Profil użytkownika


komentarze: 596, w dziale opowiadań: 469, opowiadania: 166

Ostatnie sto komentarzy

…no i zostałam z piosenką w głowie :-)

Sympatyczny tekst, chociaż myślę, że Hanuman by się nie wahał i z braku serca odgryzał głowę ;P

Mam to samo (w tekstach i w życiu, yay!), więc może jestem przesadnie wyczulona :-)

To ja wszystko zmienię i powiem, że 17.11 albo odpada u mnie, albo będę krótko, wcześnie i zniknę jak dym. I im bliżej by było dworca, tym lepiej. Ech.

To co, zorganizujesz jakiś konkurs w najbliższym czasie? Finkla po drugiej stronie jurkowego lustra? ;-)

No właśnie pewnie ich być nie powinno, a białkowy czytelnik swoje wie i swojego oczekuje ;-)

Aj, trudne pytanie. Może bym poszła w warsztat szewski i tam poszukała czegoś. Definicja z innego słownika mówi tak: tkanina jedwabna o splocie atłasowym z silnie skręconej przędzy – więc może coś o tkaninie zdarzeń. I chodzenie w butach (zużywanie ich, paćkanie błotem, mycie, pożyczanie komuś) coś by zmieniało w świecie. Nie wiem. Dlatego bardzo dobrze mi w jury niepiszącym na wściekle trudne tematy ;-)

To popisałam się nieznajomością Warszawy – mam nadzieję, że inni czytelnicy okażą się bardziej domyślni :-)

Hasło: jest. Ciekawy świat: jest. Mam wrażenie, że motywy złych korporacji i głupiego tłumu, i wszechmocy celebrytów są dość ograne, ale w Twoim wykonaniu czyta mi się je bardzo dobrze. Fajne ksywki bohaterów: i owszem. Styl: jak najbardziej, nie mam się do czego przyczepić. Zabrakło mi tylko jednego – fabuły, która by mocniej do mnie przemówiła. Nie do końca zrozumiałam, co się stało na końcu, i w jaki sposób to mogło porwać tłumy. I czy to połączenie ksywek naprawdę było aż takie fajne. Ale to są pewnie kwestie do dopracowania, gdybyś miała więcej czasu…

Ufff, ależ zakończenie, aż mi się zimno zrobiło. Hasło: nie da się ukryć, obecne. Fabuła: w zasadzie prosta, widać, że limit dokuczył (rzucił mi się w tym kontekście w oczy fragment, w którym wymieniasz atrakcje Arkadii, ale nie pokazujesz ich czytelnikowi – może szczegółowy opis by zanudził, ale sama wyliczanka też zostawia lekki niedosyt). Chętnie poczytałabym więcej o braciach i chirurgu samym w sobie, o ich motywacjach na trochę głębszym poziomie niż pieniądze – honor rodziny – zawodowa fascynacja.

Hmm… Hm. Bardzo prosta, smutna historia, końcówka jest mniej więcej tak optymistyczna, jak ja w tej chwili, więc podeszła. Dzięki za to. Podobał mi się motyw testowania maści na żywym człowieku. I tego, że nauczył ukochaną kłamać. Trochę gorzej, jak dla mnie, z realizacją hasła – potrafię dostrzec jakieś powiązanie, ale robię to trochę na siłę. Ale bardzo możliwe, że coś mi umyka. Styl, jakim opisujesz podwodne miejsca, jest dla mnie trochę aż za poetycki, ale podoba mi się zderzenie pierwszej części z ostatnią scenką. To gra.

Historia zapowiadała się mało ciekawie, ale po standardowym początku wciągnęła mnie historia dwojga potencjalnych władców i jej koniec :) Hasło zrealizowałeś, jak dla mnie, bardzo rzetelnie.

Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Niby retelling, niby mity, ale jest w nim dużo uczuć i niepewności, forma taka, jaką lubię. Aż nie wiem, co jeszcze napisać.

Podoba mi się Twój styl. Takimi historiami można się delektować. Trochę ciągnął mi się początek opowiadania, polityka, obyczaje i poezja pań z wyższych sfer, ale szybko zrobiło się ciekawiej. Co do hasła, musiałam sięgnąć do ściągawki dla jurków, i najpierw pomyślałam, że trochę na siłę je wykorzystałaś… a potem zaczęłam sobie wyszukiwać informacje o realiach opowiadania i zrobiło mi się głupio :-)

Bardzo ciekawy zabieg z wykorzystaniem fragmentów prasy codziennej, podobało mi się! I podoba mi się, jak potraktowałeś ideały aspirującego dziennikarza. Takie to… życiowe, zwłaszcza w zestawieniu z tytułem. Trochę mniej przypadła mi do gustu fabuła, bo rozgrywki polityczne i historia alternatywna to rzeczy, które u mnie z reguły, ekhm, nie lądują na samym szczycie listy do przeczytania ;-)

Bardzo przyzwoicie napisane opowiadanie, którego zupełnie nie zrozumiałam – samosprawdzająca się przepowiednia? :( Podobał mi się opis statku na samym początku, bardzo sugestywny, obrazy z piekła rodem.

Ech, trochę mam problem z tym tekstem. Rozumiem i doceniam zamysł, ale z daleka – trochę tak, jakbym oglądała tę Finlandię i proces twóczy przez szybę. I wcale mi się to nie podoba, bo wolałabym tam być i się zachwycać ;-) zastanawiam się, z czego to wynika i chyba z formy: patrzę na bohaterów patrzących na 'Passio Musicae', słucham, jak słuchają opowieści, więc do mnie samej wszystko trafia przefiltrowane. Z drugiej strony taka perspektywa bardzo mi pasuje do hasła, które wylosowałaś, bo ono trochę narzuca patrzenie i podziwianie :-) Mam też wrażenie, że tekstowi przydałaby się jeszcze jedna redakcja, bo jego główną siłą są obrazy, nie akcja, więc dobrze by było usunąć jakieś ostatnie niezręczności (dla jasności: nie widzę żadnych wielkich baboli, czepiam się drobiazgów, bo wiem, że mogę). Np. zdanie: "Na stopach miała czółenka na niewielkim obcasie, a na głowie burzę ufarbowanych na ciemno włosów" trochę mnie wytrąciło z rytmu czytania tymi trzema "na" i jakby zrównaniem włosów z butami (na stopach miala buty, a na głowie burzę włosów) :-)

Paskudne hasło. Oj, paskudne. Nic dziwnego, że pojawia się bardziej jako rekwizyt niż jako ważny element – mimo wszystko (pomarudzę, bo mi wolno!) trochę szkoda. Spodobała mi się w tym tekście postać głównego bohatera, marudzącego i narzekającego na straszne tłumy (znam takich!), bardzo wiarygodna, zwłaszcza po 'magicznej' przemianie, kiedy okazało się, że to jednak do pewnego stopnia kwestia niezadowolenia z własnego życia… Ale mam też kilka "ale". Po pierwsze, moim zdaniem tekst zyskałby na wyraźniejszym dopowiedzeniu, co dokładnie stało się w domu okien i luster – cała ta scena jakoś mi się rozmywa, zwłaszcza w świetle późniejszego ostrzeżenia makijażystki. Po drugie, makijażystka: jakoś nie chciało mi się uwierzyć, że tak szybko i bez wahania obdarowała Roberta workiem magicznego proszku. I ostatnia rzecz, której nie ma w tekście, a która mnie zastanowiła: czy wspomagane chemiczno-magicznie szczęście może być prawdziwe? Bez konsekwencji? Bo tak to na razie wygląda (spacer we dwoje, mąż idealny, etc), ale chyba sprawy mają się trochę inaczej…

Bardzo fajna Verissa, jeszcze narobi zamieszania, jeśli kiedyś wrócisz do świata z tego tekstu. W ogóle wyczuwam tu materiał na jakieś bardziej obszerne wesołe fantasy :-) dobrze mi się czytało, pięć palców-jedna pięść dały radę, zaśmiałam się przy "zawsze przeciwstawnym", i dobrze. Językowo, wiadomo, wszystko gra. Zabrakło mi tylko lepszej realizacji hasła – gdyby zastąpić je czymś innym, tekst wcale by na tym nie stracił. A z uwag na marginesie, jest baśń o czerwonych butach, które zmuszały właściciela do tańczenia na śmierć. Myślałam, że gdzieś pojawi się nawiązanie… no, ale wcale nie musiało.

Załapałam się jeszcze na pierwszy tekst i muszę powiedzieć, że ten jest lepszy :-) ale jednak trochę mi w nim zabrakło pogłębienia charakteru postaci (nie, żeby musiała być w każdym opowiadaniu, ale akurat ten tekst by moim zdaniem bardzo na tym zyskał). W obecnej wersji prześlizgnęłam się po jego rozterkach i problemach :( za to były momenty, w których jakby od niechcenia pokazujesz pazur, np. tutaj "Spojrzałem na petroglify. Moim zdaniem wyglądały jak wijące się robaki, ślepe, bezwolne, zaklęte w kamieniu. Mnie też ktoś zaklął w tym cholernym życiu.". I jeszcze, warsztatowo, dwie sprawy rzuciły mi się w oczy: czirokeZki (mało to intuicyjne, ale jednak "czirokeski" – język, bóg, obyczaj :)) i sam bóg: kiedy szukałam o nim informacji, to jednak wyskakiwała pisownia Asgaya Gigagei – ale nie wiem o nim nic, więc może i podwójne "a" też jest OK.

Może to dziwne skojarzenie, ale pierwsza część opowiadania/pierwszy tekst przywodzi mi na myśl dziewiętnastowieczne opowieści o tragicznych losach niewinnych sierot. Chyba głównie dlatego, że używasz wielu utartych zwrotów (małe miasteczko, smutna wieść, zrozpaczony ojciec), przez co postaci wydają się trochę papierowe. Ciekawiej robi się w drugiej części, zwłaszcza w chwili, kiedy pojawia się czarnoksiężnik. Mam nawet wrażenie, że jego charakter mocno dominuje całą opowieść, a Lotta jest bardziej tłem… czuję też pewien niedosyt, jeśli chodzi o hasło konkursowe, bo gdyby Lotta nie śpiewała, a tylko mówiła/milczała, to zasadniczo nie zmieniałoby wydźwięku historii. Warsztatowo: można by na pewno przeczytać ten tekst jeszcze raz, bo widać ślady redakcji ("Co mogło wydać się dziwne dla postronnego, ostrzegała również w Cichej Lotcie dostrzegała nieodkryty jeszcze dar, czekający na odpowiedni moment."), a przecinki chwilami brykają :-)

Sympatyczny, lekki tekst, przy którym się uśmiechnęłam (świetny tytuł!). Sama historia jest bardzo prosta (i w tym jej urok), mogłaby się może sprawdzić jako bajka dla dzieci? Podoba mi się takie małe, zapomniane królestwo, które wprowadza po swojemu dziwne zagraniczne koncepty ;-) Przydałyby się jeszcze na pewno poprawki warsztatowe, krytyczne spojrzenie na interpunkcję i uważne przeczytanie tekstu po dkątem tego, czy wszystkie podawane informacje są na pewno potrzebne (np. tutaj można by się zastanowić i nad formą, i nad treścią: "Wszyscy trzej przyjaciele księcia musieli pracować pomimo posiadanych tytułów. Jeden rudowłosy, jeden brunet i jeden jasny blondyn", a tutaj "Smoczyca rozciągała się pomiędzy wymiarami, jej ciało pełne gracji i mocy, promieniujące witalnością i potęgą" jakby zabrakło czasownika w drugiej części zdania). Aha, właśnie opis Mirelki wyróżniał się pozytywnie pod względem warsztatu – poza tym jednym zdaniem, które zaznaczyłam.

Mam wrażenie, Staruchu, że w całości – i pod względem historii, i realizacji hasła konkursowego – postawiłeś na formę. I to jest całkiem imponujący popis warsztatowy, a jednocześnie pełna, skończona opowieść. Przyjemnie mi się ją czytało, po zakończeniu wróciłam na początek i jeszcze raz śledziłam kolejne wydarzenia. Podoba mi się brak spektakularnych katastrof rodem z Hollywoodu (rażących prądem lodówek polujących na ludzkie niedobitki). Zabrakło mi tylko jednego: czegoś, co zmusiłoby mnie do emocjonalnego zaangażowania się w tekst. Rozumiem/zakładam, że nie takie było założenie, ale jednak trochę szkoda.

Bardzo podoba mi się tytuł w odniesieniu do Twojego hasła :-) Sam tekst jest sympatyczny i zabawny, a do tego dobrze rozumiem ból naukowca… Narrator jest w ogóle bardzo fajny, bo maruda i kombinator. Językowo można by jeszcze doszlifować, np. zasilanie się raczej odcina niż obcina ;-)

Doceniam próbę stylizacji tekstu, bo wcale nie jest łatwo pisać tak, żeby czytelnik mógł poczuć i zobaczyć opisywane wydarzenia. Ale jednak opowiadanie nie za bardzo do mnie przemówiło, pozostawiło niedosyt i trochę może niezrozumienie: dlaczego Juno zależało akurat na tym dziecku?

Świetny tekst, mroczny, spójny, wciągający. Wyraziste obrazy. Przeczytałam go sobie drugi raz zaraz po skończeniu i… No, robi wrażenie. Jakbym się miała czepiać, to gdzieś tam zabrakło kropki, może jakiegoś przecinka. Ale to tak na siłę.

Sprytne wykorzystanie hasła, nie powiem. Uśmiechnęłam się, czytając o przygodach Wizyra, ale czegoś mi w tym tekście zabrakło, nawet jak na lekką opowieść o pechowym magu. Mam wrażenie, że przeczytałam sympatyczny zbiór scenek ogrywających kilka stereotypów, ale nie do końca łączących się w jedną spójną historię…

Chyba też się dałam nabrać na te spadające płatki, bo skończyłam lekturę i mam w głowie tylko "jak ładnie", a to przecież zupełnie nie tak. Bardzo podoba mi się Twoje podejście do hasła, bo łatwo było pójść w zupełnie, hm, inne skojarzenia ;-) Cohen na plus, nawiązania na plus.

Nikt chyba nie będzie miał wątpliwości, które hasło Ci się dostało :-) A sam tekst… przyzwoicie napisana opowiastka, w której trochę zabrakło mi… głębi? Czegoś, co wynikałoby z przedstawionej sytuacji? Bo na razie mamy tylko odrobinę przewidywalną anegdotkę o mistrzu, który robi wszystko dla pieniędzy i nie zdaje sobie sprawy z skutków. Punkty bonusowe, rzecz jasna, za kota.

To ja się ujawnię i określę też:

 

– piątek 16.11 –  raczej mogę

– sobota 17.11. – mogę

– piątek 23.11. – nie mogę

– sobota 24.11. – nie mogę

Spodobało mi się. Przeczytałam tekst wczoraj, a dzisiaj rano dalej pamiętałam, o czym był – a wierz mi, to wcale nie jest oczywiste ;-)

Niejasności co do systemu zarządzania współwięźniami nie przeszkadzały mi jakoś szczególnie, bo skupiłam się na zapętleniach w umyśle głównego bohatera. Gdyby to była dłuższa forma z naciskiem na akcję, to faktycznie potrzebowałabym więcej wyjaśnień, bo wyszło mi, że wszyscy kontrolują wszystkich, a to chyba niewykonalne…

Jakoś nie urzekł mnie ten tekst, przeczytałam i brakuje mi wyraźnego domknięcia historii, nie jestem pewna, o czym autor/autorka chce mi opowiedzieć… bo na razie wychodzi tylko na to, że:

 

– spojler-

 

nie należy być złym, nawet jak się wcześniej było skrzywdzonym, bo można skończyć z nożem w gałce ocznej.

 

– koniec spojlera -

 

No i nie polubiłam bohaterów.

Językowo też mogłoby być lepiej (chociaż nie ma dramatu :)) – sporo literówek, pozjadane przecinki, czasem zabawne wyrażenia (”Oczy miałaby żółte, gdyby nie domieszka zieleni” – nie wiem, czemu, ale rozbawiło mnie to zdanie). Ale to są sprawy techniczne – jeśli będziesz dużo pisać i czytać, to z każdym kolejnym tekstem powinno być lepiej.

Powodzenia :-)

 

A można szczebelek wyżej? Bo czytałam ostatnio “Ciemno, prawie noc” Joanny Bator i to absolutnie nie jest obyczajówka, ale ma, powiedzmy, obyczajowe tło – różne patologie wałbrzyskie i internetowe ;-)

Albo, ja wiem, “Moje córki krowy” (opis na lubimyczytać: tu)? Tak po prostu do czytania raczej bym  nie polecała, ale może klub literacki dla seniorów doceni. Mogłabyś też ew. pójść na łatwiznę i porównać film (nie widziałam) z książką. Nie mam tylko pojęcia, jak wygląda dostępność w bibliotekach…

Dla mnie niestety też przegadane, do stopnia, w którym zaczęłam skanować wzrokiem tekst zamiast poświęcić mu pełną uwagę. Drugie podejście skończyło się podobnie, więc nie będę komentować fabuły, bo byłoby to dość niesprawiedliwe. Wrażenie chaosu może wynikać z tego, że a) tytuł sugeruje, że najważniejsza będzie pustułka b) potem główną rolę odgrywają Ulf i Izbor c) końcówka opowiada o Vinsie…

Myślę, że wyczyszczenie tekstu z nadmiaru przymiotników i ozdobników i opowiedzenie całej historii z jednego punktu widzenia (albo z kilku, ale zmieniających się w logiczny, kontrolowany sposób) mogłoby pomóc czytelnikowi leniwemu niczym Lola ;-) skoncentrować się na akcji.

Trudny temat i chyba sporo zależy od regionu. Szukałam trochę pod hasłami “codzienny strój ludowy”, ludowy strój roboczy, itd.  – znalazłam zdjęcie robotników przedwojennych tu: http://mzl.zgora.pl/2017/02/27/sensacyjne-odkrycie-przedwojennej-fotografii/ i opis stroju radzionkowskiego (ale tylko kobiety): http://www.radzionkow.pl/kultura/36-nasze-miasto/osobliwosci-i-ciekawostki/255-radzionkowski-stroj-ludowy – nie do końca o to chodzi, ale wrzucam, bo może coś z tego się przyda :-)

Możesz też poszukać przedwojennych zdjęć? Może być trudno znaleźć konkretny szczegółowy opis.

O, dziękuję! Gazu się trochę boję, bo nie chcę, żeby blok wyleciał w powietrze, ale popsuta lodówka+mięso i woda/śmierdzący mysi trupek w rurze  to są świetne tropy :-)

To teraz ja się zgłoszę po pomoc. Co może się zepsuć w domu tak, żeby a) dom NIE wyleciał w powietrze b) była konieczna wyprowadzka przynajmniej na kilka dni i najlepiej drogi remont? Jakaś pęknięta rura?

Idealnie by było, jakby były jakieś małe sygnały ostrzegawcze, które się objawiają przy gotowaniu/pieczeniu :D

A mnie można pytać o Holandię – język, kultura, holendersko brzmiące nazwiska :D – i jogę. Filozofię jogi. Może trochę o Indie.

Haha, nie wierzę, że ten wątek się wyłonił! Dzięki, Finklo, za wyłonienie wątku. ;-)

Znając – o tyle, o ile – Twój gust, bardzo bym się zdziwiła, gdyby ten tekst Ci podszedł, więc cieszę się, że przynajmniej spróbowałaś.

No, to poszedł do biblioteki :-) Bardzo przyjemnie się czytało, końcówka też zagrała – i wcale mi nie przeszkadzało, że o istnieniu Boga/boga/bogów wieeeele już zostało napisane. Przyjrzałabym się za to tytułowi, bo wydaje mi się, że może trochę psuć wydźwięk końcówki.

Pisze ktoś z Was o Wrocławiu (niefantastycznym, ale kryminalnym)? Znajomy właśnie podesłał mi info o konkursie. Podrzucam, bo sama raczej nie skorzystam, chociaż trochę kusi :-)

Przeczytałam – zwabił mnie tytuł ;-)

Horror to to nie jest, bo nie straszy wcale, raczej prosta, dydaktyczna scenka. Tak sobie myślę, że mniej dydaktycznie by było, gdyby informacje o nałogach dwóch kumpli nie były podane w dialogach, tylko jako dodatkowe informacje, początkowo mało ważne, a potem, po ataku RakówNieraków, nagle nabierające znaczenia. Ale żeby całość straszyła, to trzeba by zrobić dużo więcej…

Czyli trzydzieścioro co najmniej. Pięknie.

I ja też jestem, Finklo, liczyłaś? :-) Z “Wiedźmą i filozofem” i “Wszystkimi upadkami Ans Wortel”. A radość jest, bo wysyłając teksty, nie myślałam o listach pomocniczych ani niczym takim.

Mnie się chyba najbardziej spodobało “Przed siebie i jeszcze dalej” – sprawnie napisane, z dyskretnymi odniesieniami do rzeczywistości tu i teraz (”umowy śmierciowe”!). Historia sama w sobie może nie jest bardzo odkrywcza, ale podana przyjemnie. I optymistyczna.

“Oderwany” mnie się akurat spodobał; trafiła do mnie relacja ojciec-dorastający syn i dobre intencje, których skutki są, jakie są. No, i plus za niedopowiadanie świata i miejsce na wyobraźnię. Z czego wynika w sumie tylko tyle, że gust Natana i mój bywa zbieżny, ale bywa i rozbieżny ;-)

“Bóg Au” – czeka na przeczytanie. Za pierwszym podejściem musiałam odłożyć… i tak sobie leży.

“Pies, papuga i płastuga“ i Slup bojowy “ARGO” – może zrobię jeszcze jedno podejście, a może sobie odpuszczę. Zobaczymy.

A “Bez sztandaru” faktycznie czyta się jak wstęp do większej całości. Wydaje mi się zresztą, że takie było założenie tego opowiadania…

Przeczytałam – raz na szybko, bo chciałam wiedzieć, co się stanie, a drugi raz już spokojnie, żeby móc coś sensownego o tekście powiedzieć. Ale wychodzi na to, że słaby byłby ze mnie korektor, bo za drugim razem też nie znalazłam brakującego słowa :P (albo, patrząc inaczej, dwa razy się zaczytałam i nie zwracałam uwagi na drobiazgi).

Podoba mi się miejsce akcji i sposób, w jaki przedstawiasz istnienie bohaterów w dżungli. A jednocześnie struktura tej historii jest dla mnie trochę za prosta, czuję się, jakbym czytała ładną baśń, w której zwycięża dobro, bo dobro zwycięża i już (i jest to dobro plemienia)… ale rozumiem, że taką przyjęłaś konwencję.

Ja zastanawiałam się, dlaczego lwicy tak bardzo zależało na tym, żeby Kuasi przejął stado. Chętnie poczytałabym więcej o rzeczach, które działy się na styku – że tak głupio powiem – człowieka i dżungli.

Podsumowując: jest OK (i jeszcze raz gratuluję publikacji), ale czytałam Twoje teksty, które mnie bardziej urzekły – najmocniej pamiętam chyba Poławiaczkę…

Przeczytałam mroźną bajkę z przyjemnością – spodobał mi się klimat zasypanej wioski, a Twój styl jest lekki w odbiorze, więc tekst czyta się sam. Do zachwytu jednak trochę mi zabrakło, bo napisałaś klasyczną bajkę-bajkę, którą można by czytać dzieciom. Ja jednak wolę klimaty trochę mroczniejsze, nawet wtedy, gdy wszyscy znamy bohaterów z dzieciństwa – czytałam ostatnio “Dzikiego łabędzia” Cunninghama i przez jakiś czas będę oceniała wszystkie historie oparte na motywach bajkowych przez pryzmat tej książki…

Pewne zastrzeżenia miałam też do zamarzniętego chłopca – aż tak by mu zależało na wygranej, że zdecydowałby się umrzeć? Wydaje mi się, że przeciętne dziecko raczej by wyszło…

Niemniej cieszę się, że mogę posłać tekst do biblioteki :-)

Bella, religia może tak (jakiś czas temu wypisałam się z tej imprezy ;-)), ale wiara sama w sobie chyba nie musi. A w tekście nie ma księży, pastorów czy innych imamów, tylko bezpośredni kontakt z istotą wyższą. Więc mogłoby być miejsce na zachwyt, miłość czy oddanie (albo, ze strony Płonącego Krzaka, na niestraszenie pustką) – a nie ma. I to jest jak najbardziej OK, tylko – dla mnie – smutne ;-)

Przepraszam, jeśli się niejasno wyraziłam – wszystkie komentarze spisywałam na bieżąco przy czytaniu tekstu. Chodziło mi o to, że rozumiem tekst, wiem, jaki był zamysł, ale mimo tego, że go doceniam, nie trafia on do mnie i nie umiem wytłumaczyć, dlaczego. Ciekawe, bo podczytywałam Twoje wcześniejsze teksty (bez dodawania komentarzy, wstyd ;-)) i podobały mi się dużo bardziej. Pewnie następnym razem sytuacja wróci do normy – a ja może się ogarnę i zostawię kilka słów pod tekstem :-)

Już nie za pośrednictwem Cienia, tylko samodzielnie: gratuluję! Dodałam swoje komentarze-skrótowe notatki z lektury.

Bellatrix, podeślij mi adres w prywatnej wiadomości i za kilka dni się przekonasz, dlaczego przepraszamy ;-)

Nie, Finklo, bo:

 

Edgar ustawił wszystkie figury na początkowe pozycje.

Ty zaczynasz – oznajmił.

Sącząc wino, Harry długo spoglądał na szachownicę bez oznak głębszego namysłu.

– Zmiana planów – powiedział nerwowo, kiedy demon znacząco zakasłał. – Do ciebie należy pierwszy ruch.

 

Grałam kiedyś w szachy, więc jestem bardzo wyczulona na wszystkie opisy tego typu ;-)

Jest sobie jakiś grzyb, który zabija nosicieli, ale wcześniej objawia się kropką na ich czołach, i ma on coś wspólnego z hinduizmem. Hm. Nic z tego nie rozumiem, ale nie wciągnęła mnie ta opowieść :-(

Z całej scenki dowiadujemy się tyle: narrator i Ruda jadą w Bieszczady oglądać gwiazdy, obserwują cyklopów i wracają do domu. To pozostawia mnie z potężnym niedosytem, bo niczego nie wiem o oglądaniu gwiazd i można by było w takich realiach zbudować ciekawą historię. Szkoda. Aha, moim zdaniem nie do końca wykorzystałeś hasło – zamiast cyklopa mógłby być jednorożec czy syrenka i wyszłoby na to samo.

Rozminęłam się z tym tekstem :( Szkoda, bo podoba mi się Twoja koncepcja napisania dość żartobliwej opowieści. Przewrotne to, bo hasło, które wylosowałaś, zachęca raczej do mrocznych tekstów sf ;)

Podobał mi się ten tekst – zaczął się bardzo standardowo, ale zostawił mnie z pytaniami i niedosytem. Dlaczego strażnik nie chce światła? Chętnie przeczytałabym coś więcej. I spodobała mi się szara atmosfera. Można było spokojnie pododawać w tekście kilka smaczków wskazujących na PKiN :)

Hmm… chyba nie do końca zrozumiałam. Jest sobie świat, w którym tylko niektórzy mogą się rozmnażać i kończy się to śmiercią matki, starszy brat zazdrości młodszemu. Ale co dalej? Szkoda, bo to klimatyczny, porządnie napisany tekst.

Miła scenka, solidnie zarysowany świat, ale trochę za mało wyjścia poza schemat. Plus plus za "bynajmniej" :)

Słowiku, aż tak byłam, co poradzić ;-)

A komentarz pokonkursowy brzmi tak:

 

Ooo, pojechana historia, lubię takie :) Taki tekst, który zachęca do drugiego czytania. Tyle że tutaj nie do końca zrozumiałam związek z hasłem i nie do końca zrozumiałam wybór Senasune (tzn. sam wybór tak, ale nie to, że wybrałby nawet, gdyby wiedział). I w ten sposób zostaję z poczuciem niedosytu.

Poprawnie napisana historia, która jednak jakoś mnie nie porwała. Podoba mi się dwuznaczność postaci dziewczyny i wydaje mi się, że opowieść dużo by zyskała na rozwinięciu tego motywu.

Solidny kawałek historii o sprytnym magu. Mało odkrywcze, ale przyjemne.

"Do ciebie należy pierwszy ruch. Zjawa wzruszyła ramionami i przestawiła gońca." – w grze w szachy według standardowych zasad nie ma możliwości, żeby pierwszy ruch wykonać gońcem ;) Muszę to podkreślić, bo partyjka szachów znalazła się w tytule i w sumie przewija się przez całe opowiadanie. A tekst… nie bardzo wiem, o co chodzi. Jest las, są potwory, jest więzienie. I? Na razie pozostajemy na poziomie legend miejskich. Czytelnik we mnie czuje niedosyt. Poprawność językowa miejscami szwankuje, np. piszesz tak "zabicie ladacznic z marginesu, które tak naprawdę nikogo nie obchodziły, a do tego nieumiejących swego fachu".

Nowa Fantastyka