- Opowiadanie: grzejozefowski - Skrzydlaci włóczędzy

Skrzydlaci włóczędzy

Tekst inspirowany opowiadaniem „Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami” autorstwa Gabriela Garcíi Márqueza.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Skrzydlaci włóczędzy

Niektórzy mówili, że nadeszła apokalipsa. Że aniołowie spadają, zepchnięci na Ziemię przez Szatana, albo że uciekają jak szczury z tonącego statku Nieba.

Gdy i mi tak mówili, kręciłem głową i pytałem:

– Naprawdę sądzicie, że apokalipsa nadejdzie tak powoli? Że aniołowie będą pojawiać się latami, jak bezdomni włócząc się po dworcach i na ulicach?

Wtedy oni spoglądali z krytą wyższością i mówili:

– Przecież Pan stworzył świat w siedem dni. Mówi się, że apokalipsa nadejdzie nagle, ale co dla Boga znaczy „nagle”? Niezbadane są, przecież, wyroki boskie.

Wtedy ja zwykłem się uśmiechać i mówić:

– No właśnie: Skąd wiecie, że to, co teraz nadeszło, to apokalipsa?

Mimo wszystko trzeba przyznać, że cała sytuacja nadeszła niespodziewanie.

Zaczęło się przecież w jakimś gospodarstwie, w niewielkiej wiosce. Pewnego dnia znaleziono tam starego człowieka odzianego w łachmany, leżącego na ziemi i niemogącego się podnieść. Człowiek ten był o tyle niezwykły, że do jego pleców przytwierdzona była para wielkich, ubłoconych skrzydeł, sprawiających, że człowiekowi od razu nadano imię „Anioła”.

Od razu też przyciągnął on uwagę całego kraju, a wręcz świata: Od razu do małej wioski zjechało się wielu dziennikarzy, polityków, fotografów, księży, celebrytów, teologów, złodziei, artystów i innych sławnych, lub liczących na sławę figur.

Wszyscy zjeżdżali się z określonymi jasno poglądami oraz celem, jakim z reguły było narzucenie innym swoich poglądów. Rzecz jasna, za pomocą żelaznych argumentów, popartych przykładem znalezionego na podwórzu Anioła.

Tak więc mówiono:

– To upadły anioł zrzucony z Nieba!

– To jakiś włóczęga z doklejonymi skrzydłami!

– To Dobry Duch oślepiony ludzkimi grzechami!

I tak dalej, i tak mówiono, pokazując do kamery usadzonego w kurniku anioła.

Parę razy próbowano nawet go o coś zapytać, przeprowadzić z nim wywiad, lecz on milczał, cały czas, patrząc tylko przed siebie swoimi szarymi oczami.

Gdy miesiąc później spadł drugi, potem trzeci, a potem kolejni i kolejni, reagowano. Mówiono o nich, powtarzając o włóczęgach i apokalipsie, aż w pewnym momencie aniołowie przestali budzić sensację. Zaczęli być czymś codziennym, co, dosłownie, widuje się na ulicach.

Ja sam, od lat, wychodząc z domu, mijam jednego, siedzącego zawsze pod blokiem. Nigdy nie patrzę na niego, a on nie patrzy na mnie, jednak codziennie widzę jego pomięte ubrania, zmierzwione, szare włosy i zniszczone skrzydła. Od lat siedzi on tak przy drzwiach do bloku i od lat sprawia, że mam ochotę podejść do niego i z nim porozmawiać. Nigdy jednak nie mogę się przemóc.

Tego dnia przysięgam sobie, że będzie inaczej. Tego dnia przekręcam klucz w zamku drzwi od kawalerki, zbiegam szybko po schodach, by nie spóźnić się na autobus, i jak co dzień mijam go, wychodząc na zewnątrz.

Nie patrzę na niego, lecz czuję, że nadszedł w końcu czas, by z nim porozmawiać. Że za długo siedzi on już tak przy drzwiach, niezauważony, i że może choć krótka rozmowa będzie w stanie mu pomóc.

– Bo kto ostatnio próbował rozmawiać z aniołem? – gryzie mnie sumienie – Może ci oswoili się już z ludźmi i są w stanie rozmawiać, ale tylko czekają, aż ich ktoś zapyta?

Idąc na przystanek, mijam jednego, szukającego okruszków w koszu. Często go tam widzę, lecz nigdy nie zwracam na niego większej uwagi. Zawsze się spieszę, widząc, że, tak jak teraz, właśnie nadjeżdża autobus.

– Wszędzie ci aniołowie! Wszędzie siedzą, zajmują miejsca… Tylko uważać, by na nich nie wpaść! – słyszę, siedząc już przy oknie.

Uśmiecham się mimo woli, gdyż wiem, że jeden z aniołów codziennie jeździ tym właśnie autobusem. Podejrzewam, że nawet na noc pozwalają mu zostać w środku.

Patrzę przez okno na szare ulice, migające przed oczami. Gdy autobus zwalnia, widzę, jak aniołowie siedzą na chodnikach, czy przystankach. Widzę dzieci bawiące się piórami, widzę ich, stojących i suszących skrzydła po nocnym deszczu, i widzę włóczęgę, przysiadającego się do anioła. Widzę, jak ludzie robią sobie z nimi zdjęcia, zapewne utożsamiając skrzydlatych starców z buntownikami, czy mędrcami. Widzę też, jak ludzie ich przeklinają, patrzą z pogardą, a jak sami aniołowie tylko spoglądają przed siebie szarymi oczami.

W trakcie powrotu do domu cały cykl się powtarza. W końcu staję przed klamką, już wyciągam do niej rękę, jednak przypominam sobie, co sobie przysiągłem.

Wzdycham.

Patrzę na siedzącego przy drzwiach do klatki anioła i widzę, że on patrzy na mnie. Bez emocji, lecz tak, jakby robił to przez cały czas.

– Witaj – mówię i kucam obok niego. Nie odzywa się, lecz podąża za mną wzrokiem.

– Powiedz mi: skąd właściwie pochodzisz? Skąd jesteś? Faktycznie tam z wysoka? – uśmiecham się niemrawo.

– Nic nie mówisz – spuszczam wzrok, gdy on tylko patrzy beznamiętnie – Po prostu nie umiesz mówić, czy nie chcesz? Może cię skrzywdzili? Powiedz, proszę, nie chcę dla ciebie źle.

On tylko patrzy swoim nieprzeniknionym spojrzeniem. W głębi czuję, że zaczynam się niecierpliwić.

– Och, tylko powiedz! Kiwnij, chociaż, głową! – zrywam się na równe nogi. On jedynie podąża wzrokiem.

– Dlaczego wszyscy milczycie? Dlaczego nie możecie powiedzieć cokolwiek? Siedzicie w naszym świecie, siedzicie już kilka lat i nic, ale to nic nie możecie powiedzieć?!

Zaczynam nerwowo chodzić w miejscu, podczas gdy anioł podąża za mną wzrokiem.

– Ilu oczekiwało od was końca świata? Ilu zbawienia? Ilu widziało w was oszustów? Ilu?! Tak ciężko wam poprosić o pomoc? Poprosić o spokój? – staję i spoglądam na niego z wyrzutem. Widzę, że wciąż patrzy na mnie. Złość mi momentalnie mija.

– Och, przepraszam… – znów kucam, chowając twarz w dłoniach – Ja nie chciałem, ale…

Dyskretnie spoglądam na niego, by dostrzec choć cień szyderczego uśmiechu. On cały czas patrzy bez emocji.

– Albo wiesz co? Nie przepraszam cię! Nie jestem nic winień tobie, ani całemu twojemu gatunkowi!

Wstaję, chwytam za klamkę i zatrzaskuję za sobą drzwi. Wiem, że cały czas podążają za mną jego wielkie, szare oczy.

Nazajutrz anioła już tam nie ma.

 

Koniec

Komentarze

Hej, bardzo refleksyjne opowiadanie. Pokazuje jak szybko przyzwyczajamy się do cudów, a media tracą zainteresowanie. :)

Wyszło sympatycznie, choć nie rozumiem końcowej złości narratora i pozostawiłeś nas bez wielu odpowiedzi.  

 

Ze spraw technicznych:

 

Od razu też przyciągnął on uwagę całego kraju, a wręcz świata: Od razu do małej wioski zjechało się wielu dziennikarzy

I tak dalej, i tak mówiono, pokazując do kamery usadzonego w kurniku anioła.

Od lat siedzi on tak przy drzwiach do bloku i od lat sprawia, że

 

Wkradło się trochę powtórzeń. 

 

lecz on milczał, cały czas, patrząc tylko przed siebie swoimi szarymi oczami.

 

Życzę dużo weny i pozdrawiam :) 

Dobry wieczór.

Przeczytałem Twoje opowiadanie, trudno mi jednak wyrazić o nim opinię – nie bardzo wiem, o czym było. Wygląda to bardziej jak urywek czegoś niż opowiadanie jako takie. Nie znam tekstu, na którym się opierasz, ale tutaj w zasadzie nic nie wiem o bohaterze, nie wiem, kim był i czy miał jakieś cele i motywacje; zdaje się, że ktoś uważał jego zdanie za ważne (tak wnioskuję z pierwszej części tekstu), ale potem okazuje się, że nie robi nic szczególnego, mieszka w bloku, jedzie dokądś co dzień autobusem… Zatem przepraszam, ale w sumie nie wiem, o czym jest Twój tekst i co ewentualnie chciałeś nim przekazać.

Od technicznej i stylowej strony tekst jest nieco szorstki. Miejscami masz za dużo przecinków, sugeruję też, byś przyjrzał się zasadom zapisu myśli bohatera i dialogów.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka