
Ghost in the beer
w skrócie:
exe
dunder
mad
komentarze: 57, w dziale opowiadań: 57, opowiadania: 33
Ghost in the beer
w skrócie:
exe
dunder
mad
komentarze: 57, w dziale opowiadań: 57, opowiadania: 33
Ale mnie zmęczyłeś tym utworem. Czuję się jak mokra od pomyślunku i jeszcze raz podkreślę: mokra ściera albo brudna szmata. No nie mogę!
Jedyne wyjaśnienie, które przychodzi mi do głowy, to że podmiot liryczny odczuwa i żyje w świecie nie linearnym. Czyli dla niego czas płynie dwu-torowo. Jest zamknięty w swoim labiryncie, zawieszony między przeszłością i teraźniejszością. I pewnie wiele więcej, ale ja się na tym nie znam.
To chyba smutny wiersz.
Cześć
cześć, i
Chwila. Zaraz. Jeden tylko moment (mam w pamięci) który…
To chcesz mi powiedzieć, że tym wibratorem zaprawę mieszał? No weź przestań. Ja się złapałem na figle migle albo że jak młotkiem udarowym tynk… no że skuwał. No ludzie!
Ale przynajmniej resztę zrozumiałem. No i widzę, że powinieneś więcej pisać. A przynajmniej nie do szuflady.
Do przeczytania, chyba. ^_^
cześć,
Widzę tutaj inspiracje innym tekstem, a może i nie. Kurde, musze u siebie wykorzystać ten motyw z gadającymi przedmiotami. Ogólnie wszyło bardzo dobre ad absurdum i tylko szkoda, że zanim zdążyło się rozpędzić haj już się skończył.
Muszę natrzepać trochę komentarzy, żeby swoje kliki rozdawać…
Do przeczytania kiedyś tam.
cześć, Finklo
…jak nienaoliwione perpetuum mobile.
Mogę powiedzieć tylko tyle:
1.To nie jest wersja alternatywna!
2. Niestety położenie geograficzne walnie przyczyniło się do rozpadu pogańskiego dziedzictwa kulturowego protopaństwa polskiego. Szkoda, no ale co poradzić. Wszystko płynie. Gdybyśmy znajdowali się na terenie odizolowanym jak na przykład Japonia, wówczas istniałaby szansa, że przynajmniej wiedzę o naszych przodkach nie musielibyśmy zasięgać ze źródeł pobocznych.
3. Trzy to powinna być puenta (wraz z wymianą pozostałych czynników – ale nie), coś mniej więcej podobnemu temu:
"Abyście nie podcinali korzeni, z których sami wyrastacie"
No, ale tego nie wypowiem, bo jeszcze mnie ekskomunika portalowa dosięgnie, i co wtedy?
Cześć, Bruce
„Kiedy Dobrawa umierała, Mieszko dostrzegł czerń jej oczu u ich potomka, Bolesława. Przeraziło go to, lecz nie potrafił zgładzić swego syna i jedynego prawnego dziedzica”.
To mi się skojarzyło z fragmentem w filmu, gdzie główny bohater odkrywa na głowie Omena trzy szóstki…
A tak poza tym – chyba mogę zapytać – czy masz tu, na portalu, wersje alternatywne o Rzymianach, którzy przybyli nad Bałtyk po bursztyn, ale zamiast tego wykopali Zenka Martyniuka? Albo o Aleksandrze Macedońskim, który jeździł koleją? Albo o tym, jak to nie Brutus zadźgał Cezarego Cezara?
Jeśli nie – to pamiętaj, kto podsunął ci pomysł.
Cześć,
„Algorytm dopiero przy kolejnej próbie zwęszył potencjał na sprzedaż, trafiając w czuły punkt”
Słaby ten algorytm – ten od Google zna nawet moje grzechy, a czasami mam wrażenie, że czyta w myślach ( to na serio akurat mówię; wielokrotnie miałem sytuację, gdzie nie wyszukiwałem czegoś w przeglądarce, a youtube – ni z gruchy ni z marchewki podsuwa coś na wzór, coś podobnego; może mi się tylko tak zdaje, wszak ludzki mózg potrafi płatać figle jak przy zjawisku deja vu, ale nie sadzę – chyba jest coś na rzeczy)
„Melinda kliknęła w link prowadzący do sklepu. AIOLI miało podejrzanie mało ocen, a ich średnia nie była korzystna – zaledwie dwie i pół gwiazdki na pięć możliwych. Część użytkowników skarżyła się, że aplikacja jest niedopracowana, inni zwracali uwagę na często niestosowne, mało empatyczne komentarze”
Tu się na chwile zatrzymałem – myślałem, że chodzi o komentarze z pomocą techniczną czy coś takiego, ale później załapałem, to komentarze osobowości AI. Oki doki.
„Opowiedziała o prezesie Harakato, który zmienił się w innego mężczyznę. I o tym, jak z powrotem stałą się małą dziewczynką – aż po wszystkie szczegóły koszmaru”
No więc. Powiem Ci szczerze, że myślałem, że mi nie podejdzie i nie zaciekawi (początek na to nie wskazywał) – ale nie. Całkiem przyjemne opowiadanie. Czytało mi się dobrze, choć to żaden argument – mniejsza z tym. Lubię takie zakończenia niedopowiedziane, a jeszcze lepiej jak jest trup. ^_^
Trochę mi to zajęło zanim tu trafiłem, ale co się odwlecze, tego we dwa kije.
Prawy do lewego i do przeczytania.
Cześć,
Wydaje mi się, że (znowu) piszesz o prawdzie – tylko tym razem skrytej pod płaszczem swetra, czyli czymś, co potocznie określa się mianem tak zwanej miłości. Niestety, o prawdziwej miłości wiem jeszcze mniej niż o poezji, także ten.
Ale mogę powiedzieć coś całkiem innego: ostatnio odkryłem Variété.
Zaklaszczę więc w dłonie – by było Cię więcej.
Hej,
Świetne opowiadanie. Ubawiłem się!
Kurde, zdarza się – chyba nawet często – fantazjować o swoim nauczycielu lub nauczycielce… Tak sobie tylko głośno myślopiszę. W każdym razie każdy inny uczeń, w podobnej sytuacji, miałby prawdziwego asa w rękawie – przy klasówkach albo przy tablicy.
Do przeczytania.
cześć,
Jadło. Pewnie mi powiesz, że to archaizm, który mimo wszystko pasuje w tekstach stylizowanych na opisy chłopskiego środowiska lub osadzonych w kontekście wiejsko-ludowym. Mnie jednak nie przekonuje, bo jestem uparty i chętnie bym takie coś widział w epoce przedsamochodowej.
No, a skoro nalegasz, to dodam jeszcze, że opowiadanie byłoby świetne (dla mnie), gdyby dodać garść szpachli emocjonalnej imersji – co przekłada się na tak poprowadzoną narrację, aby szybko dało się wyodrębnić protagonistę, któremu można by nogę podstawić. Ale nie tak, żeby zęby zgubił – a żeby przez płot przeskoczył. Kciuki za niego trzymać, niech będzie nawet Rozpruwacz.
Limit znaków w tym chyba przeszkodził albo ogólny koncept na przedstawienie opowiadania i takie skrócone zakończenie.
Chciałbym móc kogoś polubić w tej rzeźni. To się dłużej pamięta. Chyba.
Więcej grzechów nie pamiętam.
Cześć, JPolsky
Cholera jasna ^_^ znowu?!
W tym konkursie to chyba ostanie miejsce w piekle mi szykują.
Ale też jest światełko w tunelu:
„Przeczytałem do końca”
do przeczytania
Cześć AS,
Dziękuję. Takie komentarze trzymam w specjalnym słoiku po korniszonach i noszę na sznurku na szyi. ^_^
Zastosuję się. W pierwotnej wersji – czyli w notatniku – było bez interpunkcji, ale chyba opętał mnie anioł… także ten.
Pozdrawiam.
cześć,
Jest! O tak. O-oooo! Długo szukałem, ale znalazłem. W końcu. Ukrył się między tarniną a kaczeńcami, albo czymś tam literowym.
„Jedynie zawodzenie wózka powalało domyślić się, że idą w dobrą stronę.”
No cóż, nie będę ukrywał, że liczyłem na masakrę i falki. Trochę jestem rozczarowany, że mało. No tak – wszystkim nie dogodzisz.
W moim odczuciu dobrze dawkujesz napięcie, które gęstnieje i wciąga – może nie aż tak jak odkurzacz, no ale jednak. Czytałem z zaciekawieniem – to mogę powiedzieć z całą pewnością.
Mógłbym też powiedzieć o największym–najmniejszym mankamencie, ale mi się nie chce. Poza tym: lepiej milczeć i wydać się tajemniczym, niż gadać obszernie i wyjść na debila.
To do przeczytania, czy coś takiego.
Heloł bruce
Być może. Gdy ma się taki dzwonek w budziku jak „Numa numa jej”, albo „Nas ne dagoniat”, albo… – zanim oczy się otworzą, a mózg dostanie dysonansu poznawczego – nogi już same podrygują, warunkowane jak ten pies u Pawłowa. ^_^
A później już tylko: Tede & Bezele – techno, jazda jazda?
Ms. Buke
Właśnie. Co ludzie powiedzą?
Cześć.
Czyja wiem czy mi nie przypadło do gustu, to pierwsze zdanie, to po prostu ślinotok-głupawka. Jak przeczytam inne opowiadania z tego konkursu, to będę mieć dodatkowo skale porównawczą, na razie stwierdzam, że „coś tam coś tam” i że git.
I że opowiadanie przykuło moją uwagę, i że będę Cię miał na celowniku.
U mnie w domu zawsze mówiło się: „na wszelki wypadek”, no ale dobra – oki doki.
Na Podlasiu mówi się: pomogę dla mamy, pomogę dla taty, więc czemu nie.
Do przeczytania.
Wszedłem sobie tak jeszcze raz przypadkiem. Przeczytałem twój komentarz. I powiem tak: zdrowia życzę Dawidzie albo Dziku – jak tam wolisz. Masz dobry słuch jako człowiek, ale pewnie jeszcze lepszy węch jak przystało na przedstawiciela gatunku parzystokopytnych Lubisz trufle?
Aj.
Hej,
Cóż, trudno mi to pisać Skryty… no ale tak się składa że coś tam coś tam.
No dobra, to sprawa drugorzędna, bo wyszło ci spod klawiszy dobre opowiadanie. Podoba mi się zwłaszcza sposób w jaki dynamizujesz akcję. Miejscami natomiast gubiłem się i nie do końca wiedziałem o co chodzi (mówię miejscami, a konkretnie chodzi mi o jedno miejsce przy zjeżdżaniu i gąsienicy) zabrakło mi pełnej klarowności opisu, a nie chciałem tego fragmentu czytać trzy razy jak zdarzyło się podczas pierwszej sceny.
Ogólnie to tak – jak najbardziej, tylko gdzie tu horror jest? ^_^
Opowiadanie ma potencjał na cykl, dodaj humor albo w ogóle zamień na komedię z elementami przygody lub przodówkę z elementami komedii.
Sprawy techniczne – tak ma być czy brakuje słowa?
„Wyciągnął naboje, podsunął Rolandowi.
– Na wszelki – powiedział
Cześć.
Zygfryd89
Dzięki za opinię. Mam taki wyimaginowany kajet… Zapisuję sobie w nim to, co trzeba, a później próbuję wyciągnąć wspólny mianownik przed nawias. Następnie dzielę przez pół i robię silnię. Myślę, że w przyszłości będzie lepiej. Chyba. ^_^
hej,
Zastanawiałem się czy w zdaniu:
„Może zagłębienie się w siebie poruszy jakąś wewnętrzną strunę, która przywoła mą muzę”.
Czy nie lepiej użyć „sobie” jeśli chcemy uzyskać bardziej poetycki ton wypowiedzi, no i można też pozbyć się jeszcze drugiego słowa „jakiś”. No ale mówiłem, że to raczej przypieprzanie się. Poza tym doszedłem do wniosku, że lepiej jednak jest w oryginale. (Kurde, tak to zazwyczaj się kończy jeśli szuka się dziury w całym).
Dokonałem zwrotu o 360 stopni ^_^ Może zostanę jeszcze prezydentem?
hej,
O nie! Ja pająki tłukę kapciem. A tu masz chyba literówkę: „Delikatnie uniósł odnóżem pająka moją doń…” ?
Tak mi się z homunkulusem skojarzyło. Sowieci lubili takie rzeczy robić, zwłaszcza psom. Mało przyjemny, w sumie, temat – no ale kto by nie chciał stworzyć własnego Frankensteina? No chyba że tylko ja.
Graty za short.
Jestem zadowolony – dobry tekst, nawet bardzo doby. Jedno miejsce mnie zatrzymało, zastanawiałem się czy można inaczej sformułować zdanie, ale to już jest raczej kosmetyka.
Graty.
Ja też nie załapałem, niestety :)
Hej,
Ale ty masz sokole oko z tymi spacjami…
Poprawki wprowadziłem. Dziękuję ^_^
A tak poza tym – szkoda. Mogę tylko wzruszyć ramionami, bo nie wiem, czy chodzi o samą szczątkową fabułę, czy raczej ogólnie: „Oezu, o co w tym chodzi?” I dlaczego to tak napisane.
Jeśli to pierwsze – mógłbym, oczywiście, nakreślić schemat wyjaśniający, ale zakładam, że chodzi o to drugie. A wtedy dekonstrukcja tekstu nabrałaby nowego znaczenia jako forma ekspresji łechtającej wyłącznie moje garbate ego*. Czy jakoś tak. Nie idźmy tą drogą.
*Dlaczego tak? No więc należy cofnąć się do przeszłości – najlepiej DeLoreanem DMC-12 – stanąć przed Monolitem wbitym w nieasfaltową nawierzchnię prehistorycznego, tambylczego (forma od: tubylczego, tylko przepuszczona przez filtr prawie autorski) skweru, który nie niesie żadnej głębszej wartości poznawczej. Oprócz tej, że śmierdzi tak, że można zeza dostać…
W każdym razie nawet nie musisz wchodzić w interakcję z reliktem – on rezonuje w myślach. Coś pier… insynuuje o tym, że to materiał niszowy, ale taki, w którym styl czuje się najlepiej. Poza tym dopiero zdobywa doświadczenie i takie tam.
PS. To „Jego” jest z dużej, ponieważ z reguły podkreśla się status osobowego Boga wielką literą. To „nerw” też zostawiam jako formę potoczną. Tak, to akurat wiem, że to błąd.
Cześć! (mam nadzieję, że jednak do kolejnego razu)
O, widzisz. Już notuję.
Z moim szczęściem to mi raczej nie grozi, ale – hej, przecież mogę zdobyć główne, nieprzyznawane pierwsze miejsce za najgłupszy komentarz udzielony tu na portalu. Nagroda pocieszenia, ale jednak. Coś jak złote maliny, tylko z inną nazwą, żeby nikt nie strzępił ryja za plagiat.
Z tymi skojarzeniami właśnie tak bywa. Jak przylgnie łatka, to już kiła i mogiła, będzie się ciągnęło latami lub dekadami. Podobnie zresztą jak z nazwiskami, które bywają ośmieszające albo co najmniej wzbudzające lekki uśmieszek pod nosem. I dlatego lepiej się nie przyznawać do niczego, jak w tym filmie: „Jak cię złapią za rękę, to mów, że to twoja noga.” No, nie dosłownie, choć kontekst jest zachowany.
To nasunęło mi myśl:
– Gdzie mieszkasz?
– W Ziębicach.
– A, znam. To tam, gdzie chłop latał z tłuczkiem na bezdomnych i robił kotlety mielone z psów i kotów?
– Niedokładnie, no, ale tak.
– A jak się nazywasz?
– Jarosław Psikuta.
– Psikutas? Niemożliwe. Ha!
– Nie, nie. Psikuta.
– O to czym się zajmujesz nawet nie będę pytał. Ten „Psikutas” mnie rozwalił.
– Tak? A ty jak się nazywasz?
– Krueger. Zameldowany na pobyt tymczasowy w Springwood przy ulicy Alternatywy 4.
Kłaniam się.
cześć,
Do Ziębic mam jak rzut beretem i trochę, więc (nie tylko dlatego) czytałem z przyjemnością.
(Babcia Tosia pozostaje dla mnie prawdziwym czarnym bohaterem. Cóż, nie podoba mi się to jednak. Zamiast zajmować się tym, z czego słyną babcie – dogadzaniem wnukom – ta zajmuje się pierdołami. Zamiast słynnych pierogów z truskawkami, ciasta jabłkowego, nalewki z wiśni – mamy rożen i kanibala.
Gdyby chociaż był marnowany…)
Ożeż ty, wróć ożeż wy.
No to teraz wiem jak może wyglądać tekst zgody z tematem konkursowym, tyle, że osadzony w realiach sf, gdzie główny bohater to… robot. To dobre jest.
Mamy pakt z diabłem zastąpiony przez złośliwe oprogramowanie oraz historię przedstawioną z perspektywy nie człowieka, a jednak borykającego się z podobnymi problemami.
Jestem na tak, na ten moment to tyle
Cześć,
Przyszedłem, ale bardziej pszyszłem zobaczyć za co można dostać piórko. W skrócie: piekło-czyściec-niebo. Dante w spódnicy. Profesjonalizm.
Eee… Mnie tekst z kolei usatysfakcjonował, jako że można, bez cienia wątpliwości, wpisać go do nurtu literatury refleksyjnej. A jako że wszystko, co potrzeba zostało już napisane, włączając histerię leczoną przez manualny orgazm…
Zauważę tylko:
(…)
A także, że najpewniej
„Jesteśmy cieniami umierającego słońca”
Do przeczytania – kiedyś, tam w przeszłości lub w przyszłości.
hej,
Irka_Luz
Też nie wiem, dlaczego życie bywa tak okrutne, że nawet Yeti musi sięgać po absurd jako jedyny możliwy oręż przeciw reżimowi chińskiej partii komunistycznej. Niech żyje wolny Tybet! Precz z komuną!!!
!!!
A tak na serio – bo nie chcę, aby zabrzmiało to w sposób jednoznacznie konfrontacyjny. Tak, ten tekst jest jak Kwazimodo – brzydki, pokraczny, przygnieciony przez garb, również ten szaleńczo umysłowy. Cóż, Zaprzepaszczony nie wyprze się żadnej obelgi, jaka go spotka – i słusznie. Zapewne przyjmie to wszystko z pokorą; wnętrze jego jednakowoż z pluszu zrobione, a serce – łagodne, z wolną wolą na interpretacje pozostawione.
Mogę zdjąć, jak tak kłuje. Wolałbym jednak zostawić – to między innymi z szacunku dla osób, które przeczytały, które pokazały mi, w którym miejscu szwankuje… nakreślić drogę – jak i z tego powodu, że mogę tu teraz stać i krzyczeć: „Ja jestem tam, gdzie nas nie spotkamy, wy – tam, gdzie stoi ZOMO.”
Dziękuję za opinię ^-^
I kłaniam się.
Ps.
A jeśli brzmi to jednak jak wyzwanie na potyczkę słowną – to z góry mówię: przepraszam.
Ps2.
Davida Lyncha nikt nie pytał, po co to robi…
Ps3.
Wiem, nie ta liga…
Ps4.
Mam takie przemyślenia na temat reprezentacji Polski w piłce nożnej, ale tu nie odbiegają one w zdecydowanej mierze od mediany nastroju, mierzonej w kategoriach złego smaku i żenady.
O, widzę tu stylizację językową oraz wyrafinowaną próbę skoku na kasę…
Mógłbym powiedzieć coś a la: „środek zagęszczony” – można skrócić bez uszczerbku na całą oś fabularną. Ale przeczytałem komentarze. Rozumiem. Oki doki. W takim razie – nie mam zastrzeżeń.
Nie! Jestem niepocieszony, wszak przy opisach tortur zabrakło flaków.
Ciekawy pomysł – i tu sobie śmiechem (nieważne dlaczego):
„– Marek mnie oskalpował – stwierdziła smutno.”
Bardzo dobry początek i spinająca w dobrym stylu oraz tempie końcówka.
A tu:
„Na przykład zjawiła się kiedyś kobieta z Azji, zgwałcona przez słonia, gdzie takie metody były popularne i często stosowane.” – Skrzywiłem się. Może dlatego, że wiem, jak wygląda penis słonia. No, chyba że chodzi o trąbę…
Kłaniam się w pas.
hej, bruce
O…
Jeśli chodzi o ortografiki, to wyszła jakaś plaga – zaraz skoszę sierpem. Głupio mi teraz – nie ważne. ^-^
Co do powtórzeń – tak ma zostać. Wyszła z tego pokraczna emfaza, aliteracji jeszcze nie potrafię robić.
Licho natomiast w tym przypadku zostawiam z dużej, jako że to nazwa własna – a raczej personifikowany byt z naszego folkloru. (Wybieram produkty: dobre, bo Polskie).
Przecinki i inne potknięcia – uwzględniam, ale z tym „cokolwiek” – to nie. I zgadzam się, że zgrzyta, że powinno być inaczej i w ogóle. Niemniej: pasuje mi do stylu, czy raczej do potocznej mowy i mieszania rejestrów, do trajkotu rozpędzonej śmieciarki z rozklekotanym zawieszeniem, do bełkotu menela spod ławeczki obok poczty (do Żabki nie doszedł) i do elementu eksperymentalnej prozy, którą próbuję uskuteczniać.
I dziękuję – za czas, za komentarz, za uwagi. I powodzenia Tobie też. I do przeczytania, sądzę, że wkrótce. ^-^
„Andrzeju, nie denerwuj się” – to powinien być cytat ^-^
I jest pozostawionych więcej smaczków, szkoda jednak, że do końca nie rozumiem. Wiem, to mój problem.
Ogólnie – fajne i wulgaryzmy nie przeszkadzają.
Cześć, cześć
Przełamie rymu na końcu dobrze puentuje utwór. Tak, to dobry pomysł. A całość? Miejscami się trochę rwie, ale to już zostało wcześniej powiedziane. Prosta, ale nie głupia. Daje radę. ^_^
Hej, MichaelBullfinch
No, faktycznie – w pewnych miejscach jest przegadane, to prawda. Przyznaję się. Zwłaszcza w jednym miejscu.
Jednak będę obstawał przy swojej racji, jakoby tym razem to nie brak kompetencji, a raczej echo neurotycznego stanu rozchwiania emocjonalnego. Taki ładny eufemizm mi wyszedł.
A jeśli chodzi o wulgaryzmy – myślę, że powinno być ich jeszcze więcej. Wszak diabeł to nie szewc – i klnie jednak bardziej ^-^
Nie wiem, czy dobrze odczytałem przesłanie tego opowiadania, ale wygląda na to, że chodzi najprawdopodobniej o przedstawienie świadectwa wiary jako głównego katalizatora służącego poznaniu prawdy.
Z kwestii technicznych: osobiście nie mam, bo trudno mieć jakieś skoro się na tym nie zna. Natomiast mogę powiedzieć, że styl narracji mi się nie podoba – jest taki reporterski, brakuje w nim dramaturgii i ekspresji.
Do zobaczenia, a właściwe do przeczytania, a nie czekaj, przecież jeszcze są plusy:
– własne nazewnictwo świata wykreowanego
– pomysł wcielenia duszy mordercy do ciała diabła
Powodzenia!
Oki doki. Pierwszą część wypowiedzi możesz olać, odnosiła się bezpośrednio do końcówki tekstu, o tu:
„– Nie, mnie wystarczyło podać lustro – powiedziałem cicho”.
A opowiadanie? Tak, faktycznie jest dobre. W moim odczuciu oczywiście, nie napisałem tego wcześniej (tu na portalu pisze, żeby nie słodzić, że dla autora cenniejsza jest krytyka od pochlebstw, wszak dzięki temu można się rozwijać itp.)
No i powodzenia Tobie również.
^_^
Też mi się podoba ten wisielczy humor – to zawsze. A tak w ogóle… piękna twarz to nie wszystko, liczy się dobre serce (nie wiem, po co to powiedziałem). Poza tym, obecnie jest tyle możliwości – można sobie wsadzić worek na głowę, makijaż permanentny zrobić, można robić dobrą minę do złej gry, można poddać się operacji plastycznej – mózg przeszczepić. Tyle jest możliwości.
A co do kwestii technicznej: napisałbym, że w tak krótkim tekście pada za dużo „jakby”. Powiedziałbym ci to wprost i pierwszy rzucił kamieniem, i że lepiej tego unikać, ale sam mam z tym problem, więc… no, przepraszam.
Hej,
Eeee? Absolutnie. Chory na sprawiedliwość to świetne opowiadanie. Nie będę używał argumentu, jakoby było dobre, bo krótkie, ale raczej, że w tak zwięzłej formie udało ci się (będę mówił na „ty”, ponieważ dzieli nas tylko rok różnicy) przedstawić symbolikę chorej sprawiedliwości. No i… redakcja to wyjadacze dżemiku ze słoika, więc wiedzą, co robią. Ja mogę tylko przyklasnąć i rzucić graty czy tam pogratulować ^-^
Jakby diabeł nazywał się Sławek, to by wyszło mrugniecie w stronę oglądaczy G. F Darwin
„Konsultantka najwyraźniej opacznie zrozumiała sytuację, gdyż w odpowiedzi jedynie lubieżnie oblizała wargę i porozumiewawczo uniosła brwi.
– A może mogłabym…” Nie wiem, mnie to śmiechło pod nosem.
Co do kwestii skąpego zarysowania przemiany charakteru dziewczyny – to się wstrzymam od oceny (jeden diabeł powie: tak, drugi rabin – srak, skoro to luźna hystoryja). Mnie interesuje coś z innej beczki, panie Cezary, czy opowiadanie „chory na sprawiedliwość” i mord prewencyjny, to twoje?
Faktycznie przyjemny szort. Lekki i z taką nutą melancholii w tle. Jedyne to tu;
„Przypuszczam, że nie smakowałyby mi”
nie pasuje mnie do dobrej rytmiki zdania. A piszę to – w gruncie rzeczy nie czepiam się do takich błahostek – ponieważ jest na NF, żeby wrażać się w sposób jednoznacznie merytoryczny. (Będę zatem próbował)
Hej, regulatorzy
Dziękuję za korektę – a przede wszystkim za poświęcony czas.
Zaprzepaszczony jest wstrząśnięty i niemal ukontentowany drobiazgowością, z jaką wytknięto mu błędy i wielbłądy.
Oczywiście nie wszystkie poprawki mogłem przyjąć. Część z nich naruszała powagę okoliczności powstania utworu, a nawet – rzec by można – dobre imię zmarłego podmiotu lirycznego. Zwłaszcza że niektóre z nich głodziły w groteskowy ton zamierzonego zabiegu stylistycznego.
Przyznaję jednak – wielu rzeczy nie ogarniam, jak choćby zapisu dialogów…
A co do tego reprezentacyjnego miejsca – zmroziło mnie gorącem. Bo jednak zawsze widziałem tam to słowo jako właściwe. Choć teraz zapewne nikt mi już nie uwierzy.
Trudno.
Ło panie – czego tu nie ma. I chyba też wszystko przez wszystkich zostało wyłapane. Chyba że… że nikt nie wspomniał o Broniewskim i Tibi (choć to nie cytat).
Tekst jest (wyjątkowo) dobry bo:
Pomimo swej chaotyczności jest wewnętrznie spójny i świetnie się go czyta.
Dialogi są mocne, krwiste z jajem jak baleron u Sapkowskiego, czy raczej cięta riposta jak u Stanooskiego.
No i to mrugnięcie okiem do Homo Otakujebus. Tego konkretnego nie widziałem, ale wiem o co chodzi.
Nie znam się (ogólnie to nie znam się na niczym), ale rozumiem, że był to jakiś konkurs na umieszczenie cytatów w tekście, dlatego mówienie o zapychaczach wydaje się być jakimś zgrzytem.
Ogólnie rzecz biorąc gdybym miał głos, to wówczas
Byłbym za, a nawet i przeciw
To ma głębszy sens, ale przyjrzyjmy się temu, które wyłania się na wierzch – tak na rozum osiedlowego filozofa: człowiek rozumny myśli, a wtedy jego myśli błądzą po sklepieniu kopuły mózgowej, obijając się od ściany do ściany bez większego sensu i wtedy go nie ma. Gdy przestaje myśleć rozgląda się po wokół siebie w tramwaju i stwierdza jednoznacznie, że jego byt został kategorycznie osaczony przez spojrzenia wszystkich pasażerów. Szybko wyjmuje palec z nosa, ale jest już za późno,
Krótko mówić: istnienie nie wymaga myślenia.
Hej,
Zrozumiałem, że jest to zawalcowana krytyka konsumpcjonizmu ubranem w świński przymiot jestestwa lub kultu pracy w dobie świńskiego społeczeństwa albo też…
Albo też krytyka ekonomicznego wyzysku przybrana w formę quasi biblijnej alegorii, ale wiesz, trochę paskudnie to wyszło.
To tak, bo nie ma czegoś takiego jak obiektywna prawda, tak samo jak nie istnieje obiektywny sen życia, ale to mniejsza z tym.
Ogólnie rzecz biorąc wiersz trafia w moje rejestry przedstawiania treści w formie zbliżonej do absolutnego minimalizmu, gdzie każde słowo jest ważne, każde słowo waży więcej niż kilogram cukru.
Cacy wiersz.
Jim,
Skąd ty to bierzesz i skąd znasz takie szczegóły. Dobra – nieważne.
W każdym razie:
Dowiedziałem się czegoś nowego
I powiem więcej: gdybyś był akwizytorem sprzedającym takie dziadostwa, to najpewniej bym się skusił… ( z taką gatką szmatką najpewniej przekonałbyś samego Luka Skywalkera)
Hej,
Tekst skojarzył mi się z alegorycznym przedstawieniem skutków eksperymentu Calhouna.
Na przykład tu:
Miasto Warszawa 7.0 (…) globalna strefa influencerska, była pełna lśniących ciał…
Uważam, że treść lepiej wybrzmiałaby, poprzez ukierunkowanie wrażeń odbiorcy na inny motyw znany z popkultury.
Sexy Doll: Judgment Day – takie coś chciałbym zobaczyć w kinach i w tekście
hej, Fascynator
O cholera widzę że jesteś naprawdę dobry w te klocki…
W takim razie spróbuj coś w ten deseń:
Chuck
to znaczy chuj
a chuj znaczy wszystko
Przede mną
chuj
Za mną
chuj
W poprzek
ciul
Nie żyje a patrzy się
Kwiczy a śmieje się
Mówi się się
Nie ma na niego żadnej kurwy
hej, Finkla
Poeta? Ha! Chciał przez to powiedzieć, że jest niezrównoważony i że najpewniej zaraz wyciągnie giwerę, bowiem ktoś powinien dokończyć dzieło Andersa. (O przeprasza – podmiot liryczny – chłop się teraz inaczej nazywa). Jest tak jak zauważył Jim – daje po uszach. No może niepotrzebnie, bo spłaszcza interpretacje. Jednak trudno – z szarej nagiej jamy tworzy się piedestał, a może piramidon wewnętrznych rozterek. Rozpad dla wsobnej egzystencji, konstrukcji dla słowa i paru innych kartofli. Aggggggggrh. Dziękuję za komentarz.
Na koń
i goń
nieboskłon
A jak nie, to przynajmniej:
Podłogo nasza,
błogosław nam pod nami
błogo, o łogo…
Spasiba bolszoj
Hej,
A skąd. A uwagi przyjmuje z chęcią, ponieważ dopiero zbieram doświadczenie pisarsko… (że tak zażartuje)
Trochę szkoda… tego psa.
I przyznam szczerze, spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia (z tym psem). Sam, bym tak zrobił, oczywiście nie tak samo – podobnie, nie lepiej, ale gorzej, to na pewno.
Podoba mi się, wiesz.
Hej, Jim
Po pierwsze: to już jest dobry dzień!
A tak w ogóle to Brrr! Powiedział bym coś mądrego, ale jak zwykle wyszło by w szczegółach, że bredzę kocopoły.
A potem:
Z tym Szekspirem, to pędzie problem, bo nie znam języka Szekspira. Ale Dej mi amelinium, a ze wszechśmiota złomu uczynię Dżambodzeta nielota. Daj mi nieskończoność, a lewą nogą obutą w but zawiążę krawat na uchu Van Gogha.
A tamto mogę zmienić na:
Wpakowali go do środka, nadając prędkość wcale nie równą sile kopniaka z rozpędu, lecz raczej czemuś, co można nazwać niewłaściwym potraktowaniem kinetyki – jako rozpędzonego sposobu przypieprzenia butem w dupę.
Wyjątkowo nisko się kłaniam. Dzięki.
Banzaj!
cześć, joł
kłaniam się w pas jak łysy samuraj, lenti
Bo… tak wygląda tekst, który jeszcze żyje, ale ma potrzebę wyrażenia własnej autodestrukcji. Fajnie byłoby gdyby się podobał, ale nie musi, Ma bić obuchem i skonać, a jego chaotyczna agonia powinna stać się preludium do parafilozoficznych rozważań na temat sensu, czegokolwiek chcesz – samotności, cierpienia, świadomości cierpienia, egzystencjalnej beznadziei i jeszcze parę kartofli by się znalazło.
cześć, cześć,
miło mi, dawidiq150
Na swoją obronę powiem, że pisałem to "cudo" w nienajlepszym stanie psychiatrycznym…
A jedno zdanie u Lema, potrafię czytać pół godziny, po to tylko, aby rzucić w kąt wzrok, a potem przejść do następnego zdania i do następnego kąta