmysłami i końcowymi wątpliwościami nie zdradzasz czytelnikowi nic z tego, jak facet czuł się w nowym wcieleniu. No, chyba, że ten tekst to prolog albo pierwsza część czegoś większego... jeśli nie, zostawiłeś bardzo otwarte zakończenie. Z chęcią zobaczyłabym w nim jakiś trop, zacieśniający ilość możliwych interpretacji... chyba, że jestem jakaś niedomyślna i rzecz jest oczywista ;) Wypisałam sobie też drobiazgi, które jakoś mi zazgrzytały:
Nie, ręka Kowalskiej nie przebiła świeżo uklepanej ziemi, ani nie przekrzywił się nagle krzyż.. Pojawił się, natomiast, dziwny osobnik..Nadszedł(...)
Ech, co to ma być? Pół kropka, pół wielokropek?
Poczułem rżnięcie w trzewiach
To "rżnięcie" jakoś mi tu nie pasuje...
poświęcenie, którego nie powinien dokonać.
Wydaje mi się, że "nie powinien był dokonać" albo "nie powinien dokonywać".

No dobra, namarudziłam się okropnie, ale dlatego, że uważam, że warto ;) Ogólnie opek podobał mi się, przeczytałam z przyjemnością cały, a do tego wywołał we mnie miłe skojarzenie z "Wywiadem z wampirem" (ciekawe, czy zamierzone). Pozdrawiam :)

Mnie też się podobało, załatwiłeś mi przyspieszoną terapię oswajania nocnych karłów, dezodorantów i gołych bab wieczorową porą <3 Momentami trochę przedobrzasz z kolokwializmami, ale było zabawnie tam, gdzie miało być, utrzymałeś lekki i fajny styl, a rażących błędów też się nie doszukałam; jakieś zaginione przecinki czy momentami nieporadna składnia to chyba wszystko. Bardzo sympatyczny tekst z przeuroczym pomysłem i wśród miłych mi, dobrze wykorzystanych bluzgów ;)

Swoją drogą, jakbym dorwała takiego szczuna, to od razu za jaja i niech dynda pod sufitem. O.

Ja też nie wiem, co napisać, zbieram jeszcze szczękę z podłogi. Wy-śmie-ni-te. Pierwszorzędny pomysł (naprawdę zaskoczyłeś mnie motywem z porywaniem ludzi po to, by ratować dziecko; zakładałam oklepanego shockera z cyklu 'szanowana rodzina okazuje się wcinać móżdżki'), wykonanie też niczego sobie. Szkoda, że nie wynotowałam sobie uwag, ale zwyczajnie nie mogłam się oderwać, co uważam za fenomen, bo ostatnimi czasy rzadko co jest w stanie utrzymać mnie zaciekawioną. I bardzo, bardzo chcącą więcej.
Znakomite, sugestywne opisy, zwłaszcza zmieniającego się domu; bawisz się czytelnikiem (a przynajmniej mną), w subtelny sposób przypominając mu o jego własnych dziecięcych lękach, które wydawały się być już od dawna zapomniane. Te części opka, mówiące o Dorotce do momentu powrotu rodziców zmiażdżyły mnie bardziej, niż opisy późniejszej masakry, bardziej nawet, niż wyjaśniająca wszystko puenta. I faktycznie, jest tu sporo inspiracji Kingiem, ale w tym wypadku to tylko dodatkowy smaczek <3
Jedyne, co nie przypadło mi do gustu, to nazbyt patetyczna końcówka - ostatni akapit. I nie chodzi o przekaz, bo ten jest jak najbardziej okej, ale słowa, w jakie to ubrałeś... za dużo patosu i przez to wyłamują się z klimatu. Dziwi mnie też to, co mówi Ola - "dam ci się pocałować"? Osiemnastolatki mają już ciut inne rzeczy w głowach, jak sądzę, a chłopięce popisy, mające skłonić dziewczynę do całowania, kojarzą mi się raczej z wiekiem 14-15. Ale to moje odczucia i nic ponadto :)
Muszę też dorzucić duży ukłon za odwagę... chyba wiadome, o czym mówię. Pokażcie mi twórców, którzy są w stanie roznieść poprawność polityczną na strzępy w taki sposób. Dzieci zdecydowanie pozostają pod ochroną w większości przypadków, a Ty zmiażdżyłeś to tabu. Żebym została dobrze zrozumiana - zaimponowało mi, że to zrobiłeś, a nie, jak to zrobiłeś (bo zaraz zostanę posądzona o radochę z faktu, że oskórowano dziecko). Kurde, mam nadzieję, że wiadomo, o co mi się rozchodzi, zwłaszcza, że zaraz będę wałkować owo jak.
Co do samego elementu sieczki... mam mieszane uczucia. Z jednej strony historia Skórzanych to ten rodzaj małomiasteczkowej opowieści, która nie może się obyć bez mięsa (świetnie widać to w momencie, gdy Ola zapoznaje Konrada z lokalną urban legend), a z drugiej zastanawiam się, czy umiejętne wykorzystanie niedopowiedzeń nie wywołałoby lepszego efektu. Nie, chyba nie. Szczerze powiedziawszy, to, co się dzieje z Dorotką... no, wytoczyłeś ciężką artylerię.
Wiem, że przedłużam, ale jeszcze słówko o moralnej zagwozdce, przed którą stawiasz czytelnika. Kto okazał się większym potworem? Człowiek, który przedłożył zdrowie najukochańszej istoty przed życie obcych ludzi i przetrzymywał ich jak mrożonki, a potem mordował? A może ludzie, którzy w walce o swoją wolność zarżnęli całą rodzinę? Nieźle ukazałeś dwie strony medalu w obydwu przypadkach, ale ja jednak poczuwam się do stania po stronie ojca. Nie, żebym specjalnie lubiła dzieci czy miała swoje (i w ogóle chciała mieć, bo nie), myślę raczej o tym, że jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto w imię ratowania ukochanej osoby posunie się do wszystkiego.

Uff. Może i mało tu fantastyki, ale dla mnie absolutnie leci do ulubieńców miesiąca.

Adam zamknął oczy i uderzył w falującą klatkę. Wyszarpnął z pewnym trudem(...)
Co wyszarpnął? Zabrakło noża.
Brakuje przecinków, często pojawiają się powtórzenia. Mam wrażenie, że opowiadanie napisane i opublikowane na jednym wydechu, bez wrzucenia go na warsztat, ale to jest do nadrobienia :)
Pomysł ciekawy, ale zdaje się jakiś niedopracowany. W którymś momencie zabrakło mi intensywniejszego przeplatania się różnych rzeczywistości. Duży plus natomiast za to, że trzymasz nad tym kontrolę i pewnie prowadzisz narrację; sporo autorów, stawiających na teksty w tym stylu, gubi się we własnej produkcji.
Pozdrawiam :)

Zrobiło mi się teraz miło do kwadratu i w ogóle urosłam 10cm, dzięki, misie :) Co do tych ocen - nie wiem. Może komuś się nie podobało tak, że aż musiał wsadzić na przykład 1 i uznał, że szkoda zachodu na pisanie, dlaczego. Może czysta złośliwość. Dla mnie najważniejsze są komentarze, bo dowodzą, że jednak nie urwałam się całkowicie z choinki :) Zresztą, w całokształt kwestii wystawiania tu ocen nie zagłębiałam się za mocno, ale od początku jestem zdania, że powinno być jawne, kto na ile zagłosował plus przymus uzasadnienia. Kurde, tu chodzi o konstruktywną krytykę, a nie o cichociemne besztanie tych, co się ich nie lubi (thank you, mrs naive).

Co do tematu - ja chyba poczekam do ostatniej chwili, bo na razie nie mam czasu porządnie przejrzeć wszystkich opowiadań, a nie wierzę, żeby nie uzbierały się trzy typy. Na razie moim faworytem też jest fenomenalna historia o wilkołaku burego wilka: http://www.fantastyka.pl/25,3428,3583.html :)

Durne. I tyle. Nie wiem, jaki to ma w ogóle mieć cel, dalsze uwstecznianie ludzi i tak dupnie operujących językiem pisanym? Mnie przeszkadza, kiedy ktoś pisze jak ciul i nie widzę powodu, dla którego nie miałabym go/jej o tym poinformować. Poza tym, jako bezmózga idealistka uważam, że konstruktywna krytyka tekstu zawsze łączy uwagi odnośnie wykonania, jak i pomysłu. Zresztą, suche opinie "JAK" są tak samo irytujące, jak nic niewarte opinie "CO" (z cyklu "no, fajne", "do bani", "penis").

Czytam sobie te wasze wypociny, bo raz, że muszę, a dwa, że mi za to poniekąd płacą
MOTIVATING HERO

Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze :D @Wolimir Witkowski - korba, jak tak teraz o tym wspomniałeś, to ja właściwie też nie wiem. Słyszałam, że mieszkał na drzewie... takim z, no wiecie, dziuplami.

Nie, przy niezobowiązującym wysyłaniu tekstów. Przy próbach wciśnięcia wydawnictwu swoich potworków. To mnie ciekawi, bo sama nie wiem nigdy, co napisać... jakoś schematyczna gadka o tym, jakim obiecującym artystycznie studentem jest autor, do mnie nie przemawia.

Pojęcia nie mam, nie zwróciłam uwagi, ale skoro tak, moje życie straciło sporo sensu i w ogóle już wiem, skąd dzisiejsza chandra D:

Najbardziej w tym tekście doceniam pomysł. Opowiadanie z początku wciągające i trzymające rozpędem gdzieś do połowy, ale niestety, końcówka trochę je kładzie. Chyba potraktowałeś ją za bardzo po łebkach. Co do fragmentów pisanych kursywą - mnie nie nużyły. Jest coś urzekającego w opisach rzeczywistości małego i dorastającego Edwina, zwłaszcza, że przekonująco stworzyłeś świat.
Co mnie bardzo boli, wsadzasz swojemu opkowi grabie w tyłek nieznajomością interpunkcji. Często brakuje przecinków (a nawet kropek), utyka zapis dialogów, tak jak wspomniał ktoś wyżej. Powtórzenia i "tą" zamiast "tę" też nie umilają czytania. Gdybyś nad tym popracował, byłoby lepiej niż dobrze :) Pozdrawiam.

Ciekawy szorcik, fajny pomysł na personifikację i nareszcie słońce nie jest facetem. :) Bardzo przyjemnie czyta się opisy, nie dość, że masz bujną wyobraźnię, to jeszcze potrafisz używać plastycznych słów i konstruować z nich takie bajecznie pastelowe obrazy. Proponowałabym jednak dokładnie przewałkować tekst na głos, plączą się tam powtórzenia, dla niektórych wyrazów (np. pióropuszy) przydałoby się znaleźć synonimy. Nie podoba mi się też użycie czasownika "zaczepiały" w jednym z pierwszych zdań - jakoś tak zakłóca gładkość i aksamitność opisu.

Łał. Zaczęłam czytać bez przekonania, kończyłam, pędząc na łeb, na szyję, zżerana ciekawością. Troszkę rozwlokłeś część, w której Twój bóg zmaga się sam ze sobą, ale sama końcówka mnie wzruszyła. Chwilami troszeczkę nieudolnie technicznie, ale żadnych rażących błędów nie ma, a takie rzadkie "niegładkości" giną w przyjemności czytania. Rzeczywiście, uniknąłeś zbędnego filozofowania, przekazałeś to, co chciałeś, prosto. I, ośmielę się powiedzieć, na swój sposób pięknie. Pewna część wymowy tego opka jest mi bardzo bliska, ale to już 100% prywaty, więc nieważne ;) Kicz... może? Niemniej w dozie przewidzianej dla takiej stylizacji. Chciałam się pomądrzyć, że tu fabuła to tylko pretekst, żeby zaprezentować jakoś meritum tego tekstu, ale po co? Podobało mi się, po prostu. Pozdrawiam.

Świetne, przede wszystkim pomysł, bo o wykonaniu złego słowa nie można powiedzieć. Zabawne w delikatny sposób, zresztą wcześniejsze komentarze wyczerpały temat. Przeczytałam z wielką przyjemnością :)

@Ajwenhoł - próby znalezienia choćby raz jeszcze czegoś sensownego w zachodniej fantastyce, niszowej i bardziej mainstreamowej, absolutnie nie przeszkadzają mi w równie upartym przekopywaniu się przez polskich twórców. Przykład z "amerykańskim szajsem" pił do tego, że tam wydaje się niemal wszystko, a już pomijając ichniejsze kwestie rynkowe czy potrzeby odbiorców, te kaszalociki swobodnie dopływają do nas w setkach. Wish it was the other way round.

Odnośnie Pilipiuka zgadzam się z barankiem, nic dodać, nic ująć. Niejeden pisarz najpierw urzekł czymś fajnym, a potem zwyczajnie się "przepisał"... zresztą, ile można? Każdy motyw kiedyś się wyczerpuje. Ciekawa jestem, ilu niechętnych Adżejowi "umiałoby tak jak on" i, co ważniejsze, z tym samym wdziękiem.

Mnie podobne myśli łapią przy porzucaniu kolejnego hamerykańskiego gniota, ale idą bardziej w kierunku kwiku nad niesprawiedliwością, niż motywacji :) Ostatnio pizgnęłam w kąt szajs D. Farlanda (któryś tom Władców Runów, a jakże), zastanawiając się nad tym wszystkim - od czystej i burackiej zazdrości (DLACZEGO REDNECKI JEGO POKROJU MOGĄ, A JA NIE) aż po sprawy głębokie jak świeżo wybrane szambo (och, czymże jest sztuka dla współczesnego odbiorcy, a czy pisarz ma jeszcze prawo egzystować, uprawiając czystą pasję, a nie pisząc tylko pod publiczkę I DLACZEGO, NA MIŁY BÓG, KING NIE DOŚĆ, ŻE MÓGŁBY OPUBLIKOWAĆ SOBIE SWÓJ RACHUNEK ZA PRĄD, TO JESZCZE SPRZEDAŁBY GO W 8912640183461795368532874 EGZEMPLARZACH). O.

Nie, Mandy dość długo była prostytutką, w ciążę zaszła, mając 23 lata i próbując z tym skończyć. W jakich czasach... hm... nie narzucałam sobie niczego konkretnego, ale teraz, kiedy o to zapytałaś, myślę, że początek wydarzeń uplasował się gdzieś w latach 80. ubiegłego wieku. Chyba. Ten tekst bardzo lubi żyć własnym życiem, więc przypuszczam, że okaże się samo :)

Ciekawy pomysł; może nie szokująco oryginalny, ale tekst mnie wciągnął. Nie wiem, czy zapytać o dalszy ciąg, bo to zależy wyłącznie od interpretacji kluczowych elementów Twojego opka, a tych (interpretacji, nie elementów) upatruję się już teraz dwóch. Zdecydowanie musisz poprawić wykonanie. Brakujące przecinki, momentami toporne zdania, brakuje tu trochę samodzielnej praktyki. Nie rozumiem też celu umieszczania numerków na początku każdego akapitu... ani to ładne, ani potrzebne. W kwestii treści jeszcze - za mało mi psychiki bohatera. Jak na kolesia, który stracił ukochaną kobietę, popadł w tęgie finansowe kłopoty i ma coś w ścianie, Pawła potraktowałeś bardzo płytko. Muszę natomiast przyznać, że na narzędziach i remontach znasz się zdecydowanie lepiej niż ja ;)

Bardzo przyjemne, gładko wchodzące opowiadanie, a fragment o rozprawieniu się z nową psiapsiółcią Marka - pyszny. Gdzieś tam plątały się jakieś drobne błędy, głównie zła pisownia 'nie' z różnymi częściami mowy, ale to duperele, które sama na pewno byś wychwyciła przy drugim czy trzecim przeczytaniu. "Szef" - mrrrau ;D Czy ciąg dalszy/rozbudowa są w planach? :)

@Suzuki M. - bardzo mnie to cieszy, dzięki :) Takie komentarze to właśnie motywacja, żeby złapać tekst za kudły i pociągnąć go dalej :) Co do języka, też prawda, mam tendencję do długich, zagmatwanych zdań i chwilami niepotrzebnie trudnych słów, przez które niestety nie wyglądam na mądrzejszą ;) Gorzej, że im więcej razy przeczytam takie plątaniny, tym bardziej sama się w nich gubię, nie umiem zdecydować, na ile mogą być niezrozumiałe dla postronnych i sama z jebitnym brakiem wdzięku zbijam się z tropu. Żenujące, wiem :D

Ok, ale jak sama napisałaś, prolog zbyt wiele nie wnosi. Jest różnie z przecinkami - albo brak, albo zbędne, przykładowo: "(...)bladej, jak maska twarzy" - niepotrzebny przecinek; "Ciekawska jaszczurka, wyjątkowo odważna trąciła(...)" - "wyjątkowo odważna" to wtrącenie, przed i po nim powinien znajdować się przecinek, poza tym nie lepiej napisać "ciekawska, wyjątkowo odważna jaszczurka trąciła"?. Czekam na ciąg dalszy, żeby móc powiedzieć więcej.

Kolejne Twoje opowiadanie, przy którym klaszczę w łapki i popiskuję jak ta Kicia jedna <3
Dobra. Brakuje kilku przecinków, ale ja WIEM, że to przez nieuwagę, czasami uciekają Ci literki ("chemi"), poza tym nic gorszego nie wyłapałam. Pomysł znowu sympatyczny, czytało się szybko i przyjemnie, Heniek ubawił mnie jak nie wiem co (chociaż z drugiej strony nikt nie lubi rasistowskich żarcików tak bardzo jak ja). Nie jest to faktycznie poziom historii o wilkołaku, ale nie, nie przeoczyłam daty pod opowiadaniem :) Cenię Twoje pisanie za wprawną rękę do absurdu. Chajzer na koniec... hm... spodziewany tak samo, jak hiszpańska inkwizycja. ;)

Wybacz, ale dla mnie ten tekst jest zupełnie niestrawny. Nie chodzi bynajmniej o warsztat - koledzy wyżej powiedzieli już, co kuleje, a ja nie mam raczej innych technicznych zastrzeżeń, rzeczywiście potrzebujesz po prostu treningu. Tym, co mnie kompletnie odrzuciło, jest Twój sposób wykorzystania Cthulhu. Od razu zastrzegam, że jestem zwyczajnie stronniczą psitą, zakochaną w twórczości Lovecrafta, więc nie bierz tego specjalnie do siebie, ale to, jak uczłowieczasz Wielkiego Przedwiecznego, kompletnie anuluje całą magię wokół niego. Jeden z najsłynniejszych cytatów Howiego traktuje właśnie o tym, że najsilniejszą ludzką emocją jest strach, a najpotężniejszym rodzajem strachu jest lęk przed nieznanym. Gdyby Lovecraft nie budował fenomenu Przedwiecznych na "niemówieniu" o nich i podsycaniu w czytelniku obaw przed tym, co leży poza granicami ludzkiego pojmowania, prawdopodobnie wyszedłby na idiotę, bojącego się monstrualnych jaj na słoniowych nogach (próba filmowej adaptacji The Dunwich Horror udowodniła, że Howiego się NIE filmuje). Ty natomiast zbliżasz się już w kierunku dziwacznego pastiszu. Z jednej strony wspomniany przez kolegów patos, z drugiej Cthulhu, mówiący (!) "gówno", "ty głąbie"? Nie wiem, jakiego podejścia odbiorców oczekujesz, ale w moich oczach to, niestety, pomyłka. A szkoda, bo sam pomysł zderzenia biblijnego i lovecraftowego mitu jest intrygujący. Gdybyś zmienił konwencję i spróbował napisać to od nowa, całkiem możliwe, że wyszłoby z tego coś mocnego. Chętnie przeczytam, jeśli podejmiesz kiedyś taką próbę :) Pozdrawiam.

@exturio - a ja, z perspektywy czytelnika, oceniam, że wyszło Ci to całkiem nieźle :) Może powinieneś troszkę rozbudować to opowiadanie i pobawić się sytuacjami, tak, by skontrastować rzeczonego nastawionego na konsumpcję maklera (dobrze wybrałeś zawód, też narzuca poczucie, że bohater to takie Dwie Twarze) z kolesiem, który zmienia łeb kochanka narzeczonej w mokrą plamę. Postawiłeś głównie na tę dziką, nieludzką stronę, a może, gdybyś pokazał więcej tej drugiej, więcej beznamiętnej machiny i zwyczajnej kapitalistycznej świni (hehe ;)), momenty "budzenia się" demona klepałyby po gębie jeszcze bardziej. Lubię teksty sugerujące, że największą wadą ludzi sukcesu nie jest tylko brak skrupułów. Ba, w ogóle przepadam za wizjami, w których w każdym z nas siedzi coś więcej, w których wszyscy mamy wiele, wiele różnych twarzy. Są paskudnie bliskie prawdzie.
Ewentualnie to po prostu ja jestem rozmiłowana w swoim choleryzmie i uważam zabranie się z nogą od krzesła za mendę, która człowieka zdradza, za prawidłowe zachowanie ;D

Gdyby nie słowo wyjaśnienia, nie powiedziałabym, że to debiut w narracji pierwszoosobowej. Może nie pięćdziesiąty ósmy tekst w tym stylu, ale na pewno nie pierwszy. Chwilami jest - jak na mój gust, oczywiście - odrobinę za sucho, chyba wolałabym być wciągnięta głębiej w bohatera, ale to raczej moje upodobanie do włażenia w cudze myśli.
Innych zastrzeżeń nie mam, jedyne, co sobie przypominam, to "zapach kwiatowego perfum" - kwiatowego? Wiem, że ze słowem "perfumy" w naszym języku jest nieco kłopotów, ale albo ja jestem niedoinformowana, albo "perfumy" nie mają liczby pojedynczej. Jeśli jest inaczej - my bad :) Poza tym warsztat doskonały.

Chciałam na tym skończyć swoje wymądrzanie, ale przeczytałam to opowiadanie jeszcze raz i nie mogę zostawić komentarza bez dodania, że po prostu to, kurde, lubię. Nie to, że mam słabość do opowiadań w takiej narracji z wspomnianych wyżej powodów. I nie to, że cenię, kiedy autor ma odwagę opublikować coś, nie usuwając z tekstu całej tej swojej intymności, jaką w nim zostawił. Właściwie to nie wiem, co. Chyba utożsamiłam się z bohaterem ;)

W takim razie wybacz, że dopatrzyłam się męskiego zwisu w męskim nicku, ale tak jakoś nie zwykłam sprawdzać, czy Pawły nie okazują się przypadkiem kobietami. Chyba, że nazwa usera tylko wygląda na imię i coś, i jest o wiele bardziej enigmatyczna. Poza tym nikt za Ciebie nie decyduje, na co liczysz na tej stronie, dowiedziałaś się co najwyżej, jak to wygląda w oczach innych ludzi, a na cokolwiek liczysz, licz się przede wszystkim z krytyką, w końcu to jej szuka tutaj większość publikujących. Zresztą wrzucanie tekstów w takim tempie też nie przyniesie Ci raczej konstruktywnych opinii za każdym razem, ale jor czojs, jak sama zaakcentowałaś. :)
Za słowa uznania dziękuję, a co do tego, co "Skrzypek" ma wspólnego z fantastyką... jeśli ustalimy szczegółowe ramy gatunkowe, wtedy będę mogła się nad tym zastanowić, bo na razie w moich oczach nie odstaje. Nie bardziej niż wiele innych wrzucanych tu tekstów. :)

Nadal jest nieźle, ale i nadal mogłoby być lepiej. Ktoś tu jest niegrzeczny i dalej nie czyta sobie swoich rzeczy przed publikacją ;) Wiesz, zawsze dobrze jest odczekać dzień-dwa i dopiero przewałkować swój tekst. Pisz dalej, ćwicz, już widać, że jest trochę bardziej gładko. Czekam, co będzie dalej :)

A ja się zgodzę z exturio. Chłopie, pisanie nie polega na wtłuczeniu do Worda wszystkiego, co Ci ślina na język przyniesie, i wklejeniu tego tutaj. Potrzebujesz jeszcze mnóstwa samodzielnej pracy, a na razie chyba liczysz, że użytkownicy tej strony odwalą za Ciebie całą robotę, oceniając każdy Twój tekst tak, że naniesiesz proponowane poprawki i będzie z czapy, bezbłędnie.
Poza tym nie uważam, żeby nadmierne i nieprzemyślane dzielenie się ze światem swoim pisaniem czemukolwiek służyło. Za jakiś czas to nie będziesz Ty, tylko publiczka, pod którą zaczniesz tworzyć, plus porady/uwagi/krytyka innych ludzi.
"w natłoku Twoich prac może zniknąć coś naprawdę wartościowego, co przeczytałbym z chęcią i radością, bez poczucia zmarnowanego czasu." - pod tym podpisuję się wszystkimi ręcyma.

@disorder - czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Dużo. Nic innego nie wpoi Ci przede wszystkim zasad ortografii i interpunkcji, a i żadnym innym sposobem nie otrzaskasz się z operowaniem językiem pisanym, jak z pomocą książek. O pańciach polonistkach faktycznie można zapomnieć.

W takim razie muszę przyklasnąć pełnej profesce :) Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam w zwyczaju gzić się ze swoim tekstem i, zanim zacznę pisać go dalej, wałkować kilka poprzednich akapitów znak po znaku. Co do studiowania lingwistyki i lubienia tego (!) - ja jestem na dwóch filologiach i powracające językoznawstwo to jak kij w krzyżu... ale pewnie dlatego, że wymaga to smykałki do rzeczy ścisłych i wspomnianych przez Ciebie zdolności analitycznych, a ja w tych kwestiach jestem skończonym tumanem. :)

No dobra, tak naprawdę najbardziej ujął mnie fragment o Twojej dziewczynie :D Powinnam pokazać Twój komentarz swojemu facetowi i zapytać, gdzie on ostatnio poinformował świat o moim geniuszu :P

Cacko :D Nie dość, że napisane bezbłędnie pod względem technicznym, to jeszcze z pomysłem i nienachalnym, przyjemnie ironicznym poczucie humoru. A zważywszy, że bardzo gustuję w krótkich, acz treściwych i po prostu soczystych tekstach, dla mnie miodek.

Brakuje mnóstwa przecinków, "Cię", "Ci" niepotrzebnie pisane wielką literą. O treści trudno coś powiedzieć, bo fragment bardzo krótki.

Przyczepianie się do "krótkich zdań" jest bez sensu, taka konwencja, ale konstruowanie z nich absolutnie całego opowiadania jest nieporozumieniem. Nieźle napędzasz nimi tempo, z tym, że to metoda dobra miejscowo - ja, prawdę mówiąc, zwyczajnie się zmęczyłam przy czytaniu tekstu, w którym nie ma ani jednego (?) zdania złożonego. Chwilami tracisz też kontrolę nad tym, nazwijmy to, strumieniem świadomości - tak jak już ktoś napisał, zgubiłaś się z narracją, ale to chyba wynik nieuwagi. Poza tym dobrze, eksperymentowałaś i wyszłaś z tego całkiem obronną ręką. Do wyczyszczenia są pierdółki (jak choćby "Ci", "Ciebie" itd. pisane wielką literą w dialogach - to nie Twoja rozmowa z kimś, to element prozy!). I nie bierz do siebie krytyki, przecież wszyscy oceniamy, żeby sobie nawzajem pomóc, a nie uprzykrzyć życie :) Pisz dalej, ja czekam.

Ode mnie również słowa uznania :) Masz naprawdę porządny warsztat, trudno mi przyczepić się nawet do drobiazgów pokroju brakujących przecinków. Tylko jedno pytanie - przeczytałaś sobie ten tekst przed publikacją? Bo plączą się po nim maleńkie zgrzyty, które zapewne od razu byś wyłapała, czytając na głos. Prosty, a bardzo skuteczny sposób :) Chodzi mi o rzeczy w stylu "(...)lekko zagryza wargi, jakby z bólu. Bólu nie wywołanego jednak przesiadywaniem na ostrych odłamkach skał". Rozumiem oczywiście zastosowany tutaj zabieg z powtórzeniem słowa "ból", ale jak dla mnie akurat kropka, a nie inny znak, zaburza rytm pochłaniania opowiadania ;)

Niezłe, sugestia odnośnie piekła - mocna, ale nie jestem miłośniczką takiej... hm... patetycznej konwencji. Niemniej jednak popracuj nad stylem, żeby uniknąć możliwie największej ilości kiczu (niestety chyba nieuniknionego przy takiej stylizacji); pobaw się słowem i pokombinuj, niech to, co piszesz, klepie po gębie, niech wyciśnie łzę z oczu i wreszcie niech rzeczywiście skłania do zastanowienia się nad przesłaniem.

Dziękuję :) @lbastro - słowem wyjaśnienia miałam nadzieję ograniczyć reakcje podobne do poprzednich, z jakimi spotkał się ten shorcik, w stylu "uuuueeeyyyuoooo, co to jest, bzdet jakiś, szajs, naćkane kurwów i nic poza tym, bez sensu, a puenta niezrozumiała". Ale, skoro mówisz, że tekst broni się sam... chyba faktycznie skasuję :)
@geenee - to prawda, właściwie powinno być "na niej", walczyłam po prostu o regularne dozy prostactwa w każdym zdaniu. :)

I ja też poproszę ciąg dalszy :) więcej, szerzej i mocniej, że tak brzydko powiem, ale cóż poradzić, że pomysł ciekawy.

"Oparte na faktach" umieściłabym na początku :) Ech, krótkie, za krótkie - czytało się tak przyjemnie, że chętnie zobaczyłabym ciąg dalszy. Doskwierały mi tylko brakujące przecinki, których systematycznie nie ma przed adresatami wypowiedzi bohaterów ("spokojnie kochanie", "wszystko w porządku kochanie" <- albo ja jestem zboczona na punkcie każdej kropki nad 'i', albo przed "kochaniami" powinny być przecinki ;)). Myślę, że powinnaś to rozbudować i pociągnąć dalej, bo tekst jest po prostu bardzo fajny... ale śmierci Felineusza nie mogę odżałować. ;(

To mi się podobało. Widać u Ciebie więcej niż sporo Sapkowskiego w różnym wydaniu (nie mówię oczywiście o bezpośrednich odniesieniach) :) Masz fajny styl, tekst stoi na wysokim poziomie, a za język kaszubski dźwigam swój wielki tyłek z krzesła i biję brawa na stojąco. Oryginalna odskocznia od prób 'standardowej' archaizacji języka, na dodatek całkiem udana. Poza miejscowymi brakami przecinków chyba nie mam większych zastrzeżeń. Epilog - mistrz.

Nowa Fantastyka