
komentarze: 1124, w dziale opowiadań: 895, opowiadania: 423
komentarze: 1124, w dziale opowiadań: 895, opowiadania: 423
bruce, Heskecie, jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!
Cześć, beeeecki!
Nasiono potrzebowała minimum trzech miesięcy, by się rozwijać w mózgu żywego człowieka. Problemem było wyznaczenie odpowiedniego momentu. Śmiertelna choroba przyniosła rozwiązanie. Kiedy doktor tłumaczył, że warto podjąć próbę leczenia, bohater dostrzegł szansę i zaczął kalkulować. Gdyby zdecydował się na trzy miesiące i dobrał odpowiedni do takiego okresu egzemplarz oraz sparametryzowane warunki, to musiałyby to być dokładnie trzy miesiące i ani miesiąca w te lub we w te. Podobnie, gdyby zdecydował się na cztery miesiące, to musiałaby to być dokładnie cztery miesiące. Ale zgadzam się, że dla doktora, który nie znał zamiarów swojego pacjenta, jego wypowiedź mogłaby wydawać się nielogiczna.
Dzięki za miłe słowa i podzielenie się wątpliwościami.
Pozdrawiam!
To taka kompilacja pomysłu na przemieszczanie się dzieci między alternatywnymi rzeczywistościami motywowana przemocą domową z pomysłem zaprezentowanym w Artefakcie.
Może nie arcydzieło, ale Wasza wymiana opinii przypomniała mi o tym filmie.
Widzieliście Efekt Motyla z 2004?
Bohater ucieka przed wojną, niestety cały czas na nią trafia. I, jeśli dobrze zrozumiałem, nie jest to charakterystyczne tylko dla ludzkości. Kim/czym w ogóle on jest? Co dzieje się z właścicielem ciała, które przejmuje? Jest spychany w niebyt?
Ciekawe, przejmujące opowiadanie. Uniwersalne i jednocześnie z komentarzem do naszej rzeczywistości.
Dobijam do biblioteki i pozdrawiam!
Cześć, bruce! Bardzo dziękuję! Jesteś dla mnie zbyt łaskawa.
Przeanalizowałem Twoje sugestie i wątpliwości. Zgadzam się ze wszystkimi. Poprawki naniosłem.
Witaj, Heskecie! Dziękuję za bardzo miłe słowa.
Motywacje mogą być złożone. Ciekawość naukowca, ucieczka od życia w inne życie. Może kiedy zaczynał prace nad nowym gatunkiem, chciał żyć jak najdłużej.
Cześć, GalicyjskiZakapiorze!
Dziękuję za miłe słowa, uwagi i wątpliwości.
Charakter bohatera zmienił się po transgresji. I tak – jego świadomość trochę inaczej wtedy zaczęła działać. Przygotowania do przeniesienia opisuje dokładniej, a potem nabiera dystansu, patrzy na świat bardziej panoramicznie, bez zwracania uwagi na detale. Rozumie, że jest tylko epizodem w życiu planety, więc się nie rozwodzi.
Sam sobie to wybrałem.
To miało nawiązywać do zdania „ludzie ludziom zgotowali ten los”, ale po przemyśleniu uznałem, że poprawię. Byłozę ze wskazanego fragmentu usunąłem, jaki i „lata (!)”.
Przepisany, witaj!
Dziękuję za analizę i podpowiedzi. Jasne, można tę historię opowiedzieć inaczej.
Jak zobaczyłem tytuł, to pomyślałem, że to jakiś dialog z marzanem i jego Australią.
Poczytałem chwilę o próbach wyjaśnienia przyczyn tego dziwacznego zjawiska, które opisałaś. Twoja wersja jest całkiem prawdopodobna.
Pozdrawiam!
I to jest horror!
Czy mnie oczy nie mylą? Wszedłem w opowiadanie Taxi Driver a wyszedłem z Taksówkarza?
Klasyczny horror. Wizyta na cmentarzu w czasie, gdy powinno siedzieć się w domu. Tajemniczy pasażer. Opowieść zwiastująca przyszłe zdarzenia. Potem śmierć, której denat nie zauważa. Do tego zabawnie i lekko napisane z popkulturowymi odniesieniami. Mogłaby by być z tego etiuda filmowa.
Podobało mi się.
Klik. Pozdrawiam!
Polityczne dyskusje wzięte wprost z naszych realiów, choć afiliacje poglądów nie tak znowu oczywiste. A za kurtyną nocne spotkania i intrygi…
Mroczna wizja nieodległej przyszłości z nutką optymizmu. W końcu to ludzie, jeśli wierzyć w nakreślony przez jednego z bohaterów scenariusz, wyrolują samoświadomą AI. Bardzo ciekawa koncepcja ewolucji poglądów religijnych w obliczu rozwoju sztucznej inteligencji.
Czytałem z wielkim zainteresowaniem. Nie zabrakło zabawy słowem, choćby "komkordat", "Demon, który go opętlał". Zmyślny tytuł.
Klik i pozdrawiam!
9 punktów
cezary_cezary: Piekielna asystentka, czyli opisana z przymrużeniem oka rzecz o konieczności zapoznania się z regulaminem przed jego zaakceptowaniem, sporych dawkach przemocy, a także o istocie bycia diabłem – 2
Ambush: Piekło-niebo – 3
MichaelBullfinch: – Sobota bez robota, czyli o rewolucji prawa piekielnego – 1
Przeczytałem jakiś czas temu. Liczyłem punkty do głosowania i zauważyłem ze zdumieniem, że nie zostawiłem komentarza, co niniejszym czynię.
Podobało mi się.
Przesłuchałem sobie na rowerku.
Takim stacjonarnym? Dziewięćdziesiąt kilka minut? Trzymasz formę!
Antek prosi o przejrzenie nagrań nie tylko dlatego, że nie umie obsługiwać nośnika, ale również dlatego, że nie ma odpowiedniego sprzętu. A potem zleca koledze rozeznanie się, do czego służył sprzęt znaleziony w piwnicy. Musiałbym jeszcze raz przeanalizować tekst, bo mogę czegoś nie pamiętać, ale wydaje mi się, że uzasadnieniem mogłoby być jeszcze to, że pewnych spraw się domyślał, ale bał zostać sam z tą prawdą.
GalicyjskiZakapiorze, dzięki za miłe słowa!
Pozdrawiam!
Opowiadanie dość surrealistyczne. Wciągnęło. Ubawiłem się.
Są wulgaryzmy.
To ten wyraz na “k”, który pada w rozmowie pracowników kablówki?
Dobijam, bo fajne.
Zainspirowałeś mnie do przeczytania opowiadania Serce – oskarżycielem.
Doceniam bogactwo świata, warsztat i pomysłowość. Czyta się bardzo dobrze. Trochę mam alergię na słowo “magia”, a u Ciebie pojawią się co rusz.
Zajmująca historia. Bardzo dobrze opowiedziana z dbałością o realia kulturowe i historyczne.
Zaskakujący tytuł.
Zastanawiałem się opowieścią o losach Ratka. Chyba nie kojarzę wypraw łupieżczych Słowian na ziemię egipską.
Z ostatniej części dowiadujemy się, że można poznać czasoprzestrzenną “topografię” tamtego świata. Kacia nie błąka się tylko świadomie podróżuje. Dodatkowo wydaje się, że mimo pozostania w ciele (?) dziecka, stała się dojrzała.
Bardzo dobre opowiadanie. Klik.
Pozdrawiam!
Przeczytałem przed chwilą to, co napisałeś Finkli i mi się rozjaśniło. Wcześniej mniej więcej zrozumiałem tyle:
Dowódca skończył jako jeniec, podczas samolubnej próby okiełznania demona. Brygada, którą do niedawna dowodził ruszyła mu na ratunek. Demon oszukiwał i omamiał, aż główny bohater zabił własnych ludzi. Na domiar złego skończył jako sługa 'ciemności'.
ale wtrącenie
do opowiadania chwile oddechu w postaci 'poezji'.
trochę mi namieszało.
Już wszystko jasne. Dziękuję i pozdrawiam!
Nieźle napisane. Stworzyłeś oryginalny, bogaty świat. Czytałem z wielkim zainteresowaniem. Wyczuwałem ciekawą, ważną historię, ale niestety jej nie zrozumiałem. Możliwe, że czytałem nieuważnie.
Zgadzam się z niektórymi powyższymi zdaniami z komentarzy.
Dorzucę jedną myśl, która mi się nasunęła. Czym jest trucizna z pierwszej części zapisanej kursywą? Prawdą, która niczym jad zatruwa nam życie.
Doklikuję.
Loginie, dzięki za wizytę. Bohater Twojego opowiadania inaczej podchodzi do tych samych sytuacji, jest bardziej wyrozumiały. Pewnie to różnica charakterów, a może wynik wcześniejszych doświadczeń. Do tego wydaje się młodszy o jedno pokolenie.
I ja!
grzelulukasie, cieszy mnie to i proszę bardzo:)
Cześć, JPolsky!
Dzięki za miłe słowa i wskazanie minusów. Faktycznie, planowałem bardziej rozbudowane zakończenie, ale doszedłem do wniosku, że wiele wątków zostawię otwartych.
konkursowy sługa diabła nie występuje tu w sposób bezpośredni
Nie potraktowałeś tego jako zarzutu, ale jednak się odniosę. Zawsze staram się dość ściśle stosować do zasad konkursu (raz mi się nie udało, bo kryterium było dość subiektywne – należało rozbawić jurorów). Jednym z kryteriów tego konkursu było:
Opowiadania muszą zawierać fantastykę.
To zdanie nie miałoby sensu, jeśli dosłownie traktować to:
Pomocnicy szatana, piekielni agenci i wszystko, co współpracuje z siłami diabelskimi.
Skoro dodatkowo zastrzega się, że teksty muszą zawierać fantastykę, to znaczy, że temat można rozumieć również jako pomaganie komuś, kto czyni zło.
W opowiadaniu jest silna sugestia, że Mykol i Goryl w czasach PRL byli agentami bezpieki oddelegowanymi do rozpracowywania środowiska punkrockowego. Aldon to bohater prostolinijny i nie zorientował się, że został wciągnięty w spisek (nawet podpisał jakieś papiery, “Mykol powtarzał, jak to mnie, Aldona Kochanego, pozyskał dla sprawy”). Śmieciu nie był świadomy, ale ostatecznie pomagał w realizacji “szatańskiego planu Mykola”.
to momentami wkrada się nieco chaosu, tak że trzeba się zatrzymać i pomyśleć na ile akcja dzieje się na poważnie, a na ile to tylko wizje głównego bohatera
Narratorem jest Aldon, który sam do końca nie wie co się dzieje i próbuje to rozgryźć. Nie wie, że został zainfekowany i jest po prostu zatruty, a obawia się, że urwał mu się film z powodu jakiś narkotyków, które nieodpowiedzialnie zażył.
I tak całkiem na marginesie, to dodam jeszcze, że 12 małp zostało skompilowane z Planetą małp.
Jeszcze raz dziękuję za wizytę i pozdrawiam!
regulatorzy, dzięki za wyjaśnienie. Już wiem, co miałaś na myśli.
regulatorzy, dzięki za przeczytanie, komentarz i wskazanie usterek. Poprawki naniosłem. Wyrazy z wykrzyknikiem zdecydowałem się umieścić między półpauzami.
Rozumiem, że w stosunku do poprzedniej przygody Aldona nastąpiła pewna poprawa. Pierwsza znużyła, druga tylko “nie porwała”.
Dopytam jeszcze, gdzie dostrzegłaś absurd? O ile w Bez jaj w związku z wymogami tamtego konkursu celowo się nim posługiwałem, to w przypadku tego opowiadania wydawało mi się, że go uniknąłem.
Ha, Tarnino, chętnie przeczytam.
Jak już ktoś tak na serio uwierzy w istnienie diabła i nieśmiertelność duszy, to pewnie zmienia mu się perspektywa. Wtedy wie, że krótkie życie nawet w cierpieniu, jest niczym w porównaniu z wiecznym potępieniem. Wiedza o istnieniu diabła w takim wydaniu daje pewność istnienia alternatywy, więc i śmierć z powodu raka nie jest straszna. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Klasyczna historia przełożona na polskie realia. Opowiadanie wciągnęło, dobrze się czytało.
Pozdrawiam!
Pięknie! Gratuluję!
George’u Hornwoodzie, narrator należy do pokolenia, którego nie uczyli asertywności. Na starość musi nadrabiać.
Finklo, no, nie ma fantastyki. Myślałem, że jak zajrzysz, to się będę tłumaczył tym „Jestem chyba z innej czasoprzestrzeni”, ale wiem, że się na to nie nabierzesz.
Koalo, dzięki za docenienie. To „misiowe” bardzo mnie połechtało.
Jimie, jeszcze raz dzięki.
Piszę rzadko, nie wdaję się za dużo w różne w dyskusje, więc jestem mile zaskoczony, że ktoś może się czegoś po mnie spodziewać lub nie spodziewać.
AS, sztuka uników brzmi trochę jak „sztuka walki bez walki”. Ale tak długo się nie da.
Poza tym to chyba nie o uniki chodzi, tylko o ograniczenia wynikające z wychowania. Na dłuższą metę nieodwzajemnianie grzeczności może frustrować.
Fascynatorze, prawda pewnie leży na dowolnie wybranym boku, ale mam wrażenie, że nigdy pośrodku.
Lepiej późno niż na niby…
Ha, ha, ha, Fascynatorze, ja się spóźniłem tydzień z odpowiedzią, a Ty z reakcją…
Żart świetny i wywołał wesołość.
Dzięki.
AP Anonimem? :)
Też się sobie dziwię.
Taki mały eksperyment. Ciekaw byłem, czy ktoś odgadnie autorstwo. Jedynie Jim spróbował.
Zgadza się! Twoja kolej.
regulatorzy, dziękuję!
Tak! Brawo! Tytuł może kojarzyć się z innym niż horror gatunkiem.
Zabawne i przewrotne. Świecić przykładem publicznie, ale w prywatnej przestrzeni sobie odpuścić. Anioł pewnie przymknąłby oko. Poza tym też miałby coś z życia.
Słownik języka polskiego PWN
wulgarny
1. «ordynarny i nieprzyzwoity»
2. «pozbawiony subtelności, smaku»
3. «nadmiernie uproszczony, spłycony»
Należałoby tutaj przyjżeć się etymologii słowa "wulgarny". O ile mnie pamięć nie myli to pochodna od łacińskiego "vulgris", czyli pospolity.
Leclercu, nie masz co powoływać się na etymologię, ani pouczać innych, jak tu:
“Wziąłem cię za kolejnego akolitę który stara się nawet nie tyle utrzymać co rozprzestrzenić to durne tabu na moim ulubionym forum, w dodatku używając słów których nie rozumie”,
skoro sam się zgrywasz, że na bakier jesteś z polszczyzną.
Hej, Nova, miło mi. Faktycznie, kilka wątków jest otwartych.
Fajnie, że wróciłaś do aktywności na portalu.
Całkiem niezłe SF, ale deserów z antymaterii bym nie próbował. A po całej lekturze i po dowiedzeniu się, co stoi za recepturą, to chyba żadnego wyrobu.
Takie sobie, zważywszy że piszesz o konkretnych osobach. Bez tych imion byłoby OK.
Jeśli dobrze rozumiem, chodzi o to, że bielmo to jest zaburzenie widzenia, rodzaj ślepoty. Tytuł OK.
100 słów bez tytułu.
Ładne i pomysłowe.
Jak by dodać te dwa wyrazy, to liczba znaków się posypie. Ale dałoby radę.
Trzecia podpowiedź. Więcej nie będzie.
Bardzo udana kontynuacja. Napisana porządnie, w tym samym stylu co Dziesiąte pokolenie, ale rzucają nowe światło na tę historię. Klątwa okazała się zwykłą samosprawdzającą się przepowiednią. Innymi słowy głupotą?, brawurą?, życiem na krawędzi?, brakiem instynktu samozachowawczego? Za swoje błędy łatwo obwiniać innych, zły los, czy klątwę.
Dobijam do biblioteki i pozdrawiam!
Koalo, bardzo dziękuję!
Ja też najchętniej sięgam po coś lekkiego i zabawnego. Sam również tak staram się pisać, ale czasem człowiek musi…
To nie jest fantastyka! I co to za Australia bez kangurów i koali?
Ładnie napisane.
Myślę, że kilka tych aluzji wychwyciłem. Dlatego z początku miałem skojarzenia z Thelmą i Louise, ale historia poszła w inną stronę.
Zastanawiałem się, jaki cel wyprawy. Miałem wrażenie, że wizyta u ikonografa jest tylko przystankiem. Od czego uciekały? To się nie wyjaśniło, ale nie ma wielkiego znaczenia. Ładnie opowiedziałaś tę historię.
Dużo przyjemności sprawiło mi pisanie czytanie tego opowiadania.
Kilka drobiazgów:
– Kiedyś wszystko wydawało się się takie intensywne, takie prawdziwe…
Po prostu, wtedy uczucia i… serce -> potrzebny jest przecinek?
Wiatr, nie zatrzymywany przez żadną przeszkodę, -> niezatrzymywany
Fartuch miał poplamiony i dawno nie prany. -> nieprany
Doroteusz widząc jej minę, zaczął wyjaśniać. -> Doroteusz, widząc jej minę, zaczął wyjaśniać.
Nieobecna, spoglądała przez okno na umierający ogród. -> potrzebny jest przecinek?
Pozdrawiam!
OK. To też była wskazówka (”Godziny spędzone na macie w szkolnym klubie zapaśniczym nie poszły na marne”) a także zasygnalizowanie motywów Stefana. Rodzice mają hopla na punkcie osiągnieć dzieci i ciężko znoszą ich porażki (”cała szkoła śmieje się z tego Krzyśka, że dostał lanie od baby”). Stefan był upokarzany przez Andrzeja też na inne sposoby. Mógł być sfrustrowany, jako jedyny rozumiał zagrożenia, które wiążą się z nadchodzącą nową władzą.
Jeszcze jeden kadr:
Witaj, GalicyjskiZakapiorze!
Zabawne, że zwróciłeś uwagę na te dwa zdania. Opowiadanie napisałem już dość dawno temu. Pierwsze zdanie jest dość proste, ale pamiętam, że długo się nad nim zastanawiałem. Ostatecznie wybrałem taką wersję i uznałem, że najlepiej odda to, co chciałem przekazać. Teraz już nie odtworzę sobie dlaczego. Nad tym drugim zdaniem też długo myślałem, ale w tym przypadku chodziło bardziej o to, by dobrze brzmiało. Zgadzam się z Twoją sugestią i zastanowię się nad zmianą.
Domyślam się, że czytałeś inne komentarze i moje odpowiedzi dotyczące tożsamości Katrin i Tomka, więc nie będę powtarzać wszystkich wskazówek, które na ten temat umieściłem. W drugiej części Katrin rozpoznaje samochód taksówkarza i padają słowa o profesjonalnej myjni, które zostają powtórzone w ostatniej części i to miała być główna wskazówka. Spodziewałem się, że zdanie: „Po wielkiej plamie na siedzeniu obok domyśliła się, że samochód nigdy nie był w profesjonalnej myjni” zostanie uznane za trochę sztuczne, bo niby skąd taki wniosek. Samochód był już wiekowy i zanim został zapuszczony, mógł być w myjni wielokrotnie. W ostatniej części ojciec mówi „Po powrocie pojadę do profesjonalnej myjni”. Katrin musiała to zapamiętać i dlatego, gdy wchodziła do taksówki, pada taka fraza. Rozumiem, że czytając (w sumie długie) opowiadanie, może coś takiego umknąć, dlatego umieściłem więcej wskazówek. Zdawałem sobie sprawę, że i tak można było związku między Katrin i Tomkiem nie zauważyć, ale podjąłem to ryzyko świadomie. Chciałem, by ta historia dla czytelnika bez tej wiedzy też się obyła.
Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj, ale z ciekawości zapytam, czy domyśliłeś się po samej lekturze, że Tomek i Katrin to ta sama osoba, czy dowiedziałeś się o tym z komentarzy?
Dziękuję za wizytę. Bardzo mi miło z powodu Twojej opinii o opowiadaniu.
Pozdrawiam!
Ależ to jest dziwaczne. I prawdziwe. Śmieszne i gorzkie.
Dobijam.
PS
Kozakiewicza bym sobie darował.
Krótko, intrygująco, niepokojąco. Fajnie. I te nimfy! I ta mucha! Brrr…
Szarpnij się kiedyś na dłuższą, bardziej rozbudowaną historię.
To pójdę za ciosem i zapytam o film stamtąd.
Lubię japońskie, czy szerzej dalekowschodnie kino, ale za animacjami nie przepadam. Dom z małych kostek trochę odbiega od stylu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w przypadku tamtej kinematografii. Piękna, sentymentalna, prosta historia.
Gratuluję optymizmu, że film zostanie rozpoznany.
"Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów".
Też nie lubię naukawców.
Hmmm. Koalo, a kto jeszcze nie lubi naukowców? Chyba, że to nie jest literówka i są jacyś naukawcy, których należy nie lubić.
Finklo, dzięki za wizytę. Może pyknie następnym razem.
AS, dzięki. Kłaniam się nisko i pozdrawiam!
Miałem skojarzenie z Savonarolą, ale to pewnie błędny trop.
Nie miałem problemów ze zrozumieniem tekstu. Wszystko było jasne. Zaskoczyło mnie po prostu, co się zdarzyło w podziemiach szpitala. Gdybym wcześniej zajrzał do wstępu, to pewnie mógłbym się spodziewać, o jakie klimaty zahaczysz.
Tak, autorko Głowy! Zadajesz.
To ja zapytam o film:
Adam Przechrzta, Antykwariat pod Salamandrą.
Witaj!
Opowiadanie jest porządnie napisane. Zgromadziłeś całą masę różnorakich wątków, które trochę mnie zaskakiwały. A później przeczytałem Twój wstęp, więc się wyjaśniło.
Przeczytałem z wielkim zainteresowaniem.
Drobiazg:
Nie wiem, skąd pomysł, że w mojej celi był Anuszka.
Pozdrawiam!
No, znam, ale nie czytałem.
Jakby co, to ja tego nie napisałem. Chyba.
Ależ, wcale tak tego nie odebrałem! A co to prequela, takie prawa to nie są tanie rzeczy. Nie wiem, czy ich byłoby stać.
Witaj, Robercie!
Filmów o zombie widziałem wiele, a to, co łączy moje opowiadanie z „The Last of Us” to źródło infekcji. W większości filmów albo za wiele nie mówi się, co stoi za epidemią albo domyślnie są to wirusy.
Nazwisko Jimiego poprawiłem.
Dziękuję za wizytę i opinię.
Pozdrawiam!
GOCHAW, bardzo dziękuję za przeczytanie, komentarz i klika.
Pozdrawiam!
Łaaaaaał, Ambush, wielkie dzięki!
bruce, kolejne atrakcje już nie chciały się zmieścić. I tak lekko przekroczyłem limit.
A film, jak gdzieś się pojawia, to zawsze chętnie oglądam, choćby tylko fragment.
MichaelBullfinch, bardzo dziękuję!
Oba teksty reprezentują inne gatunki. Pierwsze opowiadanie o Aldonie, zgodnie z wymogami tamtego konkursu, było napisane w konwencji snu. Tu tego nie ma, ale starałem się zachować podobny styl, charakter bohatera oraz poczucie humoru. Wspomnienie Lej Mi Pół to poniekąd zasługa Outty Sewera. Jak trafi pod to opowiadanie, to mu wspomnę od tym plusiku.
Pozdrawiam!
Witaj, bruce!
Bardzo się cieszę, że humor podszedł. Zastanawiałem się, czy zbytnio nie zbliżam się do granicy dobrego smaku.
Dziękuję i pozdrawiam!
Cześć, chalbarczyk!
Bardzo mi miło, że pamięć o Aldonie nie zginęła. Poprzednio trochę go skrzywdziłem i chciałem mu to wynagrodzić. Niestety znowu wpędziłem go w kłopoty.
Dziękuję i pozdrawiam!
Ładne, plastyczne opisy. Opowiadanie napisane z humorem, ale jednak smutek dominuje. Diabeł nie taki straszny, ludzie gorsi.
Zaskakująca obecność Boruty. Doppelgänger też inaczej mi się kojarzy.
Pozdrawiam!
Mocne. Ta niesympatyczna bohaterka okazała się nie tak zła, a jej paskudne zachowanie miało swoje źródło. Gdyby nie ta dwunastolatka i wspomnienie dzieciństwa, opowiadanie można by uznać za bardzo zabawne.
Pozdrawiam!
Trochę na inne kopyto, niż to, co zwykle czytam od Ciebie. Opowieść o manipulacji, miejskich (miejscowych?) legendach, naiwności. Coś z niczego.
Fajne.
Pozdrawiam!
~~~~~~
A jeśli Cumberbatch sobie dorabia przy kompie – fantastyki nie ma.
A podobno filmów nie oglądasz.
Pozwolę sobie przenieść fragment, który umieściłem w odpowiedzi Tarninie:
Rzecz dzieje się podczas karnawału. Trupa, do której należy Arlekin (nie Marcello) dała zaimprowizowane, nieudane przedstawienie. Publiczność oraz aktorzy nie byli z niego zadowoleni.
Po spektaklu Arlekin wędrował ulicami Wenecji, myśląc między innymi o Colombinie, w której był zakochany.
Rano następnego dnia:
przed wyjściem z domu, Arlekin jak co dzień poszedł do swojej prywatnej garderoby. Nałożył odpowiedni do roli makijaż i wybrał kostium. Poszło mu sprawnie, bo od wielu już lat przedstawiał się jako Marcello, informatyk zatrudniony w wielkiej firmie technologicznej.
W firmie, w której pracował udając Marcella, podczas obiadu rozmawiał ze swoim przyjacielem. Był to
Brighella przebrany za przestraszonego pracownika działu księgowego, Paola.
Pojawiła się też Colombina, udająca Giulliettę. Rozmowa dotyczyła spraw zawodowych, ale można było wyczuć flirt Arlekina i Colombiny.
– Podają tu znakomitą. – Marcello pokazał uniesiony w górę kciuk i o mało nie wyszedł z roli, bo aż go kusiło, by rzucić żartem na temat dania, które przyniosła Giullietta.
– Ja wolę tortellini. Chciałbyś może posmakować mojego pierożka?
Według legendy tortellini ma kształt pępka Wenus. Widać, że oboje rozumieli greps. Arlekin w myślach strofował:
„Och, Colombino, bądźmy profesjonalni”.
Przyjaciele: Arlekin, Brighella oraz Colombina spotkali się po pracy. Rozmawiali o założeniu własnej firmy. Przy realizacji tego przedsięwzięciu czekały na nich przeszkody. Między innymi dobrze zdawali sobie sprawę, że:
Massina, ta bezmaska wersja Dottore, to podły gangster.
Arlekin jednak przedstawił scenariusz, dzięki któremu mogłoby się im udać. Problemem była też inna kwestia. Wszyscy ci bohaterowie związani byli istnieniem teatralnej trupy. Więź była silna, a ze słów Colombiny wydaje się nierozerwalna.
– A co z trupą? – zapytała trzeźwo Colombina.
– Jedno drugiemu nie przeszkadza. Zespół nie musi się przecież rozpaść, bo gdzie jest napisane, że tak jak na scenie, również w tym udawanym życiu naszymi szefami muszą być Pantalone i Dottore.
Przyjaciele byli optymistami. Wierzyli, że tym razem się uda, w przeciwieństwie do poprzednich prób wyrwania się ze schematu. Wcześniej, kiedy Colombina nie była jeszcze wtajemniczona w plan, padły zdania.
Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo. Czemu teraz miałoby być inaczej?
Reakcja na propozycję Brighelli:
– Może w końcu i wy się pobierzcie. Nie mogę już patrzeć, jak do siebie wzdychacie
może być potwierdzeniem tego, że i tym razem się nie uda:
Arlekin i Colombina popatrzyli na siebie zmieszani. Od dawna o tym myśleli, ale każde z nich czekało na ruch drugiej strony. A uczucia maskowali ciągłymi żartami.
– Ja tego chcę. A ty, Colombino?
– Ja również. Ale… – Dziewczyna nagle się zawahała. – Masz na myśli ślub Marcella i Giullietty?
– Taa… Tak, oczywiście. – Arlekin uśmiechnął się gorzko.
Gratuluję! Brawo!
Finklo, ale żeś mnie tą wizytą zaskoczyła!
Hmmm. Fantastyka ledwie muśnięta tym jednym zdaniem o setkach lat.
Ależ skąd. Całe opowiadanie, a nie tylko to jedno zdanie, jest fantastyczne. Toczyłem już ten spór i nie wiem, czy jest sens robić to jeszcze raz.
A niech tam.
Już tytuł sugeruje, że mamy do czynienia z fantastyką. To nawiązanie do słów „grajmy komedię” i tym samym do koncepcji theatrum mundi. Z tym że w opowiadaniu to nie ludzie grają w sztuce reżyserowanej przez los, a postacie z commedii del’arte grają prawdziwych ludzi. To nie jest fantastyka?
Rozgrywka między liberałem a twardogłowym. Koniec końców obaj w służbie systemu. Niezłe political fiction.
Pozdrawiam!
Nieźle napisane. Krótkie. Treściwe. Bohater robi to, co musi bez rozdzierania szat.
Podobało mi się.
Pozdrawiam!
Nie, no, jasne. Zaprzedanie to podpisanie umowy, a realizacja następuję w chwili śmierci.
Generalnie, podobnie jak każdy czytelnik, to ja wiem mniej więcej, jak te sprawy się odbywają. Na kogoś przychodzi czas i dusza idzie tu lub tam. I rozumiem, że wtedy ewentualnie dusza się opiera, a ciało leży sobie martwe (bo choroba, wypadek, starość lub przestępstwo). A miałem wrażenie, że w opowiadaniu zanim ktoś wykitował, to w dość brutalny sposób był nakłaniany do pójścia za asystentką. I Mefistofeles, a teraz i Karolina nie tylko informowali klientów, że są już martwi, ale też przyczyniali się do ich śmierci. Mefistofeles robił to po “ludzku”, a Karolina brutalnie. Czyli, jeśli dobrze rozumiem, śmierć jest tym “idziesz ze mną”, a transfer to zabranie duszy do piekła, czyśćca lub nieba.
Vacter, byłeś blisko, prawie trafiłeś, ale jednak to nie to.
Przyjmijmy, że zrobiliśmy skok w bok wyposzczeni kilkumiesięcznym oczekiwaniem. Czas na powrót do głównego wątku.
Żeby nie przedłużać, Eldil, Twoja kolej.
Dowcipne. Pomysłowe. Świetnie wykonane.
Pozdrawiam!
Chyba nie do końca zrozumiałem, co stało się z Kowalskim. Gdzie miał iść z Karoliną? Zaraz po wizycie Karolina i Krzysztof weszli do beemki, a co z Kowalskim. Zabrali mu duszę, czy coś? Pewnie czytałem nieuważnie i coś mi umknęło.
Masz świetne poczucie humoru. Opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie.
Pozdrawiam!
Zgrabnie napisane. Czyta się bardzo dobrze. Do końca zastanawiałem się, jaką oryginalną końcówkę do tej przecież znanej historii zaproponujesz. Wyszło nieźle.
Coś mi tam zazgrzytało, ale przyjrzałem się ponownie i nie jestem pewien, czy słusznie. Może tylko taki drobiazg:
a podczas ostatniego zdarzenia tylko cudem nikt nie zginął, lub nie odniósł poważnego uszczerbku na zdrowiu
Przecinek chyba zbędny. A poza tym może lepiej:
podczas ostatniego zdarzenia tylko cudem nikt nie zginął ani nawet nie odniósł poważnego uszczerbku na zdrowiu
Rzutem na taśmę przyłączam się do konkursu.
Gratuluję, ale termin został przedłożony do końca maja.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!
Gratuluję!
Eldil, poczekajmy jeszcze z jeden dzień. Jak nikt nie odgadnie, to przejmiesz pałeczkę.
Film jest dość kameralny. Jeśli nie widziałeś, to inne podpowiedzi raczej nic Ci nie dadzą. Na zdjęciu są Paul Mescal i Andrew Scott. Ale skoro prosisz, to masz:
Z takimi aktorami? Żartujesz?
7,2 (27 tys. ocen)
7,3 (71 krytyków)
Siekiera
Wybrałem ten kawałek na Alfę i omegę. Mam to na sumieniu, bo nie zdążyłem z opowiadaniem.
Idzie wojna
Powiem Ci bruce, że pomysł świetny
Fajne zestawienie, namieszałaś w bajkach jak jakiś Rumburak. ;-)
kapitalne :)))
Cudo.
Rewelka
Bardzo zabawne i dodatkowo wierszem – brawo!
Podpisuję się pod wszystkim!