- Opowiadanie: Mati - Przepływoczerpacz

Przepływoczerpacz

Cześć! Nazywam się Mateusz Feliks. Jest to moje pierwsze opowiadanie, które zdecydowałem się gdzieś udostępnić. Mam nadzieje, że moje wypociny nie będą dla was zbyt traumatycznym doświadczeniem. Miłego czytania! 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Przepływoczerpacz

Malutki płomyczek lampy oliwnej rozświetlał mrok zamkowej piwnicy. Rzucał się na wszystkie strony, jakby chciał uciec z tego przerażającego miejsca. Niestety, szklane więzienie trzymane przez pomarszczoną dłoń to uniemożliwiało.

 

– Tutaj – wycharczał stary Dominik, podnosząc migoczący ognik nad głowę.

 

Światełko niespodziewanie zgasło. Przerażony kasztelan rozejrzał się na wszystkie strony, w poszukiwaniu dwójki towarzyszy. Zamiast nich dostrzegł parę pomarańczowych ślepi przyglądających mu się z oddali. Chcąc się wycofać, potknął się o leżącego pod nogami trupa. Uderzył głową w kamienną posadzkę, a lampa rozbiła się na tysiące małych kawałków. Obolały, leżący na podłodze zarządca, usłyszał dobiegający z ciemności szorstki głos:

 

– Zabiję cię Elmo. Niech nasza matka mnie przeklnie, ale cię zabiję. Zawsze to samo.

 

– Wiesz, że tego nie kontroluję Horacy – odpowiedział drugi mężczyzna, ten ze świecącymi oczami. – Już formuje – gdy jego źrenice zgasły, w środkowej części pomieszczenia zmaterializowała się kula, przypominająca miniaturowe słońce. 

 

– Na Dominatora! – krzyknął Horacy na widok nieruchomego kasztelana. – Nie mogłeś tego zrobić przed wejściem tutaj! Przecież oczywiste było, że zgasisz ognik! – krzycząc, ukląkł przy starcu. – Wszystko w porządku panie Dominiku?

 

– Yyyyy – zajęczał. – Tak, tak. Chyba nic się nie stało – wstał, zataczając się. Przetarł poranioną głowę. Na ręce została garść krwi i włosów. – Panowie Inkwizytorzy, oto nasze miejsce zbrodni. Lord z rodziną i służbą. Znalazła ich jedna z kucharek, ta sama, co wam to zgłosiła. – opuścił głowę. – Prócz niej, nikt jeszcze o niczym nie wie. 

 

– Fju, fju – zagwizdał mag. – Ale zanim przejdziemy do pracy, to musimy coś uściślić. Inkwizytorem jest tamten brzydal – pokazał palcem na brata. – Ja mu tylko łaskawie pomagam.

 

– Jesteśmy bliźniakami – parsknął Horacy.

 

– Nie musisz mi znowu przypominać, jak szpetna jest moja gęba – Elmo zrobił dwa kroki przed siebie, przyglądając się ośmiu trupom. Wyglądały dokładnie tak, jak przypuszczał:

 

Powyginane od przedśmiertnych konwulsji ciała, wyciągały ręce w błagającym o pomoc geście. Ich nieskazitelnie czyste ubrania, kontrastowały z szarą, popękaną skórą. Oczy i mięśnie ofiar zapadły się w sobie, jakby chciały odsłonić podtrzymujące je kości. Włosy umarlaków zachowały jednak swoją niezmienioną barwę, przez co leżąca na brzuchu kobieta mogłaby zostać pomylona z kimś żywym. 

 

Nigdzie nie było ani jednej kropelki krwi.

 

– Sporo tych falujących ostatnio – stwierdził po wstępnych oględzinach mag. – To już chyba czwarty taki wypadek. Coraz bardziej skłaniam się do teorii, że faktycznie mamy do czynienia z seryjnym ćpunem.

 

– Falujących? Jakich falujących? – zapytał zaniepokojony staruszek.

 

– Przepływoczerpaczy takich jak mój brat, tylko pobierających moc z wody, a nie ognia – wyjaśnił Horacy. – Ich dziedzina jest zakazana – kopnął nogą zwłoki mężczyzny w czerwonym bogatym stroju, przewracając je na drugą stronę. – Ale pomimo tego i tak od czasu do czasu gdzieś wypełzają.

 

Z ręki trupa wypadła mała metalowa kulka. Zaciekawiony Horacy ją podniósł, uważając, by nie przeciąć się o rozbitą butelkę, do której wpadła. 

 

– Raczej rodzą – uściślił Elmo. – Niestety dla falujących, ich wrodzone zdolności są zakazane.

 

Dominik popatrzył krzywo na maga:

– Jak w takim razie można zakazać komuś rodzenia się? Przecież chyba nikt nie ma na to wpływu – dociekał kasztelan.

 

– Jest to tragiczne, ale cóż – westchnął Elmo. – Czerpanie mocy jest uzależniające, szczególnie z wody. Przez to często, niestety, dochodzi do takich wypadków – rozłożył bezradnie ręce, wskazując na zmumifikowanych ludzi – A chcąc uniknąć kolejnych incydentów, ktoś musi… No wiesz.

 

– Zabijacie ich? – kasztelan podniósł rozbitą lampkę oliwną. – Nie da się ich wyleczyć?

 

– Każdy z tych parszywców nosi w sobie plugawą cząsteczkę przedwieczornych – wtrącił Horacy. – Święta księga wyraźnie mówi, co należy robić z takim plugastwem.

 

– Wasza święta księga, ma ponad półtora tysiąca lat – pokręcił głową Elmo – Gdyby kościół pozwolił akademii na prowadzenie badań…

– Zamiast znów filozofować, lepiej byś mi łaskawie pomógł – przerwał bliźniakowi Inkwizytor, podając mu znalezioną kulkę. – Niech pan EKSPERT powie mi czy jest to, co myślę?

 

– A skąd mam wiedzieć, co myślisz? Z mojego doświadczenia, ten proces jest u ciebie rzadkością – naburmuszony przepływoczerpacz wyciągnął ze skórzanej torby podróżnej białą jedwabną chusteczkę oraz malutki kawałek magnetytu, po czym uniósł nad głowę znaleziony przez brata przedmiot.

 

Kula mieniła się w świetle miniaturowego słońca, bez widocznych zmatowień albo przebarwień. Jeśli była wykonana z jednego z czterech metali przepływoaktywnych, nie mogło to być Uranium – które zawsze pokrywała cienka warstwa osadu. Dla pewności Elmo sięgnął po śnieżną tkaninę i przetarł sferę kilka razy – ale materiał utrzymał czystość. 

 

Tak więc pozostawały jeszcze dwie możliwości: srebro oraz platyna. Złoto z oczywistego faktu odpadało. Mag, chcąc upewnić się, że ma do czynienia z metalem szlachetnym – wykonał jeszcze test magnetytu: zgodnie z oczekiwaniami, badany obiekt nie był przyciągany przez kamień.

 

– Jeśli zastanawiałeś się, czy to metal przepływoaktywny, to wydaje mi się, że tak – Elmo oddał bratu kulę i rozejrzał się po miejscu zbrodni.

 

Jego uwagę natychmiast przyciągnęła rozbita butelka wina obok martwego szlachcica. Przy niej, powinny znajdować się jakiekolwiek plamy po trunku. Ich brak wskazywał na to, że naczynie wypełniała wcześniej woda. Łączyło się to z faktem, że akurat przy tym ciele została znaleziona sfera. Jeśli ciecz miała posłużyć jako źródło przepływu – po co w końcu zużywać alkohol. Czysta woda zapewniała najwięcej mocy, a roztwory zmniejszały potencjał energetyczny. 

 

– Kula jest prawdopodobnie z platyny – stwierdził mag. – Jak dla mnie, możemy zakończyć śledztwo. Wydaje mi się, że nasz poszukiwany popełnił przypadkowe spektakularne samobójstwo rozszerzone – pokazał dłonią na pozostałe ciała. – Klasyczna historia. Chcąc zaczerpnąć odrobinę mocy w celu użycia zapisanej formuły – pokazał na metalową sferę – głupiec zachłysnął się przepływem. I tak oto oprócz butelki wysuszył wszystko w zasięgu wzroku.

 

– Tylko co z kulą – zauważył Horacy. – Ktoś ją musiał stworzyć. Nawet jeśli nasz falujący się sam zabił, to musiał skądś ją wytrzasnąć. Platyna jest zakazana. Ten kto wykonał ten heretyczny przedmiot, dopuścił się straszliwej zbrodni przeciwko kościołowi Pana naszego jedynego Dominatora.

 

Była to bardzo celna uwaga. W końcu formuły w metalach mogli zapisywać tylko i wyłącznie stopieni – przy pomocy innego, powiązanego z konkretną dziedziną maga. W wypadku platyny – falującego.

 

– Racja – potwierdził Elmo. – Całe szczęście, kula stanowiła doskonałą poszlakę. W końcu dziedzina falujących wiąże się z materializacją i transmutacją. Musimy dowiedzieć się, co z jej pomocą można tworzyć. Raczej nikt nie trudziłby się zapisywać w kuli podstawowego formowania, które można utworzyć z głowy. Ona musi pozwalać materializować albo transmutować jakiś charakterystyczny przedmiot. 

 

– Cudownie! – na twarzy Inkwizytora pojawił się delikatny uśmiech – Wiesz w takim razie, gdzie musimy się udać? 

 

Mag zrobił wielkie oczy:

– O nie…

 

 

*

 

W Haberloh panował wieczny rozgardiasz. Miasto było węzłem handlowym łączącym Akademię Przepływoczerpaczy ze stolicą – więc zawsze roiło się tu od przyjezdnych z całego Dominium. Gdzie tylko się nie spojrzało, tam stał kupiec starający się przekrzyczeć wszystkich swoich sąsiadów. Informacja o śmierci Lorda tych ziem nie zdążyła jeszcze dotrzeć do opinii publicznej – więc dzień toczył się normalnym rytmem.

 

– Horacy, naprawdę nie chcę tam iść – błagalnie spojrzał na brata Elmo, przeciskając się przez gawiedź. Długie czerwono-pomarańczowe włosy maga falowały na odbijającym się od kamienic wietrze. 

 

– Nie bądź dzieckiem – prychnął Horacy, poprawiając kołnierz skórzanego, czarnego płaszcza – Musimy się dowiedzieć, co potrafi materializować ta kula.

 

– To może wcześniej pójdziemy się czegoś napić?

 

– Mówiłem ci, byś nie był dzieckiem – westchnął inkwizytor i poklepał brata po ramieniu. – Ale dobrze, będę mówił za ciebie.

 

– Tylko mi naprawdę chce się pić. Mam zupełnie sucho w ustach… – zajęczał Elmo.

 

Horacy poczuł, jak sygnafron na jego palcu zaczyna się nagrzewać. Momentalnie dotarło do niego, co się właśnie dzieje…

 

Falujący tu był i wysysał z nich płyny. Inkwizytor natychmiast przekręcił rozgrzaną obręcz pierścienia, przestawiając go na blokowanie przepływu. Chwycił brata za nadgarstek, aby czarna stal dotykała jego skóry.

 

Za późno. 

 

Kolana bliźniaka ugięły się i padł na wybrukowaną drogę.

 

– Wody – zajęczał mag.

 

Horacy nie odpowiedział. Rozglądał się na wszystkie strony, nie puszczając na wpół omdlałego brata. Musi zlokalizować falującego. Ten bezczelny pomiot przedwieczornych nie może znajdować się daleko. By tak szybko kogoś odwodnić, musiał znajdować się nie dalej niż trzy metry od nich.

 

– Gdzie są te twoje jarzące ślepia – wycharczał przez zęby wściekły łowca, dostrzegając nienaturalny blask w tłumie mieszczan.

 

Młody zakapturzony chłopak ze świecącymi na biało oczami, przypatrywał się Inkwizytorowi z otwartymi ustami. Głupiec prawdopodobnie nie miał pojęcia, że próba czerpania przepływu z kogoś odciętego przez Sygnafor, jest jak forsowanie murów miasta za pomocą lagi.

 

– Łapać go! – krzyknął Horacy, pokazując palcem na cel. 

 

Przerażeni ludzie zaczęli rozglądać się dookoła siebie. Niestety, mag zdążył stopić się z gawiedzią i nikt nie wiedział, o kogo chodzi. Inkwizytor chciał rzucić się w pogoń, ale nie mógł. Jeśli puści brata, pierścień odcinający przestanie działać, a zabójca dostanie okazję dokończenia wysysania płynów.

 

– Potłebułe wołdy – skomlenie Elmo przemieniło się w bełkot – Ciemno… Łesk Łemno.

 

Jedyny sposób, w jaki przepływoczerpacz teraz mógł ich teraz zranić, był konwencjonalny. Raczej nie odważy się jednak tego zrobić w tym tłumie. Zresztą, Inkwizytor posiekałby parszywca na kawałki. Każdy wiedział, że członkowie zakonu to najlepsi wojownicy w całym Dominium. 

 

Ale lepiej nie dawać heretykowi okazji do głupich pomysłów:

 

– Odsuńcie się wszyscy! Natychmiast! – zaryczał Horacy, wstając. Chciał mieć przestrzeń, która ochroni go przed skrytobójczym nożem.

 

Przerażona tłuszcza natychmiast posłuchała. Dookoła braci utworzył się prawie metrowy okrąg. Nikt w końcu nie odważy się ignorować słów kogoś, kto jest ubrany jak Inkwizytor. Przerażająca reputacja Łowców Kościoła zawsze działała, pomimo tego, że otaczało ją więcej mitów niż prawd. Horacy nie puszczając nadgarstka brata, przerzucił go przez ramię jak worek ziemniaków. Z trudem zaczął kroczyć przed siebie, a przerażeni obserwatorzy odsuwali się od niego, jak fale uciekające przed płynącym okrętem. 

 

Nie miał dużo czasu. Może Elmo nie stracił przytomności, ale bełkot i ewidentne zaburzenia świadomości sugerowały, że znajdował się na granicy śmierci z odwodnienia. Co gorsza, w tym stanie prawdopodobnie nie można mu doustnie podać wody.

 

“A może można?” – zastanowił się Horacy. Niestety nie pamiętał zbyt dużo z nauk mistrza Gilberta o medycynie poprzepływowej. Wolał nie ryzykować. Najbezpieczniej będzie zanieść chorego do Agnes. I tak tam zmierzali, a ona od razu zorientuje się, co należy zrobić.

 

Dom kobiety nie znajdował się całe szczęście daleko. Wystarczyło przejść dwie przecznice, by zobaczyć porośniętą tysiącem kwiatów kamienicę. Wejście do niej przyozdabiały krzewiaste rzeźby, przedstawiające koty w przeróżnych pozycjach. Inkwizytor zawsze czuł się niezręcznie, gdy tu przebywał. Chwycił za żeliwną kołatkę, która oczywiście była w kształcie kociego pyszczka i zastukał nią trzy raz w drzwi.

 

Nikt nie odpowiedział. Mógł się tego spodziewać.

 

– Agnes! Twój kochaś potrzebuje pomocy! – krzyknął.

 

Cisza.

 

– Agnes, otwieraj te zasrane drzwi!

 

Cisza. Do Horacego podszedł mały rudy kotek, który zaczął się do niego łasić. Mężczyzna chwycił sierściucha za ogon i podniósł nad głowę. Przewieszony przez ramię brat wybełkotał garść niezrozumiałych słów. Wystraszony kot natychmiast zaczął się szarpać i głośno miauczeć.

 

– Agnes! Obiecuję, że odpierdolę sierściuchowi łeb, jeśli tu nie zejdziesz – zaryczał Inkwizytor.

 

– Zostaw Panią Kwiatuszek! – dobiegł stanowczy kobiecy głos zza drzwi. Jesteś wariatem! Jesteś psychopatycznym, okropnym wariatem, który… – przerwała, gdy otwarła wejście.

 

Horacy natychmiast puścił kota. 

 

Przerażająco chuda, pozbawiona jakichkolwiek włosów czarodziejka, westchnęła z przerażenia, zasłaniając usta dłonią:

– Na puszki okruszki! Co się mu stało? – zapiszczała delikatnym głosem, przypatrując się Elmo.

 

– Falujący – warknął Inkwizytor i wpakował się do jej mieszkania. Rzucił brata na stół w salonie, niszcząc przy tym porcelanowy czajniczek. Następnie zasłonił wszystkie różowe zasłony, by upewnić się, że polujący na nich przepływoczerpacz ponownie nie zaatakuje – musiał w końcu widzieć cel, by to zrobić. 

 

– A teraz, jeśli możesz, to dawaj te swoje czary-mary! – rozkazał.

 

– Tak, tak! Poczekaj tutaj. Muszę przynieść odpowiednie formuły i kryształ z energią – poprosiła, wbiegając po schodach na wyższą kondygnację.

 

Wycieńczony Horacy rzucił się w stojący za nim fotel, zupełnie ignorując leżącego na nim kota – jednego z kilkunastu w tym pomieszczeniu. Zwierzak prychnął niezadowolony i uciekł na śnieżnobiałą komodę. Elmo ponownie wyjęczał niezrozumiały zlepek słów.

 

– Wszystko będzie dobrze braciszku. – mężczyzna pochylił się, wpatrując w bliźniaka.

 

Kiedyś wszyscy mówili, że są identyczni, ale pędzący przed siebie jak rozszalały koń, czas to zmienił. Nieustanny kontakt z buzującym przepływem zmienił kruczoczarne włosy leżącego na stole maga na pomarańczowo-czerwone, a lata spędzone w akademii wykształciły w nim zupełnie nową osobowość. Nieco wycofany dzieciak, zmienił się w przepełnionego pewnością siebie młodzieńca.

 

– Już jestem! Już jestem – zapiszczała Agnes, wpadając do salonu. W prawej dłoni trzymała świecący fioletowy kryształ, a w drugiej kulę, bardzo podobną do tej, którą znaleźli przy martwym szlachcicu. Zrobiła głęboki wdech.

 

Kamień stracił blask, oczy przepływoczerpaczki zaświeciły się złotym światłem. Dotknęła twarzy leżącego na stole mężczyzny.

 

– Zaraz dojdziesz do siebie kochany – pocałowała Elmo w czoło, po czym odwróciła się do Horacego. Jej źrenice zgasły. – A ty, jesteś mi winny czajniczek. Jeśli natomiast coś się stało biednej Pani Kwiatuszek to…

 

– Nie gadaj o pchlarzu, tylko co z nim – pokazał na brata. – Wyjdzie z tego?

 

– Phii! Oczywiście, że tak. Całe szczęście, miałam odpowiednią kulę ze srebra. Za kilka minut będzie jak nowo narodzony. 

 

Leżący na stole mężczyzna zajęczał i przewrócił się na bok. Wydawał się spać.

 

– A właśnie – Horacy wyciągnął z kieszeni sferę. – My w sumie w tej sprawie. Mamy na rejonie seryjnego falującego i chcemy wiedzieć jaką formułę w niej przechowuje – spojrzał kobiecie głęboko w oczy – Mam nadzieje, że to nie ty ją stworzyłaś.

 

Agnes chwyciła mały błyszczący przedmiot i oglądnęła ze wszystkich stron:

– Nie tknęłabym się topienia platyny, tak samo, jak nie tknęłabym się kogoś tak obrzydliwego, jak ty – nadąsała się. – A co do tej twojej formuły, powiedz mi złociutki, jak wasz wodny miałby tego używać? – zapytała cierpko.

 

– No normalnie. Przecież to platyna, metal dziedziny falujących. 

 

– Słodziaczku mój kochany, kto Ci nagadał takich głupot – zaśmiała się głośno, by podkreślić szyderstwo. – To srebro, a nie platyna. Oj, głuptaski z was, głuptaski! Mam sprawdzić co to za czar jest w środku?

 

Horacy skinął głową.

 

– To będzie was kosztowało czterdzieści medalików.

 

– Oszalałaś! – postukał się w głowę inkwizytor. – Ostatnio brałaś dwadzieścia! 

 

Kobieta uśmiechnęła się w prawdopodobnie według niej uroczy sposób, ale jej wychudłe policzki i pozbawiona jakichkolwiek włosów głowa, nadały mu groteskowego wyglądu.

 

– Masz! – mężczyzna wygrzebał z sakwy garść medalików i rzucił na stół.

 

– No dobrze – podeszła do komody, z której wyciągnęła kolejny jarzący się kryształ – A teraz przekręć pierścień na wykrywanie… Albo najlepiej go ściągnij. Lepiej nie ryzykować.

 

– Co to, chcesz na mnie sprawdzać to cholerstwo? – oburzył się Horacy.

 

– Nie będę ryzykowała formuły bladych przepływoczerpaczy na sobie. Co, jeśli zaklęcie zawarte w metalu zatrzymuje akcję serca? Nie mam zamiaru umierać.

 

– Hmm – prychnął. – Miejmy nadzieje, że tego nie robi. – przestawił obręcze w Sygnaforze i schował go do kieszeni.

 

Kobieta otwarła skrzynię wypełnioną rupieciami i wygrzebała z niej kajdanki, wyłożone od wewnętrznej strony jedwabną poduszką.

 

– Agnes? Po co to? – Horacy zrobił wielkie oczy.

 

– Złociutki, czary Bladych mogą oddziaływać na każdy aspekt ciała i umysłu. Kto wie, czy nie obudzi się nagle w tobie szalona bestia? Wolę być zabezpieczona – wyjaśniła.

 

– Ale to różowe coś na nich. Po co to? – wyciągnął ręce przed siebie.

 

– By było Ci mięciutko – zacisnęła obręcze na nadgarstkach mężczyzny. Następnie dłonią, w której trzymała kulę, dotknęła szyi Inkwizytora, a drugą rękę zacisnęła na świecącym krysztale, który bardzo szybko zgasł. – Jak coś poczujesz, natychmiast paplaj, co się dzieje. W razie czego postaram się ciebie uratować pysiaczku.

 

Horacy zrobił wdech i zamknął oczy. Wolał nie myśleć o tysiącu negatywnych konsekwencji, które mogły się zaraz wydarzyć. Skupiał się na pozytywach. Formuła mogła w końcu nadać jego ciału jakieś nadnaturalne zdolności…

 

– Tego się nie spodziewałam! – krzyknęła czarodziejka, odsuwając się od obiektu testu. – Patrz! – podała mu lusterko i rozkuła kajdanki.

 

Inkwizytor zacisnął ręce na drewnianej rzeźbionej rączce. Na widok odbicia, głośno westchnął. Jego twarz pokrywał gęsty czarny zarost, brwi stały się krzaczaste, a na zaczynającej już łysieć głowie wyrosła bujna czupryna – dwukrotnie dłuższa, od tej która wcześniej wyrastała z jego głowy. Ze wszystkich rzeczy, które mógł przypuszczać że się wydarzą, chyba najmniej spodziewał się czarodziejskiego golibrody.

 

– No, no – pokiwał głową z aprobatą i wstał. – No to ten tego, biorę brata i idziemy.

 

– Nie poczekacie, aż się wybudzi mój kochany płomyczek ogniczek? – zapiszczała rozczarowana Agnes. – Mam mu tyle do opowiedzenia! Jego ukochany Pan Kosmyczek…

 

– Nie – Horacy przekręcił Sygnafor na blokowanie, po czym przerzucił brata przez ramię.

 

*

 

Elmo pomimo swojej chuderlawej sylwetki, ważył zdecydowanie za dużo. Horacy nie uświadamiał sobie, jak bardzo zmęczył się, targając brata do tej przeklętej wiedźmy – dopóki nie musiał go od niej wynosić. Dodatkowo cały czas dźwigał na swoich ramionach kolczugę ukrytą pod płaszczem – która również miała swoją wagę.

 

– Jesteś najukochańszym braciszkiem pod słońcem – wyszeptał czarodziej. 

 

– Jeszcze jedno takie i tam wracamy – zawarczał z rozbawieniem Inkwizytor. – Od kiedy nie spałeś?

 

– W sumie to od momentu, gdy skończyła wyzwalać czar.

 

– Hehehehe – zaśmiał się rubasznie Horacy – Spryciula, ale tutaj chyba mogę cię postawić. Zaraz mi łapy odpadną. Już raczej nas nie widzi z tego swojego śmiesznego pałacyku. Jakieś sugestie, co powinnyśmy robić dalej?

 

Elmo stanął na własnych nogach i otrzepał krótkie, bordowe szaty. Następnie zaczerpnął odrobinę przepływu, z powoli chowającego się za murami miasta słońca. Jego oczy zaświeciły się pomarańczowym blaskiem. Napełniony mocą organizm, zapewni przed falującym podobną ochronę jak Sygnafor. Nie było to jednak idealne rozwiązanie, ponieważ nieumiejętne utrzymywanie w sobie energii mogło prowadzić do rozerwania maga. 

 

– Hymm – zastanowił się czarodziej – Teoria o tym, że naszym stopionym jest martwy lord, chyba się zdezaktualizowała. Widziałeś twarz falującego? 

 

– Jakiś młodzik, ale nie przyglądałem się.

 

– Ehhhh – westchnął Elmo – A był na wyciągnięcie ręki.

 

– To w takim razie, następnym razem dam cię wyssać – oburzył się Horacy. 

 

– Wolałbym nie. Zresztą, co byś beze mnie zrobił? – mag poklepał brata po ramieniu.

 

– Może przydzieliliby mi kogoś, kto zna się przynajmniej na metalach. Kula okazała się srebrna. Całe twoje teorie psu w dupę – splunął na bruk.

 

– Phhiiii… – przepływoczerpacz uśmiechnął się szeroko. – To nawet lepiej, że nie jest z platyny. 

 

– Jak niby? – parsknął Horacy. – Teraz jeszcze w to całe gówno może być zamieszany jakiś blady. W końcu, z tego co pamiętam, srebro pozwala zapisywać ich formowania.

 

– To najprawdziwsza, niepodważalna prawda – uśmiechnął się szyderczo Elmo. – Ale to, co w niej zapisano, raczej wyklucza niezarejestrowanego bladego.

 

Przepływoczerpacz wypuścił z siebie skumulowany przepływ, nie formując go w żaden konkretny czar. Następnie spojrzał na słońce i ponownie wypełnił się mocą.

 

– Te kule na porost włosów, są bardzo popularne u stopionych – wyjaśnił mag. – Wszystkie im wypadają i często je sobie magicznie przywracają. W wypadku magów legitymizowanych, jest to kwestia estetyczna. Czasem jednak, ktoś chce ukryć swoje talenty – spojrzał w kierunku domu przepływoczerpaczki, która go wyleczyła. – Zresztą, widziałeś, jak wygląda Agnes? Jej też by się to przydało. Niestety, gdy prosiłem ją, aby zrobiła coś z tą okropną łysiną…

 

– Do rzeczy! – westchnął Horacy.

 

– Jak wiadomo, bez pomocy bladego, stopiony nie jest w stanie zrobić formuły ze srebra. Tak samo, jak z platyny, bez pomocy falującego. Ten problem rozwinął rozkwitającą od jakiegoś czasu dziedzinę handlu. Łatwiej w końcu dostarczyć stopionemu odpowiednią kulę niż odpowiedniego utalentowanego. A stopieni są gotowi za nie płacić fortunę, bo bez nich nie mogą formować przepływu.

 

– Czyli uważasz, że kula została po prostu kupiona? 

 

– Albo skradziona – potwierdził Elmo. – Tak czy inaczej, w tym mieście znam tylko jedną osobę, która się zajmuje tym fachem i z chęcią złożę tej kanalii wizytę. 

 

Horacy założył ręce i przyjrzał się z zainteresowaniem bratu:

– Doprawdy? A to czemu?

 

– Napełniałem mu kryształy kwarcowe. Wesz, te małe kamyczki, z których stopieni czerpią moc. Chciał mi wcisnąć zniżki na złote formuły, ale oprócz soczewkowania nie miał nic interesującego: jakieś tylko podstawowe formowania, które spokojnie dam radę tworzyć bez kul. No więc wisi mi teraz sporo medalików. – zabrał głęboki wdech. – Od dwóch lat! Tak czy inaczej, może coś wiedzieć o naszym niezarejestrowanym stopionym, który doprowadzi nas do falującego.

 

*

 

W Haberloh zapanował mrok. Ulice opustoszały, a znużeni strażnicy przechadzali się między budynkami. Zapalający latarnie Światłodawca, pozdrowił mijających go śledczych, za pomocą przyłożenia wskazującego palca między oczy. W końcu zakon Inkwizytorów był zdecydowanie wyżej w hierarchii od tego, do którego należał.

 

Sklep Lenona mieścił się w niewielkiej kamienicy na obrzeżach miasta. Na pierwszy rzut oka, nie odznaczał się niczym szczególnym. Ot standardowy lokal z drewnianym szyldem, przypominający setki innych. Wyróżniał go jednak dochodzący z okien nienaturalny złocisty blask. Oznaczało to, że właściciel, zamiast stosować zwykłe latarenki oliwne, używał napełnionych kryształów. Mało kto mógł sobie na to pozwolić przez ich cenę. Co więcej, jeśli nie trzymano ich w szczelnie zaciemnionym pudełku – po jakimś czasie wytracały przechowywaną w nich energię.

 

– Fju, Fji! Temu to jak widać, się powodzi – zagwizdał Horacy – Nawet lordowie zazwyczaj wolą zwykły ogień.

 

Elmo trzy razy uderzył pięścią w drzwi:

– Lenon kanalio, otwieraj! Tak jak mówiłem, w końcu mam coś, by ci się dobrać do dupska!

 

– Uspokój się, bo nam nie otworzy! – skarcił go brat. – Panie Lenonie, proszę się nie bać! – wykrzyczał, zerkając przez okno. – My tylko porozmawiać!

 

– Zamiast sprzedawać te cholerne kryształy, to sobie nimi świeci. Co za bezczelna kreatura! Wchodzimy tam. – zdenerwowany Elmo pociągnął za klamkę. Drzwi ku jego zaskoczeniu okazały się otwarte. – Na przepływy! – wrzasnął.

 

Wysuszony mężczyzna w śnieżnobiałym Houpelande wisiał przewieszony przez ladę. Jego trupią dłoń, lizał malutki rudy piesek, który na widok intruza zaczął głośno ujadać. Zwierzaczek wydawał się przerażony. Z każdym głośnym szczeknięciem, cofał się kroczek do tyłu. 

 

Horacy wszedł do środka lokalu za bratem. Rozejrzał się w milczeniu po sklepie. Na pierwszy rzut oka, panował tutaj idealny porządek. Błyszczące w gablotach kule zdawały się nieruszone leżeć na swoich miejscach, a kuferek z medalikami stał zamknięty obok trupa. Inkwizytor podszedł do pudełeczka i nim wstrząsnął.

 

– Pełne. Naszego mordercę nie interesowały pieniądze.

 

– Idealnie! To może znajdziemy klucz i zabierzemy moją zaległość? Trup nie będzie protestował – zasugerował Elmo.

 

– Rabowanie zmarłych! – odłożył pudełko Horacy. – Niech Dominator ma nas w swojej opiece!

 

– Ale to nie rabowanie, bo to jest moje. Ten wysuszony bezczelny złodziej wisiał mi…

 

– Cicho! – zrugał bliźniaka. – Nie mam zamiaru o tym słuchać.

 

Szczeniaczek nie przestawał ujadać. Śledczy starali się go ignorować.

 

– Bla, bla bla – przedrzeźnił cicho pod nosem zrzędliwego brata Elmo, po czym wszedł za ladę i wysunął jedną z szuflad, w której powinny znajdować się baterie kwarcowe. Jasny blask natychmiast wypełnił pomieszczenie.

 

– Jeszcze tego brakowało! Kto to widział, by tak przechowywać kryształy! – oburzał się przepływoczerpacz. – Przecież ich przepływ neutralizuje się w ten sposób! Nigdy nie spotkałem kogoś tak niechlujnego! Pozwól mi przynajmniej zabrać…

 

– Nie! – ryknął Horacy.

 

– Dobrze, dobrze! – wycofał się lekko zmieszany mag.

 

– Oglądnij lepiej formuły na wystawie – machnął głową w kierunku gablot Inkwizytor. – Nasz falujący musiał tu czegoś szukać. Ja się zajmę umarlakiem.

 

Przepływoczerpacz pospiesznie podszedł do gabloty i zaczął oglądać ekspozycję, gdy jego brat uklęknął przy zwłokach. Malutki piesek nie przestawał szczekać. Zwierzaczek starał się dostać do pokaźnych rozmiarów uchylonej szafy. Elmo rzucił mu zrezygnowane spojrzenie. 

 

Każda sfera miała obok siebie tabliczkę z dokładnym opisem. Wszystkie posegregowane zostały według dziedzin oraz mieszanin zaklęć. Na samej górze leżały najcenniejsze, wykonane z Uranium. Mogli ich używać tylko stopieni, a wartość każdej z nich pozwalała na zakup małego domostwa. Niżej znajdowały się złote, przechowujące czary buzujących. Natomiast na samym dole mieniły się srebrne.

 

I właśnie tam, Elmo dostrzegł, że przy jednej z tabliczek brakowało kuli.

 

„Porost owłosienia”

 

– Horacy, patrz! – pokazał palcem bratu znalezisko. – Faktycznie brakuje tej, którą znaleźliśmy u lorda.

 

Piesek umilkł.

 

– Tylko dlaczego został zabity z powodu tej formuły, i to jeszcze przez falującego? – Horacy wyciągnął z kieszeni martwego kupca pierścień, składający się z dwóch przekręcanych obręczy. Wyglądał identycznie jak Sygnafor, tylko w przeciwieństwie do niego był biały, a nie czarny. – Co to takiego? – Podał bratu przedmiot.

 

– Ymmm, nie mam pojęcia – przerwał przepływoczerpacz i spojrzał na pieska. – Horacy, patrz!

 

Wysuszony szczeniaczek leżał martwy przed drzwiami szafy. Inkwizytor natychmiast zerwał się na nogi i podszedł do martwego zwierzęcia, rozglądając się na wszystkie strony. Obaj bracia wiedzieli, co to oznacza – poszukiwany stopiony musi gdzieś tutaj być.

 

Nagle drzwi drewnianej przechowalni otwarły się z trzaskiem. Wypadła z nich zakapturzona postać i dźgnęła Horacego szarym, błyszczącym szpikulcem prosto w serce. Agresor zrobił wielkie oczy, gdy broń złamała się o klatkę piersiową mężczyzny. Inkwizytor nie pozostawał dłużny. Wrzasnął i uderzył otwartą dłonią agresora. Ten padł, wypuszczając zniszczoną broń. 

 

– Trzeba było celować w łeb! – zaryczał Inkwizytor i przycisnął but do szyi swojego oponenta, który szarpał się, starając wyrwać, ale z każdym ruchem Horacy mocniej dociskał go do podłogi – Kolczuga dzieciaku.

 

Elmo podniósł kawałek złamanej broni. Była stworzona z przepływoczynnika – kruchego łatwopalnego materiału, który mogli wytwarzać za pomocą formowań falujący. 

 

Zabójca zacharczał, dusząc się pod ciężarem nogi.

 

– Horacy, jak go ukatrupisz, to nic się nie dowiemy. Zresztą, to tylko dzieciak – mag popatrzył na przerażone oczy chłopaka, który nie mógł mieć więcej niż czternastu lat.

 

– Dzieciak, który ma już na swoim koncie dobrych kilka trupów – zwolnił uścisk, ale na odchodne kopnął w nerkę zwijającego się na podłodze maga. Ten zawył z bólu. 

 

– Powiedz nam, ty odpowiadasz za to, co się stało na zamku? – zapytał łagodnym tonem Elmo.

 

– N…n…n… Nie – zająknął się młodociany zabójca. – P…p…proszę. Nie zabijajcie. – skomlał.

 

– A co, biedny Lenon nie prosił o to samo? – splunął na chłopaka Horacy.

 

– To by… by… by… Był wypadek.

 

– Chyba srak-padek. Czyli gówno nie wypadek – Inkwizytor ukląkł przy chłopaku, wyciągając z pochwy swój miecz. – Ilu was jest tutaj? – ryknął, przyciskając klingę do krtani przerażonego chłopaka.

 

– Horacy, weź oddech, uspokój się – Elmo chwycił delikatnie ramię brata, odsuwając go od przepływoczerpacza – A teraz ty młodzieńcze, powiedz nam wszystko, co wiesz.

 

– Ale, ale mnie nie zabijesz? – łzy pociekły mu po policzkach.

 

– Nie. Nie zabiję. Obiecuję – zapewnił łagodnie mag.

 

– Lenon nas oszukał. Dał fałszywy pierścień. Przyszedłem odzyskać. – zająkał się… – To wszystko jego wina! Nie moja! Ja naprawdę nie chciałem nikogo zabić. Naprawdę! – łgał.

 

– Ale czym jest ten pierścień? – dociekał Elmo. 

 

– Miał mi pomóc zapanować nad talentem. Mistrz w końcu wymyślił sposób na to, jak…

 

– Pierdolony kłamca! – Horacy zdzielił chłopaka w twarz tak mocno, że ten zemdlał. – Nie da się panować nad tym plugastwem! 

 

– Horacy! – wrzasnął bliźniak łowcy.

 

– No co? Wymyśla jakieś bajki i bluźni przeciwko doktrynie kościoła. Nie mam zamiaru tego słuchać. Parszywy heretyk! Zabijmy go i po problemie – uniósł miecz nad głowę.

 

– Czekaj – chwycił go Elmo. – Może, zanim go zabijemy, warto zweryfikować to…

 

– Gówno nie zweryfikować. Szukaliśmy falującego i oto jest. Zadanie wykonane. – splunął na falującego.

 

– A co z naszym stopionym, albo jeśli jest więcej wodnych? – Sprawdził puls maga, ten całe szczęście żył. – On może nas do nich zaprowadzić.

 

– Ehhhh – westchnął Inkwizytor – Masz racje. Co proponujesz? Jakieś wymyślne tortury po obudzeniu?

 

– Mam lepszy pomysł.

 

*

 

Zza murów miasta dobiegło wycie wilka, który prawdopodobnie zapuścił się za daleko od swojej sfory. Samotna sowa przeleciała nad dachami strzelistych kamienic, przyglądając się zakapturzonemu chłopakowi. Pędził przed siebie, co chwilę rozglądając się na wszystkie strony.

 

– Jeśli nam zwieje, to na naszą matulę…

 

– Uspokój się – uciszył brata Elmo. – Jest głupi, ale to na naszą korzyść – wychylił się zza zaułka, by upewnić się, że nie stracili celu z oczu. – Zamiast odbijać w jakieś uliczki, po prostu biegnie na złamanie karku.

 

– I tak uważam, że lepiej by go było przesłuchać.

 

– Torturami? Nie mamy czarnokajdan, więc nie zablokujemy mu możliwości czerpania. W każdej chwili mógłby się zabić. Gdybyś ich nie zgubił…

Horacy w odpowiedzi wypadł za budynku i pociągnął brata. Przebiegli do kolejnej zasłony, wozu wypełnionego zbożem. 

 

– Mam ci przypomnieć, dlaczego je zgubiłem? – warknął.

 

– Nie trzeba, dla mnie liczy się tylko fakt…

 

– Ty lepiej patrz – Inkwizytor pokazał na zwodzoną zamkową bramę, w której stała osłonięta przez mrok postać. Uciekający chłopak podbiegł do niej, i wyszeptał zlepek niezrozumiałych słów. Niestety, śledzący ich mężczyźni, nie byli w stanie dostrzec, kim jest nieznajomy. 

 

Całe szczęście, Elmo miał rozwiązanie tego problemu.

 

Wyciągnął z torby jedną z pięciu złotych kół, które posiadał – po czym zaczerpnął odrobinę przepływu z pobliskiej latarni. Formuła miała zapisane w sobie soczewkowanie. Pomimo że jako buzujący nie potrzebował kuli, to niektóre czary dobrze było przechowywać w niej zapisane. Pozwalało to skrócić niektóre formowania przepływu z wielu godzin, do zaledwie kilku sekund.

 

Oczy przepływoczerpacza zaświeciły się pomarańczowym blaskiem, a gdy gasły, przed jego rękami formował się załamujący światło dysk. Ten niematerialny, lewitujący przedmiot, działał podobnie jak luneta. Mag wykorzystał resztę buzującej w organizmie mocy, aby go odpowiednio wypozycjonować. Następnie spojrzał przez iluzję, uważając, by jej nie rozmyć przez przypadkowe dotknięcie.

 

– Horacy, wiesz kto to jest? – wyszeptał zaskoczony Elmo.

 

– No kto?

 

– Kasztelan – odsunął się od dysku i machnął przez niego dłonią. Ten rozmył się w dym, przypominający rozgrzane, falujące powietrze.

 

– Czekaj, czekaj – zdziwił się Inkwizytor. – Ale czy to nie z jego polecenia, prowadzimy to śledztwo?

 

– Tylko, że to nie on znalazł ciała a jakaś służąca – przypomniał brat. – Wiesz, plotki szybko się rozchodzą. Gdyby rozeszły się wieści o tajemniczej śmierci całej lordowskiej rodziny z powodu jakiegoś przepływoczerpacza to…

 

– To i tak byśmy wylądowali na tym zadupiu – dokończył Horacy. – Chciał odsunąć od siebie podejrzenia. W takim razie musimy czym prędzej złożyć mu wizytę. Najlepiej teraz! – wyskoczył zza zasłony, i rzucił się w kierunku bramy. 

 

Elmo chciał chwycić brata i przedyskutować z nim dalszy plan działania, niestety Inkwizytor okazał się na to zbyt szybki. Mag nie miał wyboru. Pokręcił głową i zgasił trzy pobliskie latarnie wypełniając się przepływem. Szykowała się walka z falującym, wspieranym przez stopionego – co oznaczało bardzo duże kłopoty,

 

– Panie Dominiku! – wykrzyczał Inkwizytor. – A cóż to pan tutaj robi o takiej późnej porze? – wskazał na niego mieczem, stając po przeciwległej stronie mostu.

 

Zarządca zamku wyszeptał coś do chłopaka, a ten uciekł w głąb skrytej w mroku twierdzy. Tropiciele nie widzieli sensu w gonieniu go, ponieważ z zamku dało się wydostać tylko przez most.

 

– Panie Horacy… – skinął głową starzec i spojrzał na drugiego Brata – Panie Elmo… Możecie opuścić broń, jestem bezbronny… – zrobił kilka kroków przed siebie. 

 

Mag stanął przy Inkwizytorze:

– Wiemy, że jesteś stopionym.

 

– Hah – zaśmiał się Dominik – Ale nie mam przy sobie żadnych kul. Kryształów również. Na gołe pięści, przewaga jest zdecydowanie po waszej stronie.

 

– To co proponujesz? – parsknął Horacy, zmniejszając dystans do maga. – Wiesz dobrze, że nie możemy cię puścić.

 

– Wiem – Dominik z trudem usiadł na moście, przypatrując się odbijającemu się w tafli fosy księżycowi – Ale możemy porozmawiać. Co miałem zrobić i tak zrobiłem. – z jego nosa pociekła stróżka krwi.

 

Zaciekawiony przepływoczerpacz wyminął brata i klęknął przy starcu – na wszelki wypadek ciągle utrzymując w sobie buzujący przepływ. Zdezorientowany Horacy opuścił miecz, ciągle jednak zachowywał czujność.

 

– Co to jest? – zapytał Elmo i pokazał kasztelanowi biały pierścień. 

 

– Rozwiązanie młodzieńcze.

 

– Rozwiązanie czego? – zazgrzytał zębami Inkwizytor.

 

– Pozwólcie, że coś wam pokażę – sięgnął do płaszcza kasztelan. 

 

Horacy natychmiast spiął mięśnie robiąc wypad do przodu. Klinga spoczęła na gardle starca. Ten jednak zdążył wyciągnąć oprawiony w skórę czarny notes. Elmo zabrał mu go z ręki, po czym wstał i zaczął wertować zawarte w nim notatki.

 

– To… Przecież, to niemożliwe. – zająknął się, nie dowierzając w to, co czyta.

 

– Co niby? – zainteresował się Horacy.

 

– Jesteś pewny, że to prawda? – mag spojrzał z niedowierzaniem na Dominika.

 

– W zupełności. Dokonałem wszystkich niezbędnych badań. Próbki metalu pozyskane w Wittenbergu pozwoliły mi na stworzenie…

 

– Na Dominatora! Elmo! O CO CHODZI!? – uniósł się brat maga.

 

– Młody nie kłamał. Ten stary szaleniec, faktycznie znalazł sposób na uzależnienie falujących. Te badania są przełomowe! Kluczem jest coś, co nazywa białą stalą. Jeśli je pokażemy, może się okazać, że…

 

Niespodziewanie Inkwizytor zamachnął się i zdekapitował starca. Bezwładne ciało wpadło z głośnych chlupotem do wypełnionej wodą fosy.

 

– Coś ty zrobił! – przeraził się Elmo. – Dlaczego? Co…

 

– Nic nie będziemy pokazywali. Dawaj to i idziemy złapać gówniarza – spróbował wyrwać notes, ale brat mocno zacisnął na nim swoje palce, 

 

Mag wyszarpał się i zrobił kilka kroków do tyłu.

– Horacy? 

 

– Te jest herezja. Doktryna kościoła wyraźnie określa falujący przepływ jako ten najbardziej plugawy. Spal to i zapomnijmy o tym. Jeśli przekażemy to Arcy-Hierofantowi, to prawdopodobnie obaj stracimy głowy.

 

– Przecież nie mam zamiaru dostarczać tych odkryć temu capowi – wyjaśnił. – Zabierzmy to bezpośrednio do Akademii. Tutaj są zawarte całe lata badań! Horacy, mamy dowód, że kościół blokując badania Akademii doprowadził do śmierci dziesiątek niewinnych! 

 

Inkwizytor zazgrzytał zębami:

– Elmo, proszę… Podważenie tak istotnego Dogmatu kościoła jest świętokradztwem. Każdy falujący nosi w sobie cząstkę jednego z przedwiecznych. Tych samych którzy odpowiadają za wielkie zniewolenie.

 

– A co jeśli Dogmat jest, hymm… – zastanowił się przez chwilę. – Idiotyczny?

 

– To bez znaczenia? – żachnął się Horacy.

 

– Jak to bez znaczenia?

 

– To, co chcesz zrobić, może doprowadzić do starcia między wiarą a akademią. – wyjaśnił zdecydowanie spokojniejszym tonem. – Wiesz dobrze, jak przez ostatnie lata urosło napięcie. Jest coraz mniej takich par jak my. Jeśli nawet nas nie zabiją za ujawnienie tego, to możemy w ten sposób pogrążyć całe Dominium w wojnie domowej. – Horacy schował miecz do pochwy.

 

– I mamy pozwolić na kolejne lata bezsensownych mordów!? – prawie wykrzyczał Elmo – Jeśli w tej jednej rzeczy kościół się tak bardzo myli, to ile jeszcze jego zasad sprowadza na ten kraj cierpienie? – schował notes Dominika do torby. – Zrobię to, z tobą czy bez.

 

Horacy głośno westchnął i podszedł do brata. 

 

– To dla twojego dobra braciszku – wyszeptał Horacy, po czym uderzył Elmo w twarz tak mocno, że ten natychmiast stracił przytomność.

 

*

 

Elmo obudził się na miękkim posłaniu. Śpiący obok niego kot, natychmiast się poderwał i uciekł z pomieszczenia. Zdezorientowany mag rozejrzał się dookoła. Przez różowe firany, przebijała się łuna wyłaniającego się zza horyzontu słońca. Kolekcja porcelanowych zwierząt w gablocie naprzeciw przyglądała mu się z zaciekawieniem. Zza uchylonych różowych drzwi, dobiegł znajomy, kobiecy krzyk:

 

– Pysiaczku misiaczku! Już idę już idę.

 

Do pomieszczenia wparowała Agnes. Ubrana była w dobrze dopasowaną różową suknię, jeszcze bardziej podkreślającą jej nienaturalnie wychudzone ciało.

 

– Co się dzieje? Gdzie jest Horacy – chwycił się za głowę mag.

 

– Biedny misiaczek! – usiadła na łóżku i pogłaskała Elmo po policzku. – Przyniósł Cię tutaj i rzucił pod mój próg. Cóż za okropny troglodyta! 

 

– Coś mówił? – chwycił się za obolałą głowę.

 

– Mam ci przekazać, byś na niego tutaj grzecznie czekał – pomachała palcem. – Załatwia teraz jakieś swoje okropne sprawy w miejscowym kościele. Podobno złapaliście dwóch nierejestrowanych! 

 

– Agnes, moja torba! – wrzasnął Elmo, przypominając sobie o notatniku.

 

– Tutaj – podała mu ją. Okazało się, że leżała tuż pod łóżkiem.

 

Elmo natychmiast zaczął ją wertować w poszukiwaniu badań Dominika. Niestety, tak jak się domyślał – nie było ich tam. Ubrany w jedwabną piżamę wstał z łóżka i zerknął przez zasłonę. 

 

– Gdzie są moje ubrania? 

 

– Misiaczku pysiaczku! Pięknie, odświeżone i nieśmierdzące czekają na ciebie tam gdzie zawsze. Niczym się nie martw, możesz jeszcze spać. Horacy…

 

Mag odwrócił się do kobiety i spojrzał jej głęboko w oczy:

– Dziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Właśnie z jego powodu, muszę jak najszybciej opuścić miasto – pocałował ją w czoło. – Przeproś go ode mnie i powiedz, że nigdy nie przestanę go kochać.

Koniec

Komentarze

Witaj, Mateuszu, gratuluję debiutu portalowego i to już w dniu rejestracji. ;)

 

Z technicznych spraw – przykładowe sugestie oraz wątpliwości – do przemyślenia:

W wypowiedziach, będących zwrotami, warto przecinkiem oddzielić adresata, np.:

– Wiesz, że tego nie kontroluję (przecinek) Horacy

Wszystko w porządku(przecinek) panie Dominiku?

– Zaraz dojdziesz do siebie (przecinek) kochany

W razie czego postaram się ciebie uratować (przecinek) pysiaczku.

 

Zapis dialogów – do generalnej poprawy. Przykładowo:

– Yyyyy – zajęczał. – Tak, tak. Chyba nic się nie stało – wstał, zataczając się. – wytłuszczona część zaczyna się od tzw. czynności niegębowej, zatem musi ją poprzedzać kropka, a ona sama ma być zapisana wielką literą:

– Yyyyy – zajęczał. – Tak, tak. Chyba nic się nie stało. – Wstał, zataczając się.

 

Inny przykład:

Znalazła ich jedna z kucharek, ta sama, co wam to zgłosiła. – opuścił głowę. – tu z kolei mamy kropkę, lecz po niej jest nowe zdanie pisane błędnie małą literą

 

Inny przykład:

Inkwizytorem jest tamten brzydal – pokazał palcem na brata. – „pokazał” to także czynność niegębowa

 

Tutaj z kolei wypowiedź zlała się z jej opisem:

– Zostaw Panią Kwiatuszek! – dobiegł stanowczy kobiecy głos zza drzwi. Jesteś wariatem! Jesteś psychopatycznym, okropnym wariatem, który… – przerwała, gdy otwarła wejście.

 

A zatem pod kątem zapisu dialogów warto przejrzeć i poprawić całość.

 

Czy celowo każdy akapit przedzielasz pustym wersem?

 

Czasem przecinki są wstawiane niepotrzebnie, np.:

Powyginane od przedśmiertnych konwulsji ciała, wyciągały ręce w błagającym o pomoc geście. Ich nieskazitelnie czyste ubrania, kontrastowały z szarą, popękaną skórą.

– Wasza święta księga, ma ponad półtora tysiąca lat

Przy niej, powinny znajdować się jakiekolwiek plamy po trunku.

A ty, jesteś mi winny czajniczek.

 

Czasem znowu przecinka brakuje, np.:

Jeśli natomiast coś się stało biednej Pani Kwiatuszek (przecinek?) to…

 

 

 

Dziwnie wygląda wyraz, pisany wielkimi literami, który jet… wypowiadany:

Niech pan EKSPERT powie mi czy jest to, co myślę? – przy okazji w tym zdaniu błędna jest składnia

 

– Tylko co z kulą – czy to nie zdanie pytające?

– Gdzie są te twoje jarzące ślepia – i to?

– Słodziaczku mój kochany, kto Ci nagadał takich głupot – i to także?

 

Wyrażenie „a/Akademia” raz piszesz małą, a raz wielką literą – bez ujednolicenia to za każdym razem jest błąd ortograficzny

Podobnie „Kościół” , „Blady/Bladzi” oraz „Inkwizytor”.

 

Jedyny sposób, w jaki przepływoczerpacz teraz mógł ich teraz zranić, był konwencjonalny. – powtórzenie

Obiecuję, że odpierdolę sierściuchowi łeb, jeśli tu nie zejdziesz – zaryczał Inkwizytor. – skoro ryczał, czemu nie ma wykrzyknika?; przy okazji – warto wspomnieć o wulgaryzmach

 

Wszystko będzie dobrze braciszku. – mężczyzna pochylił się, wpatrując w bliźniaka.

 Kiedyś wszyscy mówili, że są identyczni, ale pędzący przed siebie jak rozszalały koń, czas to zmienił. Nieustanny kontakt z buzującym przepływem zmienił kruczoczarne włosy leżącego na stole maga na pomarańczowo-czerwone, a lata spędzone w akademii wykształciły w nim zupełnie nową osobowość. Nieco wycofany dzieciak, zmienił się w przepełnionego pewnością siebie młodzieńca. – w tak krótkim fragmencie sporo powtórzeń

 

Mam nadzieje, że to nie ty ją stworzyłaś. – literówka

Albo najlepiej go ściągnij. Lepiej nie ryzykować. – powtórzenie

Jego twarz pokrywał gęsty czarny zarost, brwi stały się krzaczaste, a na zaczynającej już łysieć głowie wyrosła bujna czupryna – dwukrotnie dłuższa, (ten przecinek o dwa wyrazy dalej) od tej która wcześniej wyrastała z jego głowy.

To w takim razie, następnym razem dam cię wyssać – powtórzenie/styl

Masz racje. – literówka

 

 

A zatem pod kątem językowym trzeba całość dokładnie poprawić, ja reszty usterek już nie wypisuję.

 

Opowiadanie ma ciekawy pomysł na fabułę, nazwy własne, świat fantasy i zależności nim rządzące. Dodatkowym walorem jest humor.

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Dziękuje bardzo za bardzo celene uwagi – niestety wiem, że stylistyka u mnie jeszcze kuleje i staram się z nią walczyć jak mogę. Jeszcze raz dziękuję! 

Mati, tutaj wszyscy, jako amatorzy, popełniamy błędy i staramy się szlifować warsztat, aby usterek było jak najmniej. :) Nie ma ludzi nieomylnych. :) 

I ja dziękuję, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Pomysł interesujący, ale mógłbyś przynajmniej w przedmowie zaznaczyć, że jest to fragment czegoś większego, początek, bo fabuła rodzi wiele pytań i zakończenie właściwie niczego nie kończy. Jak na pierwszy raz, nieźle. Pisz.

Hymn, teoretycznie myślałem czy nie napisać jescze 1/2 opowiadań z Horacym i Elmo – ale bardziej traktowałem to jako opowiadanie z otwartym zakończeniem. Tak czy inaczej dziękuję za przeczytanie i miło mi – że coś się tam spodobało :D

wiem, że stylistyka u mnie jeszcze kuleje i staram się z nią walczyć jak mogę.

Mati, skoro wiesz co u Ciebie kuleje, czemu jeszcze nie poprawiłeś błędów, usterek i źle zapisanych dialogów, które wskazała Bruce? Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

Poprawiając własny tekst także się uczysz, a przy okazji sprawiasz, że kolejni czytelnicy nie będą potykać się na niedoskonałościach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, przepraszam najmocniej :( Od czasu publikacji rzadko tu zaglądałem – praca i wyjazdy zabierają mi ostatnio tony czasu. Jak skończę poprawiać całość to z pewnością to zaktualizuje.

 

PS: Gdyby był ktoś chętny odpłatnie zrobić profesionalną korektę, to w sumie z chęcią bym się z kimś dogadał.

Mati, mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje regulatorzy! 

Bardzo proszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Mati!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Ze spraw technicznych, niepotrzebne są te przerwy między akapitami, tym bardziej że czasami ich nie stosujesz.

Zapis dialogów do poprawy: polecam poradnik fantazmatów.

Interpunkcja do poprawy.

Masz sporo takich rzeczy, jak “yyyyy”, “hymm” – kiepsko to wygląda, szczególnie że czasami rozmijają się z atrybucją dialogową:

– Yyyyy – zajęczał.

– Hmm – prychnął.

“yyyy” to raczej nie jęknięcie, a “hmm” to nie prychnięcie

 

Co do treści, to mam wątpliwości w jednej z końcowych scen – Elmo pobieżnie przegląda notatki i już wie, co w nich jest i jakie są wnioski – dosłownie minutka i oświecenie. Trochę za szybko.

Ogólnie całkiem mi się podobało. Masz styl niewymuszony, dość prosty (to nie wada!), ale też lekki w czytaniu. Uniknąłeś infodumpów, choć musiałeś w tekście sprzedać całkiem sporo informacji o mechanice magii – uważam, że zrobiłeś to całkiem sprawnie, w większości w dialogach.

Humor może nie jest jakiś wyszukany, może nie parskałem śmiechem, ale jest ok – nie przegiąłeś, trafiło do mnie.

Braci mógłbyś lepiej rozróżnić, niż tylko poprzez ich fach. Odniosłem wrażenie, że są w zasadzie identyczni (bliźniacy ;) ), a jednak na końcu zachowują się różnie. Można by te różnice zaznaczyć wcześniej – światopoglądowe, ale też np. w sposobie wypowiedzi.

Czasami mylne były określenia “mag”, “przepływoczerpacz” itd. Wykorzystywałeś je, żeby np. opisać zachowanie Elma, ale trzeba się było tego domyślić, bo na scenie było aż 3 magów. Inkwizytor był unikalny i wtedy zawsze było wiadomo, że chodzi o Horacego.

I na końcu się zawiodłem. Jeśli jest to zamknięte opowiadanie, to końcówka w zasadzie niczego nie kończy. Natomiast jeśli to wstęp do czegoś większego, to powinieneś jednak oznaczyć tekst jako “fragment”, a nie “opowiadanie”. To dość istotne.

Dałbym klika do biblioteki, ale to zakończenie skutecznie do tego zniechęca (fragmenty nie wchodzą do biblioteki).

Uważam mimo wszystko, że to całkiem udany debiut. Ponad 40k znaków to dość sporo – zdecydowanie więcej czytelników znajdziesz publikując tekst do 25k-30k znaków. Im krótsze, tym więcej osób poświęci chwilę, żeby przeczytać i dać feedback. Zachęcam zatem do pisania, ale też czytania i komentowania tekstów innych. Analiza cudzych tekstów to też nauka dla Ciebie, a przy okazji zyskasz czytelników dla swoich dzieł.

 

Pozdrawiam i powodzenia w dalszej pracy twórczej!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej @Krokus! Dzięki za przeczytanie i super feedback.

Tak jak wcześniej osoby pisały – mam tutaj sporo do poprawy od storny stylistycznej (a ciągle nie miałem czasu nanieść korekt :( )

Co do opowiadania, to jest to zamknięta całość, jednak cały czas rozwijam świat przedstawiony. Obecnie piszę książkę i mam ponad 200 stron (licząc, że arkusz wydawniczy to 1700 znaków). To co się dzieje w opowiadaniu, to zamknięta historia i raczej nie planowałem już dalej rozwijać tych bohaterów (15 lat przed wydarzeniami z książki, z innymi bohaterami). Tak naprawdę to skupiam się na moim dłuższym tekście, a to była tylko drobna odskocznia.

 

Zakończenie natomiast chciałem pozostawić otwarte – jednak niestety widzę, że to był błąd – ponieważ nie przypadło komentującym tutaj osobą do gustu :( Kilku moich beta czytelników je chwaliło (przed publikacją tutaj pokazałem to 3 osobą), ale za bardzo przywiązałem się chyba do ich opinii.

 

Jeszcze raz bardzo dziękuje za feedback i przeczytanie – to naprawdę miłe, zobaczyć, że ktoś przez to przebrnął.

 

PS: O co co chodzi z tą biblioteką?

PS2: Jak czytam komentarze to zastanawiam się, czy nie napisać jeszcze 2/3 opowiadań które mogły by stworzyć z tego krótką nowele (coś w stylu duszy cesarza Brandona Sandersona).

 

@Kroksu napisałem również na priv, jeśli to nie problem.

a ciągle nie miałem czasu nanieść korekt :(

tak, do tego zazwyczaj trudno się zabrać ;)

PS: O co co chodzi z tą biblioteką?

Tekst, który publikuje się na portalu ląduje w Poczekalni. Jeśli 5 użytkowników mających prawa do klikania stwierdzi, że jest ono warte Biblioteki, to pojawi się w tejże. Dzięki temu w Bibliotece znajdziesz teksty odsiane od tych hmm… nieco słabszych (albo po prostu z różnych względów nieczytanych).

Podrzucę kilka linków portalowych – możesz poczytać, żeby lepiej się orientować w portalowych zwyczajach i regułach:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

 

A na priv zaraz odpiszę – nie, to nie problem – od tego jest priv ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nowa Fantastyka