Cześć, Marszawo! Chyba jeszcze nie miałem okazji nic Twojego komentować?
Językowo opowiadanie trzyma na tyle wysoki poziom, że nie potykałem się przy czytaniu absolutnie o nic.
To może zacznę od przeglądu językowo-redakcyjnego. Nie to, żebym chciał Wam coś koniecznie udowadniać, ale w tym zakresie najłatwiej udzielić obiektywnych wskazówek, które przydadzą się na przyszłość i pozwolą trwale podnieść poziom literacki… Zaznaczę, że będzie tego dużo, ale dramatu naprawdę nie ma. Dobór słów bywa trochę niefortunny, potrzeba więcej uwagi dla uniknięcia literówek, przyswojenia paru reguł interpunkcyjnych, dwóch czy trzech ortograficznych, ale masz już więcej niż podstawy, jeżeli będzie Ci zależało, dasz radę to szybko doszlifować do bardzo przyzwoitego poziomu.
– Jak boga kocham
Jeżeli chodzi mu o Boga chrześcijańskiego (lub innej religii monoteistycznej), a nie jakiegoś losowego boga, to wielką literą.
Leszek przeklął pod nosem.
Właściwiej: zaklął.
Komisarz rozsiadł się za mahoniowym biurkiem pokrytym plamami po kawie
Sugerujesz dość kunsztowne wykończenie mieszkania – on się na pensji policjanta tak dorobił? Może powinienem wziąć to za wskazówkę, że przyjmował łapówki, która odpali gdzieś w dalszej części fabuły?
Policjantka odłożyła teczkę na biurko, a gdy ją otworzyła, wysypały się z niej zdjęcia z miejsca zbrodni.
Raczej nadmiarowy zaimek.
– Jeziorny! – dobiegło z głębi sali.
Raczej małą literą (tu jest pewna kontrowersja, chyba nawet wśród językoznawców, ale komentarz odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi i zaczyna czasownikiem).
Gaźnik, alternator, czy po prostu postanowiłeś rekreacyjnie jechać przez Związek Radziecki?
Nazwa państwa wielkimi literami. Przecinka przed “czy” współrzędnym zwykle się nie stawia, ale jest tu dopuszczalny, jeśli ma sygnalizować dopowiedzenie.
I… raczej niczego już nie wypożyczy. – podsumował Ślusarczyk, prowadząc Leszka w głąb bibliotecznych alejek.
Tu z całą pewnością małą literą (podsumował paszczą).
Im dalej zapuszczali się w gąszcz regałów, tym bardziej zapach starego papieru mieszał się z czymś nowym – metalicznym i wilgotnym.
“Im” wymaga drugiego członu porównania. Albo: gdy zapuszczali się w głąb…
Po tylu latach w policji dobrze wiedział, co on oznaczał.
Nie “on” (zapach starego papieru), tylko “to” coś (metalicznego i wilgotnego).
Na końcu jednej z alejek Jeziorny dostrzegł na ziemi ciemną plamę, która wraz z każdym krokiem nabierała coraz bardziej ludzkich kształtów.
Nadmiarowe.
jakby ktoś próbował ją wygiąć, aż do złamania karku.
Chyba lepiej: jakby ktoś wyginał ją aż do złamania karku.
Nieszczęśnik wyglądał, jakby patrzył śmierci w oczy i nie zdążył odwrócić wzroku.
Po obu stronach są rozbieżne orzeczenia, więc stawiamy przecinek.
Kilka równoległych cięć ciągnęło się od mostka(-,) aż po udo.
Przecinek przed “aż” zwykle jest opcjonalny, co typowe dla członów o charakterze porównawczo-dopowiadającym, ale tutaj nie masz porównania ani dopowiedzenia, tylko integralny opis cięć (“od mostka aż po udo”), którego nie ma powodu rozdrabniać.
Mieszał się z wyraźnym i ostrym zapachem ziół, ale komisarz nie potrafił go zdefiniować.
Raczej “zidentyfikować”, zapachów się nie definiuje.
Po obu stronach(-,) na regałach widoczne były ślady krwi.
Grupy okolicznika na początku zdania nie oddziela się przecinkiem. Od biedy można potraktować “na regałach” jako wtrącenie, ale wtedy wydzielić obustronnie.
Janek, już spisał większość zeznań.
Nie stawiamy przecinka między grupą podmiotu a orzeczenia!
Ślusarczyk westchnął teatralnie, ale przyjął wyzwanie.
– Pani… – urwał, błysnąwszy nieprzygotowaniem.
Niejasne sformułowanie.
Jednak(-,) skoro już padło na panią, to czy widziała pani coś podej…
Połączonych wskaźników zespolenia (dwa spójniki, spójnik i zaimek względny) zasadniczo nie dzielimy przecinkiem, skoro stanowią pewną całość wspólnie porządkującą szyk zdania.
Tadeusz, ten w okularach, którego chciał pan przepytać
Wielką literą tylko wówczas, gdy postać zwraca się do kogoś listownie (lub do Pana w modlitwie).
odkrył zwłoki krótko po ósmej.
To nie jest odkrycie naukowe, lepiej “znalazł”, chyba że fizycznie odkrył, odwinął jakąś płachtę.
Kto tu właściwie, kogo przesłuchuje?
Bez przecinka (to wszystko stanowi proste zdanie pojedyncze, “kogo” jest dopełnieniem).
Dla, jakiej gazety piszesz?
Bez przecinka.
Zastanawiał się, jak ktoś tak uroczy(-,) mógł mieć aż tak nierówno pod sufitem.
Właściwy logicznie podział zdania.
Ta biblioteka, aż kipi złą energią!
Jak poprzednio, nie stawiamy przecinka między grupą podmiotu a orzeczenia.
– Jedyne, co czuję, to…
Ogonek i domknięcie wtrącenia.
Leszek oparł się ciężko o blat biurka z lekkim uśmiechem.
To celowe?
– Czy ciało(-,) wydzielało ostry, ziołowy zapach?
Tu już bezpośrednio między podmiotem a orzeczeniem…
Nie łudził się, że mogłaby widzieć w zrzędliwym czterdziestoletnim glinie ze śladem po obrączce na palcu(-,) kogoś więcej niż tylko pomocnika do swojego pseudośledztwa, które zaczęło go intrygować.
Człony w rodzaju “pseudo” razem z rzeczownikami, mimo że edytor podkreśla. Przecinek nieuzasadniony.
Ewa uśmiechnęła się, gdy go zauważyła.
Chyba “je zauważyła”, to znaczy spojrzenie Jeziornego.
– Robi wrażenie, prawda?
– Wiesz, że te regały(-,) zostały zrobione
Podmiot i orzeczenie.
– Niezupełnie(-.) – ucięła.
Czynność paszczowa.
Wtedy soki odpływają z drzew, sprawiając, że drewno jest mniej łatwopalne i bardziej odporne na robactwo.
Chyba lepiej “co sprawia” – fakt odpływania sprawia, a nie soki sprawiają!
Zresztą… nieważne.
“Nie” z przymiotnikami razem, oprócz wyraźnych przeciwstawień.
Ciało(-,) zostało zabrane
Już wiesz, w czym rzecz, prawda?
– Legendy Indian Ameryki Północnej
O, czyżby wendigo nadciągał?
Czytelnię wypełniał przytłumiony szmer.
Wydaje mi się, że to ogólny opis sytuacji, a nie że nagle wypełnił.
Jednak tym razem nie tylko on był główną atrakcją wieczoru.
“Nie tylko on” znaczyłoby, że były dwie główne atrakcje, a co do zasady powinna być jednak jedna.
Wiele osób zerkało ku górze, jakby(-,) próbując zgadnąć, gdzie dokładnie rozegrała się nagłośniona przez prasę(-,) „Masakra w bibliotece”.
“Jakby” łączy się bezpośrednio z imiesłowem, a drugi przecinek niepotrzebnie oddzielałby dopełnienie (co nagłośnionego przez prasę?).
– Nie – odpowiedział bez wahania. – Ktoś chce, żebyśmy się bali cienia. Ja wolę znaleźć tego, kto go rzuca. – Zacisnął usta, gdy Ewa z demonstracyjną przesadą przewróciła oczami.
– To zajmie tylko chwilkę – rzuciła, ustawiając się w długiej kolejce po autograf.
Leszek westchnął, rzucił nerwowe spojrzenie na zegarek, po czym bez wahania wyciągnął policyjną legitymację.
– Policja! Przepraszam! – rzucił stanowczo, chwytając Ewę za rękę i przeciskając się przez tłum.
Co to, konkurs rzutów?
jakbyś nie mógł sobie przypomnieć, jak właściwie wyglądam.
Rozdzielone orzeczenia, więc przecinek.
Po chwili dogonił ją, położył delikatnie dłoń na jej ramieniu.
Raczej nadmiarowy zaimek.
wskazując podbródkiem bibliotekarza stojącego w kolejce.
Chyba bardziej naturalny szyk: stojącego w kolejce bibliotekarza.
Wychodząc z biblioteki, odetchnął głęboko(-,) chłodnym, miejskim powietrzem i odkaszlnął.
Odetchnął czym? – chłodnym, miejskim powietrzem – dopełnienie, brak przecinka. Od wielkiej biedy można to potraktować jako grupę wtrąconą, ale wtedy wydzielić obustronnie.
Zgodnie z sugestią Ewy(-,) zaczął przeszukiwać zbiory
Grupa okolicznika na początku zdania.
Jeziorny zatrzasnął drzwi i przeklął tak siarczyście
Jak poprzednio, lepiej “zaklął”.
Uderzył nerwowo w obudowę, aż na ścianie rozbłysła wąska struga światła.
“Aż” niezasadne przy jednokrotnej czynności, oczywiście można je zostawić i napisać “uderzał”.
Choć starał się poruszać bezszelestnie, jego kroki odbijały się echem od kamiennej posadzki.
Niejasne – jak dźwięk powstaje na posadzce, to echo raczej odbija się od ścian i sufitu.
Rozległ się męski głos:
– Proszę nie strzelać! To ja!
Nie mówię, że kropka jest ściśle niepoprawna, ale dwukropek moim zdaniem bardziej naturalny.
Nad ich głowami coś masywnego huknęło na podłogę.
Kompletnie niejasne wyrażenie. “Spadło na podłogę wyższego piętra”, o ten sens chodzi?
Snop latarki przecinał ciemność, omiatając ściany migotliwym światłem. Pchnął powoli drzwi do działu fantastyki
Ten snop latarki pchnął drzwi? Ja nie mówię, że fotony nie wywierają ciśnienia, ale…
i skrzywił się, słysząc długie skrzypnięcie.
Im dalej wchodził w głąb regałów, tym płacz stawał się coraz wyraźniejszy.
Jak poprzednio, “im” wymaga pary. Albo “gdy wchodził w głąb…”, tak czy inaczej przecinek też niezbędny.
Dziewczyna siedziała na ziemi z rękoma przywiązanymi nad głową do bibliotecznej drabiny.
Wolałbym formę “rękami”, stara liczba mnoga (a właściwie podwójna) “rękoma” lepiej pasuje do zastosowań abstrakcyjnych, typu “robić coś własnymi rękoma”. Poza tym mam kłopot z wizualizacją tej sceny. Spójrzmy: jeśli siedzi na ziemi, a ręce ma przywiązane nad głową, to mogłaby po prostu wstać, skręcając tors i zginając łokcie, żeby próbować się uwolnić pod kontrolą wzroku, nawet rozwiązać supeł (czy tam odpiąć sprzączkę) zębami. Mogę sobie dopowiadać na różne sposoby, jak ona byłaby skrępowana, żeby to miało więcej sensu, ale w tekście tego nie ma.
Zanim odpiął sprzączkę, usłyszał za sobą zachrypnięty głos.
– Proszę się od niej odsunąć, panie komisarzu.
Szczerze mówiąc, jak na doświadczonego policjanta dał się podejść nieprawdopodobnie łatwo. Nawet ja wiem, że jeżeli widzę związaną osobę, której nie grozi natychmiastowe niebezpieczeństwo, to warto ją najpierw okrążyć po obwodzie kontaktu wzrokowego…
– Ona nie jest prawdziwa – zaczął Dunajewski. – Wymyśliłem ją.
– Przestańcie. Przestańcie oboje. – Jeziorny cofnął się pół kroku.
Kto jest w tym miejscu postacią mówiącą, bo chyba nie Jeziorny?
Jedna z książek wysunęła się powoli z półki, jakby pchana przez kogoś z drugiej strony, i z głuchym plaskiem uderzyła o podłogę.
Domknięcie wtrącenia.
krzyknął(-,) rozpaczliwie pisarz.
Z ciemnej, atramentowej plamy wypełzło kilka małych, włochatych pająków.
Raczej bez pierwszego przecinka: “ciemna” opisuje atramentową plamę, a nie “ciemna” i “atramentowa” niezależnie opisują plamę.
Jeziorny, wykorzystując nieuwagę pisarza, powalił go na podłogę
Kiedy spojrzeli w głąb alejki, Ewy już nie było.
Ponownie wydzielanie zdań wtrąconych i podrzędnych.
Pod drabinką leżał jedynie pasek, którym miała skrępowane ręce
Literówka.
Biblioteka nocą, skąpana w świetle migoczących jarzeniówek, nie była tym samym miejscem co za dnia.
I ponownie. Przed “co za dnia” też dałbym przecinek, choć chyba nie jest obligatoryjny.
Litery znów zlały się, tworząc atramentową plamę, połyskującą jak powierzchnia jeziora.
Pierwszy przecinek niezbędny, drugi sugerowany (to raczej dodatkowy opis plamy niż jej niezbędna charakterystyka).
Mieli wrażenie, że alejki zwężają się wokół nich niczym gardło potwora.
Następstwo czasów w zdaniu podrzędnym dopełnieniowym – nie mieli wrażenia, że alejki zwężały się kiedyś tam wcześniej, lecz że w tym momencie.
czyjeś ramię zacisnęło się na jego szyi jak stalowa obręcz.
Lepiej: zacisnęło mu się na szyi.
Leszek(-,) szarpał się, walcząc o oddech
To chyba już jasne?
Odwrócił się, sapiąc, i zobaczył pokracznego trupa w zbroi wikinga, z nogą wykręconą, jak źle złożony scyzoryk.
Domknięcie wtrącenia. Nie dawałbym ostatniego przecinka, skoro to porównanie jest niezbędną częścią opisu nogi, a nie dodatkiem.
– Jakiś kolejny twój kolega? – prychnął komisarz
Jak wcześniej, nie zwraca się listownie.
Tadeusz wbiegł na zdewastowane trzecie piętro, a Ernest, sapiąc, wlókł się tuż za nim.
Pędzili, jakby sam diabeł chwytał ich za kołnierze, i w rozpędzie przeskoczyli nad przewróconym regałem.
Domknięcia wtrąceń.
Zatoczyła krąg nad działem fantastyki i wyleciała na korytarz.
które wirowały w powietrzu niczym tysiące ćm.
Jest taki dowcip – góralski gospodarz rozmawia z turystą:
– Zabiłem wczoraj pięć ćmów.
– Ciem?
– A kapciem.
Dozorca zawieszony przez moment w powietrzu runął w dół
Może raczej coś typu: zawisł na moment w powietrzu, po czym…
Jej czarne, zakrzywione pazury(-,) uderzyły o ścianę
Grupa podmiotu i orzeczenia…
Leszek błyskawicznie wycelował, ale zamiast charakterystycznego dźwięku strzału(-,) rozległ się tylko klik pustego magazynku.
Grupa okolicznika na początku zdania (współrzędnego). Chyba lepiej “kliknięcie”.
Dunajewski usiadł na ziemi i wyciągnął drżącą ręką piersiówkę.
Wolałbym szyk “drżącą ręką wyciągnął”.
a potem w desperacji, uderzając w nie barkiem.
“W desperacji” to niewyraźne wtrącenie, wydzielić obustronnie lub wcale.
utykająca jak weteran niejednej wojny.
Może po prostu weteran wojenny? Jedna w zupełności wystarczy, żeby utykać.
Jej spadająca głowa zamieniła się w skrawek urwanej kartki, jeszcze zanim dotknęła ziemi.
Są rozbieżne orzeczenia (“zamieniła”, “dotknęła”), więc przecinek potrzebny.
Przesunęli regał, zastawiając wejście, i oparli się o niego, ciężko sapiąc.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego Ewa bawiła się nimi jak kot z ranną myszą.
Bez “z” porównanie będzie czystsze.
Miała już wiele okazji, by to wszystko zakończyć.
Zdanie podrzędne.
które prowizorycznie zaryglowali regałem.
Zastawili, zablokowali, owszem, ale użycia regału jako rygla nie potrafię sobie wyobrazić.
z wielkim poplątanym porożem niczym korzenie drzewa
“Z wielkim porożem poplątanym niczym korzenie drzewa”, ewentualnie “z wielkim poplątanym porożem, niczym korzeniami drzewa”.
wydobywał się biały oddech
Może coś w rodzaju “przy każdym wydechu ziała biała para”?
– Pospiesz się pan! – krzyknął Jeziorny, podbiegając do ślusarza.
Jak wcześniej.
– Tylko nie idźcie w do wypożyczalni.
Literówka.
gdy na półpiętrze dostrzegli Shelobę
Ona w polskich wydaniach nie była przez “sz”?
Nie mając innego wyboru, znów pobiegli na górę.
Trzecie piętro przypominało krajobraz po katastrofie. Porozrzucane książki wyglądały jak martwe ptaki o rozpostartych skrzydłach. Zaś przewrócone regały, zamiast dumnie stać w szeregu, leżały w nieładzie, jak porozrzucane figury na planszy szachowej.
Usunąć powtórzenie.
Jeziorny wyciągnął z kieszeni srebrną zapalniczkę
– Sprawdźmy, jak bardzo magiczne są te regały… – mruknął cicho.
Rozbieżne orzeczenia.
Chlusnął jej zawartością przed siebie.
Raczej nadmiarowe.
jego demoniczny śmiech przecięło metaliczne kliknięcie pokrywki.
– Panie komisarzu?
Nie widzę uzasadnienia dla wielkiej litery.
Po chwili, w kapciach oraz flanelowej piżamie, zniknął za drzwiami.
A tym razem trafił się ciekawy błąd, wtrącenie bez początkowego przecinka.
Downar podniósł zdjęcia, które sparaliżowały starego śledczego, i podał je partnerce.
Ten był już “normalny”.
Kiedy tylko zbliżył się do pisarza, otoczyła go woń taniej wódki
Tu zwykłe oddzielenie zdania podrzędnego.
– Jak ty wyglądasz? Znowu pijesz? – zapytał, brzmiąc(-,) jak świętej pamięci żona Piotra.
To nie jest porównanie, lecz integralna część zdania, przecinek wykluczony.
Dałem męża, dzieci, nawet, kurwa, jamnika!
Jamnik nie bardzo może być stręczycielem.
W samochodzie Leszek wyjął z kieszeni stary dyktafon i wcisnął przycisk „PLAY”, pozwalając, by z głośnika popłynął znajomy głos Ewy.
I znów zdanie podrzędne.
Jego wyznawcy działali w cieniu bibliotek, uniwersytetów i archiwów.
Raczej “jej wyznawcy” (organizacji), może jeszcze lepiej “członkowie”.
W rzeczywistości byli grupą mistyków, igrających z okultyzmem, i coś musiało pójść bardzo nie tak.
Domknięcie wtrącenia.
albo te okultystyczne oszołomy zadarły z czymś, nad czym nie mogły zapanować.
Może wracają, by się zemścić?
– To wszystko brzmi, jakbyś wymyślała na poczekaniu…
Cała seria niewydzielonych zdań podrzędnych.
Próbowałam to tłumaczyć, ale nie jest to łacina. Brzmi jak zlepek fikcyjnych języków z literatury.
Jeżeli się nie mylę, możliwe, że oprócz łaciny trochę pobrzmiewa quenyą, ale lata międzywojenne to na nią tak jakby za wcześnie…
Wzywa się egzorcystę na umowie zlecenie?
“Na umowie zlecenia”, ewentualnie (potocznie) “na umowie-zleceniu”.
Ja działam, zanim ktoś spłonie.
– Przesłuchałem już setki razy. Wiem, co robić – odpowiedział, skręcając w brukowaną uliczkę. – Jesteśmy na miejscu – dodał, parkując przed biblioteką i przewracając plastikowy kubeł na śmieci.
Nie był pewien, czy ściskał tak mocno przez opowieść Ewy, czy styl jazdy komisarza.
Widok dwóch starszych mężczyzn (jednego w flanelowej piżamie, drugiego z potężnym młotem przerzuconym przez ramię)(-,) sprawił, że powoli sięgnęła po telefon.
Tu bardziej nieoczywisty przypadek, ale to też byłby przecinek między grupą podmiotu a orzeczenia.
Chwilę później kobieta siedziała skrępowana w kantorku, a w jej żyłach krążył środek odurzający.
Nie bardzo rozumiem, co tu się stało – może warto to było pokazać – nie wiem, jak Dunajewski, ale były policjant miałby chyba jakieś zastrzeżenia natury prawno-moralnej, starałby się raczej porozmawiać i wyjaśnić sytuację, może ułożyć jakieś zręczne kłamstwo.
sprawdzając więzy liny.
Po prostu “więzy” albo “węzły liny”, ale nie taka mieszanka.
Upewniwszy się, że dozorczyni jest bezpiecznie zamknięta, zeszli do piwnic.
Schodzić do piwnic, jednocześnie obracając się przez ramię i patrząc na stan zamknięcia drzwi, jest i niewygodnie, i niebezpiecznie.
– Po powodzi, kiedy badano tu poziom zwilgotnienia, odkryto, że ściany nie odpowiadają starym planom budynku.
Dunajewski, nie tracąc czasu, zamachnął się i uderzył młotem.
– Szybko, nie wiem, na jak długo go to zatrzyma – rzucił Leszek, odrzucając kolejne cegły, by poszerzyć otwór w ścianie.
Coś masz z tym rzucaniem.
Na ich szerokich łebkach widoczne były dziwne symbole. Komisarz doliczył się ich trzydziestu.
Nadmiarowy zaimek (w ogóle mógłby sugerować, że komisarz liczył symbole, a nie po prostu gwoździe).
Swoją drogą… – zaczął, wbijając metalowe narzędzie w niewielką szczelinę pod wiekiem trumny.
– Też się nad tym zastanawiałem, ale chyba powieści żyją swoim własnym życiem – odpowiedział, pomagając komisarzowi zsunąć wieko.
Uniósł rewolwer i w serii szybkich ruchów opróżnił magazynek z magiczną amunicją.
Nie bardzo rozumiem tę “serię szybkich ruchów”.
Jednak Tadeusz powrócił, zanim zdążyli wyjść z piwnicy.
– Nie rozumiem, jak… – urwał komisarz.
Jeżeli piszesz “urwał” w znaczeniu “wymówił urwane zdanie”, to małą literą, jako “czynność paszczowa”. Jeżeli chodzi Ci o to, że miał coś więcej na myśli, a urwał, bo coś go rozproszyło (czyli osobna czynność, niezależna od mowy), to naturalny będzie odwrotny szyk i wtedy wielką literą, “Komisarz urwał”.
Zapraszam do działu fantastyki – powiedział, wchodząc na kamienne schody.
– To może… kim był twój ojciec? – zapytał, choć domyślał się odpowiedzi.
– Muszę przyznać, że nie doceniłem tego waszego małego szczurołapa… – zaczął, spoglądając na policjantów.
Wciąż nie pojmuję, jak u diabła otwiera te bramy, i to z tego koszmaru, w którym ją uwięziłem…
Tutaj charakter dopowiedzenia jest bardzo wyraźny, dałbym przecinek.
Zacisnął pięści, rozumiejąc, że nigdy nie poznała szczęśliwego zakończenia
Zza regałów znowu wydobył się dźwięk wypadających z półek książek
Chyba bardziej naturalny szyk: “książek wypadających z półek”.
Bez wahania rzucił się naprzód, wpychając go do otwartej bramy i znikając z nim w ognistej otchłani piekieł Dantego.
A dlaczego nagle piekieł Dantego? Wydaje mi się, że nic wcześniej jasno nie wskazywało, iż bramy mają się otwierać właśnie do świata Boskiej komedii, wypowiedzi w nieznanym języku mogą sugerować też mnóstwo innych uniwersów, a jeśli były jakieś inne tropy, to całkiem je przeoczyłem.
Przyznam, że dawno nie robiłem tak obszernego przeglądu, było to zaskakująco czasochłonne. Spróbuję jeszcze rzucić okiem na całość fabuły. Zasadniczy rdzeń – pomysł z pogranicza fantasy, horroru i kryminału, gdy winnym okazuje się Tadeusz, a Ewa ląduje w książce – jest całkiem niezły. Akcja w bibliotece w środkowej części tekstu trochę mi się dłużyła. Odniesienia do głębszej przeszłości (konspiracja profesora Rau, babka Jeziornego) komplikują zrozumienie historii, a raczej niewiele do niej wnoszą. Zakończenie bardzo mało satysfakcjonujące: komisarz poświęca się jakoś nagle, bez rozterek i bez dobrego powodu (nie wynika jasno z tekstu, czemu nie mógł Tadeusza w tę bramę po prostu wepchnąć – pomijając wskazaną już kwestię, dlaczego pojawiła się brama właśnie w tym kierunku), nie wiadomo, co się stało z pozostałymi potworami i czy współpracownicy przeżyli, a wreszcie (przede wszystkim?) nie zostaje zamknięty wątek Ewy.
Tak czy inaczej, ciekawie opowiedziana historia, z pewnością widać potencjał, po poprawie błędów chętnie polecę ją do Biblioteki.
Pozdrawiam,
Ślimak Zagłady