Profil użytkownika

Uwielbiam groteskę, absurd i przestrzenie liminalne.

Moja nazwa użytkownika pochodzi od imienia, nie ma na celu nikogo urazić.


komentarze: 35, w dziale opowiadań: 35, opowiadania: 20

Ostatnie sto komentarzy

Koala75, pozostaje mieć nadzieję, że karp nie utknął nigdzie po drodze :>

 

beeeecki, wolałam właśnie uniknąć dołującego zakończenia, nie wiem czemu. Spóźniona, na życzenia odpowiadam nawzajem i również pozdrawiam!

cezary_cezary, szort w istocie bardzo króciutki, ale obawiałam się go przegadać. Dziękuję za przeczytanie.

 

Canulas, karpie w istocie bywają sympatyczne. Dzięki za komentarz!

 

Bardjaskier, najlepsze takie karpie, które wcześniej nie uniemożliwiają zażycia kąpieli. Pozdrawiam również :>

 

Realuc, właśnie pomyślałam, że wykorzystanie młotka byłoby najbardziej przewidywalnym zakończeniem. Poza tym trochę nie miałam serca. Dziękuję za komentarz!

 

Outta Sewer, opowiadanie z pewnością nie jest wybitne, szczególnie że właśnie bardziej skupiłam się na języku i zmysłowym doświadczeniu niż na fabule. Właściwie to bardziej taki obrazek niż opowiadanie. Pierwsze zdanie faktycznie nie najszczęśliwsze. Dziękuję za opinię!

Street Freighter, ups, w kwestii języka szanuję za research. Jeśli chodzi o "cholerne", brzmi to po prostu dla mnie nienaturalnie, ale oczywiście masz prawo zostawić tekst w dotychczasowej formie. Co do ostatniej uwagi: chodziło mi o to, że mrzonki młodej dziewczyny o romantycznej relacji z dużo starszym mężczyzną, choć zrozumiałe, są niekoniecznie najlepszym pomysłem do rozwoju fabuły. Ogólnie całość całkiem mi się podobała, może pomijając ten nieszczęsny sen. Powodzenia z dalszą twórczością!

Własne wizje historii „co by było, gdyby…” wcale nie są najłatwiejsze do wymyślenia, ale Polska w latach 60. bez piętna II WŚ zabrzmiała dla mnie bardzo zachęcająco. Niestety nie poczułam tego klimatu, bo wizja panienki z dobrego domu z własnym szoferem i korepetytorem pasuje bardziej nawet do wcześniejszego okresu. Język bohaterów również nie zawsze pasuje do epoki („zadupie”, „odwal się”, „psiapsióła”). Trochę mniej serio: popularność niemieckiej muzyki… popularnej trochę mnie przeraża.

Pozwoliłam sobie wytknąć kilka usterek:

sprężynowały miękko pod stopami

Dostałabym zawału, wspinając się po takich schodach.

o niepokojąco agresywnych kształtach i zamiarach

Czy kształty same w sobie mogą być agresywne? Zamiary zresztą też, pomijając fakt, skąd w ogóle o tym wiemy.

To matematyka – uzmysłowiła sobie Anka. Dlaczego matematyka?

Nie mam zielonego pojęcia. Ale brakuje pauzy przed kwestią dialogową.

Podniosła głowę, zamrugała oczami.

No błagam, tylko nie sen. Należy sobie zadać pytanie, jak nużące muszą być to lekcje, skoro Anka zdołała zasnąć tak twardo, że doszło do fazy REM.

Dziwny sen – pomyślała Anka, sprawnie przepisując notatki

Mistyczny, do bólu symboliczny, trochę mniej podobny do snu, a bardziej do widzenia proroka. Przyznam, że nie przepadam za takimi rozwiązaniami.

– Znajomy Taty. Jakiś Niemiec.

W partiach dialogowych szacunek do taty nie musi być podkreślany wielką literą.

Podobno cholerne

Może lepiej cholernie jakieś. Bo samo „cholerne” dużo mi nie mówi.

zwłaszcza że nie miała nawet za specjalnie piersi.

Trochę nieporadnie do brzmi.

Czy ja… mogę się podobać? – zastanowiła się nagle

Nawet jeśli, to podobanie się chłopu, który był na wojnie z jej ojcem, nie brzmi dobrze.

Hej, zauroczyła mnie nazwa Twojego profilu :>

Kwestia zamarłej biżuterii została poruszona, więc może ją pominę, ale co do innych rzeczy:

zamilkła urywając… 

Tutaj powinien być przecinek tak jak przed każdym imiesłowem kończącym się na -ąc, -łszy, -wszy

Kobieta w środku

Może lepiej „pomiędzy”? Wtedy najpierw pojawiłby się opis mężczyzn, którzy ewidentnie są mniej znaczący, postać kobiety zaś na samym końcu.

Durze

Mam nadzieję, że to zwykłe niedopatrzenie.

o kolorze bladym

Nie istnieje kolor blady, oczy mogłyby być albo po prostu „bardzo jasne”, albo na przykład „bladoniebieskie”, czy też „lodowobłękitne”.

 

Ze zgrzytem w kwestii „obleczenia w skórę” również się zgadzam, podobnie dziwnie brzmią „skrojone” usta; o ile bohaterka nie jest kukiełką, takie krawieckie określenia są chyba nie najszczęśliwsze.

 

Czyli jednak odpowiednia technika zbierania grzybów jest ważna

Pierwsza część opowiadania to przeplatająca się retrospekcja i rozwijająca się relacja Borga i Sergiego. To byłoby w porządku, tyle że akcja wlecze się tutaj niemiłosiernie i zdążyłam się trochę wynudzić, by pogubić się kompletnie w momencie, kiedy coś zaczęło się dziać. Brakuje mi w tym opowiadaniu większej ekspozycji, bo część zjawisk jest tłumaczona po łebkach, zaś zbyt dużo uwagi poświęca się Borgowi pytającemu Sergia, czy ten dobrze się czuje. Rozmowa o misji Sergia mogła się pojawić dużo wcześniej, kosztem nudnych pogawędek.

 

Pozwoliłam też sobie zwrócić uwagę na niektóre błędy:

 

płynie strumyk. Leżał i był czymś przykryty

Strumyk leżał i był przykryty? Pewnie nie, ale tak to brzmi. Ten błąd wpływa na cały akapit, więc trzeba go zmienić, by było wiadomo, że chodzi o bohatera.

Uważaj na swoje rany

Myślę, że ten zaimek jest zbędny, bo wiadomo, że chodzi o rany bohatera.

Przekręcił głowę do góry

Dziwnie to brzmi, czy da się przekręcić głowę w inną stronę niż prawo i lewo?

Ciemną postać postawnego mężczyzny

Może po prostu albo ciemną postać, albo postawnego mężczyznę?

Powinieneś odpoczywać i nie próbować wstawać

Jedno wynika z drugiego, można by zrezygnować z tego uzupełnienia.

Rzekł mężczyzna patrząc

Zapodział się przecinek przed imiesłowem.

Sergi pozwolił napoić się

Brzmi to nieco dziwnie.

stojącego obok młodzieńca, który był jego bratem.

Może zamiast tego: „zapytał stojącego obok brata”?

Czy wiesz co oznacza słowo Sergi?

Ja dalej nie wiem.

w słońcu, które wpadało do jaskini

Słońce nie wpadało do jaskini, tylko jego promienie.

W skale wykute były różnej wielkości wnęki, niczym półki, a w nich różne skórzane worki i sakiewki.

To brzmi, jakby w skale wykute były też worki i sakiewki. Potrzebne jest orzeczenie, np. „a w nich znajdowały się różne skórzane worki i sakiewki”.

Jedne były mocno wypchane jakimiś drobnymi rzeczami, na powierzchniach innych odbijały się kanty umieszczonych w nich przedmiotów.

Jedne były wypchane, ale skoro na powierzchni innych odbijały się kanty, to znaczy, że też były wypchane. Przeredagowałabym całe zdanie, ponieważ brzmi ono nieco niezręcznie, zaczynając od “różnych drobnych rzeczy”, a kończąc na kantach odbijających się na “powierzchniach” worków.

Szybko zjadł papkę zerkając

Przecinek potrzebny przed imiesłowem.

jego oczy śmiały sie przez moment w milczeniu

Hmmm.

cisza jaka panowała w korytarzu

Może „cisza panująca w korytarzu”?

Gdy się obudził było już ciemno. Borg siedział przy ognisku zastygły w bezruchu. Sergi machnął powoli ręką mu przed oczami. Nawet nie mrugnął. Usiadł i zauważył, że miał już ściągniętą część opatrunku.

Pojawił się chaos w narracji i teraz nie wiadomo, kto nawet nie mrugnął, a kto usiadł i zauważył. Oczywiście można się domyślić, ale z tekstu to nie wynika.

Poza tym wydaje mi się trochę dziwne, że w momencie gdy jego towarzysz trwa w stuporze, Sergi zjada sobie spokojnie posiłek i idzie się wysikać. Okej, być może wie, że ten stan nie jest groźny, ale czytelnik nie wie, co jest konfundujące.

Koala75, dziękuję za zwrócenie uwagi na literówkę i miłe słowa (bo już trochę tracę wiarę w tę historię). Całość pojawi się na pewno na Wattpadzie, pod tym samym tytułem i nickiem, tutaj może też

Wiewiórki są super, dopóki nie wnika się w ich spiski na skalę światową. Zdjęcie bardzo wymowne, a Ruda nad wyraz czarująca :>

Jako imienniczka pani robot poczułam się w obowiązku skomentować. Opowiadanie mi się podobało, jednak skojarzyło z Ex Machiną, gdzie fabuła była dość podobna – maszyna zaprogramowana tak, by rozkochać w sobie jej testera, skłania go do uwolnienia jej z więzienia stworzonego przez ludzi. Tutaj jednak pozostajemy tylko z "pragnieniem" robota, które mogłoby być zapowiedzią dalszych wydarzeń. Jeśli chodzi o system punktowy – ten pomysł widziałam kiedyś na tik toku, nie wiem czy pojawił się gdzieś indziej. Jestem ciekawa, czy również widziałeś te filmy, czy pomysł na historię powstał w Twojej głowie niezależnie. Mam jedną wątpliwość, jeśli chodzi o krwawienie Anny – nie jest to w żaden sposób funkcjonalne, pomijając wywoływanie podziwu u ludzi. Może gdyby Anna miała za zadanie faktycznie udawać człowieka, by kogoś/coś zinfiltrować, miałoby to sens, ale w opowiadaniu nie pojawia się takie rozwiązanie.

Mam słabość do seriali kryminalnych, w których pojawiają się dowcipne przekomarzanki kryminalnych z patologami wcinającymi kanapki nad zwłokami, ale co za dużo, to niezdrowo. Spora część tej historii to wzajemne przerzucanie się ripostami, które często nie mają wiele wspólnego z tematem opowiadania, dialog ciągnący się na kilka linijek bez żadnej narracji, która pozwoliłaby odsapnąć.

Nie mam słabości do postaci posługujących się gwarą, która gwarą tak naprawdę nie jest. Boli mnie ten niekonsekwentny śląski, który tak naprawdę nie opiera się wyłącznie na „jo wiedzioł, jo widzioł” ani na nazywaniu ludzi „hanysami” – zresztą imo te influensery to bardziej gorole.

Przyznaję, że nie dokończyłam opowiadania, ale pewnie zrobię to w wolnej chwili, bo lubię kryminały i zainteresował mnie pomysł z klejem w żyłach.

Mam szczerą nadzieję, że tekst nie jest pisany pod wpływem własnych doświadczeń. Kilka tekstów szczególnie mnie uderzyło (pewnie dlatego, że znam je z autopsji), ale nie wiem, czy to wystarczy do zbudowania prawdziwie przejmującej historii. Strasznie to krótkie i właściwie, zanim dobrze się zaczęło, to już się skończyło.

AP, zabieg ze zmianą perspektywy był celowy, choć faktycznie mogło wyjść to chaotycznie. Dzięki za przeczytanie i komentarz

Tarnina, widać za bardzo przyzwyczaiłam się do wattpadowych realiów, gdzie nazwa taka jak moja nie jest szczególnie szokująca.

Jeśli to fragment, to mam nadzieję, że fakt, że nie kapuję, czym nasz bohater zasłużył sobie na taki los, nie jest oznaką ignorancji z mojej strony.

 

Nie jestem tutaj naczelną redaktorką, ale w oczy rzuciły mi się trzy rzeczy:

„o coś potknąłem się” → to błędny szyk, powinno być „potknąłem się o coś”

„ilość ciosów” → ciosy są policzalne, powinna być „liczba ciosów”

Poza tym w jednym miejscu piszesz „orki”, w innym „orkowie”. Oczywiście poprawna jest druga wersja (o ile nie piszesz o tych uroczych morskich mordercach), ale warto to ujednolicić

Gdybym musiała egzystować w 50 stopniach w dzień, też pewnie wolałabym umrzeć. Właściwie to mam ochotę umrzeć nawet przy obecnych temperaturach xd

grzelulukas, tekst jest stosunkowo stary, mam nadzieję, że stać mnie na coś więcej. Niestety oswoiłam się już z możliwościami technicznymi NF i będę zmuszona do końca zmagać się z konsekwencjami niektórych decyzji (i niechęcią niektórych użytkowników).

Ambush, dziękuję za komentarz i głos! Bardzo mi miło, że kogoś poruszyła historia wuja Eliasza.

PS. Bardzo twarzowo pani Bukiet w tym kapelusiku.

 

regulatorzy, dziękuję za link, jeśli coś jeszcze tu wstawię, najpierw pomodlę się o pomoc betownika.

dawidiq150, czyli jednak źle zinterpretowałam atak w jamie. Kumulacja faktycznie jest niezła, ale absolutnie nie zazdroszczę bohaterowi.

Opowiadanie nosi tytuł „Mecenas Krzywda” (to wcale nie autopromocja).

Pozdrawiam serdecznie!

Ja niedawno pozwoliłam sobie popełnić opowiadanie o wampirach, Ty o pół wilkołaku, pół wampirze, co mnie lekko rozbawiło. Zastanawiam się natomiast, dlaczego właściwie bohater jest wampirem, kiedy się nim stał? Jeśli na początku były jakieś wskazówki na ten temat, to chyba je przegapiłam. Wątpliwościami napawają mnie zaś motywy innych wilkołaków, bowiem nawet jeśli są wyjaśnione, to jakoś do mnie nie przemawiają. Ale to może tylko moje wilkołakowe uprzedzenia.

Poza tym opowiadanie mi się podobało, szczególnie fragment, w którym bohater jest świeżo po ugryzieniu i można poczuć jego lęk, zmęczenie, głód i całą ludzką ograniczoność ciała, która zmusza go do spożycia surowych grzybów (mam nadzieję, że potrafi odróżnić te trujące…).

Nie czuję się w mocy, by poprawiać błędy, choć słowo „przeglądnął” (w ostatniej części opowiadania) zamieniłabym może na „przejrzał”?

cezary_cezary, to jedno z moich ulubionych imion więc pewnie jeszcze kiedyś gdzieś się pojawi. Dziękuję za „kliknięcie”! Bardzo mi miło :>

Tarnina, poprawiłam tekst zgodnie z Twoimi wskazówkami, jednak pytanie, jaki ma to sens, jeśli sam tekst go nie ma. Jednak, jak już wspomniałam, będę pamiętać o tych radach w przyszłości i może wtedy też wrzucę tutaj coś ciekawszego. Jeszcze raz dzięki!

 

PS. Mam nadzieję, że mały mem nie będzie kozaczeniem.

Tarnina, nie wiem nawet, od czego zacząć po takiej liście. Usprawiedliwiać się faktem, że tekst ma ponad rok, raczej nie wypada. Dziękuję za listę rzeczy, na które zwrócę uwagę przy poprawce zarówno  tego tekstu, jak i kolejnych – do takich błędów mam widać największą skłonność. Podobnie zresztą do napuszonego stylu, mimo że wydaje mi się, że hołduję prostocie. Z częścią z Twoich poprawek się nie zgodzę, ale może to dlatego, że tak uparcie bronię tej swojej maniery językowej. Jeszcze raz dzięki za długi i niezwykle pomocny komentarz.

 

PS. Żart z paprotką polega na tym, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiej, która nie byłaby zaniedbana i uschnięta.

SNDWLKR, choć ciału Roberta nic nie grozi, to jego psychika podświadomie przekonana może być o czym innym. Ostatecznie każdy sen jest trochę jak jawa, a granica między świadomością a jej brakiem jest w nim płynna. Ale fakt, jak na sf, logiki jest tu stosunkowo mało.

Jesteśmy gdzieś w Vermoncie, w nieokreślonym czasie, gdzie ludzie mają raz polskie, raz angielskie imiona, raz noszą suknie i korzystają z map, a innym razem rozładowuje się im telefon. To nieco dezorientujące.

 

W opowiadaniu da się wyczuć rosnące napięcie, które zostaje jednak spuszczone z czytelnika w najprostszy pod słońcem sposób. Dochodząc do fragmentu ze świniami, a szczególnie tego momentu, gdzie Damian odczuwa z jedną z nich pewną więź, miałam nadzieję, że całość skończy się tak, że Marta i James zamienią towarzysza Marysi w jedną z nich – oczywiście jako karę za bycie tym złym, bowiem nie ulega wątpliwości, że to Damian jest tutaj jednym z tytułowych złych ludzi. Zwykłe, prymitywne, brutalne morderstwo nieco mnie zawiodło, a końcówka ze świniami wydała się nieco dziwna. Jeśli są tutaj jakimś symbolem to jakim? Jeśli nie, to po co właściwie są w tym opowiadaniu?

 

Jeśli chodzi o język – na samym początku nieco się gmatwa, pewne zdania napisałabym inaczej. Stawiasz kropkę tam, gdzie ja pewnie postawiłabym przecinek i na odwrót. To zaburza rytm. Potem całość się rozkręca i moim jedynym zarzutem jest nazbyt poetyckie pisanie o czynnościach, które tak opisywane brzmią dość zabawnie. Dalej: w dawnych czasach, kiedy suknie były obszerne i kompletnie niepraktyczne, oddawało się mocz w rozkroku i na stojąco, ale skoro opowiadanie dzieje się w czasach telefonów i lodówek, raczej nie mamy takiego problemu. Marysia mogłaby podkasać kieckę i kucnąc, Damian widział pewnie nie raz jej gołe nogi. Teraz zarzut do Damiana: dlaczego on cały czas mówi „Mam potrzebę”? To brzmi bardziej, jakby chciało mu się do toalety. Mógłby powiedzieć, że chce się kochać z Marysią, albo nawet użyć tego okropnego słowa „seks”, skoro w myślach normalnie przeklina.

 

Ogólnie jednak opowiadanie mi się całkiem podobało, zostałam z nim do końca, bo język był dobry i przeczuwałam podskórnie jakieś gwałtowne rozwiązanie akcji. Jeśli jednak jesteś otwarty na zmiany, to wnioskuję o zmienienie Damiana w prosiaka – opowiadanie miałoby jakiś prawdziwie fantastyczny wątek, a biedna Marysia uwolniłaby się od tego okropnego człowieka.

Przyznam, że najbardziej w całym tym rozdziale przypadła mi do gustu postać studenta w pociągu i mam szczerą nadzieję, że jeszcze gdzieś się pojawi. Ogólnie postacie tworzysz całkiem naturalne, dialogi nie wydają się sztywne. Jednak przez brak jakiejś większej akcji (poza przybyciem do rodziny) rozdział trochę mi się dłużył (ale nie ręczę, że to nie przez mój brak cierpliwości). Zdaję sobie sprawę, że akcję trzeba osadzić w jakimś miejscu i czasie, ale zwykle da się to zrobić w kilku zdaniach i nie trzeba poświęcać temu całego rozdziału.

 

PS. Błagam, zrezygnuj ze słowa „wpierw”. To niekoniecznie błąd, ale jakoś razi to słowo, biorąc pod uwagę, że twój tekst nie jest raczej stylizowany na jakiś dialekt.

AdamKB dziękuję za kolejny komentarz i analizę. Naprawdę bardzo miło

 

regulatorzy absolutnie zgadzam się z małą fantastycznością tego tekstu, niestety mam brzydką skłonność do postrzegania absurdu jako fantastyki. Bardziej zawstydzająca jest natomiast liczba tylu niedopatrzeń w tekście, któremu nie przyjrzałam się tak wnikliwie jak Ty. Mój błąd. Dziękuję za poświęcony czas na wytknięcie błędów.

 

Sajmon15 myślę, że do takich delirek niepotrzebne są czasem żadne substancje xd

W ciemnoskórych plemionach odpowiednikami albinosów są dzieci, które rodzą się z rudymi włosami. Domyślam się, że kimś takim jest Metrysa. Przyznam, że nie darzę sympatią wątku wybrańca innego niż wszyscy, ale trudno powołać do życia bohatera, który nie będzie ani trochę wyjątkowy, a ciekawy. Bardzo podoba mi się klimat egzotycznego plemienia, to coś rzadziej spotykanego w fantastyce. Czepiać się drobnych błędzików nie będę, ale warto zawsze kilka razy przeczytać tekst albo przepuścić go przez jakąś wtyczkę do wyłapywania takich rzeczy.

@AdamKB dziękuję za pionierski komentarz, bo szczerze bałam się, że nikt się nie odezwie.

 

@Bardjaskier dzięki za garść dobrych rad, szczególnie że dopiero zaczynam ogarniać jak, co i gdzie. Nick Babcia Jezusa na pewno nie ma nikogo obrażać, pochodzi od mojego imienia, ale pewnie go zmienię, jak przyjdzie mi coś lepszego do głowy.

 

@Godzilla dzięki za komentarz, jak wspomniałam, jest to dla mnie wciąż obcy gatunek i tematyka, mimo to cieszę się, że się podobało i poświęciłeś czas na zostawienie komentarza.

 

@lenti bardzo dziękuję za taką wnikliwą analizę, nie spodziewałam się jej. Wbrew pozorom nigdy nie miałam świadomego snu, więc błędy były nieuniknione. Postaram się uwzględnić Twoje rady przy ewentualnych poprawkach tekstu.

 

PS. Szczerze nie wiem, jak odpowiadać tutaj na komentarze, więc radzę sobie jak umiem :>

Nowa Fantastyka