Profil użytkownika


komentarze: 162, w dziale opowiadań: 99, opowiadania: 63

Ostatnie sto komentarzy

No generalnie rzeczywistość uwzięła się ostatnimi czasy na Rafała, bo dziś z kolei mamy taki news:

 

“It's a harrowing video, but luckily one with a happy ending. And it's a powerful reminder that while much of the talk about autonomous transportation is still theoretical, there are already systems in place that are saving lives. (…)”

 

http://www.theverge.com/2016/9/13/12901352/us-air-force-autopilot-saves-student-pilot-declassified-video

 

@PsychoFish – na Bachanalia się nie wybieram, niestety, dopiero na Kapitularz do Łodzi.

 

Rafał pisze sympatyczne teksty, czy publicystyczne, czy beletrystyczne, ale niestety z techniką i naukami ścisłymi bywa na bakier. Jeszcze nawiązując do tego nieszczęsnego felietonu – RK tam deliberuje, że samochód nie będzie widział słabo namalowanych pasów, a tymczasem taki news wyskoczył: sztuczna inteligencja “odszyfrowuje” pikselizowane twarze, czyli dostrzega dużo więcej niż człowiek…

 

https://www.wired.com/2016/09/machine-learning-can-identify-pixelated-faces-researchers-show/

 

No tak ,niezwykły numer, bo jakiś drugi Dzik się pojawił. I będą nas potem mylili, jak mylą się Podlewscy ;-)

Jeśli chodzi o prozę, to generalnie zgadzam się z przedmówcami. Bardzo fajna Bear, a Liu, choć zgrabnie napisany, to sztampowy. Dodatkowo w tłumaczeniu tekstu Liu jakieś koszmarki, typu “nauki komputerowe” (błędna dosłowna kalka, ”informatyka” po prostu) czy “finansowością ilościowymi” (WTF, to nawet nie wiem, co tam mogło być w oryginale, może “computational finanance”? – informatyka finansowa)

W tekście Adama fajny jest rozmach, ale chyba Autor chciał złapać za dużo srok za ogon. Połączenie space opery z transhumanizmem jest ryzykowne – to poniekąd bardzo przeciwstawne gatunki. To znaczy można to robić, ale już tak może w odpowiednio skomponowanej powieści.

“Tytus Androidus” bardzo zgrabny, kompaktowy oldschool w dobrym tego słowa znaczeniu.

Gratulacje! smiley Zwłaszcza, że wiesz, śmiesznie teraz będzie z nazwiskami wink

Majka miał”Pokój światów” i nominację do Zajdla, więc nie taki całkiem z ulicy wink

Jak widać mocno plączą się w zeznaniach, ciekawe w sumie…

Sirin, to niby jakiego polskiego debiutanta Insignis wydało? Na Pyrkonie mówili jasno “my nie ryzykujemy, bierzemy tylko pewniaków (znanych autorów, franszyzy), debiutanci sorry, nie chcemy was, weźcie se jakiegoś selfa w internecie wydajcie czy coś” – wyjątkowo arogancko. Słyszałem też od jednego pisarza, że mu bez czytania powieść odrzucili, właśnie argumentując “bo debiutantów nie bierzemy” – przy czym nie sprawdzili nawet, że miał już wydanych siedem (!) książek…

PsychoFish, ale mnie połechtałeś…

 

Corcoran, Dzik to dziko, jak już widzisz wink Za to jako specjalista od drabbli nie kojarzę żadnego specjalisty od drabbli zwanego Corcoran smiley

 

Co do okładek, to redakcja wypowiadała się na ten temat co nieco na tegorocznym Pyrkonie – stety-niestety, okładki filmowe nie dość, że dają kasę z reklam, to jeszcze podnoszą sprzedaż w porównaniu do tych ładnych artystycznych.

 

A co do tej polskości, to ja akurat mam mieszane uczucia. Słowiańska/sarmacka fantasy w ogóle mnie nie kręci, acz fantastyka w współczesnych rodzimych realiach to mogłoby być ciekawe. Inna rzecz, że polska rzeczywista rzeczywistość jest już sama w sobie tak zakręcona, że chyba bardziej się kwalifikuje do scenerii bizarro…

Albo to będzie “lypa”, albo Dukaj odpierdzieli 90% całości i będzie sukces.

 

Znając życie, to raczej Majka zrobi 90% roboty, a Dukaj zgarnie 90% zachwytów wink

Zawsze znajdą się tacy, co będą woleli parówki z trocin za 6 zł/kg od dobrego steku, zwłaszcza jeśli będą mogli swą preferencję uzewnętrznić i ubić trochę piany w Internecie.

 

od niespełnionych, zagrożonych “niewyrobieniem” limitu komentatorów.

 

A jakie jest kryterium bycia niespełnionym? smiley

 

Finka, Ty akurat jesteś bardzo aktywna, pewnie najaktywniejsza tutaj, ale zajrzyj głębiej do poczekalni i przecież zobaczysz teksty sprzed miesiąca, które mają po 2-3 komentarze. Na Herbatce przy dużo mniejszych zasobach recenzenckich każdy test ma co najmniej pięć z automatu. Że już o meritum tych komentarzy tu i tam nie wspomnę, bo dla mnie np. wychwycenie paru literówek to nie jest komentarz.

Gdyby oryginalny Corcoran był taki marudny, to by Luiza go zeżarła wink

 

Ja jestem z tych, jak to okreśił beryl, zdrajców wink – bo tu już praktycznie nie wrzucam opowiadań, za to na Herbatce piszę i recenzuję. Z mojej perspektywy Herbatka ma bardzo dobrą rodzinną atmosferę  i jednocześnie nie jest towarzystwem wzajemnej adoracji, co stanowi niezwykle cenną kombinację. Zamiast snuć teorie spiskowe i bić pianę, wystarczy po prostu zobaczyć, czyje teksty trafią do comiesięcznego “the best of” i jak to się ma do aktywności recenzenckiej, czysta statystyka. Świetne noty dostaje np. znany tutaj Fasoletti, który jako recenzent się nie udziela i innym nie kadzi. System recenzencki Herbatki na chwilę obecną biję na głowę ten z NF (sorry) już choćby z samego faktu, że teksty są komentowane, z czym tutaj dla użytkowników spoza TWA bywa różnie.

Określenie “bilans zysków i strat” jest niepoprawne i żaden “Słownik dobrego stylu” tego nie zmieni (jeśli rzeczywiście zawiera takie zestawienie, to twórca słownika powtarza ewidentny, choć popularny w mowie potocznej błąd).

Czemu nie bilans – wynika to z prostego faktu, że bilans jest ex definitione zrównoważony (podwójne księgowanie każdej pozycji), co zresztą doskonale widać właśnie w języku angielskim (balance). W opowiadaniu Wattsa zaś nie chodzi o żadne zrównoważenie, ale o to, że pewna czynność się mimo wszystko opłaca (zyski przeważają nad stratami, jak właśnie w rachunku wyników). Proponuję zresztą prosty eksperyment – proszę wpisać do Google właśnie “bilans zysków i strat” i zobaczyć co wyskoczy na pierwszych pozycjach. Mała niespodzianka wink Można też zajrzeć do Wikipedii.

Gratki dla Carewny i lakeholmena za dobre teksty!

 

Wychodzi, że MC mnie również powinien obsztorcować, bo też mu się chyba nie przyznałem, żem poniekąd portalowy wink

 

A jeszcze a propos tego numeru, to drobna refleksja w kwestii tłumaczeń. Oryginalny tytuł tekstu Wattsa nie jest sensownie przetłumaczalny na polski i sama idea była dobra, ale w wykonaniu błąd – nie ma bowiem czegoś takiego jak “bilans zysków i strat”. Jest albo “rachunek zysków i strat” (ang. profit & loss statement/account) albo “bilans” (”balance sheet”) i tu by pasowało to pierwsze. Z drugiej strony test Gaimana przetłumaczony świetnie (mając za referencję czytane w oryginale “Neverwhere”).

@Marcin Robert – mam wrażenie, że Ty i MRW wykazujecie popularną w Akademii manierę utożsamiania poglądów prawackich ze światopoglądem przy jednoczesnym utożsamianiu poglądów lewackich z opisem rzeczywistość. Dobrze rzecz jest opisana choćby tutaj:

 

http://theweek.com/article/index/273736/how-academias-liberal-bias-is-killing-social-science

 

Stąd przeszkadza Wam Pilipiuk, ale już nie China Mieville…

 

Drugi błąd tej analizy, poniekąd powiązany z pierwszym, to próba utożsamiania porządku demokratycznego z porządkiem wolnościowym. To już dobrze wyśmiał Heinlein pół wieku temu („Luna tu surowa pani”). Bardziej popularnym nieporozumieniem jest już chyba tylko utożsamianie kapitalizmu z wolnym rynkiem (czym, nota bene, chyba częściej grzeszą prawacy) ;-)

 

Szczególnie dziwią w tym wszystkim zarzuty odnośnie fantasy. Świat 98% swej historii był mocno prawacki, skąd więc zdziwienie, że w literaturze nawiązującej do starożytności czy średniowiecza i pozbawionej elementów postmodernistycznych/intertekstualnych są prawackie elementy. No skąd?

 

Zresztą, prawackość/lewackość jest często w oku patrzącego i wcale nie wynika z niewyrobienia, tylko z nastawienia. Wyobraź sobie fantasy w realiach starożytnych, gdzie autor umieszcza przepis, iż mężczyzna przyłapany na gwałceniu dziewicy musi się z nią ożenić bez możliwości rozwodu. Ktoś powie – jakiś hardkorowo-szowinistyczy-rape-joke. Ale ktoś inny zauważy, że to zapożyczone ze Starego Testamentu prawo, które w tamtych czasach było postępowe i prokobiece…

Wawrzyniec Podrzucki, cytowany przez Ciebie artykuł jest tylko jakąś tam cząstką tego sporu, a nie jego streszczeniem czy podsumowaniem. Parę luźnych kwestii: (1) Naturalizm metodologicznym jest pewnym założeniem filozoficznym w nauce, uzasadnianym pragmatycznie, ale nie jakoś “matematycznie” czy inaczej fundamentalnie. Bywa kwestionowany (najgłośniej przez kreacjonistów, ale nie tylko). (2) Twierdzenie, że skoro nauka dobrze opisuje świat, to nauka powinna nam mówić, jak ten świat ma być urządzony to tzw. błąd naturalistyczny, o którym uczą się studenci na pierwszym roku nauk społecznych/politycznych/filozofii. (3) Wiara w istnienie cudów nie jest niekompatybilna z byciem naukowcem, po prostu przyjmuje się wtedy, że cud to jest punktowe zawieszenie praw natury przez Absolut. (4) Istnieją teorie, że Bóg steruje wieloma rzeczami, ale nie jesteśmy w stanie tego naukowo dostrzec, bo dzieje się to na poziom np. mechaniki kwantowej (nieoznaczoności). Możemy też nie poznać algorytmu, którym Bóg bardzo zmyślnie generuje pozornie przypadkowy wszechświat (coś jak zagadnienie tzw. złożoności Kołmogorowa w teorii informacji). (5) Nawet w naukach uchodzących za bastiony ateizmu można tak naprawdę spotkać bardzo wierzących naukowców. Dobrym przykładem jest wspomniany w artykule Kenneth Miller, gorliwy katolik, który zrobił więcej dla powstrzymania pochodu kreacjonistów w USA niż Richard Dawkins :) (vide słynny proces Kitzmiller v. Dover Area School District)

Jestem właśnie po lekturze Strossa w FWS i to, co napotykałem w tekście, skłoniło mnie, bym skonfrontował z oryginałem. Niestety, tłumaczenie w paru miejscach kuleje. Zrobienie z ang. “idiot savant” jakiegoś “głupiego sawanta” (WTF?) woła o pomstę do nieba, mamy też tłumaczenie mph na m/h (metry na godzinę, he, he), czy wreszcie problemy z końską terminologią w tekście bądź co bądź o końskiej tematyce – gdy u Strossa jest “canter” czyli polski galop, tłumaczą to na cwał (nie to samo), gdy u Strossa jest “gallop” czyli właśnie polski cwał, tłumaczą to na pędzenie. No sorry, dwóch tłumaczy mogło by się trochę bardziej przyłożyć :/

Słuszna uwaga, dzięki! Poprawiłem. Tekst pisany “on line”, bez odleżenia – by się temat nie zdezaktualizował – wtedy czasem takie babole wychodzą :)

Chociaż jestem na “d” zgadzam się generalnie z tymi na “b”. Dobra literatura rozrywkowa jest dobra, a w dzisiejszych czasach jest nawet bardzo dobra i potrzebna. Czemu? Bo właśnie tam, a nie w “ambitniejszych smętologiach” znajdziemy często pochwałę klasycznych cnót kardynalnych czy męskiej, niezniewieściałej wizji świata. Teraz, gdy bandziorowi mordującemy trzysta osób w ramach “soft power” grozi się paluszkiem, przywrócenie właściwych proporcji jest bardzo potrzebne. A od tego jest niegłupia literatura rozrywkowa!

Inna rzecz, że można pisać rzeczy przyjemne, nieudziwnione, rozrywkowe i jednocześnie pakować w to końską dawkę zaangażowania ideologicznego. Tak robił choćby Robert A. Heinlein, u nas, nie wiedzieć czemu, relatywnie mniej znany/ceniony. Coś takiego chętnie bym widział w polskiej współczesnej fantastyce.

Dzięki za literówek wskazanie :)

Co do karty kredytowej, to jest to zabieg absolutnie celowy – ma to tutaj zgrzytnąć, by patos stopniowo zaczął się przetapiać w groteskę/absurd, aż do finału.

Bardzo zacny temat, sam bym coś skrobnął, ale się raczej nie wyrobię,, bo termin zbiega się z wyjazdem służbowym. A jakby ktoś wciąż szukał inspiracji, to w znanym zbiorze “Miecze i mroczna magia” jest  świetne opowiadanko Scotta Lyncha z akcją umiejscowioną właśnie w bibliotece.

Z tym miodem pitnym to poniekąd fakt, ale w krótkim okresie, jak ktoś się krząta na dworze, to mu pomaga – stąd np. baryłki z trunkiem u bernardynów ratowniczych w Szwajcarii.

 

Z innych rzeczy – fakt, że jest relatywnie mało samej epistomancji, to jest niewątpliwie pewna wada. Sztampowość bohaterów – no tak miało być, akurat na takie kliszowate, krwiste fantasy miałem chętkę (może po lekturze Joe Abercrombie, już nie pomnę). Z tym, że sam Brulle to nie jest po prostu pijaczyna – tu jest nawiązanie do “Pijanego mistrza” made in Hong Kong :)

 

Tekst jest generalnie krótszy niż chciałbym (można było rozwinąć choćby wątek Klotyldy, czy właśnie samą epistomację), bo pił pisany na konkurs z limitem znaków i zmieścił się na styk.

Dawno tu nie pisałem, ale zaglądam często, bo fajnie tu było i człowiek piórko podszlifował :) A w swym daltonizmie zawsze myślałem, że ta strona jest szaro-niebieska – takie zaskoczenie na koniec… :-)))  

Również podpisuję się pod tym, co pisali JeRzy i AdamKB. Czy zubożenie konotacji nie jest możliwe? Dobrym przykładem w ang. jest słówko "gay" :) W Polsce kreatywne urabianie "języka" jest jeszcze relatywnie słabiutkie na tle Zachodu, więc może tak tego nie odczuwamy, ale fakty są faktami.

Publikowałem we wszystkich trzech wymienionych. Czytelnictwo takich magazynów wbrew pozorom jest dość spore – w Esensji liczba czytających każde opowiadania to bodajże ok. 2000 osób. Liczbą komentarzy się nie należy przejmować, ponoć standardem na typowym portalu jest jeden komentarz na tysiąc czytających – to by pasowało. Poza satysfakcją przydatny jest feedback, tu szczególnie cenna jest redakcja Fahrenheita – nawet dobry tekst (dobry, skoro przyjmują) wygląda po pierwszej redakcji jak poprawione na czerwono dyktando dysgrafika :) Co ważne – zdecydowana większość uwag jest trafnych, tam siedzą profesjonalni redaktorzy, którzy dostrzegają np. drobne nieścisłości fabuły w oddalonych od siebie o trzy strony fragmentach. Dla mnie to było bardzo przydatne doświadczenie. Z innych rzeczy, to fajnie jest zobaczyć ciekawe ilustracje, jakie ktoś zrobił do mojego tekstu :) Drobiazg, a bardzo cieszy.

He, he, no fakt. Ubranomancja to coś trochę innego – mam to często z rana w domu, gdy Żona mówi "nie wyjdziesz tak ubrany, TE buty nie pasują do TYCH spodni" :-)

Ja napisałem (czy raczej wysłałem tekst z szuflady).

Pisałem kliszowe soft-SF.

Szanse oceniam jako lekko-pół-średnio-niskie :-)

AdamKB - tak sobie gadam, ale dla mnie to w sumie nie problem, niech te moje teksty będą zawsze lekkie i śmieszne, bo "lekki i śmieszny" wszak wcale nie musi oznaczać "płytki" :)

Cieszę się, że przynajmniej śmieszy. Cóż, chyba powoli godzę się z myślą, że jestem jak ta baba z dowcipu o radzieckiej fabryce, co to bardzo starała się złożyć odkurzacz, ale zawsze jej karabin wychodził :-)

Wiem, że nie umiem horrorów pisać, ale czasem nie mogę się powstrzymać :) No i mrozy znowu nadchodzą, więc warto ostrzec, by uważać na to i owo :)

Manitou był dobry na swoje czasy, a zakończenie to dla mnie właśnie jedno z najlepszych w całej fantastyce :-)

Ciężko mi jakoś dorzucić gniota do tej listy, bo robię ostrą preselekcję tego, co mam przeczytać, więc szmiry mnie jakoś omijają. Ale trochę w klimatach wątku: z rzeczy bardzo kiepskich to przypominam sobie, że w bardzo przyzwoitym zbiorze "Swords and Dark Magic" znalazło się od czapy jedno opowiadanko "Sea Troll's Daughter" - jest to ekhem... lesbijskie fantasy i autorka jest jakąś lesbisjką aktywistką, więc chyba tylko w ramach poprawności politycznej to dodali :-/

Taki lekki tekst na weekend o niebezpieczeństwach na polskich drogach...

 

BTW: jutro i pewnie pojutrze będę na warszawskiej Avangardzie (pewnie głównie na blokach literackich) więc może jest jakaś szansa spotkać się z Wami na żywo.

Dziękuję bardzo i gratuluję pozostałym wyróżnionym!

 

Nb. niedługo pojawi się tutaj inny mój tekst w nieco podobnych klimatach co "Dziadkowy skarb", tym razem na BEZDROŻA 2012.

To jednak prawda, że skleroza nie boli...

Właśnie sobie uświadomiłem, że mam w szufladzie nie tak dawno napisany tekst (takie swojskie bizzaro), który po kosmetycznych przeróbkach wpasuje się w temat. Więc coś na pewno będzie :)

Nie ma co dla mnie reguł wywracać ;-)

31 lipca do też deadline "Horyzontów Wyboraźni", no i mam zaczęty tekst na PARANORMAL, bo się na DUCHY nie wyrobiłem, więc jest ciut roboty. Ale może coś krótkiego w przypływie weny uda się skrobnąć, bo temat wielce zacny :)

Językowo bardzo dobre. Ale poza tym, zgadzam się z Rogerem - to jest materiał na coś dłuższego.

Lubię niedopowiedzenia, ale tu jest ich za dużo - i zamiast błyskotliwego tekstu, mamy tekst trochę niezrozumiały.

Sporo tego było w dawnych czasach np.

Sensacja: Airwolf

Aniomwane: Yataman (zaje...te)

Kryminał: Dempsey i Makepeace na tropie

Mydło: Powrót do Edenu

Takie sobie...

W chińskich kopalniach giną rocznie tysięce osób - ale nie dysydentów, tylko po prostu górników. Tam się ludzkiego zycia nie szanuje i to niekoniecznie wynika z komunizmu.

Co do Barei - trzeba pamiętać w jakiej rzeczywistości on te filmy kręcił (i brać pod uwagę, że trafiały one do publiczności, a nie na półkę). Teraz to łatwo krytykować, że za miękkie :-/

Masz poczucie humoru... Napiszesz?


Jak obrośnie to w coś więcej niż zarys pomysłu, to czemu nie, lubię fantastykę przemieszaną z problemami życia codziennego. Na razie mam w szufladzie opowiadanko o wypadku drogowym z udziałem Przedwiecznego - pewnie za jakiś czas tu wrzucę ;)

Jestem beznadziejny jeśli chodzi o literówki, akurat tekstu nie czytał mój etatowy czytacz, a ja jak w iluś iteracjach poprawię 50, to jeszcze 5 i tak zostanie. Niestety, już za późno na edycję :/

Z tymi obcymi to tak myślałem, że oni są dość abstrakcyjni na początku (inaczej niż „Ósmy Obcy”) i dlatego tak to ująłem, a nie jako nazwa własna. No ale się przy tym nie upieram.

AdamKB - uszczelka w kranie to pewnie Przedwieczny w warszawskiej kanalizacji. To dość oczywiste mi się wydaje :)

Taka zabawa, tym razem w konwencji space-bizzaro. Sprzątałem zabawki w pokoju córeczki i pojawiła się inspiracja...

He, he, Suzuki, to nieco odwrotnie jak reszta tutaj, ale już o tym dyskutowaliśmy. A może Ty po prostu szortów za bardzo nie lubisz?

 

A na pocieszenie dodam, że mam w dalekosiężnych planach parę powieści... :-D

CzubekxD - ja z Webera magisterkę pisałem (acz bardziej z "Ducha kapitalizmu"), może dlatego czuję temat :)

Dzięki za uwagi, z tym scimitarem to faktycznie kalka z angielskiego, zapomniałem, że jest polski odpowiednik.

AdamKB - celna uwaga, ale z drugiej strony, sprawozdanie statystycznie nie musi zawierać szczegółów, a jedynie jakieś odhaczenie rodzaju usług wg. ichniejszego PKWiU i wówczas byłoby np. w punkcie 2.5.6a-1 - rozwiązywanie problemów rodzinnych.

Ot, na takie deczko absurdalne euro-bizzaro mnie naszło.

Uprzedzając ewentualne pytania, to wątek teściowej nie jest w żadnym razie biograficzny, ja mamuśkę mam niewścibską i nawet nieźle się dogadujemy :)

Przypomina się stary dowcip:

Przyszedł zarząd Coca-Coli do papieża i pytają, czy nie można zmodyfikować „Ojcze nasz”, by tam było „chleba naszego powszedniego i Coca-Coli daj nam dzisiaj” i zaproponowali w zamian darowiznę 50 milionów dolarów. Papież jednak odmówił. Naradzi się chwilę i zaproponowali 100 milionów. Papież znów odmówił. Po kolejnej naradzie zaproponowali 500 milionów, ale zostali wyproszeni z Watykanu. Wracają niezadowoleni do USA i prezes głośno myśli „Kurde, to ile musieli dać piekarze!?”

Z tą wampirzycą to wrzuciłem pewne wskazówki - zapatrzenie w księżyc, a przede wszystkim tradycyjny motyw "zaproszenia do domu" (Nie zaprosisz mnie na kawę?). Generalnie, jeśli już jakieś zaskoczenie miało być, to związane z osobą narratora, a najbardziej chodziło mi o klimat i szczyptę humoru związane z przemyśleniami Brandona.

RogerRedeye - ale mi ego pomiziałeś :)

 

Jestem generalnie wielokropkofilem, w narracji pierwszoosobowej ma to oddawać np. łamane myśli narratora, no ale może faktycznie ciut ich przydużo.

 

Clod - mam pewną pokusę, by jeszcze wrócić do Brandona, ale kontynuacje są bardzo ryzykowne, strasznie ciężko im osiągnąć poziom pierwszego epizodu (vide mój Pogromca smoków). Tutaj choćby jest motyw ujawnienia specyficznej tożsamości narratora, czego już później nie można powtórzyć. Niemniej, pomyślę :)

Umieszczenie akcji w realiach amerykańskich jest celowe i chodzi właśnie o nawiązanie do klimatu tamtejszych filmów i seriali o studenckim życiu (+ paranormal). W polskich klimatach to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.

 

Dzięki za uwagi edycyjne. Jeśli chodzi o te nieszczęsny biust, to na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że w moim niedawnym tekście z SHERLOCKISTY pojawia się epizodycznie kobieta z trzema piersiami, być może dlatego tu z rozpędu doprecyzowałem :-)))

O, jakie miłe zaskoczenie :)

Dziękuję i gratuluje dla Dreammy i podstuwakai!

Zapowiedzi konkursowe brzmią smakowicie.

Dzięki za uwagi edycyjne, znów trochę na szybko pisałem.

Zdaję sobie sprawę, że szort oparty na takim pomyśle nie wszystkim się musi podobać, ale już tak mam, że lubię szczyptę eksperymentu i kontrowersji :)

Generalnie cenię bajeczki, ale ze Stefkiem to miałem jakiś problem. Oryginalna końcówka jest lekko od czapy - no przecież nie da się myszki z tygrysem pomylić. Zacząłem zatem zastanawiać się, czy nie ma tu drugiego dna i... :-))

Czytałem po angielsku. Fakt, że Taniec trochę rozczarowuje, wiele rzeczy rozwleczonych i masakryczne cliffhangery. Niemniej, wierzę, że Martin jeszcze w paru rzeczach zaskoczy. Bardzo ciekawy wątek Davosa i Victariona (od tego tomu polubiłem Ironmanów). Swoją rolę do odegrania - co zostało zasugerowane bardzo wyraźnie, choć delikatnie - mają córka Stanisa i jego błazen Patchface (który od początku wydał mi się bardzo intrygującą postacią, a teraz również jego niezwykłość zasugerowała wprost Melisandra). Strasznie to wszystko rozgrzebane, no ale może jakoś dwóch podwójnych tomach się Martin wyrobi :)

andrzejtrybula - faktycznie, ciekawa zbieżność. Tekst napisałem miesiąc temu, potem leżakował. U mnie detektyw jest taki pośredni między Holmesem a Marlowem, u Ciebie to już 100% Marlowe :) Realia dziewiętnastowieczne to nie tyle nawiązanie do Conan Doyle'a, co po prostu pasowały mi wiktoriańskie klimaty - świat fasadowo bardzo purytański, a pod spodem ociekający wielopiętrową perwersją. Kossakowskiej akurat nie czytałem, ale tego rodzaju przedstawienia zaświatów są ostatnio dość popularne i wiem, że tu jakoś super-oryginalny nie jestem.

Mam żelazną zasadę, że nie przekraczam zadanego limitu znaków. Tutaj musiałem się trochę ścisnąć, przez co opisy świata są nieco mniej barwne niż bym chciał. Cóż, może to się uda kiedyś jakimś prequelem nadrobić :)

Suzuki M., a czy to jest konkurs na kryminał w stylu Conan-Doyle' a, czy na kryminał jako taki? IMHO nie jest to do końca wyraźnie powiedziane, Conan-Doyle jest tu chyba raczej przykładem niż silną sugestią. Swoją drogą, klasyczna dedukcja a la Sherlock Holmes nie bardzo mi pasuje do fantastyki, a nawet się z nią poniekąd gryzie (taki kryminał zakłada raczej, że wszelki rzeczy tajemnicze zostają racjonalnie wyjaśnione).

Ja już swój wkład na SHERLOCKISTĘ skrobnąłem, ale jeszcze dopieszczam przed wysłaniem. Niemniej, będzie to coś zdecydowanie bliższe duchowi Chandlera niż Conan-Doyle'a ;-)

rinos, nie ma problemu :)

Co do tego sacrum i profanum - jestem człowiekiem religijnym i się tego nie wstydzę. Uważam jednak, że nie ma nic złego w posługiwaniu się tego typu metaforamii religijnymi, o ile zachowuje się przy tym dobry smak i, jeśli można tak powiedzieć, teologiczną logikę. O co chodzi z tym ostatnim - np. w pierwotnej wersji szorta w końcówce Najwyższy wypowiadał też słowa "z dwojga złego...", ale zorientowałem się, że to trochę bez sensu (chrześcijaństwo odrzuca koncepcję wyboru mniejszego zła) i poprawiłem :)

beryl, po tym widać, co ludzi najbardziej porusza:

1. Seks z dwunastolatką
2. Seks wirtualny
3. Prawna ochrona własności intelektualnej

2 z 3 lada chwila się zamienią miejscami ;)

Zastanawiałem się, jak to skomentować, ale za cienki z psychoanalizy jestem :-)

6Orson6, czy Ty w ogólne zajrzałeś do tekstu Kinsella? Jego sprzeciw przeciw własności intelektualnej nie ma nic wspólnego z anarchizmem, a wypływa jedynie z zastosowania w określonym kontekście fundamentalnego dla teorii ekonomii pojęcia tzw. dobra rzadkiego. Można być fanatycznym zwolennikiem praw własności w jednym obszarze i jednocześnie przeciwnikiem w innym (per analogiam: stosunek do kary śmierci i do aborcji). To tylko pewna silna grupa intreresów usiłuje nam wmówić, że albo uznajesz jeden jedynie słuszny system praw własności, albo jesteś piratem, złodziejem i oszołomem.

I tak oto napisany na kolanie szorcik wylądował w "najczęściej komentowanych" :)

Dyskusja jest ciekawa, bo temat ACTA bardzo ciekawy, a jeszcze ciekawszy jest ogólny problem czegoś takiego, jak "ochrona własności intelektualnej". Jak ktoś ma więcej czasu, polecam bardzo interesujący artykuł:
http://mises.pl/pliki/upload/kinsella-przeciwIP.pdf

Poprawiłem literówki i nieco przeedytowałem pierwsze zdanie.

Dzięki za miłe słowa i przepraszam za błędy - szorta wrzucałem od razu po napisaniu, czego normalnie nigdy nie robię, ale temat "był gorący" :)

Generalnie, jakoś dobrze mi się pisze fantastkę-publicystykę w klimatach zaświatowych, bo moje poprzednie AA+ też miło przyjęliście. Zatem do czasu do czasu coś w tym stylu będę wrzucał :)

syf - ale przecież krasnoludem był Gormi, a on nie czaruje. Ba, on przez całą przygodę nawet słowem się nie odzywa ;)

RogerRedeye - no, z tymi dopracowanymi zdaniami to chyba lekka przesada. Starałem się, by czasem było po dwa razy „który" itd. W narracji też celowe luki w logice (np. w jednym akapicie bardzo ciemna noc, akapit dalej świecie księżyc). Ale cóż, może to za mało było :-/

TamaszMaj - dziwi mnie odrobinkę, że tak to odebrałeś, bo przecież ten nieinteresujący fragment "pomiędzy" to właśnie najważniejsza część opowiadania, jeśli czytamy je w kontekście wcześniejszych trzech odcinków przygód Pogromcy. Wyjaśnia on (razem z przygodą u wróżki) dlaczego bohater jest jaki jest.

bubug - ale tak to już jest, że przełożeni spijają śmietankę :)
Zgadzam się, że technicznie rzecz biorąc, ostatnia zwrotka nie jest konieczna. Niemniej, chciałem zrobić z wierszyka formę zabawnego moralitetu, stąd takie domknięcie. Jak widać podoba się pół na pół, wszystkim się nie dogodzi ;)

Imperium Ojca Tadeusza to bardzo wdzięczny temat na tekst fantastyczny i to bez naśmiewania się z "moherów".

Jeśli komuś podobała się "Toruńska noc", polecam również moją szortalową "Toruńska tajemnicę":

http://www.szortal.com/node/580

Qrcze, a ja dopero co napisalem w tym klimacie opowiadanko do szuflady. No, ale to proza 10K znaków, na wierszyk raczej nie przerobię :)

Całkiem zabawne.

Z drugiej strony, Malinowski w Życiu seksualnym dzikich opisuje praktyki zbiorowego gwałtu kobiet na mężczyznach i to nie wyglądało na coś w stylu "nawet fajnie by było".

Ja to generalnie jestem przeciwnikiem szufladkowania, acz tym razem wydawało mi się, że coś w stylu horroru piszę :-/

Skoro piszecie, że wyszło coś innego, ale w miarę przyzwoitego, to tym bardziej potwierdza, że horror to nie mój gatunek :-))

Ale tu przecież o metaforę chodzi, pancerz garnituru to jakoś mi średnio brzmi.
Chomąto akurat wynaleziono po to, by nie uciskać tchawicy konia (montuje się na karku), więc jednak nie ciasny kołnierzyk czy szalik.

AdamKB, dzięki za uwagi, poprawilem tu i tam. Ten nieszczęsny kierat - mieszczuch ze mnie wychodzi :-))

Zabawne. Lubię takie lekko absurdalne klimaty :)

Nowa Fantastyka