- Opowiadanie: Rossa - Innego końca świata nie będzie

Innego końca świata nie będzie

Tytuł zaczerpnęłam z Miłosza.

 

Tekst miał swoją premierę 22 listopada, na stronie Szortalu, później ukazał się w “Szortalu na wynos”. Był to mój debiut i w ogóle jedyny tekst, który do tej pory udało mi się puścić w świat. ;) 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Innego końca świata nie będzie

Alina przepychała się przez tłum. Kule ognia opadały na dachy, miasto stało w płomieniach. Wycie rannych zagłuszało myśli. Dziewczyna przycisnęła się do ściany budynku, pozwalając przedostać się uciekinierom. Młoda kobieta z niemowlęciem na ręku ciągnęła za sobą kilkuletniego chłopca. Miał osmoloną buzię, ale poza tym nic mu się nie stało. Jeszcze.

Alina zaklęła pod nosem. Traciła czas. Do dwudziestej zostało tylko pięć minut. Za matką z dziećmi ciągnęła się grupa potężnie zbudowanych mężczyzn. Prawdopodobnie udało im się wydostać z pobliskiego zakładu karnego. Alina nie chciała stawać im na drodze. Nie wyglądali na zresocjalizowanych. Przeklęty czas gnał jak oszalały.

Trzy minuty.

Alina uznała, że nie ma już nic do stracenia. Torowała sobie drogę łokciami, bezlitośnie przeciskając się między ludźmi. Do rynku miała może dwieście metrów, ale przy takim tłumie…

– Ratunku!

Chłopak, niewiele młodszy od Aliny, usiłował wydostać się spod przewróconego słupa. Co za łamaga, pomyślała dziewczyna, ale ruszyła na pomoc.

– Na trzy! – wrzasnęła, z trudem przekrzykując wrzawę. – Raz, dwa…

Słup był cięższy, niż jej się wydawało, ale chłopak miał sprawne ręce i z całej siły popchnął przeszkodę. Unieśli słup tylko odrobinę, jednak nastolatek zdołał się wyczołgać.

– Możesz chodzić?

Kiwnął głową.

– Chyba tak… nie uderzyło mnie mocno…

Z trudem wstał.

– Dziękuję…

– Podziękujesz mi inaczej! Musimy biec na rynek!

Alina przeklinała w duchu własną wspaniałomyślność. Chłopak kuśtykał i poważnie ją spowolnił. Ale z drugiej strony, taka okazja zdarza się tylko raz w życiu.

Pociągnęła go z całej siły.

– Auuua!

– Biegiem!

Sytuacja pogarszała się. Mieli niespełna dwie minuty, a ludzie nadciągali ze wszystkich stron. Alina, na nic już nie zważając, odepchnęła jakieś dziecko, które stanęło jej na drodze. Usłyszała jego płacz, do którego dołączył kobiecy pisk. Walka z tłumem była nierówna, zwłaszcza, że wszyscy usiłowali wydostać się z miasta. Alina dziękowała Bogu za długie godziny spędzone na siłowni.

– Już… prawie…

Wydostali się z uliczki. Rynek wyglądał fatalnie, dwie kamienice płonęły, jedna zupełnie się zawaliła. Alina rozejrzała się. Tutaj nie było aż tak tłoczno.

Wyciągnęła telefon. Minuta po dwudziestej!

Spróbowała połączyć się z siecią wi-fi. Boże, cztery kreski zasięgu! Najchętniej wrzeszczałaby ze szczęścia.

Ustawiła przednią kamerę, wyregulowała obraz. Płonące kamienice dawały całkiem niezłe, klimatyczne oświetlenie. Starała się uchwycić je w kadrze.

– Witajcie w transmisji na żywo! – krzyknęła. – Musicie wybaczyć mi małe spóźnienie, ale sytuacja trochę się skomplikowała.

Zatoczyła ręką łuk.

– Jak widzicie, mamy koniec świata! Ze mną jest chłopak… jak ci na imię? Tomek. Jest ze mną Tomek, któremu pomogłam wydostać się spod gruzów. Biedaczek, mam nadzieję, że… eee… że już wszystko będzie dobrze. Naraziłam się, by mu pomóc. Mam nadzieję, że weźmiecie ze mnie przykład. Nie chcę się chwalić, ale sytuacja była naprawdę groźna. Musimy sobie pomagać, kochani! Zachowujmy się tak, by przyszłe pokolenia były z nas dumne!

Koniec

Komentarze

Kolejna apokalipsa zaliczona dzisiaj. Ta króciutka, ale z pomysłem. Podoba mi się.

Unfallu, dziękuję. :)

Oj, dzieje się w tym opowiadaniu, dzieje. Tylko ten chłopak przywalony słupem, może jednak nie aż taki łamaga, skoro im dwojgu trudno było unieść ciężar. Jak dobrze, że kobiety też chodzą na siłownię. Wtedy i koniec świata niestraszny.

Wiesz, Rossa, fajnie to napisałaś. Mnie się podobało. 

Udanego niedzielnego spaceru życzę:)

 

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

Fajnie, że się podobało, Corneliusie. 

Dziać się miało, bo “leniwe” scenki niezbyt pasują mi do apokalipsy. Z drugiej strony, na tym portalu przeczytałam kiedyś świetne opowiadanie Joseheim “Selekcja naturalna”, które opierało się właśnie na apokalipsie subtelnej i niespiesznej. Jeśli będziesz miał czas, bardzo polecam. :) 

Spodobało mi się. Sprawnie napisane i dobre zakończenie :) 

A walka z tłumem szczególnie trafiła do mojej wyobraźni. W sumie taki krótki tekst, a jak to zauważył Cornelius, tak wiele się w nim dzieje.

Moim zdaniem kliczek się należy.

 

Pozdrawiam serdecznie i gratuluję publikacji w Szortalu.

Dziękuję bardzo, Katiu. :)

 

Rozumiem gorzką ironię tekstu. Rozumiem satyrę na współczesność. Social media, wszechobecne smartphony, relacje zewsząd i wszystkiego, nawet z wizyty w WC. Skojarzył mi się rysunek satyryczny przedstawiający jak wyglądałoby zatonięcie “Titanica”​ obecnie. Twój szort mi go przypomniał swoim pomysłem.

Rozumiem też, że bohaterka jest skończoną idiotką. Bo skoro koniec świata to o jakich przyszłych pokoleniach mowa w jej relacji?

Z uwag technicznych. Kilka akapitów zaczynasz od imienia Alina. Na początku idzie tak jeden za drugim. Troszkę szarpane zdania służące opisom otoczenia z jednej strony mają rację bytu ze względu na dynamikę akcji, ale troszkę spłycają nastrój zagrożenia. Poza tym ta trzecia minuta od końca wydała mi się niesamowicie długa. Były trzy minuty, akcja z chłopakiem, rozmowa, potem zostały dwie minuty. No i dlaczego relacja z końca świata prowadzona przez telefon musiała zacząć sie dokładnie o wyznaczonej porze? Apokalipsa już przecież trwała.

Poza tym napisane sprawnie, pomysłowo i na pewno jest to udany szort.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję za opinię, Mr.marasie. :) Ano istotnie, bohaterka do geniuszy raczej się nie zalicza. Nastanie apokalipsy jeszcze do niej nie dotarło, podobnie jak jej konsekwencje. Stąd uwaga o przyszłych pokoleniach. Pisząc ten tekst miałam ambitny i chyba dość karkołomny pomysł, by pokazać jak w obecnych czasach postrzegany jest “koniec” – bardziej jako coś chwilowego, niż definitywnego. 

Jeśli chodzi o transmisję o wyznaczonej godzinie… Mea culpa, nie zasygnalizowałam w tekście, że bohaterka po prostu zaplanowała przeprowadzenie relacji w konkretnym czasie i chciała zrobić wszystko, by to postanowienie zrealizować. 

Dziękuję za cenne uwagi techniczne. Rzeczywiście, rozpędziłam się z tą Aliną… 

Fajnie, że uważasz, że to udany szort. :)

No nie wiem. Z jednej strony całkiem sprawnie (i wartko) to przedstawiłaś, z drugiej – tak krótkie tekściki Count czyta na wstrzymanym oddechu, czekając na jakieś BUM!, coś niezwykłego… Tu tego zabrakło :/

Idea, która Ci przyświecała, interesująca, choć nie jestem do końca przekonany, czy tak by wyglądała rzeczywistość… Wyobrażam sobie zupełną anarchię – reporterka raczej zrezygnowałaby przy takich wieściach ze swojej pracy. Ale może się mylę, a Ty masz rację, trudno powiedzieć ;)

Na plus z pewnością warsztat i ta dziewczyna – lubię takie, które chodzą na siłownię ;D

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Count, szkoda, że brakło Ci jakiegoś BUM!, ale fajnie, że chociaż pomysł się spodobał. ;)

Dziękuję za przeczytanie. :)

Sympatyczne :)

 

Zatoczyła ręką łuk.

– Jak widzicie, mamy koniec świata!

Uśmiałem się :D

Witam, ciekawe i dobrze zrobione (nie tak jak moja własność :P), ale przeczytałem tylko płynnie z zaciekawieniem co dalej i w sumie tyle, może dlatego, że to nie do końca moje klimaty, tekst nie wywołał innego odczucie, a po tytule spodziewałem się troszeczkę więcej.

Sprawnie napisany, ciekawy szorciak.

Motyw zarejestrowania końca świata dla przyszłych pokoleń, być może nie jest logiczny, zwłaszcza patrząc na tytuł, ale wydaje mi się, że te “końce świata” zdarzają się dość często i zawsze są później jakieś “następne pokolenia”.

Na przykład w tym roku koniec świata będzie 24 czerwca. Żebym tylko nie zapomniała tego zarejestrować. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Tak, no dwa apokaliptyczne teksty w jeden wieczór… Czyżby to jakiś znak?

Rozumiem satyrę, zgadzam się, że bohaterka musi być skończoną idiotką… Zgadzam się z Countem, że zabrakło większego BUM!

Ot, tekst do przeczytania, któremu nic szczególnie nie dolega, który jest owocem ciekawego na pewno pomysłu, zrealizowanego sprawnie, ale który jednak nie daje pełnej satysfakcji, cierpiąc na brak  porządnego twista. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Zastanawiałam się, dlaczego Alina tak pędzi, dokąd tak gna, ale choć to króciutki tekścik, wszystko się wyjaśniło i nawet rozśmieszyło. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezłe. Tekst to typowa satyra, z przerysowaną do granic możliwości puentą przeczącą logice, ale wbijającą przekazywane zdanie z subtelnością młotka. Czytało mi się nieźle, zakończenie na swój sposób zaskoczyło. Daję klika, bo tek napisany jest także porządnie.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Tak, jak pisze Count. Niby wszystko cacy, wartko i sprawnie, a jednak czegoś zabrakło. Jakiegoś BUM.(Aha, no i też lubię dziewczyny, chodzące na siłownię ;-)) 

Z jednej strony nigdy nie uważałem, że tłist i wielkie BUM to jakiś must be, ale z drugiej, są teksty, w których czegoś takiego właśnie się oczekuje. Twój do nich należy. Dobry, obrazowy, jasny przekaz. Ale zakończenie wywołało jedynie wzruszenie ramion. Może, jeśli zaczyna się szorta od końca świata, trzeba naprawdę mocnej puenty, żeby wszystko zagrało… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A mnie się spodobało, buma nie zabrakło.

Nawet dowcip mi się skojarzył.

Sympatyczne, a bohaterka głupia, ale jakoś śmieszna, a nie irytująca.

Widać, że tekst dopieszczony.

Babska logika rządzi!

Bardzo fajny tekst. Końców świata było już tak wiele, więc bez porządnego twistu opowiadanie by przepadło w moich oczach. A tu proszę, nie tylko twist, ale jeszcze mocna krytyka współczesności!

Ślę pozdrowienia!

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna. ;) 

Zgadzam się, że trochę brakuję twistu na koniec. 

Dziękuję za poświęcony czas i kliki. Biblioteka zawsze cieszy :) 

Ciekawy pomysł na przekaz, ale szort nie zrobił na mnie większego wrażenia. Może dlatego, że z tym problemem spotykam się codziennie, chociażby w szkole. Ale sam ironiczny wydźwięk tekstu na plus :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Napisane dość sprawnie i prosto. Końcówka zaś mnie rozśmieszyła :D

 

Słup był cięższy, niż jej się wydawało, ale chłopak miał sprawne ręce i z całej siły popchnął przeszkodę. Unieśli słup tylko odrobinę, jednak nastolatek zdołał się wyczołgać. – W tych zdaniach coś mi zgrzyta oraz powtórzenie słowa “słup” też. Ale to tylko moje zdanie ;)

Kiedyś dostanę Nobla.

Soku, chyba Cię nie pocieszę, kiedy Ci powiem, że na studiach ludzie pod tym względem są jeszcze gorsi. :D

Borowiku, fajnie, że rozbawiłam. Jeszcze zastanowię się co zrobię z tym słupem, ale dziękuję za wskazanie. :)

Humor w krzywym zwierciadle. Szort ma dobre tempo i nawet jest napięcie. :) Wolałbym tylko więcej niż dwie płonące kamienice. Jak już koniec świata, to z rozmachem. ;)

Dzięki, Darconie. Grunt, że płonęły klimatycznie. ;) 

Całkiem fajne ;) Czy nazwą nawiązywałaś do wiersza Czesława Miłosza “Piosenka o końcu świata’? Sama też miałam podobny pomysł i swego czasu napisałam opowiadanie nawiązujące do tego wiersza. 

Właśnie zauważyłam, że napisałaś w przedmowie, że zaczerpnęłaś z Miłosza. Więc nie było pytania xD

Chyba wyjdę na marudę… A dlaczego ona pchała się na rynek? Z opisu mi wyszło, że lepsze dantejskie sceny działy się po drodze. No i ratowanie chłopaka bez relacji na żywo, z odłożoną komórką… 

Przyznaję, że w pierwszej chwili nie załapałam, o co chodzi, bo skoro koniec świata, to jakie kolejne pokolenia. Jednak po chwili dotarło do mnie, o czym tak naprawdę jest ten tekst. Mimo to jednak nie powiem, żeby mnie jakoś poruszył. Napisany ładnie i bardzo zgrabnie, obrazowo, ale jakby czegoś zabrakło. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Fajnie, że się podobało, Koro. :)

Śniąca, marudź ile chcesz, każda uwaga tego typu będzie traktowana jak lekcja, z której postaram się coś wynieść. ;) Alina pchała się na rynek, ponieważ tam działało wi-fi. Troszkę zainspirowałam się tu sytuacją z miasta, w którym mieszkałam przez kilka lat. Jeśli ktoś chciał skorzystać z darmowej sieci, tak naprawdę miał możliwość zrobić to tylko na rynku. Ech, widzę, że próba zawarcia jak najszerszego świata w jak najmniejszej liczbie znaków, średnio mi się udała. Cieszę się, że uważasz, że tekst jest obrazowy. Dziękuję za opinię. :)

Pomysł w porządku, ale oczekiwałem jakiejś mocniejszej puenty i trochę się zawiodłem.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Szkoda, SzyszkowyDziadku, ale dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)

Nowa Fantastyka