Profil użytkownika


komentarze: 96, w dziale opowiadań: 88, opowiadania: 42

Ostatnie sto komentarzy

Lyumi, wątek kobiety jest rzeczywiście najmniej istotnym elementem historii, ale bez niego sto lat istnienia Zamku Cierni wydawało mi się nieco zawieszone w próżni. Pokazuje, że Zamek sam jest cierniem (lub cieniem) w otoczeniu, że nie wprowadza do niego nic dobrego. W dodatku kobieta zostaje niejako “zmielona” przez młyn historii, jest reprezentatywną ofiarą. Czytelnik może się domyślić, że takich ofiar było więcej. Gdyby zginęła przypadkowa kobieta, której czytelnik nie zna, jej śmierć byłaby jedynie elementem tła. Dlaczego przyszła do zamku? Upomnieć się? Skoro wszystko straciła, to zapewne i córkę.

Napiszę Ci dlaczego ja bym usunęła ten fragment. Nie dlatego, żeby wywierać presję, ale dlatego, że zakładam, że nie publikujesz na portalu tylko po to, żeby zbierać komplementy, ale również po to, żeby poznać szczerą opinię na temat tekstu. Daj znać jeśli się mylę i wolałbyś raczej, żebym skupiała się na pozytywach, to następnym razem się poprawię ;-).

 

Po pierwsze, konstrukcja Twojego tekstu wygląda teraz tak:

– ósma wróżka opowiada w pierwszej osobie

– historia kobiety wracającej z targu w trzeciej osobie

– historia księcia w trzeciej osobie

– ósma wróżka opowiada w pierwszej osobie

– ósma wróżka opowiada w pierwszej osobie

– historia księcia (już z królewną) w trzeciej osobie

– historia księcia (już z królewną) w trzeciej osobie

 

Może mam jakieś skrzywienie na tym punkcie, ale mnie w tej konstrukcji historia biednej kobiety kłuje w oczy, taki niepasujący element układanki. 

Oprócz tego miałam poczucie, że kobieta została wprowadzona, a w dalszej części opowiadania zapomniana albo wycięta. Dla mnie wyglądałoby to lepiej, gdyby dostała jeszcze jeden fragment tekstu później. Na przykład jej losy po przebudzeniu zamku. Albo chociaż losy jakiegoś innego wieśniaka, jako taki przerywnik od historii głównych bohaterów, który się pojawia, ale nie jednorazowo tylko jako schemat.

 

Po drugie, jeśli bez tego te sto lat wydawałyby się zawieszone w próżni, można by dodać zdanie albo dwa na ten temat w opowiadaniu wróżki. Mnie osobiście nie wydawałyby się zawieszone w próżni, a nawet jakby, to stuletni sen jest w pewnym sensie zatrzymaniem wszystkiego.

 

Po trzecie, to nie jest nic nowego, że wieśniacy są gwałceni, okradani i mordowani. Twoje opowiadanie jest mroczne, w takich opowiadaniach właśnie taka rola przypada wieśniakom. Nie było to dla mnie nic odkrywczego, raczej opisana oczywistość.

 

Po czwarte, czy właściwie ma znaczenie śmierć kobiety na moście? Królewna już wcześniej była pokazana jako okrutna i bezlitosna, więc to, że kazała zabić jakąś wieśniaczkę drącą się na moście chyba nikogo w tym momencie nie dziwi. Czy śmierć kobiety miała decydujący wpływ na decyzję królewicza? Również wydaje się, że nie, decydujące było raczej zabójstwo jego rodaków, w tym matki i jego rodzeństwa/potomstwa oraz zjedzenie tych ostatnich.

 

Po piąte, jaką unikalną informację w takim razie uzyskujemy z tej historii o biednej kobiecie? Moim zdaniem to, że królewicz lubi dużo obiecywać, a potem tych obietnic nie dotrzymuje. No, bo za pokazanie drogi już właściwie odwdzięczył się kobiecie ciągnąc jej wóz. Mógł ewentualnie dać jej jeszcze jakąś monetę, jeśli byłby hojny, ale to tyle. Raczej nie spodziewałabym się, że jak pokazała mu przy okazji drogę, to coś więcej jej się należy. Więc właściwie dlaczego miałby się jej jeszcze jakoś odwdzięczać? Nie wiem czy taki był Twój zamiar i chciałeś pokazać królewicza w złym świetle. Jeśli tak, to ten fragment faktycznie pełni jakąś rolę, ale wtedy oczekiwałabym, że będzie to miało znaczenie w dalszym tekście, że gdzieś jeszcze znowu wyjdzie to niedotrzymywanie obietnic i będzie istotne.

 

Po szóste, moim zdaniem, znaki, które wykorzystałeś na historię o kobiecie znacznie bardziej przydałyby się w końcówce tekstu. Nie ma to już znaczenia, bo jest po konkursie, więc właściwie możesz dowolnie zmieniać tekst i nie przejmować się limitem, ale dla porządku jeszcze o tym wspomnę.

 

 

Nie zrozum mnie źle, historia kobiety jest ciekawa i fajnie napisana, może mogłaby stanowić część jakiegoś innego opowiadania, gdzie pełniłaby jakąś rolę. Tutaj uważam ją za zbędną. Chociaż mogłaby nie być zbędna, gdyby była częścią bardziej rozbudowanego tekstu, gdzie takich elementów byłoby więcej.

Strasznie się rozpisałam, więc jeszcze raz podkreślę, że nie oczekuję żadnych zmian, a jedynie dodaję moją opinię do przemyślenia.

 

Niedawno w konkursie funtastycznym Ambush zaserwowała opis społeczności, dla której źródłem dochodu jest lokalna “atrakcja” – smoki (Darmowy transport dla latawców). To optymistyczna i baśniowa wersja. Antybajka pokazuje, że nie zawsze jest tak wesoło.

Historia Ambush była faktycznie lekka, przyjemna i baśniowa, ale czy było tam tak wesoło? Turyści byli karmą dla smoków.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

@Jim

Nie znam na tyle angielskiego, ale wydaje mi się, że nie, nie brzmiałaby. Owszem, @Iyumi, jak wspominasz, jest ono używane w grach, filmach czy nawet książkach w tym – czwartym, czy też piątym znaczeniu tego wyrazu, ale wynika to chyba z tego, że nawet dla osoby anglojęzycznej brzmi to dziwnie, a kiepscy twórcy i żałośni scenopisarze na siłę chcą rzecz “udziwnić”, chcą żeby jakaś postać zabrzmiała “uczenie” zamiast mówić normalnie.

To słowo ma wiele znaczeń w języku angielskim, ale to opisywane przez mnie, nie jest jakimś znaczeniem drugiej kategorii, to jedno z jego podstawowych znaczeń.

Definicja ze słownika Cambridge (https://dictionary.cambridge.org/pl/dictionary/english-polish/abomination):

something that you detest because it is unpleasant or wrong

Przykład użycia z tego samego słownika, identyczne użycie jak to w tekście:

They want ownership of the patent so that they can stop anyone else from making chimeras, even ones useful to research, because they consider such organisms to be unnatural abominations.

Szczerze powiedziawszy, ja wcześniej nigdy nie spotkałam się z użyciem słowa abominacja w języku polskim, w języku angielskim widziałam/słyszałam je wielokrotnie i najczęściej było w takim znaczeniu jak powyżej. Może powyższe znaczenie wydaje Ci się dziwne ze względu na Twoje przyzwyczajenia z języka polskiego?

 

1 miejsce (3 punkty) – Dwa koła, wiele goblinów i jeszcze więcej wątpliwości

2 miejsce (2 punkty) – Wymazani poeci

3 miejsce (1 punkt) – Grupa satem

 

Bardzo dobry pomysł na rolę dymu w tekście. Opowiadanie jest interesujące i dobrze się je czyta. W jednym miejscu poczułam się zagubiona. Czytając tekst odniosłam wrażenie, że siostra już nie żyła kiedy Dionizy do niej dotarł, a potem na końcu jest scena, w której jednak żyje i do niego mówi. Może to celowy zabieg, coś źle zrozumiałam albo dusza ulatuje znacznie dłużej niż się spodziewałam ;-).

 

Podobało mi się i czytałam z zainteresowaniem. Fajnie przedstawieni bohaterowie, każdy jest inny i ma swoją rolę. Ciekawy pomysł na wytłumaczenie dlaczego ludzie przestali słyszeć głosy bogów i przodków. Jedyną moją wątpliwość wzbudziło to, że wieszczek Smyk zgodził się kłamać na temat tego, co mówią bogowie. Jakoś spodziewałam się po nim, że traktuje swoją rolę na tyle poważnie, że nigdy nie kłamie w takich kwestiach. No, ale tłumaczę sobie to tym, że po prostu był bardzo mądrym człowiekiem :).

Bardzo interesujące opowiadanie. Spodobało mi się przedstawienie zarazy jako osoby, myślę, że dobrze wyszło i czytałam całość z przyjemnością. Zauroczenie lekarza zarazą wydaje się logiczne, ale zdecydowanie oryginalny jest sposób, w jaki zostało to przedstawione. No i wisienką na torcie była dla mnie końcówka, gdzie zaraza odwzajemnia uczucie :).

Witaj!

Przeczytałam z zainteresowaniem, dobrze zaprezentowana wersja alternatywna znanej bajki. Plus za poduszkę antyodleżynową!

Ja bym wywaliła historię biednej kobiety wracającej z targu. Jest interesująco napisana, ale, moim zdaniem, nie wnosi zbyt wiele do opowiadania. Nie wpływa znacząco na fabułę. Wprowadza na moment nowego bohatera, co wprowadza zamieszanie, a potem już nic się z nią nie dzieje, oprócz tego, że zostaje zabita.

Zastanawiam się też nad motywem ósmej wróżki. Skoro znała przyszłość i wiedziała jak to się skończy, sama chciała zesłać na królewnę śmierć, to dlaczego właściwie się nią opiekowała? Z opowiadania wynika, że gdyby tego nie robiła, to ciernie pożarłyby dziewczynę, czyli stałoby się to czego chciała i co, jak twierdziła, było nieuniknione. Pozwalała cierniom pożerać wielu dobrych ludzi, którzy przychodzili na ratunek, dlaczego przejmowała się by nie pożarły księżniczki i dworzan?

 

Wszechogarniająca miłość, której nigdy nie wcześniej nie czuł, była zbyt silnym przeżyciem.

Tutaj znalazłam nadmiarowe “nie”.

 

Witaj!

Tekst bardzo mi się podobał. Zwykle nie przepadam ze niedopowiedzeniami, ale tutaj tajemniczość Oświeconych świetnie pasuje do tekstu, więc nie stanowiła dla mnie problemu. Chętnie przeczytałabym ciąg dalszy z nadzieją, że wszystko się w końcu wyjaśni :-).

 

Jeśli chodzi o abominację, to dobrze by brzmiała w tekście w języku angielskim. Wydaje mi się, że znaczenie słowa abomination jest właśnie takie, jak użyte w tekście czyli obrzydliwość/paskudztwo. Jest czasem używane w grach (w języku angielskim), może kiedyś dojdzie dodatkowe znaczenie w języku polskim ;-). Właściwie tekst dzieje się w przyszłości, więc może tam już doszło ;-).

 

Witaj!

Opowiadanie bardzo mi się podobało, czytało się lekko i przyjemnie. Lubię czytać o wynalazkach w świecie fantasy, nawet jeśli nie są takie całkiem oryginalne ;-). Jestem pod wrażeniem ile udało Ci się wpleść nawiązań do piosenki :). Niektóre odkryłam dopiero po przeczytaniu komentarzy.

 

Krasnolud jest tu i teraz, a nie kiedy indziej i gdzie indziej!

Super jest to hasło, strasznie przypadło mi do gustu. Takie proste, jak na krasnoluda przystało, a jednocześnie takie głębokie.

 

Jedyny element, który mi trochę nie pasuje w całym opowiadaniu, to kradzież roweru. Znaczy nawet nie sama kradzież, ale fakt, że gobliny oszczędziły śpiącego Damiana. Gobliny, które sobie wyobraziłam, czytając opowiadanie, na pewno poderżnęłyby mu gardło przy okazji.

 

Gratulacje! Podoba mi się okładka :). Chętnie kupię i przeczytam, tylko poczekam na ebooka.

 

Jim

Do mnie Twój świat trafił był jasny i klarowny, ale chętnie bym go poznał ciut lepiej (niekoniecznie w tym utworze już – chyba, że ten świat istnieje tylko dla tego jednego jedynego tekstu).

Cieszę się, że dla Ciebie wszystko było jasne :). Myślę, że ten świat nie musi istnieć tylko w tym utworze. Nawet przeszło mi przez myśl, żeby opisać początki wież albo może jakieś wydarzenia po tych opisanych tutaj. Ale pewnie nie jako następne opowiadanie. Zobaczymy. Przyznam szczerze, że na razie zajmuję się raczej czytaniem i komentowaniem, a i to niezbyt często. Czekam na jakąś magię, która sprawi, że nagle będę miała dużo wolnego czasu :D.

 

Do tego co zgrzyta się odniosę jeszcze jak będę wreszcie miał czas (teraz nie mam niestety) – ale poniekąd to jeden z elementów – ale nie z wyżej wymienionego powodu.

Jakbyś nie znalazł czasu, to się nie przejmuj. I tak jestem Ci bardzo wdzięczna za czas, który już poświęciłeś :). I wcale nie mówię tak, dlatego, że napisałeś mi bardzo miły komentarz!

 

Tarnina

Zawsze jest ten wspaniały nienapisany tekst w przyszłości :)

Ja na razie celuję raczej w przyzwoity :D. W miarę poprawny, spójny i bez większych zgrzytów. Wiesz, tak bardziej “te dziesięć miejscy bym trochę zmieniła” niż “te dwieście jest zdecydowanie do poprawy, a niektóre najlepiej by było całkowicie przepisać” :D. A Ty już czytałaś po becie i po zmianach zasugerowanych przez pozostałych czytających. Dobrze, że nie widziałaś pierwszej wersji! No, może z tym dziesięć to się trochę rozmarzyłam, ale liczę, że uda mi się wykorzystać wiedzę, którą zdobyłam, żeby była jakaś poprawa :).

 

Witaj!

 

Nie spodziewałam się, że jeszcze ktoś tu zajrzy, bardzo miło mi Cię gościć :).

Cieszę się, że spodobały Ci się moje gnomy, chociaż nie ma w nich niczego odkrywczego ani nowego. Zawsze wydawały mi się trochę niedocenianą rasą, a mają przecież taki potencjał! No, ale może dlatego tak uważam, że też jestem gnomem ;-).

 

Skoro o krainach mowa – to Twoje opowiadanie bardzo mi się kojarzy z Sacriversum

Nie czytałam, ale w takim razie dodam do mojej listy i na pewno przeczytam, brzmi interesująco.

 

Mam sporo do pomarudzenia – wiele rzeczy mi się tu jakoś nie klei albo zgrzyta – nie aż tak dużo jednak, by od tego zacząć – a nawet – pomyślałem sobie – by mieć rzeczywiście pretekst do powrotu, te marudzenia sobie zostawię na kiedy indziej.

Czekam w takim razie na to marudzenie, a na razie doceniam Twój miły komentarz, który sprawił mi naprawdę dużą przyjemność :).

Jeśli chodzi o to, co się nie klei i zgrzyta, to chętnie porozmawiam o konkretach, ale już teraz tak ogólnie napiszę moje przemyślenia po opublikowaniu tego tekstu. Już od dawna chciałam napisać jakiś tekst, ale ciągle brakowało mi motywacji. Spodobał mi się temat konkursu Tarniny i pomyślałam, że dostosuje jeden z moich starych pomysłów do wymogów konkursowych i zobaczę co będzie. Ostatecznie okazało się, że niekoniecznie dobrze wybrałam.

Po pierwsze, na pewno łatwiej byłoby mi pracować z krótszym tekstem. To moje pierwsze opowiadanie, więc błędów i niedociągnięć było (pewnie dalej jest) dużo, a czytanie w kółko i poprawianie takiego tekstu zajmuje trochę czasu.

Po drugie, świat, który wymyśliłam jednak wymagałby szerszego opisu, a ze względu na limit konkursowy, ograniczyłam go do minimum. No i wyszło w komentarzach, że nie do wszystkich trafił/był jasny.

Teraz oczywiście mogłabym ten tekst już dowolnie zmienić i rozszerzyć, ale przecież drugi raz nikt go nie przeczyta, więc nawet nie dowiedziałabym się czy jest lepiej. W związku z tym staram się zapamiętywać wszystkie uwagi i mam wielką nadzieję, że uda mi się kiedyś jeszcze znaleźć czas i motywację, żeby napisać kolejny, lepszy tekst :). Myślę, że wtedy przeczytam komentarze jeszcze raz, żeby poprawić te kwestie, które tym razem niekoniecznie wyszły.

Już wspominałam o tym w poprzednich komentarzach, ale jakbyś do nich nie dotarł, to powtarzam ;-). Oczywiście nie jest to żadne usprawiedliwienie, tylko takie moje przemyślenia i bardzo chętnie przyjmę dalszą krytykę. W ostatecznym rozrachunku, bardzo się cieszę, że napisałam i opublikowałam to opowiadanie, tylko tak sobie myślę, że może na początek powinnam była wybrać coś prostszego/krótszego.

 

Tak, tak, cały ja, zamiast przygotowywać się do warsztatów i dyskusji na ŚDF, które współprowadzę, albo choćby się porządnie wyspać (bo prowadzić będę też auto – a to jednak niebezpieczne jeździć niewyspanym – podobny stopień ograniczenia spostrzegania jak po alko) – to co robię?

Liczę, że bezpiecznie dojechałeś na warsztaty i zdążyłeś się przygotować :). Jestem wdzięczna za Twój komentarz, ale nie chciałabym, żeby napisanie go kosztowało Cię zdrowie albo dołożyło Ci stresu na warsztatach. Mam nadzieję, że dobrze wyszły!

 

@Jim

Narrator jest prawie tak naiwny w sprawach niewieścich jak Jim

Współczuję złych doświadczeń. Moim zdaniem takich kobiet jak Herdis jest mało, a przynajmniej taką mam nadzieję. Może to nie naiwność, a pech po prostu.

 

Miałem nadzieję, że albo Rudy się zakocha w uroczej krasnoludce i zerwie zaręczyny, albo Herdis uniesie się honorem po zdradzie narzeczonego – bo czyż taka piękna kobieta może znieść, że ktoś śmiał ją zdradzić ?

To by miało ten plus, że odsłaniałoby wprost naiwność narratora (bo w przeciwnym razie możemy jej domniemywać, owszem, ale nie ma jeszcze postawionej kropki nad i).

Co o tym sądzisz?

Bardzo mi się podoba :). Wszystko jest doprecyzowane i ma sens. Szczególnie, że duma pasuje do elfów.

 

@Jim

Wydaje mi się, że to co opisałeś doskonale pasuje do Rudego. On wierzy, że Herdis się w nim zakochała, co świadczy o jego naiwności, ale jednak nie budzi wątpliwości, bo to właśnie znana i popularna sytuacja. Tego się oczekuje od mężczyzn ;-).

Baler (narrator) stoi z boku, widzi co się dzieje i obmyśla plan. Wykazał się rozsądkiem, więc oczekiwałabym, że plan będzie trochę bardziej przemyślany. No, ale wygląda jakbyśmy się zgadzali, że narrator wykazał się naiwnością. Twierdzisz, że to naiwność typowa dla mężczyzn i być może tak jest, ale wydaje mi się, że nie stoi to w sprzeczności z tym co ja napisałam. Trudno też z tym dyskutować, bo to kwestia opinii, no i doświadczeń. Na pewno temat jest Ci bliższy ze względu na płeć, więc może ja też wykazuje się tu naiwnością oczekując od krasnoluda zbyt zaawansowanych przemyśleń. 

 

Ale narrator mógł jeszcze jedną rzecz mieć na myśli…

że to pan młody nie będzie się chciał żenić :)

Zaznawszy rozkoszy w ramionach pięknej, krasnoludzkiej niewiasty “odkocha” się w elfce i postanowi być wiernym swojemu gatunkowi :)

To jest, moim zdaniem, niezły pomysł. Też naiwny, ale nie tak bardzo i budzi mniej wątpliwości. Natomiast uważam, że w takiej sytuacji należałoby lekko zmodyfikować ten fragment:

Minęło wiele czasu, a ja nadal nie mogłem uwierzyć, że mój banalny w realizacji plan się nie powiódł. Rudy miał zdradzić Herdis na wieczorze kawalerskim z uroczą krasnoludką, którą zamówiłem na tę okazję.

Zamienić “Rudy miał zdradzić Herdis” na przykładowo “Rudy miał zakochać się w uroczej krasnoludce”. Obecna wersja sugeruje, że to jednak zdrada miała być problemem. Oczywiście to tylko moje przemyślenia i nie oczekuję od HollyHell, że będzie takie zmiany wprowadzać. Zakładam, że tak sobie tylko luźno dyskutujemy nad logiką rządzącą krasnoludami i mam nadzieję, że autorka nie odbiera moich wypowiedzi jako krytyki.

 

@Jim

 

niet – drogie dziewczyny, to wcale fabuły nijak nie psuje, bo to, że my coś wiemy nie oznacza wcale, że bohaterowie opowiadania też to wiedzą.

Nigdzie nie napisałam nic o psuciu fabuły, napisałam tylko, że pomysł był bardzo naiwny i moje zdanie podtrzymuję. Może wyraziłam się nieprecyzyjnie, nie chodziło mi o pomysł autorki, tylko narratora. Z tekstu wynika, że krasnolud był przekonany, że Herdis chce wziąć ślub z Rudym tylko ze względu na jego kolekcję klejnotów. Wynika to na przykład z tych fragmentów:

– Czy Rudy posiada jakieś bogactwa? – Spojrzałem na druha, zaskoczony nagłą myślą.

Dupobrodemu zrzedła mina, rozluźnił dłonie.

– Ma chyba największy zbiór klejnotów w całym Ernolth.

Milczeliśmy. Tylko trzask palącej się pochodni przełamywał ciszę.

Termin ślubu zbliżał się nieubłaganie, a nam kończyły się pomysły, jak przemówić Rudemu do rozumu. Uparcie odpierał najprostszy i najbardziej logiczny powód, dla którego Herdis chciała za niego wyjść. Twierdził, że jesteśmy zazdrośni i tyle.

 

Skoro krasnoludy, w tym narrator, nie chcą dopuścić do ślubu, bo uważają, że Herdis robi to tylko po to, żeby przywłaszczyć klejnoty Rudego, to myślenie, że zdrada sprawi, że Herdis jednak zrezygnuje z klejnotów, uważam za naiwne. Oczywiście narrator czy dowolna inna postać może być naiwna albo nawet głupia, tego nie neguję. Chociaż, w tym przypadku, krasnolud był wystarczająco bystry, żeby wymyślić, że nie chodzi o miłość a o bogactwa, ale już nie był na tyle bystry, żeby zauważyć, że zdrada to w sumie nic takiego, jeśli celem ślubu jest kradzież własności.

Istnieje też opcja, że narrator nie przewidział kradzieży, a jedynie, że Herdis chce wziąć ślub, żeby korzystać z bogactw Rudego i to przeszkadzało narratorowi, ale w takim przypadku również uważam myślenie, że zdrada zniechęciłaby elfkę za naiwne. Jeśli w grę nie wchodzi miłość, a wyrachowanie, to zdrada nie stanowi problemu. Narrator musiałby pomyśleć coś w stylu: “Chłopaki, mam plan, elfka na pewno zrezygnuje z bogactw, jeśli się dowie, że nasz brzydki kolega przespał się z inną. No, bo po co jej bogactwa, skoro nie może mieć wierności brzydala, na którym jej w ogóle nie zależy, nie?”. Uważam to za bardzo naiwne myślenie.

Jest jeszcze trzecia opcja, że krasnoludom przeszkadzał ślub bez miłości, ale jakoś nie wyglądają mi na takich romantyków. No i to byłaby w zasadzie sytuacja win-win. Elfka korzysta z bogactw, Rudy z elfki i wszyscy są szczęśliwi.

 

Witaj!

Ciekawy pomysł i niezła realizacja, fajnie wpleciona piosenka. Trochę zbyt obrzydliwe jak na mój gust. No i pomysł, że Herdis zrezygnowałaby ze ślubu po zdradzie, jest, jak mnie, bardzo naiwny. Skoro zależało jej tylko na klejnotach, to zdradę bez mrugnięcia okiem by wybaczyła.

Okropnie chciwe te elfy. Mało im było, że planowały cały skarbiec okraść, jeszcze postanowiły wszystkim sakiewki opróżnić. Nałogowi złodzieje, miałam lepsze zdanie o tej rasie ;-).

 

Dziękuję, Bruce :). Teraz wszystko jasne, okropna kobieta z tej Beaty! Gorsza nawet niż sobie wyobrażałam.

 

Chodziło mi o to, że wygląda jakby Beata poślubiła Michała tylko po to, żeby go zabić. Co mogłoby być zrozumiałe, gdyby chciała odziedziczyć jakiś spadek albo usunąć niewygodną politycznie osobę. Z opowiadania to nie wynika, wygląda jakby chciała go zabić, żeby jej przestępstwa się nie wydały, ale w takim razie mogła nie brać ślubu, zerwać kontakt i problemu by nie było. W tekście jest napisane, że kilka miesięcy po ślubie już zaczęła realizować plan zabicia Michała, ale przecież znacznie łatwiej i bezpiecznie by było po prostu nie brać z nim ślubu.

Myślę, że jest to drobiazg, nieistotny dla historii i nie ma co się nad tym dalej zastanawiać :). Opowiadanie uważam za dobrze i ciekawie poprowadzone. Napisanie, że czytałam z przyjemnością, nie byłoby właściwie, bo temat jest smutny, ale na pewno mnie wciągnęło i zakończenie było dla mnie satysfakcjonujące.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Mój nick już zaczyna się wielką literą, to iyumi, ale już się przyzwyczaiłam, że niektórzy mówią (piszą) do mnie Lyumi. Ślimak Zagłady nawet zauważył, że ta druga wersja mogłaby być lepsza, bo kojarzy się ze światłem :).

Przyznaję, że to bardzo smutne, bo z miejsca rodzi się ważne pytanie – komu w takim razie można dziś zaufać?

Wydaje mi się, że podoba sytuacja jest z fałszywymi oskarżeniami o gwałt. Ludzie chcą chronić ofiarę, ale niestety, czasem okazuje się, że wcale nie jest nią osoba słabsza fizycznie.

Moim zdaniem większości ludzi można zaufać (a przynajmniej w takich poważnych sprawach) i łatwiej się żyje ufając innym i wierząc w ich dobre intencje. Właściwie człowiek nie ufający nikomu byłby bardzo samotny i myślę, że też wcale nie byłby szczęśliwy. Natomiast oczywiście istnieją osoby, które krzywdzą i oszukują innych, chyba trzeba się starać ich unikać i mieć nadzieję, że spotka się ich jak najmniej.

 

Dziękuję za doprecyzowanie fabuły. Podobnie to zrozumiałam, ale faktycznie Patrycja mogła stanowić również ryzyko dla przestępczego procederu Beaty i dlatego tym ważniejsze było pozbycie się jej. Nie do końca tylko zrozumiałam dlaczego Michał musiał zginąć. Czy założenie było takie, że Beata go poślubiła zanim stała się przestępcą, a później przestała kochać i zaczął tylko przeszkadzać?

 

Witaj, Bruce!

 

Opowiadanie mnie wciągnęło i dobrze mi się czytało. Lubię szczęśliwe zakończenia :). Chociaż tutaj miałam wrażenie, że gdyby nie cud (czyli pojawienie się ducha syna), historia nie skończyłaby się tak dobrze. Smutno też czytać, że historia jest oparta na faktach i w rzeczywistości sprawiedliwość jednak nie wygrała :(.

Nie były dla mnie jasne motywy Beaty. Moje wrażenie było takie, że odsunęła Patrycję od syna i wnuczki, żeby się nie domyśliła, że chciała zabić męża. Tylko co jej dało zabicie Michała? Początek sugeruje jakby Beata i jej kochanek mieli dzięki tego osiągnąć jakieś korzyści, ale w opowiadaniu dalej nic o tym nie ma. Czy coś źle zrozumiałam?

Zgodzę się również z osobami komentującymi przede mną, że zakończenie mogłoby zyskać, gdyby zostało bardziej rozwinięte. Rozumiem, że chciałaś, żeby opowiadanie było o historii Patrycji, to wyszło bardzo dobrze, ale przez to ta końcówka wydaje się trochę “pospieszna”. Tak jakbyś dodała ją tylko dla formalności, żeby wszystko skończyło się dobrze. Tak naprawdę dużo się tam dzieje, ale opisane jest tylko w kilku zdaniach.

Dziękuję za podzielenie się tą historią, uważam, że jest warta opowiedzenia i przeczytania.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Cześć!

 

Sympatyczne opowiadanie, interesujące i wciągające. Szkoda, że nie wyjaśniło się, czego ludzie szukali na planecie psów, ale rozumiem, że nie było to istotne w historii Diry (albo mi umknęło).

Spodziewałam się, że więź człowieka z psem okaże się silniejsza i ostatecznie Dira jednak połączy się ze swoim właścicielem. Tak się nie stało, ale, biorąc pod uwagę, że nie zaznał od niego wiele miłości, a jedynie tresurę, to wydaje się zupełnie zrozumiałe. Koncepcja szczęśliwych psów, bez ludzi, wydaje mi się trochę smutna. Jednak jak się nad tym zastanawiam, to ma to sens. Czasem się słyszy, że ludzie nie zasługują na psy, więc nawet całkiem pasuje. Miłość i oddanie, którymi te zwierzęta obdarzają człowieka, ewoluowała i dzięki temu powstało społeczeństwo, w którym te wartości są bardzo cenione. Pomysł i realizacja bardzo udane :).

Doceniam również, że dopracowałeś opowiadanie pod względem słownictwa, fajnie to wzbogaciło tekst :).

 

Bardzo ciekawe opowiadanie, trochę smutne, ale moim zdaniem, przedstawione bardzo wiarygodnie. Widać, że przemyślane i doskonale dopracowane, szczególnie ten język przyszłości zrobił na mnie wrażenie. Podziwiam, że udało Ci się go wymyślić i konsekwentnie używać w całym opowiadaniu. Spodobało mi się, że fragment "sztuka to pomost między światami", pojawia się na początku, w środku i na końcu tekstu, świetnie komponuje się z całym opowiadaniem.

Całość czytałam z zainteresowaniem i z przyjemnością, chociaż skłania do przemyśleń, czy przedstawiony kierunek, to właśnie ten do którego chcemy dążyć. Idealni ludzie, którzy jednak są monitorowani na każdym kroku przez roboty, identyfikujące emocje za nich i od razu oferujące sposoby na radzenie sobie z nimi (emocjami).

Cieszę się, że zakończenie nie okazało się takie całkiem negatywne i dla Johna oraz pozostałych astronautów jest jeszcze nadzieja :).

 

Tak bezpośredni kontakt fizyczny z drugim człowiekiem spowodował, że Ankela zadrżała

Nie powinno być kropki na końcu tego zdania?

 

Witaj, Anonimie!

Mnie tekst może jakoś bardzo nie rozbawił, ale rzadko mi się zdarza śmiać przy czytaniu. Natomiast uważam, że opowiadanie jest świetne, czytałam naprawdę z przyjemnością i zainteresowaniem. Fajnie, lekko napisane. Szkoda, że limit znaków nie pozwolił na bardziej rozbudowaną końcówkę.

Zwożenie turystów na pożarcie nieco makabryczne, no, ale z drugiej strony, smoki muszą coś jeść, więc dodaje trochę realizmu.

 

Znalazłam jedną literówkę:

Jej łózko stało między trzema innymi w niewielkiej, ale schludnej izdebce.

Pozdrawiam serdecznie :).

Fladrifie, bardzo pomysłowe i zabawne opowiadanie, z przyjemnością przeczytałam. To co najbardziej wzbudziło mój podziw, to, że właściwie można się było domyślić finału po sztuczce Salavardiego, ale wszystko było tak zręcznie przedstawione, że się nie domyśliłam i zakończenie było bardzo satysfakcjonujące :). Pomysł na pomydło też był świetny!

Cześć, Rein!

Przeczytałam opowiadanie już dawno, ale odłożyłam napisanie komentarza na później i jakoś wyleciało mi z głowy.

Opowiadanie bardzo mi się podobało i czytałam z przyjemnością. Lubię książki Pratchetta i styl tekstu, moim zdaniem, jest podobny. Chętnie przeczytałabym więcej z tego uniwersum. Szczególnie przypadł mi do gustu pomysł na kapelusz, rewelacja! :)

Jedyne moje zastrzeżenie, to użycie dość popularnego motywu ze złoczyńcami mającymi kogoś zabić, ale decydującymi się jeszcze pokazać ofierze przed śmiercią, że właśnie udało im się również zniszczyć coś, na czym ofierze zależało. Ten motyw zwykle budzi moje wątpliwości, bo logicznie rzecz biorąc jest to bezsensowne ryzyko, ale czasem można to uzasadnić, jeśli oprawcę i ofiarę wcześniej łączyły jakieś relacje. Tutaj, mam wrażenie, że wyszło to mało wiarygodnie. Sally była nikim dla kapłanów i również nie była nikim ważnym w opisanym świecie. Intuicyjnie jej uczucia czy opinia powinny ich zupełnie nie obchodzić, a już na pewno nie na tyle, żeby podjąć trud i ryzyko, żeby zademonstrować jej wcielanie swojego diabolicznego planu w życie.

Pozdrawiam serdecznie!

 

Hej, Zygfrydzie!

 

Bardzo wciągające opowiadanie, faktycznie, tak jak to już pozostali napisali, trzyma w napięciu przez cały tekst. Pomysł i wykonanie super :).

Mnie nie przekonał cały wątek z dzieckiem Sylwii i Darka. Nic w tekście nie sugeruje potencjału na romantyczną relację między nimi. Sylwia przyjaźni się z Jolą, Darek i Jola wydają się mieć dobre relacje między sobą. Faktycznie w ciągu tysiąca lat wiele się może wydarzyć, ale jak dla mnie brakuje, chociażby jakieś wzmianki, o tym jak doszło do romansu, czy tam samego stosunku (jeśli to był jeden raz). Ja czekałam na jakieś słowo wyjaśnienia, na przykład, że Jola akurat poszła spać wcześniej, byli pijani i jakoś tak się stało. Cokolwiek. Wydaje mi się też, że to powinno być coś, co Sylwia powinna sobie przypomnieć z zażenowaniem (na przykład).

Z tego co zrozumiałam z tekstu, to trójka przyjaciół utknęła w domku i mieli do dyspozycji mały obszar wokół domu, w związku z tym, Sylwia i Darek musieli się jakoś ukryć/ukrywać przed Jolą. Gdzieś perfidnie za jej plecami zdecydować wspólnie, że ją zdradzą. To jest duża rzecz i nie pasuje mi do tych bohaterów. Wprawdzie w tekście ich charaktery nie są jakoś obszernie opisane, ale nie znalazłam tam też sugestii, że byliby do czegoś takiego zdolni.

Kolejna kwestia, dziecko żyło ponad osiemdziesiąt lat, a to znaczy, że Darek miał co najmniej tyle czasu, żeby Joli wszystko wytłumaczyć. Pewnie miał nawet znacznie więcej, bo dziecko urodziło się o 18:40, a jak bohaterowie wrócili do rzeczywistości i Sylwia spojrzała na zegarek była 19:02. Skoro Darek przez setki lat nie zdołał wyjaśnić Joli swojej zdrady, to wielką naiwnością, albo wręcz głupotą byłoby myśleć, że jak zaciągnie dziewczyny ponownie do chatki, to kolejne setki lat coś zmienią. Nie wspominając już o tym, że Darek mówi, że chce zawlec Jolę do domku, żeby jej wszystko wytłumaczyć i jednocześnie mówi Sylwii, że może jej tam zrobi kolejne dziecko. To co, chce sytuację naprostować czy raczej pogorszyć? Trudno było mi wywnioskować z tekstu, o co właściwie mu chodzi.

Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażony moją opinią. Uważam, że tekst ogólnie jest bardzo dobry, ale może wystarczyłoby dodać kilka szczegółów i mógłby być jeszcze lepszy :). Jest też oczywiście opcja, że coś ważnego mi umknęło.

 

Znalazłam kilka literówek:

Zrobiła dwa chwiejne kroki w tył i usiadała na trawie tuż obok dziurawego asfaltu.

Sylwia zakręciło się w głowie.

Cześć jego osobowości żyje w figurce Chłopca, trochę kryje się w chacie.

I powtórzeń, może świadomie je zostawiłeś, ale na wszelki wypadek wypisuję:

Miała wrażenie, że coś dziwnego dzieje się z lasem, jakby pociemniał, a wszystkie drzewa przemieniły się w cienie.

Była to bardzo długa godzina. Sylwia zgasiła światło, uzbroiła się w długi, kuchenny nóż, usiadła na brzegu wersalki i skryła pod kocem.

Przy okazji chciałabym jeszcze wspomnieć, że dawno temu czytam inne Twoje opowiadania “Cmentarzysko sów” i “Dziewczyna z perłą zamiast oka”, i oba bardzo mi się podobały. Uważam je za jedne z lepszych jakie przeczytałam na tym portalu :).

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

Hej, Anonimie!

 

Fajne opowiadanie, dobrze się czytało. Spodobała mi się postać Wielkiej Macochy, chciała dać bohaterom tego czego potrzebowali, a oni tak nie chcieli :D.

Szkoda, że nie wyjaśniło się więcej z tą żyrafą. Liczyłam, że dowiem się bardziej konkretnie dlaczego była taka niezwykła, ale może taki był zamysł, żeby się nie dowiedzieć.

Chętnie bym przeczytała dalszy ciąg tekstu, może po zakończeniu konkursu mogłabyś dorzucić?

W ogóle gdzieś już czytałam o ogoniastych krasnoludach, nawet styl podobny i zamysł trochę… A wiem! To były “Drzwi, czyli jak przeżyć przygodę, nie ruszając się z miejsca”, ale może zbieżność przypadkowa ;-).

 

Hej, Zanaisie!

 

Skorzystam z okazji, że Darcon Cię wywołał i też dodam moją opinię :). Czytałam Twoje opowiadanie już dawno temu, zanim jeszcze miałam konto na fantastyce, i było to jedno z lepszych jakie przeczytałam, o ile nie najlepsze. Zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Co prawda dalej mnie otrzepuje jak sobie przypominam opis jedzenia żywej niewolnicy, ale i tak uważam, że zdecydowanie było warto je przeczytać. Szkoda, że nie piszesz więcej.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

Odebrałam paczkę. Dziękuję bardzo, nie spodziewałam się tylu ślicznych rzeczy :). Jestem zachwycona! Bardzo doceniam, że jedna nagroda była ręcznie wykonana i wszystko było pięknie zapakowane heart.

 

Gratulacje!

 

Też mi się bardzo spodobał dobór obrazków do postów konkursowych. Pasują do opowiadania Krokusa :).

3 – Krokus: Bracia upiorni

2 – Ananke: Ꙩﻣ[^^]Ꙩﻣ

2 – Finkla: Sanktapokalo elfów

2 – Sonata: Reszta jest materią

2 – Cezary_cezary: Co diabeł zrobi za tysiąc złotych

2 – JolkaK: Robótka na drutach

2 – Ambush: Szalejówka

1 – Michał Anioł: Czarodziej i posłaniec

1 – Skryty: Zabójcza wigilijna trucizna

1 – Marzan: Cicha Noc

Cześć, Myszo!

 

Interesujący pomysł i całkiem niezłe wykonanie. Rozbawił mnie fragment o tym, że hipotetycznemu bliźniakowi dziadka nie przypadłby obowiązek balansowania na ledwo trzymającej się drabince :). Podobało mi się też wplecenie Gwiazdy Betlejemskiej w historię.

Jakoś nie przekonał mnie stosunek Olgi (zakładam, że to matka Andrieja) do bliźniaka ojca. Wydaje mi się, że powinna słyszeć o wujku od najmłodszych lat. Ja bym sobie to wyobrażała raczej jako taką tajemnicę rodzinną. Zresztą, przecież nawet Andriej przypadkiem odkrył dowody na istnieje Miszy, więc tym bardziej jego matka by je widziała. Spodziewałabym się, że Witalij pokazałby coś takiego córce. Owszem, w opowiadaniu Witalij jest dziadkiem i może mieć już problemy z pamięcią, ale przecież, kiedy Olga była młoda, był mężczyzną w sile wieku. Może jakoś źle sobie to wyobrażam, ale opis relacji ojciec córka do mnie nie przemówił.

 

– Ech – westchnęła mama. – Typowe. Dajcie mu spokój, szkoda nerwów. Stary już nigdy się nie oduczy.

Czy tutaj chodzi o to, że miałby się oduczyć wiary w swojego brata bliźniaka? Z tego może dałoby się wyleczyć, gdyby to było szaleństwo, ale nie wydaje mi się, żeby czegoś takiego się dało oduczyć.

 

Pozdrawiam serdecznie! :)

 

Cześć!

 

Opowiadanie całkiem przyjemne i nieźle się czytało. Bardzo świąteczne i to na pewno na plus :). Zakończenie niezbyt mnie przekonało, wydaje mi się, że kilka podarunków nie rozwiązałoby takiego konfliktu. Jeśli wieśniacy z Wichrowej od kilku lat cierpieli na niedostatek, to Czarodziej, dzielący się zapasami, rozwiązałby ich problem tylko chwilowo. Mogliby prosić o pomoc sąsiadów, ale oni też nie wyglądali jakby mieli nadmiar, więc nie wydaje mi się, żeby dobrowolnie się podzielili. Oczywiście Czarodziej mógłby już zawsze wspierać tych z Wichrowej, ale moim zdaniem to by ich tylko rozleniwiło. Po co mieliby cokolwiek robić, skoro mogliby zawsze dostać za darmo i bez wysiłku.

Sama idea Mikołaja, który przynosi radość, pokój i rozwiązuje problemy jest piękna. Chciałabym wierzyć, że wystarczy niewielka pomoc, żeby świat stał się lepszy dla wszystkich. Niestety wydaje mi się, że to nie jest taka prosta sprawa. Może jestem po prostu pesymistką ;-).

 

Odkąd to się zaczęło, nie wiemy nawet, czy podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły

Nie powinno być podarki od ciebie?

 

– To nie wszystko – podjął po chwili. – Odkąd to się zaczęło, nie wiemy nawet, czy podarki do ciebie w ogóle do nas dotarły. Najpewniej padły łupem złodziei. Niektórzy w osadzie powiadają, że nawet ty o nas zapomniałeś.

Jak mogliby nie wiedzieć czy podarki dotarły? Podarki albo są albo ich nie ma. Ewentualnie mogliby nie wiedzieć czy wszystkie podarki do nich dotarły, albo czy podarki zostały wysłane. Może zamiast tego zdania o niewiedzy, takie: “Odkąd to się zaczęło, podarki od ciebie przestały do nas docierać.”?

 

Ujrzał zaprzężone do pojazdu dwa ogromne samce, znacznie przewyższające największych przedstawicieli swoich gatunków. Renifer o rdzawej sierści i rozłożystym porożu, oraz brodaty kozioł o mlecznym umaszczeniu i imponujących, lekko zakrzywionych rogach, stały niemalże nieruchomo i bezgłośnie, niczym posągi.

Moim zdaniem w pierwszym zdaniu zamiast samce powinno być renifery, a dopiero w następnym słowo renifer należałoby zastąpić czymś innym, żeby nie było powtórzenia. Tak to, w pierwszym zdaniu, nie wiadomo o czym jest mowa, bo samce to bardzo ogólnikowe określenie. Dopiero w drugim się wyjaśnia, ale to sprawia, że gorzej się czyta.

 

Pozdrawiam serdecznie! :)

 

Cześć, Finklo!

 

Sympatyczny szorcik :). Trochę humoru, szczypta krytyki konsumpcjonizmu, odrobina alchemii i wyszedł fajny, świąteczny eliksir tekst. Nie ma tu jakiejś rozbudowanej fabuły, ale jest pomysłowe i dobrze napisane, podobało mi się.

Przejrzałam pobieżnie komentarze, nie wiem czy w końcu tajemniczy składnik został rozpoznany, ale ja stawiam na nadzieję. Przynajmniej to podpowiedział mi Internet, kiedy szukałam tłumaczeń dla tych enigmatycznych nazw :).

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

Cześć, Ananke!

 

Bardzo oryginalny pomysł i dobre wykonanie, przyjemnie się czytało :). Moim zdaniem trochę smutne, żaden z bohaterów chyba nie był w dobrym momencie swojego życia. No, ale z drugiej strony, dla wszystkich była nadzieja. Ładnie się to wpasowuje w klimat Świąt.

Dobrze, że ośmiornica nie trafiła do Chin, tam na pewno by ją zjedli :D.

 

W ramach dygresji – dawno temu czytałam artykuł o Japończyku, który kupił znicze i zapalił w domu, bo myślał, że to tak ładnie zapakowane świeczki. XD

Ja słyszałam o Koreańczyku, który kupił swojej polskiej dziewczynie chryzantemy. Podobno w Korei to symbol miłości, więc jak u nas w listopadzie pojawiły się na ulicach do kupienia, to był zachwycony. Dziewczyna, niestety, znacznie mniej. W Korei w ogóle mają festiwale chryzantem, naprawdę piękne rzeczy robią z tych kwiatów :).

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

 Cześć!

 

Ciekawy pomysł i zaskakująco dobrze się czytało, biorąc pod uwagę, że teksty nie wydaje się być opowiadaniem, a jedynie zapisem myśli bohatera. Same rozmyślania dość daleko idące, kobieta tylko spojrzała na innego mężczyznę, a mąż już sobie wyobraża całą historię romansu, a nawet córkę uciekającą z domu. Tak jakby ten obcy mężczyzna miał mu zabrać (a może tylko wykorzystać) wszystkie kobiety w jego życiu tylko dlatego, że jest przystojny.

Moim zdaniem tekst jest dość smutny, ale nie dlatego, że niezadbane żony mogą zdradzać, tylko dlatego, że przez głównego bohatera przebija jakaś taka niepewność. Wydaje się, że poczucie uciekającego czasu i młodości wywołuje w nim obawy, że może nie być już wystarczająco dobry dla swojej partnerki i być może marzy ona o kimś młodszym i bardziej atrakcyjnym.

 

Cześć, Sonato!

 

Bardzo ładne opowiadanie, piękne opisy. Mimo, że świat jest nieoczywisty, to czytając tekst, można łatwo wczuć w klimat i wyobrazić sobie poszczególne sceny. Podobał mi się również motyw świąteczny, subtelny, ale poruszający istotną kwestię. Moim zdaniem celnie zidentyfikowałaś to, czego tak naprawdę, ludziom potrzeba, w Święta i na co dzień. Szkoda, że podarowanie takiego prezentu jest trudne, a czasem wręcz niemożliwe.

 

Zastanawiam się, dlaczego ty zostałaś.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Chyba jestem jedyna, ale nie czuję potrzeby się przenosić. Nie rozumiem tych, którzy to robią.

Ten fragment mnie trochę zatrzymał. W pierwszej chwili pomyślałam, że bohaterka jako jedyna została w tym świecie. Nie miało to zbyt wiele sensu, więc po zastanowieniu doszłam do wniosku, że chodzi o to, że jest jedyną, która nie czuje potrzeby się przenosić. Zastanawiam się czy ta wstawka, że chyba jest jedyna, jest potrzeba. Wydaje mi się, że gdyby było po prostu “Nie wiem. Nie czuję potrzeby się przenosić. Nie rozumiem tych, którzy to robią.” tekstowi nic by nie ubyło, a ten fragment byłby czytelniejszy. Rozważyłabym nawet usunięcie tego “nie wiem”. Bohaterka mówi, że nie wie, a w następnym zdaniu okazuje się, że jednak wie. Została, bo nie czuje potrzeby się przenosić.

Oczywiście to tylko taka moja sugestia do rozważenia. Fragment zwrócił moją uwagę, więc pomyślałam, że wspomnę.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Hej, Skryty!

 

Tekst fajny, lekki i zabawny, czyli taki w sam raz na Święta :). Interesująco przedstawiłeś interakcję wieśniaków z domniemanym aktorem – dziwakiem :D.

 

Pomocy! Pomocy! Trucizna! Ludzie podali mi truciznę! Nie ufajcie im! Trucizna! Śmiertelna trucizna!

Taki drobiazg w sumie, ale skoro ludzie sami pili to raczej wniosek powinien być, że ludzkie napoje są trujące, a niekoniecznie, że nie można ludziom ufać. Wydaje się mało prawdopodobne, że ktoś (człowiek czy obcy) pije z własnej woli i dla przyjemności truciznę. Wiem, że w rzeczywistości właśnie tak jest, no, ale żeby dojść do takich wniosków, trzeba by ludzi lepiej poznać. To raczej nie jest pierwsze, co się nasuwa, bo jednak nie jest zbyt logiczne, a obcy nawet nie miał okazji zaobserwować żadnych negatywnych reakcji na alkohol u ludzi.

To taka tylko moja drobna uwaga. Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób, tekst jest utrzymany w żartobliwym tonie, więc nie oczekiwałam, że wszystko będzie na poważnie ;-).

Hej!

 

Całkiem ciekawe opowiadanie, ale jak dla mnie chyba zbyt zakręcone. Tag “światy równoległe” trochę wyjaśnia sprawę, choć ja bym wolała, żeby to bardziej wynikało z tekstu (może dla innych wynika, dla mnie za mało ;)). Z tą córką interesujący pomysł, że jednak istnieje tylko nie jest jego, ale w moim odczuciu zabrakło jakiejś sceny, która by to jeszcze do końca wyjaśniła. Mam wrażenie, że czegoś tutaj brakuje, żeby wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.

Na podstawie dwóch Twoich świątecznych tekstów, które przeczytałam, wydaje mi się, że lubisz niedopowiedzenia. Ja nie bardzo, więc może po prostu nie należę do Twojej grupy docelowej ;-).

 

– Cześć, Julka!

– Cześć!

Zbiegły po schodkach autobusu, zeskakując zwinnie na betonowy chodnik. Drzwi zamknęły się. Pomachała im ręką przez szybę.

W tym miejscu, jak dla mnie, brakuje podmiotu. Informacji kto zbiegł po schodach. Domyślam się, że koleżanki Julki, ale ten fragment mnie zatrzymał i musiałam przeczytać dwa razy, bo miałam wrażenie, że coś tu nie gra.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

Cześć, Krokusie!

 

Bardzo sympatyczne opowiadanie :). Podobał mi się sposób, w jaki pokazałeś, że nawet upiory czasem doceniają towarzystwo i trochę serdeczności, chociaż się do tego nie przyznają, nawet przed sobą. Fajnie oddany klimat Świąt. Dobrze Ci też wyszło przejście pomiędzy początkową wrogością a późniejszym rozluźnieniem i większą otwartością bohaterów. Wyszło naturalnie, a wydaje mi się, że tego typu przejścia nie należą do najłatwiejszych i bywają sztuczne.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

Fajne opowiadanie, takie lekkie i zabawne :). Idealnie pasuje do Świąt. Spodobała mi się postać Mefistofelesa. Na początku trochę gburowaty, ale jak przyszło co do czego, to wykazał się pomysłowością i udowodnił, że tytuł pracownika miesiąca mu się po prostu należy :D.

Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. Część błędów już jest poprawiona, dzięki uprzejmości innych użytkowników :). Przejrzę plik z uwagami i wprowadzę pozostałe poprawki. Postaram się do tego przysiąść w styczniu, po wszystkich świętach, ale pewnie zajmie mi to trochę czasu ;-).

 

Cieszę się, że fabuła przypadła Ci do gustu. Mam nadzieję, że przy kolejnych moich opowiadaniach również znajdziesz chwilę, żeby przeczytać i skomentować :). Widzę, że warto celować w Twoje konkursy, taka obszerna analiza fabuły i błędów jest nagrodą samą w sobie :).

Bardzo mi miło, że mój debiut został doceniony :). Gratulacje dla zwycięzców!

Oczywiście to już spora nadbudowa modelu rzeczywistości na kwestiach, do których mamy całkiem nikły dostęp doświadczalny.

To prawda. Wydaje się, że każdy może sobie wyobrażać to na swój sposób i, póki co, ciężko byłoby cokolwiek udowodnić. Jest to temat nad którym ludzie zastanawiali się od wieków, nie dokładnie nad kopiowaniem, ale nad tym co się dzieje po śmierci i czy można jej w jakiś sposób uniknąć. Dlatego, myślę, że dyskutować możemy czysto teoretycznie, raczej na zasadzie wymiany poglądów.

Doceniam, że tak precyzyjnie odniosłeś się do wszystkich moich wątpliwości :).

 

Wesołych Świąt!

 

Iyumi, ta Marta nie jest mną.

Wiem, wiem :). To był taki skrót myślowy. Nie chodziło mi o to, że to Twoja opinia, tylko o to, w jaki sposób temat został przedstawiony w opowiadaniu.

 

Zgoda, też sobie stawiałem ten problem. A z drugiej strony weźmy następujący eksperyment myślowy: leżę sobie w śpiączce czy może tylko głębokim śnie, przychodzi taka Marta, uśmierca mój organizm i tworzy jego idealną fizyczną rekonstrukcję, która po jakimś czasie się budzi. Czy moje subiektywne doświadczenie jest kontynuowane?

Pytanie czym dokładnie jest subiektywne doświadczenie. Moje zdanie już znasz, więc nie będę powtarzała. Wydaje mi się, że pytanie jakie należy zadać, to co jeśli ktoś odtworzy człowieka bez zabijania oryginału. Oba organizmy są zupełnie niezależnymi bytami, nic ich nie łączy, poza niejako wspólną przeszłością i sposobem myślenia. Nie współdzielą świadomości. Dlaczego w takim razie śmierć oryginału przed odtworzeniem z kopii zapasowej miałaby coś w tej kwestii zmieniać?

 

Zresztą z tym wyrobieniem papierów nie byłoby tak łatwo – nawet we współczesnej Polsce urzędnik powinien podjąć próbę kontaktu z daną osobą (zwykle dysponuje choćby numerem telefonu), żeby sprawdzić, czy sobowtór nie usiłuje się pod nią podszyć.

Nie pamiętam już jak to było gdy sama zgubiłam dowód, ale raczej nikt do mnie nie dzwonił. No, ale to było już jakiś czas temu. Z drugiej strony, jeśli to byłby świat w którym sprawdza się tożsamość po odciskach palców albo tęczówce, to tym łatwiej kopia wyrobiła by sobie nowe papiery. Może by nawet nie musiała, bo fizyczny dowód osobisty mógłby zastąpić skan palca czy tęczówki.

 

A tutaj mamy sci-fi i parę kroków w przyszłość, więc zupełnie możliwe, że w świecie przedstawionym podstawową metodą weryfikacji danych i logowania jest na przykład skan tęczówki. Marta nie mogłaby odmówić sobie przyjemności przeprogramowania takiego szczegółu.

Jeśli dopuszczamy możliwość przeprogramowania, to otwiera całą masę możliwości. Mogłaby przeprogramować nową kopię w dowolny sposób. Nie musiałaby odcinać Heli od przeszłości, bo mogłaby sprawić, że zawsze byłaby wierna i uległa wobec Romka. Bez konieczności szantażu czy ograniczania możliwości w inny sposób. Chociaż zmiana charakteru pewnie byłaby trudniejsza i bardziej ryzykowna niż zmiana koloru tęczówki.

Swoją drogą gdyby dało się tworzyć kopie ludzi i dowolnie je edytować, to spodziewam się, że znalazłyby się osoby, które odtwarzałyby swoich partnerów w nieskończoność. Poprawialiby coś co im przeszkadza tylko po to, żeby odkryć kolejną rzeczy i kolejną. Nigdy nie będąc w pełni usatysfakcjonowanym. Może to byłby ciekawy pomysł na kolejne opowiadanie ;-).

 

Również pozdrawiam przedświątecznie! :)

 

Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie :). Faktycznie w przedmowie zasugerowałeś, że tekst należy do bizarro. Jakoś mi to umknęło. Pewnie dlatego, że oryginalny Wiedźmin do tego gatunku nie należał i główna część Twojego tekstu chyba też nie (ale się nie znam, więc mogę się mylić). Myślę, że opowiadanie by zyskało, gdyby było dłuższe i podobne sceny się przeplatały.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Hej!

 

Całkiem ciekawe opowiadanie. Spodobał mi się pomysł na Mikołaja i na stajenkę :).

Nie jestem jakąś dużą fanką niedopowiedzeń, więc dla mnie tekst byłby lepszy gdyby było napisane jakim dokładnie potworem był Mikołaj (czy tam w połowie potworem) i jakoś bardziej zaakcentowane kto walkę przegrał. Wydaje mi się, że przegrał wiedźmin i cała wioska została wyrżnięta, ale takiej całkowitej pewności nie mam ;-). Istnieje też szansa, że coś mi po prostu umknęło.

 

– Widzisz, córeczko, ta stajenka czeka specjalnie na nas. A tam, gdzie pali się światło, na pewno są ukryte jakieś niespodzianki!

Ten fragment jest interesujący, ale jak się tak zastanowić, to rodzina jedzie przez środek masakry. Najbardziej prawdopodobną niespodzianką, w takiej sytuacji, jest to co tej masakry dokonało ;-). Współgra to z resztą tekstu, ale dla mnie jest trochę nielogiczne, że w świecie potworów, rodzina jedzie sobie tak nieśpiesznie i bez strachu mijając świeże trupy i opustoszałą wioskę.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

Jednocześnie stanowi wyraz wiary w niematerialność (lub przynajmniej nielokalność?) świadomości. Marta podaje pewne argumenty za stanowiskiem przeciwnym, może dla niektórych przekonujące, może powierzchowne.

Wydaje mi się, że właśnie stanowi wyraz wiary w materialności świadomości. Świadomość, zgodnie z definicją z Wikipedii (może są jakieś lepsze), to stan psychiczny czyli, dla mnie, jest to coś, za co odpowiada mózg, a więc, gdyby dokładnie skopiować wszystko to, co się w nim znajduje, można by stworzyć drugą osobę z dokładnie taką samą świadomością. Wtedy kopii powinno się wydawać, że jej życie jest kontynuacją oryginału. Tylko, że jeśli obok mnie stanie osoba, której się wydaje, że jest mną, i że wszystkie wydarzenia w moim życiu przytrafiły się jej, to dalej, jeśli ja umrę, to dla mnie, jako organizmu, to będzie koniec. Ja nie będę żyła dalej, tylko moja identyczna kopia, która będzie przekonana, że jest mną i dla innych będzie nierozróżnialna. Może źle to wszystko rozumiem, ale takie jest moje wyobrażenie na ten temat.

 

Zauważ przynajmniej, że “nowej” Heli byłoby dużo trudniej z nim zerwać, bo nie miałaby majątku, dokumentów, legalnego wykształcenia…

Ale czy na pewno? Przecież byłaby nierozróżnialna od starej Heli. Pewnie nawet trudno byłoby jej uwierzyć, że jest kopią. W takim razie miałaby dostęp do majątku Heli, bo znałaby wszystkie hasła do kont i wiedziałaby gdzie trzyma pieniądze. Wiedziałaby też gdzie są dokumenty. Może dowód oryginalna Hela mogłaby mieć przy sobie, ale kopia na pewno z łatwością mogłaby sobie wyrobić nowy. Dyplomu ukończenia studiów nikt raczej nie nosi przy sobie, więc wiedziałaby gdzie jest i mogła sobie po prostu wziąć. A jeśli nie, to przecież fizycznie i psychicznie byłaby jak Hela, więc każdy by jej uwierzył, że nią jest, więc pewnie udałoby jej się też wyrobić wszystkie papiery. Dopiero gdyby wyszło na jaw, że są dwie Hele, zaczęłyby się problemy, ale oryginalnej Heli mogłyby być trudno udowodnić, że jest tą prawdziwą.

 

Może źle się wyraziłam w moim ostatnim komentarzu. Uważam, że fakt, że jestem nieprzekonana, co do tego, że odtwarzanie ludzi z kopii zapasowej sprawia, że oryginał kontynuuje życie, w niczym nie umniejsza wynalazku Marty. Pomyślałam, że podzielę się moją opinią na ten temat, ale proszę potraktuj ją jako ciekawostkę. Widziałam kilka filmów, które traktują kopiowanie ludzi w podobny sposób co Ty. “Altered Carbon” jest pierwszym, który przychodzi mi do głowy. Dlatego sądzę, że może jestem odosobniona z moim przekonaniem, a przynajmniej na pewno istnieje dużo ludzi, którzy traktują świadomość w podobny sposób jak przedstawiłeś w opowiadaniu.

Nie chciałabym abyś odebrał moją wypowiedź jako krytykę Twojego tekstu, bo uważam, że jest dobry i interesujący. To, jakie są konsekwencje odtwarzania z kopii zapasowej, tak naprawdę niewiele zmienia i nawet w opowiadaniu jest przedstawione jako przypuszczenie, a nie jako fakt.

 

Na pewno masz więc duże szanse, że następnym razem naskrobię jakieś smakowite fantasy.

Chętnie przeczytam :).

 

Hej!

Bardzo zabawny tekst i świetnie napisany :). Te wszystkie smaczki, to dla mnie majstersztyk. “Bejbi-szark-tuturu-tutu” heart. Gratuluję pomysłu i wykonania!

Jedyne co budzi u mnie pewną wątpliwość, to, że Mietek włożył sporo wysiłku w wygraną Brajanka, ale ponieważ zrobił to nielegalnie, to nie czekała go za to żadna nagroda i miał tego świadomość. Wydaje się to trochę niespójne, skoro nazywali go z żoną maszynką do zarabiania pieniędzy i ewidentnie nie dbał o jego życie. Chyba, że to wszystko dla chwały, ale czy prosty człowiek aż tak dba o sławę? Może tak, a może to kwestia tego, że to bizzaro i należy oczekiwać absurdów ;-).

 

Bardzo ciekawy tekst, jestem pod wrażeniem opisu wynalazku. Wygląda, że naprawdę dobrze to przemyślałeś i wyszło wiarygodnie. Opowiadanie podobało mi się też pod względem językowym, chciałabym potrafić pisać w taki sposób, czytałam z przyjemnością :).

Co do samej treści, to ja mam zawsze mieszane uczucia, jeśli chodzi o kopiowanie/odtwarzanie ludzi. Wydaje mi się, że organizm to organizm, więc jeśli zostaje zniszczony, to umiera. Dlatego moim zdaniem, nieważne, że odtworzysz go z kopii zapasowej idealnie i będzie nie do odróżnienia. To jest coś, co jest przydatne dla ludzi wokół, tych którzy zostali, ale dla oryginalnego organizmu, to nie ma znaczenia, bo już nie istnieje.

To, że Marta zabiła siebie, żeby przetestować swój wynalazek ma trochę sensu, bo naukowcy czasem poświęcają się w imię nauki. Chociaż wydaje się, że rozsądniej byłoby po prostu stworzyć kopię, nie musiałaby unicestwiać oryginalnej siebie.

Natomiast to, że proponuje Romkowi kopię zapasową jako prezent, dla mnie już ma mniej sensu. W moim odczuciu, to nie byłby prezent dla niego, tylko dla innych, pewnie głównie jego partnerki Heli.

Końcówka o stworzeniu pirackiej kopii Heli jest interesująca, bo faktycznie odegrałby się na oryginalnej partnerce. Mógłby zacząć życie z kopią, a tamtą zostawić. Tylko, że jeśli zostałaby odtworzona idealnie, to znowu skończyłby tak samo. No chyba, że w grę wchodzą jakieś modyfikacje. Natomiast jeśli miałby dostać piracką kopię, żeby się nad nią znęcać, to już wskazuje na jakieś skłonności psychopatyczne.

Takie są moje odczucia, ale zawsze mam podobne, po obejrzeniu motywu odtwarzania ludzi w filmie science fiction. Nie przepadam za tym gatunkiem, więc na pewno nie jestem Twoim docelowym odbiorcą ;-).

Pozdrawiam serdecznie!

 

Bardzo ładne opowiadanie. Myślę, że taki prezent niejednemu by się przydał. Taki Mikołaj dla dorosłych :). Ciekawy zabieg z narratorem i autorem, fajnie uzupełnia opowiadanie, chociaż, moim zdaniem, trochę odrywa od takiego wczuwania się w historię. Szczególnie ten fragment z kawą. Mam nadzieję, że autor faktycznie zrobił sobie wtedy kawę, a nie, że nas tu oszukuje ;-).

Chyba bardziej by mi pasowało do tej opowieści zwykłe imię, wtedy mogłabym sobie wyobrazić, że to coś, co może przytrafić się każdemu. Imię Iskra od razu sugeruje, a przynajmniej takie jest moje wrażenie, że to bajowy świat, a z tym odśnieżaniem, pracą i gilem, mógłby być przecież nasz :).

 

No to tak, ale przez to, że nie ma takiego nacisku na to, czemu informacje o tajemniczy wież są tak istotne, no to inne rzeczy są trochę mniej wyraźne. ;)

Masz rację. Chyba za bardzo się skupiłam na tym, żeby opowiadanie pasowało do konkursu i żeby jego centrum stanowił wynalazek. Wydaje mi się, że przez to sam opis świata zszedł trochę na dalszy plan. Następnym razem muszę jakoś lepiej to zbalansować.

 

Tak, tak, taka gorzka końcówka bardzo mi się podobała. ;) I mimo wszystko byłam zaskoczona, bo nie myślałam, że bohaterka tak zareaguje, a ja lubię być zaskakiwana. :)

Cieszę się, że przypadła Ci do gustu :).

 

Pozdrawiam,

Iyumi

 

Hej, Ananke!

 

Dziękuję za miły prezent :). Wszystkie poprawki wprowadziłam, z tą siękozą zawsze mam największy problem, ale jakoś dałam radę. Fajnie, że gnomy Ci się spodobały i miło mi, że doceniłaś dialogi :).

Pozostałe sugestie, na temat budowania napięcia i dodawania głębi, będę miała na uwadze przy pisaniu kolejnych tekstów.

 

Hm, trochę dziwne to myślenie Farray o tym, żeby ludzie jej nie zauważyli, skoro 3 tygodnie była poza wszystkim, samotna i zmęczona. 

Utrzymanie tajemnicy wież było bardzo istotną kwestią dla gnomów. Były gotowe zaryzykować życie, żeby ją utrzymać. Miałam nadzieję, że o tym trochę świadczy fakt, że decydowały się uzbrajać wieże w taki sposób, żeby zagwarantować ich całkowite zniszczenie przy próbie dostania się kogoś z zewnątrz. Przez to praca w nich zawsze stanowiła ryzyko śmierci. Nawet jeśli Farray nie chciała się całkowicie poświęcać dla sprawy, to jednak miała głęboko zakorzenione, że powinna za wszelką cenę chronić tajemnicę. A przynajmniej taki był mój zamysł.

 

O, nie spodziewałam się tego. Końcówka bardzo ciekawa, gorzka. 

Zakładam, że gorzka końcówka na plus, skoro w profilu zadeklarowałaś, że takie lubisz :).

 

Również pozdrawiam serdecznie!

 

Miałabym nadzieję, że skoro dała dyspensę, to nie odejmie punktów. Dobry wynalazek, więc małe nagięcie zasad wydaje się uzasadnione :). W razie czego zawsze możesz próbować z moim pomysłem ;-).

 

Cześć, Skryty!

Fajne opowiadanie, czytałam z zainteresowaniem. Bardzo spodobała mi się postać Elżbiety, nie żebym ją polubiła, ale przecież nie taki był zamysł ;). Jest spójna i ma konkretny, złożony charakter. Zdecydowanie na plus jej pewność siebie, którą widać szczególnie w pierwszej połowie tekstu.

To czego mi trochę brakowało, to opis desperacji Cezarego. Pojawia się informacja, że z powodu blokady psychicznej ma problemu ze znalezieniem pracy, ale można by jeszcze dodać, że waha się przed podpisaniem w ciemno papierów albo przed wejściem do maszyny. Mógłby sam siebie przekonywać, że to jedyne co mu pozostało i musi zacisnąć zęby. Moim zdaniem to, że kobieta każe mu podpisać dokumenty bez czytania, wspomina, że zgadza się na wszystkie badania i zrzeka się możliwości wycofania się, a na końcu jeszcze chce przeprowadzić zabieg będąc w złym stanie, bez świadków, żeby, jak sama mówi, nikt nie kontrolował czy wszystko robi dobrze, świadczy o tym, że coś tu jest bardzo nie tak. Szczególnie, że to nie jest jakiś rutynowy zabieg, ona go przeprowadza pierwszy raz, to właściwie eksperyment. Cezaremu powinny zapalić się w głowie wszystkie lampki ostrzegawcze i powinien stamtąd uciekać. Dlatego, żeby uwiarygodnić to, że jednak został, ja bym dodała albo jakiś opis skrajnej desperacji, albo zobojętnienia. Albo może chociaż mógłby sobie przypomnieć tych bezrobotnych ludzi i pomyśleć, że nie chce być jak oni.

 

– Nie. Nie wejdę tam z własnej woli – odpowiedział Cezary i spróbował ją zrzucić.

Ja bym usunęła “z własnej woli”. Wiadomo, że jak mówi, że nie wejdzie, to chodzi o to, że z własnej woli. Jak jest napisane bezpośrednio, to wygląda, przynajmniej dla mnie, jakby Cezary jej sugerował, że powinna go tam sama wepchnąć. A po co miałby jej coś takiego sugerować, skoro nie chce być wepchnięty?

 

Fajne opowiadanie. Podoba mi się, że wszystkie wątpliwości, które można mieć na temat starszych pań, zostały tu wyjaśnione :). Doceniam zakończenie, bardzo pomysłowe i zabawne.

Pod względem konkursowym, jednym z wymogów było, że autorka wynalazku powinna być bohaterką tekstu. Ponieważ tutaj wynalazczyni hibernatora wspomniana jest tylko raz, to zakładam, że wynalazkiem jest sposób na resocjalizację dilerów narkotykowych, którego autorką jest pani Jadwiga ;).

 

Podobało mi się, sympatycznie napisane. Świetnie Ci wyszły te nawiązania do bajek :).

Też nie kojarzyłam tej bajki, o zamienieniu w kamień królewskich synów, więc trochę liczyłam, że coś się z nimi jeszcze wyjaśni. Nie wyjaśniło się w opowiadaniu, ale jest w komentarzach, więc zaliczone ;).

Nie wiem jak inne Twoje opowiadania, ale to bardzo mi pasuje do Twojego avatara. Jak się zastanawiam, kto mógłby mi opowiedzieć taką historię, to ta pani świetnie się nadaje :).

 

“Jasiu, lubił kapustę ugniecioną z ziemniakami i fasolę omaszczaną czarnym olejem –”

Tutaj mam podobne odczucia do Canulasa. Wydaje mi się, że przecinka powinno nie być. Gdyby ona mówiła do Jasia, wtedy tak, ale ponieważ zdanie jest o Jasiu, to ja bym nie dawała. Niestety na interpunkcji też się nie znam, więc masz tylko opinię dwóch laików ;). Wiem, że na forum są eksperci przecinkowi, może któryś z nich się wypowie :D.

 

Dlatego napisałem, że w praktyce informatyka jest dla mnie dużo mniej logiczno-matematyczna niż poprawność językowa, co potem zaczęliśmy precyzować.

Rozumiem, chyba moje zaangażowanie w dalszą rozmowę wyniknęło z tego, że jakoś wydało mi się smutne, że Twoje doświadczenia są właśnie takie. Ja bardzo lubię programować i uważam, że języki programowania, w większości przypadków, mają bardzo dobrze sprecyzowane reguły. Wydaje mi się, że znacznie lepiej niż języki naturalne, bo nie pozwalają na tyle swobody. Nawet jeśli w językach programowania jest jakaś dowolność, to często istnieją konwencje, które tę dowolność ograniczają. Jak chociażby sposób nazywania zmiennych, klas czy metod. Niby możesz wszystkie nazywać z wielkiej litery, ale konwencja mówi Ci, jak powinieneś to zrobić i nikt (rozsądny) się z tym nie sprzecza.

Problemy, które tu opisujesz (oprócz tego z Githubem), wynikają z architektury systemu. Na tym poziomie programowanie jest trudne i bardzo łatwo jest to zrobić źle. A jeśli zostanie to zrobione źle, to faktycznie może oznaczać, że dalsze rozszerzanie systemu będzie żmudne i nieprzyjemne. Jednak moim zdaniem, nie wynika to z tego, że informatyka jest nielogiczna, chociaż może się tak wydawać, a z tego, że wielu programistom brakuje kompetencji do wykonania zadania, które zostało im powierzone. Podejmują decyzje, które potem ciężko jest zmienić i wymagałoby to zbyt dużo czasu, więc zły kod się nawarstwia. W efekcie każda kolejna zmiana wymaga coraz więcej czasu, aż dochodzi się do momentu, w którym systemu praktycznie nie da się dalej rozszerzać.

 

To tyle ode mnie. Jeśli potrzebujesz więcej rad, o które nie prosiłeś, to polecam się :D. Czasem chyba trochę nadgorliwie podchodzę do tematu ;-).

 

Myślę, że trochę pechowo, ale spodziewam się również, że tego typu sytuacje zdarzają się w wielu firmach. Często już po ofercie pracy widać, że tak to może wyglądać. Warto na rekrutacji spytać, czy mają dużo “legacy codu” (po polsku to chyba kod zastany, ale wydaje mi się, że częściej używa się angielskiej nazwy). Jeśli w pierwszym odruchu spuszczają wzrok albo patrzą na siebie porozumiewawczo (w przypadku większej liczby osób), to możesz oczekiwać, że tak, i że praca z nim nie należy do najłatwiejszych ;-). Często też, ktoś Ci po prostu uczciwie powie, jak to wygląda.

Ja od kilku lat pracuję w e-commerce, więc akurat tego typu problemów nie mam, ale wiem o czym mówisz. Pracowałam kiedyś z aplikacjami okienkowymi i bardzo zastanym kodem, chociaż chyba nie było aż tak źle jak u Ciebie.

Moim zdaniem jest mało firm w których praca polega głównie na wymyślaniu i implementowaniu algorytmów. Ja wiem o jednej, która często jest pierwszym wyborem dla osób, które lubią algorytmy i wyzwania w stylu potyczek algorytmicznych. Niestety ciężko jest się tam dostać. Pewnie wiesz o której firmie mówię, więc nie będę publicznie wchodziła w szczegóły.

A z ciekawości, w jakim języku programujesz?

 

To zależy od tego w jakim języku programujesz i z jakich bibliotek korzystasz. W językach kompilowanych takich jak java, c# czy c++ zwykle widać błędy wcześniej, w trakcie pisania (kompilowania) kodu, natomiast w językach interpretowanych, takich jak na przykład javascript, dopiero w trakcie działania programu. Istnieją też narzędzia wspomagające, które podkreślają potencjalne błędy już trakcie pisania.

Niektóre platformy programistyczne (frameworki) działają na zasadzie konwencji nazewniczej, to znaczy, że nie widać bezpośredniego związku pomiędzy elementami, ale biblioteki oczekują, że będziesz nazywał pola/metody klasy w określony sposób, żeby zostały zinterpretowane/użyte w określony sposób. Może to wyglądać, jakby trzeba było zgadnąć co poprzednik/autor biblioteki miał na myśli, bo trzeba znać te konwencje, żeby być w stanie napisać działający kod. Takie konwencje można jednak sprawdzić i wtedy wszystko nabiera sensu.

Kiedyś poleciłabym Ci szukanie w internecie, szczególnie na stackoverflow, bo bardzo rzadko się zdarza, żeby problemu, który masz, nie miał już ktoś przed Tobą i zwykle wystarczy wiedzieć jak szukać. Natomiast obecnie polecam Ci czat AI, to naprawdę potężne narzędzie. Samo napisze Ci przykładowy kod, jeśli napiszesz mu czego szukasz, nie zawsze jest to kod działający w 100% albo optymalny, ale pozwoli Ci zobaczyć, o co mniej więcej chodzi. Możesz mu też wkleić fragmenty swojego kodu i opisać problem, i bardzo często jest w stanie zasugerować rozwiązanie.

 

Trochę się rozpisałam, pewnie to wszystko wiesz, ale ciężko mi się donieść do Twoich problemów bez poznania szerszego kontekstu. Dla mnie programowanie jest logiczne i przyznam szczerze, że mi się nie zdarzają opisane przez Ciebie sytuacje. Może to wynikać z tego, że ja programuję od naprawdę wielu lat, studiowałam informatykę i nawet w liceum byłam w klasie o profilu informatycznym, dlatego niektóre rzeczy mogą mi się wydawać oczywiste, ponieważ widziałam je wiele razy i wiem, czego mogę się spodziewać.

 

Pytałem jeszcze o szachy, to oczywiście strzał na ślepo, ale tak jakoś Twoje podejście pasowałoby mi do szachistki.

Przepraszam, umknęło mi to pytanie. Potrafię grać w szachy, ale nie gram.

Jestem programistką i programuję w języku silnie typowanym. Mogę powiedzieć, że język, którym posługuję się na co dzień, ma bardzo dobrze określone reguły i nie ma w nim miejsca na tego typu wątpliwości ;-).

Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś. Dzisiaj przeczytałam jeszcze raz mój wczorajszy komentarz i nawet, zanim zdążyłeś napisać swój, trochę go zmieniłam i usunęłam to zdanie, że nie znaleźliśmy źródła, które potwierdza błąd. Stwierdziłam, że nic nie wnosi. Chciałam tylko podsumować to, co udało nam się znaleźć w tym temacie. Moją intencją nie było też zachęcanie do używania frazy, tylko zaznaczenie, że byłabym ostrożna z nazywaniem jej błędem.

Zdecydowanie lubię rozbierać takie zagadnienia, wyczuwam więc tutaj pewną wspólnotę myśli!

:) Chciałabym, żeby tak było! Poruszane przez Ciebie tematy są dla mnie interesujące, ale niestety, dużo mi jeszcze brakuje, żeby być w stanie dyskutować na Twoim poziomie. Ja jestem na etapie poznawania zasad interpunkcji ;-).

Wydaje mi się, że u mnie to bardziej kwestia tego, że nie lubię niepewności i podchodzę do problemów matematycznie. Patrzę na dowody i lubię, jak wynik jest jednoznaczny :). Oczywiście w literaturze to wszystko nie jest takie proste, bo dużo rzeczy jest płynnych, dopuszczalne jest naruszanie pewnych zasad, żeby osiągnąć określone cele. Tak jak napisałeś. To wszystko wydaje mi się fascynujące, ale nie jest dla mnie takie zupełnie naturalne.

 

Nawiązując jeszcze do runięcia w dół. Będąc na stronie PWN, w celu przejrzenia poradni, natknęłam się na Korpus Języka Polskiego PWN (https://sjp.pwn.pl/korpus). O którym sami piszą, między innymi:

Nasz korpus tekstów polskich to fragment słownikowej kuchni, czyli autentyczny materiał językowy, na którego podstawie opisujemy znaczenia słów i konstrukcji. Pojedyncze zdania z tekstów korpusu zamieszczamy w słownikach jako przykłady ilustrujące znaczenia.

Dla każdego słowa podają “autentyczne przykłady użycia w piśmie i mowie“. Zakładam, że skoro na podstawie tych materiałów opisują znaczenie słów i konstrukcji, to jednak nie podają tam błędnego użycia słów. W przykładach dla słowa “runąć”, fraza “runąć w dół” występuje 22 razy. Oto kilka z nich (więcej tutaj https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/run%C4%85%C4%87;1.html):

… Upadł trzeciego dnia, noga obsunęła się po ścianie leśnego jaru, runął w dół.

Wpadł twarzą w błoto, zalegające dno dołu. Wstał…

… więcej w połowie mostu ostry skręt kierownicą. Wóz złamał barierę; runął w dół. Dopiero po długiej chwili zjawiły się w tym…

… tłumem napastników na Wieży Św. Mikołaja, aż uległ przemocy i runął z wysokości w dół, na błoto przykościelnej ulicy. Wspomniał, jak…

… na bilon jak sęp na padlinę, wygrzebał dwie pięćdziesięciogroszówki i runął w dół po schodach. Pobladły nieco i wytrącony z rytmu…

… atramentowe niebo jak gdyby się rozwarło i potoki żółtoszarej wody runęły w dół. Już w ciągu sekundy ulice pokryły się spienionymi…

 

Nie świadczy to jeszcze o tym, że fraza nie jest pleonazmem, ale są też przykłady runięcia w innym kierunku:

… tego nie zmieni. Chyba że krew twoja…

Penge Afra skoczył. Runął w bok, ku toporowi. Liczył pewnie, że zamyślony i rozgadany…

… krok. Pałka zaczęła opadać wprost na wyciągniętą rękę. Doron syknął, runął w bok, przeturlał się po trawie. Wstał, ale żołnierz już…

… ciężarem jest na końcu bagnetu, uchwycił chwilę sposobną, odbił i runął naprzód. Karabin mógłby przewlec przez człowieka przy takim wypadzie.

Motowiłło…

… Żywego!

Bali się. Jego śmierć to śmierć bana. Jego życie… Runął do przodu. Odciął wyciągającą się ku niemu dłoń, kopniakiem odrzucił…

… ho-honie!… Słoniocy! Słoniocy!

– Słoniocy!!! – ryknął nagle okropnie.

Zawrócił i runął przed siebie w panicznej ucieczce, krzycząc przeraźliwie:

– Słoniocy!!! Słoniocy!!!…

Cudem…

Podsumowując, znaleźliśmy kilka źródeł, które sugerują, że używanie frazy “runąć w dół” nie jest błędem, być może fraza nie jest nawet pleonazmem (a według profesora Bańko nawet gdyby była, to niekoniecznie czyniłoby ją błędną).

 

Dokładnie! Teraz mi to jeszcze przypomnij, kiedy będę zawzięcie bronił jakiejś oryginalnej konstrukcji we własnym opowiadaniu…

Mi się bardzo spodobało, jak ktoś napisał pod komentarzem do swojego opowiadania, że czytelnik ma zawsze rację. Pomyślałam sobie wtedy, że też będę starała się myśleć w ten sposób :).

Też wydaje mi się interesujące, czy fraza jest błędna, czy nie. Fajnie, że udało Ci się znaleźć więcej informacji na ten temat. Spróbuję jeszcze zadać pytanie w Poradni Językowej PWN. Widzę, że obecnie limit porad jest wyczerpany. Nie wiem jak często się odświeża, ale jeśli kiedyś mi się uda, to dam znać.

 

Na temat pleonazmów ogólnie, jeszcze znalazłam w poradni wypowiedź prof. Mirosława Bańko (źródło https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/jeszcze-o-pleonazmach;13540.html):

Nie jestem wdzięcznym rozmówcą, jeśli chodzi o krytykę pleonazmów i tautologii. Liczne moje wypowiedzi na ich temat, opublikowane w poradni, świadczą o tym, że tropienie konstrukcji pleonastycznych i tautologicznych uważam za rodzaj małostkowości, wynikającej z przeceniania czynników logicznych w języku. Wystrzegać się trzeba klasycznych pleonazmów, takich jak cofnąć się do tyłu lub wrócić z powrotem. Liczne inne przykłady dublowania sensów można aprobować czy to dlatego, że służą ekspresji, czy też po prostu ze względu na zwyczaj językowy.

 

Zgadzam się jednak, że może być bezpieczniej frazy nie używać. Nawet jeśli nie jest błędna, ale u niektórych budzi wątpliwości, to może wpłynąć na odbiór tekstu. A szkoda, żeby komuś czytało się gorzej przez taki drobiazg.

 

GreasySmooth

Moje uwagi są tylko uwagami, to jest sprawami, które zwróciły moją uwagę podczas czytania, ale nie mogę nawet powiedzieć, że to błędy, albo coś, nad czym musisz koniecznie pracować :)

Zdaję sobie z tego sprawę, ale uważam, że takie uwagi są cenne i to, w jaki sposób czytelnik odebrał tekst, jest istotne. Dlatego cieszę się, że wypisałeś mi rzeczy, co do których miałeś wątpliwości, bo to daje mi szansę na poprawę w tych aspektach i lepszy odbiór moich tekstów w przyszłości :).

 

Co do ostatniego – rozumiem Twoją argumentację na poziomie światotwórczym, ale nie do końca na poziomie psychologicznym. Jednak zabrakło mi jakiegoś elementu typu, że bierze głęboki wdech i mówi sobie, no sama rozumiesz, on musi umrzeć i potem ma wyrzuty sumienia. Jednak to nagłe wbicie tego dłuta uderza mnie jako niespójne z postacią.

Rozumiem o co Ci chodzi, myślę, że może mogłam lepiej pokazać jej stan emocjonalny.

Jeśli chodzi o ten głęboki wdech to miałam nadzieję, że podobne wrażenie da ten fragment: “Dużo myśli przepłynęło Farray przez głowę. Uratował jej życie, ale widział zdecydowanie za dużo. Poczuła się przytłoczona nadmiarem emocji.”. No i potem jeszcze pojedyncza łza spływa jej po policzku i przekonuje siebie, że niewybaczalnym błędem byłoby zostawienie człowieka przy życiu. Nawet myślałam, żeby dalej to kontynuować i jeszcze wspomnieć o tym do Zixa, ale nie miałam pomysłu jak to zrobić naturalnie i nie chciałam też zbytnio przedłużać końcówki.

 

Z kolei spodziewałbym się, że po tej sytuacji ona będzie nieco paranoiczna, nawet spotykając kogoś, kogo zna. On kwestionował jej decyzję, więc tym bardziej mógł pomóc zastawić na nią pułapkę.

Tak, faktycznie, mogłoby tak być. Moje wyobrażenie o gnomach, w tym opowiadaniu, było takie, że były sprytne i mogły być podstępne, ale nie mordowały się tak bezpośrednio.

 

Regulatorzy

Chciałam zauważyć, że jedna z definicji słowa "runąć" brzmi "gwałtownie z wielką siłą ruszyć w jakimś kierunku", jakiś kierunek to może być na przykład przód, tył, bok. Odnoszenie się wyłącznie do runięcia w górę, sprowadza merytoryczną dyskusję do absurdu.

 

Zgadzam się, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Widać, że masz bardzo mocną opinię na ten temat.

Ja o Tobie nic nie wiem, a podane przeze mnie źródło, jest dziełem językoznawców z Instytutu Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk, dlatego, jest dla mnie bardziej wiarygodne. Trudno mi uwierzyć, że językoznawcy podaliby "runąć w dół" jako przykładowe połączenie z innymi wyrazami, a następnie cytat z książki “21:37" Mariusza Czubaja: “Mężczyzna wspiął się na barierkę, rozłożył ręce i runął w dół. Krzyki obserwatorów zagłuszyły odgłos upadku.“ jako przykładowe użycie, gdyby uznawali to za błąd językowy. Oczywiście językoznawcy też mogą się mylić. Dlatego, gdybyś dysponowała jakimiś materiałami naukowymi, na poparcie swojej tezy, to można by się zastanawiać, które źródła są bardziej wiarygodne. W przeciwnym razie dalsza dyskusja nie ma sensu, bo opierasz się tylko na Twojej opinii, którą wydajesz się przedstawiać jako fakt. Zwrot może Ci się nie podobać i może Cię razić, ale to trochę mało, żeby uznać go, jedynie na tej podstawie, za błędny.

 

Ja jestem naprawdę otwarta na sugestie. Zdaję sobie sprawę, że popełniam dużo błędów i próbuję nad nimi pracować. Nawet zmieniłam to "runęła w dół" na "runęła z krawędzi", ale nie uważam, że powinno się uznawać coś za błąd językowy, tylko na podstawie czyjejś opinii. Szczególnie, jeśli wydaje się, że językoznawcy się z tym nie zgadzają. Chętnie zmienię zdanie, jeśli jesteś w stanie odnieść się do jakichś wiarygodnych źródeł albo opinii ekspertów.

 

Caern

Cieszę się, że wpadłeś i jesteś zadowolony z poprawek :). Muszę powiedzieć, że byłam naprawdę zachwycona całym procesem betowania. Nie wiedziałam czego się spodziewać i czy ktoś się zgłosi, żeby przejrzeć mój tekst. Ostatecznie miałam aż czterech betujących i moje wrażenie było takie, że każdy spojrzał na to opowiadanie z trochę innej strony i dzięki temu wiele rzeczy udało się dopracować :).

 

Nova, cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :). Dziękuję!

 

Regulatorzy

Nie rozumiem Twojego uporu, Iyumi, nie pojmuję, jak według Ciebie może lepiej brzmieć sformułowanie, które nie jest poprawne. :(

Dodam jeszcze, że runięcie w dół brzmi równie fatalnie, jak inny często powtarzany pleonazm: cofać się do tyłu.

Właśnie nie jestem przekonana, że jest niepoprawne, skoro w słowniku, przygotowanym przez Instytut Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk, podają “runąć w dół” jako przykład użycia słowa “runąć”.

Moim zdaniem sprawa nie jest taka oczywista jak z cofaniem, bo cofanie jest bardzo jednoznaczne. Natomiast słowo “runąć” ma wiele znaczeń. W tym słowniku, o którym wspomniałam, jest ich pięć (https://wsjp.pl/haslo/podglad/21814/runac). Budowla może runąć czyli zawalić się, ktoś może “runąć jak długi” czyli przewrócić się, “runąć na wroga” czyli w sumie ruch w przód (co nam daje drugi kierunek, w którym można runąć, oprócz tego w dół), no i można “runąć w przepaść” czyli spaść. Dlatego wydaje mi się, że kontekst jest ważny. Nawet jeśli “runąć w dół”, posiada nadmiarową informację, to uściśla, ponad wszelką wątpliwość, o jakie znaczenie słowa chodzi, a to z kolei sprawia, że tekst płynniej się czyta. Dlatego uważam, że może to być kwestia gustu. Jednej osobie zwrot może przeszkadzać, bo będzie uważała, że to pleonazm. A komuś innemu doda kontekst i ułatwi wyobrażenie sobie sceny.

Dzięki sugestii Ślimaka Zagłady, pomyślałam jeszcze o innym zwrocie, który też mi w miarę pasuje: “runęła z krawędzi”. Mam nadzieję, że to wersja, która jest satysfakcjonująca dla nas obu :).

 

Ślimaku

Jeszcze jeden zagubiony przecinek…

Ech… :( Mam nadzieję, że kiedyś rozmieszczanie przecinków będzie dla mnie bardziej intuicyjne.

 

A gdyby napisać “runęła z góry”?

Dziękuję za sugestię. “Z góry” nie całkiem mi pasowało, ale myślę, że może “z krawędzi” będzie dobre. Jestem wdzięczna za pomoc :).

 

Przy okazji, Autorko, dopiero się połapałem, że Ty jesteś Iyumi (przez wielkie “i”, a nie małe “L”). Trochę się zdziwiłem, bo tamto wydawało mi się związane słowotwórczo ze światłem, a to się z niczym nie kojarzy, ale przepraszam za pomyłkę!

Nie szkodzi, to nie jest moje prawdziwe imię, więc nie jestem do niego przywiązana ;-). Skojarzenie ze światłem mi się podoba, szkoda, że sama na coś takiego nie wpadłam.

Ten login to nie był mój pierwszy wybór. Zanim się zorientowałam, że nie da się założyć konta na gmaila, to już trzy inne pomysły zmarnowałam. Kilka innych było zajętych, więc musiałam improwizować.

 

GreasySmooth

Dziękuję za pozytywną opinię i wszystkie uwagi, postaram się je uwzględnić przy pisaniu kolejnych tekstów.

 

– Nieco przyciężki ze względu na długość dialog w drugim akapicie

Starałam się wprowadzić czytelnika w mechanizmy działające światem i dodać trochę historii, a przy tym uniknąć suchych opisów. Widzę, że nie wyszło mi to najlepiej, następnym razem spróbuję to jakoś dawkować w tekście.

 

– Nieco uboższy opis świata ludzi, bo czytelnik nie do końca rozumie, czemu lgną do wież, ale nie mają odwagi ich sforsować, choćby nawet wbrew nakazom, żeby je obrabować

Obawiałam się, że przekroczę limit znaków w konkursie i w związku z tym opis świata ludzi ograniczyłam do minimum, ale zdaję sobie sprawę, że w związku z tym wyszedł zbyt ubogi i może trochę niezrozumiały.

Ludzie sami budują te wieże, więc wiedzą, że nic do zrabowania w nich nie ma. Wiedzą też, że jak się przy nich majstruje to wybuchają. Właściwie nie ma powodu, żeby je ruszać.

 

– Często miałem wrażenie nadmiaru krótkich zdań, niektóre ustępy wydawały mi się nieco uboższe pod względem słownictwa

Moim problemem zawsze były zbyt długie i złożone zdania, dlatego zwykle staram się je skracać. Chyba tym razem przesadziłam w drugą stronę :(.

 

– Bohaterka dość brutalnie zabija człowieka, za to życzliwie odnosi się do Zixa, którego miała prawo podejrzewać o pomoc w zamachu na jej projekt

Farray nie zabiła człowieka dlatego, że była agresywna i morderstwo nie stanowiło dla niej problemu. Ona go zabiła dlatego, bo chciała być odpowiedzialna i uznała to za konieczne, aby utrzymać tajemnicę na temat wież i gnomów. Gnomy nie żywiły szczególnej sympatii do ludzi, wykorzystywały ich tylko. Zauważ, że ludzie byli, w porównaniu z gnomami, stosunkowo prymitywni. Poza tym gnomy żyły setki lat, ludzie kilkadziesiąt, z jej perspektywy, on i tak by już długo nie pożył ;-).

Farray była skłonna do ryzyka i może czasem lekkomyślna, ale wynikało to z tego, że była żądna wiedzy. Oszczędzenie człowieka nie dałoby jej wielkich korzyści, poza brakiem wyrzutów sumienia, a te mogłyby być większe, gdyby pozostawiła go przy życiu. Naraziłaby wtedy inne gnomy i ich badania.

Natomiast Zix był jej kolegą i dobrze go znała. Mogła przypuszczać, że on chciał się jej pozbyć, ale nie miała na to żadnych konkretnych dowodów. Wydaje mi się, że nie była dla niego szczególnie życzliwa, raczej neutralna.

 

Nieprawda. Rzeczony słownik definiuje, że „runąć to bezwładnie spaść z dużej wysokości“. Natomiast runięcie w dół, nadal będę twierdzić, jest masłem maślanym, niezależnie od tego, w jakich przykładach ten zwrot będzie cytowany.

Rozumiem dlaczego tak uważasz i zgadzam się, że trochę tak jest. Mimo wszystko, jakoś lepiej mi brzmi w tamtym miejscu “runęła w dół” niż samo “runęła”. W słowniku jest przykład połączenia “runąć na ziemię; w dół”, więc zakładam, że jest to dopuszczalne i zostawię :).

 

Chciałabym jednocześnie podkreślić, że bardzo sobie cenię wszystkie Twoje uwagi. Uważam, że bardziej świadome używanie wyrazów i zwracanie większej uwagi na błędy stylistyczne, to jest właśnie coś, dzięki czemu tworzy się lepsze teksty :).

 

 

Regulatorzy

Dziękuję za komentarz i bardzo doceniam korektę błędów. Większość poprawiłam, nie wszystkie tak jak sugerowałaś, bo w niektórych przypadkach bardziej mi pasowało inne sformułowanie albo wyszłoby powtórzenie.

 

Fajna historia, ale obawiam się, że nie do końca pojęłam zależności między wieżą, mieszkańcami wioski i gnomami. Rozumiem, że istniała stara przepowiednia, do której wioskowi przywiązywali duże znaczenie, ale umknął mi powód, dla którego Farray prowadziła prace w budowli.

Cieszę się, że historia Ci się spodobała. To nie była przepowiednia, nazwałabym to raczej zabobonem. Gnomy mieszkały pod ziemią, ale były stworzeniami ciekawskimi, przeprowadzały dużo eksperymentów, a oprócz tego uważały, że wszystko zasługuje na uwagę i wymaga zbadania oraz udokumentowania. Dlatego używały wież jako punktów, z których mogły obserwować powierzchnię, na przykład pod względem różnorodności roślinności albo ukształtowania terenu. Na tej podstawie mogły tworzyć mapy, może zapisywać zmiany pogody albo pór roku. Wieże pozwalały im także monitorować ruchy ludzi oraz ich podsłuchiwać w razie potrzeby.

Jeśli chodzi o samą Farray to obserwowała ruchy gwiazd i robiła mapę nieba.

 

aby dotrzeć na swoje stanowisko obserwacyjne. → Czy zaimek jest konieczny?

Może nie jest absolutnie niezbędny, ale wydaje mi się, że poprawia czytelność tekstu. Dzięki niemu od razu wiadomo, że Arnold idzie tam, aby przejąć wartę, a nie na przykład poinformować kogoś o rozkazach albo po prostu się ogrzać.

 

Tak się podekscytował, że zapomniał o swoim zadaniu. → Czy zaimek jest konieczny?

Podobnie jak wyżej. Podkreśla, że to było jego (Arnolda) zdanie, a nie jakieś ogólne zadanie, które współdzielili wszyscy.

 

 – Zgodnie z regułami powinnaś opuścić wieżę w sytuacji zagrożenia. Wybuchnie i nauczy niegnomy, żeby w przyszłości żadnej nie dotykać – usłyszała w głowie głos Zixa.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie.

Dziękuję za linka. Wydaje mi się, że zgodnie z nim, powinnam zapisać głosy w głowie jako połączenie myśli i dialogów. Dlatego dodałam jeszcze cudzysłów, bo tak zapisywałam myśli w całym tekście.

 

zasunęła płytę i runęła w dół… → Masło maślane – czy mogła runąć w górę?

Nie można runąć w górę, ale wydaje mi się, że można runąć jako przewrócić się (czyli hmmm… po łuku? :D).

W słowniku języka polskiego “runąć w dół” jest podane jako poprawne połączenie. Zobacz połączenia i pierwszy cytat tutaj: https://wsjp.pl/haslo/podglad/21814/runac/4953715/spasc

 

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za poprawę błędów :).

 

Aeoth

Dziękuję za rozbudowany komentarz! Cieszę się, że miotacz Ci się spodobał :).

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem Twojej interpretacji, naprawdę ładnie napisane. Ja myślałam trochę podobnie, ale na pewno nie potrafiłabym tego tak dobrze ubrać w słowa. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła przeczytać Twój tekst :).

 

Hej, Skryty!

 

Moim zdaniem świetnie rozegrane hasło, tekst mi się spodobał. Ta końcówka też mnie zatrzymała, ale jak już zorientowałam się o co chodzi, to była miłym zaskoczeniem, więc uważam, że na plus :).

Jedyne czego nie byłam pewna, to dlaczego terapeuta wyłożył papierami to krzesło na początku. Tekst sugeruje, że krzesło było brudne, ale dlaczego?

 

Hej, Edwardzie!

 

Dziękuję za pozytywną opinię i za klika do biblioteki :). Starałam się poprawić wszystkie rzeczy, które wydały Ci się niejasne przy becie, mam nadzieję, że jakoś mi to wyszło :).

 

Cześć, SNDWLKR!

 

Dziękuję Ci za komentarz i wszystkie uwagi. Miło mi, że spodobał Ci się wykreowany świat :).

Faktycznie można było pociągnąć opowiadanie dalej, ale wydaje mi się, że mogłaby wyjść z tego osobna historia ;-). Miałam nadzieję, że ten dialog na końcu trochę sugeruje, że w dalszej rozmowie, Farray powiedziałaby Zixowi, co się dokładnie wydarzyło. Z tym zakończeniem (epilogiem) ogólnie miałam duży problem. Spędziłam nad nim sporo czasu, napisałam kilka wersji, ta i tak była najlepsza. Mam nadzieję, że w kolejnych opowiadaniach pójdzie mi lepiej.

Zamieniłam słowa “aktywny” i “korzystny” na bardziej pasujące i dodałam ogonek :).

 

Najdroższy Święty Mikołaju!

 

Wydaje mi się, że przez ostatnie dziesięć lat, Twoje elfy chyba wzięły wszystkie moje prezenty dla siebie. Spodziewam się, że w tym roku będziesz je lepiej pilnował i wynagrodzisz mi to z nawiązką. Dlatego mam nadzieję, że otrzymam wszystko z mojej listy, a może jeszcze więcej!

 

Proszę o:

– Przygodowe Święta,

– Magia Świąt i Miecz,

– Świąteczne odkrycia, wynalazki i niezwykłe znaleziska.

 

Jeszcze raz zaznaczam, nie musisz się ograniczać tylko do mojej listy. Gdyby coś fantastycznego Ci zalegało, to chętnie przyjmę.

 

Zawsze grzeczna,

Iyumi

 

Hej, Skryty! Cieszę się, że wykreowany świat Ci się spodobał. Dziękuję za klika :).

 

Witaj, Tarnino :). Miło, że wpadłaś.

 

Koalo, fajnie, że się spodobało :). Dziękuję!

 

Ambush, dziękuję za miłe słowa i za klika :).

 

Czeke, cieszę się, że historia przypadła Ci do gustu. Miałam nadzieję, że wyjdzie lekka, mimo śmierci Arnolda, fajnie, że tak ją odebrałeś :).

 

Ślimaku

Wydaje mi się, że tak, brzmi raczej samobójczo, nawet jeżeli gnomy muszą mieć niższą od ludzkiej prędkość graniczną (pozostawiłaś to w domyśle, ale chyba da się odgadnąć). Bardziej wiarygodny byłby pewnie zjazd na linie – mając linę o dwukrotnej długości zjazdu, można ją zawiązać tak, aby na dole uwolnić i zabrać ze sobą.

Faktycznie brzmi nieco samobójczo, ale można znaleźć w Internecie dużo wskazówek, jak to najlepiej zrobić. Są też niezłe historie ludzi, którzy spadli z dużej wysokości i przeżyli. Na przykład Alan Magee, pilot, który przeżył upadek z 6700 m. Dlatego wydaje mi się, że to pasuje do, nieco szalonej, gnomki. Szczególnie, że zabezpieczyła się na wypadek śmierci. Pomysł z podwójną liną jest niezły, może gdybym o tym pomyślała, to bym go wykorzystała.

 

Dziękuję za kolejną poprawę błędów. Przejrzałam tekst jeszcze raz i wydaje mi się, że teraz dodałam naprawdę dużo przecinków. Mam nadzieję, że już nie brakuje ich tak wiele (a może wcale ;-)).

 

Widzę, że znasz się lepiej ode mnie co najmniej na projektowaniu stron internetowych, a może i ogółem na informatyce, skoro od razu pomyślałaś o tym wszystkim. Niemniej właśnie tak jest i też się dziwiłem, że tagi są bezpośrednio wszyte w kod. Przynajmniej tego rodzaju pogłoski słyszałem od starszych stażem użytkowników (bo oficjalnego wyjaśnienia chyba żadnego nie było), że autor strony uciekł do Ameryki Łacińskiej, zanim dali mu do podpisu takie oświadczenie pod groźbą poszczucia tezaurusami.

Nie wiem jak na projektowaniu stron, ale o programowaniu coś tam wiem, regularnie podpisuję tego typu oświadczenia, chociaż w trochę innym celu.

Szkoda, że tak to się potoczyło.

 

 

Cześć, Cezary! Bardzo dziękuję za miłą opinię i za klika. Cieszę się, że spodobała Ci się główna bohaterka.

 

Natomiast nie do końca zagrały mi postaci drugoplanowe. Jest ich od zatrzęsienia, nieszczególnie mają osobowości i mam wrażenie, że służą wyłącznie za tło. Trochę jak rekwizyty. W konsekwencji szybko przestałem zauważać kto jest kim i kolejne imiona mi się zlewały (no może Zix się trochę wyróżnia.

Tak jest, w większości zostały zaplanowane jako tło, ale myślę, że to bardzo cenna uwaga. W kolejnych opowiadaniach postaram się poprawić w tym aspekcie.

 

Cześć, Ślimaku! Bardzo mi miło, że wpadłeś i dziękuję za obszerny komentarz. Zdaję sobie sprawę z moich braków w zakresie interpunkcji i pracuję nad tym, ale wygląda, że jeszcze długa droga przede mną. Poprawiłam błędy, które wypisałeś. Przejrzałam tekst i dodałam jeszcze kilka przecinków, mam nadzieję, że jest lepiej.

 

Na przykład zabrakło mi wyraźniejszej wskazówki, że Farray ma w gildii zaciekłego wroga i coś jej może zagrozić.

Zamysł był taki, że Antymon chciał za wszelką cenę mieć rację. Farray podważyła jego profesjonalną opinię (w kwestii opłacalności przyłączenia wieży do sieci tuneli). W związku z tym postanowił pokazać innym gnomom, że popełniła błąd (bo tyle lat kopała a wieża i tak wybuchła), a do tego przypłaciła swoją pomyłkę życiem. Dałam delikatną sugestię w dialogu gnomów, że mu się to nie spodobało, ale nie chciałam sugerować za bardzo, żeby zakończenie było zaskoczeniem.

Farray podsłuchała też rozmowę trolli z której wynikało, że jakiś karzeł nasłał je na wieżę. Liczyłam tutaj, że czytelnik się domyśli, że karzeł to w rzeczywistości gnom.

Masz rację, że dało się lepiej zbudować napięcie. Chociaż ja akurat w opowiadaniach lubię wiedzieć tyle co bohater, więc napisałam trochę pod swój gust. W przyszłości spróbuję to lepiej zrównoważyć.

 

Jeżeli dobrze rozumiem, “ruszyła w dół zbocza”, aby znaleźć w końcu inne wejście do krainy gnomów, znane jej może z map, jakąś opuszczoną kopalnię? Tylko czemu w takim razie nie wzięła wcześniej pod uwagę takiego rozwiązania, tylko przez trzy tygodnie walczyła z beznadziejnie zagruzowanym tunelem wieży?

 

Tak, dobrze rozumiesz. W jednej wersji tekstu była nawet wzmianka (która ostatecznie wyleciała) o nielegalnym wyjściu ewakuacyjnym (na wypadek zawału), które sobie zrobiła wcześniej i tutaj użyła.

Odnośnie do kopania trzy tygodnie, to założyłam, że jak zaczynała pracę to nie wiedziała ile to potrwa i myślała, że szybko sobie poradzi. Liczyłam, że ten fragment: “Zdecydowała, że to nic z czym nie mogłaby sobie poradzić i wzięła się do roboty.” to zasugeruje. Wydaje mi się, że skakanie z wysokiej wieży, z bombą w ręce, brzmi raczej jak ostateczność, a nie jak dobra alternatywa.

Rozumiem, że nie odebrałeś tego w ten sposób. Twoje sugestie, jak to można było zrobić lepiej, są bardzo dobre, postaram się w przyszłości lepiej uzasadniać tego typu kwestie.

 

I wreszcie: dlaczego ludzie zawsze budują osady wokół działających wież? Aby zwyczaj utrzymywał się tak silnie, powinny płynąć z tego jakieś realne korzyści, a tymczasem z tekstu nie wynika, jakoby obecność gnomów w wieży tak naprawdę w czymkolwiek im pomagała.

Faktycznie tak jest, obecność gnomów w wieżach w niczym nie pomaga. No może poza zegarem, który pozwala lepiej mierzyć czas, ale to niewielka korzyść. Założenie było takie, że wrażenie jakie zrobił na nich wielki mędrzec (gnom Cyrkoniusz) było na tyle duże, że wierzyli, że tak właśnie należy robić, bo inaczej taka osada będzie pechowa/złe duchy mogą ją nawiedzać. Starałam się też zasugerować w rozmowie Arnolda z Geraldem, że czasem takie wioski się zapadały. W zamyśle gnomy się pod nie podkopywały i robiły zawały, żeby zwiększać poczucie, że różne nieszczęścia mogą się przytrafiać taki osadom.

Tutaj na pewno lepiej można było rozwinąć ten wątek, ale nie chciałam, żeby opis mechanizmów działających światem zdominował to opowiadanie. Wydaje mi się, że wstęp byłby wtedy strasznie rozwleczony. Opowiadanie miało być o kobiecie (no powiedzmy, że postaci żeńskiej) i wynalazku, dlatego starałam się, żeby to właśnie stanowiło centrum tego tekstu.

Druga sprawa to limit, do 30 tysięcy znaków, nie wiem czy potrafiłabym to wszystko opisać i się zmieścić. Teraz się trochę zastanawiam czy to był dobry pomysł, żeby pisać opowiadanie na konkurs, osadzone w świecie, który istnieje w mojej głowie od dawna. Jest to jednak spore wyzwanie, żeby wykreować świat wiarygodnie przy zachowaniu limitu znaków.

 

Normalnie spodziewałbym się, że wartownik będzie jednak oczekiwał na przybycie zmiennika do skutku, a przynajmniej tak długo, jak może tam pozostać bez narażania się na niebezpieczeństwo (wyczerpanie zapasów).

Masz absolutną rację, nie pomyślałam o tym. Zmieniłam trochę ten fragment, mam nadzieję, że teraz wydaje się bardziej sensowny.

 

Nie wywalczymy, bo system tagów, jak i cały kod strony, jest obecnie nie do ruszenia – tam są w grze jakieś dziwne kwestie prawnoautorskie.

Dziękuję za informację, zmieniłam w takim razie ten fragment przedmowy. Myślałam, że tagi to jest coś co jest zarządzane z panelu administratora. Często też takie rzeczy są trzymane w bazach danych, wtedy nawet jeśli kod byłby nie do ruszenia, to dalej można by to edytować/dodawać bezpośrednio na bazie danych.

W niektórych przypadkach, chyba zależnych od umowy, kod jest chroniony jako własność intelektualna, dlatego też programiści są czasem proszeni o podpisanie oświadczenia o zrzeczeniu się praw autorskich. Pewnie o coś takiego tutaj chodzi.

Poradnik postaram się przeczytać w wolnej chwili, dziękuję za podlinkowanie. Już go kiedyś przeglądałam, ale raczej pobieżnie.

 

Strasznie się rozpisałam. Mam nadzieję, że udało mi się w miarę wyjaśnić mój zamysł. Zdaję sobie sprawę, że tego typu wyjaśnienia, w najlepszych tekstach, nie są potrzebne.

 

 

Cześć, Hesket! Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się podobało i dziękuję za klika :)

 

Jeśli to Twoje pierwsze opowiadanie, to jestem pod wrażeniem.

Miło mi :) Dostałam dużo cennych uwag od betujących, myślę, że to po części ich zasługa.

 

Zastanawiałem się o o co chodzi w zwrocie (ja pucuję), to zapewne rodzaj drobnego przerywnika, jak coś w rodzaju: ja pierniczek.

Dokładnie tak, jakoś mi tam pasował zwrot w stylu “ja pierniczę”, ale wszystkie, które mi przychodziły do głowy, nie pasowały do gnomki, więc wymyśliłam jej własną odzywkę. Nie jestem przywiązana do “pucuję”, więc jeśli masz lepszy pomysł to chętnie przyjmę :)

 

 

Hej, NaNa! Dziękuję Ci za komentarz, cieszę się, że Cię wciągnęło :) To chyba jedna z lepszych rzeczy jakie można usłyszeć. Usunęłam cudzysłowie. Będę walczyła, żeby w kolejnych opowiadaniach, niedociągnięć było coraz mniej! :)

 

 

Hej, Canulas! Miło mi, że podobała Ci się walka z trollami i zabójstwo biednego Arnolda ;-) Chciałam, żeby jego losy i Farray na końcu się połączyły, ale stwierdziłam, że żeby zachować spójność to niestety chłopak nie może wyjść z tego żywy.

 

naprawdę nie poczeka na zmiennika, tylko jak skończy się jego warta po prostu pójdzie?

Masz rację, nie przemyślałam tego. Zmieniłam trochę ten fragment, myślę, że jest teraz bardziej wiarygodny.

 

czemu nie mogła pomalować wewnątrz i umieścić już pomalowane?

Bo ona nie malowała kamieni, tylko ścianę wieży na zewnątrz, żeby się nie rzucało w oczy, że kamienie mają trochę inny kolor. Kamienie miały swoje określone właściwości, ale gdyby zostały zamalowane, to by je utraciły.

Może nie jest to wystarczająco jasno napisane w tekście, pomyślę nad jakąś zmianą, żeby nie było wątpliwości.

 

Skoro dwukrotnie pada “Nie!”, to bardziej “krzyczał”.

Krzyczał kojarzy mi się z takim bardziej “Nieeeeeeeee!” i jakoś mi mniej pasuje.

 

Wszystkie pozostałe sugestie uwzględniłam, powinny już być poprawione.

 

 

Dziękuję jeszcze raz wszystkim i pozdrawiam!

 

Z tytułem pierwszy raz miałem taki problem, żebym nic nie potrafił wymyślić, no… to było straszne.

Teraz, po Twoich wyjaśnieniach, tytuł wydaje mi się lepszy, więc może dla osób bardziej w temacie spełnia swoje założenia :)

 

Swoją droga, to nie tylko numer na te infolinie, ale to przede wszystkim numer dodawany obowiązkowo do każdej paczki papierosów w Polsce.

Nie wiedziałam. Nie wiem czy kiedykolwiek miałam paczkę papierosów w ręce, a z daleka głównie zwracają moją uwagę te brzydkie zdjęcia.

 

W kwestii horrorów… nie łatwo się do tego przyznać, ale chyba nie przeczytałem w życiu żadnego. Nawet tutaj jak są horrory wrzucane to z reguły unikam.

Ja gównie oceniam po tym czy coś wydaje mi się straszne czy nie, ale też unikam horrorów, więc może więcej osób przeczyta jak zostanie fantasy ;-) Szczególnie, że moje wrażenie było na podstawie pojedynczej sceny, a nie całego tekstu.

 

Pozdrawiam i dziękuję za miłą lekturę :)

Hej!

 

Moim zdaniem opowiadanie bardzo dobre i naprawdę mnie wciągnęło. Tylko wstęp wydawał mi się trochę za długi, w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy tekst dokądś zmierza. Jak rozpoczęła się właściwa akcja było znacznie lepiej.

Z takich ogólnych uwag to wydaje mi się, że tytuł nie jest zbyt zachęcający. Sprawdziłam, że to numer poradni pomocy dla palących, co jest interesującym faktem i może trochę przyciąga uwagę (jak się o tym wie), ale ja bym nie weszła, gdyby nie rekomendacja Skrytego do piórka.

Zastanawiam się też czy tag “klątwa” jest konieczny. Wiadomo, że jest stosowny, ale jest też spoilerem. Jak doszłam do fragmentu gdzie wyszło na jaw, że to właśnie klątwa to nie pomyślałam “wow, a to ciekawe” tylko “no tak, tego należało się spodziewać”. Natomiast zastanowiłabym się czy nie oznaczyć tego jako horror, bo były miejsca gdzie było trochę strasznie (ale ja jestem strachliwa, więc może to tylko moje odczucie).

 

Cześć, Cezary!

 

Opowiadanie wciągające i zabawne, niezły zwrot na końcu :). Trochę byłam rozczarowana, że nie było żadnej historii z podróży w kosmos, ale zostało to przewidziane, a może przeczytane w moich myślach? ;-) Chyba mi umknęło dlaczego właściwie Patrycja, dopiero po wynalezieniu maszyny do czytania w myślach, zaczęła podróżować na swoją planetę z mężem.

 

Oczywiście, jednak z góry zastrzegam, że jestem uzbrojony, więc nie życzę sobie żadnych sztuczek.

Nie jestem pewna czy zastrzegam jest tu niepoprawne, ale lepiej by mi brzmiało “ostrzegam”.

Hej!

 

Bardzo sympatyczne opowiadanie, takie trochę zwariowane, ale w pozytywny sposób :-). Podobał mi się sposób w jaki przedstawiłaś świat, w Twoich opisach miałam wrażenie takiej jakby lekkości. Super pomysł na Babcię, lubię takie postacie.

Pod koniec miałam wrażenie, że już trochę za długo stoję pod tymi Drzwiami, ale właściwie nie wiem dlaczego. Może udzielił mi się nastrój kolejkowiczów i też nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć co jest po drugiej stronie ;-).

Cześć!

 

Przeczytałam, nie było złe, ale mnie nie wciągnęło. Moim zdaniem fabuła trochę mało przekonywująca. Wydaje mi się, że jedenastoletniej dziewczynie jednego dnia może się podobać jeden chłopak, a drugiego zupełnie inny. W związku z tym ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby przeznaczyć połowę swojego majątku, żeby pomóc w spełnieniu tego typu zachcianki małej dziewczynce. Nie podoba mi się też idea dziecka, które przygotowuje eliksir na potencję. Może główna bohaterka powinna być starsza?

Dla mnie historia byłaby ciekawsza gdyby okazało się, że po bliższym poznaniu Janek jednak nie był tym jedynym i pojawił się problem jak się go pozbyć. Albo jego koledzy zorientowali się, że coś jest nie tak i próbowali go uratować. Mogłoby być też ciekawie gdyby wyszło na jaw, że Matka Wszechpotężna wcale nie jest dobra tylko dla własnej rozrywki spełnia nieprzemyślane życzenia, bo bawi ją głupota śmiertelników.

 

pocałował ją siarczyście w usta.

To mi brzmi źle. Nie spotkałam się z połączeniem słowa “siarczyście” z całowaniem, ale jak sobie to wyobrażam to nie wydaje mi się ani namiętne ani romantyczne.

 

Pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu :)

Dziękuję za miłe powitanie :) Również mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

 

Wydawało mi się, że w roku 1913 H.R. już musiała być znana, ale Twoja propozycja jest ‘bezpieczniejsza’.

Chyba wyraziłam się niezbyt precyzyjnie. Nie chodziło mi o to, że nie była wtedy znana, tylko że czytelnik, który o niej nie słyszał może poczuć się zagubiony. Moja sugestia miała za zadanie sprawić, żeby ten fragment czytało się płynnie również osobom, które nie wiedzą kim była Helena Rubinstein. Można by napisać też po prostu, że “Napisała kilka listów do słynnej Heleny Rubinstein, która…”. To jest taki drobiazg, nie chciałam się czepiać. Ten fragment trochę wybił mnie z rytmu przy czytaniu i pomyślałam, że o tym wspomnę, a nie chciałam krytykować bez żadnej sugestii jak można by to poprawić. Ogólnie tak jak już pisałam, cały tekst jest spójny i przyjemnie się go czyta :)

Cześć, Koalo!

Bardzo przyjemne opowiadanie, o wiedźmach zawsze lubię poczytać :)

 

Miała trochę zdolności i wiedzy magicznej odziedziczonej po matce.

Nie jestem pewna czy wiedzę można odziedziczyć, wydaje mi się, że raczej się ją zdobywa. No chyba, że w postaci książek. Lepiej by mi brzmiało “Miała trochę zdolności oraz wiedzę magiczną przekazaną przez matkę”.

 

Napisała kilka listów do znanej już Heleny Rubinstein, która po powrocie z Australii otworzyła instytut urody w Mayfair w Londynie i potem salon piękności w Paryżu.

Ja akurat nie wiedziałam kim była Helena. Sprawdziłam, postać pasuje do opowiadania świetnie, ale wydaje mi się, że pojawia się dość nagle i to “już” trochę sugeruje jakby wystąpiła w tekście już wcześniej tylko nie była wtedy znana. Musiałam się zatrzymać i zastanowić czy coś mnie czasem nie ominęło. Sugeruję małą zmianę: “Napisała kilka listów do zdobywającej popularność Heleny Rubinstein, która po powrocie z Australii otworzyła instytut urody w Mayfair w Londynie i potem salon piękności w Paryżu”.

Cześć, Edwardzie!

Świetnie napisany tekst. Jak już wsiadłam do tego pociągu to nawet nie zauważyłam kiedy dojechałam do końca, mimo, że to zupełnie nie moje klimaty. Bardzo płynnie i przyjemnie mi się czytało. Jedyna rzecz, która mi trochę nie pasowała to ten kawałek (w którym nawiasem mówiąc “bo” wydaje się zupełnie niepotrzebne):

 

Bo teraz widzę, że wszystko się porusza, podróżuje wokół pociągu, który jest nieruchomy. To centralny punkt świata, wokół którego obraca się rzeczywistość, to tu dzieje się cała magia.

Od tego momentu zaczęłam sobie ten świat właśnie tak wyobrażać, że pociąg stoi a świat się porusza. Nawet na początku mi to pasowało, ale w miarę postępu opowiadania, coraz mniej, a na końcu jak pociąg zaczął się rozpędzać “do nieprzytomności” to już w ogóle. Wiem, że to było tylko takie odczucie bohatera i na pewno nie zależało tego odbierać dosłownie, ale lepiej by mi się czytało bez sugestii, że pociąg był nieruchomy.

 

 

Ponieważ coś tam się znam na stronach, pewnie bardziej niż na opowiadaniach ;-) To dla ciekawych, wyjaśniam prawdopodobny powód dziwnego formatowania komentarza MaSkrola. Podejrzewam, że przy wrzucaniu obrazka dorzucił przypadkowo fragment kodu html, który został zinterpretowany przez stronę. Coś takiego powinno być zablokowane i zwykle świadczy o większej lub mniejszej luce w zabezpieczeniach. Można by sprawdzić jak duża jest dziura, ale nie będę tego robiła, bo dopiero tu przyszłam i nie chcę od razu dostać bana ;-)

Cześć wszystkim! Wrzuciłam na betalistę opowiadanie na konkurs “Córka Euremy” (termin do końca listopada). Jest to moje pierwsze opowiadanie od bardzo długiego czasu i pierwsze na tej stronie. Byłabym wdzięczna gdyby ktoś zechciał przeczytać oraz podzielić się wrażeniami i sugestiami. Chętnie odwdzięczę się tym samym.

 

Tytuł: Przeklęta wieża

Znaki: 29165

Gatunek: Fantasy

Nowa Fantastyka