Profil użytkownika


komentarze: 128, w dziale opowiadań: 118, opowiadania: 53

Ostatnie sto komentarzy

Po początkowych akapitach nastawiłem się na pościgi, strzelaniny, walki na miecze świetlne, lejącą się juchę, latające kawałki Marsjan, a dostałem najprawdziwszy dramat zdradzonego faceta! Jak można zdradzić typa, który ma miecz świetlny w spodniach?!? Ehh, nigdy nie zrozumiem kobiet… :D

Niezły tekst, kilka razy szeroko się uśmiechnąłem (a po ostatnim zdaniu głośno zaśmiałem), ale nie mogłem oprzeć się przykremu (i strasznemu) odczuciu, że jesteśmy na prostym kursie do realizacji kilku z Twoich przewidywań :).  

Dziękuję wam, ludzie i czytelnicy, za przeczytanie tego, co napisałem, i ładne tego skomentowanie! :D

Podobało mi się, wczułem się w sytuację bohatera. Jednak nie do końca rozumiem – pobyt w szpitalu to wynik przypadkowego wpadnięcia pod samochód czy próby samobójczej? Cały tekst sugeruje to pierwsze, a sama końcówka drugie. Trochę się pogubiłem :)

Sam tekst poruszył u mnie czułą strunę. Ładnych kilka lat temu przyjeżdżała do nas na rehabilitację pewna kobieta, w wieku około czterdziestu lat. Przyjeżdżała dwa razy w roku, zawsze na wiosnę i jesień. Najwidoczniej spodobały jej się zabiegi u mnie, bo po pierwszym razie, kiedy do mnie trafiła, za każdym kolejnym zapisywała się znowu do mnie. Wykonywałem jej m.in. masaż, więc przez te kilkanaście minut zawsze rozmawialiśmy, choć praktycznie od początku były to monologi. Kobieta cierpiała na niezdiagnozowaną chorobę; degeneracji ulegały jej komórki nerwowe. Jej stan pogarszał się z każdym miesiącem. Kiedy widziałem ją po raz pierwszy, lekko kulała. Potem pojawiała się o lasce, o kulach, balkoniku aż wreszcie ostatni raz widziałem ją na wózku. 

Twoje opowiadanie przypomniało mi o niej, ponieważ pod koniec, kiedy musiała być pchana na wózku, płacząc, przyznała mi się w czasie zabiegu, że chciałaby się zabić. Że jedyne, co ją powstrzymuje, to tchórzostwo, nie ma odwagi, żeby to zrobić. Że już nie może patrzeć, jak cierpi jej rodzina, jak z wielkim trudem wszyscy co miesiąc zrzucają się na jej terapię, która wiadomo, że nie przyniesie praktycznie żadnego skutku. 

Ostatni raz widziałem ją chyba z sześć lat temu. Więcej się nie pojawiła. Dzięki Twojemu opowiadaniu pomyślałem o niej, mam nadzieję że jest w lepszym miejscu. Dzięki Ci za to i przepraszam za mało merytoryczny komentarz :)

NoWhereMan,

 

 

dzięki za przeczytanie i komentarz! 

hamburgerek_aga,

 

 

dzięki za przeczytanie i opinię. Z tytułem już chyba nic nie wymyślę. 

Gwiazdki zrobiłem, jak pisałaś, nic nie wyszło, zostało po staremu. 

A, tak na marginesie, fajny nick :)

Sagitt, regulatorzy,

 

 

dzięki za przeczytanie , opinie i uwagi. Poprawione.

Puste przestrzenie między kolejnymi fragmentami miały oddzielać sceny, które działy się w różnych miejscach, czyli w kuchni i te z udziałem Szlaga :)

regulatorzy,

 

 

dzięki za przeczytanie i wyłapanie błędów, poprawione. 

“Manieczki” to potoczna nazwa muzyki, którą puszczano w klubie Ekwador, właśnie w miejscowości Manieczki. Taka techno – rąbanka, szczególnie popularna na początku tego stulecia.

SaraWinter,

 

dzięki wielkie za opinię, i że chciało Ci się w ogóle przeczytać tekst o tak nieludzkiej porze :)

Właśnie to mnie najbardziej zdziwiło. Nawet jeśli faktycznie nie mieli już ani centa na “zrobienie” prawdziwych krasnoludów, to moim zdaniem lepiej byłoby sobie w ogóle darować ich obecność w odcinku.  Bo oglądając te karły , czułem się,  jakbym oglądał kiepską parodię Wiedźmina.

Bez zbędnego wdawania się w szczegóły (bo te zostały już lepiej i ładniej omówione), dla mnie serial to takie 5,5 – 6/10.

Ja jednak nie o tym :)

Nurtuje mnie jedna rzecz, a raczej pytanie, czy tylko mnie pewna kwestia zakłuła w oczy, czy może ktoś jeszcze zwrócił na to uwagę?

W odcinku polowania na smoka, jedną z grup stanowi kilku krasnoludów.

Tutaj mała dygresja – nie jestem wielkim fanem fantastyki.  Żeby to lepiej zobrazować: książki o Wiedźminie przeczytałem chyba ze trzy razy, bo mi się zwyczajnie podobały. Gry o Tron nawet nie zacząłem,  nie moje klimaty. Władcę Pierścieni obejrzałem bez większego entuzjazmu, za każdym razem czekając na końcową bitwę. Hobbita zmogłem w męczarniach, więc do dwójki nawet nie podchodziłem. Opowiadania ze Świata Dysku tez okazały się nie moją bajką.

A piszę to wszystko po to, żeby zaznaczyć, że nie siedzę w fantastyce, mówiąc najogólniej, więc może po prostu moje założenie jest błędne.

A o co chodzi? Mianowicie o to, że w Wiedźminie krasnoludami są karły.

I kolejna dygresja (być może skażona Władcą Pierścieni) – moje wyobrażenie krasnoluda to niewysoki, krępy, bardzo silny osobnik, z krzepą pozwalającą na wywijanie, bez większego wysiłku, ciężkim młotem lub toporem. Osobnik, któremu natura poskąpiła wzrostu, ale nadrobiła siłą i wrodzonymi predyspozycjami do walki.

I teraz zestawcie to sobie z człowiekiem dotkniętym Achondroplazją – krótkie kończyny i szpotawość kolan (przez to karły charakterystycznie chodzą, bujając się na boki – chód kaczkowaty) to z całą pewnością nie są atrybuty doskonałego wojownika.

Co ciekawe, Yaren Zigrin wygląda nieźle. Jest może trochę za „wiotki” jak na krasnoluda (prawdopodobnie kolejne skażenie filmowym Gimlim), ale w porównaniu do towarzyszy, prezentuje niemal wzór postaci.

Oglądając ten odcinek nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że producenci zwyczajnie zrobili sobie jaja, i nie potrafiłem już poważnie go traktować.

Stąd moje pytanie: czy ktoś z Was miał podobne odczucia, czy to ze mną jest coś nie tak? :)

Dziękuję, regulatorzy, za przeczytanie i wyłapanie błędów. Przy większości z nich czerwieniłem się ze wstydu, nie ma dla mnie usprawiedliwienia. 

Prawie wszystkie poprawiłem, zastanawiam się jeszcze, jak wybrnąć z nadmiaru zaimków.

Pokój wzorowałem na rzeczywiście istniejącym – łózko stoi niecały metr od okna, dzięki czemu mam do niego dostęp również z tej strony. Naprzeciwko kanapa, z lewej, pod ścianą, meblościanka, a naprzeciwko niej, zaraz obok wejścia, mały stolik. Tym sposobem środek pokoju, choć niewielki, pozostaje wolny. Wprowadziłem drobną zmianę w tekście, mam nadzieję, że teraz jest bardziej zrozumiale i prawdopodobnie.

Dzięki dziewczyny za komentarze.

 

regulatorzy,

proszę bardzo, cieszę się :)

i już zakasuję rękawy do poprawek!

Brnięcie przez Twój tekst, Autorze, przypomina przedzieranie się przez ruchome piaski. Co chwila zatrzymywały mnie kolejne błędy, a kiedy w końcu rozszyfrowałem znaczenie pojedynczego zdania, chwilę później musiałem ponownie zwolnić i powtórzyć operację. I tak praktycznie przez cały tekst.

Jak zapewne się domyślasz, nie służy to pozytywnemu odbiorowi opowiadania.

Mnogość usterek językowych przytłacza i zwyczajnie odbiera jakąkolwiek radość i chęć kontynuowania lektury.

A co do fabuły, a raczej jej zarysu: może w kolejnych rozdziałach akcja się rozkręca, ale na razie, powyższy fragment, wzbudził we mnie umiarkowane zainteresowanie. No i ten list – nie dało rady nakreślić świata w sposób nieco mniej łopatologiczny?

 

Aha, najwidoczniej więc niewystarczająco wyraźnie pokazałem, że narrator jest w miarę zwykłym człowiekiem (stąd może znać Wikipedię), pracującym w niezwykłym miejscu :)

Dzięki!

No, to nie pozostaje mi nic innego, jak zakasać rękawy :)

Dzięki za przeczytanie i skomentowanie, błędy już poprawione.

 

Finklo,

do którego z bohaterów odnosi się stwierdzenie, że jest pierwszy raz na Ziemi?

 

 

A co do Ciebie, Adamie… :)

 

Na początku chciałem odpowiedzieć na Twoje zarzuty obszernym komentarzem, stwierdziłem jednak, że istnieje lepszy sposób. Specjalnie na tę okoliczność, w niedługim czasie, wrzucę do poczekalni kolejne opowiadanie z poznanymi już bohaterami, w którym odniosę się do postawionych zarzutów o brak logiki. Sądzę, że będzie to lepszy sposób, niż łopatologiczne usprawiedliwienie się w komentarzu :)

Musisz mi uwierzyć na słowo, że pytania, które zadałeś w swoim komentarzu, mi również przemknęły przez myśl, w trakcie tworzenia utworu. Zresztą, jest ich trochę więcej, niż wcześniej podałeś – np. dlaczego Nikita nie wezwała wsparcia, kiedy wszystko zaczęło się sypać? W którymś fragmencie sama przyznaje, że ma taką możliwość. Odpowiedzi na te pytania zostawiłem na kolejne części (z których, na razie, nie powstała nawet linijka tekstu:)).

Jasne, czytelnik opiera się na tym, co zawarte w opowiadaniu, i na podstawie tego ma jak najbardziej prawo  podniesienia kwestii logiki, a raczej jej braku. Pewnie mogłem chociaż naszkicować zarys wyjaśnienia, no ale, podobno, uczymy się na błędach.

Standardowo – miał być krótki komentarz, a wyszło, jak zawsze:)

 

Wydrukuję wyniki konkursu i zaniosę je nauczycielce polskiego z podstawówki, która piętnaście lat temu stwierdziła, że, jeśli chodzi o pisanie opowiadań,  w życiu do niczego nie dojdę! Otóż nie, moja droga, jestem niezły w pisaniu złych tekstów! I okazuje się, że czasami je nawet nagradzają! :)

Fantastyczny klimat, uwielbiam opowiadania, w których z każdym kolejnym zdaniem, stopniowo, powoli, narasta groza i poczucie niepewności.

Jedynie końcówka troszeczkę (ale tylko troszeczkę) mnie rozczarowała, bo liczyłem na coś bardziej zaskakującego.

“Drzwi otwarły się na oścież, jakby potraktowane z buta…” – no tak mi nie pasuje to porównanie, że mało nie zamazałem korektorem monitora, żeby go nie widzieć. Fajna opowieść, super klimat, wczuwam się w mroczne, wiejskie klimaty, a tu nagle tekst jak spod strażackiej remizy w sobotni wieczór. Od razu przypomniał mi się motyw z “Podziemnego kręgu”, w którym bohater, pracujący w kinie, wkleja do taśmy filmowej ujęcia pochodzące z… no, z zupełnie innego rodzaju kinematografii. Malutki fragmencik (w przekroju całego tekstu), niemający żadnego wpływu na odbiór całości, ale mocno (przynajmniej dla mnie, pewnie przesadzam) kłujący w oczy.

Ale poza tym, jak już wspominałem, naprawdę fajny tekst!

Wydaje mi się własnie, że moralizatorstwa nie ma tam za wiele – tylko proste stwierdzenie faktu: miałeś szansę ale ją schrzaniłeś. A co do “Po­wie­dzia­łeś ko­bie­cie, że nie chcesz dziec­ka, to smaż się w pie­kle’… serio…? “ to rozumiem, że rozczarował Cię ciężar gatunkowy grzechu. Tego z kolei ja nie rozumiem, bo wydaje mi się, że namawianie do aborcji znajduje się dość wysoko na liście ciężkich przewinień u chrześcijan. Dlatego nie bardzo potrafię wymyślić jakiś “lepszy motyw” – nie wiem, masakra w galerii handlowej, ludobójstwo?

Nie chciałbym też zostać uznanym za jakiegoś szalonego kato-fanatyka, prywatnie bardzo daleko mi do takiego, a opisać instytucję Kościoła nie potrafię bez użycia kilku grubszych przekleństw. Jednak nie w tym rzecz. To opowiadanie nie jest żadnym manifestem/odniesieniem do bieżących wydarzeń/próbą wpłynięcia na czyjekolwiek przekonania religijne, bo tak to chyba odebrał Sethreal i poniekąd również Ty. To po prostu krótki tekst napisany na taki a nie inny temat, bez żadnego ukrytego przesłania.

Na końcu powinna wjechać lalka na rowerku i powiedzieć :”I want to play a game”.

Jakoś tak mi się skojarzył ten fragmencik.

Bellatrix,

szkoda, że tekst Cię rozczarował. A te witki to lepiej podnieś, bo jakoś tak głupio… z opadniętymi :)

bemik, BogusławEryk, Sethrael,

dzięki za przeczytanie i opinie. Ostatni komentarz skłonił mnie do zastanowienia się nad wysłaniem opowiadania do Frondy! A nuż opublikują?

Doczytałem do końca, licząc na jakąś spektakularną akcję w finale i srogo się zawiodłem. Możliwe, że nie jestem odpowiednim odbiorcą tego typu tekstów, bo opis przeżyć wewnętrznych bohatera i jego duchowe rozterki zawsze mnie nudziły :)

Opowiadanie wygląda na fragment większej całości, jednak nigdzie nie jest to zaznaczone. Ale jeśli istnieje reszta, to należało chyba wybrać bardziej reprezentatywny fragment. Tutaj przeczytałem kilka obszernych opisów, parę ciekawych informacji (niestety w żaden sposób nie rozwiniętych ani wyjaśnionych – przykładem rana bohaterki – skąd, kiedy, dlaczego ją odniosła? To mnie akurat zainteresowało) i dosyć sztampowy koniec. Dużo za mało, żebym czekał na dalszy ciąg.

Jak juz wspominałem, nie przejmuj się za bardzo moim komentarzem – nie jestem odpowiednim “targetem” Twojego tekstu. Jest całe grono czytelników, którzy doceniają uzewnętrznianie się bohatera, skupienie na jego uczuciach. Ja po prostu do nich się nie zaliczam.

Aha, a z takich drobnostek, to trochę zazgrzytały mi te rolety antywłamaniowe. Wcześniejsze opisy sprawiły, że w głowie miałem czasy średniowieczne – monumentalne budowle, mgły, Miasto Cieni, wierzenia w potwory i duchy, miecz głównej bohaterki (a nie karabin i strzelba) a tu nagle czytam o roletach antywłamaniowych i robię wielkie oczy. Cały mój misterny obraz wykreowanego przez Ciebie świata poszedł się… no, już go nie ma.

To tyle ode mnie, pozdrawiam :)

jacek001, dzięki za miłe słowa i wskazówki.

Swoją drogą to zastanawiające – w moim przypadku kolejny raz nieźle przyjęty zostaje tekst, którego nie planowałem. Napisany pod wpływem impulsu i poprawiony w kilka godzin, a opublikowany dzień później. Z kolei te, które planuję, dopieszczam, poprawiam przez dwa tygodnie okazują się gniotami nie do przetrawienia.

Ot, taka drobna refleksja :)

Elektroniczne_kiwi – mam tendencję do wybiórczego traktowania wielu rzeczy. Dlatego w przypadku “przecietnej doskonałości” skupię się bardziej na drugim słowie :)

Finkla – z interpunkcją walczę od dawna i jak na razie mocno obrywam po głowie.

Wicked G – piąteczka zawsze się przyda, dzięki.

Dzięki wszystkim za przeczytanie.

Feronie, cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. No i  lepiej nie wkurzaj żony i zjedz ten obiad, choćby zimny.

Adamie, pisząc zegar, miałem na myśli cyferki, użyłem uogólnienia. Nie wiem, czy należy to dokładnie określić. Wydaje mi się, że wiadomo, o co chodzi. Choć oczywiście mogę się mylić. Szczątki poprawiłem, dzięki. A co do Nieznajomego, bezduszność w tym wypadku równa się bezstronności.

Bohdanie, mam nadzieję, że tych potknięć nie było tak dużo, że aż nie chce ci się wyliczać :). Może sam jeszcze parę wyłapię.

zygfryd89, iluzjo, dzięki za wyłapanie błędów, postaram się dzisiaj je poprawić. A co do Cienia – ten pas to faktycznie taśma z granatami, tyle, że nieco bardziej futurystycznymi. A sam Cień to żołnierz przebywający na czymś w rodzaju szkolenia w innej czasoprzestrzeni. Powinienem to jakoś zaznaczyć w tekście, może jeszcze dam rade coś z tym zrobić.

Co do czasu teraźniejszego, to po prostu chciałem się z nim zmierzyć. Wyszło jak wyszło. A co do bandytów – to zwyczajnie źli ludzie byli :). Tak czy siak, dzięki obojgu za przeczytanie i uwagi

Fakt, nie zaakcentowałem faktu, że Cień wierzy, że w czasach jemu współczesnych, istnieje taka odtrutka. Już poprawiam.

michal3 – Wiedźmin to tak niszowa książka, że nią się nawet zajmować nie trzeba i wielu ludzi oraz czytelników jej nie zna, bo lepiej dla mózgu znać przygody Łowcy regulatorzy – retro inspekcje własnie po to, w tym celu przybliżone i zużyte były, aby oddać złożoność i trójwymiarowość głowy i odczucia Łowcy, żeby można było go ładniej zapoznać się z nim. I dobrze mówisz, że tego nie było, bo tego nie czytałaś, co prowadzi do podsumowania, że dobra z ciebie literatka PostrachKlawiatury – płacz to dobra jest rzecz, byle nie za często, a najlepiej wcale

Cieszę się, że opowieść o  Łowcy spodobała się wam, którzy o nim czytacie. Z pewnością pojawi się więcej jego przygód, gdyż w swym barwnym życiu spotkał on wiele niebezpieczeństw, z których zazwyczaj wychodził żywy!

Dlatego wolałem właśnie uprzedzić ludzi i czytelników, że jakby co, no to nie, wcale i ani trochę sie nie wzorowałem.Zeby sobie nie pomyśleli nie wiadomo co, albo coś innego.

Imiona, nazwiska, wszystko jedno. Faktem jednak jest to, że gdybyś  nazwał swoich bohaterów "zwyczajnie", odbiór tekstu byłby zupełnie inny. Przynajmniej dla mnie.

Na końcu powinien pojawić się niski, pucołowaty jegomość z cysterną wody i tłumem skandującym: "Jarosław, Polskę zbaw!". Jako opowiadanie utwór ten jest dosyć przeciętny, lecz gdy dodamy do niego imiona bohaterów, staje się ciężkostrawną, prostacką agitką polityczną.

nikitaa, siostra ma identycznie w domu. Kazdy posiłek starszego syna (6 lat) przypomina regularną bitwę. Nic nie chce jeśc, nic mu nie smakuje i  nigdy nie jest głodny (ale słodki syf reklamowany w telewizji, typu wafelki, mógłby jeść na kilogramy). Z kolei maleństwo szama wszystko, co wpadnie jej w ręce.

Mi wystarczy, że za eksperta robi ta babka niania z tvn-u. Od tego czasu z ogromnym dystansem i nieufnością podchodzę do, coraz to nowszych, zaleceń różnego rodzaju znawców.

Finklo, dzieciak właśnie o to się wkurzył, że na podwieczorek dostał brukselkę. Bo, tak po prawdzie, któż by się nie wściekł na jego miejscu? :) A własne drewno jest mile widziane. Jesli możesz to przyprowadż jeszcze ze dwóch wściekłych wieśniaków, oszczędzisz nam nieco fatygi :)

ustalimy jakies wpisowe -  np. dwa kawałki drewna, zapałka, litr benzyny, dwóch wściekłych wieśniaków i jeden członek Loży chętny/niechętny na spalenie, którego i tak spalimy. Myslę, że to jest do ogarnięcia. A jak się skończą ludziki z Loży to możemy zabrac się za zwykłych forumowiczów!

Spoko, drewmo myślę, że się znajdzie (liczę, że ta malownicza wieś jest mocno stara, a przez to mocno drewniana), a co do tłumu – mam naturalny i niezbywalny talent do wkurzania ludzi, więc po prostu przekieruję ich wściekłośc na innych i będzie git!

Całkiem sympatyczna opowiastka. Zastanawia mnie jedno: skoro Cesarz powiedział, że mogą korzystać z każdej pomocy, włącznie z zabiciem adwersarza, to dlaczego Namiestnik (w końcu kawał skur…kowańca) po prostu nie ukatrupił Budowniczego? Tym bardziej, że i tak pilnowali go generałowie Namiestnika, więc była ku temu świetna okazja. No i Namiestnik nie naraziłby się wspinaczką  na zawał serca :)

Lubię absurd, groteskę i inteligentne nawiązania do współczesności. Połączenie tego w utworze w zgrabną całość jest, niestety, cholernie trudne. Tobie się, moim zdaniem, nie udało. Kiepsko, gdy tekst w założeniu humorystyczny, bawi jedynie autora.

Prokris, żebys Ty wiedziała, ile razy w życiu słyszałem słowa "stać cię na więcej"…

Dzięki wszystkim za przeczytanie. AdamKB, obiecuję poprawę następnym razem!

Podobalo mi się, lubię takie klimaty. Szkoda tylko, że takie krotkie. Chętnie przeczytałbym coś podobnego, ale znacznie dłuższego, więc do roboty! No i trochę szkoda mi dzieciaka :)

Nie przepadam za głębokimi tekstami o sprawach ostatecznych, bo czesto-gęsto, jako płytki facet, zwyczajnie ich nie rozumiem. Tutaj, niestety, jest podobnie. Niemniej, jesli ktoś wyłoży mi kawę na ławę o co generalnie tu chodzi, może zdołam docenić opowiadanie. Na razie nie wiem co o nim więcej napisać.

Podobało mi się. Musisz jednak wiedziec, że jestem nieobiektywny, bo wszystko, co miechopodobne, ma u mnie z góry dużego plusa :)

AdamKB, faktycznie, w zdaniu z alkoholem trochę porypałem liczby. Szkoda, że już nie mogę edytowac tekstu. A co do topora – tak mi ładnie przypasowało porównanie, a tu wychodzi, że jednak nie do końca logicznie.

W sumie, gdybym mógł jeszcze edytować tekst, dałbym gwiazdkę przy imieniu Sani, a na dole legendę: "Sani nie jest zbyt bystrą bandytką. Gdyby dać jej do ręki wyrzutnię rpg, nie zawahałaby się użyc jej w jakimś niewielkim pomieszczeniu, powiedzmy – w łazience :)

Rozumiem jak najbardziej, że w rzeczywistości byłoby to niedopuszczalne i pozbawione sensu, ale mówimy tu o scence, w której gumisie próbują rozwalić królika Bugsa :) Wierność prawom fizyki, logiki i rozsądku nie grają tu pierwszych skrzypiec. Ani nawet drugich. To tylko i wyłącznie rozrywka.

ryszard, masz rację, w realu takie sytuacje są raczej rzadkością. Ja na przykład nigdy nie widziałem prawdziwego gumisia :). A tak powaznie, to brak jakiejś głębszej refleksji ze strony bohaterów był zamierzonym zabiegiem. Fajnie wklecić do tekstu jakies psychologiczne rozterki mordowanego lub mordującego,  ale po pierwsze: jak dla mnie traci na tym dynamika akcji (co chyba w scenie, nomen omen, akcji, jest całkiem istotne), a po drugie: w pracy konkursowej postanowiłem skupic sie tylko i wyłącznie  na niczym nie skrępowanej rozwałce (bo przyznam szczerze,  takie teksty lubię najbardziej :)). pozdrawiam

PsychoFisch, podejrzewam, że te moje cofnięcia wynikały bardziej z mej chwilowej (mam nadzieję) tępoty, niż jakiegoś feleru w tekście. Po prostu akcja mknęła tak szybko, że nie nadążałem :)

Dobrze się czyta, czasami musiałem cofnąć się kilka zdań, żeby ogarnąć co się dzieje, ale akcja jest tak dynamiczna, że wcale to nie przeszkadza.

Dla mnie ten tekst jest troszczeczkę taki nijaki, bezpłciowy. Kiedy Ruth obiecywała karę bandytom liczyłem, że okaże się jakąś wiedźmą/czarodziejką/mutantem/przybyszem z obcej planety/przebranym mężczyzną i rozniesie napastników w pył, jednak spotkał mnie srogi zawód :) Pozdrawiam

Dzięki wszystkikm za przeczytanie. Finkla, ten fragment jest częśćią większej całości, w której wyjasnione jest, dlaczego jednak gumisie nie żłopią soku z gumijagód :) TyraelX, bemik, dzięki za poprawki, już się za nie zabieram, A co do oszpecenia, królik stracił kawałek ucha po kanonadzie Sani w łazience i dostrzegł to dopiero po chwili. Widocznie powininem jakoś lepiej to zaakcentować.

"Kiedy dochodzi do konfrontacji, przychodzą źli ludzie i ze szczegółami opisują swój diabelski plan" - tu się z Tobą zgodzę, motyw oklepany jak facjata Najmana. W pewnym momencie pisania opowiadania miałem zamiar ukazac to w nieco bardziej subtelny i skomplikowany sposób, ale w końcu zrezygnowałem (czyli poszedłem na łatwiznę). Grunt, że nawet mimo tego się podobało. Pozdrawiam!

Agroeling,

gdyby łucznicy lepiej strzelali, pewnie wciąz by żyli, co popsuło by mi pomysł na dokończenie opowiadania :)

I tutaj się z Tobą zgodzę. Mnie cholernie wkurza słowo "otwarł". Kiedyś nie do pomyslenia, żeby uzyto go w książce, nawet komiksie. A teraz trafiam na nie coraz częściej. Pewnie niejeden "mądry pan od języka" dopuszcza już taką wersję.

AdamieKB,
odmiana "wzorowa" liczebnika to jedyna słuszna odmiana? Czy wspomniane " w dwa tysiące czwartym" jest po prostu będne? Pytam, bo kilka lat temu mówiła o tym na wykładzie pewna babka, o tytułach naukowych dłuższych niż jej imie i nazwisko, i do dzisiaj byłem przekonany, że to właśnie "w dwutysięcznym czwartym" jest nieprawidłowe. A teraz runął mój światopogląd.
deathhascome,
sorki, że nie na temat, ale obiecuję, że opowiadanie przeczytam i skomentuję!

To ochroniarza, borykającego się z problemami rodzinnymi, alkoholizmem i wyrzutami sumienia po stracie kolegi, powinien zagrac Robert De Niro. A co! :D

Nowa Fantastyka