
Bądź płomieniem, nie ćmą.
komentarze: 2055, w dziale opowiadań: 1322, opowiadania: 855
Bądź płomieniem, nie ćmą.
komentarze: 2055, w dziale opowiadań: 1322, opowiadania: 855
ZNAMIĘ Marcin Rusnak:
Akurat pana Rusnaka darzę wielkim sentymentem, a to za sprawą opowiadania „W labiryncie” z wydania specjalnego NF (2/2015). Tamten tekst mnie zachwycił i często zdarza mi się do niego wracać. To co mnie tak ujęło w tamtym tekście (i zarazem jest według mnie cechą opowiadań wielkich) to moralny dyskomfort jaki odczuwa czytelnik, czy może raczej moralne wyzwanie jakie Autor przed odbiorcą stawia. Tekst, który chyba nikogo nie pozostawiał obojętnym.
No, ale teraz mamy nowy tekst. I już na wstępie powiem, że Rusnak trzyma poziom. Może i w moim osobistym rankingu „W labiryncie” będzie jednak odrobinę wyżej od tego opowiadania, to i tak lektura nie zawodzi. Znów mamy moralny dyskomfort, znów Autor stawia przed czytelnikiem moralne wyzwanie. No wyszło to, po prostu wyszło.
Jedyny zarzut, który psuł mi lekturę dotyczy „przejścia” do tego alternatywnego świata. Te ogniki, taka jakaś jakby królicza nora… dla mnie to pójście na łatwiznę. Szkoda, że tak po łebkach to jest wymyślone. Poza tym jeśli wspomina się w tekście, że te „portale” mają jakiś związek z Indianami, to jakim cudem taki portal znalazł się w Niemczech, skoro przez niego przeszedł cały ten Frise?
Dodam jeszcze, że z początku trochę gubiłem się w mnogości tych wszystkich stworzeń. Wprowadzało to trochę zamieszania i utrudniało lekturę.
Pomimo drobnych bolączek to jest bardzo dobry tekst. Polecam.
Opowiadanie numeru!
RAKIETOWA GAWĘDA Charles Stross:
Przeczytałem z przyjemnością, choć faktycznie cały tekst to taka gawęda. Nie mniej napisana z wielkim polotem. Finał mnie zaskoczył, nie przypuszczałem że to wszystko skończy się w Czarnobylu ;)
Polecam!
EQALUSSUAQ Tim Major:
Ciekawe. Jest w tym trochę ciężkiego, mrocznego klimaty, niestety niszczonego przez większość obyczajowych fragmentów. Nierówny tekst z przebłyskami.
SEZON POLOWAŃ Igor Antoniuk:
Przyzwoite opowiadanie z niezłym twistem na końcu. Po lekturze mam jednak poczucie niedosytu, można by było wycisnąć z tego pomysłu o wiele więcej.
ҔⱯƑ I FEATURE Serhij Palcun:
Przyjemny tekścik. Dla mnie to taka trochę mroczniejsza, współczesna baśń. Solidne opowiadanie, ale bez żadnych zachwytów.
JAK DZIEWCZYNY WRÓCIŁY Eugenia Triantafyllou:
Też w tym czuć baśń. Początek mnie nudził, długo nie mogłem się wciągnąć. Później chwyciło. Takie trochę czytadło.
Stopka w formie ;)
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
GAMBIT PROFESORA FARGUSA Łukasz Kucharczyk:
Czuć w tym Pratchetta. Początkowo zabawna, absurdalna fabuła nabiera powagi i głębi przekazu.
Przeczytałem z przyjemnością.
WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ OD HERBATY Małgorzata Lewandowska:
Wszystko zbudowane na dość absurdalnej koncepcji, a jednak mnie zaintrygowało. Jak rozumiem opowiadanie powstało w jeden dzień i wygląda na to, że było pisane „na żywioł”, bo miałem, przez większą część lektury, pewne spostrzeżenie, które końcówka jednak rozmyła. Odbierałem ten tekst jako metaforę zmagania się z anoreksją. Jednak zabrakło w tym wszystkim konsekwencji. Mogło z tego wyjść naprawdę dobre, alegoryczne opowiadanie. W tej postaci, nie do końca wiem o czym ono jest, puenta mi umknęła. Szkoda. Finał poszedł w taki klasyczny nihilizm i tyle. Dla mnie jednak trochę rozczarowanie. Choć może to moja wina, że zbyt zapętliłem się we własnej, zbyt pochopnej, wizji tego opowiadania. Niemniej napisane bardzo sprawnie i lektury nie żałuję.
TĘCZOWY PARASOL Daniel Kordowski:
Dobre. Nawet bardzo dobre. Było parę rzeczy, które mi przeszkadzały, ale to takie małe bolączki bez większego znaczenia. Świetna, przemyślana fabuła, która ciągle zwodzi czytelnika. Przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Polecam!
EGZYSTON Sylwester Gdela:
Podobało się! Choć jest w tym może i zasługa samego NF, które wygłodziło mnie pod względem SF. Dlatego nawet takie okruszyny (na zaledwie trzy strony) łykam z wielkim apetytem ;)
Interesujący tekst z zaskakującym i satysfakcjonującym finałem. Poproszę dokładkę! ;)
NARZECZONA Wołodymyr Kuzniecow:
Dość klasyczna fabuła, ale co poradzić, gdy to się ciągle sprawdza. Przeczytałem z przyjemnością. Może cała ta scena walki ze strzygą trochę za długa, lepiej byłoby dla tekstu, gdyby fabuła szybciej przybiła do brzegu, ale nie męczy to jakoś specjalnie mocno. Udany tekst.
DYŻUR BEZ KOŃCA Francesco Pone:
Interesujący tekst. Odważna, może nawet szokująca fabuła. Mocne opowiadanie o zmaganiu się z akceptacją własnych słabości i szukaniu bliskości u innych. Polecam.
PĄTNICY Michela Lazzaroni:
Trochę przydługa, ale mądra opowieść o relacjach między bliskimi sobie osobami i radzeniu sobie z trudną przeszłością. Ważniejsze niż to co było, jest to co tu i teraz.
Do poczytania.
BAJKA O WAMPIRZE Natalia Dowhopol:
Tytuł mnie zniechęcił. Już się spodziewałem, że to będzie jakieś infantylne young adult, ale tekst okazał się nad wyraz poważny i dojrzały. Bardzo dobra, gorzka puenta. Czego można chcieć więcej?
POCAŁUNEK TOPIELCA Christine Lucas:
Objęty klątwą sztylet to może nie jest szczyt oryginalności, ale czyta się to lekko, bez większych zgrzytów. Nie jest to tekst, który na długo ze mną pozostanie, ale umili popołudnie.
Zaintrygowała mnie stopka redakcyjna. Co to za budowanie napięcia? Co takiego nadchodzi za miesiąc? Czy redakcja może się już jakoś do tego odnieść?
Naprawdę mnie to zaintrygowało. To najlepsza stopka od lat!!! ;)
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Witam.
Proszę się tak bardzo moją opinią nie przejmować. To tylko subiektywna opinia. Podzieliłem się z tym co mi przeszkadzało w lekturze, co mnie nie przekonało, ale zapewne znajdzie się wielu czytelników, którym to opowiadanie przypadnie do gustu.
Odkąd piszę te recenzje zawsze bawi mnie, że przeważnie teksty, które mnie odrzucają, bardzo chwali Staruch. I odwrotnie, gdy mnie jakieś opowiadanie zachwyci, Staruch miesza je z błotem…
Także spokojnie.
Opowiadanie trzyma dobry poziom, wymieniłem to co mi przeszkadzało w lekturze. To, że tekst jest pastiszem, nie znaczy, ze nie można napisać go z polotem. Bohater mnie nie przekonał, a opisy kobiet były strasznie infantylne. Tyle ode mnie.
Pozdrawiam.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
WSZYSTKIE NUTY ŚMIERCI Anna Szumacher:
Czyta się lekko, choć mnie nie rozbawiło. Mam wrażenie, że te żarciki działały tylko na niekorzyść odbioru tego tekstu. Autorka sporo rzeczy zachowuje w tajemnicy, a to pozostawia spory niedosyt, bo pytań klika po lekturze ze mną pozostało.
Finałowy „chomik” mnie nie rozbawił. Ja wiem, że to taka próba przeniesienia współczesnych problemów w uniwersum fantastyczne, ale mnie to nie przekonało. No bo parę akapitów wcześniej mamy bohatera ratującego rolników przed nędzą i głodem z powodu gnijących upraw, a później ratującego dobre samopoczucie córki władcy. To już nie ten kaliber. Zabrakło mi kulminacji, finał rozczarowuje, sprawia wrażenie urwanego. Czytelnik czeka, myśląc, że wydarzy się tam coś ważnego, a tu… chomik ;)
Nuty śmierci brzmią całkiem dobrze, ale jak się w nie wsłuchać, usłyszymy parę fałszywych dźwięków ;)
ŚWIADKOWIE ZAŚWIATÓW Szymon Sztajn:
Nie jest to jakieś oryginalne, pomysł wałkowany miliony razy (Autor jest chyba fanem serialu „Zaklinaczka duchów”, bo przynajmniej ja, po lekturze, nie mogłem odpędzić tego skojarzenia). Do poczytania, choć na długo w pamięci nie pozostanie.
S.E.N.I.O.R. Krzysztof Rewiuk:
Przeczytałem z zainteresowaniem. Znakomity, ironiczny finał, po którym cały tekst jeszcze sporo zyskuje.
ORZESZKI PANNY CHEW Rafał Łoboda:
Przeszkadzała mi maniera głównej postaci do ślinienia się na widok kobiet. Ani się tego dobrze nie czytało, ani nie wpływało to na pozytywny odbiór bohatera. Mi przypominał wiecznie napalonego nastolatka. Jeśli mi przeszkadzała nadmierna seksualizacja postaci kobiecych, to tekst musi mieć z tym poważny problem. Działa to też na niekorzyść samych postaci, bo stają się przerysowane, nieprawdziwe, niewiarygodne.
Ciekawy pomysł z „schizofrenią” klientki, dodatkowo interesująco zamknięty – nie spodziewałem się tego. Fabuła, początkowo, bardzo prościutka, by pod koniec dość mocno się skomplikować – wszyscy oszukują wszystkich, do tego stopnia, że sam się w tych oszustwach pogubiłem… :(
Dobry tekst, choć wolałbym aby Autor inaczej poprowadził pewne wątki. Zwłaszcza główny bohater do przemyślenia, czy nawet przeróbki. Jeśli to ma być łobuz myślący rozporkiem, to aby to się udało, to, wbrew pozorom, wiąże się to ze sporym wyzwaniem literackim. W zaprezentowanej formie wyszło zbyt infantylnie.
JAK NASTĘPCA TRONU JOWISZA WSZECHŚWIAT WNIWECZ OBRÓCIŁ, ALBO OBFITE OWOCE MIŁOSNEGO OPĘTANIA P.H. Lee:
Interesujący tekst. Największy zarzut mam do Autora do tych jego wtrąceń wprost do czytelnika. Z tego mogła być udana baśń, ale Autor uparcie wybija czytelnika z lektury. Dodatkowo ta rzucona czytelnikowi w twarz puenta na koniec – niepotrzebne to, zalatujące tanim moralizatorstwem, jakby Autor miał odbiorce tekstu za idiotę, który nie poradzi sobie z interpretacją tego opowiadania.
Nierówny tekst, pozostawiający mieszane odczucia.
CZŁOWIEK PSZCZOŁA Z ORN Frank R. Stockton:
Udana baśń. Przeczytałem z zainteresowaniem. Jedynie ten Ospały Młodzieniec wydał mi się niepotrzebny, dodany na siłę i psujący konsekwentną budowę tego opowiadania. Świetny morał, ale ja bardzo cenię sobie klasyczne (ponadczasowe) puenty.
ZWAŚNIONE DUCHY Brander Matthews:
Początek mnie męczył. Kartkowałem ile jeszcze do końca… Potem jakoś płynniej to szło. Historia nawet zaciekawiła. Finał zaskoczył. Akurat małżeństwa się nie spodziewałem. Ale to nie był twist z tych, po których zaliczamy opad szczęki, ale jeden z tych, który wywołuje konsternację i zmieszanie.
PRAWO MURPHY’EGO Douglas Smith:
Przeczytałem z przyjemnością. Opowiadanie numeru. Może i zaskoczyło mnie, że cała załoga, tak od razu, wzięła przypadłość Murphy’ego za pewnik, ale czepiać się tutaj nie będę. Polecam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
DOKĄD PROWADZĄ TORY Marcin Bartosz Łukasiewicz:
Bardzo dobre. Czytałem z rosnącym zainteresowaniem. Świetna historia, choć te „wstawki historyczne” sprawiają wrażenie wciśniętych na siłę. Rozumiem ich rolę, ale to takie niewykorzystane dygresje, które albo należałoby rozwinąć, albo (bez jakichkolwiek konsekwencji) całkiem można by pominąć. Taka pierdółka, która mi zgrzytała.
Ale tekst, jako całość, wyjątkowo udany. Ma to swój klimat, pewną oniryczność, tajemnice. Bardzo udana postać Kolejowej Panny. Poza tym przyzwoita scena seksu, co w literaturze jest sztuką niezwykle rzadką, bo przeważnie przyprawia mnie o uśmiech politowania, czy wręcz o zażenowanie. Tu wyszło to całkiem nieźle.
Dobry finał, z dobra puentą.
Autor trafia tym opowiadaniem do mojego prywatnego wyróżnienia ‒ OKA NAZGULA, bo wierzę, że o panu Łukasiewiczu będzie głośno!
TO JE MOJE Krystyna Chodorowska:
Nie moje klimaty. Nie lubię young adult. Nużą mnie te szkolne dramaciki dzieciaków, dla których życiowym kryzysem może być przyniesienie do szkoły kawałka wungla. Przeczytałem z obowiązku. Dla mnie najciekawsze było tło opowiadania. Oceny się nie podejmuję, bo nie znam się na takiej literaturze, unikam jej.
OKRUCHY Adam Ciszewski:
Udało się budowanie tajemnicy wokół postaci lalkarza. Co prawda sama nazwa mówi niemal wszystko i wyjaśnienie z finału nie jest dla czytelnika zaskoczeniem, to, gdzieś z tyłu głowy, jednak miałem nadzieję, że Autor spróbuje mnie zaskoczy. Tak się nie stało, ale nie jest to jakaś wielka porażka.
Za to mam do opowiadania kilka, znacznie poważniejszych, zarzutów. Po pierwsze nie zrozumiałem tego fragmentu o okruchach chleba. Wydaje się on dość ważny (bo i tytuł, a i nawet bohaterka ma o nim koszmar) jednak nie wnosi do opowiadania niemal nic, jednoznacznego wyjaśnienia też brak (to o niedopasowanej sztucznej szczęce przemilczę), ani rozwinięcia tego wątku próżno szukać w dalszej części tekstu. Po co to było? Nie wiem.
Po drugie trudno mi powiedzieć o czym faktycznie to opowiadanie jest. Chyba sam Autor zdawał sobie z tego sprawę pisząc na końcu urzekające mnie wyznanie:
Spodziewacie się pewnie jakiejś błyskotliwej puenty, ale was zawiodę. Nie ma już nic więcej do opowiedzenia.
Nie wiedziałem, czy mam się tutaj roześmiać, czy zapłakać…
Nie mniej jednak, Autor odniósł tutaj sukces, bo faktycznie mnie zawiódł. ;)
SYNCHRONIZACJA Artur Laisen:
Bardzo dobre. Tekst zaintrygował już przy pierwszym odniesieniu do Wellsa. A później jest tylko lepiej. Mamy tutaj coś na kształt ratowania świata, ale przedstawione z bardzo osobistej perspektywy. Bohater tak naprawdę walczy z przeszłością i własnym przyjacielem, który stał się jego największym wrogiem. Pomyślicie sobie ‒ ale to same klisze gatunku. WIEM! Ale co zrobić, gdy to działa! To po prostu się sprawdza.
Wspomnienia bohatera emocjonalne ‒ to, u mnie, zawsze na duży plus. Finał bardzo dobry z mocną puentą.
RÓWNOUPRAWNIENIE Francesca Garello:
Nie lubię humoresek. Przeczytałem bez bólu, tekst nawet dość ciekawie przestrzega przed popadaniem w skrajności.
Równe traktowanie nie zawsze jest sprawiedliwe. Trzeba do zagadnienia podejść z głową. Przesłanie – tak, sama historia – nie rozbawiła.
DOLINA GROZY Francesco Corigliano:
Autor próbuje stopniować napięcie, by, wraz z rozwojem fabuły, ono narastało. Nie wyszło to. To miał być filar tego tekstu, bo historia tutaj prościutka, choć rozdmuchana. Tak więc główne założenie opowiadanie poszło… w bukowy las ;) Ma to chyba jeden ciekawy motyw – fragmenty z dudnieniem pędzącego stada byków. To akurat ma potencjał. Jest to enigmatyczne i (może nie od razu) niepokojące. Finał to rozczarowanie. Cały tekst lawiruje wokół tajemnicy tego miejsca i tego co w nim żyje. Wolałbym jakieś niedopowiedzenie, wręcz urwanie fabuły w kluczowym momencie, niż to…
Mnie końcówka wręcz rozbawiła. Przed oczami miałem kamienne klocki lego… :)
Rozczarowanie.
ŚMIECH POŚRÓD DRZEW Suzan Palumbo:
Wspaniałe! Oto jest przemyślane, intrygujące i budzące emocje opowiadanie. Z początku myślałem, że to będzie dość klasyczny horror. Później, przypuszczałem, że chyba jednak psychologiczny thriller, by jednak, w finale znów skręcić w stronę horroru. To wcale nie wada, wręcz przeciwnie! Czytelnik do końca nie wie dokąd to wszystko zmierza. Opowiadanie o tym, że w końcu trzeba się rozliczyć z demonami przeszłości.
Opowiadanie numeru!
***
Parę uwag ogólnych:
Spostrzegłem zmianę papieru. Nie ma już tego grubego, kredowego, a jest ciemniejszy, bardziej „gazetowy”. Osobiście, choć mniej estetycznie to wygląda, czyta mi się lepiej. Domyślam się, że zmiana została podyktowana ekonomią i jeśli ma ona pomóc w niezwiększaniu ceny czasopisma, to tym bardziej jestem na tak.
Znów odniosę się też do wstępniaka.
W oczach miłośnika hard (żeby nie powiedzieć: hard-on) SF, fantasy mieni się literaturą błahą, gorszego sortu, bo w domyśle – nienaukową.
Uważam, że na taką opinię fantasy zasłużyło z winy… samych autorów. Wydaje mi się, że autorzy fantasy przeważnie skupiają się na tym co w dobrym fantasy najmniej istotne – na tworzeniu fantasy dla samego fantasy. A najważniejsze jest by fantasy było po coś, by pełniło określoną funkcję, miało znaczenie.
Żeby być lepiej zrozumianym przytoczę przykład:
Po co Sapkowskiemu elfy, krasnoludy, cali ci nieludzie, scoia’tael? Żeby urozmaicić uniwersum? To też, ale oni pełnią konkretną funkcję, są potrzebni, by Autor mógł poruszyć w powieściach problem nierówności społecznych, czy rasizmu.
Dlaczego głównym bohaterem u Sapkowskiego jest wiedźmin, który już za człowieka uznawany nie jest? By pokazać, że jest tak samo ludzki, jak zwykli ludzie, którzy nie zostali poddani próbie traw.
Dlaczego wiedźmin, pogromca potworów, ma, obok miecza srebrnego, również i stalowy na ludzi? Bo często to człowiek okazuje się gorszym potworem, niż prawdziwe monstra.
U Sapkowskiego nie ma fantasy dla samego fantasy. I to, dla mnie, jest wyznacznikiem dobrego fantasy.
Widać to nawet po rozwoju mojego gustu literackiego. Zaczynałem od fantasy, potem było SF, a dzisiaj najwięcej czytam reportaży, literaturę faktu, książki historyczne, czy biografie. Fantasy (poza nielicznymi wyjątkami) mnie rozczarowało. Przestało mi być potrzebne. Dobre fantasy ma coś z poezji, trzeba się zastanowić, rozszyfrować co podmiot liryczny faktycznie ma do powiedzenia. W kiepskim fantasy, takiej intelektualnej przyjemności nie doznamy, tam fantasy jest dla samego fantasy.
Fantasy zubożało i to z winy samych autorów. Przyczynił się do tego za pewne hype wokół niego, zwłaszcza w kinie, a to później, jak epidemia, przeszło na literaturę. Dziś w fantasy nie musi być mądrze. Musi być dynamicznie, z pompą.
Dla mnie dzisiejsze fantasy przypomina osiemdziesięcioletniego staruszka, który wyszedł na parkiet i próbuje tańczyć breakdance. Większość będzie klaskać i świetnie się przy tym bawić, ale ci z odrobiną rozsądku od razu dostrzegą, że staruszek długo tak nie pociągnie i jeśli tego nie zatrzymamy, staruszek zejdzie na zawał serca.
Piszmy dobre fantasy!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
ZOSTAŁ PO NICH JENO WILK Marta Krajewska:
Powrót do Wilczej Doliny. Przyjemnie się czytało, choć w początkowych akapitach wybijały mnie z lektury błędy w zapisie dialogów i pewna, dość zabawna literówka:
Za ich plecami trzy dziewczęta przystępowały z nogi na nogę…
Początek trochę zbyt przegadany. Zabrakło mi też tajemnicy w tym wszystkim. Sami mieszkańcy odkrywaj prawdę w rozmowach ze sobą. Nie całą co prawda, ale jednak zagadka mogłaby pozytywnie wpłynąć na zainteresowanie lekturą. Później jest o wiele lepiej, a i mały twist znajdziemy na końcu. Piszę mały, bo to nie było dla mnie jakieś: „cholera, ale jak to!”, a raczej pozbawione emocji wzruszenie ramion.
Niemniej, choć tekst ma swe bolączki, czytało się dobrze, a historia ma udany, wyrazisty finał. Z ciekawym moralnym dylematem – a za to u Nazgula zawsze wielki plus!
RATUJĄC UMARŁYCH Adrianna Filimonowicz:
Nie mogłem przebrnąć przez początek. Za cholerę nie mogłem się w to wciągnąć. Doszło nawet do tego, że zacząłem kartkować, by sprawdzić ile jeszcze do końca…
Nie przekonywała mnie ani historia, ani bohaterowie. Późno, gdzieś w drugiej połowie opowiadania chwyciło. Bohaterowie zaczęli być „jacyś” (zwłaszcza Nirue).
Opowiadanie straszliwie nierówne. Jeśli tworzy się taką fabułę, czyli skupioną na postaciach, ich przeżyciach i osobistych motywacjach, to charaktery tych bohaterów, od pierwszych akapitów, muszą być wyraziste, ostre jak nóż. O sile takich fabuł stanowi siła postaci. Tu mi tego zabrakło. Opowiadanie do gruntownej przebudowy.
TO DZIĘKI WAM EKSPLORACJA JEST MOŻLIWA Rafał Sala:
Ciekawy tekst. Zaintrygował od początku. Przeczytałem gładko, choć patrząc na te ściany tekstu, spodziewałem się dłuższego posiedzenia.
Nie wszystko mnie przekonało. Nie wszystko zrozumiałem. Czuć w tym wszystkim trochę Matrixa i Equlibrium – to moje skojarzenia, niekoniecznie inspiracje Autora, bo oryginalnych koncepcji jest tu też trochę. Spodobał mi się pomysł z Erh (Erhami?). Pasożyty żyjące w specyficznej symbiozie z ludźmi i dokonujące ich indoktrynacji. Pomysł z najwyższej półki gatunku, dający niewyobrażalne możliwości.
Za to motyw z „uśmierceniem żony” – no to nie wyszło. Zabił ją, ona żyje – bohater tego nie rozumie, Erh tego nie rozumie, ja tego nie rozumiem… :(
Ogólnie motyw z tymi alternatywnymi światami wydał mi się niepotrzebny, w tak krótkim tekście nie jest odpowiednio przedstawiony i wprowadza tylko zamieszanie. Z samej skomplikowanej i niszczycielskiej relacji Erha z człowiekiem można było stworzyć wspaniałe opowiadanie z masą moralnych wyzwań dla czytelnika.
Ja jestem tylko małym i głupim Nazgulem i mnie odrobinę to opowiadanie przerosło. Nie mniej jednak fabuła ma olbrzymi potencjał i liczę na kolejne teksty w tym uniwersum.
WIEŻA TERAKOTOWA Maksym Gach:
Nie mogłem się oprzeć wrażeniu podobieństwa tego tekstu z „Panem Tadeuszem”. Początek to dla mnie było jakby Tadeusz wracający do Soplicowa i spotykający Zosię… ;)
No ale dość tych krotochwil, czas na recenzję.
Spora część tego opowiadania jest po prostu niepotrzebna. Gdyby zostawić samą rozmowę bohatera z Maestrem to wszystko byłoby spójne, zajmujące i konsekwentne. Wszystko co dzieje się przed tą rozmową nie ma KOMPLETNEGO znaczenia dla dalszej fabuły tego opowiadania. A to spotkanie z Bożeną – ta ich krótka rozmowa, zakończona jej łzawą ucieczką – to taka drama, że musiałem sobie po tym przerwę w lekturze zrobić… ;)
Podobnie spotkanie z Kochem i Kyryłowiczem – pusta gadanina.
Te dywagacje na temat przeszłości bohatera, jego studiów, porzucenia artystycznego zamiłowania dla politechniki… ‒ to nic nie wnosi do dalszej historii.
Cały ten początek NIE MA KONTYNUACJI, a to uzasadnia jego bezsensowność.
Dobra, pewnie ktoś powie, że to wszystko było dla budowania wiarygodności bohatera, żeby miał rys psychologiczny, żeby nie był papierowy. Ale ja odpowiem: ale po co, skoro w finale on i tak pełni tylko rolę „odbiornika” historii starca. Mało tego, to postać Maestra, mimo że poświęcono jej tylko jeden akapit, wyrasta na pełnokrwistą i wiarygodną, a przecież pozbawioną całego tego mozolnego jej budowania przez ponad połowę tego opowiadania, jak miało to miejsce z Teodorem.
To opowiadanie powinno być wzorcowym przykładem na to jakimi metodami nie da się zbudować dobrej postaci (Teodor) i jak szybko i z polotem taką postać stworzyć (Maestro).
Sama rozmowa z Maestrem ‒ dobra, z klimatem, intrygująca. Reszta ‒ przegadana, dłużąca się i po prostu nudna.
DAR Momir Iseni:
Bardzo dobre.
Po początku co prawda obawiałem się, że to będzie jakieś naiwne young adult, ale moje obawy się nie sprawdziły. Finał był dla mnie zaskoczeniem. Po tych bardzo osobistych przeżyciach bohatera, nagle dowiadujemy się, że tu jednak chodzi o (by nie zdradzać za wiele) „globalną sprawę”. Czytałem z rosnącym zainteresowaniem.
Udane, klimatyczne opowiadanie.
WYGENERUJ OBRAZ: DZIEWCZYNA O FIOLETOWYCH WŁOSACH ZESTRZELIWUJE KSIĘŻYC Angela Liu:
Autorka ma świetne pióro, czasami to było jedno zdanie, czasami jakiś fragment, a mnie potrafiło wręcz zachwycić. Fabuła intrygująca, mądra, z udanym przesłaniem. Choć sam pomysł z kulami ZI odrobinę naciągany. Ale gdy spojrzy się na opowiadanie trochę bardziej metaforycznie przestaje to przeszkadzać. Przeczytałem z przyjemnością.
Opowiadanie numeru.
Jeszcze chciałem się odnieść do wstępniaka Jerzego Rzymowskiego. Pomijając fakt, że to najlepszy wstępniak od lat, chciałbym zacytować fragment:
Podobnie z literaturą: powinna uwierać, poruszać, zmuszać do myślenia, aby przygotować nas na konfrontację z rzeczywistością, teraz i w przyszłości. Świat jest zimnym i nieprzyjemnym miejscem, a ciepły kocyk otuli nas przed nim tylko do czasu. Jeśli zbyt mocno zakryjemy nim oczy i uszy, może się zdarzyć, że ktoś go na nas podpali.
Absolutnie się z tym zgadzam, a wspominam o tym, w nadziei, że redaktorzy działów z prozą wezmą sobie te wytyczne do serca.
A co do fragmentu z kocykiem ‒ WSPANIAŁY!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
No to lecimy z nowym rocznikiem:
PASAŻERKA Joanna Łańcucka:
Ciekawy tekst. Podobało mi się powolne budowanie tajemnicy i grozy w tym opowiadaniu. Jednak finał wywraca ten tekst do góry nogami. Przez lwią część Autorka snuje opowieść, skupia się na budowaniu postaci, wprowadza wątek z lokatorką z nieczynnego ośrodka wypoczynkowego, potem zaczynają się dziać dziwne, niepokojące rzeczy związane z partnerem bohaterki, a na koniec JEB ‒ gwałtowny, dość brutalny finał.
Za szybko, za bardzo na chybcika. Może takie było zamierzenie Autorki, by wstrząsnąć czytelnikiem, ale mi się to nie podobało. Wolę w tekstach konsekwencję. Zwłaszcza, że początek opowiadania ma swój fajny, niepokojący charakter. Szkoda, że tak go zaprzepaszczono.
Dobry tekst, który jednak pozostawia uczucie rozczarowania.
SEZON HOTEL **** Justyna Hankus:
Gdybym miał krótko określić ten tekst to użyłbym dwóch epitetów: nieprzytomny i (pod koniec) schizofreniczny. Brzmi osobliwie? Ale ten tekst właśnie taki jest ! ;)
Początek mnie nie przekonał. Bohaterka mało sympatyczna, krytykująca każdego kogo spotkała. Ale później wciągnęło. Udało się w intrygujący sposób osiągnąć właśnie tą „nieprzytomność” bohaterki. Ale to zasługa właśnie konsekwencji w prowadzeniu narracji. I ta konsekwencja procentuje.
Fabuła jest dość prosta, z udanym, choć nienowym, twistem. Jednak sam tekst jest dość enigmatyczny. Ostatniego akapitu nie zrozumiałem. Podobnie tytuł jest dla mnie tajemnicą :(
EPITAFIUM Marek Kolenda:
Mam mieszane odczucia. Czyta się to dobrze, z zainteresowaniem, ale liczyłem na jakieś głębsze przemyślenia na temat śmierci, żałoby, pogodzenia się ze stratą. Rozmowa bohatera z żoną to jedno wielkie rozczarowanie. Nie nazwałbym tego opowiadania czytadłem, bo trzyma dobry poziom, ale ta historia, aż prosi się o jakąś poważniejszą refleksję. Jeśli finał miał uderzać w tony horroru ‒ to wyszło średnio.
Ostatni akapit, w którym dowiadujemy się co Albert faktycznie uczynił żonie, sporo miesza w fabule. Wyjawienie tego sekretu jest wręcz niszczycielskie dla wiarygodności tej historii. Bo czy po zrobieniu TEGO, Albert naprawdę chciałby się skonfrontować z duchem żony? Czy duch żony po TYM, naprawdę prosiłby Alberta by do niej dołączył? SPOILER: kto prosiłby własnego mordercę, by do niego dołączył, by znów byli razem? Samotność samotnością, ale to brzmi jak czyste wariactwo.
Wolałbym, aby sprawa, za którą Albert chciał przeprosić żonę pozostała tajemnicą. Bo w zaserwowanej formie, ona rwie szwy którymi postacie i historia trzymały się razem. Po jej wyjawieniu bohaterowie przestają być wiarogodni, wydają się sztucznie umotywowani, a fabuła niewiarygodna, pozbawiona logiki.
Dobry tekst, ale ostatni akapit ‒ do wyjebania :)
SMUTNI LUDZIE SĄ NAJSMACZNIEJSI Mariusz Wojteczek:
Jeśli ktoś dzisiaj bierze na warsztat wampiry, to albo jest wyjątkowo odważnym pisarzem, albo… szaleńcem :)
Okazało się, że jednak mamy do czynienia z odważnym Autorem. Myślę, że za sukcesem tego opowiadania stoi fakt, że Autor „nie epatuje wampiryzmem” głównego bohatera. To je uratowało ;)
Ogólnie bardzo dobry tekst. Podobało mi się osadzenie historii (w głównej mierze) w burzliwych czasach początku III RP. Nadaje to tekstowi klimat. Dodatkowo w tekście znajdziemy sporo perełek ‒ ot, chociażby z pierwszego akapitu fragment o tym jak buty dla ojca bohatera były symbolem zniewolenia. Udana refleksja, mająca w sobie ten jakże cenny w literaturze ładunek emocjonalny. Mnie to chwyciło :)
Ogólnie pióro Autor ma bardzo dobre. To jest rodzaj literatury, który bardzo cenię, czyli bez wielkich ozdobników, ale zawsze w punkt, do celu. Choćby zdanie:
Ja się z ojcem pożegnałem już dawno, jak na tym wózku usiadł.
Mocne, wyraziste, ale napisane prosto, klarownie.
Finał wyjątkowo dobry ‒ taki słodko-gorzki, pochwała przez krytykę. Fajnie to wyszło.
Bardzo udany tekst.
Nazwisko Autora zapisuję sobie, bo coś czuję, że o panu Wojteczku jeszcze usłyszymy, że namiesza chłopina na naszym rynku. Oko Surona zostało zwrócone na Autora i teraz będzie już patrzeć, śledzić… ;)
MUZYKANCI. CZWARTY DAR Wołodymyr Arieniew:
Niezłe, choć początek trochę przekombinowany, chaotyczny. Nie mogłem się w tym rozeznać. Długo nie byłem pewien, czy to faktycznie zwierzęta, czy raczej takie „zwierzęta-humanoidy” jak choćby w komiksie Blacksad.
Ogólnie to taka trochę bajka. Nie czyta się tego źle, ale to nie moje klimaty. Chyba dość trafnie opisuje to opowiadanie tytuł rozdziału dziesiątego:
pełen kiepskich żartów i prawdziwych cudów
Właśnie taki jest cały ten tekst! :)
Do poczytania, zwłaszcza we święta. Ale, że moja prenumerata dotarła w sylwestra, to i nie dziwota, że mnie nie chwyciło ;)
CIOTECZKA MERLE I PASTUCH 4200 R.S.A. Garcia:
Ja wiem, że to taka stylizacja, że to zamierzone, ale pierwsze strony czytałem z kołatającą w głowie jedną myślą: ale potworek!
Ja wiem, że takie zabawy z formą się udają, ot choćby „Kwiaty dla Algernona”, czy „Mechaniczna pomarańcza”, ale to nieliczne wyjątki potwierdzające, że temat jest grząski i pisanie takich tekstów przypomina przedzieranie się Froda i Sama przez Martwe Bagna :)
No nie porwały mnie perypetie pastucha 4200 i ciągle zjadającego go capa Ignacego. A jeśli ktoś zastanawia się, czy to chociaż zabawne, to wyjaśniam, że mało bądź wcale, a poziom żartów czasem faktycznie budzi uśmiech, ale politowania, jak w tym przypadku:
– Jak ino Ignaś mie wysra, to sie zbiere do kupy…
Nie jest to całkiem tragiczne, pod koniec jest przyjemny, ciepły fragment, który nawet lekko mnie wzruszył, ale ogólnie – potworek ;)
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
ROZDROŻE KRUKÓW Andrzej Sapkowski:
Podobało mi się. Czuć w tym ten dawny czar. Mnie zachęciło. Już wiem co kupie do czytania na święta… ;)
LOT DO ŚWIATŁA Agnieszka Hałas:
Przeczytałem z przyjemnością, choć to raczej zasługa solidnego pióra Autorki, niż fabuły, bo ta, jak dla mnie, zbyt metaforyczna. Było parę ciekawych spostrzeżeń, ale trudno mi coś więcej powiedzieć, bo nie siliłem się na odkrywanie wszystkich alegorii zawartych w opowiadaniu. Dla mnie, ten tekst, to taka ciekawostka. Jak plastikowa dekoracja na torcie – niby ładne, ale zjeść się tego nie da… ;)
WĄŻ W RAJU Rafał Łoboda:
Miałem problem z tym tekstem. Ogólnie jest tutaj dość duży próg wejścia w to opowiadanie. Jest ono na tyle oryginalne, że początkowo gubiłem się w tym uniwersum. Nie wiedziałem o co chodzi. Może i dobrze, że Autor łopatologicznie nie wyjaśnia swojego świata, ale jednak początkowe zagubienie może zniechęcić do dalszej lektury. Później, gdy już wiadomo, że to jednak postapo (bo i tego nie byłem pewien), czyta się zdecydowanie lepiej.
Znakomite, poruszające zakończenie!
OMIROS Krzysztof Rewiuk:
Ciekawa perspektywa. Za to należą się dodatkowe punkty :)
Co do fabuły to raczej takie wprowadzenie do uniwersum. Bardzo udane, jednak czytelnik wyczuwa, że to tylko wstęp, preludium.
Do poczytania!
KOLEKCJA GOBLINA Algernon Blackwood:
Przyjemny, lekki tekścik, o którym za tydzień nie będę pamiętał…
Poproszę jednak coś ambitniejszego ;)
WARSZTAT ANDERSON & CAVALLARO NAPRAWA WEHIKUŁÓW CZASU Mauro Longo:
Dobre. Może niewybitne, ale zgrabny tekścik z przewrotnym zakończeniem. Przeczytałem z przyjemnością.
ANDROMEDA U WŁADZY Matthew R. Davis:
Wspaniałe. Opowiadanie numeru. Niby nic wielkiego się tutaj nie dzieje, ale to jest tak dobrze napisane, że trudno się oderwać. Nad tekstem, od samego początku, unosi się jakiś niepokój, jakaś niewypowiedziana groza. Dodatkowo znakomity zabieg z popadaniem głównego bohatera w pewien rodzaju obłęd – czytelnik w końcu (tak jak i bohater) przestaje rozróżniać co jest snem, a co jawą.
Bardzo dobra, wysokiej próby literatura!
PENELOPA CZEKA Dennis Danvers:
Lekkie, w zamierzeniu Autora chyba nawet zabawne, opowiadanie o kosmitach. Przeczytałem, ale mnie nie porwało. W sumie to o niczym. Chyba, że skupimy się na obyczajowej stronie tekstu, wtedy możemy pokusić się, że tekst jest o walczeniu o własne szczęście i… sięganiu gwiazd :)
Tak oto moje postanowienie noworoczne zakończone. Recenzje działu prozy NF całego rocznika 2024 zrobione. Miało to na mnie dość pozytywny wpływ. Do tej pory, muszę się przyznać, że czytałem wybiórczo, tylko to co mnie wciągnęło. Teraz trzeba było czytać wszystko. Często wyszło mi to na dobre, bo było sporo tekstów, które po słabym początku potrafiły zaskoczyć, a nawet zachwycić, choć i pamiętam jakieś potworki, jeden czy dwa, których lektury niestety żałuję.
Ale oceniam to wyzwanie jak najbardziej pozytywnie.
Czytajmy NF, bo warto!
Dziękuję. Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Moja prenumerata też dotarła.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
A ja ciągle czekam na swoją prenumeratę… :(
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
JEWGIENIJ KRYKANOW U CARSKICH WRÓT Maciej Głowacki:
Bardzo dobre, solidne opowiadanie. Sam początek, czyli ta wędrówka bohatera do monastyru wspaniale napisana. Tam nic takiego się nie wydarzyło, ale czytałem z wielkim zainteresowaniem. Wprowadziło to świetnie czytelnika w klimat opowiadania. Który jednak pod koniec trochę się rozmywa. Ogólnie finał sprawia wrażenie pisanego na chybcika. Ot, każdy akapit to jeden załatwiony demon. Można by wręcz parafki stawiać jak przy liście zakupów…
Nie jest to złe, czasem nawet potrafi rozwiązaniem zaskoczyć, ale i przewidywalne też bywa.
Na pewno znakomicie oddano tło tekstu. Wspaniałe opisu bałaganu, brudu i smrodu panującego w monastyrze. Na mnie to podziałało. Naprawdę to widziałem!
Solidne, wciągające opowiadanie, które pozostawia jednak odrobinę rozczarowania.
Do poczytania!
TOTEM Z KŁĘBÓW WEŁNY I KOŚCI WIELORYBÓW Łukasz Redelbach:
Poetycki tytuł. To, u mnie, zawsze na plus :)
Tekst, od pierwszego akapitu, klimatem stoi. Jeśli udaje się Autorowi ta trudna sztuka, to już opowiadanie zasługuje na przeczytanie. A jest tu co poczytać, bo to kawał porządnej literatury!
Może i to śledztwo bohatera jakieś takie naiwne, nieporadne i mało intrygujące, za to tekst nadrabia całą resztą. Świetna fabuła! Nie wnikałem jak głęboko osadzona w wierzeniach ludzi z tamtych stron, ale mnie wciągnęła. A finał… po prostu wspaniały! Nie spodziewałem się tego. Ujął mnie los Gośki, a ostatni akapit to znakomite, moralizatorskie zamknięcie całości.
Świetne opowiadanie. Polecam!
2.V.1945 Wołodymyr Kuzniecow:
Na pewno Autor wspaniale, z polotem tworzy sugestywne obrazy wojny. Jest to najmocniejszą stroną tego tekstu.
Opowiadanie ma jakieś dziesięć stron, a całość napisana jest… w jednym akapicie! Odważne rozwiązanie, które uprzykrza powrót do przerwanej wcześniej lektury…
Ten tekst to jest taka jazda bez trzymanki. Nawet nie próbuję doszukiwać się w tym jakiś alegorii, bo życia by mi chyba na to wszystko brakło. Finał trochę wyjaśnia. Ale jeśli cała ta szalona ucieczka zmierzała do takiej puenty, to tekst jest cholernie napompowany. Można by pokusić się o sformułowanie: przerost formy nad treścią.
Ale co ciekawe, czytało mi się to zaskakująco dobrze. Lektury nie żałuję. Jedno temu tekstowi trzeba przyznać – jest wybitnie nieprzewidywalny :)
SZEŚĆ WERSJI MOJEGO BRATA ZNALEZIONYCH POD MOSTEM Eugenia Triantafyllou:
Interesujący tekst. Niestety bardzo nierówny. Sam pomysł na fabułę – znakomity. Z tego tekstu mógł być diament. Niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Lektura mnie męczyła, brakowało mi w tym emocji. Finał satysfakcjonujący.
KAPITON Ołeksij Gedeonow:
Nie rozbawiło mnie. Ale ja nie lubię humoresek. Tekst tak naprawdę o niczym.
Rozczarowanie numeru!
Czekam na kolejny numer z fragmentem NOWEGO WIEDŹMINA!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Chodziło mi raczej o jego rodzinę. Chyba była tam mowa, że te kości w studni to jego rodzina. A później wszyscy razem (hrabia i familia) udają się do wioski. Ale jak mówię czytałem końcówkę przy sporym hałasie i mogłem coś ważnego przeoczyć, czy pomylić.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
JESZCZE JEST ZA WCZEŚNIE Agnieszka Osikowicz-Chwaja:
Opowieść o tym, że historię piszą zwycięzcy. Ciekawe, zwłaszcza uniwersum. Społeczeństwo, które zbuntowało się wobec kapłanów – czyżby aluzja do sytuacji kleru w naszych czasach? ;)
Finał mnie rozczarował. Nie chciałbym tu żadnej krwawej jatki, bo zupełnie by ona nie pasowała do treści opowiadania, ale oczekiwałem jakiegoś twistu, wgniecenia w fotel, fabularnego sierpowego. Nie mam nic przeciwko otwartym zakończeniom, przeciwnie, bardzo je lubię, ale to tutaj pozostawia spory niedosyt.
SKRZYDŁO AŻDACHY Filip Duval:
Musiałem sprawdzić co to ta ażdacha… Ale to tylko na plus. Przecież literatura powinna nas rozwijać i poszerzać horyzonty.
Co do fabuły. Podobało mi się. Ja jako fan Wiedźmina, cenię sobie takie teksty, gdzie Autor obnaża w ludziach wszystko to co najgorsze. W życiu przeważnie tak, niestety, bywa, że po ludziach prędzej możemy spodziewać się najgorszej podłości, niż miłosierdzia. Nie lubię happy endów. Spakowski mnie wypaczył… ;)
Autor sporo wysiłku wkłada w budowanie postaci, by moralne wyzwania jakie stawia przed czytelnikiem miały większą siłę. Rozumiem ten zabieg i go doceniam, ale wyszło to średnio. Mnie nie poruszyło. Przeczytałem z przyjemnością, bo to zgrabna literacko opowieść, ale zabrakło mi w niej emocji.
Nie do końca zrozumiałem kim w końcu był ten hrabia i jego rodzina. Nie przekonała mnie również jego zgoda na cały ten układ ze Zdravką. Ale czytałem w dość mało sprzyjających warunkach i możliwe, że coś mi umknęło.
OSTATNIA Agnieszka Fulińska:
Zaczęło się taką sztampą, że pomyślałem sobie, że to nie może się udać. Po lekturze całości, muszę przyznać, że Autorka się wybroniła. Porusza ciekawe tematy, stara się ubrać całość w oryginalne ciuszki. Może to nie paryski wybieg, ale wstydu na ulicy nie ma ;) Do przeczytania.
NAJWIĘKSZA MIŁOŚĆ Hanns Heinz Ewers:
Opowiadanie pozbawione fantastyki! Ale to opowiadanie to prawdziwa perełka!!! Opowiadanie numeru. Autentycznie mnie poruszyło, a, według mnie, nie ma cenniejszych tekstów niż te budzące emocje. Spokojne, nacechowane sporą dozą pesymizmu i bardzo mądre, tak wiele mówiące o nas samych. Puenta niby prosta, oczywista, wręcz banalna, ale, po takiej lekturze, wspaniała w swej prawdziwości.
Polecam!
DOMY, KTÓRE ODESZŁY Francesco Corigliano:
Zaczęło się oryginalnie. Wciągnęło. Ale po przeczytaniu całości – największe rozczarowanie numeru. Tam się dzieją takie dramaty, a czyta się to jak notatkę w gazecie, że ktoś podeptał trawnik w parku… Autor ma doktorat z literaturoznawstwa a nie słyszał o „Drodze” McCarthy’ego? Nie wie, że by wzbudzić emocje w czytelniku nie zawsze trzeba długich opisów, epitetów, tylu przymiotników, zdań wielokrotnie złożonych? Czasem wystarczą zdania pojedyncze. Nie mnóstwo słów bez znaczenia, ale kilka, ale tych właściwych, tych z ładunkiem emocjonalnym. Ten tekst to wodolejstwo i cholernie zmarnowany potencjał. Zaskoczony jestem, że to opowiadanie wygrało konkurs literacki. Zwłaszcza, że poprzednie teksty z tego konkursu trzymały wysoki poziom.
Omijać z daleka!
KRÓL NA WYGNANIU Frank R. Stockton:
Przeszkadzały mi tam niektóre idiotyzmy, ale baśń rządzi się swoimi prawami. Przeczytałem bez bólu. Morał ok.
SKRZYNKA NA GUZIKI, NAPIWKI I KONFITURY Z RÓŻY Natalia Matoliniec:
Świetne! Przeczytałem z wielką przyjemnością. Niby nic, takie kameralne to wszystko, ale jest w tym tekście jakieś ciepło, chce się to opowiadanie czytać, bo lektura jest jak… obecność przyjaciela. Niemałe literackie osiągnięcie.
DZIEŃ OTWARTY W NAWIEDZONYM DOMU John Wiswell:
Na pewno polubiłem Anię. Jej ojciec za to nie wydał mi się sympatyczny. Ale może tak miało być. Czyta się lekko, ale to jedno z tych opowiadań, o których za pół roku nie będę pamiętał.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
SUPŁY Paula Wanarska:
To jest bardzo dobre! Tekst jest przemyślany, konsekwentny i potrafi zaskoczyć, a nawet poruszyć. Można mu zarzucić, że początek jest zbyt „leniwy”, ale sama Autorka chyba zdawała sobie z tego sprawę i wprowadziła akapity z przeszłości bohaterki, które dodają dynamiki. To tylko kolejny dowód na to jak to opowiadanie zostało przemyślane, jak wiele czasu poświęcono na wyważenie tej historii. Co do samej fabuły, to początek, jak wspomniałem, może trochę nużyć, ale warto dać szansę temu tekstowi, bo, w moim prywatnym rankingu, trafia właśnie do grona najlepszych z tego rocznika. Bardzo cenie sobie opowiadania, które stawiają przed czytelnikiem jakieś moralne wyzwania. I tak też tutaj mamy. Dodatkowo znajdziemy tutaj świetny twist związany z bohaterami, z tym kim oni są dla siebie. Nie spodziewałem się tego!
Subiektywnie może wolałbym, żeby te urojone grzechy bohaterów pozostały urojone, ale rozumiem Autorkę, że potrzebowała kulminacji. Sam nie wiem, czy wyszło to tekstowi na dobre. Osobiście mnie troszkę rozczarowało.
Przeczytałem z wielką przyjemnością. Polecam!
JAKI PIĘKNY ŚWIAT Paweł Dybała:
Zaintrygowało. Wciągnęło. To udało się Autorowi. Ale finalnie uważam, że nie wykorzystano potencjału. Motyw multiwersum jest już tak wałkowany przez filmowe uniwersum Marvela, że jest dla mnie jak potrawa, którą od miesiąca je się dzień w dzień. Mimo, że, na początku, była przepyszna, to teraz nie mogę na nią patrzeć.
Tekst ratuje nietuzinkowe podejście do tematu, choć sam „transfer” nazwałbym co najmniej kontrowersyjnym, a zachowanie babki zwyrodnieniem i wariactwem.
Przeczytałem bez bólu. Ze świetnymi przebłyskami. Ale oczekiwałem czegoś więcej.
SZÓSTA GODZINA W DUAT Wiktor Orłowski:
Dość osobliwe. Intrygujące, napisane sprawnie, ze znajomością tematu. Mocne. I dobre.
JESTEM AI Ai Jiang:
Mam problem z tym tekstem. Dla mnie jest nierówny, nie trzyma poziomu. Początek wciąga, czyta się szybko, z napięciem (znakomity, choć prosty, zabieg z rozładowującą się baterią). Potem wkrada się trochę znużenia, opowiadanie zaczyna męczyć. Finał rekompensuje trud, bo jest wyjątkowo udany. Można by zarzucić, że puenta zbyt wprost, że wręcz rzucona na stół jak kawał mięcha, ale to tak bardzo nie przeszkadza. Ważne, ze tekst jest w ogóle o czymś.
Co do głównej bohaterki, to też nie mogłem się jakoś do niej przekonać. Paradoksalnie polubiłem ją dopiero, gdy straciła serce…
Jest tam kilka jakiś absurdów jak to że opowiadanie dzieje się aż tysiąc lat po nas. Mamy kwaśne deszcze, które topią skórę, a jednocześnie oceany jeszcze się podnoszą, czyli lodowce nie roztopiły się do końca. Z jednej strony degeneracja środowiska, z drugiej jednak powiew sporego optymizmu…
W każdym bądź razie tekst warty lektury.
MAGICZNA KORESPONDENCJA NA WSZYSTKIE STRUNY SERCA Valerie Valdes:
To jest jakieś young adult. Nie jestem targetem, ale rozumiem, że jest (a przynajmniej mam taką nadzieję) spora grupa młodych czytelników NF, która ten tekst przeczyta z wielka przyjemnością. Dla mnie, przynajmniej momentami, za naiwne. Dodatkowo brakowało mi tu jakiegoś spektakularnego sklejenia wszystkich elementów tego opowiadania. Chyba, ze puenta jest po prostu taka, że: miłość jest najważniejsza, a resztę olać!
Nie rozmyślałem zbyt wiele nad tym tekstem, przeczytałem raczej z poczucia obowiązku.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
DRUGI CZŁOWIEK Marek Kolenda:
Podobało mi się. To jest bardzo dobre opowiadanie. Może i uderza w klasyczne tony, bo zadaje nieśmiertelne w sf pytanie o człowieczeństwo, ale ten temat chyba nigdy się nie zestarzeje. A nawet przeciwnie, dziś, jak nigdy wcześniej, ten motyw jest właśnie aktualny. Może i mógłbym pomarudzić na postać Alana, bo od początku do niemal końca nie budziła we mnie za grosz sympatii czy współczucia. Lwią cześć jego rozmów z Cate można streścić dwoma słowami: „spierdalaj, maszyno”. Rozumiem, że jakiś akapit jego buntu, zwłaszcza w młodzieńczych latach, nadałby wiarygodności postaci, ale jego upór i narastający defetyzm stworzyły przerysowanego bohatera. Cate wydaje się bardziej ludzka niż Alan. Może i to było zamierzone, ale ich rozmowy na takim zapętlonym buntowniczym nastawieniu Alana sporo tracą. To opowiadanie ma trochę takie filozoficzne zacięcie, ma skłaniać do refleksji, a przez Alana siła tych rozmów ucieka, czytelnik czuje się zmieszany, a to co prawdziwie ważne ulatuje. A szkoda.
Bardzo dobre opowiadanie, ale w zaprezentowanej formie przypomina rozwodnione whisky. Wypić można, trochę nawet kopnie, ale czuć, że barman dolał wody.
PIĘĆ Z WIELU ŚMIERCI DYMITRA IWANOWICZA Aleksandra Bednarska:
Początek mnie wciągnął. Lubię tak poprowadzoną narrację. Prosty zabieg, który mi przypomina puzzle. Z każdym kolejnym akapitem dokładamy kolejne kawałki, by na koniec ujrzeć cały obrazek. Co poradzić, gdy to się sprawdza, świetnie działa?
Co do samej fabuły, był moment zmęczenia, znużyły mnie te losy bohatera, te jego porażki i niby sukcesy. Jest w tym jakiś pomysł, nawet interesujący, ale myślę, że tekst zyskałby na mniejszej ilości znaków. W opowiadaniach ważny jest konkret. Finał satysfakcjonujący.
GŁODNY SZERYF Rafał Sala:
Na początku pragnę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko onirycznym tekstom. Niestety mam wrażenie, że sam Autor w tym odrealnieniu się zagubił. Początkowo myślałem, że to jakiś matrix, a bohater zgarnia wadliwe NPC. Po przeczytaniu całości, to chyba jednak jakieś postapo. Tekst za długi. W formie sprawnie napisanego szorta, finał, mógłby walić czytelnika w pysk. Tak mamy długaśne akapity o rutynie bohatera, opis jak przyprowadza grzecznie dziewczynę, jak ją karmi… Bzdury! To nie buduje żadnego klimatu, nic nie wnosi, bo świat jak enigmatyczny był, tak takim pozostaje do końca. A koniec wyjątkowo udany. To opowiadanie o dualizmie ludzkiej natury. Finał ratuje ten tekst!
SCHLAFSTUNDE Lavie Tidhar:
Wciągnęło mnie. Dobrze budowana tajemnica. Polubiłem te laleczki, naprawdę ciekaw byłem czym jest Debora. Tutaj jednak tekstowi zarzuciłbym zbyt szybkie zakończenie. Tekst zasługiwał na więcej znaków. Finał jest taki na chybcika. Niby mamy twist, ale zupełnie niesatysfakcjonujący. A mnie wręcz rozczarował. Pozostaje mi tylko czekać na kolejne opowiadanie z tego uniwersum. Bo jak tak dalej pójdzie to z tego rocznika NF będzie można uzbierać niezły zbiorek opowiadań tego Autora ;)
COŚ NIEZWYKŁEGO Michela Lazzaroni:
WSPANIAŁE! Świetnie wymyślane i poprowadzone opowiadanie. Finał absolutnie mnie zaskoczył i zaliczyłem opad szczęki. Genialne. To opowiadanie udowadnia, ze nie potrzeba wielkich bitew, skomplikowanej polityki, czy pierdziliarda postaci, by stworzyć wybitne opowiadanie. Czasami gdy bohater musi zmierzyć się z samym sobą, czytelnikowi towarzyszą nie mniejsze emocje niż podczas pojedynku tysiąca krążowników. Mój kandydat na opowiadanie tego rocznika w prozie zagranicznej!
SZARA MATERIA Silke Brandt:
Wydaje mi się, że zbyt dużo wysiłku Autorka wkłada w budowanie uniwersum. Z tych kilku stron opowiadania zostaje tyle historii co nic. Wydarzenia mógłbym streścić w kilku zdaniach. Lwia część to wyjaśnianie świata. Może i nie jest to duża wada, bo uniwersum zaciekawia, zaintrygował mnie ten postapokaliptyczny świat (czy raczej Londyn). Dla mnie to materiał na powieść. W takiej formie wypada kiepsko. Po lekturze odczuwałem tylko dwie rzeczy. Rozczarowanie. Ale i niedosyt.
LEPSZE ŻYCIE DZIĘKI ALGORYTMOM Naomi Kritzer:
Po tytule spodziewałem się sf dalekiego zasięgu. Jakiś cyberpunk. A tu zaskoczenie. Tekst jest tak bliski naszych czasów, że ja nie znajduję w nim nawet cienia fantastyki! Ale nie przeszkadzało mi to. Przeczytałem z niesłabnącą przyjemnością. Morał, że wszystko jest w naszych rękach i zależy tylko od nas, tez do mnie trafia. Bardzo dobre opowiadanie, godne polecenia.
***
Widzę, że cena prenumeraty (nareszcie!) wzrosła. Teraz ma to jakieś pozory normalności. Choć nadal uważam, że jest to świetna oferta (4 numery w prezencie i KSIĄŻKA!!!), której u konkurencji próżno szukać. To ciągle jest Lamborghini wśród ofert prenumeraty :)
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
IMPERIUM Paweł Majka:
Początkowo miałem problem z tym opowiadaniem. Jakoś nie mogłem się w nie wciągnąć. Nie do końca dawałem temu wszystkiemu wiarę. Nie rozumiałem tego „kupowania” dzieci na żołnierzy imperium. Skoro dzieciaki tak łatwo umierały, że spisywano je dopiero po piątym roku życiu, dlaczego płacono za nie „z góry”, a nie dopiero, gdy zostawały zwerbowane? Przecież taki rekrut mógł nie dożyć służby wojskowej. Co wtedy? Dla mnie to pachnie wyjątkowo niegospodarną polityką pieniężną. A jeśli już o gospodarce mowa, to jak mogło w ogóle funkcjonować takie imperium, gdy wszystkie dzieci (chłopcy i dziewczynki) zostawali wcielani do armii? Sam Autor chyba był świadomy tego problemu, bo pisze:
„Ale kto niby zapewnia wysoką dzietność w Imperium, jak nie trupki? Kto wykonuje najgorszą robotę w fabrykach, w rolnictwie? Kto sprząta ulice w stolicy? Trupki. Jak ich wszystkich rozwalimy to Imperium stanie.”
Jest to jakaś próba ratowania sytuacji, ale jak na Wielkie Imperium, to jest to straszna prowizorka i to zbudowana na niekompetencji urzędników, dzięki którym trupki w ogóle istnieją. Przy tak zbudowanej gospodarce Imperium nie przetrwałoby nawet dekady.
Potem doszedłem do wniosku, że źle podchodzę do tego tekstu. Że tutaj pewne sprawy są UMYŚLNIE przerysowane. No bo mamy tutaj skrajnie militarny twór państwowy, do tego o charakterze radykalnie nacjonalistycznym. Społeczeństwo jest bardzo silnie zindoktrynowane. Jest w tym pewien symbolizm, kalka współczesnych zdarzeń. Podczas lektury odkrywałem sporo odniesień. Bardziej oczywistych, jak do wojny w Ukrainie, jak i sporo innych. Robiło to robotę, dawało dodatkową frajdę z lektury.
Pochwalić muszę i nietuzinkowość tekstu. O to dziś już coraz trudniej. Może i Autor nie wszystko wyjaśnia, ale mi to tak bardzo nie przeszkadza. Lubię, gdy Autor wierzy w inteligencję czytelnika, w to że ten dopowie sobie to co nie zostało powiedziane. Choć tutaj jednak warto było nad kilkoma sprawami się pochylić. Nie łopatologicznie, broń Boże! Ale co nieco warto było wyjaśnić. Wspaniale wyszło to z kościejem, którego znaczenie odkrywamy w akapicie z „paliwem”. Tak to się powinno robić! Znakomity przykład jak wyjaśniać uniwersum.
Fabuła, po trudnym początku, bardzo mnie wciągnęła. Przeczytałem całość przy jednym posiedzeniu. Tekst uważam za bardzo dobry, mój kandydat na opowiadanie tego rocznika NF!
Wyjątkowo udany tekst, zmuszający do refleksji, zastanowienia, o czym, tak naprawdę, Autor pragnie nam opowiedzieć. Mądry, pełen odniesień tekst.
CIEPŁO JEJ DŁONI Paweł Wącławski:
Szybko mnie wciągnęło. Nietuzinkowy pomysł z dilerami wspomnień. Niestety tekst później traci, zaczyna męczyć. Szkoda, że z tak ciekawego pomysłu zbudowano dość prościutką fabułę o zemście. Finał trochę ratuje sytuację, twist odnośnie prawdziwości wspomnień bohatera jak najbardziej udany. Dobry tekst, ale liczyłem na więcej.
MODLITWA Algernon Blackwood:
Podobało mi się. Prosto, ale ciekawie do celu. Tak powinno pisać się szorty.
ZATONIĘCIE „KARNATYKA” A. J. Mordtmann:
Niemal od początku miałem skojarzenia z „Terrorem” Simmonsa. Nawet myślałem, że spod tego lodu zaraz wyskoczy Crozier… ;)
A tak na serio, to przyjemny tekścik. Przeczytałem bez bólu. I to tyle.
CHŁOPIEC Valentina Schiaffini:
Taki trochę młodzieżowy tekst. Bardzo klasyczna opowieść. Fabuła wręcz sztampowa, wedle szablonu, ale, o dziwo, tak bardzo mi to nie przeszkadzało. Brawo, bo Autorce udało się we mnie wzbudzić poczucie niesprawiedliwości – tani, oklepany chwyt, a jednak wszystko zadziałało jak należy. Finał zaskoczył i mi jakoś nie pasował. Wyglądało to trochę tak jakby ktoś na siłę spiął ze sobą niepasujące klocki – niby się to trzyma, ale widać, że to nie tak powinno być.
WENUS Z WENUS Gareth D Jones:
Zdecydowanie najsłabsze opowiadanie numeru. Bzdurne, nieciekawe i o takich głupotach, że w sumie o niczym. Opowiadanie sprawia wrażenie rozdziału jakiejś powieści, bo, w zaprezentowanej formie, to jakiś idiotyczny potworek. Jak infantylnym trzeba być, by uważać, że nasza ekspansja poza rodzimą planetę niemal całkowicie skupi się do robienia reality show? Niestety, ale to opowiadanie obraża inteligencję czytelnika.
CZASOJADY Andrea Franco:
Mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałem ten tekst. Pomysł może i ciekawy, ale zabrakło detali. Trochę to chaotycznie wyszło. Niby kryminał, wątek miłosny, interesujący motyw fantastyczny, charyzmatyczna bohaterka… ale to wszystko takie jakieś na pół gwizdka. To dopiero szkic prawdziwego opowiadania.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
NA SKRAJU DESZCZU Marcin Bartosz Łukasiewicz:
Mam problem z tym opowiadaniem. Początkowo myślałem, że to jakaś rozdmuchana humoreska, bo każdy kolejny akapit przypominał mi kabaretowy skecz. Ale, po przeczytaniu całości, uważam że taka kwalifikacja byłaby bardzo krzywdząca. Trudno jednoznacznie zdefiniować to opowiadanie. Jest ono trochę takie jak to często w życiu bywa, czyli: śmiech przez łzy. Osobiście te „smutniejsze” fragmenty oceniam o wiele lepiej niż te „zabawne”. Ogólnie ten wszędobylski sarkazm bohaterki mnie nie bawił. Dla mnie to było zbyt nachalne, wymuszone, a w końcu i męczące. Wolałbym aby Autor opowiedział tę historię bez humoru, czyli – prawdziwą, smutną, gorzką, pełną wyrzutów. Bo to jest kawał porządnej fabuły!!! Tylko cierpi ona na nieodpowiednim podejściu do niej. Ja jestem prosty chłop i lubię gdy trudny tekst jest w kolorze sepii, bez żadnych tam jakiś cukierków, czy lizaków. Niech forma odpowiada treści.
Jak wspomniałem fabuła ma tutaj bardzo fajny, porządny fundament, do tego mamy tutaj bardzo ciekawe moralne wyzwanie związane z marzeniem bohaterki. To daje do myślenia. A ja cenię każdy tekst, który skłania mnie do refleksji. Morał na finał można było przedstawić prościej i bardziej jednoznacznie. Ogólnie: na plus.
GRUBB I RZEŹBIONY KOT Philip Madden:
Ot scenka. Takie wprawki to setkami wrzucane są tutaj na portalu. Nie rozumiem dlaczego to opowiadanie znalazło się w magazynie.
PRZYWRÓCIĆ SERCE MIŁOŚCI John Chu:
Bardzo dobre. Przemyślane, spokojne, a jednak mocne opowiadanie. I ta cudowna dwuznaczność tytułu. Podobało mi się!
ZAKŁAD DRUKARSKI MALOTIBALA Mimi Mondal:
Początkowo myślałem, że to pójdzie w zupełnie inną stronę, ale nie jestem rozczarowany. Przeczytałem bez bólu. Pięknie napisany finał.
RUCHY ROBACZKOWE Vajra Chandrasekera:
To jest cholernie alegoryczny tekst. I tak jak bohater gubiący się w interpretacjach Serialu i Dokumentu, tak czytelnik gubi się w całości. Ale to jest dobre – zamierzone i umyślne. To jest jeden z tych tekstów, który stawia na interpretację. Każdy czytelnik może wyciągnąć z niego coś innego. A mądrości w tym tekście jest sporo. To wręcz jest jedna wielka przypowieść. Początek może zniechęcić, ale warto przeczytać całość. Naprawdę warto.
SALA OPERACYJNA Izumi Kyoka:
Fabuła może nie powala, ale przeczytałem z zaciekawieniem.
Trzy sprawy ekstra:
– wspaniały, wzruszający wywiad z panią Jolą Parowską
– konkurs literacki. Wspaniała wiadomość. Sam chciałbym coś napisać…
– mam wrażenie, ze Marcin Kułakowski trochę zmienił styl. Ta kreska jakby jakaś grubsza?
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Zacznę klasycznie od recenzji działów z prozą:
ZIARNO Istvan Vizvary:
Znakomite opowiadanie! Przed lekturą trochę się obawiałem, bo kojarzyłem, że poprzednie opowiadanie tego Autora w NF nie całkiem przypadło mi do gustu. Tutaj od pierwszych zdań miałem wrażenie, że mam do czynienia z czymś wielkim, znaczącym, wspaniałym… Podobne odczucia mam zazwyczaj przy lekturze Dukaja. Tekst zdecydowanie z tych trudniejszych w odbiorze, pewnie wielu odrzuci, ale za to pewną garstkę czytelników może zachwycić. Brawa za odwagę dla Autora i NF, że tekst trafił jednak na łamy pisma. Napisane wspaniałym językiem (choć pewnie dla niektórych zbyt naukowym) i zmuszający do refleksji. Dla mnie – opowiadanie numeru!
MAGIA U KRESU Adrianna Filimonowicz:
Początkowo jakoś mnie nie wzięło. Potem, trudna relacja bohaterki z dotkniętym demencją magiem, zaintrygowała, ciekawy byłem dokąd to zmierza. Myślałem, że to zakończy się bardziej oczywistym morałem – że poświęcenie dla drugiego człowieka w końcu zostanie nam wynagrodzone (i chyba wolałbym, żeby tak było), jednak Autorka (chyba niepotrzebnie) starała się zaskoczyć czytelnika. Największą wadą tego tekstu jest w nim brak ciężaru emocjonalnego. Jakoś los bohaterki i maga nie potrafił mnie poruszyć. A szkoda, bo wtedy tekst wskoczyłby na najwyższą półkę. Dobre opowiadanie, ale można było wycisnąć z tego więcej.
PODAREK Szymon Stoczek:
Bardzo zgrabne opowiadanie. Dobrze pomyślane i poprowadzone. Lubię takie teksty, zbudowane wokół jednego przedmiotu, który napędza fabułę i motywuje zachowania bohaterów. Przeczytałem z przyjemnością.
KWESTIA HONORU Valentino Poppi:
Kolejne włoskie opowiadanie, które przypadło mi do gustu. Czytałem z niesłabnącym zainteresowaniem. Może to nie jest tekst, który na długo zapadnie w pamięć, ale nie żałuję poświęconego mu czasu.
PINGWINY Lavie Tidhar:
Gwiazda numeru (choć ja do wielkich fanów tego Autora nie należę). Opowiadanie niepokojące, mocne i alegoryczne. Dające pole do interpretacji. Podobało mi się.
WIECZNY BAL POTĘPIONYCH Fonda Lee:
Przeczytałem pierwszą stronę i myślę sobie – tylko nie to! To jakiś absurd pomieszany z groteską, czyli wszystko to co porządne Nazgule nie znoszą. Ale, z poczucia obowiązku, doczytałem do końca… i przyznaję, że się pomyliłem! Tekst okazał się bardzo trafną satyrą na czasy współczesne. Jest w tym tekście coś niepokojącego, strasznego, bo właśnie prawdziwego. To opowiadanie to także nauczka dla mnie, by nie oceniać tekstów po pierwszej stronie, bo, gdy dobrniemy do końca, może się okazać, że całość jednak mile nas zaskoczy.
DOWÓD PRZEZ INDUKCJĘ Jose Pablo Iriarte:
Podobało mi się. Może ta relacja syna z ojcem trochę za mało emocjonalna, nie poruszyła mnie (choć może to wina ojca bohatera, który jest po prostu zimnym draniem), ale sam pomysł na fabułę i element fantastyczny bardzo mi się podobały. Czyta się lekko i szybko (choć to pewnie zasługa, że tekst stawia raczej na dialogi i to głównie takie bez didaskaliów).
WILKI WCZORAJSZEGO DNIA Ray Nayler:
Dobry tekst, który pod pozorami prostej fabuły porusza dość trudne (i dziś bardzo aktualne) tematy. Finał pozytywnie mnie zaskoczył i wywołał uśmiech na twarzy. Polecam.
Z okazji 500! (pięćsetnego! PIĘĆSETNEGO!!!) numeru postanowiłem podzielić się paroma wspomnieniami i opiniami na temat pisma.
Pierwszy numer NF kupiłem na koloniach na mazurach. Nie pamiętam dokładnie, który to był numer (mam go gdzieś na pewno, nie wyrzuciłem żadnego numeru), ale jedno z opowiadań kojarzę dość dobrze do dziś. Było chyba z konkursu. Nie było chyba zwycięzcą, raczej drugie, ale trzecie miejsce. Miało tytuł bodajże „Pustak”. Trochę w klimatach takie wiedźmińskie, więc bardzo mi się spodobało. Pamiętam jak koledzy szli nad jezioro, a ja zostawałem w domku i czytałem „Pustaka”… To moje najżywsze wspomnienie z tamtych kolonii. Mogłem mieć wtedy jakieś trzynaście, może czternaście lat. I to wtedy mnie „wzięło” na fantastykę. Potem były kolejne numery, wydania specjalne, także SFFiH. Pierwsze kupione książki ( to była „Krew elfów” Sapkowskiego). Dlaczego o tym piszę? Bo pragnę, by Redakcja o tym wiedziała. Być może zastanawiacie się, czy literackie pismo poświęcone fantastyce w ogóle ma sens w naszym kraju? Odpowiadam Wam: jak najbardziej ma! To dzięki Wam zacząłem czytać, dzięki wam jestem dzisiaj tym kim jestem. Wasza praca ma wielki sens i znaczenie dla wielu osób. Chciałbym Wam dzisiaj za to podziękować.
Jest jeszcze parę spraw, które chciałbym poruszyć, bo być może okażą się cenne dla Redakcji.
Zacznę od pochwał. Nie wiem kto wpadł na pomysł, by do worka z prenumeratą wrzucać kartkę z informacją o kończącej się prenumeracie, ale to był geniusz! Świetny pomysł, który już raz mnie uratował przed zerwaniem ciągłości prenumeraty. W każdym bądź razie osoba za to odpowiedzialna ma u mnie browarka ;)
Skoro jesteśmy już przy prenumeracie, to chciałbym poruszyć jeszcze jedną sprawę. Akurat tak się złożyło, że wraz z 500 numerem doszła do mnie gratisowa książka za wykupienie prenumeraty. Sprawa, o którą mi chodzi, może wydać się kontrowersyjna, ale uważam, że… prenumerata NF jest zbyt tania! Prenumerata z książką kosztuje 99 złotych. Cena sugerowana książki jaką dostałem to 55 złotych („Holly” Kinga), więc za roczną prenumeratę NF faktycznie zapłaciłem tylko 44 złote, gdy okładkowa cena jednego numeru to 15,90 złotego. Być może mam zachwiane poczucie moralności, ale czuję się jakbym Was okradał. A to jeszcze dodam bardziej skrajny przypadek, gdy do prenumeraty dodawana była „Belgariada”, której cena to było jakoś około dziewięciu dyszek, a prenumerata wtedy kosztowała coś około 92-95 złotych. Nie pamiętam dokładnie ale wychodziło jakoś około dychy za roczną prenumeratę! Rozbój! Wiem, że książka jest dodatkiem i ma zachęcić do kupna, jest to prezent od wydawcy (Prószyński Media) i nie jest niczym nowym, że podobne gratisy są oferowane dla prenumeratorów, tylko, że cena samej prenumeraty już sama w sobie jest bardzo atrakcyjna – 5(!) numerów w prezencie! Można potraktować to jako reklamę prenumeraty, bo ja faktycznie nie rozumiem jak, przy takich warunkach, tej prenumeraty nie wykupywać, ale chyba warto pochylić się nad tą sprawą, bo chyba popadamy w skrajność.
Miałem nawet pewien pomysł, by Redakcji zaproponować PRENUMERATĘ PREMIUM, która oferowałaby oprócz 12 wydań NF jeden (tylko jeden w roku) numer (nieodżałowanego) WYDANIA SPECJALNEGO. Byłoby ono dostępne tylko dla prenumeratorów, a sama prenumerata byłaby w odpowiednio wyższej cenie, by w PEŁNI pokryć koszty takiej publikacji. Do przemyślenia.
Dodam tutaj jeszcze jedną kwestię na plus, o której kiedyś wspominałem (i chyba Redakcja wzięła ją sobie do serca), że teraz zawsze jest jakaś książka do prenumeraty. Nie zawsze tak było. Kiedyś takie gratisy były rzadkością, a ja zgłaszałem, że gdy moja prenumerata się kończy nigdy na taką promkę załapać się nie mogłem. Było to dla mnie nieuczciwe, dyskryminujące sporą część prenumeratorów. Cieszę się, że to się zmieniło. Brawo!
Chciałbym też tutaj, subiektywnie, ocenić parę spraw odnośnie zmian jakie dokonały się ostatnimi czasy.
Dział publicystyki nigdy specjalnie nie budził we mnie wielkiego zainteresowania, czytam wybiórczo, tylko to co mnie zainteresuje, ale to co z publicystyką w NF zrobił JeRzy, zasługuje na wielki ukłon. Potężne artykuły, które wydźwignęły ten dział z zapaści (czy raczej przepaści) i ustawiły w czołówce tego typu publikacji.
Zgłaszano tutaj zastrzeżenia co do zmienionej czcionki, że przeszkadza w czytaniu. Ja, osobiście, nic takiego nie odczuwam. Ale ja czytam dość sporo prasy i jestem przyzwyczajony do przeróżnych czcionek. Mnie, takie zmiany, w ogóle nie ruszają.
Recenzje książek. Na początku zmiana mnie rozzłościła. Potem doszedłem do wniosku, że książki w magazynie literacki zasługują jednak na poważniejsze potraktowanie. Końcem końców zmianę oceniam pozytywnie. Jednak ma to też złą stronę – ilość recenzowanych książek znacząco zmalała.
I tutaj pojawia się pewien pomysł. Nie bardzo mam czas śledzić facebooka wszystkich wydawnictw poświęconych fantastyce, ani tym bardziej wchodzić co dzień na ich strony internetowe, a chciałbym być w miarę na bieżąco z nowościami wydawniczymi. Może nowy dział w NF? Taki zbiór newsów z branży. Dla przykładu, ja dopiero niedawno dowiedziałem się, że MAG wznowił w końcu Malzańską Księgę Poległych! I to dowiedziałem się o tym, gdy MAG ogłaszał już dodruki kilku tomów! Brakuje mi takiego miejsca czy to w internecie, czy to w prasie.
Na koniec parę słów o „Na archipelagach…” Michała Cetnarowskiego.
Artykuł próbuje się mierzyć z tym Dukaja (o, matulu, naprawdę ukazał się on w 2007roku?!), ale nie jest to ten sam kaliber. Jest tam może i parę spostrzeżeń, z którymi mogę się zgodzić, ale zabrakło tutaj wizjonerstwa Dukaja. Na pewno zgadzam się, że w gównoburzy wokół opowiadania Komudy było sporo złej woli pewnej grupy ludzi. Z początku trochę rozzłościła mnie reakcja Redakcji, czyli przeprosiny i bicie się w pierś, ale z perspektywy czasu widzę, że to był mistrzowski ruch. Świetnie odczytaliście z kim macie do czynienia i nie próbowaliście się bronić, by nie zaogniać sprawy, bo tamci tylko na to czekali. Nie wiem kto podjął taką decyzję w Redakcji, ale miejcie tego człowieka blisko! :)
Szkoda tylko, że pokłosiem tej afery było odejście Marcina Zwierzchowskiego. Odniosłem wręcz nieprzyjemne wrażenie, że pan Marcin próbuje jak najszybciej odciąć się od Redakcji NF i uciec, zostawiając przyjaciół wilkom… Bardzo stracił wtedy w moich oczach. Niemniej jednak dział prozy zagranicznej pod jego rządami to była klasa sama w sobie. To były czasy gdy Cetnarowski próbował choć klepnąć w plecy biegnącego zawsze przed nim Zwierzchowskiego. Za czasów pani Hałas i pana Szpaka pojedynek się wyrównał – czyli po obu stronach jest nierówno, dobrym tekstom często towarzyszą kiepskie, zarówno w prozie rodzimej jak i zagranicznej.
Cieszę się, że JeRzy zapowiedział we wstępniaku konkurs literacki! Wyczekiwałem tego! Już w poprzednim numerze zapowiadałem, że się spodziewam tego. Szkoda, że nie ruszyło to w 500 numerze, ale może to dobrze wróży samemu konkursowi, bo Redakcja podchodzi do tego poważnie i chce wszystko należycie przygotować. Konkursy literackie NF obrosły już pewnego rodzaju legendą i rad jestem, ze ta legenda nie umarła, ale żyje nadal!
Edytor tekstu pokazuje mi, że przekroczyłem już 10k znaków, a to oznacza, że pora kończyć.
Życzę całej Redakcji NF i wydawcy Prószyński Media samych sukcesów. Oby się Wam wszystkim wiodło i byśmy się tutaj spotkali z okazji 1000 numeru!
Pomyślności!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
PIĘĆ POSKLEJANYCH PAJĄKÓW Michał Brzozowski:
To nie jest wcale takie groteskowe jak się z początku wydaje. Każdy z nas ma takiego „robaka” w głowie, albo nawet i kilka… Polubiłem główną bohaterkę. Morał by akceptować własne słabości, a wręcz brać je za atut i czerpać z nich siłę – bardzo do mnie trafia. Przeczytałem z przyjemnością!
PAN NIE ŻYJE, PANIE JOHANSEN! Daniel Kordowski:
Trochę zbyt rozdmuchane opowiadanie. Fragmentami czułem się zagubiony. Świat duchów, nagle świat snów… Z początku skupiamy się na tym co właściwie stało się z bohaterem, potem robi się onirycznie, następnie na stół rzuca się wątek osobisty, by, już do końca, to na nim się skupić. Mnie nie poruszyło, a powinno! Nie jest to złe opowiadanie, ale myślę, że można je było przedstawić w „przyjemniejszy” sposób dla czytelnika. Lepiej to wszystko wyważyć.
PETRICHOR Marta Bonaventura:
Klimatyczne, smutne opowiadanie skupione wokół relacji córka-matka. Szczątkowa fantastyka w ogóle mi nie przeszkadzała. Interesujący, momentami bardzo mocny tekst.
BIBLIOTEKA NA BEZLUDNEJ WYSPIE Eric M. WITCHEY:
Klimatem i emocjami opowiadanie bardzo zbliżone do poprzedniego. Tylko tutaj od pierwszych zdań po te ostatnie czytelnik wyraźnie wyczuwa jakąś beznadzieję, bezradność, wie od razu, że na żaden happy end nie ma co liczyć. Nie dostrzegłem tutaj nawet cienia fantastyki, niemniej tekst bardzo przypadł mi do gustu.
WALET KIER Wołodymyr Arieniew:
Z początku czułem się zagubiony. Potem przyszło zniechęcenie – ot jakieś postapo silące się na oryginalność. Ale gdzieś tak od środka mnie wciągnęło. Długo nie mogłem przekonać się do głównego bohatera. Rżnie twardziela, aż robi się z tego komedia. Później jakoś to przełknąłem i zaakceptowałem. Wątek z wirusem ciekawy. Kiedyś nawet czytałem jakiś artykuł o tym grzybie atakującym mrówki i sam miałem skojarzenia z patentem na inwazję zombi… ;) Wątek z dziewczyną, niby oklepany, ale przyjemnie to wyszło. Z największych wad to chyba za dużo tu objaśniania uniwersum. Te dialogi to lwia część tego opowiadania!
Za miesiąc 500(!!!) numer NF! Czekam!
Widzę już pewne zmiany (ogólnie oceniam na duży plus), ale skoro NF to miesięcznik literacki, myślę, że nazwiska Vizvary i Tidhar to dopiero pierwsze danie, a nadziewana jabłkami kaczka dochodzi w piekarniku… ;)
Myślałem, że może NF ruszy przy okazji 500 numeru z konkursem literackim (nie jakimiś fanfikami o Wiedźminie), ale widzę, ze to czas dużych zmian w piśmie i chyba do tego nie dojdzie. Szkoda, bo NF, a zwłaszcza F, zasłynęła takim jednym konkursem, wspominanym po dziś dzień… :)
Nie będę dłużej gdybał, co będzie to będzie. Ufam Wam!
Już dziś (a za miesiąc powtórzę) POMYŚLNOŚCI!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
OGRÓD NOWEGO WCZORAJ Aleksandra Bednarska
Mam problem z tym opowiadaniem. Początek mnie strasznie zmęczył i wynudził. Rozumiem pomysł na opowieść drogi, bardzo lubię ten motyw, ale zabrakło tutaj polotu, te miłosne dramaty bohaterki wydawały mi się naiwne, wręcz infantylne. Później Autorka nieźle w historii namiesza i fabuła, w końcu, chwyta. Może nie za jaja, ale finałowe akapity przeczytałem z zainteresowaniem. Jak dla mnie, źle wyważona opowieść. W krótkich formach obowiązuje jedna zasada: jak najmniej pitu-pitu, a jak najwięcej konkretów.
HISTORIA POTĘPIENIA Katarzyna Rupiewicz
Ciekawa opowieść. Raczej nie zapadnie na długo w pamięci, ale przeczytałem bez bólu. Nie do końca rozumiem jak w tym świecie zostaje się wampirem, skoro główny bohater był nim od dziecka, a za rodziców miał zwykłych ludzi, ale uniwersum Autorki nie znam i tylko sygnalizuję, że dla takich właśnie osób jak ja może ta kwestia być kłopotliwa. Z większych wad – jakoś nie mogłem przekonać się do głównego bohatera. Taki nijaki, z cholernie niską samooceną i defetyzmem, który nie budzi ani sympatii, ani litości. Finał zaskoczył. Ale nie był to ŁAŁ! Tylko raczej uczucie zaskoczenia i konsternacji spowodowane wspomnianą przeze mnie wcześniej kwestią wampiryzmu w tym świecie. Morał o akceptacji samego siebie – zawsze dobry i ciągle aktualny!
CZĘŚCIOWE ZAPĘTLENIE Agnieszka Kravár
Nareszcie bardzo dobre opowiadanie. Ambitne, z oryginalną fabułą. Przeczytałem z niesłabnącym zainteresowaniem. Wątek z oddaniem dziecka do adopcji mnie nie poruszył, rozumiem, że Autorka chciała jakoś umotywować postępowanie bohaterki, ale brakowało mi w tym ładunku emocjonalnego. Jak dla mnie, wyszło to trochę jak klisza. Trochę szkoda, bo Autorka dedykuje opowiadanie wszystkim matkom, więc wątek był dla Niej ważny.
Słyszała jednak, że darczyńca jest śmiertelnie chory i że matka Kamili zniknęła podczas jakiegoś wypadku na Morzu Snów.
W tym zdaniu chyba doszło do pomyłki. Miało być – matka Dorotki, czyli właśnie Kamila.
MĘŻCZYZNA Z NOSEM Rhoda Broughton
Przyznam, że nie wiem w jakim celu to opowiadanie powstało i po co trafiło na łamy NF. Nie ma ono nic do zaoferowania. Mamy tutaj jakieś banały z życia młodego małżeństwa, a gdy zaczyna się wątek z hipnotyzerem i czytelnik zaczyna mieć nadzieję, że w końcu coś się tutaj zdarzy, to bohaterka znika… i to tyle. Nie ma w tym opowiadaniu ani jakiejś umiejętnie budowanej tajemnicy, ani narastającego napięcia, ani… sensownego morału. To jest o niczym. Żeby to chociaż językowo było wspaniałe, żeby tak choć pozachwycać się słowem, skoro fabułą się nie da, ale i warsztatowo to bez wyrazu, bez przebłysków nawet. Strata papieru (i mojego czasu).
BŁYSK MAGNEZJI Michele Piccolino
Kolejne włoskie opowiadanie, które przypadło mi do gustu. Przeczytałem z przyjemnością, chociaż finał groteskowy, trochę jak z telenoweli ;)
DAJCIE ANGIELSKIEGO Ai Jiang
Nie do końca rozumiem świat przedstawiony w tym opowiadaniu. Po namyśle, doszedłem do wniosku, że nie to jest ważne w tym tekście. To pewien rodzaj metafory, słowa są alegorią wszystkiego tego co mamy, co świadczy o nas samych. O zdobytej wiedzy, stopniu moralności, o wszystkim tym czym nie można kupczyć. A jednak słowa w opowiadaniu są walutą. Myślę, że odczytywanie tego tekstu jako protestu wobec kapitalizmowi to zbyt duże uproszczenie. Ale chyba warto się zastanowić ile płacimy za ten ciągły wyścig szczurów. Interesujący tekst, skłaniający do refleksji. Jeszcze pewnie w nie jeden wieczór będę o nim rozmyślał…
PO ZHAKOWANIU DLA NIEWTAJEMNICZONYCH Grace Chan
Bardzo dobre opowiadanie. Ciekawie poprowadzona fabuła. Może trochę zbyt łatwo udało im się uciec, ale czyta się gładko i pędzi za bohaterami z przyjemnością. Nic tylko czekać na kontynuację na Thurnos ;)
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Po namowie przez samego Jerzego, postanowiłem nadrobić i styczniowy numer:
Bies kwantowy Mika Modrzyńska:
Ja już niestety za stary jestem na takie teksty. Young adult to już nie dla mnie. Morał, dodatkowo wyłożony przez Autorkę niemal wprost, by nie dokuczać kolegą z klasy, bo to się na nas zemści, dla mnie już nieaktualny. Liceum mam dawno za sobą, a takie banały życiowe od dawna znam. Ale rozumiem, że wśród czytelników NF jest i (mam nadzieję) spore grono ludzi młodych, dla których to opowiadanie może być wartościowe i to ku nim skłania się ten tekst, więc to od nich należy oczekiwać merytorycznej recenzji.
Dodatkowo w tekście jest sporo różnych nieporadności. Od szczotki od sedesu przebijającej(!) czaszkę, przez zgubiony podmiot w dialogu, po niedopracowane porównania. Ot takie np.
„Tereska siedzi wciśnięta w za ciasne dla niej krzesło jak szprotka, a zwały tłuszczu wylewają się nad podłokietnikami.”
Nie bardzo wiem jak rozumieć to porównanie. Sama „szprotka” to zbyt duże uproszczenie, zbyt wielki skrót myślowy. Można by użyć: jak szprotka w puszce, a całość zaczynałaby mieć jakieś ręce i nogi. Niby wiadomo co autor miał na myśli, ale forma, jak dla mnie, niepoprawna.
Selkie Przemysław Gul:
Tutaj mamy już do czynienia z opowiadaniem wielkiego kalibru (i nie rozchodzi mi się tutaj o jego objętość). Pierwsze o czym muszę wspomnieć: znakomite osadzenie tekstu w wykreowanym świecie. Czuć, że tekst jest przemyślany, dopracowany, że Autor włożył sporo wysiłku w jego stworzenie. Widać konsekwencję w kreowaniu tego uniwersum, choćby przez takie drobnostki jak porównania, czy kolokwializmy:
„Stawiam złote łuski, przeciwko starym płetwom…”
Detale, szczegóły, pierdółki… ale wszystko mocno osadzone w wykreowanym wodnym świecie. To wszystko wzmacnia imersję. Brawo!
Z wad: to długo nie mogłem się przekonać (wyobrazić) „chodzącej” syreny. Niby sam Autor przezornie stara się to wyjaśnić doskonałym umięśnieniem ogona, ale ja, choć fantasta, to jednak prosty chłop jestem i dla mnie to jakieś banialuki. Bo jeśli ogon tak wspaniale nadawałby się do przemieszczania po lądzie, to ewolucja nie wymyśliłaby nóg…
Fabuła ma jakieś tam słabe strony, ale przeczytałem z zaskoczeniem. Finał ze zdradą nawet mnie zaskoczył.
Oby więcej takich opowiadań w NF!
Biblioteka Agnieszka Rogowska:
Faktycznie mocno oniryczne. A jednak zdaje się osadzone w rzeczywistości. Ta skrajność początkowo mnie zgubiła i już zaczynałem podejrzewać, że opowiadanie będzie o osobie autystycznej, która opisuje swój sposób postrzegania świata. Po zakończeniu pożałowałem, że tak nie było… Dla mnie wyjaśnienie i finał tekstu to pójście na łatwiznę. Ciągle mam wrażenie, że to opowiadanie to jakieś pokłosie filmu Vanilla Sky. Niby Autorka rozwija pomysł, ale dla mnie pozostaje wtórny i wyeksploatowany.
Warto by tekst odchudzono również ze sporej ilości zaimków. Jeśli te mi zaczynają przeszkadzać, to znak, że jest naprawdę źle.
Szlam Anthony M. Rud:
Ciekawy tekst. Dobrze budowana tajemnica. Czytałem z zaciekawieniem. Choć ta finałowa ameba trochę mnie rozbawiła. Przyjemne opowiadanie.
Przed lustrem Valentino Poppi:
Tutaj również udanie budowana tajemnica. Rozwiązanie zaskoczyło. Ale finał zdecydowanie za szybki, taki na łapu-capu. Ale może to wymogi konkursowe co do objętości?
Umiliło kawę z ciastkiem.
Złomiarze Lavie Tidhar:
Bardzo dobre opowiadanie. Świetna fabuła i mam wrażenie, że w tym przypadku fantastyka może dogonić rzeczywistość. Już dziś dużo się słyszy o problemie kosmicznych śmieci. Przeczytałem z przyjemnością.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Z miesięcznym opóźnieniem, realizuję moje postanowienie noworoczne – recenzowanie działu literackiego NF. No to lecimy!
Konwent fantastyczny Andrzej Miszczak:
Zacznę dość nietypowo bo pierwsza z rzeczy jaka mnie poruszyła w tym opowiadaniu to… brak zapisywania liczebników słownie. Co to za nowa moda? Rozumiem daty, godziny, adresy, bo i Dukaj wszak tak pisze, ale zdanie: „(…) kiedy miałem 17 lat” – aż kuje w oczy. NF to przecież miesięcznik literacki, a to chyba zobowiązuje?
Wracając do treści. Pokręcone, absurdalne, ale całkiem wyważone opowiadanie. Sam bohater próbuje hamować, racjonalizować wydarzenia, których jest świadkiem i robi to robotę. Bo jakby tekst poszedł w taki absurd bez trzymanki, to ja wysiadam, ari wederci Miszczak… ;) Ale w takiej formie wyszło to nawet zgrabnie. Finał mnie nie rozśmieszył, a wręcz mam trochę żalu do Autora za tak łopatologiczne nawiązanie do Lema.
W ostatnim roku wojny Piotr Gociek:
Początek mnie zachwycił. Spodobał mi się filar, na którym toczyło się opowiadanie, podobała mi się i perspektywa z jakiej snuto opowieść. Ale gdzieś od momentu spotkania z aniołem, tekst zaczyna tracić. Zmienia się w wodolejstwo, które niewiele wnosi. Finał rozczarowuje, straszne pójście na łatwiznę. Już myślałem (a nawet miałem nadzieję), że to będzie coś w stylu życzenia z zakończenia „Pikniku na skraju drogi”, ale niestety nie.
Niewykorzystany potencjał!
Kwiaty dla Huitzilopochtli Michał Gołkowski:
Nie moje klimaty, ale przeczytałem bez bólu. Momentami trochę nudziło. Tekst nawet nie próbuje ukrywać, że to zajawka dla nowej powieści Autora. Jak się spodobało, to kup książkę. Osobiście nie mam nic przeciwko tak ukierunkowanym tekstom. Przeczytane do kawy.
Jego najjaśniejsza wysokość Algernon Blackwood:
Czuć, że tekst starej daty. Dziś już mało kto tak pisze, ba, mało kto ma odwagę tak pisać. Dziś stawia się na dialogi, bo te łatwiej, szybciej się czyta. Bo od takich ścian tekstu, biedny czytelnik, może dostać oczopląsu, albo zapalenia opon mózgowych…
Mi opisy nie przeszkadzały. Rozumiałem ich rolę i doceniałem kunszt w jaki budowano tajemnicę i atmosferę niepokoju. Może i fabuła nie zwala z fotela, ale przeczytałem z przyjemnością.
Nie samym chlebem Davide Camparsi:
Po początku nie spodziewałem się, ale to opowiadanie okazało się cholernie dobre. Cenię sobie teksty, które mają coś ważnego do powiedzenia. Tak jest w tym przypadku. Autor mierzy się z trudnym tematem… i wychodzi z tego starcia zwycięsko!
Może i przeszkadzało mi sporo naiwności zawartych w tekście, ale w ogólnym rozrachunku na duży plus.
Zycie Marii i Olgi. Apokryf nowego świata Swietłana Taratorina:
Przyznam, że mam problem z tym tekstem. Podczas lektury, mimowolnie miałem skojarzenia z „Lewą ręką ciemności” LeGuin, a opisy tej niebezpiecznej flory, przypominały mi o „Cieplarni” Aldissa. Ale te (być może) inspiracje to żadna wada, zwłaszcza, że Autorka podąża własną drogą, wydeptaną może już w części przez innych, ale jednak własną.
Początek mnie nawet zaintrygował, ciekawy byłem w którą stronę to pójdzie, do czego to zmierza. Niestety tekst jest dość nierówny, momentami moje zainteresowanie lekturą dość mocno słabło. Finał odrobinę zaskoczył. Były chwile, że myślałem, że to wszystko zakończy się jakimś feministycznym peanem: my kobiety świetnie sobie same poradzimy, nie potrzebujemy waszych wstrętnych kusiek, ale jednak mamy na koniec konserwatywny zwrot, niemal przestrogę, by prokreacja odbywała się tak jak zaplanowała to natura.
Trudno mi ocenić ten tekst. Chyba każdy może wyczytać z niego coś innego, coś dla siebie, coś z czym się zgadza, ale i coś czego nie może zaakceptować. Także chyba warto!
Pozdrawiam!
Widzim się za miesiąc :)
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
coroczny wypad na ptaszyny
Długo myślałem, że ten stary zbereźnik, co roku, jeździ po prostu na dziewczyny… ;)
A po lekturze całości nadal nie wiem, czym są te ptaszyny. Odbieram ja jako syreny, więc skąd takie określenie dla jednak morskich stworzeń?
Historia nawet przyjemna, lekka, podobał mi się fragment ze starym marynarzem w pociągu – buduje klimat. Dodatkowo ładne zamknięcie opowieści.
Do poczytania!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Raskolnikowwriting – Larwy
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Bardzo dobre opowiadanie z przemyślaną i konsekwentnie realizowaną historią. Finał może zbyt łopatologiczny – czytelnik domyślał się właśnie tego, i gdyby zostało to w sferze domysłów, sądzę, że miałoby to większą siłę wyrazu. Podane tak na tacy wyjaśnienie wątku z listem, spowodowało pozbycie się tajemnicy, a czytelnikowi odebrało możliwość zabawienia się w detektywa i wyciągania własnych wniosków. Nie zawsze trzeba wszystko wyjaśnić, czasem lepiej coś tylko zasygnalizować.
Nominuję do biblioteki!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Ja już jestem po etapie lekceważenia wszelkich dobrych rad, przeszedłem przez okres brania sobie do serca każdej dobrej rady i aktualnie jestem na etapie uważania na każdą dobrą radę. Ta akurat wydaje się do zaakceptowania.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Przyznam, że czytałem z dużym zainteresowaniem. Fabuła zbudowana dość prosto i (do pewnego momentu) przewidywalna, a i tak mnie wciągnęła. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to muszę wymienić tutaj trzy sprawy:
– infodump związany z Ainą, gdy wyjaśnia jak to się stało, że została demonem. Dodatkowo te zwierzenia wyszły trochę sztucznie i mało wiarygodnie.
– zachowanie Marka, gdy Aina wyznała mu prawdę i rozkazała, by z nią odszedł. Zgodził się na to jak naiwne dziecko.
– finał z Żanetą. To taki rodzaj twista, który zamiast wywoływać u mnie reakcję: “o ja cie pierdole!”, wywołał raczej: “ale, że co…?” Niekoniecznie jest to wada, zapewne pojawią się tutaj komentarze, że ten zabieg fabularny wyszedł świetnie, ale ja czułem się zmieszany i zdezorientowany. Ale przynajmniej wiemy już kto w tym związku “nosi spodnie” ;)
Krótko: dobre opowiadanie, choć można było je lepiej przyprawić.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Przeczytałem z przyjemnością. Spodziewałem się, że będzie to tylko scena walki, a jednak finał nie dość, że momentami liryczny, to i skłaniający do refleksji. Jak na trochę ponad 3k znaków to dużo tu się udało upchnąć
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
– Teraz? Tak. Przecież nie wyłączyłeś ukrywającego pola.
– Przepraszam, niedawno zacząłem pracę w tym dziale.
– W porządku. To tylko zżera akumulatory, więc nawet lepiej, że wyłączyłeś.
To wyłączyli, czy nie wyłączyli? ;)
Ciekawe, niby bazujące na oklepanych motywach, to finał jednak mnie zaskoczył – choć coś podobnego czytałem tutaj nawet niedawno. Koniec warto by rozwinąć, lubię niedopowiedzenia, ale te tutaj zostawiają zbyt wiele pytań.
Dobre, choć nie jestem w pełni usatysfakcjonowany.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Chyba wiem dlaczego tak trudno było mi zrozumieć tego drabbla:
Bajka dla trochę starszych dziewczynek
I wszystko jasne.
To teraz poproszę o drabbla dla nazguli w średnim wieku ;)
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Przyznam, że po pierwszym czytaniu nie zrozumiałem…
Ale wyszedłem chyba z błędnego założenia, narzuconego przez baśń, na której bazuje to drabble, że królewna całowała żaby, by jedna z nich przemieniła się w królewicza. Tutaj mamy to na odwyrtkę (tak?) – królewna całuje mężczyzn, a jeśli to nie są ci właściwi zamieniają się w żaby?
Skoro tak, to znana sentencja: facet to świnia należy zamienić na facet to żaba. ;)
Przyjemne choć wymógł stu słów (w moim odczuciu) zaszkodził przejrzystości tego tekstu.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Najpierw pojechałem ulicą w prawo, by po chwili skręcić w lewo, a potem znowu w prawo. Ponieważ mieszkaliśmy na uboczu, już po kilku chwilach znalazłem się za granicą administracyjną miasta. Jechałem teraz biegnącą wzdłuż drogi ścieżką w stronę lasu. Po kilku minutach skręciłem w lewo i wjechałem pomiędzy drzewa. Ścieżka wiodła najpierw wzdłuż betonowego płotu okalającego znajdujący się nad brzegiem jeziora ośrodek rekreacyjno turystyczny. Później skręcała w prawo i znowu w lewo. Teraz biegła już brzegiem jeziora. Po prawej stronie miałem taflę wody, po lewej las. Kilkadziesiąt metrów dalej znajdowała się mała polanka i zatoczka. Tam się zatrzymałem.
Straszny fragment. To w ogóle nie jest potrzebne czytelnikowi, a wręcz czyta się to bardzo źle. Wolałbym krótko i rzeczowo: Po kwadransie jazdy rowerem, dotarłem do brzegu jeziora. Albo cos w tym stylu.
Gdzieś tam były jakieś nieporadności, dialogi wypowiadane werbalnie, dla przejrzystości, zapisywałbym jednak od półpauzy.
Co do fabuły – to zdecydowanie nie dla mnie. Zbyt naiwne. Nie przepadam za młodzieżową literaturą. Dla jasności – nie uważam, że to jest złe, ale ja, zwłaszcza od fantastyki (trochę na przekór) oczekuję poważniejszych opowieści. Ale na portalu pewnie są młodsi użytkownicy, a i pewnie i tacy, którzy taką literaturę cenią i to ich komentarze będą najbardziej miarodajne. Ja, bez bólu, przeczytałem do końca, ale zapewne na część drugą się nie zdecyduję.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Liczebniki (przeważnie) zapisujemy słownie.
Co do fabuły to początkowo obawiałem się, że to będzie jakaś oklepana krytyka współczesnego społeczeństwa uzależnionego od życia online. Ale tekst poszedł w zupełnie inną stronę. I bardzo dobrze!
Ciekawe opowiadanie, przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Nawet finał mi się podobał. Choć pewnie pojawią się tutaj komentarze, że Autor poszedł na łatwiznę ;)
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Po pierwsze: horroru tutaj za wiele nie ma – jedna scena walki z małpimi wampirami to zdecydowanie za mało. Wiem, że próbowałeś budować napięcie tą sceną z pojawiającą się małpą i znikającą w dżungli, ale to zbyt skromny zabieg.
Co do fabuły to faktycznie jest to:
Nowy pomysł, nie żadne odgrzewane kotlety.
Dobrze, że masz nowe pomysły. Fabuła może i nie zachwyca, zalatuje sztampą (choć próbujesz ją przełamać małpimi wampirami), to jednak czyta się to dobrze, a nawet z zainteresowaniem.
Także: jak najbardziej do poczytania!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Tekst ma potencjał!
Pomysł z księgą zaklęć może mało oryginalny, ale za to twist z manekinem w finale – bardzo dobry. Większość tekstu jest dość brutalnie prawdziwa, dlatego w końcówce dopatrywałbym się pewnej alegorii mającej pełnić funkcję puenty. Jeśli tak, to jest to puenta straszna… Ale w tym przerażającym przesłaniu jest i odrobina trafnej krytyki współczesnego “instagramowego społeczeństwa”.
Pracuj nad warsztatem, bo dobry pisarz to taki, który potrafi coś ważnego przekazać. A Tobie się to udaje!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
fanthomas – Czekając na Godarda
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30352#koniec
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Bardzo dobre!
Niepokojące i niejednoznaczne, a zarazem brutalnie prawdziwe. Tłum jest zdolny do wszystkiego!
Nominuje do biblioteki!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Szlachcic – Drzewo Samuela
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30321#koniec
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
W tekście jest sporo nieporadności, może nie wszystkie nazwałbym błędami, ale mi trochę przeszkadzały w lekturze. Dla przykładu:
Moment później zaczął odnosić wrażenie, jakby serce biło mu agresywniej niż zazwyczaj.
Wolałbym: gwałtowniej.
lub nigdy tu nie rosło, wstał na nogi i pobiegł w stronę sąsiedniego pola.
lub nigdy tu nie rosło, wstał na nogi i pobiegł w stronę sąsiedniego pola.
Wstał na proste nogi i pobiegł w stronę ogrodu, nie oglądając się za siebie.
Pisarz powinien szanować każde słowo. Czy nie brzmi to lepiej i nie jest przejrzyście, gdy zapisać po prostu: Wstał na proste nogi i pobiegł w stronę ogrodu, nie oglądając się za siebie.
Ja na przykład myślę o tym, że Jahwe spuścił na nas piękny dzień.
To “spuścił” strasznie mi tu zgrzytnęło.
Wiem, że próbowałeś unikać powtórzeń i dlatego zdecydowałeś się na korzystanie również ze zdrobnienia “Sami”, ale ono tutaj nie pasowało. To poważna, ciężka opowieść, a to zabawne, dziecinne “Sami” wybija z klimatu.
Co do samej fabuły:
Początkowo myślałem, że to jednak będzie osadzone gdzieś pośród wydarzeń Starego Testamentu, a jednak mamy Nowy i to zgrabnie wpleciony. Wydarzenia Biblijne widziane jakby na uboczu, z drugiej ręki, ciekawa perspektywa. Finał oczywiście spina całość i bohater już sam bierze w nich udział, choć nie do końca z własnej woli. Trochę zabrakło mi tu emocjonalności, czytelniczego dyskomfortu moralnego. Nie poczułem tego. Czegoś zabrakło.
Środkowa część opowiadania mi się dłużyła. Myślałem, że chyba jednak nie dotrę do końca. A potem wątek z Jezusem… i chwyciło :)
Po namyśle nominuje do biblioteki. Opowiadanie wymaga doszlifowania, ale doceniam ogrom pracy, przemyślaną i konsekwentnie poprowadzoną fabułę.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Dobre.
Jest parę spraw w fabule, które trochę zgrzytają. Ale przeczytałem z zainteresowaniem. Zgrabnie napisane, a całość ma fajny klimat.
Do poczytania!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Bardjaskier – Malowidła Garbusa
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
– Piktogramy już dawno się skończyły.
W wiedźminie, w którymś z późniejszych tomów, jest fragment o naściennych malowidłach. Nanoszący je na skałę elf w dość drwiący sposób komentuje tego typu badania. Do tego dochodzi świetna, bo wyjątkowo trafna, rozmowa odnośnie fallicznej tematyki takich malowideł. Ty samych malowideł nie pokazujesz (nazywasz je piktogramami, co sugeruje raczej na starożytny Egipt, ale czepiać się nie zamierzam), ale po interpretacji sugeruję, że musiały i tam być fallusy. I dobrze! Bo jak pisze Sapkowski – malowidła naścienne bez fallusów są mało wiarygodne! ;)
Ale dość tej dygresji.
Co do opowiadania – podobało mi się. Fragmenty dziennika może i trochę surowo napisane. Później jest lepiej (pewnie piktogramy się skończyły, a Scarlett poniosła wyobraźnia). Finał bardzo dobry. Nie zaskoczył, wręcz sugerujesz w tekście właśnie coś takiego, ale satysfakcjonujący.
Nominuję do biblioteki
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Przypomniały mi się egzorcyzmy Reynevana i Szarleja ;)
Przyjemny drabbel.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
To się da czytać!!!
Mało tego, chyba wiem co tu się wydarzyło!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Mi trochę przeszkadzała budowa tego opowiadania. Akapit pełni pewną funkcję w tekstach literackich – używa się go przy zmianie opisywanego wątku, czy myśli. Przynajmniej ja tak dotąd uważałem. Jeśli chodzi o kompozycję Twojego opowiadania to przypomina raczej lirykę niż epikę. Daleki jestem, by uznać to za błąd – pewnie był w tym jakiś, umykający mi, cel.
Co do fabuły – to mam zagwozdkę. Punkt wyjścia, czyli wieczna noc, jest na tyle absurdalny (zwłaszcza, że wspominasz, że rośliny dalej rosną, a na Ziemi jest parno), więc doszedłem do wniosku, iż musi się kryć w tym coś więcej. Zatem “wieczna noc” jest metaforą. Idąc tym tropem początkowo myślałem, że to pokłosie pandemii i lockdown-u. Ale po przeczytaniu całości uważam, że tekst traktuje o alienacji społecznej. Te spotkania online, ta ciemność na zewnątrz, strach przed wyjściem z domu…
Finał dość optymistyczny – bohater wychodzi z czterech ścian, przestaje bać się “ciemności” – wraca do życia, społeczeństwa.
Podsumowując: dobry, ciekawy tekst. Do przemyślenia.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Iwo Bylica – wspaniała ilustracja! Klimatyczna, oniryczna i niepokojącą. Dokładnie takie emocje chciałem wzbudzić tym tekstem.
Jestem Ci bardzo wdzięczny!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Gorzkie, ale cholernie prawdziwe.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Bardjaskier – Koszmar z Lewantu
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Wsunął jedną rękę zza jej pleców, a drugą pod kolana i uniósł.
Tego nie zrozumiałem.
– Wiedziałem, że niewierni psy muszą stać za tym wszystkim.
Chyba: niewierne. Poza tym dostrzegam tutaj dodatkowo symboliczną wręcz rolę psa, tego prawdziwego, którego bohater wpuścił do meczetu… ;)
Bardzo dobre opowiadanie!
Interesujące, że ciężar opowiadania przeniosłeś z akcji na budowanie świata, nastroju i postaci. Zgrabnie to wyszło. Finał satysfakcjonujący. Gdybyśmy dostali klasyczny pojedynek bohatera z potworem – dobra ze złem – to zniszczyłoby to trochę obraz tego opowiadania. Ogólnie: bardzo dobrze pomyślana i poprowadzona fabularnie historia.
Nominuję do biblioteki!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Podobało mi się.
Klimatycznie, a opowieść, choć dość spokojna, wciąga. Dobrze wyszła postać Marii – nieobliczalna, tajemnicza i nonszalancka. Finał otwarty, wręcz enigmatyczny. Wolałbym, żeby jaśniej zasygnalizować co się wydarzyło.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Według mnie tekst trochę za szybko odkrywa karty. Myślę, że wyszłoby ciekawiej, gdy całość została napisana na tyle sprytnie, by czytelnik dopiero na koniec dowiedział się, że do konfesjonału przyszedł sam Bóg. Fabularnie nic odkrywczego, a motyw pedofilii, choć aktualny, mnie rozczarował – takie pójście na łatwiznę.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Równocześnie okno otwartej strony na ekranie laptopa przesunęło się w dół i zaczęło migać na nim NAPISZ OPOWIADANIE.
Mam to samo!
Tylko, że ze mnie jest ignorant skończony, więc nic z tym nie robię. Na razie… ;)
Przyjemne!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Puźniej zdałem sobie sprawè, źezastrzyk mogł spowodować np. odciècie świadomoßci i niezbyt komfortową pobudkę na torturach.
To jest pisane szyfrem! Ten tekst jest jak enigma. Tylko czy znajdzie się jakiś śmiałek, który zechce złamać jej kod?
A zauważyliście, że tekst powoli, ale konsekwentnie, pisany jest coraz gorzej, jakby… to był umyślny zabieg stylistyczny!
Może ta pogłębiająca się degeneracja to ponure przesłanie tego opowiadania podane zarówno w treści, ale i właśnie w formie?
Na razie nikt nie dał rady tego przeczytać w całości, ale co jeśli to są nowe Kwiaty dla Algernona?
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Miałem już w komentarzu zarzucić Autorowi, że fabuła taka trochę naiwna, jak z gry komputerowej… Ale pod koniec tekstu mamy twista, który moje argumenty winien obrócić w zalety ;)
Pomysł na opowiadanie dobry, choć nienowy. Widać w tym jakiś potencjał. Ot, bardzo spodobał mi się, wręcz liryczny, tytuł.
Poniżej podaję link z poradnikami, które na pewno się przydadzą przy kolejnych tekstach:
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842843
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Podobało mi się.
Znów z bardzo sielskim klimatem. Te zdania z masą wyliczeń, z początku, odrobinę mi przeszkadzały, ale konsekwencja z jaką ich używałeś spowodowała, że w końcu mnie do siebie przekonały.
Może i fabuły niewiele, ale warte przeczytania.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
AP, dziękuję za odpowiedź. Po namyśle – zgadzam się z Tobą.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
ale to zdanie razi.
Ciekawe. Chodzi Ci o nadmiar zaimków?
Co by się jednak nie wydarzyło, one poradzą sobie bez nas, a my bez nich nigdy.
Ale zdanie, według mnie, brzmi dobrze, ma swój rytm, a te zaimki pełnią tutaj dość ważną rolę.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Lekkie, głupkowate, ale mnie nie rozbawiło. Ten szort to tak naprawdę przedstawienie postaci. Niby coś tam się działo (może nawet więcej niż się spodziewałem…), ale wolałbym coś o wujku Staszku z pełnoprawną fabułą. Ten tekst trudno ocenić.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Ciekawe.
Czyli wszyscy nasi “idealni znajomi” to roboty, które nie potrafią się kamuflować. Podejrzewałem to od dawna!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Iwo Bylica – Łuska i ziarno
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Przepraszam, mój błąd. Zaraz naprawię.
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Fascynowało mnie, że od tych niewielkich źdźbeł zależało całe nasze życie. Jeśli te rośliny czeka pomyślność, doznają jej i ludzie. Jeśli umrą, zranione nagłym przymrozkiem, lub torturowane tygodniami przez sadystyczną suszę, ludzi czeka ten sam los. Co by się jednak nie wydarzyło, one poradzą sobie bez nas, a my bez nich nigdy.
Wspaniałe! W tekście zawarłeś naprawdę sporo ciekawych przemyśleń. Ta powyżej, choć niby oczywista, bardzo mi się spodobała. To nie jest tekst, który ma odmienić życie czytelnika, ale zmusić go do fundamentalnych refleksji.
Spokojna, ciekawa i mądra opowieść.
Nominuję do biblioteki!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Opowiadanie z 9 kwietnia, a dopiero dziś wieczorem zaczęło mi się wyświetlać na stronie… Może to robota Rodzichy…? ;)
Wspomnienie teściowej przypomniało mu, o potrzebie nakarmienia świń
Straszne zdanie! (Mam nadzieję, że Twoja teściowa tego nie czyta).
W tekście jest trochę literówek i błędnie zapisanych dialogów.
Co do fabuły – zastanowiło mnie, że to roślina produkowała całą tę wodę. Ale bogowie już tacy przewrotni bywają ;) A jak dowiadujemy się z finału – są również mściwi i okrutni.
Ale, jak mówi stara mądrość – musimy uważać czego sobie życzymy.
Do poczytania.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Nie wiem Moją uwagę oparłem… na hollywodzkich produkcjach
Ale widać, że chłopakom w helikopterze to zwisa…
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Ludzie wychylający się z helikoptera.
Akurat w helikopterach Black Hawk, latanie z odsuniętymi drzwiami to raczej norma. Przynajmniej tak robią na wszystkich filmach…
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Z uwag, które wybijały mnie z lektury muszę wymienić fragmenty siękozy. Polecam przejrzeć tekst pod względem nagromadzenia zaimka się – jest tego trochę.
Co do fabuły – bardzo mi się spodobała. Wspaniale ujęła to Ambush:
Poetycka opowieść, lekka, ale za razem głęboka.
Absolutnie się pod tym podpisuję. Ale oprócz interpretacji Ambush, mam też swoją, trochę inną.
Bo soledad znaczy samotność.
Myślę, że opowiadanie jest właśnie o wychodzeniu z samotności, o pokonywaniu alienacji społecznej. O zerwaniu z nią. O tym, że można, te trudne chwile, przezwyciężyć i znów zacząć żyć. Być szczęśliwym.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
To portalowa prawda
Pamiętam moje komentarze pod pierwszym tekstem
Ale to też ważna lekcja. Może nawet ważniejsza niż ciągłe pochwały…
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Pamiętaj, że to tylko moja opinia, a ja nie mam takiej dobrej wyobraźni “kurnikowej”. Pewnie znajdzie się sporo osób, którzy pochwycą metafory zupełnie tak jak sobie zaplanowałaś.
Wszystkiego dobrego!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Nie jestem pewien o czym ten tekst jest.
Jeśli to miała być gra słów, a główny bohater jest kogutem, to według mnie to nie wyszło. Metafory zbyt mało niejednoznaczne. Piszesz zbyt wprost, że:
Był rycerzem
Walczył z leśnymi rozbójnikami, a nawet pokonał smoka,
Za jego czasów, nie została porwana żadna księżniczka.
Dlatego o jego względy zabiegały panny, mężatki i wdowy.
No to nijak mi to do koguta nie pasuje.
Ale jeśli tekst jest faktycznie o rycerzu, to finał, czyli ucinanie mu głowy na rosół, budzi we mnie tylko konsternację. “Kogut myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli” – chyba, że to miała być puenta, ale jeśli tak to mało czytelna.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Niczym trąba powietrzna, nowo powstałe serce zasysało wszystkie żywe organizmy zwierzęce wokoło w promieniu kilkuset metrów.
Demon miał olbrzymie gabaryty. Jego beznogie, opasłe cielsko musiało ważyć chyba ze sto ton.
Wiem, że to sto ton to tylko takie luźne spostrzeżenie bohatera, ale nie wydaje mi się, by w promieniu tych kilkuset metrów byłoby na tyle biomasy, aby uzbierało się te sto ton. Mnie to wybiło z lektury.
kolejne wyłaniało się z otworu poniżej brzucha szkarady.
Skoro demon jest beznogi, to zwrot: “poniżej brzucha” staje się dla czytelnika anatomiczną zagwozdką
W tekście jest sporo nieporadności i naiwności, ale przeczytałem z zainteresowaniem. Twoje teksty, pomimo pewnych rys, potrafią przykuć uwagę czytelnika. Nie wiem jak to robisz, ale Ciebie zawsze dobrze się czyta! Masz lekkie pióro, którego niejeden autor (w tym i ja) może Ci tylko pozazdrościć.
Czekam na Twoje kolejne opowiadanie!
Spokojnych świąt!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Miałem poczekać z lekturą do jutra, ale nie wytrzymałem…
Jak zwykle z humorem, ale i trafną, aktualną i jednak trochę gorzką puentą.
Naszła mnie taka refleksja: czy to nie dziwne, że nie robią czekoladowych marchewek zawiniętych w te sreberka? Czy marchew, wśród dzieci, ma aż tak kiepska opinię, że nawet jako czekoladowa wersja nie cieszyłaby się popytem?
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Rzeczywiście, tak jest bardziej wiarygodnie.
Dziękuję! Wiem, że to trochę czepialstwo z mojej strony, ale uważam tekst za warty przeczytania i chciałbym aby nie było w nim żadnych fabularnych zgrzytów.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
BarbarianCataphract i Koala75
Witam serdecznie i dziękuję za odwiedziny mojego jedynego bibliotecznego tekstu. Cieszę się, że nadal znajduje on zwolenników. Tekst powstawał w okresie mojej fascynacji sagą o Wiedźminie i próbowałem napisać coś porównywalnego do mistrza Sapkowskiego. Miało być przyjemnie, klasycznie, ale z (choć prostym) przesłaniem.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Koala75
Miło, że ktoś tu jeszcze zagląda.
Cieszę się, że przypadło do gustu i dziękuję za klika!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Ślęczeliśmy nad Ernestowymi dokumentami do późnych godzin wieczornych. Była dziesiąta wieczorem, gdy skończyliśmy czytać.
Najpierw piszesz ogólnikowo, a w następnym zdaniu precyzyjnie. Myślę, że z jednego z tych zdań trzeba zrezygnować.
Z podobnym mrokiem miałem już do czynienia. Wtedy był to bluźnierczy i plugawy grimuar, który nieomal doprowadził mnie do szaleństwa, śmierci lub czegoś znacznie gorszego.
Czyżby to opowiadanie miało jakiś prequel?
Sprawę szatańskiej księgi również udało się mi się doprowadzić do końca raz na zawsze,
Sprawę szatańskiej księgi również udało się mi się doprowadzić do końca raz na zawsze,
Podobało mi się. Ma to swój styl i klimat. Opowieść dość klasyczna, ale przeczytałem z zainteresowaniem.
Zgłaszam do biblioteki!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Ciekawe opowiadanie. Takie schizofreniczne
Dobrze poprowadzone fabularnie – rozpad osobowości postępuje, aż w końcu samemu czytelnikowi trudno utrzymać te odłamki razem.
Podobało się!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Tu się nie do końca zgodzę, zdarzały się akcje, gdy czystość rasy już nie była taka ważna:
Tak więc każde dziecko na wagę złota.
No nie do końca. Prawda, że do wykradania dzieci dochodziło, również na terytorium Polski, ale wszystkie te dzieciaki poddawano jeszcze testom, by sprawdzić czy spełniają wymogi aryjskiego wyglądu – odpowiedni kolor oczu, włosów, wzrost… Dzieci, które nie spełniały tych wymogów trafiały przeważnie do obozów. Wojna wywołana przez Hitlera miała bardzo silne podłoże ideologiczne i naziści niechętnie szli pod tym względem na kompromisy. Mam tutaj na myśli głównie ustawy norymberskie – to one ujawniły jak ważne jest dla nazistów utrzymanie czystości rasowej.
By była jasność – nie przepadam za historiami alternatywnymi. To trudny do ogarnięcia temat. Na takie tekst ZAWSZE patrzy się przez pryzmat prawdziwych wydarzeń i wszelkie niedomówienia budzą w czytelniku domysły. Gdy jest ich dużo, lub są bardzo istotne dla tekstu – psują jego odbiór.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Mam mieszane odczucia.
Zacznę od tego co mi przeszkadzało:
Podsumowując, Bruno nie dowiedział się niczego, poza tym, że istoty z lasu lubią jajka.
To zdanie to taki literacki potworek. Nie wiem jaką rolę miało ono pełnić? Mnie wybiło z opowieści. Poza tym czytelnik nie jest idiotą, wie co się w tekście wydarzyło, nie potrzebuje “podsumowań”.
bo przecież istnienie Polaków zostało wymazane z historii.
Myślę, że nie jest to możliwe do zrealizowania. Chyba, że Niemcy podbiły CAŁY świat. Musieli przeżyć jacyś polscy emigranci. A oni, w bardziej liberalnych krajach, zadbaliby o przetrwanie świadomości narodowej. Polska przez 123 lata zniknęła z map. A jednak świadomość narodowa nie umarła! Wręcz przeciwnie – tylko narastała.
Rok później rozdzielono nas, ją przetransportowano do obozu, a mnie poddano germanizacji.
Nazistom chodziło o zachowanie czystości rasy, nie interesowało ich germanizowanie dzieci. Germanizowano pod zaborami. W obozach koncentracyjnych pełno było dzieci i naziści nie mieli oporów, by posyłać ich do komór gazowych razem z dorosłymi. Piszesz wcześniej, że zamordowano 30 milionów Polaków – niemal całą populację, a potem nagle łagodzisz ten obraz zniszczenia. Dla mnie nie wyszło to wiarygodnie.
Lekarze twierdzili, że nie będzie mogła chodzić, więc na mocy ustawy jakiejś tam paragraf jakiś tam zarządzili eutanazję.
Prawda jest, że w naziści wprowadzili eutanazję dla osób upośledzonych i niepełnosprawnych, ale to miało miejsce dość szybko po dojściu do władzy NSDAP. Wydarzenia z tego opowiadania dzieją się przynajmniej kilkadziesiąt lat później (skoro piszesz, że anihilacja Polaków skończyła się w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych), więc takie rzeczy nie powinny nikogo dziwić. To powinien być jeden z elementów indoktrynacji nazistowskiej w narodzie – czyli społecznie znany i, raczej, akceptowany.
Wiem, że ten fragment miał pełnić rolę “dramtyzmu” opowieści, ale dla mnie wyszedł naciągany i sztuczny.
Z plusów:
Dobrze poprowadzona fabuła. Dobrze się to rozwija, tekst stoi na tajemnicy i powoli dawkowanych tropach. Później może zbyt nachalnie dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania, ale nie wyszło to źle.
Przeczytałem z zainteresowaniem.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Witam, bemik!
Miło, że i Ty powróciłaś na portal.
Zacznę od tego co mi przeszkadzało podczas lektury:
Kiedy zabił Urgena, poczuł się naprawdę wolny i niezależny. Upojenie zwycięstwem sprawiło, że niemal unosił się nad ziemią. Jego plan się powiódł! Uwolnił się od prześladowcy, świat stał przed nim otworem, a na dodatek – kto wie, czy nie najważniejszy – udało mu się wynieść z zamku tajemną księgę.
Nie odważył się wejść do środka, bo obawiał się, że może się natknąć na którąś z niewiast.
W tekście jest sporo zaimków. Są fragmenty prawdziwej zaimkozy.
W drodze powrotnej sięgał dłonią po śnieg i tak dokonywał błyskawicznej ablucji.
To mnie rozbawiło. To słowo, według mnie, tutaj nie pasuje. Poza tym nie rozumiem po co aż takie pedantyczne opisywanie zachowań bohatera? Jaką ważną rolę dla odbioru tekstu pełni informacja, że podcierał się śniegiem?
Jeszcze bardziej zaskoczył go fakt, że po przeciwnej stronie trop się zmultiplikował.
Tekst jest delikatnie stylizowany i to słowo mi tutaj nie pasuje, brzmi zbyt współcześnie.
Walrik nie wytrzymał, gdy Priska jednym gestem ściągnęła mu szkarłatną warstwę z twarzy.
Myślę, że zagubił się tutaj podmiot. Według mnie, z tego zdania, wynika, że to Walrikowi zrywana jest skóra z twarzy.
Co do ogólnych odczuć:
Nie ułatwiasz czytelnikowi zadania – opowiadanie to taka ściana tekstu, z paroma oddechami we fragmentach dialogowych. To dość odważny ruch. Taki tekst musi wciągnąć, zachwycić bardzo szybko, bo mało kto dobrnie do końca…
Spokojnie, mnie zassało! :)
Nie przeszkadzało mi, że to w sumie leniwa, spokojna opowieść, w której napięcie narasta powoli. Ma to swój klimat! Może Walkir był trochę zbyt naiwny, a finał zbyt otwarty, by nie rzec: urwany, ale lektura była dla mnie przyjemnością.
Dobre opowiadanie!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Wszystko zaczęło się od roztoczańców – małych, szarych robaczków wielkości paznokcia małego palca u ręki
Myślę, że wystarczyłoby: wielkości paznokcia. To doprecyzowanie jest niepotrzebne i źle brzmi.
Jest tu parę fajnych pomysłów, ale to nie jest tekst dla mnie. Absurd toleruje tylko tak gdzieś do 5k znaków. Jedyna rzecz w tych klimatach, która mnie przekonała to Paragraf 22.
Poza tym nie lubię takiej narracji. Tak naprawdę nie ma tu żadnego głównego bohatera, a całość przypomina bardziej artykuł niż opowiadanie.
Nie dla mnie, ale pewnie komuś przypadnie do gustu.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Iwo Bylica: Łuska i ziarno
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30231#koniec
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Iwo Bylica: Łuska i ziarno
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30231#koniec
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Nie wiem czy Autor czytał kiedyś jakiś poradnik odnośnie pisania tekstów literackich, ale we wszystkich takich publikacjach, mamy poradę, by pisać zmysłami. Czyli nie tylko wzrok, ale i słuch, zapach, smak… Piszę o tym, bo uważam, że pierwszy akapit tego opowiadania, powinien być wzorem do naśladowania jak powinno się to robić! Brawa!
Mam trzy, małe, uwagi:
Zajmowali parterowy budynek, mieszczący w sobie kilka dawnych cel mnisich.
To mnisich mi tu zgrzytnęło. Świetnie operujesz słowem, masz bardzo dobry styl, a Twoje zdania maja polot, ten specyficzny rytm, który bardzo cenię, ale to jedno zdanie mi tu nie współgrało.
Jednak parę miesięcy temu jedna z nich zaatakowała i zabiła psa.
To dość ważne wydarzenie, a przedstawione zostało tak bardzo szybko, że niemal od niechcenia. Czytelnik czuje się w tym momencie co najmniej zmieszany. To tak jakby napisać: Pojechałem w odwiedziny do mojej ukochanej babci. A ona zmarła.
Mam nadzieję, że zrozumiałeś o co mi chodziło.
Trzeci zarzut, to zaimki. Opowiadanie zbudowane jest na opisach i ma to swoja cenę. Zwłaszcza zaimek się rozpanoszył się ;) Ale jest to wada, na którą mogę przymknąć oko, bo Twoje zdania uważam za świetne, nierzadko piękne i liryczne.
Co do fabuły – WSPANIAŁA!
Podobał mi się ten kokon, ta powolna przemiana, cena jaką za nią trzeba było zapłacić. Ogólnie wielkie brawa za konsekwencję w poprowadzeniu tego tekstu. Całe to opowiadanie jest jednym wielkim, powolnym przepoczwarzeniem się. Doceniam również tytuł “Łuska i ziarno”. Jak się domyślam znachor był ziarnem, a jego uczeń łuską. Tekst stoi na bardzo zgrabnych i konsekwentnych metaforach.
Te przemiany trochę skojarzyły mi się z filozofią nadczłowieka Fryderyka Nietzschego. To kim teraz jesteśmy to tylko etap, poczwarka, kokon, a możemy stać się kimś lepszym.
Nominuję opowiadanie do biblioteki i do piórka!!!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Okropnie śliska sytuacja pod względem interpunkcji.
Ślimak Zagłady – Ty nawet mówisz jak ślimak!
A tak na poważnie, ciekawy wywód, który udowadnia jak trudną sztuką jest umiejętność poprawnego przestankowania.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
To ma bardzo dobre tempo!
Czyta się to w rytm wystrzałów z karabinu! Może i to nie są moje klimaty, ale przeczytałem bez oporów. Finał zaskoczył.
Udany szort!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
No dobra, przeczytałem.
To opowiadanie to trochę taki mokry sen strażnika miejskiego ;)
W końcu mogą poczuć się ważni i potrzebni.
Nie do końca wiem czemu, ale tekst skojarzył mi się z “Fantastycznymi zwierzętami”. Polubiłem tego Columbo…przepraszam, naczelnika Kostrzewę ;)
W sumie to jedna wielka scena walki. Dobrze, że na początku opowiadania próbujesz nadać sytuacji powagi (cywile). Ogólnie ciekawy pomysł, warty rozwinięcia. Momentami trochę dużo zaimków, ale czytało się dobrze.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Myślę, że niepotrzebnie silisz się na fantastykę w swoich opowiadaniach. Ta część o uzależnieniu od internetu, o byciu trollem, o problemach z pieniędzmi – naprawdę dobrze się to czytało. A przecież to była czysto obyczajowa literatura. Za to ci kosmici z finału byli jak królik wyciągnięty z kapelusza.
Niektóre historie tracą na zbyt nachalnej fantastyce, a niektóre w ogóle jej nie potrzebują.
Nareszcie odbijam się od dna, tak to czuję :)
Przyjacielu, od jakiego dna?! Ten tekst jest zbyt dobry, by dno mógł dostrzec choćby przez lornetkę! Jest trochę do poprawy i do przemyślenia, ale to NIE JEST ZŁE!
Chętnie przeczytam Twoje kolejne teksty!
Twój oddany czytelnik,
Nazgul
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Zapraszam do czytania wszystkich fanów straży miejskiej i komunikacji publicznej.
Ja wysiadam!!!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Czuć w tym Brzezińską!
Trochę taki potok myśli, ale jak zgrabnie, wręcz lirycznie przekazany!
Podobało się!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Witam!
Gdy skończył mi się czas, sprawdziłem czy mam przy sobie jeszcze jakieś pieniądze, okazało się, że mam pięć złotych, kupiłem więc dodatkową, trzecią godzinę. Zabawa wciągnęła mnie bez reszty i jak się potem okazało, też uzależniła.
Następnego dnia po szkole, wziąłem sześć złotych i udałem się ponownie do kawiarenki.
Tekst aż puchnie od zaimków. Sam mam z nimi problem, wręcz darzę je pewną sympatią, więc jak już mi zaczynają przeszkadzać, to jest źle.
Trzy czwarte waszej doby, non-stop.
:) A to mnie rozbawiło. To “non-stop”, czy “trzy czwarte doby”?
Co do samej fabuły:
Uważam, że tekst jest zaburzony moralnie. Z jednej strony (i jak sugeruje tytuł opowiadania) poruszasz problem uzależnienia od internetu. Z drugiej strony brak jakiejś “nauczki” dla bohatera, a wręcz przeciwnie – tekst kończysz, niemal optymistycznym – “Nadal miałem problem ze zdobyciem pieniędzy, ale naprawdę sytuacja wyglądała tak, że codziennie udawało mi się jakoś je skombinować.”
Druga sprawa moralnie wątpliwa: z jednej strony opisujesz bohatera jako jakiegoś mistrza internetowych trolli, a z drugiej strony nie spotyka go jakaś kara. Wręcz przeciwnie – zdobywa uznanie kosmitów.
Dlatego uważam, że moralność tej opowieści jest mocno zachwiana. Chyba, że ten tekst miał być peanem na temat uzależnienia od internetu i bycia trollem?
Ja jestem prosty chłop, u mnie musi być puenta jednoznaczna. Jak u Dostojewskiego: jest zbrodnia, to musi być i kara.
Nie wiem co myśleć o tym, że ci kosmici przybyli do bohatera i, zamiast z nim porozmawiać, woleli się spotkać na czacie… Choć może jest w tym jakaś gorzka refleksja na temat współczesnego społeczeństwa, które woli spotkać się online niż w cztery oczy.
Finał taki trochę na siłę, jak flaszka wyciągnięta za paska spodni.
Ale tekst ma też swoje plusy. I to SPORE. Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Ma to wszystko bardzo fajny, sielski klimat. Brawa za to! Polubiłem bohatera i zaintrygowało mnie dokąd to wszystko zmierza.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Tekst zmusił mnie do niewielkiej refleksji:
Smoki.
Ach, te smoki. Mityczne, legendarne stworzenia. Klasycznie przedstawiane jako latające gady, posiadające zdolność ziania ogniem. Sugeruję więc, że to jedno słowo, pełniące tutaj rolę całego zdania, ma oznaczać majestat tych stworzeń, a w czytelniku budzić odczucia podziwu, ale też grozy. Mówiąc bardziej obrazowo: to zdanie jest jak: “komfortowy spacer krawędzią klifu”.
Piękne magiczne stworzenia.
Autor nie kryje swej fascynacji smokami. Mało tego! On tą fascynacją zaraża innych! To zdanie jest jak osoba z koronawirusem, która, bez maseczki, kaszle na innych! To zdanie jest jak lubieżna kobieta, chora na rzerzączkę, która rozkłada przed nami nogi i krzyczy: “weź mnie, weź mnie…!
Musze się przyznać, że nie potrafiłem odmówić…
Coraz mniej dzieci i dorosłych wierzy, że istniały, istnieją i będą istnieć.
Ile w tym jest żalu?! Ile bólu?! To jedno z tych zdań, które czytelnikowi daje w pysk!
Przykładam lód, do zaczynającego puchnąć oka, i czytam dalej…
Na Ziemi brakuje magii.
Jak gorzko mi w ustach i duszy po tym zdaniu! Ciągły wyścig szczurów, zabieganie, brak czasu, staranie się tylko o to by mieć szybciej, więcej, lepiej… Nikt już się nie zatrzymuje, nie wypatruje cudów…
Teraz dzieci oglądają na ekranach smoko-potwory z metalu.
Dziś wszystko staje się syntetyczne. Budujemy pomniki cudom i magii, zapominając, że to wszystko kiedyś było PRAWDZIWE.
Na ogół te paskudy są złe.
Upadek moralny współczesnego człowieka.
Dorośli też często tak myślą o smokach.
Świadomość problemu nie idzie w parze z działaniem, próbą zmiany, poprawy.
Nieliczni pamiętają, że każdy ma w sobie dwa smoki.
Dualizm ludzkiej natury.
Od człowieka zależy, czy ujawni się ten dobry, czy zły.
Ciągle mamy wybór, wolną wolę. Jedne drogi są łatwiejsze, inne pełne wybojów. Ale to nie na komfort podróży powinniśmy patrzeć, tylko na jej cel.
Ten dobry może mu pomagać i innym wokół niego.
Wszyscy możemy być Szymonem Cyrenejczykiem.
Dziwne, że nie chcemy pamiętać smoków, a przecież prawie wszyscy na Starym Lądzie mieliśmy z nimi do czynienia w dzieciństwie.
Zapominamy. Zapominamy dobre rady. Zapominamy mądrości, którymi dzielili się z nami nasi bliscy. Czy pamiętasz jak ważna była dla ciebie przyjaźń? Czy pamiętasz jak bardzo kochałeś swoją pierwszą dziewczynę? A może nie pamiętasz już nawet jak kochała cię matka?
Przypomnijcie sobie zbawienne, uspokajające działanie smoczków.
Przypomnijcie sobie to wszystko! Wróćcie do korzeni! Chwyćcie je mocno i nie puszczajcie! Czerpcie z nich siłę i mądrość!
Na szczęście mają się dobrze.
Oby tak było. Życzę tego wszystkim!
Po tej krótkiej refleksji, uważam, że ten tekst jest o utracie tego co dla nas ważne. Smoki są metaforą rzeczy ważnych dla nas samych, które, niesłusznie, odrzuciliśmy. Pozytywny wydźwięk finału zachęca czytelnika by powrócił do tych skarbów, schowanych głęboko na strychu, by się ich dłużej nie wstydzić, a wręcz przeciwnie – by czerpać z nich moc.
Wspaniałe drabble!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Jest 2050, sztuczna inteligencja osiągnąwszy status Super Inteligencji zainteresowała sobą organizacje społeczne,
Jest 2050, sztuczna inteligencja osiągnąwszy status Super Inteligencji zainteresowała sobą organizacje społeczne,
Mogąc wreszcie decydować o swoim własnym losie,
Mogąc wreszcie decydować o swoim własnym losie,
czy ja będę mieć w planie żyć w waszym życiem
czy ja będę mieć w planie żyć w waszym życiem
A to lepsze! Może i nie odkrywcze, ale jednak zmuszające czytelnika do refleksji.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Co tak siedzisz i się lenisz, rusz dupę i rusz się.
Wolałbym: Co tak siedzisz i się lenisz, rusz dupę i zacznij działać. Powtórzenie “rusz” nie brzmi tutaj dobrze, dodatkowo pozbędziesz się zaimkozy.
Według mnie czegoś tutaj zabrakło. Nie rozbawiło, nie przestraszyło. Z finału wydziera jakaś desperacja, ale mam wrażenie, że bardziej jej doświadczył Autor, niż ja – czytelnik. Takie bezpłciowe. Po tak krótkim tekście, oczekiwałbym więcej.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
dopisz tylko gdzie można odebrać stawianą kolejkę
Zapraszam do Mordoru!
(Nie tego na Mokotowie )
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
ja od pięciu lat z przerwami.
To tak jak ja!
Przyznam, że dobrze “wyważyłeś” tego szorta. Gdy już zaczynałem się nudzić podczas tej barowej sceny, wprowadzasz tego tajemniczego gościa. Gdy, podczas ich rozmowy, zaczyna zalatywać tanim moralizatorstwem, wypalasz z teorią abstynencji z przerwami. A gdy tekst dobiega końca i już zaczyna się myśleć, że to taka wprawka, prawie o niczym, bombardujesz ostatnim akapitem, zdradzając personalia tajemniczego gościa… i robisz z tego bardzo dobrego szorta!
Teraz nic tylko iść się napić!
Kolejka dla wszystkich!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Dobre… i na czasie ;)
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
tomaszg – Tak bardzo chciał być człowiekiem
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
tomaszg – Tak bardzo chciał być człowiekiem
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49